lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   [Wh40k/Only War] Operacja Moonbreaker (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/11907-wh40k-only-war-operacja-moonbreaker.html)

Micas 25-05-2013 19:07

Cadianie z drużyny Redda opuścili swój lądownik typu Aquila i przylgnęli magnetycznymi podeszwami swych butów do twardego, zimnego podłoża - powierzchni głównej stacji kosmicznej na orbicie planety Bront.

Ostrzał ustał. Żadne zautomatyzowane działko ani żaden niewolnik Chaosu nie mógł już zagrozić żołnierzom Imperialnej Gwardii. Powód był prosty - ogień z działek pokładowych promów (z pewną asystą ze strony samych gwardzistów) zmiótł całą pierwszą linię obrony przeciwnika w czasie krótszym niż dwie minuty.

Teraz jednak mogło być tylko ciężej. Promy zmuszone były odlecieć. Cadianie pozostali sami na powierzchni stacji, otoczeni przez groźbę śmierci. Podzieleni na drużyny, ruszyli naprzód ku wyznaczonym celom - powoli, niezgrabnie, klucząc od osłony do osłony.

Rzeczywiście, powierzchnia stacji nie była gładka ani jednolita. Jak okiem sięgnąć, wszędzie były jakieś nadbudówki, wsporniki, wysięgniki, augery, sondy, włazy, rury, obudowane tunele, poskręcany złom po ostatnich starciach, zniszczone kolumny po wieżyczkach obronnych. Do tego różne poziomowanie, nierzadko przypominające budowę schodkową. Podejście ułatwiały niekiedy oszczędnie usytuowane rampy.

W próżni dalej toczyła się walka. Ta bliska - na kilkuset metrach, z udziałem eskadr myśliwców i bombowców obu stron oraz gęstego ostrzału ze strony sieci obronnej stacji; i ta daleka - na setkach kilometrów, z udziałem olbrzymich, pękatych, niezgrabnych i stosunkowo słabo uzbrojonych transportowców oraz zwrotnej, chyżej i dozbrojonej eskorty. Obydwa starcia były tak samo brutalne, widowiskowe i wbrew wszelkim pozorom szybkie.

Zdecydowanie bardziej niźli ślamazarne parcie garstki ludzików na stoliku z nierównych metalowych klocków.

Ludzie Redda w większości zaczęli się przyzwyczajać do sytuacji. Szybko, biorąc pod uwagę brak znajomości tematu czy mnogość śmiertelnych zagrożeń wokół nich - lecz relatywny "spokój" i cisza potrafiły oszukać każdego, a tym bardziej próżniowego żółtodzioba.

Ta sielanka skończyła się jakiś kwadrans po desancie, kiedy drużyny IG przekroczyły dystans około siedemdziesięciu metrów. Trafiły bowiem na drugą linię obrony. Także i ta nie sprawiła problemu, nawet samotnym grupom żołnierzy. Podładowana broń laserowa, granaty oraz ciężki sprzęt bez problemu poradziły sobie z kolejną bandą fanatycznych (i bezdennie głupich) świrów spod znaku ośmioramiennej gwiazdy oraz nielicznymi wieżyczkami kiepskiej jakości - głównie wyposażonymi w ciężkie stubbery i działka śrutowe.

Trzecia linia okazała się być kubłem zimnej wody spuszczonym prosto na łby nabierającym pewności siebie Imperialistom. Mniej więcej czterdzieści pięć minut po desancie, Cadianie z 412 dotarli do owej trzeciej linii i wpadli w szereg morderczych pułapek - głównie siatek laserowych aktywowanych zdalnie lub losowo oraz zbliżeniowych ładunków wybuchowych, do tego okraszonych misternie rozlokowanymi cekaemami na wysięgnikach.

Drużyna Redda zmuszona była odbić z kursu przed wejściem do swojej sekcji trzeciej linii obrony. Zbijając na lewą flankę, weszła na teren przemarszu drużyny porucznika Luciena Callidona. Kiedy tylko dotarła do należącej do niej sekcji trzeciej linii, ujrzała koszmarną scenę.

Ponad labiryntem kanionowatych korytarzy (oraz pośród nich), oświetlonej chaotycznie zmieniającą się plątaniną trzaskających, błyskających laserowych strumieni ułożonych w siatki unosiła się chmura resztek. Kawałki złomu, odłamki, broń, poszarpane resztki skafandrów. Rozczłonkowane, powykręcane ciała. Chmura zamrożonej krwi w formie setek tysięcy kulek przypominających grad.

Większość tych ciał należała do żołnierzy Imperium.

Nie mając wyboru, żołnierze Redda zagłębili się w pierwszy korytarz śmiercionośnej pułapki. Przejście ponad lub obok nie wchodziło w rachubę, sądząc po ciałach "spryciarzy" unoszących się w tamtejszych okolicach i rozbryzgach krwi na ścianach i kantach w pobliżu.

- Wskazania auspexa sugerują trzy sprawne zautomatyzowane wieżyczki, sierżancie. - odezwał się Adams na vox-kanale drużynowym - Broń nieenergetyczna. Stawiam na ciężkie stubbery, sir. Brak dalszych informacji. Rozkazy?

Stalowy 01-06-2013 19:42

- Dajcie mi tarczę. - rozkazał Madrock w liczbie mnogiej, ale tylko Magnus miał tutaj pawęż taktyczny, więc nie ulegało wątpliwościom, że został on wydany do niego. Mardock załadował krak granata i poszedł przodem, jak przystało na dowodzącego. - Idę w awangardzie, wy dwadzieścia metrów, lub jeden zakręt za mną. Bądźcie uważni na potencjalne rykoszety. W razie mojej śmierci dowodzenie przejmuje Mara. Ruchy żołnierze!
Redd maszerował przy ścianie, kryjąc się za ukośnie ułożoną tarczą i spoglądając przez szczelinę, szeroką na pół stopy, pomiędzy nią a ścianą, z granatnikiem gotowym do strzału.
- Pamiętaj, że poruszasz się bardzo wolno. Jeżeli coś się stanie będziemy mieli problem z udzieleniem ci wsparcia. - przestrzegł Madrocka kapłan - Podawaj nam swoją pozycję, abyśmy ciebie nie zgubili. Pamiętaj o auspexie, aby żadna pułapka nie rozerwała twojego skafandra.
Magnus oddał tarczę sierżantowi i wykonał przed nim aquilę w ramach błogosławieństwa. Chwycić od razu oburącz swoją pikę abordażową. Poczekał aż dowódca oddali się na zapowiedzianą odległość i ruszył w metalową plątaninę, która się przed nimi rozciągała. Za nim ruszył Lucius z karabinem gotowym do strzału.
- Auspexy w gotowości. Bądźcie uważni i informujcie o wszystkim co podejrzane. - rzekł do reszty misjonarz - Takie coś... to mi przypomina labirynt tenebro z okrętów. Masa fałszywych korytarzy, zasłon i fałszywych ścian. Wróg może nadejść z każdej strony!

Cranmer 02-06-2013 19:46

- Na rozkaz.

Lucas zmartwił się nie znacznie, wsparcie ciężkiej broni jest kłopotliwe, a w próżni to jeszcze bardziej. Jeden pocisk penetrujący i po szczelnym pancerzu a wtedy to już tylko modlitwa i człowiek się dusi i na pewno się udusi...

Skrzywił się jeszcze bardziej słysząc własne myśli - strach to pierwszy krok do utraty umysłu - powtórzył maksymę kilka razy szukając w niej spokoju. Kiedy przyszedł czas aby ruszyć dalej był już gotowy i skupiony.

Micas 08-06-2013 13:17

Redd podjął marynarską tarczę z ceramitu, którą Departamento Munitorium wydało Drustarowi tuż przed misją. Wyposażony w nią i w granatnik załadowany krakiem, mógł ruszyć naprzód jako point man.

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=XUmLqgS7YcM[/MEDIA]

Pozostali żołnierze rozstawili się w szyku za nim, zabezpieczając korytarz wejściowy do tego "labiryntu". Czekali, aż ich sierżant odejdzie na zapowiedzianą odległość i wyda rozkazy czy też złoży raport ze swych poczynań.

Ale, już na pierwszym zakręcie, zanim zdążył się oddalić, napotkał pierwszą poważną trudność. Był to strumień laserowy, zamontowany w narożniku korytarza, za zakrętem w lewo. Ani chybi jakiś dopalony las-przecinak albo zdemontowany fragment obronnego płotu laserowego. Bardzo powolnym ruchem omiatał narożnik naprzeciwko, idąc dość jednostajnym torem (aczkolwiek z pewnymi odchyleniami góra/dół z powodu kiepskawej konstrukcji całej tej pułapki - z tego też powodu, ciągła laserowa smuga nie zostawiła prostego wypalonego szlaku, a nierówne "falbanki") lewo-prawo i z powrotem. Promień był zawieszony na wysokości około metra nad podłogą labiryntu.

Od razu nasunęły się pewne opcje. Można było przeskoczyć nad promieniem, ale to oznaczało oczywistą utratę przyczepności magbutów do podłoża - oraz wychyleniem łba (a nawet więcej ciała) ponad ściany labiryntu, gdzie lecący powoli w nieważkości cel z łatwością mogły namierzyć zautomatyzowane wieżyczki z bronią ciężką.

Można było spróbować się przeczołgać pod promieniem. Było to cholernie ryzykowne z powodu strasznej niezgrabności Cadian i ekstremów, na jakich funkcjonowały magbuty i magpłytki - albo przylepiały porządnie do podłoża, albo się wyłączały - umożliwiając odczepienie się.

Mogły istnieć też inne alternatywy. Cokolwiek miało się wydarzyć, żołnierze nie mogli zignorować ani zbagatelizować tej prostackiej pułapki - sądząc po przeciętym na pół torsie, fruwającym ponad nią, była zabójcza dla takich głupców.

- Sir. Sporządziłem mapę terenu i naniosłem na nią pozycje wieżyczek oraz tego lasera. - zameldował kapral Adams, wręczając mu wojskowy dataslate.

+++

Ars militaris



Uploaded with ImageShack.us

Legenda do mapy:
* czerwone kwadraty - auto-wieżyczki (1 broń ciężka p.piech.)
* niebieska kropka - kapral Adams i 2 szeregowych Cadian
* zielony kwadrat - Mardock Redd z tarczą i sanitariuszka Alma
* złota kropka - Magnus Drustar i Lucius Bonitatis
* turkusowa kropka - Lucas Einhoff i Rob Prest
* fioletowa kropka - Mara Ferris i Marisha
* szary spray - punkty wejścia/wyjścia (wasz cel to narożnik NE)
* czerwona kreska - laser w pozycji 0
* żółta kreska - laser w pozycji lewo max
* fioletowa kreska - laser w pozycji prawo max

Status:
* brak zmiennych

Cranmer 14-06-2013 23:55

- Mamy tu prymitywny, ruchomy promień laserowy. - zakomunikował Mardock - Gallas, Vells. Potrzeba broni o pociskach kinetycznych. Przyprowaźcie swój ciężki bolter i rozwalcie to w drobny mak.

- Oszczędzajcie amunicję. - dorzucił Kapelan przepuszczając razem z wikarym operatorów ciężkiej broni.

- Dużo jej tu raczej nie będzie potrzeba - mruknął Lucas.
Jak na razie nie jest tak źle - pomyślał - wieżyczki jeszcze nie są problemem i jeśli wszystkie inne systemy zabezpieczeń będą tak trywialne to jedynym problemem stanie się amunicja.

Micas 26-06-2013 15:23

Poniższy post jest wynikiem sesji rozegranej na Google Doc w poniedziałek 24.06.2013. W sesji brali udział: Arvelus, Rudzielec, Cranmer i Stalowy.

+++

Zgodnie z rozkazem sierżanta, operatorzy ciężkiego boltera rozstawili swój sprzęt i kilkoma boltami bez problemu zniszczyli prowizoryczny laser. Fruwające dookoła odłamki nie zrobiły nikomu krzywdy, toteż drużyna ruszyła dalej. Szybko pojawił się kolejny problem - najbliższa z zautomatyzowanych wieżyczek na wysięgniku najwidoczniej namierzyła rwetes i dorzuciła swoje trzy grosze, sypiąc seriami z ciężkiego, wzmocnionego stubbera. Nie mogła namierzyć żołnierzy bezpośrednio, pozostawali oni bowiem w głębokim korytarzu - ale góra tychże korytarzy była co rusz zasypywana próżniowymi kulami, które rykoszetowały często i gęsto. Żołnierze mieli wybór - przeczołgać się i ryzykować oberwanie rykoszetem, albo zniszczyć wieżyczkę z pozycji, na której się znajdowali. Wybrali tą drugą opcję.

Drustar wychylił kawałek tarczy, robiąc za przynetę i skupiając nań ogień automatu. W tym czasie Redd wystrzelił. Raz - spudłował. Drugi raz - również. Dopiero trzeci i ostatni granat kontaktowy Krak z jego granatnika trafił i zniszczył wieżyczkę. Cadianie ruszyli dalej, prowadzeni przez Redda z tarczą.

Szybko wyszły niedostatki w szkoleniu i widoczności przez wąskie wizjery kiepskich skafandrów. Przechodząc przez następną długą prostą, Redd szarpnął tarczą za rozciągniętą przy podłodze żyłkę. Z boków trzasnęły fugasy, prowizoryczne ładunki wybuchowe wypchane mnóstwem odłamków, które zabębniły o tarczę i nogi Redda - na szczęście, pancerz wytrzymał... a Cadianie stali się ostrożniejsi. Szpicę przejął wikary Bonitatis: Voidborn z krwi i kości.

Szybko i bezproblemowo dotarli do skrzyżowania naprzeciwko zniszczonej wieżyczki. Redd wysłał Marę i Lucasa, aby przepatrzyli zaułek na lewo. Natknęli się tam na dwóch przyczajonych Chaosytów. Wynikła krótka strzelanina, w której Lucas solidnie oberwał. Riposta złożona z psioniki i plazmy usmażyła obydwu przeciwników, a Lucas wykaraskał się z niedoli dzięki zestawowi do łatania dziur w skafandrach próżniowych (oraz opiece medycznej sanitariuszki Almy). Ruszyli dalej i szybko natknęli się na kolejną z trzech wieżyczek, która obficie obdarowywała korytarz przed nimi prezentami w postaci kul - blokując dalszy ruch. Tutaj kreatywnością wykazał się Einhoff, używając swojej piromancji, aby podpalić i rozsadzić zbiornik amunicji, i tym samym zniszczyć konstrukt.

W jednym z wysuniętych na północ korytarzy, Bonitatis prawie wpadł na minę. Były to dwa ładunki przy podłodze, połączone laserowym światłem. Ledwo udało mu się nad nią przeskoczyć. Cadianie poradzili sobie i z nią - z bezpiecznej odległości rzucając kawałem złomu, który doleciał i przeciął laser, inicjując eksplozję.

Sprawdzili najbliższą okolicę i dotarli do skrzyżowania. Zdecydowali się nie przepatrywać tym razem ślepych zaułków i narażać się na spotkania z wrogiem, toteż rozstawili ciężki bolter jako zabezpieczenie pleców i ruszyli dalej w stronę północno-wschodniego wyjścia - ich ostatecznego celu.

Przy następnym skrzyżowaniu T chcieli odbić na lewo, lecz zostali gęsto ostrzelani z prawej strony. W czymś w rodzaju pomieszczenia w środku korytarza siedziało czworo Chaosiarzy, gęsto rozpylając kule i lasery w stronę Gwardzistów. Jeden z szeregowych, młodzik świeżo po Białych Tarczach, Tristane Ugenberg, zginął na miejscu podziurawiony kulami z ciężkiego auto-karabinu. Redd dostał jedną kulą prosto w wizjer, który pokrył mu się siatką pęknięć - ale nie rozpadł się, na szczęście. Bonitatis dostał smugą z ciężkiego las-karabinu i natychmiast zajął się ratowaniem swojego życia (m.in. poprzez łatanie dziury). W parę ekstremalnie powolnych sekund, Redd i pozostali zareagowali, obracając w nieważkości swe ciała i broń ku wrogom. Granat odłamkowy Redda zmiótł kilku z nich i poranił resztę. Pozostali skonali od psioniki Lucasa i plazmy Mary.

W tym czasie na tyłach doszło do drugiej strzelaniny. Operatorzy ciężkiego boltera zostali zaskoczeni przez kilku siepaczy spod znaku ośmioramiennej gwiazdy i uwikłali się w ostrą wymianę ognia na bliskim dystansie. Kule, lasery i bolty fruwały tam wszędzie. Bury Vells, ładowniczy i odwieczny kompan Ursarkara Gallasa zginął w tej walce. Gallas zemścił się srodze, nie dając uciec żadnemu z wyznawców plugawych Rujnujących Mocy.

Po tej walce, Adams przeskanował teren Auspexem i wykrył, że przy południowo-wschodnim wyjściu było aktywne gniazdo obrony przeciwlotniczej (co szybko potwierdziły dziesiątki pocisków mknące w "niebo" za przelatującymi imperialnymi maszynami) - obudowana pancerzem platforma obronna typu Sabre i prowizoryczna barykada z drużyną blisko dziesięciu Chaosytów.

W tym momencie, drużyna się rozdzieliła. Mara, Marisha, Drustar i Bonitatis ruszyli przez "śródkorytarzowe pomieszczenie" (obecnie zajmowane przez podziurawione trupy czterech wrogów) i dalej korytarzem na południowy wschód, celem eliminacji odkrytego gniazda p.lot. Redd poprowadził zaś resztę Gwardzistów na północny wschód najkrótszą trasą.

Zanim mieli okazję wypełnić swe zadanie, czwórka łowców natknęła się na kolejną pułapkę - siatkę ostrzy z pordzewiałego złomu, wysuwanych w chaotyczny sposób ze ścian, podłogi i narożników skrzyżowania T, prowadzącego do południowo-wschodniego wyjścia. Podjęli decyzję, aby pozostawić przeszkodę w cholerę, wspiąć się na ścianę za pomocą magnetyki i zza krawędzi takiego okopu ostrzelać wroga. Była to, jak się okazało, dobra decyzja. Zaskoczyli przeciwnika, zasypując go plazmowymi pociskami, promieniami laserowymi i ciśniętym odłamkowym granatem. Wrogowie próbowali się jakoś bronić. Niektórzy ruszyli z ostrzami w łapach, powoli brnąc w próżni za pomocą magbutów. Inni ostrzelali się zza barykady. Magnus i Mara oberwali, ale dzięki drużynowej współpracy, połatali sobie nawzajem dziury w skafandrach. Wrogowie wyszli z tego spotkania znacznie gorzej. Mara doskonale wykorzystała swój plazmowy karabin, korzystając z maksymalnego trybu ognia. Jeden z plazmowych strumieni dotarł do zbiornika z pociskami do quad-autocannona platformy Sabre. Rezultatem była potężna eksplozja, która zmiotła całe gniazdo i większość obrońców. Dorżnięcie pozostałych było jedynie formalnością.

W tym czasie, Redd i jego ludzie dotarli do przedostatniego skrzyżowania przed upatrzonym wyjściem. Redd samotnie sprawdził zaułek po lewej stronie, odnajdując tam... tykającą bombę typu HE (high-explosive). Korzystając ze swych saperskich umiejętności, przerwał odliczanie i ujarzmił Ducha Maszyny na swój użytek, ściągając ciężki, wielki ładunek do swoich ludzi. W międzyczasie, ostatnia wieżyczka namierzyła zbliżających się Cadian i ostrzelała ich. Niefortunnie trafiła kilkukrotnie Ursarkara Gallasa, zabijając go na miejscu. Ciężkie pociski dotarły też do zasobników z boltami, jakie ten dźwigał po śmierci swego kumpla. Eksplozja była solidna, rozrywając bolter i ciało Cadianina. Pozostali cudem uniknęli mknących we wszystkie strony odłamków i odpalonych boltów. Lucas zemścił się na Duchu Maszyny wieżyczki, unicestwiając go swoją piromancją. Żołnierze ruszyli dalej.

Na ostatniej prostej Redd mało co nie wpieprzył się na ostatnią pułapkę - misterną sieć profesjonalnie wykonanych laserów, wystarczająco mocnych by przeciąć opancerzone ludzkie ciało. Było w niej wszystko. Lasery punktowe, ruchome po prostej lub po łuku. Stałe lub migające. Całe siatki, które mogłyby przeciąć ich ciała na równe, krwawe klocki. Redd nie miał zamiaru się z nimi bawić. Wykorzystał swoją handkanonę, by precyzyjnie ostrzelać emitery. Zawtórowali mu pozostali Gwardziści ze swych laserów. Wkrótce, droga była wolna - ale ubytek w amunicji był potężny, sam Redd zużył wszystkie naboje próżniowe do rewolweru.

Z rampy wyjściowej zbiegło kilku Chaosytów, kierując się wprost na drużynę Redda, ostrzeliwując się z krótkich karabinków. Cadianie postawili im laserową i grenadierską zaporę, kasując większość z nich zanim dobiegli. Doszło do starcia na bagnety, co wyglądało iście ślamazarnie w próżniowych warunkach. Dość rzec, że wrogowie zostali zadźgani, a jedyną "stratą" była szybko załatana rana drugiego szeregowego z drużyny, Rickarda Pardusa.

Nie był to koniec zmagań. Zza rampy, ku pozycji drużyny Redda posypały się dziesiątki kul, szybko przechodzące w setki kul. Druga platforma obronna typu Sabre pruła ze swojego poczwórnego cekaemu, uniemożliwiając podejście. Redd wycofał swoich ludzi do środkowego skrzyżowania T na ostatniej prostej i spróbował wykorzystać zdobyczną bombę - ustawił zapalnik i cisnął ją ponad krawędzią korytarza, w stronę wrogiej wieżyczki. W normalnych warunkach nie dałby rady cisnąć tak ciężkim przedmiotem - ale to była próżnia. Grawitacja nie stanowiła tutaj problemu. Nieważkość natomiast tak. Ładunek leniwie ruszył przez pustkę. Operator Sabre'a go zauważył i ostrzelał ponad wyjściową rampą. Eksplozja była potężna, dewastując całkowicie rampę i okoliczne zaułki.

Dopiero interwencja drugiej drużyny Gwardzistów pomogła. Mara ostrzelała Sabre'a z maksymalnego trybu ognia karabinu plazmowego, uszkadzając porządnie konstrukcję. Przeciwnik ją zauważył i ostrzelał, dając początek niebezpiecznej grze na śmierć i życie. Przez następne sekundy, dziesiątki sekund, Mara i operator Sabre'a wymieniali się ogniem - aż w końcu Mara zwyciężyła, niszcząc wrogie zasobniki z amunicją i powodując kolejną wielką eksplozję. Sama cudem wyszła cało spod poczwórnej nawałnicy ognia.

Imperator Chronił.

Cadianie połączyli się ponownie w jedną drużynę i ruszyli okrężną drogą przez niezbadane do tej pory korytarze, chcąc ominąć potrzaskaną masę żelastwa, w którą zamieniło się północno-wschodnie wyjście. Natknęli się po drodze na dwóch maruderów, których wzięli z zaskoczenia i szybko wyeliminowali. Korzystając z nieważkości i magnetyki, wydostali się z labiryntu za pomocą wschodniej prostej, obeszli krater po zniszczonej platformie i szybko dotarli do swego celu - dwóch wież należących do sieci obronnej stacji. Mimo, iż ich asysta i obrońcy właśnie sztywnieli w kosmicznym mrozie, nadal kontynuowały ostrzał z podwójnego Vulcan Megaboltera i baterii turbolaserów, próbując strącić imperialne myśliwce.

Redd wziął się do roboty. Za pomocą wszystkich ładunków wybuchowych i granatów Krak, jakie miała drużyna, rozwalił krytyczne systemy obydwu wież, wyłączając je. Cel drużyny został wykonany.

Punkt zborny ustalono blisko 150m dalej. Cadianie udali się tam, po drodze bez większych problemów rozwalając kilku Chaosiarzy i mniejszych systemów obronnych. W punkcie zbornym czekali na inne drużyny. Te w końcu zaczęły docierać.

Straty były wysokie. Porucznik Lucien Callidon z 2 plutonu 3 kompanii zginął z prawie całą swą drużyną. Komendę nad plutonem przejął Komisarz Turbodiesel. Kapitan 3 kompanii się przedarł, podobnie jak 70% kompanii. Mimo strat, wszystkie cele zostały osiągnięte - ponadto Chaosyci utracili mnóstwo ludzi, a w sieci obronnej wybite mieli dziury nie do załatania.

Pierwsza faza misji była zakończona. Rozpoczęła się druga.

Wkrótce, imperialne lotnictwo zdobyło dominację w próżni, nie niepokojone już przez wieże przeciwlotnicze. Przysłana została druga fala Gwardzistów, w tym z 4 kompanii Cadian, mająca za zadanie wysprzątać teren po pierwszej fali i pilnować jej pleców. Pierwsza fala zaś, w tym Cadianie Redda, mieli zabezpieczyć śluzy, włazy itp., a potem wbić się do środka i ustanowić przyczółki dla walnych sił armsmanów i Gwardii. Innymi słowy: przygotować “skórę” i “pory” stacji do abordażu.

Rozkazy zostały wydane i drużyny ruszyły naprzód, dzieląc między sobą kolejne sektory operacyjne. Wróg nie próżnował. Wprawdzie na tym zapleczu nie miał już praktycznie żadnych systemów obronnych, to zasypywał Imperialistów chyba nieprzerwanym strumieniem hołoty w lichych skafandrach, z lichą bronią i zerowym przeszkoleniem. Była to tylko gra na zwłokę. Wkrótce, drużyny osiągnęły swój cel, przebijając się przez dziesiątki degeneratów. W tym drużyna Redda, zabezpieczając swój sektor i odkrywając trzy wejścia do stacji, prowadzące do tego samego sektora.

Pierwszym była śluza masowa. Przez takie właśnie śluzy miał zostać przeprowadzony abordaż. Trzeba ją było koniecznie zabezpieczyć - ale nie było jak się dostać do środka... a komitet powitalny był pewnie iście wystrzałowy. Drugim była śluza boczna, na dwóch chłopa wszerz. Adams zarzekał się, że mógłby nakłonić Ducha Maszyny do otwarcia. Od wewnętrznej strony na pewno czekali już obrońcy, ale siłą rzeczy było ich mniej niż przy śluzie masowej. Trzecią opcją był tunel serwisowy - połączenie cholernie ciasnych korytarzyków, szybów wentylacyjnych i innych klaustrofobicznych, ciężkich do nawigacji i niebezpiecznych przejść. Być może Chaosyci o nim wiedzieli, być może nie (Adams odkrył właz do tunelu przypadkiem).

Trzeba było opracować plan i go wdrożyć. Sektor musiał zostać zabezpieczony, kontrola nad śluzami przejęta, a wróg wybity lub wyparty do czasu abordażu. Czy próbować coś zrobić ze śluzą masową? Czy atakować przez śluzę boczną? Czy ryzykować rany, kalectwo i śmierć podczas infiltracji klaustrofobicznego tunelu serwisowego? Czy podzielić drużynę, czy zachować jej spójność? To były pytania, przed którym stanęli sierżant Redd i jego Cadianie...

+++

Ars militaris

Status:
* Lekko ranieni (opatrzeni): Mara, Magnus, Lucas, szer. Pardus.
* Zabici: Vells, Gallas, szer. Ugenberg.
* Zużycie: średnie dla baterii laserowych u niektórych żołnierzy, zużyte wszystkie granaty Krak i ładunki wybuchowe plus zużycie części amunicji/granatów postaci graczy i ich podopiecznych (odnotowane w kartach). Brak uzupełnień na chwilę obecną.

+++

Ursarkar Gallas, postać gracza Tom'Ash, zginęła w boju. Dziękuję za wspólną grę.

Cranmer 05-07-2013 20:33

Mardock bardzo chciał by dostać kolejny przydział granatów. Niestety nie było na to czasu, więc pozostawał bez amunicji. Dla tego zakonfiskował, na czas misji, laskarabin Mary. Ona latała ze swoją plazmą więc nie potrzebowała.
- Oddział. Raport. - zarządził Mardock i wysłuchał komu co zostało.
- Einhoff, Prest. Idziecie pod szyb i czekać na Adamsa, który dołączy do was z auspexem. Adams, rozbrajasz zamki grodzi, tak byśmy mogli sami ją otworzyć i idziesz pod szyb. Staramy się zachować łączność, ale w takich miejscach nigdy nic nie wiadomo. Ekipa pod szybem wchodzi, minutę później my. Jakieś pytania? Nie? Doskonale. Idziemy robić swoje. - wydał polecenie i wyruszyli.

- Stan amunicji wystarczający do prowadzenia dalszej akcji. W zasadzie to prawie pełny, gotowość bojowa pełna.
Lucas odpowiedział za siebie i Presta.
- Brak pytań, sir, na rozkaz sir.
Lucas i Prest potwierdzili zgodnym głosem który dziwnie zabrzmiał zniekształcony lekko przez vox. Zajęli wyznaczoną pozycję. Trzeba czekać... chwila spokoju. Kiedy zacznie się akcja trzeba będzie znowu skorzystać ze spokoju i użyć go jako dodatkowego paliwa do płonącego w duszy słusznego gniewu, wrogowie Imperium spłoną w ogniu który wywołam.

Magnus i Lucius odetchnęli i starali się teraz spokojnie oddychać. Przeprawa przez labirynt kosztowała ich ludz - smutna sprawa. Obaj duchowni pomodlili się za poległych towarzyszy broni, ale teraz starali się skupić na czekającym ich zadaniu. Ledwie wyszli z plątaniny korytarzy, nie mieli już zapasów łat... ale żyli. I to było ważne. Mogli dalej nieść Pochodnię Imperatora i wsadzać jej Ogień w twarze heretyków.
Szybko przeładowali swoje giwery i sprawdzili stan magazynków.
- Ruszajmy. - rzekł Drustar - Ku chwale Imperatora.

Micas 12-07-2013 22:30

Drużyna Mardocka Redda podzieliła się na dwie grupy. Kapral Adams, po przekonaniu Duchów Maszyny zewnętrznej grodzi bocznego, personalnego wejścia do stacji, udał się ze swym nieodłącznym Auspexem, Las-karabinem i resztą technicznych narzędzi do tunelu serwisowego, gdzie również bez problemu pokonał zabezpieczenia i opuścił się do środka, podtrzymywany przez towarzyszy za nogi.

Po kilku minutach skanowania, oznajmił, że najbliższa okolica była czysta pod względem przykrych niespodzianek. Wkrótce, zapakował się do ciasnych tuneli wespół z Lucasem Einhoffem i Robem Prestem. Zamknęli za sobą właz, przywracając częściową hermetyzację - jednakże systemy podtrzymywania życia i tak nie obejmowały tej sekcji serwisowej, więc prócz zerowej grawitacji dochodziła nadal konieczność zachowania pełnego uszczelnienia skafandrów i korzystania z wciąż kurczących się zapasów tlenu z osobistych butli oddycharek.

Utrzymanie integralności skafandrów było piekielnie trudne w tych warunkach. Były one niezwykle niezgrabne, tym bardziej dla ludzi bez długiego przeszkolenia, treningów i doświadczenia. W tym terenie zaś mogły sprowadzić na głowę człowieka śmierć. Tunele były prawie pozbawione światła. Gdzieniegdzie błyskały zapomniane świetlówki, rzucające ciemne, karmazynowe światło albo różnokolorowe diody na panelach kontrolnych. Tunele te były skonstruowane bez ładu i składu. Jedne były chyba jakimiś pozostałościami po dawnych systemach wentylacyjnych. Inne były tak małe, że nawet dziecko nie mogło by się w nich pomieścić. Większość zaś była wysoka, ale wąska. Jak szczeliny w skalnej rozpadlinie. Gwardziści w swych skafandrach byli niczym antyczni tytani próbujący wepchać się bokiem do wąskich górskich kanionów. Było to cholernie ryzykowne. Wystarczył jeden ostry gwóźdź i niezgrabna siła użytkownika skafandra, aby go rozedrzeć. A zworników, wsporników, prętów, rur, wajch, paneli, gwoździ, nitów, krat, zamków i wszelakich innych metalców było tam od groma.

Wlekli się więc tymi korytarzami ostrożnie, poświęcając całe minuty na przebycie raptem paru metrów.

W tym czasie, pozostali sforsowali zewnętrzną gródź i dotarli do bocznej śluzy - długiego na dziesięć metrów, oktagonalnego, symetrycznego korytarza oświetlonego długimi zestawieniami karminowych halogenów. Zamknęli za sobą właz, ale nie przywrócili hermetyczności - jeszcze. Procedura dekontaminacji i hermetyzacji mogła zaalarmować ewentualnych obrońców tego miejsca - lub innych obserwatorów po drugiej stronie barykady, trzymających rękę na pulsie. Nie wiadomo też było, czy przypadkiem ten sektor stacji nie został zdehermetyzowany - przypadkowo, w toku walk, czy celowo. Z drugiej strony: bez zakończenia tej procedury, wewnętrzna gródź za cholerę się sama nie otworzy. Jedyną opcją byłoby wysadzenie jej - a do tego celu nie było dość silnych materiałów wybuchowych. Granaty odłamkowe, amunicja i plazma nie zdałyby tutaj innego rezultatu, jak uszkodzenie grodzi - może nawet zablokowanie jej permanentnie.

Nie było wiadomo tak naprawdę nic. Redd i jego ludzie mieli dużo opcji do wyboru - czekać na działania Adamsa, rozpocząć procedurę śluzy, spróbować mimo wszystko sforsować wewnętrzną gródź siłą albo uczynić jeszcze co innego.

+++

Ostatecznie, drużyna podzieliła się na dwie grupy. Adams, Lucas Einhoff i Rob Prest mieli spenetrować tunele serwisowe i odnaleźć właz jak najbliżej miejsca akcji, aby dokonać zwiadu i zaskoczyć obrońców. W tym czasie, korzystając z technicznej ekspertyzy oraz kodów dostępu, reszta Gwardzistów dostała się do wnętrza śluzy bocznej i rozpoczęła procedurę dekontaminacyjną, zamknięcie grodzi zewnętrznej i otwarcie wewnętrznej.

Na szpicę poszedł jak zawsze nadgorliwy misjonarz Drustar, dzierżąc swój miotacz płomieni, z żądzą użycia go, trawiącą jego myśli. Zaraz jednak został ostudzony. Kiedy tylko wrota się otwarły, do środka śluzy wpadł szereg pocisków ze strony komitetu powitalnego. Wikary Bonitatis został solidnie raniony przez kulę z prymitywnego pistoletu skałkowego. Pozostałe pociski: eksplodująca strzała z łuku, noże do rzucania i inne śmieci nie przyniosły żadnych korzyści śmieciarzom, którzy z nich korzystali. A odpowiedź napastników była sroga - seria ze szturmowego las-karabinu i chmura ognia z miotacza. Stąpając dosłownie po trupach, gwardziści wdarli się do środka stacji.

Wparowali do okrągłego pomieszczenia z filarem pośrodku. Na lewo i prawo odchodziły korytarze. Według orientacji, na prawo były korytarze prowadzące do głównej śluzy, zaś na lewo szło się wgłąb stacji. Magnus, znów kipiąc fanatyzmem, wparował do tego po prawej stronie, natykając się na wojowniczego psykera z ośmioramienną gwiazdą na czole i kosturem trzaskającym od psionicznych energii. Psyker ogłuszył kleryka mocą rozbłysku światła, po czym skutecznie zaczął go pałować. Zaraz potem, kolejny ze splugawionych załogantów poszedł psykerowi w sukurs w próbie ubicia Drustara. Tutaj do akcji weszła Mara, zmiatając podstępnego Chaosytę kulą plazmy. Drustar otrząsnął się i starł się z psykerem w walce wręcz. Psionik, wyraźnie słabszy fizycznie, próbował znów oślepić swojego adwersarza, ale tym razem mu się nie udało. Wkrótce dołączył do swoich martwych kamratów.

W całej sekcji rozryczały się alarmy. Lewy korytarz stał się placem gorących zabaw dla zautomatyzowanej wieżyczki strażniczej, wyposażonej w ciężki miotacz płomieni. W prawym zaś z sufitu wyprysnęła podobna, z działkiem śrutowym. Drustar ledwo umknął przed chmurami grubego śrutu, solidnie raniony w prawicę.

Działalność wieżyczek, choć z początku skuteczna, została szybko ukrócona. Tą z miotaczem zdetonowała psionika Einhoffa. Płonące promethium rozlało się po całym korytarzu, ale zaraz zgasło za sprawą działań piromanty. Wspólnie z Adamsem i Prestem dołączyli do reszty drużyny, na dobre opuściwszy tunel serwisowy. Drugą wieżyczkę rozwalił Bonitatis za pomocą swojego lasera.

Tak, jak Einhoff zaskoczył wieżyczkę, tak i on sam został zaskoczony przez jakiegoś niebywale cwanego wyznawcę Khorne'a. Opadła na niego gladiatorska sieć, unieruchamiając i unieszkodliwiając. Potężny wojownik, dzierżący miecz i topór aż kipiące od demonicznych mocy, zdzielił srodze bezbronnego Lucasa i prawie udało mu się to samo z Prestem. Gwardziści próbowali go ostrzelać, lecz bez większych efektów. Dopiero laser Bonitatisa i plazma Mary permanentnie ostudziły zapał sukinsyna.

Nikt więcej nie kwapił się do odparcia komandosów, toteż ruszyli oni ku swemu głównemu celowi - śluzie towarowej. Tylko przez takie punkty można było dokonać skutecznego, masowego abordażu. Kapral Adams i szeregowy Pardus pozostali przy wylocie lewego korytarza jako zabezpieczenie.

Pozostali ruszyli w stronę głównej śluzy i szybko odkryli, że obrońcy zbudowali przed nią barykadę z mebli, złomu i śmieci. Jej konstrukcja wskazywała, że miała chronić przed abordażującymi z zewnątrz, a nie infiltratorami od wewnątrz. Obsada jednakże nie miała czasu na przebudowę i po prostu przeskoczyła na drugą stronę, opierając swoje spluwy - m.in. erkaem i rusznicę przeciwpancerną - na dogodnych miejscach.

Gwardziści zajęli pozycje wokół drzwi prowadzących do korytarza ze śluzą. Obrońcy to zauważyli i postawili zaporę ognia gęstą niczym ołowiana śnieżyca. Dopiero osłona w postaci dymnego granatu, kilka odłamkowych i stożek płomieni z miotacza przełamał impas i umożliwił szturm. Żołnierze Imperium wdrapali się na barykadę i doszło do walki na bagnety.

Starcie było szybkie, krwawe i brutalne. Imperialni szybko rozprawili się z obsadą barykady, mimo jej wysiłków w sprawie rozstrzelania czy rozchlastania napastników. Większe problemy były z jej dowódcą, kolejnym Khornistą, dzierżącym miecz energetyczny. Za pomocą tego mieczora i swojej wyjątkowej sprawności w boju, przez chwilę znosił ataki czworga ludzi - Mary, Marishy, Bonitatisa i Drustara. Wreszcie jednak uległ liczebnej przewadze i skończył zakłuty nożami, z roztrzaskanym łbem.

Ze ścian wewnątrz śluzy wyłoniły się dwie wieżyczki-automaty z podwójnym ciężkim miotaczem płomieni i podwójnym marynarskim działkiem śrutowym. Postawiły zaporę ognia, uniemożliwiając zajęcie śluzy i wykończenie wrogich technomatów, którzy coś kombinowali z zewnętrzną grodzią. Śrutownica nie zadała nikomu żadnych ran, gdyż gwardziści sprytnie pochowali się za załomami grodzi wewnętrznej. Wikary i Mysza rozwalili tą wieżyczkę celnymi smugami z las-karabinów. Miotacz ognia jednakże zebrał swoje żniwo - Bonitatis został ogarnięty płomieniami i padł, wrzeszcząc z bólu, płonąc żywcem. Einhoff zadbał o to, by automat nie skrzywdził nikogo więcej, po czym szybko zgasił rozlany prometan. Drustar uratował swojego towarzysza, gasząc jego podarty, płonący skafander. Widać jednak było, że wikary prędko nie wyjdzie z takiego czegoś.

Reszta tylko czekała na zniszczenie wieżyczek i wpadła do śluzy jak banda rozszalałych wilków. Dopadli technomatów i zakłuli ich nożami jak psy. Redd szybko zajął się ładunkiem wybuchowym, który zakładali na grodzi, rozbrajając go i demontując.

W tym czasie, Rickard Pardus i kapral Adams wycofali się na pozycję drużyny Redda, ostrzeliwując ścigających ich Chaosytów. Wróg wreszcie zmaterializował siły do odparcia komandosów. Jednakże, składały się na nie słabo uzbrojeni, zmotywowani i wyszkoleni frajerzy: niewolnicy, ludzie otumanieni czarnoksięstwem, byli załoganci, technomaci, kultyści i insza hołota. Gwardziści zajęli pozycje na barykadzie i wykorzystali broń swoją oraz poległych wrogów. Krytycznie rannego Bonitatisa ułożyli pod ścianą, pod osłoną barykady.

W międzyczasie puszczania kolejnych fal hołoty, wróg spróbował rozhermetyzować śluzę zdalnie, ale Adams był szybszy i bardziej cwany. Zamknął i zablokował wewnętrzną gródź, ratując życie swoim towarzyszom.

Wreszcie, wrogowie przestali nadchodzić. Być może stosy trupów urosły do takiego rozmiaru, że było to niemożliwe. Kwadrans później, nie miało to znaczenia - rozpoczął się abordaż. Do stacji przycumowały dwa okręty, puszczając na jej pokłady całe tłumy gorliwych żołnierzy Boga-Imperatora: Armsmanów i Gwardzistów pospołu.

W ciągu kilku godzin ciężkich walk, stacja została zdobyta. Jej makrobaterie i lance zostały użyte w celu wsparcia Imperial Navy w dalszej walce i, już wkrótce, resztki wrogiej floty zostały zmuszone do ucieczki. Zwycięzcy nie ścigali ich, samemu poniósłszy zbyt wielkie straty.

W samym środku tego wszystkiego byli ocalali Cadianie z drużyny sierżanta Mardocka Redda. Poranieni, wyczerpani, wystrzelawszy całą amunicję, zużywszy wszystkie łaty, medykamenty, stymulanty i granaty, mogli wreszcie zasiąść.

Bitwa o orbitę Bront została zakończona zwycięstwem Imperium. Nie był to jednak koniec Operacji Moonbreaker.

+++

Minął tydzień od zwycięstwa na orbicie. Statki transportowe Imperial Navy dokonywały desantów, rozładunku i uzupełnień. Okręty bojowe przeprowadzały punktowe bombardowania orbitalne. Na Bront wciąż trwała pełnoprawna wojna, przy której te potańcówki i podrygi na orbicie stanowiły coś o mniejszej wadze od porannej zaprawy.

Większość rannych odleżała swoje w polowych szpitalach. Po raz kolejny użyto środków i procedur szybkiego leczenia. Jedynie Bonitatis był wciąż niedysponowany, ale jego pełen powrót do zdrowia (i walki) przewidywano na koniec przyszłego tygodnia.

Dla całego 412 Cadiańskiego ostatni tydzień był spokojny. Pomijając okazyjne strzelaniny z niedobitkami wroga na stacji, nie działo się nic szczególnego. Inne regimenty były desantowane na powierzchnię Bront. Cadianie byli trzymani jako rezerwa i zabezpieczenie pozycji orbitalnych.

Podobno miało się to zmienić. Został jeszcze księżyc. Mała, jałowa kupa skał i pyłu, gdzie Arcywróg posiadał pewną ilość fortyfikacji, struktur i wojsk. Kto mógł, umknął przed klęską tamże, co tylko wzmocniło księżycową obsadę. IN przez ten tydzień przeprowadzało tam bombardowania, tak z makrobroni jak i lotnicze, niszcząc wiele i zużywając mnóstwo materiałów wojennych.

Wróg nadal tam jednak był i trzeba go było wykurzyć. Dorżnąć. Zakończyć Operację Moonbreaker pełnym sukcesem.

Ale chwilowo rozkazy nie nadchodziły. Żołnierze Imperatora mieli pięć minut dla siebie.

Cranmer 08-08-2013 17:15

Drustar siedział w prostej szacie Ministorum przy łóżku swojego kamrata patrząc jak ten, cały obandażowany po poważnych zabiegach, śpi. Po prostu śpi i regeneruje siły przed dalszą posługą, której końcem mogła być tylko śmierć.
Siedział tak i rozmyślał pogrążony w zadumie. W końcu wstał, lecz przechodząc przez salę dojrzał pewną twarz, która wydała się znajoma.
W lazarecie na łóżku leżała kobieta, którą wcześniej widział na ślubie którego udzielił kwatermistrzyni i jej ukochanemu, a która złapała tradycyjną ładownicę. Poznał ją głównie dzięki wzrostowi i charakterystycznej bliźnie, która była odsłonięta. Reszta jej twarzy i głowy była zabandażowana. Spoglądała uważnie na kapelana. Ten spojrzał na jej twarz, podszedł do łóżka i przykucnął.
Gwardzistka spojrzała na kapelana smutno. Ten ujął jej dłoń i pogładził ją po czole. Pochodził z dzikiego świata i wiedział co oznacza wśród wojowników tak opatrzony czerep. Kobieta będzie już zawsze poważnie oszpecona, będzie kryć swoją twarz za hełmem lub maską... o ile nie będzie wymagać augmentacji. O terapii regeneracyjnej nawet nie myślał... nie tutaj... nie w Gwardii.
Potężny misjonarz zamknął oczy odmawiając cicho modlitwę. Trochę mocniej uścisnął dłoń kobiety, która odetchnęła głęboko jakby słowa Magnusa przynosiły jej fizyczną ulgę.
Ten w końcu zakończył modły. Szepnął rannej parę słów, po czym wstał i udał się do wyjścia powolnym krokiem nie oglądając się za siebie.

***

- Pytała o ciebie. - stwierdził Bonitatis wpatrując się w sufit - Tamta dziewczyna co ma głowę całą...
- Wiem, Lucius.
- Zdejmują jej właśnie teraz opatrunki.
- Hmm...?
Wikary chociaż został dotkliwie poparzony, był tego dnia jakiś żywszy.
- Magnus! Ty się zastanawiasz nad czymś! - wyszeptał szybko i chrapliwie Bonitatis - Wiesz że to bardzo niedobrze jak barbarzyńca się zastanawia! To sprowadza nieszczęścia.
Olbrzymi misjonarz zgromił swojego towarzysza wzrokiem.
- Zabobony światłoćmiące. - rzucił.
- Ty zamiast dyskutować ze mną to byś poszedł i poczekał na nią przy zabiegowym. Wygląda na taką co lubi wielkich, czułych z wielkimi młotami. - twarz wikarego wykrzywiła się złośliwie.
- Na zęby Imperatora...
- Magnus. Posłuchaj. Może nie wyglądasz, ale wiem że jesteś zmieszany od kiedy w ogóle tutaj trafiliśmy. Wiem że nie w smak ci wojskowy dryl. Obaj jesteśmy poszukiwaczami przygód u boku Rogue Tradera, a nie żołnierzami. Wojownikami, a nie żołnierzami. Rozluźnij się. To dobrze ci zrobi.

- Tu jesteś! - Yeva wychyliła się zza framugi - Co robisz?
- Ekstremalnie głupie pytanie dziewczyno.
Alma burknęła coś i podeszła bliżej, obchodząc Mardocka z boku i zobaczyła, że na pryczy rozłożył rakietnicę na elementy i, jak by nieco bezwiednie, czyścił je szmatką nasączoną świętym olejkiem.
- Jak sprawuje się ręka? - zapytała spoglądając na bioniczną protezę.
- Wystarczająco. Nie nawlekę nitki na igłę, ale wystarczy jako podparcie dla broni. I tak. To wyrzutnia rakiet typu Locke. Uszkodzona. Savius pożyczył mi ją z warsztatu.
- Po co ci uszkodzona broń?
- A weź pomyśl trochę dziewczyno... to wcale nie jest trudne.
Dziewczyna zmarszczyła bwi w skupieniu.
- Oddajesz przysługę temu techkapłanowi Saviurowi odprawiając za niego podstawowe rytuały, bo on nie ma czasu?
- Saviusowi, nie Saviurowi. I nie.
- Więc nie mam pojęcia. Pamiętasz? Zamknięty umysł to umysł...
- To bezpieczny umysł, wiem. Ale odrobina pomyślunku nie zaszkodzi. Przypominam sobie.
Yeva zmrużyła brwi nie rozumiejąc.
- Przypominam sobie jak się używa rakietnic. Kwatermistrz mi dziś powiedział, że jest szansa bym dostał wyrzutnię, więc złożyłem prośbę o nią i teraz sobie przypominam wszystko co trzeba. Bite dziesięć lat nie miałem żadnej w rękach.
- Aaaha... Racja, w twoich opowiadaniach zwykle nie występował granatnik, ale właśnie rakietnica.
- No i zaczynasz myśleć dziewczyno.

Kilka godzin później Mardock już oddawł rakietnicę i stawił się u kwatermistrza.
- I jak? Dostanę tę piękną damę o którą prosiłem?


Rozmowy w kantynie...
- No i wtedy Pochodnia oberwał boltem w głowę, ale ten zatrzymał się na jego pancernej czaszce i odpadł jak zwykła pestka.
- Pierdolisz Prest, musiałeś nawdychać się jakiś gazów haluny z granatów. Boltem w głowę i on nadal żyje ?
- Jak to psyker...
- Od kiedy to wiesz jak to psyker Puszek ? - Einhoff pojawił się za plecami Presta i poklepał go po ramieniu - to nie był bolt tylko pocisk penetrujący z hand-kanony. Jeśli zaczął wam opowiadać o tym co niby zrobiłem z pociskiem od rakietnicy to zapewniam was, że to też bajki.
Ludzie spojrzeli się dziwnie. Kilku cofnęło się i odłączyło od rozmowy jak to zazwyczaj w chwili kiedy pojawia się psyker.
- Ale wysadzanie wieżyczek z odległości kilkudziesięciu metrów to nie.
- Każdy gwardzista z granatnikiem potrafiłby zrobić to samo....
- Ale nie w próżni.
- Dość gadania o mnie - Einhoff machnął ręką przysiadając się - pogadajmy co się działo na waszych odcinkach...

***

- Dlaczego dali nam spokój ? - Prest po raz kolejny zadał to swoje idiotyczne pytanie.
- Czekają na odpowiedni moment aby nas wysłać do walki - laska Einhoffa stuknęła mocniej i oczach czaszki błysnął zielony ognik - przestań mnie ciągle pytać o to samo.
- Musisz coś wiedzieć.
- Wiem tyle co Ty.
- Gówno prawda...
- Dobra niech Ci będzie, niektórzy mówią, że wyślą nas na ten księżyc tutaj abyśmy sprzątali sprawę po tym jak Navy rozgniecie większość defensyw. Ewentualnie zrzucą nas na planetę.
- Wolałbym na planetę.
- Nie wolałbyś, ponoć jest tam bardzo gorąco.

Rudzielec 11-08-2013 21:42

Żyła. Kolejny raz Imperator zachował ją na tym świecie by nadal mogła mu służyć. Jak wszyscy cieszyła się niczym dziecko w dzień Imperatora. Jakiś sanitariusz chciał obejrzeć jej rany ale pogoniła go kopniakiem do bardziej poszkodowanych. Gdy w końcu ich skoszarowano powlokła się do wydzielonej zbrojowni oddać karabin plazmowy, by duchy w jego wnętrzu mogły zostać odpowiednio uhonorowane za swą dzisiejszą służbę. Jak przez mgłę pamiętała formułki i krótki rytuał rozładowania nim oddała akolicie broń którą ten zaniósł wgłąb arsenału na poważniejsze rytuały. Potem odczekała jeszcze na kwit od zbrojmistrza i wreszcie padła na pryczę na całe sześć godzin. Nie dane jej było pospać dłużej gdyż jej sąsiadka z góry wychyliła jasną głowę i "psst-nęła".
- Mara, jak myślisz, gdzie nas teraz poslą? - zapytała cicho Mysza. Widać było, że dziewczyna się martwi. Nowi tak mieli, zastanawiali się, starali przewidzieć co będzie, Mara już to widziała, sama jeszcze nie tak dawno zachowywała się podobnie.
- Marisha. - zaczęła Mara siadając na pryczy i patrząc swojej podopiecznej w oczy. - Pozostawiając w tej chwili głupotę wydzierania mnie ze snu, na co ci to? - Młoda gwardzistka spojrzała nie rozumiejąc o co chodzi starszej koleżance.
- Po co ci ta wiedza? - rozwinęła Mara. - Gdzie, kiedy, po co i czemu my, to pytania dla oficerów, dla sztabu. My idziemy tam gdzie nam każą, robimy co każą i tak jak każą. A jeśli trzeba to giniemy. Dlaczego? Bo tak trzeba. Nawet kosztem milionów takich trepów jak my. I to nie dlatego, że jesteśmy łatwi do zastąpienia czy nic nie warci. Po prostu setki miliardów żołnierzy to nic w porównaniu z losem ludzkości. A o to walczymy. O ludzkość. I dlatego powinnaś się zastanawiać raczej nad tym jak móc lepiej pokonać wroga, jak móc ułatwić pokonanie wroga swoim towarzyszom, jak zginąć by najbardziej zaszkodzić wrogom Imperatora. Ale niech ci będzie, odpowiem na twoje pytanie. Teraz poślą nas tam, gdzie będziemy potrzebni a kiedy tam dotrzemy zrobimy to czego od nas zarządają albo zginiemy próbując. Bo po to tu jesteśmy. Nie nie patrz tak, - powiedziała, ujmując dłonią podbródek młodszej koleżanki i unosząc go do góry aż ich oczy znowu się spotkały. - nie opieprzałam cię, wyjaśniłam ci tylko żebyś nie pozwalała nieistotnym sprawom odwracać twej uwagi od tego co jest twoim celem czyli zrobienia co tylko możesz i jeszcze trochę by zniszczyć wroga. Tym by dać ci okazję zajmą się oficerowie i urzędnicy Munitorium. Ty masz dopilnować aby nie musieli wysyłać nikogo więcej. A teraz chodź, zgłodniałam na tyle by zaryzykować to co znajdziemy w stołówce, a kłaść się nie ma sensu.

W czasie przewidzianym na "odpoczynek i rekreację" można było iść do stołówki, pomęczyć się z sucharami, napić czegoś lub po prostu posiedzieć z innymi ludźmi. Jednak atmosfera, jeśli ktoś wiedział na jakie szczegóły zwracać uwagę była nieco bardziej napięta niż zwykle. ~Cóż~ pomyślała kobieta wyciągając dwa "saperskie ciasteczka" ~Na pewno wszyscy lepiej się poczują gdy dostaniemy rozkazy.~ rzuciła jedno ciastko Marishy która złapała je jak stary biedak monetę i rozejrzała się za Helerrsonem, który ponoć miał dziś dyżur w stołówce i który wisiał jej kilka przysług. Na pewno zdążył wyniuchać jakieś lepsze przysmaki niż suchary, należało więc przekonać go, że Imperator lubi gdy wspiera się jego wojowników dobrym żarciem. To powinno jej poprawić humor po ciut za wczesnej pobudce.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:53.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172