lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Wewnętrzny Wróg] Wróg Poniżej (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12594-wewnetrzny-wrog-wrog-ponizej.html)

Bounty 08-11-2013 18:15

Almos ze zrozumiałych względów nie uczestniczył w pościgu. Widząc, że dalsze strzelanie nie ma sensu odłożył łuk i przyjrzał się rozciętej łydce. Nogawka spodni zabarwiła się na czerwono, krew skapywała do buta. Nomada pokręcił głową.
- A to psi syn, sucz jego mać - zaklął pod adresem bandyty, któremu zawdzięczał ranę.
Usiadł na dachu dyliżansu i zorientował się, że sam chyba nie zejdzie. Nomada westchnął głośno i rozejrzał się po towarzystwie błagalnym wzrokiem.
- Hmm...pomoże mi ktoś zleźć? - Zapytał. - Dzięki - rzucił, gdy wyratowano go z opresji. Opierając się o otwarte drzwi pojazdu przysiadł na siedzeniu.
Tymczasem Rigel w niewiele lepszym stanie właśnie wrócił z pościgu.
- Dycham - Almos siląc się na uśmiech odpowiedział Ekhartowi. - Ale jakiś czas będę kuśtykał...nie wiem jak drań mnie podszedł. Ty też swoją drogą nie powinieneś biegać, a raczej leżeć w wyrku z bukłakiem wina, ssąc kurwiego cyca - koczownik zapomniał o obecności hrabiny, na tyle jednak wstrząśniętej widokiem krwi i trupa, że wulgarny język nie robił jej wielkiej różnicy.
Jeździec Równin zajął się podwijaniem nogawki i zdejmowaniem buta. Rana szczęśliwie nie była zbyt głęboka a arterie i ścięgna nienaruszone. Almos wyjął z leżącej za plecami torby bukłak z gorzałką, wziął sporego łyka i klnąc po aversku polał trunkiem ranę.
- Ekhart, trzymaj - podał bukłak Rigelowi. - Mam też czyste szarpie, jak chcesz.
Nomada wyjął szarpie z torby i zaczął opatrywać ranę.
Gdy skończył, zwrócił się do kompanów:
- Znalazłby ktoś mi solidny kij, czy inną lagę? Wygląda na to, że teraz nawet ojciec Goethe będzie przy mnie jak zając przy żółwiu.

Eleanor 08-11-2013 18:41

Udało jej się ponownie rzucić czar mimo niesprzyjających warunków i Hansa, który własnym ciałem próbował osłonić ją przed potencjalnym strzałem przeciwnika. Na szczęście bandyta chybił i jednocześnie dostał. Choć czarodziejka nie była pewna co okazało się skuteczniejsze: magia czy proch, nie miało to znaczenia. Bezużyteczna teraz broń palna nie stanowiła zagrożenia, a napastnicy, widząc że ofiara okazała się zbyt silna i mogą na niej połamać sobie zęby, odpuścili szturmu na powóz i salwowali się ucieczką.
- Pomóż panu Rigelowi dogonić i złapać tego pieszego – Powiedziała popychając dłonią swego ochroniarza – Teraz nic mi tu nie grozi, a przydałby nam się jeszcze jeden jeniec. Nie możesz skupiać się tylko na mnie, przecież uczestniczysz w tym starciu na równych prawach jak reszta.
Mężczyzna wahał się tylko chwilę. Zerknął na dziewczynę i ruszył w pościg. Irmina miała szczerą nadzieję, że dołączy do nich Klaus i uda im się dogonić zbiega. Patrzyła jak biegną.

Niestety po chwili Ekhart stanął, a potem zawrócił. Widząc jak dotyka się z przodu ubrania, przypomniała sobie, że przecież zaledwie wczoraj został poważnie ranny. To z pewnością przeszkodziło mu w dalszym pościgu.
- Obudzi się gdy będziemy tego chcieli – powiedziała na jego pytanie gdy dotarł z powrotem do powozu. Proponuję najpierw dobrze go związać. Słysząc komentarz strażnika skrzywiła się:
- Magia jest zbyt niebezpieczna i nieprzewidywalna, by używać jej dla zabawy. - Powiedziała wyraźnie urażona. Jak dla niej to nie był dobry powód do żartów.

- Teraz, skoro złapaliśmy przynajmniej jednego z bandytów chyba nie musimy kontynuować podróży. Proponuje wracać do miasta. – Powiedziała do siedzących w pojeździe osób, spoglądała jednak przy tych słowach na wyraźnie pobladłą hrabinę. - Skoro pan Rigel może powozić, niech woźnica zajmie jego miejsce w powozie.

Lady 09-11-2013 13:08

Hanna jak zwykle w walce to się nie przydała, spędzając całą w dyliżansie z dłońmi zaciśniętymi na rękojeści miecza. Powtarzała sobie w głowie, że nikomu nie przeszkadza dzięki temu. I nic nie zmusiło jej do podjęcia działań związanych z machaniem bronią, dzięki bogom. Wypuściła z ust powietrze, gdy bandyci zaczęli uciekać i ostrożnie wyszła na zewnątrz, ostrze decydując się schować do pochwy dopiero wtedy, gdy nikogo nie było w bezpośrednim jej otoczeniu. Nawet to robiła jeszcze nieumiejętnie i nie chciała przypadkiem zahaczyć kogoś. Gdyby zrobiła to w powozie, to na pewno tym by się skończyła.
Koniecznie musiała się nauczyć! Jej potrzeba pomocy była zbyt wielka, by ją ignorować nawet w takich momentach.

Szybko wychwyciła rannych i widząc, że zranienie Almosa nie jest groźne, podbiegła do woźnicy. Nie umiała zajmować się obrażeniami, ale musieli mu jakoś pomóc.
- Pomóż mi go posadzić na ziemi! Musimy zająć się tą raną, zanim ruszymy dalej. Twojej pani nic nie jest.
Mówiła, a raczej rozkazywała ochroniarzowi hrabiny. Może nie powinna, ale Klotylda nie wydawała się zdolna do przewodzenia. Z pomocą mężczyzny ustadzili rannego na poboczu, a Hanna rozerwała jego ubranie, przyglądając się ranie.
- Musimy to przynajmniej opatrzyć… zna się ktoś na wyjmowaniu kul? - spojrzeniem prześliznęła się po ochroniarzu i Thomasie. - Jeśli nie, to powinniśmy jak najszybciej wrócić do miasta.
Zrobiła tylko to co mogła. Przygotowała czysty materiał, oczyściła okolice zranienia i samą ranę, wykorzystując wygrzebany skądeś alkohol. Wyjęcia kuli się nie podejmowała nawet.
Dopiero upewniwszy się, że Werther przeżyje podróż powrotną, stanęła przy Almosie.
- Pomogę ci chodzić. Teraz jak już nie będziesz mógł biegać, to mi nie uciekniesz i pokażesz dokładniej jak tym walczyć - wskazała na miecz i się uśmiechnęła.

Sekal 10-11-2013 12:50

Wellentag, 1 Jahrdrung
Późne popołudnie.


Hans i Klaus pognali za uciekinierem, chociaż ten miał nad nimi już sporą przewagę. Ekharta przegonili szybko, były strażnik dróg do biegania obecnie się nie nadawał. Ale mimo wytężania wszystkich sił, to rozbójnik okazywał się szybszy. A przynajmniej nie zbliżali się do niego. Wpadli w jakiś zagajnik, a gdy przed niego przebiegli, dostrzegli już tylko, jak tamten odwiązuje jakiegoś wierzchowca, wskakuje na jego grzbiet i ucieka. Musieli się poddać. Bandyci najwyraźniej przygotowali sobie także coś na wypadek niepowodzenia.
Wrócili do dyliżansu po dziesięciu minutach.

Hrabina zdążyła się do tego czasu już otrząsnąć. Rana Werthera została opatrzona najlepiej jak umieli. Nie krwawił bardzo mocno, ale potrzebował profesjonalnej opieki i to jak najszybciej. Jego wiek nie pomagał mu w kurowaniu takich zranień, to pewne. Również Almos potrzebował szycia, chociaż akurat jego noga, prócz oczywistego problemu z jej sprawnym używaniem, nie wyglądała nawet w połowie tak źle, jak bark woźnicy. Ekhart także dawał radę, wiedząc, że w mieście będzie potrzebował zmiany szwów.
- Wracamy do miasta jak najszybciej. Zwiążcie naszego jeźdźca. Weźmiemy też martwego, być może ktoś go rozpozna. Można go położyć na miejscu bagażowym.
Głos Klotyldy drżał, ale był władczy i na tyle pewny siebie, na ile umiała mu nadać taki ton. Rigel przy zabitym nie odnalazł nic ciekawego, oprócz trzech srebrników. Szli na akcję, nie obciążali się zbędnymi przedmiotami. Najciekawszy okazał się srebrny łańcuszek z wisiorkiem w kształcie jakiegoś ptaka, sokoła chyba. Stary, może nawet zrabowany w jednym z napadów.
Odnaleźli za to jeden z pistoletów należących do bandytów i to właśnie Ekhart rozpoznał to szybko. Miał bowiem taką samą pieczęć jak jego własny. To była wojskowa broń.

Nie było tu już co robić. Pomogli rannym dostać się do środka dyliżansu, a były strażnik dróg zajął miejsce na koźle, poganiając konie. Związano i zakneblowano uśpionego, który wybudził się w czasie drogi, wyglądając na zupełnie przerażonego. Tym razem Klotylda siedziała zupełnie cicho, nie mając ochoty na żadne rozmowy.


Wjechali do Averheim nie niepokojeni przez kogokolwiek. O tej porze ruch się już kończył, dlatego wielki i piękny dyliżans przemknął nie budząc aż takiej sensacji jak w drugim kierunku. Zatrzymali się tuż pod biurami "Czerwonej Strzały", gdzie już czekał na nich Curd. Błyskawicznie wysłał posłańca po medykusa. Przyjrzał się złapanemu.
- Doskonale. Chcecie brać udział w przesłuchaniu, jakie mu zafundujemy, zanim oddamy straży?
Hrabina szybko wymówiła się. Ciągle była blada i miała wyraźnie dość wszelkich wrażeń na ten dzień i pewnie wiele następnych. Curd podziękował jej, a ona towarzyszącej jej grupie. Przydzielono im innego woźnice i wkrótce powóz odjechał.
Zanim jednak mogli choć wejść do środka budynku, albo zanim zjawił się medyk, podbiegł do nich mały, brudny chłopak, odzywając się do Ekharta.
- Pani Adele prosi o spotkanie w wiadomej karczmie. Mówi, że to pilne i związane z jakimiś szczurami.

Lady 10-11-2013 16:29

Podobnie jak hrabina, Hanna przez całą niemal drogę pozostawała cicha. Towarzystwo rannego woźnicy, tego związanego a także świadomość wiezienia trupa, nie nastrajały do wesołych pogaduszek. Przejeżdżając obok powalonych drzew, wskazała je innym.
- Może warto, by ktoś tu przyjechał i zbadał ślady? Może popełnią taki błąd jak… tamci.
Nawiązała do mutantów, nie wymieniając ich z nazwy. Te myśli i tak były przykre, lepiej było nie denerwować dodatkowo hrabiny i woźnicy.
Wobec złapanego chłopaka nie czuła wielkiej litości. Mógł to być jego pierwszy napad, ale także mógł już kiedyś kogoś zabić. Nawet głupi wie w co się pakuje, wybierając takie zajęcie. Nachyliła się do jego ucha, szepcząc, gdy już się obudził.
- Gdy ktoś zacznie pytać, mów absolutnie wszystko co wiesz. Wtedy może tylko spędzisz trochę czasu w lochach i wyjdziesz. I może dotrze do ciebie, że uczciwy zawód jest znacznie lepszy.
Każdy powinien mieć szansę, służka była zdeterminowana by taką dawać, gdy jeszcze ta zła strona natury nie przejęła kontroli.

Miejskie zabudowania przyjęła z ulgą. Bała się o rannego, bała się o wszystkich rannych. I chciała jak najszybciej oddalić od rozbójników. Dlatego jak tylko podjechali po Czerwoną Strzałę wysiadła, kierując pierwsze słowa do Curda.
- Czy jest tu miejsce, w którym mogłabym się spokojnie przebrać?
Swoją prostą sukienkę zostawiła tu wcześniej tego dnia, więc zaraz po wskazaniu jej pomieszczenia, zrzuciła strój członka towarzystwa transportowego. Nie żeby w spodniach czuła się do końca źle, lecz wolała własne ubranie. Nie rzucające się tak w oczy barwami i symbolami.
Gdy wróciła, dyliżansu już nie było. Pojawił się natomiast posłaniec. Hanna nie była zainteresowana oglądaniem przesłuchania. Źle się jej to kojarzyło.
- Powinniśmy się spotkać z Adele. Ona wygląda przerażająco, ale jeśli czegoś się dowiedziała…

Eleanor 12-11-2013 21:06

Irmina cieszyła się, że wszyscy byli zgodni co do faktu, że należy wracać do miasta. Szkoda tylko, że nie udało im się złapać nikogo więcej poza młodym chłopakiem. Z drugiej strony może łatwiej będzie go przekonać do mówienia? Hanna od razu gdy tylko oprzytomniał zabrała się do urabiania podłoża. Młoda czarodziejka zastanawiała się czy Hanna rzeczywiście wierzy, że chłopakowi nic się nie stanie i że jeśli wyjdzie z lochów będzie miał jakąś szansę na uczciwe życie. Ona nie była taką optymistką.
Nie wgłębiała się jednak w ten temat. W sumie niewiele ją interesowało co się stanie z młodocianym bandytą.

Nie miała ochoty uczestniczyć w przesłuchaniu. Niewiele ją też interesował jego wynik. Usłyszawszy informację od posłańca pomyślała z nadzieją, ze może w końcu uda im się zakończyć misję w Averheim.
Choć propozycja Ekharta, ze pójdzie porozmawiać z Alelą w towarzystwie Hanny była kusząca, Irmina postanowiła się przemóc. Nie mogła cały czas unikać łowczyni. I choć ta budziła w niej strach nie tylko z racji zawodu, ale także z powodu groźnej miny i srogiego spojrzenia, dziewczyna postanowiła stawić czoła swoim lękom.

W przeciwieństwie do służki nie przebierała się w zajeździe. Postanowiła jednak nie tracić czasu na powrót do domu kupca i ponowne przebieranie się. Jej elegancka suknia mogła wyglądać trochę dziwnie w dokach, ale dodawała jej pewności w obliczu trudnego spotkania.
- Pójdę tam razem z wami – Powiedziała do byłego strażnika dróg i Hanny.

Tom Atos 13-11-2013 13:41

Stara dobra tradycja przeszukiwania zwłok przyniosła efekty w postaci kilku srebrników, wisiorka w kształcie najprawdopodobniej sokoła, rzeczy zbyt subtelnej, jak na własność obwiesia i pistoletu. Bez wątpienia najcenniejszego znalezionego trofeum. Ekhart bez żenady zagarnął wszystkie te zdobycze. Uznając że kompani pewnie i tak nie znają się na broni palnej. Będąc zaś posiadaczem, aż dwóch pistoletów znacznie zwiększył swoje bojowe możliwości.
Bez szemrania zajął miejsce na koźle i powiódł zaprzęg z powrotem do miasta starając się nie trząść zbytnio i to nie ze względu na delikatność pośladków hrabiny, co na swoje szwy.
Nie dane było jednak Ekhartowi skorzystać z pomocy medyka. Gdy bowiem dotarli do Averheim i już mieli wchodzić do biura ‘Czerwonej Strzały” otrzymali wiadomość, że Adele chce się z nimi spotkać. Pierwsza zadeklarowała się do pójścia na spotkanie panna Elberg


Na słowa Hanny Ekhart tylko kiwnął głową.
- Musiało się coś stać. Adele nie jest zbyt wylewna. Jeśli nie macie nic przeciwko, to pójdę z Hanią na to spotkanie. Spotkamy się w “Trumnie Kowala” - powiedział zabierając się w drogę do “Białego Konia”.
Jednak przynajmniej jeszcze jedna osoba chciała iść na spotkanie z hakoręką łowczynia. Irmina i zapewne Hans.

Bounty 13-11-2013 18:57

- Śpi jak niemowlak – zdumiewał się Almos patrząc na jeńca. – Na Ramocsa, niekiepskie czary-mary.
Nomada wyzbył się dziś podejrzeń o zdradzieckie zamiary wiedźmy, miał jednak kolejny powód, by trzymać się od niej na dystans. Kto wie, co czarownicy strzeli do łba? Almos nie miał zamiaru zostać uśpiony i obudzić się gdzieś bez nerki (nerki były ponoć ważnymi składnikami czarnoksięstwa). Nie ufał magii, a takim podstępnym, kobiecym zaklęciom w szczególności. Uczciwa kula ognia to co innego.

Tymczasem dojechali do miasta i Almos, podpierając się solidnym kijem znalezionym na poboczu, wygramolił się z dyliżansu, po czym dokuśtykał za innymi ku wejściu do biura „Czerwonej Strzały”. Wtem dopadł ich smarkacz z wiadomością od Łowczyni i większość drużyny postanowiła się z nią spotkać.
- Ja się do spacerów po mieście nie nadaję – swierdził Jeździec Równin. Poczekam na medykusa i chętnie pomogę przesłuchać naszego jeńca – spojrzał wyzywająco na Curda. - Chcę moje trzydzieści szylingów. Znajdziecie mnie potem w „Trumnie”.

Almos machnął im na pożegnanie i wszedł do środka budynku. Usadowił się na krześle w gabinecie Weissa, rzuciwszy obok swoje rzeczy.

- Masz może gorzałki? – Zapytał urzędnika. – Zdałoby się znieczulenie. Waszemu człowiekowi też, oberwał gorzej ode mnie.

Eliasz 13-11-2013 20:25

Pościg za zbiegiem okazał się krótki i bezowocny, choć trzeba było przyznać, że bandyci byli lepiej przygotowani na ucieczkę niż Klaus mógł podejrzewać. Z drugiej strony jego obawy iż wpadną w naprędce urządzoną przez zbójców zasadzkę okazały się płonne. Gdy zdyszani wrócili do powozu towarzysze wraz z hrabiną niecierpliwie na nich czekali, stan woźnicy bowiem wymagał szybkiej medycznej interwencji.

- Uciekł – rzekł krótko i bezemocjonalnie gdy wsiadał do powozu.

Podróż powrotna upłynęła dużo szybciej, choć było to wrażenie towarzyszące mu każdorazowo gdy pokonywał drogę powrotną. Treserowi przeszło przez głowę, że potyczka z bandytami mogła okazać się znacznie gorsza w skutkach, gdyby napastnicy przejawili nieco więcej uporu i zaciętości. Przygotowania do ataku jak i dobrego wyposażenia nie można było im odmówić.

- Może warto, by ktoś tu przyjechał i zbadał ślady? Może popełnią taki błąd jak… tamci.- - zapytała Hanna

- Jeżeli utkniemy w martwym punkcie – odpowiedział spokojnie, nie zgłębiając tematu, ani też wbrew pozorom nie składając żadnej obietnicy a jedynie dopuszczając taką możliwość. Bez większej potrzeby nie zamierzał ładować się głębiej w kabałę ze zbójcami, zwłaszcza teraz gdy chciał ruszać dalej.

Gdy dojechali do Averheim dość szybko okazało się iż ponownie zmuszeni są do rozdzielenia. Klaus postanowił zostać i pomóc w przesłuchaniu ufając że reszta towarzyszy przekaże co trzeba ze spotkania z łowczynią. Na łowczyni nie miał jak wywrzeć odpowiedniego wrażenia, zaś na złapanym bandycie i owszem...

VIX 14-11-2013 04:42

Powóz stanął. Thomas odetchnął, wiedział że czeka ich teraz kolejne niebezpieczeństwo, ale tak szaleńcza jazda potrafiła przewrócić wnętrzności prawemu człowiekowi i ścisnąć strachem za gardło. Kolejne wydarzenia działy się już tak szybko... kilka uwag, rozkazów i komentarzy mających za zadanie zasiać ziarno niepewności w rozbójnikach. Mężczyzna na deskach powozu, Thomas przy hrabinie i tarcze towarzyszy w oknach. Na bogów co się tu u licha działo?! Jednak czasu by nawet pomyśleć nie było... ciasne wnętrze dyliżansu dopełnił dym z samopałów Almosa i Ekharta... a dźwięk wystrzałów, ten potrafił rozerwać prawie uszy. Cóż za mieszanka, salwa pistoletów wroga, drewniane drzazgi - oznaka tego iż powóz jest właśnie nadziewany ołowiem i na koniec ta mistyczna aura otaczająca Irminę. Verenita nakreślił symbol wagi i ucałował własną pięść.

- Wiele razy Ci już Panienko zaburzałem spokój ostatnimi czasy, ale wejrzyj na Twe sługi przychylnym wzrokiem. Samaś świadkiem że Cię potrzebujemy. - Modlił się na głos Thomas.

Jednak czy modlitwa na coś się zda, skoro towarzysze zaczęli wyskakiwać z powozu? Po chwili było słychać ciężkie skoki Almosa na dachu dyliżansu... na zewnątrz zrobił się raban, ale starszy świątynny sługa nie miał zamiaru wyściubić nosa z powozu. Przyrzekł zająć się osobą hrabiny i tego słowa dotrzymać miał zamiar za wszelką cenę.

Jak się zaczęło gromem, tak i się podobnie skończyło. Strzały na powitanie i strzały na zakończenie, a później tylko rany i trup. To drugie mało obchodziło Thomasa. Zajął się pośpiesznie ranami swoich towarzyszy, na szczęście nie wyglądały na poważne, a zręczny koczownik sam się opatrywał. Zacny to był popis umiejętności i odporności na ból ze strony Almosa. Trochę wody, alkoholu i czyste pasy płótna zrobły swoje, przynajmniej póki nie wrócą do miasta. Verena Litościwa, dobrze że Goethe znał się jako tako na leczeniu obrażeń. Wiedza zakonna nie poszła w las zatem.

- Noga dziurawa jak cebr, a tobie się herr Almosie na żarty zbiera? Pokaż no mi tę ranę swą, panie żółw. - Całkiem poważnie, bo jakoś mu się na żarty nie zbierało, zagaił do jeźdźca z równin i obejrzał jego ranę. W czasie tym kompani zaczęli prawić o powrocie do miasta, a Thomas byłby kłamcą gdyby powiedział że serce się mu nie uradowało. Choć Averheim było siedzibą występku i zła, to nie mogło być chyba gorsze niż ten trakt i zbójcy... a zresztą, bogowie jeno to wiedzieli, ale propozycja Irminy była zbawienna w odczuciu.

Panienka Hanna zajęła się rannym woźnicą, a akolita musiał przyznać że jakoś mu to umknęło, instynktownie pierwej zwrócił uwagę na Ekharta, Almosa i Klausa...ale teraz sytuacja się odmieniła i Thomas ruszył z pomoca woźnicy i Hannie, która opatrywała rannego. Goethe znał się na leczeniu na tyle na ile coś nie było jakoś specjalnie skomplikowane i nie wymagało narzędzi medyka. W trudniejszych przypadkach mógł improwizować jedynie... zatem przy obrażeniach herr Werthera pomóc nie mógł za bardzo. Lepiej było nie uczyć się medycyny polowej na rannym człowieku.

***

Kilka chwil później wszyscy jechali już w stronę miasta, no ale zakneblowanego i związanego chłopaka to Thomas się nie spodziewał wewnątrz powozu, a tym bardziej trupa jednego z rozbójników. Siedział Goethe zatem i wpatrywał się w oczy pojmanego zbira, wtem usłyszał głos panienki Hanny i w myślach zgodził się z nią i przytaknął Klausowi. Sam Thomas miał za dużo na głowie by uczestniczyć w rozmowach, musiał przemyśleć czy jest w stanie pomagać dalej towarzyszom śledczym... miał swoje lata, w wlace był mało przydatny, a tu się okazywało powoli że sytuacja robi się z dnia na dzień coraz to i niebezpieczniejsza. Zamyślony akolita wrócił do rzeczywistości dopiero gdy ujrzał bramy Averheim.

Gdy kilka chwil później dyliżans zatrzymal się, a czekający na nich Curd Weiss zadał pytanie dość niespodziewane, Thomas poczekał na reakcję i odpowiedzi innych, sam nie nadawał się by grać w pierwszym rzędzie na owym przesłuchaniu, ale miał ochotę ocenić na swój sposób czy rozbójnik mówi prawdę.

- Zatem i ja przy przesłuchaniu zostanę. - Krótko skwitował Thomas, nie tłumaczył dlaczego chce to zrobić... proponowane więc możliwe. Akolita pomógł odrobinę Almosowi iść i jak nigdy naszło go na żart w stylu nomady.

- ... i co teraz. Starzec prowadzi młodzieńca? Żółw zająca? - Goethe uśmiechnął się lekko i spojrzał to na Almosa to na Klausa. Ten drugi minę miał raczej posępną. Czas był się chyba z nim rozmówić już niebawem, widać było że coś trapi tego nieprzystępnego człowieka... ale najpierw przesłuchanie. Thomas tracił pewność siebie czy chce być świadkiem tego co ma się zdarzyć, no ale, było już za późno, słowo się rzekło.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 16:58.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172