Cass przysłuchiwała się Szarej, przysłuchiwała Chrisowi, a potem próbowała łapać szczękę słysząc uniżone i służalcze wypowiedzi Billa i tak... nikogo innego jak Marcusa. Tego pyskatego gbura mającego wszystko do tej pory pod ogonem. Teraz ten ogon był wciągnięty głęboko pod miękki brzuszek, a sam grajek skamlał i łasił się do nóg Szarej. Która jak i pozostali do tej pory mieli własne „tajne plany”. - Jak nie chciała gadać to po kiego tu jechała? Żeby się pospinać, pozwijać dach samochodu i popyskować? Jak działa na tej zasadzie to nic dziwnego, że Adrian ją ma pod ogonem i głębiej. – pomyślała sobie w duchu Cass, zniechęcona. Zaczynała mieć tego wszystkiego dość a już najbardziej zmiennych, którzy na grzeczne pytania odpowiadali wyśmiewaniem albo wyzwiskami. – Ja pitolę – mruknęła pod nosem na usilne próby Szarej znalezienia coraz to dziwniejszych obelg pod jej adresem. - niech jeszcze walnie cholernym Nevermore to padnę... - pokręciła główką i poprawiła bejsbolówkę naciągając ją nieco głębiej. Jej uwagę przyciągnęły odblaski odbijane w ścigaczach i zapięciach kurtek obstawy wilczycy. - Ciekawe co z tymi dwoma wałachami tutaj... – pomyślała sobie i wesolutko wysiadła z auta by zacząć obchodzić towarzyszy twardej jak szyszka wiosną wilkołaczycy. - Eleganckie wdzianka mają – krucza oglądała sobie to czarno-niebieskiego, to czerwono-granatowego kolesia, to poskrobując karoserię, to głaszcząc ją i przeglądając się w niej. - Fajne to macie – mruknęła do kolesi przyglądając się błyszczącym zapięciom na ich kostiumikach. Po czym ni z gruszki ni z pietruszki powiedziała: - Pająk przygotował fajną zasadzkę... – i spojrzała na czerwono-granatowego – masz wdzianko pod kolor oczu, wiesz? – spytała kolesia z niewinną minką. Po czym odwróciła się i podeszła do Chrisa naśladując kropka w kropkę "seksowny" chód Szarej. - Chodź, "sierściuchu", coś ci pokażę... - powiedziała cicho i wyciągnęła do basteta drobną dłoń. Gdy reszta była zajęta odgrażaniem się, powarkiwaniem i płaszczeniem, Cass cicho stwierdziła: - Trzymaj się mnie - mrugnęła łobuzersko i pociągnęła basteta z zaułka w Umbrę zanim miał szansę zaprotestować. |
- Podporządkuj się wyższemu Rangą. Słyszałeś o tym? Nawet jak teraz się wywinę to ujebie mnie innym razem. Price jest pamiętliwy. Pogadajcie z Czarnym, on jest przynajmniej na razie, poza układami. Może pożyczy wam parę swoich szczurów. - założyła okulary - Ja wolę na razie posiedzieć okrakiem na płocie, dopóki nie muszę wybierać stron. Na słowa o pająku obaj kolesie Szarej nie zareagowali, za to czerwono granatowy odparł z uśmiechem: - Wiem, slipy też mam pod kolor chcesz zobaczyć? Ale chyba nie chciała bo poszła do kota. Szara popatrzyła wyczekująco na oba wilkołaki, gdy kot z kruczycą zniknęli. |
- Dobra, Szefowo przepraszam za kota i za zmarnowanie twojego czasu, ale cieszę się, że miałem okazje ci podziękować. Marcus pora iść do roboty - Bill pomachał drugiemu wilkołakowi przed nosem kartką z planem, który wcześniej napisał. Planował przeskoczyć przez Zasłonę przybrać formę bojową, aby kierując się węchem odnaleźć a potem zaatakować Pająka. Liczył na to, że Chris i Cass skorzystają z dywersji, aby wyciągnąć ciało a potem dadzą im sygnał do odwrotu. |
Marcus popatrzył się chwilę na Szarą. - No i chuj. - wzruszył ramionami, w końcu mógł wrócić do bycia sobą, ciężko mu przychodziło takie gadanie - Dzięki za nic. Czas wykazania się młodych wilków nadszedł, może po tym zaczną nas brać na poważniej. Idziesz Bill? - nie spojrzał nawet na niego, po prostu odwrócił się unosząc prawą rękę w której trzymał kluczyki do Wendy i zamknął Ją. - Nara. A, a Litanie znam na pamięć. - patrząc się na rozbite lustro w zaułku skoczył do Umbry. Gdy zauważył Cas i Chrisa ruszył w ich stronę. - I chuj, pertraktacje się nie udały. Przynajmniej mogę w końcu być sobą. Ciężko się tak gada. Idziemy zajebać dziada? |
|
Warkot motorów Szarej i jej kompanów ucichł, gdy z schowku rozdzwonił się telefon. Dzwonił dosyć długo. W końcu umilkł i rozdzwonił się kolejny, a po dłuższym czasie następny i jeszcze następny. W końcu i on umilkł. Indian Creek Riketti położył telefon na stole i rzekł: - Nic z tego, nikt z nich nie odbiera. - Ostatnio ich telefony logowały się niedaleko Instytutu. - Powiedział Gerrero znad laptopa - Cass mówiła, ze pająk je podsłuchuje, podejrzewam iż weszli do Umbry, a telefony zostawili lub wyrzucili. - Pozostaje tylko jedno - powiedział stary anasazi. - Jesteś pewien? - spytał Adrian. Riketti skinął głową wybierając numer. Umbra, okolice Instytutu Oba wilkołaki, kotek i tweeti dotarli do parkingu otaczającego jak zwykle mroczny Instytut. Nienaturalna pustka i cisza działały na nerwy. Nagle zauważyli jakiś ruch po przeciwnej stronie parkingu, między budynkami mieszkalnymi, a raczej ich wykrzywionym wyobrażeniem w umbrze. Stosunkowo niewielki, biorąc pod uwagę że “zaginiony” pająk był wielkości furgonetki, pająk przypominający czarną wdowę właśnie wynurzał się z cieni. I miał tylko osiem nóg. |
Jadąca dotychczas na grzbiecie Chrisa Cass zakrakała dwukrotnie i ostrzegawczo na towarzyszy. Odepchnąwszy się mocno pazurkami od grzbietu basteta, zerwała się do lotu by zacząć zataczać szerokie koła nad nowoprzybyłą czarną wdową. „Jak ktoś zapyta następnym razem o szczegóły będę mogła podać ilość nóg i opisać czerwony ślad na tyłku pająka” – pomyślała złośliwie. Kołowała nad pająkiem dając czas pozostałej trójce na zaplanowanie kolejnych kroków i zajęcie pozycji. Ponownie wykorzystywała swój dar, oceniając czy pełznący czarny pająk to wróg czy inny diabeł. Od czasu do czasu jej paciorkowe oczka kierowały się też na Instytut i okolice ukrytego przeciwnika by sprawdzić obecną sytuację. |
Na widok pająka kotołak zaczął się zmieniać przechodząc przez chatro i crinos... - tu trochę zawachał się czy Cass nie robiła go z tym ubraniem w jajo. W końcu w chatro konkludując, że kruczyca na szczęście miała rację. Ciuchy wróciły. Chrisowi coraz bardziej podobała się ta Umbra, przez co kłuła go złość, że jak (oby) stąd wyjdą, nie będzie mógł wracać kiedy zechce. - Kto cię tu przysłał - wyartykułował głośno lekko powarkując, choć gotów do odskoku gdyby pająkowi nie w głowie była jakakolwiek komunikacja. |
Biegła przez umbrę na wszystkich swoich ośmiu nogach. Była taka szczęśliwa, że pan Riketti zlecił jej tak niezmiernie ważną misję. Chyba ważną. Może kompletnie bez znaczenia? Taką jakby nieco samobujczą. Trochę szkoda, lubiła żyć, ale nie zawsze można. Zobaczyła wielkiego człowieka kota, który zapytał ją kim jest. Przybrała ludzką postać. Była teraz drobną blondynką z dwoma kucykami na głowie, szerokim uśmiechem i dużymi niebieskimi oczyma. Ubrana była w zielony sweter, dresowe spodnie, i jeden rużowy kozaczek i jeden niebieski. Na plecach miała mały plecak i kurczowo trzymała laptopa. Spojrzała kotowatemu prosto w oczy - Dzien dobry(1.2.3 ) jestem Abigail Johnson. Przysłał mnie tutaj pan Riketti, abym wam pomogła. Będzie to chyba trudne, jeśli pan kot urwie mi ręce lub nogi, a po za tym bardzo je lubie (15, mrugnięcie. 1.2-3…). Bardzo bym chciała, żebyśmy zostali paczką przyjaciół. Jak w scooby doo. - nie przestawała się uśmiechać. ani jeden mięsień twarzy jej nie drgnął. |
Widząc pająka Marc tylko czekał na sygnał do ataku, skoro Bill tak bardzo chciał z nim walczyć, a nawet wygrał pojedynek o to, to niech on przy tym dowodzi. Jednak pierwszy zareagował Chris. Gdy stwór przybrał ludzki wygląd i zaczął pieprzyć coś o pomocy i przyjaźni, jakoś mu to nie pasowało. - A skąd my wiedzieć że ty nie kłamać? Ty nas podsłuchiwać. - odkrzyknął jeden z crinosów. Obydwoje byli prawie dwa razy więksi od Chrisa. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 17:10. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0