lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   [Warhammer 2ed.] Niemartwi (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/17944-warhammer-2ed-niemartwi.html)

Phil 12-11-2018 16:04

Wszystko działo się tak szybko, za szybko. W jednej chwili stał w klasztornym pomieszczeniu, a w następnej ... No właśnie, Harald sam nie wiedział gdzie. Dopiero po chwili jego umysł zaczął składać kolejne części układanki. Zaklęcie... postać zjawy... nieumarli... walka. Znajdował się w jakimś lesie, mrocznym i przerażającym, ale ten efekt być może powodował brak kolorów. Czy coś stało się z jego wzrokiem?

Rycerz rozglądał się niepewnie. Nigdzie nie widział tych, którzy mieli mu towarzyszyć, był sam. Nie, jednak nie, zobaczył jakieś postacie, chyba ludzkie... uciekające przed pogonią jakichś stworów... Morryta nie widział dokładnie szczegółów z tej odległości. Rozejrzał się szukając Leona i Ola, ale zamiast nich ujrzał niedaleko za sobą opartą o drzewo elfkę, wyraźnie przestraszoną. Uniósł rękę w próbie uspokojenia jej, ale gdy wypowiadał słowa otuchy, których sam nie słyszał, kobieta otwarła szeroko oczy i wyglądała, jakby miała zaraz uciec. Urwał gwałtownie. Pogarszał tylko sytuację. Zza bluzy wyciągnął naszyjnik z krukiem w nadziei, że to jakoś pomoże w wyjaśnieniu sytuacji. Pokazał ręką z wyciągniętym palcem w stronę grupy potworów i ruszył w tamtym kierunku. W końcu przybył tu w konkretnym celu.

Miał nadzieje, że elfka i dwie postacie ścigane przez stwory jakoś mu pomogą.

Obca 12-11-2018 17:40


Ten las był cichy, nienaturalnie cichy, dla młodej elfki wydawał się martwy, nie, niemartwy chory, albo splugawiony. Nienaturalny. Mroczny. Niegościnny. Groźny. Spragniony. Wszystko to zmieszanie w chaotyczną, nie gościnną atmosferę, od której ciarki przechodziły po ciele.
“Odwagi Sowo, to tylko las, sam z siebie nie jest zły…” pocieszała się przemykając między drzewami. “...to nie lasu powinnaś się bać, tylko tego co w nim mieszka”
Nagle! Odgłos. Paniki. Ucieczki. Bieg. Dyszenie. Strach. Wolny chód? Więcej osób?
Widok uciekających postaci śledzących ich powolnych istot. Coruja już miała ściągać łuk z pleców i biec na pomoc, kiedy widmo zmaterializowało się na jej drodzę.




- …! - Ręka odruchowo zakryła usta by nie krzyknąć. Serce załomotało w piersi z niespodziewanego widoku. Elfka wstrzymała oddech, obserwując zjawę.
“Czym jesteś?!”
Zjawa wyglądała na ludzkiego mężczyznę, wydało przez chwile straszne wycie. Potem wskazało w stronę wcześniej wdzianych ludzi. Widno nie zaatakowała, więc dziewczyna zostawiła zjawisko i pobiegła w stronę uciekających mężczyzn.
Kiedy była w odpowiednio bliskiej odległości złapała swój klanowy łuk i zaczęła wypuszczać pociski, w idące wolno potwory.

Avitto 13-11-2018 13:37

Jeszcze głębiej w las

Uciekający mężczyźni nie spoglądali wiele za siebie cały wysiłek wkładając w niosące ich pośród niskiej, bagiennej roślinności kończyny. Wystrzelona kusza w dłoniach jednego z nich podpowiadała w jaki sposób znaleźli się w lesie. Natrafienie na agresywną grupę nieumarłych podczas polowania dla rozrywki musiało być niezwykłym pechem.
Strzały Coruji nie chybiały i opóźniały dalszy marsz nieumarłych zombie. Zdążyła wypuścić ich kilka nim kolejne zjawisko zmroziło jej krew w żyłach na kilka chwil. Podobnie jak wryty stanął jeden z uciekających mężczyzn lecz towarzysz pociągnął go dalej za ramię.
Las stał się miejscem nieprawdopodobnej, magicznej walki wraz z pojawieniem się dwóch kolejnych, niebieskawych zjaw. Wraz z pojawieniem się braci morrytów nowa nadzieja wstąpiła w Haralda i dodała mu animuszu. Ruszył do ataku zręcznie wymijając powolne stwory i nacierając morgenszternem z szermierczą precyzją. Olgierd i Leon walczyli odmiennym sposobem. Ignorując niknące w ich eterycznych ciałach brudne łapy i pordzewiałe resztki broni skupiali się na dosłownym przeniknięciu cząstką swojej postaci ciał swych przeciwników. Zwykle trzy lub cztery dotknięcia morryty wystarczały, by bestia upadała bezwładnie na ziemię. Pierwsza szarża zakonników pochłonęła niemal połowę truposzy.
Elfka znalazła się w bezpiecznej odległości od widowiskowego starcia. Trzy bliźniacze widma masakrowały truposze już samym poruszaniem się podczas gdy dwaj myśliwi oddalali się znad bagniska. Niska szata nie umożliwiała im jednak zniknięcia elfce z oczu.

Obca 13-11-2018 14:03


Coruja przesuwała się powoli do przodu, chciała dojść do miejsca gdzie ustrzeliła pierwszych zombie. Niestety strzały to broń która się kiedyś kończy, a kiedy teraz pojawiły się dwie kolejne zjawy i zaczęły powalać nie martwych, nadarzyła się dobra okazja.
Pozwoliła tamtej dwójce uciec, pewnie i tak by się nie zatrzymali i pomogli przerażeni tym widowiskiem, zombi, zjawy, chaos i strach.
Sama miała czas by się nad tym zastanowić. Jej ręce w wieloletnim wyuczonym odruchu strzelały do kolejnych celów które wyłapywało jej oko. Pozwoliła duchom zająć się pierwszą linią a sama wybierała dalsze cele. Widząc jak trzy przedzierały się przez kolejne żywe zwłoki elfka miała nadzieję, że nie wybiorą jej za cel jak skończą z aktualnymi.
Dziwne, martwe dusze i martwe zwłoki walczące ze sobą. Zawsze lepiej niż by razem zabijały wszystko inne. Czy powinnam marnować strzały? Nie wygląda jakby te istoty miały problem z przeciwnikiem” Potem przypomniała sobie gest pierwszej widzianej zjawy. “Ta może na razie zrobię co sugerowała pierwsza, jeszcze w niezadowoleniu stwierdzą ze rozszarpią mnie.”

Kerm 13-11-2018 14:30

Z nogą Benedykty było wszystko w porządku, podobnie jak i z jej sposobem myślenia. Eryastyr myślał dokładnie tak samo - z dwoma tuzinami umarlaków, nawet wspomagani przez garść strażników, mieliby mniej więcej takie szanse, jak kawałek masła na patelni.

- Z pewnością ten, kto ich przywołał, planuje coś bardzo złego - powiedział. - I masz rację. Na pewno zbiera poważne siły, z jak już wszystkich zbierze, to jak walec przejdzie po wszystkich, co staną mu na drodze.

- Uprzedzę wojaków, a potem pójdziemy do miasta
- zaproponował. - Może przekonamy mieszkańców, by się zmobilizowali.

Pewną szansą byłoby rozbijanie pojedynczych grup truposzy, ale do tego musieliby mieć więcej walczących.

Phil 15-11-2018 17:51

Elfka wypuszczała strzałę za strzałą, ale Harald nawet tego nie zauważał. Wpadł razem ze swymi dwoma eterycznymi towarzyszami w sam środek żywych trupów. Niby pamiętał, że nie są w stanie mu zagrozić, ale odruchy zostawały odruchami. Unikał ciosów zadawanych przez te stwory, samemu wykorzystując każdą lukę w obronie. Kula jego morgensterna przenikała przez ciała wrogów. To było dziwne uczucie, ale najważniejsze było to, że i tak potwory padały po nich na ziemię. Martwe już na dobre, miał nadzieję.

Wszystko szło dobrze, ale zostało jeszcze sporo przeciwników do pokonania.

Asmodian 19-11-2018 13:43

Rytuał był przecudowny. Sama radość latania tak pochłonęła elfa, że nie potrafił przez chwilę opanować drżenia kończyn. Wiatr śmierci smakował nieco inaczej, był jakby suchy, niczym piasek i spokojny jak tafla leniwie płynącej rzeki. A jednak doświadczenie było bardzo znajome, kiedy leciał w ciele kruka. Powiew wiatru był mu znany, tak jak wilgoć chmur, czy ten charakterystyczny, ostry zapach eteru, pachnący niczym powietrze po burzy.

Właściwie dopiero teraz jego umysł wrócił do rzeczywistości, analizując wszystkie szczegóły tego przedziwnego dnia. Opłacało się tu przyjść. Opłacało się przebijać przez magiczne zapory tego miejsca, aby doświadczyć złożonej magii, którą przed nimi odkryto.

Elf spojrzał z zaciekawieniem na kobietę. Wydawała się początkowo taka senna, jakby pogrążona w marazmie. Wicher śmierci którym władała upodabniał kobietę usposobieniem do kapłanów ją otaczających. Wydawała się trwać niby w półśnie, pół jawie. Kiedy zaś postawiono ją przed perspektywą tak interesującego rytuału, pokazała jedną z cech, które Faeranduila w ludziach zawsze fascynowała. Ciekawość.
Zdolność ekscytowania się nieznanym, żądza zaspokajania tej chęci poznania była w ludziach tak silna, że byli oni skłonni ryzykować swoje życie aby ją zaspokoić. Poznanie, które elfom zabierało nie raz stulecia, a które musiało zawsze następować w zgodzie z prawami natury, wszechświata, i tradycji, ludziom zabierało jedynie ułamek tego czasu. A jednak stali tu oboje, trzymając w ręku kubki z kojącym naparem, przygotowanym przez przeora. Upił łyk, czując jego dobroczynne działanie.

- Ekscytujące doświadczenie, pani Mars, nieprawdaż? - zwrócił się do Elsy, patrząc na nią spokojnie.

Nami 21-11-2018 20:14

Docz z milordem Avitto i Dinozaurem Asmo.
 
Kolejni kapłani wstawali z podłogi by podjąć dla siebie pled i rozgrzewający napój. Z każdą chwilą stawali się coraz żywsi i rumiani na bladych dotąd twarzach. Na odpoczywającego elfa nikt krzywo nie spojrzał, co najwyżej z ciekawością. Nowa kapłanka również przyciągała wzrok. W jej przypadku przyłapani nie posyłali nawet zdawkowego uśmiechu a uciekali oczyma z co najwyżej obojętnymi minami. Kobieta jednak nie zwracała na to większej uwagi. Była zbytnio pochłonięta zdarzeniami, jakie miały miejsce. Dziwiło ją to, że wcześniej nigdy nie brała udziału w tak ważnych momentach życia klasztornego - czemu? Zastanawiała się niezbyt długo, w głębi serca czując, że nie chce już stąd odchodzić.

- Czy nie powinniśmy przyłączyć się do ludzi, którzy likwidują ożywieńce? Czy czekamy jeszcze na kolejny rytuał? - elf zagadnął spokojnie przeora. Wzrok Elsy podążył za mężczyznami oczekując odpowiedzi, której była ciekawa.

- Te potyczki będą niczym w porównaniu do tego, co nadejdzie już niedługo. Tu w klasztorze wiemy o nadchodzącym złu od wczorajszego wieczoru. Nasz pan ciągle daje nam nowe wskazówki, co daje dowód dużej wagi tej sprawy. Musimy ich dalej wypatrywać, póki nie znajdziemy sposobu zduszenia wampirzych intryg. Czekać i być gotowi na ostateczność - dywagował opat, posłyszawszy zadane pytanie.

- To znaczy, że masz czekać. Wyłuskanie z wróżb, nawet tak wyczerpujących jak lot nad omenami, prawdziwego sensu zajmuje czas. Wam zaś przyda się odpoczynek, jeśli chcemy wyjść żywi z tej inwazji.
Przeor wyglądał jak przebrany za kruka. Niesamowite wrażenie robiły pióra znikające w czarnym materiale szaty, zupełnie jakby wyrastały spod spodu. Kaptur na głowie opadał mu na twarz skrywając jego oczy. Mężczyzna pił słabe wino z drewnianego kubka zupełnie zajęty studiowaniem mapki i znaczników na niej rozmieszczonych.

Mapa została naszkicowana węglem na dużej, koziej skórze. Oznaczono na niej Siegfriedhof, trakt prowadzący na zachód przez las Jagerforst, z którego głębin przybyli kapłani Taala. Dodatkowe kamyki układane przez biorących udział w locie kapłanów skupiały się grupkami wokół klasztornego miasteczka. Jedno ze skupisk znajdowała się przy cmentarzu, a pozostałe dwa elf potrafiłby zlokalizować jedynie ponownie przyjmując postać kruka.
Faeranduil wzruszył popatrzył spokojnie na przeora, jakby badał nowe, interesujące znalezisko i jakby znudzony, zaczął chodzić dookoła pomieszczenia, spokojnym krokiem podziwiając ryty i rysunki widoczne na ścianach.

Elsa podążyła za nim wzrokiem, tak samo ciekawskim i zainteresowanym jak zawsze. Śledziła jego niespieszne kroki i potrafiła zrozumieć ten brak pośpiechu. Sama taka była, dokładna, powolna - choć on miał na to więcej lat życia, niż ona.

Kobieta odpoczywała jeszcze przez chwilę, gubiąc ze spojrzenia elfiego towarzysza. Był bezpieczny, nie musiała pilnować swojego przeznaczenia. Po chwili wstała, zachwiała się na moment i oparła o ścianę. Jeden, potężny wdech i spokojny wydech pozwolił zachować dalszą równowagę, spokój i powagę. Przeszła po pomieszczeniu wystukując swoje ciche kroki i oglądając się na innych. Szukała osoby, która zdawała się być najbardziej zlękniona i uciekająca spojrzeniem. Panna Mars wiedziała, że wzbudza w innych nieco grozy, więc nie wahała się z tego korzystać.

- Ty… - mruknęła spokojnie, choć jej ton głosu był suchy jak papier i tnący niczym brzytwa. Kucnęła przy jednej z bardziej przerażonych a może po prostu zmęczonych osób - … Długo tu już jesteś, prawda?
- W skali życia, niedługo
- odparł zaczepiony mężczyzna, którego łysa i poplamiona czaszka sugerowała sędziwy wiek. Odpowiedź nie usatysfakcjonowała kapłanki.
- Jestem Sigismund - przedstawił się i urwał bowiem spojrzał pannie Mars nieopatrznie prosto w oczy.

- Elsa Mars, śniąca - odpowiedziała zupełnie bez przekonania, jakby nie robiło jej większej różnicy kogo jak zwą. Nie pytała w końcu o imię, czyż nie?
- Widzę po mapie, że nie dzieje się dobrze. Wręcz gorzej, niż się spodziewałam. Morr ostrzegał mnie, ale zbyt pobłażliwie potraktowałam swoje - jego - proroctwo - poprawiła się kobieta i zmrużyła oczy, nie odrywając spojrzenia od Sigismunda.
- W mieście są osoby, które wybrane zostały w mych snach. Myślisz, że mogłabym poprosić kogoś, aby… ich ostrzegł? Przekazał coś? Skoro wolą Pana było sprowadzenie tutaj dwóch osób o wyczulonych zmysłach i jednego walecznego rycerza zakonu, a reszta została na miejscu, to i oni powinni wiedzieć co się dzieje, aby móc nas wesprzeć z miejsca, w którym są. Nie uważasz?

Elf słyszał większość rozmowy Elsy z Sigismundem, a jego długie uszy łowiły większość dźwięków w pomieszczeniu, i choć nie skupiał się zbytnio na całej rozmowie, podszedł do nich cicho dopiero, kiedy kobieta wspomniała o proroctwach. Stał spokojnie, wkładając dłonie w obszerne rękawy swojej niebieskiej szaty, i czekając na wyjaśnienia człowieka.Zawsze ciekawił go "ludzki" punkt widzenia.

Pół minuty zajęło Sigismundowi oderwanie się od mrożącego krew w żyłach wzroku Elsy.
- Opat zna sekret. Może okazać się bardzo pomocny. Znaczy, w pewnym tomie miałem okazję przeczytać o takiej metodzie, jaka… - Starzec zaplątał się we własnej wypowiedzi. Pomieszczenie było jednak na tyle małe, że przeor zainteresował się prowadzoną pod ścianą rozmową.

- Jeśli faktycznie śniłaś o przeznaczeniu tych ludzi, kapłanko, możesz zadbać o ich los na własną rękę. Mogę też Ci pomóc jeśli pomożesz mi modlitwą w sprowadzeniu wojowników z powrotem do ich ciał.

Kobieta spojrzała wpierw na elfa, który się do nich zbliżył, a następnie na przeora, na którym to zatrzymała swoje zimne spojrzenie przepełnione brakiem emocji i uczuć.
- Pomogę, nawet jeśli sama nie otrzymałabym pomocy. Jeden z tych wojowników jest moim rycerzem, a bez niego, cóż… - Elsa wzruszyła ramionami, a kącik jej ust uniósł się nieznacznie w uśmiechu - … jak bez ręki. Moje kolejne pytanie brzmi więc: kiedy zaczynamy?
- Jeszcze dosłownie chwila. Czuję jak napięte są ich liny życia.



Atmosfera w hali była równie napięta.

Avitto 21-11-2018 21:57

Trakt na zachód

- Ulli, gnaj, kurrrwa! - doszło Benedyktę i Eryastyra, gdy dotarli z powrotem na trakt. Elf zatrzymał się z ciekawości, dziewczyna za nim również. Chwilę później na drogę z gęstwiny naprzeciwko wyskoczyło dwóch mężczyzn: von Höcherko i dźwigający jego kuszę sługa Ulli. Szlachcic był wyraźnie zaskoczony ponownym spotkaniem elfa.
- Co wy tu? Zabrali powóz? Niech to! Biegnijcie z nami. Cała chmara żywych trupów ślamazarze się w tym kierunku. Są z nimi trzy duchy, świecą na niebiesko i zahipnotyzowały Ulliego! Ciągnąć cię musiałem, chamie! Do końca życia będziesz na służbie za to!

Gdy wspólnie dotarli całą czwórką do Siegfriedhofu przynajmniej mieli powód do zawracania kapitanowi głowy. Pomysł mobilizowania mieszkańców zszedł chwilowo na dalszy plan. Podobnie jak Ulli, który truchtał za swym panem jakby bez przekonania.
Wysłani z informacją strażnicy dotarli do swojego zwierzchnika kilkanaście minut temu i właśnie opuszczali strażnicę z powrotem w kierunku lasu. Dostali przykaz, by zabrać swych kompanów z powrotem za mury. Tymczasem von Höcherko wpadł do pokoju dowódcy jak wicher.
- Moimi śladami nadchodzi duża grupa truposzy. W dodatku na bagnie straszy. Sugeruję...
- Ależ panie, wydałem już stosowne...
- Milcz, aż skończę -
szlachcic popisał się marsową miną a kapitan go usłuchał.
- Wrota należy zawrzeć, przygotować płonące strzały i pozbyć się umarlaków nim zdążą rozsiać zarazę wszędzie wkoło!

Dla Benedykty mądrości panicza były zwykłym pierdoleniem. Jako jedyna w towarzystwie miała świadomość, że zombie nie roznoszą zarazy. Przynajmniej nie w normalny sposób. Objawy śmiertelnej choroby miał, według von Katafalka, jedynie co trzeci człowiek i co czwarty krasnolud zraniony przez podrapanie bądź ugryzienie.


Jeszcze głębiej w las

W mgnieniu oka po zombie maszerujących zombie pozostał jedynie smród porozrzucanych zwłok. Harald mocno odczuwał wzmagający się ucisk liny hamujący jego kroki. Gdy przeciwnicy zostali wybici sznur niemal wbijał się w jego bezcielesną powłokę.
Gwałtowne szarpnięcie pozwoliło mu na wykonanie raptem jednego, pożegnalnego gestu w kierunku obserwującej całą scenę walki łuczniczki. Ta przerwała zbieranie pocisków i obserwowała jak zwycięskie duchy rozpływają się w powietrzu podczas ruchu w górę. Jakby nadprzyrodzona siła wzywała ich wprost do chmur. Jeden duch ruszył w górę w dziwnej pozie. Podczas gdy pozostałe dwa miały sztywną wyprostowaną pozę ten jeden wznosił się niczym szarpany za pasek.
Coruja pozostała sama na skraju bagniska. Zły sen prysł tak szybko jak się pojawił.


Klasztor Boga Snów

Ciało Haralda było nieruchome. Gdy duch znalazł się w nim z powrotem zachłysnęło się powietrzem. Pozostali dwaj wojownicy również bezpieczni dochodzili do siebie. Zgromadzeni dotąd a odpoczywający kapłani rozproszyli się po budynku.
Nad leżącymi wojownikami stał pierzasty przeor oraz Elsa Mars. Trzymając się za dłonie niczym w niewinnym, dziecięcym tańcu wykonywali głębokie przysiady. Jeden z nich przyniósł kapłance ogromny zastrzyk boskiej energii, który przeor natychmiastowo spożytkował. Dwa oddechy później Harald zaczerpnął łapczywie powietrze.
- Miło wrócić bez niespodzianek, dziękuję - odezwał się Olgierd do przeora Nilsa i panny Mars. Harald mógł tylko wyobrażać sobie jakie jeszcze niespodzianki mogły towarzyszyć rytuałowi. Najwidoczniej to wsparcie kapłanki pozwoliło ich uniknąć.

- A teraz Twoi wybrańcy. Gdzie mogą być lub kogo tutaj znać? - Zapytał Elsę przeor głosem zupełnie wolnym od zmęczenia.


Ponura strażnica

Kapitan Roderick nie podjął się pyskówki ze szlachcicem. Ten zaś przemawiał i wydawał kolejne dyspozycje niczym nieświadomy, do kogo należy Siegfriedhof. Gdy skończył i wszyscy mieli się rozejść do pokoju wszedł strażnik. Jego zmierzwione włosy i zaspana twarz kontrastowały z wybałuszonymi oczyma. Stanął przed kapitanem i gośćmi w niekompletnym mundurze.
- Śniłem, panie kapitanie - wyznał bez cienia skrępowania na co dowódca otworzył szeroko oczy.


Klasztor Boga Snów

- Mów teraz - polecił Elsie Nils wzmocniony mocą jej modlitwy. Ta trzymając się za głowę wyglądała, jakby miała niechybnie upaść. Faeranduil przyglądał się jej uważnie by w razie potrzeby służyć ramieniem. Harald również był czujny, gotów zerwać się z rozłożonego na podłodze pledu.
Kapłanka zaczęła w końcu mówić a przeor powtarzał jej każde słowo głośno i wyraźnie. Jego postać spowijała gęsta mgła, która pojawiła się w pomieszczeniu wraz z bólem głowy Elsy Mars.

Obca 22-11-2018 14:38

Po zakończonej potyczce Coruja patrzyła jak zjawy zaczynają znikać, a właściwie wznosić się w niebiosa. - Powodzenia zagubiona duszo !- zawołała do tej którą widziała jako pierwszą, uniosła rękę i pomachała jej na pożegnanie .



Rozejrzała się następnie, wraz z nią był już tylko posępny las i trupy, sporo trupów, a może lepsze określenie to zwłoki? Niemniej było to kiepskie towarzystwo. Po zebraniu resztek strzał jakie mogłaby jeszcze użyć, całych dwóch. Ruszyła w stronę w którą uciekli wcześniej przerażeni żywi ludzie.
“ Tych wynaturzeń może być więcej lepiej sprawdzić czy tamci nie wbiegli w panice w większe tarapaty” Pomyślała trącając butem jedne nie ruszające się już ciało. Poprawiła łuk i dźwigany mały dobytek i ruszyła po śladach tak nieopatrznie pozostawionych przez uciekinierów.
- Ech ludzie, tak nieostrożnie ślady zostawiać, moglibyście równie dobrze zostawić za sobą szlak z płonących pochodni. - powiedziała do siebie i lasu na głos rozczarowana na brak ostrożności przez tamtą dwójkę.



Idąc po śladach niebawem weszła na trakt, po szybkim przepatreiu śladów stwierdziła, że w ostatnich godzinach był tutaj niezły ruch. “Dużo ich, o i wóz też mieli!” komentowała w głowie idąc dalej traktem.
Nie spieszyła się jeśli tamci dobiegli do traktu w teorii mogli pobiec do jakiejś osady a może miasteczka i znaleźli schronienie. Jeśli nie i coś ich spróbuje zjeść po drodze elfka była pewna że będzie dobrze słyszeć wrzaski paniki i przerażenia, więc będzie wiedziała gdzie iść.

Po pewnym czasie las się skończył, a Coruja ujrzała miasteczko.
- Wiedziałam - skomentowała zadowolona z siebie. Na skarpie ponad osadą górował monumentalny zamek, wydawał się zbudowany z czarnego kamienia, choć z tej odległości elfka mogła równie dobrze uznać że jest po prostu brudny od sadzy,...choć ciężko powiedzieć skąd wzięła się ta cała sadza, więc była to trudna do udowodnienia teoria.

Łowczyni ruszyła w stronę miasteczka. Żwawo acz nadal nie spieszyła się, miała mnóstwo czasu, choć pytania co mogło się dziać w okolicy zaczynały drążyć sobie drogę z tyłu głowy na jej przód. Podchodząc bliżej zobaczyła małe zamieszanie przy bramie, dwóch strażników opuszczało miasteczko, ktoś wykrzyczał by opuścić bramę.
- Hejże! Nie przebiegali tutaj jakiś czas temu dwójka przestraszonych ludzi? Wyglądali jak kłusownicy. Chciałam się upewnić że umknęli do jakiegoś schronienia. - powiedziała do strażników miejskich ale ci tylko prychneli i zaczeli się wykręcać ważną sprawą no i powiedzieli że takich mieli czterech. Mimo niezbyt miłego potraktowania elfka stwierdziła że za jakiś czas się ściemni a przy chodzących po lesie grupach nieumarłych może będzie lepiej schronić się na tę noc za murami.
- Hola, czy wędrowiec ma szanse na ciepły kąt w tej pełnej upiorów okolicy? - Spytała elfka prosząc o wpuszczenie na teren osady.
- Właź, nie ma czasu. Pono idzie tu chmara truposzy.
- Chmara? Spotkałam tylko dwa tuziny i wszystkie zostały wybite. Ale jeśli jest w okolicy jakaś druga chmara to rzeczywiście zamierzam skorzystać z gościny
- elfka powiedziała nie wzruszona zastanawiając się czy oprócz tej grupy nieumarłych istniała jeszcze jakaś kolejna.
- Mówię, chmara. O sześciu tuzinach wiemy - strażnik opuszczający osadę miał grobową minę a jego kompan niespokojnie rozglądał się po krawędzi lasu. Elfka weszła do środka zanim brama się za nią zamknęła. Chciała spytać się gdzie jest jakaś gospoda ale strażnicy byli pochłonięci juz czym innym , więc sama ruszyła uliczkami. Najwyraźniej wiadomość o nieumarłych jeszcze nie rozniosła się po mieście gdyż jedyne osoby zachowujące się niespokojnie to strażnicy.
“Mhmm, jak zwykli ludzie się dowiedzą będzie niezły harmider, może trzeba było jednak zostać w lesie”


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:07.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172