Marius tylko pokręcił przecząco głową. Nie zwykł odpuszczać, bo za odpuszczenie tylko kapłani karle dostawali, ale nawet pies w zębach nie przytrzyma, jeśli w gębie nic ni ma. |
|
Znaleźli sobie wygodne miejsce, nieopodal wozu, takie, że nie było ich widać z ulicy i czekali na... nie wiadomo na co. Zaułek był pusty i nikt się nim nie interesował, podobnie jak pozostawionym bezpańskim wozem. W końcu jednak ktoś się napatoczył. Odziany w kolczugę typ zbliżał się do wozu pewnym krokiem. Mężczyzną okazał się Jean, który nie wiadomo kiedy odłączył się od pozostałych Łowców i gdzieś zniknął. - Hola! - zakrzyknął stając obok pojazdu. - Jesteście gdzieś tutaj? Gdy wyszli ze swojej kryjówki, popatrzył na nich z politowaniem. - I jak postępy? Coś znaleźliście? Wysłuchał odpowiedzi i uśmiechnął się dobrotliwie, co w jego przypadku wyglądało nieco głupawo. - Toście po próżnicy siedzieli. A ja nie próżnowałem. Wystarczyło pójść do portu i wypytać o tych trzech, cośmy ich nazwiska od Stockingera usłyszeli. Zaraz się znaleźli. Pogawędziłem z jednym z nich i trochę się dowiedziałem. Spotkali się z Horenbockiem w magazynie na żądanie kogoś o kim nie wiemy. Domyślam się tylko, że to ktoś z Magistratu. Opróżnili magazyn i załatwili Horenbocka, po czym załadowali wszystko na barkę, odstawili wóz i wrócili do domów czy pracy. Nieważne. Barka gdzieś odpłynęła, typek mówił że w górę rzeki. Co wy na takie rewelacje? |
Berthold westchnął, znów okazało się, że jego kompani byli lepsi w tym całym wypytywaniu i szukaniu tropów, przynajmniej w mieście. Ale przynajmniej znów mieli trop... jego oczy zapłonęły kiedy myślał nad dalszymi działaniami. Posłał bretończykowi spojrzenie aprobaty. |
|
-Coś więcej wiadomo o tej barce? Jak można ją zidentyfikować? - zapytał kompana Marius. |
- Nie wiem - odparł Jean. Mówiąc, puścił oko do kompana, aby ten nie brał jego słów tak całkiem na poważnie. - Pewnie jest drewniana, ma burty, ster i dziób. I pływa po rzece. Wystarczy Ci taki opis? |
|
- Już mówiłem, z jednym z nich sobie pogawędziłem i ten raczej do rozmowy się już nie nadaje. Przynajmniej przez jakiś czas - Bretończyk wymownie potarł szczękę. - Pozostałych dwóch, pewnie jak się zwiedziało o problemach kolegi, to się zmyło i trudno ich będzie teraz odszukać. Ale spróbować można. Wszyscy są pracownikami Gildii Transportowej... - Wszyscy zniknęli - odpowiedział stary doker, odpowiedzialny za zmianę w miejskich magazynach i na nabrzeżu. - Na Ranalda! Huncwoty i zaprzańce! Uciekli z roboty. A to przecie nie pierwszy raz. Jak tylko wrócą, skórę im na grzbietach wygarbuję tym oto kijem! No widzicie, panowie, nic wam nie pomogę, bo z powietrza ich nie wytrzasnę. Ten trop okazał się prowadzić do nikąd. Pozostawała kwestia barki. Najlepszym miejscem, aby dowiedzieć się coś o ruchu statków w porcie, jak słusznie zauważył pochodzący przecież z Delberz Marius były biura portowe. Udali się tam natychmiast po opuszczeniu magazynu, w którym rozmawiali z brygadzistą. Portowe biura mieściły się w dwupiętrowej kamienicy, wzniesionej tuż za ostatnimi magazynami. Przed budynkiem znajdował się długi, wychodzący w rzekę pomost, przy którym zwyczajowo cumowały statki pasażerskie. Teraz przy pomoście nie było żadnego. Wewnątrz życie toczyło się ospale. Urzędnicy tu pracujący byli równie leniwi co muchy wolno i bez celu krążące pod sufitem. Nawet za bardzo nie chciało się im odpowiadać na postawione pytania. Dopiero krzyki, groźby i zaciśnięte pięści skłoniły ich do współpracy. - Wszystek ruch jest zapisywany w księgach dziennych - odpowiedział jeden z nich, wychylając się zza biurka. - Dostęp jednak do nich nie jest publiczny. Macie Panowie jakieś pismo nakazujące nam, przykładnym sługom Imperatora udostępnienie tych akt? |
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 11:23. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0