04-02-2013, 14:46 | #91 |
Reputacja: 1 | ~No to Jackowi ostatecznie odbiło~ - pomyślał obojętnie - Co do kur...?!? zaklął, gdy zgasły światła - Czekajcie spróbuje coś na to poradzić Wszedł w HR próbując znaleźć jakieś włącznik generatora zapasowego albo cokolwiek innego, co pozwoliłoby na przywrócenie prądu. Nie zamierzał się cackać, jeżeli nie znajdzie tego co trzeba to będzie hakować Ku swojemu zniechęceniu nic jednak nie znalazł Ostatnio edytowane przez Brilchan : 06-02-2013 o 15:04. |
04-02-2013, 14:49 | #92 |
Reputacja: 1 | Tego się nie spodziewał. Jak to możliwe, że gang daje sobie zgasić światło gdy wpada tu konkurencja? Amatorzy! Nie dysponował noktowizorem, ani nawet dobrą latarką. Co najwyżej "latarką". Na dodatek jego kumple chyba nasrali w gacie, bo nie ruszyli mu z odsieczą. I tak mu się odpłacają, za wspólną przeszłość? Gnojki. Ale takie było prawo ulicy. Każdy bał się o własny tyłek, i chyba tylko nomadzi byli ostatnią grupą gdzie funkcjonowały jakieś głębsze więzi, niż tylko te materialne. Nie zamierzał ryzykować. Skoro nie chcą mu pomagać, to nie czuł się w obowiązku wystawiać się samemu. Zresztą, niby jak miałby to zrobić? Nic nie widział, a te draby to pewnie boosterzy którzy noktowizory dostali jeszcze w łonie matki. Droid zapewne też dysponował trybami, które umożliwiały mu walkę w ciemności. I jeśli jest tak jak myślał, to za moment zacznie strzelać. Wybuchnie panika, tłum rzuci się do ucieczki. Droid zwariuje i zacznie pruć do wszystkich, a zwłaszcza tych obok Digimana. Miną chwile nim latynosi go unieszkodliwią. Przy dobrych wiatrach może nawet wybiją się między sobą. Davis nie chciał znaleźć się między młotem i kowadłem. I tak wszystko się posypało. Próbował z pamięci wrócić między jakieś stoły, czy krzesła. Padł na ziemię gwałtownie. Czekał.
__________________ Something is coming... |
04-02-2013, 15:16 | #93 |
Reputacja: 1 | - Kurwa! - Spock jak zwykle nie przebierał w słowach. Na sali zapanowało zamieszanie, za to zdążył zauważyć zainteresowanie boosterów lożą, w której przebywał ich cel. - Niańczymy gnojka! - dał znak, że czas realizować przed momentem nakreślony plan. - Kto nic nie czai, patrzeć na to... - zaciągnął się syntetycznym papierosem, a żar na jego końcu rozświetlił nieco jego twarz. - I za mną! - dodał, ruszając w kierunku loży. Spock wciąż odczuwał problemy z wszczepionym mu nielegalnym hardwarem. Wszyscy wielokrotnie już słyszeli, jak rozprawi się z ripperdocem, który zafundował mu wymianę zdrowej (zakonserwowanej dużą ilości alkoholu) nerki Spocka na kilka wszczepów, w tym procesora i cybernetycznego oka. Złom, jaki dał sobie wszczepić często zawodził, chociaż ostatnio było jakby lepiej. Jednak porcję tabletek przeciwbólowych musiał mieć przy sobie cały czas - ataki potwornej migreny i łamania w kościach potrafiły przyjść bez ostrzeżenia i powalić go na kolana. Pomagały tabletki, prochy i duża ilość alkoholu. A najlepiej wszystko naraz... Teraz jednak potrzebował przewagi, jaką dawał sprzęt. Najpierw aktywował LowLite, jednak ilość światła była niewystarczająca, więc przełączył na termowizję. Otoczenie rozjaśniło się żółto-pomarańczowymi sylwetkami szukających wyjścia ludzi, czerwonymi plamami w miejscach halogenów i stroboskopów, a ściany zabarwione zostały kolorami od ciemnozielonego, przez niebieski do granatowego. Ważne, że widział dokładnie kierujące się do loży postaci boosterów. Widział też Davisa i sylwetkę droida obok. I nawet ćmienie w głębi oczodołu nie przeszkadzało zbytnio. - Wchodzimy! - ruszył szybko w stronę Jacka. Obraz termografu zafalował i przygasł w wąską białą kreskę, by po ułamku sekundy rozjaśnić się na nowo. - Kurwa... - zauważył Spock. W pobliżu droida miał zamiar pchnąć jakiegoś klubowicza pod nogi droidowi strażniczemu. Kolejnego chciał posłać w stronę Latynosów. Jeżeli to nie sprowokuje obu stron do walki, to już nie wiedział, o co kaman... Jak tylko droid zajmie się boosterami, pośle Trip i Młodego do środka, by wyciągneli dzieciaka. Dalej według planu. Pozostawał jedynie znak zapytania w postaci nieznanych ludzi w loży... Cóż - tutaj Jack może się przydać. I mnóstwo cholernego szczęścia...
__________________ I used to be an adventurer like you, but then I took an arrow to the knee... Ostatnio edytowane przez Gob1in : 06-02-2013 o 15:52. |
04-02-2013, 16:12 | #94 |
Reputacja: 1 | - Srać to nie będę biegał, po ciemoku! Niech ktoś z was przypilnuje mojej skorupy to zorientuje się, co się dzieje - rzucił w kierunku żaru papierosa ~Chamidło miał fajka i się nie podzielił ~ - pomyślał ze złością, po czym wpiął Dec i popłyną w Głębiny Wiedział, że nie ma za dużo czasu. Chciał się szybko zorientować, kto mataczy przy prądzie i jeżeli będzie mógł to włączy go z powrotem. Powodowała nim głównie zawodowa ciekawość, chciał się przekonać kto i jak pokonał całkiem niezłe firewall klubu przy okazji spróbuje ustawić jakąś fajniejszą muzykę Ostatnio edytowane przez Brilchan : 06-02-2013 o 15:07. |
04-02-2013, 16:33 | #95 |
Reputacja: 1 | Trip była rozdarta. Davis i Spock ruszyli do przodu, tego pierwszego zgubiła w ciemnościach. Młody odpłynął pozostawiając się niemalże na pastwę losu. Podtrzymała go i próbowała iść za Spock'iem ciągnąc Lee ze sobą. Jak się o coś przewróci, to mu po tym wszystkim skopie dupsko. Zachciało mu się szarżować w sieci w czasie kryzysu! Pierdzielony małolat! - Hej, Spock... Poczekaj, co? Poza tym jarzącym się gówienkiem nic nie widzę! - Sytuacja się komplikowała. Jak zawsze z resztą, ale i tak będzie narzekać. Martwiła się o Davis'a, w końcu nikt nie był jej obojętny, a on poszedł sam na drona. Nori też mógł mieć kłopoty. Nawet nie odpisał Młodemu na jego wezwanie. Pocieszała się faktem, że jest z nimi Spock, więc jakoś sobie poradzą. Muszą. - John, weź go przypilnuj... Nie dam rady jednak z nim iść. Za ciężki.... - Dodała po chwili, gdy bezwładny Lee zjeżdżał z jej objęć coraz niżej. Oddała Młodego w ręce technika i ruszyła za Spock'iem.
__________________ Sore wa... Himitsu desu ^_~ Ostatnio edytowane przez Nergala : 04-02-2013 o 18:45. |
04-02-2013, 18:26 | #96 |
Reputacja: 1 | John został z Chadem. Ukucnął i wymienił naboje z solą na zwykły śrut. jednocześnie rozglądając się dookoła. Nikt nie pomyślał, żeby przypilnować druciarza, kiedy będzie surfował, zupełnie bezbronny w realu, więc poczuł się w obowiązku wobec kolegi. Póki co, ciemność działała na ich korzyść, dlatego odgonił od siebie myśl. by wylać na stoliki zawartość butelek z czymś mocniejszym i podpalić. |
04-02-2013, 19:35 | #97 |
Reputacja: 1 | Yamada przeciskał się przez tłum. Czuł gęstą atmosferę, miał wrażenie ustania biegu powietrza. Być może właśnie tak było. Za skórzaną kurtką trzymał swój pistolet. Dai-Lung Magnum 10mm był raczej tanią zabawką, nikt z profesjonalistów takich nie używał. Zabił nim jednak parę ludzi, jeszcze za nomadzkich czasów. Pamiętał jak raz wyprzedzili grupę , odjechali inną krajówką krojąc całą stację benzynową (mającą nawet jeszcze ropę). Udało się im zgubić pościg dzięki jego talentowi. Yamada drugą wolną ręką odgradzał się od ludzi, widział wyraźne kontury. Oby któryś z Loco nie posiadał noktowizora. Powoli , cicho z animuszem. Bacząc również na całą ogólną sytuację, wykorzystując filary parkingu za dobrą osłonę , zarówno przed wzrokiem jak i możliwymi kulami. No compañero już blisko , już cię mam! |
04-02-2013, 22:25 | #98 |
Reputacja: 1 | Połowicznie Jack był rad, że jego koledzy zechcieli ruszyć tyłki. To dawało pewne pole do manewru. Wyciągnął dyskretnie swą 253-jkę i odbezpieczył ją. Nasłuchiwał. Jego wzmocniony słuch dawał mu pewną przewagę nad tymi co nie widzieli nic. Musiał znaleźć się metr bliżej do kopuły. Czekał na reakcję droida. Był przygotowany do działania. Czekał aż Spock i reszta podejdą. W tych ciemnościach ciężko mu było samemu działać.
__________________ Something is coming... |
06-02-2013, 20:01 | #99 |
Reputacja: 1 | TŁO MUZYCZNE Nori Yamada Yamada szedł powoli w stronę hackującego serwery klubu Latynosa. Było to dość trudne, gdyż w panujących ciemnościach ludzie wpadali na siebie, przewracali się i potykali. Yamada miał jednak doświadczenie i miał cel. To była wystarczająca motywacja, by przeć pewnie naprzód. Szedł uważnie i ostrożnie. Wiedział, że to nie on dyktuje warunki. Klub pełne był popieprzonych boostersów, którzy zabijali ludzi za mniejsze przewinienia. Gdyby jednak udało mu się dotrzeć do tego sieciarza sytuacja mogłaby wyglądać zdecydowanie inaczej. Przepychając się wśród ogłupiałego tłumu i wykorzystując architekturę miejsca Yamada zbliżał się do swego celu. Gdy wyszedł zza szerokiej kolumny był dosłownie o metr od nieświadomego niczego netrunnera. W tym jednak momencie, ktoś położył mu ciężką niczym stalowa sztaba, dłoń na barku. Yamada miał dosłownie setne sekundy, by podjąć decyzję. Właściwą decyzję, które pozwoli mu dalej cieszyć się życiem. Jack Davis Davis w pierwszym odruchu przypadł do ziemi i schował się zza najbliższą możliwą osłonę. Dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że jego kumple jednak podejmują jakieś działania, postanowił działać. Wyjął broń i obserwował uważnie droida. Czekał aż jego kumple podejdą bliżej. W słabych rozbłyskach ekranów telefonów widział Spocka, który prowadził za sobą Trip. Latynosów na razie nie widział, ale słyszał jak rozpychają się wśród tłumu. Byli coraz bliżej. Droid nadal stał w bezruchu. Jack zauważył, że jego cybernetyczne oczy pulsują wolno. Nie do końca wiedział, co to oznacza. Nie znał się aż tak dobrze na technice, ani na bojowych droidach. Informacje, które zdobył Lee i Sullivan mogły świadczyć o tym, że droid zmaga się z jakimś problemem. Może to była jego szansa? Spock, Trip Spock nie patyczkował się i szedł pewnie naprzód niczym oddział Psycho Squadu. Podchody nie miały jego zdaniem teraz najmniejszego sensu. Lada moment w klubie rozpęta się piekło, więc zanim się to zacznie trzeba wykorzystać szansę, by wykonać misję. Trip podążała za Spockiem, ale ona nie była już tak pewna siebie, jak on. Tuż za plecami słyszała kroki i głosy latynoskich boostersów i wcale nie poprawiało jej to humoru. Czuć było, że goście naładowani są adrenaliną i testosteronem i ta wybuchowa mieszanka zaraz musi znaleźć, jakieś ujście. Przedzierali się przez tłum popychając i przewracając klubowiczów. Nie mieli innego wyjścia jeżeli chcieli dotrzeć do kopuły przed Latynosami. Gdy Spock był tuż koło droida, zauważył chowającego się po lewej stronie Davisa. Dał mu znak dłonią, że go widzi, a następnie pchnął jakąś kobietę w stronę droida. Ta z piskiem uderzyła w robota i zemdlona upadła na ziemie. O dziwo ze strony droida nie było żadnej, ale to żadnej reakcji. Tego Spock się nie spodziewał. Tuż przed nimi stał nieruchomy droid, a za nim zamknięta nadal kopuła. Z tyłu zbliżali się latynoscy boostersi. John Sullivan Sullivan odciągnął na bok nieprzytomnego druciarza i ułożył go bezpiecznie pod ścianą. Głupi, narwany dzieciak może i chciał dobrze, ale kompletnie nie pomyślał o konsekwencjach swego czynu. Gdyby nie John pewnie, by go zadeptali na śmierć. Sullivan kucnął przy ścianie, wymienił naboje w swoim pistolecie i obserwował salę. W pewnym momencie na wysokości lewego oka pojawił się mini ekran HR. To nie był jego panel. To ktoś obok uruchomił chip i Sullivan przypadkowo musiał wyłapać połączenie. Klub “BIOS” Alarm czerwony. Konflikt gangów. Zagrożenie życia. Prośba o natychmiastową interwencję. Wiadomość była krótka, ale niezwykle treściwa. Sullivan zdążył jeszcze zerknąć na listę adresatów zanim panel HR zniknął mu z oczu. Lista adresatów. LAPD TraumaTeam Militech Corp. - IP 10222544 Wśród klubowiczów był albo jakiś nadgorliwy społeczniak, albo tajniak. W sumie nie wiadomo, co gorsze. Sullivanowi nie udało się zlokalizować, kto nadał wiadomość. Jasne jednak, było że w powietrzu wisi totalna masakra. Chad Lee Lee był młody i narwany. Gdy tylko zgasły światła, Chad nie zwlekał, wyjął deck i szybko podjął kable. Jeden do urządzenia, a drugi w gniazdo w swoim nadgarstku. Świat realny przestał dla niego istnieć. Jego świadomość opuściła ciało i w przeciągu nanosekund została wrzucona w zupełnie inny świat. Głębinowa projekcja klubu była jeszcze bardziej surowa niż jego realny obraz. Chad wylądował pośród kompletnie pustego betonowego parkingu. …. No niezupełnie pustego, gdyż naprzeciw niego w odległości jakiś dziesięciu metrów stała wirtualna projekcja robota, który pilnował Digimana. Lęk tylko na ułamek sekundy zawładnął neuronami Chada. Szybko zauważył bowiem, że robot opleciony jest licznymi złotymi pajęczynami. Wszystkie one wychodziły z sufitu i skierowane były na projekcję bojowego droida.
__________________ "Shake hands, we shall never be friends, all’s over" A. E. Housman |
06-02-2013, 23:01 | #100 |
Reputacja: 1 | John natychmiast, póki pamiętał, wprowadził otrzymaną wiadomość jako plik tekstowy do pamięci operacyjnej swojego HR, po czym pchnął ją do Chada z adnotacją "Ktoś w pobliżu przed chwilą to wysłał. Niedługo będzie totalna masakra. Pilnuję twojego ciała. Pospiesz się. Co się dzieje z droidem, kopułą i gnojkiem?" Ostatnio edytowane przez Reinhard : 06-02-2013 o 23:05. |