lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Sesja (Warhammer II edycja) Przynieście mi głowę Guido le Beau. (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/4272-sesja-warhammer-ii-edycja-przyniescie-mi-glowe-guido-le-beau.html)

Kud*aty 30-01-2008 00:46

Kerwyn

Kerwyn poprawił lutnię przewieszoną przez plecy oraz lepiej dopiął pas, do którego miał przypiętą pochwę od miecza. Nie robił tego dlatego, by móc w razie potrzeby szybciej wyciągnąć broń, by się lepiej prezentowała lub by lutnia się nie poobijała. Chciał by zwrócono uwagę na te nieodzowne elementy jego ubioru, które mogą o ni świadczyć wiele. Lutnię zawsze miał przy sobie. Powód był jeden - ten człowiek kochał muzykę, a jeszcze bardziej muzykę tworzoną przez siebie. Ten idiota wolałby ruszyć na wyprawę mającą na celu zabicie kilka troli wraz ze swym instrumentem niż mieczem (który i tak gówno by mu dał w tym przypadku), ponieważ jak on to mawiał "Lepsza lutnia jest niż miecz. Mieczem tylko możesz siec. Z lutnią lepiej mi jest biec." Niektórzy po dziś dzień nie mogą się domyślić sensu tych słów. Miecz nosił tylko dla urozmaicenia swojego wyglądu dlatego rzadko po niego sięgał. Miał on również podkreślić zawadiacką postawę barda. Po kilku chwilach młodzian ruszył swym jakże dostojnym krokiem w stronę „nowych” towarzyszy. Krok ten nie przypominał stylu w jakim poruszała się bardzo zamożna szlachta. Miał on podkreślić szacunek barda do własnego siebie, do własnej twórczości oraz pokazać, iż nie jest byle jakim chłopem, który na wieść, że za jakiegoś banitę jest przewidziana nagroda rzuca wszystko by tylko zwiększyć ciężar swojej sakwy. Oczywiście nie myślał w ten sposób o „nowych”. Po chwili zbliżył się do Nikołaja, który zdążył już zagadać do tych awanturników. Kerwyn stanął obok niego i widząc odzianego w piękną błyszczącą zbroję wojownika, który na pierwszy rzut oka wydawał się być jakimś wędrownym rycerzem sądząc chociażby po nienagannej postawie rzekł: Witaj miłościwy Panie. Nazywam się Kerwyn Nathkan i jestem zaszczycony mogąc uczestniczyć wraz z Tobą w tej jakże szlachetnej wyprawie mającej na celu pozbawienie życia niejakiego nikczemnika Guido le Beau. Mam nadzieję, że me skromne umiejętności przydadzą się tak wielkiej osobistości. Powtórzę raz jeszcze będzie mi bardzo miło podróżować z Tobą i Twymi sługami. Jedno krótkie spojrzenie na wysokiego człowieka ubranego w brązową kurtkę powiedziało muzykowi iż nie są to słudzy owego rycerza. Na krasnoluda wolał nie patrzeć. Chciał mieć gacie suche i w tym miejscu co trzeba, a poza tym wolałby nie widzieć nadlatującego obusiecznego topora. Niziołek nie wydawał mu się zbyt groźny, ale wolał być przezorny i nie lekceważyć nikogo. Wybaczą Panowie moją omyłkę, aczkolwiek jestem tylko człowiekiem a rzeczą ludzką jest się mylić powiedział czym prędzej. Stawiam za to kolejkę czegoś mocniejszego dodał uśmiechając się serdecznie do wszystkich i ukazując wszystkie bielutkie i równe zęby. Ty krasnoludzie zapewne wiesz gdzie można tu dostać jakiś mocny trunek, prawda? Poczekają panowie, my z Nikim yyy z Nikołajem poprawił się uśmiechając się jeszcze szerzej tylko się zaopatrzymy i możemy ruszać. Dosłownie 5 minutek. Nie damy na siebie długo czekać… Po zakupieniu gardłogrzmota u kowala i zaopatrzeniu się w jadło i napitek oraz podstawowe rzeczy do podróży (tj: lampa z oliwą, koc, fajka i zapas tytoniu) Kerwyn był gotowy do drogi.

Kerm 30-01-2008 10:25

Bad był już trochę znużony czekaniem. Wolałby już ruszyć w drogę, ale, ku jego irytacji, gdzieś się zapodziała kolejna uczestniczka wyprawy. Spojrzał na swoich kompanów. Pozostało trzech...
"Jeszcze trochę, a nikt nie zostanie..." - pomyślał.
W tym momencie do grupy zbliżyły się, poprzedzane przez strażnika, kolejne dwie osoby.
Bad z pozorną obojętnością obserwował nowych towarzyszy. Nie miał pojęcia, czego się spodziewać po 'człowieku do wszystkiego' i bardzie.
"Cóż, nie siłą, to sposobem" - pomyślał.
Wyciągnął rękę do nowo przybyłych.
- Jestem Bad Kreyzick - przedstawił się. - Mam nadzieję, że będzie się nam dobrze współpracowało.
Poczekał chwilę, a potem, gdy wszystkie zamówione rzeczy zostały przyniesione, powiedział:
- Jeśli to wszystko, to chyba możemy jechać.
Skierował się w stronę swego konia.
"Ciekawe, jakie szkapy dał nam książę" - pomyślał.

Eliasz 30-01-2008 17:20

- Jam jest Nikolaj Dragunov mości panowie. Trudnię się, hmmm... Można by rzec że jestem takim... O! - człowiekiem od wszystkiego. Tak, to będzie dobra nazwa. Może i niezbyt dobrze - w moim mniemaniu - walczę, ale jak będzie wam potrzebna osoba potrafiąca coś załatwić to walcie śmiało. - po czym zrobił uśmiech od ucha do ucha wyciągając do gromadki rękę w geście przywitania.


- Zamienił stryjek siekierkę na kijek – zamamrotał pod nosem tak, że jedynie najbliższe mu osoby mogły to usłyszeć. Uśmiechnął się jednak przyjaźnie i również wyciągnął dłoń gdy nowoprzybyły podszedł się przywitać. Oczywiście nie miał nic przeciwko rozsądnemu i znającemu się na sztuce załatwiania rzeczy człowiekowi. Halling doceniał takie umijętności, widząc jednak, że dwie odważne i wojownicze panie i to uzbrojone po zęby, podmieniono na złodzieja i grajka z trudem powstrzymywał głębokie westchnienie na myśl o czekających ich potyczkach.

- Mów mi Tupik, wal do mnie śmiało, gdy stwory i dzicy ludzie z Mousillon dobiorą się Ci do skóry, to się tyczy każdego z Was, jeśli macie jakieś choroby, rany lub inne dolegliwości fizyczne lub psychiczne – dodał po chwili zastanowienia, ukradkowo spoglądając na krasnoluda – możecie śmiało korzystać z mojej pomocy.

Przywitał się również i z bardem, a gdy ten wrócił z zakupów halling na swym kucu był już w pełni gotowy do drogi. Gdy już usadowił się na „Skale” – tak nazwał kuca, wyciągnął fajkę a wśród obecnych rozproszył się zapach halflińskiego tytoniu. Słodki lekko gryzący zapach, bardzo charakterystyczny dla tych, którzy już go kiedyś smakowali i bardzo oszałamiający dla tych którzy tego nie robili. Na szczęście dla nich Tupik zapalił na zewnątrz dzięki czemu intensywność działania tytoniu gwałtownie opadła, choć nie dla samego użytkownika. Tupik jednak był tak przyzwyczajony do swojego ziela, że mógł palić dowolną jego ilość, robił to jednak aby delektować się zielem a nie by oszołomić się zbyt mocno.

John5 30-01-2008 18:51

Robert jako pierwszy dostrzegł idących w ich kierunku mężczyzn, skinieniem głowy powitał ich i pytająco spojrzał na kasztelana. Po chwili sprawa była jasna, tamta dwójka miała dołączyć do grupy. Na pytanie o kobiety rycerz jedynie wzruszył ramionami.

"Jak tak dalej pójdzie, to nie zostanie nikt z pierwszych, którzy się zgłosili. Tak to bywa, kiedy bierze się ludzi nieodpowiedzialnych, dla których honor to tylko słowo."

Na słowo nowo przybyłych zareagował lekkim uśmiechem.

-Jestem Robert le Bleis i jak słusznie zauważyliście panie bardzie ci oto ludzie to współtowarzysze. Ktoś mam nadzieję wyłożył wam cel podróży?-

Rycerz spojrzał na kasztelana, po czym przeniósł wzrok na Nikolaja i Kerwyna.

"Dziwni ludzie, bard noszący miecz i ktoś kto tytułuje się człowiekiem od wszystkiego. Znam ja ci takich. Oj znam. Czasami spotyka się takich na gościńcu, żądających pieniędzy i dobytku od podróżnych. Nie ma dla nich świętości a kierują się własnym prawem, takim jakie im w danej chwili odpowiada. Ha! Zobaczymy jak zareagują na to, że jedziemy do Mousillon. Wtedy okaże się czy aby nie tchórzem podszyci."

Revan 30-01-2008 20:51

Glorim z uśmiechem na twarzy wracał od kowala z trzema butelkami za pasem, do swoich towarzyszy. Przelewał właśnie gardłogrzmota do bukłaku, delektując się ostrą wonią alkoholu, gdy nagle zjawiła się dwójka mężczyzn, jakiś blondasem i grajek. Zlustrował ich groźnym spojrzeniem, przypadkowo roniąc kilka kropel trunku. Uśmiechnął się jednak, gdy dowiedział się, że mają być jego towarzyszami podróży. Ech, szkoda, że panienki zniknęły, byłoby na co patrzeć, a wartość bojowa pewno taka samo, albo nie mniejsza, zaśmiał się w duchu. Orzelał całą butelkę, a to, co się nie zmieściło, wypił jednym haustem, chowając butelkę za pas. Oblizał wargi, i opierając się o swoim obusiecznym toporze przysłuchiwał się nieznajomym, drugi oparł o łydkę. Uraziła go lekko wypowiedź Kerwyna, tego grajka, jednak nie dał tego po sobie poznać.

Udał, że nie widział ukradkowego spojrzenia niziołka, gdy oferował swoje usługi. Ciężko się będzie pracować, gdy inni będą źle patrzeć na mnie, i na mój zawód. Moja wina, pomyślał, i jest tylko jeden sposób, aby ją zmyć.

- Ah, nowi towarzysze podróży. Mówcie mi Glorim. – zahuczał swoim basem. Mocno zionęło od niego alkoholem, jednak trzymał się prosto. Uśmiechnął się przyjacielsko, ściskając mocno rękę Kislevczyka, a po skończonym przywitaniu podszedł do swojego kuca, i włożył trzy butelki, w tym jedną pustą do juków, i wrócił do swoich.

- No, to na co teraz czekamy? Dalej, w drogę po łeb tego psa!

Bulny 30-01-2008 23:00

- Tak więc cóż. Słuchy po wsiach chodzą, że Guido zwiał do Mousillon. Ileż w tym prawdy, tego mogę się jedynie domyślać, ale z tego co tutaj widzę to i my się tam wybieramy. - Odpowiedział Nikolaj na pytanie zadane mu przez rycerza. Po chwili zadumy dodał jeszcze - Prawda to, że tam w Mousillon "szatańskie pomioty uwolniły moce ognia z gór"? Wiecie, nie miałem jeszcze okazji przesiadywać w tamtych stronach, aczkolwiek conieco słyszałem od różnych ludzi. - Po czym uśmiechnął się do nowych towarzyszy.

Po chwili jednak obrócił się w stronę krasnoluda. Poczekał chwilę w niepewności dając rudowłosemu mężczyźnie zawiązać rozmowę. Gdy ten uścisnął mu rękę, całe napięcie zgromadzone w człowieku uszło w jednej chwili. Jeśli miałby wybierać z towarzystwa tych trzech panów, najbardziej przychylne byłoby mu przebywanie z krasnoludem. Czuł że przy butelce doborowej gorzałki oboje odnajdą wspólny język.
- Witam panie krasnolud! - Przemówił - Mam nadzieję że podróż będzie tak samo przyjemna jak wrażenie, które teraz na mnie wywarłeś. No ale dobra. Bez zbędnych ceregieli. Mamy parę rzeczy do zrobienia i trzeba by wyruszyć jak najszybciej co by nas noc szybko nie zastała - Po tych słowach wrzucił swój ekwipunek do juków, przypiął miecz do siodła zostawiając sztylet dalej przy pasie i wsiadł na konia zakrzykując:
- Czas to pieniądz mości panowie. Nie pozwólmy aby nasze sakwy się kurczyły. W drogę!

Kud*aty 31-01-2008 12:39

Kerwyn

Mousillon? Powiedział bard lekko drżącym głosem. Na jego lekko pobladłej twarzy zaczął perlić się pot. Nikołaj - przemówił po chwili z wielką powagą - Nic nie wspominałeś mi o Mousillon... Mlodzieniec popatrzył z lekkim wyrzutem w stronę towarzysza po czym kątem oka spojrzał na pozostałych. Widząc ich zdziwione miny i spojrzenia kierowane w jego stronę, z których można było wyczytać: "Czy on przypadkiem nie ma cykora?" opamiętał się. Wytarł rękawem pot z czoła i zaczął się nerwowo śmiać: Cha cha, tak Mousillon no więc, yyy ten no... Kiedy ruszamy? Muzyk wyglądał na bardzo zdenerwowanego. Trzęsącymi się rekami wyjął z torby fajkę, nabił ją tytoniem i zaciągną się. Kilka chwil później ponownie zajrzał do torby tym razem wydobywając z nie butelkę, w którą zaopatrzył się wcześniej i pociągnął z niej potężny łyk. Ponownie spojrzał na awanturników. Z ich twarzy nie ustępowało zdumienie wywołane zachowaniem Kerwyna. Nagle, ni stąd ni z owąd bard zaczął się bardzo głośno śmiać. Upadł na kolana nieomalże rozlewając zawartość butelki i począł uderzać pięścią w ubitą ziemię. Śmiał się coraz to głośniej ku zdziwieniu innych. Po krótkim czasie tarzał się już na ziemi nie mogąc powstrzymać skurczów przepony. Nie mogę, nie mogę - powtarzał co chwilę. W końcu wstał, otrzepał się z kurzu i przemówił do towarzysz z wielkim uśmiechem na twarzy: Wybaczcie panowie, ale nie mogłem się powstrzymać. Dobra, wiem to nie było śmieszne. Tu złapał się za brzuch próbując zdusić kolejny napad śmiechu. Ok - powiedział już poważnie - jedziemy? Muzyk wdrapał się na swojego konia i spojrzał na pozostałych. Ahoj przygodo ! - mruknął pod nosem...

Cedryk 31-01-2008 22:08

- A to śmieszne w bukłakach jest piwo, jak chcesz to sam napełnij je wodą, koryto dla koni jest tam a studnia też niedaleko koryta - rzucił zarządca przez ramię.

Do zebranych na dziedzińcu zbliżył się zbrojny prowadzący za sobą konia.

- Skończyliście już gadać, to ruszajmy – widząc wśród zgromadzonych pasowanego rycerza trochę zmieszał i cofnął.
- Możemy ruszać wielmożny panie, bo mrok nas na trakcie zastanie. – lekko pokłonił się Sir Robert de Bleis.
- Ależ oczywiście nikt w lesie nocować nie chce – ze śmiechem odpowiedział rycerz.

Wszyscy widzieli jak zbrojny wzdrygnął się słysząc tak miłą odpowiedź.

Wyjeżdżając ze zamku słyszeli głos dzwonu i byli świadkiem metodycznych poszukiwań zbiegów ukrywających się na terenie zamku w odległy zaś kącie widzieli dyndające na szubienicy ciało Henriego Baseur’a. Swoiste Memento Morri przed pogonią.

Zbrojny wysforował się do przodu tak, iż wiedzieli, że co najmniej przyjdzie im podróżować kłusem. Po chwili dogonili go, chociaż Tupicowi na kucyku zajęło to więcej czasu. Przejeżdżali przez dostatnia okolice gdzie oczy rycerza cieszyły piękne plony widać było, iż dostatnia to kraina a chłopi skorzy do pracy. Iście sielankowa okolica. Wiatr od morza niósł zapach soli i świeżych ryb widocznie niedawno gdzieś w okolicy powrócili połowu rybacy.
W miarę oddalania się od zamku ziemie wyglądały na mniej zamożne. W reszcie po kilku godzinach minięciu połaci porośniętych lasami dotarliście do ziem najbliższych Mousillon las tu zdawał się zmurszały drzewa zaś porastały mchy a z gałęzi zwieszały się wstęgi oślizgłych porostów.

Nagle na drogę przed wami wybiegła dziwna postać. Z trudem rozpoznaliście w niej kobietę w jej suknie powtykane były jakież rośliny i gałązki tak samo jak i w zmierzwione włosy.
Zaczęła przed wami podskakiwać i wrzeszczała w waszym kierunku.

- Przyjaźń, śmierć. Przyjaźń, śmierć. Wszystkich zeżre zieleń – poczym wbiegła w jedną z bocznych ścieżynek.

Kerm 31-01-2008 23:03

Bad rozbawionym spojrzeniem zmierzył żołdaka.
"Taki pewny siebie, bo ma księcia za plecami" - pomyślał. - "Pewnie jeszcze nikt go w tyłek porządnie nie kopnął."
Nie spiesząc się dosiadł konia. Wierzchowiec nie był to najlepszy, ale czego można się było spodziewać po księciu. Jeszcze by koń nie wrócił i strata by się uczyniła...
Przelotnym spojrzeniem obrzucił wiszące na szubienicy ciało Henriego Brasseur'a.
"Ciekawe, co przeskrobał" - przemknęło mu przez głowę. - "I czy obok znajdą się nasze niedoszłe towarzyszki..."
Ze względu na obecność w grupie książęcego ucha nie podzielił się z innymi tymi pytaniami. Poza tym i tak nie sądził, by któryś z kompanów mógł znać odpowiedzi.
Wraz z innymi podążał za jadącym dość szybko przewodnikiem. A może strażnikiem. Różnica była niewielka.
"Czego on się tak boi noclegu w lesie" - pomyślał.
Ponieważ nikt nie podejmował rozmów, podróż upływała w milczeniu. Do chwili, gdy przed nimi pojawiła się dziwna postać.
Bad z lekko uniesioną lewą brwią wysłuchał słów padających z ust istoty tylko trochę przypominającej kobietę. Gdy ta zniknęła wśród zarośli powiedział obojętnie:
- Nie da się ukryć, że wszystkich czeka śmierć. Kiedyś. I może nawet staniemy się pożywką dla kwiatków czy innego zielska...
Jeszcze raz spojrzał na ścieżkę, którą pobiegła dziwna kobieta.
- To stałe zjawisko w tych stronach, czy tylko nas spotkał ten zaszczyt? - spytał zbrojnego.

Bulny 31-01-2008 23:17

- Nalałbym Ci Kislevskiego samogonu, to sam rzuciłbyś się w to koryto ścierwojadzie. - Szepnął rozzłoszczony Nikolaj tak, by zarządca nie usłyszał jego słów. Pogodził się z faktem, że będzie musiał pić słabe, rozcieńczone, niedobre Bretońskie piwo i wsiadł na konia.

Przejeżdżając obok wisielca zdjął kaptur i skinął mu głową. Nawet gdyby był najgorszym złoczyńcom to, według mężczyzny, bardziej humanitarną karą jest ścięcie niż powieszenie. Ale tak widząc zachowanie niektórych mieszkańców twierdzy można też wysnuć teorię że po prostu krzywo spojrzał na kogoś wysoko postawionego i za to zawisł.

Kislevczyk jechał w milczeniu jak reszta towarzyszy oglądając okolicę. W sumie było tutaj ładnie, bardzo podobnie jego do rodzinnych stron. Te pola uprawne, chłopi. Wszystko byłoby piękne gdyby nie nieznośny odór ryb unoszący się wokół.

Patrząc na las w Mousillon, Dragunov zdał sobie sprawę dlaczego żołnierz a zarazem przewodnik tak bardzo nie chciał tutaj nocować. Nawet w dzień to miejsce przyprawiało o dreszcze, a pod osłoną mroku zapewne sprawiało jeszcze gorsze wrażenie. Gdy z krzaków wyskoczyła kobieta ubrana w porosty Nikolaj błyskawicznie zatrzymał konia, przysłuchał się temu co mówiła oraz przyjrzał dokładniej. Potem, gdy nieznajoma wbiegła w las, popatrzył na miny zdezorientowanych towarzyszy, po czym nie wytrzymał i... Parsknął śmiechem. Po chwili opanował się mówiąc przez łzy:
- Jesli takie cyrki dzieją się tutaj na codzień, ludzie którzy tu mieszkają - o ile jacyś mieszkają - muszą mieć bardzo wesołe życie.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:19.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172