Terres Putain, Noc - Wasza miłość. Ustalmy jak mam się do was zwracać, bo tytułowanie się nie wchodzi w grę. - Hmmm... w takim razie możecie mi mówić po imieniu. - spojrzał z lekkim zaskoczeniem na wytaczającego się z cienia niedźwiedziowatego Pollanina. Podkład: https://www.youtube.com/watch?v=P3jn3lkzAMg Miasto tętniło faerią barw i kolorów. Dziesiątki jerzyków mieszały się kakofonię przecinaną pokrzykiwaniami i klęciem. Mijali przygodnie spotkane zamtuzy, domy wszelakich uciech, uliczników ze wszelkimi legalnymi i nie towarami dostępnymi na wyciągnięcie ręki. Mieli oni na pewno tez Żar oraz cała chemię świata jaką można było odstać. Ta myśl wprawiła w przedni humor dziedzica. - Fascynujące... - powiedział cicho dziedzic. Dokładnie wiedział czego chciał, od lat bawił się w małą chemię na potrzeby własne i niewielkiej grupy przyjaciół. Gdyby tego nie robił, ojciec dostałby korony argument by pozbyć się swego pierworodnego. Abdel był przyzwyczajony, że o swe potrzeby dba sam. Zdawał sobie też sprawę jak kluczową sprawą było dobre źródło z jakiego czerpał komponenty. Im bardziej oddalali się od rezydencji, bogate domu ustępowały brudnym czynszówkom coraz bardziej posępnym i dziwacznym miejscom. Tu już nie było rozkrzyczane dno, dolnych partii miejsce do którego ściągnął go Barthez było miejscem najemników i zabijaków. Takich lokali Abdel nie zwykł odwiedzać w Montpelier zadowalając się miejscami przyjemniejszymi w naturze, przesączonymi zapachem kobiet i kadzideł toteż rozglądał się ciekawie. Miejsc było straszne ale co by nie mówić mając tych dwóch doborowych ochroniarzy czuł się dość swobodnie. - Witaj w Le Cirque... - oświadczył krótko Barthez. - Kurwa! Ależ mocna! Zabić nas chcesz? Może wolisz wino, lub jakieś inne miejsce? Noc jeszcze wczesna. Dziedzic obserwował z zachwytem szefa ochrony. Zajadał się właśnie rybami choć przecież jeszcze niedawno pożarł sutą kolację. Miał niespożyty wprost apetyt, choć może i jadło mu nie służyło. Trzymając w rękach cynowy kufel z którego nawet upił z trudem łyk spoglądał z ciekawością na talerz z rybami. Ostatecznie zaryzykował kęs uznając, że są wcale niezłe. Jak na taką dziurę pośrodku niczego oczywiście. - Nie, nie... trunek jest dobry, choć nieco mocny jak na mnie, przyznaję. - Powiedział w nadziei albowiem wiedział że wszystko co choć trochę zbliżone do spirytusu, ma błogosławione moce odkażające co w takim meijscu mogło się okazać rzeczą wprost bezcenną. Chwycił w dwie ręce kufel i nieco na siłę upił kolejny łyk wbijając wzrok w Bartheza niczym pająk. - Myślałem... o jakimś miejscu typowym dla Toulonu. O takiej, typowiej tutejszej rozrywce by poznać duch a miasta. Ale wpierw chciałbym odnaleźć kogoś kto handluje czarnym prochem lub podobnymi ingrediencjami. Miałem mieć do dyspozycji materiały wybuchowe ale mi ich nie dostarczono. Jestem w stanie sam wymieszać składniki by usunąć ten niedostatek ale potrzebuję dobrych komponentów. - Powiedział uprzejmie. Ktoś kto ma taką chemię, ma zapewne tez dojścia i do innej, o wiele bardziej interesującej. Muszę uzupełnić zapasy na czas podróży przez tą cholerną dzicz. Inaczej nie zmrużę oka. Abdel przykrył swe zmartwienia uprzejmym ciepłym uśmiechem. |
|
Port Lagagne, Tulon |
|
Terres Putain, Noc - Oczywiście Abdel. Kończmy i spadajmy - kiwnął na Polanina. Olbrzym kiwnął głową po czym wlał resztę alkoholu do swojego kubka i posłusznie skończył. - Przecież nie zostawie na zmarnowanie... - kiwnął rozbrajająco ramionami, gestem zupełnie nie pasujacym do człeka tej postury i aparycji. Barthez szepnął coś Yuranowi i cała trójka opuściła Le Cirque. Abdel stwierdził w myślach, że po takiej ilości piekielnie mocnego trunku jaką właśnie wypił olbrzym, pewnie straciłby przytomność od upojenia alkoholwoego, ale Yuran zdawał się być wciąż absolutnie trzeźwy. Znów zapuścili się w gąszcz węższych uliczek tnących kwartały fabryczek, magazynów czy zwykłych domostw. Po kilku minutach dotarli do znajdujacej się przy samym nabrzeżu rudery. Barthez wszedł w wąski, ciemny zaułek oddzielający zapuszczoną kwaterę od następnego budynku. Za nim postąpili Abdel i Yuran. Miejsce o dziwo nie cuchnęło zbytnio fekaliami, ani nie było zbytnio zaśmiecone, choć tego można byłoby się spodziewać po tym ustronnym miejscu. Helweta wyszedł na tył zaniedbanego budynku i podszedł do pokrytych rdzą wrót w umieszczonych nisko przy fundamencie rudery. Bez wahania je otworzył zszedł po stromych schodkach w dół. Cała trójka znalazła się w wilgotnej piwnicy. Nie było tam ani foteli, ani krzeseł, jedynie kilka starych, rozklekotanych ławek. Brudne, grube zasłony pokrywały wszystkie mury. Gdzieś z oddali dochodziły odgłosy dziwnego, przytłumionego kaszlu i świszczącego oddechu. Zza jednej z zasłon wyszedł mały, może siedmioletni chłopiec. Odziany był w dość przyzwoicie, ale był bardzo blady i miał podkrążone oczy. Podszedł do przybyszów trzymając mały worek z koziej skóry i spytał: - Unity? Chciał podać rękę Abdelowi, jakby znał odpowiedź, ale Barthez spokojnie podał malcowi małą sakiewkę i powiedział: - Wołaj Dzięcioła. Chłopak zniknął równie szybko jak się pojawił a Helweta cicho wyjaśnił dziedzicowi: - Nie wiem, czy dostaniesz tu czarny proch, ale z pewnością każdy inny jakiego sobie zażyczysz. Muszę tylko ostrzec, że jeśli chcesz brać ze sobą w podróż Płon, a Helweci go znajdą nie przepuszczą karawany choćby za całe złoto Montpelier. Acha, nie wiem kim jest Dzięcioł. Wołanie go w tym miejscu, to usługa dalece ponad standardowa. Przywoływałem go kilka razy, ale za każdym razem widziałem tu inną osobę. Ostrzegam tylko, że choćby wydzedł z nami gadać zawszony leperos, to traktuj go z szacunkiem i nie zadawaj głupich pytań. Innaczej nie wyjdziemy stąd żywi. - przestrzegł śmiertelnie poważnym głosem. Z zewnątrz wszedł jeszcze jeden przybysz. Wytatuowany marynarz o długiej brodzie i rękach pociętych bliznami. Abdel dostrzegł, że Barthez bardzo dyskretnie zlustrował go wzrokiem kierując dłoń ku kaburze, a Yuran bardzo naturalnie zmienił pozycję, zasłaniając Abdela. Obcy jednak nie był zupełnie zainteresowany trójką oczekujących. Po chwili ten sam chłopak znów wyłonił się znikąd, podszedł do nowego gościa i zadał to samo pytanie co wczesniej. Mężczyzna kiwnął tylko bez słowa podał mu dłoń i obaj zniknęli za kotarą. Od strony drzwi dosłyszeli zgrzyt metalu, jakby ktoś zasuwał żelazną zasuwę i zza innej kotary wyszła ruda i piegowata, wyzywająco ubrana dziewczyna. Trudno było ocenić jej wiek, ale z pewnością daleko było jej do dorosłości. Miała na sobie opięty skórzany, przyozdobiony ptasimi piórami kombinezon, więcej w gruncie rzeczy odsłaniający niż zasłaniający. Lolita kokieteryjnie uśmiechneła się do Abdela i zakręciła biodrami. Potem jednak uśmiech zniknął z twarzy dziewczyny. Stanęła wyprostowana eskponując mały biust, Jej twarz przybrała surowe oblicze. Wyprostowała prawą rękę i wskazała palcem Abdela wiedząc, że to on przyszedł tu po prochy: - Czego chcesz? Bionu z Polanii, Glorii z Purgare... Czy może Diskordii? A może jeszcze czegoś innego? Mów szybko! |
Terres Putain, Noc Abdel nie był pewien czemu Batrhez zachował się tak dziwnie w sytuacji z niedopitym kubkiem. I ta wiskozja nie dawała dziedzicowi spokoju, dając do myślenia przez całą dalszą drogę, jaką wspólnie pokonywali pokrętnymi uliczkami mrocznej części miasta. Wprawdzie uprzejmy uśmiech nie opuszczał jego twarzy ale obraz Helwety zmieniał się w jednej chwili. Nie dawało mu spokoju pytanie, czemu tak naprawdę szef ochrony nieco na siłę pozwolił dopić tamtemu kufel. Wiadomo, że alkohol nie pomagał w profesjonalnym wykonywaniu zadań. Dlaczego zatem to zrobił? Może nadto folgował swym ludziom, nawet kiedy mieli ważne zadania do wykonanie. A może był skąpym draniem, który lubił grosiwo i nienawidził jeśli miało się zmarnować. Była też trzecia opcja, po prostu uległ chwili zapominając o tym co winien profesjonalista w tym momencie zrobić. Żadna z tych trzech opcji nie przypadła dziedzicowi jakoś szczególnie do gustu, ale widząc iż docierają już na miejsce postanowił nie zastanawiać się dalej i pozwolił biec rzeczom dalej aby z czasem same wyjawiły prawdę o prawdziwej naturze Bartheza. Postanowił jednak być w tej kwestii czujny, by mógł zaplanować wcześniej odpowiednią strategię, w taki sposób by słaby punkt Bartheza nie przeszkodził mu w realizacji celów misji. Ciemne korytarze wąskich i brudnych uliczek skąpane w słabym blasku księżyca w końcu doprowadziły ich do miejsca w którym Abdel mógł dostać towar jaki sobie umyślił. Wprawdzie tego typu młódki nie były w jego typie ale siłą rzeczy kręcąc zawadiacko bioderkiem, skromnie odziana w pierze lolita przyciągnęła wzrok Abdela. Choć trudno było powiedzieć właściwie dlaczego. Czy to prze ten zbyt mocny makijaż, słabo zarysowane jeszcze nie do końca kobiece biodra, prześwitujący strój? Abdela nie pociągały w jakiś szczególny sposób pedofilskie zabawy, miał swoje własne bardziej wyszukane. Bardziej wpadały w oko jego kompanowi z Towarzystwa, w jakim zwykle przemieszczali się po Montpelier w poszukiwaniu ubawu. O tak, tamten lubił takie wczesne i jeszcze trochę kwaśne jabłuszka, najlepiej z białą pestką w środku... Mimo to prowokacyjne ruchy dziewczyny tym razem nie pozostały bez oddźwięku. Głupie dziewczę. Nie wie, że jest tylko własnością którą bez trudu mogę kupić za psi pieniądz. Tak zawadiacko i zachęcająco się uśmiecha, czy ta idiotka nie wie że mogę za grosze zabrać ją za przyzwoleniem jej pana by pokrył ją, dla zabawy, ten dwumetrowy Polanin? Ciekawe jak by kwiliła z bólu gdyby ten wielki dzikus brał ją na wszystkie prymitywne sposoby jakie zna. Oczywiście, poddał bym mu kilka nowych ciekawych propozycji. Abdel uśmiechnął się do dziewczynki uprzejmie ale w jego oczach musiało być coś przerażającego, bo w jakiś sposób lolita to wychwyciła. Ciesz się, żem przybył tu w konkretnym celu dziewko. - Saletra, siarka, węgiel drzewny i coś na uspokojenie. Może być Czar Czerwonej Królowej?* , pył Faye* lub coś w tym stylu... - powiedział uprzejmym aksamitnym głosem patrząc głęboko w oczy lolity. Podkład muzyczny: https://www.youtube.com/watch?v=XTb8Pp3adt0 |
|
Rezydencja rodu w Terres Putain, Tulon |
|
Ferrallies, Tulon |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 07:50. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0