05-03-2020, 21:08
|
#11 |
|
- Tladin Gladenson - przedstawił się i wyciągnął rękę do dwóch ludzi, którymi miał komenderować. Ci dwaj przedstawili się jako Franz i Friedrich. Z jednej strony byli dość nieufni względem nieludzia, ale z drugiej strony potężny pancerz i postura dodawała im otuchy.
- Byłem na zwiadzie w Kalkengard, w nocy. Widok nie będzie ciekawy. Mnóstwo trupów wszędzie. Żebyście nie spanikowali. Jak dojdzie co do czego, to trzymajcie się za moim plecami i pilnujcie, żeby nikt nie zaszedł mnie z tyłu. Umie któryś z was strzelać z kuszy?
Ludzie popatrzyli po sobie, pokiwali głowami.
- To masz - Tladin wcisnął broń i bełty Franzowi. - Ja się zajmę walką wręcz, wy będziecie mnie osłaniać.
Obaj mężczyźni pokiwali głowami na słowa swojego nowego zwierzchnika ale za bardzo nie kwapili się do rozmowy. Franz wziął od krasnoluda kuszę, obejrzał, w końcu wziął też kołczan bełtów który przymocował sobie do pleców i mniej więcej wyglądał jak kusznik.
Gdy kapłani krążyli po placu rozdzielając błogosławieństwo, Tladin w myślach zmówił modły do Grimnira i Myrmydii. Nie było kapłana tych bóstw, więc modlił się sam, ściskając w garści relikwie, które nosił na szyi.
Gdy tylko sforsowali bramę, Tladin rozejrzał się.
- Biorę budynek po lewej - krzyknął do Karla i wskazał dwójce towarzyszących mu ludzi, gdzie mają się udać. - Te bydlęta potrafią przeskakiwać z dachu na dach - instruował ich w biegu. - Dlatego nie wystarczy, abyśmy pilnowali drzwi na dole. Wy dwaj wejdziecie na dach, i będziecie pilnować, by nikt tam nie dostał się górą. Ja zaczekam przy drzwiach na dole i będę tu na nich polował. Jakby było bardzo źle, to uciekajcie do mnie. Jasne?
|
| |