lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [WFRP 1.ed] Bracia krwi 2. Łabędzi śpiew (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/17743-wfrp-1-ed-bracia-krwi-2-labedzi-spiew.html)

Kerm 10-08-2018 06:56

Co nagle, to po diable. Tak przynajmniej powiadali niektórzy, ale Gerhart wiedział, że czasami lepiej wykorzystywać od razu okazję, skoro się nadarzyła. Kto mógł wiedziec, czy za parę uderzeń serca nie będzie, jak powiadają, po ptakach".

- Czas to pieniądz, jak powiadają - odpowiedział przewoźnikowi. - Dopijcie i płyniemy, tylko z karczmarzem dwa słowa zamienię.

Podszedł do lady i zamówił trochę chleba, kiełbasy i sera. Nie miał pojęcia, czy tak od razu trafi tam, gdzie chciał, a łażenie o pustym brzuchu nie było niczym przyjemnym.

Feniu 10-08-2018 07:57

- Wolę nie - odpowiedział młodszej siostrze. Nie miał zamiaru widywać się ze szwagrem, gdyż nigdy za sobą szczególnie nie przepadali. - Wolę pobyć trochę z wami - zaśmiał się - tu przynajmniej wiem czego mogę się spodziewać.

Widząc podejrzliwość Emmericha, sam zaczął jeść by dać przykład, że kto jak kto ale jego rodzina nie powinna otruć gości którzy przychodzą do karczmy jego dziadka.

- Cieszę się, że pomożecie moim przyjaciołom - rzekł do gościa który proponował przeprawę przez promem. Do towarzyszy zaś rzucił - czy jest konieczność bym wyruszył razem z wami?

Hakon 10-08-2018 10:19

Bardag popatrzył na ślepego i starszego mężczyznę z wyrzutem. Chciał mu coś odburknąć, ale odpuścił.
- Nic godnego uwagi Twojej człeczyno.- Odparł i kiwnął głową Gerhartowi.
- Weźmiesz i dla mnie? Z tymi łapami nie chcę po sakiewkach grzebać.- Dodał za odchodzącym ponownie cicho.

Fyrskar 12-08-2018 23:43

Albrecht miał wrażenie, że patrzy na karczmę jak przez mgłę. Po wydarzeniach ostatnich dni stracił ochotę na przebywanie z nieznajomymi ludźmi.
- Lepiej się pośpieszmy - upomniał Gerharta, jakby to jego ręka była bliska odpadnięcia. - Czas jest dla nas teraz na wagę złota.

hen_cerbin 12-08-2018 23:57

Emmerich dojadł zupę, wytarł miskę chlebem i otarł usta rękawem. Coś mu się tu nie podobało. Było za miło i zbyt rodzinnie. I wszyscy się na niego patrzyli, albo takie miał wrażenie. Dotknął kolby kuszy pod ubraniem by się uspokoić i wstał od stolika.
Był już gotów do drogi. Nie gadał o tym, po prostu podszedł do reszty szykujących się do wyjścia kompanów.

Avitto 14-08-2018 09:40

Nie było żadnego powodu, dla którego Ulli miałby ruszyć w dalszą tułaczkę. Gromada chwatów w okrojonym a także nieco zmienionym składzie dojadła, uzupełniła zapasy jedzenia i ruszyła za przewodnikiem przez wioskę. Pożegnanie było krótkie i niezbyt wylewne.
O ile dorośli w zajeździe starali się zgodnie z zasadami gościnności zachowywać taktownie to dzieci zbite w grupkę na drodze bez skrępowania pokazywały Bardaga palcami. Niemal wszystkie z rozdziawionymi buziami. Odniesione przez krasnoluda obrażenia przerażały a objawy choroby budziły jednocześnie odrazę i ciekawość.

Po kilkunastu metrach skręcili w lewo między budynki zagrodowe. Za nimi teren dość gwałtownie opadał. Po kilku minutach dotarli do obiecanego promu – tratwy zdolnej pomieścić wóz lub czworo jeźdźców lub dwunastu pieszych. Przez rzekę przewieszona została gruba lina a ruch odbywał się za pomocą tyczek.
No właśnie. Przewoźnik podrapał się w głowę spoglądając na tratwę.
- Poradzimy. Wy będziecie pchać, ja z tobą naciągniemy linę a starszy sobie odpocznie akurat przed dalszą podróżą - szybko rozdzielił zadania.
Respekt przed wodą musiał zostać przełamany. Do pokonania była trzydziestometrowa, ciemnozielona wstęga.
Zatrzeszczały deski, zakołysało pod nogami.

Kerm 14-08-2018 10:28

Pobytu w gospodzie (i w ogóle w wiosce) Gerhart wolał nie przedłużać. SKoro znalazł się ktoś, kto miał ochotę przeprawić ich na drugi brzeg, to należało z takiej okazji skorzystać. I to jak najszybciej, bo każdy wiedział, że niewykorzystane okazje się mszczą.

Prom wyglądał prawie tak jak wtedy, gdy Gerhart widział go po raz ostatni. No... przybyło mu parę lat i przeowźnik był inny, ale łucznik nie zamierzał wypytywać, co się stało w poprzednikiem.

- Pomożemy, a jakże - zapewnił, po czym chwycił za jedną z tyczek.

Hakon 14-08-2018 22:36

Bardag czół wzrok wszystkich na sobie. Wiedział, że ze względu na Ulliego i Asslaka nikt do niego się nie przyczepiał ale liczyli, że wreszcie opuści to miejsce.

Idąc przez osadę natrętne dzieci wskazywały na niego. On sam nie zwracał na nie uwagi i tak miał się źle fizycznie i nie chciał dodawać jeszcze kiepskiej formy psychicznej. Lata walki na arenach uzmysłowiły mu to dobitnie. Trzeba było mieć umysł czysty i skupiony na celu a nie przejmować się drobiazgami.

Na promie mruczał tylko pod nosem, ale nie ociągał się i zajął wyznaczone miejsce dla siebie. Chciał jak najszybciej znaleźć się na stałym lądzie.

Fyrskar 14-08-2018 23:15

Normalnie pewnie zabrałby się do pomocy przy tyczkach jak pies do jeża, ale od śmierci brata było mu wszystko jedno. Może gdyby zaharował się na śmierć, opuściłyby go koszmary, tak jak opuściła go chęć do życia.

Praca jednak nie była wystarczająco ciężka.

Zmaganie się z siłami natury przy lekkim prądzie wody i bezwietrznej pogodzie dało każdemu z mężczyzn chwilę relaksu. Wysiłek był krótki i niewyczerpujący a gdy na drugim brzegu sięgnęli do sakiewek przewoźnik wesoło zagadnął.
- Tyle, co na piwo. Wyście znajomi Wiktora, a ja po żniwach jestem. Wrócić tu po was kiedy?

- Postaramy się wrócić jak najszybciej, ale sami wiecie, jak to jest. - Gerhart wyciągnął z sakiewki sztukę srebra. - Las jest lasem i raz zmitręży się chwilę, innym razem człek i godzinę i więcej potrzebuje, jak z dróżki zboczy. Przed wieczorem być powinniśmy, ale po prostu nas wypatrujcie od czasu do czasu. Wszak lepiej w gospodzie przy piwie siedzieć, niż na pustym brzegu.

- Dajcie zatem znak pochodnią, będę was wyglądał.


- Mamy może pochodnie jaką? - Albrecht zerknął na kompanów - Starczy światło latarni? Nie mam pewności, czy będzie waści tak łatwo dostrzec ją z drugiego brzegu. - zwrócił się do przewoźnika.

- W końcu ta rzeka nie jest taka szeroka - zamiast przewoźnika odpowiedział Gerhart. - A w razie czego rozpalimy ognisko.

Gerhart zapłacił i rozwiązał sprawę powrotu. Nie było co więcej gadać. Emmerich wyjął kuszę i pilnował brzegu. Jeśli czekała na nich zasadzka, to moment wyładunku był idealny by ich zaatakować.

Bardag również zszedł na ląd i było słychać tylko westchnienie ulgi.
- Nie znoszę pływania - szeptem, pod nosem ozwał się khazad. Wyjął topór i trzymając w sprawniejszej ręce czekał na kompanów.

- Bywajcie zatem - odrzekł przewoźnik i ruszył w drogę powrotną.

- Gdzie teraz człeczyno?- Zwrócił się do Gerharta zniecierpliwiony były szampierz.

Hakon 20-08-2018 22:51

Miejsce, w którym zeszli na brzeg z obu stron gęsto porastały trzciny. Za nimi roślinność stawał się raptownie wysoka, dominowały tam drzewostany brzóz i olch. Jedyną drogą w głąb olsy była ścieżka o szerokości jednego wozu, widoczna choć porośnięta świeżą trawą. Dalej teren wznosił się przechodząc jednocześnie w bór.
- Chyba dawno tu nikogo nie było - powiedział Gerhart, rozglądając się dokoła i pod nogi spoglądając co chwila. - Ale i tak uważać trzeba. Dawni mieszkańcy tej okolicy czasami najpierw woleli strzelać, niż pytać, kto w gości idzie.
Wydał dźwięk przypominający w znacznym stopniu skwir atakującego jastrzębia. Jeśli Gloger był w okolicy, to Gerhart miał nadzieję, że rozpozna stary sygnał.
Albrecht obserwował otoczenie. Jego niewprawne oko widziały tylko nieregularny szpaler drzew, kępy krzewów i nic więcej. Zacisnął dłoń na rękojeści Furchtschwerta.
Emmerich patrzył pod nogi. Głównie dlatego, że nie szedł ścieżką, a przekradał się obok w podejrzanych miejscach. Szukał pułapek. Śladów ludzkiej obecności. A czasem zaglądał w niebo i nasłuchiwał, by zobaczyć, czy ptaki się nie niepokoją. W karczmie przynajmniej wrogowie byli widoczni… Tak czy inaczej, kiedy Gerhart dał sygnał, pozostało tylko czekać.
Rozłożył się wygodnie na trawie udając, że śpi. Niby przypadkiem ułożył się tak, by jeden bok osłaniał mu głaz. Kusza miała tę przewagę nad łukiem, że jakby co to można strzelać z niej nawet leżąc. I czekał, nasłuchując zmian w śpiewie ptaków.
Bardag szedł drogą. Nie był na siłach ani w humorze włóczyć się jak Emmerich po krzaczorach. Jednak kiedy zatrzymali się i Gerhart dał znak khazad westchnął i pokiwał głową.
- Ile tak zamierzamy tu czekać? A jeśli w okolicy go nie ma? - zapytał kompanów siadając na głazie koło Emmericha z bronią na kolanach.

Sygnał Gerharta pozostał bez odpowiedzi. Na gałęzi oddalonego o kilkadziesiąt kroków drzewa dostrzegł jednak sieć, co było ewidentną oznaką bytności człowieka. Pułapkę dostrzegł również Emmerich, który nie doczekawszy się na kogokolwiek w końcu wstał i przetrząsając zarośla odnalazł także biegnącą przez bagnisty teren wzdłuż rzeki ścieżkę.
Pułapkę wskazał ręką, nie było potrzeby gadać. Ale ścieżka nie była aż tak widoczna z głównego “traktu”.
- Tam jest coś co może być ścieżką. Może tylko wydeptana przez zwierzynę. Ale może i nie tylko... - stwierdził.
- Ten twój znajomek chyba rzeczywiście nie ma ochoty się z nami widzieć - Albrecht mruknął do stojącego obok Gerharta. - Ciekawe, czy to pułapka na potencjalny obiad, niespodziewanych gości takich jak my... czy może dla gospodarza jedno równa się drugiemu...
Podrapał się po karku i westchnął.
- Idziemy tą podmokłą ścieżką? Nie wygląda zbyt przystępnie.
Krasnolud nie wiedział z początku o czym mówią towarzysze, póki sam nie zauważył pułapki.
- Coś mi się wydaje, że problemy to jeszcze nas nie opuściły - skwitował Bardag i gotował się do drogi za przewodnikiem.
- Obie drogi prowadzą do tego samego celu - powiedział Gerhart. - Ta mniej widoczna jest dłuższa i prowadziła przez taki niepewny mostek. Bogowie tylko wiedzą, czy jeszcze stoi, bo już wtedy wymagał pewnej naprawy, a Gloger leniwy był nad podziw i ograniczał się do tego, co konieczne. "Kto chce się ze mną spotkać, to się i w błocie może taplać", mawiał. Ale wilczych dołów nie kopał. Na tej wygodniejszej niespodzianki można spotkać, jak tamta sieć. Jak kto wody nie lubi zbytnio w butach, to lepiej mu będzie tą szerszą iść. Tylko oczy trzeba szeroko otwierać.
- Woda w butach czy bełt w trzewiach, hmm… Mamy linę, by w razie czego ubezpieczyć się na mostku?
- zapytał Emmerich.
- Od razu bełt... - Gerhart pokręcił głową. - Chodziło o to, by zniechęcić niektóre osoby, a nie by posłać je w objęcia Morra. Z truposzami te są kłopoty, iż ciało usunąć trzeba, a potem jeszcze krewni i znajomi nieboszczyka larum podnoszą i szukać zaczynają. No i od trupa nie da się dowiedzieć, jaka sprawa go tu sprowadziła - dodał, ruszając szerszą drogą i bacznie wypatrując kolejnej niespodzianki. Którą - jeśli Gloger obyczajów zbytnio nie zmienił - powinien być szkielet. Mała sugestia na temat tego, co spotka intruza, jeśli nie zawróci.
- Mi tam wszystko jedno, co mnie spotka - odpowiedział spokojnie Albrecht. - Ale podejrzewam, że niektórzy mają większy dylemat w tej kwestii. Ja się dostosuję.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:40.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172