Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 26-06-2013, 08:46   #71
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Fenrirsulfr przez resztę konwersacji milczał. Jedynie w głowie kołotały mu się myśli, intencji których znakiem było wyraźne zaciśnięcie knykci na trzonku topora.

"IDIOTA! Pokręcony, pewny siebie i arogancki bufon! Kto normalny, nie wiedząc czy ma do czynienia z wrogiem czy z przyjacielem zdradza mu najskrytsze tajemnice! To niemal jak położyć się pod katowski topór krzycząc - Zetnij mnie! Teraz! Przez niego będziemy musieli gnić w jakimś stęchłym lochu lub co gorsza poddadzą nas torturom byśmy zmyślając opowiedzieli im cały nasz życiorys!"

Czujnie lustrował otoczenie, czujnie i ze strachem. Nikt nie boi się śmierci tak mocno jak wampir. A takie otwarte karty dążą na łeb na szyję do ostatecznego snu.

"Milczałem gdy narażał siebie. Ale zdrada naszego, nieco wymuszonego, celu?!"
Wykrzyknął w sobie widząc gwałtowne reakcje wszystkich dookoła. Widać klan Rzeźbiarzy Ciała nie jest tutaj popularny.
A to spowodowało że nawet wyjawiając prawdę nie zostało to zaakceptowane.
Jednak w zamieszaniu, książę obłąkaniec, zwrócił część swego ciekawskiego oblicza na wypowiedź Gabora. Skald nadal wyklinał na jego głupotę w myślach, ale rozluźnił uchwyt widząc że sam władca Domeny się zaciekawił.

"No dobrze, może kupimy go zaspokajając jego umysł. Cholera, będziemy jak jakieś egzotyczne zwierzęta, prowadzani po jarmarkach, ale może warto mieć taką sławę. Dużo niebezpieczeństw, o wiele więcej, ale może znajdę jakieś przyjazne stado."

Dopiero teraz Norweg zarejestrował, że od samego początku spotkania nuci fragment Eddy Poetyckiej. Wypuszczona Bestia jak zawsze omamiona nutą nie robiła bałaganu. Poczuł że kły ma cały czas wysunięte, a paznokcie dość mocno wyrosły.
"Cholera, mniej myślenia i zacząłbym się rzucać, niedobrze"
Zauważył że jeden z jego opiekunów przygląda mu się z uśmiechem. Patrzy to na Gabora, to na Skalda i potakująco, lecz bardzo delikatnie kiwa głową. Zapewne zauważył jego reakcję i błędnie ją zinterpretował. "No cóż. Dobre i to"
Skald próbował schować "sugestię" ataku ale niestety, wadą spuszczania Bestii jest to, że sama musi zechcieć wrócić nasycona. Karmił ją więc dalej kolejnymi zwrotami pieśni.
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.
Smirrnov jest offline  
Stary 27-06-2013, 10:13   #72
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację

Poddawszy całą sytuację chwili intensywnego namysłu, nasz skejt z byczą czapeczką zrezygnował z dania nura w trzęsący się spazmatycznie tłum. Jego reprezentanci wyglądali jakby właśnie zaznali jakiegoś masowego ataku histerii, bo tańcem nikt w dobrej wierze nazwać tego nie mógł, nie ściągając na siebie kilku porządnych gromów za tak wierutne kłamstwo. Miast zagłębiać się w gąszcz ciał, Marco obserwował. Widział kapsułki przeskakujące z ust do ust, alkohol spływający po szczupłych wyeksponowanych taliach oraz świecące jaskrawo patyczki, torujące drogę dla dłoni obściskujących intymne partie ciała. Biedny Jean-Luc uciekłby stąd gdzie pieprz rośnie, marnie skrywając swoje speszenie. Ale Marco tylko przewrotnie zachichotał, bo czuł się tu jak w domu. No, niemalże. Obrał kierunek na sporą lożę usytułowaną obok parkietu i znajdujące się tam koliste stoliki. Przypominały mu te dawne, karczemne. Jednak tamte nigdy się tak nie błyszczały. Skoro o luźnych skojarzeniach mowa, kilka ze stojących na obrzeżach dziewczyn rzuciło w jego stronę niedwuznaczne spojrzenia, jedna przejechała nawet sugestywnie palcami po jego białym podkoszulku kiedy ją mijał. Znał ten typ ze swoich rodzimych czasów, pełno ich było w ówczesnej Francji. Wywłoki najtańsze z możliwych, te praktycznie rzucające się na potencjalnych klientów. Niespodziewanie, zanim dotarł do stolika, blondynka ze sterczącą na bok fryzurą zagrodziła mu drogę. Jej zlepione błyszczącą substancją kudły wyglądały jak pawi wachlarz. Miała na sobie pomarańczową bluzkę kojarzącą się z siecią rybacką oraz prześwitujący z pod spodu czarny stanik. Jej spodnie były bardzo podobne do tych, które nosił wampir. Jedyna różnica wynikała z bardzo intensywnego koloru i paru pasków po bokach.


- Hej, jestem Cassie! Często tu bywasz? Mówił ci ktoś, że wyglądasz jak Fred Durst? Tylko, że on chyba nosi czapeczkę Yankees, a nie Chicago Bulls! Dwie drużyny w innych kategoriach…
To kim był Fred Durst oraz w co grali Yankees, musiało poczekać na późniejsze sprecyzowanie. Marco zgrzytnął zębami, okazując swój najbardziej przymilny uśmiech. Niesławny numer 103, zwykle używany tylko w sytuacjach zagrożenia egzystencji. Stała mu na drodze, przeklęta zdzira! Na drodze do spokojnej przystani, gdzie mógł obserwować wszystko, samemu nie rzucając się w oczy. Ale, ale… może był w stanie to wykorzystać. W miejscach takich jak to, samotne odludki ściągały więcej uwagi niż powinny. Ludzie przychodzili tu się bawić… „imprezować”, cokolwiek to znaczyło. Marco otoczył więc Cassie ramieniem i wskazał jej najbliższy wolny stolik.
- Nie, nikt mi tego wcześniej nie powiedział. Dziękuję. Widzisz, jestem tu nowy, dopiero co przyjechałem do miasta. Może opowiesz mi coś więcej odnośnie nocnego życia w okolicy?
- Hahaha! Patrzcie go, patrzcie! Jaki dystyngowany! „Dziękuję”, „dopiero co”, „nocnego życia”! Śmiesznie gadasz, jak na skejta! Ale kto tam wie, może tam skąd przyjechałeś wszyscy muszą zaliczyć magisterkę zanim reszta pozwoli im wejść na deskę? No, to posłuchaj, bo…

Tak naprawdę nie słuchał, ale był dobry w udawaniu zaangażowania. Pełne wyrozumiałości potakiwanie głową, przyświecenie zębami. W sumie to i tak peplała jak najęta, nie patrząc nawet na jego twarz, bo wirujący na parkiecie huragan wyuzdania i deprawacji był dla niej znacznie ciekawszy. On w tym czasie starał się wyłapać kogoś, kto wyglądał na mniej żywego od reszty zbieraniny. Lub kogoś, kto byłby na tyle lekkomyślny, żeby stołować się na widoku. Niestety, bez skutku.
- Ej, magistrze skejtologii! nie powiedziałeś mi jeszcze jak się nazywasz! Haha!
- Alex, nazywam się Alex Blake. Miło mi cię poznać, Cassie.
- Alex to bardzo fajne imię, moja mama miała kiedyś psa, który nazywał się Alex!
- Jestem pewien, że to był bardzo mądry pies i dał wam bardzo wiele radości.
- No właśnie nie, jakoś nigdy mnie nie lubił. Ale może ty mi to wynagrodzisz…

Przysiadła się znacznie bliżej i nie krępując się, oplotła jego prawe ramię dłońmi. Pocałowała go, najpierw w policzek… a potem ordynarnie wetknęła mu język głęboko między wargi. Nie bronił się. Ukrył zdziwienie i łapiąc ją za włosy, odwzajemnił pocałunek, który kojarzył mu się bardziej z wygłodniałymi psami, niż z czymkolwiek innym. Cassie odchyliła głowę do tyłu, zarzucając swoim pawim wachlarzem. Wykorzystał to, żeby zajrzeć w jej oczy. Tęczówki nie reagowały na migające światło w należyty sposób, a wydychane (wysapywane?) powietrze niosło ze sobą posmak taniego alkoholu. Przez krótki czas, Marco dopuszczał do siebie możliwość, że ona także może być wampirem, ale teraz porzucił swoją teorię na dobre. Dziewczyna definitywnie była żywa. W dodatku losowa Gangrelka miała więcej klasy i taktu niż ona. Bo taka przynajmniej nie rzucała się jak suka w czasie rui. Na szczęście dla niej, był porządnie najedzony, ale jeśli tak dalej pójdzie, będzie musiał pobudzić swoje krążenie żeby jej dogodzić… znaczy zachować pozory. Nie tak to sobie zaplanował, ale przynajmniej ciągle miał swój mały punkt obserwacyjny.
 
Highlander jest offline  
Stary 27-06-2013, 12:35   #73
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Drgnął i zamarł w jednej chwili. Mrugnął i powoli odwrócił się do Francesci.

„JAKI? Kurwa, NIESZKODLIWY?!! Ja ci dam nieszkodliwy.” – Zawrzał gniewem po raz kolejny.

Sam Kain chyba postanowił wystawić dziś na próbę jego opanowanie. Czego wcześniej nie udało się Steelowi, ani Tremere, o mały włos nie dokonała by jego „towarzyszka.” Słysząc pytanie przydupasa Księcia skierowane do Francesci skłonił się jej delikatnie jakby też czekał odpowiedzi. Kurtuazyjny ukłon był jedynie zasłoną by mógł opanować ognie, które zapłonęły w jego oczach. Gdy się wyprostował był już spokojniejszy, ale atmosfera w pomieszczeniu zdawał się gęstnieć coraz bardziej.

„Książę chyba zainteresowany. Niech oni teraz uwiarygodnią naszą opowieść, to może wyniesiemy stąd szyje.”

Postanowił dać mówić na chwilę reszcie by nie wyglądało, że chce kogoś zdominować. Poza tym potrzebował czasu by jeszcze ochłonąć.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 29-06-2013, 21:36   #74
 
katai's Avatar
 
Reputacja: 1 katai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputacjękatai ma wspaniałą reputację
Szeroko rozwarte oczy kobiety błysnęły w półmroku panującym w gabinecie szalonego Księcia. Zdumienie oraz lekka nutka przelotnej urazy uwidoczniły się w płomiennym wzroku. Delikatnie, acz stanowczo wysunęła rękę z uścisku Steel’a, błyskając przy tym zębami z udawaną kurtuazją.

- Proszę się nie obawiać Panie Steele, nie jestem pod wpływem tego ”Diabła” - wycedziła ostatnie słowo, posyłając jednocześnie Gaborowi złowieszcze spojrzenie, które wyrażało mniej więcej “Trzymaj wać Pan gniew na łańcuchu, bo siedzim w tym oboje!” .

- To co usłyszeliście jest prawdą. Ostatnia data jaką pomnę to Anno Domini 1223. Żadne z nas jakem tu stoimy nie ma pojęcia dlaczego się tu znaleźliśmy. Wiemy natomiast, że w grę wchodzi magya. I potężna magya jak mniemam. Architekci tej machinacji zdołali cisnąć nas niespełna osiem wieków w przyszłość. Dlatego też prosimy o wyrozumiałość. Dzisiejsze zwyczaje i intrygi są nam obce. Zapewne, wiele zmieniło się w stosunkach pomiędzy “krewnymi” Kaina. Nie osądzajcie nas zatem miarą waszego czasu, gdyż dzieli nas prawie millenium. Czyż nie znajdzie się miejsce dla kilku “rozbitków” na twych włościach, mości Książę?

Francesca usiłowała wyrazić szczerość i poczciwość wypowiedzi, przyjmując minę łaszącego się kota. Miała nadzieję, że nie wyszło jej to zbyt pretensjonalnie. Może uda im się wyjść z tej sytuacji bez szwanku. W zaciśniętej na plecach pięści, długi paznokieć zagłębił się w ciało. Ból promieniował z dłoni ekstatycznie zalewając zmysły. Franceska, z na w pół przymrużonymi powiekami wyczekiwała decyzji Morgana.
 
__________________
"You have to climb the statue of the demon to be closer to God."
katai jest offline  
Stary 02-07-2013, 21:42   #75
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
Gabor, Francesca i Fernisulfr
Gdy Francesca skończyła swoją wypowiedź, Steele parsknął śmiechem, ciskając podany mu przez Gabora pergamin na podłogę. List o włos zaledwie minął jedną ze świec. Jej płomień zamigotał - książę niespokojnie zerknął w jej stronę - ale utrzymał się. Steele nadal się śmiał. Nie dało się rozróżnić, czy było to autentyczne rozbawienie, czy wystudiowana reakcja, w każdym razie brzmiało i wyglądało to bardzo przekonująco.
- Już lepiej tłumaczyło się tamtych trzech Baalich - prychnął z wyraźnym lekceważeniem. - Ależ nasza Rodzina miewa fantazję...

Morgan jednak wcale nie wyglądał na przekonanego... wypowiedzią Steele'a. Za to najwidoczniej Gabor i Francesca zdołali go, o ile nie zupełnie przekonać, to choć trochę zaintrygować. Nie wróżyło jednak dobrze ich historii, jeśli jedynymi, którzy w nią uwierzą, będą Malkavianie.
- Różne rzeczy dzieją się pośród przeklętych przez Pana Zastępów - oznajmił książę z powagą. - Osobiście znałem wielu kainitów, którym podobny pomysł wydałby się co najmniej zabawny, jeśli nie warty wprowadzenia w nasze potępione nieżycie. Rzekłbym, że gdzie jeden wampir wpada na jakiś ohydny koncept, znajdzie też istoty, które uczyni posłusznymi, by dopomogły mu w wykonaniu owego konceptu. W sumie nie widzę przeszkody w tym, żeby...

- A primogen? - Steel błyskawicznie wpadł mu w słowo. - Nie wątpię, że zechcieliby poznać całą sprawę. O ile nie wyśmieją takiej żałosnej historyjki na samym wstępie. Może należy się też skonsultować z jakimiś magami? Nie wątpię, panie, że byłoby to co najmniej irytujące, gdyby okazało się, że historyjka rodem z Wellsa nie może być prawdziwa, bo coś takiego nie jest możliwe...

- Konsultację dałoby się chyba załatwić - powiedział powoli Tremere ze swojego kąta.

- No i możemy zyskać fachową ekspertyzę dotyczącą tego cudownego wydarzenia, w ten sposób raczej nie zostaniemy oszukani - oznajmił widocznie zadowolony z siebie Steele. Spojrzał na średniowieczne wampiry z wyższością, najwyraźniej chyba zapominając o kurtuazji.

Książę wydawał się skołowany.
- No, może faktycznie lepiej kogoś spytać... - wymamrotał niepewnie i nieco nieprzytomnie rozejrzał się po całym pokoju, zatrzymując wzrok na wszystkich zbyt chybotliwych jego zdaniem płomyczkach świec. Czyli prawie na wszystkich.

Jean-Luc vel Marco
Łatwo było na razie zaspokoić łaszącą się - bo chyba tylko tak można by to określić - Cassie. Wystarczyło czasem coś tam mruknąć, nie odpychać jej z całą siłą i pilnować uśmiechu na twarzy - by nie zrobił się zbyt sztuczny, by nie spłynął z ust i nie przeminął z przeciągiem wiecznie zachęcająco otwartych drzwi do tego domu rozpusty.

Stopniowo zaczynał rozumieć logikę tego miejsca. Stopniowo jeden rozkrzyczany tłum zmienił się i podzielił w wyobraźni wampira na konkretne grupy, a wzrokowe poszukiwania polującego kainity nabrały tempa. Odsiewając kolejnych kandydatów, których ewentualne wampirze cechy mogły wynikać z zażycia jakiegoś dziwnego specyfiku lub po prostu alkoholu w dowolnej postaci, w końcu znalazł parę praktycznie pewnych osobników. To znaczy gdyby wszyscy byli wampirami, byłoby ich trochę za dużo i wchodziliby sobie w drogę, ale chyba któryś wampirem był.

Młoda i piękna na oko kobieta, która próbowała wyglądać tak, jak te najtańsze dziwki wszędzie wokół. Sęk tkwił w tym, że potrafiła nawet w osobliwie sterczącej fryzurze, stanowczo zbyt skąpym ubraniu i z tchnącą idiotyzmem miną wyglądać dość ładnie. Nie mogła ukryć gustu, który mimo wszystko jakoś objawiał się w podejrzanie zgranej kolorystyce stroju i makijażu, który, choć jaskrawy, nie wyglądał jednak na jakoś mocno przesadzony. No i zaczepiała nie starszych albo podpitych mężczyzn, od których łatwiej mogła wyciągnąć więcej kasy, tylko tych młodszych. Albo gust nakazywał jej lepiej dobierać potencjalnych kandydatów do... a zresztą, nawet w myślach brzmiało to bardzo, ale to bardzo inaczej niż cokolwiek, czym mogła się kierować dziwka w tym guście.

Było tu wielu mężczyzn zagadujących te lepiej ubrane i chyba bardziej ceniące się dziwki, ale jeden szczególnie przykuł uwagę wampira. Może totalnie tu nie pasującym, skromnym strojem utrzymanym w ciemnej tonacji (w tym migoczącym, tańczącym po wszystkim i wszystkich i na dodatek kolorowym świetle ciężko było cokolwiek pod tym względem zobaczyć), może tym, że był dość blady, może jakąś nieuchwytną manierą w zwinnym chodzie?...

Następny kandydat nie przebywał wewnątrz - po prostu był obdartym, brudnym żebrakiem, odzianym w łachmany i siedzącym dziwnym trafem akurat naprzeciwko wejścia. Dla bystrych wampirzych oczu był doskonale widoczny, a i on na upartego mógłby obserwować wnętrze pomieszczenia. Kompletnie nie pilnował stojącego przed nim brązowoszarego pudełka o cienkich ściankach, w którym błyszczało coś z daleka, najprawdopodobniej kilka monet. Tylko wbijał wzrok we wchodzących tu i wychodzących. Albo chciał się napatrzyć na ładne lub po prostu ,,ładne" i wyuzdane dziewczyny, albo czekał na odpowiednią ofiarę, by leniwie się podnieść i dopaść bydło niedaleko jakiegoś zaułka.

Tymczasem Cassie przymilała się coraz bardziej zdecydowanie, od tego ocierania się o ,,Alexa" aż jaskrawopomarańczowa bluzka podsunęła jej się do góry. Choć żeby jeszcze bardziej rozebrać się w tym rejonie, musiałaby chyba zrzucić już po prostu bieliznę...
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.
Irregular jest offline  
Stary 05-07-2013, 21:36   #76
 
Smirrnov's Avatar
 
Reputacja: 1 Smirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znanySmirrnov wkrótce będzie znany
Skald obserwował reakcję księcia. Wiedział, podobnie jak jego "towarzysze", że krew szaleńców, nawet jeśli rozrzedzona, potrafi być bardzo zmienna.
"Było nie mielić ozorem za dużo. Teraz na głowę zrzucą nam cały nowoczesny primogen. Banda starych pryków którzy dla nas zapewne jeszcze się nie pojawili na tym świecie. A przynajmniej większość z nich. Ten cały Steel, zapewne Szlachcic - pewnie teraz używają zwykłego Ventrue - chce być lepszy. Włazi w dupę władcy byleby mógł nim sterować. No cóż. To zróbmy większą kaszankę... tfu!" O ile myśli kołotały się w głowie skalda tak splunięcie, z wyraźnym obrzuceniem wywyższającego się wampira spojrzeniem pogardy, było całkowicie naturalne.
Pobudzone wolą komórki wyprodukowały odpowiednią ilość flegmy, by można było ją sprzątnąć butem z podłogi, ale na tyle wyraźną by nawet stojący w rogu Taumaturg mógł ją dostrzec.

- Nie ma co się wysilać na primogen. - Fenrirsulfr dostosował brzmienie swego głosu by zdawało się o wiele głębsze i w niższym tonie niż normalnie - Kilka osób stąd nie osądzi naszej jawnej prawdy w mowie- sklad stwierdził że skoro już tyle się wydało to należy przedsięwziąć środki by wyjść z owego bigosu cało , ale w sumie... Małą przyjaciółka wcale tak nie myślała...
- O ile wiem to książęce suki krążą i łowią każdego przyjezdnego nie dając mu chwili wytchnienia i zaznajomienia się z nową Domeną. Oczywiście tylko jeśli takowy ktoś nie zamierza od razu, na łeb na szyję pobiec i ucałować dupę każdej osobie w "pałacu" - tutaj skald wykonał gest świadczący że pałac czy zamek to tylko czcza nazwa w aktualnym przypadku
- a na końcu jeśli już każdy pośladek jest wylizany może łaskawie pokłonić się i przywitać z księciem. A jak widzę nie wszyscy "nasi" - nie wiem jak nazywacie okres rekonkwisty półwyspu Ispanii przez Frakońskich władców - są tutaj obecni.
Zapewne książęce pieski wykonały stosowną cześć roboty i jako tako skierowały większość z nas do tej sali. Może reszta czeka nie wiedząc co ma ze sobą zrobić? -
Fenrirsulfr wskazał kciukiem drzwi - Panie wyrywny i niewierzący - zwrócił się do Steela
-chcesz dowodów? Proszę, sprawdź czy nie czeka tam osoba od Franków oraz krzyżowiec, zapewne templariusz albo któryś z nich. Przywitaj się grzecznie, porozmawiaj, niech ci opowiedzą o swych przygodach lub romansach. Ja osobiście nie lubiętakich jak Ty. Którzy starają się omamić osobę której podlegają tylko po to by poczućsię lepszymi od zupełnie przeciętnych, a nawet - bard podniósł palec jakby mówił wychowawczo karcąc dziecko
- co miało miejsce w NASZYCH stronach, do tego by po cichu przejąć władzę. Gardzę takimi. Widziałem ich wielu. Nie rozpoznałbym nikogo gdyby mi nie wskazali palcem, ale niektóre rzeczy się powtarzają. Stoją tacy najbliżej, najwięcej krzyczą, najwięcej chcą karać, byle tylko władca był zadowolony, czuł się bezpiecznie i pozwolił sobą sterować. Jak kukiełka.

Skald mówił. Wyraźnie, niemal scenicznie, przyzwyczajony do ciągłego używania głosu bez jakiejkolwiek "popitki". Widział że wielu się wyrywa by mu odszczeknąć. Zmieniał wtedy natężenie na wyższe i nie przerywał. Teraz on mówił. A jeśli ktoś chciałby podejść i siłą go uciszyć zawsze pozostawała dłoń głaszcząca trzonek topora. Mocny cios rozłupujący czaszkę na pewno uciszyłby wszelkie protesty.
-Więc teraz wybieraj waści Steelu. Albo dalej będziesz tym który się pierwszy nadstawia by go polizano nim ktokolwiek spotka się z księciem, albo zawrzesz ryj i dasz własnoręcznie myśleć swemu władcy. Czas ten możesz spożytkować sprawdzając czy nie ma kogoś za drzwiami.

Bard czuł że Bestia czerpie radość z tej przemowy. Wiedział, że w niej znalazła pewnego rodzaju nasycenie. Wszak słowa wypowiadane mogłyby być fragmentem eposu, a w doborze tekstu Fenrisulfr, dawny skald norweski, był niemalże mistrzem. Łatwo więc przychodziły mu różnorakie słowa. Owszem czerpał przy tym albo ze swej charyzmy, nieco przeciętnej, ale zawsze albo z wiedzy zdobytej wcześniej. Niejeden raz na drakkarze musiał sięgać do różnych doświadczeń zdobytych gdzie się dało, po to by przetrwać lub uspokoić rządnych krwi berserków. Chociaż tym ostatnim wystarczyła bardzo mięsna i krwista opowieść... Wiedział że swymi słowami naraził się większości a na pewno wszystkim po trochu. Ale jeśliby mieli go tutaj trzymać, w zamknięciu, to przynajmniej za coś. Swoją drogą, podjudzanie rozmówców było mile widziane przez jego żądną krwi przyjaciółkę. A wróg wściekły, skupiony na tym by zaszlachtować, samo popełnia wiele błędów, które gładko można wykorzystać w walce. Jak na to nie spojrzeć, zawsze są jakieś plusy obrażania innych. ( )
 
__________________
Kto lubi czytać, ten dokonuje wymiany godzin nudy, które są nieuchronne w życiu, na godziny rozkoszy.

Ostatnio edytowane przez Smirrnov : 05-07-2013 o 21:38.
Smirrnov jest offline  
Stary 08-07-2013, 12:03   #77
 
malkawiasz's Avatar
 
Reputacja: 1 malkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie cośmalkawiasz ma w sobie coś
Drgnął zaskoczony gdy usłyszał głos Fenrirsulfr’a. Przyjemne brzmienie kontestowało z treścią. Łagodnie rzecz ujmując. Spojrzał zaskoczony na Francescę, a potem przeniósł wzrok na mówce. Potem spojrzał na Księcia, ciekaw jego reakcji. Przenosząc na niego wzrok bardzo uważał by nie spojrzeć na Tremere, ani Steela.

„Na wszystkie demony. Czubek. Kolejny świr nam się trafił. Cholerny Malkav musiał być bardzo płodny, gdzie się nie obejrzysz tam jego dzieci.”

Jeszcze zanim się odezwali mieli przeciw sobie Steela. Potem okazało się, że tutejsi nie kochają jego starego klanu. Kij im w żyć. Ale teraz, teraz to już sam nie wiedział co mógłby powiedzieć po takim dicktum. Rozsądnie trzymał więc dziób na kłódkę. Choć nie wiedział czy udało mu się zamaskować lekko zdumiony wyraz twarzy.
 
malkawiasz jest offline  
Stary 08-07-2013, 23:10   #78
 
Highlander's Avatar
 
Reputacja: 1 Highlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputacjęHighlander ma wspaniałą reputację
Kończąc swój tandetnie wykonany rekonesans, Marco jęknął na bezdechu i w pełni skoncentrował się na wybrance. Przywdziewając maskę fałszywego zdeterminowania, wyciągnął obie dłonie w kierunku piersi Cassie, dostarczając kilka subtelnych uścisków. Z żalem stwierdził, że muzyka w tym miejscu nie jest wystarczająco głośna. Jego uszy zarejestrowały serię wyuzdanych stęknięć podniecenia, jeszcze zanim nieumarłe palce wniknęły pod czarny materiał stanika i bezbłędnie odnalazły swoją „nagrodę”. Między dwójką klubowych kochanków zaistniał ciekawy kontrast. Ona wiła się i jęczała jak opętana na jego kolanach. On z kolei wyglądał jak specjalista od sprzętu RTV, starający się dostroić wadliwy telewizor. Przy finałowym uszczypnięciu oplotła jego szyję dłońmi i rzuciła na ucho niedwuznaczną sugestię odnośnie skończenia całej sprawy w toalecie. Tylko, że jemu niezbyt chciało się marnować więcej czasu. Dziewczyna spełniła swoją rolę i teraz z czystym sercem mógł odstawić ją na bok.
- Kusząca propozycja. Ale widzisz „laska”, mam ciekawszy pomysł…
Z prędkością błyskawicy wpił się głęboko w jej kark, stwarzając pozory pocałunku. Bezwładne ręce Cassie wciąż pozostawały na swoich miejscach, a on skorzystał z tej chwili aby oswobodzić swoje. Przyciągnął nieporadną rozpustnicę bliżej, za jej siatkową bluzkę. Dopiero teraz wydała mu się trochę atrakcyjna – taka nieporadna, zupełnie zdana na jego łaskę. Ach, znajoma owcza potulność i spokój, obie przekazywane magiczną mocą Pocałunku. Wypił zaledwie kilka kropel i odstawił ją na bok, niczym przerośniętą karafkę. A kiedy odchodził, ona wciąż dyszała i patrzała na niego tymi maślanymi oczami, jakby był najlepszą rzeczą jaka jej się przytrafiła w życiu. Szczęście, że nigdy już się nie zobaczą.

Pan czarnobiały, ten typ charakteryzujący się wypłowiałymi sposobem bycia oraz dziwnym chodem, okazał się pierwszym celem nieistniejącego Alexa. O wyborze z pewnością nie przesądziła osobowość nowego znajomego, bo facet bił chłodem już z drugiego końca zatłoczonego parkietu. Oj tak. Dobrze wiedział, że jest lepszy niż reszta towarzystwa i nie kłopotał się nawet żeby to ukryć. W połączeniu z jego prawie kredową cerą, stwarzało to ładny obrazek stereotypowego Ventrue, który znalazł się tu przypadkiem. Albo po prostu nadzorował jakąś inwestycję. Marco miał tylko nadzieję, że zdąży zadać swoje pytanie zanim ten Lord wyzwie go od pospólstwa i każe się wynosić z przed swojego oblicza. Przechodząc, bezpardonowo zahaczył mężczyznę łokciem. Kiedy ten odwrócił się żeby udzielić mu soczystej reprymendy, średniowieczny wampir już kłaniał mu się przepraszająco w pas. Niemal liżąc buty.
- Najmocniej przepraszam, przyjacielu. Jestem tu nowy. Zabłądziłem, szukając Pól Elizejskich. Ludzie mówią, że wino płynie tam nieskończoną czerwoną rzeką, a dusze zmarłych mogą zaznać odpoczynku i radości niespotykanych na ziemskim padole. Czy byłbyś na tyle uprzejmy żeby wskazać mi drogę?
W takich sytuacjach twarz skonsternowanego rozmówcy wynagradzała wszelkie niepowodzenia. Marco analizował możliwe scenariusze. W najlepszym przypadku zostanie uznany za kwiecistoustego syna Malkava. W najgorszym za głupiego młokosa, który przesadził z winem i innymi używkami.
- Eh. Dobra. Słuchaj uważnie. Weź taksówkę i jedź na Dewey Street. Klub miłośników kultury antycznej, trudno nie trafić. Za sznurki pociąga w mieście facet imieniem Christian Steele, więc postaraj się dobrze wypaść. A teraz zjeżdżaj. Mam ważniejsze sprawy na głowie. Jak ciepły posiłek.
Marco wiedział, że po wyjściu z klubu Alex zniknie i nikt go już nigdy nie zobaczy. Nieznajomy wampir poratował go jednak cennymi informacjami, więc postanowił też wysilić się na dobry uczynek. Położył dłoń na ramieniu elegancika i mało subtelnie wskazał palcem na półprzytomną Cassie.
- Chyba ci odbiło jeśli myślisz, że będę pił po tobie(!) - syknął jadowicie szary wampir.
- Rób co uważasz, ale wiedz, że praktycznie jej nie ruszyłem - odpowiedział skejt niedbale. Z rękoma utkwionymi głęboko w kieszeniach, udał się prosto do wyjścia. Impreza pozostała daleko w tyle. Bardzo dobrze, bo miał jej już serdecznie dość, podobnie jak tego laickiego przebrania. Musiał teraz wykreować inne. Trwalsze i trudniejsze do rozpracowania. Najłatwiej było oczywiście stać się osobą, którą inni automatycznie posądzali o dziwactwo. Wspomniał na kwiecistoustego Malkaviana z przed kilkunastu minut. Kłopotliwe pytania łatwo było odbić tarczą szaleństwa. Przygotowania ruszyły pełną parą. Alex zatrzymał się jeszcze przed księgarnią, lustrując okładki. Stał tak dobre trzy minuty zanim ruszył dalej. Skręcając za róg, podniósł też zabłocony komiks leżący obok kontenera. Tak wiele opcji! Możliwość bycia kim innym każdej nocy była cudowna!
 
__________________
Beware he who would deny you access to information, for in his heart he dreams himself your master.
- Commisioner Pravin Lal, Alpha Centauri
Highlander jest offline  
Stary 09-07-2013, 02:52   #79
 
Aeshadiv's Avatar
 
Reputacja: 1 Aeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputacjęAeshadiv ma wspaniałą reputację
Richard słyszał jakieś syki i hałasy zza drzwi, w które miał wejść. Siedział jednak cicho. Miał się w końcu stawić do księcia w celu przedstawienia się. Był pewien, że gwardziści arystokraty z pewnością poradzą sobie z kłopotami. Nie potrzeba im jeszcze jednego miecza. Spokojnie czekał. Co prawda nie miał zbyt ochoty, jednak tak nakazywała rycerska etykieta. Tak. Mało obchodził go los pozostałych.
Dwoje wezwanych wampirów zawahało się przy drzwiach. We wnętrzu sytuacja chyba się uspokoiła. Ewidentnie również zastanawiali się, czy ich interwencja jest nie tylko konieczna, ale też po prostu chciana. W końcu spojrzeli po sobie i ten zamaskowany ostrożnie uchylił drzwi i bezszelestnie, niesłyszalnie i niewidzialnie wniknął do środka. Nosferatu rozejrzała się i jej wzrok padł na Richarda. Grymas, który jeszcze bardziej zniekształcił jej ochydną twarz, mógł być tylko zmarszczeniem brwi.
- Hej, ty - rzuciła w stronę rycerza z kompletnym brakiem jakiejkolwiek grzeczności, szacunku i nieśmiałości właściwej płci niewieściej - z jakiej choinki się tu urwałeś w tym stroju?
- Zważ na słowa, mówisz do szlachetnie urodzonego. Wywodzę się z starego rodu rycerzy angielksich więc nie jestem byle chłystkiem, któremu można mówić pier ‘ej ty’. Jesteście w dodatku w Elizjum, a nie w karczmie. Wydaje mi się, że jakieś maniery tutaj obowiązują. - odezwał się Richard mrużąc oczy i rzucając gniewne spojrzenie przestawicielce klanu Nosferatu.
Wampirzyca tylko prychnęła, widocznie nie znajdując od razu błyskotliwej odpowiedzi.
- Jakieś, tak, owszem, ale nie średniowieczne. To znaczy, że chwalenie się starym rodem nie sprawi nagle, że wszyscy zaczną się kłaniać i zachwycać, że ktoś taki raczył łaskawie zjawić się w takim miejscu. Na odpowiedni szacunek trzeba sobie zapracować - odpowiedziała po krótkim namyśle. - A wiesz, rzucanie się bydłu w oczy w takim stroju raczej ci w tym nie pomoże.
- Średniowieczne?! Co to za bzdurna nazwa? A na odpowiedni szacunek myślę, że sobie zasłużyłem. Nie wiesz o mnie nic. Dobrze więc radzę pilnuj swojego paskudnego nosa. - powiedział Richard wstając i zbliżając się.
Trudno się dziwić, że inne obecne tu wampiry zaczęły się przyglądać i przysłuchiwać z wyraźnym zainteresowaniem. Nie co dzień można było pewnie zobaczyć dwóch drażniących się w Elizjum kainitów. Ciekawe, co by zrobili, gdyby doszło do bitki - stanęliby po stronie Nosferatu, nie zrobili nic czy po prostu podjęli beznadziejną próbę rozdzielenia walczących? Na razie tylko patrzyli. Na krzesełkach, w kolejce do drzwi siedziało trzech wampirów, dwóch kolejnych przerwało pogawędkę koło drzwi wejściowych, by posłuchać drobnej sprzeczki, a jeszcze jeden kainita i wampirzyca w ciele małej dziewczynki stali nieco dalej, nieopodal drugiego pomieszczenia.
- Coś mi się wydaje, że potrzebne ci korepetycje z historii - parsknęła Nosferatu. - Jak, nosząc średniowieczną zbroję, można nie słyszeć o średniowieczu?!
Richard miał już serdecznie dość gadki tej paskudy. Nie dość, że nie przepadał za Nosferatu, to jeszcze jako szlachetnie urodzony był obrażany. Kto mógł być tak głupi i nazwać jego erę średniowieczem? Co to w ogóle miało znaczyć? Średnie wieki? To jakaś kpina!
- Zamilcz. - wydał wampirzycy rozkaz patrząc jej prosto w oczy.
Następnie zwrócił się do innego wampira:
- Będziecie łaskaw panie sprawdzić czy książe jest gotów aby mnie przyjąć?
 
Aeshadiv jest offline  
Stary 12-07-2013, 08:29   #80
 
Irregular's Avatar
 
Reputacja: 1 Irregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputacjęIrregular ma wspaniałą reputację
,,Aloft", niewielki motel przy Brevard St.
Musiało być już dobrze po północy, gdy telefon wreszcie zadzwonił. Caesannius zerknął na wyświetlacz i westchnął z ulgą - nareszcie Flavia raczyła się skontaktować.
- No ile można czekać? - zapytał, odbierając.
- Długo, w twoim przypadku - odpowiedział mu kompletnie nieznajomy, męski głos. Maga oblał zimny pot. - Trochę trwało, zanim znaleźliśmy jej telefon, a to niegrzecznie dzwonić do kogoś, kto jest właśnie na lotnisku i tylko udaje, że wyłączył komórkę. Musieliśmy czekać, aż się gdzieś zameldujesz. Wiedziałeś, że twój numer miała w zakładce ,,Przyjaciele"? No kto by pomyślał?
- Czego chcesz? - warknął Caesannius. - I co z nią zrobiliście?
- Spokojnie, dostaniesz swoją kochaneczkę całą i zdrową, no, może tylko trochę sponiewieraną, ale tego śmiesznego faceta z Bhisho już nie oddamy. A i Flavii nie za darmo...
- Mam konto w Szwajcarii, mogę...
- Wiesz, magiku, wolałbym przysługę. Zresztą, twoi odwieczni wrogowie to od wieków coraz gorsze niedojdy, możesz załatwić dla nas drobną sprawę, a potem znowu baw się w groźnego maga. Łap taksówkę i jedź na Dewey Street, tam znajdziesz klub miłośników kultury antycznej... co za ironia dla was, nieprawdaż? Będzie tam trochę wampirów, ale masz znaleźć jednego konkretnego i...
Caesannius uważnie wysłuchał instrukcji, a gdy ta się skończyła, rozmowa natychmiast została zakończona. Cholera. Jeszcze jeden wróg, i to jakiś nieznany? I zdołał złapać Flavię?! Cóż, sprawa przynajmniej z początku nie wyglądała skomplikowanie... Wstukał odpowiedni numer i zamówił taksówkę.

Gabor, Francesca i Fernisulfr
Steele był po prostu zszokowany. Bo zwykłe ,,zdziwił się" to stanowczo za mało. W jego dumnej główce nie chciało się zmieścić to, że ktoś mógłby go tak zwyzywać i znieważyć, a to wszystko tak spokojnym, przyjemnym dla ucha głosem. Tremere spojrzał na skalda z... aprobatą? Czyżby w grę wchodziło jakieś mroczne zadowolenie z obrotu spraw? Książę chyba w ogóle przegapił tę przemowę, bo skupił się na bardzo starannym zapalaniu zgasłej świecy od jej jeszcze świecącej siostry.
- Ty bezczelny sukinsynie - syknął wściekle Steele. Można było niemal usłyszeć, jak usiłuje odzyskać kontrolę nad sobą, ale udaje mu się to tylko z najwyższym trudem. Wyglądał, jakby miał najwyższą ochotę rozszarpać Fenrisulfra na strzępy. A potem złożyć w całość i rozszarpać jeszcze raz. - Jak śmiesz w ogóle odzywać się do mnie w ten sposób...
- Spokojnie, Christianie - powiedział nagle książę - ależ nie ma najmniejszego powodu do obrażania się. Czyż raczej nie rozbawia cię fakt, że ten nieszczęśnik najwidoczniej uznał twoją wierną służbę za... zdalne sterowanie?
- Taak, wielce zabawne - mruknął Steele, ale nieco się uspokoił. W sumie mógł przewidzieć coś w tym stylu, Malkavianie słynęli także z naprawdę dziwnych reakcji na wszystko.

W sumie ten incydent mógłby przeminąć bez echa, gdyby nie jedno wydarzenie. Tuż za Fenrisulfrem w powietrzu pozornie znikąd pojawił się zamaskowany wampir - przypuszczalnie nawet jeden z tych, które go tu przy prowadziły. Kainita trzymał w lewej ręce coś jakby sztylet, w prawej taką dziwną, współczesną broń.
- Jak długo żyję, pierwszy raz zostałem nazwany ,,książęcą suką" - powiedział ze spokojem w głosie. Udawanym lub nie. - Nie przeszkadzaj sobie, jestem ciekaw, jakie jeszcze inwektywy możesz wymyślić, zanim ktoś nie przytka tej bezczelnej buzi.

Wyglądało na to, że Steele umie się zajmować tylko jednym problemem naraz, bo nie patrzył już na Gabora ani Francescę. Ani książę, ani w tej chwili Tremere też chyba nie mieli predyspozycji do uważnej obserwacji wszystkich gości naraz. Nie wiadomo jednak, co z tym nagle zmaterializowanym wampirem - musiał pod osłoną swoich mocy wkraść się do pomieszczenia, gdy nie uważali na drzwi...

Jean-Luc vel Marco
Czymkolwiek była taksówka i jakkolwiek można ją było wziąć, skromna wskazówka nieznajomego wampira wystarczała, by przy pomocy tej zielonej karteczki, którą, na szczęście, nadal miał przy sobie, zlokalizować Dewey Street. To nie była duża ulica, nietrudno znaleźć tam jakiś klub miłośników antyku. Zawsze można się jeszcze kogoś zapytać, gdyby mimo wszystko miał problem, prawda? Teraz trzeba się jeszcze trochę zastanowić, jaką postać przybrać, kim zostać na czas wizyty.

Gdy wampir już się zdecydował i poświęcił trochę czasu na dokładne opracowanie swojej nowej postaci, postanowił od razu udać się do Elizjum. Zdążył już na tyle zorientować się w sytuacji, by nie wyjść od razu na kompletnie zagubionego w tych czasach. Pozostaje tylko jakoś elegancko się przedstawić...

Wnętrze Elizjum jest przesycone lekkim niepokojem. Coś się dzieje za drzwiami, do których prowadzi kolejka (w której zresztą widać czekającego sir Richarda Heldsona). Nieznajome wampiry patrzą po sobie, rozglądają się, zastanawiają, co może być powodem słyszalnego echa podniesionych głosów. Ciekawe, czy mimowolni towarzysze mają w tym swój udział?

sir Richard
Uciszenie Nosferatu było dziecinnie proste. Wampirzyca spuściła wzrok i posłusznie zamilkła.

Za to z wampirem, którego próbował zapytać, sprawa była gorsza. Kainita przybrał lekko przestraszony wyraz twarzy, jakby najchętniej stamtąd uciekł, ale nie mógł. Spojrzał na rozmówcę dziwnymi, nieludzkimi oczami, i szepnął:
- Słuchaj, ja nic nie wiem, jak tylko czekam, aż mnie zawołają. Zapukaj i wejdź, to nikt nie będzie mieć pretensji, że przerywasz, najwyżej przeprosisz i wyjdziesz, ja tu tylko czekam, naprawdę, ja tylko czekam...
 
__________________
Mole książkowe są zagrożone. Chrońmy ich naturalne ostoje! (biblioteki!)

Wkurzyłam kogoś? Coś pomyliłam? Sorry, ale biblioholik na odwyku to jeden wielki kłębek nerwów. Wybaczcie.

Ostatnio edytowane przez Irregular : 13-07-2013 o 12:47.
Irregular jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:21.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172