Kolejni kapłani wstawali z podłogi by podjąć dla siebie pled i rozgrzewający napój. Z każdą chwilą stawali się coraz żywsi i rumiani na bladych dotąd twarzach. Na odpoczywającego elfa nikt krzywo nie spojrzał, co najwyżej z ciekawością. Nowa kapłanka również przyciągała wzrok. W jej przypadku przyłapani nie posyłali nawet zdawkowego uśmiechu a uciekali oczyma z co najwyżej obojętnymi minami. Kobieta jednak nie zwracała na to większej uwagi. Była zbytnio pochłonięta zdarzeniami, jakie miały miejsce. Dziwiło ją to, że wcześniej nigdy nie brała udziału w tak ważnych momentach życia klasztornego - czemu? Zastanawiała się niezbyt długo, w głębi serca czując, że nie chce już stąd odchodzić.
- Czy nie powinniśmy przyłączyć się do ludzi, którzy likwidują ożywieńce? Czy czekamy jeszcze na kolejny rytuał? - elf zagadnął spokojnie przeora. Wzrok Elsy podążył za mężczyznami oczekując odpowiedzi, której była ciekawa.
- Te potyczki będą niczym w porównaniu do tego, co nadejdzie już niedługo. Tu w klasztorze wiemy o nadchodzącym złu od wczorajszego wieczoru. Nasz pan ciągle daje nam nowe wskazówki, co daje dowód dużej wagi tej sprawy. Musimy ich dalej wypatrywać, póki nie znajdziemy sposobu zduszenia wampirzych intryg. Czekać i być gotowi na ostateczność - dywagował opat, posłyszawszy zadane pytanie.
- To znaczy, że masz czekać. Wyłuskanie z wróżb, nawet tak wyczerpujących jak lot nad omenami, prawdziwego sensu zajmuje czas. Wam zaś przyda się odpoczynek, jeśli chcemy wyjść żywi z tej inwazji.
Przeor wyglądał jak przebrany za kruka. Niesamowite wrażenie robiły pióra znikające w czarnym materiale szaty, zupełnie jakby wyrastały spod spodu. Kaptur na głowie opadał mu na twarz skrywając jego oczy. Mężczyzna pił słabe wino z drewnianego kubka zupełnie zajęty studiowaniem mapki i znaczników na niej rozmieszczonych.
Mapa została naszkicowana węglem na dużej, koziej skórze. Oznaczono na niej Siegfriedhof, trakt prowadzący na zachód przez las Jagerforst, z którego głębin przybyli kapłani Taala. Dodatkowe kamyki układane przez biorących udział w locie kapłanów skupiały się grupkami wokół klasztornego miasteczka. Jedno ze skupisk znajdowała się przy cmentarzu, a pozostałe dwa elf potrafiłby zlokalizować jedynie ponownie przyjmując postać kruka.
Faeranduil wzruszył popatrzył spokojnie na przeora, jakby badał nowe, interesujące znalezisko i jakby znudzony, zaczął chodzić dookoła pomieszczenia, spokojnym krokiem podziwiając ryty i rysunki widoczne na ścianach.
Elsa podążyła za nim wzrokiem, tak samo ciekawskim i zainteresowanym jak zawsze. Śledziła jego niespieszne kroki i potrafiła zrozumieć ten brak pośpiechu. Sama taka była, dokładna, powolna - choć on miał na to więcej lat życia, niż ona.
Kobieta odpoczywała jeszcze przez chwilę, gubiąc ze spojrzenia elfiego towarzysza. Był bezpieczny, nie musiała pilnować swojego przeznaczenia. Po chwili wstała, zachwiała się na moment i oparła o ścianę. Jeden, potężny wdech i spokojny wydech pozwolił zachować dalszą równowagę, spokój i powagę. Przeszła po pomieszczeniu wystukując swoje ciche kroki i oglądając się na innych. Szukała osoby, która zdawała się być najbardziej zlękniona i uciekająca spojrzeniem. Panna Mars wiedziała, że wzbudza w innych nieco grozy, więc nie wahała się z tego korzystać.
- Ty… - mruknęła spokojnie, choć jej ton głosu był suchy jak papier i tnący niczym brzytwa. Kucnęła przy jednej z bardziej przerażonych a może po prostu zmęczonych osób
- … Długo tu już jesteś, prawda?
- W skali życia, niedługo - odparł zaczepiony mężczyzna, którego łysa i poplamiona czaszka sugerowała sędziwy wiek. Odpowiedź nie usatysfakcjonowała kapłanki.
- Jestem Sigismund - przedstawił się i urwał bowiem spojrzał pannie Mars nieopatrznie prosto w oczy.
- Elsa Mars, śniąca - odpowiedziała zupełnie bez przekonania, jakby nie robiło jej większej różnicy kogo jak zwą. Nie pytała w końcu o imię, czyż nie?
- Widzę po mapie, że nie dzieje się dobrze. Wręcz gorzej, niż się spodziewałam. Morr ostrzegał mnie, ale zbyt pobłażliwie potraktowałam swoje - jego - proroctwo - poprawiła się kobieta i zmrużyła oczy, nie odrywając spojrzenia od Sigismunda.
- W mieście są osoby, które wybrane zostały w mych snach. Myślisz, że mogłabym poprosić kogoś, aby… ich ostrzegł? Przekazał coś? Skoro wolą Pana było sprowadzenie tutaj dwóch osób o wyczulonych zmysłach i jednego walecznego rycerza zakonu, a reszta została na miejscu, to i oni powinni wiedzieć co się dzieje, aby móc nas wesprzeć z miejsca, w którym są. Nie uważasz?
Elf słyszał większość rozmowy Elsy z Sigismundem, a jego długie uszy łowiły większość dźwięków w pomieszczeniu, i choć nie skupiał się zbytnio na całej rozmowie, podszedł do nich cicho dopiero, kiedy kobieta wspomniała o proroctwach. Stał spokojnie, wkładając dłonie w obszerne rękawy swojej niebieskiej szaty, i czekając na wyjaśnienia człowieka.Zawsze ciekawił go "ludzki" punkt widzenia.
Pół minuty zajęło Sigismundowi oderwanie się od mrożącego krew w żyłach wzroku Elsy.
- Opat zna sekret. Może okazać się bardzo pomocny. Znaczy, w pewnym tomie miałem okazję przeczytać o takiej metodzie, jaka… - Starzec zaplątał się we własnej wypowiedzi. Pomieszczenie było jednak na tyle małe, że przeor zainteresował się prowadzoną pod ścianą rozmową.
- Jeśli faktycznie śniłaś o przeznaczeniu tych ludzi, kapłanko, możesz zadbać o ich los na własną rękę. Mogę też Ci pomóc jeśli pomożesz mi modlitwą w sprowadzeniu wojowników z powrotem do ich ciał.
Kobieta spojrzała wpierw na elfa, który się do nich zbliżył, a następnie na przeora, na którym to zatrzymała swoje zimne spojrzenie przepełnione brakiem emocji i uczuć.
- Pomogę, nawet jeśli sama nie otrzymałabym pomocy. Jeden z tych wojowników jest moim rycerzem, a bez niego, cóż… - Elsa wzruszyła ramionami, a kącik jej ust uniósł się nieznacznie w uśmiechu
- … jak bez ręki. Moje kolejne pytanie brzmi więc: kiedy zaczynamy?
- Jeszcze dosłownie chwila. Czuję jak napięte są ich liny życia.
Atmosfera w hali była równie napięta.