Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - ogólnie > Autorskie systemy RPG
Zarejestruj się Użytkownicy

Autorskie systemy RPG Rozmowy na temat autorskich systemów RPG


Odpowiedz
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-01-2007, 17:46   #1
 
Mruf's Avatar
 
Reputacja: 1 Mruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetnyMruf jest po prostu świetny
[Digoxin]Historia świata

To ważne niemniej niż sam opis świata. To do swojej autorki wysmażyłem ja:

Cytat:
Najstarsze nawet kroniki, powstałe w kraju Talów, nie sięgają głębiej w otchłań minionego czasu, niż na dwa i pół tysiąca lat. Nie wiadomo więc, jak prezentowało się oblicze etniczne Orindu przed ich powstaniem. W przededniu pierwszej daty historii było na pewno krańcowo odmienne od dzisiejszego. Nie istniały jeszcze państwa założone przez ludność napływową, tzn. Lardas, Nordheim, Lechistan czy Borana. Ludzie podzieleni byli na dwie główne grupy językowe, oddzielone od siebie dość wyraźnie. W skład każdej z nich wchodziło mrowie plemion. Przedstawiciele pierwszej z nich – norskaa, zamieszkiwali głównie północ, a reprezentanci drugiej – talu, zdominowali ciepłe południe.
Do grupy językowej talu należeli dzicy Errowie, żyjącym na prawym brzegu górnej Radawy, rządzeni przez bezwzględnych szamanów składających spętanych przestępców i wrogów w niedźwiedzich gawrach na żer wygłodzonym samotnikom. Sąsiadowali z nimi na lewym brzegu Radawy Tugowie na północy i Gerowie bliżej wideł Radawy i rzeki Kirr. Oba plemiona zwalczały się zaciekle, przy czym zwykle górę brali Tugowie, a to ze względu na broń żelazną, którego to metalu posiadali obfite rudy darniowe swojego kraju. Słabiej uzbrojeni i mniej liczni Gerowie – wyznawcy Croana – demona wód, stopniowo ustępowali pola. Połoniny przy lewym brzegu Kirr, a także Góry Srogie, zasiedlali Hardarowie, małomówni czciciele Hoda, boga gór i lodów. Nie opuszczali swoich domen, jedynie kilkunastoosobowe grupy wojów wyruszały na wyprawy łupieżcze na rozciągające się na południu stepy, usiane siołami małych, nienazwanych plemion ludzi.
Między środkową Radawą a Jeziorem Ceirańskim żyło kilka plemion różniących się nieco w obyczaju i w mowie, ale ujmowanych pod wspólną nazwą Lekuan. Owi Lekuanie toczyli heroiczne boje o przetrwanie z zagrażającymi z południa Huanami. Na północnym wschodzie rozciągały się stepy i wzgórza Caviteńczyków, spokojnego ludu trudniącego się handlem i rybołówstwem. Inne plemię norskaa – Palosanie, zamieszkiwało wyspę o tej samej nazwie, znajdującą się na północ od Orindu. Byli oni i wciąż są bardzo wojowniczy i ekspansywni. Wcześniej, przed omawianą epoką, opanowali Archipelag Tahave, grupę wysp leżącą na zachód od kontynentu i zmieszani z autochtoniczną ludnością stworzyli nową społeczność. Pojawiła się później w historii jako Nordowie. Po upływie 1000 lat od kolonizacji zatarło się wspomnienie o proweniencji Nordów z Tahave. Powstał naród wyśmienitych żeglarzy i bezlitosnych wojowników-łupieżców. W tym czasie na Palos toczyły się walki między licznymi stronnictwami zamieszkującymi tę dużą wyspę. Tereny dzisiejszego Lechistanu, Lardas i Krainy Hua zamieszkiwali Huanie, luźno spokrewnione ze sobą ludy. Huanie byli liczni jak gwiazdy na niebie, ale nie stworzyli nigdy zwartych społeczeństw, kontentując się życiem w niedużych społecznościach, obejmujących nie więcej niż kilka warownych siół.
Grupę talijską otwierają najdalej na północ wysunięci Dearanie, zasiedlający Góry Dearan. Dearanie byli potężnym ludzkim plemieniem, ale wewnętrznie rozbici tracili siły na lokalne spory i waśnie, czasem tylko wdzierając się w Krainę Hua i w stepy nad oceanem, rozciągające się na zachód od ich gór. Podówczas żaden z licznych ośrodków władzy nie zdobył przewagi nad innymi. Dearanie wypasali owce, które były źródłem ich bogactwa i podstawowymi zwierzętami hodowlanymi. Dostarczały mnóstwa surowców, między innymi do produkcji świec, włóczki, mydła, futer i wielu innych, potrzebnych towarów. W przeciwieństwie do innych ludów górskich Orindu, wśród Dearan odsetek wojów nie był duży. Większość dorosłych mężczyzn trudniła się pasterstwem i intratnym rzemiosłem. Dearanie od wieków toczyli krwawe boje z sąsiadującymi od północy Hardarami.
Półwysep Talu zajmowali Talowie, mistycy próbujący kształtować otoczenie według własnej woli przy pomocy sztuki nazwanej przez nich magią. Pierwotna magia była jeszcze słaba i mało efektywna. Talowie zaczęli krzepnąć, aby w przyszłości odcisnąć najsilniejsze piętno na całej historii świata. Niezamieszkane Góry Księżycowe, dzikie i nieprzystępne, stanowiły naturalną barierę między Huanami a kilkoma innymi grupami o talijskiej genezie. Powyżej Aridy znalazły siedlisko plemiona Heiran, ludzi lasu. Poniżej jej dolnego biegu siedzieli Jamme, poniżej górnego uplasowali się spokrewnieni z nimi Tesanie. Oba plemiona, choć etnicznie sobie bliskie, dzieliło morze krwi i nieprzejednana nienawiść.
Pod Górami Księżycowymi Neri, czarnowłosi mieszkańcy przymorza powoli koncentrowali się zakładając pierwsze osady przedmiejskie. Neri okazali się bardzo sprawnymi żeglarzami, doskonale władali lekką bronią, niemniej sprawnie posługiwali się łukiem. Obok, na terenie dziś należącym do Ligi, rozproszone były trzy plemiona – Krish, wyznający krwawego boga, stale pożądającego ofiar z młodych chłopców, Zemri, którzy zabijali narodzone drugie dziewczynki oraz Hethowie – świetni strzelcy, otwarci i przyjaźnie nastawieni do obcych, może za wyjątkiem sąsiadów...
Tak wyglądał Orind. Co było poza nim?
Na południu gigantyczna Stygia była areną walk między kilkoma plemionami śniadolicych mężów. Prym wiodły dwie grupy – północna Stiss i północno-wschodni lud Tyggi, mówiące tym samym językiem. Triva zamieszkana była przez kilka plemion o odmiennej nieco kulturze i obyczajach, co było zdeterminowane rozmiarami i topograficznym zróżnicowaniem wyspy. Łączyła ich jednak wspólna mowa i silny ciąg do morza. Wszyscy byli dobrymi marynarzami. Najliczniej reprezentowani z nich to Trivianie, Borańczycy i Lengyanie. Lengyanie i Borańczycy zajmowali najmniej urodzajne części wyspy – skaliste i jałowe ugory. Podejmowali więc często i z niezłym skutkiem wyprawy łupieżcze na wybrzeża Orindu. W tych rejzach omijali pustawy Półwysep Anabar, jako że tam nie było czego łupić. Archipelag, zwany dziś Wyspami Hunara, przypominał podówczas ul. Mnóstwo drobnych państewek, efemeryd pojawiających się i znikających jak komety, tworzyło charakterystyczny kocioł w tamtym rejonie. Każdy walczył z każdym, lecz nikt nie osiągnął chwilowo zdecydowanej przewagi. Handel więc stał, a raczej leżał, kaprzy atakowali wszystko, co się ruszało na wodzie. Mieszkańcy archipelagu sami zamknęli się w klinczu. Wyspę Herug, na wschodzie Orindu, zasiedlały liczne, małe grupy ludu, od którego nazwę wzięła wyspa. Każdą warowną osadą rządził jeden kacyk. Herug to przykład, obok Krainy Hua, największego rozdrobnienia politycznego w całym świecie.
Po upływie 100 lat sytuacja zmieniła się głównie poza Orindem. Dwa plemiona – Stiss i Tyggi, złączone sojuszem zdominowały ostatecznie i zdziesiątkowały obce etnicznie grupy. Proklamowały Królestwo Stygii ze stolicą w Lutal. Ten okres jest też początkiem kultu boga Seta. Saethha był kapłanem jednego z licznych bóstw Stygów – Ojca Węża. Sam głosił się jego ziemskim wcieleniem, w co też rychło uwierzono, jako że potrafił polimorfować w wielką, groźną kobrę. Pod jego dowództwem złączeni już Stygijczycy pokonali przeciwników w kilku krwawych bitwach na pustyni. Szalę przechylały niszczące szarże jeźdźców rydwanów. Zwycięskiego Saethha ogłoszono natychmiast królem. Specjalnym dekretem zakazano natychmiast wyznawania innych, fałszywych bożków. Tysiące fanatycznych kapłanów i żołnierzy ruszyło w kraj, by zburzyć wszelkie ślady po innych niż Węża religiach. Zapłonęły ofiarne stosy, a płomienne ostrza spłynęły krwią. Kult Seta stał się jedynym a jego kapłani dzierżyli w swych dłoniach wszystkie najważniejsze stanowiska w państwie. Po trzydziestu latach niewypowiedzianie okrutnych rządów boga-króla grupa kapłanów z miasta Hatti, drugiego co do wielkości ośrodka w Stygii, zawiązała spisek mający na celu zamordowanie władcy i ustanowienie namiestniczych rządów arcykapłanów. Zamach powiódł się. Spiskowcy świetnie i bardzo długo się do niego przygotowywali. Ogłoszono, że Saethha, a właściwie Set powrócił do swej boskiej domeny, a zlecił im – jego wiernym sługom kontynuowanie wielkiego dzieła. Przed śmiercią Set zdążył jeszcze spisać na skórach przedwcześnie spędzonych płodów doktryny nowej religii, które od tej chwili stały się latarnią dla każdego wyznawcy. Kiedy pomarli ostatni spiskowcy, nikt już nie wiedział o tym, co się naprawdę wydarzyło w kazamatach pałacu królewskiego, zadbano bowiem, by nie pozostały żadne zapiski dotyczące owego incydentu. Pustynne wiatry niosą podobno wieść, że istnieje mała grupka milczących Strażników Prawdy, którzy wiedzą doskonale jak przebiegła detronizacja Saethhy, i którzy powoli, przez wieki, węszą w oczekiwaniu sposobności, by tę prawdę ujawnić.
Tymczasem na Orindzie Talowie opanowali już magię do tego stopnia, że wypączkowały z niej szkoły specjalizujące się w panowaniu nad różnymi aspektami. Są to: Ogień, Woda, Powietrze, Ziemia, Natura, Umysł, Życie i Śmierć. Czarodzieje stanowili niewielką grupę w społeczeństwie, rychło jednak zdobyli władzę, wykorzystując rosnącą potęgę swej Sztuki. Wkrótce potem pchnęli tłumy uzbrojonych po zęby rodaków, zwanych przez magów mrówkami, do zdobywczych wojen. Pół wieku później państwo Talów sięgało już na północy rzeki Tuul, na wschodzie źródeł Aridy. Na zajętym obszarze natychmiast organizowano sprawną administrację, zwykle rekrutującą się z autochtonów, by uniknąć konfliktów i buntów i pozostawić im iluzję autonomii. Porządku oczywiście pilnowały stacjonarne garnizony, nadzorujące też kolektę podatków. Do owego czasu Talowie wsparci magią nie znaleźli jeszcze pogromców. Ich apetyt stopowało tylko nieduże tempo „wchłaniania” podbitych ziem. Wojnę Talowie prowadzili metodycznie, zdobywali tyle, ile byli w stanie zagospodarować i ubezpieczyć.
Na północy rozrodzeni Errowie odbiwszy się od mroźnych turni Gór Granicznych, naparli potężnie na swych południowych sąsiadów – Lekuan. Jednocześnie Huanie stworzyli drugi front. Przeprawili się przez wzburzone wody Radawy i wsparli Errów nieświadomie w dziele zniszczenia Lekuan. Po wielkiej, wygranej przez Errów bitwie na zachodnim brzegu Jeziora Ceirańskiego, zwycięzcy rozsierdzeni poniesionymi stratami, potopili w turkusowych wodach akwenu ponad trzy tysiące wziętych w stolicy Lekuan jeńców – same kobiety, dzieci i starców. W ciągu następnych kilkudziesięciu lat Errowie dojrzeli do stworzenia własnego państwa, które ochrzcili mianem Erregh. Niedobitki pokonanych Lekuan umknęły przez Radawę na południe, gdzie o dziwo zostali neutralnie przyjęci przez grupy Huan. Zajęli słabo zaludnione centrum dzisiejszego Lardas.
Wskazówki zegara czasu tykały nieubłaganie. Jak wyglądał świat po kolejnym stuleciu? Na wyspie Herug rozpoczęła się konsolidacja rozdrobnionych grupek osadniczych. Powstawały kolejne opola złożone z kilku nawet warownych siół. Z należącym do nich terenem zajmowały obszar około 500 km2. Orind tymczasem podlegał daleko idącym przeobrażeniom. Władztwo Talów rozszerzyło się znacznie. Na północy oparło się o Góry Srogie, zasiedlone przez Hardarów, których nie udało się podporządkować. Nie udało się też pobić Dearan, choć w dużej bitwie przy Kościanej Przełęczy Talowie pokonali ich po całodziennej, krwawej bitwie. Skłóceni Dearanie zawarli rozejm, by żadna z frakcji nie wzięła góry. Potrzebowali wszystkich sił na walkę z wewnętrznym wrogiem. Talowie usatysfakcjonowani kontyngentami najemnych górali, niepokonanych w równym, ręcznym boju, pozostawili trudną kwestię podboju Dearan na przyszłość. To był pierwszy poważny błąd zarządzających imperium. Odbił się w przyszłości potężnym rykoszetem. Granicy Tal-Mort w Krainie Hua nie sposób określić, różnica stu kilometrów na tak potężnym obszarze nie grała roli. Wpływy państwa magów sięgały na pewno Radawy na północy i Spławki na wschodzie. Bardziej okrzepłe i żywotne ludy wschodu zachowały niezawisłość. Talowie parli więc w miękkie podbrzusze Orindu – w Krainę Hua.
Tymczasem potężniejące państwo ludu Neri poniżej Gór Księżycowych zaczynało łakomym wzrokiem spozierać na swych sąsiadów. Noar (władca) Nerich zaprosił przywódców Tesan ze wschodu i Zemrich z zachodu, na wielką ucztę na ich cześć, która miała przypieczętować wieczny pokój między stronami. O północy do Sali wtargnęli siepacze noara i wyrżnęli oszołomionych już gości. Zdrada była sygnałem do inwazji na sąsiednie domeny. Zachłanni i fałszywi Neri sprawnie wykorzystali zaskoczenie i brak dowódców. Spustoszyli ziemie Zemrich, wzięli mnóstwo jeńców i odchodząc zbudowali cztery forty, które miały sankcjonować zabór. Nie gorzej początkowo poszło na wschodzie – Tesanie w dwóch bitwach oddali pole Nerim, pierzchając na wszystkie strony przed bezwzględnym, nie znającym litości wrogiem. Sytuację wykorzystali Jamme, wkraczając z ogniem i mieczem w granice Tesan, tyle, że z drugiej flanki. Tesan przed kompletną zagładą uratował szczęśliwy zbieg okoliczności. Dyszący nad dogorywającym przeciwnikiem napastnicy spotkali się w pół drogi. Miast podzielić się łupem skoczyli sobie do gardeł. Pod koniec starcia na osłabionych najeźdźców uderzyli Heiranie, sprowadzeni na pomoc przez uciekających w pierwszych dniach inwazji Tesan. Nikt z walczących nie wiedział, że przywódca Tesan oddał córkę synowi księcia Heirańczyków. Teraz umowa o wzajemnej pomocy tak szybko i skutecznie przyniosła profit. Kopyta rozpędzonych rumaków wdeptały w step resztki obu armii, a piesi strzelcy dokończyli działa. Tesanie tej nocy zasnęli marząc o krwawym odwecie na Nerich i Jamme.
Na dalekiej północy Nordowie z Tahave zaczęli „sprawdzać” siłę ludzi żyjących u wybrzeży Orindu. Rozhulały się wieloletnie, niszczące najazdy brodatych wojowników, pozostawiających tylko spaloną ziemię i festony porżniętych ciał.
Wszystkie dotychczasowe konflikty miały ledwie lokalną skalę, lecz i to miało się wkrótce zmienić. Tysiąc lat przed starciem, czyli około pięciuset lat od początku opisywanych wydarzeń, Nordowie podporządkowali sobie ludzi żyjących w Górach Granicznych, założyli kilka warowni po wewnętrznej stronie jednego z fiordów. Z Tahave wówczas stale napływali nowi wojownicy. Słabiej zorganizowani górale wciąż ustępowali przed żelaznym klinem toporników. Nordowie naciskając i prąc na południe spychali górali, ci z kolei napierali na Tugów i Errów. Państwo Errów okrzepło już na tyle, że chaotyczne najazdy drobnych plemion nie przynosiły efektów. Znikło też zagrożenie ze strony Lekuan, wszak zostali dawno rozbici. Mniejszymi sukcesami w granicznych bojach mogli się poszczycić Tugowie. Dwie frakcje z dwóch czołowych grodów zwarły się w ciężkim, nierozstrzygniętym boju o dominację nad narodem Tugów. Sąsiedzi dzięki temu z dużą łatwością wkraczali w ich ziemie, pustosząc, paląc i biorąc jeńców. Wtedy też Tugowie nauczyli się budować podziemne jamy. Z prezentu najwięcej skorzystali Gerowie, od dziesiątków lat wgniatani w widły Radawy i Kirr. Przy pomocy hardarskich najemników, posępnych czcicieli Hoda, wpadali raz po raz w ziemie osłabionych Tugów, wywierając nieludzką zemstę. Nie niepokojeni przez nikogo Hardarowie okazali w tym momencie w jednym potężnym wyładowaniu swoją od dawna skrywaną siłę. Tysiące czółen spłynęło na wartki nurt rzeki Kirr, na całej niemal długości. Zmasowane uderzenie zmiotło Gerów i Tugów do Radawy. Ze zgrozą mawiano wówczas w wielu krajach, że hardarska młódź szkoliła się w strzelectwie szyjąc do pływających uciekinierów.
W tym samym czasie Wysoczyzna Północno-Wschodnia stała się teatrem zbliżonych działań, choć o innej genezie. Zima potwornie przerzedziła stada żyjącego tam ludu, które były głównym źródłem pożywienia. Widmo głodu stało się przyczyną marszu na południe tego nikomu nie znanego plemienia, zwanego Ari. Główną siłę Arich stanowiła jazda i piesi strzelcy. Parli znacząc trasę pochodu łunami pożarów i wałami trupów. Za kolumnami wojów ciągnęły wozy z całym dobytkiem. Nie była to bowiem zwykła wyprawa łupieżcza. Ari szukali nowych ziem do osiedlenia, zostawiali więc za sobą tylko zgliszcza i drzewa. Osiedli ostatecznie u północno-wschodnich brzegów jeziora Ceirańskiego. Stłoczeni od północy mieszkańcy wybrzeży naruszyli granice Erreghu. Jednocześnie zaatakowali ich Huanie z południa. Państwo Errów zadrżało w posadach.
W następnym wieku nasiliły się ataki na wschodnie wybrzeża Orindu. Lengyanie i Borańczycy z coraz większą intensywnością najeżdżali ludy żyjące u wybrzeży zatoki Ran. Podjęli też nieudane próby opanowania lesistej wyspy Herug, którą wcześniej próbowali uzależnić od siebie również Trivanie, podobnież bez efektów.
Na zachodzie resztki Tugów i Gerów zaczęły asymilować się ze zwycięskimi Hardarami. Okrojony Erregh trwał w ciszy nie prowokując sąsiadów.
Czas, powiadają, leczy rany, ale nie uleczył ran zadanych Tesanom przez Nerich i Jamme. Nadszedł czas imperiów. Nie było w nim miejsca na małe, niezależne byty. Neri szybko otrząsnęli się po klęsce zadanej im przez Heiran. Zajęli ziemie Tesan i Jamme. Powstało rozległe władztwo Neriaroth, twardo zarządzane przez arystokrację stanowioną tylko przez zwycięzców. W tym czasie Neri rozpoczęli też ekspansję na morzu. Bez wielkich sukcesów ścierali się z efemerydami archipelagu rozpościerającego się między Orindem a Stygią. Na północnych rubieżach Neri spotkali się po raz pierwszy z najemnymi wojskami imperium Talu. Wojownicy przez trzy dni, pozbawieni rozkazów lustrowali się z ciekawością, wreszcie dowieziono polecenia – miały stanąć słupy graniczne. Talowie sprawiali wojska do ataku na ziemie leżące na północnym-wschodzie i potrzebowali spokoju na każdej z granic, oraz rezerw najemników.
Tymczasem Lengyanie i Borańczycy po zajęciu niedużego pasa wybrzeża wzdłuż zatoki Ran, rozpoczęli jego umacnianie. Powstały warowne porty – Tihany i Ranicz. Niedługo później podjęli ekspansję w głąb lądu.
Kolejne stulecie stało pod znakiem wielkich wędrówek i podbojów. Wrzało wówczas jak nigdy przedtem i nigdy później na terenie całego Orindu. Talowie zajęli stepy na północnym-wschodzie. Kampania została przeprowadzona bardzo sprawnie i wyjątkowo szybko. Przerażeni impetem działań wojsk napastniczych drobni kacykowie złożyli hołd imperatorowi. Tym samym pod bezpośrednimi rządami magów z Tal-Mort znalazł się olbrzymi fragment kontynentu, a sąsiedzi – ludy Krish, Zemri, Hethowie i Neri, trwali na życzliwych, nawet usłużnych stanowiskach. Na wschodzie Heiranie rozszerzyli swoje leśne dominium na zachód o spory szmat puszczy, liczący pięćset kilometrów. Huanie, odrzuceni na zachód, osiedli na terenach pozostających we władaniu imperium talijskiego, zagęszczając i tak niezdrową już atmosferę wśród ujarzmionych narodów.
Puste góry Księżycowe zajęli Tesanie. Część z nich pozostała w Neriaroth, jednak większość zbiegła w dające osłonę strome stoki gór. Tu, nie niepokojeni przez nikogo podjęli próbę reaktywacji zgniecionego na południu państwa.
Lengyanie zajęli kraj w granicach Radawy, Spławki i gór Kresowych. Od imienia wodza, genialnego stratega i zdobywcy, nieustraszonego w boju, kraj ochrzczono Lechistanem. Stolicą ostatecznie został Troczów, główna warownia w trakcie trwających ciągle jeszcze walk. Ranicz, choć większy, starszy i położony nad zatoką, stracił nieco na znaczeniu. Świadczyło to niezbicie o trwałości działań Lengyan na anektowanym terenie. Ranicz dotychczas stanowił centrum kolonii, jako punkt kontaktowy z macierzystą Trivą. W miarę upływu czasu przypływało coraz mniej okrętów pełnych spragnionych nowych ziem Lengyan. Bardzo podobnie potoczyły się sprawy na południowym-wschodzie. Borańczycy wypędzili mieszkańców przymorza i założyli własne państwo. Tym samym obie nacje zerwały kontakty z Trivą. Pustki po nich w następnych wiekach zasiedlili Trivanie, najliczniejsze z plemion wyspy o tej samej nazwie. Migrujący wygnańcy z Lechistanu i Borany wstrząsnęli podwalinami imperium Tal-Mort. Stali się bezpośrednią przyczyną I wojny talijskiej.
W opisywanym czasie Hyuhl, wódz jednego ze szczepów Dearan, położył kres wielowiekowym odśrodkowym dążeniom licznych frakcji tego ogromnego narodu. Zebrał całą władzę w swej włochatej garści i niedługo już przyszło czekać aż najeżone stalą hordy Dearan podeptały słupy na granicy z imperium Tal-Mort. Niezależnie od Dearan wtargnęli przepędzeni z południowego-wschodu Huanie. Przygraniczne legiony zostały pobite. Napastnicy zajęli spory szmat kraju. Nie współdziałali jednak w dziele wypierania Talów. Szkodzili sobie na każdym kroku, nieraz dochodziło do bitew między najbardziej wysuniętymi oddziałami. Szczęście jednak krótko sprzyjało Talom. Nie dokończyli spokojnie mobilizacji, bo od południowego-wschodu uderzyli Neri. Rezerwy, które miały być wraz ze świeżymi siłami przerzucone w celu uspokojenia dwóch warczących na północy psów, zostały pobite i rozproszone. Natarcie Dearan i uciekinierów wyhamowało, ale Neri parli szybko w kierunku gęściej zaludnionego centrum kraju. Szeroko rozpuszczone zagony niszczyły kraj, paliły, ścinały i brały jeńców. W tym krytycznym momencie objawił się w całej krasie potencjał magów, którym dotychczas skąpo szafowano. Chwilowo odpuszczono Dearanom i Huanom i cały nabór uderzył na groźniejszych Nerich. Siły wprawdzie były mniejsze niemal dwukrotnie, ale to nie w szeregach Nerich maszerowali czarodzieje. Rozpętali trzęsienia ziemi, tajfuny, huragany, ulewne deszcze i zarazy, które po pierwsze nadszarpnęły morale i napędziły stracha, ale i przerzedziły mocno Nerich. Strony okopały się i wojna pozycyjna trwała jeszcze dwa lata. Zakończyła się terytorialnym ubytkiem na rzecz Neriaroth. Huanie wycofali się sami a Dearan pobito i uspokojono następnie darami. Pierwsza wojna talijska zakończyła się niewielkim sukcesem Neriaroth. Ważniejszy był jednak wydźwięk propagandowy zwycięstwa. Udowodniono bowiem, że pochód talijskich armii wspieranych z ziemi i powietrza przez magów i latające platformy magów powietrza, może zostać wstrzymany, i to konwencjonalnymi środkami.
W tym czasie zaryczały też rogi alarmowe na dalekiej północy. Nordowie z Tahave w swym nowym państwie, nazwanym Nordheim, czyli „Dom północnego ludu”, przegnali ostatecznie miejscowych górali poza góry Graniczne. Ogromna fala uchodźców przewaliła się przez północne prowincje Hardaru i Erreghu. O ile liczni Hardarowie poradzili sobie z nią stosunkowo szybko, to Errowie ponieśli ciężkie straty. Górale znaleźli kraj zaskoczonym, przedefilowały więc zbrojne kolumny flankujące baby i dzieciaki, nie zaznając szczególnych wstrętów. Dopiero ariergarda została przetrzebiona przez Errów, którzy długo zbierali rozproszone wojska. Najeźdźcy zatrzymali się w południowej części Erreghu, anektując te dawniej przez Lekuan zamieszkane ziemie.
Jakie zmiany przyniósł kolejny wiek? Ari znad jeziora Ceirańskiego rozwścieczeni nieustannym szarpaniem granic przez sąsiadów z wybrzeża i dzikich Bugaryjczyków z gór Bugari, uderzyli na ich sioła mordując i paląc po drodze. W ciągu kilkudziesięciu lat wypędzili przymorzan na południe, za przełęcz Cieśni (zwaną też nieszczęśliwie bugaryjską). Kolumny uchodźców przedefilowały wzdłuż Radawy na półwysep Anabar, czujnie obserwowane przez Lechickich żołnierzy ze stanic.
Niewielka grupa Hardarów, pomieszana z góralami z gór Granicznych, osiedliła się na półwyspie Impahl, dając początek nowemu bytowi, dla którego nazwę przejęli od półwyspu.
Dwieście lat, które upłynęło następnie, nie wprowadziło zasadniczych zmian na mapie politycznej Orindu. Pomimo drobnych korektur granicznych i licznych starć oraz wojen, obraz świata pozostał taki sam. Główną zmianą było zmniejszenie stanu posiadania królestwa Neriaroth na rzecz imperium Tal-Mort, a także uzależnienie tego kraju od stojącego u szczytu potęgi imperium. Był to okres rozkwitu narodów, pęcznienia demograficznego i nabierania oddechu przed nieuniknionymi, wielkimi starciami. Osłabieni wojnami wewnętrznymi Nordowie z Nordheim, wpuścili w swoje granice zepchniętych uprzednio górali. Tych, którzy nie przeszli przez Erregh. Nauczyli się walczyć z brodaczami, zajęli trzecia część kraju i nie dawali się już przepędzić. Na wschodzie małe Impahl, nie niepokojone, osłonięte masywem górskim, żyło jakby poza wydarzeniami, które co jakiś czas wstrząsały Orindem.
Wieloletnie, wyniszczające wojny z Dearanami osłabiły Hardar do tego stopnia, że secesję ogłosili stłamszeni od dawna Tugowie zza rzeki Kirr. Wyrżnęli załogi i spalili stanice w krótkiej eksplozji nienawiści do ciemiężycieli. Nie byli to już jednak ci sami Tugowie – przemieszani z Gerami i Hardarami tworzyli nową jakość, kraj zwał się jednak jak niegdyś Tugoara.
Na przemiany zachodzące u zachodnich sąsiadów niechętnie spozierali Errowie. Nigdy nie łączyły ich więzi przyjaźni z narodem Tugów, a wciąż przeżywali kryzys, słabi i niezbyt liczni. Grupa niegdyś przegnanych znad jeziora Ceirańskiego Lekuan utworzyła nad rzeką Tuul małe, lecz żywotne państwo. Niebywale ekspansywni ostatnio Dearanie zaszyli się po wyniszczających wojnach z Hardarami w swych niedostępnych, olbrzymich górach, niknąc z areny dziejowej na wiele lat.
II wojna talijska zmieniła oblicze południowego Orindu. Bezpośrednimi prowokatorami byli Neri, którzy otrząsnąwszy się z bezwładu i słabości, próbowali zająć wzgórza zasiedlone przez plemiona Krish, Heth i Zemri, by stworzyć bazę wypadową do podbicia całego południowego wybrzeża, aż do Tal-Mort. Triumwirat trzech grup okazał się jednak zbyt twardym orzechem do zgryzienia dla Nerich. Oddawała pole jazda zalewana nawałnicą strzał Hethów, padali liczni, lecz słabo wyszkoleni piechurzy, nie dotrzymujący pola miejskim, pancernym kontyngentom. Niemałe zamieszanie w szeregach dowódców z Neriaroth wprowadzili najemni mordercy, rekrutujący się głównie z rozmiłowanych w tym fachu Zemrich. Trudno ocenić jak skończyłyby się zapasy dwóch równie silnych mocarzy, gdyby do wojny nie włączyli się wyczuwający sprzyjającą koniunkturę Talowie. Wpadli od północy do Neriaroth zajmując z marszu ogromne, nie bronione kęsy kraju. Bunt najemników na północy imperium talijskiego uratował Nerich przed zupełną aneksją. Byli zmuszeni jednak oddać po ustaniu działań wojennych niemal połowę swojego kraju. Talowie wciąż trwali u szczytu swej potęgi, zarówno militarnej, gospodarczej, jak i pod względem zajmowanego obszaru. Stan ten trwał długo, prawie dwa wieki. W tym czasie zasiedlono ogromne pustki, pobudowano liczne miasta obwarowane kamiennymi murami, dziesiątki zamków i twierdz. Talowie zadbali o handel na kontynencie i handel morski, ustanawiali liberalne, dające choć złudzenie niezależności prawo dla obcych pierwiastków w wielonarodowym imperium.
Kolejne stulecia, aż do Starcia, historycy określili mianem „świtu Huan”. Potężne masy zasiedlające wciąż ogromne obszary drgnęły i naparły ze zdwojoną siłą na stare już królestwa. Huanie stale jednak unikali definiowania się i podbitych obszarów, nie proklamując żadnych państw, nie organizując się na podobieństwo innych. Dlatego sukcesy odniesione w ten sposób musiały być tymczasowe. Na południu odepchnęli Heireńczyków głęboko w lasy, w kilku bitwach pokonali Borańczyków, wydzierając im niemal ćwierć kraju. Impetu uderzenia huańskich hord nie powstrzymały przygraniczne garnizony imperium. Spustoszyli spore obszary na rubieży północno-wschodniej, porwali osiadłych obywateli imperium i ruszyli na centrum. Tu jednak czekały na nich świeże siły. Huanie ulegli po kilkudniowym boju. Skierowali się więc w przeciwną stronę – pobili Lekuan i napsuli krwi Lechitom i ponownie Borańczykom. Nie udało im się jednak podporządkować tych królestw. Tu atutem okazały się głównie świetnie położenie obu państw i naturalne bariery opóźniające marsz wroga i ułatwiające skoncentrowane uderzenie mniejszymi siłami na zaabsorbowanego przeciwnika. Na północnym-zachodzie Huanie wtargnęli do Hardaru, bijąc pospiesznie zmobilizowaną armię i zajmując jego południowe kresy. Zasiedlili też pustkę po Arich w północno-wschodniej części kontynentu. Inne grupy odrzuciły Arich z północnego brzegu jeziora Ceirańskiego na jego wybrzeże wschodnie. Wyparli ich też z puszczy wschodniej, którą zasiedlili wkrótce. Potężny obszar zamieszkany przez lud Arich skurczył się do stepów nadceirańskich. Gęstniejące zaludnienie imperium talijskiego i rosnący w siłę okrainni ludzie, przyczyniło się do rozpadu imperium w prawie dwieście lat później. Doszło do III wojny talijskiej, zwanej też orindzką, jako, że ogarnęła, a właściwie jej konsekwencje, cały niemal kontynent. Zaczęło się niewinnie...
Bunt we wschodnich prowincjach spełnił rolę flary sygnalizacyjnej dla ujarzmionych ludów. Wprawdzie został on szybko stłumiony, ale zaraz po nim podniosły się głowy w innych częściach kraju. Neri, zamieszkujący południowe wybrzeża, stepy między Dearanem a Hardarem, dzisiejsze Lardas – wszyscy oni chwycili za broń. Przy buncie na tak masową skalę Talowie, stanowiący 15% ludności imperium, nie mieli szans na jego okiełznanie, zwłaszcza, że wojska najemne złożone głównie z podbitych ludów, odmówiły wykonania rozkazów. Rdzenne legiony Talów wystarczyły ledwie do obrony serca kraju – centralnych prowincji i ziem etnicznych. W ten sposób 3/4 sił imperium znalazło się w obozie odśrodkowym. Neri odebrali swoje ziemie, próbowali też z rozpędu podporządkować sobie Ligę Pięciu Miast i góry Księżycowe. Liga to państwo złożone przez związane sojuszem trzy plemiona – Krish, Heth i Zemri. Trzy największe miasta były głównymi ośrodkami poszczególnych plemion a dwa – nowopowstałe ośrodki nadmorskie miały charakter mieszany. Liga zręcznie odrzuciła Nerich na wschód, nie pozostawiając im złudzeń. Jeszcze dotkliwiej pobili ich potomkowie Tesan, zamieszkujący góry Księżycowe. Nieprzygotowani do walki w tak trudnym terenie Neri, zostali wręcz zdziesiątkowani. Z wysłanej ekspedycji powróciły ledwie tabory kalek i markietanki...
Imperium talijskie w ciągu kilkunastu lat rozpadło się jak domek z kart. Mimo przejściowych sukcesów, zwłaszcza dzięki zaangażowaniu magów, przewaga liczebna przeciwników była wciąż przygniatająca. Pobili ostatecznie armie imperialne, wydzierając im stopniowo wszystkie zagarnięte przez wieki ziemie. W spadku otrzymali architekturę, pismo, język, walutę i system miar i wag. Talowie zachowali jedynie półwysep Talu, czyli swoje etniczne granice.
Podczas wojny spod kontroli magów wymknęła się straszliwa zaraza. Bezlitosna gorączka krwotoczna przetoczyła się przez Orind kosząc większość jego mieszkańców. Najdotkliwsze straty poniosła część środkowa i południowa. Pewne fragmenty kontynentu zostały wyludnione na całe dziesięciolecia. I tak zaraza zostawiła zdziesiątkowanych Nerich, Ligę, Talów, Tesan, Jamme, Dearan i Heireńczyków. Mocno uszczupliła ludność Krainy Hua, Tugoary i Hardaru. Mniejsze choć i tak dotkliwe straty ponieśli Errowie, Nordowie i Ari znad jeziora Ceirańskiego. W niewielkim stopniu, ze względu na naturalne bariery w postaci rzek i gór, uszczupliła stan Lechitów i Borańczyków. Duży, około 60% ubytek ludności w skali całego kontynentu, odsunął na wiele lat widma wojen. Każda nacja lizał demograficzne, zadane zarazą, rany. W międzyczasie dokonały się pewne przesunięcia ludów. Resztki Jamme, ujarzmionych niegdyś przez Nerich, osiadły w Krainie Hua, rozproszyły się na całym jej terenie, nie tworząc zwartej społeczności. Ziem do osiedlenia było mnóstwo, a stada antylop Kari wyznaczały również trasy migracji Jamme. Na wschodnich brzegach jeziora Ceirańskiego Ari rozpoczęli budowę miasta o gigantycznych rozmiarach – Cavite. Stało się ono szybko centrum handlowym regionu. Szczególnie dobrze rozwijał się handel niewolnymi. W zatoce poniżej półwyspu zamieszkanego przez Impalczyków wylądowała armada okrętów i statków transportowych, która przywiozła uciekinierów z Palos.
Na Palos centralna i największa zarazem domena rządzona była przez seniora książęcego rodu. Stery w pozostałych dzierżyli jego bracia. W najbardziej na wschód wysuniętej dzielnicy władzę sprawował książę Lardar – najmłodszy z licznej progenitury księcia Devana. Gorącokrwisty Lardar próbował spiskować z rodzeństwem w celu usunięcia rządzącego seniora. Ten jednak, uprzedzony przez innych braci, ubiegł najmłodszego i wysłał ogromną, dwudziestotysięczną armię, która miała spacyfikować buntowniczego młodziana. Zadziorny Lardar mimo utraty 40% ziem w ciągu zaledwie jednego tygodnia, w tym kilku miast, nie myślał ustąpić. Nie zdołał jednak wystawić armii, która byłaby w stanie stawić czoła seniorowi. Kiedy okazało się, że wojna jest z kretesem przegrana, zmobilizował wszystkie jednostki pływające swojej dzielnicy. Załadowawszy kilkanaście tysięcy poddanych, odpłynął na południe. Po wylądowaniu na kontynencie wykupił od miejscowej ludności spłachetek ziemi, na którym zbudował kilka prowizorycznych osiedli. Lardar usłyszał od miejscowych tropicieli i handlarzy, że pustki, które mogłyby przyjąć jego lud, znajdują się w centrum kontynentu. Po śmierci Lardara lud ochrzczony od jego imienia Lardańczykami, rozpoczął wędrówkę w głąb Orindu, opuszczając swe tymczasowe leża. Czujnie strzeżeni, przedefilowali przez Erregh, po drodze wchłonęli resztki Lekuan zamieszkujące wciąż środkową Radawę i wtargnęli na teren wysoczyzny, zwanej dziś Lardańską. Ziemie te były luźno zasiedlone przez Huan i pojedyncze grupki Jamme. Obfitowały w rudy, charakteryzowały się świetnymi glebami i bogactwem zwierza. Nawet stada antylop Kari wypasały się na miejscowych stepach, nieco na północ od swych tras wędrówek. Lardańczycy na stałe osiedli między rzekami Heine, Tuul, Radawą i Spławką. Tarcia między nimi i tuziemcami stały się nieuniknione i były tylko kwestią czasu, mimo początkowo dobrego przyjęcia potencjalnych sojuszników przeciw Talom i Lechitom.
Nieco później Dearanie ścięli się z ludźmi żyjącymi w lasach wzdłuż górnego biegu rzeki Tuul, i z najbardziej na południe wysuniętymi Lardańczykami. Przyczyna starcia była prozaiczna – drzewo, którego stale brakowało góralom. Odparci początkowo Dearanie zmobilizowali wielkie siły porozumiawszy się uprzednio z Jamme i Huanami. Wspólnie mieli uderzyć na północ i wyprzeć rzeczny lud i Lardańczyków. Wtedy jednak pierwszą militarną sondę zapuścili na tereny sąsiadów Lardańczycy. Wtargnęli z niewielkimi siłami, nie wiedząc, że dalej na południe pęcznieje armia rekrutująca się z, o dziwo, zgodnych klanów Huan. Huanie zdecydowali uderzyć najpierw na Lardas a potem zgnieść dojrzewające do stworzenia państwa plemię znad rzeki Tuul. Wsparł ich kilkutysięczny, pancerny hufiec pieszych Dearan. Do spotkania doszło na polach, na których dziś rozciągają się kamienne domy Gartzu – stolicy Lardas. Słabych Lardańczyków wsparli sojusznicy ze wschodu – Lechici, oraz swobodne grupy Borańczyków, Hardarów i najemników znad rzeki Tuul. Lardańczycy po przejęciu od Lechitów kultu Dragomira byli podówczas chronieni i wspomagani mocno przez Troczów. Dragomira nazwali Hanugiem i nadali mu trochę własnej, wynikającej z inności kulturowej charakterystyki. Straszliwą, toczącą się od rana do wieczora w potwornym ukropie bitwę wygrały połączone siły Lechitów, Lardańczyków, Hardarów, Borańczyków i Tuulów. Kluczem do sukcesu była doskonała strategia zastosowana przez dowódcę – Dobiesława z Rzepina.
Huanie, Dearanie i inne drobne plemiona Krainy Hua skoncentrowali na równinie obok małej osady Gartz 80.000 piechoty i 6.000 jazdy. Zdecydowanie dominowali liczebnie, bo po stronie lardańsko-lechickiego przymierza było około 40.000 piechoty i 10.000 jazdy. Huanie uformowali z piechoty taran uderzeniowy, wybierając do środka najciężej zbrojne formacje Dearan, po bokach ustawili 2.000 i 4.000 jazdy. Przeciwnicy nie mogli dorównać liczebnie, w centrum wygiętym w kształt półksiężyca ustawili najsłabsze oddziały. Natomiast najlepsze piechoty z Lardas i najemników, cofniętych nieco w tył, rozstawili na obu skrzydłach. Dalej przeciwko 2.000 jazdy Jamme, stojącej na skrajnym, prawym skrzydle, wysunęli 8.000 swojej najlepszej jazdy z Lechistanu, zapewniając sobie druzgocącą przewagę. Na przeciwległym skrzydle, przed 4.000 jazdy Huan, stanęło 2.000 jazdy lardańskiej, co miało zaledwie starczyć do związania walką przeciwnika. Po rozpoczęciu bitwy przez Huan ich piechota zaczęła spychać ku tyłowi centrum wojsk Lechitów i Lardańczyków. Równolegle została zmieciona jazda Jamme na prawym skrzydle, a świeża piechota lardańska uderzyła na boki piechoty Huan i Dearan, zmuszając ją do zmiany frontu. Zwycięska jazda Lechitów, przechodząc na przeciwległe skrzydło, uderzyła od tyłu na walczącą jazdę przeciwnika rozbijając ją. Następnie skierowała czoło przeciw tylnym szeregom armii Huan. W ten sposób zamknięto pierścień okrążenia mniejszymi siłami. Proste zasady geometrii były po stronie Lechitów i Lardańczyków w takim kolisku. Ponieważ wojska walczące na zewnątrz wykorzystywały wszystkie siły, a Huanie stłoczeni prowadzili walkę tylko zewnętrznymi szeregami, wojska Dobiesława szybko uzyskały przewagę. To był przykład mistrzowskiego wykorzystania zasady ekonomii sił. Huanie dostali ciężką lekcję, że nie tylko brutalna siła i liczba są czynnikami decydującymi na polu walki o wyniku starcia. W efekcie armia Huan została całkowicie zniszczona. Poległo około 70.000 Huan i ich sprzymierzeńców, a po drugiej stronie naliczono 5.700 poległych. W konsekwencji bitwy Huanie cofnęli w głąb Krainy Hua, a Dearanie porzucili próby ekspansji poza macierzyste góry. Bitwa miała decydujące znaczenia dla układu sił w centralnym Orindzie. Na pierwszy plan wysunęły się królestwa Lechistan, Lardas, Borana. Przerzedzeni, rozbici ludzie nigdy nie stworzyli państwa na terenie Krainy Hua. Zachował się trwający od niepamiętnych czasów status quo. Rok bitwy został uznany jako „0” – zerowy, od niego rozpoczęto odliczanie czasu. Batalia przeszła do historii pod nazwą „Starcie” choć Huanie mówią na nią „Masakra”.
Długo nie działo się nic. Ościenni wrogowie nie odważyli się szarpać silnego sojuszu trzech centralnych państw. Wyjąwszy drobne ruchawki, wszystkie kraje trwały w swoich granicach. W końcu jednak przyjaźń i sojusz prysły jak bańka mydlana. Lardańczycy okrzepli, pobudowali kamienne miasta i twierdze a Lechistan równocześnie wpadł w okres słabości i wewnętrznego rozbicia. Lardańczycy nie potrzebowali już pomocy sąsiada, potrzebowali jednak jego ziemi, korytarza do morza i pasa wybrzeża dla wzmocnienia swej pozycji i rozwinięcia handlu. Poszukali więc sojuszników wśród plemion zamieszkujących przestrzeń między Radawą a jeziorem Ceirańskim. Krajowcy dary wzięli i zmobilizowali kilka tysięcy wyśmienitych w leśnych bojach wojowników. Wtargnęli do województwa rzepińskiego, ale ograniczyli się zaledwie do spustoszenia okręgu. Nie było mowy o wspólnym z Lardańczykami marszu na Troczów. Puszczański lud nie miał wojsk inżynieryjnych, spore problemy wiązały się więc z forsowaniem pociętego rzekami kraju, zwłaszcza, że rzeki te toczyły swe wody równolegle do granicy. Wystarczyło bronić każdej z przepraw i pewnie nawet sporej wielkości armia wykruszyłaby się pod presją wylatujących dzień i noc z zarośli strzał. Poza tym niekarni sojusznicy Lardańczyków nie byli w stanie przeprowadzić zaplanowanej kampanii. Ostatecznie każda większa formacja rozbijała się na masę oddziałów rabujących i biorących jeńców, za których dostawali ogromne pieniądze na caviteńskich targach. Od zachodu uderzyli synowie Lardara. Wiodąc 15.000 kombatantów byli przekonani, że zatrzymają się dopiero na zamku w Troczowie. Tak by się pewnie stało, bo Sulibor, wojewoda Proszowski, mógł im tylko przeciwstawić 6.000 własnych i 2.000 najemnych żołnierzy z Borany i Halagi, za których w zastaw poszły dwa miasta na południowej granicy województwa. Lardańczycy mieli jednak przeciwko sobie nie tylko nieliczne siły Lechitów, ale i wartką, szeroką rzekę pilnowali strzelcy. Par force przeszli jednak przez obronę następując w paru miejscach, ale utknęli na przesiekach, których również zażarcie broniono nie szczędząc sił. Wojna skończyła się szybko nieudanym oblężeniem Proszowa. Wojna trwała jeszcze kilka lat, wzniecana każdej wiosny. Zakończyła się stratami w ludności cywilnej Lechistanu i ogromnym zadłużeniem prowincji korzystającej z usług wojsk najemnych. Lardańczycy stracili kilka tysięcy wojów, ale nie doświadczyli pożogi wojennej na terenie swojego kraju. Stanęło kruche zawieszenie broni, które od tego momentu zrywane było wyjątkowo często.
Errowie, zagrożeni od północy i południa przez żyjące w sąsiedztwie pęczniejące plemiona, rozpoczęli przy udziale Tugów rejzy w głąb terytorium Ergoth – państwa założonego przez resztki Gerów, Lekuan i Arich i zbiegów z południa, którzy wtopili się tu w wielonarodowe otoczenie. Niezbyt liczni Errowie stworzyli dobry system, który miał chronić ich – zamkniętych w kleszczach od północy, zachodu i południa przez inne nacje a od wschodu wodami jeziora Ceirańskiego, na dnie którego bielały kości potopionych przez nich niegdyś Lekuan. System ów polegał na zbudowaniu solidnych, przygranicznych warowni pozostających w niewielkiej od siebie odległości, wspierających się i stanowiących silny punkt pierwszego oporu wobec inwazji. Dawały też przez związanie sił przeciwnika niezbędny czas do przesunięcia wojsk z innych prowincji kraju lub najęcia bądź zmobilizowania rezerw. Widmo zagrożenia egzystencji Errów zostało wyegzorcyzmowane w ten stosunkowo prosty sposób.
Hardarowie na długie lata zwarli się z Dearanami, broniąc terenów położonych poniżej rzeki Lut, na które ostrzyli sobie zęby Dearanie. W łonie tego ogromnego narodu doszło do kolejnego rozłamu. Krwawe walki między stronnictwami sprawiły, że nagle pasmo Dearan stało się za ciasne dla wszystkich zasiedlających je grup. Z wojen toczonych przez Dearan i Hardarów oba narody wyszły w ciągu dwóch wieków mocno przerzedzone. Hardarowie stracili ostatecznie ziemie położone poniżej rzeki Lut, ale nie zostały one zasiedlone, stały się ziemią niczyją, pustą strefą demarkacyjną, której nijak nie sposób było trwale zagospodarować. Zakładali tu swoje obozy warowne tylko uciekinierzy z różnych części kontynentu. Dearanie z kolei wyszli rozbici na cztery frakcje – północną, południową, środkową i zachodnią, która jako jedyna zasiedlała wzgórza, a nawet stepy nadmorskie. Każda z nich funkcjonowała odtąd niezależnie.
Na wodach Morza Stygijskiego pod banderą jednego z państewek archipelagu pojawił się kondotier zwany Hunarem. Nie wiadomo jakiej był narodowości. Pewne jest tylko jedno – narodził się na kontynencie. Szybko przejął dowództwo floty kaperskiej owego kraju. Tak rozpoczął się długotrwały, bo zakończony wiek później proces scalania małych tworów archipelagu w jedną, zarządzaną centralnie całość. Odtąd, od imienia zjednoczyciela, nazwano archipelag Wyspami Hunara. Sam Hunar nie ujrzał zwieńczenia swojego dzieła, bo kilka lat wcześniej zginął zamordowany podczas gościnnej wizyty w Lutal, stolicy Stygii.
W tym czasie doszło do rujnującej wojny między Neriaroth a Stygią. Poszło o określenie strefy wpływów na morzu, a zwłaszcza na Wyspach Hunara. Obie potęgi ścierały się na morzu i lądzie przez dziesięć lat, nie pytając o zdanie wyspiarzy. Ci wybrali optymalne rozwiązanie – przyjęli pozycję neutralną, handlowali z jednymi i drugimi, pozwalali jednym i drugim zaopatrywać się w portach, i najlepiej na tym wyszli. Stygijczycy stracili w ciągu pierwszych trzech lat kampanii ponad 200 okrętów i 10.000 marynarzy, podobnie Neri. W kolejnych latach Stygijczycy dokonali inwazji na wschodnie prowincje Neriaroth, niszcząc je doszczętnie w ciągu dwóch lat okupacji. Ołtarze ofiarne codziennie spływały krwią setek łowionych po całym kraju Nerich. Ostatecznie wyznawcy Węża wycofali się sami z powodu kłopotów z zaopatrzeniem z macierzystej wyspy. Nie mieli też wystarczającej ilości żołnierzy, by podjąć ofensywę na lądzie. Opuścili więc forty i stanice, zostawiając setki zbiorowych mogił.
Słabość Nerich i wewnętrzne waśnie, które targały znużonym wojną krajem, wykorzystali Tesanie. Zrzucili pęta niewolników. Zagrabione terytoria odzyskała również Liga Pięciu Miast.
Od IV wieku p.S. do grona potęg morskich dołączyły Triva i Borana. Trivanie zbudowali na małych wyspach dwie morskie bazy, w których zaokrętowana była połowa ich armady. Borańczycy rozpoczęli trwające do dziś, podejmowane z przerwami próby podbicia Herugów, jednak bez trwałych efektów. Doszło też do licznych konfliktów z Trivą, która próbowała sięgać po kolejne wyspy, do których uzurpowała sobie prawa Borana.
Przez kolejne stulecia do roku, w którym bohaterowie graczy rozpoczynają deptać ziemię na kontynencie lub wyspach, nie nastąpiły już żadne radykalne zmiany granic. Jedynie południowo-wschodni skrawek Orindu – Tesana, został na początku X-go wieku ponownie zajęty przez Stygijczyków. Tym razem osiedli w niej mocno, tworząc zaplecze na Orindzie, które zaopatruje macierzystą wyspę w różne dobra, jak zboże, kukurydzę, fasolę, zwierzęta rzeźne. Z roku na rok sąsiedzi Thessy (tak nazwano kolonię) odczuwają coraz mocniej, że Stygia wiąże bardzo dalekosiężne plany z Thessą i na pewno próba kolonizacji Orindu nie ma charakteru doraźnego.
Jak wygląda świat teraz, w roku 1024 p.S.?
Na dalekiej północy, w Nordheim, Nordowie toczą jeszcze walki z żyjącymi w Górach Granicznych ludźmi. Poniżej gór żyją luźne, niezorganizowane grupy. Niżej – Hardarowie w Górach Srogich i na stepach do rzeki Kirr. Po jej drugiej stronie żyją Tugowie, za Radawą trwa państwo Erregh. Stepy i lasy ponad Jeziorem Ceirańskim zasiedlają od wieków ludzie różnej proweniencji, teraz trudnej już do określenia. Państwa nie stworzyli. Na prawym brzegu Jeziora Ceirańskiego Ari rozbudowują wciąż największy targ świata – Cavite. Pod jeziorem, po zachodniej stronie Gór Bugari istnieje młode państwo – Ergoth. Tworzą je potomkowie Gerów, Lekuan, Jamme, Huan i Lechitów, a także Arich i małych grupek Lardańczyków. Lechistan Lardas i Borana trwają w swoich starych granicach, choć nieustannie są szarpane. W Krainie Hua aż do Gór Księżycowych, potomkowie Jamme i Huan zostali na etapie organizacji opolnej. Życie kupi się wokół większych grodów, poza nimi są wielomilowe pustki. Dearanie wciąż nie przezwyciężyli rozbicia na grupy, utrwaliło się nawet bardziej, bo każda z frakcji pomieszała się częściowo z sąsiednimi ludami. Na wschodzie żyją ludzie lasu – Heireńczycy. Pod nimi jest ziemia niczyja, zamieszkana przez nieliczne, drobne plemiona. Południowy-wschód zajmuje Thessa, od zachodu sąsiaduje z nią Neriaroth. Dalej jest Liga Pięciu Miast i Tal-Mort, pozostałość po wielkim niegdyś imperium. Na dalekim wschodzie znajduje się Królestwo Triva, nieco bliżej Orindu Herug, na południu Wyspy Hunara, Stygia i dalej jeszcze – Czarne Wybrzeże. Na północy jest Palos i nieco powyżej Archipelag Tahave, miejsce, z którego pochodzą Nordowie z Nordheimu.
 
Mruf jest offline   Odpowiedź z Cytowaniem
Odpowiedz



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:35.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172