Miasto Deszczu Deszcz
Kiedyś ponoć ludzie lubili chodzić w czasie deszczu, pozwalali swobodnie spływać mu po skórze, moczyć włosy i ubrania.
Teraz chyba tylko samobójca by sobie na coś takiego pozwolił.
Hymn, może jakiś gang 'biologów' wpadnie na taką ‘utylizację’ swoich ofiar.
Śmierć na pewno byłaby bolesna.
Kwaśny deszcz w tych czasach przestał być synonimem.
Deszcz spływał po szybach z plexi bezgłośnie, kryjąc za półprzejrzystymi kurtynami panoramę miasta. Mimo ciemności, Zathen nie spało, jak zawsze chyba…
Kobieta przycisnął a dłoń do szyby. Mimo chłodu na zewnątrz, na tafli nie pojawił się nawet ślad zamglenia. Kiedyś budziło to w niej szok, na samym początku. Teraz nawet wspomnienia tamtego uczucia wydawały się bardzo odległe.
Twarz jaką widziała przed sobą, zamazaną nieco od płynącej wody była obca.
Tak bardzo obca jak tylko mogła być, miała nie przypominać o niczym.
Spojrzała na swoje oparte na tafli okna dłonie. W skupieniu przyglądała się im próbując zrozumieć uczucie jakie osnuwało ją od kilku dni.
Tak, teraz już wiedziała.
Znużenie.
Jakiś czas później usiadła na wysokim hookerze w barze rozświetlonym neonami w krzykliwych barwach, w jakim muzyka dudniła nie pozwalając na jakąkolwiek rozmowę. Wolno sączyła drinka składającego się w stu procentach z syntetyków.
Nagle jej wzrok przykuł szczegół, wyćwiczone oko od razu wychwyciło pewną niepokojącą , przynajmniej dla niej, zbieżność zachowań na początku pojedynczych, stopniowo zaś coraz to innych osób. Przez chwile miała wrażenie, że oczy przekłamują, ale wiedziała, że w jej przypadku to nie możliwe . Jednym łykiem dopiła w 3/4 już pusta szklaneczkę z drinkiem i odstawiła ją na blat. Szybkim tempem ruszyła w stronę schodów prowadzących na galeryjkę przy drzwiach wejściowych. Z góry widok jaki teraz dostrzegła z właściwej perspektywy był niesamowity. Kojarzyło jej się to tylko z jednym- wzór fraktalny.
To co z punktu widzenia jej jako osoby siedzącej wyglądało jak niekontrolowane poruszania wielu osób które czasem nabierały cech zbiorowych, tak teraz widziała dokładnie, że ludzie na parkiecie przestali zachowywać się jak zbiór jednostek, a stali się, pod wpływem jakiegoś nieznanego czynnika jakby jednym organizmem napędzanym siłą muzyki, czy też może siłą tego miejsca, jakiego ruchy były skoordynowane i piękne. Po chwili owo piękno zostało zastąpione czymś zupełnie innym, wzorem jaki wydawał się pochodzić z umysłu najbardziej szalonego człowieka.
Po chwili jednak nadeszło zrozumienie, gdy spojrzał uważniej, całościowo.
Na parkiecie poniżej nie było żadnego człowieka. Na pewno nie w pełni.
Dance- macabre nowych, lepszych ludzi.
Nie była pewna, czemu trafiła do akurat tego miejsca.
Jeden z wielu ‘ Parków Maszyn '.
Gdzieś, w głębi jej samej zabrzmiało odległe echo niesmaku, wręcz pogardy.
Po chwili zwiesiła ramiona.
Ona nie miała prawa do takich odczuć.
Nagle w lewym górnym rogu pola widzenia jej prawego oka zaczął pulsować czerwony punkcik.
Krótką myślą wyciszyła odbieranie dźwięków zewnętrznych i pozwoliła na inicjacje rozmowy, tym odcieniem posługiwała się jedna osoba. -Mary-Jane, gdzie jesteś, miałaś być u mnie wczoraj!
-Wybacz Filipie, źle się czułam, nie mogła…
-Mary- Jane, nie żartuj sobie, masz być u mnie za piętnaście minut, to już nie przelewki.
-Dobrze Filipie.
Po raz kolejny jej próba ‘ucieczki’ się nie powiodła.
Z kieszeni wyciągnęła srebrzystą kartę i zgięła jej róg.
Gdy wyszła na zewnątrz już pod zadaszoną ulicą czekała na nią taksówka.
Wsiadła i zaczęła wydawać głosowe komendy adresu.
Gdy elipsoidalnego kształtu pojazd zatrzymał się wyszła tuż przy właśnie otwierających się drzwiach.
Krótkim korytarzem wyłożonym imitacja drewna i oświetlonymi mocno pretensjonalnymi grawisolami udającymi kinkiety dotarła do sporego pomieszczenia zalanego jasnym, łagodnym światłem.
Za biurkiem utrzymanym w podobnym stylu jak kinkiety siedział mężczyzna wyglądający na sześćdziesiąt standardowych lat. Szpakowate równo przycięte włosy, błękitne oczy w siateczce zmarszczek i ujmujący uśmiech robił dobre pierwsze wrażenie. Na nią ono już nie działało, znała je zbyt długo. -Mary- Jane, cieszę się, że przyszłaś. Spodziewałem się ciebie wcześniej, ale widzę, że ostatnio lubisz takie żarciki.
-Filipie, to nie są żarciki, ty nie rozumiesz. Widzisz, ja sama nie wiem, co mam myśleć, co mam czuć….
- Mary- Jane, znowu to samo. Znowu te uczucia…Siadaj na fotelu.
Kobieta posłusznie podeszła do klinicznie wyglądającego, szarego fotela z zagłówkiem.
Poczuła znajomy uścisk pętli na nadgarstkach, kostkach i pasie.
- Analiza pokazuje, że twój system operacyjnym ma problemy. Nie jest to wirus, z tym byś sobie sama poradziła. To chyba wpływa tej twojej fanaberii, moja droga. Po raz kolejny spóźniasz się na serwisowanie, próbujesz go uniknąć, dążysz to samo destrukcji.
Rozumiem tych którzy chcieli pamiętać fakty, ludzi, miejsca.
Ale żeby pamiętać uczucia i emocje? To właśnie to sprawia, że nie wszystko działa jak powinno. Nie mogę tego wykonać, bez twej zgody, ale po raz kolejny, Mary- Jane, może jednak spróbujesz przejść na model Tangerine 3? Twój Honey Star jest niezły, ale nie w tej konfiguracji.
-Filipie, ale strącę pamięć…
-Nie moja droga, stracisz tylko te bzdurne uczucia i emocje. A co za tym idzie, nie będziesz musiała mnie tak często widywać, okres serwisowania Tangerine jest o wiele skuteczniejszy.
Kobieta przez chwile milczała patrząc na fiołkowej barwy wykładzinę. -Dobrze, Filipie, tym razem dam się namówić.
-Doskonale moja droga. Proponuje jeszcze przy okazji wymienić Morfę, twoja jest już nieco…zużyta.
-Ale ja lubię swoje ciało.
-Dobrze, w takim razie wymiana procesora, dorzucę ci jeszcze parę rzeczy gratis, jesteś jedną z moich najstarszych klientek
Po kilku godzinach pracy ostatnia dzisiejsza klientka Filipa opuściła gabinet
Po zapisaniu raportu na mind dysku odłączył tą cześć mózgu używaną tylko do przechowywania tego rodzaju danych. W końcu udało mu się namówić Mary- Jane.
Ekscentryzm, ciągle trzymać w pamięci zupełnie nie pasujące do aktualnego ciała efemeryczne wytwory pamięci.. Uczucie i emocje.
W tym przypadku całkiem stare.
Nowi, lepsi ludzie nie potrzebowali ich w swoich niezawodnych, sprawnych ciałach.
O prawda, ciągle są enklawy ludzi z krwi i kości, kilka jest nawet w Zathen, ale co to za życie, gdzie masz do dyspozycji zawodna konstrukcję zewnętrzną, śmiesznie ograniczone zdolności analizy, przetwarzania czy przechowywania danych.. Organizmy pełni biologiczne…straszna przestarzałość.
Uczucia i emocje od dawna są uznawane za zbędny balast dla właściwej analizy.
Nowi, lepsi ludzie ich nie potrzebowali.
Kobieta nazywana Mary- Jane ponownie wróciła przed okno przy jakim stała jakiś czas temu.
Ponownie patrzyła na opadający w dół deszcz. Tym razem nie wiązały się z nim żadne wątki.
I tylko niespodziewana wilgoć, drobna łza na policzku zwróciły jej uwagę.
Problemy z modułem optycznym trzeba będzie to zgłosić.
Deszcz nadal opadał z nocnego nieba, chłodny i obojętny, nad miastem żywych- nie żyjących. | Autor artykułu | | Zarejestrowany: Mar 2006 Miasto: Bydgoszcz
Posty: 1 353
Reputacja: 1 | |
Oceny użytkowników | Język | | 4 | Spójność | | 4 | Kreatywność | | 4 | Przekaz | | 3.67 | Wrażenie Ogólne | | 3.33 |
Głosów: 3, średnia: 76%
| | | |
Narzędzia artykułu | | | | |