Ruszyliście w stronę drzwi gospody. Dwóch łotrów spod wejścia podniosło się ze swoich siedzeń widząc, że się zbliżacie.
-
Zobacz Karl, chyba kto zmierza do gospody. - Rzekł wysoki mężczyzna z naszyjnikiem zrobionym z psich zębów.
-Wyglądają na jakichś podróżnych. A te krasnoludy, co z nimi nie tak? Jacyś dziwni są. -Faktycznie, psia ich mać. - Splunął drugi mężczyzna.
-Jacyś dziwni. Zresztą nieważne, wstawaj. Jest robota do zrobienia. Obsłużysz gości? - Rzekł z drwiącym uśmiechem wyraźnie młodszy mężczyzna.
Mężczyźni ruszyli w kierunku drzwi karczmy, tak aby przeciąć wam drogę do wejścia.
-Witam szanownych podróżnych! - Zaczął mężczyzna z naszyjnikiem z zębów.
-Zapraszamy do naszej karcz... - Urwał w momencie, w którym sztylet
Basimy ugodził go w szyję. Mężczyzna odruchowo odtrącił ostrze ręką, a następnie chwycił z przerażeniem za ranę, z której popłynęła krew. Cios wyglądał groźnie, ale zranił mężczyznę tylko nieznacznie.
-
O żeż ty! - Zakrzyknął młodszy mężczyzna zamachując się na Basimę pięścią, jednak ze zdenerwowania kompletnie chybił. Raniony mężczyzna próbował kopniakiem odtrącić Basimę, co udało mu się uczynić dużo skuteczniej. Basima boleśnie odczuła kopnięcie w kolano, które zachwiało całym jej ciałem.
[-4 żyw]
Wystraszeni mężczyźni cofnęli się nieco, w powstałym zamieszaniu zupełnie zapomnieli o
krasnoludach, odsłaniając się na ewentualny atak z ich strony.
Hildur z daleka obserwowała całe zajście łapiąc się za głowę ze zdumienia nad głupotą Basimy. Przecież ci ludzie to zwykli naganiacze zaciągający podróżnych do karczmy, w której mieli wydać pieniądze.