Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-11-2010, 22:11   #11
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Evan oraz Bruce zaczekali, aż Mireya i Jack opuszczą salę.
- Dałeś ciężarówkom jakąkolwiek eskortę? - dał się jednak słyszeć głos Evana.
- Niee..a po co im ona?
- Przez twoją głupotę moglibyśmy stracić ludzi i ciężarówki.
Po chwili dołączyli do Mireyi i Jacka.
- Plany znowu się zmieniły, będzie jedną osobę mniej w patrolu. Ktoś - tutaj Evan rzucił wymowne spojrzenie na Bruce'a - przeoczył istotny szczegół. Kto chce iść na eskortę łączników?
- Ja, ja! - zgłosiła się Mireya. Uważała, że eskorta jest o wiele mniej czasochłonna i da się ją przeżyć - a to znaczy więcej czasu dla niej, aby dopracować plan broni.
- Za dziesięć minut masz ich znaleźć. Ładuj się do wanzera i idź wzdłuż drogi numer 34.
Podczas gdy Evan wprowadzał dziewczynę w szczegóły, Bruce toczył wzrokiem po hangarze w poszukiwaniu swojego robota. Pomógł mu w tym nieco stary mechanik, którego już spotkał Rave.
- Jack, wsiądź do robota, weź tego pijaczka i nakieruj go na główną bramę, i tam na mnie poczekajcie. Za parę minut do was dołączę, muszę jeszcze coś zrobić. - Evan odwrócił się w ich stronę, i po chwili odszedł szybkim krokiem. Po drodze zszedł jeszcze w stronę Rave'a.
- Ładuj się do mecha i idź za nimi! - dowódca machnął ręką w stronę "wylotu" hangaru, i wreszcie zniknął za jakimiś drzwiami.
-------------------------------------------------------------------------
Miasto Zamboanga, szpital.
Komputer stojący w pokoju, który Krieger miał przyjemność nie dzielić z nikim wydał z siebie dziwny odgłos, świadczący o nowej wiadomości. Nawet nie trzeba było wstawać z wygodnego łóżka, aby widzieć treść wiadomości.
S.17, 7,5 na południe, 124 na wschód. Zwiad, spotkanie z patrolem o godzinie 14.32. Kontakt na zwykłej frekwencji.
Była to zwykła wiadomość, wysyłana do członków piechoty nieco bardziej elitarnych niż zwykli. Jest w niej wszystko, co potrzebne - sektor zwiadu, położenie geograficzne miejsca i ogólnie określony cel. Dopiero skontaktowanie się z odpowiednimi osobami precyzowało miejsce, w końcu jeden stopień szerokości geograficznej to dużo.
 
louis jest offline  
Stary 01-12-2010, 10:30   #12
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Rakszasa skinął głową. Podtruchtał do swojego wanzera. Spojrzał na swojego giganta... całe 3,5m. Kurdupel jak na wanzera, ale nie przeszkadzało mu to. Otworzył ukryty panel, wystukał 13toliterowe hasło. Otworzyło się wejście na jego plecach. Z trudem zapakował się do środka. Cóż... mały wanzer ma swoje wady. Przyjął wygodną pozycję, po czym wystukał kolejne hasło na klawiaturze która podeszła mu pod dłoń. W zasadzie nie wiedział po co dwa hasła, ale to nie on projektował ten model. Naprężył się, gdy BSoC wkładał mu wtyczkę w kark. Chwilka ładowania, dostosowywania się i już miał pełną kontrolę. Sprawdził wszystkie systemy. Rozruszał wszystkie stawy, bez oporów. Po włączał wszystkie kamery i sprawdził czujniki ruchu. Działają. Graverer, jego karabin także wydawał się w porządku. Wszystkie trzy lufy zgodnie wirowały, bagnet wysuwał się i chował jak należy... Ogólnie grobownik wydawał się potwornie nieporęczny. Nie posiadał rękojeści, ale wkładało się w niego całą dłoń aż po pół przedramienia. Tam zarówno wanzer zaciskał palce na uchwycie, jak i broń zaciskała chwytniki na kończynie. Wszystkie trzy lufy były obudowane tak, że wystawały ledwie na 2 cale. Pod nimi broń się rozszerzała tworząc miejsce dla dwóch luf granatnika, a pomiędzy nimi na bagnet. Całość była geometryczna, prosta. Posiadał też chwyt wbudowany w lewą górną krawędź pozwalający chwycić go dwurącz na czas walki wręcz. Ponadto miał przy sobie 3 magazynki, plus jeden załadowany. Może się wydawać, że to nie dużo, ale Rakszasa zwykle nie zużywał dwóch.
Na plecach, nieco z prawej miał drabinkę, po lewej wbudowany schowek na broń. Na prawym udzie dwa chwytniki trzymały dwie rakiety nasadowe.
(a cały wanzer w konwencji marines ze starcrafta )

Potem zabrał się do wykonania polecenia. Nie miał zamiaru zostawać w tyle, ni opóźniać
 
Arvelus jest teraz online  
Stary 01-12-2010, 15:11   #13
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Rave również nie zamierzał zwlekać z startem.
Bez zbędnych przemyśleń wykonał przewrót w tył wpadając do kabiny, którą zamknął ręcznie zaraz po tym.
Przez chwilę przyjrzał się czy wszystko w wnętrzu jest tak, jak być powinno. Cóż, jostycky na miejscach, klawisze na klawiaturze, wyświetlacz przy szybie, miernik bezpieczeństwa prędkości po prawej nad oknem, tak, jakby ktoś miał się nim kiedyś przejąć…
Zdjął krzyż z szyi i wyłożył go pod klawiaturę, rozpoczynając rozruch systemu, pozostało wpisanie kodu.
- Wiem że dam radę – powiedział uderzając w klawisze. – Jest wiele do zrobienia, i zmian do wprowadzenia, choć w obecnej sytuacji, nie mam do tego odpowiedniej pozycji… Wybacz, ale pójdę sam. – skończył szeptać, wyjmując z kieszeni metalowe puzderko, wyjął z niego dwie tabletki i połknął je, aby zachować trzeźwość w trakcie akcji…
Nie zwlekając kliknął confirm, a jego wanzer ruszył z prędkością, której nikt nie spodziewałby się po wanzerze standardowej wielkości, nawet, jeżeli pozbawionego większości osłon.

Sam Werewolf, jak nazywał się wanzer, był modelem błękitnego żołnierza z dużą ilością ostro zakończonych elementów, oraz czymś nietypowym – pierwszym ostrzem białym stworzonym dla próby zdolności i możliwości wanzerów oraz pewnej walki w zwarciu. Inną ciekawostką były rolki, robiące z niego wyścigówkę, a czasami psa, gdy pilot popędzał robota odpychając się rękoma od ziemi, bądź też wykorzystywał je jako wsparcie na zakrętach czy przy hamowaniu…pazury na dłoniach nie służyły do walki.
Wady? Ta maszyna nieco ich miała, choćby brak zapasowych magazynków do nadgarstkowych działek uzi, najsłabsze możliwe osłony, czy też w miarę szybkie zużycie paliwa…ale co z tego, skoro i tak psychika pilot nie pozwalała mu na marnowanie czasu w akcji?
 
Fiath jest offline  
Stary 01-12-2010, 21:43   #14
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Krieger podniósł się z łóżka. Męczyła go bezczynność, zwłaszcza, że był już niemal zdrowy i tylko od czasu do czasu zanosił się cichym kaszlem. W ramach sprawdzenia jednak swojego charakteru, nie mając wiele lepszego poza czytaniem pożyczanych od cywilnych pacjentów książek za każdym razem wstrzymywał go, aby upewnić się, czy wytrzymałby kilka godzin w zupełnej ciszy i bezruchu. Rokowania były obiecujące.
Wciąż czuł się osłabiony, ale czuł, że to bardziej wynik wielu dni bezczynności w piżamie w sterylnym, szpitalnym środowisku. Największa aktywność, poza prostymi ćwiczeniami fizycznymi to gra w karty z innymi żołnierzami, częściej rannymi niż chorymi. Chciał jednak wrócić do działań czując, że nie powinien się osłabiać w ten sposób.
Spojrzał na monitor i powtórzył cały przekaz w głowie kilkakrotnie. Krieger nigdy nie miał zacięcia do nauki, ale szybko zapamiętywał ważne szczegóły otoczenia, a od długich ćwiczeń z dokładnym rysowaniem otoczenia obiektów wojskowych i okolicy dobrej do zasadzki, jeszcze na szkoleniu w stanach, nie miał najmniejszych problemów z zapamiętaniem krótkiej wiadomości. Podniósł się, wsunął stopy w proste szpitalne kapcie i narzuciwszy na grzbiet szlafrok wyszedł, udając się na poszukiwania kapitana odpowiedzialnego za dowodzenie w tej niewielkiej placówce... czy raczej za porządek i organizację.
Kapitana znalazł w stołówce, jak przegrywał właśnie w karty małą sumę gotówki. Od razu wiedział, o co chodzi.
- Zwiad, tak? - zapytał się, wciąż trzymając w dłoni karty. Strzelec tylko zasalutował, przywykły już do chocholej atmosfery tego miejsca i zupełnie nie przejmując się stawieniem przed tymczasowym dowódcą w szlafroku.
Armia jest wszędzie, tylko nie na froncie.

- Chwila, daj mi wyjść na plus - uśmiechnął się kapitan i wskazał wolną dłonią miejsce obok siebie. Sam jednocześnie pokazał swoje karty przeciwnikom, gdy odsunął sobie krzesło i siadał.
- Chyba wygrałem, jeśli to poker? - rzucił retoryczne pytanie, zgarnął stawkę i odsunął się od stołu. - Dobra, czas cię wprowadzić. Jesteś już mniej więcej gotowy do akcji, więc trzeba było znaleźć ci robotę. Akurat nadarzył się zwiad. Masz dokładnie zapoznać się z terenem o powierzchni kilometra. Zapamiętaj każde drzewko, pagórek, bo od tego może zależeć cała sytuacja. Powinien zmotywować cię fakt, że robisz ten zwiad dla patrolu, w którym jest twój współpracownik. - kapitan przerwał na chwilę, siorbnął kawy z kubka i rozłożył na stole mapę, przewracając parę szklanek, na szczęście pustych. Krieger pochylił się nad papierem, ani na chwilę nie zmieniając obojętnego wyrazu twarzy, nie chcąc przerywać dowódcy.
- Wiesz, co to MCK? Jeśli nie, to Mobilne Centrum Komunikacji. Zniknęło mniej więcej tu - pokazał palcem teren w pobliżu miasta Zamboanga, dokładniej na północny wschód. - Dokładniejszej mapy nie mamy, ale to jest dość blisko morza. Poradzisz sobie, jako, że większość drogi przebędziesz z transportem łączników, a oni wiedzą, dokąd jadą. Co prawda, zostawią cię w 2/3 drogi, ale co tam. Dalej dojdziesz sam, to daleko nie jest. Tutaj masz papierek, żeby ci wydali twój ekwipunek. Jak znam życie, to go trzymają w skrzynce z fajnym znaczkiem w szatni. Jakieś pytania? - to chyba było pytanie retoryczne, bo kapitan oddał się całkowicie spożywaniu owsianki. Podkomendny skinął głową i wstał, po czym udał się do podziemi szpitala, znaną drogą do tymczasowo urządzonej zbrojowni, czy raczej magazynu z którego regularnie transporty zabierały sprzęt w głąb wyspy. Okazał dokument uzbrojonemu wartownikowi i wszedł do środka. Tak jak powiedział kapitan, jego skrzynia stała na półce oznaczonej karteczką Nie do wywozu!

Wiedział jednak, że ma prawo zabrać trochę więcej, choć tylko ze zwrotnych półek, ale się nie krępował. Myślał przez chwilę, jak rozłożona będzie misja. Ucieszył się na myśl, że spotka się z Jackiem i przekonany że ten wiedząc o osobie zwiadowcy zabrał odpowiedni komplet sprzętu na misję, uzbroił się w - w jego mniemaniu - niezbędne minimum na czas samodzielnego działania.

Karabin szturmowy z tłumikiem, nasadkowy granatnik, szpej, sześć granatów przeciwpancernych do granatnika, dwa błyskowe i cztery dymne stanowiły podstawę, z którą czuł się bezpieczny. Dla zabezpieczenia zgarnął też Colta USP z tłumikiem. Najpierw jednak założył swój pozbawiony już roślinności i ubłocenia Ghillie z podszewką z podwójnej siatki kamuflującej z węglanową formą termoizolacyjną między warstwami. Nie chciał dać się wypatrzeć na termowizji, ale tłumik nie był też doskonały więc będzie musiał uważać, do kogo oddaje ogień, choć przy odrobinie szczęścia nie odda dziś strzału.
Po raptem sześć magazynków do obu broni uzupełniło jego uzbrojenie. Dalej brał niezbędne rzeczy - plecak, zwój stalowej linki, obcęgi do cięcia tejże, przylepną taśmę uniwersalną, saperkę, regulowaną lornetkę, nastawił także optykę do karabinu, aby lunetka była gotowa do przystrzelań na trzysta metrów. Wziął też latarkę skupiającą do nadawania sygnałów świetlnych, trzy czyste ścierki, oba bukłaki, apteczkę polową, latarkę rozpraszającą, swój nieodłączny od momentu ukończenia szkolenia nóż wojskowy, małą paczkę pampersów... upewnił się też, że każdy luźny element ekwipunku poza granatami przywiązany jest do szpeju, to jest kamizelki taktycznej z ładownicami. Stanął przed lustrem, jeszcze raz dziękując geniuszom, którzy zadbali by każdy element ekwipunku był w barwach i wzorach kamuflażu. Zapiął i zacisnął każdą kieszeń, każde zapięcie najsilniej, jak się da. Kiedy będzie się poruszać, nic poza trawą ma nie wydać choćby szelestu.

Tak przygotowany wyszedł ze szpitala rozglądając się za ciężarówką, którą łącznicy mają udać się w drogę, w myślach planując samodzielnie pokonywaną trasę według przedstawionej mu przez kapitana mapy.
 
-2- jest offline  
Stary 02-12-2010, 09:11   #15
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Rakszasa spojrzał na zmykającego Rave'a. Gwizdną widząc, że ma konkurencję. Myślą wydał polecenie wanzerowi. Wielki robot podskoczył, a gdy był w locie jego stopy się zmieniły. Zawisł w powietrzu na czymś na kształt odrzutowych silników w kształcie łyżew. Dokładnie łyżew antygrawitacyjnych. Z bioder wysunęły się na 5 cali dwa takie same silniki skierowane w dół, z boków dwa w rozsunięte na 45 stopni na boki i w tył. Cichy syk oznajmiał ładowanie mocy. Powoli zmienił się w buczenie, potem głośne. Nie rozładował wszystkiego na raz. Taki nagły skok mocy rozwaliłby silniki i możliwie przeciążył cały system. Ruszył z kopyta. Jakby się ślizgał na łyżwach 30cm nad ziemią. Stopniowo, acz całkiem szybko zwiększał moc silników w końcu dogoniwszy osiągając gigantyczną prędkość

-Nieźle!

nadał na komunikatorze do towarzysza gdy go dogonił. Nie można powiedzieć, że bez problemu. Ale też nie było to coś wyjątkowo trudnego, aczkolwiek nawet przez myśl mu nie przeszło by towarzysz był teraz na pełnej prędkości. Jack zastanawiał się kto by wygrał wyścigi. On na pewno miał bardziej uniwersalny sprzęt. Nie wymagał idealnie gładkiej drogi. W razie chęci mógł zwiększyć pułap, ewentualnie schować łyżwy i walczyć na piechotę. Jednak uniwersalność nie świadczyła o prędkości, a nie był na tyle arogancki i głupi by oceniać cokolwiek nic o tym nie wiedząc

-Nie widziałem jeszcze tak szybkiego wanzera. Oczywiście poza moim, hehe.
 
Arvelus jest teraz online  
Stary 03-12-2010, 15:28   #16
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Baza Sektora 14.
Rave i Jack szli łeb w łeb, ale obaj zatrzymali się jakiś kilometr za bramą. Tak, aby ich jeszcze widziano z bramy, oraz żeby Bruce i Evan do nich trafili.
Najemnicy stoją tuż przy drodze, na granicy jednej z wielu dżungli. Pomiędzy dżunglą a bazą jest puste pole, łatwe do obrony, ale i sprzyjające atakowi. Droga jest dość szeroka, i co chwila przemyka nią w którąś stronę ciężarówka bądź terenówka, rozwożąca ekwipunek lub personel. Paręnaście sekund później z bramy wyszedł wanzer Bruce’a. Chwiał się jak pijany, gdyby użył przyśpieszenia zaryłby w ziemię.
- Włącz stabilizator Bruce. Pomoże. – rozległ się przez kanał członków patrolu głos Evana. Chwilę później wanzer łącznika przestał się chwiać na prawo i lewo i dołączył powoli do czekających koło drogi Rave’a i Jacka. Wanzer Bruce’a był brązowy, średniej wielkości (5m) i w jednej ręce miał shotguna gorszego typu – tylko takie były w tej bazie, jak dotąd. Na plecach natomiast miał duże ustrojstwo, które buczało głośno.
Minuty dłużyły się, samochody przejeżdżały drogą, nawet trzy wanzery wróciły do bazy. W końcu poprzez bramę mignął zielony kształt, w krótkim czasie przebył kilometr. Chociaż nie zwolnił ani nie zatrzymał się na chwilę, żeby zobaczyć gdzie stoi reszta, od razu skierował się w ich kierunku. Mech Evana zatrzymał się raptownie w miejscu, obrzucając inne roboty ziemią. Evan używał wanzera typu Zenith, ale z lekkimi modyfikacjami. Każda krawędź robota była ostra jak brzytwa, łatwo się domyślić, co się stanie, jak z wielką prędkością staranuje pojazd wroga. W lewej ręce trzymał karabin snajperski FireBird, w drugiej karabin maszynowy Artassaut.
- Wszyscy gotowi? – zapytał się przez komunikator dowódca, zarzucając Artassaut na plecy i przyczepiając go za pomocą jakichś zatrzasków. Widać, że był doświadczonym pilotem, albo po prostu miał niesamowite wyczucie robota. Odczekał chwilę na jakiekolwiek odpowiedzi, i powiedział przez komunikator
- Straciliśmy już wystarczająco czasu, pełny gaz za mną! – i ruszył szybko wzdłuż drogi, narzucając olbrzymie tempo. Bruce ruszył za nim, ale miał został w tyle od razu – nie wiadomo, czy nie chciał zajeżdżać wanzera, czy nie mógł osiągnąć takich prędkości.

Okolice szpitala w Zamboanga
Krieger nie czekał zbyt długo – parę minut później przez ulicę przejechała ciężarówka i zatrzymała się.
- Wsiadaj na tył, nie ma czasu. – rzucił kierowca, więc Stein szybko wskoczył na tył ciężarówki, na którym było już mało miejsca i usiadł mniej więcej wygodnie. Kierowca ruszył pełnym gazem i rozpoczął karkołomną jazdę ulicami miasta. Przejazd przez dość duże miasto zajął mu dwie minuty, po których w lusterku ukazał się jakiś wanzer – widocznie eskorty. Podążał za samochodem, gotów w każdej chwili do obrony ciężarówki i jej pasażerów. Na całe szczęście, takiej sytuacji nie było. Po pół godzinie jazdy nierównymi drogami ciężarówka zatrzymała się gwałtownie na poboczu.
- No, kolego. My tutaj skręcamy w lewo, a ty dalej idziesz prosto. Jak zobaczysz dość wysoką górkę, to jesteś w domu. O ile dobrze wiem, masz wokoło niej zrobić dobry zwiad i się skontaktować z szefem. – powiedział kierowca. Samochód stał w środku lasu. Droga Kriegera miała prowadzić przez głównie las, który rozciągał się na ogromnych połaciach Filipin. Stein powinien być zadowolony, że miał taki mały kawałek terenu do zwiadu.
Ciężarówka skręciła w lewo, zgodnie z drogą, a przed Kriegerem rozciągała się dżungla. Wysokie drzewa, gęsta roślinność ciągnąca się aż do jakiegoś wzniesienia, całkiem zakrytego drzewami. Ogólnie teren ciężki do przejścia piechotą, ale górka była już dobrze widoczna – trzeba przejść tylko jakiś kilometr, żeby ujrzeć ją z bliska i w całej okazałości.
 
louis jest offline  
Stary 07-12-2010, 16:31   #17
 
Arvelus's Avatar
 
Reputacja: 1 Arvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputacjęArvelus ma wspaniałą reputację
Rakszasa szybko dogonił dowodzącego.
Nieco zmniejszył moc mi obniżył pułap do 4 cali. Nie ma po co marnować mocy.
 
Arvelus jest teraz online  
Stary 08-12-2010, 08:30   #18
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Rave uśmiechnął się lekko na widok prędkości Wandera Jacka
- Nieźle – odparł mu przez radio. Chwilę potem pojawił się dowódca.
Niezbyt przejął się jego gadaniem, w rzeczywistości, jedyne co usłyszał to "pełen gaz" nawet "za mną" mu uciekło.
Bez wahania wystrzelił przed siebie, po prostu goniąc "bo czas nagli", co oczywiste, zatrzymał się dopiero naprzeciw najbliższego skrzyżowania dróg, bo w końcu nie widział, gdzie ma właściwie jechać, albo raczej, jak tam dojechać.

Jednak ciężko jest poradzić coś na fakt, że niektóre dzieci, lepiej czuły by się z prawojazdami na wyścigówkę, niż ciężkiego robota.
 
Fiath jest offline  
Stary 09-12-2010, 21:14   #19
-2-
 
-2-'s Avatar
 
Reputacja: 1 -2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie-2- jest jak niezastąpione światło przewodnie
Żołnierz wskoczył na tył ciężarówki z bronią w ręku i usiadł po jej prawej stronie, rozglądając się po twarzach zaniepokojonych łącznościowców. Nie dziwił się, jechali przez miasto, a to oznaczało, że w każdej chwili mogą zostać zaatakowani. Sapnął z niedowierzaniem, stwierdzając, że ktoś naraża dwie misje - jego, związaną z jakimś oddziałem wanzerów, oraz tychże pasażerów. Dowództwo musiało naprawdę być wyprztykane z środków logistycznych.

Zacieśnił chwyt na broni obserwując mijaną drogą i wsłuchując się w ryk silnika ciężarówki. Wcale nie odetchnął, widząc podążającego za nimi wanzera. Dystans był odpowiedni, ale tak naprawdę wanzer nie mógł pomóc przeciw grupie sprawnie działających, uzbrojonych kolaborantów. Mogliby ostrzelać ciężarówkę i zniknąć w mieście, a jeżeli Ameryki chciały zachować status cywilizowanej strony w tym konflikcie, mimo wszystkiego, czego dopuszczali się żołnierze, często w akcie samoobrony, wanzer nie mógłby ruszyć w pościg za napastnikami.
I tak pasażerom niewiele by to pomogło.

Zamyślił się, nozdrza mając wypełnione wonią benzyny i smrodem spalin miejskich. Kiedyś nie spodobałaby mu się myśl, że jego życie zależy od profesjonalizmu kierowcy i sprawności pilota, ale już jakiś czas temu, jeszcze za wspólnego szkolenia z Jackiem nauczył się, że w tej całej zabawie jaką jest armia chodzi o to, by mieć dość jaj, by powierzać nieznanym sobie ludziom własne życie.
Sytuacja poza miastem się nie zmieniła, poza tym, że Krieger zaczął rozglądać się też na boki. Uspokoił się, bliskością wanzera i potencjalną swobodą jego działania, choć tak naprawdę w głowie rozgrywał różne scenariusze postępowania w przypadku, gdy ciężarówka wjedzie na minę. Oczywiście wypadki w sytuacji, w której by przeżył.

Po pół godzinie jazdy nierównymi drogami ciężarówka zatrzymała się gwałtownie na poboczu.
- No, kolego. My tutaj skręcamy w lewo, a ty dalej idziesz prosto. Jak zobaczysz dość wysoką górkę, to jesteś w domu. O ile dobrze wiem, masz wokoło niej zrobić dobry zwiad i się skontaktować z szefem. – powiedział kierowca. Samochód stał w środku lasu. Droga Kriegera miała prowadzić przez głównie las, który rozciągał się na ogromnych połaciach Filipin. Stein powinien być zadowolony, że miał taki mały kawałek terenu do zwiadu.
Wyciągnął rękę po przenośną radiostację i otrzymawszy urządzenie przewiesił je sobie przez ramię. Obudowa była solidna, ściągnął więc ciasno pasek by nie dostać szału od ciągłego obijania się o udo. Szybko podbiegł do linii drzew, chwytając znów broń i wbiegł na dwadzieścia metrów w las, ignorując hałas czyniony przez odjeżdżającą ciężarówkę.

Był sam. To nie armia. Tutaj zaczynała się część, stanowiąca coś więcej.
Przyklęknął na jedno kolano, szybko badając okolicę przed i za sobą lunetką w niskiej pozycji. Musiał zachować równowagę pomiędzy dokładnością obserwacji a szybkością działania, ale nie sądził, by jakikolwiek wrogi cel był w okolicy. Raczej skusiliby się na ciężarówkę.

Położył się, trzymając broń jednorącz przed sobą, po czym chwycił ją i zaczął się czołgać. Miał długą drogę przed sobą, co pięćdziesiąt kroków w dystansie zatrzymywał się i przed dziesięć uderzeń serca nasłuchiwał otoczenia. Potem podczołgiwał się do najbliższych zarośli i z nimi przy boku, jako tło, powoli zadzierał głowę, by się rozglądać. Zamierzał dotrzeć na miejsce - górę - od wschodu, obrał więc trasę stanowiącą szeroki łuk. To zajmie masę czasu, ale musiał zawsze zachować pełną ostrożność. Zazwyczaj podstawą było dbanie najpierw zawsze o dobro towarzyszy, dla takich jak on jednak najważniejsze jest własne bezpieczeństwo, przynajmniej zanim podejmie się ognia osłonowego.
Przy odrobinie szczęścia tego dnia go to ominie.
 
-2- jest offline  
Stary 11-12-2010, 13:14   #20
 
louis's Avatar
 
Reputacja: 1 louis nie jest za bardzo znanylouis nie jest za bardzo znany
Grupa wanzerów szybko poruszała się po drodze, czasami przyśpieszając ponad normę, gdy droga na to pozwalała. Wanzer prowadzący zmieniał się od czasu do czasu – liderami byli albo Rave, albo Evan albo Jack. Jednak na tyle wciąż pozostawał brązowy wanzer Bruce’a, nie mogąc bardziej przyśpieszyć. Od czasu do czasu rozlegał się przez komunikator głos Evana, informującego o kolejnych zakrętach, skrętach lub połaci terenu, na których można było rozwinąć większą prędkość. Droga była spokojna, lecz nudna
Z początku jechali przez lasy, później przez jakieś 15 minut przez czyste pola, a następnie wkroczyli w teren zurbanizowany, już zniszczony wojną. Co chwilę migały wysokie kominy fabryk i niskie dachy baraków. Większość budynków była podziurawiona pociskami, popękana i ledwo trzymająca się kupy. Zatrzymaliście się na dużym placu, do którego prowadziły tylko dwie drogi – ta, którą przybyliście i jeszcze jedna, którą mieliście zamiar podążyć.
Gdy tylko na radarze Bruce’a mignęła nieśmiało kropka, świadcząca o obecności oprogramowania wanzera w okolicy, zatrzymał się.
- Stójcie! Dalej wykrywam jakiegoś obcego robota. Jego sygnał nie jest zarejestrowany jako znany naszej armii, i wygląda na dość stary model, skoro go wykryłem. Co robimy? – nerwowo się zapytał, stając na środku placu. Reszta również się zatrzymała, nikt nie okazywał chęci władowania się w niepotrzebne niebezpieczeństwo.
Plac jest otoczony wysokimi budynkami, i nie widać, co jest za nimi. Jest jeden wybór – albo ruszyć dalej, albo się wycofać. Jednak, zanim ktoś zareagował, przez kanał ogólnodostępny komunikatora dało się słyszeć
- Tutaj Stary Dwa, potrzebuję natychmiastowego wsparcia! Powt- głos się urwał nagle, w miarę jak wszyscy usłyszeli zgrzyt nóg nieznanych wanzerów, dźwięk strzałów z shotguna i odgłos wybuchu.
Nie trzeba było posiadać bystrego umysłu, aby wydedukować, że wróg zaatakował pojedynczego wanzera. Można się również spodziewać, że za chwilę lub dwie patrol zostanie zauważony i zaatakowany.
- Let’s go! Bruce z przodu, Rave z lewej, Jack z prawej a ja środkiem! – rozkazał szybko Evan.
(niech każdy skontaktuje się ze mną via GG w celu ustalenia części postu dotyczącej ataku)



Krieger nie napotkał żadnych niepokojących znaków aż do samej góry. Przed nią nie było nic – ptaki ćwierkały, drzewa szumiały, nie było słychać rozmów ludzi lub odgłosu świadczącego o obecności wanzera. Słychać było nawet szum morza – było ono całkiem blisko, jakiś kilometr lub dwa od obecnej pozycji Steina. Dopiero, gdy Krieger dotarł na górę zobaczył smugę dymu, pochodzącą z jakiejś wielkiej maszyny, która była uszkodzona i stała kilometr za niewysoką górą, niemalże tuż przy morzu. Od morza dzielił ją również ogromny pas drzew, który zasłaniałby Kriegerowi morze gdyby nie to, że stał na pagórku. Przy maszynie panowała jakaś krzątanina – przy użyciu lornetki Stein zauważył tam sześć wanzerów zdecydowanie nie w kolorach buntowników i kilkunastu żołnierzy piechoty. Wróg był zajęty czymś, i Krieger zapewne mógłby przekraść się bliżej bez trudu.
 
louis jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:25.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172