Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 10-05-2009, 13:46   #21
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Lot przebiegł w miarę spokojnie. Trudno powiedzieć, czy milczenie Anny przez cały czas było czymś jakby na wzór kontemplacji, wyrażeniem irytacji powodowanej podejściem brata, czy też niemożnością stawienia jakiegokolwiek komentarza adekwatnego do sytuacji, w której się znalazła. Tak czy inaczej, studentka nie miała choćby najmniejszej ochoty na rozmowy i właściwie przez cały lot usiłowała podziwiać widoki za oknem, powstrzymując myśli o domu i skupić się na dokuczającym jej z powodu zmian ciśnienia bólu głowy.
Zastanawiała się cały czas właściwie wyłącznie nad jedną kwestią: czy kiedyś będzie mogła złożyć choćby kwiaty na grobie. Starała się jednak nie okazywać emocji, ponoć kiedy się starała to całkiem nieźle jej szło, także po prostu była jeszcze bardziej blada niż zwykle a jej dłonie od czasu do czasu lekko gniotły spódnicę, zaciskając się na kolanach i drżąc lekko. To były jednak drobne gesty. Cały czas słuchała cicho poezji śpiewanej.

Lotnisko nie było miejscem, z którym przepadała. Cały czas liczyła, że w końcu zatrzyma ich celnik, choćby po to, aby wyszło na jej, nie doceniła jednak chyba człowieka, bądź ludzi, którzy zajęli się jej transportem na miejsce. Choć nawet z tego względu miała niejasną ochotę, aby dokonać na kimś jakiejś zemsty, rozglądała się tylko próbując wykryć z tym miejscu coś interesującego. Przy okazji wymieniała sobie w myślach zasady postępowania z osobami, które straciły najbliższych i zastanawiała się, jak bardzo są one nieprzestrzegane. W końcu jednak doszła do wniosku, że będzie się tym zadręczać później, gdy przyjdzie noc i nikt nie będzie w stanie jej upilnować.

- Wygląda na to, ze jesteśmy pierwsi siostrzyczko. Masz na coś ochotę? Kawa? Pepsi? Soczek?

- Podwójne espresso. Bez niczego.

Spojrzała na niego jak na idiotę. Jego absolutny brak empatii był tyleż załamujący ile wręcz nieżyciowy, co zapewne świadczyło bądź o tym, że miał już doświadczenie z faktem zgonów i to na różne sposoby, o czym też mogły poświadczyć okoliczności ich spotkania. Innymi słowy: doznał swoistej znieczulicy. Cóż, będą w interesujący sposób kontrastować. Obserwując postać westchnęła cicho i podparła brodę ramieniem, mrugając dość często aby rozproszyć czarne myśli.

Jak rzekła znajoma psycholożka, "łatwo powiedzieć: nie myśl o tym". Westchnęła ponownie.

Dość szybko dostrzegła tę parę. Nie miała ochoty na jedną z jej ulubionych czynności, jaką jest analiza osobowości po wyglądzie i kroku postaci, doszła tylko do wniosku, że o cholera - znowu nie jest sama. Objęła dłońmi otrzymane espresso, które uniosła niczym kubeczek kakao, po czym spojrzała na dwójkę znad filiżanki. Faktycznie, podeszli do nich. Upiła łyczek i odstawiła kawę, nieszczególnie zadowolona ze spotkania. Zdecydowała się jednak tego nie okazywać. Zamiast tego uśmiechnęła się uprzejmie.

- Mi także bardzo miło - Potem dopiero zwróciła się do Laury. - Dzień dobry. Otrzymałam już swoją kawę, jestem szczęśliwa.

Akurat w jej przypadku ten sarkazm w ostatnim zdaniu był bardzo ciężki, niemniej Anna pilnowała się. Delikatnie ułożyła dłoń na stoliku, ujęła uszko od filiżanki w palce i upiła kolejny łyk naprawdę, naprawdę gorzkiego napoju. Nie wzdrygnęła się, zresztą, znając podstawowe zasady kodu niewerbalnego, mogła się postarać aby nikomu nie sugerować bądź kryzysu bądź złości. Ewentualnie brat mógłby coś podejrzewać, co do tego miała jednak wątpliwości. Wyglądał na osobę, która, jeśli znała psychologiczne sztuczki to raczej z perspektywy motywu zbrodni i kary, nie będzie zbyt podejrzliwie odnosić się do niewinnej ofiary, której ktoś zabił matkę. Jedyne, co mogło w Annie wzbudzać podejrzenia to fakt, że nie była ani trochę zainteresowania sytuacją. Upiła kolejny łyk kawy i poczuła, że chciałaby tu zostać do wieczora.
 
Gratisowa kawka jest offline  
Stary 14-05-2009, 04:32   #22
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
-(…) Miejsce spotkania nosi nazwę Londyn. Znasz to miasteczko?-

Lekko falując podpłynęła do drzwi pokoju.

- Mamy mało czasu. Tu nie jest bezpiecznie.

Adam spojrzał na ducha z zaskoczeniem wypisanym na twarzy.

- Londyn? Ten Londyn?! Zwariowałaś przecież to prawie 300 mil stąd!-
- Świetnie, czyli wiesz gdzie to jest. -
- Nie zmieniaj tematu! Jak ja niby wytłumaczę rodzicom zniknięcie i to, że pojechałem do Londynu? Przecież nie powiem: cześć mamo, cześć tato, mówię wam w tej naszej stolicy mają straszne korki. – lekka panika przebijała się przez jego głos.
Dziewczynka spojrzała na niego jak na opóźnionego w rozwoju.
- Ty chyba dalej nie zdajesz sobie sprawy w jakiej jesteś sytuacji. Jeśli tu zostaniesz to sługusy Lilith przyjdą po ciebie, czy tego chcesz czy nie. A wtedy ucierpi też twoja rodzina…-
-Przecież to jakaś kompletna bzdura! Ja… -
-Pozwól mi dokończyć – zjawa przytemperowała go chłodnym i bezlitosnym głosem – Mam za zadanie doprowadzić cię na miejsce i zrobię wszystko, żeby wykonać zadanie, czy tego chcesz czy nie… -

Nagle, brzęcząc nieznośnie, przez otwarte okno wleciało coś co wielkością przypominało nieco wróbla. Dziwna istota zaczęła latać niczym opętana po pokoju, po czym niespodziewanie rzuciła się na Adama. Martwe, przecięte na pół ciałko uderzyło go w pierś i spadło na podłogę, gdzie w chwilę potem rozsypało się w pył.



Dziewczynka opuściła miecz.
- Więc już wiedzą, gdzie jesteśmy. Ruszaj się tu chodzi o twoje życie!

Chłopak tępo wpatrywał się w miejsce, gdzie leżała kupka popiołu. Nagle potrząsnął lekko głową i chwycił za sportową torbę, gdzie spakowane miał odrobinę ubrań na wycieczkę, którą miał odbyć z rodzicami za dwa dni.
Nie minęło pół godziny, kiedy stał przy kasie na dworcu zamawiając bilet do Londynu King’s Cross.

*****

Podróż odbyła się o tyle spokojnie, że współpasażerowie zdawali się nie zauważać jego niezwykłej towarzyszki i choć pociąg był zatłoczony to jakoś nikt nie miał ochoty usiąść na jedynym „wolnym” miejscu w przedziale.
Zdołał nawet przespać się przez dwie godziny, choć bardziej można by to nazwać koszmarem niż lekkim i przyjemną drzemką.

Wysiadając na peron odruchowo rozejrzał się orientując, gdzie należy iść. Na jego pytające spojrzenie zjawa ze stoickim spokojem odpowiedziała jednym, krótkim słowem.
- Lotnisko
Adam skinął głową i ruszył szybkim krokiem do najbliższej stacji metra. Londyn może i był daleko od jego rodzinnego miasta, ale znał całkiem nieźle tą metropolię. Regularnie odwiedzał z rodzicami swoją ciotkę, której miał nadzieję nie spotkać na ulicach. Szedł o zakład, że nie skończyłoby się na tłumaczeniu o spotkaniu z pewnymi znajomymi. Pozostawało liczyć na wielomilionowy tłum, przewalający się cały czas arteriami miasta.

Po ponad godzinnym przebijaniu się przez miasto w końcu dotarli do celu. Zgodnie ze słowami widmowej dziewczynki gdzieś w środku powinna znajdować się reszta…
Adam zebrał się w sobie i wszedł do środka… prosto w tłum ludzi, spieszących do wyjścia lub w przeciwnym kierunku – na samolot. Westchnął ze zrezygnowaniem, ale nie miał wiele czasu na zastanowienie, duch już ciągnął go w kierunku Costa coffee.
Niemal od razu wypatrzył spośród klientów jedną, wyjątkowa grupę… kompletnie nie kojarzył ich twarzy, ale coś mówiło mu, ze już się spotkali. Odrobinę zmieszany zbliżył się mając za plecami nadal towarzyszące mu widmo. Odchrząknął głośno, by zwrócić na siebie uwagę, co wyszło mu aż nazbyt dobrze. Speszony zarumienił się odrobinę, po czym odezwał się cichym i odrobinę niepewnym głosem.
- Jestem Adam… zdaje się… zdaje się, że wszyscy przybyliśmy tu w tym samym celu, prawda? -
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej
John5 jest offline  
Stary 14-05-2009, 09:45   #23
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Lotnisko.



Rozmowa zdecydowanie sie nie kleila. Przynajmniej pomiedzy Anna i Davidem. Laura i Nathan z przyjemnoscia zaglebili sie bowiem w ozywiona dyskusje o sposobach radzenia sobie z rozprzestrzeniajaca sie plaga wilkolakow na terenie zachodniej Transylwani. On byl zdania, ze wystarczy sukcesywnie odsylac bestie na lono Abrahama. Ona wolala widziec w nich istoty czesciowo ludzkie i prowadzic pertraktacje. Zgodni byli jedynie co do tego, ze moce odpowiedzialne za tamten region zdecydowanie zbyt dlugo zwlekaly z uznaniem problemu.

- Moze jak juz uporamy sie z Lilith i tym calym bagnem, gora wysle tam kogos do pomocy. Osobiscie mam nadzieje, ze uda mi sie wcisnac w grupe, ktora zostanie do tego oddelegowana.

- Nat... Naprawde sadzisz, ze wysla tam pluton egzekucyjny? Wilkolaki z tamtej rodziny moze i sa znacznie dziksze od tych, z ktorymi wspolpracujemy, jednak watpie zeby trybunal zgodzil sie na tak drastyczne srodki. Pamietasz Turcje 1915? ...

- Nie, nie pamietam... Cos mi sie jednak zdaje, ze zaraz mnie uswiadomisz..

- Nie musialabym tego robic gdybys zamiast uganiania sie po swiecie ze swoimi zabawkami do odbierania zycia innym sprobowal siasc na chwile w bibliotece i poczytac o historii. Wiedzialbys wtedy, ze ...


Nagle zamilkla w polowie zdania, a na jej ustach pojawil sie radosny usmiech.

- Feriel!

Po chwili uslyszeliscie jak ktos mowi:

- Jestem Adam… zdaje się… zdaje się, że wszyscy przybyliśmy tu w tym samym celu, prawda?

Mlody chlopak ze sportowa torba przewieszona przez ramie pojawil sie jakby znikad przy waszym stoliku. Po krotkim powitaniu i ogolnej prezentacji kiedy to wszyscy wstali ze swoich miejsc, Nathan zrobil rzecz niezwykle dziwna. Otoz gdy ponownie zajmowaliscie swoje miejsca zwrocil sie w strone mlodzienca i powiedzial:

- Feriel daj juz spokoj. Tu jest bezpiecznie. Odloz ten miecz i usiadz z nami zamiast sterczec tam niczym strach na wroble.

Sprawa wyjasnila sie w chwile pozniej gdy tuz obok Adama zmaterializowala sie dziewczynka z poteznym mieczem w dloniach. Dziwne, ale jakos nikt poza wami nie zwrocil na nia uwagi...

- Nie jestem pewna... Mam takie dziwne przeczucie.. Jakas grozba ale nie skierowana w nas, a mimo to nam zagrazajaca...

Cichy szept zjawy przywodzil na mysl szum wiatru na strychu starego domu.

- Te twoja przeczucia.. Ostatnim razem ...





Thomas Erikkson



Tirill usmiechem skwitowala swoja wygrana zwijajac jednoczesnie szponiaste skrzydla.

- Wiedzialam, ze dojdziemy do porozumienia.

Rzucila, po czym robiac krok w twoja strone, objela cie delikatnie w pasie.

- Zatem lecimy...

Szary dym pochlonal cie calkowicie zanim zdazyles sie rozmyslic...




Lotnisko



Lecz nie dane mu bylo dokonczyc gdyz w tym wlasnie momencie ponownie odezwala sie Laura.

- Tirill ... Miala klopoty... Zaraz tu bedzie...


Ledwo przebrzmialy jej slowa gdy w obloku szarego dymu pojawila sie dosc dziwna para spleciona w uscisku z krukiem nad glowami robiacym za przyzwoitke. Ona w dlugiej, pamietajacej zapewne lepsze czasy ale o dziwo nieskazitelnie czystej, bialej sukni. On w bialej koszuli i czarnych spodniach ze skorzana kurtka przewieszona przez lewe ramie. Ona uzbrojona w dlugie szpony, on .... Bezbronny...
Pierwsza odezwala sie ona.

- Ludzie... W zyciu nie spotkalam demona ktory bylby trudniejszy do zrozumienia... Nawet ci z Mrocznych krain.... Navarro zas przypomina kawalek skaly... Mozesz w niego tluc godzinami, a on i tak swoje. Na Otchlan! Sariel dostanie za swoje gdy juz go odnajdziemy!


- Tirill nie....


Dalsza czesc wypowiedzi Nathana utonela w huku spowodowanym mocnym wybuchem, ktory wstrzasnal calym terminalem.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 14-05-2009, 16:33   #24
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Annie nie przypadły do gustu kolejne, napotykane postaci, niemniej piła tę cholernie mocną kawę udając, że ma nastawienie neutrale lub trochę lepsze. Kolejni, rzucali żarty, które były jak dla studentki co najmniej idiotyczne, wykazywali się brakiem umiejętności prowadzenia dyskusji. Odpowiedziała więc jedynie na kwestię przybyłego chłopaka;

- Anna - Uśmiechnęła się przyjaźnie i, wbrew pozorom, aż nader sztucznie. Pomyślała wtedy nawet, że to raczej zniekształcenie warg, w nadmiarze wywołujące zmarszczki niż okazanie emocji, ale cóż - ważne, aby wyglądało szczerze. A musiało, w końcu zdolności aktorskie były jedynym jej talentem, z którego była naprawdę zadowolona...

Nie licząc tej skłonności do analizowania zachowań. Niestety, analiza czysto krytyczna, jaką stosowała wtedy ze względu na nastrój, trochę wypaczała wysuwane później wnioski. Wolała z nikim się nimi nie dzielić. Dokończyła espresso dosyć szybko i zaczęła czekać, aż kawa ją pobudzi do jakiegoś działania. W sumie w swoim stanie nie była pewna, czy będzie chciała ryczeć jak ranny bawół, czy ponowie walnie brata w twarz, czy też najdzie ją cholera wie skąd wzięty optymizm.

Nie, tego ostatniego by chyba nie chciała.

Miała niejasną ochotę skomentować pseudopatetyczny charakter wypowiedzi zjawy, gdy tylko skończyła ona mówić, niemniej powstrzymała się i całkiem umiejętnie odegrała delikatne zainteresowanie. Wszak sprawa nie była jej obojętna. W sumie mogła być, ale w jej obecnym położeniu nie miała wyjścia, stawanie okoniem nie miało żadnego, logicznego sensu.

Taniec z wampirem w pokoju też w sumie nie powinien był mieć sensu. Przeszedł ją zimny dreszcz kiedy zdała sobie sprawę, co to była za istota. Pobladła chyba jeszcze bardziej, kiedy opanowywała lekką panikę. Wtedy miała ochotę zakląć, serce przyspieszało swój bieg czy to z powodu nagle przypomnianego strachu, czy też tej kawy, która mogła już zacząć działać. Wbiła wzrok w pustą filiżankę. Znowu miała tę irytującą chęć na coś, czego nie mogła określić, powstrzymywała się też od drapania skórek, które w jej wieku mogłyby świadczyć o lekkiej nerwicy.

Pojawiła się kolejna parka, obdarzona krukiem i, jako kolejna, lekką atmosferą mroku. Naturalnie, przyglądała się mówiącej z lekkim zainteresowaniem, oczywiście słuchała jej słów, do tych jednak nie przywiązywała większej wagi. Były szalenie niezrozumiałe, nie chciała jednak pytać o ich sens. Usłyszenie wykładu na temat Mrocznych Krain, których nazwę też skomentowała sobie w myślach, nie było najlepszą rozrywką na wieczór.

Zresztą, jak się okazało, tak czy inaczej nie zdążyłaby go wygłosić.

Anna odruchowo zatkała uszy i zerwała się na równe nogi. Zakręciło jej się w głowie od myśli, że to mogłyby być znowu wampiry, niemniej ustała i odsunęła się nieznacznie do tyłu w miejsce, które by było dla niej nieco bezpieczniejsze niż to, gdzie nastąpiła eksplozja. Pokręciła lekko głową.

- Mniemam, że to o nas chodzi... - rzekła lekko drżącym tonem. Chociaż, gdyby tutaj zginęła, miałaby nieco więcej spokoju. Ponure myśli. Wszystko było jakieś takie pozbawione sensu.
 
Gratisowa kawka jest offline  
Stary 14-05-2009, 17:22   #25
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Powiedzieć, że rozmowa niezbyt się kleiła, byłoby zdecydowaną przesadą.
Wcale nie było żadnej rozmowy. David i Anna w milczeniu przysłuchiwali się, jak pozostała dwójka zawzięcie dyskutowała o problemach nadmiernego rozwoju populacji wilkołaków w Tarsylwanii.
Co prawda te rejony Davidowi kojarzyły się z wampirami, a dokładniej z samym hrabią-wampirem Drakulą, bohaterem powieści Stokera, ale skoro tamci woleli wilkołaki...

- Co to znaczy "plaga"? Dwadzieścia, czy sto? - spytał w pewnej chwili, okazując średnie zainteresowanie. - I kto odpowiada za tamten region?

- Plaga czyli w tym momencie około 250 osobników, a liczba ta wzrasta drastycznie mimo ograniczeń, jakie zostały uzgodnione z ich przedstawicielem na spotkaniu rodzin w Getyburgu. Co do odpowiedzialności, to w tym momencie piecze nad Transylwanią sprawuje Tarha, najmłodsza córka przywódcy rodzin, Erazy.

- Macie zamiar zastosować środki antykoncepcyjne, czy też - spojrzał na Nathana - bardziej drastyczne metody? Czy jeszcze coś innego?

- Najszybciej by było wyciąć ich w pień.

- Nathan! - Zbulwersowany okrzyk Laury sprawił, ze Nathan, który już otwierał usta, aby ciągnąc dalej swoją wypowiedź, nagle zamilkł.

- Naturalnie o drastycznych metodach nie może być mowy. W końcu wilkołaki są rasą myślącą, a co za tym idzie nalezą się im przywileje i prawa na równi z nami. Decyzja jednak nie należy do nas, a do Wyższych Instancji i Eraza.

David skinął głową ze zrozumieniem.

- A w przypadku naszego konfliktu... Po czyjej stronie stanęłyby wilkołaki?

Był pewien, że gdyby usłyszały Nathana to od razu wiedziałyby czyją stronę poprzeć.

- I co to są Wyższe Instancje?

- Oczywiście stoją po naszej stronie, a przynajmniej pewna ich część - powiedziała Laura.

- Na szczęście ta z mniejszymi ambicjami ugodowymi - wtrącił Nathan.

- Nikt tak nie zna lasów jak oni. Na szczęście zakończyli już swoje spory z podziemnym ludem i żyją teraz w harmonii. Dzięki nim mam na oku wiekszosc strategicznych miejsc na ziemi.

- Dokładnie. Konflikt pomiędzy nimi był przez dłuższy czas przyczyną dużych kłopotów w Kalifornii. Pamiętasz te trzęsienia?

- Kto by nie pamiętał... Cholera. Domy waliły się, jakby je zbudowano z kart do pokera.

Nathan zajął się na chwilę swoją kawą, więc Laura kontynuowała odpowiadanie na padające pytania.

- Wyższe Instancje to tajna rada, składająca się z przedstawicieli ras zamieszkujących Ziemię. Czasami w jej skład wchodzą ambasadorzy innych światów. Podejmują najważniejsze decyzje dotyczące tego świata. Resztą zajmują się Instancje Mniejsze. Pod nimi są Serafini, Zakony, oraz cała tajna służba.

- Ludzie i wampiry też mają tam swoich przedstawicieli? W tej radzie naczelnej?

- Oczywiście.

- Takim razie gdzie tu miejsce na Lilith? - spytał David. - Czemu ta sprawa nie zostanie załatwiona odgórnie?

- Lilith nie należy do naszego świata. Jej ojciec krwi po przemienieniu zabrał ją do siebie. Przynajmniej tak wynika ze skąpych wiadomości, jakie posiadamy na ten temat.

- Nie słucha nikogo, w związku z tym pojawiamy się my?

W tym momencie do rozmowy wtrącił się Nathan.

- Nie, nie... Wy to już inna bajka. Wy należycie do wybranych, mających w swoich rękach losy światów. Jak wam się nie uda, to naszą robotę szlag trafi.

- Nie do końca rozumiem... Czemu po naszej, oby się tak nie stało, porażce, zło miałoby zapanować nad światami?

- Taki jest układ, stary. Wygrywa dobra strona i wszyscy są szczęśliwi. Światy mroku nie pchają się przed oczy, a my możemy spokojnie żyć. Wygrywa zła i wszystko przechodzi w stan apokalipsy z tym, że my nie mamy mocy niczego z tym zrobić do czasu kolejnej bitwy. Jedyne co mamy, to trzy miesiące przed godziną 0.

- Niezły ten układ. - Davidowi przypomniał się film "Waleczni przeciw rzymskim legionom". Chociaż może wolałby "Siedmiu wspaniałych". I liczba się zgadzała, i zakończenie bardziej optymistyczne. - Mógłbym się dowiedzieć, kto to wymyślił?

- Według legendy byli to władcy Światło i Mrok. Jak to było naprawdę, to wiedzą chyba tylko Przedwieczni.

- A niektórzy, jak rozumiem, chcieliby wyeliminować paru Wybrańców nieco przed czasem... Chytre, choć niezbyt uczciwe...

David pokiwał głową. Więcej pytań, na razie, nie miał.



Wszystko podobno kiedyś się kończy. Również wypowiedzi na tematy dla osób postronnych obojętne. Lub mało zrozumiałe. Na szczęście nikt obcy ich nie słuchał.
Powody owych 'zakończeń' bywały najrozmaitsze. Na przykład przybycie kolejnej osoby...

Słysząc radosne słowa powitania David rozejrzał się.
Osiemnastolatek, który spod ziemi wyrósł przy ich stoliku raczej nie wyglądał na kogoś o dźwięcznym imieniu 'Feriel'. Bo radość dźwięcząca w głosie Laury raczej wskazywała na zażyłość... A zatem było to imię. Poza tym Laura kierowała to powitanie jakby w powietrze.

Wstał, by przywitać młodzieńca, który, sądząc z zachowania Laury i Nathana, miał stanowić jeden z fragmentów ich septetu.

- David - wyciągnął rękę na powitanie. - Miło mi - dodał.

Standardowa formułka zabrzmiała całkiem szczerze.
Co prawda wolałby kogoś bardziej dorosłego, ale w dzisiejszych czasach młodzież stawała się dość wcześnie dorosła. Przynajmniej w niektórych dziedzinach. W dodatku przybycie Adama oznaczało, że drużyna, jeśli tak można nazwać ich zespół, powoli się kompletuje. A w obliczu hord wampirów im było ich więcej, tym lepiej...

Na szczęście siedzieli, zatem David mógł ukryć wrażenie, jakie wywarła na nim dziewczynka z mieczem. Raczej niewidzialna dla innych, bo nikt nie rzucił się z krzykiem do wyjścia, wzywając przy okazji policję.
Zatem to była Feriel. Niezbyt wysoka dzierżyła miecz, który zdawał się być większy od niej.

- Witam - powiedział po ułamku sekundy, potrzebnym na opanowanie się. - Świetne wejście.

- Można się nauczyć takiego znikania, czy też jest to, że tak powiem, zdolność naturalna? I jak się nauczyć - teraz zwrócił się do Laury i Nathana - widzieć kogoś, kto jest niewidzialny?

- Davidzie, Feriel jest przedstawicielka świata duchów, a widzisz ją tylko i wyłącznie dlatego, że ci na to pozwala.

Duch na dodatek do anioła i... Kim był Nathan? Kolejne pytanie. Do zadania być może później, bo Laura zapowiedziała kolejną osobę.
Która przybyła również w nietypowy sposób i w nietypowym towarzystwie.

"Śliczne szpony" - pomyślał David z pewną niechęcią. Bez problemów potrafił sobie wyobrazić, jak te szpony wbijają się w coś i rozrywają...


Potężny huk rozległ się głośnym echem. Ale czy Anna miała rację? Po wcześniejszych przygodach z bandą, która zaatakowała ranczo, David byłby w stanie w to uwierzyć.

- Nawet jeśli to tylko wybuch gazu - powiedział - to proponowałbym jak najszybciej się stąd zmyć. Nie wszyscy - spojrzał na Adama i ostatnio przybyłego mężczyznę - mają super transport.

- Może przez zaplecze - wskazał bar.
 
Kerm jest offline  
Stary 19-05-2009, 22:40   #26
 
Krakov's Avatar
 
Reputacja: 1 Krakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputacjęKrakov ma wspaniałą reputację
Mimo wszystko trochę inaczej wyobrażał sobie ten "lot". Może nawet w swej naiwności wierzył, że wbrew tym wszystkim dziwnym rzeczom jakie dzieją się wokół niego podróż będzie czymś zupełnie normalnym? Pojechaliby sobie na lotnisko, kupili bilety, wiedli do boeinga... Chyba jednak byłoby to wbrew jakieś zasadzie wedle której, najwyraźniej zaczęło się nagle rozgrywać jego życie. "Zrobiłeś pierwszy krok, wszystko co napotkasz dalej może być już tylko bardziej porąbane" - Erikkson myślał, że właśnie tak mogła brzmieć ta zasada.

A jednak, gdy zniknął ze swojego mieszkania by w chwilę potem pojawić się w objęciach bądź co bądź ponętnej Tirill, kimkolwiek by nie była, rozumiał doskonale, że taki sposób przemieszczania się nie przeszkadzał mu ani trochę. W dodatku gdy tylko przybyli na miejsce jego "opiekunka" niejako przedstawiła go pozostałym i choć jej słowa miały zganić jego zachowanie, odnosił wrażenie, ze to najmilsze co do tej pory od niej usłyszał. Poza tym, w przeciwieństwie do innych głoszonych przez demonicę nowinek, tych kilka zdań stanowiło niepowtarzalną prawdę.

Starając się wrócić do bardziej przyziemnych spraw rozejrzał się wokół. Costa Coffee, którą miał przed oczyma nie była czymś wystarczająco charakterystycznym by od razu mógł powiedzieć gdzie się znajduje. Pamiętając jednak, dokąd mieli się udać doszedł szybko do wniosku, że istotnie może to być londyńskie lotnisko. Albo jakieś niewiarygodnie podobne do niego miejsce. W następnej kolejności przyjrzał się zgromadzonym wokół. Natychmiast zauważył dwie kobiety, całkiem ładne z resztą i małą dziewczynkę dzierżącą nieodpowiednią dla siebie zabawkę (nie mógł się oprzeć niepokojącemu przeczuciu, że jest to w takim samym stopniu "zabawka" jak szpony Tirill) a także dwóch mężczyzn i młodego chłopaka. Razem z nich była ich siódemka, a jednak... coś podpowiadało mu, że tylko połowa osób, które ma przed sobą należy do "wybrańców". Pozostali zaś musieli być ich opiekunami podobnymi do tego jakiego sam dostał. O dziwo był niemal absolutnie pewien tego kto jest jednym z jego tak zwanych towarzyszy, a kto nie. Może zdradzało ich coś nienaturalnego w ich wyglądzie, a może po prostu czuł, że osoby, których bez wątpienia nigdy wcześniej nie widział, nie były mu tak do końca obce. A przy tym wyglądali na zupełnie normalnych. Nie był pewien, czy powinno go to martwić czy uspokajać. Z jednej strony cieszył się, że nie odstaje za bardzo od innych swoją przeciętnością. Z drugiej zaś, skoro wszyscy nie byli nikim więcej niż zwyczajnymi ludźmi wyrwanymi ze swoich normalnych żyć... jak ma niby wyglądać to całe ratowanie świata w ich wykonaniu?

Czuł, że należałoby się przedstawić, sprostować słowa demonicy, która najwyraźniej zapomniała już jak miała go nazywać. Chciał komuś podać rękę, może nawet się ukłonić. To wszystko mogło być jedną wielką bzdurą albo nie, a mimo to czuł, że coś takiego powinien właśnie zrobić i to bynajmniej nie ze zwykłej grzeczności. Na krótką chwilę ogarnęło go absurdalne uczucie tego, że naprawdę jest jednym z "nich".

Otworzył już nawet usta by się odezwać, jednak jego słowa nie zdążyły popłynąć. Huk eksplozji przeszył powietrze, a potężny wstrząs sprawił, że Thomas poważnie pomyślał o swoim życiu i śmierci i o tym, że wspomniane prze Tirill "możesz w niego tłuc godzinami..." traci w tym momencie na wartości. Wcale nie trzeba było w niego tłuc godzinami. Zawalający im się na głowy terminal położył by tak jego jak i pozostałych trupem w czasie o wiele krótszym niż jedna minuta... Wiedziony dziwnym odruchem schował głowę w ramionach dopiero po fakcie zdając sobie sprawę, że niewiele by mu to pomogło gdyby rzeczywiście coś ciężkiego miało go przygnieść.

Obrócił głowę i spojrzał pytająco na Tirill, jednak zanim padły jakieś słowa wyjaśnienia odezwał się jeden z mężczyzn.

- Niezła myśl. - odparł Thomas, zdając sobie sprawę, że część oficjalną spotkania będę musieli odłożyć na później. Nie miał zielonego pojęcia co innego poza ewakuowaniem się mogliby zrobić w tej sytuacji. Być może jako tak zwani bohaterowie nie powinni po prostu wiać z tego miejsca, jednak naprawdę nie widział jakiejkolwiek alternatywy. Bez względu na to, czy był to "zwyczajny" atak terrorystyczny czy też coś wymierzonego bezpośrednio w ich grupę (jakoś nie mógł sobie wyobrazić, że jest inaczej...) niewiele mogli począć przeciwko komuś, kto najwyraźniej jest gotów wysadzić w diabły cały budynek.
 
__________________
Gdzieś tam, za rzeką, jest łatwiej niż tu. Lecz wolę ten kamień, bo mój.
Ćwierćkrwi Szatan na forumowej emeryturze.
Krakov jest offline  
Stary 20-05-2009, 10:29   #27
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Mniemam, że to o nas chodzi...

- Nie, nie o nas.. To...


Lecz slowa Feriel zostaly niemal calkiem zagluszone przez fale dzwiekowa niosaca ze soba krzyki wystraszonych, rannych i zdezorientowanych ludzi.

- Nawet jeśli to tylko wybuch gazu to proponowałbym jak najszybciej się stąd zmyć. Nie wszyscy mają super transport. Może przez zaplecze?

Stwierdzenie Davida spotkalo sie z ogolna aprobata. Czas naglil. Kolejne wybuchy raz za razem wstrzasaly budynkiem terminalu coraz bardziej zagrazajac jego konstrukcji. Chaos wzmagal sie z kazda sekunda. Przerazeni ludzie pragnac wydostac sie z zagrozonego terenu zaczeli tratowac wszystko co stalo im na drodze. Wyjscia ewakuacyjne jak zwykle w takich sytlacjach okazaly sie zbyt waskie, zle oznakowane i w wiekszosci zamkniete. Dym wydobywajacy sie z pierwszych zalazkow ognia zmieszal sie z chmura pylu wzbudzona przez wybuchy, niemal calkiem uniemozliwiajac oddychanie.

- Nathan!

Glos Laury zdolal sie jakos przedrzec przez halas.

- Jasne! Spotkamy sie w centrali. Tylko...

Lecz kobieta juz oddalala sie w strone epicentrum. Ostatnia rzecza jaka zdolaliscie dostrzec byl blask bialych skrzydel.

- Tirill oslaniaj tyly. Feriel sprawdz zaplecze. Taggart, mysle ze wiesz co sie z tym robi.

Co mowiac rzucil w strone Davida czarnego Desert Eagle'a.

- To tak na wszelki wypadek. Thomas zajmij sie Adamem.

Po czym chwyciwszy Anne za reke, ruszyl w strone ledwo widocznych drzwi prowadzacych na zaplecze kawiarni. Tirill bez sprzeciwu ustawila sie na samym koncu lancuszka uwaznie obserwujac szalejacy tlum. Nim Nathan zdazyl otworzyc drzwi, pojawila sie Feriel.

- Droga czysta.


Kropla szkarlatnej krwi zeslizgnela sie z ostrza jej poteznego miecza i bezglosnie opadla na podloge.
Nie zwlekajac ani chwili dluzej, Hunter przekroczyl prog zaplecza, a wraz z nim wy. W chwili gdy drzwi zamknely sie za wami uslyszeliscie kolejny huk. Tym razem jego epicentrum znajdowalo sie bardzo blisko was, a konkretniej tuz za wami. Drzwi rozpadly sie na drobne kawalki. Fala goracego powietrza sciela was z nog. Tirill, ktora szla ostatnia przyjela na siebie wiekszosc jej mocy. Skrzydla demonicy zdolaly jakos powstrzymac flare ognia wywolana uderzeniem pocisku. Okrzyk bolu i wscieklosci, wydobyl sie z jej gardla zagluszajac na chwile ogolny halas.

- Tirill NIE!

Przez chwile zdawac by sie moglo, ze okrzyk Nathana nie zdola sie przedrzec do jej umyslu. Ogarnieta zadza zemsty patrzyla przez chwile dzikim wzrokiem na tego, ktory osmielil sie powstrzymywac ja przed wymierzeniem zemsty.

- Tirill opanuj sie, mamy zadanie do wykonania. Wez sie w garsc do cholery albo wszyscy tu zginiemy!


Powoli. Bardzo powoli jej spojzenie zaczelo wracac do normalnosci.

- Jestes z nami?

Zapytal jeszcze dla pewnosci, a gdy odpowiedziala mu sztywnym skinieniem glowy, odetchnal z ulga.

- Wiesz... Nieznosze byc w poblizu kiedy ktos zaczyna dzialac ci na nerwy... Dobra, idziemy.

Co mowiac poprowadzil cala grupe przez opustoszala kuchnie i niewielkie pomieszczenie dla pracownikow Costy, na koncu ktorego znajdowaly sie otwarte na pelna szerokosc drzwi.

- Feriel?

Duch poslusznie zniknal na chwile po czym pojawil sie ponownie tuz przy nim.

- Czysto.

- Ok, idziemy.


Za drzwiami znajdowal sie dlugi korytarz z szeregiem podobnych do siebie drzwi prowadzacych zapewne do inncyh punktow uslugowych. Przez szereg okien umieszczonych naprzeciwko widac bylo pierwsze wozy strazackie oraz dwie karetki pogotowia. Z oddali dochodzilo do was wycie syren kolejnych. Pod oknem naprzeciwko was lezal mezczyzna. Gleboka rana na klatce piersiowej i stale powiekszajaca sie kaluza krwi pozwalaly przypuszczac, ze nie utnal sobie drzemki.
Nathan, nie pozwalajac na dokladniejsze podziwianie kraiobrazu, ruszyl dalej kierujac sie do drzwi widocznych na koncu korytarza. W chwili gdy wyciagnal dlon chcac pchnac dzwignie .... Drzwi otworzyly sie same.

- No, no... Kogoz my tu mamy....

Glos nalezal do wysokiego mezczyzny, ktory zdecydowanie nie marnowal czasu siedzac przed telewizorem. Czarna koszulka z krotkimi rekawami dodatkowo podkreslala troskliwie rozwijana muskulature. Za jego plecami widac bylo schody, wasza droge ucieczki. Miedzy wami, a nieznajomym, znajdowal sie karabin M4 i raczej nie mogliscie miec watpliwosci co do tego, ze jego wlasciciel przeczytal instrukcje obslugi.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 20-05-2009, 19:32   #28
 
Gratisowa kawka's Avatar
 
Reputacja: 1 Gratisowa kawka ma wyłączoną reputację
Wstała i spojrzała na terminal. Zazwyczaj nie podobało jej się, gdy ktoś podejmował za nią decyzję, po raz kolejny jednak ugryzła się w język, nim wygłosiła komentarz na temat konceptu. Zapuszczanie się głębiej w budynek, który może runąć, podczas, gdy najszybszą drogą byłaby ta w kierunku samych pasów. Nie wiadomo, co się tam działo, niemniej zaplecze także było co najmniej niepewne.

To szarpnięcie wyrwało ją z zamyślenia. Jakoś nie pomyślała, że coś obok niej też mogłoby wybuchnąć... Nie zdziwiłaby się, gdyby byli najbardziej rzucającą się w oczy grupą. Rozejrzała się więc za podejrzanymi osobnikami, obserwującymi ich. Spostrzeżenia na temat pozostawiania wybuchającego terminalu, podczas, gdy ponoć mieli jakąś siłę sprawczą, pozostawiła dla siebie. Mogła i mieć trochę dziecięce ideały, ale i wykształciła się w niej ta szczypta realizmu. Może dlatego zachowywała się trochę jak szmaciana lalka - grupa to, ona to, grupa tamto, ona tamto.Wewnątrz coś się w niej kotłowało, czego nie mogła sprecyzować.

Wybuch kompletnie ją zaskoczył. Upadła, jak i pozostali, po czym zaklęła cicho i spojrzała na demonicę. Ta zaś wrzasnęła naprawdę, naprawdę wściekła.

- To nie ty masz tu powody do wściekłości, naprawdę... - mruknęła przez zęby, dalsze kotłowanie się postaci jednak zagłuszyło jej emocjonalną przemowę. Odruchowo cofnęła się, widząc jej wzrok. Była zadowolona, że to coś nie patrzy na nią... Ale nie lubiła takich istot. Takie wyzute z uczuć, jakby im pozostał ślepy szał. W tym momencie Tirill skojarzyła jej się z psychopatycznym mordercą. Nieomal się wzdrygnęła, niemniej starała się uporządkować myśli. Potarła dłonią czoło i wstała, aby ruszyć dalej. Wszyscy ruszyli. Posłusznie, na wypadek gdyby miały się później przydać, rejestrowała ewentualne konwersacje.

Omal nie zatrzymała się tylko, kiedy zobaczyła martwego mężczyznę. Wzdrygnęła się i nieco przyspieszyła, po czym musiała zwolnić. Zatrzymać się. Nagle przed nimi zmaterializowały się drzwi, a teren trzeba było sprawdzić. To może trochę alogiczne, ale pomysł wydał jej się bzdurny. Anna nigdy nie zakładała istnienia czegoś takiego jak szczęście, toteż i tak była nieco zesztywniała. A może tylko się tak tłumaczyła. Ruszyli dalej, znowu nie miała okazji aby pomyśleć, a tyle było powodów...

Drzwi otworzyły się same. Spojrzała co najmniej zdziwiona na mężczyznę, po czym uśmiechnęła się, czymś chyba rozbawiona. Karabin w porównaniu ze zjawami, wielkimi mieczami i demonami wyglądał znajomo, wręcz swojsko. Miała ochotę zacząć się śmiać, podejrzewając jednak, że to kwestia rozstrojenia nerwowego, wymusiła u siebie spokój. A nie było to łatwe - dopiero wtedy zdała sobie sprawę, że mierzy do nich z karabinu, poczuła napływ gorąca, który zniknął tak szybko, jak i się pojawił. Zachwiała się, puknęła lekko w głowę i westchnęła cicho. To w gruncie rzeczy, po rozlicznych jakże wydarzeniach, nie powinno robić na niej wrażenia. Nie powinno. Emocje związane z lufą karabinu, w którą się wpatrywała, to już nieco inna kwestia.
 
Gratisowa kawka jest offline  
Stary 21-05-2009, 20:30   #29
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Hałas, dym, panika.
Trzy słowa, sześć sylab... Idealne odzwierciedlenie tego, co działo się w terminalu.
Doré miałby z czego czerpać natchnienie do "Sądu Ostatecznego", zaś Dante mógłby opisać kolejny fragment "Piekła".

Zniknięcie Laury David przyjął z odrobiną żalu.
Co prawda rozumiał, co to są obowiązki, ale przywiązał się nieco do swego osobistego niemal aniołka i nawet widok rozwijających się skrzydeł nie sprawił mu tyle radości, ile powinien. Wolałby to oglądać w nieco innych warunkach. Bardziej spokojnych.
I w pełni cieszyć się doznaniami estetycznymi.


Czarny niemal przedmiot, rzucony mu przez Nathana, okazał się bardzo ciężki.


Nic dziwnego. Desert Eagle miał wiele zalet, lecz lekkość do nic nie należała...
Zajęty oględzinami niemal przegapił moment, kiedy wróciła Feriel.
Skapująca z trzymanego przez nią ostrza krew świadczyła o tym że chociaż obyło się bez tak zwanych strat własnych, to jednak jakieś straty były...

'Stratami' okazał się ubrany na czarno mężczyzna.
Z pewnością nie był przypadkowym przechodniem, ani też nikim z pracowników Costy. Ani jedni, ani drudzy nie spacerują po lotnisku uzbrojeni w karabinek szturmowy.


Zabójcza maszynka leżała spokojnie, lekko tylko wystając spod rozpłatanego potężnym cięciem ciała. Najwyraźniej właściciel niósł karabinek na ramieniu i nie spodziewał się zabójczego ciosu.

Zabierać karabinka raczej nie warto było.
Schowany pod przerzuconą przez przedramię marynarką Desert Eagle mógł zostać przemycony nawet pod bacznymi spojrzeniami ciekawskich oczu. I kamer, które z pewnością za moment całymi stadami zjawią się na lotnisku. Natomiast z M4 w ręku rzucałby się w oczy jak wyspa na morzu, a zainteresowanie, w centrum którego by się znalazł, nie było potrzebne ani jemu, ani komukolwiek z otoczenia.
Poza tym karabinek był zaplamiony krwią i oczyszczenie go zabrałoby zbyt wiele czasu. Czasu którego nie mieli w nadmiarze.



Jak się okazało, czasu i tak zabrakło.
Niebezpieczeństwo jakoś nie zmniejszyło się w miarę oddalania się od rozwijającego się w centrum pandemonium. Jakimś dziwnym trafem Feriel przegapiła to, które znajdowało się przed nimi.
Kolejny karabinek, brat-bliźniak egzemplarza widzianego poprzednio, znajdował się w posiadaniu mężczyzny, który choć również ubrany na czarno, wyglądał na okaz zdrowia.

Desert Eagle w starciu z M4 miał pewne szanse. Liczyła się tu tylko szybkość.
Niestety między Davidem a osobnikiem z karabinkiem szturmowym znajdował się Nathan. Co prawda .357 Magnum poradziłby sobie z taką przeszkodą jak ciało Nathana, ale właściciel tego ciała mógłby mieć do Davida pewne pretensje, nie tylko za zniszczenie odzieży.

Gdyby to była Feriel, to David nie wahałby się ani chwili. Przenikającej przez ściany dziewczynce jedna kula w tą czy w tamtą raczej nie zrobiłaby różnicy. A z Nathanem mogło być inaczej.
Pozostawało zatem odwrócić uwagę osobnika stojącego między nimi a wolnością... I zagrać idiotę...

- Nareszcie ktoś z ochrony! - powiedział David nadzwyczaj radosnym tonem. - Czy tam jest toaleta? Nasza przyjaciółka poczuła się kiepsko...
 
Kerm jest offline  
Stary 26-05-2009, 22:24   #30
Banned
 
Reputacja: 1 Revan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znanyRevan wkrótce będzie znany
Michael poruszył się niepewnie. Wiatr smagał jego twarz, czuł, jak jego włosy zasłaniają mu oczy. Chwilę trwało, zanim zdecydował się je odgarnąć. Potem zastanawiał się, po co w ogóle otwierał oczy. Czuł na sobie ciężar drewnianego krzesła, który go przygniótł, gdy zapewne z niego spadał. Leżał tak, rozłożony na drewnianym tarasie, zanim zdecydował się wstać. Postawił krzesło z powrotem, i spojrzał na stół, na którym leżała otwarta w połowie, ciężka i okuta księga. Przez chwilę próbował sobie uświadomić, co tak naprawdę robił. Spojrzał na zegarek. I potem jeszcze raz.

Rozejrzał się nieufnie po podwórku. Co ty do cholery wyprawiasz? Pomyślał. Nie mógł się oprzeć wrażeniu, że przed chwilą jeszcze normalnie chodził, i znajdował się w jakimś pomieszczeniu. Że był… kimś innym. Domyślał się, że to był sen. Chciał w to wierzyć. Ale coś się nie zgadzało. I wcale nie chodzi o fakt, że nie pamiętał nawet przez chwilę kim jest, ani gdzie się znajduje, tylko o to, że to było nazbyt realistyczne.

Paczka papierosów na stole była pusta. Niech to szlag. W popielniczce oparty o brzeg leżał filtr, z całkowicie wypalonym, równym popiołem. Miał wielką ochotę zapalić, ale najbliższy sklep otworzą dopiero za godzinę. Spojrzał nieufnie na księgę. I nie mógł sobie przypomnieć, co ona do cholery robi na jego stole. Obok leżała pożółkła koperta, bez adresu. Wcale nie miał zamiaru jej czytać, chociaż wydawało mu się, że jakaś nadludzka siła kazała mu ją wziąć i otworzyć. Przez chwilę zastanawiał się, skąd się ona wzięła. Musiała pewno wypaść z księgi. Posługując się nożykiem otworzył ją, i przeczytał treść listu.

Jaka, do cholery jasnej, drużyna? Po głowie krążyły mu dziwne myśli, obraz miejsc i postaci, ale nie mógł sobie przypomnieć, kim, bądź też czym one są. Nagle poczuł ciężar na jego piersi. Rozpiął koszulę, i ujął w dłonie medalion. Przejechał po nim palcem, chuchnął, wytarł wierzchem koszuli. Wolał nie wiedzieć, skąd się to wzięło, jednak nie chciał tego zdejmować. Ogarniało go uczucie, które mówiło mu, że jak to zrobi, zawali się nagle cały jego świat.

Zamknął księgę, uprzednio wkładając świstek papieru pomiędzy karty, gdzie skończył, i wszedł do domu. Drzwi od tarasu były otwarte. A może ktoś mu dał czymś ciężkim w łeb i zrabował dom? Pomacał się odruchowo po głowie. Wszakże czuł dość lekki ból głowy, ale czaszkę miał całą, a wszystkie przedmioty w salonie wyglądały na nienaruszone. Wieża, telewizor, gitara, pusta butelka Johnyego Walkera na stole, kolejna pusta paczka fajek. Wszystko było w porządku. Wszedł do pokoju, i odłożył księgę do najniższej szuflady. Nieprędko do niej wrócę, pomyślał. Teraz jedyne, czego potrzebował to zapalić. Przez głowę przeleciała mu myśl o jakimś porannym fechtunku, ale nigdy nie miał w zwyczaju wstawać rano i trenować. Najbliższy trening miał o 18, a było jeszcze sporo czasu do tego. Zupełnie się nie przejmując, albo nie chcąc się przejmować tym całym snem, włożył swoją skórzaną kurtkę, wziął jakieś drobne i wyszedł z domu do najbliższego samu, czy innego całodobowego ustrojstwa.
 
Revan jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 02:55.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172