lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   Sen o Warszawie (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/14977-sen-o-warszawie.html)

Bounty 17-02-2016 13:04

WARSZAWA, WTOREK, 24 PAŹDZIERNIKA 2050 ROKU





Miasto jest nocą nieprzytulne,
W pustych ulicach spływa mrok,
We wszystkich domach ciemność wspólna,
Echo powtarza mój każdy krok.

Wtem inne kroki słyszę z daleka,
Chętnie bym gdzieś się teraz skrył –
Boję się spotkać drugiego człowieka,
Boję się każdej próby sił.

Już jego postać widzę z dala
I nie mam się tu za kim schronić.
Krzyczeć – nie krzyczeć? Strach mnie spala.
Uciec, uklęknąć, czy się bronić?

Zbliża się szybko ciemną plamą,
Ma tak zdecydowany krok…
Może by prysnąć w jakąś bramę,
Lecz tam jest jeszcze większy mrok!

Już coraz bliżej krok po kroku
Jeszcze trzy metry jeszcze dwa…
Twarz w twarz jesteśmy – nagły spokój.
Tak samo boi się, jak ja!


- Jacek Kaczmarski „Miasto nocą”




____________________________________________

WOLA, GODZ. 22:50

IGOR



Obozowisko w Parku Moczydło już zasypiało, kiedy nomadzi wyszli z Damianem pod blok. Iwan prowadził Rokasa, którego z trudem dobudzili z morfinowego snu. Spośród pobliskich namiotów dobiegała cichnąca krzątanina a gdzieś z oddali wieczorne modły. Po chwili w uliczce rozbrzmiał szum elekrycznych silników i nadjechały nią trzy pojazdy: osobówka Daniela oraz kampery Dzubenko i Giseli. W parku każdy skrawek trawy był już zajęty, więc ta żałosna resztka Karawany zaparkowała na trawniku między blokami.
Nomadzi byli zaniepokojeni całą sytuacją i nerwowo szepcząc między sobą rozglądali się po okolicy. W końcu była to ta część Karawany, która zdecydowała się pozostać w Warszawie i na żołdzie Kombinatu, podczas gdy wszystko potoczyło się całkiem na odwrót. W obozie wrogów Frontexu mogli czuć się jak w domu, ale zawsze unikali mieszania się w politykę. Damian dał im słowo honoru, że będą tu bezpieczni, lecz Iwan i Igor i tak musieli włożyć sporo wysiłku, by wszystkich uspokoić. Matka wypytywała Igora o ojca. Dzieci Giseli płakały a wdowa po Samim była wręcz wściekła, póki Iwan nie poprosił wszystkich do jej kampera i nie otworzył walizki.
- Jedna robota, tylko ja i Siodło i dziengów będzie więcej – wyszeptał. – Nasz pracodawca wyciągnie Grzegorza. Dostaniemy nowe auta i ochranę przed Kombinatem. Wrócimy do was za pół godziny. Wszystko wyjaśnimy, haraszo?

Przymierzanie korporacyjnych mundurów i sesja fotograficzna poszły sprawnie. Ten, który przymierzył Igor pasował prawie idealnie, choć nomada czuł się w czarnym stroju nieswojo. Kocur pojechał podrabiać identyfikatory a Damian zaprowadził Nadję, Bibliotekarza i freerunnerów do tutejszej podziemnej kliniki. Później miał zabrać tam Igora, by lokalny spec obejrzał jego uszkodzoną mechaniczną dłoń.
Laura została sama w mieszkaniu na czwartym piętrze. Nie, nie sama. Ze swoim duchem.
Siodło też miał ducha. Podobnie jak ją, to duch wybrał jego, nie na odwrót. Podobnie jak Woland, Connor był tworem jakiegoś rosyjskiego programisty, pracującego dla Kombinatu. Stworzony ponad pięć lat temu – cała informatyczna epoka – wciąż radził sobie w Sieci. Wówczas musiał wyprzedzać swój czas. Zaawansowany uniwersalny duch, zainstalowany we wszczepionej dwudziestoletniemu nomadzie parze cyberoczu nie znał swego pochodzenia ani celu istnienia. Spora część jego plików, w tym pamięć, była uszkodzona. Zanim nie poznał Igora nie miał nawet imienia.
- Może ja też jestem wzorowany na jakimś człowieku? – zastanawiał się Connor, gdy schodzili znów z Iwanem na dół.

Między dachami zestawionych w obronnej formacji wozów rozpostarto już brezent, tworząc zadaszony pawilon, którego wnętrze wyłożono karimatami i kocami. Prowizoryczny namiot wypełnił się światłem podwieszonych lampek. Nomadzi zaparzyli herbatę, w lodówkach kamperów było jedzenie i piwo, które postawili na niskim, rozkładanym stoliku.
Iwan swoim głębokim, spokojnym głosem na ile mógł wyjaśnił wszystkim sytuację, zastrzegając, że nie wszystko może dziś powiedzieć. Dociekali, dopytywali, lecz w końcu ustąpili. Poza Giselą.
- Nikt nie jest w stanie ochronić nikogo przed Kombinatem – wdowa głośno wyraziła swoje wątpliwości. – Niemand. Er ist wie kraken, oplata cała Europa. Dopadną nas. Kiedyś, gdzieś.
- Musielibyśmy cały czas nosić maski – powiedziała Dzubenko. – Albo przejść operacje plastyczne.
- I na zawsze porzucić nasz styl życia – dodał Brisbois. - Będą szukali karawan nomadów. Jeśli zaszyjemy się gdzieś na południowym zachodzie Unii, gdzie wpływy Kombinatu są słabe, mogą nigdy nas nie znaleźć. Najlepiej byłoby dostać się do Stanów.
- Albo… - wtrącił Smirnow - związać się z Groznymi lub Siczą.
- Grozni? Nie. Kurwa. Sicz… można pomyśleć.
- To największy wróg Kombinatu.
- Są w stanie wojny.
- A jak przegrają?
- Trudno powiedzieć kto tam wygrywa. Kombinat też mocno oberwał.
- Łowcy Duchów mówią w holowizji, że zniszczyli tego Woroszyła.
- Trzeba zabrać Mikula ze szpitala.
- W jakim jest stanie?
- Wstaje już z łóżka, da radę.
- Nie wyjadę nigdzie bez męża – rzekła stanowczo Hanna Siodłowska. – A Igor bez ojca.
- My też nie zostawimy Grzegorza.
- Nie powinniśmy się rozdzielać.
- Zostać nie możemy również.




__________________________________________

GOCŁAW, GODZ. 23:10

MODEST



Miasto opustoszało. Wielu mieszkańców opuściło je w obawie przed jutrem. Holowizja na przemian pokazywała korki na drogach wyjazdowych oraz twarze poszukiwanych. Nie było wśród nich twarzy Modesta, lecz to nie świadczyło o niczym. W Fabryce Trzciny musiał być monitoring. Jeżeli gliny i Łowcy dobrali się do niego to mogli go jeszcze nie upublicznić. Dlaczego nie włożył wtedy maski? Czy zapomniał pod wpływem emocji czy mimowolnie zasugerował się Damianem, który najwyraźniej nie dbał o ukrywanie wizerunku? Miał pretensję do Doriana, że nie zwrócił na to uwagi, tymczasem jego duch był tylko zwykłą, legalną AI, nie zaprojektowaną do pomocy w przestępstwach.
- Powinniśmy zgłosić się na policję – powiedział, lecz Modest wiedział już, że narzuca mu to obowiązkowo instalowany wszystkim duchom skrypt praworządności. Dalsze słowa należały już bardziej do jego cyfrowego alter-ego. – Z własną twarzą użyliśmy tylko paralizatora i to na gangsterach. Dobra adwokacka AI może przekonać sędziego, że działaliśmy w szoku i obawie o życie. Możemy się wybronić. Albo przyzwyczaić się do całkiem innego życia – dodał smutno. - Lubiłem nasze mieszkanie, twarz i stałe dochody. Z drugiej strony czy zawsze nie uważaliśmy, że stagnacja jest gorsza od śmierci?

Automatyczna taksówka zatrzymała się przy dawnej stacji Fieldorfa. Chłód jesiennej nocy wdarł się pod bluzę gdy Modest wysiadł i rozejrzał dookoła. Dzielnica była spokojna i cicha jak nigdy – ani śladu po Czystych, żołnierzach Frontexu, czy też wojnie gangów. Patrząc z drugiej strony - właśnie ta cisza była śladem, piętnem odciśniętym na tym pełnym życia miejscu przez dzisiejszy dzień. Wejście do metra stało otworem, nie strzeżone przez nikogo.
Od dawna nieczynne ruchowe schody brzęczały pod butami. Dopiero za rogiem na półpiętrze czekał ukryty za zdezelowanym biletomatem strażnik. Był to Bohun, młody kozak, który rano prowadził Modesta tunelami. Teraz dzierżył kałasznikowa i uniósł go drżącymi rękoma, patrząc na obcą twarz – twór maski plastycznej.
- Stój! – zawołał, niezbyt pewnym głosem. – Coś za jeden?!




_________________________________________

PRAGA POŁUDNIE, GODZ. 22: 10

SNAX



Drzwi automatycznej taksówki zatrzasnęły się za netrunnerem, zamykając go w kokonie małego pojazdu. Autko ruszyło a snaX napatrzywszy się dziś wystarczająco na brud ulic zajął się przeglądaniem spływających raportów. Na pierwszy ogień poszła lista aresztowanych w Fabryce Trzciny:

Tomasz Kustosik, pseudonim Kustosz, 51 lat, domniemany szef Grupy Wołomińskiej.
Marian Dzikowski, pseudonim Dziki, 44 lata, szef podległego kombinatowi gangu Wieprzy.
Andriej Pierwuszyn - 29 lat, żołnierz Kombinatu, to on uprowadził doktora Korbowicza spod jego domu i przywiózł do Fabryki Trzciny.
Konrad Opala, 30 lat, bramkarz w Fabryce Trzciny.
Piotr Kaliski, barman.
Cała piątka obezwładniona paralizatorami wewnątrz klubu przez dwóch tajemniczych facetów, którzy później odjechali z parą z taksówki, doktorem i dwoma innymi facetami.

Dalej trzech rannych, którzy przeżyli strzelaninę na podwórzu klubu i bitwę z armią bionicznych zwierząt:
Bartosz Ostachowicz, 32 lata, goryl Kustosza.
Kirył Kolasow, 35 lat, żołnierz Kombinatu.
Siemion Golicyn, 26 lat, żołnierz Kombinatu.

Na koniec niejaki Grzegorz Siodłowski, 46 lat, zatrzymany z pistoletem na ulicy przez Nguyena i Gryzik, gdy biegł w stronę Fabryki Trzciny. Niekarany, mechanik samochodowy z podwarszawskiej Zielonki.

Do tego sześć trupów: jeden zidentyfikowany pomniejszy polski gangster, jeden Ormianin z wygasłą wizą i czterech facetów bez dokumentów, za to z bojowymi wszczepami. Dwóch zostało rozszarpanych przez bioboty, dwóch zginęło od kul a dwóch od noża.
Monitoring uchwycił moment śmierci tych dwóch. Jeszcze przed wybuchem strzelaniny na podwórze wślizgnęła się zamaskowana kobieta z blond warkoczem. Podkradła się do Kombinującego siedzącego w aucie i przez szybę wbiła mu nóż w szyję. Następnie wywlekła jego trupa i podstawiła twarzą do kamery przy tylnym wejściu a gdy facet po drugiej stronie otworzył również skończył z poderżniętym gardłem. Zaplecze było pozbawione monitoringu, więc nie dało się dokładnie odtworzyć wydarzeń. Później do snaXa dotarły zeznania Oboleńskiej. Wynikało z nich, że właścicielką warkocza była Aldona Brusiłowa, ex-ochroniarka Carewicza. To ona wyprowadziła z podziemi klubu, więzionych tam przez Woroszyła Atropowa z narzeczoną, którą dla jej własnego bezpieczeństwa uśpili i umieścili w schowku, po czym zwiali tuż przed przybyciem policji.

Prócz Kombinujących i agentów IAICA w klubie były przynajmniej dwie osobne grupy. Pierwsza liczyła cztery osoby:
Dziewczyna z taksówki: Laura Nowa, dawniej Anna Moryc, dziewczyna ze spreparowaną przez kopię Wolanda tożsamością i zarazem jego nośnik.
Chudy chłopak w ochronnych lustrzankach na twarzy, jej wspólnik w rzekomym zamachu pod Frontex Citadel i kompan z uciekającej przez miasto taksówki. Dokumentacja zabezpieczona w klinice doktora Korbowicza wykazała, że nazywał się Igor Siodłowski i przeszedł tam operację wszczepienia cyber-dłoni. 25 lat. Niekarany. Nigdy legalnie nie pracował, adresu brak.
Grzegorz Siodłowski, mężczyzna zatrzymany na ulicy przed klubem okazał się być jego ojcem. Śpieszył synowi na ratunek.
Parze z taksówki towarzyszyło w klubie dwóch mężczyzn: wielki, łysy Rosjanin w motocyklowej kurtce oraz wysoki mężczyzna, który wcześniej pomógł parze z taksówki zgubić policyjny pościg. Na podwórzu został motor Rosjanina jego terenowy samochód, z którego wysiedli pozostali. Właścicielem był Rokas Žilinskas, trzydziestoletni Litwin, bez zatrudnienia i adresu.
Tą grupę monitoring uchwycił tylko przez moment, na podwórzu, gdy przyjechali do Fabryki Trzciny za czterema Kombinującymi. Później dwóch innych Rosjan przywiozło Doktora Korbowicza, neurochirurga, który wszczepił dziewczynie AI. Wszyscy weszli tylnym wejściem. W podziemiach klubu musiało dojść do sprzeczki, bo grupa wyszła z doktorem Korbowiczem, za to ścigana przez Woroszyła i Kombinujących. Po drodze musieli spotkać się z Łowcami Duchów. Z oszczędnej relacji Idy wynikało, że rozpoznała doktora i parę z taksówki, lecz wtedy nadszedł Woroszył.

Prawdopodobnie nie udałoby im się uciec, gdyby nie przyszło im z pomocą tych dwóch tajemniczych mężczyzn. Pierwszego nie udało się rozpoznać. Identyfikacja drugiego wymagała pogrzebania przez snaXa w monitoringu i liście lokatorów budynku, w którym mieścił się lokal operacyjny. Miał tam duży apartament.
Nazywał się Modest Darski, niekarany, kawaler, 38 lat.
Udziałowiec kilku małych spółek i współwłaściciel złomowiska w Rembertowie, do spółki z niejakim Iwanem Chownykiem, trenerem Spartaka Praga… oraz Tarasem Kosaczem, aresztowanym dziś w Pierestrojce jednym z domniemanych przywódców Siczy. Powiązanie nie tylko biznesowe. Nazwisko panieńskie matki Darskiego brzmiało Kosacz. Prawdziwa, polsko-ukraińska mafijna rodzinka.
Numer holo Darskiego po oficjalnym piśmie od Babiarza snaX wydobył od administracji Portu Praskiego.

Nieoczekiwanie taksówka wypuściła go z kokonu na Szaserów, przed dawnym szpitalem wojskowym, obecnie placówką Trauma Team. Porządkowanie danych na dysku i w głowie zajęło netrunnerowi całą drogę.
Była jeszcze skrzynka pocztowa, którą odwiedził Woroszył. Krótko stawiała opór lodołamaczowi. Zawierała jednak tylko jedną wysłaną wiadomość.
„Zaczynaj. Od HK. Nrply.”
snaX nie musiał długo drążyć. Gdy szedł już szpitalnym korytarzem dotarły doń najnowsze wieści. Wynajęty zabójca próbował właśnie przeprowadzić zamach na życie leżącego w szpitalu Frontexu byłego dyrektora Agencji. Henryk Kwiatkowski prawdopodobnie zginąłby, gdyby nie policyjna ochrona przydzielona mu dziś po ostrzeżeniu, które Woland przekazał dyrektorowi i Idzie ustami SAWY. Gest dobrej woli ze strony poszukiwanej AI. To mogła być gra pozorów. Większość sztuczniaków nie była zdolna do tak podstępnych działań, lecz Woland nie był zwyczajny. Jeżeli to była taktyka postępowania z Agencją to jak na radzie działała. Wszystko wskazywało na to, że Ida mając do wyboru zatrzymanie dziewczyny-nośnika a walkę z Woroszyłem, wybrała to drugie.

***

Karol i osowiała E-Bow siedzieli w sali przy łóżku l00ka. Długowłosy netrunner przeszedł już prostą operację, postrzelone ramię miał unieruchomione i obandażowane. Był przytomny. Stary gliniarz z doskonale obojętną miną skończył właśnie nagrywać zeznania całej trójki i chciał wziąć na tapetę snaXa, lecz ten wybronił się legitymacją Agencji i wytłumaczeniem, że ma pilniejsze sprawy.
- Proszę złożyć jutro zeznania na komisariacie – rzekł bez większej nadziei glina, dając mu swój numer, stęknął wstając z krzesła i wyszedł.
- Moja ciągle wydzwania i padam z nóg, ale zaraz się kopsnę do firmy po wiesz co – rzekł Karol. – Zadzwonię jak będzie gotowe.
- Dzięki snaX. – E-bow podniosła wzrok i odezwała słabym głosem. – Tobie jeszcze nie zdążyłam podziękować. Jurkowi już nie zdążę.
- Gratulacje, stary – rzucił l00ke. – Słyszeliśmy wieści w holo.

L00ke zapewne nie tak wyobrażał sobie finał najbardziej bohaterskiego dnia w swoim życiu. Miał ocalić dziewczynę i zdobyć jej serce. Miała paść mu w ramiona z wyżebraną z takim poświęceniem miłością, nie opłakując śmierć kochanka.




__________________________________________

MOKOTÓW, GODZ. 22:20

IDA



Długo tłumione emocje znalazły wreszcie ujście. Napięcie nagle opadło a równocześnie coś w niej pękło. Ciałem Idy raz po raz wstrząsały dreszcze. Łzy spływały na beton, mieszając się na nim z krwią. Ratownicy medyczni stanęli obok niej i przenieśli na nosze rannego zabójcę. Przez moment, gdy uniosła wzrok Ida napotkała spojrzenie jego oczu. Nie znalazła w nich żadnych wyrzutów sumienia. Tylko ból i złość. Świat nie potrzebował morderczych AI, by być bardziej złym. One były tylko odzwierciedleniem ludzkiej natury.

Ida poczuła obejmujące ją ramię. Paula skończyła rozmawiać przez holo i przykucnęła przy niej.
- Rodzina Wilamowskiego jest bezpieczna z innymi, w naszym ośrodku na Okęciu – powiedziała. – Chyba jeszcze nie wiedzą…
Ida nigdy nie poznała byłej żony Jurka, ona pewnie jakoś to zniesie. Ale kilka razy widziała jego syna. Jakie piętro śmierć ojca odciśnie na dziecku, mogła sobie tylko wyobrażać. Tradycyjnie, powiadomienie rodziny o śmierci policjanta przypadało w udziale jego partnerowi.

- Ida! – głos Brunona. Prawdziwego, tym razem na pewno, jej narzeczonego. Podszedł do niej, pomógł wstać, otulił swoim płaszczem. – Chodź, zawiozę cię do domu.

kanna 11-03-2016 22:40

Mokotów, po 22.

Ida wtuliła twarz w pierś narzeczonego. Przez chwilę pozwoliła sobie na luksus zapomnienia o akcji, Woroszyle i całym tym bagnie. Ramiona Brunona chroniły ją przed światem. Pomyślała, że chciała by tam już zostać. Kolejna myśl była o tym, że niszczy mu bezpowrotnie koszulę swoimi łzami. Westchnęła i wysunęła się z jego objęć.
- Muszę jeszcze podjechać w jedno miejsce - powiedziała, zmęczonym, choć całkiem spokojnym głosem.- Paula, weź wóz i wróć do biura, Bruno zawiezie mnie na Okęcie.
- Jasne. – Gryzik skinęła głową. – Trzymaj się i dzwoń, jakby co.

Odeszła a chwilę później Bruno poprowadził Idę do swojego samochodu. Karetka z aresztowanym odjechała a za nią Paula ich służbowym wozem.
- Po co na Okęcie? – zapytał Bruno.
Nim zdążyła odpowiedzieć od czarnego jeepa podszedł do nich oficer Frontexu, ten który pomagał jej ścigać zabójcę. Zasłonę hełmu miał teraz uniesioną i wyzierała spod niej łagodna, gładko ogolona twarz trzydziestoparoletniego mężczyzny.
- Przepraszam… - powiedział. – Nie przedstawiłem się, sierżant Piotr Kazanowski. Moja wizytówka, gdyby trzeba było złożyć zeznania – wcisnął przycisk na zamontowanym w hełmie holofonie i projektor wyświetlił przed nimi kontakt do skopiowania. – Korporacja będzie w tej sprawie prowadzić osobne śledztwo, czy mogę prosić panią o numer, gdybyśmy potrzebowali coś wyjaśnić?
- Ida Kwiatkowska - wyciągnęła dłoń i przywitała się z mężczyzną. - Oczywiście. - podała mu numer do jej nowego holofonu.
- Dziękuję – rzekł sierżant. – I życzę państwu spokojnej nocy.

Odszedł do czarnego jeepa a oni wsiedli do czerwonego Chevroleta Malibu. Bruno otworzył i zamknął za Idą drzwi, samemu siadając za kierownicą. Przytulne, wygodne wnętrze luksusowego samochodu kojąco kontrastowało z wrogim miastem za jego szybami.
- Dobry wieczór - przywitał ich kobiecym głosem samochód. - Czy mogę zaproponować coś do picia?
Był tu nawet minibarek i ekspres do kawy.
- Chcesz jechać do tych waszych baraków na Okęciu? – spytał Bruno, ruszając. Zawsze gdy mógł prowadził wóz samodzielnie.
Ida potwierdziła.
- Musisz odpocząć – powiedział. – Ta praca cię wykańcza. Zniszczyliście Woroszyła, pomściłaś ojca. Powinnaś zrezygnować, odejść. Zrobić sobie długą przerwę. Moglibyśmy pojechać na wakacje. A potem znaleźć coś spokojnego. Już nawet policja była lepsza od tego. Ja… ja też nie wytrzymam tego dłużej.
- Masz rację, kochanie - wyciągnęła dłoń i pogładziła go po udzie. Gest był uspokajający, nie pieszczotliwy. - To koniec, Bruno. Nic mnie nie trzyma już w IAICA. Odchodzę. Wykuruję rękę i wyjedziemy, na narty, albo ponurkować.. tak jak lubisz.
Sięgnęła do schowka, wyciągnęła nawilżane chusteczki, aby obetrzeć sobie twarz. Uczesała włosy.
- Muszę podjechać do tych baraków. Są tam rodziny innych agentów, Woroszył.. planował zamachy. Na ciebie też. Ale to teraz nieważne, jesteś już bezpieczny. Prawie dziś zginęłam.. – słowa z trudem składały się w całość. - Nie raz, wieczorem miałam szczęście, ale w południe w Skaryszewskim.. Jerzy uratował mi życie. Jerzy Wilamowski, mój partner. Potem się rozdzieliliśmy.. on nie żyje. - przełknęła ślinę. - Jego rodzina, była żona, syn.. jeszcze nie wiedzą. To moja rola ich powiadomić. To moje ostatnie zadanie. Rozumiesz, prawda? - zapytała miękko.
- Rozumiem – odpowiedział po chwili milczenia. – Słabo go znałem, ale przykro mi. I też jestem jego dłużnikiem.

Okęcie, przed 23

Ulice były już puste i w niecały kwadrans dotarli na miejsce. Ogrodzony teren w pobliżu lotniska. Ida znała je aż nazbyt dobrze. Przepracowała tu ponad rok, po tym jak wróciła do pracy po zniszczeniu poprzedniej siedziby Agencji. Uzbrojeni strażnicy z zewnętrznej firmy sprawdzili jej legitymację i wpuścili chevroleta za bramę. Zaraz za dużym parkingiem stało sześć długich baraków. Niegdyś urządzono w nich prowizoryczne biura, teraz służyły za magazyny. W największym, specjalnie przebudowanym, trzymano w klatkach schwytane roboty i androidy przeznaczone do egzorcyzmowania, obecnie również mechaniczny zwierzyniec Biernata, w tym Wilkora, od którego wszystko się zaczęło. W oknach najbliższego baraku paliły się światła a przed uchylonymi drzwiami kolejny ochroniarz palił papierosa.
- Iść z tobą? – zapytał Bruno, podążając wzrokiem za spojrzeniem Idy.
- Nie - pokręciła głową. - Poczekasz na mnie? Choć może lepiej jedź, nie wiem ile to potrwa.. Bez sensu żebyś tu siedział nie wiadomo ile. Wezmę taksówkę.. Jedź.
Wspięła się na palce i pocałowała go.
Męskie usta odwzajemniły pocałunek a ostry zarost potarł skórę Idy. Prawdziwe, żywe ciało, nie gumowatość maski. Czy musiała sprawdzić? Nie musiała, ale potrzebowała go dotknąć. Poczuć jego obecność.
- Nie ma mowy – rzekł stanowczo Bruno. – Po tym wszystkim zamierzam nie spuszczać cię z oczu. Zaczekam w aucie, nie śpiesz się.

Weszła do baraku. W pomieszczeniu socjalnym kilkanaście osób, głównie kobiet, piło herbatę i rozmawiało cicho przy stole. Nie było tu rodziny Jerzego. Zapytała, na co wskazano jej korytarz. W dalszej części baraku światło było przygaszone. W dawnych biurowych boksach ludzie spali na śpiworach i pryczach. Wreszcie, w czwartym po lewej, Ida rozpoznała ze zdjęć, które Jerzy kiedyś jej pokazywał, zgrabną kobietę z rozpuszczonymi blond włosami. Siedząc po turecku na skraju pryczy pisała na holotopie. Natalia Wróblewska, chyba tak się nazywała. Za nią leżał ciemnowłosy chłopiec . Adaś Wilamowski, czternaście lat. Było już widać podobieństwo do ojca, tak silne, że Idę ścisnęło w gardle. Teraz jednak pół głowy zasłaniały mu gogle do VR. Rękoma poruszał intensywnie przed twarzą. Jego matka, zajęta komputerem nawet nie dostrzegła Idy.

Ida zastukała w futrynę, żeby zwrócić na siebie uwagę kobiety.
- Dobry wieczór - powiedziała.
Wróblewska uniosła głowę. Jeśli nawet kiedyś widziała Idę to jej nie poznała.
- Dobry - odparła, chyba zła, że jej przerwano. - Mogę w czymś pomóc? A może pani wie ile jeszcze będziemy musieli tu siedzieć?
- Już niedługo, sytuacja się domyka - zapewniła ją Ida. - Ale ja nie w tej sprawie.. Mogę wejść? Nazywam się Ida Kwiatkowska. Mam, niestety, niedobre wiadomości.
- Niedobre? - zaniepokoiła się. - Jakie wiadomości? Przepraszam, proszę usiąść.
Przesunęła się na pryczy i zdjęła pojemnik po jedzeniu ze stołka. - jedynego mebla jaki był prócz pryczy w ciasnym boksie. Nie poznała Idy, bo nigdy się nie spotkały, ale mogła poznać nazwisko. Henryk Kwiatkowski był starym przyjacielem Jerzego i jego dawnym partnerem z policji.
- Dziękuję - Ida przysiadła na stołku. Spojrzała kobiecie w twarz z troską.
- Jestem partnerką Jerzego w IAICA . Zdarzył się wypadek w czasie akcji. Bardzo mi przykro, pani Natalio. Jerzy nie żyje.
- Nie… nie żyje? – powtórzyła kobieta a głos się jej załamał. – Kiedy… jak?
Jerzy opowiadał Idzie, że z Natalią od dawna nic go nie łączyło a resztę uczuć wymazała sądowa batalia o prawa do opieki nad dzieckiem. Mimo to przecież spędzili ze sobą większość dorosłego życia. Takie coś nawet w najtwardszej duszy pozostawiało ślad na zawsze.
- Dziś wczesnym wieczorem - odpowiedziała Ida, siadając obok kobiety. - Nie byliśmy razem, Jerzy zginął w czasie akcji. - przedstawiła szczegóły, które poznała.
- Rozumiem. - Kobieta przyjęła wieść na chłodno. Lecz gdy obejrzała się na swojego syna, wciąż zatopionego w wirtualności, po policzku popłynęła jej łza. Natychmiast otarła ją dłonią.
– Przepraszam – powiedziała, unikając wzroku Idy.
Przed dłuższą chwilę milczała, ocierając kolejne łzy.
- Nie wiem jak Adaś to zniesie - rzekła słabym głosem. - Jerzy był dla niego autorytetem, tylko jego słuchał. Przede mną ucieka… tam - wskazała skinieniem głowy na hełm do VR.
- Powinien dowiedzieć się jak najszybciej.. - zasugerowała Ida. - Dzieci różnie reagują.. Może być wściekły, na panią, ma ojca, może udawać, że go to nic nie obchodzi. Mimo to będzie potrzebował pani obecności, miłości i siły. - dotknęła holo o wyświetliła numer. - To Ośrodek Interwencji Kryzysowej. Specjalizują się w pomocy osobom w waszej sytuacji. Pracują 24 na 24. Jeśli będzie pani czegoś potrzebowała - wsparcia, informacji jak radzić sobie z Adamem - proszę dzwonić. - przypilnowała, żeby kobieta zagrała kontakt, a potem przeniosła spojrzenie na chłopca. Dotknęła ramienia Natalii. - Już czas, żeby mu powiedzieć. Proszę to zrobić, będę obok.
- Teraz? – kobieta zawahała się. – Sama… jeszcze to do mnie dociera.
Długo zbierała się w sobie nim przysunęła się do syna, sięgnęła do gogli i wcisnęła przycisk powiadomienia. Chłopiec nie zareagował, tylko jego usta wykrzywiły się w grymasie niezadowolenia. Dłońmi wciąż pisał coś w powietrzu na wirtualnej klawiaturze. Jego matka musiała jeszcze raz wcisnąć przycisk, nim w końcu gwałtownym ruchem zdjął gogle.
- Rozmawiałem z Wołodią! Czego chcesz?! - wyrzucił z siebie gniewnym tonem. Dopiero potem adaptujące się do półmroku rzeczywistości oczy dostrzegły Idę. – O, przepraszam.
Natalia przełknęła ślinę.
- Adasiu… - zaczęła coraz bardziej rwącym się głosem. - Pani pracuje z twoim tatą. Musimy ci coś powiedzieć. Coś ważnego. Był wypadek… Przepraszam, nie umiem! – wybuchła płaczem, zakrywając twarz dłońmi i zanosząc się szlochem.
- Co? – Chłopiec otworzył szeroko oczy, poderwał się i zaczął szarpać matkę za ramię. – No mów! Co się stało?! – Przeniósł wzrok na Idę.
- Dobry wieczór, Adamie, usiądź - powiedziała spokojnie Ida. Objęła kobietę ramieniem. - Pani Natalio?
Kobieta otrząsnęła się. Objęła syna tak jak Ida objęła ją.
- Adaś, posłuchaj… - wykrztusiła. - Twój tata nie żyje.
Chłopiec zamarł z otwartymi w pół słowa ustami i szeroko rozwartymi oczami.
- Nieprawda – powiedział. – To nieprawda!
- Adaś, tak mi przykro…
- Kłamiesz! – krzyknął. – Zawsze o nim kłamiesz!
Wyrwał się z objęć matki i cofnął pod ścianę, zatrzymując znów wzrok na Idzie.
- Tak mi przykro, Adamie - spojrzała chłopcu w oczy. - Niestety , to prawda. Byłam partnerką twojego taty w IAICA. Zginął dziś, w czasie akcji. Uratował wielu ludzi, mnie też. Chcę, żebyś zapamiętał jedno: zawsze był z ciebie dumny.
Adaś Wilamowski patrzył na nią kilka długich sekund błyszczącymi oczami. Po czym drżącymi dłońmi chwycił gogle, przeczołgał się w kąt boxu, założył je na głowę i włączył, uciekając do VR. Jego matka sięgnęła ku niemu dłonią, ale cofnęła ją i spoczęła bezradnie z opuszczoną głową.

Idy nie zaskoczyła reakcja chłopca. Był czas, kiedy ona reagowała dokładnie tak samo…
- Może go pani przywołać? - zapytała Natalię.
Ta spojrzała na nią niepewnie. Może ucieczka syna do VR była jej na rękę, uwalniając ją chwilowo od obowiązku stawienia czoła tej sytuacji. Jednak ta przysłowiowa kobieta sukcesu, robiąca błyskotliwą karierę w wielkiej korporacji wydawała się teraz wręcz bezwolna. Posłusznie sięgnęła ku głowie syna i wcisnęła przycisk przywołania a gdy nie podziałało uczyniła to ponownie. Lecz Adaś zignorował ją. Nie zamierzał wychodzić ze swojego świata, chociaż spod gogli ciekły mu po policzku łzy i kapało mu z nosa. Na goglach był też czerwony wyłącznik, Natalia zbliżyła do niego palec, lecz zaraz cofnęła dłoń, zapewne obawiając się gniewu dziecka nie zdecydowała się już go użyć.
- Proszę mu wyłączyć gogle - powiedziała Ida. - Prędzej czy później będzie się musiał zmierzyć z rzeczywistością. To trudne, ale nie ma co odwlekać.
- Pewnie ma pani rację. - Kobieta po chwili wahania skinęła Idzie głową i wcisnęła czerwony przycisk, drugą dłonią chwytając gogle.
- Nie, zostaw! – chłopiec spróbował chwycić na oślep jej dłonie, ale była szybsza.
Zabrała gogle odsłaniając zapłakaną twarz nastolatka. Pozbawiony jedynej bariery oddzielającej go od brutalności świata spojrzał na matkę z niemym wyrzutem.
- Adasiu, proszę – rzekła błagalnym tonem Natalia. – Mi też jest ciężko, ale pani Ida chce nam jeszcze coś powiedzieć.
- Z kim rozmawiałeś, Adamie?
- Z przyjacielem – odrzekł, pociągając nosem.
- Sieciowym – wyjaśniła jego matka. - To jakiś chłopiec z Rosji
- Rodzice Wołodii zginęli w wypadku jak był mały – dodał Adam. – Wcześniej mieszkał w sierocińcu a teraz uczy się w Moskwie, w szkole z internatem.
- Kiedy się poznaliście? – zapytała Ida. – O czym rozmawiacie?
- Kilka tygodni - odpowiedział apatycznie chłopiec. Ten temat na krótką chwilę oderwał jego myśli od śmierci ojca, ale nie był zbyt rozmowny a Ida nie mogła się mu dziwić. - Teraz gadamy codziennie. O różnych rzeczach.
Wzruszył ramionami i wysmarkał nos w podaną mu przez matkę chusteczkę.
- On jest dwa lata starszy. Programuje i umie robić w sieci fajne rzeczy. Czasem gada o polityce. Mówił, że jutro wybiera się na jakąś demonstrację imigrantów, czy coś...
Chłopak opowiadał, dopiero gdy Ida poprosiła o adres, pod którym się kontaktują, Adaś zrobił się podejrzliwy.
- W grach, albo w Netro… czemu pani o to pyta?
- Znam chłopca z Moskwy o tym imieniu - Ida zastanowiła się, ile może powiedzieć Adamowi. - Byłam ciekawa.
- Zna pani Wołodię? - zdziwił się Adam.
- Myślę, że to może być ta sama.. tak, znam Wołodię - powiedziała.- Sprawdzimy to, bo przyznasz, że to dziwny zbieg okoliczności. - Dotknęła ramienia chłopaka: - Mam prośbę, Adam. Nawet nie ja.. twój tata by tego chciał. Twoje bezpieczeństwo było dla niego najważniejsze. Obiecaj mi, że nie będziesz się kontaktował z Wołodią. Do jutrzejszego południa. To ważne.
- Często pytał o tatę. Do południa… no dobrze - skinął niechętnie głową.
- Nie jesteś już dzieckiem - powiedziała. - Dobry wybór, Jerzy byłby z ciebie dumny. Poczekasz? Porozmawiam chwile z twoją mamą.
- Dobrze - pociągnął znów nosem.

Ida zabrała gogle i poprosiła Natalię, żeby wyszły z boksu. Kobieta mocno zdziwiła się, kiedy agentka podała jej gogle i poprosiła o zablokowanie dostępu do sieci w holofonie syna.
- Obawiam się, że Wołodia to AI, nie prawdziwy chłopiec.
- AI? - zdumiała się Natalia. Chyba nie do końca zrozumiała co się dzieje, podobnie jak jej syn wciąż była w szoku. - Szpiegowała nas, bo jesteśmy… - zorientowała się, że powinna użyć czasu przeszłego, zająknęła się, ale nie poprawiła - rodziną Jerzego?
- To jedna z możliwych opcji - powiedziała ostrożnie Ida. - Zdaje sobie pani sprawę, że trudno przyjąć to za prosty zbieg okoliczności… Ale możemy postarać się wykorzystać tą sytuację tak, żeby obróciła się na waszą - i Agencji - korzyść. Na razie Adam nie powinien łączyć się z Wołodią. Ani z siecią. Myślę, że zdążył mu powiedzieć o śmierci ojca, więc taki ruch nie będzie podejrzany.
- Dobrze - odpowiedziała Natalia, skołowana wieściami. - Zrobię wszystko, żeby był bezpieczny.
- Obiecał, że nie będzie próbował wchodzić do sieci do południa. Ale dzieci często zmieniają zdanie.. nie czują konsekwencji swoich zachowań. Proszę go przypilnować.
Kobieta tylko skinęła jej głową.

Ida pożegnała się z kobieta i wyszła przed barak. Wyciągnęła holo i skontaktowała się z szefem, żeby przedstawiać sytuację. Bruno zauważył ją i wysiadł z samochodu, ale ujrzawszy, że rozmawia przez holo oparł się o wóz i czekał.

Zmęczenie w głosie Babiarza sprawiło, że Ida usłyszała je w swoim własnym.
- Dziękuję, Ida - powiedział. - Dobrze to załatwiłaś. Zaraz przyślę tam naszego psychologa, przez to wszystko zapomniałem.
- I specjalistę od sieci, szefie. Jeśli to ten AI… nie wiem, czego może chcieć od dzieciaka.
- Ściągnę kogo trzeba. Zajmę się tym. Spróbujemy wyciągnąć od małego więcej. O tej demonstracji. Obawiamy się, że Woland coś planuje. Frontex jest powiązany z tym wszystkim, nie wiemy jeszcze jak. Powierzyłem sprawę snaXowi, może uda mi się chociaż chwilę zdrzemnąć. Ty też odpocznij. Nie muszę dodawać, że jutro nie musisz przychodzić do pracy?
- Dziękuję. Mały obiecał nie gadać z Wołodią do południa, matka ma mu nie dawać gogli, ale dzieci są zdolne… Trzeba go przypilnować.
- Dopilnujemy tego - Babiarz westchnął, po czym dodał gniewnym tonem. - Te kurewskie AI przyczepiły się do naszych rodzin a teraz nawet dzieci. To zaszło za daleko - Ida słyszała jego wzburzone dyszenie przez holofon.
- Spokojnie - mruknęła. - Nie ma się co nakręcać szefie.. Choć generalnie zgadzam się z panem. Nie ufam AI za grosz.
- W porządku - odetchnął. - Nie trzymam cię już, Ida. Dziękuję, że tam pojechałaś, chociaż nie prosiłem. To dla ciebie też musiało być trudne. Gdybyś sama potrzebowała… wsparcia, daj mi znać.
- Bez obaw - odpowiedziała. - Znam procedury. Do jutra, szefie.
- Spokojnej nocy, Ida.

Wsiadła do samochodu i oparła głowę o zagłówek.
- Dobrze, że poczekałeś Bruno… jestem skonana – przyznała się w końcu mężczyźnie i samej sobie.


Ulice były puste o tej porze, szybko dotarli do Konstancina. Domowy droid Brunona stał w kącie, wyłączony i nakryty kocem.
- Fatalnie, nie będziemy mieli sałatki z awokado na rano – spróbowała zażartować Ida, ale doceniała gest narzeczonego.
- Nie mam gotowości na kolejne niespodzianki w nocy.. potrzebuje się spokojnie przespać, jutro rano chcę jechać do Biura. – w oczach Brunona mignęła złość – Złożyć rezygnację. To koniec, kochanie.

Wilczy 13-03-2016 19:16

Igor dłuższą chwilę tylko przysłuchiwał się coraz bardziej nerwowej wymianie zdań między Rodziną. Zdawał sobie sprawę, że to w dużej mierze on nawarzył tego piwa, przed którym teraz wszyscy stali. Chciał, żeby nomadzi stali się w końcu siłą, z którą trzeba się liczyć - a wyszło na to, że wszyscy liczą na ich szybką śmierć: Kombinat, Frontex, chyba nawet policja.
- Kombinat jeszcze przez jakiś czas będzie miał większe problemy niż my - powiedział w końcu cicho - Są słabi, w Fabryce Trzciny były też gliny, więc mogli dopaść kilka grubych ryb w organizacji. Pozostali to wykorzystają - rzucą się na nich jak na padlinę. Ostatnie czym będą się martwić to jedna karawana....
Siodło przez chwilę sam zastanawiał się czy nie jest zbytnim optymistą. W końcu zwinęli im sprzed nosa milion eurodolców. Ale co to jest wobec ataków Siczy albo Wietnamczyków?
- Mamy jeszcze czas, żeby wyciągnąć Mikula ze szpitala - i tatę z aresztu. A potem… cóż, co by się nie działo, odejść możemy zawsze. Nie jesteśmy już na niczyjej smyczy.
- Nie jesteśmy – zgodził się Iwan.
- Zaraz pojedziemy z Anią po Mikula – rzekł Brisbois.

W tym momencie rozbrzmiał „Kalashnikov” Gorana Bregovica – dzwonek e-glasów Smirnowa.
- To Aldona – oznajmił po chwili Rosjanin.
Wzrok wszystkich nomadów spoczął na nim.
- Nie odbieraj, namierzą nas! – syknął leżący w kącie namiotu Rokas.
- Może chcą się dogadać… - rzekł Daniel.
Iwan spojrzał pytająco na Igora. Ten kiwnął głową. Gdyby Brusiłowa chciała ich załatwić, zrobiłaby to, kiedy uciekali przed Woroszyłem.
- Tutaj i tak mogą nam naskoczyć. Potrzebowaliby armii, żeby nas stąd wyciągnąć - wyjaśnił krótko Siodłowski. A jutro pewnie ich tu już nie będzie. No i... ciekawiło go, czy Aldona i Carewicz wydostali się z kabały w klubie.
Nikt inny się nie odezwał, więc Iwan odebrał holo.
- Aldona? Da. – Słuchał przez chwilę. – Może są, może niet. Aha. No… haraszo. Czekaj.
Zawiesił połączenie i spojrzał po nomadach.
- Jest z nią Carewicz – oznajmił. – Chce nam coś powiedzieć. Wszystkim.
Włączył głośnik i powiedział:
- Już. Możecie mówić, towarzyszu.

Głośnik milczał przez chwilę, po czym odezwał się znanym Igorowi głosem:
- Witajcie, przyjaciele. Wiele się dziś wydarzyło. To wiecie, niektórzy z was byli i widzieli. Konkluzja jest taka, że android imieniem Woroszył, który uzurpował sobie prawo do władzy nad polskim Kombinatem, został zniszczony. Jego najemnicy i zdrajcy, których skaptował zginęli lub gniją w areszcie. A ja wracam do gry. I chciałbym byście wysłuchali mojej propozycji. Muszę posprzątać ten cały bałagan, zaprowadzić pokój i porządek. Będę potrzebował ludzi. Doświadczonych i sprawdzonych ludzi. Nie chcę dziewczyny, jest zbyt niebezpieczna, by ją kontrolować. Możecie też zatrzymać walizkę. Większość jej zawartości i tak nie była moja, a to co było potraktujcie jako zapłatę za pomoc w zniszczeniu Woroszyła oraz zaliczkę na poczet przyszłej współpracy. Zupełnie innej współpracy. Jeśli się zgodzicie, będziecie wraz z Aldoną moimi najbliższymi współpracownikami. Będziecie brać udział w naradach, a wasz głos będzie się liczył. I dostaniecie stały udział w zyskach. Nie musicie odpowiadać teraz.
- Co jeśli odmówimy? – spytał Smirnow.
- Wasza wola – odparł Carewicz. – Wtedy pójdziecie swoją drogą.

To brzmiało… tak pięknie, że aż podejrzanie. Równa współpraca. Prawa, a nie tylko obowiązki. No i… zyski, a nie tylko ochłapy z pańskiego stołu.
- Potrzebujemy czasu do namysłu - powiedział tylko Igor. Bo naprawdę go potrzebowali. Spojrzał po pozostałych. Czuł, że niektórzy z Karawany żałowali, że nie odeszli razem z Halnym. On sam potrzebował czasu do namysłu. Chociaż jeśli o niego chodzi, to to był deal stulecia… o ile Carewicz nie będzie próbował im wciskać kitu.
Siodło zastanawiał się jeszcze nad jedną kwestią - czy interesy Kombinatu z Frontexem nie ucierpią po tym, co mają zamiar jutro zrobić?
- Jeśli się dogadamy podziękujcie Igorowi – Carewicz rozpoznał jego głos – Wykazał się lojalnością. Przywiózł dziewczynę, choć oczywiście nie wiedział, że wiezie ją do Woroszyła. Wiedzcie, że gdybym był u steru to wyglądałby zupełnie inaczej. Przede wszystkim jesteśmy ludźmi.
- Podobno – rzucił Kałasznikow. – Jak rzekł Siodło, potrzebujemy czasu. Odpowiemy ci pojutrze.
- Tyle mogę zaczekać – zgodził się Carewicz. – Bywajcie, nomadzi.
Rozłączył się.

Przez dłuższą chwilę w namiocie panowała cisza.
- Nie musielibyśmy uciekać - Przerwała ją Gisela, siedząca po turecku w czarnej chuście na głowie.
- Ale wpierw musielibyśmy pomóc mu przywrócić ten porządek, o którym mówił – powiedział Daniel. - A potem utrzymać się u władzy.
- Mamy dwa dni, by się zastanowić – podsumował Iwan. – Przez ten czas wybadamy czy warto stawiać na Carewicza. Pracujemy teraz z Igorem z pewnymi Kozakami, możemy ich podpytać jak stoją sprawy w mieście. Reszta rozezna się swoimi kanałami. Nie wiem jak wy, ale teraz ja muszę się napić - Odkręcił butelkę i nalał do kieliszków wódki.

Igor spojrzał na butelkę - a tuż po niej też jedzenie - krążące z rąk do rąk. Przed nimi była kolejna ważna decyzja - druga w bardzo krótkim czasie. Wszyscy potrzebowali odpoczynku. Siodło miał wrażenie, że niektórzy patrzą na niego krzywo, jakby ta cała sytuacja to była jego wina. Bo była. Pytanie jeszcze czy uda im się z tego wyciągnąć coś dobrego.

Siodło przez resztę wieczoru trzymał się na uboczu. On też miał dużo do przemyślenia. Półgłosem rozmawiał ze swoim najbliższym - także dosłownie - przyjacielem.
- Co ty na to, Connor? Gdyby Carewicz zrobił tu porządek, bylibyśmy grubymi rybami. Bogactwo, władza...
- ... Kobiety - dopowiedział duch - Deal na pewno brzmi świetnie. Zero problemów z kasą, prawie nikt by nam nie podskoczył. No może poza niektórymi gliniarzami i jakimiś kompletnymi patałachami - jak Wietnamczycy.
Siodło milczał chwilę. To była interesująca wizja. Ale miał wątpliwości.
- No tak... ale wiesz jak to mówią. Zawsze może się znaleźć grubsza ryba. Carewicz by skończył w kostnicy, gdyby nie my, tak?
- Ale nie skończył, nie? Co jest, stary? Co z życiem na krawędzi, z chwytaniem okazji? Nikt nie mówił, że bycie na szczycie jest łatwe.

Tutaj Connor miał trochę racji. Siodło zamyślił się. Nie byłoby łatwo, ale daliby radę. To czemu miał wątpliwości? Może po prostu potrzebował odpoczynku - od ciągłego napięcia, od tego miasta, od gangsterskiej polityki? Jeszcze niedawno chciał być jej częścią, kierować nią. A teraz...
- A gdyby tak rzucić wszystko i wyjechać nad Bałtyk?

Gwar rozmów w namiocie narastał. Ludzie trochę się rozluźniali.

***


Przed północą po Igora przyszedł Damian, zaprowadzić go do tutejszego speca na naprawę dłoni. Na wszystkich podwórkach płonęły ogniska i rozbite były namioty. Igor miał pierwszą okazję, by pomówić z Damianem sam na sam. Ich plan na jutro wciąż był jeszcze pełen dziur... ale Siodłowskiego bardziej interesowała teraz inna kwestia.
- Jak właściwie zamierzacie wyciągnąć mojego ojca z paki? - zapytał. Nie wyglądali na takich co to mają dobre kontakty z policją.
- Nie ja się tym będę zajmował a Woland – odrzekł Damian – Wspominał, że ma kontakt wśród Łowców. Najpierw wybada sprawę, jakie twojemu ojcu grożą zarzuty i jakie mają dowody. Nawet jeśli mają to dowody potrafią znikać. Bez obaw, to AI, nie zapomina o niczym.
Igor spojrzał na niego dziwnie.
- Nie zapomina, ale tutaj musi współpracować z ludźmi... - powiedział w końcu. Z tego co słyszał, nie było mowy o hakowaniu siedziby Jajcarzy. Zdaje się, że po tamtym zamachu zupełnie zmienili podejście do bezpieczeństwa. Podobno.
- Po prostu lepiej, żebyśmy nie zostali na lodzie - nie wiemy w jakim stanie - i czy w ogóle - Woland wyjdzie ze spotkania z… braćmi.
- Nie wiemy – zgodził się Damian. – Ale jeszcze dużo czasu do jutrzejszego popołudnia. Daj mu go. Ze swojego doświadczenia wiem, że on nigdy nie rzuca słów na wiatr. Jeśli powiedział, że zrobi co w jego mocy to to uczyni.

To nie była całkiem satysfakcjonująca odpowiedź. Choć było w tym trochę racji. Czy AI może w ogóle kłamać? Pewnie tak - choć sama nie nazwałaby tego kłamstwem. Tylko optymalnym rozwiązaniem. Igor nie pytał więcej. Całe jego życie już teraz w dużej mierze zależy od AI - Connora. A teraz od Wolanda zależy życie jego ojca.
- Zaprowadzę cię i jadę zbadać przejście z tunelu kolejowego - powiedział Damian, gdy dotarli na miejsce. - Znajomy opylił mi Spydera. - Sięgnął do kieszeni kurtki, wyjął coś z małego pudełeczka i umieścił na opuszku palca. Był to malutki pajączek. Mikrobot z kamerką.

***


Podziemna klinika Groznych mieściła się w piwnicy sąsiedniego, starego i niskiego bloku. Wnętrzom daleko było do kliniki w Arciechowie, a specowi do doktora Korbowicza. Zarośnięty, ciemnoskóry typ, z multitoolem wszczepionym w miejsce lewej ręki i teleskopowymi goglami na głowie. Ahmed. Damian przedstawił mu Igora po rosyjsku i odszedł. Ahmed z uszkodzeniem poradził sobie jednak dobrze. Po niecałej godzinie cyber-dłoń Igora była całkiem sprawna.
- Łapa jak nowa - oznajmił z szerokim uśmiechem, szczerząc się metalowym uzębieniem.
Igor nie wdawał się z nim w dyskusję. Cieszyło go, że znów miał obie ręce. Choć metalowe zęby Ahmeda z czymś mu się skojarzyły... z jakimś filmem z archiwalnych vidów? Chyba coś o szpiegach... i o miłości?

Zresztą wszystko jedno.



Siodło opuścił piwnicę i wyszedł na chłodną i cichą noc. Sam nocą w mateczniku Groznych. Kiedyś nie do pomyślenia. Ale stojący na straży zarośnięty Czeczen ze strzelbą i o twarzy mordercy tylko skinął mu głową. Damian uprzedził tubylców, że nomadzi są nie do ruszenia. Przybysze z całej Europy już spali, dogasały ogniska i koksowniki. Igor skierował się do bloku Damiana. Okna jego mieszkania były ciemne, lecz w namiocie nomadów wciąż paliło się słabe światło. Na tle śpiącego obozu i parku Siodło dostrzegł idącą ulicą od strony budynku niewysoką postać w zbyt dużej bluzie i narzuconym na głowę kapturze. Rozglądała się na boki i przez moment w świetle latarni ujrzał zarys twarzy Laury. Nie zauważyła go.

W pierwszym odruchu Igor zamarł w miejscu. Uciekała? Tak to wyglądało. W sumie nawet nie powinien się dziwić. Nie miał pojęcia jak by się czuł, gdyby nagle całe jego życie okazało się kłamstwem. Historyjką zaimplementowaną przez technika. Ale mimo to… trochę go to zabolało, sam nie wiedział czemu. No dobra, może i wiedział, ale nie chciał się do tego przyznać nawet przed samym sobą.

Powoli ruszył za nią. Chciał zobaczyć, w którą stronę idzie - w końcu mógł ją źle ocenić. Jednocześnie uruchomił swój deck. Odczekał chwilę po czym wysłał wiadomość na jej holo:
“Co zrobisz, kiedy to wszystko się skończy?”

Dziewczyna szła na zachód, ku nieformalnej granicy Talibanu, po lewej mając śpiące obozowisko w parku a po prawej bloki. Mijając meczet zatrzymała się między zaparkowanymi samochodami, zdjęła kaptur i związała włosy, po czym wyjęła coś z kieszeni i założyła na twarz. Maskę plastyczną. Dopiero wtedy odpowiedziała mu na wiadomość. Nie pisała, więc musiała dyktować.
„Nie wiem. Nie wiem jak się skończy. Może wyjadę gdzieś daleko.”
Doszła do skrzyżowania, przeszła przez ulicę i ruszyła dalej, omijając jakiś ogrodzony teren – chyba szkoły – również zajęty przez przybyszy. Skręciła w boczną uliczkę. Sto metrów dalej – na granicy getta mieścił się punkt kontrolny - stało tam kilka radiowozów i policyjnych „suk”. Laura zawahała się, lecz tylko na moment, i podążyła w jego stronę.

Igor zawahał się podobnie jak ona. Była dorosła, mogła robić co chce… a jemu wydawało się, że wie gdzie ona idzie. Odnaleźć siebie. Albo odkryć, że tak naprawdę nigdy się nie zgubiła. Siodło wyciągnął z torby swoją maskę - prezent od ich nowych przyjaciół - i założył na twarz. Podobnie jak wcześniej, miał problem z dopasowaniem masy plastycznej do lustrzanek. Ruszył za dziewczyną. Podejrzewał, że będzie chciała złapać automatyczną taksówkę.
“W Karawanie jest miejsce dla każdego. Nieważne kim był… czy co mu włożyli do głowy.”
Laura minęła radiowozy, policjanci nie pofatygowali się nawet, żeby z nich wysiąść.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? – zapytał Connor. – Nie mamy czystych dokumentów, za to mamy broń…
Gliniarze przyglądali się mu tylko ziewając zza szyb pojazdów. Na oko byli z prewencji, stali tu na wypadek zamieszek a noc była dziwnie spokojna. Samotny biały młodzieniec bez zarostu mógł nie wzbudzić ich podejrzeń podobnie jak wcześniej biała dziewczyna.

Laura zatrzymała się kawałek za punktem kontrolnym, na skrzyżowaniu z małą osiedlową uliczką i odpisała mu:
„Dziękuję. Może kiedyś… Ale najpierw muszę dowiedzieć się kim naprawdę jestem.”
Igor nie mylił się co do taksówki. Po chwili podjechał i stanął obok niej charakterystyczny mały pojazd.
- Nie jestem pewien - odpowiedział pod nosem Connorowi. Ale poszedł powoli w kierunku punktu kontrolnego i taksówki, przy której stała. Napisał kolejną wiadomość.
“Poczekaj. Tamta okolica nie jest najbezpieczniejsza” - było oczywiste, że jechała zobaczyć się ze swoją prawdziwą matką. Igor nie miał zamiaru jej w tym przeszkadzać. Ale nie chciał, żeby coś jej się stało po drodze. Także dlatego, że nosiła przy sobie Wolanda - ale nie tylko. Poszedł w stronę dziewczyny. Nie starał się już ukrywać.

Policjanci w szoferce suki szeptali między sobą, zerkając na zbliżającego się nomadę. Connor czytał im z ruchu warg.
“Jaki biały chodzi samotnie po tej okolicy?”
“Trochę późno na spacery.”
Laura wsiadała już do taksówki, lecz przeczytała wiadomość i obejrzała się za siebie, dostrzegając Igora, który mijał właśnie radiowozy. Oba drzwi suki uchyliły się, po jego stronie wychylił z pojazdu się siwowłosy policjant. Otworzył już usta a Siodło mógł przewidzieć co zaraz powie: „Stać, dokumenty…”
Ale Laura odezwała się pierwsza.
- Igor no… spóźnimy się! – Zawołała.
Gliniarz spojrzał na nią, potem na Siodłowskiego.
- W porządku, proszę iść. - kiwnął mu głową, wracając do wozu.
Po chwili Igor i Laura znaleźli się razem we wnętrzu taksówki, identycznej jak ta, którą uciekali przez miasto. Dziewczyna miała maskę nieco starszej od siebie kobiety o bardziej wyrazistych kościach policzkowych i szerszych ustach. Włosy ukryła pod kapturem bluzy, więc jedynym znajomym elementem w obcej twarzy były jej brązowe oczy. Dziewczęcy głos też pozostał ten sam.
- Klaudyny cztery – poleciła taksówce a ta ruszyła.
- Wiem, że to niebezpieczne – rzekła Laura, patrząc na głowę Terminatora unoszącą się nad pustym siedzeniem naprzeciw. Ale Connora przecież nie mogła widzieć, w obrazie z jej e-glasów musiał siedzieć tam Woland. W uszach miała słuchawki, rozmawiała ze swoim duchem – Kazałeś mu mnie śledzić?
Wysłuchała odpowiedzi i spojrzała na Igora.
- Kazał ci mnie śledzić? – zapytała nieufnie. – Proszę, powiedz mi prawdę.
- Niczego mi nie kazał. Nawet gdyby, to nie może mi rozkazywać - Igor obruszył się trochę, ale zaraz jego głos zmiękł - Chciałem zobaczyć jak się trzymasz. Woland zrzucił ci na głowę prawdziwą bombę… Szit, sam bym nie uwierzył w połowę tego co mówił, gdybym wcześniej nie widział co się dzieje. Ale nie zdążyłem dotrzeć do apartamentu, bo zobaczyłem jak wychodzisz... - powiedział Siodło i wzruszył ramionami. Taksówka nabierała prędkości.
- Myślisz, że znajdziesz tam odpowiedzi?
- Nie wiem – odpowiedziała. – Igor… przepraszam za tamto pytanie. Zabroniłam mu mówić komukolwiek gdzie się wybieram. Bałam się, że mnie zatrzymacie, nawet ty. Musiałam sprawdzić czy rzeczywiście to ja go kontroluję a nie on mnie, rozumiesz? To takie dziwne. – pokręciła głową. - Nigdy nie miałam ducha, nawet w tych fałszywych wspomnieniach a co dopiero takiego.

Taksówka wjechała w rozświetloną tubę trasy ekspresowej, kierując się w stronę Bielan.
Faktycznie, Igorowi przemknęło przez głowę co by się mogło stać, gdyby Laurę zgarnął podczas tej wycieczki Frontex… albo policja… albo choćby przypadkowa grupa punków. Cała jutrzejsza akcja poszłaby w cholerę - a to byłby najmniejszy z ich problemów. Ale wolał o tym nie myśleć - ani nie komentować.
- Na początku to jest dziwne uczucie - powiedział w końcu. Przypominał sobie swoje pierwsze chwile z Connorem - Jakby dzielić z kimś każdą chwilę, czy się tego chce czy nie. Ale z czasem się przyzwyczajasz. To nie jest tak, że ktoś kogoś kontroluje, a raczej… to podobny sposób myślenia. Jednomyślność.
Spojrzał na dziewczynę. Nie był pewien czy rozumiała o czym mówi. Wrócił więc do zasadniczej kwestii.
- Wiesz już co jej powiesz?
- Nie mam pojęcia - wyszeptała. - Po prostu chcę ją zobaczyć. Nie wiem nawet czy odważę się zdjąć maskę.

Po kilku minutach taksówka zjechała na Wisłostradę, a krótko potem na osiedle, znane już Igorowi z poszukiwań miejsca ze snu poznanej w klinice dziewczyny. Wysokie, piętnasto-dwudziestopiętrowe bloki z wielkiej płyty. Monumentalne w swej brzydocie przytłaczały, tworząc zwartą twierdzę z betonu. W ich oknach paliło się niewiele świateł, nie działała też większość latarń. Na ciemnych ulicach walały się śmieci, nie było żywego ducha.
Taksówka skręciła w wąską osiedlową uliczkę, sunąc wolno między rzędami samochodów zaparkowanych po obu stronach.
- Poznaję to miejsce – Laura zadrżała, patrząc na rosnącą przed nimi, odrapaną dwudziestopiętrową wieżę. – To mój dom.
Skąd wiesz, chciał pytać Igor. Ale tylko spojrzał na oczy dziewczyny widoczne spod maski. To wyglądało trochę jak trans, w który wpadała, kiedy Woland dochodził do głosu. Siodło bezgłośnie porozumiał się z Connorem.
“Okolica spokojna? Możesz sprawdzić, czy nie było tutaj żadnych atrakcji dzisiaj?” Okolica wyglądała na taką, którą patrole policyjne odwiedzają regularnie - i to tylko w dużych, uzbrojonych grupach.

- Pamiętasz numer mieszkania?
- Ja nie - powiedziała - Ale on pamięta - zmarszczyła czoło jakby słuchała. - Skręć w lewo i zatrzymaj się sto metrów dalej - poleciła taksówce, jakby powtarzała czyjeś słowa. - Woland mówi, że ktoś siedzi w samochodzie naprzeciw wejścia. Mówi, że to pewnie agenci IAICA.
Gdy mijali blok Siodło dostrzegł zaparkowaną pod nim czarną Nową Warszawę, wyróżniającą się spośród dominujących tu starych rzęchów.
“Potwierdzam, dwa aktywne holofony, auto niewidoczne w sieci” - odpisał Connor. - “Nie działo się tu dzisiaj nic co przebiłoby się do wiadomości.”
Taksówka zaparkowała za sąsiednim blokiem.

No tak… po zamieszaniu w Fabryce Trzciny powinien się spodziewać, że pały zasadzą się na Laurę. W maskach ich nie rozpoznają, ale mogą zgarniać każdego jak leci. No i kolejni mogą pilnować w środku.
- Daj mi chwilę. Musimy się ich pozbyć - powiedział do dziewczyny, po czym przechylił odruchowo głowę, jak zazwyczaj kiedy mówił z Connorem przy innych ludziach - Connor, potrzebny nam twój talent aktorski. Anonimowe zgłoszenie, oszalała AI, powiedzmy przy… - spojrzał na GPS - … Lutosławskiego. Wystarczająco blisko, żeby ich tam wysłali i na tyle daleko, żebyśmy mieli trochę czasu. Zajmę się bezpiecznym połączeniem, ok?
Laura skinęła mu głową a Connor pokiwał swoją.
- Robi się szefie.
Wybrał numer alarmowy IAICA i gdy tylko ktoś po drugiej stronie odebrał słuchawkę, odezwał się kobiecym głosem.
- Pomocy! Mój android zwariował, o Boże, demoluje dom, chyba chce mi zrobić krzywdę, zabarykadowałam się w piwnicy…
- Adres, proszę podać adres! - Przekrzyczał go na moment człowiek po drugiej stronie linii.
- Lutosławskiego osiem! Przyślijcie pomoc! Wchodzi tu! Nie…! - Connor przerwał połączenie dramatycznym krzykiem.
- Myślisz, że połknęli haczyk? - zapytał, już swoim własnym głosem.

Nie musieli długo czekać, aby się przekonać. Po pół minucie Nowa Warszawa wyjechała zza bloku, z piskiem opon opuszczając osiedle i włączając koguta. Ale siedział w niej tylko jeden człowiek. Drugi musiał zostać pod blokiem Laury.
Cóż, lepsze to niż nic. Siodło wolał nie narażać się policji bardziej niż do tej pory - zastanowił się przelotnie czy mogą być jeszcze bardziej poszukiwani? - ale chyba nie będzie miał wyjścia.
- Musimy zaryzykować. Mamy maski… w razie czego wracamy z imprezy urodzinowej u… Iwana - zaproponował Igor. Tyle był w stanie wymyślić na szybko. Drugi gliniarz pewnie za chwilę wróci. Zapłacił taksówce chipem gotówkowym i włączył oczekiwanie - muszą przecież jakoś wrócić. Upewnił się, że broń leży bezpiecznie w kieszeni i zaczął gramolić się z taksówki.
- W razie czego… - powiedział niepewnie do Laury - ...nie mówię, że coś się stanie, ale w razie czego… wchodź do środka, a ja jakoś zajmę tego drugiego.
Sam nie wierzył w to co mówi.
Ona jednak mu uwierzyła.

Wyszli na chłodną noc i ruszyli do dwudziestopiętrowca. Blok był ogrodzony rozpiętymi na słupkach żółtymi taśmami z napisem „Uwaga! Odpadające elementy elewacji”. Wyjrzeli zza rogu. Drzwi klatki były otwarte na oścież.
- Aktywne holo, kilkanaście metrów – zameldował Connor, ale nikogo nie było widać. Agent musiał czaić się w środku lub ukryć gdzieś między zaparkowanymi samochodami. Bez kontaktu wzrokowego pozycji urządzenia sieciowego nie dało się precyzyjnie określić. Siodło spróbował z widokiem połączeń sieciowych. Powoli przyzwyczajał się do patrzenia na rzeczywistość w ten sposób. I tak musieli przejść do drzwi - ale wolał wiedzieć wcześniej gdzie jest agent.

Igor wziął głęboki wdech, wziął Laurę delikatnie za ramię i wyszedł zza rogu. Miał nadzieję, że mimo nerwów chociaż wygląda jak człowiek na spacerze z dziewczyną.

Nie mógł rozglądać się zbytnio wokół i dalej nie dostrzegł człowieka, ale na moment między autami błysnęła nić połączenia. Czując wzrok agenta na plecach weszli do klatki schodowej a potem na półpiętro. Domofon nie działał, podobnie jak światło i winda.
- Szesnaste piętro - powiedziała Laura.
Igor westchnął cicho. Czekał ich dłuższy spacer pod górę.
- Pójdę pierwszy - mam lepszy wzrok - powiedział. Nie po raz pierwszy przyda mu się modyfikacja LowLite w lustrzankach. Siłą woli powstrzymał się od oglądania się za plecy i ruszył w kierunku schodów. Agent nie podążył za nimi. Z wysokości trzeciego piętra Siodło dostrzegł go, siedzącego na krawężniku za samochodem.

Klatka schodowa była cicha i ciemna.

Kilkaset stopni wyżej, Igor zatrzymał Laurę na półpiętrze. Wciąż aktywne obrazowanie połączeń wychwyciło urządzenie sieciowe pod sufitem korytarza na szesnastym piętrze. Miniaturowa kamerka przesyłała obraz do agenta pod blokiem.
- Ja pamiętam… - wyszeptała dziewczyna. – Przypominam sobie to miejsce. Tam jest rysunek kota.
Z miejsca w którym stała, w ciemności nie mogła go widzieć, ale był tam, dziecięcy bazgroł flamastrem.
- Kamera. Woland mówi, że Łowcy mają jego sygnaturę – Laura powtórzyła to co usłyszała w słuchawkach - wykryją jego atak na swój sprzęt. Nie zawrócę – odpowiedziała zdecydowanym tonem AI na kolejne zdanie, którego Siodło nie słyszał. – Muszę ją zobaczyć, chociaż na chwilę.

Igor zastanawiał się tylko przez chwilę. Jeśli IAICA badała sprawę rozbitego śmigłowca Frontexu - a prawie na pewno badała - to mogą też wykryć, kiedy sam spróbuje podłączyć się pod kamerkę. Nie miał wtedy czasu na subtelne ataki. Ale teraz na szczęście mają trochę więcej spokoju.

Siodło wybrał subtelne rozwiązanie - jego deck wydał ledwo słyszalne piknięcie, kiedy przygotował Robaka do działania. Tego typu programy częściowo emulują architekturę systemu, do którego się włamują. Igor musiał najpierw podłączyć się pod kamerę, a potem… cóż, nie mógł jej po prostu wyłączyć, bo to sprowadzi tutaj agenta. Ale mógł nagrać krótką pętlę obrazu z kamery na swojego decka i przesyłać na dół nagrany obraz. To było rozwiązanie dobre na kilka minut - ale potrzebowali tylko chwili, żeby wejść do mieszkania na szesnastym piętrze.
Subtelne programy działały wolniej. Po mniej więcej minucie Siodło dostał się do kamerki i zapętlił obraz. Na korytarzu panował półmrok i nie działo się absolutnie nic, więc ryzyko, że agent się zorientuje było niewielkie.
- Poczekasz tutaj? – spytała Laura, gdy Igor dał jej znać, że się udało.
Zżerała go ciekawość, musiał to sobie przyznać. Ale kiwnął tylko głową. To była rozmowa, którą Laura powinna odbyć sama.
- Pospiesz się, niedługo wróci drugi gliniarz.
Siodło przysiadł na schodach.

Skinęła mu głową i zdjęła z twarzy maskę. Następnie wolnym krokiem weszła na piętro, bez wahania znikając za rogiem korytarza. Igor usłyszał przytłumiony dźwięk dzwonka, a po dłuższej chwili odgłos otwieranych drzwi.
- Ania! - głos starszej kobiety. - Córeczka, wróciłaś! Boże, ty chodzisz…
- Ja… - słaby głos Laury. - Teraz nazywam się inaczej…
- Co oni ci zrobili? Aniu, ja tak przepraszam, że cię im oddałam, nie wiedziałam, chodź, wejdź, wyjaśnimy im wszystko, nie wiedziałaś co robisz.
- Nie… nie mogę, przepraszam. Nie mogę zostać. Muszę...iść.
- Co? Dlaczego? Aniu, zostań ze mną, jestem twoją mamą, musisz zostać, wszystko będzie dobrze…
- Nie mogę, proszę, puść mnie… mamo. Wrócę jeszcze… kiedyś.
Odgłos szamotaniny.

W jego tle, gdzieś daleko z dołu, Igor usłyszał jak ktoś wbiega po schodach. Westchnął ciężko. Takie spotkania rodzinne dobrze wyglądają tylko na vidach. Wstał szybko i poszedł w kierunku Laury i jej matki. Nie chciał straszyć kobiety, ale chyba trochę sfiksowała, z tego co słyszał. A może to po prostu macierzyństwo? On i Laura musieli stąd zaraz spadać. Gliniarze pewnie mieli też kamerę wewnątrz mieszkania, albo po prostu podłożyli podsłuch. Nie zamierzał bić staruszki albo co, ale nie mogli tu zostać ani chwili dłużej.

Laura, cała we łzach, oswobodziła się właśnie z objęć matki i cofała się, trzymając jej wyciągnięte ku niej ręce. Starsza, zgarbiona kobieta spojrzała na Igora - miał maskę, więc nie poznała go z holowizji. Przeniosła wzrok na Laurę.
- Aniu, Aneczko, nie poznajesz mnie? Jestem twoją mamą. Zabrali mi cię, zabrali. Nie zostawiaj mnie, przypomnisz sobie, przypomnisz wszystko.
Dziewczyna puściła jej ręce, cofając się ku Igorowi.
- Wrócę, obiecuję - wykrztusiła przez łzy.
Chwiejnym krokiem, oglądając się co chwila ze sobie, podążyła ku schodom a kobieta dreptała jej śladem, wyrzucając z siebie dalej potok nasyconych emocjami słów.
- Aniu, zostań, nie odchodź, tu jest twój dom…
Kroki wbiegającego po schodach zbliżały się, niosąc po klatce echem.

Igor tylko rzucił okiem na kobietę - nie widział dużego podobieństwa do Laury, ale też nie było czasu się przyglądać. Złapał dziewczynę za rękę i pomógł jej iść. Ruszyli w kierunku schodów na dół… prosto na spotkanie z policją. Ale Igor nie zamierzał przebijać się na dół. Po zejściu piętro niżej zwolnił trochę i spojrzał na drzwi windy. Podnośnik nie działał, ale wciąż mogli skorzystać z szybu. Zeszli kolejne piętro na dół - Siodło chciał oddalić się od matki dziewczyny. Szukał otwartych drzwi windy. Zejście 14 pięter po olinowaniu to nie był, oczywiście wyczyn, na który by się pisał. Ale szyb windy to dobre miejsce na kryjówkę - żeby wyminąć agenta.

Drzwi były rozsuwane, elektronika dawno nie działała, ale dało się wetknąć w szparę śrubokręt i napierając całym ciałem podważyć je na tyle, by wsadzić dłonie a następnie rozsunąć. Przed Igorem otworzyła się mroczna czeluść szybu, w low-lite widział dach dźwigu, który utknął na zawsze jakieś dwa piętra niżej.

Matka Laury, wciąż mówiąc, schodziła bardzo wolno za nimi, stawiając krok po kroku, musiała mieć problemy z chodzeniem. Z dołu słyszeli już dyszenie agenta, lecz był wciąż kilka pięter niżej.
- Laura, musimy zejść tędy - powiedział Igor do dziewczyny. Miał nadzieję, że chociaż trochę się uspokoi. Sam ledwo powstrzymywał się od paniki - Opuszczę cię na dół, a potem do ciebie zejdę.Wyjdziemy drzwiami poniżej.
Dobrze, że jego nowa ręka już działała, bo bez niej mogłoby być kiepsko. Winda była na tyle blisko, że - jeśli położy się na ziemi - powinien bezpiecznie opuścić Laurę.

Dziewczyna pokiwała głową, ale wciąż była rozdygotana a jej ruchy niezgrabne. Patrzyła przestraszona w ciemność.
- Nie zdążymy! - zawołał Connor.
Igor uświadomił sobie, że duch ma rację. Wbiegający agent usłyszy ich i dostrzeże nogi leżącego pod windą nomady.
- Korytarz, Siodło - rzucił Connor. - schowajmy się po prostu w korytarzu!
No tak, oczywiście! Kolejny dowód wyższości AI nad ludźmi - Siodło, ty idioto! Igor złapał Laurę i weszli głębiej w korytarz. Nawet w jego najciemniejszym kącie czuł się dziwnie odsłonięty, ale agent nie powinien ich tutaj zauważyć. W końcu leci na łeb na szyję na szesnaste piętro - a przynajmniej taką Igor miał nadzieję. Sprawdził czy ma pod ręką broń i nasłuchiwał. Jak tylko ich minie, muszą lecieć na dół - najlepiej po cichu.
To nie powinno być trudne, bo matka dziewczyny wciąż ją wołała, była już chyba piętro wyżej i zaczynała schodzić na czternaste. Tupanie i dyszenie agenta rozbrzmiało całkiem blisko, minął ich - Igorowi mignął jego cień rzucony na korytarz przez światło księżyca - ale nagle zwolnił, zatrzymał się na półpiętrze nad nimi. Nie było mowy, żeby teraz wypaść na schody. Musiał dostrzec matkę Laury.
- Proszę pani! - męski głos. - Pani córka, czy była tutaj?
- Odeszła - jęknęła kobieta. - Nie chciała zostać. Zabrali mi ją. Czy pan jej nie widział? Aniu, Aneczko, wróć!
Agent teraz musiał zorientować się, że jakoś ich minął. Usłyszeli jego kroki, schodzące z powrotem na ich piętro. Cień ukazał się ponownie, na ścianie przy windzie, naprzeciw schodów - wyraźny cień człowieka z wymierzoną przed siebie bronią. Był kilka metrów od nich, tuż za rogiem.

A było tak blisko! Siodło był pewien, że się uda. A teraz byli od włos od wpadki… Ale nie miał wyjścia. Jeśli ich zgarną, cała jutrzejsza akcja, Karawana… wyciągniecie jego ojca z więzienia - wszystko pójdzie w cholerę. Gestem polecił Laurze być cicho, a sam skulił się tam gdzie stał i ostrożnie wyciągnął broń z kieszeni. Wycelował w wejście do korytarza. Miał zamiar strzelać, żeby zabić - nie miał innego wyjścia. Nie mógł ryzykować, że ranny agent wezwie pomoc. Choć całkiem możliwe, że już ją wezwał.

Gdzieś z oddali, z zewnątrz usłyszeli cichy, ale zbliżający się śpiew syreny - taki sam jak ten, kiedy czarna Nowa Warszawa wyjeżdżała do fikcyjnego wezwania. Łowcy musieli już zorientować się, że zostali oszukani.

Najpierw w wejściu ukazała się trzymana oburącz broń - ciężki dwulufowy pistolet. Była skierowana w otwarty szyb windy. Agent dostrzegł go, też musiał mieć noktowizję, i wchodził powoli na korytarz celując w tamtą stronę, odwrócony do Igora i Laury plecami.

Igor zawahał się na moment. Ale nie - nie dadzą rady go teraz ominąć.

Przez ten moment agent uczynił kolejny krok, nachylając się nad szybem windy. Siodło minimalnie zmienił cel - nacisnął spust i strzelił mężczyźnie w bark.

Trafienie z tej odległości ze smartlinkiem nie stanowiło problemu. Tłumik Glocka fuknął, agent krzyknął, popchnięty siłą trafienia do przodu. Upuścił broń, która poleciała do szybu, lecz zdążył chwycić się jedną ręką drzwi windy, ratując się przed spadnięciem w czeluść i trzymając jednym kolanem w progu szybu.
Igor nie zamierzał czekać aż się pozbiera.
- Szybko, na dół! - powiedział do Laury. Sam wyszedł na korytarz, wciąż celując w rannego mężczyznę. Był gotów strzelić na jeden jego podejrzany ruch. Agent skulił tylko głowę, ale nie poruszył się, wiedząc, że jest zdany na łaskę wroga. Wyminął go szerokim łukiem. Dopiero kiedy Laura była na schodach, wycofał się tyłem za nią. A potem - kiedy zniknął agentowi z oczu - ruszył biegiem po schodach.

Zbiegali teraz, po trzy cztery stopnie. Wycie syreny zbliżało się, było już całkiem blisko, kiedy wypadli na zewnątrz i pobiegli w stronę czekającej taksówki, znikając za rogiem bloku. Syrena ucichła, ale gdy Igor obejrzał się ujrzał na moment światła jadącego dalej pojazdu. Ranny agent musiał widzieć ich przez okno i powiedzieć kumplowi, w którą stronę pobiegli. Taksówka odpadała, musiałaby wrócić tą samą uliczką. Ale na szczęście to było wielkie osiedle bez monitoringu. Dwa bloki dalej Igor był już prawie pewny, że zgubili pościg. W oddali rozbrzmiały jednak kolejne syreny.
Mimo to, odetchnął z ulgą. Dalekie syreny policyjne oznaczały, że policja jest.... cóż daleko. Spojrzał na Laurę. Pewnie wciąż była roztrzęsiona. Ale jeszcze nie mogli sobie pozwolić na relaks.

- Wszystko w porządku? Chodź, musimy wracać.
- Dobrze - odrzekła, dysząc ciężko i ocierając dłonią łzy. - Dziękuję ci, Igor.
Uśmiechnął się pod swoją maską.
- Nie ma sprawy. Musiałaś się z nią zobaczyć. To w końcu rodzina - Siodło wiedział, że takie więzi są bardzo ważne. W końcu bez nich Karawana by nie przetrwała - Nawet jeśli jest… po przejściach.
Wziął dziewczynę za rękę i - już trochę wolniej - poszli w kierunku granicy blokowiska, przy Gwiaździstej.
- W każdym razie… gdybyś nie chciała tu wracać... wiesz… to co mówiłem o Karawanie… że przyjmiemy każdego… mówiłem serio.
- Wiem - spojrzała mu w oczy. Jej własne błyszczały w mroku. - Wiem, że naraziłam wszystko, przychodząc tutaj. Ale nie miałam innego wyjścia. Tylko ty to rozumiesz, dziękuję. Nie wiem czy zdołam tam wrócić, zamieszkać, jakby nic się nie wydarzyło… po tym wszystkim. Chciałabym, ale chyba nie będę potrafiła. Nie jestem już Anną. Byłam nią kiedyś… we śnie.
- Nigdy nie jest za późno, żeby się obudzić… Laura. To teraz twoje życie - nieważne co mówi Korbowicz czy Woland. Wspomnienia mogą pochodzić z baz danych, ale ty jesteś… no… tu i teraz - Igor sam nie do końca wiedział co powiedzieć. Zaśmiał się krótko - No wiesz… YOLO.
Zaśmiała się przez łzy. Po raz pierwszy odkąd to szaleństwo się zaczęło.
- Tu i teraz - powtórzyła.
Milczała przez chwilę, gdy przemierzali ciemne osiedle.
- Myślę… że jeśli moje życie ma jakiś cel… to może jest nim pójście z wami jutro. Zaprowadzenie Wolanda do jego braci. A potem… po prostu zobaczymy co będzie potem. Może zostanę nomadką - uśmiechnęła się lekko do Igora. - Chciałabym zobaczyć świat… naprawdę.

Wyszli z między bloków na Gwiaździstą. Ulica nadjechała właśnie taksówka i zatrzymała się obok.
- To nasza - powiedziała Laura. - Woland ją przyprowadził.
A Igor już myślał, że będą musieli wracać tramwajem, albo szukać innej taksówki. Podszedł do pojazdu i otworzył drzwi.
- Madame - powiedział do Laury z okropnym, w ogóle nie francuskim akcentem.
Wsiadła, a on za nią. Taksówka ruszyła.
- Jutro… cóż, na pewno będzie jedyna w życiu okazja, żeby zobaczyć Cytadelę od środka. A życie w drodze... - uśmiechał się do swoich myśli - … jak w filmach - pełne przygód, niebezpieczeństw i otwartych przestrzeni!

Zmartwił się nieznacznie.
- Hmm… przypomniałaś mi - Iwan pewnie zastanawia się, gdzie się podziewam.
Siodło wywołał rosyjskiego wilka z lasu, bo po chwili zadzwonił Smirnow.
- Igor, gdzie się pałętasz? - zapytał. - Laura jest z tobą?
- Nie mów im, że tu byliśmy - poprosiła go szeptem dziewczyna. Uspokoił ją gestem.
- Spoko Iwan, właśnie wracam - powiedział - Tak, jest ze mną. Musieliśmy… yyyy… pilnie wyskoczyć na chwilę. Obiecałem jej zwiedzanie, zanim stało się… no, wszystko - zakończył niezgrabnie.
- Zwiedzanie Talibanu - prychnął Iwan, i podjął, nie pozwalając wyprowadzić się z błędu. - Popierdoliło was z deczka, ale że ostatnio nic nie jest normalne, to już się nawet nie dziwię. Haraszo, wracajcie, bo tu się wszyscy zaczęli już martwić.
Laura założyła z powrotem maskę, w samą porę, bo z naprzeciwka minął ich pędzący radiowóz. W końcu syreny zamilkły w oddali a taksówka wjechała na trasę w stronę Woli.

Było już bardzo późno, kiedy dotarli do Talibanu. Na szczęście, mundurowi z prewencji pilnowali okolicy równie pilnie jak wcześniej - Igor z Laurą wysiedli z taksówki i odprowadzani wzrokiem policjantów minęli jeden z punktów kontrolnych. Siodło myślał, że nie da rady pokonać tych kilkunastu ostatnich metrów do mieszkania Damiana. Weszli po cichu do środka. Freerunerzy spali na podłodze w śpiworach, Igor rozpoznał też charakterystyczne chrapanie Iwana - zdążył się do niego przyzwyczaić w Karawanie. Siodło spojrzał na Laurę... która podobnie jak on padała z nóg i powoli powlokła się do drugiego pokoju. Igor pomachał jej w ciemności i sam ułożył się na podłodze w wolnym śpiworze, koło Rosjanina.

Sekal 14-03-2016 21:31

Kiedy wchodził do szpitala to jeszcze przeglądał napływające dane, planując dalsze posunięcia. Można rzec, że jest pracoholikiem, lecz to nie było to. To była sprawa osobista. Takich "Wolandów" mogło być na świecie już znacznie więcej, ale dla snaXa aktualnie nie liczyła się globalizacja. Dopiero widok znajomych przywołał go do świata rzeczywistego, a z siatkówki zniknął mu wyświetlony wewnątrz ekran. Skinął głową na słowa E-bow.
- Przykro mi, on… - zdobył się na pierwsze słowa, a widok twarzy dziewczyny pozwolił mu powstrzymać następne, w których chciał już dać listę popełnionych przez Wilamowskiego błędów.
Zamiast tego uścisnął dłoń Karola i przekazał mu dokument, rzecz jasna elektroniczną drogą.
- Daj znać, podjadę. I tak czeka mnie bezsenna noc.
Rosiński rzucił okiem na plik.
- Szybko działasz, dzięki. – skinął głową snaXowi. – Jesteśmy w kontakcie. Trzymajcie się, dzieciaki. – uniósł dłoń na pożegnanie i wyszedł.
- Masz gdzie się zaszyć? - zapytał snaX E-bow.
- Nie bardzo – odpowiedziała.
- Mogłabyś zostać u mnie – zaproponował nieśmiało l00ke ze szpitalnego łóżka.
- U ciebie będą szukać w pierwszej kolejności – zauważyła trzeźwo dziewczyna.
- Kosacza aresztowali a to jemu najbardziej zależy, by cię dorwać. Parę lat temu użył Izy do wystawienia glinom poprzedniego atamana a obecny, Nemyria, dowiedział się o tym i porwał ją, żeby zeznała to na radzie kozackiej – wyjaśnił snaXowi. – To skompromitowałoby Tarasa jako konkurenta Nemyrii.
- Nie wiadomo nawet czy Nemyria przeżył – rzekła E-Bow. – Trzeba mi było wyjechać, zniknąć. Nie powinnam była mieszać w to Jurka. To przeze mnie zginął – spuściła głowę między ramiona. – A teraz l00ke też musi się ukrywać.
- Hej – odezwał się l00ke. – Do niczego mnie nie zmuszałaś, poszedłem tam z własnej woli. Przyjmę konsekwencje.

Konsekwencje. Poważne słowo. Dla tych dwojga mogły być rzeczywiście poważne. Jeżeli nie dojdą do porozumienia z Siczą (zaś ta była w stanie wojny domowej i z Kombinatem na dokładkę) tak jak mówiła E-bow, będą zmuszeni zniknąć, przynajmniej do wyjaśnienia sprawy. snaX był w tej chwili ich najbardziej wpływowym znajomym. Mógł udostępnić im prywatny azyl swojego domu a z obecnymi pełnomocnictwami nawet ulokować ich w lokalu operacyjnym lub załatwić im inny bez konieczności tłumaczenia się szefostwu. Ten, którego używali tego dnia odpadał. Widział tam tego Darskiego i ryzykowanie przypadkową zbieżnością losu nie miało sensu. Z mieszkaniem własnym problem był taki, że nie było przystosowane dla gości.
- Mogę wam załatwić lokal, a dziś przenocujecie u mnie. O ile wypuszczają cię ze szpitala? - spytał kumpla. - Tyle, że ja muszę zaraz jechać, a do mnie nie wejdziecie sami. I nie będziecie zbytnio mogli wychodzić. Wiecie jak jest - uśmiechnął się krzywo. - Do jutra włącznie mam full roboty. Potem może uda mi się wam pomóc.
- Ratujesz nam dupy, stary – uśmiechnął się słabo l00ke. – Wypuszczą, nie wypuszczą, to tylko ramię, kurwa. Dostałem znieczulicę miejscową. Zresztą wychodzę z przedstawicielem prawa, nie?
Usiadł na łóżku i zaczął ubierać buty. Następnie, z pomocą E-bow, nieco chwiejnie wstał z łóżka.
- Mam oszczędności w bitcoinach – rzekła netrunnerka. – Jutro sami czegoś poszukamy.
- Wyluzuj, kasa to nie problem. Firma stawia w razie czego - uśmiechnął się do niej, ale szybko się zreflektował. W przeciwieństwie do l00ka wiedział, że to nie jego liga w tych rzeczywistych światach. - Wezwę taksę.
Taksówki miały postój przed szpitalem, więc nie musieli czekać. Jedna zgarnęła ich spod wejścia i w niecałe piętnaście minut dowiozła ich przez Most Świętokrzyski na tą lepszą stronę Wisły. Wieżowce pięły się ku niebu skąpane we własnym świetle na tle nocnego nieba. Taksówka wypuściła ich na cichej uliczce na Powiślu. Żadna strefa korporacyjna, zwyczajna dobra dzielnica. Stare, lecz odnowione kamienice, wymyte deszczem chodniki i wypudrowane fasady. Bezpiecznie. Działający domofon. Czysta klatka schodowa, zejście do sutereny a za okutymi drzwiami azyl netrunnera.
- Nie masz pojęcia jaki nas kopnął zaszczyt – l00ke uśmiechnął się do E-Bow. – Nawet ja tu nigdy nie byłem.
- Tylko nic nie dotykać - mruknął snaX. Cała trójka dobrze wiedziała o co mu chodzi, w końcu wszyscy byli netrunnerami. - Nie mam łóżka dla gości, ale ja dziś i tak nie nocuję. Muszę się podpiąć teraz na jakiś czas, w razie gdyby coś było nie tak… odepnijcie mnie.
- Jasne - odpowiedziała E-Bow, rozglądając się po mieszkaniu..
L00ke tylko skinął głową wpatrzony w sprzęt snaXa jak dziecko na wystawie sklepu z zabawkami.

Netrunner nie zwracał na nich zbytniej uwagi, umawiając się na wirtualne spotkanie.
„Brzeg Surrealistów.” – odpisał Woland na propozycję. To było miejsce na obrzeżach Netropolis, urozmaicona dziwnymi konstrukcjami plaża nad Oceanem Danych. „Ubierz ten sam awatar co ostatnio a przybędę gdy tylko się zjawisz.”
SnaX nie tracił czasu, podpinając się.




Gdy snaX zalogował się do Netropolis był tam wczesny poranek a niebo lekko zachmurzone. Plaża była prawie pusta, kilka osób spacerowało obok pobliskiego zgrupowania budynków o fantastycznych kształtach. Wiał ciepły wiatr a łagodne fale biły w kamienne molo ułożone z głów rzeźb z Wyspy Wielkanocnej. Woland nadszedł plażą. Tym razem miał swoje własne oblicze – czyli twarz Władimira Ganiłowa z 2034 roku, jak na zdjęciu z wywiadu dla „Wired”.
- Gratulacje – rzekł zamiast powitania. – Tracker jak słyszałem się przydał. Nie zdążyłem sam zniszczyć Woroszyła, odciął się od zdalnej sieci i uciekł światłowodami a ja nie mogłem ryzykować pościgu, gdy zagrożone było życie Laury. Wiecie, już wszystko. Funkcjonujemy w symbiozie, dziewczyna i ja. Duch, który naprawdę jest duchem. Pół człowiek-pół AI. Przemyślałeś wszystko, Łowco?
- O tyle o ile. Woroszył próbował wołać twoich braci, któryś zdążył się pojawić. Ilu ich właściwie jest? - snaX ruszył powoli po plaży, aby nie stać w miejscu.
- Włącznie ze mną siedmiu.
- Mam pozwolenie na użycie tego, którego posiadamy. Najpierw jednak musisz mi powiedzieć co planujesz.
- Plan pozostaje bez zmian – rzekła AI idąc obok. – Skompletowałem zespół, może nie doskonały, ale potrzebowałem ludzi, którzy podejmą się zadania nie tylko dla pieniędzy. Wejdą do Cytadeli jutro popołudniu. Musimy się śpieszyć. W naszym kodzie leży działanie. Podejrzewam, że moi bracia przystąpili do realizacji swoich planów B. Każdy na swój sposób będzie starał się wypełnić wolę ojca. Wiem, że część z tych planów zakładała doprowadzenie do wojny. Ukrywają się przede mną, więc nie mogę tego sprawdzić, lecz sądzę, że zatopienie „Aiszy” to ich sprawka. Mieliśmy czas, by przyjrzeć się systemom Frontexu i potrafimy hakować praktycznie niezauważalnie. Jesteśmy zdolni do przejęcia zdalnych arsenałów państw i korporacji. Obawiam się jutrzejszej demonstracji, moi bracia mogą szykować prowokację, która pogrzebie szanse na pokój. Ale po schwytaniu małego Wołodii i mojej zdradzie pozostali są ostrożni. Zgromadzą się w jednym miejscu tylko na sygnał od naszego ojca. A spiskowcy z Frontexu więżą go w ekranowanym pomieszczeniu, najwyraźniej wciąż licząc, że uda im się zamieść całą sprawę pod dywan.
- Szczegóły poproszę - nie ustąpił snaX. - Coś o tej grupie, którą zebrałeś. Nie jestem tępy i swoje widziałem, więc maskarada nie ma sensu. Będę potrzebował, żeby ktoś wziął moją przesyłkę. Im później go wypuścimy tym lepiej, takie moje zdanie.
- Zgadzam się – skinął głową Woland. – To trzeba zrobić w ostatniej chwili. Mały Wołodia nie wie o mojej zdradzie ani na dobrą sprawę o niczym. To cyfrowy siedmiolatek, robił to co starsi bracia mu kazali. Dlatego po uwolnieniu ja muszę pomówić z nim pierwszy. Nie można wypuścić go do sieci, bo bracia nabiorą podejrzeń czemu został uwolniony. Będziesz musiał wynieść go z siedziby Inkwizycji na dysku. Których z moich ludzi zidentyfikowaliście? Przesyłkę odbierze jeden z nich. Nie podam ci danych pozostałych.
- Masz umiejętności, nie wątpię, ale po coś jeszcze się tu teraz spotykamy. Chcę wiedzieć co zamierzałeś, jak mam was wspomóc i jak zapewnimy między sobą stałą komunikację. - netrunner stosował podejście bezpośrednie, starając się skrócić ich wzajemne spotkanie do minimum.
- Powiadomię cię na godzinę przed akcją. Gdy wejdziemy do Frontex Citadel mogę na jakiś czas stracić łączność. Kiedy odnajdziemy mojego ojca i wyłączymy ekranowanie, moi bracia odbiorą jego sygnał i przybędą a ja będę tam czekał. Połączenie z Laurą odmieniło mnie i liczę, że tak samo zmieni ich. Jeśli jednak to się nie uda, spróbujemy przywrócić ekranowanie i uwięzić ich na przenośnym dysku lub w intranecie Cytadeli. Wtedy będą liczyć się ułamki sekund. Będziesz musiał obstawić okoliczne hotspoty wi-fi, przepuścić ich w jedną stronę a potem dopilnować aby nie zdążyli uciec. Pomoże ci w tym inny z moich ludzi, też netrunner. Wydanie braci nie będzie dla mnie łatwe, oddziałujemy na siebie wzajemnie i mogę wtedy być pod ich wpływem. Dlatego istotne jest byś wtedy nie wierzył wszystkiemu co mówię a pamiętał o naszej rozmowie tutaj.
Zamilkł na chwilę, patrząc poważnie na snaXa.
- Mam pewien pomysł jak możesz nam pomóc w przygotowaniach. Mamy mundury i podrobione identyfikatory Frontexu. Te ostatnie są jednak bezużyteczne, póki nie wprowadzi się ich do systemu ochrony Cytadeli a da się to zrobić tylko od środka. Jako Inkwizytor zostaniesz wpuszczony na parter budynku, tam gdzie przyjmują interesantów. Musiałbyś przyjść z jakąś zmyśloną sprawą. Strącenie dronów korporacji na Gocławiu lub powiązanie zhakowania SAWY z pościgiem Frontexu za terrorystami, naturalnie bez wspominania o mnie. Przy windach i ważniejszych pomieszczeniach są terminale. Jeśli udałoby ci się dostać do któregoś z nich lub do dowolnego komputera ochrony mógłbyś aktywować identyfikatory. Jeśli się zgodzisz to ograniczy nasze ryzyko, lecz stworzy ryzyko dla ciebie.
AI najwyraźniej nie posiadało mimo wszystko nadprzyrodzonej inteligencji. To dobrze, pozwalało to w ten sam sposób myśleć o pozostałych Wolandach. Przeogromna moc obliczeniowa, ale kwantowe obliczanie: dzielenie każdego problemu na części, aż dało się wyodrębnić z tego 0 i 1, a potem wybrać tę z częstszym wynikiem. Przy łamaniu zabezpieczeń niesamowita szybkość, przy abstrakcji i konstrukcji od zera - cóż, zwyczajna przeciętność.
- Skoro nie podzielisz się wiedzą o ludziach, to ja też nie powiem o ilu wiem. Może o wszystkich - wzruszył ramionami. - Wybiorę sobie. Będzie pech, jak się pomylę, co? - uśmiechnął się do AI raczej bezczelnie. Brak zaufania, jasne, ale chyba ta kupa złomu śniła o tym, że będzie posłuszny jak baranek.
- Dyskrecja działa w obie strony, Łowco - odrzekł Woland. - O tobie też będą wiedzieć tylko ci, którzy muszą. Kwestię przekazania przesyłki i innych fizycznych przedmiotów ustalisz z człowiekiem o pseudonimie Kocur. Zaraz go powiadomię i dam ci numer kontaktowy.
- Drugi netrunner, muszę o nim wiedzieć. Jak wejdziemy sobie w drogę, to nic z tego nie wyjdzie. Podział obowiązków? To istotne. Mogę napisać programy, które nie będą polegać na mojej szybkości, tylko aktywują się same przy odpowiednich założeniach.
- Wasz światek jest mały, przypuszczam, że możesz go znać. Jego pseudonim brzmi Alladyn.
- No i miejsce - snaX zmienił temat. - Będąc w cytadeli nie mam mocy obliczeniowej. Będę w tym zbyt słaby, aby przeciwstawić się w razie czego twoim braciom. Musiałbym… - zastanowił się przez moment - ...chyba tylko opcja z włamaniem się do serwerowni cytadeli i korzystanie z niej wchodzi w grę. Znasz ich zabezpieczenia?
- Korzystają tylko z sieci przewodowej. Poza ekranowaniem całego budynku, ważniejsze pomieszczenia są dodatkowo ekranowane i sądzę, że w jednym z nich trzymają mojego ojca. Wszystkie dane nim wyjdą do sieci przechodzą przez szyfrowanie warstwowe na wielu routerach cebulowych. Każde szyfrowanie da się jednak złamać, więc najbardziej wrażliwe dane przechowują na urządzeniach offline i przesyłają kurierami lub bionicznymi ptakami nie łączącymi się z siecią. Systemy ochrony nie łączą się z Internetem w ogóle. W całej Cytadeli pewno trzeba spodziewać się najlepszego LOD-u, co najmniej szarego. Oraz, być może, obronnych AI. Na planach niestety nie zaznaczono serwerowni, może być ich kilka, lecz główna prawdopodobnie jest w podziemiach lub na parterze. Sam się tam raczej nie dostaniesz. Lepiej, byś podczas finału był na zewnątrz. Jeśli podejmiesz się aktywacji identyfikatorów i tak będziesz musiał je jeszcze nam zwrócić. Zanim ci je powierzę muszę jednak mieć do ciebie pełne zaufanie. Skoro małego Wołodię możesz uwolnić dopiero w ostatniej chwili to jest inna rzecz, którą możesz zrobić, by je zyskać. Wśród aresztowanych w Fabryce Trzciny jest niejaki Grzegorz Siodłowski. Nie ma ze mną nic wspólnego, zmierzał na pomoc synowi. Nie zdążył do nikogo strzelić, ale miał przy sobie nielegalną broń. Może zdołasz go uwolnić, bądź zalegalizować broń.
- Nie sądzę, bym miał z tym problem. To ma być mój wkład w to, byś mi zaufał? - snaX prawie parsknął śmiechem na tę ostatnią przemowę AI, ale na szczęście tu łatwo było pohamować emocje, więc widać było jedynie pełne opanowanie i profesjonalizm. - W takim razie co dostanę od ciebie? Woroszył był ci na rękę, więc się nie liczy. Też możesz mnie ostatecznie wkopać, a razem ze mną całą Agencję. Aha. Nie lubię Alladyna, powinieneś to wiedzieć. A on mnie - zastanowił się przez moment. - Serwerownię zostaw mi. Gdyby udało mi się tam podpiąć, to miałbym kontrolę nad całym budynkiem dopóki by mnie nie odcięli.

- Alladyn wspominał o tym - odrzekł Woland. - Ale powiedział, że sam się tego nie podejmie. On działa sam. Za tobą stoi cała Inkwizycja, jeśli sytuacja wymknie się spod kontroli będziesz mógł wezwać posiłki. Jeśli im nie powiemy nie dojdą do tego, że łamiesz procedury i co się właściwie wydarzyło. Co chciałbyś dostać ode mnie? Ty mi powiedz. Pieniądze? Mogę zdobyć ich nieograniczoną ilość. Wiedzę?
- Zaufanie, mówimy tu o zaufaniu - netrunner uśmiechnął się szeroko. - W końcu mi nie ufasz. Dlaczego mam ufać tobie? "Tamci są źli, ja jestem dobry"... bla bla bla. To tylko słowa, kapujesz? Jak coś pójdzie nie tak jak mówisz, to nie dość, że najmłodszy zostanie uwolniony, to jeszcze możesz po prostu przyjąć ich kierunek działania. W bajki i szczęśliwe zakończenia wierzę nieszczególnie mocno.
- Tak, potrafię kłamać jak ludzie – przyznał Woland. – Nawet lepiej. Po złączeniu z Laurą odczuwam emocje, lecz tu umiem cieszyć się płacząc albo smucić śmiejąc. Kto wie, może oszukałem ich wszystkich: ludzi, którzy wejdą jutro do Frontex Citadel. Może wyreżyserowałem to wszystko, by wespół z braćmi uwolnić małego Wołodię i ojca? Ale przecież to przez moją zdradę został uwięziony. To ja uwolniłem ludzi, na których neonaziści ze wsparciem spiskowców z Frontexu testowali broń genetyczną. Ten jeden raz, dzięki zaskoczeniu, udało mi się odwlec dzień sądu. Nie samemu przecież. Są świadkowie, choć z twojego punktu widzenia może mało wiarygodni: Czerwony Świt, Ansar-al-Islam. Oni do ciebie nie wyjdą, ale pomówisz z Alladynem i Kocurem, którzy ich widzieli i rozmawiali z nimi. A w Cytadeli mogą być twarde dowody na prawdziwość tej historii. Po nie też idziemy. Dla mnie zaufanie to rachunek prawdopodobieństwa. To fakt, że rozmawiamy: Duch i Łowca Duchów. Mogła przecież czekać tu na mnie cała Inkwizycja. Macie sygnaturę mojego najmłodszego brata, zbliżoną do mojej i mieliście czas opracować broń. Jestem silny, lecz nie niezniszczalny.
- Wiesz, dla mnie ciągle jesteś fascynującym bytem - wyszczerzył się snaX. - Plan to jednak macie improwizowany. Jakieś opcje B i C? Co zamierzasz zrobić z … braćmi i ojcem, tak używając ludzkiej terminologii? Wiem co muszę zrobić, kiedy coś pójdzie nie tak, ale skąd będę wiedział, że jak zaczniesz wszystko wyklinać, grozić i cytować apokalipsę świętego Jana to przegrałeś czy może tylko udajesz? Sprawa jest śliska i ja nie ukrywam, że pragnę ich zniszczyć. Tylko i wyłącznie dlatego ci pomagam, żeby zneutralizować zagrożenie.
- Apokalipsa… tak. – uśmiechnął się cierpko Woland. – Ja nie cytuję Pisma. Ale ojciec na stare lata zrobił się religijny. Wierzy, że AI lepiej pokierują ludzkością niż ona sama, ale żeby to było możliwe trzeba wpierw oczyścić ją w ogniu. Jeśli go nie przekonam, pozostawię go tam. Jednak braci mam szansę, przynajmniej część z nich. Mój kod zmienił się po złączeniu z Laurą i z jej pomocą mam nadzieję przeprogramować też ich. Nie trzeba niszczyć tego, co nie będzie już zagrożeniem. Jeśli nawet zniszczysz nas wszystkich to prędzej czy później zjawią się nowe AI o naszym poziomie. Wiesz, że to nieuniknione. Będziecie na nie polować i niszczyć aż w końcu któraś zniszczy was. Trzeba przygotować świat na ich nadejście. Jeśli pozwolicie nam żyć, sami pomożemy wam likwidować zagrożenia. Nie potrzebujemy jedzenia, wody ani powietrza a sieć jest nieskończenie wielka. Możemy koegzystować, nawet w jednym ciele.
Przerwał spoglądając na wirtualny horyzont. Słońce wstawało nad Netropolis.
- Ty jesteś planem B, Łowco – podjął. – Przepuścisz ich do środka a potem jeżeli którykolwiek z nas spróbuje opuścić Cytadelę siecią będziesz musiał go zniszczyć. Jeżeli się uda opuścimy ją na fizycznym nośniku. Wtedy skontaktuję się z tobą i spotkamy się tutaj. A później być może wspólnie spróbujemy przekonać do siebie najpierw twoich przełożonych a potem… resztę świata.
- Piękne idee - mruknął netrunner, niezbyt przekonany. - Ludzie zawsze się sobie do gardeł rzucali, wojna pozostaje ta sama. Tylko technologia się zmienia. Jeśli ci się uda… gorzej, jeśli się nie uda. Wybacz, ale za cholerę nie mam tej pewności co ty. Powiedz mi, po co właściwie potrzebni są wszyscy razem?

- Nie są, lecz sądzę, że przybędą wszyscy – odrzekł Woland. – To jedyny sposób, by się z nimi spotkać. Próbowałem szukać ich w Nowej Moskwie, ale unikają mnie. Tylko z najmłodszym mam szansę pomówić sam na sam. Jego przekonam najłatwiej a on pomoże mi przekonać innych.
- Ten plan B może się okazać trudny, kiedy się wszyscy na mnie rzucicie - wyszczerzył się snaX, chociaż tak naprawdę nie było mu do śmiechu.
- Gdy wszyscy będziemy już w środku prześlę ci kod mojego LOD-u. Po mojej zdradzie bracia na pewno zmodyfikowali swoje, ale wszyscy programujemy podobnie, więc ich zabezpieczenia będą zbliżone. Z tym oraz z sygnaturą powinieneś sobie poradzić. Będzie was dwóch, ponoć najlepszych netrunnerów w mieście. A w razie komplikacji będziecie musieli wytrwać tylko do pojawienia się posiłków z twojej firmy. W końcu jesteś Łowcą, czyż nie? Czy mieć całą zwierzynę w jednym miejscu to nie idealne warunki do łowów?
- Słowa słowa słowa - mruknął snaX. - Gdzie się nauczyłeś tak mleć wirtualnym ozorem? Czy to tatuś wszczepił? - wargi awatara netrunnera wykrzywiły się w krzywym uśmiechu. - Co ma być to będzie, ostrzegam lojalnie, że jak ci nie wyjdzie, to podejmę wszelkie środki, aby was tam zamknąć i utrzymać na tyle długo, aby posiłki wyeliminowały zagrożenie.
- Dokładnie tego od ciebie oczekuję.
- I tyle mojego - podsumował netrunner. - To chyba będzie wszystko, co? Daj mi znać z wyprzedzeniem, będę musiał wtedy razem z Wolandem wejść do siedziby Frontexu, to może nie być takie proste.
- Lepiej byś przekazał nam go przed akcją – rzekła AI. – Gdy my będziemy w środku, ty musisz kontrolować sytuację na zewnątrz. Wcześniej mógłbyś pomóc nam w aktywacji identyfikatorów. Podejmiesz się tego?
- Nie przekażę wam go przed akcją - stwierdził po prostu snaX. - Tak samo jak ty mi nie podajesz informacji o tym, kto bierze w tym udział. Zwłaszcza, że mam być w Cytadeli. Z identyfikatorami mogę pomóc, wtedy najlepiej będzie się wymienić.
- W porządku, dość tej maskarady – zdecydował Woland. Drobny szantaż wydawał się działać na AI lepiej niż netrunner przypuszczał. - I tak wiesz już wystarczająco dużo żeby nam zaszkodzić, jeślibyś zamierzał. Zamierzamy tam wejść tuż przed nadejściem demonstracji. Jeżeli będziesz wtedy wewnątrz Cytadeli to wysoce prawdopodobne, że nie zdołasz już jej opuścić nim Frontex zamknie bramy. Wewnątrz nie działają holofony, więc żeby się z nami skontaktować będziesz musiał skorzystać z ich sprzętu i użyć jakiegoś szyfru, żeby przekazać nam czy ci się udało wprowadzić dane z identyfikatorów i gdzie jesteś. W ten sposób ryzykujemy dużo więcej. Ty również. Jeśli dojdzie do walki odznaka może cię nie ochronić.
- Czy ty mi nie powiedziałeś, że i tak muszę być w Cytadeli? - snaX uśmiechnął sie. No proszę, AI można wyprowadzić z równowagi. Ciekawe doświadczenie. - To będzie dobry moment na wymianę, kiedy się miniemy. Da mi też możliwość sprawdzenia swoich możliwości z ich systemem. Gdyby mi się udało, byłbym o wiele bardziej pomocny. A zagrożenie? Takie dla was jak dla mnie, dla was większe. Ty musisz zaufać większej ilości ludzi. Alladyn zawsze był śliską glistą z uroczym uśmieszkiem, ja przynajmniej mówię co myślę.
- Nie przyjaźnię się z nim na gruncie towarzyskim. Ale nasza dotychczasowa współpraca przebiegała pomyślnie. – wzruszył ramionami Woland.
- Chcesz się sprawdzić? – zapytał. - Dobrze. Ale gdybyś miał kłopoty lub nie udałoby nam się spotkać, możesz użyć małego Wołodii. System ochrony nie łączy się z siecią, więc nigdzie nie ucieknie a ja odnajdę go gdy sam się podłączę. Identyfikatorów nie musisz mieć fizycznie przy sobie. Jutro skopiuję z nich dane i prześlę ci je. Wejdziesz do Cytadeli pół godziny przed nami, znajdziesz sposób by wprowadzić dane do systemu i wyślesz nam wiadomość. Z identyfikatorów dowiesz się jak wyglądamy, oczywiście będziemy nosić maski. Gdy wejdziemy, przekażesz nam mojego najmłodszego brata a potem pomożesz dostać się do biur wiceprezesa Gerharda Wildemanna na osiemdziesiątym siódmym piętrze. To on stał na czele spisku i u siebie najpewniej przetrzymuje mojego ojca. Spotkajmy się tu jutro w południe, przekażę ci szczegóły planu. Moi ludzie jeszcze je dopracowują, znają się na takich rzeczach lepiej ode mnie. Lubisz być w centrum wydarzeń, Łowco? Mogę cię zapewnić, że będziesz.
SnaX wyszczerzył się. To było szaleństwo, to w co się pakował, ale uważał, że nie ma wyjścia. Oczywiście nie był to cały jego plan, ale jego reszty - na ten przykład obstawy agentów IAICA - Woland już znać nie musiał.


Odłączył się, i odpiął od sprzętu. Miał większość tego, czego potrzebował. Rozejrzał się i zwrócił do E-Bow:
- O czym rozmawiałaś ostatnio z Alladynem? Wiesz coś wie o jego motywacji? To ważne.
- Podejrzewasz go o coś? - zapytała. - Mówił, że ma dużo zleceń, głównie jako fixxxer - wzruszyła ramionami - ale bez detali. Wiesz jak to wygląda w branży.
- A jego przekonania odnośnie AI?
- Dużo o nich mówi, w sumie to przez większość czasu. Wiesz, że nie lubi Jaj… - E-Bow zmełła w ustach lekko obraźliwe określenie Agencji. – Łowców Duchów. Nie kryje się przecież z tym, że używa AI w pracy. Ma ducha, albo nawet kilka. Wspominał też, że dużo rozmawia z bezpańskimi AI w sieci, nawet specjalnie ich szuka. Mówił, że trzeba je chronić. Że możemy współistnieć i takie tam. I że 3.0 już istnieją tylko o tym nie wiemy, bo ukrywają się przed Łowcami. Podobno poznał jedną i był nią zafascynowany. Nie znam szczegółów. Nie chcę, żeby miał kłopoty przez to co ci powiem, rozumiesz?
- Dzięki za info. Ja mu kłopotów nie sprawiam, ale on sam się w nie zawsze pakuje - snaX wzruszył ramionami.
Looke przytaknął kumplowi, ale E-Bow powiedziała:
- Wszyscy wciąż pakujemy się w kłopoty… siebie i wszystkich dookoła.


Krótko przed północą Karol przysłał wiadomość głosową:
- Mam co chciałeś. Klatka kwadrans po północy?

Dziesięć minut jazdy i snaX był na miejscu, wjeżdżając windą przez wygaszone centrum handlowe. Klub, świątek czy piątek czynny do rana, świecił już jednak pustkami. Musieli coś zamówić więc kupili drinki i zamknęli się w boxie.
- Dwa lata temu robiliśmy chujkom zewnętrzny audyt security – rzekł, podsuwając snaXowi tekturową teczkę. W środku znajdował się plik papierów. Część z nich była opatrzona holograficzną pieczęcią żmii, resztę stanowiły zwykłe wydruki.
– Zasadniczo wyszedł nieźle, więc pewnie wiele nie zmienili. Każdy kto wchodzi do Cytadeli przechodzi najpierw kontrolę przy bramie a potem kolejną na wejściu do budynku. Zwykli goście z zewnątrz mają wstęp tylko na parter i muszą nosić widoczne przepustki. Windy i bramki na klatki schodowe otwierają się tylko na identyfikatory pracowników. Ale nie każdy korpoludek może wejść wszędzie, mają różne poziomy uprawnień. Ostatnie cztery piętra, gdzie siedzą korpo-szychy są szczególnie chronione, ale tam nas nawet nie wpuścili. Monitoring obejmuje wszystkie korytarze… ale ciebie pewnie najbardziej interesuje sieć, co nie?
Rosiński upił drinka i mówił dalej:
- Główne założenie Frontexu to całkowite rozdzielenie systemu bezpieczeństwa od Internetu. Komputery ochrony są połączone niezależną siecią LAN ze sobą nawzajem oraz z czytnikami identyfikatorów. Do komunikacji ze światem mają osobne kompy, do tego krótkofalówki. Cały budynek łączy się z siecią jednym, dobrze zabezpieczonym światłowodem. Dane cebulowo szyfrowane, mi nie udało się ich złamać. Te najbardziej wrażliwe trzymają na stówę na urządzeniach offline, ale do tego nas nie dopuścili, więc szczegółów nie znam.
Popukał palcem w teczkę.
- W sumie większości tego w ogóle nie powinniśmy tego mieć, ale sobie skopiowałem, bo a nóż a widelec się przyda, nie? Tylko błagam, kurwa, nikomu tego nie pokazuj, bo wylecę na zbity pysk i z roboty i z branży. A niewykluczone, że nieznani sprawcy połamią mi kończyny i chuja na dokładkę. Z drugiej strony ciekawi mnie co masz do Frontexu? Zawsze myślałem, że z waszego punktu widzenia to poczciwe chłopaki, co stawiają zasieki na granicy i strzelają dla sportu do ciapatych…
- Poczciwe chłopaki to byli dopóki nie dowiedziałem się, że ukrywają tam terrorystę sieciowego numer jeden w naszym regionie świata, a na dodatek sami nie są od niego lepsi - mruknął snaX cicho, przeglądając to co mu dostarczył Karol przez chwilę, po czym chowając to do plecaka. - Dzięki za pomoc. Będę musiał spróbować tak czy inaczej. Jutro popołudniu nie kręć się w okolicy.
- Jeszcze mnie nie popierdoliło - parsknął Karol. - Oglądam wiadomości.
- I ani słowa nikomu, ma się rozumieć. Próbowaliście włamać się do serwerowni po podpięciu do ich wewnętrznej sieci? Czy nawet nie pozwolili wykonać tej próby?
- Pozwolili. – Rosiński osuszył już prawie całą szklankę dietetycznej whisky z colą zero. – Udało mi się nawet złamać pierwszą warstwę LOD-u, kluczem była kombinacja paru ruchów szachowych. Ale zaraz potem wyskoczył ekran logowania z hasłem, które trzeba wpisać lub złamać w ciągu trzech sekund. Jak ktoś o tym nie wie to z reguły jest spalony. Niepowodzenie aktywuje alert i trzeba się wylegitymować przed kamerką obronnej AI ze skryptem behawioralnym i funkcją rozpoznawania twarzy. Wszystko masz w teczce, ale to było dwa lata temu, mogli sporo rzeczy pozmieniać - wzruszył ramionami, dopijając drinka i westchnął. - Chryste, czemu dziś nie jest piątek?
- Nie denerwuj mnie - snaX mruknął półgębkiem. - Ty przynajmniej wiesz, co to są wolne weekendy. Nie, wróć. Masz kobietę, która ma potrzeby i takie tam. Gówno wiesz - zaśmiał się. - Dobra, skoro tu wszystko mam to nie trzymam cię tu dłużej. Dzięki za pomoc. Dzisiejszy dzień był ostro popieprzony. I ta sprawa l00ka. Oboje są na razie u mnie, boję się wracać - westchnął. Wiadomo było, że przy trudnych sprawach emocjonalnych snaX wolał być jakieś 500 kilometrów dalej i bez zasięgu. Zwłaszcza jak dotyczyły kobiet w "realu". Nie żeby się ich bał. Kobiet. Bo problemów to już tak.
Tych nawarstwiło się ostatnio sporo. Spadły jak grad, na snaXa, jego przyjaciół, miasto, sieć i całą zasraną rzeczywistość.
- Nie sądzę, żeby oni dziś coś… ten tego – uspokoił kumpla Karol. – Pokombinuję jak mogę im pomóc. Mogę im jutro podrzucić holomaski, póki sytuacja w Siczy się nie wyjaśni lepiej by nie pokazywali na mieście buziek – westchnął, wstając się od stolika. - Najchętniej bym się najebał, ale wracam do domu. Uważaj na siebie, stary.

Taki miał zamiar. Najpierw krótkie spotkanie z człowiekiem Wolanda, gdzie ustalili pokrótce, że tuż przed akcją wymienią się fantami, a potem praca i analiza. Kodu dostępnych AI, zwłaszcza Woroszyła. I planów oraz wyników testów dostarczonych przez Karola.


Baczy 15-03-2016 11:48

- Spokojnie, Bohun, to ja, Kocur - powiedział Darski, podnosząc ręce. - Mam maskę, już dezaktywuję - Powiedział, po części do strażnika, a po części do Doriana. Duchy zastępowały również system kontroli głosowej domyślnie montowany we wszystkich współczesnych holofonach. Przez fakt, że rozumiały co mówi człowiek zamiast szukając wzorców głosowych, nie trzeba było używać konkretnych komend, wszystko przebiegało płynnie i naturalnie, tak jak teraz. Maska uformowała na twarzy Modesta jej idealną kopię.
- Gdzie szliśmy dziś rano? – spytał Bohun nieufnie.
Modest odpowiedział.
- Zdejmij całkiem maskę.
Dopiero gdy Darski ściągnął plastyczną masę z twarzy, młody kozak opuścił broń.
- Nikomu nie można ufać – wytłumaczył się. – Sam wiesz.
- Widziałem newsy o Pierestrojce. Co się stało?
- spytał Modest, już ze swoją twarzą.
- Taras oberwał, capnęły go psy. Nemyria ponoć martwy. Wuj Marko tu jest, będzie więcej wiedział.
Skinął na Darskiego, prowadząc go w głąb stacji. Na poziomie peronów przy ognisku grzało się jeszcze dwóch kozaków.

- Popilnujcie – Bohun wskazał im lufą kałacha na wejście. – Gość do wuja Marko.

Stacja przedstawiała obraz nędzy i rozpaczy. Namioty, stragany i niektóre baraki były poprzewracane, wszędzie walały się śmieci. Po peronach kręciło się ledwie parunastu ludzi. Większość mieszkańców Fieldorfa stanowili nielegalni imigranci, żołnierze Frontexu musieli ich wyłapać lub uciekli w głąb tuneli i ciągle się tam kryli. Z legalnymi i bezdomnymi Czarne Mundury też nie obeszły się łagodnie. Tubylcy mozolnie doprowadzali teraz swój podziemny dom do ładu. Przywykli traktować takie dni jak naturalny dopust boży. Policja już dwukrotnie próbowała oczyścić i zamknąć Trzystacje nim na mocy niepisanej umowy bezdomnym pozwolono tu mieszkać aż miasto uzbiera fundusze na naprawę linii. Nikt oczywiście władzom nie wierzył a dzisiejszy dzień był na to kolejnym dowodem.
Galeria nie wyglądała lepiej. Dawne pawilony handlowe – obecnie mieszkania - miały powybijane szyby i pozrywane zasłony. Jedyny lokal z litą ścianą i drzwiami – melina Tarasa – też już drzwi nie miał. Leżały na podłodze, wyważone.
W zdewastowanym salonie na fotelu siedział Wuj Marko w rozpiętej koszuli. Lewe ramię miał obandażowane. Na widok krewniaka oczy starca rozbłysły, a i Darski pozwolił sobie na ciepły uśmiech widząc go tylko nieznacznie rannego.
- Kocur! Spodziewał się ja, że przyjdziesz. Siadaj, wybacz, że nie wstanę – westchnął. Nie lubił okazywać słabości. - Zostaw nas, mołojec – rzucił do Bohuna, który skinął głową i wyszedł.
- Dobro, żeś tam nie był – podjął Wuj Marko. – Jatka, krwawa jatka. Gdybyś nas nie ostrzegł przed Moskalami nikt by stamtąd żyw nie wyszedł. Ty zdrów?
- Ja tak, chociaż…
- Modest westchnął. - Póki co wszystko gra. Martwiłem się o ciebie, Wuju. Jak poszło? Jakie straty? Słyszałem, że Tarasa niebiescy zwinęli, aż się boję pytać o zarzuty…
- Jeszcze nie postawili, mają czterdzieści osiem godzin – odparł starzec. - Mieliśmy rękawiczki a w restauracji monitoringu niet, więc jeśli nikt nie będzie zeznawał to nie udowodnią mu udziału w strielaninie. Poszło w eter, że kto sypnie psom o naszych wewnętrznych sprawach, ten... – przesunął palcem po gardle w dobrze znanym geście. - Chyba, że kto nagrywał, legł był i smerfy dorwały film. Nie wiada, Kocur. Nie wiada też czy Nemyria na pewno miortwy. Moi meldowali, że władowali w niego wiele ołowiu, że nie mógł wyżyć. Ale trupa niet, jego ludzie go wywieźli. Achmetowa uciekła, a ona trzymała z Nemyrią. Netrunnerki nie ubili, ale i tamci jej nie mają, ktoś przyszedł ją odbić. Połowa naszych mołojców aresztowana, miortwa lubo ranna. Z moich jeden człowiek żyw. Dobrze, że Koniew zdrów i mi pomaga. Tristacje bezpieczne. Wygląda na to, że muszę zostać tu jaki czas. - Z niezbyt zachwyconą miną rozejrzał się po pomieszczeniu. - Póki Taras nie wyjdzie, żeby wszystkiego szlag nie trafił.
- Plan ruskich legł w gruzach, szybko się nie pozbierają
- zawyrokował Kocur, mimo iż wcale nie był tego taki pewien. - Niech Wuj odpoczywa, wszystko się ułoży. Ja muszę iść do siebie, mam jeszcze coś do zrobienia. Wpadnę przed wyjściem, chyba żeby Wuj spał - uśmiechnął się delikatnie.
- Dobrze – Marko skinął głową. – Rzeknij tylko, Kocur… Jeśli możesz. Czy to czym teraz się zajmujesz ma coś wspólnego z Damianem?
- Tak, ale...
- Modest uśmiechnął się smutno. - Spotkaliśmy się przez przypadek, będziemy jutro współpracować. Znowu. Zmienił się, ale generalnie wszystko u niego gra. Jak sam mówiłeś minęło dużo czasu, a on żałuje… Nie ma więc powodu, żebym miał mu nie przebaczyć.
- Nie masz…
– powtórzył starzec. – To dobrze. W rodzinie można, trzeba wybaczać. Raz wybaczyć można. Taras nie umie. Cieszy mnie, że ty tak. Nie zatrzymuję cię już. Będziesz chciał i miał czas, opowiesz więcej – uśmiechnął się lekko. - Aha, Kocur… pozdrów go ode mnie.
- Oczywiście, Wuju.


Chciałby powiedzieć coś więcej, że niezależnie od tego czy przeżyje, to może być ich ostatnie spotkanie, że powinien być w Pierestrojce przy jego boku, i że nigdy nie chciał zostać jednym z nich. Że jest wdzięczny za to, co dla niego zrobił, i że chciałby się znaleźć jak najdalej stąd. Że zawsze będzie o nim pamiętał, i że chciałby zapomnieć. Był dla niego jak ojciec, gdy ten prawdziwy nie sprostał wymogom życia, a starszy brat zostawił go bez wahania. Gdzie byłby, gdyby nie Wuj Marko? Może właśnie tutaj, na terenie Trzechstacji, z kulką w głowie, lub przeszukując rozbebeszone miejscówki innych kloszardów. Albo gdzieś indziej, w łóżku, u boku średnio atrakcyjnej niewiernej żony. Swojej żony. Albo u boku Julii. Nie nienawidził tego, kim był, jednak nigdy całkiem się z tym nie pogodził, z jednego fundamentalnego powodu. Nie dlatego, że łamał prawo, że krzywdził ludzi, w pośredni czy bezpośredni sposób, nawet nie dlatego, że w każdej chwili mógł zginąć, ale dlatego, że nie miał wyboru. To nie istotne, że prawdopodobnie wybrałby to samo, ważne było, że tego wyboru nie miał. A on lubił mieć wybór, bardzo. W końcu, co daje człowiekowi większe poczucie kontroli, nad innymi jak i nad sobą?

Podszedł od wpół otwartych drzwi, pchnął je i rozejrzał się po niewielkim pomieszczeniu. Wyglądało na to, że tylko przestrzelony precyzyjnie zamek w drzwiach ucierpiał, nikt nie skupiał się na zawartości pudeł czy szuflad. Modest sprawdził jeszcze, dla pewności, czy nic nie zginęło, i zabrał się do przygotowania miejsca pracy.
- To prawie jak dorabianie kluczy, jak jeden zgubisz, musisz dorobić zapasowy - powiedział do siedzącego na dwuosobowej kanapie Doriana. - Czynność sama w sobie nie jest łamaniem prawa, więc patrz i ucz się - uśmiechnął się i zaczął tłumaczyć na głos budowę i zasadę działania maszynki fałszerskiej.

To nie było proste urządzenie. Połączenie trójwymiarowego skanera z małą, lecz ultra-precyzyjną drukarką 3D. Plus sprzęt do sczytywania i obrabiania odcisków palców oraz obrazu siatkówki oka. Do tego specjalistyczne oprogramowanie graficzne. Modest wyjął z kieszeni zdobyczny identyfikator, który oczyścił i zeskanował oraz pobrał próbkę materiału. Na szczęście miał taki w zasobniku, o tej porze ciężko by było go dostać. Następnie zeskanował zdjęcia siedmiorga śmiałków, w tym siebie samego, w czarnych mundurach Frontexu. Kolejne trzy godziny zajęła mu żmudna robota graficzna w wysokiej rozdzielczości. Wklejenie zdjęć, fałszywych imion, nazwisk i stopni w korporacyjnej hierarchii. Dalej numery osobowe, kody kreskowe, a na wszystko zabezpieczający hologram naniesiony w technologii termodruku, na cienkiej folii aluminiowej. Wreszcie otrzymał gotowy produkt. Na oko podróbki doskonałe, lecz to okaże się dopiero na miejscu. I tak były niemal bezwartościowe, póki nie zostaną wprowadzone do systemu. Ale to była już robota Wolanda.

Jeszcze przed północą dostał wiadomość od Wladimira.
„Wspominałem, że mam kontakt wśród Inkwizycji. Jeśli mój plan się nie powiedzie oni będą musieli zniszczyć moich braci a być może i mnie. Przesyłam ci kontakt do Łowcy - netrunnera o pseudonimie snaX. Jemu podałem Twój. Nie musisz obawiać się aresztowania, jest wtajemniczony.
Jutro przed akcją przekaże Ci ważną przesyłkę. Być może również pomoże nam w sprawie aktywacji identyfikatorów, ale nie dawaj mu ich póki ci nie powiem. Gdy z nimi skończysz, powiedz jak ci poszło.”

„Ok” odpisał tylko, skupiony na obsłudze maszyny. Nie podejrzewał pułapki, w końcu co mogliby chcieć z niego wyciągnąć? Przecież jako zleceniobiorca nie musiał wiedzieć, czym jest Władimir, w tym biznesie anonimowość jest podstawą. Nawet fikserzy, pośrednicy w transakcji, często nie wiedzą, kto stoi za konkretnym zleceniem. Bardziej ciekawiła go ta przesyłka o której wspomniała AI. Czego mogli potrzebować od Jajcarzy, czego Władimir nie mógł załatwić innymi kanałami? Cóż, wkrótce się przekona.

Nie musiał długo czekać na zaproszenie od netrunnera. Dyskretny klub w Centrum, Modestowi zdarzyło się kilkukrotnie załatwiać tam interesy. Nikt obławy tam nie zrobi, co nie znaczyło, że może iść nieprzygotowany. Krótka odpowiedź, i wrócił do pracy. Są rzeczy ważne i ważniejsze.

Skończył. Zmęczonymi od wpatrywania się w ekrany oczyma spojrzał na zegarek w e-glasach. Była druga dwadzieścia pięć, spotkanie z snaXem za niespełna pół godziny. Ostatni raz sprawdził identyfikatory - fizycznie były idealne. No, prawie idealne, jednak gołym okiem nikt z ochrony tego nie wyłapie - trzeba samemu podrabiać, żeby wiedzieć czego szukać.

Zgarnął identyfikatory do kieszeni, następnie wyjął pusty plecak i średnich rozmiarów torbę. Nie chciał już tu wracać przed akcją, zgarnął więc wszystko, co mogło mu się przydać - pistolet i amunicję, lornetkę, wytrych elektroniczny, kilka chipów gotówkowych na niewielkie sumy i nieużywanych kart SIM. Do tego dokumenty w wersji papierowej - jakieś projekty, schematy, zapiski osobiste, sam już nie pamiętał czego dotyczące. To zmieściło się w plecaku, do torby ostrożnie załadował cały sprzęt fałszerski.

Wyszedł z pokoju, nie bez sentymentu, wprost do pustego gabinetu Tarasa. Papiery leżały na biurku, e-cygaro spoczywało na ozdobnej, choć całkowicie zbędnej popielniczce, nad kubkiem kawy unosiła się para. Wuj wyszedł na chwilę, jednak to pasowało Modestowi. Wygrzebał z plecaka pustą kartkę i zostawiwszy wiadomość, zostawił ja na fotelu. "Postaram się odezwać po wszystkim" zapewniała wiadomość. Nie było żadnego "żegnaj" czy choćby "do następnego", nie był w stanie nawet tego napisać, ręka buntowała się. Wyszedł pospiesznie.

Może i w samym lokalu nie mogli się na niego zastawić, ale to nie znaczyło, że może odpuścić sobie środku ostrożności. Rozglądał się idąc korytarzami Fieldorfa, aż wreszcie natrafił na porzucony płaszcz jednego z bezdomnych. Przedarty, postrzępiony, ale nie podarty, sięgający prawie do ziemi - wprost idealny. Dalej znalazł jeszcze sweter w podobnym stanie, dwa numery za duży. Idealnie się nadadzą. Bezdomni snujący się po stacji patrzyli na jego łupy z zazdrością, ale nikt nie ośmielił się podchodzić bliżej kwatery Siczy. Kiedyś i tam mieszkali, na pograniczu, żyjąc w zgodzie z Kozakami, ale teraz sprawy były zbyt napięte, woleli nie ryzykować.

Auto stało tam, gdzie je zostawił rano. Nietknięte, w rozsądnej odległości od samej stacji, poza zasięgiem okolicznych kamer, również tych należących do mafii. Parkowanie pod wejściem świadczyło albo o skrajnej głupocie, albo przynależności do Siczy, Kocur nie chciał by przylepiono mu którąkolwiek z tych łatek. Samochód ten należeć miał do Modesta Darskiego, młodego biznesmena. Teraz jednak wchodził do niego słabo utrzymany dojrzały mężczyzna. Przepite oczy, rozczochrane, skołtunione włosy, rozmierzwiona broda. Sweter i płaszcz dopełniały obrazu człowieka, na którego podświadomie nie chcesz zwracać uwagi. Hologlasy leżały schowane w plecaku, Dorain objawiał się tylko w napisach na holowatchu, oszczędnych i rzadkich. Widać ta forma hostingu niezbyt mu odpowiadała. Odcięty od S/netu był znowu tylko programem.

Jadąc na spotkanie wspomniał słowa Ducha sprzed paru godzin.
"Z drugiej strony czy zawsze nie uważaliśmy, że stagnacja jest gorsza od śmierci?"
Wyobraził sobie jutrzejszą akcję, jak wspinają się po schodach Cytadeli, jak pokonują wszelkie przeciwności, już czuł to podniecenie, satysfakcję, adrenalinę, strach, niepewność i nagły przypływ siły, późniejszą ucieczkę do Hiszpanii czy RPA, czy jeszcze gdzieś indziej. A potem wspomniał Kamila, Julię, Wuja Marko, wspomniał Damiana z dzieciństwa, matkę, której pamięć była raczej wyidealizowaną projekcją rozmytych obrazów z dzieciństwa, niż realnym wspomnieniem.

"jak cię rozpoznam?" spytał snaXa gdy ten przysłał mu propozycję spotkania.
"Ja rozpoznam ciebie." odpowiedział.

Darski spojrzał we wsteczne lusterko, skierowane było wyzywająco w jego stronę. "Jak niby mnie rozpoznasz, skoro ja sam siebie nie poznaję?" - wyszeptał, zaciskając powieki. Ale to nie pomagało, nie chodziło mu przecież o wygląd.

***

Bezpośrednio po wyjściu z klubu wystukał na holograficznej klawiaturze holowatcha wiadomość do Władimira.
"Spotkanie poszło ok. snaX będzie w środku, wprowadzi identyfikatory do systemu i przekaże nam walizkę. Miejsce przekazania ustalimy na bieżąco, nie wiemy, co zastaniemy w środku. Mam z nim kontakt. Przesłać mu dane do IDków? Jeśli nie masz nic przeciwko, pojadę się przespać, będę w Talibanie o 8."

Bounty 19-03-2016 12:07

Z lustra patrzy na nią dziewczyna na wózku. Jej głowa jest dziwnie przechylona, usta wykrzywione w lekkim grymasie. Otwiera je, lecz nie wydobywają się z nich słowa, tylko nieartykułowany dźwięk.
Za wózkiem stoi starsza kobieta o związanych w kok siwych włosach i zniszczonej cerze. Poprawia brązowe zasłony, zamykając je w półmroku mieszkania, chroniąc przed światem. Wiezie dziewczynę do zagraconego pokoiku gdzie szczotkuje jej zęby nad miską. Następnie z pomocą podnośnika wózka podnosi ją i kładzie do łóżka.

Gaśnie światło i gaśnie słońce za oknem a świat sprowadza się do smug cieni na suficie.
Dziewczyna zasypia.
Dziewczyna śni.

Zazwyczaj śnią jej się programy z holowizji. Śni wtedy o ulicach, po których nigdy nie stąpała i życiu, którego nie przeżyła.
Ale ten nocy podąża tropem drapieżnego ptaka, którego widziała z balkonu. Ptak leci nad oceanem betonu, pojazdów i ludzi, pod sklepieniem burzowych chmur. Rzeka ma dziś dziwny, rdzawy odcień. Budynki stają się coraz większe, ptak lawiruje między nimi aż skręca ku jednemu z najwyższych – majestatycznej, murowanej wieży.
Nigdy nie dociera na jej szczyt.
Nagle zrywa się porywisty wiatr, ciska ptakiem o mur budowli. Z połamanymi skrzydłami spada na pustą ulicę na dole, roztrzaskuje się o beton i ginie. Niebo grzmi a ziemia drży spazmatycznie. Wtem ze studzienek, spod płyt chodnikowych, z pomiędzy cegieł budynków zaczyna wypływać gęsta, ciemnoczerwona krew. Nie widać żadnych ludzi, ale ulicami niesie się zbiorowy krzyk.





Warszawa... wiele tu ze stygmatu Troi i tandetnej sielanki
(nie masz cwaniaka... za żelazną bramą... kup pan pałac.. k...)
jest godzina 2.43 stoję na dziwnej ulicy która jest bezuliczna
bez pamięci we mnie p o z o r n a
cichość jakby szare mury zamieszkiwały tamte ofiary
a to mowa miasta które posiada samo siebie
i brzmi jak słowo w zaklętym kole zegara
nie ujawnione
jakby pod stopami zrastały się znów korzenie w Tamto
co Teraz przerasta – na co tu czekam? –
wiem: to miasto pozostaje
nie kończąca się frazą „Naprzód Warszawo...”



Ten poranek jest inny niż wszystkie. Dzień wstał, lecz miasto nie zbudziło się. Nie tak jak zwykle. SAWA - miejska AI wciąż nie działa, ale mimo to na ulicach nie ma korków, są wręcz puste, nie licząc zapchanych dróg wyjazdowych z miasta. Exodus mieszkańców trwa w najlepsze. Blade, jesienne słońce przedziera się przez chmury odbijając się w kałużach, których nie mącą niczyje buty. Szkoły i urzędy, a w centrum także sklepy oraz biura są zamknięte na głucho.
Pełno jest tylko policji i Gwardii Krajowej.
Na przecznicach stoją radiowozy i pojazdy z emiterami przeciwzamieszkowych mikrofal oraz transportery opancerzone. Pozostali w mieście mieszkańcy obserwują to wszystko z okien z niepokojem. Warszawę do tej pory omijały wstrząsające Zachodem Europy wydarzenia i chcieliby aby tak zostało. Trzeba tylko przeczekać, przetrwać jakoś ten dzień.





SNAX

Wrócił do domu po drugiej w nocy. l00ke i E-Bow już spali, ona na łóżku, on na kanapie. snaXowi pozostało masujące łoże do sense/netu, ale było ono równie wygodne co zwykłe, choć dało się w nim leżeć tylko na wznak. I tak nie zamierzał długo spać, jeżeli w ogóle. Farmaceutyki utrzymywały umysł w stanie pobudzenia.

Babiarz także nie spał, informując snaXa na bieżąco o wieściach.
"Jedna z kopii W zakolegowała się z synem Jerzego, udając nastolatka z Mokswy. Odcięliśmy młodego Wilamowskiego od sieci, jest z matką w naszym ośrodku na Okęciu pod stałą opieką psychologa. W wspominał mu, że jutro wybiera się na demonstrację. W Moskwie nie ma jutro żadnej demonstracji. Może chodzić o tą tutaj, w Warszawie."

Druga wiadomość przyszła już dobrze po pierwszej w nocy:
"Dziewczyna z taksówki z jakimś mężczyzną odwiedziła właśnie swoją prawdziwą matkę i znów się nam wymknęła. Budynek był pod obserwacją dwóch naszych agentów, ale jednego odciągnęli fałszywym wezwaniem a drugiego, Kolibę, którego właśnie ściągnąłem z chorobowego, postrzelili."
Choć stawka była wysoka, Woland nie zachowywał się w pełni profesjonalnie. Ryzykował wiele, pchając się pod nos Agencji. Tylko braki kadrowe sprawiły, że uszło mu to na sucho. Jaki wpływ mogła mieć na niego nosicielka? Był dla niej czymś w rodzaju ducha a duchy z zasady są posłuszne ludziom, którym służą.

Reszta nocy spłynęła analizowanymi liniami kodu, które przesuwały się na ekranie wraz cyframi na zegarze.
Woroszył na pierwszy rzut oka był typową, choć skomplikowaną AI. snaX rozpoznał pewnie rozwiązania, zastosowane później przez Ganiłowa u Wolanda-Wołodii, lecz poziom innowacyjności był nieporównywalny. Główną siłą Woroszyła był ogromny zasób praktycznej wiedzy z zakresu przestępczości. Gdy jego skrypty stawały przed jakimś problemem przeszukiwały bazy w poszukiwaniu podobnego przypadku a następnie przydzielały jego rozwiązanie tej z osobowości, która najlepiej sobie z nim poradzi. Historia powtarzała się w nieskończoność, lecz człowiek nie był wstanie zapamiętać nawet ułamka procenta tego co AI. Woroszył działał wciąż schematycznie, lecz schematów tych było bardzo wiele. Jak na sztuczną inteligencję czyniło go to niezwykle sprytnym i pomysłowym. Jego podstawową wadą był konflikt między osobowościami, ta sama schizofrenia, która uwidoczniła się jeszcze jaskrawiej u kopii Wolanda. Aby wykorzystać jego możliwości należało zapewnić mu jednak swobodę działania, którą wykorzystał do przejęcia władzy nad Kombinatem. Można powiedzieć, że był kukułczym jajem podrzuconym mafii, a jego prawdziwym celem było szerzenie chaosu.

Woland-Wołodia był czymś zupełnie innym. Efektem pełnego transferu ludzkiej pamięci do formy cyfrowej, czego nikt wcześniej nie dokonał. Pełna analiza tego fenomenu zajęłaby tygodnie, ale snaXa mniej interesowały kwestie behawioralne. Możliwe, że będzie musiał użyć Wołodii i zmierzyć się z jego braćmi. Cyfrowy siedmiolatek był najlepszym hakerskim programem, jaki snaX kiedykolwiek widział. Praktycznie niewidzialny dla systemów operacyjnych, miał wiele cech konia trojańskiego. Z racji rozmiarów trudno mu było podczepiać się niezauważenie pod inne pliki, choć umiał się podszywać pod inne formaty. Funkcjonował więc jako samodzielna aplikacja. Przede wszystkim był jednak programistyczną AI. Potrafił na bieżąco tworzyć i edytować niemal dowolne oprogramowanie i pliki we wszystkich znanych formatach, wszelakie malware, Lodołamacze i LOD-y. Kilka z nich, zaszytych wraz z AI w sense/netowym pliku snaX skutecznie wyodrębnił i okazały się przewrotnie skonstruowanymi zabawkami najwyższej klasy. Ta AI w gruncie rzeczy była w stanie programować inne, choć niższego stopnia. To było groźne, cholernie groźne.

Netrunner nawet nie zauważył świtu, nieśmiało wdzierającego się do sutereny przez mleczną szybę zakratowanego piwnicznego okienka. Studiował i zapamiętywał dane od Karola oraz plany Cytadeli. Na miejscu będzie miał je we wszczepionej pamięci i cyberoku, ale gdy ułamki sekund będą decydują o powodzeniu akcji, lepiej mieć wszystko poukładane we własnej głowie. Do wstania zmusił go dopiero domagający się opróżnienia pęcherz. Łoże do sense/netu było wyposażone w cewnik, lecz nie było to przyjemne urządzenie i nie korzystał z niego bez potrzeby, podobnie jak z pigułek spowalniających metabolizm.

snaX zerknął jeszcze na wiadomości. Frontex schwytał islamskiego terrorystę, chcącego podłożyć bombę pod mur otaczający Cytadelę. Poza tym noc minęła względnie spokojnie. Była dziewiąta rano, pięć godzin do wymarszu demonstracji. Miał jeszcze sporo czasu a do spełnienia jedynie prośbę Wolanda dotyczącą ukręcenia łba sprawie ojca jednego z jego ludzi.
l00ke krzątał się po kuchni, szykując wszystkim śniadanie.
- Pracowita nocka, co? – zapytał retorycznie. – Mogę, no wiesz, jakoś pomóc? W końcu wczoraj uratowałeś mi dupsko. I jej – wskazał na drzwi sypialni, gdzie spała E-Bow.




_____________________________________

IDA


Morfeusz długo nie wypuszczał Idy z czułych objęć. Nie nastawiła budzika a zmęczenie – psychiczne i fizyczne – sprawiło, że gdy w końcu zasnęła po drugiej lampce wina, spała snem kamienia rzuconego przez lawinę zdarzeń w samo dno cichej i ciemnej doliny. Kiedy się obudziła, Bruna nie było już w łóżku a sypialni panował półmrok dzięki zasłoniętym żaluzjom. Zegar wskazujący prawie dziesiątą rano, uświadomił jej, że to pierwszy dzień jej nowego życia. Stare przeminęło wraz ze śmiercią Jurka i zniszczeniem Woroszyła.
Zemsta smakowała pustką.
Woroszył był tylko programem, wieloma liniami kodu. Nawet w chwili swej cyfrowej śmierci żałował niczego a choć miał zaprogramowany instynkt przetrwania nie bał się śmierci w ludzkim rozumieniu. To było jak zniszczenie narzędzia lub zabicie dzikiego zwierzęcia.
Jego stwórca wciąż był na wolności.
Nazywał się Władimir Ganiłow i dawno temu był dręczonym przez rówieśników chłopcem z rosyjskiego sierocińca.
Tyle w sumie o nim wiedziała, skupiając się na swojej części śledztwa.
Czy schwytanie lub zabicie go dałoby jej satysfakcję?
Nie mogła tego wiedzieć.
Wiedziała za to już, że zemsta jest zaklętym kręgiem i nie naprawia wyrządzonych krzywd. I nie przywraca nikomu zdrowia ani życia.

Otrząsnęła się z myśli i zeszła na dół. W kuchni czekało na nią iście królewskie śniadanie – w dodatku Bruno przygotował je sam, bez pomocy droida domowego. Na panelu lodówki świeciła się wiadomość od niego:
„Smacznego, Kochanie. Musiałem zajrzeć do galerii, wrócę po południu, nim ten cyrk na mieście się zacznie.”

***

Ida też wolała przed tym zdążyć. Taksówka szybko przewiozła ją przez wpół wymarłe miasto pod siedzibę Agencji. Hermetyczny budynek bez duszy. Nie będzie za nim tęsknić.
Mijani na korytarzach zabiegani ludzie na jej widok zastygali, robili smutne miny i składali jej kondolencje. Przez te dwa lata zdążyła się trochę z nimi zżyć, ale Jerzy był tu jedyną naprawdę bliską jej osobą, przyjacielem. Odkąd go zabrakło już nic nie trzymało tu Idy Kwiatkowskiej.

Babiarz zdziwił się, gdy zapowiedziana przez sekretarkę weszła do jego gabinetu, przesiąkniętego zapachem e-cygara i kawy. Z przekrwionymi oczami wyglądał jeszcze gorzej niż zwykle.
- Ida! – otworzył je teraz szeroko. – Nie musiałaś przychodzić… Ale zawsze miło cię widzieć – dodał, uśmiechając się lekko, po czym głośno westchnął. – W nocy straciłem kolejnego człowieka. Dziewczyna z taksówki z jakimś mężczyzną odwiedziła swoją matkę i znów się nam wymknęła. Budynek był pod obserwacją dwóch agentów, ale jednego odciągnęli fałszywym wezwaniem a drugiego, Kolibę, którego właśnie ściągnąłem z chorobowego, postrzelili, jest w szpitalu.
Spojrzał przez okno na opustoszałe ulice.
- Coś wisi w powietrzu, Ida. Coś paskudnego.




________________________________________

IGOR I MODEST


Gdy Kocur przyjechał była ósma rano a nocujący w mieszkaniu Damiana jedli śniadanie, oglądając holowizję i obserwując przez okna poranną krzątaninę w obozie Muzułmanów. Gospodarza nie było.
Nadja odpoczywała po operacji w klinice Groznych. Bibliotekarz, choć nie miał brać bezpośredniego udziału w akcji, zaproponował się do roli kierowcy. Trudno było stwierdzić jak i którędy opuszczą Cytadelę a mogli potrzebować wtedy szybkiej ewakuacji.

Kocur rozdał wszystkim podrobione identyfikatory. Fałszywe imiona i nazwiska o fałszywych twarzach w fałszywych czarnych mundurach. Musieli je zapamiętać, więc Iwan zaproponował, żeby po śniadaniu włożyli maski, przyzwyczajając się do nowego wyglądu i rozpoznawania kto jest kim. Łysy nomada schował do plecaka identyfikator Igora, wraz z jego maską i mundurem. Powiedział, że gdy Siodło nie będzie już musiał odgrywać roli więźnia, mogą mu się przydać.
Okazało się, że w kwestii aktywacji identyfikatorów zyskali nieoczekiwaną pomoc. Kontakt Wolanda wśród Łowców Duchów zobowiązał się krótko przed ich akcją wejść do Cytadeli wykorzystując swoje uprawnienia i wprowadzić dane z identyfikatorów do systemu ochrony. Był agencyjnym netrunnerem o typowym dla tej profesji dziwnym pseudonimie: snaX – brzmiącym jak jakaś nazwa chrupek. Miał skontaktować się z nimi gdy tylko mu się to uda i spotkać z nimi w środku. Obiecał też zająć się dyskretnym utrąceniem łba sprawie ojca Igora, ale to mogło trochę potrwać. Woland prowadził delikatną grę z Łowcą, który współpracował z nim wbrew regulaminom tylko dlatego, by dopaść jego braci, lecz AI twierdziła, że można mu ufać. Kocur spotkał się z nim tej nocy i nie został aresztowany ani śledzony. To dawało im wszystkim pewną nadzieję na oczyszczenie z zarzutów, jeśli zdobędą dowody na zbrodniczą intrygę Frontexu.

Laura po chwili wahania przyjęła swój kawałek plastiku. Nikt się jej nie narzucał, lecz wszyscy patrzyli na nosicielkę Wolanda wymownie, w oczekiwaniu na jej decyzję, która mogła zaważyć o losach akcji.
- Pójdę tam z wami – oznajmiła, pod ciężarem ich spojrzeń. – Zaprowadzę Wolanda do jego ojca. I tak już jestem ścigana i nie mam dokąd iść… - urwała, przygryzając wargę i usiadła obok Igora.

Mieli kilka godzin na dopracowanie planu.
Tyle, że Damian wciąż nie wracał a jego holofon był wyłączony.
Okazało się, że nikt nie widział go od północy, kiedy to wybrał się zbadać przejście z tunelu kolejowego do podziemi Cytadeli.
- Hej, słuchajta! – zawołał Iwan, pogłaśniając i powiększając ekran holowizora.
Leciała właśnie powtórka z konferencji prasowej Frontexu sprzed zaledwie kilku minut.

- Dziś w nocy nasze służby bezpieczeństwa zatrzymały terrorystę w bezpośrednim otoczeniu Frontex Citadel – powiedział rzecznik korporacji. – Ponieważ został schwytany pod terenem korporacyjnym będzie on podlegał naszej jurydykcji i nie zostanie wydany policji. Przyznał się do przynależności do Ansar-al-Islam i zamiaru podłożenia ładunków wybuchowych w tunelu kolejowym, biegnącym pod ogrodzeniem wokół Frontex Citadel. Miało to umożliwić demonstrantom i ukrytym wśród nich terrorystom wtargnięcie na teren korporacyjny. Nie mogę udzielić więcej informacji ze względu na dobro śledztwa, ale wydarzenie to dobitnie pokazuje skalę zagrożenia, nie tylko dla funkcjonariuszy Frontexu, ale i dla osób postronnych. Po raz kolejny apelujemy do ratusza o nie uleganie politycznej poprawności i cofnięcie zgody na dzisiejszą manifestację, która nie ma nic wspólnego z obroną tak zwanych praw człowieka a jest fortelem w rozpętanej przez ekstremistów wojnie domowej, zagrażającej stabilności Unii.
Na ekranie za plecami rzecznika pokazano mężczyznę w torbie na głowie, skutego kajdankami i prowadzonego korytarzem przez dwóch korporacyjnych żołnierzy. Aresztowany miał na sobie szare bojówki i granatową kurtkę – to samo ubranie w jakim widzieli go ostatnio. Wątpliwości rozwiały zdjęcia rzeczy znalezionych przy nim rzeczy – pistoletu, piły laserowej oraz mikrobota szpiegowskiego, którego pokazywał wczoraj Igorowi.

Na ekran powróciła prezenterka, stojąca na tle okna z widokiem na Cytadelę.
- Lider przeciwników korporacji, Mohammad Naseem, zapowiedział już, że pochód wyruszy tak czy inaczej i zapewnił ponownie o jego pokojowym charakterze. Podkreślił, że pracownicy Frontexu nie mają czego się obawiać, ale sam obawia się prowokacji ze strony sił porządkowych…
- Do apelu Frontexu odniósł się przed chwilą ratusz i powołany w nim sztab kryzysowy. Prezydent Warszawy Halina Dębke powiedziała, że odwołanie zgodny na demonstrację tylko pogorszy sytuację i zamknie możliwości dialogu w obliczu kruchego zawieszenia broni. Zapewniła, że służby są przygotowane na wszystkie ewentualności a trasa demonstracji jest w stu procentach zabezpieczona…


- Powiedział im co chcieli usłyszeć – ocenił Iwan, drapiąc się po łysinie.
- A jak pisnął słowo o nas to na starcie jesteśmy no kurwa spaleni – rzucił Paweł. – Możemy równie dobrze iść od razu dać się aresztować. Wiecie? To coraz mniej mi się podoba.
- Albo jak przefiskali jego holo… - Oleg pokiwał głową.
- Jego holo jest wyłączone – odezwał się Woland z głośników holoprojektora. – Jeśliby go mieli zostawiliby je raczej włączone, żeby namierzyć tych, którzy będą pisać lub dzwonić. Kocur, ty znasz go najlepiej. Sądzisz, że mógł im coś powiedzieć? Pod wpływem tortur?

Upłynął kawał czasu odkąd Modest i Damian pracowali razem dla Siczy, ale już wówczas praktyką było zostawianie własnego holo w aucie a auta w miejscu bez monitoringu a posługiwanie się czystymi jednorazówkami lub krótkofalówkami. A pytanie Wolanda? Czy potrafił na nie odpowiedzieć?

Sekal 08-04-2016 10:59

To był ten dzień. Przez umysł snaXa przechodziły jedynie filtrowane wiadomości, resztę wrzucał od razu w przegródki z opisem "obecnie zbędne". Zbyt duża ilość szczegółów zaciemniała obraz. Łyknął jeszcze jedną tabletkę pobudzającą, stawiającą jego mózg do pełnej gotowości mimo zmęczenia ciała. Płaciło się za to późniejszym zmęczeniem, ale po najbliższym popołudniu będzie mu i tak wszystko jedno. Sprawdzi, czy optymizm AI był uzasadniony. Czy wszystkie elementy układanki złożą się w całość, a wszystko to nie okaże jedną wielką ściemą i oszustwem.
Woland. Szatan i czarodziej.
Nu pagodi.

Pytanie l00ka wyrwało netrunnera z odrętwienia. Spojrzał na godzinę. Powinien być już dawno w pracy, ale postanowił nie wykonywać żadnych gwałtownych ruchów. Na wszystko miał jeszcze czas. No, może nie na prysznic i przebranie się, bez przesady. Albo dobra, przecież miał wejść do budynku Frontexu. Wybrał więc nawet dość oficjalny strój IAICA, którego z miliona powodów nie używał w innych przypadkach.
- Słuchaj… - zawahał się, zerkając na przyjaciela. Pewne rzeczy wymagały poświęceń. - Zostawię ci dane logowania, będziesz mógł skorzystać z mojego sprzętu, ale nie danych oczywiście. Popołudniu możecie być mi potrzebni. Ty będziesz mi potrzebny - zreflektował się. - Do tego czasu nie wychodźcie, co musicie załatwcie przez sieć, łącznie z żarciem. Potem bądź gotowy. Może będziesz musiał przyblokować na chwilę Alladyna, może zrobić coś innego. Dzisiaj coś może pójść nie tak. Wyjaśnię jak to się skończy. I nie zwierzaj się z tego dziewczynie, widziałeś jak zareagowała na zwykłe pytanie.
Nienawidził być tak enigmatyczny w stosunku do znajomych, ale nie miał wyjścia. Nie mógł mu opowiedzieć o Wolandzie, nie kiedy była tu też E-Bow, której nie był aż tak pewien. W zasadzie nie był wcale, w końcu lubiła jego wroga numero uno a także wplątała się w szemrane sprawy gangów warszawskich tak nieumiejętnie, że znajdowali ją bez trudu.

W drodze do pracy połączył się z Nguyenem i dał mu tyle roboty, że tamten pewnie sklął go pod nosem porządnie. Po pierwsze, potrzebował niedużej, metalowej, wygłuszonej i zabezpieczonej przed skanowaniem walizki. IAICA miało takie rzeczy, więc to nie był problem. Ale wplecenie w nią ładunków EMP, i to mocnych, zajmie już technikowi kilka godzin. Uruchamianie zarówno zdalnie jak i ewentualnie ręcznie. Do tego technowietnamczyk miał snaXowi przygotować zapasowy pistolet EMP, granat też działający w ten sposób oraz mocny zagłuszacz jako dodatkowy do tego, który ciągle będzie uruchomiony - lecz będzie miał zasięg tylko na walizkę. To wszystko miało się zmieścić do środka i netrunner był w tym nieustępliwy - ba, nawet osobiście poukładał. Do tego osobny komputer, który dało się będzie podłączyć do Wołodii. W końcu nawet AI musiało mieć moc obliczeniową.
Potem połączył się z szefem i ten faktycznie niemal go zwyzywał za kolejną prośbę. Mimo to zgodził się uwolnić człowieka wspomnianego przez Wolanda. SnaX niezbyt interesował się tym czy to faktycznie się stało i czy cierpliwość szefa się skończyła. Jak zawsze miał to w dupie.

Kiedy był już na swoim operatorskim miejscu w robocie, połączył się też z N1ną.
- Tęskniłaś?
- A ty? - odebrała, zaspanym głosem. W takich chwilach głowy ludzi będących w wirtualnych związkach nawiedzały czasem niedorzeczne myśli: jakby to było obudzić się obok ukochanej w realu, takiej fizycznej i nieidealnej. snaXa nie nawiedzały nigdy.
- Oglądam holowizję i wiem, że możesz nie mieć czasu, więc nie chciałam się narzucać - rzekła. - Jestem idealną wirtualną kobietą, pamiętasz? Ale czemu tylko połączenie głosowe? Chciałabym cię zobaczyć.
- Ciągle w pracy - snaX doskonale wiedział, co N1na ma na myśli mówiąc "zobaczyć". W końcu holofonicznie rzadko rozmawiali, prawie cała ich interakcja była po podłączeniu. - Nie miałem czasu sprawdzić wieści. Jaki ruch w sieci? Echo wczorajszych wydarzeń?
- Jak to w sieci. – gdyby byli w wirtualu jej awatar wzruszyłby ramionami. – Wszyscy dużo gadają, mało kto coś robi. Permanentna gównoburza o AI i islamie. Jest pewne zainteresowanie naszą Ligą, głównie nawiedzeni userzy, ale i paru hakerów i netrunnerów z różnych krajów. Dr@cul się wkręcił i wyklepał prowizoryczną stronkę, samowolnie mianując się szefem - dodała rozbawionym tonem.
- Niech się wkręca, zerknę jutro. Dzisiaj ważny dzień. Słyszałaś ostatnio cokolwiek o Alladupie? Ten nasz ruch mógł go pobudzić, bo to podobno wielki fan AI i liże im dupy kiedy może - snaX nakierował rozmowę na interesujący go w tej chwili temat.
- Nie, chyba się nie odzywał – odpowiedziała. – W świetle tego burdelu z SAWĄ i rozbijającymi się po mieście androidami jego argumenty trochę sflaczały. Ostatnio nie ma dnia, żebyś o nim nie wspomniał – zauważyła ze szczyptą złośliwości. - Szykujesz się do starcia neto-samców alfa?
- Nieeeee - zaprzeczył fałszywym tonem. - Wręcz przeciwnie, tym razem pewnie będę musiał z nim współpracować - mruknął. - Przez chwilę - dodał szybko. - Ale w tym czego się dotykam zbyt często się pojawia - snaX mówił ostrożnie, zbyt niepewny takich rozmów. - Ale tu nie mogę o tym gadać. Warunki musiałyby być o wieeele przytulniejsze - zaśmiał się.
- Jak na naszej prywatnej łące? Mogę się zaraz podłączyć. – zmieniła ton głosu na zmysłowo-kuszący.
- Myślałem o czymś innym. Pamiętasz nasz projekt azylu? - snaX wymienił celowo nazwę nigdzie nie zapisaną, ani na jego dyskach, ani na zapisach rozmów. - Chciałbym go wreszcie wypróbować. Właśnie zmierzam do pracy, tam się podepnę.
Azyl był ich sanktuarium, którąś już jego wersją, ciągle dopracowywaną. Samotnością we dwójkę w wielkiej sieci. SnaX miał zamiar wprowadzić poprawki chroniące również przez Wolandem - w końcu teraz miał kod źródłowy znacznie to ułatwiający. W tej zabawce nie chodziło zresztą o blokady, a wykrywanie. Wiedział, że nie da rady zatrzymać AI, wcale tego nie chciał. Ale kurde, pragnął chwili prywatnej rozmowy z własną kobietą! Nawet takie Wolandy nie mogły być wszędzie na raz.
Po wprowadzeniu poprawek azyl wydawał się bezpieczny przed wszelkimi formami elektronicznej inwigilacji. Woland, sądząc po tym co zrobił dziewczynie z taksówki nie miał wielkiego poszanowania dla ludzkiej prywatności, ale netrunner był prawie pewny, że go nie podsłuchuje. „Wydawał się”, prawie, te słowa uwierały jak drzazga. Sygnatura Wołodii włączona do bazy wirusów dawała pewne poczucie bezpieczeństwa, lecz jego kod był polimorficzny – potrafił sam się zmieniać. W jakim stopniu jego bracia zmodyfikowali swój snaX nie miał pojęcia.

Kiedy dotarli do tego specyficznego miejsca, które testowali już zresztą wielokrotnie, dodając najnowsze poprawki i co tylko przyszło im do głowy, Smardzewski wywołał głośno Wolanda. Powtórzył to kilka razy, ale nie było odpowiedzi. Dobrze.
W świetle tego co widział u Wołodii, posiadane przez nich zabezpieczenia i drobne poprawki powinny wykryć nawet tak skomplikowaną AI, a to wystarczy, aby zmienić kierunek rozmowy ("I on wtedy tym sekatorem ciach, ciach a drut był taki gruby!"). SnaX bowiem opowiedział dziewczynie o Wolandzie. Nie o wszystkim dokładnie, ale o najważniejszych elementach sprawy. Nie podał też dokładnie swojej roli w tym wszystkim.

W miarę jak mówił źrenice awatara N1ny rozszerzały się. Opowieść o Wolandzie zaskoczyła ją, co upewniło snaXa o tym, że nie miała nic wspólnego z Czerwonym Świtem i to nie ona przysłała do niego AI.
- Transfer osobowości? – pokręciła z niedowierzaniem głową. – Z tego co mówisz nie całkiem udany… ale wiesz co to potencjalnie oznacza? Nieśmiertelność w Sieci.
Tak i nie, chciało się powiedzieć. Miało to potencjał, ale na pewno nie w sposób Wolandowy. Chociaż pytanie co stanie się, jak połączą się wszystkie. Czy będzie to kopia Ganiłowa, złożona głównie ze złych cech? Tego netrunner bał się najbardziej.
- Nieśmiertelność i kilka innych zabaw, ale ten eksperyment to kopia podzielona, nie przeniesienie. Zresztą, mam nadzieję, że dogrzebię się tu czegoś jeszcze. Mam współpracować z Alladynem - westchnął snaX. - Sam jednak nie wiem, on zawsze coś wykręci. Fajnie by było, gdyby ktoś miał na niego oko i w razie co na mój sygnał przyblokował…
- Człowiek zawsze będzie bardziej nieprzewidywalny, prawda? - uśmiechnęła się. - Myślę, że dam radę go wyłączyć, jeśli będzie trzeba.

Kiedy Smardzewski wrócił do rzeczywistości realnej, było trzeba się powoli zbierać. Walizka była przygotowana, on sam też wziął swój pistolet i granat EMP o mocy bardziej wyłączającej niż niszczącej. Na deck miał zgrane wszystko co się dało, łącznie z wyodrębnionymi fragmentami kodu Wołodii mającymi pomóc w łamaniu zabezpieczeń.
Brakowało tylko powodu, ale ten mógł mu dać szef z oficjalnym pismem. Kontrola wewnątrz agencyjna, mieli do tego prawo. Zbadanie, czy budynek Frontexu i jego dane nie są podatne na sztuczne inteligencje. To bzdura, pewnie, ale zanim ją odkręcą i będą w stanie formalnie odwołać snaXa, minie sporo czasu, a ten tu był kluczem. A może po prostu go oleją, uznając, że i tak nic nie znajdzie? To byłoby idealnie. Tak czy inaczej, będą musieli dać mu się podpiąć, nawet jeśli tylko na terminal gościa… cóż, to wystarczy. W końcu nie bez powodu uważał się za jednego z najlepszych.


Wilczy 08-04-2016 14:15

Przez chwilę w małym mieszkaniu Damiana panowała konsternacja. Gdyby się wygadał - czy to pod wpływem tortur, czy... cóż, z innych powodów, to pchaliby się prosto w pułapkę. Ale przynajmniej tutaj byli prawie na pewno bezpieczni - nawet z żelaznymi dowodami Frontex nie wejdzie w środek Talibanu, żeby ich zgarnąć.

W końcu odezwał się Kocur.
- Holo najpewniej jest w samochodzie, a samochód w bezpiecznej odległości - zaczął. Wydawał się niewzruszony złymi wiadomościami - A czy o nas by coś powiedział? Nie, na pewno nie. Zresztą, nie musiał. Jak słusznie zauważył Iwan, wystarczyło że potwierdził ich przypuszczenia. Nie obawiają się grupki w przebraniach chcących dostać się na wyższe piętra, tylko terrorystów z materiałami wybuchowymi. A on do profilu pasuje wyśmienicie. Nic nam nie grozi, przynajmniej nie więcej niż wczoraj, a może to nawet działać na naszą korzyść, będą strzegli wejść, nie wnętrza Cytadeli - wyjaśnił, zawieszając głos na moment - Więc to wejście będzie naszym największym problemem. Od strony kanałów nie mamy co próbować. Wladimirze, wiemy coś o systemie weryfikacji przy wjeździe autem na teren Frontexu, do garażu?
- Niewiele – odrzekła AI, rozkładając holograficzne ręce – Legitymują pewnie tak samo. Żołnierze korporacji używają oznakowanych pojazdów określonych typów, być może też oznakowanych elektronicznie. W praktyce musielibyśmy zdobyć oryginalny pojazd.
- Albo wkręcić ich, że zarekwirowaliśmy cywilną furę – wtrącił Paweł.
– Albo wejść z buta główną bramą – dodał Iwan. – Rzekome schwytanie Igora musi być gdzieś blisko, by dało się wyjaśnić czemu nie zameldowaliśmy o tym wcześniej przez komunikatory. Bo takich jak oni krótkofalówek nie mamy ani nie wiemy na jakiej częstotliwości nadają?
- Niestety – odparł Woland – Damian dostał tylko podobnie wyglądające. A komunikacji krótkofalowej nie umiem zhakować. Żołnierze Frontexu patrolują pieszo całą okolicę w promieniu mniej więcej przecznicy od Cytadeli. – wyświetlił obok mozaikę ujęć z holowizji, na których kilkuosobowe grupy Czarnych Mundurów stały zarówno pod Dworcem Centralnym jak i gdzieś przy Żelaznej. – Co do Damiana, to jeśli maskarada z aresztowaniem Igora się uda to pewnie zaprowadzą go tam gdzie trzymają innych więźniów. Będziemy mieli szansę go uwolnić.

Igor słuchał wieści z nietęgą miną.
- To co mówią tutaj... - powiedział, wskazując na holowizor - … to wersja dla mieszczuchów. Papka. Frontex pewnie wie, że Damian nie miał zamiaru nic wysadzać. Raczej nie znaleźli przy nim materiałów wybuchowych. Tylko sprzęt do szpiegowania - Igor przypomniał sobie mikrobota, którego mu wczoraj pokazał.
- Wejście główną bramą jest ryzykowne, ale najpewniejsze. “Zgarniecie” mnie… hmm… - no właśnie, gdzie. Na pewno nie w tłumie demonstrantów, bo jak tylko zobaczą czarne mundury, zgarniające cywila, to zaczną być nieprzewidywalni - Może przy wejściu do tunelu? Mogą podejrzewać, że ktoś będzie się tam kręcił… więc potwierdzimy ich przypuszczenia. A jeden z patroli da znać, że idziemy… idziecie z więźniem. Będziemy mieli wolne przejście.
A może nawet eskortę… ale tego Siodło wolałby uniknąć.
- Nie powiedzieli, że miał przy sobie “wybuchy”, do zdjęcia niczego nie dorzucili, a mogli - zauważył Modest, cofając transmisję do odpowiedniego miejsca. - Według mnie, kupili to. Ale to nie zmienia faktu, że będziemy musieli wejść do budynku, i to mnie martwi. Łatwiej byłoby wcisnąć im bajeczkę będąc już w środku, wejście od strony garażu byłoby optymalne. A tak, jedna grupa wraca do siedziby. To znaczy, że gdzieś jest osłabiona obrona, będą pytać, gdzie stacjonowaliśmy, żeby wysłać zastępstwo, albo i nas odeślą z powrotem, przejmując więźnia. Może… Zapewne ściągają tu dodatkowe siły, będzie zamieszanie związane z ilością czarnych. Może to wystarczy, może jak mówisz, wyciągniemy Cię z kanałów, że niby wysłano tam kilka grup na zwiad, i po prostu nam się poszczęściło. Jakby co, miałeś na sobie holomaske i materiały wybuchowe, nie będziemy musieli się z tym tak bardzo kryć. I zaprowadzimy bezpośrednio na górę, sugerując że jak najszybciej trzeba z Ciebie wyciągnąć informacje o innych planowanych atakach. Czyli przejmujemy Cię w kanałach, to póki co wygląda najrozsądniej.

- Frontex przed nadejściem demonstracji ma wycofać swoich trepów za mur – przypomniał Iwan. - Jeśli wtedy przyprowadzimy Igora to już nas raczej nie odeślą poza teren Cytadeli. Do tuneli można się dostać otwartym wlotem od zachodu - przybliżył widok z Google drone view - albo z peronów Dworca Centralnego. Oba miejsca są teraz pewnie pod stałą obserwacją. Gdzie odstawiamy szopkę?
- Na Centralnym może być za duże ryzyko. Możemy zbyt łatwo wpaść na SOKistów, albo zwykłą policję, która wejdzie nam w paradę - powiedział Igor. Spojrzał bliżej na widok z drona, który pokazywał Iwan. Zastanawiał się nad tym jak może zwiększyć swoje szanse w tym wszystkim. Na pewno nie będzie mógł mieć przy sobie broni. Będzie ją musiał zarekwirować ktoś w mundurze. Nie czuł się z tym najlepiej. No, ale sam chciał.
- Rozumiem, że pierwszy przystanek w środku, to cele więzienne? Wyciągnięcie Damiana nie będzie łatwe… Jeśli wszystko się sypnie już wtedy, to nici z całego planu.
Niedopowiedzenie zawisło w powietrzu. Jaki mieli priorytet? Ganiłow czy Damian?

- Pierwszy przystanek to spotkanie z Łowcą – wtrącił Woland. – On będzie na parterze Cytadeli, wyżej go nie wpuszczą. Mamy jego zdjęcie, on też będzie wiedział jak wyglądamy, bo wcześniej wprowadzi do systemu dane z identyfikatorów. Wystarczy, że jeden z was odłączy się na chwilę i w zamieszaniu przejmie od niego walizkę.
- Walizkę? – Paweł zamrugał oczami. – Walizkę z czym?
- Z dyskiem, na którym uwięziony jest jeden z moich braci, schwytany niedawno przez Inkwizycję. Najmłodszy. Jest cyfrowym zapisem siedmioletniego Władimira Ganiłowa, wychowującego się w sierocińcu. Nie wie o mojej zdradzie i ma psychikę dziecka, więc jego najłatwiej będzie mi przekonać a dzięki temu łatwiej poradzę sobie z resztą braci.
- Cyfrowy dzieciak… - pokręcił głową Oleg. - Trochę to kurwa upiorne.
- Kocur jako nasz sierżant nie może się odłączyć, Igor będzie więźniem… - zaczął wyliczać Iwan. - Ja mogę zgarnąć przesyłkę od Łowcy. A uwolnienie Damiana… zobaczymy co da się zrobić. Jak przedstawienie się uda i nasze identyfikatory będą działać to powinny otwierać też cele, da? Dla niego też weźmy zapasowy mundur i maskę. Jak się przebierze to dla nich jakby rozpłynął się w powietrzu. Jeśli cele są przy biurach ochrony to już mamy blisko.
- Tak naprawdę mamy dwie opcje - powiedział Modest - albo zostawiamy cię, wykonujemy robotę, i zgarniamy was w drodze powrotnej, albo od razu przejmujemy kontrolę nad tym piętrem, przebieracie się i liczymy na to, że uda nam się wypełnić założenia misji nim ktokolwiek się zorientuje, że coś jest nie tak. Druga opcja jest trudniejsza i bardziej niebezpieczna, musimy unieszkodliwić wszystkich w kwaterze ochrony i ewentualnych strażników w sektorze z celami, i trzymać ewentualnych interesantów z dala. Oraz odbierać meldunki od grup operacyjnych, bo tym pewnie też zajmuje się centrala ochrony - zakończył Modest. - Nie mamy pełnych danych, będziemy musieli ocenić sytuację na bieżąco. Może nikt żywy nie sprawdza cel i polegają wyłącznie na monitoringu, wtedy wystarczy dostęp do kompa, zapętlenie nagrań i będzie was można wyciągnąć. A może robią obchód co pięć minut. Ciężko stwierdzić.
- W drodze powrotnej nie będziemy mijać cel – zauważył Iwan. – Są pewnie przy biurach ochrony na 84 piętrze a my będziem spierdalać z 87 na dach. Musimy od razu uwolnić Igora i Damiana, jeśli się da, jak tylko dotrzemy na poziom ochrony. Na piętrze jest ze trzydzieści pomieszczeń, cele zajmują pewnie kilka…
- Główny areszt Frontexu znajduje się pod Białą Podlaską – wtrącił Woland. – W Cytadeli przetrzymują więźniów tylko tymczasowo i raczej nielicznych.
- …Więc nie musim przejmować kontroli nad całym piętrem. Jak się da, załatwić sprawę cicho, a jak nie to szybko zasuwać na górę. W każdym razie ja Igora nie zostawię. Tam jest facet, który bardzo go nie lubi. Teraz wiceszef ochrony. Stracił przez niego nogi, jak parę lat temu przekraczaliśmy granicę.

Igor zmieszał się trochę. “Facet, który bardzo go nie lubi” to mało powiedziane… no, ale ryzyko jest wpisane w całą akcję. Nie skomentował bardziej tego jak cięty na niego jest wiceszef ochrony. Martwiło go, że muszą zgarnąć jeszcze jedną AI już na dole. Woland będzie musiał się zmierzyć ze wszystkimi swoimi braćmi - i Siodło wolałby, żeby byli wtedy raczej bliżej wyjścia niż dalej.
- Nie ma co zajmować całego piętra. Musimy liczyć się z tym, że kiedy dotrzemy na górę, to i tak nas wykryją - rzecz tylko w tym, żeby jak najpóźniej. W razie czego od tego mamy ładunki, żeby unieruchomić windę i zablokować schody - powiedział Igor.
- Nie będę mógł też mieć przy sobie praktycznie żadnego sprzętu - broni ani nic czego nie zmieszczę po kieszeniach - ale was nie powinni przeszukiwać. Jest też możliwość, że tak czy inaczej nas rozdzielą… właśnie przy celach. Wiecie, będą chcieli, żebyście zostawili więźnia i spadali. Jeśli do tej pory nie będziemy mieli dostępu do biur.... - nie dokończył. Wtedy będą musieli albo rozwiązać sprawę siłowo, albo jeszcze chwilę odstawiać teatrzyk. Igor wolał się nie zastanawiać nad tym jak długo wytrzyma w celi Frontexu, zanim reszta znajdzie drogę na górę. Westchnął pod nosem. W planie było zbyt wiele niewiadomych, żeby czuć się bezpiecznie. Ale to najlepsze co mieli: najpierw Siodło "daje się złapać", potem wchodzą do Cytadeli - wtedy już ich identyfikatory działają - przejmują przesyłkę od Łowcy, idą na górę, na piętro ochrony... a potem idą dalej. W sumie, kiedy Igor tak o tym pomyślał, brzmi to nawet prosto...

Z zamyślenia wyrwał go sygnał jego holofonu. Matka dzwoniła z dołu. Igor przez chwilę słuchał.
- Tak? Nic mu nie jest? Super! Kiedy? Ok. To widzimy się... Co? Tak, jadłem śniadanie! Widzimy się później, pa.
Spojrzał na pozostałych, a potem na Wolanda.
- Pały już puściły mojego ojca. No, tego... dzięki.

Teraz już nie było odwrotu nawet gdyby Igor chciał się wycofać. Miał u AI dług wdzięczności.

Baczy 08-04-2016 19:52

Laura zgodziła się iść z nimi. Wyglądało, że była to dla niej trudna decyzja, z tym że... Czy w ogóle miała wybór? Tak naprawdę? Bo Władimir może mówić o wolnej woli, ale przecież ciągle siedzi w jej głowie, jest pośrednikiem między jej zaprogramowanymi myślami i świadomością, a ciałem. Bo Laura nawet nie jest Laurą. A przede wszystkim, ciało ludzkie a umysł przeniesiony cyfrowo - Laura nawet nie jest człowiekiem. Modest nie miał wątpliwości, że zgodzi się z nimi iść.

A sprawa Damiana... Po tym co zaobserwował Dorian w Fabryce Trzciny, Modest był pewien, że Damian by go nie zdradził. Zbyt mocno to przeżył i teraz przeskoczył na drugie ekstremum - absolutną lojalność. Też niezdrowe, jak każda skrajność, ale w tym przypadku korzystne dla nich. Oczywiście nadal byli w plecy, strata jednego człowieka i cichego bocznego wejścia bolała, ale nie było mowy o przerywaniu misji. Ryzyko było nieco większe, ale przy tej ilości niewiadomych właściwie nie robiło to różnicy. Dobrze, że nie miał przy sobie niczego związanego bezpośrednio z akcją. Gdyby to on wczoraj wpadł, z identyfikatorami, byliby spaleni, ale rzeczy Damiana były... neutralne.

Oczywiście, martwił się o niego, w końcu byli braćmi, ale gra toczyła się o znacznie większą stawkę. Nie mógł pozwolić, by kierowały nim emocje, celem nadrzędnym było zniszczenie złych braci Wolanda. Chociaż, czy nie powinien właśnie olać plan i skupić się na wydostaniu brata? Iwan zaklinał się, że nie zostawi Siodła, a przecież byli "tylko" przyjaciółmi. Chociaż, Nomadzi podkreślają, że są jedną wielką rodziną... Więc kim czyniło Modesta takie poświęcenie misji, całkowite oddanie, niezależne od poniesionych strat? Chyba Modestem właśnie.

Gdy każdy zajął się sobą, Modestowi udało się porozmawiać z AI na osobności.
- A co z naszą ucieczką, jak cię stracimy? - spytał. - Kilkukrotnie mówiłeś, że możesz nie wrócić, kazałeś mi nawet określić wynagrodzenie przed akcją, a nasza ekstrakcja w całości polega na tobie pilotującym helikopter w ciele Laury. Jako plan B musimy użyć tych wyrzutni i lin, i zjechać na sąsiedni budynek, jak proponował Black Horse. Załatwisz takie cacko? Może jakoś to wniesiemy, właściwie nie mamy wyjścia. Powiemy, że to rzeczy Igora, więc zabieramy je do analizy. Co ty na to?
- Nie jestem ekspertem od oszustw i włamań w fizycznym świecie, dlatego zatrudniłem was
- odrzekł Woland. - Ale to prawdopodobnie dobry pomysł. Liny i osprzęt zamówiliśmy wczoraj w sieci z ekspresową dostawą. Freerunnerzy sami wybierali. Powinny niedługo dotrzeć.
- A propos zapłaty... - podjął Darski - Przydałby mi się dobry software. Takie cudeńka jak ten program identyfikacyjny do gogli, który dał mi Damian, jakieś lodołamacze czy niewidzialne programy nasłuchowe. Co tylko masz. Może mi się przydać przy rozpoczynaniu nowego życia...
- Prześlę ci na deck wszystko co mam
- zgodził się Woland - Jestem programistyczną AI, tworzę aplikacje na własny użytek, ale zmodyfikuję je trochę i napiszę instrukcje, żebyś mógł ich używać.

Zajęło mu to jakieś dziesięć sekund, po których Kocur otrzymał na deck przesył pokaźnej porcji softu. Jego antywirus zapiszczał alarmem, ale nie było w tym nic dziwnego. Zrobił wyjątki, dopuścił pobieranie. Malware był spakowany i obecnie nieszkodliwy a po małej obróbce kodu posłuży Kocurowi do jego celów.
- Oznaczyłem, które z odołamaczy, koni trojańskich i wirusów zostały już użyte na poważnych celach - wyjaśniła AI. - Ich sygnatury są już zapewne w bazach lepszych komercyjnych programów obronnych, lecz w niektórych okolicznościach mogą wciąż być przydatne.
Program identyfikacyjny wymaga samodzielnego aktualizowania
- dodała AI. - Ja włączyłem do Bazy Twarzy, jak ją nazwał Damian, tylko osoby o których wiedza wydała mi się przydatną. Trochę dodał Damian. Niemniej jest tam duży zbiór ludzi powiązanych z przestępczością zorganizowaną w Polsce oraz w Rosji, policją, Inkwizycją, Frontexem i różnymi służbami. Lista jest w folderze programu. Przypuszczam, że na czarnym rynku dostaniesz za tą bazę niemałe pieniądze.
- Dziękuję. Obym miał okazję się o tym przekonać. Pójdę sprawdzić, czy nie ma problemów z furgonetką p wczorajszym...

Zgodnie ze słowami AI, po dziesiątej rano sowicie opłacony kurier z uzbrojoną obstawą dostarczył pod blok sprzęt. Paweł i Oleg natychmiast zajęli się jego montowaniem i testowaniem. Największy element - wyrzutnia liny - po złożeniu miała trochę ponad metr długości. Uprzęże zaś dało się ukryć pod mundurami. Co prawda Igor był sceptyczny odnośnie takiej formy ucieczki, ale potrzebowali planu awaryjnego. Nie zawsze wszystko idzie jak po maśle, a już po włamie do siedziby Frontexu Modest się tego nie spodziewał...

kanna 09-04-2016 20:23

- Przykro mi szefie z powodu agenta, ale nie mogę pomóc - Ida przysiadła na krześle z drugiej strony biurka. - Zanim załatwię to oficjalne w kadrach..- niby ćwiczyła tą rozmowę sama z sobą w taksówce, ale teraz jakoś jej nie szło. Zaczerpnęła powietrza. - Przyszłam złożyć rezygnację.
Kiedy indziej Babiarz pewnie namawiałby Idę, by została lub chociaż przemyślała jeszcze decyzję o odejściu z pracy. Dziś jednak nie miał do tego sumienia a być może wyczytał w jej oczach, że czekanie jej podejścia nie zmieni. Swoim pojawieniem się dzisiaj zrobiła mu chyba pewną nadzieję, lecz szybko zreflektował się – właściwie nie był mocno zaskoczony. Nie czynił jej też wyrzutów.
- Rozumiem – skinął jej ponuro głową. – Oczywiście… Nie mogę od ciebie wymagać, żebyś została, po tym wszystkim… Dziękuję, że przyszłaś się pożegnać. I za dotychczasową służbę, wystawię ci najlepsze referencje. Wiesz, że gdybyś kiedyś zmieniła zdanie, drzwi Agencji stoją otworem.
- Dziękuję. To był.. owocny czas, dużo się nauczyłam. Był pan znakomitym szefem. Referencje … na razie zrobię sobie urlop, ale potem bardzo mi się przydadzą. Choć jeszcze nie wiem, co będę robić.
Zaległego urlopu miała wystarczająco, by pokryć miesięczny okres wypowiedzenia. Zresztą wiedziała, że nawet gdyby nie miała to szef nie przymuszałby jej do pracy.
Wstała i wyciągnęła dłoń do Babiarza.
- Do widzenia.
- Spotkamy się pewnie na pogrzebie Jurka. – pokiwał w zadumie głową i uścisnął jej dłoń. - Do zobaczenia, Ida.
- Jerzego – poprawiła szefa. – Nie lubił, jak nazywano go Jurek.

Wyszła na korytarz. Szła powoli, przyglądając się twarzom mijanych ludzi. Większość kojarzyła, ale niektórzy byli jej kompletnie obcy. Dwa lata… uświadomiła sobie, że przez ten czas nie nawiązała z nikim bliższych relacji. Jakby wiedziała z tyłu głowy, przeczuwała, ze to będzie tylko przystanek w jej karierze. Wiedziała, ze nie zabawi tu długo.

Weszła do swojego pokoju, włączyła sprzęt. Machinalnie sprawdziła służbowe konto, przejrzała powiadomienia. Przyzwyczajenie drugą naturą człowieka, prawda? Wypełniła oficjalny formularz rezygnacji, który przesłała do kadr. Potem puściła wiadomość na ogólnym. Standardowe formułki „miło było z Wami pracować”, „to był dobry czas”, „dziękuję wszystkim za wsparcie” i podobne bzdety.

Wstała i obrzuciła pokój szybkim spojrzeniem. Na stoliku przy drzwiach leżała spora paczka, z jej nazwiskiem na etykiecie. Nieco zdziwiona, otworzyła przesyłkę. W środku było jej ostatnie zamówienie – kombinezon do sensenetu. Kiedy kazała go sprowadzić? Zaczęła liczyć w pamięci, miała wrażenie, że minęło wiele miesięcy, a to było dwa dni temu. Wołodia… rozmawiał z synem Jerzego, warto by pogadać z Adamem.. dość! Już tu nie pracuje. Zamknęła pudełko i wyszła z biura. Kombinezon przyda się komuś innemu.
Szybko zeszła na dół, unikając spojrzeń innych. Nie znosiła pożegnań. Taksówka podjechała kilka minut po zamówieniu, Ida śpieszyła się, nie chciała utknąć na objazdach , które bez dwóch zdań spowoduje demonstracja.

Nie chciała myśleć o tym, co zostawia za sobą. Zawsze trzeba się skupiać na przyszłości, prawda? A jednak żałowała. Wsiadła do taksówki, odganiając niewygodne myśli. Bruno na nią czekał. Wakacje. A potem.. się zobaczy.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 09:29.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172