Leopold, na ile mógł, oczyścił oblicze krasnoluda i ułożył go w godnej pozycji, kawałkiem szmaty zakrywając ranę. Następnie spróbował otworzyć klapę nad nimi, by w dziennym świetle ocenić, czy są na niej ślady krwi - czy użyto jej do zrzucenia zwłok krasnoluda. -Pijaczyna czy nie, jego pobratymcy będą chcieli urządzić mu pogrzeb - powiedział - do złapania jednego goblina z pewnością wystarczycie, ja zawiadomię władze o ciele. O ile klapa prowadzi na powierzchnię... |
|
|
|
Szkiełko z pomocą co roślejszych kompanów wdrapał się na górę i szybem dotarł pod samą klapę. Już z bliska, nawet jej nie ruszając, widział, że od długiego czasu nie była otwierana. Na całym obwodzie zgromadziły się nieczystości i porastające je śluzowate glony. Cały właz, podobnie jak drabinka były pokryte rdzą i skapującym z góry błotem. Nie widać tu było żadnych śladów, wskazujących, że ktoś w przeciągu kilku ostatnich godzin otwierał właz. Trop goblina wiódł w kierunku murów miejskich, wciąż głównym kanałem. Przy murach tunel gwałtownie skręcał. Kawałek za zakrętem znajdowały się niewielkie drzwi. Drewniane, całkowicie pozbawione ozdób i pomalowane na brązowy kolor. Nie miały ani kraty, ani wizjera, ani nawet klamki bądź gałki. Wyglądały na nieużywane od dawna. Trop goblina wiódł dalej prosto. Widać było, że zielonoskóry zatrzymał się na chwilę przy drzwiach, ale widocznie nie mogąc ich otworzyć poszedł dalej. Gdzieś z przodu dobiegały coraz to głośniejsze piski. Chwilę potem można było odnieść wrażenie, że powierzchnia chodnika zaczyna falować i poruszać się. A do tego ta bezwładna masa zbliża się coraz bardziej. Jeszcze moment i można było rozpoznać z czym mają do czynienia. W ich stronę pędziło stado szczurów, wypełniając chodnik, a co poniektóre gryzonie wpadały do kanału i płynęły naprzód bądź wspinały się na trotuar po przeciwnej stronie. Wszelkie działania zmierzające do odpędzenia rozszalałych zwierząt nie przyniosły rezultatu i stado po prostu przebiegło między nogami bohaterów, łaskocząc i kąsając, aby po chwili zniknąć gdzieś z tyłu. Szukanie śladów goblina stało się jeszcze trudniejsze. Przy kolejnej studzience i rozwidleniu, Maximilian spędził sporo czasu chodząc tam i z powrotem, jednak w końcu trafił na ślad i powędrowali znowu w kierunku centrum miasta. Najwidoczniej goblin krążył po tunelach bez celu. Doszli do następnego rozwidlenia i znowu sporo kosztowało łowcę nagród by natrafił na ślad, a ten powiódł awanturników w kierunku miejsca, gdzie znaleźli ciało krasnoluda. Znowu trafili na drzwi. Te miały kratę umieszczoną na wysokości twarzy, a do tego wyraźnie na nich widać było ślad stopy goblina, który najwyraźniej musiał wleźć do środka znajdującego się za drzwiami pomieszczenia. Przyświecenie sobie latarnią i jedno spojrzenie do wnętrza wystarczyło, żeby zorientować się co to za miejsce. Piwnica była wysprzątana, a na jej środku wymalowano otoczony miedzianą obręczą pentagram. W jego rogach stały świeczniki, z pozatykanymi w nie świecami, a środek figury zdobiła wymalowana, teraz pokryta jakąś nieregularną plamą głowa rogatej bestii, wokół której z kolei coś napisano. Jednak zza drzwi nie dało się odcyfrować napisu. |
|
Klapa była nie do ruszenia od dołu. Szkiełko ruszył za innymi. Przy użyciu dostępnych mu narzędzi usiłuje otworzyć zamek drzwi, jeżeli się to nie uda - poluzować i wyjąć metalowe pręty, by zajrzeć od środka. Jeżeli drzwi broni jakaś zasuwa, czy belka, można skonstruować "wędkę" - kawałek drewna z pętlą na końcu - i przepuścić między prętami, by podnieść skobel. Byli tacy, co specjalizowali się w dokonywanych w ten sposób kradzieżach - starczyło wyjąc gomółkę szkła z oprawy okna czy witraża, wykorzystać dziurę w błonie okna.... |
Najpierw napastliwa, mackowata gslareta, potem trup krasnoluda, następnie stado przerażonych szczurów. A jakby tego wszystkiego było mało pojawił się jeszcze jakiś pentagram. Czy to wszystko warte było garści złota? Axel powoli miał wątpliwości. - Oby nasz goblin nie zawędrował zbyt daleko - powiedział, obserwując jak kompan zmaga się z drzwiami. |
|
Zingger poświecił latarnią do środka komnaty. Zamarł gdy dojrzał plugawe szczegóły. Uczynił od razu znak Ranalda dla kurażu. - Tośmy się wpierdolili, Panowie. Gówno w kanale, to najmniejszy nasz problem. - skwitował. Zaraz jednak uspokajająco poklepał Szkiełko po plecach podczas pracy nad drzwiami. "Ostatnia rzecz, to morale w grupie obniżać, Panie Zingger" - skarcił się w myślach. - Gdyby trzeba coś potrzymać, przekręcić, po prostu pomóc, Herr Szkiełko, to mówże. Palce mam gibkie - zadeklarował. - Panie Techler, to jest ani chybi czarnoksięskie lokum. Te napisy, zapewne w jakimś martwym języku, ten pentagram, poroże. To nie miejsce schadzek gospodyń miejskich Bogenhafen. Trzeba to będzie spalić, zniszczyć. Nikt nie powinien mieć z tego pożytku. Nikt - powiedział patrząc znacząco magowi w oczy. - Jesteście pewni, czy to, aby nie pułapka? Mi te symbole mroczne niczego nie mówią... |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 10:48. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0