Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Postapokalipsa > Archiwum sesji z działu Postapokalipsa
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Postapokalipsa Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie Postapo (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 20-11-2020, 21:17   #10
 
Umai's Avatar
 
Reputacja: 1 Umai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputacjęUmai ma wspaniałą reputację
Czas: 2051.03.03; pt; popołudnie
Miejsce: Miami; Downtown; dom gościnny Cantano

Słuchanie rewelacji Tybalda była dla Quirke jak popołudnie ze starym Simonsem w barze w Kansas. Stary pijak też opowiadał cudowne legendy i mity, mając dar do snucia opowieści… ale opowieść sekciarza różniła się tym, że ktoś w teraźniejszości wciąż w to wierzył. Stary eremita mówił, a zielone oczy lekarki robiły się coraz większe. Próbowała zapamiętać jak najwięcej, ale lęk że przeoczy coś ważnego był za silny. Wreszcie więc poprosiła, czy mężczyzna nie skorzystałby z gościny i nie dostał do rana, gdzie jeszcze raz i na spokojnie powtórzą najważniejsze doktryny dziwnego kultu, by lepiej wczuć się w rolę już bez wizji pośpiechu nad karkiem. Po części ogólnej blondynka poszła na piętro do pokoju który zajęli razem z Grimem. Krzywiąc się ściągnęła sukienkę i siadając na krześle przysunęła do siebie torbę medyka. Z południowej strzelaniny została do wyjęcia jeszcze jedna kula.

Po Tybaldzie trudno było poznać czy ucieszyło go czy nie to zaproszenie do nocowania w tym domu. Ale po chwili zastanowienia zgodził się. Lekarka więc z czystym sumieniem mogła wejść po schodach na górę, do tego mieszkania jakie sobie wybrali z Dannym. Sam ranger wpadł do środka zaraz po tym jak ona sama wróciła do pokoju i właśnie szykowała sobie torbę i całą resztę.

- Co robisz? - zapytał odgadując chyba, że po coś wzięła tą swoją torbę i do czegoś się przymierza. A nikogo prócz nich tu nie było.

- Muszę wyjąć kulę, zdezynfekować ranę i ją zaszyć - odpowiedziała spokojnie, zabierając się do rozwiązywania bandaża na brzuchu, ale zatrzymała się w pół ruchu i schyliła ze stęknięciem do torby - Tam w zaułku nie miałam na to czasu, widziałeś Jamesa, Rita i Melody. Potrzebowali pomocy, nie wypadało abym przejmowała się sobą, skoro byli inni ranni. - wyprostowała się, kładąc na stoliku obok świeżą paczkę gazy, jodynę, szczypce i igłę z nicią - Nalejesz mi proszę… czegokolwiek z alkoholem? To nie będzie przyjemne.

- Jasne. - powiedział nieco przejętym tonem. I aby to chyba zatuszować szybko poszedł do kuchni. Coś tam w pośpiechu grzebał w końcu wrócił z jakimś kubkiem w ręku. Nalał do niego płynnego dezynfektyku i postawił na stole obok lekarki.

- Pomóc ci jakoś? - ni to zapytał ni zaproponował widząc na co się zanosi.

Dziewczyna rzuciła mu czuły uśmiech i wzięła kubek, przechylając go na raz. Ledwo to zrobiła sapnęła, kaszlnęła w pięść i wypuściła powietrze.
- Już pomogłeś, dziękuję - odstawiła naczynie obok szczypiec - Jeśli mogę mieć prośbę… potrzebuję pomocy. Nie mam się w co ubrać na wieczór - wskazała zakrwawiony ciuch na łóżku. Danny wyglądał na zdenerwowanego, nie chciała go męczyć i stresować - Skoczysz na miasto i kupisz mi coś? Sukienkę, najlepiej białą i żeby zakrywała plecy i ramiona. Taką jak ta stara. Jeśli ją weźmiesz i pokażesz w sklepie będą znali rozmiar.

Wydawało się, że Teksańczyk albo słucha niezbyt uważnie albo jest tak przejęty sytuacją, że reagował z opóźnieniem. Bo w pierwszej chwili zgodnie pokiwał głową ale wpatrywał się w te opatrunki na brzuchu Tamiel. Potem spojrzał na tą starą sukienkę ale dość machinalnie i podobnie pokiwał twierdząco głową. Wreszcie coś zaczynało chyba docierać bo zmrużył brwi jakby coś mu tu nie pasowało.

- Zaraz, zaraz… Co? - zapytał lekko potrząsając głową i patrząc pytająco na blondynkę siedzącą przy stole. Jeszcze raz spojrzał na pobrudzony i pokrwawiony kawałek materiału jaki wcześniej Tamiel założyła na siebie jeszcze w 2018. - Jaka sukienka? - zapytał jak najbardziej poważnie.

- Skoczysz na miasto i kupisz mi nową sukienkę, proszę? - powtórzyła spokojnie zapierając się łokciem o stół i wstała - Nie mogę iść na tą kolację w brudnym ubraniu, nie wypada. Poszłabym sama, niestety nie wyrobię się z opatrywaniem, myciem i resztą. Dlatego potrzebuję twojej pomocy.

- To… Mam pójść po sukienkę? - zapytał jakby nadal nie mógł uwierzyć, że go o to prosi. Spojrzał jeszcze raz na leżący kawałek materiału jakby liczył, że w nim lub pod nim znajdzie się jakieś drugie dno czy coś podobnego. No ale widocznie nie znalazł. Wzruszył więc ramionami. - No dobra. Pójdę po tą sukienkę. - wzruszył jeszcze raz, zgarnął leżący kawałek materiału i ruszył w kierunku drzwi wyjściowych.

Blondynka przechwyciła go w połowie drogi, obejmując mocno w pasie.
- Dziękuję, nie wiem co bym bez ciebie zrobiła. Zawsze mnie ratujesz - przytuliła się, patrząc ufnie na jego twarz i nagle zrobiła czujną minę - Danny… wszystko w porządku? Nie martw się, nie o mnie. Jest dobrze, wszystko w porządku bo jesteś cały.

- Jasne. Wszystko w porządku. - powiedział krótko i skinął głową. - Kupię tą sukienkę i wrócę. Uważaj na siebie. - powiedział wyplątując się z jej objęć i wznowił marsz do drzwi prowadzących na korytarz.

Rzeczywiście, było w porządku. Tak bardzo, że nagle atmosferę dało się ciać nożem. Quirke stała przez chwilę skamieniała pośrodku pokoju, poruszając niemo wargami.
- Stój Danielu Toth - zebrała się w sobie i wlepiła wzrok w jego plecy - Nie wyjdzie pan stąd w ten sposób.

- To mam iść po tę kieckę czy nie? - zatrzymał się, odwrócił i uniósł nieco brudną sukienkę jaką dopiero co zgarnął z podłogi.

Stojąca w pokrwawionej bieliźnie dziewczyna miała wrażenie, że ręce opadły jej do podłogi. Zapewne powinna uderzyć w zirytowany ton, żądać wyjaśnień i tego, aby ranger wydusił z siebie o co mu chodzi… tylko znała go na tyle, by wiedzieć że nie jest w tym dobry i podobną praktykę dało się już podciągnąć pod znęcanie.
- Tak, bardzo cię o to proszę… ale za chwilę, nie tak. Nie kiedy widzę, że nie jest w porządku - pokręciła głową, podchodząc i stanęła przed nim, kładąc mu dłonie na ramionach - Wyjaśnijmy sobie jedno, dobrze? To że idę tę nieszczęsną kolację z Melody i panem Cantano nie oznacza tego, co w tej chwili chodzi ci po głowie. Obiecał że popyta wśród swoich ludzi o doktora Howarda, Mildred i Sandy, to kurtuazyjne spotkanie. Biznesowe. Tylko i wyłącznie. Spotkanie po którym wrócę do ciebie, bo tylko ciebie chcę, nikogo innego. Żadne garnitury, złota biżuteria, wieżowce i najbardziej wymyślne kolacje tego nie zmienią. Chcę ciebie, domku pod Kansas i wspólnej starości. Rozumiesz?

Nie odpowiadał przez dłuższą chwilę. Miął w rękach ten pobrudzony kawałek jasnego materiału, popatrzył w okno, w końcu znów wzruszył ramionami. - No. No dobra. Po prostu… - zaczął mówić coś z czym się zmagał ale urwał. - Po prostu załatw co masz do załatwienia i wracaj. Dobra? A ja spróbuję znaleźć coś takiego. - powiedział gdy chyba ta największa gula złości jakoś uleciała gdy usłyszał zapewniania blondynki. Niemniej aż tak od ręki wszystko nie chciało z niego zejść za jednym zamachem. Ale już mówił i wyglądał bardziej jakby nie wszystko szło po jego myśli. No ale już nie tak jakby na jego oczach umawiała się na randkę z innym facetem.

- Dobra, postaram się dowiedzieć czego się da i wrócić najszybciej jak to możliwe - obiecała od razu, czując ulgę. Znowu się do niego przytuliła, patrząc do góry na pochmurną twarz. Musiała go przekonać, że nie biorą udziału w opowieści w której zły, bogaty plantator zawraca w głowie dziewczynie dzielnego kowboja przez co ta pakuje się i idzie mieszkać do jego rezydencji pośrodku pól obrabianych przez imigrantów i kiepsko opłacanych robotników. Albo niewolników, bo na Południu wciąż zdarzały się również takie przypadki.
- Postaram się też nie sprowadzić żadnej nadprogramowej kelnerki, ale tego akurat obiecać nie mogę. Znasz mnie, z tym bywa różnie - postawiła na lżejszy ton, uśmiechając się łagodnie - Jeśli wciąż chcesz, rozejrzyj się za obrączkami i księdzem. Kocham cię i myślę że doktor Toth brzmi o wiele lepiej niż doktor Quirke.

- Oj no… - w końcu się uśmiechnął. I nawet machnął ręką jakby ta niedoszła kłótnia wcale nie miała miejsca albo chociaż znaczenia. Też ją objął i pocałował. - Dobra. To idę po tą kieckę. Bo to trochę mało czasu. No to… To będę już szedł. - powiedział odklejając się od niej i zamachał tą trzymaną sukienką jaką miał zabrać na rozmiar, wzór i całą resztę.

Odchodził ponownie, teraz już wydawał się udobruchany zapewnieniami partnerki. Pożegnali się jak na parę przystało, a potem lekarka zamknęła za nim drzwi. Dopiero wtedy pozwoliła sobie przycisnąć ręką bandaz na brzuchu i krzywiąc się wróciła na krzesło. Rana bolała jak diabli, leki przestawały działać. Ale pokazywanie że jest źle byłoby jedynie robieniem kłopotu najbliższym, a nie w tym rzecz.


 

Ostatnio edytowane przez Umai : 20-11-2020 o 23:45.
Umai jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:05.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172 173 174 175 176 177 178 179 180