—
Potworzysko podziękuje mi za podanie deseru jako przystawki.
Riposty w żartobliwym tonie, jaką Florian uraczył Lucretię podczas przekraczania progu, młodzieniec pożałował bardzo prędko, podobnie jak radosnego machnięcia dłonią, którym zbył słowa ostrzeżenia ze strony sir Doriana. Ciepłe światło z wnętrza taalickiego schronienia naiwnie zinterpretował jako dowód na to, że to inni podróżni - zapewne równie zmęczeni podróżą górskimi ścieżkami jak i oni sami - ulokowali się pod dachem, zupełnie nie spodziewając się tego, co tak naprawdę zastali. Zanim Lucretia uchyliła zasłonę ze skór, kapłan zdążył odchylić poły ciężkiego płaszcza na tyle, by jasne szaty i wyszyte nań złotą nicią krwawiące serce były dobrze widoczne, mitygując tym samym powszechną przy spotkaniach z nieznajomymi nieufność, ale gest ten okazał się być bez znaczenia.
Skaveny, szczuroludzie,
rattus sapiens scavenis - włochate, rozumne i przerośnięte gryzonie doczekały się paru nazw w ludzkich świadomościach, ale pozostawały bardziej znane z bajań, opowieści, mitów i przestróg prostego ludu. Obłożone infamią skaveny w pierwszej chwili okazały się nie być tak krwiożercze, jakimi malowały je podania, przemawiając w ich stronę łamanym Reikspielem. Florian był gotów wyjść im naprzeciw, odpowiedzieć na słowa i sięgnąć po cuda dyplomacji, ale wdzierająca się do ust i nozdrzy jadowita metaliczność odwiodła go od tego. Podobnie jak wystrzały i sir Dorian skaczący naprzód z obnażonym ostrzem.
Białe palce zacisnęły się mocniej na kosturze, gdy kapłan przyłożył lewą dłoń do piersi i sięgnął umysłem gdzieś poza cztery drewniane ściany kaplicy. Daleko i blisko jednako, ku źródłu mocy jaką pobłogosławiła go Biała Pani.
—
Ave Shallya, grátia plena... _____________________
Splatanie magii + Błogosławieństwo Męstwa (dające +5% do WW) na Dagmar. W dalszych turach Florian pozostanie w defensywie, błogosławiąc resztę towarzyszy w zwarciu, jeśli utrzymają linię i nie przepuszczą skavenów.