|
Zniecierpliwiony Ulli wyczekiwał chwili wyjazdu. Nie chciał przeszkadzać Aslaakowi w pakowaniu wozu. Co rusz wyglądał ze stajni sprawdzając czy nic podejrzanego się nie dzieje. - Mam nadzieję, że nie jest to cisza przed burzą - pełen pesymizmu powiedział do kompana. |
Bydlę, jak się okazało, było nie tylko z piekła rodem, ale i jadowite. Ręka Gerharta puchła, jakby ją wsadził do gniazda os, a to, co powidziała zielarka, nie mogło poprawić humoru łucznika. Który był na najlepszej drodze do tego, by zostać jednorękim wojakiem... a później żebrakiem. Jako że wizja ta za grosz mu nie odpowiadała, więc zabrał się (w miarę swych skromnych możliwości) za pomaganie w przygotowaniach do jak najszybszego wyjazdu. |
|
- Nie liczyłbym na znalezienie tego zielska w lesie samemu - powiedział Albrecht, kiedy opuścili znachorkę. - Przynajmniej nie w czasie, który jest nam dany. |
W drogę do Gebersdorpu ruszyli wraz ze świtem. Żeby zrobić miejsce na rannych należało nieco przeładować wóz a żeby niewinny Lagerek nie zdechł z wysiłku po drodze trzech ludzi musiało iść obok wozu. Każdy z szóstki chwatów miał wtedy chwilę na własne przemyślenia. Ulli niemal maniakalnie rozglądał się na boki za każdym szelestem i złamaną gałązką. Wypatrywane wilcze ślepia nie pokazywały się, co przecież wcale nie znaczyło, że bestie odpuściły. Bardag trawił po raz kolejny i kolejny odpowiedź zielarki, która napawała go wieloma wątpliwościami. Powiedziała ona, że uczony medyk znajduje się w Wördern lecz nic jej nie wiadomo by gromadził leki. Jego życie wisiało na jednej z dwóch równo obciążonych szal wagi. Pozostawało tylko jedno pytanie: jak zareagują miejscowe krasnoludy gdy do ich miasta zawita Bloodaxe, ta marionetka na usługach zniewieściałego i bezrozumnego paniczyka? Podobne wątpliwości targały Gerhartem, bowiem im bliżej Wördern tym bliżej do ziem barona de Toll. Czy możliwe, że zadry z przeszłości miały go dosięgnąć właśnie w tej chwili słabości? Musiał wybrać szybką i forsowną podróż w niebezpieczny dla niego region lub opłakane konsekwencje zdrowotne. Myśli Aslaaka błądziły jedynie wokół następnej partii piwa. Błądził wśród receptur i składników tak długo, aż zasnął. Lagerek niezawodnie prowadził do domu. Za wozem wolnym krokiem podążali Albrecht i Emmerich. Ten drugi wciąż analizował w głowie twarze napotkanych nad ranem osób: wieśniaków, rolników, rzemieślników i handlarzy którzy przyglądali mu się zewsząd. Było ich tak wielu, że spacerując traktem pośród drzew wciąż jeszcze czuł na sobie ich spojrzenia i nieodgadnione emocje. Z drugiej strony cieszył go szybki zakup odpowiedniego oprowiantowania lecz uczucie zadowolenia majaczyło jedynie w tle rozmyślań. Słońce stało już wysoko gdy zawitali w gościnne progi gospody starego Wiktora. Zlokalizowana ona była na samym początku wsi, tuż za rozjazdem. Za gospodą, wzdłuż drogi, ustawiono kilka średnich i małych domów gospodarczych. Za wsią znajdowała się jedynie dolina rzeki. |
Baron de Toll... Nie da się ukryć, że Gerhart był daleki od entuzjazmu. Fakt, że znał tutaj niemal każdy kawałek terenu, ale okoliczności, w jakich opuszczał to miejsce nie należały do tych, które miałby ochotę powtórzyć. Faktem było, iż nikt go wtedy nie szukał, ale mimo wszystko było parę osób, których nie chciałby już nigdy spotkać. Co prawda baron Toll też nie chciałby go już oglądać (co dość jasno dał do zrozumienia podczas ostatniego ich spotkania), ale od tamtego czasu minęło kilka lat, kilka blizn, parę kilogramów. Ojciec by go nie poznał, a baron miał tendencję do szybkiego zapominania twarzy i nazwisk tych, co stali niżej od niego w hierarchii społecznej. Ale dla Gerharta i tak spotkanie takie byłoby miłe. Chyba że pan baron leżałby w trumnie. - Parę mil stąd - powiedział - mieszkał zielarz. Nawet jeśli nie będzie mieć tych kwiatków, to z pewnością będzie wiedzieć, kto je ma. |
"Noc była jasna, choć tylko Morrslieb świecił swym budzącym strach blaskiem, szedł wraz z Hernamen przez dobrze im znaną scieżkę w lesie niedaleko Gebersdorpu. Byli parę kilometrów od domu, nie spieszyli się. Śpiewali wspólnie by dodać sobie odwagi, gdy nagle usłyszeli za sobą szczęk metalu o metal. Jak jedn odwrócili się w kierunku dźwięku, a to co ujrzeli było jak sen, straszliwy sen. Pozbawiona głowy zbroja trzymająca się w pionie tylko dzięki czarnej magii kroczyła w ich kierunku. Przed zbroją jak by wiedzione niewidzialną ręką świtały klingi dwóch świecących trupiobladym światłem mieczy, co rusz uderzając jeden o drugiego. - Biegiem - krzyknął Ulli do Hermana, którego nie trzeba było namawiać do tego by ulotnić się stąd jak najszybciej. Biegnąć przez las słyszeli coraz blizej metaliczne odgłosy. Pech chciał, że Herman przewrócił się o wystający korzeń drzewa. Złowieszczy chichot jak stado os otaczał ich z każdej strony. Ulli zatrzymał się niedaleko Hermana, który próbował wstać, tylko po to by po chwili upaść z odciętą głową" |
|
|
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:26. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0