lastinn

lastinn (http://lastinn.info/)
-   Archiwum sesji z działu Warhammer (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/)
-   -   Brionne (warhammer) (http://lastinn.info/archiwum-sesji-z-dzialu-warhammer/5324-brionne-warhammer.html)

Hellian 19-01-2009 10:24

Diego

Diego dobrze wybrał rozmówczynię.
Być może dziewczyna dostała jeden policzek za dużo. Być może w grę wchodziły jakieś sprawy osobiste, bo wychodząc z Diego zerkała wyzywająco na barmana. Najważniejsze, że nie dość, że wyszła z wyglądającym niezbyt bogato, przynajmniej w tym otoczeniu, estalijczykiem, to jeszcze nie wyśmiała jego konspiracyjnych szeptów.
Ale gdy Diego wypytywał dziewczynę o warunki pracy, do niewielkiego pomieszczenia za barem weszła druga piękność.
Dziewczyny wymieniły porozumiewawcze spojrzenia. Widać było, że to wejście nie jest przypadkiem i że nawzajem się pilnują przed zbyt nachalnymi, niedostatecznie bogatymi klientami.
Wtedy Conchita skinęła koleżance głową, przyzywając ją do siebie.
- Ktoś wreszcie się zainteresował. Wiesz czym – powiedziała do nowoprzybyłej jednocześnie wyciągając do Diego rękę po mieszek.

- Weźmiesz go do swojego pokoju? – Dopiero, gdy otrzymała sakiewkę bez skrępowania przekazała estalijczyka koleżance. – Zaopiekuj się nim. Ja do was dołączę jak uspokoję Bernarda. To mój … brat – uznała za stosowne złożyć Ci wyjaśnienie.

Odeszła uśmiechnięta, podrzucając do góry pękaty zarobek.
Druga z dziewcząt miała na imię Lilia i była Bretonką. Tak ci powiedziała. W ogóle mówiła cały czas, o wczorajszej ulewie, dzisiejszym porannym występie, zwykle są tylko wieczorem, ale Brońska arystokracja bawiła się dziś ze świąteczną intensywnością, o tym, że bolą ją nogi i się nie wyspała, i jest dość chłodno i na ile lat wygląda, jak Ci się wydaje, czy jest starsza czy młodsza od Conchity? Wyprowadziła Cię z zaplecza ukrytymi w obiciu ściany drzwiami. Znalazłeś się we wnętrzu „drugiego domu”, tego, który służył do poruszania się służbie i pracownikom, tak by mogli bezszelestnie i niewidocznie wykonywać swe obowiązki.
Lilia odwróciła się do Ciebie.
Mamy i pokoje dla gości, ale skoro chcesz tylko porozmawiać, mój - choć niebogaty, powinien ci wystarczyć. Masz szczęście, że na nas wpadłeś. Randal ci sprzyja, marynarzu. I uważaj na schody, nieprzyzwyczajeni mogą się na nich połamać.– Mówiła lekkim tonem tak, że zastanawiałeś się czy z Ciebie nie żartuje i co w tym wszystkim ma być owym żartem. Ale po chwili odrzuciłeś podejrzenia. Lilia była za ładna żeby mieć poczucie humoru i ukryte intencje. Z pewnością wolny czas spędzała przed lustrem i trudno jej się dziwić, też byś tak na jej miejscu robił.
Pokój dziewczyny nie był wcale taki skromny. Pachniał korzennymi perfumami, zapachami, które gdybyś faktycznie był oficerem kupieckiego statku z pewnością potrafiłbyś rozpoznać. Panował w nim bałagan z rodzaju tych przyjemnych, tworzony przez porozrzucane stroje i pióra, nadmiar kwiatów, odrobinę przywiędłych, trochę używanych naczyń, wodę w misce, niewylaną od porannej toalety, byle jak zaścielone łóżko. Nawet ten nieporządek był zmysłowy.
W pokoju Lilia potwierdzając twoje przypuszczenia natychmiast usiadła przed lustrem.
Nie odgarnęła dla Ciebie rzeczy z drugiego krzesła ani z obitej aksamitem skrzyni, na której z pewnością można by usiąść wygodnie, gdyby ubrania pozostawiły choć odrobinę miejsca. Usiadłeś więc na łóżku.
Nawet gdybyś próbował robić co innego, wzrok i tak zaraz by Ci wracał do tej wpół rozebranej piękności. Lilia przypudrowała buzię, wydęła do lustra usteczka, kilkakrotnie poprawiła gorset, który niestety wcale nie opadał. Potem wstała z krzesła i postawiła na toaletce nogę, najpierw jedną, potem drugą, sprawdzając wiązania podwiązek i ukazując przy tym gładkie różowe uda. Pewnie niechcący odchylała niby-suknię dalej niż to było konieczne.
Nagle Lilia usiadła obok Ciebie i poczułeś dotyk jej warg na ustach i dłoni na spodniach. Opadliście na pościel by kontynuować to zapoznawanie. I wtedy do pokoju weszła Conchita. Zamknęła za sobą drzwi, po czym obdarzyła koleżankę zdziwionym spojrzeniem. Z uniesionymi w górę brwiami wyglądała oszałamiająco.
Lilia stoczyła się z Ciebie i znowu wydęła usta, najwidoczniej lubiła to robić.
- No co? Kazałaś się zaopiekować.
Chciałeś zająć chociaż pozycję siedzącą, ale dziewczyna powstrzymała cię gestem.
- Nie krępujcie się. Zmienię tylko sukienkę – powiedziała Conchita faktycznie zmieniając strój. Widziałeś jak miękki materiał powoli opadał na ziemię. W tym czasie Lilia jedwabnymi wstęgami, wydało się dlaczego wisiały u wezgłowia, przywiązywała Ci ręce do łóżka.
- No to która z nas jest ładniejsza? – zapytała ponownie podążając za twoim wzrokiem
A potem poczułeś nacisk noża na krocze.
- Gadaj co wiesz? Kto Cię przysłał? Kim jest przetrzymywana w piwnicy kobieta? I gdzie zniknęła Weronika? – Lilia nawet nie zmieniła tonu.
Przebrana Conchita sprawdzała więzy.


Peter
Strażnik najpierw skrzywił się brzydko. Dopiero gdy wyciągnąłeś monetę, jedną, drugą, trzecią i tak doszedłeś aż do 10 gildorów, zaczął z Tobą rozmawiać.
- Zrobię co w mojej mocy. Proszę zaczekać w części prywatnej, jaśnie panie. – Wskazał krwistoczerwoną ciężką kotarę.
Zasłaniała ona szeroki i elegancki korytarz. Gdzieniegdzie stały tu fotele i stoliki, w donicach rosły egzotyczne kwiaty, a malowidła na ścianach skupiały się na realistycznym ukazywaniu kobiecych wdzięków. Dominowała tu czerwień, było dość ciemno i w stłumionym świetle świec musiałeś podchodzić blisko każdego obrazu, by uchwycić wszystkie detale i móc w pełni rozkoszować się kunsztem artystów. Było to całkiem przyjemne miejsce na czekanie. Jeszcze zabrałeś jakiemuś prawie kompletnie odzianemu dziewczęciu do połowy pełny kieliszek z tacy z brudnymi naczyniami, odnoszonymi gdzieś na tyły i nawet brunetki nie brakowało Ci tak bardzo do szczęścia.
Za to było strasznie głośno. Z sali dobiegał nasilający się gwar, ewidentnie zawitała tam duża grupa nowych gości.
- Od razu na pokoje – usłyszałeś i przestało być spokojnie, bo przez kotarę wlał się w korytarz tuzin młodych, pijanych mężczyzn, prowadzony przez wypindrzonego szlachcica.
A za nimi pokazała się Twoja ślicznotka. W ręce trzymała butelkę gorzałki i posłała Ci powłóczyste spojrzenie.
Nie był to najlepszy moment.
- Skąd wiedziałaś, że cię potrzebuję? –pijany arystokrata zwrócił się do dziewczyny i wtedy zauważył Ciebie – Do tego paskudy szłaś? – Zatoczył się na Ciebie z zamiarem popchnięcia. Odskoczyłeś na bok. Niestety wokół Ciebie zgromadzili się wszyscy towarzysze pijaka.
- Co się tak krzywo gapisz moczymordo? – W bójce sam na sam nie miałby z Tobą szans, ale towarzystwo młodzieńca nie wyglądało na grające fair. Dziewczyna wycofała się. Strażnik zajrzał… i zrobił to samo.


Danst
Nie odszedłeś jednak daleko, gdy okazja do wejścia do środka napatoczyła się sama. Przed Zajazdem wyhamowały trzy powozy - każdy z herbem którejś z najlepszych briońskich rodzin. Wysypał się z nich tuzin wstawionych młodych mężczyzn. Złota młodzież ewidentnie bawiła się od wczoraj. Podtrzymałeś jednego przed upadkiem w błoto.
- Dzięki Pierre, przyjacielu – usłyszałeś.
Obejmując nowego znajomego, wszedłeś z tym tłumem do środka.
Z ogólnego rozgardiaszu wyłowiłeś kilka nazwisk. Grupkę prowadził Oktawian Maurissaut, najlepszy klient nieszczęsnego Machata.
Bez trudu znalazłeś się w środku tego sławnego lokalu. To był chyba idealny dzień na takie przedsięwzięcie, bo Zajazd Hrabiego pękał w szwach. Wczorajszy kataklizm jednych skierował do świątyń, innych skłonił do rozpusty. I jednych i drugich było bardzo dużo.
- Od razu na pokoje – zarządził chwiejący się na nogach Oktawian i cała grupa zaczęła się wpychać na czerwony korytarz.
Ty trzymałeś się nowego przyjaciela próbując pociągnąć go za język. Tak kojarzył Malte’a, nie, nie widzi go w tym tłumie, może jest gdzieś z jakąś dziewczyną, na lekcji muzyki. Tak pokoje są za tą kotarą, po schodach na górze.


Eryk
Maurice nie zajął proponowanego miejsca. Sam natomiast zasugerował modlitwę. Wołałbyś raczej zjeść śniadanie, ale nie Ty dyktowałeś warunki. Wąskim korytarzem doszliście do głównej nawy świątyni, tyle, że teraz znajdowaliście się bardzo wysoko, zaledwie kilka metrów od zwieńczenia jej kopuły - na niewielkim balkonie na wprost olbrzymiego posągu Boga Mórz. Z tej perspektywy Świątynia była jeszcze piękniejsza niż zazwyczaj. Mogłeś podziwiać wszystkie podniebne płaskorzeźby, nieznani ci z imienia artyści stworzyli tu cały świat, morskie potwory z legend połykały statki, syreny uwodziły pięknem, a z plątaniny zdobień co i raz spoglądała twarz Mananna, niezwykły widok, dostępny tylko wybranym. Wszystko rozświetlone słońcem wpadającym przez szkło się w samym centrum sklepienia.
I dzisiaj w Świątyni był tłum ludzi. Tak jak wczoraj atmosfera w świątyni była ciężka od powagi i strachu. Trudno się dziwić, skoro los tego miasta tak bardzo zależał od morza i tak wielu ludzi z niego się utrzymywało. Słyszałeś szum powszechnej modlitwy i płacz i tych, którzy czekali na swych bliskich.
Kapłan modlił się z wyrazem uniesienia na twarzy a modlitwę zakończył dziwną prośbą by Manann nie odwracał się od Ciebie.

- Chciałbym wytłumaczyć Ci co czuję. – potem, siedząc na ławeczce i wyraźnie odwlekając moment odprowadzenia Cię do apartamentu zaczął Ci się zwierzać - Jesteście dla mnie jak bracia i siostry a tymczasem wciąż zrażam was do siebie. A tylko próbuję pomóc. Ty zdajesz się nie wierzyć, ze jesteśmy złączeni mistycznymi więzami, ale ja to czuję. Dlatego nie powiedziałem nikomu jak ważna jest ta bransoleta. – Wskazał na Twój napięstek - Bo chcę żebyś mi zaufał, a pewnie odebraliby Ci ją siła. Ja wiem, że ona należy do naszego Boga. I że on chce byś mu ją oddał. Ale powinieneś zrobić to sam, dobrowolnie. Żeby powstrzymać jego gniew. Żeby ich bliscy – pokazał ludzi na dole – wrócili.
-Ta dziewczyna, Leah - zmienił temat - spotkałeś ją? Myślę ze tak. Bo takie jest nasze przeznaczenie, spotykać się nic nie wiedząc o sobie. A gdybyśmy wiedzieli, złączyli siły, wspólnie pokonalibyśmy zło, wiec ta dziewczyna też mi nie zaufała. A teraz przestałem ją śnić, boję się, ze nie żyje. – gdy mówił z jego twarzy nie znikał natchniony wyraz.
I wtedy wyciągnął z kieszeni swej szaty list. Widziałeś, że sam się jego obecności zdziwił, ale gdy czytał przynajmniej zamilkł na chwilę.

Kerm 22-01-2009 08:50

Modlitwa akurat w tej chwili nie była Erykowi potrzebna do szczęścia, Osobiście wolałby solidne śniadanie, na przykład dużą michę jajecznicy i parę pajd świeżego chleba. Oraz parę grubych plastrów szynki.
Najwyraźniej jednak tak przyziemna rzecz jak jedzenie nie znajdowało się na liście priorytetów młodego kapłana, zaś Eryk, który w tym miejscu znajdował się w charakterze mieszani gościa i więźnia miał świadomość, że jego osobiste pragnienia niekoniecznie musiały być brane pod uwagę. Przynajmniej natychmiast.
Ruszył za Maurice'em z dużo mniejszym entuzjazmem, niż to okazywał. Młody kapłan wiódł go krętymi korytarzami, aż w końcu dotarli na małą galeryjkę.
"Ciekawe, czemu akurat tutaj" - pomyślał Eryk, trzymając się profilaktycznie z dala od niezbyt wysokiej barierki.
Widok stąd był olśniewający, jednak Eryk nie do końca uznał to miejsce za odpowiednie do modlitwy. Być może kapłan był natchniony i pełen wiary, ale spoglądanie z góry na modlące się tłumy i stawanie na równi z kamiennym co prawda, ale obliczem boga, do najwłaściwszych nie zależały i świadczyć mogły nie tyle o wielkiej wierze i oddaniu, co o wielkim zarozumialstwie Maucice'a. Zdecydowanie bardziej odpowiednie byłoby powędrowanie w dół i korne pokłonienie się przed posągiem, a nie spoglądanie na wszystkich modlących się z góry.
Może modlitwa w tym miejscu miała stworzyć odpowiedni nastrój. A może kapłan wolał, by nikt poza nimi dwoma, i oczywiście Manannem, nie usłyszał ani jednego słowa z tych, które między nimi zostaną wypowiedziane.
Już pierwsze słowa o braciach i siostrach nastawiły Eryka niezbyt pozytywnie, informacja o mistycznych więziach do niego nie przemawiała, zaś na wspomnienie bransolety wewnętrznie się zjeżył. Czego z pewnością nie zauważył pogrążony w swych wywodach Maurice.
"Moja bransoleta... Ciekawe, co i od kogo o niej wiesz... Najlepiej zrobisz, jeśli dasz sobie z nią spokój."
Jakoś nie bardzo chciał uwierzyć Maurice'owi, że to właśnie ów kapłan jest tym jedynym sprawiedliwym. Dlaczego więc tak nieposzlakowany człowiek oszukuje swego... zwierzchnika? sojusznika? towarzysza? Trudno było z całkowitą pewnością ocenić, kim był dla Maurice'a Pierre. Ale i tak oszukiwanie go źle świadczyło o kapłanie.
Poza tym Erykowi uwierzyć w to, że noszony przez niego napięstek ma jakikolwiek związek z gniewem Mananna. Dlaczego niby złożenie jej w ofierze miałoby uspokoić gniew boga?
Imię dziewczyny zdało się Erykowi znajome. Słyszał je bodajże raz, ale skojarzenia nie były zbyt pozytywne...
Nim jednak Eryk postanowił poinformować Maurice'a o swoim zdaniu na temat bransolety kapłan, nie wiedzieć czemu, sięgnął ręką do kieszeni.
Chociaż nie wyglądało na to, by kapłan nosił w kieszeni jakąś broń, to Eryk, na wszelki wypadek, odsunął się w stronę wyjścia i przygotował się na odparcie ewentualnego ataku.
Jednak kapłan wyciągnął z kieszeni list. I można było sądzić, że sam fakt jego znalezienia stanowił dla Maurice'a niespodziankę.
Gdy kapłan czytał list Eryk zastanawiał się, czy czasem nie skorzystać z odpowiedniej chwili i nie ulotnić się. Mimo tego postanowił poczekać i, jeśli się da, zapoznać z treścią pisma.
Oczywiście nie zamierzał zabierać go siłą. Jeśli kapłan miał dobre zamiary, to nie tylko powie, co przeczytał, ale i pokaże list. Jeśli tego nie zrobi... Wtedy sytuacja stanie się trochę jaśniejsza.

Sekal 22-01-2009 14:58

El Pedro(s)
 
Musiał przyznać, że nigdy wcześniej nie bywał w takich miejscach. Dotknął kotary, międląc ją przez chwilę paluchem. Niezły materiał, chociaż w zasadzie nieprzydatny, pewnie nawet spieniężyć by było ciężko. Co innego pozostałe elementy wystroju. Stoliki i fotele były też niezłe, chociaż wynieść coś takiego byłoby ciężko. No i też jak to sprzedawać? Co innego obrazy. Kto wie ile były warte? Z Petera oczywiście znawca sztuki był tak samo dobry jak skryba, znaczy żaden. Ale każdy szanujący się paser powinien znać rynek, a malowidła były częścią rynku. Chwycił w przelocie jakoś ledwie naruszony kieliszek z jakimś napojem, który miał w sobie trochę alkoholu. Zdecydowanie za mało. Jak oni w ogóle mogą się tym upić? Gdy kobitka zniknęła mu z oczu, poślinił palucha i przejechał nim po jednym z obrazów. Wydawał się całkiem niezły. Ciekawe czy ktoś by zauważył brak jednego z nich? Już miał skombinować jakiś ostry przedmiot do wykrojenia płótna, gdy za kotarę wtoczyła się banda uchlanych szlachciurów. Weszła też ta fajna kobitka, ale przez tych dupków uciekła szybko.

Peter powoli skierował swój wzrok na tego bełkoczącego, spoglądając na niego z góry. Miękkie ciałko i słaba główka. Pewnie wypił dwa kieliszki tego wina i już się zataczał. Przez jakiś czas kalkulował szansę. Tamtych było sporo, ale byli miękcy i nachlani. On niestety nie był, co było na minus. Ale i tak podejrzewał wyrównane szanse, zwłaszcza jakby szybko wyrwał nogę od tego stolika, przy którym stał. W normalnych okolicznościach nawet by się nad tym nie zastanawiał, ale to zdecydowanie nie były normalne okoliczności. Nigdy jeszcze nie miał takiej dupci, jak ta tam za kotarką, z drugiej strony nigdy też nie tłukł szlachciców po mordach. A w każdym razie nie za często. Wyszczerzył się więc do tego wymuskanego i poprawił mu surdut. Czy co on tam na sobie miał.

-Moczymorda? W tych sikach z tej speluny?
Zbliżył do niego swoją twarz, przyglądając się uważnie.
-Są za cienkie. Przynajmniej dla mnie, chudzinko.
Szlachciura zrobił się czerwony, jakby miał za chwilę wybuchnąć. Peter zaś wciąż się szczerzył, nie przestając prowokować. Nogą zaś zahaczył o fotel, sprawdzając czy lekko chodzi.
-Ciekawe czy miałeś kiedyś jakąś dziewkę inaczej niż za złoto. Pewnie nie, co? A może wolisz chłopców, tylu ich się wokół kłębi...
Zaśmiał się głośno, a tamten nie zdzierżył, próbując mu wymierzyć jakiegoś żałosnego sierpowego. Peter, weteran niezliczonej ilości bijatyk, uchylił się lekko, przesuwając fotelik tuż przed pijaka i lekko popychając go w jego stronę. Impet uderzenia wystarczył, by tamten zgiął się wpół, zachwiał i runął na ziemię, przy lekkiej pomocy Petera łamiąc krzesełko. Jego zaskoczeni kompani nie zdążyli zareagować, gdy paser położył tamtemu nogę na szyi i ostrzegawczo uniósł dłoń.
-No, no! Bez takich. Grzecznie sobie pójdę, bo chyba nie chcecie by mu stała się krzywda? W końcu potknął się o krzesło, w chwili, gdy go pilnowaliście. Taka plama.
Wyszczerzył się jeszcze raz, i nagle ruszył, bez większego problemu przepychając się pomiędzy młodzikami. Tak, musieli się jeszcze wiele nauczyć.

Gdy już był na zewnątrz, rozejrzał się za swoją wybranką. Dostrzegając ją niedaleko, uśmiechnął się. W sumie uśmiech prostych, całych i zdrowych zębów Petera był jego największym atutem. Oczywiście tym fizycznym, gdyż duchowych miał całą masę, oczywiście. Podszedł do niej i wziął ją pod ramię, klepiąc się po sakiewce.
-Pójdziemy w jakieś ustronne miejsce?
Uśmiechnął się jeszcze raz, prowadzony przez dziewczynę, przy okazji zabierając jej butelkę wódki. Nie była mu potrzebna, chciał mieć ją na trzeźwo.
-Nie bój się, jeszcze żadna nie narzekała. Będę delikatny.
Mrugnął do niej. Nie mógł przecież uszkodzić takiego pięknego ciałka. Klepnął ją jeszcze w pupę na zachętę, gdy już wchodzili do osobnego pokoju. Bez wątpienia dziewczyna miała szczęście. W końcu Peter był odpowiednio ubrany i nawet niedawno myty. Niewiele dziewek pasera miało tak dobrze. A w łożu... cóż, miał niezłą kondycję, przynajmniej przy tanich dziwkach. One go nie podniecały tak jak ta tutaj.

Tom Atos 23-01-2009 08:33

Całe to przedstawienie, było fascynujące. Obie kobiety piękne niczym sarny. Poruszały się z gracją kotek i były ekscytująco niebezpieczne niczym tygrysice.
Hernanowi zawsze podobały się te zwierzęta, ale to bynajmniej nie oznaczało, ze jest jakimś zoofilem, androfilem, czy innym filem. Choć jak pomyślał o tych wielkich, niewinnych sarnich oczach i tych ich fikuśnych różkach, to … che, che. No ale wracając do meritum.
Skoro był w ciele mężczyzny, to powinien zachowywać się jak mężczyzna, a przynajmniej jak kobiece wyobrażenie o mężczyznach. Nie protestował zatem, gdy go związały. To coś miało wspólnego z dominacja i przemocą w ich rytuałach godowych. Nad związanym miało się władzę. Pogodził się zatem ze skrępowaniem w nadziej, że dzięki temu dziewczyny się nieco rozluźnią i będzie z nimi można porozmawiać serio.
Rozbawiło go szczerze zdanie „która z nas jest ładniejsza”. Było to jedno z tych pytań, na które lepiej nie udzielać odpowiedzi.
No potem Lilia przeszła do konkretów wywołując u Hernana poważne zaniepokojenie. Siedziała na nim okrakiem, piękna, uwodzicielska, marzenie każdego normalnego mężczyzny, a tymczasem Hernana miał w spodniach gotowany makaron.
Problem polegał na tym, że Diego był zepchnięty do podświadomości, a Hernana nie mógł sobie pozwolić na wypuszczenie go choćby na chwilę. Nie wiadomo jak by się ten zakochany szaleniec zachował. A scena rzucającego się po łożu jak w epilepsji i krzyczącego dwoma głosami osobnika, mogła nieco wypłoszyć dziewczątka. Z kolei bez dopuszczenia Diego do tych przesiąkniętych erotyzmem widoków nie było co liczyć na to, że to co miękkie stwardnieje.
Na szczęście Lilia nie zorientowała się, że nie wszystko jest tak jak powinno, a gdy przytknęła mu ostrze do krocza odetchnął z ulgą. Przy takim zagrożeniu, to każdemu mogło opaść.
Pytania jakie zadała były same w sobie ciekawe i postanowił rozłożyć je na czynniki pierwsze.
„Gadaj co wiesz ?” A jesteś gotowa na przyjęcie mrocznej wiedzy z innych wymiarów ?
„Kto Cię przysłał ?” Nie mogę powiedzieć. Ludzka krtań nie ma odpowiedniej konstrukcji.
„Kim jest przetrzymywana w piwnicy kobieta ?” W piwnicy jest kobieta, może Leticia ?
„I gdzie zniknęła Weronika ?” Acha, zniknęła ich koleżanka i nie wiedzą gdzie jest.
No to już miał jakieś punkty zaczepienia.
- Posłuchaj. Nikt mnie tu nie przysłał, choć są życzliwe osoby, które pomogły mi się tu dostać. Wiem tylko tyle, że od dłuższego czasu giną w mieście młode dziewczęta. Porwano moją ukochaną i jestem pewien, że stoi za tym de Veille. Dlatego tu jestem. Nie wiem kogo trzymają w piwnicy, ale może to być moja Leticia. Nie wiem kim jest Weronika, ale widzę, że Wam na niej zależy. – spojrzał uważnie w oczy dziewczyny, ale nie za długo. Kobiety miały intuicję i mogły coś wyczuć.
- Zawrzyjmy układ. Pomóżcie mi dostać się do piwnicy, a ja pomogę odszukać Wam Weronikę. Nasz wróg jest potężny i jeśli nie będziemy sobie nawzajem pomagać nie pokonamy go.
Sporo ryzykował. Nie wiedział, czy bezwzględna męska logika do nich dotrze. Mogło im coś strzelić do tych pięknych główek. Na przykład, by go wydać w zamian za wolność przyjaciółki. Samice wielu gatunków nadrabiały braki w umięśnieniu sprytem i podstępem.
Póki co leżał spokojnie i czekał.

Marrrt 24-01-2009 22:00

~ A ten co tu u licha robi??? ~ Danstan miał niezłą pamięć do twarzy, a tę gębę nawet po ogoleniu i umyciu pozna już chyba wszędzie. Paser z Małej Rossette zaczynał mieć coraz bardziej drażniącą tendencję do pojawiania się wszędzie tam gdzie ciężko się było go spodziewać. Gdy gotowało się do konfrontacji, Boss bez żalu wycofał się powoli z grupki wstawionych arystokratów. Znalazłszy się w głównym holu piętra ruszył w kierunku schodów na dół gdzie znajdował się bar i scena, lecz po chwili zatrzymał się dojrzawszy strażnika, ktoremu przekazał wiadomość dla Otto. Mężczyzna w fikuśnej liberii wyszedł z pokoju po przeciwnej stronie holi i delikatnie zamknął za sobą drzwi. Gdy zniknął na dole, Danstan bez wahania ruszył w kierunku drzwi i zakasawszy prawy rękaw koszuli, zapukał trzykrotnie.

- Co znowu??? - Od środka dobiegł zirytowany męski głos, poczym w wejściu stanął odziany w same pantalony mężczyzna o ciemnych włosach przypruszonych pierwszą siwizną. Na twarzy miał parę siniaków, a w ręku trzymał poplamiony fragment listy. Danstan nie potrzebował innego potwierdzenia tożsamości. Rozmowę zaczął więc po swojemu. Silny prosty odrzucił Otta do tyłu tak,że mężczyzna nie mogąc złapać równowagi, upadł na podłogę. Boss pośpiesznie wszedł do środka i zamknął za sobą drzwi upewniwszy się, że nikt go nie widział. Pokój był nieduży, a przez zasłonięte okna nie docierało tu żadne światło słoneczne. Liczne zapachowe świeczki porozstawiane po gutsownie zdobionych meblach, roznosiły po pomieszczeniu ostrą woń żeń-szeniu i imbiru. W centrum pokoju stało wielkie łoże, którego atłasowa pościel nosiła znamiona niedawnego i intensywnego używania. Z wysokiego baldachimu swobodnie opadała zasłonka z ciemnego muślinu, a obok stała najwyraźniej królowa tego przybytku. Młoda dziewczyna odziana w obcisłą czarną skórę odsłaniającą wszystko co tylko mężczyzna mógłby pragnąć ujrzeć, aż trzasnęła o wysokie buty pejczem i jęknęła z niczym nie skrępowanego podniecenia patrząc jak Otto wyciera krew ze złamanego nosa. Po ostrych rysach twarzy i białej jak mleko cerze, Danstan obstawiał piękność rodem z Kislevu, albo i jeszcze dalszej północy. Wyraz jej twarzy nie wyrażał ani przejęcia wtargnięciem Bossa, ani tymbardziej strachu. Wyłącznie dziką, wyuzdaną ekstazę.

- Witam Panie Malte - rzekł Danstan wyciągając rapier i przystawiając go mężczyźnie do szyi. Kurtyzana widząc to zareagowała szybciej niż irbis.
- Astaw! -krzyknęła dopadłszy Otta i ręką odsunęła ostrze rożna. Po chwili dodała z okrutnym uśmiechem - ja sama...
Oplotła nadal dochodzącego do siebie Otta muskularnymi udami i przerzuciwszy się na plecy, naprężyła nogi. Ponownie jęknęła namiętnie gdy Otto krzyknął z bólu pod wpływem stalowego uścisku.
- Soonia - wydusił z siebie Malte - tttto nie są kurwa żaarty...
Kislevianka zaśmiała się tylko oddychając głośno i namiętnie i odparła:
- A szto ty dumał liubimyj? Szto mnie szutit chocietsa?

- Widzę panie Malte, że obaj mamy dziś raczej marny dzień -
rzekł Danstan z drwiącym uśmiechem gdy Sonia poluzowała uścisk, a czerwony na twarzy Otto mógł złapać oddech. Usiadł na łózku obok leżącej na przykrytej futrem ze śnieżnej pantery podłodze, pary i z pełnej przeróżnych owoców miski wyciągnął jabłko. Ugryzłszy je, ciągnął dalej - Parę dni temu zlecił pan swojej szwagierce pewne zadanie. Kradzież. Chcę wiedzieć dla kogo potrzbował pan tego dokumentu, który ukradła. Zanim zacznie mi pan grozić nadmienię, że musiałem połamać jej palce by w końcu podała mi pana nazwisko. A ponieważ staram się mieć wzgląd na kobiety, może być pan pewien, że przy panu ani ja, ani jak mi się wydaje Sonia, nie będziemy się ograniczać... da?
- Oh daaaa - mruknęła dziewczyna i by nie pozostawać gołosłowną, ponownie ściśnęła Malte'a. Najwyraźniej łamanie ludzi bólem stanowiło dla niej pikantną podnietę, a cała ta sytuacja byla dla niej wyłącznie seksualną zabawą.

- Tylko bez takich - Boss złapał Otta za rękę, którą ten chciał uderzyć Kisleviankę - proszę dać dziewczynie pracować... i lepiej zacząć mówić.

Hellian 04-02-2009 22:57

Zajazd Hrabiego - zacny klub dla arystokracji, z nowoczesną, inspirowaną przez stolicę sceną taneczną, od godzin porannych przeżywał prawdziwe oblężenie. Odbył się jeden występ. Potem artystki kabaretowe przeistoczyły się w kurwy, zarabiając tego dnia krocie. Niektóre. Bo kilka miało pecha.

Danstan

Pomoc Bossa bardzo szybko okazała się zbędna. Sonia,

jak na Kisleviankę przystało, umiała dbać o siebie. A rzemiosło, którym się parała, znała jak mało kto.
Rozłożywszy Otta na łopatki, kolanami przycisnęła do ziemi szamoczącego się mężczyznę. Nachyliła się nieco i poczerwieniała ze złości twarz Malta zniknęła pomiędzy Niebem a Rajem, jak zwykli nazywać jej okazałe piersi liczni klienci.

- Uspokójsja!

Zagruchała, przyduszając mężczyznę słodkim ciężarem. Nim zdążył się obejrzeć, jedwabny sznur oplatał oba nadgarstki mocno wyciągniętych w górę rąk. Sonia nie siliła się na subtelność, nie za to jej płacili. Uwiązawszy Otta do nogi łoża, wstała i czubkiem skórzanego bucika wymierzyła celnego kopniaka. Prosto między żebra mężczyzny. Na policzkach kobiety kwitł rumieniec – niepisane świadectwo jej podniecenia. Niewolnik, bo kimże innym był w tej chwili Malte? Popędzony kolejnym, mocniejszym jeszcze kopniakiem, niezdarnie obrócił się na brzuch. Podjął rozpaczliwą próbę uniesienia się na kolanach. Bogowie, ileż ta baba miała siły! Naciągnięte niemal do granic możliwości stawy wyły z bólu, ale świadomość, że tylko tak może im ulżyć, dała mu impuls do ślamazarnego ruchu.
Dobrze znał procedurę – w końcu nie po raz pierwszy odwiedził komnatę madame Soni. Urękawiczona kobieca dłoń mocno pociągnęła za sznurki gaci i mgnienie oka później oczom zaśmiewającego się do rozpuku na łożu Danstana ukazał się widok bladej dupy Malta. Widok, który ciężko było nazwać przyjemnym, z czym zgodzi się każdy, kto kiedykolwiek widział wypiętego mężczyznę.
Bacik Soni ze świstem wylądował na upstrzonym rzadkimi włosami zadzie związanego. Drugi… trzeci…
Jęczeli oboje: on z bólu i rozkoszy, ona z przyjemności, jaką sprawiało jej okładanie batem bezbronnego mężczyzny.
Z ust kobiety popłynął potok słów tak obelżywych, że Bossowi w życiu nie przyszłoby do głowy, że mógłby zestawić znane sobie przekleństwa w ten sposób. Stojący niemal na skraju apopleksji Otto darł się wniebogłosy:

- PUDEL! NO KURWA, SONIA! PUDEL! PUDEEEEL!

Zapamiętała w swojej zabawie Sonia zdawała się nie słyszeć ‘bezpiecznego słowa’, na które rozpaczliwie próbował powołać się klient.
- Dla Zammorina, dla Świątyni –wycharczał w końcu Otto. Sprawiał wrażenie, że już nie kontroluje co mówi.
A Sonja odrzuciwszy bat, kolejnym kopniakiem odwróciła go na plecy. Sytuacja musiała jednak na niego działać, bo gotów był do akcji. Mrucząc pod nosem z aprobatą, kobieta usiadła nań okrakiem i nic sobie nie robiąc z zaczepek Bossa, zaczęła bezpardonowo ujeżdżać Malta.
Wciąż rechoczący Danstan miał wrażenie, że lada moment ten śmiech po prostu rozerwie go na strzępy.

***

- Na – sapnęła popuszczając sznura. Obity do fioletu Malte padł na ziemię, niemal płakał z ulgi. Jeśli kiedykolwiek Boss miał o nim lepsze mniemanie, teraz akcje Otta spadły na łeb, na szyję. Tak przynajmniej było do momentu, póki nie poczuł na swych barkach żelaznego uścisku gorącej Soni. Rozochocona poprzednim występem, wyraźnie miała ochotę na więcej.
Śmiech uwiązł Danstanowi w gardle, gdy kobieta wskoczywszy na łóżko przygwoździła stopą jego rodzinne klejnoty. Wystraszonemu mężczyźnie jak żywi stanęli przed oczyma przodkowie, smutno kiwający głowami nad ginącym właśnie rodem. Wciąż mając pod pantofelkiem najcenniejszą część jego ciała, Sonia kołysała się zmysłowo.

- No? I jak Ci się teraz podobam?
Nim wyartykułował odpowiedź, skoczyła. Gdy jej kość łonowa z impetem zderzyła się z nosem Bossa, naczynia krwionośne nie wytrzymały i pociekła krew. Opętana pożądaniem Sonia nie zważając na dobiegające spod niej jęki, wciąż ocierała się o twarz mężczyzny.

Otto, który najwyraźniej odzyskał już rezon, zebrawszy się z podłogi, postanowił dopomóc swojej oprawczyni i wkrótce szamocący się niefortunny kochanek dzikiej Soni poczuł, jak na jego kostkach oplata się jeszcze jedna para rąk.

- Sonia, a może by go do klatki?
- Da!

Klasnęła w ręce i nim Danstan zdoła poprosić bogów, by to co usłyszał było złudzeniem, za ręce i nogi zawleczony został do niewielkiej klateczki stojącej w kącie pokoju. Dziesięciolatkowi byłoby w niej bardzo niewygodnie.

- Nie zadzieraj więcej ze mną, synku.
Danstan bezsilnie szamotał się w klatce.
- Wypuść go później Sonia.
- I dzięki – Malte mrugnął do Danstana – Bez ciebie chłopcze, nie byłoby tak… niewiarygodnie.
Otto Malte wyszedł z pokoju.
Sonia wreszcie wyglądała na zmęczoną. Nie patrząc już w stronę uwięzionego zdjęła buty i ekscentryczną bieliznę. Ubrała się w biały jedwabny peniuar. Rozpuściła włosy.
Klucze upadły na podłodze metr od klatki. Kislevianka uśmiechnęła się do Danstana. Naprawdę łagodnie.
- Twoja szansa.
Położyła się na łóżku i natychmiast zasnęła.

*Rolę Soni odegrała hija


Diego

Dziewczyny wymieniły się długim spojrzeniem, po którym Lilia zeszła z Diego i odsunęła nóż od jego krocza.
- Jak się nazywasz?
Diego podał fałszywe nazwisko.
- Nie próbuj żadnych sztuczek. Jestem bardzo szybka – akcentując swoje słowa wbiła nóż w oparcie łóżka tuż obok głowy Diego. Rzeczywiście błyskawicznym ruchem.
- Weronika zaginęła dwa tygodnie temu - kontynuowała wydymając usta i wyciągając nóż z poręczy. Estalijczyka załaskotał w nozdrza zapach jej perfum - To bardzo ładna blondynka. Odrobinę masochistyczna. De Veille często do niej przychodził. Szczerze wątpię czy żyje - Lilia powiedziała to prawie beznamiętnie. – Ale chcemy wiedzieć, co jest grane.
- Pokażemy Ci jak iść do tych piwnic. Przeprowadzimy przez korytarz. Tam ktoś zawsze pilnuje – teraz mówiła Conchita – I nie myśl, że to jakieś żarty. Piśniesz komuś choć słowem o tym, że Ci pomogłyśmy to gorzko pożałujesz. Mamy wielu przyjaciół.
- A teraz sprawdzę drogę. Zaczekajcie na mnie. A Ty, Lilia ubierz się. Zresztą w ogóle mu nie stanął.
- Podwójnie przegrana ta ukochana – ostatnie zdanie skierowała do Diego.
Na powrót Conchity czekaliście kwadrans. Obrażona Lilia wciągnęła na siebie wydekoltowaną suknię. Kilka razy prychnęła jeszcze gniewnie w kierunku Diego, ale nie odezwała się ani słowem.
Droga powrotna też odbywała się ukrytymi arteriami budynku. Trzeba powiedzieć, że wąskie korytarzyki tej części domostwa tworzyły skomplikowany labirynt. W pewnym momencie usłyszeliście głosy z naprzeciwka i dziewczyny błyskawicznie otworzyły boczne drzwi. Mijaliście takich wiele, prowadziły one do właściwej części zajazdu. Z tej strony wszystkie były obite identyczną zieloną tkaniną i doskonale widoczne. Znaleźliście się w łaźni. A właściwie w jej przedsionku. W białym pomieszczeniu wyłożonym marmurem i mozaiką, z koszami pełnymi ręczników, wieszakami na ubrania i marmurowymi ławami pod ścianami. Z podłogi podnosił się posiniaczony Peter.


Peter

Osobny pokój był najbardziej luksusową sypialnią w życiu Petera. Oszałamiająca piękność zafundowała też paserowi oszałamiająco szybką rozkosz. Po czym Peter dowiedział się, że zapłacił tylko za jeden raz. Byłaby to też najdroższa miłość w jego życiu, gdyby sakiewka zawierała choć jedną prawdziwą monetę. A tak wyszedł z sypialni po kilku minutach, może nie do końca usatysfakcjonowany, ale za to przekonany po raz kolejny o swoim nadzwyczajnym sprycie. Gdy wychodził naga gracja uniosła się na łokciach.
- Wróć kiedyś. Będę czekała.

Tymczasem upokorzony Oktawian Maurissaut, nie dość pijany by zapomnieć o zajściu od razu, zdecydował się odegrać. Starczyło mu energii i trzeźwości na rozegranie zemsty na własny sposób. Nie na darmo powszechnie uchodził za protegowanego właściciela lokalu i za nieprzeciętnego dupka. Zwerbowanie chętnych zajęło mu kilka minut. Gdyby przygoda pasera trwała choć chwilę dłużej, miałby gości w sypialni.
Jak widać krótkie uniesienia mają wiele plusów.
I kiedy Peter zamknął za sobą drzwi pokoju, stanął twarzą w twarz ze swoimi katami. Zdążył zrobić unik tylko przed pierwszym ciosem. Drugi sprawił, że przed oczami pokazały mu się gwiazdy. Potem był trzeci i czwarty i piąty. Wszystkie zaraz po sobie, precyzyjnie wymierzane przez trzech mężczyzn.
- Do łaźni – Peter usłyszał jeszcze głos Oktawiana, a potem wyrywający się paser został powleczony na drugi koniec korytarza.
W łaźni zabawę kontynuowano. Bito go metodycznie, ciosy pięści trafiały w żebra, kopniaki w uda, dostawał w głowę i kantem dłoni w tchawicę. Wreszcie, gdy ciało pasera eksplodowało już bólem, kopniaka w krocze wymierzył mu sam Maurissaut. I mimo, że szlachcic nosił miękkie obuwie, Peter opadł na ziemię.
Paser przez chwilę czuł pod dłońmi chłód marmurowej posadzki. Powietrze wciągał ze świstem gardłem, które spuchło momentalnie, z nosa i rozwalonej skroni kapała mu krew, ból krocza przyprawiał o mdłości. Poczuł miękki trzewik na swojej dłoni. Zagruchotała jakaś kostka. Sekundę później kopnięcie w bok głowy pozbawiło pasera przytomności.

***

Peter ocknął się i ujrzał nad sobą Diego i dwie piękności.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 18:57.

Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0


1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172