Krasnolud okazał się być moczymordą i menelem. Zinggera zbytnio to nie zdziwiło, choć lekko zirytowało. Po kolejnym nagabywaniu o darmową flaszkę akolita postanowił nie certolić się z khazadem, lecz zasadził mu kopa w dupsko na pożegnanie i obraził jego matkę zarzucając jej nieobyczajne zachowanie. - Ech, mój ojciec miał rację. Parszywa nacja te krasnoludy - skwitował cierpko. - Oby Cię Bestia z Bogen przytuliła do dna! - krzyknął za parszywcem. *** Na zapytanie radnego Richtera pokiwał Bernhardt skwapliwie głową. - Zgadzam się na tę eskapadę. Pieniądze wszak nie śmierdzą. Panie Rajco czy możecie nam oddelegować tutejszego kanalarza do pomocy jako przewodnika? Może nam wypożyczy ze dwie latarnie? |
Próba wyciągnięcia od krasnoludzkiego pijaczka jakichkolwiek przydatnych dla Axela informacji okazała się stratą czasu. Nieco mniejszą stratą okazało się zwiedzanie zwierzyńca, menażerii doktora Malthasiusa. Nie da się ukryć, że parę okazów było dość ciekawych... no ale znów się okazało, że Malthasius nie potrafił w odpowiedni sposób zabezpieczyć swych mniej czy bardziej fantastycznych 'zwierzątek'. A może to goblin był taki sprytny? Pewnie jedno i drugie... * * * Propozycja Malthasiusa nie była olśniewająca, Ale jeśli do dziesięciu koron dołożyło się kolejne trzy dziesiątki, zaoferowane przez radnego Richtera, a do tego jeszcze darmowe lokum... Warto było spróbować. - Uzupełnimy ekwipunek, lampy, pochodnie, i możemy zacząć - Axel poparł Bernhardta. - Czy musi być żywy? - spytał radnego. |
|
|
Stanąć po stronie prawa? Szkiełko niemalże widział, jak Ranald krztusi się śmiechem. Z drugiej strony, złodziej przestrzegający kodeksu nigdy nie krzywdzi kobiet i dzieci, a co się stanie, jeśli monstrum będzie puszczone wolno? Wszak ucierpią najmniejsi, najskromniejsi, niechronieni. Ranald też był jednym z nich, zanim drogą oszustwa nie osiągnął boskości. Czasem nie starczy fortel, trzeba siły - znaleźć i zniszczyć. Leopold, jeśli trzeba, zakupił latarnię - ktoś musi. Wszak złodziej jest, nie żebrak, nie będzie się prosił. Dumę swoją ma, choć to duma brudnym sznurkiem konopnym na wklęsłym brzuchu przytrzymana. |
|
- Oferuję tyle, bo znam takich jak Wy - odparł rajca miejski. - Targowalibyście się ile wlezie, a ja chcę iść do domu. Z własnej kiesy nie płacę, to rzuciłem taką cenę. I tyle. Nie podejrzewam, aby w kanałach coś innego było, ale jak chcecie to pięć błysków dostaniecie od każdego potwora jakiego tam ubijecie. Tylko głowy przynieście jako dowód. A goblin chyba żywy być musi, co Herr Malthasius? - Na rękę Shallyi, oczywiście! - zakrzyknął zapytany. - Przecież to mój pewny dochód się tam w gównie chowa. Żywy i cały, z trzema nogami, inaczej nie płacę! Sędzia oddelegował strażnika, aby ten skontaktował się z szczurołapem miejskim, Herr Bluklerem, a awanturnicy wrócili do gospody, gdzie mieli lokum. Zostawili niepotrzebne rzeczy i wrócili na miejsce zbiórki. Blukler i strażnik już czekali przy zasłoniętym żelazną pokrywą szybie wiodącym do kanałów. - Witajcie panowie. Robotę mi odbieracie, ale nie mam nic przeciw temu - przywitał się mały, chudy i łysy szczurołap. - Tutaj macie latarnie, olej do nich, kilka tyczek i rozrysowany plan głównych kanałów. Jest jaki jest, teraz na kolanie niemal rysowałem. Mi żaden plan nie potrzebny, ja kanały mam w głowie. Sprzęt oczywiście do zwrotu. Gotowi? Kanalarz odsłonił za pomocą haka pokrywę i w zgromadzonych wokoło niej uderzył silny fetor nieczystości. Ciemna dziura w ulicy miała nie więcej niż siedemdziesiąt centymetrów średnicy. W ścianę szybu wmurowano żelazne klamry, po których można było zejść na dół jak po drabince. Półtora metra poniżej poziomu ulicy, szyb otwierał się na znajdujący się poniżej kanał. Bezpośrednio pod dziurą w stropie płynęła powoli cuchnąca maź, na powierzchni której unosiły się odpadki i co twardsze ekskrementy. Rzeka gówna miała półtora metra szerokości, a okalające ją po obu stronach chodniki połowę po siedemdziesiąt centymetrów. Ten, kto schodził pierwszy musiał jeszcze wysunąć półtorametrową drabinkę i oprzeć ją o brzeg kanału, aby dostać się na chodnik. Korzystając z prostej mapy bez trudu dotarli do miejsca, znajdującego się bezpośrednio pod wylotem szybu wentylacyjnego, którym do kanałów dostał się zmutowany goblin. Celem owego szybu, jednego z wielu znajdujących się wewnątrz murów miejskich, było niedopuszczenie do nadmiernego gromadzenia się wybuchowych gazów w tunelach. Pierwotnie wyloty tych tuneli były zakratowane, ale z czasem pręty pordzewiały i porozsypywały się. I właśnie o resztki stalowego druta musiał zahaczyć goblin podczas swojej ucieczki. Ścianę szybu i posadzkę bezpośrednio pod nim znaczyły wyschłe już krople zielonkawej juchy. |
|
Kanały... Z bliska wyglądało to jeszcze gorzej, niż się tego Axel spodziewał. Bród i smród... i - prawdę mówiąc - nie bardzo było gdzie postawić nogi. Spacer szerokim trotuarem to zdecydowanie nie był, a kąpiel w ściekach z pewnością nie mogła być przyjemna. No ale skoro płacili... Jakimś plusem było to, że goblin się poharatał i zostawił po sobie ślady. - Skoro jest ślad, to za nim idziemy - powiedział - zanim się nam nasz goblin utopi w tych ściekach. |
Po drodze do karczmy Lothar, nie chcąc brudzić ani bogatego stroju, ani nawet stroju podróżnego kupił tanie zwykłe ubranie, wiedząc, że wyrzuci je zaraz po "misji". Przez chwilę szukał nieprzemakalnych butów, ale szybko zrezygnował i kupił najzwyklejsze - jak się dowiedział, jeśli ześliźnie się z chodnika to potrzebowałby rybackich butów do ud by się nieczystości nie wlały mu do butów. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:31. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0