Oględziny wozu na wiele nie wskazywały. Ot, wóz jakich wiele w tym mieście. Drewniany, na czterech kołach, z solidnymi, opuszczanymi burtami. Długi dyszel pozwalał zaprząc do niego jednego lub dwa konie. Na odkrytej, pozbawionej dachu, a nawet pałąków, które umożliwiałyby zamontowanie zadaszenia nie było nic, poza rysami jakie pozostawiły jakieś ciężkie i kanciaste, przesuwane po drewnie przedmioty. Wóz pozostawiony był w alejce, dosyć wąskiej i zaniedbanej, która wiodła między tyłami budynków, stojących przy sąsiednich ulicach. Nie było tu magazynów, a jedynie ogrodzone drewnianymi lub murowanymi parkanami, podwórka - zazwyczaj rupieciarnie. Same domy nie wyglądały najlepiej od tyłu, być może ich fronty były zadbane i eleganckie, ale tutaj tynk odłaził ukazując drewniano-kamienne wypełnienie murów, okna były małe i pozatykane szmatami, a tylne drzwi powypaczane i pokryte łuszczącą się farbą. - Doory panie - oczywiście w takiej okolicy musiał napatoczyć się jakiś żebrak lub inna szumowina. Ten akurat, okutany w cuchnące moczem, podarte koce zalegiwał w dziurze w jednym z murów. Twarz miał pokrytą krostami i bliznami, które i tak było widać zza skołtunionej, oblezionej przez robactwo brody. Zębów nie miał, podobnie jak jednego ucha i kawałka nosa. Ale i takiego trzeba było wypytać. - Jak nic widziaeem. Wóss tutej ostawili jacyś rootnicy, rankiem wczesnym, jeszcze ciemnica 'yła. Nie łżem, o i na cósz? Pusty był wóss, a szkapinę wzięli ze sooą i poszli precz. Od poru szli, we trzech. Poratuj doory panie, starego weterana... |
Berthold pod postacią kruka usiadł na ramieniu Maximiliana i obserwował żebraka spod dzioba. Czekał aż jego towarzysze obdarują nędzarza monetą w zamian za wskazanie strony w którą oddalili się tamci. Następnie planował znów polecieć na zwiad. |
|
Kaleki weteran z zadziwiającą zręcznością złapał lecącą w jego stronę monetę. W jego oku pojawił się błysk. - Ma się jesze refleks. W Piątym Reiklandzkim służyłem. Ach, stare czasy... Wóss, mówię przecie, pusty 'ył. Nic na nim ni 'yło. Już pusty tu przywlekli, habetę odpieli i poszli. Od portu przyszli, a tamoj poszli - ręką wskazał na drugi wylot uliczki, gdzieś w kierunku centrum miasta. - Trzech ro'otników z portu, po odzieniu patrząc. Aloo paroczaków od rzemieślnika jakegoś. |
Berthold, zastygły na ramieniu Maximiliana, wysłuchał słów nieszczęsnego żebraka. Najwyraźniej los się jednak od nich nie odwrócił. Nie tracił czasu, wiedząc, że jego zaklęcie z czasem się wyczerpie. Z triumfalnym kraknięciem poleciał w stronę wskazaną przez nędzarza, mając nadzieję, że szybciej wyśledzi ich cel. |
- Kolor włosów czy odzienia albo czy który gębę miał łatwą do zapamiętania, pryszczatą, z blizną czy bez oka. Konie mówcie jakiej maści były, a może i znak wydziałeś gdzieś na zadzie? Mówcie bo, że to trzech parobków było to i ja się domyślam przecie w porcie jesteśmy. - mówił dalej Maximilian tonem rozkazu, nie ofiarował on jednak włóczędze więcej srebra, znał on taką kamraterie i wiedział, że jeżeli przesadzi ten zacznie gadać cokolwiek mu ślina na język przyniesie by tylko więcej uzbierać. - Szybko, szybko, bo zaraz ci kijem zmuszę czuprynę do myślenia. - |
Poborca rozglądał się po okolicy, starając się wyłowić osoby, które pojawienie się jego drużyny czy wypytywanie żebraka zainteresowało. Jeśliby taką znalazł, ruszyłby w jej kierunku, zapytać o przyczynę ciekawości. |
|
- Och. Pan zapalczywy - mruknął kaleki weteran. - A cóż ja, doory Panie, kot jakiś jestem? Po ciemnicy widzę? Mówie, że trzech 'yło i bestia. Chyaa ciemna, ale jaka nie powiem... Ich też nie do'rze zwidziałem, ale mi na portowych wyglądali. Na pewno nie żeglarze, bo zyyt równo szli, kroku pokładowego nie mieli. Więcej nic nie powiem, chodźyyście kijem okładali, wszystko już rzekłem. Berthold zatoczył jedno, drugie koło nad okolicą, wypatrując. Ale po pierwsze, za bardzo nie wiedział czego szuka, a po drugie minęło już dużo czasu od chwili, gdy trzej mężczyźni zostawili wóz i szanse na ich odnalezienie były nikłe. |
Berthold zrobił jeszcze parę kółek, po czym ponownie zirytowany powrócił do towarzyszy. Chyba zbyt się pospieszył, nie miał dokładnego opisu tych których szukali przecież.... Ptak zleciał i na jego miejscu w kuli szmaragdowego światła znów pojawił się zarośniety brodacz. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:37. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0