lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   The Big Apple II (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/16549-the-big-apple-ii.html)

Lady 22-02-2017 20:32

~Nigdy nie staniesz się silna!~
Ta gorsza część osobowości używała sobie, korzystając tej krótkiej chwili zawahania. Psyche zacisnęła zęby, patrząc na odchodzącego Remo, a natłok myśli przegrzewał wewnętrzny procesor w głowie. Torebka z miniaturowymi chipami ciążyła w dłoni, ich wyimaginowana waga przez moment sparaliżowała kobietę. Zamknęła oczy, biorąc głęboki oddech. Znała swoje położenie i zdawała sobie sprawę, że nie uniknie konfrontacji. Jeszcze jedno poświęcenie.
~Nie, nigdy się nie oderwiesz od rzeczywistości. Przyznaj mu się do wszystkich win i myśli i błagaj na kolanach o wybaczenie…~
Chwila słabości i naprawdę by to zrobiła. Nie miała siły nawet na wewnętrzny monolog, na wieczne bicie się z zaprogramowanymi zachowaniami. Uwolnienie było tak blisko, a jednocześnie tak bardzo daleko. Podjęła pierwszą decyzję i napisała do Boora, podając adres kawiarni na Queens, o tej porze w niedzielę na pewno wypełnionej ludźmi.
Nie, tym razem nie da mu nic poza słowami.

Boor czekał już na nią, kiedy pojawiła się w kawiarni. Nienagannie ubrany, z idealną fryzurą, sztywny jak kołek. Zauważyła jednak, jak porusza mu się nerwowo noga, a gałki oczne nie przestają zerkać na boki. Dostrzegł ją szybko, wysoka, idealnie zgrabna i nienagannie wyglądająca w swoim obcisłym kostiumie kobieta przyciągała wzrok nie tylko jego jednego. Stukając obcasami podeszła do jego stolika i usiadła wystudiowanym ruchem, poprawiając przy tym - zupełnie niepotrzebnie - swoją spódnicę. Jednym ruchem zamówiła na panelu małą kawę.
- Wreszcie jesteś! - Michael prawie syknął, teraz bardziej uważnie rozglądając się i przysuwając bliżej stolika. Splótł dłonie na filiżance, lecz widać było po nim, że miałby ochotę zrobić z nimi coś zupełnie innego. Wyglądał jak ćpun na odwyku. - Przecież masz mnóstwo możliwości, jakaś inna pieprzona robota nie powinna pozwolić ci mnie ignorować!
Głos z trudem pozostawał cichy, publiczne miejsce tłumiło jego wybuch. Był wściekły, a jak to mówiono: co się odwlecze, to…
- Nie zapomniałam o tobie, Michaelu. Nie śmiej nigdy o tym wątpić - zmusiła się do mówienia całkowicie opanowanym, niemal słodkim głosem. Dłonią przesunęła po jego policzku, uśmiechając się. Ciekawe czy dostrzegł, że ten uśmiech nie dociera do oczu? - Moje możliwości są duże, owszem. Ale ostatnie problemy z siecią i fakt, że działam przeciwko bardzo dużej, posiadającej ogromne zasoby grupie wymusza na mnie wielką ostrożność. Chyba nie chciałbyś, by ktoś dowiedział się czego dla ciebie szukam?

Wzdrygnął się, kiedy go dotknęła, jak gdyby prąd przeszedł przez jego ciało. Ciężko powiedzieć co czuł, ale drżał niczym na odwyku od swojego głównego uzależnienia. Złapał ją za dłoń i przycisnął do stołu, trzymając mocno.
- Uważam, że nie starasz się wystarczająco - wysyczał, a jego oczy przewiercały Psyche na wylot. Czaiła się w nich groźba, pożądanie i obietnica wyładowania tych dwóch na raz, kiedy tylko będzie na to miejsce i czas. Bardziej miejsce. - W razie czego firma przydzieli kogo innego. Ty jesteś moja, rozumiesz? Jesteś moim tworem. Nie ich. - Powtarzał sobie to tak długo, że słowa brzmiały jak całkowita pewność. - Teraz mów, czego się dowiedziałaś.
~O tak, powiedz mu wszystko. O wszystkich zdra… ~
Nie, nie tym razem. Już nigdy nie przejmiesz kontroli, dziwko!
Myśli wirowały w głowie, było ich za dużo. Powiedzenie całej prawdy nie wchodziło w grę, kłamstwo również. Psyche skupiała się na tym, żeby jej twarz nic nie zdradzała.
- Mamy już prawie pewność, kto kieruje całością. Byłoby to proste w normalnym przypadku - odpowiedziała Boorowi opanowanym głosem. - Niestety tu jest to SI, w dodatku obecnie przejęta przez policję i unieszkodliwiona. Sztuczna Inteligencja stworzyła sobie wielu ludzkich… pracowników, którzy ślepo wykonują ciągle jej polecenia. Złapaliśmy już część z nich, ale nie jesteśmy w stanie rozkodować, aby zdobyć posiadane przez nich informacje i lokalizacje. Obecnie pracujemy nad zainstalowaniem oprogramowania śledzącego. Wtedy zdobędziemy kod i szyfr. Moi współpracownicy są skupieni na czymś innym, więc ja będę w stanie wykraść lokalizację i osoby odpowiedzialne za tworzenie dzieci - skończyła, zmuszając się do popatrzenia w oczy Michaela.

Przytakiwał, kiedy mówiła. Czuła też jak nerwowo ściska jej dłoń. Miała wrażenie, że tak bardzo niecierpliwy nie był od dawna, choć nigdy tą cierpliwością nie grzeszył.
- Kiedy? - spytał szybko, jak skończyła. - Kiedy to planujecie? Jesteś pewna, że się nie zorientują?
- Jestem pewna - skinęła powoli głową. - Mam atut, o którym oni nie wiedzą. Mogę nie przejąć dzieci, ale przejmę technologię. Nasza akcja nie jest zaplanowana czasowo, zależy od niepewnych czynników. Musimy się zjawić na tym samym spotkaniu co nasz cel bez wzbudzenia jego podejrzeń. Jutro, może pojutrze - obiecała.
- Dobrze, dobrze… - wyglądało na to, że jej słowa go przekonują, choć niecierpliwość pozostała na swoim miejscu. Nachylił się jeszcze bardziej. - Ostrożność najważniejsza, oczywiście. Spróbuj jednak wykraść, razem z technologią, jedno z nich. Jako przykład. A jeszcze lepiej, miejsce gdzie to robili wraz ze sprzętem. Daj mi znać, a pomogę je ukryć albo opróżnić zanim ktoś się zorientuję. Potem powiesz pozostałym i zakończycie swoją misję. Nikt nie będzie się już tego doszukiwał - nerwowo oblizał wargi, rzucając spojrzeniami na boki.
~Pomyśl o jego podnieceniu i nagrodzie, jeśli ci się uda tak zrobić…~
Głos nie milkł, ale Psyche ciągle była w pełni skupiona na Michaelu. Wyglądał i zachowywał się jak naćpany. Może istotnie coś zażył? Nie chciała wiedzieć. Chciała tylko jak najszybciej opuścić to miejsce.
- Zrobię wszystko co w mojej mocy - zapewniła raz jeszcze. Wtedy spojrzał na wyjście.
- Może jednak wyskoczymy do jakiegoś ustronnego miejsca? - szarpnął lekko ramieniem kobiety. Psyche zimno pokręciła głową. Jej maska opanowania powoli pękała, na szczęście w obecnym stanie nie zauważał szczegółów.
- Muszę teraz jechać zmienić wygląd i od razu na spotkanie związane z naszą sprawą. Będę w pełni twoja, kiedy to się skończy.
Przez chwilę próbował z małą skutecznością nawiązać kontakt wzrokowy, ściskając dłoń Psyche z całej siły, ale ostatecznie puścił ją i westchnął.
- Dobrze. Pospiesz się.
Skinęła głową i wstała, kierując się do wyjścia. Ze wszystkich sił starała się nie biec.


Wypuściła wstrzymywane powietrze dopiero kiedy znalazła się na motorze, pędząc w stronę mieszkania operacyjnego. Czuła się brudna, ale to spotkanie było konieczne. Teraz nie podejmie niebezpiecznych kroków widząc jak jego marionetka wraca. Podejrzewała, że zamontował monitoring w jej mieszkaniu lub zostawił coś, co poinformowało go o jej obecności. Bez spotkania wiedziałby, że wcześniej kłamała.
~Niewdzięcznica…~
Już niedługo. Maksymalnie kilka dni i uwolni się od tego.
W ten czy inny sposób.

Wybrała numer Marthy, zostawiając jej wiadomość głosową. Wolała nie atakować kobiety od razu rozmową i wpraszaniem się, byłoby to zbyt obcesowe, a te sprawy należało załatwić delikatnie.
"Hej, Marlene z tej strony. Nie znamy się jeszcze, ale mamy wspólnych znajomych. Twój numer dał mi Tom, kiedy opowiadał o swoich nowych znajomych z pewnej grupy. Strasznie mnie zaciekawił, ale mówi, że ciężko z jego czasem. Polecił mi ciebie. Podobno macie spotkania wprowadzające, że można nawet spotkać samego Izaaka! Chciałabym tego spróbować. Oczywiście jeśli nie masz kiedy to nie będę się narzucała, ale Tom mówił o tobie same dobre rzeczy, że chciałabym się zapoznać i tak…. nawet jak z tym spotkaniem nie wyjdzie. "
Nadała swojemu głosowi podekscytowany ton pasujący do Marlene, nie Psyche. I lekko nieśmiały, jakby nie była pewna, czy może się wprosić na takie zabawy.

Po powrocie do mieszkania wzięła długi prysznic. Uważała, aby nie stanąć nago w obiektywie ewentualnej kamery. Nie miała zupełnie nic przeciwko nagości, lecz pokazywanie się Boorowi wywoływało bardzo nieprzyjemne sensacje w brzuchu i głowie. Przybrała klasyczny wygląd Marlene, w skórach i z dredami wplątanymi w długie, czarne włosy. Trochę tatuaży, kilka kolczyków i więcej radości. Postanowiła przed wybraniem się na Bronx odwiedzić jeszcze swoich podopiecznych w bezpiecznej kryjówce i sprawdzić jak się mają.

liliel 23-02-2017 18:10

“Witam. Poznaliśmy się w marcu zeszłego roku za pośrednictwem detektywa Ferro, w sprawie hakera Malika, może pan sobie przypomina akcję w okolicy Central Parku. Tak się składa, że w sprawie nad którą obecnie pracuję przewija się nazwiska Kye’a Remo, jak figuruje w policyjnej kartotece - związanego z The Blank Page, więc zapewne dobrze panu znanego. Trzy osoby - w tym pan Remo, Ann Yui-Ferrick oraz James Shelby byli ostatnimi osobami, które spotkały się z ofiarą - Scottem Tomkinsem. Jak zostało mi wytłumaczone cała trójka pracuje na zlecenie Corp-Techu aby wyjaśnić śmierć córki Tomkinsa - Amandy. Prawdopodobnie jest pan zaznajomiony ze sprawą, w mediach aż od tego huczy. Niemniej faktem jest, że Amanda wysadziła salę sądową podczas procesu przeciwko sekcie - Dzieciom Raajnesha. Niedługo później w skutek podłożonej pod samochód bomby ucierpiała dwójka detektywów prowadzących przede mną sprawę Amandny.
Proszę mi wybaczyć przydługie wyjaśnienia. Mógłby pan pomyśleć, że to pana w żadnym stopniu nie dotyka i nie powinno obchodzić ale moment, już zmierzam do sedna.
Dzisiaj przesłuchałam panne Ferrick, która wyjaśniła mi powody wizyty jej, pana Remo i pana Shelbiego przed śmiercią Tomkinsa. Jak rozumiem od dłuższego czasu rozpracowują oni tą sprawę (poza panem Shelbym - ten ma na chwilę obecną status zaginionego, choć istnieje duże prawdopodobieństwo, że nie żyje) na koszt i z poparciem korporacji.
Oboje mamy swoje lata i wiemy jak to wszystko wygląda. Policja, pomimo wielu udogodnień i tarczy prawa, kuleje pod względem braków kadrowych, technologicznych i finansowych. Zaproponowałam pani Ferrick ciche porozumienie o wzajemnej współpracy. Zdaję sobie sprawę, że są kilka kroków przede mną, na pewno zdążyli zebrać spory materiał dowodowy, poza tym dysponują o niebo większymi środkami i zapleczem. Ja niemniej, jestem w stanie wnieść w ten tandem dostęp do potrzebnych nakazów i wgląd w bazy policyjne, ale pani Ferrick dała mi do zrozumienia, że jej taki układ nie interesuje.
Zasugerowałam więc, że leży to również w jej interesie, bo - jak wyszło w toku śledztwa - jest ona jedyną osobą o porządnym przeszkoleniu w temacie materiałów wybuchowych, które to pojawiały się dwa razy i w obu przypadkach, z zabójczym rezultatem. Gdybym przedstawiła tę zależność moim przełożonym, myślę, że byłaby to podstawa to przeszukań a nawet tymczasowego aresztowania pani Ferrick. Ona pojęła moje słowa jako groźby, ale ja to rozumiem, takie są prawa młodości, duża spontaniczność i samolubność.
Dlatego zwracam się z prośbą do pana, jako do osoby, którą w niewielkim stopniu, ale jednak znam i zdążyłam nabrać szacunku przez wzgląd na pana wiek i doświadczenie. Proszę by pomówił pan z Kyem Remo i przedstawił mu delikatnie chęć mojej współpracy. Chciałabym dostęp do materiałów z ich śledztwa. Omówić ich wnioski i podejrzenia oraz powiedzieć jak wygląda to od strony posterunku. Ta sprawa wydaje się niebezpieczna i ciągnie za sobą coraz to więcej trupów - kolejnego właśnie wiozą do miejskiej kostnicy. Proszę także uczulić pana Remo i panią Ferrick aby zachowali ostrożność. Niewykluczone, że sama przysporzyłam problemów mojej rodzinie angażując się w to śledztwo, a tym samym winni chcą odwrócić moją uwagę od dochodzenia, za co niestety płaci teraz moja siostra i jej mąż.
Nie będę apelować tutaj do pańskiej empatii, jaka to jestem biedna prowadząc skomplikowaną, wielopoziomową sprawę mając do pomocy jedynie notatnik i żółtodzioba świeżo po akademii. Pomoc pana znajomych bardzo by mi się przydała a i chyba z wzajemnością. Pan Remo powinien zastanowić się, co jeśli już oszacują winnych? Zostawią korporacji decyzję czy rozwiązać to sposobem samosądu, czy raczej zechcą zgłosić wszystko policji, aby ta podjęła odpowiednie kroki. Myślę, że nasza współpraca jest tylko kwestią czasu i w końcu będą musieli się do mnie zgłosić. Sęk w tym, że czas działa na niekorzyść nas wszystkich. Pojawiają się kolejne trupy i poboczne kłopoty. Nie mówiąc o tym, że jawne odrzucenie współpracy przez panią Ferrick rzeczywiście nasuwa mi na myśl wątpliwości, czy jest tak zupełnie bez winy? Amanda = ładunek w sądzie. Detektywi prowadzący przede mną sprawę = ładunek pod samochodem. Ann Yui Ferrick = fachowiec od ładunków wybuchowych.
Liczę na pana rozsądek i cierpliwą naturę, że przedstawi pan swojemu przyjacielowi moje stanowisko. Czekam na odpowiedź do jutrzejszego dnia, później zapominam o propozycji.
Z poważaniem
L.W.

*

Leah pozwoliła siostrze wyrzucić z siebie wszystko, dopiero gdy zabrakło jej tchu odezwała się do słuchawki.
- Siedź w domu, zaraz do ciebie przyjadę i pomówimy.
Wbiła się w kurtkę, zamknęła klapę komputera.
- Muszę pojechać do siostry - wyjaśniła Mocie. - Później pojadę do Moniki Rukh. Jej nazwisko często się przewija. Na twojej głowie zostawiam Alberto Silvę. Ale uważaj, mieszka na Bronxie. Weź ze sobą wsparcie i przywleczcie go na komisariat. Najprawdopodobniej to on dał Bauerowi trefny towar. Pytanie czy ktoś nie kazał mu tego zrobić.
- Dobra - zgodził się. - O ile będzie u siebie. Jak nie to wracam. Może technik da mi coś co mnie w razie co poinformuje o jego powrocie - westchnął Mota. Pomimo bycia latynosem, nie pałał najmniejszą chęcią pojawienia się na Bronxie.
Kiedy Leah dotarła do domu Huntów, Walter jeszcze się nie odezwał. Natomiast przed domem stał samochód rodziców oraz gliniarze, którzy wylegitymowali Leah, wpisali ją do dziennika odwiedzin i dopiero przepuścili do środka.
- Joe? - krzyknęła gdy tylko przekroczyła próg domu.
Rozglądała się po wnętrzu w poszukiwaniu siostry a gdy ją wreszcie znalazła po prostu zamknęła ją w mocnym siostrzanym uścisku, bacząc jednak na jej mocno już zaokrąglony brzuch.
- Już dobrze, maleńka - pocieszała. - Zaparzę herbatę a ty opowiedz mi wszystko ze szczegółami, dobrze? Jak do tego doszło. O co wypytywali cię gliniarze, jakie są ich wstępne ustalenia. Jak się ma Ash.
- Leah, daj jej spokój - samochód rodziców oznaczał jedno. Oni tu także byli, a głosu ojca nie dało się z niczym pomylić. Matka właśnie wychodziła z kuchni, gdzie nastawiono już wszystko, co trzeba było nastawić.
- Wystarczająco dużo dzisiaj przeszła. Wierzymy, że to wszystko się wyjaśni.
Joe szybko znów oklapła po uścisku siostry. Wyglądała jakby cały czas płakała.
- Nie pozwalają mi zobaczyć Asha…
- Ale wszystko z nim będzie w porządku. Moja córka na pewno nie zrobiłaby czegoś tak niedorzecznego - Vincent oznajmił kategorycznie.
Leah nie była pocieszona z faktu, że nie uzyska dzisiaj żadnych odpowiedzi. Ale decyzję ojca przyjęła do wiadomości, jak to robiła całe życie.
- Joe, nie możesz się denerwować. Przez wzgląd na dziecko - posadziła siostrę przy stole i ciągle ściskała jej dłoń. - Rozmawiałam z detektywem, który prowadzi twoją sprawę. Na pewno pozna przyczyny ostatnich wydarzeń. A Ash się wyliże. To silny facet a my nie jesteśmy biedni. Zrobimy co będzie trzeba i niebawem te dni będą ci się jawić jak zły sen.
Matka postawiła przed każdym filiżankę ziołowej herbaty. Leah na krótką chwilę wyszła przed dom żeby zapalić. Przyjrzała się przez okno bladej twarzy Joe. Wyglądała na wykończoną a w jej stanie to nie był dobry znak.
- Chodź, pomogę ci się położyć skarbie. Potrzebny ci sen. - po powrocie do domu uniosła siostrę za drobne ramiona.
Miała nadzieję, że herbata ziołowa pomoże jej zasnąć. Przykryła ją pod samą brodę i pocałowała w czoło.
- Odpocznij. Odwiedzę jutro Asha i dam ci znać jak się ma.
Rodzice zgodzili się zostać z nią jak długo zezwoli areszt domowy i funkcjonariusze. Przed drzwiami roili się paparazzi i wysłane przez nich drony. Cholerne pasożyty, nie pozwalali Joe nawet na moment zapomnieć o gównie w jakie wpadła.
Leah przyjęła na oczy serię fleszy zanim ukryła się wewnątrz służbowego wozu. Odpaliła automatycznego pilota i wstukała w nim adres Miniki Rukh.

Widz 26-02-2017 22:18

Obie wiadomości wyświetlone na jednym ekranie wywoływały swoisty miks uczuć i emocji. Głównie rozbawienie, uznał Remo, wchodząc do metra. Ann odesłał krótkie "ok", nad Eleną zastanawiał się dwie lub trzy stacje. Piękna, wykształcona kobieta. Po tym co widzieli już na pierwszym spotkaniu powinna oddalić się w swoją stronę. Nie zrobiła tego, co dla hakera sugerowało zupełnie inny cel, podobnie jak to było w jego przypadku.
"Ostatnie wydarzenia przyprawiły mnie o potężny ból głowy, na szczęście nic więcej. Dzięki za troskę. Dzieci, zwłaszcza lider, to prędzej moja fascynacja. Nie zależy mi na spotkaniach z grupą "starszych" członków, a na samym Izaaku. No chyba, że bardzo szukasz osoby do towarzystwa."
Nakazał systemowi przetworzyć tę wiadomość na głos i dodał efekt rozbawienia i drobnego flirtu na końcu. Nie miał pojęcia w co gra Elena, nie cisnęło go także do poznawania tej tajemnicy, musiał jedynie grać zainteresowanego osobiście. Kobiety nie przepadały za wiadomością typu "chcę byś wkręciła moją znajomą na imprezę Izaakiem". Nie odpowiedziała od razu.

W pubie, słuchając chłopaków, przestawił się już całkiem na inny temat i tryb myślenia. Opowiedział też o tropie od Jamaza i środkach podjętych.
- Jak ten Walls znajdzie nadajnik, to podejrzewa pójdą i tak w inną stronę, a to jedyna szansa go śledzić bez tracenia całych dni. Co robimy, kiedy Oro znajdzie mieszkanie tej dwójki? Bez nadajników to potrzebujemy kogoś wynająć do roboty.
- Niekoniecznie - Walter wsunął cygaro do ust i zaciągnął się. - Są tu tacy, co zadbali o odpowiedni monitoring Chinatown. Pomagają swoim. Gdyby udowodnić, że ta dwójka pracuje dla kogoś z zewnątrz, pomogliby je wyśledzić.
- Tylko jak to udowodnić? - Remo podszedł do tego sceptycznie. - Podejrzewam, jak przy Wallsie, że z bossem kontaktują się cyklicznie, może nawet nie zawsze w dokładnie ten sam sposób. Można im zaproponować, żeby sami sprawdzili najpierw czym te laski się zajmują.
- Pewnie i tak trzeba będzie zapłacić, to normalka - Parkins wzruszył ramionami, nie odrywając się od ekranu. - My też mało tutejsi. Przez zasiedzenie skośnych oczu nie dostałem - roześmiał się. Deezer wypuścił kilka kółek dymu z ust.
- Zainteresować ich tą dwójką to nie jest zła idea. I ostrzec, by nie grzebali za głęboko.
- Potrzebujemy z tych dwóch kontaktów nie tak wiele, a jednocześnie całkiem sporo. Czas też ma znaczenie - podsumował Remo. - Student w końcu się skapnie, skoro jest taki dobry. Do tego momentu musimy wiedzieć jak się z nim kontaktują. Przeprowadzane transakcje nie są istotne, przerabiałem to już w Jerycho. Gościu nie kontaktuje się z nikim w tym czasie i wraca bezpośrednio do meliny po transakcji. Wymiana następuje kiedy indziej, przekazanie kasy też. Bardzo wątpię w normalny transfer środków, przelewaliśmy za pomocą transakcji bezpośrednich, to jak dać gotówkę w łapę.
- To lepiej żeby Oro się czegoś dowiedział - Jonathan skinął głową. - Lepiej opowiedz co z tą Wierzbovsky. Wtedy w parku to było zabawne.
- Wczoraj według mediów jej siostra postrzeliła swojego męża z kolekcjonerskiej broni - Weezer nie brzmiał na rozbawionego. - Nasz anioł stróż twierdził, że bardzo jej zależało na kontakcie właśnie ze mną. Pewnie dlatego, że tylko mnie wtedy widziała. Dziwne, że nie przez Ferro.
- Może się już nie kochają? - podsunął Jonathan.

Rozmowa toczyła się dłuższą chwilę, kiedy Kye odebrał odpowiedź od Eleny. Także nagraną głosowo, przez co drażniła umysł i inne miejsca jeszcze bardziej niż zwykle.
"Monica proponowała mi dzisiaj inicjację, ale nie jestem jeszcze na to gotowa. Nie w takim gronie, więc obiecała mi bardziej prywatne spotkanie. Wtedy jest duża szansa na spotkanie White'a. A ja myślałam, że bardziej interesują cię kobiety."
Murzyn pokręcił głową. Ann nie spodobałaby się ta korespondencja. To nie przeszkadzało mu kontynuować.
"Tylko te odpowiednie. White odniósł sukces bazując na niczym, stąd fascynacja. Inicjacja w twoim towarzystwie brzmi świetnie."
Piękne kłamstwa, albo i nie. Prawdę powiedziawszy tylko gej nie uważałby tej wizji za ciekawą. Dużo zależało jeszcze od formy inicjacji. W następnej wiadomości powitał go najpierw śmiech, zanim Elena dodała jakieś słowa.
"Doskonale, powiadomię cię."

Zanim zdążył się dobrze zastanowić w co się pakuje, wrócił Oro. Rozsiadł się przy stoliku, zamawiając wcześniej piwo. W jego przypadku oznaczało to potrzebę wyluzowania.
- Sprawdziłem te dwie. Mieszkają na Bayard Street, jeśli się nie mylę, to z widokiem na Columbus Park. W okolicy nie rzucają się w oczy nawet jak założą sukieneczki tak krótkie, że odsłaniają tyłki - skrzywił się. - Bazują na perwersjach, założę się, że nie tylko w ubieraniu. Jedna odwiedziła salon tatuażu w czasie mojej przechadzki. W ten sposób nic nie osiągniemy, w Chinatown na Manhattanie może duże nie jest, ale ma za dużo dziur, w których można się ukryć.
- Bez przylepienia łatki będzie trudno - Kye podrapał się po brodzie. - Nawet po zatrudnieniu eksperta.
- Zgadzam się - od razu odpowiedział Azjata. - Nie są papużkami-nierozłączkami, co jeszcze komplikuje sytuację. Musimy wiedzieć więcej.
- Co oznacza śledzenie - Walter skinął głową. - Spróbujemy odgrzebać jakieś kontakty. Jeśli masz swoje: działaj - powiedział w stronę Remo. - W końcu możesz przylepić prawie wszystko pod robotę dla korpo.
Parkins zaśmiał się, kręcąc głową.
- Chcę zobaczyć jak będziesz się tłumaczył z potrzeby śledzenia dwóch nastoletnich Azjatek w skąpych strojach.
- Coś wymyślę - Kye skrzywił się, częściowo też rozbawiony. - Większość opcji blokuje mi student. Widziałem próbkę jego informacji, skoro wie dużo, to musi mieć wtyki wszędzie. Trzeba więc robić wszystko na gębę i bez zapisu w żadnym oficjalnym, podłączonym do sieci systemie.
- Dasz radę - Jonathan wyszczerzył się. - Zresztą może się uda dogadać z tutejszymi. Wtedy w razie czego z puli korpo dorzucimy zapłatę dla nich.
- Wiecie, jest też opcja, żeby dostać się do tutejszego "tajnego" monitoringu samemu - Remo też błysnął zębami. - Jak za dawnych czasów.
- Taa… - Walter zamyślił się, a Oro skinął głową.
- Jak zawiodą negocjacje.
- Dobra. To ja będę się zbierał, negocjacje zostawiając wam. Mam kolację z burmistrzem - Kye dopił swoje piwo.
- Z kim?! - to pytanie, cóż, musiało paść.
- Z burmistrzem. Razem z Ann uratowaliśmy jego córkę przed porwaniem. Podczas kolacji z rodzicami Ann. Szczęście trzyma się nas blisko - roześmiał się Kye, wstając. - Opowiemy przy jakiejś wspólnej posiadówce.

Kiedy wychodził, otrzymał jeszcze wiadomość od Ann.
"Dzwoniła Daniela podobno pieniądze którymi zapłacił Alex w aptece przeszły przez konto PayPal, którego Tomkins nie miał. Spróbuj sprawdzić ten ślad."
Sprawdził godzinę. Nie było szans teraz się tym zająć, odpisał więc krótko.
"PayPal za duży gracz na szybki włam, spróbuję to zrobić inaczej, najpierw przez szefa. Firma na pewno ma dojścia."
W pierwszym odruchu napisał "Dirkuera", lecz to nie ta sprawa. W ostatnich dniach wszystkie się na siebie nakładały. Nie, tu potrzebował nakazu z innego źródła. Wystąpił o niego oficjalnym pismem przez wewnętrzną aplikację firmy, z priorytetem najważniejszym. I tak nie spodziewał się go przed jutrzejszym porankiem albo i popołudniem.
Na dziś i tak miał co innego w planach. Najpierw do siebie, wbić się w wyjściowy ciuch, następnie do Ann. I z ochroniarzem grzecznie do burmistrza. Niezłe jaja.

Sekal 27-02-2017 13:36


Ann, Remo

Godzina 7:00 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Dom burmistrza, New Jersey



Dom burmistrza nie robił piorunującego wrażenia. Pasował do klasycznych poglądów Daniellsa i jego stylu, który dało się dostrzec na publicznych wystąpieniach. Okolica była zamożna i dobrze chroniona, jednakże nie zamieszkiwali jej w większości ludzie pragnący pokazać swoje bogactwo wszystkim wokół. Przyciemnione okna przepuszczały tylko trochę światła, oprócz elektronicznych zabezpieczeń nie dostrzegało się ochroniarzy, ani tym bardziej paparazzi. Loty dronami nad okolicą zostały zabronione dawno temu i tutejsza ochrona miała pozwolenie na ich strącanie. Uwielbiająca roboty Ann wiedziała to doskonale. Dru wysadził ich przed wejściem i sam zaparkował na pustym podjeździe, oczywiście zamierzając czekać na ich powrót.

Drzwi otworzyła im młoda dziewczyna. Wcześniej nie mieli wielu okazji, aby się dobrze przyjrzeć, ale teraz Trisha wyglądała o wiele lepiej. Burza kręconych włosów tworzyła bardzo bujną fryzurę, a usta ozdobił uśmiech, kiedy zaprosiła ich gestem do wnętrza.
I zanim się rozebrali, przytuliła najpierw Ann, potem Remo.
- Dziękuję. I przepraszam za to - machnęła ręką, mając na myśli właśnie swoje zachowanie. - Nie codzień jest się ratowaną. Chciałam was poznać, a tata powiedział, że teraz to jedyny sposób…
Wyglądała na spiętą i zdenerwowaną, ale też całkiem zwyczajną. Ubrana swobodnie wzięła od Ann kurtkę i powiesiła w szafie przy wejściu. Nie było tu służących ani androidów. Kiedy Remo też się rozebrał, zaprosiła ich wgłąb domu, do salonu oświetlonego niezbyt mocnym, ciepłym światłem. Na sporej ławie stało jedzenie, ciepłe na podgrzewaczach i zimne przystawki, a także wszystko inne co stawiało się w tych klasycznych, często już zapomnianych formach spotkań.

Reese Daniells i jego żona wyszli im naprzeciw, łatwi do rozpoznania dzięki publicznym wystąpieniem - choć o wiele bardziej on, niż ona, pozostająca w cieniu od samego początku. Burmistrz przywitał ich podaniem ręki i uśmiechem, bardziej szczerym niż te na wizji.
- Reese Daniells - przedstawił się - ale to na pewno wiecie. Moja żona, Sabrina - wskazał na partnerkę, która także się uśmiechnęła i podała dłoń - oraz oczywiście Trisha - spojrzał na córkę, która z tego wszystkiego przygryzła wargę, przypominając sobie braki w swoim przywitaniu. - Proszę, usiądźcie. Nie jesteśmy entuzjastami formalności, wystarczają nam te konieczne.
Wskazał na dwie wygodne sofy oraz fotele otaczające ławę.
- Z formalności chciałem przede wszystkim podziękować za uratowanie Trishy. Szczerze to nie mam pojęcia co mógłbym ofiarować w zamian, więc tu liczę, że powiecie mi sami - uśmiechnął się i wskazał na trunki. - Co nalać?


Psyche, Mik

Godzina 7:10 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Sonoma, Bronx, New York


Dla Psyche największym wyzwaniem okazało się przeprawienie przez szczelnie obstawioną granicę między Bronxem a resztą miasta. Gliny stały zarówno na głównych ulicach, jak i zjazdach z autostrad i małych alejkach. Gdyby pozbyła się motoru to ze swoimi zdolnościami przedostałaby się bez wielkiego trudu do zamkniętej strefy, ale nie mogła pozbawić się transportu. Co oznaczało kilka Bardzo Ważnych Telefonów, dzięki którym przepuszczono ją wreszcie bez kolejki i przede wszystkim, bez przeszukania. To wszystko było powodem lekkiego spóźnienia, które zaliczył także Mik. On co prawda znajdował się już na Bronxie, lecz zmęczenie okazało się silne, a budzik słabo. Na dodatek dostał też wiadomość głosową od Alberto.
Cytat:

Siemka, słuchaj… gliny mnie zgarnęły. Mówią, że za narkotyki, ale ja ich nie dotykałem teraz! Sam wiesz! Odwiedziłem tylko kumpla, przyniosłem mu duperele, nic nielegalnego. A oni przyjechali i mnie zgarnęli. Mówią, że kumpel nie żyje. Nie mógłbyś jakiś swoich kolegów poprosić o pomoc, teraz jesteś w korpo? Zamknęli mnie na trzynastym posterunku.
I tyle z jego choroby i nie wychylania się. Cholera wie co go zmusiło do opuszczenia mieszkania.

Sonoma robiła jeszcze lepsze wrażenie niż przy poprzedniej wizycie. Załatano już wszystkie dziury po kulach, przywrócono meble do doskonałego stanu, a cały lokal ponownie stał się godny wizytacji najważniejszych osób w okolicy. Przy czym czekała na nich jedynie Basri, jak zwykle w swoim ulubionym stroju - szpilkach, krótkiej spódnicy, bluzce z takim dekoltem, by nie było wątpliwości co do braku biustonosza, oraz kontrastowym, rozpiętym żakiecie. Strój pasujący do Bronxu i gangów jak pięść do oka, ale jakimś cudem musiała przekonać do siebie Jin-Tieo, skoro ciągle tu była. Bez niego, ale tu i ówdzie dało się zauważyć czujnych gangerów, na pewno z bronią pod ręką.
- Nie spieszycie się ostatnio - przywitała ich z przyganą w głosie, wskazując na miejsca naprzeciwko. - Zastanawiałam się, czy przypadkiem nie zostaliśmy odwołani. Jin obecnie niemalże nie korzysta z holo i zabrania też tego innym. Dostarczono mu broń, nie o każdym szczególe jeszcze mi mówi, ale jestem pewna, że sprawy nie idą dobrze. Potrzebujemy czegoś mocniejszego. Mam nadzieję, że ostatnie dni spędziliście efektywnie i znaleźliście słaby punkt organizacji atakującej The Rustlers?
Od razu do rzeczy. Cała Rose. Choć nie ulegało wątpliwości, że sam wygląd przyciągał i jeśli dla Jina - samotnego, niemłodego już faceta - była inna, to miała ogromne szanse owinąć go sobie wokół palca.


Leah

Godzina 7:45 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Queens, New York


Monica Rukh zameldowana była na Queens, tam więc musiała pojechać Leah. Na szczęście ruch w niedzielę wieczorem był mniejszy niż normalnie i jazda pozwalała nieco ochłonąć po zbyt dużej dawce emocji. Po drodze odezwał się Mota, oznajmiając zgarnięcie Alberto i przeżycie ostrzelania radiowozu, którym po faceta pojechał. Co prawda nie przez podejrzanego, lecz najwyraźniej tamtejsi nie musieli mieć zbyt wielu powodów do otworzenia ognia w stronę policyjnych pojazdów i znajdujących się w środku ludzi. Jakby miało przyjść do działania na Bronxie, rozsądniejsze wydawało się obecnie udawanie cywilów. Arturo wstępnie przesłuchał już gościa w areszcie, nie dowiadując się zbyt wielu pożytecznych rzeczy. Alberto uparcie twierdził, że jest zupełnie niewinny i przywoził kumplowi legalny elektroniczny sprzęt, który mu obiecał, a nie jakieś narkotyki. A po usłyszeniu o śmierci Bauera wydawał się autentycznie zszokowany. Ile było z tego udawania, tego początkujący detektyw nie umiał stwierdzić.

Rukh mieszkała w jednym z mieszkalnych molochów wybudowanych na Queens po 2020 roku. Było to swoiste miasto w mieście, w tym przypadku w większości zamieszkane przez różnokolorowych imigrantów, jak się wydawało podzielonych piętrami. To właściwe znajdowało się mniej więcej w połowie wysokości, gdzie już od wyjścia z windy Wierzbovsky potykała się o biegające wszędzie dzieciaki o ciemniejszej karnacji i typowo indyjskich rysach twarzy. Gwar panował na całym korytarzu, gdzie się dało powieszono pranie, w powietrzu unosił się zapach typowych dla orientalnej kuchni przypraw oraz niestety także brudu. Służby porządkowe dawno już porzuciły takie miejsca, taki moloch nie mógł mieć sprawnej wspólnoty mieszkaniowej, a właściciele mieszkań niewiele przykładali wysiłku do sprzątania korytarza. Zresztą mieszkania także były ciasne, zagracone i obwieszone różnokolorowymi tkaninami. Kiedy pukała do odpowiednich drzwi, towarzyszył jej wianuszek ciekawych dzieciaków szczebioczących w obcym języku.

Otworzyła jej starsza kobieta w chuście, a na pytanie o Monikę pokręciła głową.
- Córka nie mieszka tu już od dawna. Ona teraz w tym dużym kościele częściej bywa i u innych, szerząc swoją wiarę. Poszła inną drogą, panienko. Dba o nas też, bywa i jest radosna. To mi wystarcza.



liliel 05-03-2017 10:49

Moniki nie zastała pod domowym adresem. Niezrażona Leah przetoczyła się arteriami zaspanego miasta na skrawek Bronxu gdzie mieścił się kościół Dzieci Raajnesha. Zastała zamkniętą na cztery spusty bramę i unoszący się w powietrzu zapach niechęci. Nikt jej ostatnio niczego nie ułatwiał. Fucking life.
Postanowiła, w drodze wyjątku, nie kusić losu i wróciła do samochodu. Wróci na komisariat i spotka się z Motą a tymczasem wysłała wiadomość tekstową do pana White'a pozwalając sobie na mniej oficjalny ton.

"Obiecał mi pan miejscówkę na następnym spotkaniu pańskiej grupy, panie White. Boi się pan, że stanowię zbyt wysoki mur, nawet jak dla pańskiej duchowej charyzmy? Jestem otwarta na religijne oświecenie, poważnie. L.W."

Alberto Silva zasiedlał celę wraz ze sporym tłumkiem podobnych sobie bandytów mniejszego bądź większego kalibru. Pasował tu jak ulał, kolorem skóry i ogólną aurą nieuczciwego człowieka, takiego co to sprzeda własną matkę za drobną sumkę.
Leah nie reagowała na zaczepki dochodzące z sąsiadujących, mijanych przez nią cel. Dostała kilka propozycji dupczenia, obciągania, łamania palców i pomocy w zejściu z tego świata. Jedna spadła pośrednio także na Leah matkę. Pani Wierzbovsky nie byłaby zachwycona dwumetrowym ciemnoskórym amantem, który zaprezentował serię obscenicznych gestów z partnerującą mu kratą. Leah zignorowała spektakl i poprosiła strażnika o wywołanie Silvy.
Siedli razem w pokoju przesłuchań. Pomiędzy nimi parowały dwa kubki kawy. Leah znała się na tej robocie a w areszcie czasem takie detale jak napój czy kanapka potrafiły zdziałać cuda.
- Regularnie zaopatrywałeś Bauera w narkotyki? - zapytała odpalając papierosa.
Alberto rozkasłał się i rękawem wytarł cieknący nos. Wyglądał jak siedem nieszczęść.
- Nigdy nie zaopatrywałem go w narkotyki - wyrzęził przez chore gardło. - Mówiłem już przecież! Przywiozłem mu tylko kilka gadżetów, które obiecałem. Inaczej w takim stanie nie ruszyłbym się nawet z łóżka!
- Następny, kurwa, niewinny - Leah położyła na stole zdjęcie z kopcem usypanym z narkotyków w mieszkaniu Bauera. - Kiblowałeś rok za metę. Byłeś w mieszkaniu Bauera tuż przed jego śmiercią. Jestem pewna, że wyniki daktyloskopijne potwierdzą, że dużo tam twoich linii papilarnych. Drugie oskarżenie o handel zapewni ci recydywę, a to już długa odsiadka w więzieniu o zaostrzonym rygorze. Tego chcesz Silva?
- Przecież nic nie zrobiłem! - chrypnął, aż poleciało mu z nosa. Smarknął. - Żadnych odcisków, tylko na tym co mu przyniosłem. Nawet nie chciałem zostać! - wyraźnie powstrzymywał się przed wciskaniem "kurwa" w ramach przecinków. - Przecież nie jestem głupi, tam każdy powie, że kamery są. Jak wychodziłem to on nie ćpał ani nie miał nic wyjętego!
- Mówił, że spodziewa się kogoś?
- Coś wspominał, że musi podreperować budżet, czy coś takiego - Alberto wzruszył ramionami. - To dlatego pewnie mnie zmusił, bym mu przywiózł zabawki. Wiedział, że ledwo dycham - Silva rozkasłał się znowu. - Trochę był zdenerwowany. Ale dałem mu i się od razu zmyłem, przysięgam!
- Ok. Jakie zabawki. I do czego służące - ciągnęła na wydechu.
- Dwa nowe holo, te z dodatkową weryfikacją ID - Alberto odpowiadał na lekkim zastanowieniu, jakby przypominał sobie wszystko co przywiózł. - RD345, sprzęt Corp-Techu, to jakiś serwer wirtualny, nie bardzo się na tym znam. WU-X33, trzy sztuki. To najnowsze routery. Były jeszcze dwa mierniki, ale na tym złomie to kompletnie się nie znam. Ja tylko je załatwiłem. Coś do czystości powietrza czy innych bzdur. Nie wiem po co mu to było. I kilka dysków z własnymi blokadami. Seagate JJSK47 jeśli dobrze pamiętam. Komputerowy złom… - kichnął głośno, rozsiewając nową porcję zarazków.
- Zadzwonił wczoraj i chciał mieć to wszystko na już? Az tak mu się spieszyło? - Leah nie wyglądała na przejętą perspektywą przeziębienia.
- No nie… - Alberto podrapał się po szyi i spojrzał na ścianę. - Prosił mnie o to z tydzień temu, tylko zamarudziłem… i ta choroba… no i teraz jak dzwonił to trochę się mógł zniecierpliwić.
Leah zanotowała w notesie całą listę elektroniki, którą Silva dostarczył Bauerowi. Zrobiła zdjęcie tej strony i wysłała wiadomością do Ferra z dopiskiem “Do czego może to wszystko służyć naraz?”. Potem sięgnęła po kartkę akt i przeczytała na głos.
- Masz? Jasne, wpadnę za godzinę - odłożyła kartkę - To treść waszej korespondencji via holo. Nie wygląda jakby zmuszał cię byś przywiózł mu te zabawki. Ani żebyś się wykręcał tym, że ledwo dychasz.
- Bo co miałem mówić? - skrzywił się. - Że mam katar i o nim zapomniałem? Czasami lepiej do czegoś się samemu zmusić niż liczyć, że konsekwencje cię ominą - Alberto znów wzruszył ramionami.
- Czy to dyski i holofony, które przyniosłeś wczoraj Bauerowi? - Leah pokazała mu zdjęcia wykonane przez techników. - Rozpoznajesz je?
Zamrugał, patrząc najpierw na sprzęt, potem na Leah.
- One wszystkie wyglądają tak samo, proszę pani - powiedział tonem sugerującym, że ktoś tu próbuje zrobić go w jajo. Nagle drzwi otworzyły się i do środka wszedł mężczyzna w średnim wieku. Skrzywił się widząc Leah i przystawił sobie krzesło po stronie Silvy.
- Dobry wieczór. Podejrzewam, że to przesłuchanie możemy już zakończyć. Mój klient i ja musimy najpierw porozmawiać.
Cóż, to było zaskakujące. Dla Alberto także co zauważyła od razu. Zwykle tacy jak on mogli liczyć wyłącznie na obronę z urzędu, która nie zjawiała się zbyt szybko.
- Jasne. Pan Silva ma prawo pomówić ze swoim adwokatem.
Leah zgarnęła ze stołu papiery i wyszła. Zamierzała przejść do sali przesłuchań od strony lustra weneckiego i posłuchać co Silva ma do powiedzenia prawnikowi. Może też wyjaśni się kto podesłał i opłacił elegancika w gajerku. Niestety prawnik nie był niedoświadczonym nowicjuszem. Razem z Silvą przeszli do pokoju pozbawionego możliwości podsłuchiwania i podglądania.
A później, fuck it. Czas do domu. Nie samą pracą człowiek żyje. Kupi pizzę, skrzynkę piwa i spróbuje dojść do ładu z Ferro. Ta relacja za dużo ją kosztowała by zjebać ją niedługo za linią startu.

Widz 08-03-2017 00:44

Remo podjechał po mieszkanie Ann taksówką. Wystroił się w garniak, pozostał także przy swoim wyglądzie, z nadzieją, że nie będzie to kolejne spotkanie traktowane niczym praca. W trakcie jazdy miał chwilę, aby przeczytać maila od Waltera, marszcząc brwi przy każdym kolejnym zdaniu. O co chodziło tej kobiecie?
"Z jakiej okazji spotkałeś wcześniej tą Wierzbovky? Wiesz coś o niej więcej oprócz tych kłopotów, o których wspominałeś? To nie jest list prowadzącej śledztwo detektyw. Sam nie wiem co to jest, ale bez wątpienia kompletna, nie trzymająca się kupy bzdura. Powinna dobrze wiedzieć, że nie jest w stanie nic wymóc."
Taksówka w międzyczasie zatrzymała się pod blokiem, posłał więc sygnał do Ann, płacąc i wychodząc z samochodu.
Ann nie kazała na siebie czekać. Chwilę później, ubrana w tę samą, stonowaną szarosrebrną suknię co wczoraj na spotkaniu z rodzicami, wyszła przed dom w towarzystwie Dru, który ponownie pełnił rolę kierowcy.
- To zabawne jechać na osiedle gdzie się wychowałam w charakterze gościa. - Powiedziała do Remo, gdy tylko usiedli na tylnym siedzeniu samochodu. - Jak ci minął dzień, bo mój okazał się w sumie całkiem spokojny. Robert wyjechał z NYC bez przeszkód, więc mamy go z głowy. Zaczęłam tworzyć wstępny schemat prac na których mogła się opierać SI w znanych nam przypadkach, ale to dość trudne, bo najwyraźniej czerpała ze wszystkiego po trochu bez ładu i składu.
Dru ruszył, a Remo otrzymał wiadomość zwrotną od Waltera.
"To było jakiś czas temu, jak pomagaliśmy Ferro przy sprawie gościa hakującego androidy i zabijającego za ich pomocą. Widziałem ją przelotnie, wtedy pracowała razem z Ferro. Nie znam kobiety. Ten jej mail wygląda jak pisany pod wpływem zbyt dużych emocji wywołanych ostatnimi wydarzeniami. Ja bym tak to potraktował, ale reakcję zostawiam tobie. Ode mnie nic nie potrzebuje najwyraźniej."

- Może uratowałem dwójkę ludzi, może nie. Niewiele się dowiedziałem, a wyprawa do cyborga okazała się stratą czasu - Kye odpowiedział czytając w międzyczasie wiadomość od Deezera. Nie odpisywał mu już, wszystko było jasne. - Poza tym Oro śledził dwie nastoletnie Azjatki-bliźniaczki, w kieckach odkrywających tyłki, tak naprawdę mogące być gejami-tranwestytami starszymi ode mnie, a niejaka detektyw Wierzbovsky szukała mnie poprzez Waltera - pokazał dziewczynie przekierowanego przez kumpla maila. Ton głosu sugerował, że tak z połowa dnia była irracjonalna i czas dało się spożytkować znacznie lepiej. Na przykład gapiąc się na przesypujący się w klepsydrze piasek.
- Taaa. Rozmawiałam z tą kobietą. Już wtedy próbowała sugerować, że skoro znam się na robieniu bomb, to może mnie oskarżyć o wysadzenie w powietrze policjantów prowadzących sprawę Amandy. Zupełnie irracjonalne. Dlaczego niby miałabym to robić? - Ann wzruszyła ramionami czytając wiadomość. - Mogę tę wiadomość przesłać naszemu rodzinnemu prawnikowi? Jak policjantka będzie dalej próbowała podążać w tym kierunku, dobierze się jej do skóry.
- Nie, zostaw panią detektyw dopóki faktycznie czegoś nie zrobi. Wtedy firmowi prawnicy przypomną jej, że prawo obowiązuje ją w pierwszej kolejności - Remo zamknął wiadomość, nie przejęty w żaden sposób jej treścią. - Może jeszcze jej odpiszę. Bywam ciekawską istotą - uśmiechnął się.
- Jak uważasz. - Azjatka wzruszyła ramionami. Tak naprawdę niezbyt przejmowała się detektyw Wierzbowski. Jej groźby były bardziej śmieszne niż wkurzające. Zwłaszcza kiedy czytało się jej maila do Waltera. W sumie było to trochę jak rozpaczliwy skowyt o pomoc. Pytanie które należało sobie zadać brzmiało: Do jakiego stopnia można jej zaufać. - Sugerowałam jej by pozwoliła ci na wgląd w zapisy z oprogramowania Alexa. Możesz jej podsunąć, że to byłby doskonały sposób na okazanie dobrej woli i początek owocnej współpracy.
- Zobaczymy co z tej rozmowy wyniknie - podsumował Kye, przechodząc do ciekawszych tematów.


***


Entuzjazm i normalność córki burmistrza rozbawiły Remo. Przywitał się z Daniellsem i jego żoną w naturalny sposób. Przez te lata w korpo przywykł do grubych szych i doskonale wiedział, że mocno się od innych ludzi nie różnią.
- Whisky z lodem, przyda mi się po ostatnich dniach - uśmiechnął się i zerknął na Ann. - Nie przyszliśmy tu po nagrodę, panie Daniells. Ja osobiście mam ochotę na przyjemny wieczór spędzony przy w miarę przyjemnej rozmowie.
- Zdecydowanie tak. - Przytaknęła mu Ann. - Choć miałabym jednak pewna prośbę. - Dziewczyna popatrzyła uważnie na burmistrza. - Czy mógłby nam pan zapewnić możliwość rozmowy z porywaczami Trishy?
Żona burmistrza usiadła na kanapie, kiedy jej mąż nalewał trunków wyciągniętych z barku. Sobie także nalał Whisky, Sabrinie wina. Ann jej ulubiony drink, czyli daiquiri. Trisha rozsiadła się w fotelu.
- Czemu chcesz z nimi rozmawiać? - to ona pierwsza spytała Azjatkę. Wyraźnie przeszedł przez nią nieprzyjemny dreszcz na to wspomnienie.
- Obaj są w areszcie. Nie widzę problemu z upoważnieniami, ale moja córka zadała dobre pytanie, pomimo swojej bezpośredniości. Ma to coś wspólnego z atakiem na was sprzed kilku dni? Dowiedziałem się o tym kiedy pytałem policję o waszą tożsamość - Daniells dorzucił w ramach wyjaśnienia.
- Owszem, chciałabym się dowiedzieć czy to nie ta sama grupa, która zorganizowała napad na nas. - Przytaknęła Ann. To było proste wyjaśnienie i w sumie nie do końca mijała się w tym momencie z prawdą. - W pierwszej chwili, kiedy zgasły światła w budynku, myślałam, że to kolejna próba dopadnięcia nas. - Uśmiechnęła się lekko zmieszana. - Mam trochę paranoiczną naturę, ale w sumie bardziej pomaga mi to w życiu niż cokolwiek utrudnia. Zawsze jestem przygotowana na najgorsze.
- Od wczoraj i ja mam podobnie - odezwała się Trisha, podwijając kolana pod brodę na swoim fotelu. Wydawała się zupełnie nie zmieszana strojem i zachowaniem pozostałych, sama pozostając w swobodnej pozie i stroju. - Wyszłam z domu tylko raz, na badania kontrolne. Brrr. Nie chciałabym tak ciągle oglądać się za siebie…

Burmistrz także usiadł, obok swojej żony.
- Obawiam się, że sam jestem trochę winny tego wydarzenia. Przy tym wszystkim wokół chciałem, aby moja córka żyła jak inni w tym mieście. Bez dodatkowej ochrony, w normalnym budynku - westchnął.
- I może znalazła sobie jakiś przyjaciół w tym mieście - dodała Sabrina, słabo uśmiechając się do córki, która jakby zapadła się bardziej w fotel.
- Po tym co się stało, mój ojciec przydzielił mi ochroniarza, ale mam nadzieję, że to tylko tymczasowa sytuacja. - Ann mrugnęła do dziewczyny. - Straszny z niego drętwus.
Trisha zachichotała.
- Ja swoich lubiłam zabierać na długie zakupy. Te przebieralnie i łazienki w centrach doprowadzały ich do szału, chociaż twarze zawsze mieli takie poważne.
- Czy wiadomo już, co jest powodem tego ostatniego zamieszania? Powiem szczerze, że wolałbym nie przeżywać jeszcze raz tego samego co w piątek wieczorem - Remo skorzystał z okazji, aby wybadać ile wie władza. - Mam trochę w głowie i do niedoszłych porywaczy doszedł jeszcze atak na elektronikę... - wziął łyk whisky.
- Zapewniono mnie, że tym razem problem elektronicznych ataków został rozwiązany - Reese odpowiedział bez przekonania. - To nie pierwsze takie zapewnienia. Podobno ktoś rozmieszczał nadajniki po całym mieście lub kontrolery przejmujące inne nadajniki. I wysyłał tym scrackowany sygnał, cokolwiek by to nie znaczyło. Zniszczono podobno anteny nadawcze i sporo sprzętu, ale nikt mi nie potrafił obiecać, że nie zostaną umieszczone nowe - burmistrz westchnął, biorąc łyk swojego drinka.
- Często powtarzam mężowi, że jego idealizm go wykończy - dodała Sabrina z lekkim uśmiechem i spojrzeniem w stronę Reesa. - On naprawdę stara się wierzyć w to wszystko co opowiadają mu ci wijący się pod jego spojrzeniem ludzie. Policja zapewnia, że w ciągu kilku dni rozbroi i uspokoi cały Bronx, a on ciągle ma nadzieję, że właśnie tak będzie…
- Jak mam być szczery, to ten optymizm mógł być głównym powodem zwycięstwa w wyborach - Remo wyszczerzył białe zęby w uśmiechu. - Ja tam nie mam nic przeciwko, pesymizm nigdy nikomu nie pomógł. Rozumiem, że nie złapano tych ludzi od nadajników - Kye zerknął na Ann, zastanawiając się ile powiedzieć burmistrzowi i jego rodzinie. - A co z tymi od porwań? Policja dowiedziała się czegoś przydatnego?

Eleanor 08-03-2017 13:52

Mała Azjatka uśmiechnęła się do niego. Miała pełne zaufanie do inteligencji mężczyzny, zresztą była to jedna z cech, które w nim kochała. Musieli uważać na swoje słowa, jednocześnie dobrze było naprowadzić burmistrza na pewien kierunek. To co działo się w mieście było na tyle poważne, że warto by w uporządkowanie sytuacji, zaangażowanych było jak najwięcej stron:
- Jak pan rozumie jesteśmy tym tematem osobiście zainteresowani. - Dodała jeszcze.
- Informacje, jakie otrzymałem, są co najmniej… niejasne - zaczął Reese, ale Trisha przerwała mu śmiechem.
- Tylko ty mogłeś powiedzieć to w ten sposób. Oni gówno… - zarumieniła się pod spojrzeniami rodziców - ...znaczy nic nie wiedzą. Ci dwaj, których złapali dzięki wam, gadają jakieś popierniczone bzdury. Że mieli mnie porwać, ale nie wiedzą kto im to zlecił. Jak na pigułce gwałtu. I jeszcze ich przeszłość. Jeden to wzorowy pracownik fabryki, drugi to drobny bandyta.
- A jak otrzymali zlecenie? - Zainteresowała się wyraźnie Ferrick. - I co ich łączy, że pracowali razem?
- Podobno nic - Trisha pokręciła głową z niezadowoleniem. - Obaj twierdzą, że nie pamiętają kto im to kazał zrobić, ale obaj czuli ten nakaz. Głupia linia obrony, ale trzymają się jej twardo. Tak przynajmniej słyszałam - zerknęła z lekkim niepokojem na ojca, który tylko westchnął.
- Słyszałem plotkę, że pojawił się nowy narkotyk. Mogli zostać czymś nafaszerowani. Pigułka gwałtu to dobry przykład - Remo westchnął tak, jak gdyby nie miał ochoty o tym rozmawiać. - Lepiej zostawmy tę sprawę policji, choć podobnie jak Ann chciałbym móc z nimi porozmawiać. Nie ma pan łatwej kadencji - uniósł szklankę w toaście w stronę Reesa. - Problemy łażą stadami.
- Z drugiej strony jeśli uda się je panu rozwiązać, ma pan drugą kadencję jak w banku. - Dodała Ann z lekkim uśmiechem, a potem popatrzyła na Trishę:
- Zmieniając temat na bardziej przyjemny. Jeśli nadal masz ochotę poznawać zwykłych ludzi, może przyjdziesz do mnie na parapetówkę w przyszłą sobotę. Nie mam pojęcia kto tam będzie, bo dałam carte blanche w zapraszaniu gości, mojej przyjaciółce, ale jak ją znam, towarzystwo będzie raczej dosyć wesołe i oryginalne.
Daniells uniósł swoją szklankę, kopiując gest Remo i upił odrobinę. Widać jednak było, że się w tym oszczędza. Burmistrz pewnie nigdy nie mógł sobie pozwolić na bycie pijanym.
- Zrobię co mogę, na razie przebywają w areszcie na trzynastym posterunku. Do więzienia zostaną przetransportowani za jakiś czas, jutro do wieczora na pewno jeszcze uda się wam ich tam zastać.
Trisha słysząc propozycję Ann uśmiechnęła się.
- Czemu nie, może do tego czasu się uspokoi na tyle, że ojciec mnie puści bez obstawy całej gwardii narodowej? - mrugnęła wesoło do Azjatki. Napięcie trochę z niej ustąpiło. - Byle nikt nie wariował jak usłyszy przypadkiem moje nazwisko - dodała jeszcze ze śmiechem.
- Najlepiej pomiń ten detal jak będziesz się przedstawiała. - Stwierdziła Ferrick. - Na takich imprezach nikt nikogo nie wypytuje o nazwisko, a jeśli będziesz musiała nadal mieć ochronę zawsze mogą sobie dyskretnie posiedzieć w twoim mieszkaniu.
Potem popatrzyła na burmistrza:
- Czyli jutro możemy pojechać na posterunek i pozwolą nam bez problemu porozmawiać z porywaczami? - Uśmiechnęła się szeroko. - Ach gdyby zawsze zdobywanie informacji było tak proste.
- Mogą kręcić nosami, ale raczej przychylą się do mojej prośby - burmistrz skinął głową.
- Na pewno pominę, ale wiesz jak to jest. Na kilku zdjęciach się już zdążyłam pojawić - Trisha skrzywiła się, mało z tego faktu zadowolona. - Dziennikarze też prześledzili całe moje życie.
- Jak chcesz mogę ci pożyczyć holomaskę. - Powiedziała Ann bez mrugnięcia okiem. Trudno było ocenić czy mówi poważnie czy żartuje.
- A jak spotkam kogoś ciekawego i będę chciała się całować? Wtedy wtopa… - córka burmistrza mrugnęła, jej matka skarciła ją wzrokiem.
- Trisha!
- No co? Występowanie z maską jest do kitu.
- Jak masz drugie imię możesz się nim przedstawić, pewnie nie jest znane oficjalnie, albo jakieś sobie wymyślić na ten dzień. Wtedy trudniej będzie cię skojarzyć. Możesz też spróbować mocnego makijażu, można w ten sposób dość mocno zmienić rysy, a nie przeszkadza podczas pocałunków. - Ann zaczynała bawić się coraz lepiej. - Do tego jakaś peruka, bo pewnie nie masz cyberwłosów? To bardzo wygodne rozwiązanie, polecam na przyszłość.
- To zabawki dla dzieci - dodał Remo, przyłączając się do znacznie lżejszego tonu rozmowy. - Ja mam całą maszynerię do modyfikacji wyglądowych. Nie potrzeba wszczepów, kilka minut i gotowe. Bez niej bycie anonimowym staje się niemożliwe, wiem o tym z autopsji.
- No nie wiem czy Trisha chciałaby się postarzyć o kilka lat, albo tym bardziej odmłodzić. - Zaśmiała się Ann. - Zważywszy, że goście będą raczej w moim wieku, taka jak jest, pasuje idealnie.
- Oj, mogłabym sprawdzić, czy będę wyglądała w przyszłości jak moja mama? - Trisha zapaliła się do tego pomysłu i roześmiała, widząc minę Sabriny. Reese tylko pokręcił głową.
- Cieszę się, że znajdujecie wspólny język. W końcu nie spotkaliśmy się tu dla samych trudnych spraw. Częstujcie się - wskazał na stół. - Ja muszę odbyć jeszcze jedną rozmowę, przepraszam na chwilę - wstał i wyszedł z salonu, odbierając połączenie holofoniczne, które się świeciło od kilku sekund.
- Mogłabyś - Remo odpowiedział powoli, uśmiechając się do Sabriny. - Pytanie czy tego chcesz. Zwłaszcza, jak się okaże, że maszyna uczyniła cię niezupełnie tak piękną jak twoja mama - wyszczerzył się mocniej, uznając, że jakoś wybrnął z tego pytania. Może nie najszczęśliwiej, trudno. Sięgnął po przekąski, podsuwając je najpierw Ann.
Wzięła kawałek wrapa z kurczakiem i warzywami, pogryzła i połknęła:
- Jak byłam mała miałam nadzieję, że jak dorosnę będę wyglądała jak moja kuzynka. Na szczęście szybko mi przeszło i nie przeżyłam rozczarowania. - Powiedziała Azjatka z rozbawieniem.
Sabrina roześmiała się, nie biorąc tych słów dosłownie.
- Jestem pewna, że takie urządzenie można też namówić, aby poprawiło wszelkie niedogodności. Nie powiem, brzmi to bardzo wygodnie - powiedziała do Remo, kiedy Trisha poprawiała się na fotelu.
- Ale Ann, mogę tak do ciebie mówić? - córka burmistrza uśmiechnęła się przepraszająco. - Dorastanie jest do kitu. Potem trzeba ciągle gadać z jakimiś ludźmi, którym się wydaje, że są niezwykle ważni - zerknęła w stronę, w którą odszedł jej ojciec. - Ja w młodości chciałam zostać taką panią z neonu - zachichotała.
- Oczywiście, bardzo proszę mówić do mnie po imieniu. - Przy tych słowach posłała uśmiech w stronę Sabriny. - U mnie nie było tak źle, ale chyba byłam wychowywana w dość niekonwencjonalny sposób. Nie chodziłam do normalnej szkoły. Uczono mnie jak radzić sobie w trudnych warunkach, walczyć i wychodzić obronną ręką z niebezpiecznych sytuacji. Tatuś nazywał to surwiwalową przygodą. - Teraz po latach wszystko co było przerażające, trudne i straszne dla dziecka nie wydawał się już takie, ale o tym wolała nie wspominać w pogodnej rozmowie. - W sumie były to całkiem ciekawe lata. Teraz jak jestem dorosła, mogę robić wszystko co lubię i na co mam ochotę. Dlatego nigdy nie chciałabym być osobą publiczną. Myślę, że to musi być stresujące i czasami denerwujące, zwłaszcza ci wszyscy dziennikarze czający się za rogiem by zrobić zdjęcie i czatujący na każde potknięcie. Choć oczywiście są ludzie, którzy to lubią. - Ponownie uśmiechnęła się do matki Trishy. - Jak choćby właśnie wspominana przez mnie wcześniej kuzynka.
- Czy tylko ja w ogólnym założeniu robię to, co chciałem robić w młodości? - haker uniósł brwi, odzywając się po przełknięciu kawałka nadziewanego czymś jajka. - Bywają sytuacje, w których bycie rozpoznawalnym pomaga, ale bardziej bym szedł w stronę dodawania sobie niedoskonałości. Ludzie zawsze bardziej spodziewają się kogoś młodszego i bardziej wygładzonego, wiem bo wypróbowałem odmładzanie - wyszczerzył zęby w uśmiechu. - Chyba, żeby cofnąć się ze dwadzieścia lat. Ann, nie pokazywałem ci jeszcze zdjęć ze swojej młodości, prawda? - roześmiał się na to wspomnienie.
- Nie. Zdecydowanie musimy to nadrobić. - Odpowiedziała mu pogodnie, a potem ponownie odezwała do Trishy. - Jeśli się zdecydujesz, zapraszam. Pewnie po dwudziestej zacznie się robić tłoczniej.
- Jasne, dzięki - dziewczyna włączyła swój holofon i udostępniła swoją wizytówkę dla Ann. Reese wrócił ze swojej rozmowy, przepraszając, a Sabrina konsumowała całkiem apetyczną kolację.
Reszta wieczoru przebiegła spokojnie, niezakłócona niespodziewanymi wydarzeniami, a Ann była całkiem zadowolona z nowej znajomości. Pomyślała że Trisha i Lexa powinny przypaść sobie do gustu. Obie miały w sobie tę ufność, szczerość i prostolinijność w postępowaniu z ludźmi, której jej zdecydowanie brakowało.
Kiedy jednak spokojnie wrócili do jej mieszkania, poczuła jak bardzo jest zmęczona. Wydarzenia ostatnich dni, były wyjątkowo intensywne i teraz z chęcią zgodziła się na spokojny wieczór przy lampce dobrego wina, w towarzystwie mężczyzny, z którym nigdy się nie nudziła.

***


Na kolejny dzień zaplanowała sobie jedynie wizytę na trzynastym posterunku i kilka telefonów, między innymi do Jessicki Mayers, z która chyba warto będzie się znowu spotkać. Pomyślała także, że skontaktuje się z dziennikarką, o której wspominała jej ciągle niedostępna Felipa, niejaką Devon Teener, może będzie ona wiedziała co dzieje się z de Jesus.
Postanowiła też ponowić telefon do agenta Holsona, a jak dalej nie będzie odpowiadał, spróbować uzyskać informacje co się z nim dzieje oraz do Cartera Treharda z zapytaniem jakie informacje uzyskał w sprawie odlotu i badań nad nim w innych laboratoriach patologicznych, a przy okazji zaprosić go na swoją imprezę. Może był nieco „creepy”, jak określała go Lexa, ale może właśnie z tego powodu przyda mu się nieco innego towarzystwa. Wiedziała z własnego doświadczenia, że to niezwykle poszerza horyzonty.
Pomyślała też, że zaprosi na imprezę Franka, Luisa i Marcela. Będzie to okazja by podziękować im jeszcze raz za pomoc przy ewakuacji Roberta. Przyszło jej także do głowy by zainteresować się profesorem, który nie pojawił się na wykładzie. Może powinna zdobyć jego adres i pojechać do niego do domu. Zastanawiała się, czy przypadkiem nie został porwany, może właśnie dlatego następnie próbowano złapać Dorna?
W sumie robiła się z tego niezła lista, a sądząc po tym co działo się ostatnio, nie będzie to z pewnością koniec.

Bounty 08-03-2017 14:50

Powszechnie wiadomo było jak ciepłymi uczuciami Mik darzy Rose Basri.
- Spędziliśmy cudowny weekend na Florydzie - odpowiedział na pytanie Azjatki rozmarzonym tonem, kładąc dłoń na dłoni Psyche i posyłając jej całusa ponad blatem stołu. - Prawda, skarbie? Plaża, surfing, drinki.... Chyba nawet trochę się opaliłem - dodał, paroma kliknięciami na holo przyciemniając lekko odcień skóry pokrywającej jego nową twarz, w każdym razie tam, gdzie nie pokrywały jej wciąż opatrunki.
- Pyszne hamburgery, mocno wysmażone… - dodała Marlene, uśmiechając się szeroko. Szybko spoważniała. - Nasze poszukiwania zawęziliśmy do szefa Free Souls. Mamy nowe informacje, w tym miejsce godne sprawdzenia. Chętnie na początek wysłuchamy o sytuacji w dzielnicy.
- Żarty nie są wskazane, sytuacja jest poważna - odparła Rose niewzruszonym tonem. - Meatboy się nie pokazał. Jin i Han trzymają kontrolę nad tym co dzieje się w centrum ich rejonu, ale obrzeża się zapadają. Obecnie głównie tam, gdzie działał Meatboy i teraz atakują BloodBoys. Moim zdaniem największym problemem jest morale, jego brak dokładniej. Wczoraj odpuścili, dziś znowu nasilili starania nad odebraniem ludzi i terenu The Rustlers.
- Wczoraj byli zajęci nami - rzekł Maroldo. - Próbowali mnie porwać a potem porwali moją przyjaciółkę. Zadyma w Mount Vernon to też my. Więc myślę, że możesz powiedzieć Jinowi, że angażujemy siły wroga, czy coś. Rustlersi nie natknęli się czasem podczas walk na cyborgów? Znaczy się takich bardziej przypominające androidy a nie cyberpunków z Bloodboys?
- Wykorzystują właściwie innych ludzi od tych gangów, które przekabacili? - Psyche spytała sceptycznym tonem. - Wygrywają, podejrzewam więc, że nie. Potrzebujemy zwycięstwa, zgadza się? Zróbmy więc coś głośnego. Zdobyliśmy wtyki zarówno u BloodBoys jak i gangów na wschodzie. To będzie na zyskanie czasu, bowiem ciągle potrzebujemy czasu na odkrycie kto stoi za Free Souls.
- Nic mi nie wiadomo o cyborgach, ataki przeprowadzane są przez zwykłych pionków z innych gangów. Wszyscy ważni siedzą jednakże cicho, to samo poradziłam Jinowi. W dzielnicy ktoś poluje. Zginęło lub zaginęło kilku istotnych członków gangu - Rose nie okazała przy tym szczególnych emocji. - Moje powiązanie z Jinem również może nie być już tajemnicą. Na pewno potrzebne jest ogólne zgromadzenie The Rustlers i reorganizacja, ktoś jednakże musiałby zapewnić bezpieczne miejsce i ochronę. Wiemy doskonale, że sami nie dadzą rady. Jedna akcja to za mało - jej oczy spoczęły na Psyche. - Chyba, że potrzebujecie tylko jednego dnia. Wkrótce The Rustlers przestaną się liczyć, a to oznacza porażkę naszego zadania.
Mik w skupieniu masował kwadratową szczękę.
- Możemy zapewnić ochronę zgromadzenia. - powiedział po namyśle. - Alan przydzielił nam oddział specjalny. Potrzebne będzie tylko miejsce, którego nie da się zaatakować z zaskoczenia, gdzieś na uboczu, gdzie będziemy mogli użyć ciężkiej broni. Najlepiej opuszczona hala fabryczna, jest ich trochę na Hunts Point. Jak tylko Jin roześle wici, zainstalujemy na miejscu kamery z filtrami do wykrywania holomasek i jak ktoś podejrzany się będzie kręcił to go zgarniemy. Przed samym zebraniem sprawdzimy miejscówkę sapersko a w drzwiach zainstalujemy skaner. Ochrona będzie sprawiała wrażenie słabej. Jeśli ktoś zdradzi i wrogowie zaatakują to sami wpadną w naszą pułapkę.
- Moim zdaniem można posunąć się jeszcze dalej - Psyche poszła za rozumowaniem Mika. - Prawdziwe wieści o spotkaniu przekazać w najbardziej zaufany sposób w ostatniej chwili. Wcześniej rozpuścić informacje odrobinę mniej jawnie, na przykład za pomocą holofonów. Jeśli się nie mylimy, wiadomości zostaną przejęte. To drugie miejsce będzie miało ogromną szansę być zaatakowane, co dawałoby nam dużą szansę na dobrą pułapkę. Tylko jak sprawić, żeby nie złapały się w nią same płotki?
- Możecie to zorganizować. Tutejsi wskażą nam miejsce, dobrze znają okolicę. Odnośnie pułapki, to wasza rola, ja się na tym nie znam. Obawiam się jednak, że to spotkanie może nie przynieść odpowiedniego efektu. Pracuję nad Jinem, ale to ciągle nie jest typ prawdziwego przywódcy - Basri mówiła ciągle tym samym cichym, opanowanym, nudnym głosem. - Panie Maroldo, przebywał pan przy Meatboyu i jego ludziach. Warto byłoby do nich dotrzeć i dowiedzieć się co o tym myślą. Jeśli ich lider się nie ujawni, to oni również stracą.
Rose nie ułatwiała i Psyche zabębniła palcami o stół, bardziej w zamyśleniu niż irytacji.
- Meatboy nie chce przejść na swoje? - zapytała nikogo konkretnie. - Lub naprawdę nie żyje. Wtedy moglibyśmy go… wskrzesić. Skoro The Rustlers potrzebują silnego przywódcy, dajmy im go. W jeden dzień da się ucharakteryzować każdego.
Mik prychnął i pokręcił głową.
- Póki by milczał byłoby ok. Wygląd i głos da się podrobić, stylu mówienia i pamięci… ni chuja. Nikt kto go lepiej znał nie dałby się nabrać… chyba, że pojawiłby się tylko na chwilę, żeby pomachać, no ale kurwa, Meatboy to nie papież. Albo gdyby udawałby go właśnie ktoś kto go dobrze znał. Z jego ludzi znamy BigJ-a i Alecto, ale są niepewni. Przestawali z Jay-L-em, który potem zdradził, chociaż nie pracował dla Free Souls a działał na własny rachunek. Ale gdyby chcieli się spotkać to czemu nie, można ich wybadać. Mam ich numery.
- Niewiele osób znało Meatboya dobrze i osobiście - Psyche nawiązała jeszcze do słów Mika. - Może nie jest papieżem, lecz jego pojawienie się może mieć duże znaczenie. Wystarczy przekonać ludzi, że on żyje i wydaje rozkazy. I wydać im rozkazy w ich imieniu.
- To jak to zrobicie to nie moja sprawa - Rose wzięła łyczek wody. - Ja uzależnię The Rustlers od naszego zleceniodawcy, wy musicie sprawić, żeby wygrali wojnę z Jinem jako prawdziwym, nawet zakulisowym przywódcą.

Chciała dodać coś jeszcze, ale do środka wpadł młody Azjata. Przepuszczono go, więc był kimś znanym tutejszym. I miał wieści.
- Gliny weszły do dzielnicy! Robią czystki! Trochę im zejdzie, nie wiadomo jeszcze czego dokładnie szukają i kogo zabierają, ale będzie nieprzyjemnie! - wykrztusił z siebie na jednym wydechu.
Mik nie był zaskoczony, to zapowiadało się już od paru dni.
- To się świetnie składa - powiedział spokojnie. - Wszyscy będą musieli się przyczaić, gliny kupią nam trochę czasu.
The Rustlers nie działali od dziś, mieli dziesiątki kryjówek i skrytek a większość ich członków, zwłaszcza wyżej postawionych, działała pod przykrywką legalnych interesów i nie była poszukiwana.
- To ułatwi nam też organizację spotkania - dodał Maroldo.
- Miejmy nadzieję - Psyche nie była taka pewna. - Jak kryjówki są znane władcy marionetek, to będzie mógł wyłapywać The Rustlers jednego po drugim za pomocą swoich tajnych psów gończych. Powinniśmy się pospieszyć z tym spotkaniem, a Jin lepiej zabezpieczyć swoich ludzi. I samego siebie. Potrzebujecie bardziej… skutecznych ochroniarzy? - spytała Rose.
- Przeciwko ludziom ochrona Jina wydaje się sprawować dobrze. Skoro jednak wspomnieliście o cyborgach, przydałoby się byście chronili lepiej swój najcenniejszy atut w The Rustlers - na wargach kobiety pojawił się mały uśmiech. Młody Azjata wybiegł już z Sonomy, biegnąc przekazywać wieści dalej.
- Czyli ciebie. - uśmiechnął się Mik. - Najlepszą obroną jest atak, Rose. Musimy działać a niańcząc ciebie niczego nie zdziałamy. Pilnuj się i miej ukryty nadajnik GPS. Tymczasem niech Jin wyznaczy miejsce i czas spotkania. Ustalmy szyfr na holo. Nazwy ulicy nie obejdziemy, ale numer budynku podajmy o 5 numerów wyższy niż faktyczny a czas późniejszy o 5 godzin niż faktyczny, key?
Rose uśmiechnęła do Mika tak, jak matki uśmiechają się do swoich młodych dzieci, które palnęły jakąś głupotę, ale są z niej bardzo dumni.
- Nie, nie zgadzam się na takie ustalenia - powiedziała po prostu. - Atak wam na razie nie wychodził, a ja jestem jedyną, która osiągnęła jakieś sukcesy w naszym zadaniu. Zaczynam rozumieć tę grupę. Oni mają własne sposoby komunikacji i takie będą znacznie lepsze.
Wyjęła z torebki długopis i małą karteczkę, na której zapisała trochę cyfr.
- To szyfr. Otrzymacie zdalnie współrzędne miejsca spotkania, należy je odszyfrować za pomocą tych cyfr. Najlepiej zapamiętajcie je i zniszczcie. Fałszywą informację można rozprzestrzenić tak jak sugerujesz.
- Key - zgodził się. - Aha, przekaż Jinowi to, czego się dowiedzieliśmy. Nie wiem czy uwierzy, bo nawet dla nas to brzmi jak szaleństwo, ale dowody są mocne.
Dokładnie (bo miał to zapisane w elektronicznej pamięci) powtórzył Basri ustalenia Remo.
- Zbawiciel to najprawdopodobniej uwarunkowany człowiek, który kiedyś nazywał się Manuel Navarro - dodał. - Co więcej, wciąż są porywani i warunkowani z pomocą wszczepów kolejni ludzie. Dzieci, netrunnerzy i inni, chałupniczymi metodami przerabiani na bojowe cyborgi o krótkim terminie ważności. Gdzieś na terenie Free Souls musi być podziemne laboratorium, w którym to się odbywa. Musimy je odnaleźć.
- Porozmawiam z Jinem. Zna te okolice dobrze i przez jego ręce przechodziły wszystkie transakcje The Rustlers i podległych gangów - Rose powiedziała po chwili zastanowienia. - Powinien zasugerować miejsca, które by się do tego nadały.
- Zapytaj go też o to miejsce - Psyche wskazała Basri adres fabryki, do której porwano Mika. - Może jest już wyczyszczona, może nie. Jeśli kieruje tym sztuczna inteligencja to może być różnie. Niech Jin poda też drugi adres, na zasadzkę. Taki, którego nie żal będzie zniszczyć. Niech pokręcą się tam też jego ludzie. My w tym czasie spróbujemy skontaktować się z grupą Meatboya.
- Czekamy jeszcze na dane, które Remo wyciągnął z netrunnerów i teraz rozszyfrowuje - dodał Maroldo. - Niech Jin popyta czy ktoś kupował w ciągu ostatnich miesięcy duże ilości wszczepów i wyposażenia ripperdoków. Zbawiciel zaopatruje się teraz pewnie u Bloodboys, ale zanim się ujawnił musiał już mieć przygotowany lab. Rustlersi też trochę siedzieli w tym biznesie, z tego co pamiętam. My sprawdzimy legalne źródła.
Rose skinęła głową, notując sobie wszystko w pamięci.
- Zapytam. Pamiętajcie, że musimy się spieszyć. Pozycja wybranego przez nas gangu bardzo szybko traci. Jestem przekonana, że mogę wpłynąć na decyzje Jina i nim pokierować, ale muszę przebywać z nim ciągle, by mój wpływ nie zmalał. Do tej pory wasze poczyniania były zbyt opieszałe lub skupiały się w zupełnie złym miejscu.
Mik głośno westchnął.
- Setki Rustlersów od tygodni próbuje dorwać Zbawiciela - powiedział. - W sprawie cudów pisz do świętego Mikołaja, ponoć koleś za parę dni będzie w mieście. My badamy kolejne tropy i z każdym dniem jesteśmy coraz bliżej. Pamiętaj, że to Free Souls są naszym celem a nie twój wpływ na Jina, chyba że wiążesz z nim jakieś osobiste ambicje, zostania nałożnicą szefa gangu, czy coś - dodał z naciskiem, zerkając porozumiewawczo na Psyche.
- Chyba żartujesz - obwieściła Basri zimnym tonem. - Naszym zadaniem jest przejęcie dzielnicy z pomocą tutejszego gangu. Drugim zadaniem jest Odlot. Czyżbyś zapomniał już wszystko z ostatnich kilku dni? Zbyt silny stres?
Rose plotła co jej ślina na język przyniosła a nie wiadomo czy Jin-Tieo nie uległ pokusie podsłuchania rozmowy swych nowych sojuszników.
Maroldo w ostatniej chwili powstrzymał odruch pacnięcia się w czoło. Zamiast tego przejechał dłonią po twarzy, której wyraz mówił wszystko.
- Aha, uwolniliśmy Laya Higgsa, szefa Kruków, którego złapaliśmy w piątek - zrezygnowany zmienił temat. - Czarnuch nie zmieni otwarcie stron, ale jest ambitny i niewidzialne zwierzchnictwo Zbawiciela mu ciąży na sercu. Może pomoże nam go dorwać, więc oficjalna wersja brzmi, że uciekł. To wszystko? Mamy sprawy do załatwienia, Kwiatuszku.
- Obawiam się, że to wszystko. Nasz sukces widzę w ciemnych barwach, z każdym twoim słowem ciemniejszych - Rose także nie ukrywała swojej niechęci do Mika.
- Nie ma potrzeby się prztykać, gramy w tej samej drużynie - Psyche uśmiechnęła się, słowa Basri wydawały się zupełnie nie wpływać na spokój kobiety. - Ty zajmuj się Jinem, my zrobimy resztę. Jak znajdziemy lidera Free Souls to reszta będzie kwestią czasu. Zostańmy każde przy swoim zadaniu i myślmy o sukcesie. To chyba koniec na razie? - zapytała, wstając.
Basri także wstała, skinęła krótko, sięgając do torebki i wyłączając urządzenie zagłuszające. Następnie skierowała się do wyjścia, a dwóch ochroniarzy podążyło za nią.
Mik pomachał jej na pożegnanie i podał kurtkę Marlene.

***

- Trzeba pomyśleć co dalej. Kontakt z ludźmi Meatboya? - spytała, gdy wyszli na zewnątrz.
Mik skinął głową.
- Napiszę do BigJ-a. Zaproponuję spotkanie w El-Chicanito. Muszę jeszcze odwiedzić kumpla-idiotę, który dał się złapać glinom, ale mogę potem.
Obejrzał się na Sonomę.
- Rose za bardzo ufa technologii. Są analogowe metody podsłuchiwania, na które zagłuszacz nie pomoże. Albo kamerka i program do odczytywania z ruchu warg.
- Albo ufa Jinowi - Psyche zaproponowała inny punkt widzenia, kierując się do motoru. - Jak zauważyłam, to jest już pewna, że owinęła go sobie wokół palca. My nie wiemy ile w tym prawdy, ale to nawet lepiej, jeśli się jej udało. Jin-Tieo wyglądał na łatwy cel. I nieporadny do prowadzenia wojny, co widać od razu.
Terenowy motocykl cyborga stał obok jej maszyny i Mik zatrzymał się przy nim, wyjmując z bagażnika szmatkę, by wytrzeć nią siedzenie z mokrego śniegu.
- Wiesz, The Rustlers, nawet bez przybudówek, to wielka firma - powiedział. - Setki ludzi. Do niedawna faktycznie rządzili terenem z milionem mieszkańców. Nikt nie oczekuje od Jina, że będzie biegał z kałachem, ma od tego poruczników. Może nie jest typem wodza, ale skoro zaszedł tak wysoko, musi mieć odpowiednie podejście do ludzi. A dzięki naszemu wsparciu ma teraz najlepiej uzbrojonych żołnierzy na dzielni.
Zabrzęczało holo i Mik pokazał Marlene wiadomośc od BigJ-a, na którą od razu odpisał.

"Co chcecie? Gliny w dzielnicy, mało czasu."
“Pogadać, nie na holo. Może być gdzie indziej. Daj znać jak będziecie mieli chwilę, key? Pozdr.”


- Na razie nie widziałam tych poruczników - tu Psyche pozostawała sceptyczna. - Z tego co już wiem to zna się na interesach, ale wojna to nie interes. Bez Meatboya, z popędliwym Hanem ciężko to wygrać. Poważnie myślę, że można by było pokombinować z przywróceniem do pełnej sprawności Meatboya, o ile coś mu jest a nie kombinuje na boku.
- Zgadzam się, Stalowa Siostro - kiwnał głową Maroldo. - Ale ustalić czy kombinuje będzie ciężko. Typ jest sprytniejszy niż wygląda.
Przyszła kolejna wiadomość od BigJ-a.

"Jak super pilne to możemy na 10pm, jak mniej to jutro o 6am."

- Jeśli nie masz innych planów na wieczór niż podwójna randka z gangusami to ja wolałbym załatwić to jeszcze dziś - Mik uśmiechnął się do Marlene w cieniu stłuczonej latarni.
- Zgadzam się, lepiej poczekać teraz te dwie godziny niż pojawiać się tu ponownie rano - Psyche zgodziła się. - Tylko o czym my z nimi pogadamy? “Hej, jak się ma Meatboy bo potrzebujemy go wykorzystać”? - usta Marlene uniosły się w słabym uśmiechu.
- Raczej: “Jak się ma Meatboy, bo martwimy się o naszych drogich sojuszników z The Rustlers, którzy potrzebują wodza z prawdziwego zdarzenia, którego moglibyśmy wspomóc informacjami i technologią”... czy coś w tym stylu. - wzruszył ramionami. - Poimprowizuje się, jak zawsze. A teraz chodź, pokażę ci naszą nową melinę. Musimy tam zostawić część arsenału, bo ostatnie czego nam teraz trzeba, to żeby przez tą obławę Alan musiał wyciągać nas z dołka. Mam nadzieję, że nie spuścili ze smyczy Gwardii Narodowej, bo te ćwoki tylko marzą o tym, żeby sobie legalnie postrzelać do czarnuchów. Czasami lepiej być białym.
Mik założył kask i wsiadł na motor. Nim ruszyli odpisał BigJ-owi:

“Czas to pieniądz i takie tam. Im szybciej pogadamy tym lepiej. ;)

Wyświetlił w rogu szyby kasku zapis wcześniejszej wymiany wiadomości głosowych z Alberto.
"Jak nic na ciebie nie mają to cię puszczą jeśli się sam nie wkopiesz a tymczasem spójrz na to tak: jesteś w najbezpieczniejszym miejscu jakie mógłbyś sobie wymarzyć i w dodatku kumple nie mogą mieć do ciebie pretensji, że nie pomagasz. Odwiedzę cię jak znajdę chwilkę to pogadamy, przywieźć ci tam coś?"
"Najbezpieczniejszym miejscu?! Stary, oni wsadzają kolesi z różnych gangów do jednej celi! I mnie razem z nimi. Oby mnie nikt nie rozpoznał. Przywieź dużo chusteczek. I klucz do celi."
"Wpadnę. Masz papugę czy ci załatwić? Nic im nie mów bez papugi."


Na ostatnie pytanie Silva nie odpowiedział, pewnie skończył mu się czas na korzystanie z holofonu. Ale pytanie było właściwie retoryczne, płotki jego pokroju nie miały własnych prawników. Mik miał lepsze pomysły na wydanie oszczędności, ale kumpel to kumpel. Znali się nie od dziś i wiedział, że Al odda co do grosza... jeśli będzie miał z czego. I jeśli nie pójdzie siedzieć. Mik znalazł w sieci adwokata z dobrymi opiniami i ze średniej półki cenowej. Służbowe konto kusiło, ale opłacił papugę z własnej kieszeni, dołączając do przelewu prośbę o szybką interwencję na 13 posterunku NYPD. Tyle mógł zrobić na dzisiaj, bo widzenie udało mu się umówić dopiero na dziesiątą rano.
Kolejny problem, jakby mało ich było na głowie.

Sekal 13-03-2017 11:19


Leah

Godzina 9:21 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Manhattan, New York


Wieczór tej przedświątecznej niedzieli był wyjątkowo spokojny. Po ulicach kręciło się mnóstwo gliniarzy, zauważalnych szczególnie na Manhattanie. Sklepy, wciąż otwarte, nie były tak zatłoczone jak zwykle na trzy dni przed świętami. Ostatnie szalone dni dały mieszkańcom Nowego Jorku w kość wystarczająco mocno. Ci policjanci na pewno również chcieliby wrócić do siebie, lecz nie mieli na to szansy. To zresztą słyszała Leah na komisariacie. Ściągali ludzi również z urlopów. Planowano wejście na Bronx. Chyba już to zrobili. Mota zwinął Silvę w ostatnim momencie, teraz tam zaczynało się piekło, które nie wiadomo jak się skończy. Gliny z kilku miast i jednostki specjalne przeciwko lokalnej wojnie gangów. Wierzbovsky mogła się cieszyć, że ma tak małe problemy. W cudzysłowiu.

Z pizzą i piwem wparowała do swojego mieszkania, zastając w nim Ferro. Nie spakował się i nie uciekł do siebie. To był zupełnie inny typ człowieka, nie ulegało wątpliwości. Jej pojawienie się skwitował uśmiechem.
- Zajedziesz się - wstał i pomógł jej uporać się z jednoczesnym balansowaniem pizzą i zdejmowaniem kurtki. - Podobno ucieczka w pracę jest złą ucieczką od problemów - wzruszył ramionami, chcąc podkreślić, że jedynie powtarza co wyczytał. Nie wyglądał jak człowiek, z którym jak uważała, pokłóciła się wcześniej tego dnia. Ani na winnego, ani na poszkodowanego. Przecież nic się nie stało.
- Przyjrzałem się tej liście, którą mi wysłałaś i nawet pogrzebałem w tym temacie. Naturalną rzeczą, którą można z tego złożyć, to serwer. Dwie składowe nie pasują: holofony, które można wykorzystać do wszystkiego oraz te mierniki. Po co komu mierniki? Powietrze i tak mamy lepsze niż powinniśmy mieć biorąc pod uwagę całą rewolucję przemysłową. Jeśli to wszystko jest powiązane, to jedyne co mi przychodzi do głowy, do serwer zarządzany przez te holofony kontrolujące mierniki i na podstawie odczytów wykonujące jakieś akcje. Ale to daleki strzał, nie wiem kto chciałby robić coś takiego.

Nagle odezwało się holo Leah, pokazując wiadomość od komendanta.
Cytat:

8am, sala konferencyjna. Odprawa i raport.

Ann, Kye

Godzina 10:07 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Manhattan, New York


Kolacja u burmistrza była przyjemniejsza, niż którekolwiek z nich mogło przypuszczać. Atmosfera szybko stała się także całkiem odprężająca, zupełnie odmienna od pędzącego na łeb na szyję weekendu. Dopiero w samochodzie dowiedzieli się, że policja wkroczyła wreszcie na Bronx i trwa tam akcja mająca na celu wygaszenie wojny gangów. Na Manhattanie wszystko wyglądało tak, jak gdyby cała ta zawierucha była odległa przynajmniej o kilkaset kilometrów. Jedynie patrolujących ulice gliniarzy jakby trochę więcej się kręciło. Humor mogły zepsuć tylko wiadomości od Huystona i Dirkuera, które Remo otrzymał niemal w tym samym czasie. Miały nawet podobną treść.
Cytat:

Jutro o 8am konferencja na tematy związane z Bronxem. Masz ją zabezpieczyć i w niej uczestniczyć.
Biorąc pod uwagę okoliczności to i tak późno się prezesi obudzili. Takie przedsięwzięcia zawsze zawierały w sobie przynajmniej jednego członka zarządu, który pragnął umaczać w tym swoje paluszki i poprzesuwać pionki.

Dru podrzucił ich pod mieszkanie Ann i odbierając od niej przyrzeczenie, że nie planuje już dzisiaj eskapad, pozostawił samych. W recepcji czekała na nich zamknięta koperta. W jej środku odkryli papierową mapę Nowego Jorku, na której narysowano różnokolorowe kreski. Kończyły się głównie w dwóch punktach łatwych do rozpoznania: lokum oraz pracy Jacka Wallsa. Jamaz bardzo się przykładał do śledzenia go. Kółeczkami zaznaczył trzy punkty odstające od innych i zaburzające - przynajmniej dla paranoicznego Evansa - obraz całości. Nie było podpisów ani innych informacji, czysta mapa.

Poza tym reszta wieczoru i noc zapowiadały się całkiem spokojnie.


Psyche, Mik

Godzina 10:07 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Bronx, New York


Cytat:

Wideokonferencja z samą górą, jutro 8am. Może być zdalnie na zabezpieczonej wewnętrznej sieci. Obecność obowiązkowa.
Wiadomość od Alana nie pozostawiała wątpliwości. Nazwali po imieniu inną korporację, tego zarząd nie mógł pozostawić bez odpowiedzi. A odpowiedzi na wszystko w korpo to były spotkania. Psyche wiedziała o tym doskonale, Mik trochę mniej - ale wystarczyło jedno spojrzenie na kobietę, aby miał pewność, że z tego się nie wywiną.
I że będzie tam głównie spowiadanie się i zbieranie opierdolu.

Bronx bardzo się wyciszył od momentu wkroczenia policji. Ludzie przemykali, po ulicach kręciło się ich wręcz całkiem sporo, ale całość dzielnicy wydawała się wygaszona, tak jak wygląda cisza przed burzą. Załatwiali swoje sprawy, kryli niecne sprawki i szukali możliwości na wykręcenie się z obławy. Psyche i Mik nie musieli jeszcze sięgać do kontaktów z firmy. Widzieli gliniarzy przecznicę dalej, kiedy wychodzili z hotelu i ruszali na umówione spotkanie. Mundurowi nie interesowali się na razie tymi, którzy jechali w stronę przeciwną do nich.

BigJ zjawił się w towarzystwie dwóch postawnych Murzynów, którzy od razu zajęli strategiczne pozycje. Nie było innych członków The Rustlers i bliższych znajomych Meatboya. Zresztą ten co przyszedł także wydawał się spieszyć. Nie bez powodu, działo się w końcu bardzo dużo.
- Lepiej, żeby to było dobre - powiedział na wstępie, ściskając dłoń Mika. - Coś ty zrobił z mordą? Gdybym nie poznał Marlene to bym kurwa pomyślał, że próbujecie mnie wrobić - cmoknął przy tym policzek kobiety.



Widz 22-03-2017 00:09

Remo rozłożył mapę na stole, kiedy weszli już do mieszkania Ann i rozebrali z kurtek i butów. Przyjrzał się i nałożył na bardziej dokładną, holograficzną wersję. Zapamiętał podejrzane punkty.
- Chyba nie chce mi się tym teraz zajmować. Przekażę to jutro chłopakom - zwrócił się do Azjatki. - Robię się jeszcze bardziej paranoiczny, teraz już niczego nie prześlę przez sieć - podrapał się po policzku, gdzie zebrał się niemal dwudniowy zarost.
Dziewczyna uśmiechnęła się w odpowiedzi:
- Witaj w domu. Paranoja to moje drugie imię. Myślę, że spokojnie możemy już odłożyć pracę na ten dzień. Naprawdę mam ochotę na przyjemny wieczór, bez sztucznej inteligencji zaglądającej mi przez ramię. Co powiesz na jeszcze jednego drinka?
- Jeśli będziesz mi towarzyszyć to nie mam zamiaru odmawiać. Jutro muszę być w pracy dopiero na ósmą - roześmiał się i zaczął składać mapę, wyłączając też holofoniczną projekcję. - Burmistrz i jego rodzina okazali się tak normalni, na jakich starają się uchodzić i publicznie.
- To taka miła odmiana spotkać w wyższych sferach normalnych ludzi. Ostatnio musiałam towarzyszyć kuzynce na kilku imprezach towarzyskich i strasznie się wynudziłam. - Ann przeszła do kuchni i zaczęła przygotowywać napoje. - Zdecydowanie nie podobałoby mi się takie życie. Wiesz - Popatrzyła na Remo - Ostatnio doszłam do tego, czym chciałabym się zajmować. Myślę, że postaram się o licencję prywatnego detektywa.
- Proszę proszę! - Poszedł za nią, zdejmując po drodze marynarkę i wieszając w korytarzu. - To pod wpływem uroczej detektyw Wierzbovsky?
- Raczej przesłuchania przez tego biednego Mottę - Uśmiechnęła się wesoło. - Kiedy z nim rozmawiałam przyszło mi do głowy, że z licencją wiele rzeczy może się okazać o wiele łatwiejszych.
- Planujesz dalej wtykać nos w nie swoje sprawy? - Remo uniósł brew, biorąc od niej drinka. - Zaczynam się zastanawiać, czy cię nie zaraziłem sobością - roześmiał się na to słowotwórstwo. - To wypijmy za twoją licencję! - uniósł szklankę w toaście.
- Coraz bardziej mi się to podoba. - Azjatka mrugnęła do niego i stuknęła swoją szklanka szkło w jego ręce:
- Za Ann Lui Ferrick, prywatnego detektywa. - Powiedziała z szerokim uśmiechem.

Kye wypił łyk i wziął Ann za rękę, prowadząc do salonu.
- Sugeruję nie mówić o tym od razu rodzicom - odezwał się znowu, kiedy siadał na kanapie, wciągając dziewczynę na swoje kolana. - Jakoś nie wierzę, że twojemu ojcu spodoba się pomysł wtykania nosa w nieswoje sprawy za cudze pieniądze.
- Może masz rację. - Przytuliła się do niego kładąc głowę na ramieniu. - Pamiętasz moją kuzynkę Denis? To ta, która spotkaliśmy podczas wernisażu. Nikt w rodzinie nie ma pojęcia czym naprawdę się zajmuje.
- Nie wystarczy ci tych konspiracji i paranoi? - przesunął palcami wzdłuż uda Azjatki. - Kiedy twoi rodzice mieszkają tuż obok i mają takie a nie inne pozycje, to krycie przed nimi swojego zajęcia nie wygląda na proste zadanie. I na bardzo męczące również.
W odpowiedzi na jego dotyk położyła dłoń na torsie mężczyzny i zaczęła powoli odpinać guziki jego koszuli:
- Nie zrobiłabym nic, co mogłoby narazić ich na kłopoty, przynajmniej nie świadomie. Wiesz, w sumie nigdy nie miałam przed nimi żadnych tajemnic. Chyba nie mogłabym żyć tak jak Denis. Nie wiem jak ona to wytrzymuje.
- Żadnych? Nawet najmniejszych? - Kye zapytał z rozbawieniem, wsuwając dłoń pod sukienkę. Nagle zaśmiał się krótko. - Właśnie sobie wyobraziłem Ann wbiegającą do domu i od progu krzyczącą "Mamo! Tato! Właśnie straciłam dziewictwo!". Wybacz. Chyba Trisha zaraziła mnie śmiechem i dziwnymi wizjami.
Roześmiała się rozbawiona:
-Rzeczywiście, niektóre doświadczenia pozostawiłam tylko sobie. - Wsunęła rękę pod materiał, dotykając nagiej skóry. - Myślę, że oni mogliby poczuć się przytłoczeni, gdybym wdawała się w szczegóły... - Przesunęła głowę, przysuwając usta do jego ucha. - No i mogłoby to okazać się raczej niebezpieczne dla tych mężczyzn, z którymi się spotykałam.
- Uważasz, że twój ojciec już zapomniał, jak to być beztroskim młodzieńcem? Lub nigdy takim nie był? - pytanie Remo było tylko na wpół poważne, bo jego ręka podwinęła już sukienkę na tyle, żeby odsłonić całe nogi Ann. - No chyba, że te młodzieńcze eksperymenty to było coś znacznie mniej grzecznego niż to co wyprawiasz ze mną?
- Myślę, że moi rodzice dalej ze sobą eksperymentują sądząc po tym w jakich nastrojach wyłaniają się z sypialni albo z jaka ochota się tam udają - Odpowiedziała pogodnie zataczając językiem krąg wokół płatka jego ucha. - Myślę, że co innego jest przypuszczać, a co innego znać nagie fakty. Ja zresztą tez nie miałabym ochoty wnikać w detale ich intymnego pożycia.
- Ja za młodu miałem naturę eksploratora... cudzych eksploracji - wziął jeszcze jeden łyk whisky i odstawił szklankę na stół, aby uwolnić drugą dłoń. Pierwsza zsuwała właśnie rajstopy Ann. - Zawsze sobie powtarzałem, że ludzie chcą być oglądani, skoro zostawiają włączone kamery. Powiem ci, że niektórych widoków nie da się zapomnieć - mrugnął do niej.

Ann także odstawiła swoją szklankę i przesunęła dłonią po karku Remo:
- Czy to nadal cię kręci? Podglądanie ludzi? - Zapytała z wyraźną ciekawością.
- Sam nie wiem. Dawno tego nie robiłem, przynajmniej nie w tym sensie - odpowiedział z pewnym wahaniem, zastanawiając się. - Chciałbym jednak zaznaczyć, że to nielegalne, a my jesteśmy przykładnymi obywatelami. Jesteśmy?
- W życiu! To straszna nuda. - Zaprzeczyła stanowczo. - Powinniśmy, przynajmniej w oczach przedstawicieli prawa, uchodzić za przykładnych obywateli, ale nic ponad to.
Spojrzał jej poważnie w oczy.
- To kogo chcesz podejrzeć? - zapytał, z trudem powstrzymując uśmiech. Jego dłonie w pełni skupiły się już na zdjęciu nudnych rajstop.
Dziewczyna przez chwilę zastanawiała się bezwiednie gładząc twardy męski tors:
- Może zacznijmy od sąsiadów? Jestem ciekawa, kto z mieszkańców tego budynku, ma ekshibicyjne zapędy.
Haker zdjął wreszcie uciążliwy fragment garderoby Azjatki i odrzucił go na bok. Rozejrzał się i zastanowił.
- Potrzebujemy tylko komputera, którego w razie co będę mógł wyczyścić z części danych. Zrobiłbym to na wewnętrznym, ale byś sobie nie popatrzyła. Coś o tych sąsiadach wiesz?
- Zupełnie nic. Niedawno się wprowadziłam i nie miałam jeszcze okazji nikogo poznać. Nawet nie wiedziałam, że tu mieszka córka burmistrza. Komputer mam w gabinecie. Możesz z niego skorzystać. - Ann wydawała się coraz bardziej zaciekawiona.
Z pewnym żalem zsunął dziewczynę ze swoich kolan i udał się do gabinetu, wracając z komputerem. Podłączył go do sieci, a później na chwilę do siebie. Na ścianę rzucił duży ekran, wgrywając swoje oprogramowanie zabezpieczające przed wykryciem i ułatwiające włamania.
- Trisha nie wyglądała na taką, co się rozgłasza, że jest córką burmistrza. Skoro nie było dziennikarzy, to starała się trzymać głowę nisko i udawać nudną. No dobrze, sprawdźmy kto tu mieszka obok ciebie.
Odpiął się od komputera i zapuścił skan lokalnych sieci, klasyfikując je pod względem siły sygnału.

Od razu znalazł kilkanaście sieci, w tym kilka z na tyle mocnym, że wskazywały sąsiadów. Te trzy i więcej pięter w dół i górę miały zasięg już zbyt marny na pewne połączenie. Jedynie dwie z nich miały zabezpieczenia inne od standardowych, wymagających więcej wysiłku. Reszta posiadała zwyczajne. Nie zmieniano zwykle również ich nazw. Z wyróżniających się były jedynie "Aaaa", "MójDom", "Twoje_Marzenie" i "Rodzina_Nortonów". Reszta zawierała przeróżne kombinacje znaków i cyfr, niewiele mówiące o ich właścicielach.
- "Twoje Marzenie" brzmi obiecująco nie sądzisz? - Zapytała Ann sadowiąc się ponownie na kolanach hakera.
- Aha, jak chwyt reklamowy - Remo objął Azjatkę i klawiatura pojawiła się przed nimi. Do standardowych zabezpieczeń nie potrzebował nic więcej. - Spróbujmy. W razie czego to twoja wina.
- Sami zapraszają do podglądania takimi hasłami. - Azjatka powróciła do rozpinania mu koszuli. - Może właśnie czekają na to, by ktoś popatrzył…
Można rzecz, że dziewczyna trochę wykrakała. Kiedy Kye przełamał zabezpieczenia, ich oczom ukazała się cała gama kamer. Zdecydowana ich większość znajdowała się w sypialni, gdzie duże i wygodne łóżko otoczone były nimi z każdej możliwej strony. Na ścianie wyświetlony był ekran, na którym znajdował się podgląd z tych kamer oraz lista nicków. I czat. Właścicielki tego wszystkiego jednak obecnie w sypialni nie było. Na szczęście łazienka miała własną kamerkę i ukazywała całą kabinę prysznicową. Woda była puszczona, a w środku znajdowała się ciemnoskóra piękność. Lub "piękność", zależy jak na to patrzeć. Ciało było zbyt idealne, pupa za duża, piersi także, wargi pełne niczym cząstki pomarańczy. Naga kobieta mydliła się właśnie, pojękując przy tym i zerkając w stronę kamery. Chyba dawała prywatny show nie tylko im.
- No i mamy profesjonalistkę. - Ann wydęła wargi. - To nie jest zbyt ciekawe. By ją zobaczyć wystarczyłoby tylko zapłacić. Po za tym co to za atrakcja, podglądać kogoś, kogo ogląda jednocześnie pół miasta?
- Jak ją zobaczysz na korytarzu to koniecznie powiedz jej, że nie jest twoim marzeniem - Remo roześmiał się i odłączył od sieci kobiety z virtualnych kamerek. - Próbujemy najpierw wszystkie nazwane zaczynając od Aaaa? Mam nadzieję, że nudne nazwy kryją ciekawszy środek. Z ciekawości, co trzeba by zrobić, aby zobaczyć ciebie? - zapytał z dużym zainteresowaniem.
- Przede wszystkim zainstalować kamerki w mieszkaniu. - Odpowiedziała Ann ze śmiechem. - Jedyna jaką mam jest w przedpokoju, skierowana na wejście. Trudno bym tam pojawiała się w jakiejś bardziej intrygującej sytuacji. "Aaaa" może być, ale co ciekawego może być w "Rodzinie Nortonów"? Pewnie mają tam kilkoro dzieciaków, psa i trzy koty.
- Masz też holofony, możesz robić zdjęcia, pokazać się w oknie - uśmiechnął się do niej podsuwając pomysły. - Dowolnie. I nie mam tu na myśli show dla połowy miasta. Co do rodzin, to kto wie, jakie mają sypialniane sekrety?
Mówiąc to wybrał "Aaaa" i spróbował dostać się tam.
- Moje okna wychodzą na park. Biorąc pod uwagę wysokość na jakiej się znajdują i możliwy kąt patrzenia, można by mnie zobaczyć jedynie za pomocą teleskopu. - Zsunęła koszulę z ramion Kye'a i przejechała językiem po nieco słonej skórze koło obojczyka.

"Aaaa" okazało się znacznie mniej widowiskowe od poprzedniego mieszkania. Remo uzyskał dostęp do jednej tylko włączonej kamery. Inne wyłączono i choć mógł je zapewne włączyć, istniała szansa zauważenia tego. Ta jedna natomiast pokazywała krótko ostrzyżoną białą, ładną kobietę. Siedziała na kanapie, dłońmi poruszającymi się w powietrzu przeglądając sieć. Ubrana w cienki top na ramiączkach i krótkie szorty jej szczupłe ciało o niedużych atrybutach kobiecości wyglądało nawet całkiem apetycznie. Nie mieli tylko pojęcia, czy w jej mieszkaniu był ktoś zdolny do wykorzystania tego.
- Ja cię tu zachęcam do ujawnienia dla mnie swojej ekhibicjonistycznej strony natury, a ty stawiasz problemy - zamruczał, czując język sunący po ciele. - U Aaa nie dzieje się nic ciekawego. Ma kilka innych kamer, bawimy się w ryzyko związane z włączaniem ich?
Chwilę przez którą jego dłonie były wolne wykorzystał na podwijanie sukienki Ann nad pośladki, z przyjemnością sunąc palcami po nagim ciele dziewczyny.
- Czy ja wiem? Skoro siedzi w sieci, to raczej w jej domu nie dzieje się nic ciekawego, chyba że ma tam kilka trupów w szafie, ale ja bym osobiście nie przechowywała ich w miejscu gdzie są kamery. Co do mojego ekshibicjonizmu, po co się wysilać jeśli nikt cię nie zobaczy? - Uniosła się nieco w górę, by ułatwić mu podwinięcie sukni ponad linię pupy i odkryć skąpą, bieliznę z czarnej koronki, którą ubrała specjalnie dla niego. Nie była zbyt praktyczna, ale jeśli to go kręciło, czasami mogła iść na ustępstwa.
- Jak to nikt? Myślałem o sobie! - roześmiał się i dał klapsa w niemal nagi pośladek. - Nigdy wcześniej nie zaobserwowałem u ciebie chęci pokazania czegoś więcej obcym - odpiął się od Aaa i wybrał Nortonów. Zabawy w hakera nauczyły go, żeby nie ignorować niczego, a nazwa nic nie znaczy.
- Chyba nie możesz narzekać. - Ann wydęła żartobliwie usta. - Nie możesz zaprzeczyć, że masz dosyć okazji by oglądać mnie nago.
- Pięknej kobiety nigdy nie za wiele - mrugnął do niej, skupiony teraz na włamaniu. Niedobrze byłoby zostawić ślad prowadzący do Ferrick.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:00.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172