Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-05-2016, 11:01   #11
Elitarystyczny Nowotwór
 
Zombianna's Avatar
 
Reputacja: 1 Zombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputacjęZombianna ma wspaniałą reputację

Eden Ross


Evered Hill; Pustynny Kos; godzina ok. 23:30


Pełna napięcia cisza nie wróżyła nic dobrego. Czas jakby zwolnił, siedzący pod dachem ludzie niespiesznie, flegmatycznie wręcz wodzili wzrokiem od jednej twarzy do drugiej, lecz ów spokój był tylko pozorem. Zdradzały to zaciśnięte pięści i drgające kąciki ust, próbujące ułożyć się w zblazowane uśmiechy. Nic przecież niezwykłego się nie działo, prawda? Ot, kolejny wieczór na Pustkowiach, może trochę bardziej parny i duszny, lecz ciągle w granicach dopuszczalnej normy. Tylko kłębiące się na horyzoncie ołowiane chmury, wraz z głuchym pomrukiem rozmów zza ścian, zwiastowały krążącą wokół zawieruchę. Ludzie w końcu byli różni, nie wszyscy postępowali zgodnie z archaicznymi, przedwojennymi kodeksami norm i nakazów, stawiając na dzikie, impulsywne działanie dyktowane tą częścią natury człowieka, najbardziej zbliżoną do zwierząt - dziką, nieokiełznaną. Nieprzewidywalną. Pustkowia pełne były grup, zorganizowanych na podobieństwo wilczych watach i równie przyjaznych drugiemu człowiekowi. Rządziło w nich prawo silniejszego, bardziej sprytnego i przebiegłego, zaś swoje racje owe wilki egzekwowały brutalną siła, zupełnie jakby nie pamiętały w jaki sposób używać aparatu mówić i porozumiewać się z innymi przedstawicielami poniekąd własnego gatunku w sposób bardziej cywilizowany.

Eden nie raz i nie dwa natykała się na podobne jednostki, zwykle jednak miało to miejsce w Vegas - na jej terenie i jej warunkach. W miejscu, gdzie wiedziała na co może liczyć ze strony otoczenia, nie wmieszanego bezpośrednio w ewentualny konflikt… a tutaj? Była równie obca co niepewna własnej, nie oszukujmy się, kiepskiej pozycji. Życie jednak należało do odważnych i rozsądnych, a najlepsze partie pokera nie mogły się obejść bez odpowiedniej dozy emocji. Wtedy i tylko wtedy, dało się poczuć tętniące wewnątrz własnego ciała, jakże kruche i niestałe życie.

- Musimy znaleźć Szajbę. Light nas zajebie jeśli temu debilowi coś się stanie - słowa Diabła, równie głośne co przytłumione westchnięcie, przerwały drażniącą, ciężką ciszę. Ross też to poczuła - zmianę w tonie niezrozumiałych słów, w które wkradła się irytacja i niecierpliwość.

Ktoś krzyknął, ktoś inny zawtórował mu wrzaskliwym barytonem, używając do tego najprawdopodobniej jakiegoś przekleństwa. Zaraz też drzwi skrzypnęły i do lokalu wdarła się pierwsza dwójka obcych. Siwe od piaszczystego pyłu ubrania, ogorzałe twarzy i latynoskie rysy, równie ostre co jedno z ulubionych ostrzy Eden, nie nastrajały do wdawania się w pogawędki. Dodatkowym czynnikiem trzymającym dupsko na krześle były obdrapane, owinięte szmatami lufy karabinów, przewieszonych przez plecy obcych. Rozejrzeli się po wnętrzu, po chwili niespiesznie stanęli po dwóch stronach drzwi. Dopiero wtedy do środka weszła druga para. Kolejny, zarośnięty i przybrudzony meks, wyraźnie niezadowolony i dyskutujący z ostatnim meksem - wysokim, krótko ściętym facetem bez widocznej broni.
- Este idiota tiene que estar aqui - zaakcentował swoje zdanie uderzeniem pięści o otwartą dłoń.

- Ya… veremos - jego towarzysz wzruszył ramionami i śladem pierwszej dwójki rozejrzał się po lokalu, jakby dopiero teraz dostrzegając, że nie są już sami. Jego mina automatycznie z ponurej przeszła w szeroki, szczery uśmiech. Nie patrząc na rozmówcę, dorzucił tonem, który Eden jeszcze dała radę dosłyszeć - Comprobar el camarera.

- Si, si, claro - zaczął, a jego wzrok spoczął naraz na Aniołku. Obciął ją bez skrępowania od góry do dołu, zatrzymując uwagę na rejonie między szyją a brzuchem.
- Arroz! Que carne hay! - zacmokał i krzyknął przez salę, odrzucając przy okazji przydługie włosy na plecy. Wyszczerzył się przy tym bezwstydnie - Oye bonita! Que vas a hacer esta noche? Teinvito a un trago drink, comprobamos la cama y… - nie dokończył, uciszony przez mało przyjazne warknięcie. Zrobił zbolałą minę i mrucząc coś pod nosem, ruszył w stronę lady i barmana, próbującego udawać skupionego na czyszczeniu szklanki tak bardzo, jak to tylko możliwe. Zupełnie jakby od tego zajęcia zależało jego życie.

- Buenas noches, mi bella - rozległo się tuż przy stoliku gości z Vegas. Uśmiechnięty przyjaźnie elegancik bez broni, wpierw kiwnął głową Eden, po paru sekundach powtórzył gest, tym razem skierowany w stronę Diabła.
- Nowi, si? Dawno przyjechaliście? - mówił z silnym akcentem, ale dało się go zrozumieć. Wydawał się spokojny i otwarty, lecz co w jego wzroku mówiło, że doskonale zna odpowiedź na to pytanie.







Daniel Teller

Pustkowia; 10 mil od zjazdu z drogi stanowej; godzina ok. 21:30


Silnik Indiana zawarczał, plunął z rury wydechowej czarnym dymem, by zaraz zerwać się z miejsca i chrzęszcząc żwirem pod kołami, zacząć toczyć się wokół stacji. Wystarczyło jedno pełne koło, by Teller zorientował się na czym stoi. Zwabione ruchem i hałasem zwierzęta, ujadając głośno, wyskoczyły zza pękających murów niczym wystrzelone z procy, płowo-rude pociski. Doskoczyły do motoru, lecz nim zdołały wgryźć się w ludzkie mięso, głowa najbliższego eksplodowała fontanną juchy, fragmentów kości i strzępów mózgu, a huk, niczym bat, osadził na miejscu pozostałe dwa. Zaraz rozległ się drugi wystrzał, trafiając tym razem w korpus. Psisko miało mniej szczęścia niż jego towarzysz, siła trafienia odrzuciła go na dwie stopy do tyłu, a w ślad za nim podążyła chmura rubinowych kropelek, nie większych od muszek owocówek. Opadły na piach, znacząc drogę między piszcząco-rzęrzącym cielskiem, a wylotem dymiącej lufy obrzyna. Przez ułamek sekundy Daniel widział w oczach stworzenia ciężki do opisania ból, oraz strach, gdy tocząc krwawą pianę z pyska próbowało ostatkiem sił podnieść się na równe łapy, w czym przeszkadzała urwana przednia noga i olbrzymia dziura, ziejąca w jego boku, przez którą dało się dostrzec drgające spazmatycznie, poszarpane płuca, otoczone białymi odpryskami żeber. Ostatni kundel nie czekał, aż i jego dosięgnie ołowiana śmierć. Podkulając ogon spiął się do biegu, uciekając w stronę pustyni, zaś reszta stada trzymała stosowną odległość, zamierając wśród piasku na podobieństwo kolejnych wydm, zlewających się w jedno z monotonnym krajobrazem.

Hałas obudził też przyklejoną do pleców najemnika kobietę, przywracając jej część jakże potrzebnej świadomości. Wpierw poruszyła się nieznacznie, mężczyzna poczuł jak zaciska słabo palce. Następnie całym jej ciałem wstrząsnął szloch, a spękane usta powtarzały słowa modlitwy...przynajmniej Daniel miał wrażenie, że to modlitwa. Opuchnięte, spieczone gardło nie za bardzo radziło sobie z wydobyciem z siebie artykułowanych dźwięków, ograniczając się do paskudnego, przerywanego kaszlem i jękami szeptu.
Jego żywa przesyłka wpierw wodziła po okolicy nieprzytomnym wzrokiem, by finalnie zawiesić go kilkanaście centymetrów nad głową Teller'a. Jeżeli widziała go i zdawała sobie wrażenie z jego obecności, nie dawała tego po sobie poznać. Szeptała też coraz słabiej, ledwo poruszając ustami i marnując resztki wody na toczenie po policzkach słonych, piekących łez.


 
__________________
Jeśli w sesji strony tematu sesji przybywają w postępie arytmetycznym a strony komentarzy w postępie geometrycznym, prawdopodobieństwo że sesja spadnie z rowerka wynosi ponad 99% - I prawo PBFowania Leminkainena
Zombianna jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:17.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172