08-04-2016, 18:58 | #681 |
Reputacja: 1 | - Dawaj łopatę trzeba sobie zasłużyć na dobrą miejscówkę do spania- Stwierdził Bill po czym zabrał się do roboty. |
08-04-2016, 20:36 | #682 |
Reputacja: 1 | Michael nie patrząc wysłuchał co mentorka powiedziała. Sam szukał w głowie wiedzy co mogło emanować taką mocą. -Bill. Nie ma problemu. Z chęcią pomogę i użyczę parę narzędzi. Jeśli chcesz możesz też u mnie w warsztacie, ale grzecznie.- Mówiąc to łypnął spod oka na wilkołaka. -Nie wiem co mógłbym oczekiwać od Ciebie w zamian. Ustalimy to po sprawdzaniu terenu tu. OK?- Poklepał Billa po ramieniu by nie czół się źle ze świadomością długu, którego nie znał. Kiedy Marcus ruszył na poszukiwanie łopat Michael zeskanował ziemię. Kiedy już wilkołak wrócił z narzędziami wskazał miejsce. -Dwa metry pod ziemią. Metalowa skrzynia tam leży. Metr na trzydzieści i trzydzieści centymetrów.Niestety trochę koroduje i pewnie dlatego taki syf w okolicy.- Popatrzył na pozostałych i kiedy dwa wilki zaczęły kopać podszedł do wilczycy. -Myślisz, że to bezpieczne tak bez przygotowania wyjmować?- Zwrócił się do kobiety. Ostatnio edytowane przez Hakon : 09-04-2016 o 11:42. |
10-04-2016, 13:43 | #683 |
Reputacja: 1 | Kiedy tylko wrócili do dworku, Abi zmieniła się w stado pająków i udała, że się rozpierzchła, ale potem śledziła Marcusa i Elen. Gdy zaczeli szukać łopat, zmieniła się w Abigail Johnson i rzekła. - Moim zdaniem powinniśmy wszystko spalić... umiem zrobić napalm
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo. Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda... Cisza nastanie. Awatar Rilija |
10-04-2016, 20:14 | #684 |
Reputacja: 1 | Marcus w pół machnięcia łopatą zatrzymał się i spojrzał na Abi. - Niczego nie będziesz palić. Jeśli tkniesz chociażby pojedynczą cegłę, to osobiście połamię ci ręce, i nie ważne ile byś ich miała. Jasne? - wyglądał naprawdę poważnie - Zbliż się chociażby z czymkolwiek łatwopalnym. To moje dziedzictwo, jak będziesz mieć swoje, to pal je sobie do woli. Mojego nie ruszaj. Nie znał się długo z dziewczyną, ale od początku wydawała mu się dziwna, jakby odrealniona, dlatego jej słowa wziął całkiem poważnie. Po chwili ciszy wrócił z powrotem do kopania. |
11-04-2016, 20:01 | #685 |
Reputacja: 1 | Abigail pokręciła głową - Nie musimy palić wszystkiego, wystarczy ten kawałek. Inaczej to coś się przebudzi, wyrwie nam organy wewnętrzne i zje na naszych oczach. To nie fajne - posmutniała
__________________ Myśl tysiąckrotna to tysiąckroć powtórzone kłamstwo. Myśl jednokrotna, to niewypowiedziana prawda... Cisza nastanie. Awatar Rilija |
11-04-2016, 20:29 | #686 |
Reputacja: 1 | - I tak nie będzie żadnego palenia. - mówił nie przerywając kopać - Skrzynia, pudło czy coś zakopane na mojej ziemi, więc ja decyduje. Koniec dyskusji. Wcale nie musisz tu być jak się tak boisz. |
11-04-2016, 21:31 | #687 |
Reputacja: 1 | Michael patrzył na unoszącego się Marcusa i na Abi. -Spalenie tego kawałka do 2 metrów pod ziemie wymaga chyba atomowego wybuchy. Nawet bomba 2 metry pod ziemię nie sięgnie. Czy tak czy siak trzeba odkopać i dopiero nad oczyszczeniem myśleć.- Wtrącił się mag. -Pytanie kto się by zajął oczyszczaniem. Podejrzewam, że żaden z Rozjemców aż taki dobry nie jest. Może Pani coś doradzi?- Zwrócił się na koniec do mentorki Marcusa. |
12-04-2016, 01:40 | #688 | |
Reputacja: 1 |
__________________ "Soft kitty, warm kitty, little ball of fur... Happy kitty, creepy kitty, pur, pur, pur." "za (...) działanie na szkodę forum, trzęsienie ziemi, gradobicie i koklusz!" Ostatnio edytowane przez Leoncoeur : 12-04-2016 o 01:45. | |
13-04-2016, 01:11 | #689 |
Reputacja: 1 | Casa de Marcos W końcu łopata trafiła na coś twardego. Drewniana skrzynka pokryta rzeźbionymi runami. Część desek skrzynki rozpadła zmurszała. Wydobyli ostrożnie z dołu i postawili na trawie. - To twoje dziedzictwo, otwórz - powiedziała Elien. Zabrzmiało to trochę złośliwie. - A nic się nie stanie? - zapytał Marcus. - Zobaczymy - mruknęła szamanka. - Wy tak, a mnie szlag trafi. Nie doczekali się decyzji spadkobiercy, naruszonej łopatą skrzynce odpadła ścianka, razem z wiekiem. W środku była czarna ręka od łokcia do dłoni, jej przedramię było grube jak udo dorosłego faceta. Skurczone niczym wyschnięty pająk pazury zadrgały. Dłoń się otworzyła za szczekiem pazurów. Bill jęknął i kolana się pod nim ugięły. "Cafe 27" Cass dolatywała właśnie do knajpy gdy usłyszała strzały. Coś działo się na parkingu, dopiero po chwili poznała Chrisa, którzy właśnie padał na ziemię. Pierś miał całą we krwi. Tuż obok stała jakaś dziewczyna, bok jej głowy ociekał krwią, ale w dłoniach pewnie trzymała wciąż dymiący pistolet. Poznała stojących obok dwóch kolesi z gangu Chrisa. Obaj zamrugali zdziwieni, jeden dopadł Chrisa sprawdzając co z nim. drugi chciał skoczyć do laski, ale ta wycelowała broń i zaczęła odchodzić w kierunku zarośli na skraju parkingu. Mimo cieknącej krwi dziewczyna zdawała się wiedzieć co robi. - Pomóż mi go zabrać - zawołał drugi więc Gorm odpuścił dziewczynie. Wylewający się tłum na razie obserwował, dopiero po chwili parę osób zaczęło kręcić filmiki i robić zdjęcia. Pozostali ludzi Chrisa przepchnęli się przez tłum. Brzytwiarze w końcu zauważyli, że ich kumpel leży zdrowo zmasakrowany, ale zanim doszło do niewygodnych pytań z zachodu rozległy się syreny policyjne. Strzały, koleś we krwi i leżący obok gnat. Tu nie trzeba było być geniuszem, by wiedzieć, że najlepiej znaleźć się jak najdalej od tego miejsca. Tłum rozpadł się na grupki, biegnące do motorów. Ale Cass nie zajmowała się tym, śledziła uciekającą. Gdy tylko skryły ją zarośla uciekinierka wyciągnęła telefon i gdzieś zadzwoniła. Niknęła jej co rusz pod jakimiś drzewami, ale szła w miarę prosto. Jakby wiedziała dokąd idzie… I tak było, po kilkuset metrach jak spod ziemi pojawiło się dwóch facetów. jeden wyjął z dłoni laski pistolet i wziął ją na ręce, drugi czujnie przepatrywał krzaki. Miał pistolet maszynowy, jeden z popularniejszych w filmach MP5. I spojrzał w górę wprost na Cass. Gdzieś, kiedyś Moja wataha rozbiegła się półkolem, trzech ahorunów i jeden teurug. Wszyscy w formach bojowych. Wróg był tylko jeden, czarny, ociekający śluzem humanoidalny stwór. Większy o 3 głowy od największego z nas. Łapy miał prawie do ziemi, szpony niczym kosy z czarnego, jakby metalizowanego szkła. Cięły mięso i kości niczym szmaty. Szary Ćwiek i Bonzo skoczyłi na niego z dwóch stron, jednemu rozpruł brzuch wywlekając bebechy, drugi wgryzł się w jego bark. Niestety Łowczyni, nasz teurug była zbyt blisko. Dopadł jej nie robiąc sobie nic z wiszącego mu u barku Bonzo. Rozdarł ją na dwoje, potem złapał Bonzo i przebił na wylot szponami. Doskoczyliśmy z Siekaczem. Jego czarna krew trysnęła na boki. Dostałem łokciem. Poleciałem dobre pięć metrów. Siekacz robił to co umiał najlepiej, siekał szponami ile wlezie. W Bonzo tliła się iskierka życia, resztą sił wbił tamtemu pazury w ślepia. To była nasza szansa. Ruszyłam do ataku, Siekacz nie próżnował. Ale to wszytko było za mało. Oderwaną nogą Bonzo przetrącił Siekaczowi kark. A potem złapawszy za głowę z chrzęstem przekręcił. Dopadłem go… chyba… ale uderzył mnie pociąg. Wciąż wiruję, uderzenia o ziemie nawet nie poczułem. Nie jest chyba tak źle… widzę gasnące spojrzenie Bonzo. Zrywam się na nogi… zostały mi tylko połamane kikuty, padam na pysk ale podnoszę się na rękach. Stwór dopada mnie w tej chwili. Czarne szpony z metalizowanego szkła trafiają mnie w twarz… Casa de Marcos Klecący Bill jęczy i opiera się na rekach. Po chwili prostuje się z dzikim spojrzeniem. - Zabójca watah - warczy. Czarne przedramię z mlaśnięciem otworzyło się ukazując pustą ociekającą czarnym śluzem przestrzeń w środku, jakby zapraszając do włożenia tam ręki niczym do groteskowej rękawicy. Cass Zauważył ją, na tle szarzejącego nieba, przez zwisające gdzieniegdzie gałęzie drzew. Zauważył i zignorował. Poczuła się jak Tom Cruse w Mission Imposible, gdy wisiał nad podłogą z alarmem, a na nosie zbierała mu se kropla potu. Zabrali dziewczynę do jeepa, stał przyrzucony kilkoma gałęziami. Ruszyli z kopyta. Cass musiała wytężać skrzydła by dotrzymać im kroku. udało się jej tylko dlatego, że kluczyli i musieli zwalniając na zakrętach. No i nie było daleko. Wjechali do garażu samotnego domu. Cass obleciała wokoło budynek, ale wszytko okna były szczelnie zamknięte i zasłonięte. Chris Łupało mu we łbie, w klacie płonął ogień. Czuł jak pod paznokciami zwija mu się linoleum. Linoleum? Gdzie on był? Spojrzał w bok, wprost w lśniące zielenią oczy. Tuż przy swojej głowie. Ból w piersiach powoli zanikał. Stara kotka prychnęła i zamiatając ogonem odwróciła się i podreptała pozałatwiać swoje sprawy. Chris spojrzał na swoje ręce… łapy. Wokół pazurów zwisały strzępy linoleum. Oparł się na łokciu. Wciąż był ubrany… teoretycznie, bo cuchy były w strzępach. Znowu. Za to poznał piwnicę swojego klubu. Był w domu... |
13-04-2016, 09:07 | #690 |
Reputacja: 1 | Michael patrzył ja Wilki wyciągają skrzynię. Cofnął się o krok gdy pojemnik częściowo się rozleciał ukazując groteskową zawartość. Czarna ręka. Wielkości gorylowej, no może trochę większa. -Zabójca watah- Usłyszał warkot Billa. Zerknął na niego i się zastanowił. To dłoń kogoś/czegoś co namieszało wśród wilków? Nie wiedział. Może kompania mu przybliży historię tego czegoś. -Poczekajcie. postaram się sprawdzić co to jest i czy nam zagraża.- Michael kucnął przy skrzyni i nie dotykając i nie zbliżając się zanadto skupił się i zaczął korzystać z wiedzy i magii sprawdzając co mógł. Pochodzenie, rasę, właściwości ponadprzeciętne i co napędzało tą rękę do życia. Nie normalnym było, że coś zamknięte i zakopane tyle czasu jeszcze przejawia życiowe ruchy. -Pani Elien może Pani wie coś o tym więcej niż my?- Zwrócił się nie przerywając badań do Mentorki właściciela posesji. |