lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer II ed] Złoto dla naiwnych: Arabia (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/15068-warhammer-ii-ed-zloto-dla-naiwnych-arabia.html)

Asderuki 11-05-2015 20:18

Elfka popatrzyła na Wolfa, Laurę i kolejnego człowieka. Oczywiście coś musiało być nie tak, a jednak znajomi znajomych, którzy byli partnerami biznesowymi… Uch, zawsze musi być coś nie tak.
- Nie pozostaje nam chyba nic innego jak sprawdzić tych kapitanów. Skoro mamy jakikolwiek wybór dobrze by było z niego skorzystać - rzekła do reszty nie chcąc już stać w miejscu. Trzeba było się ruszać, robić coś, iść, działać. Także odwróciła się na pięcie i już zaczęła wychodzić.

Wolf nie był zadowolony z komplikacji. Z drugiej strony spodziewał się ich. Była tylko mała szansa, że kapitan w istocie będzie gnił w porcie czekając na grupę poszukiwaczy przygód.
- Dziękuję panie Veratti. Gdy tylko się zdecyduję, wrócimy.
Rycerz pożegnał się z zarządcą i wyszedł z powrotem na nabrzeże. Widok statków był oszałamiający. Jako stirlandczyk, który nigdy nie zagościł na wybrzeżu, nie miał okazji podziwiać portowych potęg. Największa wodna jednostka, którą widział do tej pory to barka rzeczna. Potrafiły być duże, ale nie aż tak jak galeony, czy kogi. Jednooki mężczyzna chłonął widok, który psuł jedynie wszechobecny smród ryb. W końcu miał go już dość. Splunął jakby to pomogło się pozbyć zbierającego się w gardle gorzkiego posmaku. Po chwili zastanowienia skierował się w stronę elfickiego okrętu. Miał poważne wątpliwości, czy zdecydują się na ten statek, ale człowiekiem kierowała najzwyklejsza ciekawość.

Elhadron Amatieil był wysokim, szczupły elfem o młodzieńczo wyglądającej twarzy. Gładka i delikatna niczym pupcia niemowlaka, idealnie pasowała do jego ubioru. Spodnie, koszula, nawet płaszcz był szyty na miarę i wykonany z drogich ozdobnych tkanin. Przy boku miał rapier, którego rękojeść wykonana była z białej kości, w którą powsadzano świecące na wiele kolorów kryształy. W momencie gdy Wolf wraz z dwoma kobietami podszedł do stolika, przy którym siedział, szpiczastouchy popijał sobie wino. Leniwie, wręcz od niechcenia podniósł wzrok w kierunku Wolfa, by w ułamku sekundy zmienić obiekt obserwacji. Youviel, to na nią spoglądał długo i to do niej się zwrócił w ich ojczystym języku:
-Mani can amin uma tu- lle? - “Czym mogę Ci służyć moja droga” brzmiało lekko, przyjemnie jakby wypowiadał je jakiś młodzieniec, który swoim głosem, mógłby oczarować nie jedną niewiastę. Po nich wyciągnął rękę ku elfce, by się przywitać - składając pocałunek na jej dłoni.

Youviel pozwoliła na ten gest musząc się nieco pochylić do siedzącego. Sama cały czas się przyglądała elfiemu kapitanowi niechybnie oceniając go bezczelnie.
- Jesteś niezwykle niegrzeczny młodzieńcze - odpowiedziała chłodnym głosem w staroświatowym. Już wcześniej wkurwiali ją podobni i to był jeden z tych idiotycznych powodów dla których to z Wolfem czuła się najlepiej. Poza tym był wysokim elfem. Oni wszyscy są zadufani w sobie.

W Wolfie aż się zagotowało. Elf nie dość że zignorował go jakby był niczym więcej jak powietrzem, to jeszcze śmiał całować Youviel po dłoni. Rycerz zacisnął dłoń w pięść chcąc w pierwszym odruchu przygrzać kapitanowi w pysk. Powstrzymał się jednak, słysząc Youviel. Widać i jej to nie było w smak, co połechtało i uspokoiło nieco ducha zazdrości.
Poza tym niedawno wszak dowiedział się, że lizanie dam po rękach jest w dobrym guście w wyższych sferach. Zaś arogancja wyciekająca ze wszystkich otworów, w tym z dupy, była do wybaczenia, jeśli tylko mieliby tu uzyskać dobry transport. Choć Wolf z każdą kolejną sekundą stawiał na elfie coraz wyraźniejszą kreskę.
Postanowił poczekać na odpowiedź elfa zanim włączy się do rozmowy.*

Elf początkowo był zaskoczony reakcją Youviel, lecz zmieszanie szybko zamieniło się w uśmiech. Skinął ku wszystkim, machając zamaszyście ręką, jakby chciał podnieść coś z ziemi i rzekł w Reikspelu:
-Masz rację. Wybacz, dawno żem nie widział elfa, tym bardziej kobiety. Me serce uradowało się na widok, kogoś z kim można porozmawiać w naszym ojczystym języku. W czym może wam pomóc Elhadron Amatieil, kapitan, dowódca najszybszego i najczystszego statku na tych wodach?

Szybkie, wymowne spojrzenie jakie milcząca Laura rzuciła Wolfowi jasno obrazowało co fanatyczka sądzi o pomyśle wyboru elfa na kapitana i dalszej z nim rozmowy. Wąskodupiec i jego kulturwa prędzej niż później odbiją się mieszanej drużynie czkawką. Wystarczył im jeden ostrouchy oszołom w postaci dyżurnej łowczyni - ostatnia biesiada jasno pokazała jak nieobliczalne potrafią być te długowieczne stworzenia. Wystarczyło im jedno, użeranie się z większą ich ilością potęgowało ryzyko wypadnięcia za burtę podczas długiej żeglugi, a nikt rozsądny nie chciał kończyć jako karma dla ryb.

Nagła zmiana podejścia zaskoczyła Wolfa. Na tyle że postanowił na razie odsunąć na bok wątpliwości jakie żywił wobec kapitana, a które potwierdziło spojrzenie Laury. Już nawet nie chciał mu przyłożyć tam bardzo jak na początku.
- Jestem Wolfgang de Louis. Youviel i Laura - przedstawił towarzyszące mu kobiety. - Szukam statku na którym moglibyśmy dostać się do Arabii. Polecono mi was, ale chcę wolę żebyście sami mówili o swoich możliwościach. Jak szybko moglibyście nas zabrać do Baskry?
Wolf przed opuszczeniem zamku studiował mapę. Ta mieścina była najbliżej celu ich podróży. Al-Haikk.

Elf ukłonił się każdemu lekko drgając, a potem skierował swój wzrok na Wolfa, który był przywódcą. Gdy ten tylko wspomniał że został polecony, dumnie wypiął pierś i uśmiechnął się. Na wzmiankę o Baskrze zdzwiwił się lekko by po chwili odpowiedzieć:
-Panie, przykro mi to mówić ale mapy jakie macie są już lekko nie aktualne. Baskra już jakiś czas temu przestała istnieć, na rzecz Al-Haikk. Miasto złodziei wchłonęło ją, czyniąc z niej integralną częścią miasta. Czas podróży to około półtora tygodnia, a jeśli będą pomyślne wiatry to i tydzień. Wszystko zależy od wiatrów, lecz mamy i na to swój sposób - ostatnie słowa brzmiały jak przechwałka -Ile osób oraz z jakim dobytkiem chcecie przetransportować ? No i kiedy chcecie wyruszyć? - zapytał on sam.

- Jest nas dwanaścioro. W tym jest dwóch khazadów - Youviel zrobiła skwaszona minę. Zaczęła się bawić końcówka paska i przenosić ciężar z jednej nagi na drugą.
- Powiedziano nam, że masz jakieś specjalne warunki na swoim statku.

Elf gdy tylko wspomniano o Khazadach, skrzywił się bardzo i wykonał ruch ręką jakby coś śmierdziało.
-Krasnoludy na moim statku? Na Królowej Mórz, mają być krasnolud. Przecież one bekają, pierdzą, rzygają i piją na umór. Nie wspomnę o tym, że dla nich kąpiel jest równie miła co dla mnie bratanie się z nimi. Nie nie Panie. Jak mi dopłacicie, i dacie słowo że na czas podróży nie opuszczą kajut, oraz ich buty będą czyste. - spojrzał na buty Wolfa i poprawił się natychmiast -Wszystkich buty będą czyste to wtedy mogę was zabrać. Nie będę ryzykował że mi jakieś pluskwy czy inne robactwo się zlezie, bo kogoś odrobina wody i czystości parzy - rzekł a jego twarz poczerwieniała ze złości.

Youviel pokiwała w zrozumieniu głową.

- Czyste buty? - właśnie to zwróciło uwagę Wolfa bardziej niż nerwy elfa. Spodziewał się, że krasnoludy i tak nie będą chciały wyściubiać nosa z kajut na pokład zapełniony elfami... o ile by się w ogóle zgodziły na taką podróż. Rycerz jednak chciał się dowiedzieć najwięcej jak mógł.
Już teraz był bogatszy o wiedzę na temat długości podróży. Miesiąc na statku wykluczał zabieranie wierzchowców.
W dodatku dowiedział się że El Haikk to teraz miasto portowe.
- Ile będziecie chcieli za transport dwunastu osób. Przy założeniu że postaramy się - położył nacisk na to słowo - utrzymać czystość?

-Sądzę że 25 złotych koron ode łba będzie odpowiednią cenę. - rzekł po chwili milczenia elf dodając -Żeby nie było załogę tworzy elita elfich marynarzy. Ich doświadczenie, męstwo i znajomość mórz sprawia, że mało kto jest wstanie im dorównać -ostatnie słowa znów zabrzmiały jak przechwałki.

- Trochę dużo - odpowiedział rycerz. - Będziemy mieć w pamięci tą ofertę. Tymczasem bywajcie kapitanie.
Nie zamierzał się póki co targować. Na to przyjdzie czas gdy już się zdecyduje na któryś statek. Spojrzał ma Youviel i Laurę czy nie chcą jeszcze o nic zapytać. Teraz zamierzał się udać do kobiecej kapitan. Pierwszy raz słyszał o przesądach związanych z płcią na morzu. Ciekaw był jak to wyglądało w rzeczywistości.

Stalowy 12-05-2015 11:32

Świątynia - Galvin, Gomez, Gottfried, Manfred, Hans

Manfred przed wejściem do Kruczego Teatru zdjął kaptur by okazać szacunek wobec świątyni i ogółowi duchownych tu przebywających. Chciał przejść przez budynek skromnie ale wzrokiem błądził po korytarzach i pomieszczeniach. Świątynia budziła podziw swoim ogromem a także precyzją wykonania elementów konstrukcyjnych. Szczególnie porównując z kolegium mistrza Manfreda które wyglądało jak ruina. Czarodziej aż miał ochotę zagłębić się w historię i plany tej budowli ale niestety nie było na to czasu. Po jakimś czasie znalazł się wraz z innymi w małym, skromnie wyposażonym pomieszczeniu. Wchodząc cicho powiedział - Bądź pozdrowiony ekscelencjo, bądź pozdrowiona pani - co dla Manfreda nie obytego z etykietą wydawało się grzecznym powitaniem. Na pierwszy rzut oka Mistrz Severus był stereotypowym przedstawicielem kleru Morra i wydawał się dowodem że jeśli na magów wpływał wiatr magii jakim się posługują tak na kapłanów wpływała ich wiara. Za to dziwiła go kobieta. Jej aparycja, oczy i otaczająca ją aura były niepokojące.
- Manfred, pani - odpowiedział gdy się z nim witała. Nazywała się Delia Gregori ale imię to nic nie mówiło czarodziejowi ale podejrzewał że była kimś ważnym i to musiało mu wystarczyć. Po geście kapłana mag spoczął na krześle. Teraz zostało wysłuchać relacji Galvina i czekać na rady Severusa i Deli. Zależnie jak potoczy się ta cześć rozmowy Manfred może wtrąci kilka pytań. Chociażby czy istnieję jakieś skuteczne zabezpieczenie przed przejęciem ciała przez Bragthorna.

Wielkim było zaskoczeniem dla Galvina wypowiedzenie na dzień dobry jego imienia. Spodziewał się widzieć cuda i rzeczy niewyjaśnione, ale to… heh… Jasnowidząca po prostu z tej kobiety o przerażającym wyglądzie była. Ale krasnolud przywitał się zarówno z nią jak i z mistrzem Severusem.
- Aye. To prawda, czcigodna Wyrocznio. Przybywamy prosząc o pomoc mistrza Severusa, bowiem znów chodzi po ziemi jeden nieżyw drań, który swym istnieniem obraża Gazula i Morra. - rzekł Galvin - Jednak jest to długa historia, wiele bowiem się wydarzyło, wiele się wyjaśniło i wiele zostało odkryte i o wszystkim tym trzeba opowiedzieć… szczególnie wam słudzy Pana Wiecznego Snu.

Gomez ukłonił się tylko nic nie mówiąc, skoro znali jego imię. Czekał też na to aż krasnolud opowie historię nekromanty, swoją sprawę wolał przedstawić na końcu najlepiej z dala od ciekawskich uszu.

Hans ucieszył się gdy bez większych przeszkód dotarli wreszcie do Luccini. Choć obraz jaki natykali się po drodze sprawiał wrażenie jakiejś większego najazdu zielonoskórych. Ich bezpośrednio jednak ten efekt omijał ale pośrednie ślady i oznaki natrafiali prawie co chwila. Więc w końću wielkie miasto, z potężnymi murami jawiło mu się jako bezpieczna przystań. No i cel podróży na do tego etapu.

Słysząc rozmowę co do różnych możliwości załatwienia spraw przez różnych członków grupy uznał, że najlepiej sprawdzi się w świątyni. Udał się więc z grupą Manfreda i Galvina do tej świątyni morrytów.

Był ciekaw niejako “z zawodowego” punktu wiedzenia jak wygląda ta świątynia i czy czymś się różni od tych które znał z własnej ojczyzny. Jednak to co zobaczył wprawiło go w zdumienie. Nigdy nie widział czegoś podobnego?! Jakieś łuki, kolumny, wnęki, a nie naw i krużganków do jakich przywykł. No i te rozmiary…. Kolosalne! Zupełnie jakby zbudowały to jakieś ogry czy olbrzymy. No albo krasnoludy. Ale dwóch pierwszych ras nie posądzał o jakiekolwiek zasługi w dziedzinie architektury i to jeszcze świątynnej a krasnoludy miały specyficzny, własny styl dość łatwo rozpoznawalny a tu tego brakowało. - Niesamowite… Naprawdę niesamowite… - wymruczał w końcu w mieszaninie zachwytu i podziwu. Po niej zaś przyszło drobne uczucie zazdrości, że “u nich” czyli w Imperium nie widział wcześniej czegoś podobnego.

- Pochwalony, czcigodni gospodarze. Nazywam się Hans Manstein i mam zaszczyt pełnić kapłańską posługę w imieniu Sigmara. - skłonił się parze która ich ugościła a przyszła w końcu jego kolej by się przedstawić. Mężczyzna wyglądał jak powinien dostojnik kościelny. Ale kobieta posiadała naprawdę rzadko spotykany typ urody który od razu rzucał się w oczy. A jeszcze te jej słowa. Widocznie była wieszczką lub jak czasem mawiano widzącą.Na razie jednak nie wtrącał się do rozmowy bo w żadnej z poruszanych spraw nie uznawał się za eksperta a uznał, że w razie czego przyjdzie chyba jeszcze do rozmów i pytań. Sam był ciekaw historii i relacji jakie miały tu zaraz paść.

W miarę zbliżania się do świątyni Gottfried denerwował się co raz bardziej. Nie dość że Kruczy Teatr był najsławniejszą świątynią Morra to i dyspensa na śluby milkczenia którą dostał od ojca Manfreda mogła nie zostać uznana. Ojciec Severus cieszył się pewną reputacją w kręgach świątynnych, a obrazował ją powtarzany po cichu żart że nawet zmarli w objęciach samego Morra nie mogą być bardziej ortodoksyjni niż ten kapłan. Na wszelki wypadek postanowił że nie będzie się odzywał.
Gdy wjechali na dziedziniec Czarny Strażnik zwrócił uwagę na giermków swego zakonu będących w pobliżu. Przynajmniej jeden z nich wyglądał znajomo, ale rycerz postanowił sprawy osobiste pozostawić na później i ruszył wraz z innymi szukać ojca Severusa.
Gottfried zamarł gdy nieznajoma wymieniła swoje nazwisko. Być może była spokrewniona ze sławną kapłanką, a sam fakt że wiedziała tak wiele dawał do myślenia. Skłonił się głęboko przed kapłanem, ale to przed kobietą przyklęknął na jedno kolano i ucałował jej dłoń. Wydawało mu się to właściwe. Następnie usiadł i z uwagą zaczął słuchać opowieści Galvina, wreszcie miał dowiedzieć się szczegółów...

Kapłan i towarzysząca mu kobieta przywitali się ze wszystkimi, a potem usadowili się wygodniej na swoich krzesłach. Skupili swą uwagę na swoich gościach, i po raz pierwszy pojawiło się zainteresowanie w oczach Mistrza Severusa. Gestem dłoni dał znak, by rozpoczęli swoje opowiadanie. Zaciekawienie. To słowo mogło idealnie oddawać moment napięcia jaki wytworzył krasnolud swoimi słowami.*

Z wielkim namaszczeniem Galvin odpiął od pasa księgę. Był to dziennik czarodzieja Kolegium Ametystu Serpena Midena, który nie został dokończony. Piwowar postanowił na czystych jego stronach kontynuować historię, aby stworzyć potem z tego Sagę dla potomnych. Przełożył karty dziennika, aż do zakładki z czerwonej tasiemki i rozpoczął swoją opowieść.
- Spotkaliśmy się całą kompaniją w Bertlomo. Byliśmy przypadkową grupą awanturników, która odparła atak hobgoblinów na wieś. Nie zdawaliśmy sobie wtedy w co zostaniemy wplątani, ani że odegramy rolę w historii Bragthorne’a, sługi Nagasha…

***
Wiedząc że opowieść jest długa Galvin postanowił nie wnikać w szczegóły walk i mniej istotnych perypetii jakie ich spotkały. Skupił się na opisaniu sprawy z kopalnią, w której nieumarli odkopywali prastare wrota.

http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/12465-warhammer-ii-ed-zloto-dla-naiwnych-13.html



Przedstawił wskazówki jakie uzyskali oraz kłótnię, która ich poróżniła oraz reakcji Barona Pazziano. O uratowaniu dziewczyny, czy bitwie z ogrem i jego bandą tylko wspomniał. Skupił się natomiast na opowieści o Twierdzy Dwóch Szczytów oraz tym co tam odkryli i przeżyli. O sprawie nekromanty Bragthorne’a, który wiele lat wcześniej wstrząsnął Księstwami Granicznymi, a którego imię raz już spotkali przy wrotach. O tym co zapisano w Księdze Praw i ileż zła uczynił korumpując Króla, którego imię ma zostać zapomniane na wieki.

http://lastinn.info/490366-post413.html



Opowiedział o bitwie w orkami i kolejnymi rozkazami jakie im przydzielono. O drodze do Styratii gdzie Galvin spotkał Dimzada Bibliotekarza i dostał w swoje ręce dziennik Serpena Midena, czarodzieja, który podążał śladem Bragthorne’a. Wtedy też zostali zaatakowani przez smoka, który dotkliwie okaleczył Youviel.
W tym miejscu powrócił do części księgi zapisanej przez Midena i odczytał.

http://lastinn.info/517085-post579.html



Dalej historia potoczyła się już szybko. Śmierć Barona Pazziano, przejęcie władzy przez Merccucia. Wyprawa do Barak Varr gdzie odnaleźli kolejne wskazówki odnośnie Bragthorne’a pozostając w wizycie u kapłana Jordima.

http://lastinn.info/537610-post672.html



Ale to nie była jedyna rzecz jaka się wtedy wydarzyła i jaka okazała się ważna dla tropienia przeklętego nekromanty. Sprawa Kazrika Jordimsona i jego opętania została przedstawiona. Gniew zawżał w krasnoludzkim sercu nie tylko za sprawą wielkiej krzywdy jaką Bragthorne wyrządził kapłanowi i jego synowi, ale również przypomniał sobie przy tym obelgi i jad jaki wylała wtedy na niego Laura. Dla innych była to normalka, którą popieprzona kobieta serwowała wszystkim średnio raz na parę dni, lecz nikt bezkarnie nie rzuca takimi słowami w krasnoluda.
Co więcej jak się potem okazało nie miała racji i dzięki uporowi piwowara w wypełnieniu danego słowa zdołali odkryć jeden z krwistoczerwonych klejnotów oraz kolejne wskazówki. Nie usłyszał ani słowa przeprosin czy przyznania się do błędu ze strony impulsywnej towarzyszki. Galvin nie wspomniał o tym na głos, a gniew swój skierował na nekromantę i rzecz jaką uczynił przeciw jego ludowi.




Przysięga została dopełniona i mogli w końcu ruszyć dalej, bowiem i inne przyrzeczenie, które Galvin złożył samemu Gazulowi, było do wypełnienia. I choć spieszyli się jak mogli nie zdołali dotrzeć przed czasem… przybyli dokładnie na czas… a było to niestety, ale za późno.






Opowieść krasnoluda zakończyła się, a on sam dodał zmęczonym głosem, jakby wszystkie trudy poprzednich wypraw znów osiadły na jego barkach.
- W wyniku tych wydarzeń Herr Wolfgang przejął władanie nad baronią, choć szlachciem był od krótkiego bardzo czasu. Posłał listy z prośbami o pomoc do każdego do kogo tylko mógł. Jedni odpowiadali pustymi grzecznościami, inni nie odpowiadali w ogóle. Jednak trafiło się sporo organizacji i osobistości, które postanowiły naszą wyprawę wspomóc w konkretniejszy sposób. Jednym z nich było polecenie was Mistrzu Severusie. - tu piwowar skinął do ubranego na czarno mężczyzny - Oto nasza historia. Historia pogoni za przeklętym Bragthornem.

Morryta słuchał uważnie co krasnolud mówił. Przysłuchiwał się każdemu słowu, które zostało wypowiedziane. Nie przerwał, a jego twarz przez całą wypowiedź pozostała nieruchoma niczym kamień. Gdy Galvin skończył, kapłan wzrok swój na chwilę utkwił w swojej towarzyszce. Ta jednak milczała, więc gospodarz postanowił wypowiedzieć się:
-Tak doszły nas plotki o potwornym źle. Widać to nie tylko jednak plotki. Powiedzcie czego oczekujecie ode mnie. Choć imię Bragthorne jest dla mnie obce, tak jak sama natura owej istoty, to jednak pewne jest, że księga słowa zawarte w niej przez Thomasa Myxir’a wskazują na Nagasha. Alkanash to kostur, na którym podpierał ten starożytny nekromanta. Dawał mu on moc i siłę. O dziewięciu księgach chyba słyszeliście? - zapytał naiwnie.

Nemroth 12-05-2015 14:49

W odpowiedzi na pytanie krasnolud pokręcił tylko głową.

Czarodziej uważnie słuchał słów krasnoluda, starając sie zapamiętać jak najwięcej z przemowy. Wiedza była kluczem nie tylko do pokonania Bragthorne, ale do wszystkiego. Przynajmniej tak sądził Manfred. W samej jednak historii łatwo było się pogubić. Magiczne klejnoty, kostur, brama i cała ta intryga nekromanty, było tego dużo ale o szczegóły zawsze mógł dopytać Galvina. Alkanash nie kojarzył się czarodziejowi z niczym ale o Dziewięcioksięgu Nagasha coś słyszał. Dzieła poświęcone tradycji czarnoksięskiej uznawane przez łowców czarownic za bluźniercze.
- Chyba dziewięć ksiąg o nekromancji... - odpowiedział kapłanowi z wahaniem ale co innego mógł Nagash napisać. Chociaż Manfred mógł się mylić bo prawda o zawartości tych griumarów wykraczała poza kompetencje takiego laika jak on.

Severus pokręcił głową i zamknął oczy na chwilę. Po chwili otworzył usta i zaczął mówić:
-W czasach gdy Khemri rządził król Khetep, jego pierworodny syn wstąpił do Kultu Śmierci. Ogarnięty rządzą władzy i mocy, zaczął kształcić się w mrocznej dziedzinie magii zwanej nekromancją. Dziewięć Ksiąg jest uwieńczeniem jego nauki, bowiem tam zawarł całą swoją wiedzę, zaklęcia dotyczącą nekromancji. Spisana krwią, jedni mówią że ludzką, a inni że elfią, na ludzkiej skórze oraz spięte krasnoludzkim włosem, księga ta należy do najpotężniejszych i najbardziej zakazanych artefaktów przez Imperium oraz Inkwizycje. Do tej pory powstało wiele replik i kopii tych zbiorów, jednak tylko oryginały zawierają całą wiedzę Wielkiego Nekromanty. Gdy dziewięć ksiąg było w posiadaniu Nagasha, te krążyły wokół niego, zapewniając mu dodatkową moc i potęgę. Po jego śmierci księgi te znikały. Chodziły pogłoski że każdy z jego generałów, a było ich także dziewięciu, zabierał w bezpieczne miejsce aż jego Pan powróci. Wielu uważa, że to w jednej z nich umieścił część swojej duszy. - słowa wypowiadane były powoli, jak mantra*

Niebezpieczna myśl wdarła się w umysł Manfreda. Te księgi były bezcenne, szczególnie oryginały. Ile dobrego mogły przynieść odpowiednio wykorzystane. Gdyby tylko umiejętnie posłużyć się wiedzą Wielkiego Nekromanty dla dobra ludzi, dla dobra Imperium...
- Wielebny czy jest może sposób by zabezpieczyć się przed przejęciem ciała przez tą istotę? Albo metoda wykrycia opętanego? - zapytał czarodziej.

Nastała cisza, która mogła wydawać się, że trwa bez końca. Severus wstał i zaczął chodzić po sali.
-Ciężko mi coś powiedzieć, bowiem nie znam istoty, która umiała by wielokrotnie zmieniać ciało. Przynajmniej tak łatwo, tak prosto. Pierwszy raz mam spotykam się z taką zagadką. Mroczna magia ma wiele jeszcze nieodkrytych tajemnic, lecz być może..ale mówię, że tylko Ci, którzy są obdarzeni wiedźmim wzrokiem mogą dostrzec go. Mroczne wiatry powinny wtedy przenikać jego ciało, wić się wokół niego niczym wąż zaciskający swe cielsko na swej ofierze. Wróg jakiego żeście sobie upatrzyli nie należy do prostych w pokonaniu. - rzekł -Czy można się zabezpieczyć? Człowiek o silnej woli, czystym sercu i prawych przekonaniach z pewnością ma szansę odeprzeć taki atak. Walka bowiem nie jest fizyczna, a ścierają się nasze umysły, dusze. To kim jesteśmy ma znaczenie, bowiem morderca będzie łatwym celem dla takiej osoby. Ci którzy mają chore pragnienia, lub przerośnięte ego będą łakomym kąskiem, bowiem istota ta umie kusić swą mocą i potęgą. Taki ktoś odda się bez trudu. Gdy raz przekroczysz mroczną ścieżkę nie będzie odwrotu z niej. - zakończył siadając.

“Co ten klecha pieprzył?” pomyślał Gomez - “ Wypisz, wymaluj cała nasza banda, zgraja morderców o chorych ambicjach, a przecież Bragthorne przejął najsłabszego z nas i najprawdopodobniej człeka który nikogo nie zabił.”
Choć w pierwszym momencie nożownik nie uwierzył w słowa kapłana, to jednak po chwili pojawiły się wątpliwości, a może zjawa jego żony miała być kluczem do przekabacenia jego duszy.

Manfred pokiwał głową. Podejrzewał że wiedźmi wzrok może okazać się przydatny w w wykrywaniu Bragthorne a słowa mistrza Severusa potwierdziły to. Co prawda jego siódmy zmysł był daleki do poziomu doświadczonych magów ale praktyka czyni mistrza. Będzie musiał pozostać czujny na subtelne zmiany w wiatrach magii a i nawet bacznie obserwować aurę towarzyszy. Za to czarodziej nie był zadowolony z drugiej części wypowiedzi kapłana. Miał nadzieję usłyszeć bardziej precyzyjne wytyczne jak chronić się przed opętaniem. Wiedział że takie myślenie było naiwne ale miał nadzieję usłyszeć o przedmiocie, zaklęciu a może modlitwie która uniemożliwiłaby takie działania nekromancie.
- Ta wzmianka o duszy Nagasha w jednej że ksiąg i Bragthorn wracający do swojego pana, czy to może mieć że sobą coś wspólnego? - zapytał i po chwili dodał - Wielebny czy jest jakiś sposób by go ostatecznie unieszkodliwić?*

-By zniszczyć tak potężną istotę, będzie potrzebne potężne ostrze. Magiczne. Bowiem tylko magia jest wstanie zniszczyć to co nie należy do naszego świata. Czy Bragthorne może mieć coś wspólnego z Nagashem. Zapewne. Co jednak, nie umiem przewidzieć - rzekł kapłan ze smutkiem w głosie.

- Wielebny czy to powinno być specyficzne ostrze? Jakiś określony artefakt? - Czarodziej zastanawiał się gdzie mogli by zdobyć zaklęty oręż. Prawdziwe magiczne bronie jak Runiczne Kły elektorów czy Młot Ghal Maraz były poza ich zasięgiem. Można było zakląć broń na krótką chwilę odpowiednim zaklęciem ale czy taka sztuczka by wystarczyła? Zwracać się z prośbą do kolegium a może do krasnoludzkich rzemieślników wykuwających nasiąknięte magią znaki na przedmiotach?
- Youviel wspominała że Bragthorne ma magiczny sztylet. Może w ostateczności dało by się go użyć przeciwko niemu? - zapytał, choć pomysł był ryzykowny i trudny w realizacji. Wspominając elfkę żałował że jej tu nie ma. Mogła porozmawiać z kapłanem Morra na temat swoich snów.

-Herr Manfred nie powiem Ci, gdyż nie wiem z czym dokładnie macie się mierzyć. To tak jakbyś chciał znaleźć lekarstwo na chorobę, o której nigdy nie słyszałeś, nie miałem z nią doczynienia.. - rzekł ociężale kapłan -Jeśli istnieje tyle wieków jest potężna, więc i broń nie może być lekko umagiczniona. Przesławni Arcymagowie lub prześwietni Kowale Run tworzyli niegdyś potężne bronie, do walki z potężnymi stworami chaosu czy mroku. - zakończył temat.

-Ja na jego miejscu zebrałbym te książki i przejął moc Nagasha. - palnął Gomez ni stąd ni z owąd. Wzrok zgromadzonych dziwnie skupił się na nim, a ten widząc że powiedział coś nie tak szybko próbował ratować sytuację pytaniem - Czy sny ze zmarłymi w roli głównej mogą mieć coś wspólnego z tym przejmowaniem ciała, bo w sumie od czasu odrodzenia tego nekromanty me sny nawiedza zjawa z przeszłości? Tak czy siak szukam remedium na ten problem.

Tu odezwała się kobieta, która rzekła:
-Może tak być, a może po prostu to poczucie winy - jej głos był zimny i ostry. Gomez zaczął mieć wrażenie, że ów kobieta wiedziała coś więcej. Dodała jednak delikatnie już -Nie przejmie nad tobą kontroli, póki nie znajdzie się w Twoim pobliżu. Tylko wtedy będzie mógł dokonać tego. Tak naprawdę Ci, których opętał Bragthorne dali mu na to swoje pozwolenie. Być może istnieją jakieś uwarunkowania, którymi kieruje się owa istota wybierając sobie nowe ciało - rzekła smutno.

- Czyli nie da się odegnać tych snów? - drążył nożownik.

Delia Gregori uśmiechnęła się niemal matczynie i rzekła:
-Myślę że jest. Gdy już chłopcy skończą pozwolisz, że udamy się na mały spacer. Tam sobie spokojnie porozmawiamy. Sądzę, że łatwiej Ci będzie porozmawiać na osobności drogi Gomezie. - głos jej był ciepły i pełen troski. Wstała i powiedziała -Wybaczycie nam. Gomez i ja przespacerujemy się. - gdy wstała wyciągnęła rękę ku nożownikowi, by ten ją podtrzymywał podczas spaceru.

Dziwny wydał się byłemu cyrkowcowi ten gest, ale jak mawiał de la Vega: “trzeba zawsze zachować klasę”. Wzruszył więc tylko brwiami i usłużył kapłance swym ramieniem.

Pipboy79 12-05-2015 22:55

Post wspólny z MG i chłopakami :)
 
Hans Manstein - Sigmar tak chce!



- Nie zdołamy użyć przeciw niemu jego własnej broni, a Bragthorne nie przejmie mocy Nagasha z prostego powodu. - powiedział krasnolud splatając palce dłoni i patrząc z dezaprobatą na Gomeza - Bo czym jest Bragthorne… są tylko dwie opcje. Albo jest istotą stworzoną przez jednego z Generałów i teraz wyruszył do Arabii, gdyż jego pan się przebudził… - tutaj Galvin zamilkł jakby szykując się na wagę słów jakie zaraz wypowie - Albo Nagash powraca po raz kolejny, a Bragthorne jest jednym z jego generałów. Czy znane są ich imiona? Wiadomo coś o nich? - zapytał piwowar Morrytę.

-Lordowie Nagasha.. - Severus wstał i zaczął chodzić powoli kontynuując [/i] - Pierwszym i najpotężniejszym z nich był Arkhan Czarny. Drugim z jego sług był Zahaak Robal zwany też Zahaak Uzurpator i Zahaak Czerw. Kolejni to Heinrich Kemmler i Krell, ta dwójka trzyma się razem. W'soran pierwszy nekrarcha. Virion Ponury o którym praktycznie nic nie wiadomo. Jego imię pojawiało się w starożytnych manuskryptach parokrotnie, ale poza kilkoma zdaniami, nic wiecej o nim nie wiadomo. Ushoran pierwszy ze Strigoi, lecz czy nadal żyje pozostaje tajemnicą. Vashanesh, o którym jeszcze mniej wiadomo. Co do dziewiątego dokładnie nie wiadomo, bowiem tutaj historia wymienia: Dietera Helsnitch, Luthora Harkon, Neferete, Manfreda von Carsteina lub Van Damneg zwany Strasznym Królem.[/i] - skończył wymieniać Mistrz -
O Arhanie najwięcej wie Mistrz Archibald, który spędza większość czasu w naszej Bibliotece, poświęcił mu prawie całe życie studiując jego dzieje. Kemmel i Krell, o nich powinniście pytać raczej Sir Rademunda z Lyonesse, bowiem to jego rodzina starła się z nimi w bitwie pod la Maisontaal Abbey w 2491 IC. O reszcie ciężko coś powiedzieć. Być może brat zakonny Kristof, który obecnie przebywa w Al-Haikk coś może powiedzieć. Wiele informacji o nich zaginęło lub zostało wymazanych z kart historii. Część z nich to plotki, a część z nich to prawda, którą nie każdy chce poznać.
- i zdawało się, że zechce zakończyć swoją długą wypowiedź, lecz dodał na końcu -Pamiętajcie jedno. Każda z tych istot, jeśli żyje, jest naprawdę potężna. Swe istnienie zaczęli nim Sigmar zaczął chodzić po ziemskim padole. Wraz z wiekiem nabywali doświadczenia, siły i mocy. Łączy ich jednak jedno. Oddanie swojemu Panu. Nie wiem czy wiecie, ale to Nagash stworzył wampiry. Tak podają legendy - uśmiechnął się -lecz te zdradziły go kiedyś, więc ten je przeklął. Klątwa rzucona ponad trzy milenia temu nadal ma swoją moc. Do dziś nie mogą chodzić za dnia, bowiem promienie słoneczne spalą je na popiół - lekki chichot wydobył się z ust kapłana, jak by to go bawiło.

Rycerz z wielką uwagą słuchał rozmowy, starając się zapamiętać jak najwięcej. Niemal każdy komentarz ojca Severusa pogłębiał jego wiedzę o nekromancji i dawał nowe spojrzenie na sprawę. Pomimo że obiecywał sobie się nie odzywać to powiedział cicho.
- Jest jeszcze jedna możliwość, chyba najstraszniejsza, że Bragthorne to część duszy samego Nagasha. - przygotował się psychicznie na spojrzenie kapłana i sięgnął do sakiewki po dyspensę.

Kapłan spojrzał na Gottfrieda i pokiwał tylko głową:
-Tak, też tego się obawiam. To by znaczyło, że Nagash odprawił jakiś nieznany do tej pory rytuał, który sprawia, że jeszcze ciężej będzie go pokonać. - smutek w głosie Severusa był aż nadto odczuwalny -I wtedy pojawia się kolejne pytanie, czy rozdzielił swą duszę na dwie czy może więcej części? - zadane pytanie odbiło się echem w komnacie.

Gottfried odetchnął w duchu z ulgą, gdy nie padło pytanie dlaczego się odzywa. Poprzednia uwaga stanowiła efekt czystej intuicji, która teraz również dwała znać o sobie.
- Może na tyle, ile jest tych krwistoczerwonych klejnotów o których wspomniał Galvin? - nagle coś zaskoczyło w jego umyśle. Pewne fakty zaczęły układać się w przerażającą całość.
[i] - Mistrzu Severusie, czy kapłani mogliby się przyjżeć kto przewodzi orkom które szykują się do walk na granicach Imperium? To tylko przeczucie nie poparte żadnymi dowodami, ale… - [i] rycerz zawahał się, a później zaczął wyjaśnienia.- Armie Imperium stoją teraz w pólnocnych prowincjach powstrzymując resztki Armii Chaosu , nie zdąrzą wrócić przed atakiem orków. To mógłby być przypadek, ale w połączeniu z próbą powrotu Nagasha… Czyż nie pała on do Imperium i Sigmara zaciekłą nienawiścią? Jeżeli powróci to jego armie bez problemów opanują osłabiony wojnami kraj. Poza tym dlaczego wampiry wtrąciły się w tę wojnę i powstrzymały armie Chaosu? Może mają zachować Imperium dla swego stwórcy? - Gottfried wiedział że mówi chaotycznie i niemal bez sensu, ale wizja tak olbrzymiego i bezwzględnego planu ledwie dawała się ogarnąć umysłem.

-Jeśli by rozdzielił swoją duszę na czworo trzeba by znaleźć każdy z tych filakteriów i zniszczyć. Młodzieńcze, nikt nie wie kto przewodzi orkom. Chodzą tylko plotki, że to jakiś czarny ork. Inny od reszty, bowiem nie tylko jest silny ale i inteligenty. Szpiedzy nie raz, nie dwa zostali wysłani ale żaden z nich nie wrócił żyw. Odsyłano nam tylko głowy, które zostały nabite na włócznie. Wampiry nienawidzą równie mocno Chaosu co i Nagasha. Jest tylko kilka wampirów, które do dziś uznają go za swojego Mistrza. Panowie nocy nienawidzą go równie mocno teraz co w dniu gdy ich przeklął. Jednak powstrzymanie Chaosu było po prostu ruchem strategicznym, bowiem armia Archaona po zdobyciu Imperium ruszyła by na Sylvanię - padła odpowiedź na pytanie Czarnego Gwardzisty. -Jeśli chodzi o te dziwne kryształy to faktycznie moja wiedza jest skąpa. Być może Kapłan Michelito będzie coś wiedział. Często o tej porze roku dogląda ogrodu. Jeśli już, to on na pewno więcej coś będzie mógł powiedzieć.

- Rozumiem że nekromanta w pogoni za wiecznym życiem sięgnął po najbardziej plugawe środki ale czy jest jakiś powód dla którego Nagash atakuję imperium? Czemu jego celem nie jest Khermi skąd pochodzi? Albo chociażby Arabia do której teraz zmierza to “coś” co ścigamy? No i czy wampiry dalej mu służą? Skoro je przeklną? - zapytał Manfred starając się zrozumieć motywy czarnoksiężnika.*

-Czemu Imperium? Wielki Nekromanta poniósł pod samym Altdorfem największą porażkę. To tam Sigmar Młotodzierżca pokonał go, i sprawił że Korona Czarnoksięstwa nie dostała się z powrotem w jego ręce. Może dlatego, że ten artefakt nadal znajduje się na terenach Imperium. Być może też dlatego, że bardziej od Królów-Liszy nienawidzi ludzi i wszystkiego co żywe - odpowiedź była ironiczna -Arabia. Tam niegdyś była jego siedziba. Głęboko w pustyni znajduje się Czarna Piramida, skąd czerpał swą moc i potęgę. Być może po Nocy Niespokojnych Umarłych wrócił do swojej siedziby, by odzyskać swą potęgę. Nie ma osoby, która by wiedziała co planuje ta istota, bowiem jego zamiarów i planów nie da się odkryć. On nie patrzy na to co jutro, za miesiąc. On patrzy wiekami. Bowiem on ma czas i cierpliwość. Zbiera siły..Tego jestem pewien - odparł na pytanie maga.

Hans słuchał w milczeniu. Nie miał do czynienia wcześniej z czarownikiem którego ścigali i szukali. A i nie był ekspertem od spraw nieumarłych. Choć w toku dyskusji musiał w myślach przekwalifikować kategorię zbiega z “czarownik” na “istotę”. Bo co raz bardziej przypominało mu to polowanie na jakiegoś ducha czy demona który opętuje jedynie kolejne ciało. I z opowieści wyglądało, że dość gładko i sprawnie mu to idzie.

Słuchał jednak zaciekawiony. Najpierw głównie opowieści Galvina bo wreszcie pierwszy raz na spokojnie i w skupieniu mógł usłyszeć całość lub większość opowieści kogoś kto brał udział w starciu z tą istotą. Miejsca, daty, nazwiska jakie się w niej pojawiały dawały dość mętny kołowrót ale wychodziło z nich, że sprawa jest długa, skomplikowana i trudna. W końcu nawet jakiś smok tam się przewinął i to zdaje się on tak poparzył skośnouchą, że wyglądała jak obecnie.

Następnie rozmowy głównie pomiędzy magiem a kapłanem. Jego myśli podążały podobnym torem i nie był uradowany odpowiedziami przeora. Również nazwiska i daty jakimi operowano budziły zastanowienie. Bo tak jak pomyślał, że mieli stanąć przeciw czemu co było starsze niż jego Ojczyzna to ciarki człowieka przechodziły.

- A czy któryś ze wspomnianych generałów tego arcyplugawca o ile wiadomo, posiadał podobną umiejętność jaką reprezentuje zbieg? - spróbował włączyć się do rozmowy chcąc choć zawęzić liczbę opcji jakie mieli do rozpatrzenia. I ta wzmianka o broni na tego arcyheretyka go zaintrygowała. Też spodziewał się jakichś dokładniejszych konkretów. - A ta broń czy inny przedmiot który można by liczyć, ze się go pokona… - zaczął zamyślonym głosem gładząc się po brodzie. - Czy wiadomo coś ojcu gdzie takiej broni czy przedmiotu można by szukać? Chociaż informacji o czymś takim. To chyba jak ojciec mówi, musiałby być potężny artefakt więc chyba powinien jakoś wzbudzać ciekawość uczonych. - zaczął niepewnie zwracając się do ojca Severusa. W tej chwili nie mieli żadnego konkretu ani co to mogłoby być, jak wyglądać ani gdzie to znaleźć czy choćby informacje o takiej rzeczy. A mowa była o obcych miastach, krainach, rasach i mileniach co dawało ogrom poszukiwań prawie równie beznadziejnie wielki jak małą obecnie mieli szansę odnalezienia i rozpoznania tego zbiega.
-Czcigodny kapłanie poza Arkhanem i Heinrichem Kemmler nie wiele wiadomo o reszcie. Ci którzy poznali pełnię mocy, któregoś z jego generałów już dawno nie żyje, i nie ma komu o nich opowiedzieć. Broń. Na południowy zachód od Arabii, niedaleko Cieśniny Rekinów znajduje się Wyspa Czarowników. Tam być może znajdziecie kogoś, kto wam pomoże. Z tego co mi wiadomo Arcymag Raheb Zayir jest potężnym Czarownikiem i należy do Rady Czarodziejów. Także Pałac Czarodzieja Kalifa może okazać się pomocnym miejscem. Kalif Yassar as-Sadat nie koniecznie może należeć do najmilszych osób, ale jest też osobą mądrą i zaznajomioną w sztukach magii. - odparł.
- Kryształów było cztery. Dwa ukryte po krainach, jeden w figurce i jeden za wrotami. Poza zasięgiem Bragthorne’a znalazł się tylko ten, którego odkryliśmy w figurce. Król próbował go rozbić swoim toporem - potężną bronią runiczną lecz ledwie zdołał go zarysować. Jeżeli chodzi o magię, nie mogę nic powiedzieć, jednak jeżeli chodzi o runy… Ponoć istnieją przedmioty ze znakami mocy, których właściwości są ukierunkowane na niszczenie przedmiotów nasączonych magią. - powiedział Galvin drapiąc grzbiet księgi.

Kapłan spojrzał na Galvina i dwóch pozostałych rozmówców i pokręcił głową:
-Wybaczcie, ale takie pytania to powinniście raczej kierować do maga. Ja jestem tylko prostym kapłanem, któremu arkana magii są obce. Moja wiedza jest dość prosta - rzekł z lekkim niesmakiem. Było to bardziej skierowane ku Manfredowi, który w istocie był magiem.

- Tylko głośno się zastanawiam… a co z relikwiami? Czy ich moc jest w stanie niszczyć… filakteria? - zapytał Galvin.

-Być może, lecz może się okazać, że tylko oddech smoka może zniszczyć je - padła odpowiedź, która nie należała do zbyt optymistycznych. -[i]Wszystko zależy od tego czym są owe kryształy. Dobrze by było gdybyście poznali ich historię. Miejsce powstania. Może wtedy będzie wiadome coś więcej. Na razie to tylko przypuszczenia.-Galvinie, a skąd macie pewność, że Bragthorne udał się do Arabii? - zapytał kapłan.*

- Często w swoich pismach wspomina, że wzywa go jego mistrz. Że czuje zew. Również pisze o pustyni, zaś duża część manuskryptów, które miał w gabinecie są zapisane dziwnym pismem, bez wątpienia pochodzącym z egzotycznych krain. Jednak główne wskazówki, które naprowadzają nas na Arabię to notatki Magistra Midena oraz jego ucznia, a szczególnie tego drugiego. Odkrył że Bragthorne jest sługą potężniejszej istoty i zawsze po spełnieniu swojego zadania powraca do Arabii, dokładniej do Krainy Umarłych. Ponadto ostatnimi spisanymi jego słowami przed śmiercią było:
I z południowej przybył krainy
Umarły lecz żywy, przed którym dziewięciu złożyło pokłon
Miłosierdzie mu obce, bowiem śmierć w oczach mieszka jego
Korona na głowie, niczym płomienie zachodu jarząca się
W jednej dłoni dziewięć ksiąg spisanych krwią elfów, i kij zwany Alkanash
Dziewięciu co dary dostali, w służbę wieczną zaciągnęli dług…
Kapłan Grungniego Jordim postanowił odnaleźć informacje o wspomnianym kosturze i w ten sposób odkryliśmy, że sprawa ma związek z Wielkim Nekromantą. Kolejne świadectwo posiadamy od krasnoluda Gubina Nasurssona, który przed wieloma latami miał ukryć jeden z kryształów pochodzący z korony upadłego króla Dwóch Szczytów. Dowiedział się skądś, że kamienie pochodziły z Arabii i że Bragthorne czerpał z nich moc.

Galvin pogładził swoją brodę i jeszcze raz w myślach przywołał wszystkie te wskazówki.
- Arabia jest w tej historii wspominana ze zbyt wielu różnych źródeł, aby mogła zajść pomyłka.

-Tak więc tam musicie się udać. Tam szukajcie odpowiedzi. Brat Kristof on może powie wam coś więcej. Nie łatwo będzie wam znaleźć Bragthorna, jeśli nie wiecie dokąd dokładnie się udaje..- zadumał się kapłan na chwilę.*

Komtur 13-05-2015 11:52

Gdy Gomez opuścił salę wraz z kobietą ta skierowała go w stronę ogrodu. Tam wśród róż, i kruków siedzących na gałęziach Delia rzekła:
-Wiesz, wiedziałam że się pojawicie. Widziałam to w moich snach. Widziałam was wszystkich. Widziałam też Ciebie jak śnisz, choć twe sny były zamazane. Opowiedz mi dokładnie o nich..
- No więc śni mi się moja żona - odpowiedział niepewnie nożownik - Jakby to ująć no najpierw mnie przeprasza, a potem wyznaje że mnie kocha. Później robi się bardziej natarczywa i zaczyna mnie gonić. W końcu mnie dogania i paraliżuje swym lodowatym dotykiem i wtedy się budzę.
-Czemu Cię goni? - padło kolejne pytanie. Ton głosu kobiety nadal był przyjemny i ciepły.
- Bo ja jej nie chcę. Nie chcę jej dotykać, przytulać, być z nią.
-Czemu już nie jesteście razem? - zapytała.
- Przepraszam myślałem że to oczywiste, ona nie żyje - Gomez nie chciał zagłębiać się w szczegóły.
-Nie chcesz do końca powiedzieć o co chodzi, rozumiem - rzekła -Musisz stawić jej czoła. Twoje odrzucenie jej nie może być podyktowane strachem. Zjawy, duchy, widma i upiory karmią się nim. Jeśli ona będzie to czuła będzie wracać. Twoje odrzucenie jej musi być podyktowane czymś więcej.. - zamilkła, i Gomez poczuł jak jej dłoń mocniej zaciska się na jego dłoni. Na razie jednak milczała.
- Wybacz pani ale o pewnych sprawach trudno mówić, zwłaszcza gdy są one bolesne i niezbyt... że tak powiem...no więc stawiają mnie w kiepskim świetle. - Gomez wziął głęboki oddech to było trudniejsze niż myślał - To ja ją zabiłem. W afekcie, gdy nakryłem ją w łóżku z innym mężczyzną.
Nożownik starał się wypowiadać w miarę ładnie i bez wściekłości, którą po tylu miesiącach wciąż czuł gdy myślał o bolesnej przeszłości.
Kobieta milczała przez całą wypowiedź mężczyzny, a jej twarz ani na jotę nie zmieniła się gdy ten wyznawał swoje grzechy. Gdy ten skończył powiedziała tylko:
-Teraz to jasne czemu Cię nawiedza. Widzisz są dwa sposoby byś się jej pozbył. Jeden jest dość prosty lecz wymagający przygotowań, drugi natomiast niebezpieczny. Który wolisz? - zapytała szeptem, choć jej usta delikatnie wykrzywiły się w uśmiechu.
- Wolałbym pierwej poznać w co przyjdzie mi się wpakować. Chociaż przyznam że druga opcja kusi. - odpowiedział cyrkowiec i uśmiechną się wrednie, jakby ryzyko było tym co go najbardziej zadowala.


Kapłanka odwróciła twarz w kierunku Gomeza i rzekła poważnie:
-Cóż. Pierwszy sposób jest dość prosty. Każdego wieczoru musisz wypić napar z tartych buraków. Duszkiem. Następnie trzeba przed snem pociągnąć osła trzy razy za ogon, a pod poduszkę włożyć dwa ziarnka gorczycy. Gdy już będziesz się kładł spać, musisz ułożyć się stopami do północy, a ręce skrzyżowane położyć na klatce piersiowej. W pokoju musisz mieć papugę która umie wymówić po trzykroć imię Morra - rzekła, lecz z każdym słowem było widać, że ledwo co próbuje się powstrzymać od śmiechu. Nie dała w końcu rady zaczęła się śmiać.

- Ha, ha, ha bardzo śmieszne - odpowiedział Gomez skwaszony, ale zaraz mu przeszło i sam też się roześmiał - Swoją drogą nie spodziewałem się takiego poczucia humoru u kapłanki Morra.

Delia wzięła po chwili głęboki wdech i rzekła, tym razem z pełną powagą na twarzy jak i w głosie:
-Będziesz musiał stawić jej czoła. Nie ma innego sposobu. Gdy znów przyjdzie staw jej czoła. Zjawa będzie karmiła się twoimi obawami, strachem, gniewem czy wątpliwościami. Musisz być pewien czego chcesz, twe serce czyste musi się stać. Inaczej je pragnienia w końcu zaczną drążyć. Zaczną siać wątpliwości, a wtedy polegniesz synu Azama. Tak wiem kim był twój ojciec, a jest nim Azam Basam Omeir - rzekła.

- Zaskoczyłaś mnie pani po stokroć - nożownik otworzył szeroko oczy ze zdziwienia, po chwili gdy przetrawił tę wiadomość zapytał - Kim on jest i gdzie mogę go znaleźć?

-W Al-Haikk, tam skąd pochodzi. Widziałam w swoje wizji Miasto Złodziei, jego, a potem twoją matkę z nim. On odszedł, nigdy nie dowiedziawszy się że, po tej nocy z nią zostawił pamiątkę. Ciebie. W ciemnych zaułkach odpowiedzi będziesz musiał szukać, lecz wystrzegaj się mężczyzn, których ramię zdobi symbol czarnej żmii. Śmierć i zagładę przyniosą Tobie i ojcu twemu. Pamiętaj jedno, że jeśli coś zyskasz, coś utracisz. Wszystko ma swoją cenę - rzekła*

- Pani nawet nie wiesz jak mnie uradowałaś - Gomez chwycił jej dłoń, którą następnie ucałował - Niemożliwe jest więc by ten łotr Bragthorn był moim ojcem, jak sugerował w pismach?
Gomez raczej to stwierdził niż zapytał, ale mimo to oczekiwał od kobiety potwierdzenia.
Kobieta uśmiechneła się i dotknęła czule policzka mężczyzny:
-Bragthorne nie mógłby być twoim ojcem. Ach głuptasek. Musiałeś coś opacznie zrozumieć. Czy jest coś o co byś chciał zapytać? - rzekła dodając -Jednemu z was mogę wywróżyć przyszłość. Nie będzie ona zbyt jasna, zbyt czytelna zapewne lecz tyle mogę zrobić. Czasem widzę różne rzeczy, lecz ten prezent może być skierowany tylko do jednego z was. Jako że jesteśmy tu teraz sami, czy chcesz być tą osobą? - zapytała.
- Nie wierzyłem nigdy we wróżby. Czy wszystkie nasze czyny są zapisane? Nie mamy własnej woli? Smutne by to było.*

-Wróżby mówią co może nas spotkać, ale nie znaczy to że się spełnią. Każdy ma swoją wyznaczoną ścieżkę, ale czy nią podąży, czy zawróci a może obierze inną zależy od nas samych młodzieńcze. - odpowiedziała z lekkim uśmiechem na ustach, i radością w głosie -Wróżby odsłaniają często to co ukryte, lecz nie mówią wszystkiego. To tak jakbyś grał w kości, i choć znasz trzy pierwsze rzuty, czwarty pozostaje tajemnicą. A w końcu ten ostatni rzut może zmienić wszystko - podsumowała.

- Niech i tak będzie. - odpowiedział Gomez - Wróżba więc dla mnie lub mojego ojca. Hmm… Niech więc los zadecyduje. Dla mnie rewers
Nożownik wyciągnał monetę i rzucił ją w powietrze. Moneta upadła na dłoń ukazując…reszkę.
Kapłanka wzięła dłoń Gomeza i zacisnęła ją w swoich dłoniach. Nożownik przez chwilę czuł ciepło jej rąk, by po chwili zimny dreszcz przeszedł po jego ciele. Głos Delii był cichy niczym szept;
-Nadchodzi czas, gdy trzy życia będziesz trzymać w swoim ręku. Trzy które łączysz i splatasz je Ty. W mrocznych zakamarkach odnajdziesz utracone dziedzictwo, lecz zapłata za nią krwią się odbędzie. Krew jego przelejesz, a on Twoją nim go odnajdziesz. Życie za życie, śmierć za śmierć. Odwieczne prawo natury, której praw nie wolno łamać.
W mrokach nocy, w głębokich lochach pogrążony w letargu Bóg czeka. Bacz by pozostały zamknięte, inaczej na Lazurowy Tron spadnie ciemność i mrok. Koniec końców utracisz coś, by zyskać coś innego.
- głos jej przy każdym wypowiadanym słowie mroził Gomezowi włosy na skórze. Szept niczym mroźny, północny wiatr zdawał się opatulać nożownika, sprawiając że na chwilę jego serce zatrzymało się.
Gdy kapłanka skończyła zaczęła kasłać, a z jej oczu poleciały łzy. Gomez musiał ją przytrzymać by nie upadła. Czuć było jak osłabła.
-Nie mów o tym Mistrzowi Severusowi. Nie pochwala tego co robię, ani mojego daru. Dla jednych jest błogosławieństwem, a dla innych przekleństwem. A teraz uśmiechnij się młodzieńcze, bo słońce wysoko świeci. Kruki dziś nie będę miały swojej uczty. Czas wracać do Twoich towarzyszy. Po co nam jeszcze plotki - szturchnęła go delikatnie w bok, nie puszczając jednak jego ręki.

Prowadząc kapłankę pod ramię, wrócili razem do sali spotkań. Towarzysze też zebrali już informacje, ale okazały się niepełne trzeba było skonsultować się z dwoma kapłanami-specjalistami.

Kerm 13-05-2015 13:52

Pozostała jeszcze jedna rzecz do zrobienia. Poczynić przygotowania do podróży. Beczki z wodą, suche porcje żywności, wino, spirytus, czy nawet porządna mapa Arabii się trafiła. Wszystko to trwało bardzo długo, bowiem negocjacje zdawały się nie mieć końca. Najemnicy chcieli jak najtaniej, a kupiec jak najdrożej. Co było oczywiste. Zmęczeni, spoceni ruszyli powolnym krokiem ku gospodzie, gdy nagle dobiegł ich głos jakiegoś mężczyzny.
-Pane, Pane...pozwól no tu do mne. Interes. Dobly inteles - zaczął machać, w kierunku Lotara, dziwny mężczyzna. Ubrany był w dość zwiewne szaty, a na głowie miał turban, w którego wpleciono dziwne, kolorowe pióra. Na palcach rąk miał mnóstwo pierścieni, sygnetów które mieniły się różnymi kolorami. Przy pasie miał przyczepione sakiewki, i sztylet z pozłacaną rękojeścią. Za ów dziwnym kupcem stał wysoki namiot, który zdawał się ciągnąć na kilkanaście metrów. Wejścia do namiotów pilnowało dwóch ciemnoskórych mężczyzn. Byli rośli, umięśnieni a ich miny mówiły jasno i prosto. Bez zgody szefa nikt do środka nie wejdzie.
Mężczyzna machał energicznie i zawzięcie. Uśmiechał się przy tym cały czas, a jego oczka mu dziwnie błyszczały.

Lotar miał uczucia co najmniej mieszane. Wszystko wyglądało dosyć kusząco, ale kuszące oferty zwykle kończyły się stratą znacznej ilości złota.
- Chodźmy zobaczyć - powiedział w końcu do towarzyszących mu osób.
- Wiesz coś o tym kupcu? - zwrócił się znacznie ciszej do ich młodego przewodnika.

Karl zmierzył kupca lodowatym spojrzeniem. Nie podobał mu się ten cały przepych, karnacja, czy nawet broda, o piórkach w dziwnym nakryciu głowy nie wspominając. Ten człowiek wyglądał bardziej na jakiegoś wyznawcę Pana Rozkoszy niż na porządnego człowieka…
- Nie podoba mi się to… - mruknął cicho do swoich towarzyszy kładąc rękę która spoczywała na sztylecie tym razem na jednoręcznym khazackim młocie bojowym. - ...śmierdzi mi podłym kultystą.

Antonio spojrzał bacznie na kupca i rzekł:
-Czasem go widujemy. Hassan, tak chyba ma na imię. Często podróżuje do Arabii, i przywozi stamtąd różne cuda. Do tanich nie należy, ale nikt nigdy na niego się nie skarżył - padła odpowiedź chłopca.

- Nie wiem czy opłaca nam się przepłacać… - stwierdził cicho, prawie że pod nosem Karl po czym zwrócił się do młodej kobiety. - Eleno.. co myślisz?

No to trochę zarobili. Trochę, to mało powiedziane. Dla Eleny kwota ta była ogromna. Nie potrafiła nawet ogarnąć, co z taką kwotą mogłaby zrobić. Sama nie mieszała się w interesy. Obserwowała zebranych i okolicę. Na uwadze miała nie tylko dzieciaka, ale też i kupca. A kiedy wyszli z namiotu, zwróciła się do Karla cicho.
- Rozumiem, że wracamy? Z takimi pieniędzmi, to strach chodzić.. - Elena to powiedziawszy podrapała się po głowie, wyglądała na trochę zakłopotaną. Co jak co, ale tyle pieniędzy to pewnie przez całe swoje dotychczasowe życie nie widziała i nie zobaczy.
Tak przeszli kawałek, kiedy zaczepił ich kolejny kupiec. Zaczepił mężczyzn. Elena zatrzymała się i wgapiła się w dziwaka swoimi różnokolorowymi oczami. Zanim odpowiedziała Karlowi, zaglądnęła do chłopaczka.
- Co może nam zaoferować i dlaczego sam nas zaczepia?
A potem, nadal gapiąc się na kupca i na to, co się dzieje dokoła nich, rzekła cicho do Karla tak, by tylko on słyszał.
- Chyba czuć od nas na kilometr złotem..

- Zły znak… - stwierdził cicho Oprawca. - ...lepiej wracać do karczmy. Masz rację moja droga.

Kupiec widząc że klienci są średnio zainteresowani sam podbiegł do nich. Ukłonił się nisko i rzekł radośnie.
-Accoglienza, Vieni con me - widząc że nic nie rozumiecie powiedział w Reikspelu -Witajcie, witajcie. Chodźcie ze mną. Chodźcie. Hassan ma najlepsze towary na rynku. Najrzadsze i takie które potrafią ..- tu puścił oko do Eleny - podbić serce nie jednej damy - wskazał ręką namiot.

Były cyrulik spojrzał kątem oka na reakcję Eleny po czym zwrócił się do handlarza.
- Pochodzicie z Arabii? Czy często tam bywacie?

-Panie urodziłem się w Copher, na dalekim zachodzie Arabii. Oj czy często tam bywam. No jak tylko interes pozwoli. No chodźcie, a nie będziemy tak stali na ulicy jak panie czekające na klientów. Jeszcze kto nas okradnie. A w cieniu namiotu spokojnie porozmawiamy o interesach - rzekł i dał znak ręką by najemnicy podążyli za nim. Sam już ruszył do namiotu, nie czekając co zrobią potencjalni kupcy. Być może wolał sam doglądać swojego dobytku. A może wolał siedzieć po prostu pod swoim “dachem”.

- Ja tam droga nie jestem... - Elena wyraźnie się zawstydziła. Włożyła ręce w kieszeń, uśmiechnęła się nieznacznie i wzruszyła ramionami. Spojrzała na Karla. Wcześniej gapiła się na kupca. Oczko, jakie puścił do niej, zostało zauważone. Dziewczyna, niestety, inaczej odebrała znaczenie tego gestu. Jak była mała, niejeden raz osoba puszczająca do niej oczko robiła to tylko po to, żeby ją wykorzystać, albo pod płaszczykiem fałszywego zainteresowania ją oskubać. Temu mężczyźnie co prawda trochę inaczej z gęby patrzało, ale Elena nauczona swoim doświadczeniem, wolała trzymać dystans.
- Poza tym nie kupimy tu ani strzał ani wina czy innych rzeczy, które mamy na liście - pociągnęła wątek. Mówiła spokojnie i normalnym tonem głosu tak, jakby obwieszczała, że właśnie pada. - Ale to już jak chcecie - tu pociągnęła nosem, co było bardzo niekobiece i wyszczerzyła się do Karla i Lotara - serca dam same się nie podbiją. Kimkolwiek one są.. - ostatnie zdanie mruknęła sobie pod nosem.

- No to spróbujmy na początek podbić twoje serce, Eleno - uśmiechnął się do niej Lotar. - Wszystkie pachnidła Arabii... czy jak to było - zacytował fragment jakiegoś poematu. - A poza tym, że, być może, kupimy jakieś drobiazgi, warto by o Arabii porozmawiać. Nigdy cię nie interesowało, co się dzieje w dalekich krainach? A tu proszę... Nie jakiś podróżnik, co być może dalej niż za miedzą nie był, a bajki opowiada o stronach odległych, ale człowiek, co stamtąd przybył.

Karl puścił mimo uszu uwagę Lotara i szybko zmienił temat.
- Możemy go przegadać i dowiedzieć się czegoś o Arabii… - stwierdził cicho tak by handlarz nie słyszał - ...ale nie widzę sensu kupować u niego. Po co przepłacać skoro tam ruszamy? Choć mi się to nie podoba… ten kupiec...
- Właśnie… zapomniałem wcześniej podziękować Tobie Eleno.. - powiedział do dziewczyny oprawca ze szczerym uśmiechem patrząc jej w oczy - ..gdyby nie Twoja wycena nie dostalibyśmy dobrej ceny. Masz oko... nauczysz mnie Twojego sekretu?

- Że moje? Ale po co? - spojrzała zaskoczona na Lotara. Potem poczuła, jak policzki jej pąsowieją. Przypomniała sobie pewną rzecz. To na tym by to wszystko polegało? - Jemu nic nie dolega - odpowiedziała jeszcze, zbita z tropu. W chwilę później swoją cegiełkę dołożył Karl, dziękując jej tak oficjalnie za nic. Dziewucha skuliła się sama w sobie, ręce nadal miała wepchnięte w kieszenie.
- To nic takiego... Po prostu patrzę i widzę.
Elena przestąpiła z nogi na nogę. Poczuła się niepewnie w tej chwili. Spojrzała do namiotu, jakby wyczekiwała tego, aż drużynnicy wreszcie zajmą się rozmową z kupcem, a ona sama będzie mogła złapać oddech.

- Eleno, uśmiechnij się - powiedział Lotar. - Nie... - Ściszył głos, tak by tylko dziewczyna to słyszała. - Nie przejmuj się aż tak tym, co mówimy. Pewnie nieraz usłyszysz komplementy na swój tema, tudzież żartobliwe zaczepki. Za to jak cię ktoś obrazi, to od razu walnij w łeb i spokój.
- Jestem pewien - dodał normalnym już tonem - że mistrz Hassan znajdzie w swoich skrzyniach coś godnego twej urody.

Karl roześmiał się gromkim śmiechem widząc wyczyny swojego towarzysza.
- Daj dziewczynie wytchnąć amancie. - powiedział z uśmiechem - Mamy misję do spełnienia, a tobie jed… -spojrzał w niebo milcząc by po chwili się znowu odezwać - ...ale lepiej wracać do karczmy. - tu powiedział już ciszej - Mamy za dużo gotówki przy sobie. Jak ją zdamy możemy wrócić.

Lotar pokręcił głową, nie mogąc uwierzyć w głupotę Karla. Chyba ze przez tamtego przemawiała zazdrość.
- Nic nam nie szkodzi usiąść i pogadać o interesach - powiedział. - I nie tylko, bo przecież nie od omawiania interesów rozmowy zaczynać wypada. A to, że nie chcesz uroczej dziewczynie prezentu kupić, ze stron dalekich, źle o tobie świadczy.

- Możecie już przestać, proszę? - Elena zapytała dość cicho swoich kompanów. - Kupiec czeka. Ewentualnie wracajmy do karczmy… - Widać było po dziewczynie, że nie bardzo chciała być w centrum rozmów dwóch mężczyzn, najwyraźniej ją to krępowało. Jeszcze by brakowało tego, że i ten kupiec zacznie swoje. Szczęśliwie na ten moment oddalił się od drużynników.

Karl był wniebowzięty i uśmiechnięty.
- Prezent ze stron w które zmierzamy? - zapytał retorycznie Lotara po czym spojrzał ze zrozumieniem na dziewczynę - Popieram powrót do karczmy. Może weźmiesz sakwę, a ja będę robił za ochroniarza?

- Chcesz, to idź. - Lotar zwrócił się do Karla. - To jest nasze potencjalne źródło informacji, a ty jakoś nie chcesz tego zauważyć. Mam nadzieję, że wy zostaniecie ze mną i podsuniecie mi jakieś ciekawe pytania. - Zwrócił się do pozostałej dwójki.

Elena popatrzyła na Lotara i Karla. Pokręciła głową ze zrezygnowaniem. Grzebała w międzyczasie coś w torbie. Chowała pieniądze, które przy sobie miała. Tak na wszelki wypadek. A że torba miała podwójne dno, to i na pierwszy rzut oka wszelkie skarby w niej schowane nie były widoczne.
- Nie każmy czekać kupcowi, bo zaraz się na nas wypnie... - burknęła cicho i weszła do namiotu.

- Wiesz dobrze Lotarze, że ja tu jestem od ochrony kasy - stwierdził krótko Karl. - Kupca mogę nie lubić coś w nim nie tak jest. Mam zadanie do wykonania, więc idę z Tobą.

Jaracz 13-05-2015 15:14

Gdy najemnicy udali się do Mariasole del Pierro, ta akurat opierdalała aż zdrowo jakiegoś kupca. Sprawa wyglądała na dość błahą, bowiem według Pani kapitan trunek dostarczony przez merchanta, nadawał się do czyszczenia wychodka a nie spożywania przez jej załogę. Kapitan trzymając jakąś słomę w ustach klęła niczym szewc, aż kupiec zrobił się czerwony na twarzy. Wszystkiemu przypatrywały się załogantki Pani Kapitan, które wszystkie bez wyjątku były kobietami. Sama Mariasole była całkiem niczego sobie kobietą. Może nie była tak wysoka jak elfka, czy posturna jak Laura, ale miała w sobie coś, co sprawiało że czuło się przed nią respekt. Jej długie, lekko rudawe włosy opadały jej aż za ramiona, idealnie pasowały do jej piegowatej twarzy. Na nogach miała wysokie, podkute buty, a przy pasie rapier. Cały jej strój był dość dziwny, bowiem takie ubiory nosili głównie admirałowie w Imperialnych flotach.
W końcu kupiec zniknął zagniewanej kobiecie sprzed oczu i ta mogła zając się interesantami. Otworzyła butelkę wina zębami, i wypluła na ziemię korek. Następnie pociągnęła z butelki solidny łyk, i przetarła usta rękawem.
-No no..Szczury lądowe widzę.. W czym mogę pomóc? - padło pytanie

Konkretna kobieta. Wolf dopóki nie spotkał Youviel niespecjalnie poważnie traktował kobiety zajmujące się męskimi sprawami. Nie spotkał żadnej, która by pozwoliła mu myśleć inaczej. Zaś elfka to elfka. Inna kultura i inna zaradność. Dlatego też rycerz był zadziwiony zachowaniem Mariasole. Zadziwiony i pod wrażeniem. W jego jedynym oku błysnęło uznanie.
- Jestem sir Wolfgang de Louis. Szukamy transportu do El-Haikk - postanowił od razu wyłożyć sprawę. - Dwanaścioro osób. Słyszeliśmy że możecie mieć miejsce na statku.

-Witajcie Panie - kobieta wskazała krzesła -Kiedy byście chcieli wyruszyć i jak duży bagaż macie ze sobą? - zapytała pociągając kolejny łyk z butelki.

Wolf usiadł na krześle nie spuszczając wzroku z twarzy kobiety. Było w niej coś przyciągającego uwagę, ale rycerz nie wiedział dokładnie co.
- Zależy jak długą podróż przewidujecie. Raczej dobytek, który można wziąć na plecy. Koni raczej ze sobą nie weźmiemy - rzekł nauczony już poprzednią rozmową. - Chyba że jesteście w stanie przewozić żywy inwentarz na swoim… - zerknął na statek. - okręcie.

-Podróż potrwa zapewne około dwóch tygodni. Wszystko w zależności od sytuacji na morzu. Konie na statku...oj chyba że lubicie koninę jeść. Nie przetrwają takiej podróży raczej, chyba że macie konie przyzwyczajone do takiego transportu. Koszt transportu myślę że około 15 złotych koron ode łba oczywiście. Mogę dać 3 kajuty. Każda pomieści spokojnie cztery osoby. Także lekki dobytek nie bedzie problemem, bo statek posiada ładownie. Uzbrojenie także jeśli się o to chcecie zapytać Panie - rzekła z uśmiechem, dodając -ale uprzedzam o jednym. Jeśli któryś z pasażerów zacznie zaczepiać moje załogantki, i będzie zbyt natarczywy, nie odpowiadam za to co może się stać. Rozumiemy się, prawda? - zapytała.

- Jak rozumiem, potrafią o siebie zadbać? - to było raczej stwierdzenie niż pytanie. - Nie będziemy sprawiać kłopotów, jeśli same nie będą zaczepiać. Może tak być?

-Myślę że to uczciwy układ. Jeśli chodzi o nasze bezpieczeństwo to 12 armat na każdej burcie, powinno je zapewniać. - uśmiechnęła się szeroko i wzięła kolejny łyk z butelki.-Kiedy chcecie wyruszyć? - zapytała

Wolf pokiwał głową. Kobieta mu zainponowała. Na statkach się nie znał, ale siłę dwunastu armat znał i widział.
- Jutro. Dacie radę to zorganizować? Zależy nam na czasie.
Spojrzał na butelkę, którą co chwila przechylała. Ciekaw był jakim trunkiem raczą się kapitanowie.

-Tak dam radę. Zaraz ruszę dziewczyny by przygotowały łajbę do drogi. - rzekła, podając butelkę [z winem] Wolfowi - To co, za ubity interes?*

Wolf uśmiechnął się. Kobieta coraz bardziej mu odpowiadała. Przyjął butelkę, ale jeszcze nie wypił.
- Zanim dobijemy interesu, rzeknijcie mi kilka rzeczy. Często pływacie do El-Haikk lub w okolice?

-No w tym roku to będzie trzeci czy czwarty kurs w stronę Arabii - padła konkretna odpowiedź, i Mariasole dała znak że czeka na kolejne pytanie.

- Jakie zagrożenia, poza niesprzyjającą pogodą, mogą nas czekać? Słyszałem że w okolicy panoszą się piraci, ale czy coś jeszcze?
Był też ciekaw czy kobieta jest przesądna. Nie podejrzewał jej o to, skoro pluła na przesądy dotyczące dziewki na statku, ale to pytanie mogło chwilę poczekać.

-Piraci. To najmniejszy problem. Gorzej jeśli trafimy na Czarne Arki, lub statki Królów-Liszów. Morskie potwory. Syreny. Morze pełne jest niebezpieczeństw - zaczęła wyliczać -No ale Zeffiro to nie tylko statek. To Galeon, więc Herr Wolf uszy do góry. To nie pierwszyzna dla mnie i mojej załogi - odparła ze szczerym uśmiechem na ustach.
Wolf kiwnął głową. Zrezygnował z ostatniego pytania. Najwyżej za tydzień będą się modlić cały dzień, aby bogowie patrzyli łaskawie w Noc Wiedźm.
- To rzeknijcie jeszcze kogo mogę zapytać o Arabię. Na pewno macie jakiś znajomków czy kupców, którzy powiedzą mi czego mogę się spodziewać na miejscu i jak się przygotować na tamtejsze warunki.

-Są dwa miejsca, które mogę polecić. Na Targu jest niejaki Hassan, który często bywa w tych dalekich krainach, i jest jeszcze Arif Aris Faruq, którego również można spotkać w tamtych okolicach. Jeśli nie to możecie go znaleźć w tawernie “Pod upadłym bykiem” ale wtedy liczcie się z tym że albo będzie pijany, albo będzie dążył do tego - odpowiedziała.

- Zatem za ubity interes. -Wolf przepił do Mariasole i wychylił większy łyk wina. Oddał jej butelkę. - Będziemy tu jutro tuż przed wschodem słońca. Umową i zapłatą zajmie się dom kupiecki Jaeger. Dopilnuję by stało się to przed naszym wypłynięciem. Najpewniej jeszcze dzisiaj.

Pani Kapitan wstała i podała rękę Wolfowi.
-No to jesteśmy dogadani. Pogadam sobie z Verratim i już z nim załatwię wszelkie formalności. Aleksander i ja się dobrze znamy. Z młodszych, bardziej burzliwych czasów - usmiechneła się, kokieteryjnie poprawiając włosy.

Wolf uśmiechnął się i już nie wnikał co to za znajomość.
- Bywajcie zatem. Do jutra.
Wstał i skierował się wraz z towarzyszkami z powrotem do domu kupieckiego. Trzeba było powiadomić zarządcę.

Asderuki 13-05-2015 15:35

Youviel postanowiła zostać i porozmawiać jeszcze z kapitanem. Był może i ekscentrykiem, ale kiedy to ona miała okazję ostatnio rozmawiać z innym elfem? Poza tymi z jej klanu żadnego nie spotkała do tej pory. Gdy Wolf wraz z Laurą zniknęli elfka spojrzała i uśmiechnęła się.
- Mam nadzieję, że jeszcze zechcesz ze mną porozmawiać? - zapytała w eltharin znacznie grzeczniej niż kiedy byli obok ludzie.

Efl poczekał spokojnie aż ludzie odejdą i wtedy zwrócił się do niej również w elfickim:
- Oczywiście. Wybacz jeśli Cię uraziłem moim wybuchem radości. Czasem zapominam, że ludzie są tak rózni od nas - rzekł z uśmiechem na ustach.

- Szczerze wątpię abyśmy skorzystali z twojego wspaniałego statku. Nie umiem sobie wyobrazić ich czyszczących buty. Zdecydowanie przydało by się im wszystkim. Mnie również. Masz coś abym mogła je wyczyścić? Bardzo chciała bym zobaczyć twój statek - elfka przeniosła wzrok z kapitana na okręt. Powoli wznosiła wzrok aż zatrzymała się na szczytach masztów.
- Nie miałam okazji oglądać takiego cudu, a podejrzewam że nie dane mi będzie nim nasycić oczu kolejny raz - ściągnęła czepiec odsłaniając karygodnie krzywe kasztanowe włosy. W porównaniu z stojącym obok młodym elfem wyglądała jak grudka ziemi koło pięknego klejnotu.

Cóż. Oczywiście. Podał Youviel szmatkę, i gdy była gotowa wskazał jej drogę na pokład. Oboje więc ruszyli w kierunku drewnianej kładki, która zaprowadziła na pokład statku. Ten, już na pierwszy rzut oka, był inaczej zbudowany niż ludzkie. Drewno, którego użyto nie wydawało się być tak toporne i twarde, lecz idealnie ze sobą połączone. Pięć wysokich masztów, na których to łopotały żagle, zdawały się że idą wysoko ku niebu. Dziób statku także był inny, niż dotychczas elfka widziała. Ludzkie słowa nie oddały by perfekcyjności tej konstrukcji, i łowczyni o tym wiedziała. Pod podkładem mieściły się dwa poziomy. Pierwszy służył jako miejsce dla wioślarzy, którzy w razie słabych wiatrów mogli by użyć swoich długich, wąskich wioseł, które choć były może mniej twarde od ludzkich, to jednak ich praktyczność była nie podważenia. Najniższy pokład to były kajuty kapitana, marynarzy i dla gości. Także niewielka komora na towary spokojnie by wystarczyła by przewieźć kilkadziesiąt beczółek wina. Gdy już powrócili na pokład elf rzekł:
- Tak oto prezentuje się Królowa Mórz - w jego głosie brzmiała duma i odrobina pychy.

- Jest piękna - Youviel przyznała kapitanowi rację. - Ale i szybka, a nam zależy na czasie… Powiedz mi potrafisz mi powiedzieć co się dzieje na świecie? Bywasz w wielu miejscach to i pewnie wiesz więcej niż ja.

- W Arabii obecnie panuje cisza przed burzą. Coś się zaczyna dziać i plemiona Nomadów coraz częściej łączą się, bowiem karawny podróżujące na wschodzie coraz częściej znikają bez wieści. Handel mimo to kwitnie, tak samo jak poezja i kultura. Miasta przeżywają obecnie prawdziwy renesans, bowiem kwitną i bogacą się. Sułtan Khalid ibn Abd al-Sharif trzyma mocno w garści pozostałych kalifów i Emirów. W miastach można spotkać przedstawicieli róznych kultur, wyznań i narodowości ale tam życie toczy się dość monotonnie. Prawo jest święte i lepiej go nie łamać. Im dalej na pustynię tym życie staje się cięższe i pełne niebezpieczeństw - rzekł treściwie elf -Co do innych krain dawno nigdzie nie zaglądałem przyznam się, choć jeśli Wy nie skorzystacie z mojego statku, zapewne w ciągu dwóch dni wyruszę do Lustrii. Podobno otwarto nowy szlak handlowy..Nowe możliwości.. - na chwilę zadumał się elf.

- Rozumiem… gdybym chciała sama popłynąć do Arabii na twoim statku ile by to mnie wyniosło?

- Sama. Za darmo myślę nawet. W końcu obowiązkiem moim jako kapitana i elfa jest pomagać swoim pobratymcom. Jeśli chcesz możemy nawet omówić przy wspólnej kolacji szczegóły takiej podróży? - zaproponował -Chętnie bym Ci pokazał swoją kajutę nawet - uśmiechnął się od ucha do ucha.

Youviel spojrzała nieco zaskoczona na kapitana. O ile wcześniej jej wzrok był neutralny teraz przepełnił się smutkiem.
- Dziękuję. To jest tylko czcza zachcianka. Nie mogę ich zostawić. Poza tym… obawiam się, że nie tylko moje ciało uległo zniszczeniu Elradonie - ujęła jego gładką dłoń w swoją i pochylając się w ukłonie złożyła krótki pocałunek.
- Życzę ci pomyślnych wiatrów i owocnych targów. Proszę bądź ostrożny w swych podróżach. Nie jest nas wielu. - to były słowa pożegnania na jakie zdobyła się kobieta zanim zamierzała odejść.

Elf przyjął jej pocałunek z uśmiechem na ustach. Nie puścił jej ręki od razu, tylko rzekł;
- Rozumiem. Życie. Przyjmij więc ode mnie ten mały prezent - gdy puścił jej dłoń, wyjął z kieszeni chustę. Była ona ręcznie szyta, i było widać że materiał również nie należy do byle jakich.
- Mam nadzieję, że znajdziesz to czego szukasz - rzekł na pożegnanie.

Youviel przyjęła prezent z wdzięcznością.
- Wiem, że znajdę. Kurnous mi świadkiem - w oczach elfki zatańczyła niebezpieczna iskra.
- Bywaj w zdrowiu Elhadronie Amatieil. Niech ci bogowie sprzyjają - po tych słowach założyła czepiec na głowę i opuściła statek.


Wolf wyminął grupę tragarzy i ujrzał zmierzającą ku nim Youviel. Widać już wcześniej ich wypatrzyła. Zastanawiał się o czym mogła rozmawiać z elfem na osobności. Im dłużej nad tym rozmyślał, tym mniej mu się to podobało i nawet resztki rozsądku podpowiadające, że pewnie chciała pogadać po prostu z kimś ze swojej rasy, nie pomagały w ocenie sytuacji. Stąd też nie mógł się powstrzymać i powitał ją tylko mruknięciem.
Youviel nie przejęła się zachowaniem Wolfa. Nie raz coś mu psuło humor i był mrukliwy.
- Jak poszły rozmowy? - zapytała tylko. Właśnie poprawiała zawiniętą na łuku delikatną czarną chusteczkę.
- Płyniemy z Mariasole - machnął ręką. - Ma duży statek obsadzony działami. Muszę przyznać, że robi wrażenie.
Nie odwracał spojrzenia od chusteczki. Zastanawiał się czy ja kupiła, czy też otrzymała od tego elfa.
- To ta załoga pełna kobiet? - zapytała zaraz sobie jednak przypominając. A więc jednak ma jej już dość.
- Ile czasu ma płynąć?
- Twierdzi że dwa tygodnie - w głos Wolfa wdało się lekkie zwątpienie, ale nie z uwagi na czas podróży, a na wzmiankę o załodze pełnej kobiet. - Z tymi kobietami to sam nie wiem. Nie pytałem czy cała załoga to dziewki.
Sam już nie wiedział czy taka informacja padła z ust kapitan.
-Ustaliliśmy że jeśli one nas nie będą zaczepiać, to my ich też nie… ugh.
Nagle zdał sobie sprawę, jak to źle zabrzmiało.
- Dwa tygodnie powiadasz? To wolniej niż statek Elhadorna - Youviel nieopatrznie użyła imienia elfiego kapitana. - Wydawało mi się, że zależy nam na czasie.
- Elh… - Wolf zmrużył oko. - No tak. Przecież rozmawialiście… dość długo - nie omieszkał zauważyć lodowatym tonem.
-Nie aż tak. Długo was szukałam. Miło było porozmawiać nieco w swoim ojczystym języku. Chociaż chwilkę - Youviel nie umiała nie podkreślać swojej niezależności. To, że z nim była nie oznaczało od razu, że będzie chodzić przywiązana do niego jak zwierze.
- Zakładając, że zdecydowałeś się na statek Mariasole musiała ci przypaść do gustu - spojrzenie zarówno jak i ton dorównywały chłodem.
Wolf kiwnął głową. Przytaknął nieświadomy ładując się w pułapkę niczym ufna mysz która połasiła się na kawałek sera. Nie widział jeszcze zagrożenia jakie na niego czyhało. Na razie był zaślepiony swoimi spostrzeżeniami.
- Przypadła. Choć mówi prosto to jest konkretna. No i tak jak rzekłem, ma działa w takiej liczbie, że raczej nie będziemy się musieli obawiać piratów.
Elfka chwilę milczała patrząc na Wolfa z góry.
- To dobrze. Będziecie mogli sobie porozmawiać ile chcecie. Nie będę się wtrącać- odparła zeźlona kobieta. Tak łatwo jej było się teraz zezłościć.
Pułapka się zatrzasnęła. Mysz pisnęła i mogła się tylko miotać. Na nieszczęście metalowa obręcz nie złamała jej karku.
- Co ty pieprzysz za głupoty? - Wolf się również zezłościł. - O czym ja mam z nią niby rozmawiać?
- Niby skąd mam wiedzieć? Nie było mnie przy waszej rozmowie. Zamiast tego dowiedziałam się co się dzieje w Arabii jeśli w ogóle cię to interesuje.
Na nieszczęście pułapki była ona zardzewiała i nie domknęła się.
- Właśnie widzę… - mruknął rozeźlony nie na żarty Wolf uderzając w zwisającą z łuku chusteczkę. - Mnie tu ciągnie Wół Gnuthusa…. a nie można się oddalić na krok, żeby ktoś się do ciebie nie przystawiał.
Elfka cofnęła się jakby dostała siarczysty policzek. Zaraz jednak złapała Wofla za fraki i przybliżyła do swojej twarzy.
- To był pierwszy elf jakiego widzę od czasu zagłady całego mojego klanu - wycedziła jakby tłumacząc wszystko.
Obok pułapki zjawił się kot i z zainteresowaniem patrzył jak mysz próbowała się wymsknąć z zardzewiałej pułapki. Dla pewności położył na gryzoniu łapę, a drugą zaczął leniwie oblizywać… jak gdyby nigdy nic.
Wolf złapał elfkę za nadgarstek.
- Litości… - jęknął. - To tylko pretekst, prawda? Najpierw Milano, potem Lotar, a teraz Elh… kurwa nie potrafię nawet wymówić jego imienia.
Elfka wytrzeszczyła oczy ze zdziwienia. Odepchnęła mężczyznę od siebie.
- Tobie chyba rozum odjęło! - warknęła przestając się już kompletnie interesować otoczeniem.
- Do reszty! Jeśli myślisz, że jakimiś swoimi insynuacjami wzbudzisz we mnie chociaż cień pokory to się grubo mylisz! - elfka zaczęła wymachiwać rękoma aby zaraz wbić palec w mostek Wolfa.
Wolf się skrzywił. Trochę z zaskoczenia, a trochę ze złości i zdziwienia, że Youviel próbuje odwracać kota ogonem. Kot jednak twardo trzymał swoją mysz pod łapą.
- A co?! Myślisz że jakem ślepy na jedno ślepię, to nie widzę jak na ciebie patrzą? Jak ty patrzysz? Milczałem tyle czasu, bo myślałem że to tylko przywidzenia, albo pomyłka. Ale teraz mam pewność.
Znowu strzepnął chusteczkę na łuku.
Youviel zatkało. Wyprostowała się wolno. Patrzyła z niedowierzaniem na mężczynę. Jej brwi ściągały coraz mocniej.
- Jesteś skończonym głupcem - jej głos drżał. Ciężko było powiedzieć jaka emocja była dokładnie powodem.
- Jeśli nie potrafisz zrozumieć, że chciałam mieć z TOBĄ dziecko to do reszty postradałeś zmysły.
Wolf otworzył usta i po chwili je zamknął. Nie wiedział co powiedzieć. Wspomnienie dziecka podziałało jak sole trzeźwiące. Mógł spojrzeć na to z trochę innej perspektywy i nie potrafił zrozumieć jak znalazł się w tej sytuacji.
Opuścił ramiona czując się nagle słabo.
- Ja… po prostu… nie… - słowa które jeszcze przed chwilą wyrzucał z siebie niczym pociski z imperialnego wielolufowca, nagle jak na złość zniknęły. - Może masz rację…
- Nie może, tylko mam racje. Poświęciłam swoją szansę na podróż w towarzystwie moich pobratymców, bo nie chciałam was zostawić. Ciebie nie chciałam zostawić. Wszystko co robię jest po to abyś mógł być szczęśliwy. Zmieniłeś się Wolf - gorycz biła od słów kobiety.
Na to potrafił odpowiedzieć.
- Wszyscy się zmieniliśmy - rzekł twardo, ale zaraz westchnął ciężko.
Rzucił spojrzenie na tragarzy, którzy najwyraźniej nie znając reiskpielu, nie rozumieli treści kłótni. Wrócił jednak szybko uwagą do elfki.
- To nie ma sensu. Sądziłem że inni… Zostałaś tam, a teraz ta chust… - urwał. - W zasadzie nie wiem dlaczego tak sądziłem. Wybacz. Czasem sam siebie nie poznaję.
Słowa rozsądku od strony mężczyzny złagodziły gniew. Gorycz jednak pozostała.
- Muszę się napić… idźmy do karczmy.
W odpowiedzi pokiwał głową. Postanowił zmienić temat.
- Pójdziemy. Najpierw jednak zajdziemy do domu kupieckiego. Trzeba nam wybrać z kim płyniemy. Elfi statek jest szybszy. Galeon lepiej uzbrojony. Ciężki wybór.
- Pożegnałam się już z kapitanem Wolf. Nie ma co się zastanawiać.
- Ale jeszcze nie rozmawialiśmy z zarządcą. Więc zastanówmy się nad tym raz jeszcze.

Kerm 22-05-2015 09:45

Elena, Lotar, Karl, Wolfgrimm
 
W końcu najemnicy postanowili porozmawiać z Hassanem. Pełni obaw, nieufności podeszli do kupca, który nadal szczerzył się i uśmiechał tak szeroko, że było widać jego poczerniałe zęby. Podróżnicy jednak nie zostali zaproszeni do namiotu, bowiem wejścia do niego nadal pilnowało bacznie dwóch jego “ochroniarzy”. Sam kupiec stanął przed nimi, a jako że był niższy od nich, musiał ciągle patrzeć w górę.
-No no. Hassan rad że, wy do Hassana przyszliście. Hassan ma cuda i cudeńka Alabii. Powiedzcie czego szukacie? W czym dobly Hassan może wam pomóc? - zapytał.
- Najpierw chcemy pooglądać - powiedział Lotar. - To, co dla jednych jest cudem, dla innych nie jest. - Uśmiechnął się dość blado. - Jakież to cudeńka oferujesz, mistrzu Hassanie? Bo skoro tak je zachwalasz, to zapewne cuda są nad cudami. A im większe cuda i im z dalszych stron przywiezione, tym większe ceny życzy sobie sprzedający.
-Inetelesy, intelesy. Już moment. Hassan pokaże. Plawdziwdze cudenka z Alabii. Poczekajcie. Poczekajcie. Zalaz coś wam pokażę. - rzekł i na chwilę udał sie do namiotu, w którym znikł. Było słychać jakieś hałasy, dźwięki otwieranych skrzyń, coś się stłukło chyba, lecz kupiec po kilku dłuższej chwili wyszedł. Na ramieniu trzymał dywan, który rozłożył przed najemnikami.
-To jest latający dywan samego Abdula ben Salaha ibn Faldana. Najpotężniejszego wezyla jaki stąpał po ziemi Alabskiej. To na tym dywanie mag niebos Vendom Tasaltil, zwany przez nie któlych zadlośników Białym Knulem, przemierzył ziemię Middenlandu. Dywan ten jest bowiem latający, lecz tylko gdy gwiazdy wschodzą na nieboskłon. Tak, tak mówię wam plawdę zaistą. - rzekł z uśmiechem na mordce kupiec. Brwi jego uniosły się do góry, a nos śmiesznie zmarszczył.
Karl nachylił się do Lotara i szepnął robiąc wszystko by ukryć swoją mimiką i głosem czystą, niepochamowaną niechęć, odrazę wręcz.
- Jeżeli mówi prawdę to sprzedaje plugawą magią dotknięty przedmiot… - Choć miał największą ochotę splunąć na ziemię i wyjść skupił swoją uwagę na Kupcu jakby ten miał zaraz ich przekląć.
Wolfgrimm, który usłyszał słowa Karla wtrącił się.
- Gdyby to plugawą magią przedmiot skażony był, to dam sobie brodę uciąć, że nie byłby w posiadaniu takiego imbecyla jak Hassan, za długo widać siedzi w Imperum i się baśni naczytał co to piszą o nie wiadomo jakich cudach na kiju w tej przeklętej Arabii i ciemnotę wciska teraz Imperialnym. Mówię wam, ten dywan co najwyżej w stajni u wezyra był i jego garbate konie na niego srały - stwierdził Wolfgrimm, który nie lubił jak mu sie ciemnote wciska, chętnie wybiłby Hassanowi zęby, ale sądząc po sposobie mówienia, to ktoś już na taki pomysł wpadł.
Kupiec spojrzał zdziwiony na Karla i od razu zaczął zaprzeczać:
-Panie przecie to czysty dywan. Nikt na niego nie lobił, nie plugawił go. No tu plosze. Idealny haft. Te nici. Nolmanie poezja Panie.Pachnie nawet. Czysty jak zła..tyle że lata przy blasku gwiazd. - Znów kupiec chytrze się uśmiechnął.
Według Lotara dywan mógł służyć do wielu różnych, bardzo cielawych rzeczy, ale latanie do nich z pewnością nie należało. Nic jednak nie powiedział, pozostawiając rozmowę w rękach Karla.
Mina Karla trochę złagodniała, widać człowiek nie złapał aluzji do magii. Pytanie było jak dobry miał słuch i… czy był kultystą, czy tylko Bogom winnym sprzedawcą.
- Rzeczywiście haft dobry i nici solidne… - zauważył Oprawca potrafiąc docenić solidną robotę - ...jaką historię upamiętnia ten dywan? Chciałbym wiedzieć nim zdecydujemy się na zakup.
“No debil zwyczajny” - pomyślał Wolfgrimm nie wiedząc zbytnio czy Karl tylko ciągnie Araba za język czy faktycznie ma zamiar wydać ich pieniądze na kawał szmaty
Kupiec uśmiechnął się i zaczął opowiadać, jako to sam Abudl ben Salah ibn Faldan, który był jednym z potężnych czarodziei, władcą piasku i sługą jaśnie żyjącego wówczas Emira, zaklął dywan dywan by móc szybciej podróżować pod osłoną nocy. To na nim Emir udał się do księżniczki Samiry Alii Anwar, która to oczekiwała na tego jedynego zamknięta w wieży czarnoksiężnika Ishura. On to pod osłoną nocy, umykając przed wzrokiem magusa wyrwał z rąk mrocznego lorda i uratował księżniczkę. Później oczywiście ją wziął za żonę i tak wychędożył, że mu sześcioro potomków powiła. Potem dywan został podarowany pewnemu magowi niebios. Ale to już była zupełnie inna historia.
Karl próbował zajść w głowę starając się pojąć dość skomplikowany system polityczny. Jeżeli dobrze się orientował to Emir był kimś ważnym, ale kim? I jaką pozycję zajmowali podli magowie w tej zapomnianej przez Bogów krainie?
- Wybacz, ale gubię się w tym dalekim i cudownym świecie… - powiedział Cyrulik - ... Kim właściwie jest Emir i jaką rolę odgrywają magowie? Trochę się zagubiłem przyznam. Pomożesz mi się odnaleźć w tym gąszczu polityki i magii?
-Emil panie to tytuł któly przysługuje książętom i najwyższym stopniem dowódcą wojskowym. Jest on poddanym Sułtana, czyli władcy wszystkich arabskich krain. Magowie...czyli Sahirzy są zaufanymi ludźmi Emila lub Kalifa. Uczą się na wyspie czarodziei, zgłębiając tajniki magii i wiedzy. - rzekł ciszej, jakby to co mówił było jakąś tajemnicą -To jak Panie. Czterdzieści złociszy i dywan jest wasz..
- Czterdzieści złociszy, patrzcie jaki zachcówny - powiedział pod nosem Wolfgrimm spluwając przez ramie i czekając w napięciu na reakcję Karla, czy faktycznie będzie chciał kupić cholerną szmatę?
- Sułtan jest najwyższym władcą? - spytał Lotar. - A jakie imię nosi aktualnie panujący sułtan? - zadał kolejne pytanie.
Kupiec podrapał się po włosach i brodzie i rzekł:
-Tak. Dokładnie. Sułtan jest najwyższym władcą. Obecnie jest nim Sultan Khalid ibn Abd al-Sharif - a potem zwrócił się do krasnoluda -No dobra. Trzydzieści koron i buziak od tej pięknej damy - wskazał na Elenę.
Lotar pomyślał, że kupiec prędzej by dostał po pysku, niż buziaka, ale nic nie powiedział, tylko czekał na reakcję zainteresowanych stron.
- Jesteśmy podróżnikami i wszyscy nie zmieścimy się na ten dywan nocnej podróży - zauważył słusznie Karl po czym zmienił temat. - Masz może inne wspaniałe cudeńka do zaoferowania o równie ciekawej historii tego wspaniałego kraju?
Kupiec zwątpił przez chwilę, a potem pojawił się dziwny błysk w jego oku. Dał ręką znak by poczekano na niego, a on sam zniknął ponownie za kotarą namiotu. Coś tam do siebie mówił w jego własnym, zapewne rodzimym języku by po chwili dało wyczuć się radość w jego głosie. Gdy wyszedł niósł w dłoniach małą, czarną szkatułę, którą otworzył na oczach najemników. W niej znajdował się naszyjnik. Czarny, wykonany z wielkim kunsztem naszyjnik, na którego środku wisiał obsydianowy kamień, wokół którego owijał się wąż. Pierwszy raz najemnicy widzieli coś takiego, tak misternie i dokładnie wykonanego, i z pewnością drogiego. Musiało to być warte przynajmniej z dwieście złotych koron, tak na oko.
-Błogosławiony, przez samego Dybuka Olmazda Mahdżuba Mansula, amulet szczęścia ktory ma chlonić przed złem, zjawami i duchami. Myślę że pięćdziesiąt złotych kolon będzie uczciwą ceną - rzekł z uśmiechem na ustach.
- Piękna rzecz. - Lotar z uznaniem skinął głową. - I przeciwko zjawom i duchom działa? Dużo ich macie w Arabii, że takie cuda trzeba nosić?
- Wiecie co najlepiej chroni przez złem? - Wolfgrimm zaśmiał się rubasznie - odpowiednia ilość spirytusu we krwi, tak żeby zabezpieczyć się przed złem od wewnątrz. A oprócz tego - tu poklepał swój ogromny topór - dobre ostrze, nikt, ani nic nie oprze się porządnej brzytwie. To wam mówie ja, elitarny zabójca! - niemalże zakrzyknął
-Różnie to bywa. Zależy gdzie się udacie Panie. Strzeżonego Ormazd strzeże, jak mawiają jego kapłanii. Poza tym jeśli ktoś się chce zapuścić na wschód Arabii, lepiej być przygotowanym. Nigdy nie wiadomo co się może wydarzyć, a przecież Królowie Grobowców mają wiele sług, a ich oczy podobno widzą każdy ruch, słyszą każde słowo. Biada tym, których uważają za swoje zagrożenie - gdy powiedział ostatnie słowa, trójce suchaczy włosy zjeżyły się na skórze
- Królowe Grobowców? Cóż to za przeklęte dziwo? - spytał Lotar, starając się, by w jego głosie nie było słychać zaniepokojenia.
-Stlażnicy i Panowie Klainy Umalłych, dawnej Nehekhaly. Ci, którzy umalli a mimo to żyją. Patrzą i obselwują. Nienawidzą żywych, ale baldziej nienawidzą Wielkiego Neklomanty - ostatnie zdanie wypowiedział szeptem.
- Wielkiego Nekromanty? - w końcu i dziewczyna zabrała głos. Spojrzała na kupca dość uważnie. - No i kto może być takim zagrożeniem dla Królów Grobowców? - dopytała. Jeszcze niedawno stwierdziłaby, że pewnie kupiec nieźle zmyśla. I choć to, co mówił raczej nie mieściło się w jej głowie, to jednak nie skreślała słuszności jego słów. Co prawda mówił śmiesznie i do tego seplenił, ale licho wie, co rzeczywiście kryje się w tej całej Arabii.
-Nagasha - imię to wymówił szeptem, dodając coś po Arabsku, jakby chciał odpędzić złe duchy -Kogo? Żywych. Wampirów. Tych którzy służą Czarnej Pilamidzie.. - odparł.
- A czym jest ta Czarna Piramida? - spytał Lotar. - To jest miejsce, czy jakaś organizacja?
-Panie kupuje Pan czy infolmacje ze mnie sobie lobi, co?
- fuknął kupiec -Intelesy trzeba zlobić, a nie dyskusje plowadzimy jak przekupki na talgu..No to co?- zapytał znowu z uśmiechem na twarzy.
Cyrulik podrapał się po podbródku. Szacując wartość przedmiotu.
- Kup ten medalion dla mnie, oddam Ci z procentem jak się dorobię, stoi? - powiedział do Lotara. Co prawda nie wierzył w tą całą magiczną otoczkę, ale potrafił rozpoznać wartość. Nawet on potrafił ją dostrzec, a była to okazja, prawdziwa okazja. Poza tym, musiał ratować przepływ informacji o tym co ich czeka, a wiedział, że jeden udany targ otwierał pole do dalszej konwersacji. Na tyle mógł się poświęcić. Jak by nie patrzeć, jego koń pewnie na nic się zda w Arabii.... Nie nawykły do grząskich piasków. Trzeba było tylko pogadać z Wolfem. Jak nie da się go sprzedać, to będzie musiał oddać Lotarowi w ratach. No i procent, ale bądźmy szczerzy, ktoś musiał się poświęcić dla drużyny.
- Wezmę zatem ten drobiazg - powiedział Lotar. - Mam nadzieję, że mówisz prawdę na temat jego magicznych właściwości. Za dzień czy dwa będę miał okazję odwiedzić nawiedzanie przez zjawy miejsce. Mam nadzieję, że ta... że ten drogocenny naszyjnik spełni swoje zadanie. Jeśli nie... - Nie dokończył. - Pozostawię komu trzeba informacje, co ma zrobić - dodał, sięgając do sakiewki po pieniądze.
Kupiec przyjął pieniądze i wręczył naszyjnik Lotarowi.
- Panie, ja wam mówię dobry interes zrobiliście. Na szyi tej damy lbo innej będzie pięknie się prezentował.
- Więc mówisz chroni przed złymi mocami i duchami?
- zapytał jeszcze dla pewności Karl - Przed sługami Czarnej Piramidy też ochroni?
-Przed nimi to jedynie magia, stal lub ucieczka chloni
- rzekł ze strachem w głosie kupiec.
- A nie mówiłem? - wtrącił się Krasnolud - dobra stal jest dobra na wszystko, nie trza kupować jakiś świecidełek wątpliwej jakości
- Brzmi na ponure miejsce zamieszkałe przez niebezpieczne twory… Powiedz mi więcej o niej i pokaż co jeszcze masz na sprzedaż. To fascynująca historia, chciałbym usłyszeć więcej. Był ktoś kto udał się do czarnej piramidy i przeżył by opowiedzieć swoją historię? - powiedział Oprawca do kupca.
Kupiec spojrzał na Karla jak na idiotę, albo szaleńca i rzucił tylko:
-Nie mnie o to pytać. No już milczeć, bo złe duchy przyciągniecie. Zły omen mówić o pilamidzie. Miejsce przeklęte. Złe miejsce. Poczekajcie tu. Zalaz wlócę. - rzekł i ponownie zniknął w namiocie. Po chwili wyszedł on z długim muszkietem, który był pięknie wykonany i jeszcze piękniej zdobiony. Dłuższy niż Hochlandzki muszkiet, a także cięższy posiadał kolbę wykonaną w kształcie litery “u”, zapewne po to by łatwiej było trzymać ją pod pachą podczas jazdy.
-To jest Jezzail. Arabski odpowiednik waszego muszkietu. Ma dłuższy zasięg, lepszą celność, jest bardziej wytrzymały. - zamilkł pokazując najemnikom broń.
- Nieźle wygląda - powiedział Lotar. Potarł brodę. - Ale ja nie bardzo wierzę w takie zabawki - stwierdził dość obojętnym tonem.
- Obawiam się, że nikt w naszej drużynie nie wiedziałby jak się tym posługiwać. To u was normalna broń, znaczy się, jak u nasz łuk i kusze? - dopytywał się Karl - Może znalazłbyś coś innego, prostszego w obsłudze?
Kupiec pokręcił głową i rzekł:
-Niestety. Tylko takie cudeńka. No ale jak jutlo przyjdziecie to coś doblego mogę pokazać. No chyba że bloń biała by was zaintelesowała, lub jakieś zbloje… - zamilkł oczekując jakiejś reakcji.
- Muszkiet może i dobry, ale dam sobie brodę uciąć, że nie tak dobry jak krasnoludzka robota, a z tego co wiem, to piaskowych krasnoludów nie ma - zaśmiał się Khazad - topory jakieś możesz pokazać jak masz - dodał
Kupiec pokiwał głową i zniknął na chwilę w swoim namiocie. Ponownie gdy wyszedł trzymał tym razem broń białą. Pierwszą z nich był bułat czyli dwuręczna broń podobna do szabli, lecz bardziej wygiętej i lżejszej. jednak. Jego cechą charakterystyczną jest rozszerzające się ku końcowi ostrze, które nie nadaje się do wykonywania sztychów. Drugą bronią jaką Hassan taszczył ze sobą był dwuręczny topór o metalowym trzonku zakończonym na górze grotem, długości ok. 60 centymetrów. Posiadał on dwa pięknie zdobione ostrza w kształcie półksiężyców.
-No te cudeńka może wam przypasują
- To coś się nadaje do czegoś więcej, niż rąbania drewna? - Lotar skierował to pytanie mi to do kupca, ni to do Wolfgrima.
- Co mój towarzysz pragnie powiedzieć… - zaczął Karl widząc że opcje dialogow się kurczą w zatrważającym tempie - ... to to, że jak khazad, powątpiewa w słuszność tej broni. Rozumiem, że się sprawdza w walce i jest to wasz rodzimy oręż którego typ się zasłużył w bitwie? Ogólnie, jak wygląda wojna w waszym wykonaniu? Może ta opowieść przekona Dawiego i pozostałych moich towarzyszy do słuszności wyboru tych właśnie broni?
Kupiec najwidoczniej zmęczony był już ciągłymi pytaniami, warknął tylko:
-Panie ta bloń to topól delwiszy. Świetna dobla bloń. Nie pasuje, to znajdźcie sobie sobie innego kupca. A telaz sio sio… bo już nic nie kupujecie a tylko pytacie i pytacie. Co Hassan infolmacja… Hassan gaduła..Nie. Hassan kupiec. Chcecie coś wiedzieć zapłaćcie. Za 10 pytań 10 złotych kolon.. - wyciągnął rękę jakby oczekiwał zapłaty.
- W takim razie przyjdziemy tu jutro jeszcze, skoro, jak pan powiada, jakieś jeszcze cudeńka będzie pan ofiarować, mistrzu Hassanie - odparł Lotar.
Elena przysłuchiwała się całej wymianie zdań. Momentami uśmiechała się pod nosem. Dyskusja była dość żywiołowa, stąd też nie wtrącała się w rozmowę. Wsadziła ręce w kieszeń w oczekiwaniu na rezultaty targów. Dopiero, kiedy kupiec przyniósł bułat, dziewucha zainteresowała się bardziej tym, co mógł ofiarować. Zrobiła krok w przód i wyjęła ręce z kieszeni.
- Piękna rzecz... - mruknęła pod nosem do siebie, choć zdawała sobie sprawę z tego, że taką bronią to prędzej oko sobie wydziubie niż kogoś pokona.
A potem Hassan się zdenerwował i zaczął ich wyganiać lub kazał sobie płacić. Elena, zanim odwróciła się na pięcie, wykorzystała moment, w którym kupiec się na nią spojrzał, uśmiechnęła się i zagadała.
- Panie, wspaniałe rzeczy opowiadasz o krainie, gdzie żadna z naszych stóp nie miała okazji stąpać, a nasze oczy nie oglądały takich widoków, które przed nami kreślisz. Stąd nasza ciekawość. Przepraszam jednak, nie tylko za siebie, jeśli w którymkolwiek momencie poczułeś się urażony, Panie.. - tu dziewucha skinęła mu lekko głową. Potem zerknęła na Lotara, który właśnie zadeklarował ponowną wizytę kolejnego dnia.
- Chętnie i ja jutro przybędę, ciekawa jestem, czy znalazłbyś dla mnie odpowiedni sztylet... - Elena zawiesiła głos. Na jej twarzy nadal błąkał się delikatny uśmiech. Chyba zaczęły ją łapki świerzbić.
- Derwiszy kurwiszy - pomruczał pod nosem khazad - jakieś ozdobne badziewie mi tu będzie wciskać, takim czymś to ja se mogę co najwyżej listy otwierać, a to mi się nie przyda bo nawet czytać nie umiem psia mać gderał dalej, a kiedy zobaczył rękę wyciągniętą po pieniądze miał ochotę wbić w nią sztylet jednak zdecydował się tylko z rozmachem podać kupcowi swoją dłoń wielkości pokrywki, ot taki krasnoludzki dowcip jak ktoś domaga się zapłaty za nic. - żegnamy

Asderuki 22-05-2015 12:53

Gdy wszystkie sprawy z wynajęciem statku zostały załatwione, i Verrati dostał instrukcje odpowiednie od Wolfa, można było ruszyć na poszukiwanie Arifa Aris Faruq’a. Niestety na targu nikt go nie widział, więc za radą Marisole cała trójka udała się do karczmy “Pod upadłym bykiem”. Sama tawerna wyglądała niczym najgorsza speluna, bowiem drzwi wejściowe były wyłamane, a boczne tworzące ściany przegniłe i spróchniałe. W środku panował zaduch, mrok, a gęsty dym tytoniu unosił się po całym pomieszczeniu. Do nozdrzy co bardziej czułych doszedł zapach moczu, i potu. Za ladą stał barman, który obsługiwał gości, którzy w większości byli już pijani. Ktoś po chwili wpadł na Wolfa, przewrócił się na ziemię i czołgając się ruszył w kierunku wyjścia. Inny jakiś jegomość na widok Laury i elfki zaczął gwizdać i klaskać krzycząc “że w końcu karczmarz dziwki zamówił”, a w zupełnie innym rogu słychać było jak jakiś klient mocno rzyga. Sam karczmarz był grubym, o bardzo wydatnym brzuchu, łysiejącym mężczyzną. Zmarszczki na jego twarzy, piękne współgraly z jego twarzą, która przypomnała prosiaka. Cuchnęło od niego jakąś rybą, alkoholem i Bogowie wiedzą czym. Spojrzał się na najemników i rzucił:
-Witam. Co tam podać?

Wolfowi takie speluny nie były obce… kiedyś. Teraz wolałby znaleźć rozmówcę w rynsztoku, albo ciemnej alejce. Niestety kupiec był gdzieś tu.
- Informację - powiedział jednooki kładąc na ladzie szylinga. - Arif Aris Faruq. Szukamy go.

Szynkarz spojrzał się uważnie na Wolfa i rzucił tylko:
-To tawerna a nie informacja… - postukał palcem o blat stołu

Elfka wywróciła oczami. To miejsce brzydziło ją podwójnie. Po wizycie na elfim okręcie całe miasto zdało się być jedną wielką kupą brudu. Wyjęła z sakiewki srebrniaka i rzuciła pod łapy karczmarza. Tego zdążyła się nauczyć podczas tych dwóch lat z hakiem.*

Karczmarz zgarnął kasę szybciej niż jakiś uliczny kuglarz i wskazał na mężczyznę, który samotnie siedział przy ścianie. Przed nim stały dwa dzbany, i to nie na pewno wody, z którego co jakiś czas pił duszkiem. Poszukiwani przez bohaterów człowiek, wyglądał jakby nie mył się przynajmniej miesiąc, spał pod gołym niebem, a stado wielbłądów przeszło po nim. Brudne, podarte i zapewne śmierdzące ubranie idealnie dopełniało reszty.

- Daj jeszcze jeden dzban tego co on tam pije - Wolf rzucił do karczmarza.
Zapłacił, zabrał trunek. Odszedł kilka kroków od lady i zwrócił się do kobiet.
- Zastanawiam się czy nie lepiej zabrać go do Karla, aby wytrzeźwiał i powiedział wszystko co chcemy wiedzieć. Ech… - westchnął ciężko i ruszył w stronę Arifa. Bez pytania przysiadł się do jego stolika starając się oddychać ustami.
- Witaj przyjacielu - rzekł do nieznajomego stawiają dzban przed sobą i trzymając go mocno za ucho.

Mężczyzna spojrzał się na Wolfa, i resztę jego drużynników i dał znać ręką by się przysiedli:
-No no..co za kompanija mnie odwiedziła. Zapraszam, zapraszam - rzekł powoli, i było widać i czuć, że co nie co już zdążył wypić.

Elfka spojrzał na stan siedzisk a potem na osoby siedzące na sali. Stwierdziła, że stojąc będzie zwracać dużo niechcianej uwagi. Dlatego tez usiadła bez słowa. Starała sobie przypomnieć po co w ogóle przyszli tutaj i dlaczego chcą rozmawiać z tym człowiekiem.

- Kompania która rusza do Arabii - rzekł Wolf. - Jeśli zaś ludzie prawdę gadają, wiecie co nieco o tamtych rejonach. Jesteście w stanie podzielić się wiedzą?
Rycerz ignorował resztę karczmy. Zaczepki wysuwane w stronę kobiet, to była już ich broszka. Nie będzie żałował żadnego z tutejszych bywalców, w razie gdyby ktoś stał się zbyt natarczywy. Wolf zaś nie chciał spędzić tu zbyt wiele czasu.*

Arif spojrzał na Wolfa i rzekł:
-Ano jestem. Ino kolejkę postawcie, bo mi już zaschło w gardle. A o suchym pysku tak gadać to przecież zbrodnia. - Arab poczekał, aż Wolf załatwi dla niego napitek by wziąć dzban w dłonie i wziąć porządny łyk wina. Otarł brudnym rękawem koszuli usta i beknął sobie-Od razu lepiej. Mówcie więc co tam chcecie wiedzieć.. - spojrzał pytająco, choć jego wzrok mówił, że już jest dobrze podpity.

Wolf podarował rozmówcy dzban, z którym się przysiadł. Sam nie miał ochoty pić skwaśniałego wina. Innego się w tej knajpie nie spodziewał.
- El-Haikk - rzekł rycerz. - Co możesz powiedzieć o tym mieście. Czego się wystrzegać? Kogo?

-Prócz skorpionów - doprecyzowała fanatyczka, sadzając tyłek na krawędzi obdrapanego i klejącego się paskudnie krzesła. Nie chciała spędzać w tej norze więcej czasu niż to absolutnie konieczne, a wysłuchiwanie oczywistych bzdur i pseudomądrości z ust człowieka, który śmierdział jakby przez tydzień mył się i stołował w rynsztoku, nie należało do zajęć przyjemnych i wpływających pozytywnie na stan ducha i nerwów. Nawet cierpliwość i łagodność sług bożych miała swoje granice.

Śmiech. Pusty śmiech wydobył się z ust pijaczka, który zaczął mówić:
-El-Haikk, zwane Al-Haikk, lub czasem Alhaka, to miasto złodziei, a od upadku Bel-Aliad, robi za stolicę Arabii. Miasto Złodziei, bowiem tutaj zamieszkują najlepsi z najlepszych. Potrafią ogołocić podróżnika z gaci, nim ten zorientuje się że stoi po środku placu z gołym fiutem. Tak, tak..widziałem nie takie rzeczy tam. Lecz nie tylko złodzieje tam są najlepsi w swoim fachu. Strażnicy, mają oczy wokół głowy, i biada temu kogo przyłapią na łamaniu prawa. Tam ono jest wszystkim i niczym. Złodziejstwo, fałszerstwa, morderstwa, intrygi to wszystko na co możecie natrafić, więc miejsce oczy dookoła głowy - wziął kolejny łyk wina z dzbanu -Tutaj pielgrzymi kierują swoje kroki do największego meczetu w Arabii. I choć niegdyś sam port leżał za murami miasta, to obecnie przestrzeń między nimi została już wypełniona. Magazyny, sklepy, targi, prywatne domy. Musicie je zobaczyć, dopiero wtedy zrozumiecie jego piękno. - ponowna przerwa na solidny łyczek wina, i można było powrócić do opowieści -Czego się bać? Przede wszystkim musicie pamiętać jedno. Tu są inne zwyczaje. Inne zasady. Jesteście gośćmi na obcej ziemi. Tu słowo Imperatora nic nie znaczy. Ten kraj jest surowy, i rządzi się równie surowymi prawami. W mieście słowo Sułtana lub Kalifa jest prawem. To ich głos mówi kto ma żyć, a kto umrzeć. Na pustyni takim głosem, jest słowo Szejka. Ludzie w Arabii są podzieleni na dwie wyraźne grupy: nomadów, zwanych czasem badawi oraz hadari - mieszkańców miasta. Każdy konflikt podlega sędziemu zwanemu Kadi. To oni mają pilnować prawa i porządku. - nastąpiła kolejna przerwa na łyczek wina, by po nim można dalej było opowiadać - W mieście goście, którzy zostali zaproszeni do domu mieszkańca miasta, otrzymują pełne szacunku traktowanie, takie samo, jak arabscy goście honorowi. Podczas pierwszego wieczoru po przyjeździe odbywa się wielka uczta, często ponad możliwości finansowe gospodarza. Jeżeli gość pozostaje na kolejne dni, posiłki są skromniejsze, ale atmosfera nadal jest uroczysta. Podróżnik opowiada o swoich podróżach, a członkowie rodziny lub wynajęci muzycy dostarczają dalszej rozrywki. Trzeciego poranka oczekuje się, że gość odejdzie. Opuszczając dom gospodarza wypada aby gość zostawił prezent. Jednakże nie jest do tego zobowiązany. Wśród nomadów podejście do gościnności jest zależne od plemienia. Wśród pokojowo nastawionych nomadów panuje zwyczaj zwany al-kira „ogień gościnności”. Polega on na tym, że obok namiotu rozpala się niewielkie ognisko na znak życia i jako zaproszenie do posiłku i odpoczynku zdrożonego wędrowca. Jeżeli taki znużony wędrowiec pojawi się może liczyć na skromną gościnę, za którą nie oczekuje się zapłaty. Pamiętajcie jednak, że jeśli gospodarz was do siebie zapraszam, wy jako gość musicie przestrzegać pewnych reguł i zasad. Gość nie może przynieść wstydu lub w czymkolwiek zagrozić gospodarzowi. Gość nie może okraść gospodarza lub jego towarzyszy. Gość nie może również wyciągnąć broni w innym celu niż obrona gospodarza. Takie są zasady gościnności, i jeśli wam życie miłe pamiętajcie o nich i przestrzegajcie. Arabowie są bardzo dumnym i honorowym narodem. No, większość z nich - kolejny łyk, ale tym razem jak się okazało, butelka została osuszona do dna. Arif pokazał, że wino się skończyło, przechylając dzban do góry nogami, z którego już ani kropla się nie wylała. Trzeba było zamówić następne.

Wolf kiwnął ręką na dziewkę karczemną. W dłoni trzymał monety, których błysk zwabił dziewczynę jak ćmę do lampy. Już po chwili na stole stał kolejny dzban.
- Więc trzeba się wystrzegać złodziei… - mruknął. - [i]Jeśli zaś chciałbym nająć tam tłumacza Arifie? Tylko takiego, który będzie uczciwy i rzetelny. Znałbyś kogoś takiego? Albo kogoś kto by mnie do takiego pokierował? Z kim tam w ogóle warto rozmawiać jeśli chodzi o interesy? Bowiem nie tylko języka będziem szukać, ale też koni co na pustyni wytrzymają.[i]

Elfka słuchała uważnie słów upodlonego człowieka. Był zaskakująco hojny w informacje w zamian za trunek. Podczas jego długiej wypowiedzi Youviel wodziła wzrokiem za dzbanem. W końcu nie wytrzymała i sama zamówiła sobie alkoholu. Dalszą częsć historii słuchała już pijąc obrzydliwy sikacz jaki dostała. Ale uspokoiła się nieco. Wystarczył ten kufel aby szumiało jej w głowie, a wzrok rozmywał się odrobinę. Siedziała luźno opierając głowę na ręce, patrząc znudzonym spojrzeniem na mówiącego. Ale słuchała go uważnie.

-Interesy jak już robić to tylko z Abdur Razzaqiem. Znajdziecie go w porcie. Pytajcie o gildię “Drogę do Gwiazd” i nie ma osoby w porcie, która by nie wiedziała o co chodzi. Tam znajdziecie go. Rzetelny jest, słowo jego nie dym ale liczcie się, że zedrze z was jak z łysej kobyły. Coś za coś mimo wszystko. Mówi w trzech językach jeszcze, więc z pewnością znajdziecie wspólny język. On załatwi wam konie, przewodnika który będzie tłumaczem, jak i wskaże wam gdzie warto się zatrzymać. Złoto jednak przygotujcie..On je bardzo lubi - uśmiechnał się i sięgnął po nowo przyniesiony dzban. Przechylił go do góry, i zaczął wlewać w siebie wino.

- Gdybyśmy spotkali Sułtana, Kalifa lub Szejka… co powinniśmy zrobić, aby ich nie obrazić? Czy też czego powinniśmy się wystrzegać? Nie znamy tamtej kultury, ale to nas nie ochroni przed egzekucją za źle dobrane słowa.

-To co inni. Spuście nisko głowę i okażcie przejeżdżającemu władcy szacunek. Nie odzywajcie się nie proszeni. Gdy Sułtan przemówi do was, czekajcie aż da znak, że jest gotów i chętny do usłyszenia odpowiedzi. Nie ważcie się go nigdy obrazić. Ni słowem, ni uczynkiem. Jeśli kiedykolwiek Kalif lub jakiś Szejk zaprosi was do siebie, pamiętajcie o podarunku. Tak nakazuje dobry zwyczaj. - odpowiedział spokojnie Arab

- Czy wiesz czym jest Czarna Wieża? Albo miasto obrócone w Pył? Szalony książę? - Wolf zadał kolejne pytania. - Legendy, czy nie, powiedz co wiesz.

Gdy Wolf zadał pytanie Arab chwycił mocniej dzban i przechylił go, prawie opróżniając jego zawartość do końca. Spojrzał się na najemnika i rzekł:
-Czarna wieża...Tak. Słyszałem o tym miejscu. Na południowy wschód, kierując się do spękanej krainy stoi Wieża. Nikt kto tam ruszył, nie wrócił żyw. Legendy mówią, że potężny nieumarły czarnoksiężnik w niej zamieszkuje. Ze swoich okiennic spogląda na Czarną Piramidę Nagasha, czekając na wezwanie. Suchy, skazany na zagładę ląd. Pilnowany przez nieumarłych, i inne monstra, których nie chce się spotykać,a które żyją jedynie w naszych sennych koszmarach. Złe miejsce. Bardzo złe miejsce - odpowiedział i sięgnął do dzbana dopijając resztę -Miasto Pyłu. Równie ponure miejsce, którego pałace są zrujnowane, a ulice przykrywa piasek. Bel-Aliad, bo taką nazwę to miasto nosiło niegdyś, gdy Sułtanowie zasiadali tam na Lazurowym Tronie. Podczas wojen z nieumarłymi przez cztery lata miasto broniło się, aż padło na skutek zdrady. Obecnie miejsce to nawiedzane jest przez duchy, choć nie odstrasza to śmiałków, poszukiwaczy przygód i złota by tam się udać. Według podań w mieście było wiele prześwietnych pałaców, pełnych złota, klejnotów czy innych skarbów. To stamtąd wywodził się twórca Księgi Umarłych. Książę. Książę Abdul ben-Raschid ben Moussad ben Osman. Szalony książę, którego znaleziono martwego w jego własnych komnatach. Nikt nie wie jak zginął, bowiem drzwi i okna były pozamykane od wewnątrz. Część z jego ksiąg ocalała, lecz większość spłonęła w świętym ogniu Ormazda. Ci, którzy wrócili stamtąd, byli na w pół żywi, na w pół rozumni. Zamknięto ich w specjalnej fortecy, głęboko na pustyni, bowiem ich wiedza i wspomnienia były zbyt straszne by mogły ujrzeć światło dzienne. Nikt nie wie gdzie jest to miejsce. - rzekł, choć jego słowa przypominały już bardziej bełkot pijanego człowieka.

Kolejny dzban pojawił się na stole, jako zachęta do dalszej rozmowy.
- Podróż poza miastem - rycerz wyciągał informacje od Arifa. - Jak się do niej przygotować. Słyszałem że jest tam okrutnie gorąco.

Śmiech. Pijaczek się zaśmiał.
-Marzy wam się podróż na pustynię. Musicie wiedzieć jedno. Tereny te są przeogromne i nieprzebyte. Temperatury często osiągają ponad 55 stopni podczas letnich dni, a spadają poniżej zera podczas zimnych nocy. Większość arabskiej pustyni składa się z piaskowych wydm. Jednakże są też obszary wyschniętej ziemi i skalistych równin, a tu i ówdzie znajdują się pola wulkanicznych rumowisk. Arabia w ramach swojego terytorium posiada dwie pustynie. Pierwsza olbrzymia, leżąca w centrum kraju, zwana jest po prostu Wielką Pustynią lub Pustynią Arabską. Druga, mniejsza, leżąca na granicy z Krainami Południowymi to Wielka Piaszczysta Pustynia.
Na Wielkiej Pustyni istnieje znikoma ilość źródeł wody. Jedyne jej ujecia to garść cennych, rzadko występujących studni i oaz. Centrum tej pustyni jest obszar zwany Interiorem, gdzie praktycznie nie ma wody, a co za tym idzie, życia. Poza brakiem wody, groźba nadchodzi ze strony miraży, które wabią podróżników do źródeł będących tylko iluzją. Zimą, podczas burzy, niebo wypełnia się błyskawicami, woda zalewa wszelkie zagłębienia i zrywa mocowania namiotów. Najgorsze ze wszystkiego są czarne chmury szarańczy, które ogołacają pastwiska aż do ostatniego źdźbła trawy. Woda, odpowiednie odzienie, dobry przewodnik. To tylko część sukcesu. Bowiem gdy upał nie doprowadzi was do szaleństwa, nie będziecie konać z pragnienia, to wtedy przyjdzie wam zmierzyć się z kolejną przeszkodą. Nomadzi. Część z nich jest gościnna i przyjaźnie nastawiona do wędrowców, druga część to zupełne ich przeciwieństwo. Zbójcy, którzy własną matkę by sprzedali za butelkę wody, wyczekują łakome kąski i atakują, gdy nikt się tego nie spodziewa. Baczcie uważnie też gdzie stąpacie, bowiem kobry, skorpiony lubią się wylegiwać pod nagrzanym słońcem piaskiem. Im dalej na Wschód, tym większa szansa, że traficie na zapuszczające się coraz częściej siły Królów Grobowców. Nieumarli. Zaraz
- pijaczek mocno sobie splunął i kontynuował opowieść -Wierzchowce. Wielbłądy. To są prawdziwe wierzchowce pustynii. Nie żadne tam konie. Śmierdzą strasznie, ale za to...sami zobaczycie - zaśmiał się, a potem wziął potężny łyk wina, którym opróżnił dzban do połowy.

Wolf pokiwał głową. Rzeczy o których opowiadał pijaczyna, po części wydawały się znajome. Inne zaś zupełnie obce. Z nieumarłymi umiał walczyć, ale nigdy nie zaznał pragnienia na pustynii. Dobrze że Arifowi zostało pół dzbana, bo miał jeszcze jedno pytanie.
- Wspomniałeś o prezentach dla gospodarzy. Co uchodzi w waszych stronach za prezent, którym nie urażę gospodarza? Złoto? Nóż? Jedzenie?

-Cokolwiek. Nawet drobnostka. Liczy się gest. Im bardziej osobisty przedmiot złożony w podarunku, tym lepiej świadczy o gościu. Taki gość daje do zrozumienia, że widzi w swoim gospodarzu przyjaciela. - odparł Arif.

Kobieta w czerwieni powoli obróciła pokrytą bliznami twarz w stronę pijaczka.
-Jak wyglądają kwestie wyznaniowe? - spytała nagle, gdy zakończył swój wywód - W Imperium i Księstwach istnieje wiele religii i kultów: część z nich jest tolerowana, część stanowi główną oś życia i egzystencji mieszkańców większych, czy mniejszych osad. Jednak istnieją też takie, które zazwyczaj pozostają w ukryciu...czy to przez ludzką niechęć, czy wręcz nienawiść, strach i pogardę dla ich obrządków. Tutaj wiemy czego się wystrzegać, zagrożenia ze strony heretyków są nam znane, przywykliśmy do odpierania ich niecnych planów i plugawych podszeptów...lecz ziemia piasków jest dla nas obca. Na co tam zwracać uwagę, które kulty są wiodące, które zakazane? Jak Arabowie okazują szacunek miejscom świętym? Wiemy już jak nie obrazić ludzi...powiedz teraz jak nie obrażać bogów.

Arif odpowiedział po chwili lekko bełkocząc jednak:
-Religia. Hehehe. Oświeceni i nieoświeceni. Ci pierwsi ta część populacji, która wyznaje Ormazda jako jedynego boga, powszechnie nazywając go po prostu Jedynym. Do nich należą prawie wszyscy mieszkańcy miast oraz część nomadów. Ci drudzy kultywują religie z czasów przed prorokiem. Są oni wyznawcami starych bóstw, które w zależności od obszaru czy plemienia, są wyznawane wspólnie lub pojedynczo. Ci bogowie to Anann, Asah i Hadal , Azyat, Dhuram, Ghedan lub Moshar - jednak nie dokończył on swojej wypowiedzi, bowiem padł nieprzytomny na blat stołu. Pijany jak bela, nie kontaktujący ze światem. Ślina poleciała mu z ust, oczy się zamknęły. Tak oto Arif upił się do nieprzytomności.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:47.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172