lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Science-Fiction (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/)
-   -   The Big Apple II (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-science-fiction/16549-the-big-apple-ii.html)

liliel 12-01-2017 19:41

Mota pojawił się na komisariacie przed dwunastą. Nie wyglądał już na takiego radosnego, zresztą co tu się dziwić. W końcu niedawno mu powiedziała, że musi w zasadzie sam prowadzić śledztwo. I to takie wcale nie należące do prostych. Zastając ją na miejscu, w niedzielę na dodatek, zdziwił się wyraźnie.
- Nie miałaś sobie zrobić przerwy? - zapytał na wstępie, ale po krótkich wyjaśnieniach opowiedział o rozmowie z Ferrick i Remo, przekazując jej także nagranie. - Poza tym szukali czegoś na serwerach uczelni. Nie mogłem im zabronić, mieli nakaz. Nie rozmawiali też o tym, czego dokładnie szukają. Ja tam trafiłem trochę przez przypadek, słysząc od technicznego o sztucznej inteligencji w serwerowni i wirusie rozchodzącym się po całym mieście. Byłem ciekaw czy ma coś wspólnego z tym androidem od Tomkinsów, ale nie dostałem odpowiedzi. Zabrali serwer do siebie i powiedzieli, że dzisiaj to na pewno nikt się za to nie weźmie.
Leah słuchała go lekko ogłupiała.
- Czekaj, czekaj. Ferrick i Remo zabrali ten serwer? Pomimo, że sprawę przejęła policja?
- Nie, nie, jak to zabrali? - Arturo na chwilę został zbity z tropu. - Nie, oni odzyskiwali jakieś dane. Serwer zabrali ci z cybernetyki.
- Odzyskiwali dane? Pozwoliłeś się panoszyć cywilom na miejscu zdarzenia? - po wstępnych pretensjach Leah złagodniała pojmując, że to wszystko właściwie jej wina. Puściła solo żółtodzioba na robotę, czego się spodziewała?
- Widziałeś ten nakaz, którym dysponowali? Kto go wystawił?
- Mieli pozwolenie - mruknął cicho Mota na swoje niepowodzenie. - Nakaz wystawiony został przez prokuraturę, ale było na nim logo Corp-Techu.
- Jak przez prokuraturę to nie mogłeś im zabronić działać - pocieszyła go żeby zagłuszyć choć trochę wyrzuty sumienia, że go zostawiła na pastwę losu w niełatwej sprawie. - Poza tym to mogła być dobra dedukcja. AI to jednak rzadkość, nie można wykluczyć, że jedna nie ma związku z drugą. Chciałabym abyś jutro rano pojechał po Alexa. Złożę dyspozycję o stosowne papiery, aby mógł opuścić Inner City. Przywieziesz go bezpośrednio do szefa działu technicznego, Scotta Ferro. Weź ze sobą z dwóch mundurowych.
Mota skinął głową, nie zamierzając z tym dyskutować.
- O Shelbym nic nikt nie wie. Jego była żona była widziana w mieście, tyle udało mi się dowiedzieć. Rozmawiałem także z Daniele Morrison przez holofon, ale odmówiła stawienia się dzisiaj na posterunku.
- Spokojnie - Leah przygryzła filtr papierosa i odpaliła bez pośpiechu. - Spotka się. Nie na komisariacie to u siebie. Ale na razie pozwól mi przesłuchać taśmę z przesłuchania.
Wcisnęła do uszu bezprzewodowe słuchawki, odchyliła się w fotelu, słuchała i paliła, z przymkniętymi w zamyśleniu oczami. Gdy nagranie przeleciało do końca pozbyła się słuchawek. Niedopałek zastąpiła świeżo odpaloną fajką.
- No dobra, powiedzmy, że brzmi wiarygodnie. Masz jakieś błyskotliwe pomysły na dalsze kroki w dochodzeniu?
Sama odpaliła holoekran służbowego komputera i zaczęła pisać prośbę o nakaz od prokuratora. Pierwszy, w sprawie Alexa. O wytransportowanie androida z Inner City i przegląd techniczny w celu weryfikacji jego wersji zdarzeń. Drugi, o prześwietlenie firmy ochroniarskiej sprawującej opiekę nad domem Tomkinsów.
- Dzieci Rajneesha wydają się mieć najlepszy motyw. Ci Ferrick i Remo, oni też muszą w tym grzebać. Wydaje mi się, że tu musielibyśmy zacząć i prześledzić źródła finansowania, członków, przywódcę. Ktoś zmusił lub wmanewrował Amandę do wysadzenia się, oni nie mogą być więc tacy święci jak sugerował to ten White - zaproponował Mota.
- Owszem, kult to główni podejrzani. Poza tym społeczeństwo chce ich ukrzyżować a kapitan Hicks zwala wbijanie gwoździ na nas.
Włączyła archaiczny ekspres do kawy. Kolbowy unikat. Chwilę przy nim szperała, kilka razy musiała rąbnąć od góry żeby się obudził i wypuścił z siebie strużkę smolistej kawy. Po mikroskopijnym pokoju rozlał się intensywny aromat.
- Posiedź dzisiaj nad papierami grupy religijnej - ciągnęła dalej. - Przejrzyj status, nazwiska wpisane w rejestry zgłoszeniowe, kto poza Whitem na nich widnieje. Rachunki bankowe, dotacje, darczyńców, wydatki. Jest niedziela, równie dobrze możesz to pokwitować i zabrać do domu. Ja, wezmę pod lupę Amandę. Jej bilingi, wiadomości tekstowe, wpływy i wypływy z rachunków bankowych i BTSy z ostatniego miesiąca. Ciekawe czy Amanda odwiedzała jakieś nietypowe miejsca i, co ważniejsze, gdzie była tuż przed śmiercią. Ktoś jej musiał dać tą bombę. Z rejestrów kamer wynika, że nie doszło do tego w sądzie.
Przegrała na pendrive film z sali sądowej, rzuciła go Mocie.
- Obejrzyj. Może zauważysz coś co mnie umknęło.
Skończyła pisać służbowe maile i otworzyła policyjne rejestry w poszukiwaniu niejakiego Ricka Bauera. Według tego, co o nim mieli, Rick Bauer był nikim. Szara mysz w społecznej maszynie, widniejący w rejestrach wyłącznie z jednego powodu. Miał zeznawać jako świadek przeciwko Dzieciom Rajneesha. Zapewne coś nie poszło po jego myśli i nie załapał się na darmowy seks czy coś w tym rodzaju, lecz kilka dni temu, po zamachu w sądzie wycofał się z tego.
- Sprawdzałem już tę organizację, korzystając w dużej mierze z tego co zdążył zrobić detektyw Hawkins. Mają oficjalny charakter, odprowadzają należne podatki, a datki są dobrowolne. Konta są na Izaaka White'a, ale jedno jest wspólne, należy także do Artura Westa, doktora z Pace University. Ten podobno nic o tym nie wiedział, aż do chwili, kiedy trafili do niego, niespodzianka, Ferrick i Remo. Niestety Dzieci nie posiadają oficjalnej listy darczyńców ani członków. Prawnie nie muszą mieć, wszystko idzie przez White'a.
- Ale można przeanalizować konto White’a. Sprawdzić numery rachunków, z których spływały przelewy, przyporządkować je do ludzi. W świecie właściwie pozbawionym gotówki nic się nie ukryje.
Zanotowała w swoim notatniku imię Artura Westa i sprawdziła, za ciosem, i jego kartotekę, ciekawa czy czegoś w przeszłości nie nawywijał.
- Może nie ukryje, ale nie wszystkie banki chętnie z nami współpracują. Część z nich jest korporacyjna - skrzywił się Arturo. West miał czystą kartotekę, widniał tam jedynie mandat za niewłaściwe zachowanie sprzed dziesięciu lat.
- Mogą być niechętne ale nie odmówią nam współpracy w sprawie o zabójstwo. Poza tym wszystko zależy od prokuratora. Poproszę by wydał nakaz. Jak mi się każe odwalić bo nie ma podstaw to chuja będzie z oglądania rachunków - zakończyła wywód Leah i idąc za ciosem napisała do prokuratora trzecie pismo. Miała przeczucie, że o jedno za dużo.
Mota skinął głową. Nie miał chyba obecnie innych pomysłów.
- Shelbiego ciągle nie udało się znaleźć. Poprosiłem o analizę monitoringu, ale to może trwać wieki, zwłaszcza, że nie wiemy dokładnie gdzie szukać.
- Staraj się dodzwonić się do żony. Przejrzyj dzisiaj te akta. I… - zastanowiła się mocno, potarła bruzdę pomiędzy brwiami. - Rick Bauer. Możesz spróbować go zgarnąć?
- Spróbuję przynajmniej z nim porozmawiać - zgodził się. - Pytanie czy powie cokolwiek użytecznego.
- Jeśli nie powie, zgarnij go na dołek na dwa cztery. Jak sobie posiedzi z nakoksowanymi druciarzami i męskimi dziwkami będzie bardziej skory do zwierzeń.
- Ale za co? - Mota otworzył szeroko oczy, zaskoczony mocno tą sugestią.
- Żertujesz sobie? - zdziwiła się. - Na dobę masz prawo go posadzić za niewinność. Taka twoja supermoc. W papiery wpiszesz, że utrudnianie śledztwa.
Zapaliła, lustrując z ciekawością jak odbierze taką śmiałą sugestie.
- On miał zeznawać przeciwko Dzieciom Rajneesha, jak go zgarniemy to chyba już na dobre porzuci tę myśl - podrapał się po policzku, odwracając spojrzenie.
- Miał zeznawać. Wycofał się po akcji Amandy i w sumie mu się nie dziwię. Przestraszył się, miał prawo - wciągnęła haust nikotyny. - Ale ja chcę wiedzieć co na nich miał. Jakimi brudami chciał oczarować sąd, że Amanda musiała się posunąć do samobójczego ataku. Wyciągnij to z niego. To już nie jest akademia, ale sprawy kryminalne. Amanda Tomkins nie żyje. Jej ojciec nie żyje. Jak myślisz, komu zależy na tym aby ktoś zapłacił za ich śmierć? Korporacjom? Politykom wygrzewającym swoje stołki i odliczającym mamonę? Jesteś, kurwa, ostatnim sprawiedliwym. Nie robisz tego dla pieniędzy. Nikt z nas nie robi i można by rzec, jakich pieniędzy? - zaśmiała się pod nosem. - Amanda i Scott nie znajdą swoich zabójców. Ty, Arturo, musisz to zrobić. My, musimy to zrobić. Więc weź dupę w troki i przełknij swoje dziecięce dylematy, czy nie będziesz przyciskał pana Bauera za mocno. Masz zrobić tak, żeby uzyskać odpowiedź. Jedna noc na dołku go nie zabije, nie martw się. Co najwyżej doceni bardziej swoje spokojne, beztroskie życie.
Zgasiła, nieco zbyt energicznie, papierosa w wielkiej oldskulowej popielniczce. Przełknęła ślinę i dodała już spokojniej.
- Po prostu rób co musisz. W dopuszczalnych granicach.
- Spróbuję - westchnął i skinął głową. Nie było to najenergiczniejsze skinięcie, ale zawsze coś. Było jasne, że potrzebuje przewodnika po tym świecie, jak kiedyś Leah. - Postaram się czegoś dowiedzieć. O ile coś wie.
Arturo mógł po prostu nie wierzyć, że takie nic jak Bauer cokolwiek istotnego w sprawie może powiedzieć. Ale fakt był taki, że na podstawie jego zeznań założyli Dzieciom Rajneesha proces. I z jego powodu wysadzono połowę budynku administracji publicznej.
- Albo wiesz, co? - przemyślała sprawę. - Zadaj mu pytania, na które z pewnością nie odpowie i po prostu zamknij w areszcie za utrudnianie. Ochłonie. Przesłuchamy go razem z samego rana. Na pewno powie co wie, nawet jeśli niewiele.
Leah wbiła się w kurtkę, dopiła filiżankę smolistej kawy.
- Widzimy się rano - pożegnała się z Motą. Po raz pierwszy względnie wylewnie, bo poklepała go po ramieniu. - Znajdź Bauera, posadź na dwa cztery, przejrzyj akta finansów sekciarzy. Ja wyczerpię pytania z Ferrick i Remo. I przejrzę ostatnie dni z życia Amandy.
Na korytarzu wpadła na Ferra. Złapali windę w dół, zdołali sobie wyjaśnić (ku niezadowoleniu Leah), że ona idzie rozmawiać do C-T sama a Scott czeka w samochodzie. Nie chciał się mieszać w dochodzenie Tomkinsów, a przynajmniej w nic co wykraczało poza kwestie techniczne.
- Czemu nie chcesz iść ze mną? - zasępiła się. - Przycisnę trochę dziewczynę, mam marchewkę i kij, żeby zechcieli współpracować. Oby podziałała marchewka - sięgnęła po fajki. Paczka była pusta więc zgniotła ją w palcach. - Chciałabym cię mieć obok siebie, jak za starych dobrych czasów.
- To nie są stare, dobre czasy - odpowiedział jej, nie patrząc w jej stronę. - Ganianie po całym mieście w sprawie, która mnie nie interesuje? To nie jest moje marzenie. Tym bardziej gadanie z kolejnymi ludźmi, o których zapomnę kilka minut później. Wolę już czekać w wozie, tu chociaż mogę zrobić coś ciekawszego.
Leah miała wrażenie, że mówił prawdę, ale nie miała pewności, czy całą prawdę i to jego jedyny powód wykręcania się. Być może, w końcu była niedziela, a on w tym interesu nie miał. Przyzwyczajanie Wierzbovsky, że jest na każde skinienie? To nigdy nie był dobry pomysł.
- Wybacz, jeśli nadużywam twojego wolnego czasu - wypaliła dość chłodno. Właściwie to jego słowa podziałały na Leah jak kubeł zimnej wody. Jej siostra mogła trafić za kraty, a jemu chodziła po głowie kanapa i zimny browar. Intuicja jej podpowiadała, że sprawa Tomkinsów musi mieć związek z Joanną więc nie mogła ciągnąć jednego dochodzenia bez drugiego.
- Czy ty masz do mnie żal, że odszedłeś z Zabójstw? Mówiłam, że możesz zostać, a ja przejdę do Przestępstw Gospodarczych. - kolejny papieros zatlił się w ustach, w miejscu poprzedniego. - Jedź do domu. Strzel sobie piwko, pograj w gry video. Wrócę metrem, jak skończę.
Wzruszył ramionami.
Czy to już kłótnia czy jeszcze niezrozumienie?
Żadna, kurwa, różnica.
Leah trzasnęła drzwiami od auta. Zjarała fajkę przed głównym wejściem do C-T. Odprowadziła wzrokiem odjeżdżającego Ferro.

Eleanor 15-01-2017 19:25

Ann nie miała okazji porozmawiać z matką zbyt długo, bo Susan Ferrick miała tego dnia sporo do zrobienia, dlatego w czasie gdy czekała na Remo zaczęła analizować wydobyte przez niego materiały, było tego jednak całkiem sporo i dziewczyna szybko zdała sobie sprawę, że potrzebuje znacznie więcej czasu, by poskładać jakoś z sensem mocno zmiksowane informacje.
Ostatecznie okazało się, że haker miał kilka spraw do załatwienia w innych miejscach i dziewczyna pojechała do C-Tower tylko z nieodstępującym jej Dru. Gdy dotarli do siedziby C-T do drugiej było jeszcze kilka minut, ale jak dowiedziała się od ochrony policjantka już siedziała w salce konferencyjnej, więc by nie marnować czasu udała się na to spotkanie.

Wierzbovsky pojawiła się w budynku C-T nieco przed czasem. Wylegitymowała się przy punkcie kontrolnym i poinformowała o umówionym spotkaniu w sali konferencyjnej z Ann Ferrick i Kye Remo. Ochroniarz zweryfikował dane i poprowadził ją do niewielkiego pokoju zaopatrzonego w niewiele więcej niż stół i krzesła. Leah zapaliła, korzystając z faktu, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby jej tego zabronić. Nikotyna ją uspokajała, lub, lepiej rzec - dopóki karmiła swój nałóg ten się nie odzywał i pozwalał skupić na czymś innym.
- Jak pięciogwiazdkowy hotel - skomentowała sama do siebie. Lustrowała, nie bez zazdrości korporacyjne wnętrza. - Nie staram się nawet wyobrazić jaki tu macie sprzęt.
Na końcu papierosa urósł słupek dymu. Leah, nie chcąc nabrudzić wyrwała z notesu kartkę i złożyła ją w prosty koszyczek origami. Strzepnęła tam popiół i czekała zagapiona w żar.
Nie musiała czekać długo, po kilku minutach pojawiła się w sali niewielka Azjatka, ubrana w typowy, pseudowojskowy strój, z obszerną koszulą na wierzchu. Sądząc po dziwacznych wybrzuszeniach w miejscu kieszeni, miała tam ukryte kilka niezidentyfikowanych sprzętów.
- Dzień dobry - zaczęła od progu - nazywam się Ann Ferrick. Chciała pani ze mną rozmawiać w sprawie Tomkinsów.
- Pan Remo się nie pojawi?
- Nie wspominała pani, że chce się spotkać także z nim. Niestety w tym momencie nie jestem go w stanie zlokalizować. - Odpowiedziała dziewczyna wchodząc do środka i siadając na jednym z foteli. Popatrzyła na papierosa w ręku policjantki i uśmiechnęła się lekko:
- Tutaj nie wolno palić. Ma pani szczęście, że czujniki dymu jeszcze nie wykryły zagrożenia.
- Tak, wiem. Nigdzie nie lubią palaczy - ściągnęła trzy potężne machy jakby chciała nachapać się na zapas, dopiero wtedy zdławiła niedopałek w prowizorycznej popielniczce. - Bo ludzi pykających ten elektroniczny chłam palaczami nie nazywam. Detektyw Wierzbovsky - powieliła uśmiech i podniosła się wyciągając rękę w stronę Azjatki.
Dziewczyna wyraźnie zaskoczona także się podniosła i uścisnęła wyciągnięta rękę, krótko po męsku:
- Zabawne. Pierwszy raz policja podaje mi rękę. - Powiedziała trochę ironicznie siadając z powrotem w fotelu. - Ma pani ochotę czegoś się napić?
- Nie chcę sprawiać kłopotu - Leah rozsiadła się na krześle, otworzyła swój wyświechtany notes na sporządzonych wcześniej notatkach. - Może lepiej od razu przejdźmy do rzeczy. Słuchałam państwa zeznań nagranych przez detektywa Motę. Rozumiem, że pani i pan Remo próbujecie rozgryźć, na zlecenie korporacji, sprawę śmierci Amandy i Scotta Tomkinsów.
- To jest C-T, tutaj zamówienie czegoś do picia nie stanowi problemu. - Ann wcisnęła niewielki klawisz z boku stolika i przed nią pojawiło się elektroniczne menu. - Może jednak na coś ma pani ochotę? - Zapytała ponownie wybierając na liście pozycję: Sok ze świeżych ananasów i czerwonego grejpfruta. - Sprawą Tomkinsów zajmuję się na prośbę mojego ojca, więc to w zasadzie zlecenie osobiste. Remo pomaga mi, bo go o to poprosiłam.
- W takim razie niech będzie kawa - Leah zanurzyła nos w kartkach i ciągnęła. - Ale umowę ze Scottem Tomkinsem podpisaliście wszyscy? Z panem Shelbym włącznie?
- Tak. Jaką kawę?
- Czarna, bez cukru.
Ann wybrała odpowiednią pozycję i wcisnęła guzik z powrotem. Jej sok pojawił się prawie natychmiast. W bocznej ściance uniosła się niewidoczna do tej pory przesłona z której dziewczyna wyjęła wysoką, lekko jeszcze oszronioną szklankę ze słomką. Kawa w niewielkiej filiżance pojawiła się w tym samym miejscu chwile potem.
- Uwielbiam te automaty. - Azjatka zaciągnęła się sokiem.
- Po śmierci Scotta Tomkinsa podpisaliście aneks do umowy. Z Alexem, androidem denata. Rozumiem, że państwo zadanie nie uległo zmianie. Może jedynie rozszerzyło się o tajemnice śmierci pana Tomkinsa. Komu macie przedstawić wyniki waszego śledztwa? - pani detektyw ujęła filiżankę w obie ręce i upiła małymi łykami.
- Tak właściwie to ja odmówiłam podpisania tego aneksu. - Stwierdziła dziewczyna. - A Alex jedynie przekazał nam go, nie z nim był podpisywany. Samo podpisanie wiązało się z ostatnią wolą Tomkinsa, więc pewnie jego wyasygnowaniem będą się zajmować prawnicy zajmujący testamentem.
- Tak, pan… - przerzuciła kilka kartek - Reed. Jeszcze z nim nie rozmawiałam. Zdarzały się już precedensy z dziedziczeniem przez androidy, ale Alex może zostać potraktowany jako część majątku zamiast osoby dziedziczącej. Chciałam jednak zapytać, co w sytuacji jeśli android okaże się być winny śmierci Tomkinsa? Przekażecie sprawę w ręce prawnika i policji czy wyniki zobligowani będziecie przekazać jemu?
- Nie jesteśmy niczym zobligowani wobec androida. - Dziewczyna wydawała się zaskoczona taką sugestią. - Winni lub winny powinni zostać ukarani zgodnie z prawem. Niezależnie kto za tym stoi. Tego oczekiwałby pan Tomkins.
Wierzbovsky wydawała się usatysfakcjonowana taką odpowiedzią. Zamknęła notes, odchyliła się na krześle i zaplotła ręce na karku.
- Będę z panią szczera, panno Ferrick. Sprawa Tomkinsów wzbudza wiele emocji, głównie przez wzgląd na Dzieci Rajneesha. Opinia publiczna już ich skazała, zresztą ja też nie wierzę w ich dobre intencje pomimo uroku pana White’a i jego pełnej zapewnień chęci współpracy. Mój kapitan chce ich na tacy i, jak mniemam, dostał tą wytyczną z góry. Moi poprzednicy, detektywi zajmujący się sprawą Amandy, nie są w najlepszej kondycji. Jeden nie żyje, drugi w stanie krytycznym jest hospitalizowany. A mnie, tuż po przejęciu dochodzenia, zwaliły się na kark poważne kłopoty natury osobistej i wierzę, że nie jest to bez związku. Chyba podobnie jak u pana Shelbiego? Coś mocno odciągnęło go od tej sprawy. Nie wiem, czy tak mocno, że wyjechał, czy ktoś po cichu się nim zajął. Jego mieszkanie wygląda jak teren po przejściu tornada, z żoną nie mogłam się skontaktować.
- James Shelby nie zwierzał mi się ze swoich problemów - Twarz małej Azjatki była całkowicie nieprzenikniona. - Bardzo mi przykro z powodu pani problemów, ale właściwie dlaczego mi to pani wszystko mówi?
- Doskonałe pytanie panno Ferrick - detektyw uśmiechnęła się. Bezwolnie wsunęła między zęby filtr papierosa ale w porę się upomniała i zamiast odpalić zaczęła bawić się w palcach zabytkową benzynową zapalniczką, bez dwóch zdań drogim drobiazgiem. - Mówiłam, że będę z panią szczera. Przyciska mnie kapitan i przyciska sprawa mojej siostry. Wiem, że wy pracujecie nad Tomkinsami już jakiś czas. Wiem, że doszliście do pewnych wniosków. Koniec końców, zależy nam na tym samym. Aby posadzić winnych śmierci ojca i córki. Wy, macie przewagę czasu i środki korporacji. Ja, mam dostęp do policyjnych danych, w razie konieczności - do prokuratorskich nakazów i ekipy chłopców w kominiarkach, działających z ramienia prawa. - Wysunęła z ust papierosa. - No dobrze, nie ma co ściemniać, to ostatnie to duże koszta dla państwa, więc powody muszą być solidne. Ale rozumie pani o co mi chodzi.
- Jeśli chce pani bym pani powiedziała coś więcej na ten temat to niestety muszę panią rozczarować. Wiemy, że w jakiś sposób sekta maczała w tym palce, ale nie mamy na to żadnych konkretnych dowodów. Jak pani napomknęła winny może być android, ale to policja ma do niego dostęp, więc po prostu go dobrze przeskanujcie. Być może Remo mógłby wam coś podpowiedzieć gdyby mógł na to spojrzeć. Ja z pewnością nie znam się na zapisach w androidach.
- Witamy w klubie - Leah sięgnęła po filiżankę i tym razem osuszyła ją do dna, jakby uznała, że i tak jakiś czas temu przestała trzymać zwyczajowy dystans. - Alex trafi pod lupę jutro i pomoc pani przyjaciela chyba nie będzie konieczna. Mamy, wbrew powszechnej opinii, na prawdę dobrych techników. Android miał sposobność zabić Tomkinsa. I być może miał motyw, w końcu to AI, kto wie co im się roi pod kopułą. Ale jak dla mnie, wolność to wystarczający powód by zabić. Nie znaleźliście nic, co by go obciążało?
- Android to SI. Jak pani wie uczące się sztuczne inteligencje czyli AI, są w naszym kraju nielegalne i całkiem słusznie. Niech mi pani wierzy, nie chciałaby pani mieć z nią do czynienia. Jeśli android popełnił tę zbrodnię raczej nie zrobił tego sam z siebie. On może nawet nie być świadomy popełnionego czynu. To tylko kwestia zapisu w jego głowie. Jak jednak mówiłam wcześniej nie mamy żadnego dowodu, pracujemy jednak nad zakłóceniami w sieci, które mogły go do tego doprowadzić.
Wierzbovsky wyglądała na odrobinę zawiedzioną, jakby odpowiedzi Ann były równoznaczne z odrzuceniem proponowanej przez detektyw oferty.
- Rozumiem - odłożyła papierosa do paczki, sięgnęła po notes. - Jakiego rodzaju pliki odzyskiwali państwo z uniwersytetu?
Ann uśmiechnęła się nieznacznie, najwyraźniej pani detektyw nie potrafiła czytać między wierszami:
- Odzyskiwaliśmy zawartość biblioteki, która była nam potrzebna do badań. Wszystko jest na dyskach uczelni. Macie takich doskonałych techników, z pewnością mogą to potwierdzić.
- Do badań w sprawie Tomkinsa? - brwi Leah Wierzbovsky spotkały się na środku czoła.
- Do badań zleconych przez korporację. Niestety nie jestem uprawniona do udzielania informacji na ten temat. Czy to już wszystko? - Ann z powrotem przyjęła nieprzenikniony wyraz twarzy. - Mam dziś dość napięty plan dnia.
- Właściwie nie - Leah postukała stalówką w białą kartkę. - Ma pani sporą wiedzę na temat materiałów wybuchowych, prawda? - detektyw uśmiechnęła się odrobinę zaczepnie.
- Jestem wojskowym saperem w stopniu sierżanta. Poza tym studiuję w tym kierunku. - Odpowiedziała zgodnie ze stanem faktycznym.
- Wie pani coś na temat… - znów chwila ciszy, przerzucanie kartek - nano… taa, nanokryształów, które w połączeniu z semtexem mogą sprawić, że materiał jest niewykrywalny przez standardowe metody kontroli?
- Nanokryształy nie są częścią wiedzy sapera. - Ann popatrzyła na policjantkę - Nic nie wiem na temat ich łączenia z semtexem. To raczej pytanie do chemika. Mogłabym zapytać mojego profesora, ale niestety dopiero na zajęciach po Nowym Roku.
- O tak. Nanokryształy to raczej nie jest element podstawowej edukacji. Ale pewnie ktoś, kto zbiera informacje do badań zleconych przez korporacje, ma szerszy wgląd w różne nowinki techniczne - Leah pokiwała ze zrozumieniem głową. - Wspominała pani, że pani ojciec przyjaźnił się ze Scottem Tomkinsem. Czy pani, jako osoba podobna wiekiem, nie przyjaźniła się również z Amandą?
- Pana Tomkinsa poznałam w dniu zawarcia umowy. Amandy na żywo nigdy nie widziałam. Nie znam wszystkich znajomych mojego ojca, tak jak on nie zna wszystkich moich znajomych. Czyżby u pani w rodzinie było inaczej? - Tym razem dziewczyna była już trochę zniecierpliwiona.
- Mam umysł analityczny. I nie wierzę w zbiegi okoliczności - Leah przycisnęła przedramiona do stołu i pochyliła się w stronę Ann. - Jeśli pani nie chce mi niczego ułatwić, ja również nie muszę niczego ułatwiać wam. Jest pani powiązana z ofiarami i ma stosowne wykształcenie i doświadczenie by przygotować ładunek wybuchowy. Gdzie pani była w piątkowy wieczór?
- W piątkowy wieczór byłam na wernisażu w Goodman Gallery przy 57th Street. Widziało mnie tam całkiem sporo osób między innymi właściciel galerii, a teraz pani detektyw przepraszam, ale kończymy tę rozmowę. Nie podoba mi się kierunek, w którym próbuje pani zmierzać. Jeśli będzie miała pani kolejne pytania proszę się skontaktować z moim prawnikiem. Nazywa się Luise Montagne. - Ann podała jej numer telefonu prawnika i ruszyła do wyjścia z pomieszczenia.
Wierzbovsky bardzo skrupulatnie zanotowała sobie nazwisko i numer. Wsunęła skuwkę na pozłacaną stalówkę i zawołała za według niej, rozemocjonowaną kobietą.
- Panno Ferrick - postąpiła kilka kroków za nią. - Jeszcze moment.
- Kiedy ktoś zaczyna mi grozić przestaję z nim rozmawiać. - Powiedziała lodowato nie zatrzymując się.

Ann nie była zachwycona rozmowa z policjantką. Tak jak sądziła było to zwykłe marnowanie jej czasu. Ostatnio miała o policji coraz gorsze zdanie. Nigdy nie byli tam, gdzie byli potrzebni, a tylko bez sensu zawracali głowę ludziom. Co właściwie myślała sobie ta kobieta? Że dobrowolnie powie jej coś na temat nielegalnych aukcji, albo innych rzeczy czy informacji, które nie zostały zdobyte w całkiem legalny sposób, albo zdobycie ich wiązało się z narażeniem na nieprzyjemności kilku innych osób? Nawet gdyby Ann była skłonna coś powiedzieć, ostatnie zachowanie Wierzbovski całkowicie przekreśliło szansę na powodzenie dialogu. Jeśli ktoś próbował na niej sztuczek i tanich zagrywek nie miał szans na porozumienie. To była zawsze kwestia zaufania.

Teraz musiała się zając bezpiecznym wyjazdem Roberta z miasta. Dzięki temu będzie miała o jedno zmartwienie mniej. Idąc do apartamentu, w którym zainstalowali Dorna zadzwoniła do ojca, by dowiedzieć się co właściwie dzieje się z Shelbym. Jego odpowiedź okazała się raczej niepokojąca. Były policjant został odwołany do innego zadania, ale nie pojawił się od tego czasu w pracy. Czy to zniknięcie było powiązane ze sprawą osobistą z której zwierzał się Remo, czy miało coś wspólnego z prowadzonym przez nich śledztwem w sprawie Tomkinsów? To było bardzo istotne pytanie.

Lady 01-02-2017 19:45

Psyche obdarzyła doktora neutralnym, spokojnym spojrzeniem. Znów wyglądała jak ideał korpo-kobiety, w ciasnym żakiecie i opinającej spódnicy, na wysokim obcasie, spoglądając na wielu z góry.
- Mamy uprawnienia, aby się z nimi zobaczyć. Obawiam się, że ten, który im to zrobił, przetrzymuje jeszcze wielu innych. Zebranie danych może być jedyną szansą na ich ocalenie. Ich i wielu innych. Na początek moglibyśmy zobaczyć tego, któremu się nie udało - zasugerowała, spoglądając w stronę Remo, szukając w nim potwierdzenia.
- Nie było mowy o ledwo żywych warzywach, Maroldo - haker warknął cicho w stronę Mika, który zdziwiony odszepnął:
- Jak nie? Remo go chwilowo zignorował, nie wdając się tu w dyskusję czym się różni nieprzytomny netrunner od pogrążonego w śpiączce.
- Sprawdzę czy coś uchowało się w martwym - haker dodał głośniej, na użytek lekarza i Psyche. - Na waszym miejscu jednak nie liczyłbym na wiele. Coś wiadomo o tym wirusie? Może być sprzętowy?
- O ile pana sprzętowy wirus potrafi zamienić się w prawdziwy, biologiczy, to tak - odpowiedź neurologa była sucha jak pustynia. Nie przekonały go też szczególnie słowa Psyche, ale bez słowa kazał im iść za sobą, prowadząc do kostnicy znajdującej się na tym samym piętrze. Było sterylnie, biało, lecz standardowe szuflady zastąpił holopanel, na którym lekarz wystukał odpowiedni kod. Coś zaszumiało za ścianą i po chwili pojawił się pojemnik z lekko zmrożonym, przykrytym białą płachtą ciałem. Nie tylko Remo zdawał sobie sprawę, że w takich warunkach była bardzo niewielka szansa, że jakieś dane przetrwały. Sadström otworzył pojemnik i odsłonił poznaczoną wtykami i ranami głowę martwego mężczyzny.
Stojący obok Mik nie wyglądał dużo lepiej. Pół głowy i szyi zasłaniały mu opatrunki i plastry, spod których wyzierały fragmenty bladej twarzy. Odziany był w zieloną szpitalną pidżamę.
- Nie można przeprowadzić operacji i usunąć wadliwe wszczepy? - zapytał lekarza. - Zwłaszcza pan Wayland jest dla nas ważny.
- Gdyby się dało, już byśmy to zrobili - neurolog poinstruował Mika zirytowanym tonem. - Usunięcie wszczepów w ich obecnym stanie niemal równa się śmierci pacjentów.
- Ale podłączenie ich do komputera bez dostępu do sieci nie powinno im zaszkodzić, prawda? - Maroldo podrapał się w opatrunek na głowie. - W końcu to nie ingeruje w żaden sposób w ich ciała. Może udałoby się w ich głowach znaleźć jakieś dane pomocne w identyfikacji wirusa?
Remo przyjrzał się dokładnie wtykom, zajrzał na złącza, podpiął pod jedno, tylko po to, aby się wyprostować i spojrzeć lekarzowi w oczy.
- Jak szybko możecie mu to wyjąć z głowy? Jak będę dokładnie wiedział jak wygląda całość, będę w stanie podpiąć się pod pozostałą dwójką z minimalnym ryzykiem dla nich. Ten wirus może się wiązać z wadliwym działaniem sprzętu lub zwykłym niechlujstwem tego co to zrobił.
Neurolog westchnął teatralnie na pytania Maroldo, kręcąc głową.
- Powinno. Każde podłączenie i użycie ich komponentów zagraża ich życiu - wycedził w stronę Mika. - To czy ingeruje czy nie ingeruje proszę pozostawić osobom, które się na tym znają.
Spiorunował go wzrokiem i dopiero wtedy spojrzał na Remo.
- Potrzebny będzie patolog, nie wiem czy jest ktoś dzisiaj wolny oraz nakaz związany z wyższą koniecznością. Nie zidentyfikowaliśmy tego człowieka, ale nawet nie wiem, czy były takie próby. Wyjęcie tego wszystkiego to raczej rozległa operacja i stanie się on jeszcze… trudniejszy do rozpoznania dla rodziny.
- Załatwimy takie pozwolenie - odezwała się Psyche, od razu pisząc do Alana odpowiednią wiadomość. - Myślę, że jego rodzina nie będzie zła za wyjęcie tego metalu, jak wytłumaczymy im, że dzięki temu mogliśmy pomóc innym. Jeszcze nie go nie zidentyfikowaliśmy, lecz takie starania są podejmowane. Teraz po powrocie sieci powinno pójść łatwiej - łagodny, uspokajający ton głosu kobiety miał na celu złagodzenie postawy lekarza.
- To może ocalić życie pozostałej dwójki - poparł ją chropowaty głos Maroldo. - Biologiczne wirusy nie biorą się z wadliwego działania sprzętu - zerknął na Remo. - Nie wierzę też w przypadkowe zakażenie. Ten wirus uaktywnił się po ich uwolnieniu, tak? Porywacze mogli wszczepić im mechanizm uwalniający wirusa, który miał ich zabić w razie uwolnienia. I proszę mnie wyprowadzić z błędu, jeśli się mylę… - spojrzał poważnie na doktora Sadströma - mamy tu śmiertelny wirus, niezidentyfikowany, więc pewnie zmodyfikowany genetycznie, w rękach szaleńców, którzy porwali tych ludzi. W Nowym Jorku. To sprawa dla epidemiologa a na pewno powinno się o tym dowiedzieć szefostwo firmy.
Lekarz zamrugał zdziwiony, łagodne słowa Psyche zdążyły zostać zapomniane, kiedy znów Mik otworzył usta.
- Czy ja muszę się powtarzać? Powiedziałem przecież, że zwalczamy infekcję na bieżąco, pan miałby od niej co najwyżej grypę. Ale skoro tu także przewyższa mnie pan wiedzą, proszę zadzwonić do prezesa. Na pewno się ucieszy wagą zgłaszanego problemu. Skoro załatwią państwo wszystko, to nic tu po nas. Operacja i tak będzie wykonywana gdzie indziej - wskazał im wyjście z kostnicy.
Mik zmełł w ustach jakieś przekleństwo, ale nie skomentował, tylko westchnął i skierował do drzwi.

Alan odpisał szybko, obiecując, że załatwi to w przeciągu pół godziny, choć sama wyjęcie będzie zależne od dostępności odpowiedniego lekarza i specjalisty.
- Operację powinno się udać przeprowadzić, mamy szansę wyrobić się w ciągu godziny - Psyche powiedziała do Remo. - Do tego czasu może moglibyśmy omówić moją rolę w innym… projekcie?
Chętnie skorzystała z wyjścia wskazanego przez neurologa z zamiarem udania się do miejsca bez postronnych słuchaczy.
- Poczytałam o dzieciach i celu. Dało mi to bardzo podstawowe informacje na ich temat. Myślę jednak, że jestem gotowa na spotkanie z nim.
- Nie miałem jeszcze czasu dowiedzieć się o najbliższym spotkaniu - odpowiedział jej Kye. - Jak masz o nich pytania, mogę odpowiedzieć. Szczegółów natomiast teraz nie damy rady ustalić.

Bounty 02-02-2017 09:54

Mik zaprowadził Remo i Psyche do swojej sali, gdzie mogli spokojnie porozmawiać.
- Ja się zastanawiam jak pogodzić teorię, że za wszystkim stoi AI a z tym, że za Free Souls stoi korpo - wtrącił. - Sam nie jestem już tego pewien, mimo że jeden trop prowadzi do nieruchomości Kalisto. Słyszałeś o rozpierdusze w Mount Vernon? - pytanie było retoryczne, bo od rana trąbiły o tym wszystkie media.
- Wczoraj nie walczyliśmy tam z gangsterami, a z całym oddziałem skurwysyńskich cyborgów, bardzo zaawansowanych a zarazem z wszczepami zamontowanymi po amatorsku, jak u tych biedaków tutaj. Jednego złapaliśmy. - Pokazał hakerowi zdjęcie jajowatej, bezwłosej głowy, przypominającej oblicze kosmity. - Technicy wyciągnęli z niego jakieś dane. Wybieramy się z nimi spotkać i spróbować to coś przesłuchać, ale jego mózg nie funkcjonuje jak ludzki, bardziej jak komputer. To niedaleko, może chcesz się z nami zabrać?
- Piękny, ale nic mi to nie mówi - skomentował zdjęcie Kye. - Chętnie bym się przyjrzał jego skryptom, ale mam kurewsko mało czasu. Jak skończymy z tymi tutaj szybko, to mogę z wami tam podskoczyć.
- Może jak Ann przeczyta odpowiednie prace dyplomowe, to rzuci to nieco światła na współpracę gangu z korporacją. Bez dostępu do technologii i linii produkcyjnej nie da się wykonać czegoś podobnego - Psyche nawiązała do pierwszych rozważań Mika. - Korporacja jest w stanie tylko wynajmować im powierzchnię i najemników, za jakieś własne korzyści. Miasto należy do innej, wprowadzanie chaosu może być im na rękę - przedstawiła kołaczące się po jej głowie możliwości. - Wracając do Izaaka. Co jeśli bym trafiła na spotkanie bez zaproszenia? Czy on przynajmniej udaje zainteresowanie chętnymi kobietami?
- Spróbuję dowiedzieć się czegoś o spotkaniach White'a - Murzyn spojrzał na Psyche. - Jestem pewien, że jego ciało reaguje, a on utrzymuje zainteresowanie kobietami jak i swoją medytacją. Jak został dobrze zaprogramowany to wręcz jego mózg twierdzi, że to uwielbia. Z tego co widziałem pasują mu skąpo ubrane, chętne kobiety i zapewne korzysta z tego. Pytanie jak jest z jego podejrzliwością. Łatwiej byłoby się wkręcić jako znajoma znajomej. Mik, ty też byłeś na spotkaniu. Znasz kogoś, kto mógłby zabrać ze sobą Psyche? Jak to facet to nie powinien oponować na jej towarzystwo - Murzyn wyszczerzył się, przesuwając spojrzeniem po ciele kobiety.
- Jeśli jest zaprogramowany na lubienie kobiet, to mnie na pewno polubi, tego się nie obawiam - Psyche uśmiechnęła się uroczo, powoli zakładając nogę na nogę. - Zrozumienie go może mieć jednak większe znaczenie niż początkowo myśleliśmy. To nasz pewny obiekt, a wydarzenia pokazują, że oni mogą próbować… klonować się? Te cyborgi czy netrunnerzy. Nieudane kopie White’a i tej pozostałej dwójki, z innymi specjalizacjami. Perpetum mobile z naciskiem na zniewolenie ludzi. Za dużo inspiracji filmami, wiem, ale coś z tego nie jest wykluczone.
- Mój szef z labu mógłby cię wprowadzić na imprezkę Dzieci - rzekł Mik. - Albo ta laska ze spotkania, którą pukałem. A teraz jedźmy do cyborga, tu nie ma co czekać, konował mówił, że sekcję będą robić w innym miejscu, więc to potrwa pół dnia jak nic.
- Wydaje mi się, że miał na myśli inne miejsce niż kostnica, nie cały budynek, pragnąc byśmy mu zniknęli z oczu - podsunęła Psyche. - Dyrektor z Corp-Techu nie jest za dobrym wyborem. Już lepiej kobieta.
- Też mi się tak wydaje, jesteśmy w klinice, na pewno nie będą nigdzie przewozić ciała - wtrącił Remo.
- Dałeś mi czip - Psyche zwróciła się do niego. - Mogę go skopiować? Lub dostać coś podobnego, co będę mogła zastosować do kogoś innego? Może się przydać.
- Od biedy da się użyć tego na kimś innym, przy czym to skrypt spersonalizowany. Lepiej byłoby, gdybym dał ci generyczne, z wgranymi automatycznymi trojanami. Nie mam ich ze sobą. Przy następnym spotkaniu jak mi przypomnisz. Lub po drodze zawitamy do C-Tower.
- Dobrze, postaram się przypomnieć. Lub podjadę z tobą do centrali. Z tymi cyborgami to może być przydatne, na pewno wiele osób ucieszy się z wiedzy gdzie mają bazę i gdzie są składane - Psyche uśmiechnęła się do Remo.

Mik w tym czasie przewijał listę kontaktów swojego holo.
- Chyba nie mam numeru do tej laski ze spotkania - oznajmił. - Tylko adres. Może mój szef ma numer. Tamtej nocy była tak naćpana, że pewnie nie pamięta jak wyszedłem wyzywając ją od głupich kurew. Od lat byłem czysty a ta tępa cipa dodała mi narkotki do drina - wyjaśnił. - W każdym razie potem była na wernisażu i pamiętam, że się jej podobał, więc sądzę, że mogę się do niej odezwać.
- Możesz napisać do szefa, coś niepozornego, na przykład chęć spotkania się z kobietą jeszcze raz. Bo z twoim szefem czułabym się nieswojo, musząc go… oszukiwać.
- Yep - zgodził się Maroldo. - Zwłaszcza, że na ile go znam to on tam chodzi, żeby poruchać na boku. Zresztą ta laska, Martha, chyba chodzi na spotkania w tym samym celu - uśmiechnął się.

Od razu też napisał do Toma.

"Siema, tęsknicie za mną w labie? Masz może numer do Marthy, tej rudej ze spotkania Dzieci? Przez tych jebanych sieciowych terrorystów nie zdążyłem od niej wziąć na wernisażu."

"Chyba nie mam, ale wiem kto ma na pewno. Napiszę i ci potem wyślę. W labie sobie dajemy radę, nowe części masz na bieżąco z tego co słyszeliśmy."

"Yep, kiedyś jak przeżyję i jak mi pozwolą to opowiem ci co tu się odpierdala. BTW, zestaw kończyn wciąż spisuje się cacy, a testuję go w ekstremalnych kurwa warunkach. To najlepsze co nosiłem, rozjebie konkurencję, mówię ci. Pozdrów załogę i skołuj ten numer, dupeczka naprawdę mi wpadła w oko. Ta twoja też niczego sobie ;)"

Maroldo dopiero teraz przypomniał sobie, że gdy w piątek pokazywał Remo zdjęcia ze spotkania sekty, haker wskazał na Marthę mówiąc "ją zostaw w spokoju". Widocznie skądś ją znał. Big Apple było mniejsze niż się wydawało. Teraz jednak Kye nie oponował, więc cyborg uznał to za milczącą zgodę.

Czekając na wynik sekcji przebrał się w normalne ciuchy, w międzyczasie dostarczone do kliniki kurierskim dronem. Buty były trochę za luźne, taki minus zamawiania online, ale nie miał czasu na łażenie po sklepach. Ostatnia niedziela przed świętami oznaczała konsumpcyjny horror z centrami handlowymi opanowanymi przez tysiące zombie.

Właśnie uświadomił sobie, że zostały trzy dni do Wigilii a on nie ma prezentów. Tylko ekpresowa dostawa mogła go teraz uratować. Wigilia była jednym z dwóch-trzech dni w roku kiedy widywał się z rodziną. Pocieszył się, że przynajmniej spodoba im się jego nowa twarz. Zwłaszcza matka zdawała się cierpieć za każdym razem kiedy patrzyła na Mika. Nigdy nie zrozumieją tego czym się stał i dlaczego.

Widz 02-02-2017 19:07

Nie musieli czekać szczególnie długo. Wydobycie komponentów potrwało mniej więcej godzinę, po której to zostali powiadomieni i zaprowadzeni przez chłopaka w białym kitlu, z doświadczeniem mniej więcej stażysty. Neurolog się nie pojawił, zresztą trupy to nie była jego działka. Części z głowy netrunnera ułożono na tacy, łącząc je i ustawiając mniej więcej tak, jak włożono je do głowy. Remo bez trudu rozpoznał poszczególne komponenty, większość z nich znali także Mik i Psyche. Procesor, jako podstawa. Klasyczny, bez obsługi kwantów, ale jakości niezłej. Do tego storage, kilka rozproszonych miniaturowych dysków. Trzy wtyki, niezbyt wysokiej klasy, połączone niechlujnie z resztą. Płytka centralna, odrobinę zbyt wysłużona. Kye poznał od razu, że tę część mężczyzna miał w sobie już wcześniej, przed niedawną operacją. Oczy, równie niechlujnie zrobione co wtyki, wyglądało na to, że działać miało tylko wyświetlanie w nich obrazu przekazywanego przez płytkę. I to było wszystko. Coś takiego haker mógłby spodziewać się zobaczyć u garażowego, początkującego netrunnera ze sporą kasą, któremu wsadzał do głowy to doktorek z czarnej strefy. Procesor i dyski należały do wyższej klasy, takiej z linii produkcyjnej Corp-Techu dla ludzi średnio lub bardziej zamożnych.

- Zawsze dziwnie na to patrzeć ze świadomością, że ma się podobny zestaw w głowie - skomentował Mik, nachylając się nad stołem.
Części były oczyszczone z organicznych pozostałości i nie licząc cyberoka, miniaturowe, największa z nich płyta główna miała może centymetr. Kawałki elektroniki na bazie grafenu, o nietypowych kształtach w porównaniu do zwykłych komputerowych części. Musiały być ściśle dostosowane do umieszczenia w konkretnych miejscach mózgu, choć z reguły prawie wszystko wszczepiano najmniej inwazyjnie, tuż pod czaszkę, albo i w samą kość. Wszystkie elementy, niczym sierścią, były pokryte tysiącami ledwo widocznych gołym okiem przewodów - sztucznych połączeń neuronowych, mających łączyć się z organicznymi.
- W sumie wygląda na standard, tyle, że nie od kompletu - stwierdził cyborg. - Interesująca jest zawartość dysków. Myślę, że możesz je zabrać i zbadać. Ułożyli to tak tylko dla nas, do celów medycznych mają dokumentację z sekcji.
- To nie jest standard, a zabawa nastoletniego amatora - Remo oglądał urządzenia na razie bardzo ostrożnie, bez dotykania ich. - Żadnych bezpieczników, dyski podpięte po prostej, fuszerka straszna. Dane w środku nie miały szansy przetrwać. Nie Mik. Tak naprawdę jedyną interesującą częścią jest to - wskazał na małą płytę główną. - Jak coś przetrwało to tam. Wiem, co mogę zabrać i zbadać - haker spojrzał na Maroldo wymownie. - Dajcie mi chwilę.
Zabrał tackę i usiadł na krześle, kładąc ją obok. Z przyniesionego plecaka wyjął całkiem spory komputer i odpalił go. Diagnostyczne urządzenie było większe od standardowych sprzętów, Kye był jednak zwykle ostrożnym człowiekiem. Za pomocą pincety przeniósł jeden z dysków na fragment komputera wyglądający jak stary touchpad. Włączył się skaner. Po skończonym sprawdzeniu zawartości, haker miał zamiar to samo zrobić z pozostałymi nośnikami, w tym pamięcią cache i ram z płyty głównej.

Pierwsze dwa dyski były uszkodzone. Trzeci został wyczyszczony, a jego stan nie pozwalał na odzyskanie danych bez profesjonalnego laboratorium. Pamięć cache nie istniała. Wszystko to efekt albo jego śmierci albo skryptów niszczących albo niskiej temperatury. Stwierdzić na szybko się nie dało. Jedynie jedna miniaturowa kość RAM ciągle zachowała nieco zaszyfrowanych danych. Remo zauważył, że szyfr wydaje się podobny do tego z przejętych plików z uczelni. Dane te nie miały obecnie dla hakera żadnego sensu, potrzebna była maszyna odszyfrowująca i przekładająca ten język na rzeczywiste polecenia. Oprócz tego odnalazł też logi z ostatnich chwil tego człowieka. Wysyłały one ciągle ten sam alert. Na adres mail 3548344fgff_##@oilme.com, na jeden konkretny ipv6. Alert nie docierał do celu, pogrążony w śpiączce netrunner, odcięty przez systemy kliniki, nie miał połączenia z siecią. Alert nie miał też konkretnej treści, pewnie miał wyzwolić jakiś trigger po drugiej stronie.
- Znowu kodowanie - Remo brzmiał na niezadowolonego, kiedy odezwał się ponownie po sprawdzeniu całego sprzętu. - Nie odszyfruję tego bez działającej maszyny. To coś do wykonania na żywych. Znalazłem też alert. Spróbuję prześledzić sygnał bezpiecznymi metodami, ale mam dwie teorie: albo to jego osobiste zabezpieczenie sprzed najnowszych modyfikacji albo to informacja dla twórcy tego syfu w jego głowie. W tym drugim przypadku dałoby to możliwość śledzenia sygnału nawet do źródła.
- To by było coś - Mik uniósł brwi. - Uprzedź nas kiedy będziesz próbował. Powinniśmy być wtedy w śmigłowcu razem z teamem uderzeniowym, żeby szybko dotrzeć na miejsce. Wiesz, na wypadek gdyby źródło zorientowało się, że zostało wyśledzone.
- Nie wierzę, że moglibyśmy mieć takie szczęście - powiedziała Psyche, do tej pory przyglądając się całej procedurze z pewnej odległości. Nie ingerowała w coś, o czym nie miała wystarczającej wiedzy. - Na pewno warto spróbować. Jak to kod podesłany przez twórcę, to powinien być i w pozostałej dwójce, prawda? Idźmy do nich, może uda się ich porównać. Zaczynając od kobiety. To ciekawe, że Felipa zostawiła tak nagle swojego znajomego, za którym uganiała się po całym mieście. I to w klinice znienawidzonej korporacji - kobieta uśmiechnęła się do tych słów.

- Ta niby nienawiść to taka jej poza. - Maroldo wzruszył ramionami. - Sama pracowała dla CT, podobnie jak Wayland. Poza tym Fel wie, że nigdzie indziej nie będzie pod lepszą opieką. Obiecałem jej to, jej i Jin Tieo. Więc Waylanda nie tykamy.
- Poza? - Psyche wydawała się zdziwiona. - Nie sądzę. Zło konieczne, które mogłaby zniszczyć bez mrugnięcia okiem, mając taką okazję. Mnóstwo osób w tym mieście pracuje dla firmy i jednocześnie jej nienawidzi - uśmiechnęła się szerzej i spojrzała na Remo.
- Kocham firmę całym swoim sercem - Kye odpowiedział podobnym spojrzeniem i uśmiechem. Niczym na spotkaniu dyplomatów. Zabrał płytkę, wyłączył komputer i chowając go do plecaka skierował się do wyjścia. - Tak serio to moja nienawiść ulotniła się lata temu. Pozostało coś innego, ale ostatnie miesiące pokazują, że wszędzie można znaleźć ludzi wartych uwagi. Czy to korpo czy nie. Sprawdzimy tę netrunnerkę. Z takim syfem w głowie zwykła pomoc lekarska i tak jej nie wystarczy - skrzywił się na myśl o tym, że na dobrą sprawę podpięciem się do niej może ją zabić. - Załatwcie mi technika, który się na tym zna. Nigdy nie podpinałem się do kogoś w śpiączce.
- Są różne rodzaje śpiączek - powiedział Mik. - W większości przypadków pacjent słyszy co się do niego mówi, tylko nie umie odpowiedzieć. Wszczepy mogą ułatwiać kontakt. W labie robili kiedyś takie badania. Zadrutowany koleś był w śpiączce, ale funkcjonował w sieci jak normalny user...
Poszedł po stażystę czekającego za drzwiami.
Zatopiony w ekranie e-glasów chłopak prawie podskoczył, gdy Mik puknął go w ramię.
- Proszę sprowadzić nam doświadczonego technika medycznego, wyspecjalizowanego w neuro-wszczepach - rzekł cyborg. - To ważne. I pilne.

Technik się znalazł całkiem szybko, młody mężczyzna metalową siatką przyczepioną do ogolonej na łyso głowy. Nie mówił wiele, zaprowadził ich jednakże do osobnej izolatki, gdzie leżała kobieta netrunner. Od jej ciała odchodził szereg rurek, a całe ciało było owinięte bandażami, jakąś taśmą i zasłonięte prześcieradłem tak, że wystawał niemal jedynie czubek głowy. Podobnie jak w martwym oglądanym przez nich niedawno, u niej także z czaszki wystawały niedbale zaimplementowane wtyki.
- Nie łączymy się przez nie, używamy specjalnych kontrolerów - pokazał małe urządzenia. - Przez nie dopiero wpinamy się do pacjenta. Daje to dodatkowy bufor bezpieczeństwa, bo sprzęt ma własne filtrowanie i zabezpieczenia. Możecie użyć też naszych komputerów. Ta kobieta jest w stanie agonalnym, każda ingerencja może ją zabić, stąd przeprowadziliśmy jedynie podstawową diagnozę. Ma wtyk także w szyi oraz dłoni, są starszego typu. Proszę podpisać formularz, że przejmują państwo odpowiedzialność.
Podsunął Mikowi holoformularz.
- Pan Remo będzie przeprowadzał badanie - Mik wskazał technikowi Kye’a.
- Ale to my go tu ściągnęliśmy - wtrąciła Psyche i bez mrugnięcia okiem wrzuciła na formularz swój elektroniczny podpis.

Remo skinął krótko w stronę Psyche. Nie zamierzał nic podpisywać i brać na siebie pisemnej odpowiedzialności. Wystarczyło, że był na tyle szalony, aby spróbować. Te stare wtyki dawały dodatkową nadzieję, nie chciał bezpośrednio tykać tych niepewnych, wsadzonych przez jakiegoś maniaka.
- Wykorzystam swój komputer - mówiąc to ponownie wyciągnął sprzęt z plecaka, tym razem wraz z kablami. - I bez przejściówek, w razie czego i tak nic nie dadzą. Poradzę sobie. Wepniemy się w nadgarstek. Pomożesz? - dał końcówkę kabla Psyche, sam podłączył drugą do komputera. Spodziewał się, że będzie musiał zareagować szybko, więc wolał mieć obie dłonie wolne. I sam się nie podpiął, ryzykować czyimś życiem to jedno, ryzykować własnym to przesada.
Kiedy Psyche wetknęła wtyczkę w gniazdo w ręce netrunnerki, ekran komputera ożył, ukazując czarny ekran. Nic hakera nie zaatakowało, został tylko poproszony o wgranie klucza autoryzującego. Tylko albo aż. Z doświadczenia wiedział, że takie zabezpieczenia miały limit czasowy, a efekt po jego przekroczeniu mógł być bardzo różny, zależnie od preferencji właściciela softu. Taki grunt rozumiał i znał. Haker szybkim ruchem podłączył swój deck do komputera i od razu uruchomił własne skrypty do łamania tego typu zabezpieczeń. Nie wydawało się niezwykle skomplikowane, Remo postanowił nie bawić się więc w podchody. Stawiał, że tę barierę postawiła kobieta kiedy była sobą i w tym akurat nie mieszała żadna marionetka SI.

Metoda brutal force zajęła Remo ledwie kilkanaście sekund. Netrunnerka miała nie za mocne, delikatnie przestarzałe oprogramowanie, które nie mogło się przeciwstawić temu co zaserwował Kye. Dostał się do środka, pojawił się standardowy panel administracyjny, wraz z możliwością zarządzania całym systemem. Rzeczywiście był przestarzały, ale nie to jako pierwsze zwróciło uwagę hakera. Po pierwsze, włamanie sprawiło, że nie został wykryty jako "nosiciel", co zaowocowało zgłoszeniem alarmu. Alarm próbował się dostać na inny adres ip niż ten pochodzący z nieboszczyka. Po drugie, system zaczął próbować automatycznie blokować wszystkie połączenia - których i tak w chwili obecnej nie miał. Nie szło mu to najlepiej z jednego ważnego powodu - obciążenie procesora i pamięci było daleko powyżej wartościami krytycznymi. Odpalony był milion procesów, zupełnie bez sensu pracujących, włączających się i wyłączających. Remo nie był w stanie nawet sprawdzić, co się tu wydarzyło, ale system musiał generować o wiele więcej ciepła niż powinien - co przy takich wszczepach, jakie dołożono do głowy kobiety - mogło mieć paskudne skutki. I w sumie to nawet miało, patrząc na jej stan.

Na szybko podejrzewał, że odcięte od źródła procesy zapętliły się i teraz napędzały same siebie. Zignorował na razie wszelkie alerty i zajął się obciążeniem, zaczynając od próby zabicia tego całego syfu. Gdyby się nie udało, pozostawał ciężki reset całego systemu. Zanim tu nie posprząta i tak nie miał szans nic osiągnąć. Zapętlone procesy nie dawały się łatwo zabić. Szybkość ich wygaszania była o wiele mniejsza od szybkości tworzenia się nowych. Wymuszony restart zadziałał, choć jak tylko system się uruchomił ponownie, procesy od razu wystartowały. Słyszane i widziane na monitorze tętno i reszta funkcji życiowych netrunnerki znacznie przyspieszyły.
- Zbliża się do wartości krytycznych - ostrzegł technik, nie spuszczając wzroku z hakera. Poza nim samym i tak nikt z pozostałej trójki znajdującej się w pomieszczeniu nie miał pojęcia co naprawdę się dzieje.
Tu jednakże Remo pokazał, że nie jest jeszcze tak do niczego i refleks oraz umiejętności posiada. Zdążył zablokować ich tworzenie, a później zabić. Tętno powoli zaczęło maleć, podobnie jak obciążenie procesora i pamięci. Wraz z tym malała temperatura. Uporawszy się z tym, Remo zabrał się za dwie czynności jednocześnie, odpalając dodatkowe konsole. Zależało mu na uratowaniu tej kobiety, więc czyścił system, skanując go również pod względem wszelkiego rodzaju wirusów i innego syfu. Na drugiej konsoli w tym samym czasie starał się zebrać i zgrać wszystkie logi z maszyny. Systemowe i aplikacyjne. To z nich miał nadzieję dowiedzieć się jak najwięcej. W następnej kolejności szła konfiguracja. Stan netrunnerki wracał do pozycji wyjściowej. Kye nie miał pojęcia, czy miało to wpływ na wirusa w ciele kobiety, ale na pewno miało na jej systemy. Miał dużą swobodę teraz w działaniu, oczyszczając system ze wszystkiego, co uznał za groźne lub niewiadome. Dysk na komputerze zapełniał się zaś logami i konfiguracją. Skrypty ściągały jak leciało wszystko, było pewne, że będzie sporo do przeanalizowania.

Zgrał wszystko, co wyglądało na interesujące. Więcej po wyczyszczeniu systemu i tak nie mógł zrobić. Zablokował uruchamianie niepotrzebnych serwisów, wyłączył cały system i odpiął się od niej, resztę zostawiając lekarzom. Wyprostował się i zgasił ekrany.
- Nie wiem ile to da. Może się wam udać zwalczyć wirusa. Jest teraz w pełni biologiczna, dopiero wybudzenie ma szansę uruchomić elektronikę. Nie znam się na tym, ale wydaje mi się, że teraz możecie jej wyjąć z głowy ten wciśnięty do środka syf.
- Zgłoszę to lekarzowi - odparł technik, nachylając się nad kobietą i sprawdzając jej stan poprzez wszystkie urządzenia po kolei.
Remo wstał, chowając komputer do plecaka i skierował spojrzenie na Mika i Psyche.
- Mam to samo zrobić drugiemu?
- Co właściwie zrobiłeś tej tutaj? - Psyche spytała z ciekawością w głosie. Niewiele zobaczyła na ciągle zmieniających się ekranach, na których pracował Kye. - Jak masz pewność, że się uda, to warto spróbować - zerknęła na Mika. Tak naprawdę to on obiecywał, więc do niego należała ta ostateczna decyzja w tym przypadku.
Gdy Remo pokrótce wyjaśnił o co chodzi, Maroldo pokiwał głową.
- Pewności nie ma nigdy, ale jeśli jest spora szansa, że to mu pomoże, zrób to - odpowiedział.
- Nawet jak umrze, to już bez swojego władcy marionetek w głowie - Remo posłał im krzywy uśmiech i zwrócił do technika. - Proszę mnie zaprowadzić do Waylanda.

Z Waylandem był jeden problem. Nie miał własnych wtyków, należało więc użyć tych niepewnych, zamontowanych bardzo niedawno. Przesył danych odbywał się po wciśniętym w mózg kabelku i tu Remo musiał się mocno spocić, bowiem prawie od razu po podłączeniu się, funkcje życiowe nieprzytomnego zwariowały. Utrzymały go przy życiu bardzo drogie nanoboty, ale lekarz który się pojawił nie potrafił stwierdzić, czy będzie miało to wpływ na jego stan w późniejszym etapie. Tak czy inaczej, udało się wyczyścić system i zablokować go. Był o wiele bardziej ubogi, kolejne potwierdzenie faktu, że znajomy Felipy nie był netrunnerem przed tym całym zajściem. Nie gromadził danych i niewiele się dało z niego wyciągnąć. Kiedy Kye skończył, zbliżała się już godzina druga po południu.
Mik, w napięciu obserwujący tą nietypową operację, odetchnął z ulgą.
- Jak mi ktoś zawirusuje łeb to już wiem do kogo dzwonić. - poklepał hakera po ramieniu. - To jak, jedziesz z nami do naszego jeńca?
- Pojadę. Nie liczę, że coś znajdę, ale będę wiedział z czym się mierzyć i jak do nich najłatwiej się włamywać. No i porównam z tym tutaj - odpowiedział Remo. Przy okazji robił już coś innego, bo w jego oku zabłysł ekran.

Sekal 06-02-2017 12:35


Psyche, Mik, Remo

Godzina 2:44 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Na północ od NYC


Remo badając zdobyczne dane szybko doszedł do ważnego wniosku. Aby rozszyfrować cokolwiek, potrzebowali skonfigurowanego procesora. Ten od martwego netrunnera nie nadawał się do przełożenia komend jeden do jednego, ale i tak był lepszy niż nic, więc zabrali go ze sobą zanim opuścili klinikę. Haker dalej już bez trudu przeanalizował cały proces. Do procesora każdego "scrakowanego" człowieka docierał zaszyfrowany kod binarny. Wykluczone tu zostały od razu komputery kwantowe, być może nie potrafili ich jeszcze montować lub dostosowywać do pracy. Ten kod odszyfrowywany był na poziomie sprzętowym i nie zapisywał się nigdzie indziej, zmuszał natomiast człowieka do wykonania specyficznych poleceń rozumianych przez jego mózg. Całość była bardzo skomplikowaną neurologią połączoną z zaawansowanymi cyberwszczepami i przy jakości montażu sprzętu Kye podejrzewał, że udawało się to połączyć w co najwyżej co drugim pacjencie.

IP z martwego netrunnera wskazało na fabryczny Queens. IP z żywej kobiety wskazywał na Bronx, choć Remo nie udało się uzyskać dokładnej lokalizacji - połączenia nie były bezpośrednie i należało prześledzić całą masę przekierowań - a jedynie grupę budynków. Ktokolwiek projektował ten system, zadbał, aby przysłowiowy władca marionetek był jak najtrudniejszy do zlokalizowania. Należało też się zastanowić, jaki trop był tym właściwym. Z danych wygrzebanych ze sprzętowej pamięci zgromadził trochę komunikatów i ogólnej komunikacji netrunnerów, lecz wszystko to było niemal poza ich wolną wolą. Tylko u Waylanda dostrzegł nieszyfrowaną, normalną komunikację, jakby ten na chwilę odzyskał władzę nad swoim mózgiem i wezwał pomoc. Na dobrą sprawę całkiem skuteczną. Ciągle niewiele im to dawało. Na mapie miasta pojawiały się coraz to nowe punkty, tylko co z nimi zrobić?

Schwytany cyborg znajdował się tam, gdzie zostawiła go Psyche. Magazyn w podmiejskiej miejscowości nie rzucał się w oczy, dopiero wejście do środka ukazywało pełnię jego zabezpieczeń. Tego typu więzienie na pewno nie było zbyt legalne, ale kogo to obchodziło? Korporacje robiły to na co miały ochotę. A oni aktualnie pracowali dla jednej z nich.
Przed stalowymi drzwiami, za którymi przez grubą szybę dostrzegało się przyczepionego do ściany jeńca, napotkali klepiącą coś w klawiaturę na swoim ramieniu Loop. Uniosła wzrok i uśmiechnęła się na ich widok.
- Hej! Już się zaczynałam nudzić. O proszę i jest też kolejny wybraniec zespołu specjalnego - wstała i podała rękę Remo. - Jestem Loop, miło poznać.
Po jej spojrzeniu poznał, że nie musiał się przedstawiać. Bez postarzania się był jeszcze łatwiejszy do rozpoznania dla osób siedzących w tym światku.
- To coś za drzwiami tylko przeskanowałam. To… to kiedyś chyba był człowiek. I już nie jest. Został poddany mocnej… obróbce - skrzywiła się. Wyglądała może nie na wściekłą, ale na pewno zdegustowaną tym, że ktoś zrobił podobną istotę. - W większości składa się z elementów metalowych, jego żywotność szacuję na maksymalnie tydzień. Dłużej to wszystko razem nie będzie współpracować, straszna fuszerka. I za dużo na raz. Mózg się rozpada. Już teraz jedynie podstawowe funkcje ogarnia, resztę robi za niego procesor. Nie podłączałam się do niego, prawdopodobnie obca ingerencja go unicestwi. I spróbuje zrobić to samo z podłączającym się, odkryłam ładunki wybuchowe w jego głowie. Twarz ma całkiem przerobioną, rozpoznanie chyba tylko po DNA, a i tak byłoby trudne. Co za chory drań zrobił coś podobnego?!


Ann

Godzina 2:25 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Corp-Tower, New York


Dorne nie był zadowolony. Jego stan można było opisać jako połączenie złości i stresu. Spacerował w te i wewte po salonie, w pełni już spakowany, niecierpliwie czekając na Ann. Kiedy ta weszła do środka, odetchnął z ulgą. Podobno czekanie zawsze było najgorsze.
- Naprawdę jestem wdzięczny za wczorajszą kolację, ale nie wytrzymam w tym miejscu ani chwili dłużej. Symbolizuje zbyt wiele złych rzeczy. Pojadę do rodziny, ale chciałbym najpierw zajść do swojego mieszkania. Chyba nie mogą być tak uparci, żeby tam na mnie czekać. Nie jestem nikim ważnym!
Mężczyzna może rozumował logicznie, ale też niewiele ostrożności przez niego przemawiało. Tylko kto miał rację? Paranoiczna Ann czy wychowany raczej całkiem zwyczajnie Robert, pragnący czegoś innego na święta niż ukrywanie się po kątach.


Leah

Godzina 3:11 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
13 posterunek, New York


System śledzenia osób dostępny dla policji miał wiele mankamentów i ograniczeń. Całość technologii należała do korporacji, która raczej szczątkowo na podstawie nakazów umożliwiała glinom ich pracę. Najpierw zwykle upewniając się, że nie godzi to w ich interesy. Amanda na szczęście nie była chroniona, więc Leah po niedługiej pracy z komputerem otrzymała mapę z nałożonymi na nią punktami, gdzie zarejestrowano aktywność przypisanego do Tomkins holofonu. Głównie były to miejsca na Manhattanie, północnym Queens oraz krańcu Bronxu, gdzie swoją siedzibę miały Dzieci Rajneesha. Niestety całkiem sporo miejsc, Amanda prowadziła w ostatnim miesiącu bardzo aktywne życie. Nie wyjeżdżała poza miasto, ani razu nie odwiedziła na przykład Brooklynu, ale to i tak nie dawało wiele. Miała wyłączone bezpośrednie śledzenie, więc Leah znała tylko przybliżone dane na temat miejsc pobytu dziewczyny. Wyglądało na to, że w tym czasie ani razu nie odwiedziła ojca w Inner City. Korporacje obsługujące komunikację miały swoje sposoby na pozyskanie dokładnych danych w sposób mniej legalny, lecz nigdy czegoś podobnego oficjalnie by nie udostępnili.

Billingi wyglądały biednie. Amanda nie miała stałego źródła dochodu, wpływy były niewielkie. Miała dwa kredyty, na sumę kilkudziesięciu tysięcy łącznie. Więcej wydawała, niż otrzymywała. W ostatnim miesiącu tylko raz wpłaciła sumę na rachunek Izaaka White'a, istniało duże prawdopodobieństwo, że w tym czasie żyła już na czyjś rachunek. Na początku czerpała na pewno z pieniędzy ojca, lecz ten szybko zakręcił ten kurek. Nie kupowała nic podejrzanego, najbardziej mogłyby się rzucić częste zakupy w sklepach związanych z erotyką, masażami i medytacją, gdyby nie profil sekty, do której należała. Wszystko wskazywało na to, że mimo wszystko była gorliwą jej zwolenniczką. Leah miała też listę numerów. Najczęściej pojawiały się tam cztery osoby. White, oczywiście. Poza nim niejaka Monica Rukh, Luiza Johnson oraz Keith. Ten ostatni był bez nazwiska, ale korzystając ze swoich uprawnień Wierzbovsky dogrzebała się informacji, że został przerejestowany, a prawdziwy właściciel to Keneth Albright. Ich adresy były w pakiecie, jak również zapis z pierwszego przesłuchania przeprowadzonego przez Hawkinsa.
Artur West natomiast wydawał się człowiekiem na wskroś nudnym. Przykładny obywatel pracujący na Pace University za skromną pracę, mieszkający samodzielnie w małym mieszkaniu. Niewyróżniający się raczej niczym doktorant nauk socjologicznych.

Zanim zdążyła zająć się czymś więcej, zadzwonił Arturo.
- Nie przesłuchamy Bauera. Znalazłem go w jego mieszkaniu, już zimnego. Sąsiedzi twierdzą, że wczoraj wieczorem były tu jakieś krzyki, ale szybko umilkły. Drzwi nie były zamknięte na klucz, nie widać śladów walki. Są za to narkotyki. Wezwałem już służby.



liliel 11-02-2017 11:15

Leah wgrała na swoje holo naniesione na mapę punkty odwiedzone przez Amandę Tomkins. Było tego sporo i na tym etapie nie sposób było podążyć tym śladem, ale mogło przydać się w przyszłości. Zabrała też rejestry z przesłuchań znajomych Amandy z zamiarem przyswojenia ich wieczorem w domowym zaciszu.Uznała również, że Artur West był osobą, której warto się bliżej przyjrzeć, choć tak naprawdę dowodowo nie miała na niego nic. Jedynie intuicja podpowiadała, że winni często ukrywają się za maską niepozorności.
Mniej więcej w tym czasie zadzwonił Mota oznajmiając, że Bauer jest wyjątkowo nierozmowny, jak to bywa z trupami.
- Kurwa - Leah ujęła w tym jednym słowie rozczarowanie tym śledztwem. Nic nie układało się pomyślnie. - Czekaj na mnie, już jadę.
Przerwała połączenie i zeszła na policyjny parking po służbowy samochód. Kiedy dotarła na miejsce, ciało już było zabierane, a ślady zbierane i dokumentowane przez techników. Jako, że śmierć mogła być powiązana z większą sprawę, ludzi przydzielono szybko. Ale odpowiedzi to oni na razie nie mieli.
- Wyglądał jakby zaćpał się na śmierć i to samo twierdził patolog - przywitał ją Mota na n-tym piętrze jednego z wielkich mieszkalnych molochów na Queens, gdzie to Bauer pomieszkiwał.
- Wiadomo już, co przedawkował? - Leah założyła lateksowe rękawiczki i zaczęła przeglądać mieszkanie, choć wiedziała, że dokładne efekty znajdzie w raporcie techników. Kucnęła przy miejscu gdzie znajdowało się ciało wypatrując proszku lub pigułek.
Proszek był rozsypany po całym stoliku, nie trzeba było szukać. Obok leżała też torebeczka z trawką oraz kilka pastylek różnych kolorów. Niemal jak dom dealera.
- Metamfetamina. Ciągle popularna - powiedział Arturo, wskazując na proszek. - Ta tutaj w wyjątkowo stężonej formie. Walnął w żyłę i poszło. Wygląda na to, że nawet nie zdążył zamknąć drzwi po tym, kto mu to dostarczył.
- Widziałeś ciało. Skóra, włosy, zęby. Wyglądał ci na ćpuna? - z doświadczenia wiedziała, że mety nie ładują niewiniątka. Raczej starzy wyjadacze a tacy mają nałóg wypisany na twarzy.
- Raczej na dealera - Mota odpowiedział po chwili zastanowienia. - Taki drobny szczurek z ulicy. Przeciętny do bólu. Mógł spróbować towaru i przesadził albo coś poszło nie tak. Będzie wiadomo po tym jak sprawdzą towar.
- Mógł też ktoś siłą to w niego wpompować. Sekcja powinna wykazać jakieś ślady przemocy.
Leah otwierała szuflady biurka, przeglądała ostatnio używane przedmioty.
- Mają w budynku monitoring?
- Kamerę przed wejściem do budynku widziałem, ale mocno bym się zdziwił, gdyby działała - wzruszył ramionami. - To nie jest osiedle nowobogackich.
- Czasem mam wątpliwości czy na prawdę żyjemy w dwudziestym pierwszym wieku. - skomentowała Leah niespecjalnie zdziwiona odpowiedzią Moty.
Wyraźnie chciał coś powiedzieć na ten komentarz, ale ostatecznie jeszcze raz wzruszył ramionami. Zajrzała pobieżnie do każdego pomieszczenia w mieszkaniu denata. Nie było sensu marnować czasu na przeszukania, na pewno technicy zrobili to znacznie lepiej. Trzeba poczekać na wyniki zamieszczone w raportach.
- Czekamy na wyniki z sekcji i analizę narkotyków znalezionych w domu i tych w ciele Bauera. Tymczasem - wskazała drzwi - skoro przesłuchałeś już sąsiadów, ja rozejrzę się przed wejściem do budynku. Może mają monitoringi w okolicznych sklepach albo z kamer drogowych widać front budynku. Koroner oszacował wstępnie czas zgonu?
- Wczoraj wieczór - Mota skinął głową. - Ale nie wiem czy to coś da. W tym budynku mieszka z tysiąc ludzi albo i więcej. Tu ludzie nie są pomocni - westchnął. - Wyjścia z budynku są trzy, każdym można opuścić ten budynek. Sądząc z wypowiedzi sąsiadów, gość naszego denata był mu znany, bo został od razu wpuszczony do środka.
- W takim razie trzeba będzie przejrzeć taśmy z poprzedniego wieczora pod względem znajomych Bauerowi ludzi. Technicy zabrali jego holo? Jak zdejmą odciski chciałabym je przejrzeć. Zdjęcia, wiadomości tekstowe. Może miał dziewczynę, rodzinę. Ktoś mógł wiedzieć czy spodziewał się wczoraj gościa.
- Sprawdzę. Tylko boję się, że to może być fałszywy trop - westchnął Arturo. Jego morale, i tak niskie, teraz jeszcze spadło. - To był pionek i to taki, co wycofał się z zeznań. Nawet jak go ktoś zamordował, to może to nie mieć nic wspólnego ze sprawą Tomkinsów.
- Może nie mieć. Albo może mieć. Jesteś gliną. Dopóki nie ma dowodów żeby wykluczyć jakąś teorię to musisz ją brać pod uwagę. A prawda jest taka, że Dzieci już raz próbowały Bauera wyeliminować. Bardzo prawdopodobne, że zrobili to znowu, tym razem skutecznie, a wtedy jest szansa, że za wszystkim stoi ten sam człowiek. Za Amandą, starym Tomkinsem i Bauerem. Zabójca, który działa na zlecenie sekty - wyłożyła swoje zdanie. - Pominięcie tych taśm byłoby fuszerką. A ja nie lubię dziadostwa.

Kolejną godzinę zajęła jej przebieżka po okolicy w celu sprawdzenia pobliskie sklepy i bary mają monitoringi oraz by uzyskać nagrania z wczorajszego wieczora. Podobna robotą zajęła się z Motą już na posterunku wchodząc w system kamer drogowych.
Była już mocno zmęczona gdy wróciła do swojego biurka i zajęła się aktami Bauera. Czy ma rodzinę, czy był karany. Przewertowała też notatki Hawkinsa pod kontem zeznań Bauera, zajrzała też do pism sądowych, ciekawa na jakiej właściwie podstawie wytoczono Dzieciom ten proces. Co Bauer zeznał i miał powtórzyć w sądzie?
Ekspres wypluł kolejną tego dnia smolistą kawę ale nawet ona nie powstrzymała ziewania. Poprzednia noc należała do prawie nieprzespanych a teraz uwijała się jak korpomrówka przez wolną niedzielę zamiast tarzać się w łóżku z Ferrem by spuścić z siebie odrobinę stresu. Czuła jak wszystko się w niej kumuluje, napiera od wewnątrz na kości i skórę. Joe. Hunt. Kłótnie z Ferrem. Nowy partner. Brak snu.
Było tego za dużo.
Potarła palcami punkt między oczami. Skupiła się ponownie na dokumentach. Wyglądało na to, że podejrzewali Dzieci o piramidę finansową. Zeznania Bauera miały to potwierdzać. Ale dlaczego, do cholery, nie pociągnięto tego tematu po wycofaniu świadka? Przecież po to są księgi rachunkowe i szczegółowe sprawozdania aby znaleźć w nich brudy. W dziale przestępstw gospodarczych powinni coś o tym wiedzieć. Zgarnęła teczkę pod pachę i rozpoczęła obchód po policyjnym biurowcu.
Najpierw piramida finansowa. Dlaczego porzucono śledztwo w sprawie nadużyć finansowych. Czy na prawdę nie da się znaleźć dowodów w księgach rachunkowych? Podobno liczny nigdy nie kłamią.
Dalej wstąpi do technicznych zapytać, czy wiedzą już jakie narkotyki były na stole w mieszkaniu Bauera.
Wreszcie do koronera aby wypytać o wstępne oględziny (czy sam przedawkował czy ktoś mu pomógł). Kiedy dostanie wyniki toksykologii będzie mogła porównać czy te same dragi miał w organizmie co leżały rozsypane na stoliku. Bo może ktoś zaserwował mu strzykawkę z czymś zrobionym specjalnie dla niego?
Mota tymczasem miał przejrzeć holo denata i taśmy z monitoringu. Młody detektyw był do tego sceptycznie nastawiony ale Leah nie lubiła ignorować żadnych dowodów.
Może komendant przydzieli im jednego, dwóch krawężników. Posadzi się ich pzed taśmami monitoringu żeby zrobił listę osób wchodzących i wychodzących do wieżowca poprzedniego wieczora. Leah porówna je ze zdjęciami z holo i komputera Bauera, ewentualnie spróbuje zestawić z jakąś dostępną policji bazą Dzieci Raajnesha.
Szykował się pracowity wieczór. Włączyła ekspres na kolejną kawę.

Eleanor 12-02-2017 01:32

Robert wydawał się zupełnie wytrącony z równowagi długim przebywaniem w zamknięciu. Sam pomysł opuszczenia miasta wydawał się całkiem dobry, natomiast absolutnie nie spodobała się Ferrick myśl o odwiedzeniu mieszkania młodego asystenta. Jak na jej gust było to tylko niepotrzebne ryzyko:
- Trochę się dowiedziałam o tym co dzieje się w mieście i dla tego czegoś co pociąga ostatnio za sznurki pojęcie ważności może być całkowicie względne. - Powiedziała Ann starając się ułagodzić wyraźnie poruszonego mężczyznę. - Nie po to tyle się staraliśmy byś nie został porwany, by to teraz zaprzepaścić przez niepotrzebną beztroskę.
- Nie wiem co i kto chciałby mnie porwać, toż to zwyczajnie głupie! - Robert miał zdecydowanie za dużo czasu na przemyślenia, a C-Tower dawało pewne poczucie bezpieczeństwa. - Chcę tylko kilka rzeczy i wyjeżdżam z tego popieprzonego miasta.
- Napisz mi co potrzebujesz z domu. Jak się uspokoi prześlę ci to na wskazany adres. Inne rzeczy można kupić. Jeśli potrzebujesz pieniędzy mogę ci pożyczyć. - Dziewczyna popatrzyła na młodego asystenta. - To poważna sprawa. Ludzie o określonych umiejętnościach są porywani i za pomocą byle jak zamontowanych wszczepów do mózgu, zmuszani do wykonywania określonych czynności. Wiem że brzmi to niewiarygodnie, ale widziałam skutki takiego działania i uwierz mi, nie chciałbyś tego doświadczyć.
- Nie brzmi szczególnie niewiarygodnie w naszych czasach - westchnął i zamknął oczy. - Ale potrzebuję samochodu, jest zaparkowany niedaleko mojego mieszkania. Niestety kluczyki są w mieszkaniu. Albo wypożyczyć. Mam tylko holofon ze sobą, płacić nim się da, ale ciężko o sporo innych rzeczy - pokręcił głową z wyraźną frustracją.
- Wypożyczymy samochód. Może Dru, mój obecny ochroniarz - Ann wyjaśniła szybko - da się namówić, by zrobić to na jego nazwisko. Wtedy system nie powiąże go z tobą ani ze mną. Zrób listę innych potrzebnych rzeczy.
- Wyślę ci ją wizytówką - wskazał na holofon, jako, że w obecnych czasach prawie nikt i tak nie używał kartek. - Naprawdę dziękuję za pomoc - rzekł wreszcie - ale naprawdę mam ochotę tylko stąd wyjechać i nie wracać szybko. Kompletne wariactwo.
- Wcale ci się nie dziwię - Ferrick pokiwała głową - Przyjaciel mojej znajomej, który został porwany, a którego udało nam się odzyskać, leży teraz w stanie krytycznym w jednej z klinik C-T i walczy o życie. - By całkowicie utwierdzić Dorna w przekonaniu, że ryzyko odwiedzenia mieszkania, nie jest warte jego bezpieczeństwa, dorzuciła jeszcze informacje o Waylandzie. - To doskonały pomysł z tym wyjazdem, nie wiadomo, kiedy miasto się uspokoi. Jest sporo do zrobienia.
- A czy ty przypadkiem nie wiesz o tym za dużo, jak na zwykłą studentkę? - uniósł brwi i uśmiechnął się słabo.
- A czy ja ci się wydaję zwykłą studentką? - Ann odpowiedziała uśmiechem rozluźniając się lekko. - Wyobraź sobie, że nie jesteś jedyną osobą, której porwanie udało mi się udaremnić, a ta druga to... - Zrobiła krótką pauzę. - Córka burmistrza naszego miasta. Idę dzisiaj do niego na kolację.
Robert otworzył szerzej oczy i pokręcił głową z niedowierzaniem.
- Próbujesz się wkupić w łaski? U mnie łatwe zaliczenie, u córki burmistrza... ja wiem, jakaś nieruchomość?
Dziewczyna roześmiała się tym razem szczerze rozbawiona:
- Tak jak i ciebie za pierwszym razem, uratowałam ją zupełnie przez przypadek. - Wyznała szczerze, a potem dodała zupełnie poważnie:
- Nigdy nie musiałam niczego zaliczać dzięki machinacjom i sztuczkom. Mam nadzieję, że mimo tego co się wydarzyło, będziesz mnie podczas sesji traktował jak każdego innego studenta. Faworyzowanie jest mi zupełnie niepotrzebne. Lubię twoje zajęcia, lubię ciebie i chcę, by wszystko odbyło się uczciwie.
- Chyba mi to już kiedyś mówiłaś - popatrzył na nią, a potem przez okno, na stojący wydawałoby się tuż obok inny wieżowiec. - Chodźmy stąd, chcę zaznać odrobiny złudnej wolności.
- Dobrze chodźmy. - Przytaknęła dziewczyna. - Zabiorę tylko swoje zabawki, by można było sprzątnąć to pomieszczenie.
Niestety Dru okazał się większym sztywniakiem niż można się było spodziewać i nie zgodził się na wynajęcie samochodu na swoje nazwisko. W tej sytuacji dziewczyna postanowiła zrobić to na papiery, które we wrześniu dostarczyła jej Felipa. Oznaczało to jednak, że najpierw musieli wstąpić do jej mieszkania, by mogła je zabrać i jednocześnie upodobnić do zamieszczonej tam fotografii. Ann miała nadzieję, że Dorne będzie traktował samochód dobrze i prawdziwa Lucy Mei nie będzie miała z jego powodu żadnych problemów. Po drodze do wypożyczalni nikt ich nie zatrzymał, nie zauważyła też żadnego ogona, choć bardzo starannie oglądała wszystkie pojazdy. Miała szczerą nadzieję, że Robert bezpiecznie dotrze do swojej rodziny. Gdy załatwili formalności z pojazdem, był już zdany tylko na siebie.

***

Kye napisał jej, że ma coś jeszcze do zrobienia, więc Ann postanowiła wrócić do domu i spędzić nieco czasu na przeglądaniu plików z biblioteki. Szukała przede wszystkim danych o porywaniu i cybernetycznym przerabianiu ludzi, a także, zgodnie z sugestią Remo, o tworzeniu marionetkowej armii cyborgów. Zastanawiała się także czy nie będzie czegoś o zabijaniu na zlecenie osób niewygodnych, lub których śmierć mogłaby przynosić finansowe lub jakiekolwiek inne korzyści.
To przypomniało jej, że miała wykonać jeszcze jeden telefon do młodej dziennikarki i umówić się z nią na spotkanie. Doszła jednak do wniosku, że może z tym zaczekać, aż nie znajdzie więcej informacji.
Włączyła też wiadomości, by posłuchać o tym co mówią na temat tego co dzieje się w mieście.

Widz 13-02-2017 22:12

Psyche obdarzyła przykutego do ściany cyborga przelotnym spojrzeniem, splatając ramiona na piersi.
- Podejrzewam, że przepytywanie go jest pozbawione sensu? - zapytała Loop, wcześniej witając się z technik zdawkowo. - Jak macie kabel wystarczająco długi, to może mógłbyś spróbować podpiąć się do niego zza tych drzwi? - przesunęła spojrzenie na Remo.
- Jak tylko ktoś odważy się pójść i wpiąć wtyczkę - Murzyn skrzywił się paskudnie. - Nie wiadomo kiedy następuje weryfikacja. Kabel wpiąć i tak musimy na pusto, potem dopiąć do sprzętu i sprawdzić co się stanie. Ale ja do środka nie wejdę, skoro to coś jest tykającą bombą.
- Ja mam chwilowo dość bycia wysadzanym w powietrze - Mik pokręcił głową. - Raz na tydzień dla sportu wystarczy. Niby silnego ładunku nie mogli mu we łbie zmieścić, pewnie ma tylko zmielić zawartość czaszki, ale to wszystko jedno. Skoro jest tak zabezpieczony, może mieć coś cennego na dysku. Trzeba go najpierw rozbroić. Potrzebujemy neurochirurga i sapera. Zadzwonię do szefa.
- Żaden neurochirurg się do tego czegoś nie zbliży. Moim zdaniem to nie jest człowiek, nie wiem nawet czy umie gadać - zauważyła Loop. - Kabel się znajdzie, robot do zamontowania go także. Jak dla mnie to dziwne, że montują mu ładunek wybuchowy. Wystarczyło by EMP, żeby całą głowę wyczyścić - wzruszyła ramionami.
- Po tym czego się ostatnio dowiedziałem nie zdziwiłbym się, gdyby ten ładunek był tylko po to, żeby cyborg mógł posłużyć jako kamikaze - mruknął Remo. - To co, montujemy się do niego? Na coś cennego na dysku to bym nie liczył, Mik - spojrzał na bardziej sprawnego z obecnych w okolicy cyborgów. - Wiedza, którą mogę tu zebrać może się przydać przy innych, z zasięgiem do "bazy", zanim tamci się zorientują, że patrzymy. Te zabawki dla ciebie Psyche byłyby skuteczniejsze jakbym wiedział więcej, ale też to co wiem teraz pewnie wystarczy. Jesteś pewnie w stanie określić jaka będzie siła potencjalnej eksplozji? - spytał jeszcze Loop dla pewności.
- Ja też nie wierzę, że znajdziemy w nim coś, co popchnie naszą sprawę do przodu - Psyche zgodziła się z przedmówcą. - Ale mogę poczekać, wpaść tu znowu po rozmontowaniu tego cyborga. Ostrożność może nie zawadzić, Loop zbada obiekt dokładniej.
- Skoro czekacie, to szkoda mojego czasu. Jak go rozbroicie to dajcie znać i umówimy się na przykład na jutro - zdecydował Remo. - Ja się zbieram. Ktoś mnie podwiezie? Nawet bez tych znajomości zawartości głowy tego tutaj mogę ci kilka urządzeń podrzucić - zwrócił się do Psyche. - Potem je najwyżej przekonfiguruję.
- Mam tylko motor, jak ci nie przeszkadza to mogę cię podrzucić - Psyche uśmiechnęła się. - Mik, co planujesz na resztę dnia? Musimy się umówić u Rustlersów. Oni mogliby dostarczyć siłę wystarczającą do uderzenia na fabrykę, do której cię zabrali i nie są bezpośrednio związani z naszym pracodawcą. I warto zasięgnąć języka odnośnie aktualnej sytuacji, bo ostatnio się mocno rozdrobniliśmy.
- Motor pasuje - Remo skinął głową, trochę wkurzony, że stracił tu czas.
- Fatalnie się czuję - rzekł Mik, który faktycznie bardziej przypominał dziś ludzki wrak niż najnowszy model cyborga. - Zgadaj się z Rose i Jinem jak możesz, key? Ja znajdę nam jakiś hotel.
Pod pachą trzymał motocyklowy kask, który dostał w komplecie z nowym pojazdem. W przeciwieństwie do ścigacza Psyche była to bardziej terenowa maszyna. Wobec nieustającego paraliżu miasta jednoślady pozostawały jedynym szybkim środkiem transportu.
- Tamtą fabrykę pewnie uznali za spaloną i wyczyścili - Maroldo odniósł się do propozycji rajdu. -
Poproszę szefa, żeby sprawdził własność nieruchomości i lokatorów w rejonach adresów IP, na które wysyłał alert wszczep netrunnerki. Może wytypujemy chociaż konkretny budynek. Ciągle krążymy kurwa w kółko - warknął z irytacją. - Gangerów można chociaż przesłuchiwać i w końcu dojść po nitce do kłębka, a to? - wskazał na uwięzione za szybą coś, co kiedyś było człowiekiem. - Może plan z White’m coś da. Mój kumpel ma załatwić numer do tej panny ze spotkania.
Ruszył do drzwi, odwracając się jeszcze do techniczki.
- Na razie, Loop.
- Pewnie masz rację z tym adresem, ale mam już dość kręcenia się w kółko i reagowania na to co oni zrobią - odpowiedziała Psyche Mikowi. - Odpocznij. Porozmawiam z Rustlersami, może coś się u nich zmieniło. Jesteśmy w kontakcie - skinęła Loop i Maroldo, odwracając się do Remo. - Idziemy?

Kye skinął głową. Odezwał się, kiedy wychodzili już z budynku w stronę motoru Psyche.
- Nie żeby to do końca moja sprawa była, ale ja bym nie szukał w ten sposób czegoś, co może się okazać SI. Nawet jak zamontowane zostało w głowie jakiegoś gościa, to nie będzie przemieszczać się chaotycznie. Za to sieciowo to na pewno zna się na rzeczy i potrafi tak zakręcić, że nic nie poradzicie. Nie wiem wiele o technikach poza komputerowych i nie będę się wtrącał, za to jak mówimy o sieci, to darujcie sobie niepewne adresy. Śledzenie tego to strata czasu. To pozostałości po starym połączeniu, w sieci jeden dzień to cholernie dużo czasu. Ten na Queens jest konkretny, ale to sygnał ratunkowy tego netrunnera, tak myślę. Nie wiem, czy sprawdzenie tego ma sens, ale do celu nie dotarł, więc nie uruchomił triggera. Ten pewnie miał być ratunkiem lub jakąś akcją na wypadek śmierci, co obecnie niewiele daje oprócz być może poznania tożsamości i znajomych martwego. Jak będą chcieli zemsty to mogą okazać się sojusznikiem.
- Nie wiem czy pójdziemy tą drogą - Psyche odpowiedziała po chwili zastanowienia, podchodząc do motoru i wyjmując składane kaski. - Prawdę mówiąc, także liczę na White’a lub innych. Na to, że wszystko jest ze sobą powiązane i w końcu złapiemy tę nić. Ja za adresami internetowymi nie będę goniła. Przypuszczalnie, kiedy uda mi się zamontować to w którymś z tej trójki lub jakimś cyborgu, co dalej?
- To zależy - haker odparł z uśmiechem. - Na początku, zakładając dobre zabezpieczenia, moja pluskwa musi sobie utorować drogę przez antywirusy i inne kłódki. Jak się to uda, to zaczyna działać program, uruchamiając się tak bardzo w tle jak można. Łączy się ze mną, nie bezpośrednio bo to zbyt ryzykowne. Zapisuje mnóstwo danych na serwerze, w tym najważniejsze: komunikację z bazą, wraz z działaniami odszyfrowującymi. Powinno się udać zdobyć klucz. Rzecz jasna oprócz tego zapewnia też lokalizację zainfekowanego. W krytycznym przypadku jest szansa się do celu podłączyć, ale to broń bardzo obosieczna i wolałbym tego uniknąć. Szczegółowych operacji zaplanować nie mogę, bo nie znam pełnej specyfikacji. Napisanie tego też wymagałoby czasu.
- Tylko ty będziesz miał do tego dostęp? - podała zapasowy kask Remo i założyła swój na głowę. Jej oczy wpatrywały się uważnie w Murzyna. - Jest sens wypuszczać jeńca zainfekowanego twoim programem?
- Tylko ja lub osoby przeze mnie autoryzowane - haker też założył kask i wsiadł na tylne siodełko motoru. - Jak będzie wiedział, że coś mu zrobiłaś, to wypuszczenie go może spalić całą operację i inne urządzenia. SI jest na tyle zaawansowana, że zapewne zacznie aktywnie skanować swoich podwładnych. O ile ta SI jeszcze istnieje. W każdym razie ktoś odcięty wracający do sieci albo zostanie odcięty na stałe, albo nastąpi próba komunikacji z nim. Tak naprawdę nie wiem coś się stanie bez wykonania takiej próby. Zostawiłbym ją na koniec, jak bardziej skryte podejście zawiedzie.
- Zgoda, czekam w takim razie na informacje o następnym spotkaniu Dzieci z Izaakiem na pokładzie - wsiadła na maszynę i odpaliła ją. Po chwili przyspieszenie i szum kół na asfalcie zagłuszył możliwości dalszej rozmowy. Skierowała się prosto na Corp-Tower, Bronx planując minąć bokiem.

Kiedy już jechali, Remo wysłał dwie szybkie wiadomości. Pierwszą skierował do Ann.
Cytat:

"Ten cyborg to była strata czasu. Jadę do Chinatown, spotkamy się o osiemnastej trzydzieści u mnie lub u Ciebie? Chyba, że zgubisz Dru i wpadniesz do meliny."
Po chwili zastanowienia drugą wysłał do Eleny.
Cytat:

"Hej. Wybacz, że się nie odzywałem. Ostatnie problemy w mieście dotknęły mnie osobiście. Nadal jesteś zainteresowana naszymi nowymi znajomymi? Zastanawiałem się kiedy odbywają się następne spotkania. "
Nie miał pojęcia jaki cel w spotkaniach miała prawniczka, nie szkodziło jednak spróbować ponownie nawiązać z nią kontakt. Ten jeden, o którym Ann za mocno nie wspominał i nadal nie zamierzał rozwodzić się w szczegółach. Niepotrzebne byłyby ewentualne nieporozumienia. Ciekawe, że Psyche na ten przykład wydawała się nie wzbudzać w Azjatce emocji.
Przygotowanie czipów z odpowiednim oprogramowaniem, zmodyfikowanym ze względu na odkrycia w głowach netrunnerów, zajęło mu z piętnaście minut po dotarciu do C-Tower. Niedziela pozwoliła uniknąć znajomych z pracy, więc szybko ponownie wrócił do Psyche, przekazując jej pięć kopii małych urządzeń zapakowanych w nieprzeźroczystą torebkę.
- Użyj ich dobrze. Najlepiej jak dasz mi znać tuż przed lub po zamontowaniu. Jak będzie w zasięgu będę mógł sprawdzić jak ten plan się sprawdza.

Sekal 16-02-2017 14:12




Mały dron przefrunął właśnie nad spalonym budynkiem, wokół którego ciągle kręciła się policja i straż pożarna. I jak zwykle kilku niezmordowanych gapiów. Jeden z nich spojrzał w górę i odprowadził wzrokiem urządzenie należące do stacji CNN NY. Wysokiej jakości kamera ukazywała wszystkie szczegóły, nic drastycznego jednakże. Karetki odjechały jakiś czas temu, nie pozwalając widzom na robienie zbliżeń na ludzi poszkodowanych w pożarze. Dron poleciał dalej brudną ulicą Bronxu, mijając dwójkę murzyńskich dzieciaków celujących do niego z palców ułożonych w kształt broni. Wkrótce dotarł do policyjnej blokady, wcześniej napotykając na drodze korek stworzony przez nie mogących się wydostać z dzielnicy ludzi. Z drugiej strony był podobny. Wielu kierowców stało obok samochodów, drąc się na cały głos w celu wyrażenia swojego niezadowolenia. Nic innego zrobić nie mogli. Oprócz zwykłych patroli przy każdej głównej drodze stała przynajmniej jedna furgonetka S.W.A.T.


Pojawił się głos, a wraz z nim twarz prezenterki. Sztuczne blond włosy w aktualnie modnej fryzurze, czarny kostium, sztuczny uśmiech. Tu nic się nie zmieniało od lat.
- Jak państwo widzą, Bronx został ostatecznie zablokowany. Każdy kto chce wjechać lub wyjechać musi poddać się przeszukaniu, wraz z wytłumaczeniem celu swojej wizyty. Utworzyły się ogromne korki, każdemu nie potrzebującemu zatrzymywać się w dzielnicy, polecamy objazdy. Nasza aplikacja wskaże drogę bezbłędnie!
Razem z szerokim uśmiechem pojawił się link. Wystarczyło go kliknąć na interaktywnym, holograficznym ekranie. To dlatego ten sposób wyświetlania tak szybko zdominował każdy inny. Szybko, wygodnie, prosto, bez użycia mózgu.
- Nie wiadomo ciągle czy i kiedy policja planuje wejść na teren Bronxu. Być może plan ten w celu uniknięcia dodatkowego rozlewu krwi, zostanie jeszcze zmieniony. Bronx według oficjalnych informacji od jednego z radnych, może wręcz zostać odgrodzony murem od reszty miasta! Na razie zbierane są siły szybkiego reagowania również z innych miast, a obywatele wzywani są do pozostania w domach i oddania wszelkiej posiadanej broni. Mówi się również o godzinie policyjnej i jest duża szansa na wprowadzenie jej. Mimo tego wielu, szczególnie z pobliskich dzielnic, uważa, że działania są podejmowane zbyt powoli i opieszale. Nasi reporterzy na bieżąco dowiadują się o wszystkim. A teraz zapraszamy na reklamy!

Nawet w tym krótkim bloczku pośrodku relacji na żywo, upchnięto przynajmniej trzy reklamy różnych wszczepów, zachwalając ich skuteczność i bezpieczeństwo. Pojawił się też nowy model androida-ogrodnika. Każdy prawdziwy Amerykanin zdążył przeklikać trzydzieści innych kanałów, zanim wrócił ponownie do CNN NY, gdzie pojawiła się animacja pogody i inna twarz w jeszcze bardziej kanciastym uniformie. Prognozy pogody wróciły do stylu bezpiecznego, nie rażącego wielu ciągle bardzo radykalnych jeśli chodziło o nagość i erotyzm mieszkańców USA. Dzieci Rajneesha trafiały na podatny grunt kraju, gdzie seksualność zanikała.
- Do Nowego Jorku z wielką prędkością zbliża się potężna śnieżyca. Spodziewamy się jej jutro wieczorem. Sugerujemy pozostać w nocy w domach i wszystko szczelnie pozamykać. Służby zapewniły, że uczynią wszystko, aby utrzymać miasto sprawne i przejezdne!
Znów pojawiły się reklamy, po których zapowiadano informacje sportowe, w tym sprawozdanie z najbliższego meczu New York Islanders. Biorąc pod uwagę ostatnie dni, nowych sensacyjnych wydarzeń było wręcz niewiele. Jeszcze jeden taki dzień i w wiadomościach będą musieli wracać do wcześniejszych tematów, co przecież nie było już tak interesujące dla zwykle bardzo prostej widowni.


Psyche

Godzina 3:28 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Queens, New York


Została sama przed wielkim wejściem do Corp Tower, lśniącego symbolu dzisiejszych czasów. Plecy Remo oddalały się, kiedy haker odchodził w sobie tylko znanym kierunku i celu. W dłoni pozostał malutki woreczek z chipami. Wyglądała jak Psyche, z krwi i metalu, w dużej mierze idealny egzemplarz korpo-kobiety. Odrobinę tylko zbyt seksowny jak na zwykłe, przeciętne standardy. W ten sposób znacznie trudniej wtopić się w szary tłum. Albo i nie. Tak niewiele zainteresowania postronnych wzbudzała jeszcze jedna postać. Poziom operacji plastycznych z bogatych i tak robił pięknych, szczególnie kiedy przychodziło mówić o kobietach. Wielu facetom wystarczyła opcja "bogaty", wtedy te interesujące ich osoby płci przeciwnej i tak łączyły ich z łatwością ze słowem "piękny". Psyche była piękna. Oraz zimna i twarda. Potrzebowała powrotu do roli Marlene. Częste restarty potrafiły naprawdę wytrącić z roli i zaburzyć tę osobowość, której tak próbowała się trzymać.

Powrót nie był prosty. Boor gdzieś tam się czaił. Nie bezpośrednio w mieszkaniu, widziała jak z niego wychodzi. Nigdy nie należał do cierpliwych osób, a teraz naprawdę go nosiło. Wysłał kilka wiadomości na służbowy holofon Psyche, sugerując, że nic go nie obchodzi, że musi się ukrywać. Niech wymyśli gdzie mogą się spotkać. Michael napalił się na te dzieci strasznie i widać to było w każdym jego słowie. Gdyby tylko powiedziała o tym Mikowi, zapewne z miejsca uzyskałaby pomóc. Tylko co mógł Maroldo. Remo, to inna sprawa. Z nim jednakże tak prosto już nie było, choćby ze względu na Ferrick i inne podejście do świata. Czy mogła liczyć na kogokolwiek bez prawdziwego zbliżenia się do nich? Czy jak wcześniej, pozostawała sama ze sobą w swoich zmaganiach?

W mieszkaniu na Queens miała najlepiej skonfigurowany sprzęt do przybrania roli Marlene. Jako Psyche nie powinna działać w sprawie gangów, tę twarz widziano i tak za wiele razy. Problem w tym, że jeśli Boor monitorował mieszkanie, doskonale wiedział, że do niego wróci. I co za tym idzie, że go okłamała. Wypuścić Dan jako przynęty nie mogła, nie bez pełnej wiedzy i współpracy Remo. Musiała zacząć podejmować decyzje, takie, od których nie będzie powrotu. Nadchodził ten czas. Basri odpisała na otrzymaną wiadomość.
Cytat:

Najwyższy czas. Dziś, 7pm w Sonomie.
Tak, to pasowało do niej. Mik zanim faktycznie usnął, wysłał numer do niejakiej Marthy, kobiety blisko związanej z Dziećmi Rajneesha.


Remo

Godzina 3:39 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Chinatown, New York


Cytat:

Hej! Już myślałam, że o nas zapomniałeś. :) Jak się czujesz po tym wybuchu? Co do Dzieci, to wiem, że dziś późnym wieczorem jest spotkanie. Nie wiem czy z Izaakiem, ale wyłącznie dla tych "zasłużonych". Zwykle trudno się dowiedzieć kiedy i gdzie pojawi się White. Czyżbyś jednak był zainteresowany….?
Odpowiedź Eleny zgrała się z wiadomością od Ann.
Cytat:

Postanowiłam być dzisiaj grzeczną dziewczynką i nie uciekać Dru ;) Burmistrz mieszka tam gdzie moi rodzice, więc ode mnie jest bliżej :*
Niektórzy powiedzieliby, że ograniczanie się do jednej, kiedy inne były zainteresowane, to wielka i niepotrzebna strata. Niestety raczej miał małe szanse na Ann godzącą się na trójkąt, a tym bardziej skoki w bok. Na szczęście do nich i on nie przejawiał chęci. Jego sprawny umysł przeskakiwał z jednej ścieżki na drugą, kiedy zmierzał publiczną komunikacją miejską w stronę Chinatown. Czasami dobrze było sobie przypomnieć ten brud i ścisk, tylko po to, żeby pamiętać jak wygodne zwykle prowadzi się życie. Inna sprawa, że zdecydowanej większości ludzi w turkoczącym wagoniku nikt nawet nie groził, nie mówiąc już o próbie zabójstwa. Od czasu do czasu mimowolnie rozglądał się w poszukiwaniu ogona, ale nigdy nie dostrzegał nic oczywistego, co mogłoby go sugerować. Sprawa jakby przycichła po tym, jak wyeliminowali SI. Czy zniszczyli organizacje na dobre? Śmiał w to wątpić, zwłaszcza po wczorajszym wieczorze, lecz nawet chwila oddechu była dobra. Po prostu ich przeciwnik atakował chaotycznie, wedle planu zrozumiałego wyłącznie dla maszyny.

Członków The Blank Page nie zastał w melinie, a nieco dalej, w zadymionym, wypełnionym ludźmi pubie. Walter pykał z fajki, leniwymi ruchami przesuwając ekran rozmyty dla każdego oprócz niego. Jonathan ze słuchawkami w uszach pracował nad czymś szybko, klikając w holo-klawiaturę. Nie wziął klasycznej chyba tylko ze względu na to, że przyciągałaby niepotrzebne spojrzenia postronnych osób. Zauważyli Remo wcześniej, ale zareagowali dopiero jak usiadł. Deezer włączył zagłuszanie wszelkich fal, Parkins odezwał się zdejmując z uszu słuchawki.
- Mamy pierwszy cel, którym warto się zająć. W materiałach, które dostaliśmy na studenta, pojawia się wystarczająco często.
- Pojawiają - sprecyzował Walter, dyskretnie pokazując Kye'owi zdjęcie.
- Prawda, że słodkie? - parsknął Jonathan, kręcąc głową. - Zrobiliśmy krótki wywiad. Oro poszedł obejrzeć miejsce, gdzie prawdopodobnie mieszkają. Wyglądają młodo, ale obie mają prawdopodobnie po trzydzieści lat i mogą nie być nawet rodzeństwem, o ile są kobietami. Informacje są niejasne - uśmiechnął się krzywo.
- Używają imion Chin-Li oraz Li-Chin - dodał Deezer. - Działają na terenie Chinatown. Jak Oro je namierzy, może się uda zarejestrować jakąś transakcję.
- Uważamy, że lepiej nie podrzucać im żadnych trackerów. Jak student się dowie, może albo wyłączyć swoich agentów, albo uważniej ich monitorować.
- O ile nie masz jakiś własnych pomysłów - najstarszy z nich zatrzymał przenikliwe spojrzenie na Remo. - Swoją drogą jakaś glina mnie podobno szuka i bardzo chce porozmawiać. Zrobiłem wywiad, to ta sama detektyw, której pomogliśmy jakoś w marcu - te słowa już skierował także do Parkinsa. - Nazwisko Wierzbovsky. Zdaje się, że ostatnio ma kłopoty rodzinne - Murzyn uśmiechnął się słabo. - Z ciekawości aż do niej napisałem.
- Co to więzienie robi z ludzi, łapią się każdej pierdoły z obawy przed nudą - roześmiał się Parkins.


Ferrick

Godzina 4:45 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Manhattan, New York


Czytanie nudnych, powtarzalnych i często zwyczajnie głupich prac dyplomowych z dziedziny socjologii i psychologii nie zaliczało się do najprzyjemniej spędzonego popołudnia. Ann, przyzwyczajona do nauki i tego jak pracował jej umysł, chłonęła litery i cyfry niczym odkurzacz pożerał kurz. Potem kłębiło się to wszystko w specjalnym zbiorniku, do niczego nie przydatna pulpa, z której należało wyłowić te istotne elementy. Najpierw odkryła kilka plagiatów, potem prawie zaczęła zgrzytać zębami od nadmiaru niedorzeczności. W całym tym zbiorze były przecież także prace, które ledwo zaliczyły, a ona nie mogła ich pominąć. SI nie dzieliło wiedzy na lepszą i gorszą, po prostu pracowało na wszystkim na raz. I co gorsza, mogło wykorzystywać kompletnie błędne obliczenia, jakie część tych "naukowych dzieł" zawierała.

Po dwóch godzinach wydawało się, że w tym co dzieje się w mieście jest po trochu z każdej pracy dyplomowej, jaka się przewinęła przed jej oczami. Nie znalazła tu niczego o płatnych zabójcach, ale już o androidach i cyborgach przewijał się wątek co najmniej kilkanaście razy. W większości bezbolesny, na zasadzie analiz zastąpienia ludzkich pracowników robotami. Przy cyborgach sprawy się komplikowały, bo w większości przypadków były to roboty wyglądające jak ludzie, czego przecież ciągle prawo całkowicie zabraniało. Jedna z tych prac traktowała o stworzeniu korporacyjnej armii, druga o służbach porządkowych stworzonych z ludzkich ochotników, głównie chorych zbyt biednych zakupienie wszczepów lub maniaków tychże. Żadna z nich nie wiązała się bezpośrednio z porywaniem ludzi. To już musiała być inwencja własna SI.

Poza tym większość nie rozwijała wiedzy, którą miała od czasu pierwszej lektury kilka godzin temu w klinice. Gdzie brakowało mostu pomiędzy jedną pracą a drugą, SI tworzyło go ze strzępków i wycinków swojej wiedzy pochodzącej z zasobów bibliotecznych. Ten zmasowany twór trafił do życia, został sztucznie wygenerowany w Nowym Jorku, korzystając z jego słabości i ludzkiej różnorodności. Słyszeli o kilku sprawach, ale ile innych inicjatyw się mogło nie udać? Ann mogła wyrysować częściową mapę, lecz luk w niej było całe mnóstwo. Nie umiała ich uzupełnić, bo nie miała pojęcia czym SI się kierowało w budowaniu sieci zależności. Jedno wiedziała na pewno: wszystko w czym brała udział "cudownie" uzdrowiona trójka ludzi, miało gdzieś swoje odzwierciedlenie w zawartości biblioteki Pace University.

Zbliżała się piąta, kiedy odezwał się holofon. Pojawił się numer Danieli, a kiedy Ann odebrała, także jej ciągle zdenerwowany głos.
- Prześledziłam jedyną rzecz, którą mogłam w sprawie Alexa. Udało mi się dowiedzieć trochę o aptece i nawet porozmawiać z właścicielem, monitoring potwierdza jego wersję. Ale pieniądze nie kłamią. Alex rzeczywiście zapłacił za leki, ale zanim eurodolary trafiły na konto apteki, przeszły przez pośrednika, PayPal. Bez nakazu nie dowiem się przez czyje konto, ale Tomkins żadnego nie miał.


Wierzbovsky

Godzina 5:30 pm czasu lokalnego
Niedziela, 21 grudzień 2048
Manhattan, New York


Rzucenie się w wir pracy zawsze pomagało na stres. Zawsze. Taka zwyczajnie była. Zapracowana, zabiegana, ciągle w przysłowiowym rozkroku między jednym, a drugim. Odkąd mieszkała z Ferro to był pierwszy kryzys. Stawiał najważniejsze pytanie: czy będą w stanie żyć tak razem, czy nie? W końcu nie wybrała sobie najbardziej empatycznego, szczerze wyrażającego uczucia partnera. Miało to i wady i zalety. Bauer pozwalał o nich nie myśleć, kiedy wraz z Motą sprawdzali wszystkie ślady. Tak znowu dużo tego nie było. Rick prowadził bogate życie towarzyskie, przynajmniej przez holofon i komputer. Nie rzucały się tam w oczy nielegalne rzeczy groźniejsze od komentowania walorów jakiejś dziewczyny czy śmianiu się jak to bardzo poprzedniego dnia się uchlało w trupa. Było za to wiele naprowadzających śladów, zwłaszcza ta ostatnia konwersacja z kimś podpisanym jako "Banderas". W sumie to wręcz dwie ostatnie wiadomości.
"Masz?"
"Jasne, wpadnę za godzinkę."
Ot, nic groźnego. Potem Rick wysłał jeszcze tylko jednego sms-a przed swoją śmiercią.
"Dziś wieczorem dostaniesz co chciałeś, nie będziesz żałować!"
Niestety brakowało informacji o właścicielu tego numeru, Leah nie potrafiła nawet określić nawet płci. Bez trudu za to znalazła tego co miał za godzinkę wpaść. Alberto Silva, znany policji, siedział rok za posiadanie metaamfetaminy. Nie udowodniono mu dealerki, ale miał trochę innych małych grzeszków. Mieszkał na Manida Street na Bronxie. Typowa mała rybka w dużym stawie, ale jedna z działających w okolicy kamer pozwoliła go zidentyfikować jak wychodził z budynku.

Sam Bauer nigdy nie był karany za nic poza publicznym rzucaniem kurwami. Techniczni i patolog potwierdzali, że zginął od przedawkowania. Jego organizm był za słaby na czystą metaamfetaminę, którą dostał. Sprawa wydawałoby się, rozwiązana. Oczywiście nigdy nie było tak prosto. Baza Dzieci Rajneesha, którą tworzył Hawkins, była bardzo uboga. Znajdował się na niej oczywiście White, ale oprócz niego bardzo niewiele osób, które otwarcie utożsamiały się z tą organizacją religijną. Porównując zdjęcia z holo Bauera bez trudności zidentyfikowała tylko jedną osobę: Monikę Rukh. To nazwisko wracało na tyle często, że można było podejrzewać, że ta kobieta jest wręcz prawą ręką swojego guru, zwłaszcza jeśli chodzi o szerzenie tak zwanej wiary. Niestety nie zachowało się zbyt wiele z jego związków z Dziećmi. Sądząc z tych resztek, raczej nastawiał się tam na czysty, darmowy seks. I sparzył się, kiedy ktoś kazał mu za niego zapłacić. Doktryna bowiem zakładała, że im bardziej początkujący członek, tym większe opłaty musiał czynić dla tych bardziej wtajemniczonych, aby ci mogli zamiast skupiać się na pracy, skoncentrować się na własnym samodoskonaleniu.
Na tej bazie stworzono też pozew przeciwko nim. Po śmierci Tomkinsa i adwokata prowadzącego sprawę, raczej była mała szansa, że obrady zostaną wznowione.

Tyle zdążyła zrobić, zanim powieki nie zaczęły się zamykać ze zmęczenia. Pracowała jak robot, a przecież doskonale wiedziała, że celowo unika zbliżania się do jakiejkolwiek maszyny. Kawa to też nie takie środki, jakie miał na zaopatrzeniu Ferro. Odkryła wiadomość mailową, nie podpisaną, ale podpis był raczej zbędny.
Cytat:

Witam panią detektyw. Doszła do mnie informacja, że pragnie pani porozmawiać. Proszę więc odpisać na ten adres. Niestety nie możemy porozmawiać przez holofon.
Zadzwoniono za to do niej. Kiedy odebrała, usłyszała lekko zachrypnięty, ciągle zapłakany głos siostry.
- Wypuszczają mnie do domu i pozwolono zadzwonić - zakomunikowała od razu. - Nie wierzę w to wszystko! Mój adwokat powiedział, że mam areszt domowy dzięki wpłaceniu kaucji. Nie mogę wychodzić, a wszystko co robię będzie monitorowane. Odwiedziny poza wyznaczonymi zabronione, rozmowy kontrolowane… Leah, ja w to nie wierzę… - głos przeszedł w szept. - Podobno odkryli coś w jedzeniu, ale przecież podobno to ja też mogłam dorzucić… - pociągnęła głośno nosem, co przeszło w krótki szloch. - Podobno już jest po operacjach. Że jest duża nadzieja, bo uratowały go bardzo drogie nanoboty… I jeszcze ci dziennikarze, dowiedzieli się już gdzie byłam… i nie pozwalają mi go zobaczyć… - kolejny szloch, tym razem głośniejszy, wyrwał się z ust Joe.




Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 04:53.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172