25-10-2015, 10:02 | #1 |
Reputacja: 1 | [Wampir: Maskarada][18+] Warsztaty A Beast I am, lest a Beast I become Silna korupcja i apatia społeczeństwa. Niestarannie ukrywana niechęć do bogatych turystów (a turystyka jest tu jedną z dwóch głównych gałęzi przemysłu). Silny strach przed przestępczością zorganizowaną ( zwłaszcza wenezuelską) Klimat tropikalny, gramy w na przełomie stycznia i lutego (końcówce pory deszczowej). Długi dzień, krótka noc, co stwarza pewne problemy. Bogate życie roślinne i zwierzęce, tereny poza miastami są słabo opisane. Co się dzieje? Będą wybory prezydenckie, dokładnie za 14 dni. Kampanie nagle nabrały tempa, kiedy faworyt ogłosił swoje problemy zdrowotne. Za 17 dni zacznie się karnawał - siłą rzeczy trwa sezon turystyczny. - Szanowni Państwo - księżna w końcu przemówiła, łagodnie zatrzymując się za krzesłem Tailes'a. Ogorzały dougla odruchowo obronnie napiął mięśnie, choć chwilę później zdał sobie z tego sprawę i wrócił do wcześniejszej, grzecznie uważnej postawy. Dzięki Bogu, ten miarowy dźwięk obcasów za plecami mnie przerażał. Jakby zaraz miała mi uprzejmie poderżnąć gardło, tak żeby przykuć uwagę pozostałych - Każdy z was ma w tej sali swoje miejsce - wszystkie 7 krzeseł - jako osoba zaprzysiężona do podtrzymywania Tradycji w swoim macierzystym klanie. Coś, co mogłoby się wydawać zadaniem stosunkowo prostym, biorąc pod uwagę że najliczniejszy klan na wyspie ma czterech członków - Pauza. Cholera, ona chce się do tego zabrać od tej strony. Nie pomyślałem o tym, biedny ten kretyn który to zrobił. - Aby uniknąć nieporozumień - i udawania idioty, czego, jak już pan w końcu wie, panie Tailes - delikatnie musnęła dłonią włosy nad uchem mężczyzny przed sobą - nienawidzę, przypomnę zebranym tu wczorajsze zdarzenie: nieudany zamach na prezydenta-kandydata Carmonę. Zamach na urzędującego prezydenta. Zamach w finale wyścigu wyborczego. Zamach, który zostawił wyraźne ślady działań istot nadnaturalnych - z mocą odepchnęła się od oparcia i wróciła do okrążania swoich ofiar miarowym krokiem stukiem grubych obcasów. - Śledztwo, które w przypadku sprawy tego kalibru będzie dogłębne, jest nieuniknione. Śmiertelni, w przeciwieństwie do jednego z nas i wbrew powszechnej opinii nie są pozbawieni rozsądku. Wyciągną wnioski. Prawidłowe, logiczne wnioski. Do których już raz doszli, i, z braku własnego doświadczenia w tej materii, zawierzcie mojemu: z nas tutaj zebranych, tylko dwójka mogłaby uczciwie myśleć o wyjściu z tego cało. - Myślisz że żaden z twoich żołnierzy nie poczułby się zdradzony? Ani odrobinkę? - stuknęła w krzesło generała - Wylądowałbyś na stole sekcyjnym swoich studentów, może tym razem odkryliby coś nowego - dwa szybkie stuknięcia w krzesło profesora Butchera - Zapewne spłonąłbyś w świetle dnia, uwięziony w swoim wspaniałym wieżowcu przez którąś z nich - potrójny stuk został zakłócony przez szurnięcie wstającego Hernandeza. Ale zanim zdążył cokolwiek powiedzieć, napotkał spojrzenie księżnej. A to, co zobaczył pod kruczoczarną grzywką, kazało mu usiąść i zachować swój protest na nieco później. - W takim razie mam nadzieję że rozumiemy się w kwestii powagi problemu. Możemy więc przejść do konkretów. Jeżeli zrobił to ktoś z was, ma czas do rana przyznać się i przyjąć od reszty stosowną pokutę. Jeżeli nie, do końca tygodnia macie czas aby znaleźć winnych szukając w swoich klanach. Jeżeli wciąż nie będzie wyniku, ogłoszę Łowy i pozwolę, nie, nakażę, wzajemne przeszukania. - oparła się sztywno o puste krzesło - Równo za dwa tygodnie przybędzie tu Alastor; jeżeli nie będę mogła zgodnie z moim wcześniejszym planem spędzić z nim spokojnej, przyjemnej nocy, oboje zakończymy sprawę. Definitywnie - Już koniec, niech to się skończy. Czy oni w ogóle widzą jaka jest wściekła? - A na koniec mała zachęta: połowa ziemskiego majątku winnego przejdzie na tego kto udowodni jego udział. Druga połowa na tych którzy przyczynią się do unicestwienia wszelakich śladów wampirzego udziału w tej zbrodni - Spotkanie dobiegło końca; odwrotnie do kolejności wchodzenia, starszyzna bez słowa całowała rękę księżnej i wychodziła z ciepłego salonu na duszny ogród. - Robercie - księżna Doris Newton, ta sama która opuściła Anglię w 1831, zwróciła się do ostatniej osoby w sali - Twoje przerażenie było cudowne -
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 11-07-2016 o 22:00. |
26-10-2015, 13:02 | #2 |
Reputacja: 1 | 21 stycznia, 2015 Stephen Herman, Matthew Welsh Sir Amos Dwerryhouse leniwie przechadzał się po balkonie. Pożegnalne przyjęcie dla schodzącego z urzędu burmistrza Cunupii skończyło się przed czasem - w końcu on sam miał jeszcze nieco pracy, jeżeli chciał faktycznie kandydować na stołek prezydenta. Nawet mimo zamachu na obecnego, to zawsze lekko wstrząsało ludźmi. Wyjrzał na w ciemną dal: na górskich serpentynach widać było dwie pary reflektorów. Jego podopieczni. Jeden krew z jego krwi, drugi przybysz. Jeden nawykły do światła sceny, drugi trzymający bezpieczny dystans. Może skorzystać z pomocy obu. - Matthew, moje childe. I ty Stephen, który jesteś dla mnie prawie jak własny potomek - powitał ich znad podjazdu, kiedy wysiedli z samochodów - Wejdźcie i rozgośćcie się w moim domu - Gospodarz podjął ich w zabałaganionej sali balowej. Zastawiony stół, ostry zapach alkoholu i podniszczone dekoracje były cichymi świadkami małej gali jaka tu się odbyła. - Cieszy mnie że przybyliście tak rychło - po kilku minutach niezobowiązującej rozmowy sir Amos przeszedł do rzeczy - Balu, którego szczątki tutaj widzicie, nie uświadczyłem. - zerknął bystro na obu - Tak jak ja jestem dla was, tak są jeszcze inni. Tak jak matki dla swoich rodzin albo nauczyciele dla dzieci. Nie wiedzieliście o tym, ale z całą pewnością spodziewaliście się tego. Ad rem: spotkaliśmy się, ojcowie z matkami, nauczyciele z przywódcami. Bo i sytuacja jest nadzwyczajna - dokonano zamachu na prezydenta Carmonę, nieledwie dwie godziny temu - zakończył efektowną pauzą, czekając na ich reakcję Kasadian Vogue, Lisa Langdon, Isobel Donovan "...tak na Tobie, jako Starszemu nad resztą klanu Malkavian, leży moralny i prawny obowiązek pielęgnowania Tradycji. Czy to przez nauczanie swoich nowych potomków (za których działania, jak sam wiesz, odpowiadasz swoim istnieniem), czy też egzekwowania posłuszeństwa hierarchii Camarilli przez wszystkich członków Klanu. Co, głęboko wierzę, czynisz nawet w tej chwili, czytając ten list - choćby okazując szacunek w objaśnianiu go swoim childe, które niechybnie są u twojego boku. Tak jak zostało powiedziane na zebraniu Primogenu - jako osoba niechętna stosowaniu odpowiedzialności zbiorowej, daję wam szansę uniknąć tego losu. Siedem nocy, po których dopuszczę do siebie myśl, że nie wypełniacie obowiązków wynikających z prawa Domeny. Siedem nocy, zanim po całym mieście rozbiegnie się śledztwo w poszukiwaniu zamachowca, nie mające na w uwadze prywatności. Siedem nocy, aby każdy klan naprostował jeżeli coś skrzywił, usunął spomiędzy siebie czarne owce, jeżeli takie są. Ufam w Twoją dobrą wolę, Kasadinie, jak i w Twój rozsądek Neema Akabi, Alexandra Martinez - Tak szefie, obserwuję A. - młody, czarnoskóry mężczyzna przeciągnął się w ciasnym samochodzie. - Właśnie minęła "Cafe of Doom", wszystko jest w porządku, tylko jakichś dwóch młodzików próbuje ją podrywać. Tak, podejrzewam jak to się skończy - jak zwykle - po usłyszeniu kolejnych kilku zdań spoważniał - Jasne, sprawdzę teren pod twoje przybycie - Pablo Rael, Salvatore Hale Monitor wyświetlający live feed pokazującą dr Bryan wprawnie zapinającą kamizelkę taktyczną oświetlał nieduży schron pod Uniwersytetem Południowych Karaibów. Jeden z czterech nowicjuszy fundacji był otoczony przez ghule - dwóch kolejnych wciąż nie trafiło do schronu. A czwarta nowicjuszka...cóż, najwyraźniej jechała skopać komuś dupę. - ... Regent już do was jedzie, nowicjusze, nie wychylać mi nosa ze schronu! Żadnych telefonów, nikogo nie informujecie dopóki telewizja publiczna nie poda informacji o zamachu. Może to jeszcze uda się zatuszować. Roger that - Carolina Diaz, David Whetstone, Leon Bouchard, Devon Ravens Sytuacja Starszej Klanu Róży była unikalna. Każdy, co do jednego, z jej podopiecznych musiał być rozpatrzony jako potencjalny twórca tego bałaganu. Do tego, Księżna zakomunikowała jej coś bliżej domu: znalazła sire Devona, przedyskutowała z nim kwestię... nieodpowiedzialnego ... podrzucenia młodzika Carolinie i wyciągnęła konsekwencje. Tak więc nie dość że jej nowa zabaweczka mogła pozostać przy życiu, to dostała przysługę - w wyniku ustaleń księżnej i nieznanego stwórcy do odpłacenia przez Harriet. Mały bonus - w sam raz na osłodzenie tygodnia szukania winnego wśród swojego klanu. David Akerman - Generał Travis spotka się z Panem za pięć minut - lokaj grzecznie poinformował czekającego. Co było miłą odmianą po wojskowym jeepie który wręcz porwał go z kasyna. Dookoła trwał intensywny burdel - malutka knajpka na przedmieściu Port-of-Spain źle znosiła przemianę w impromptu kwaterę główną. Z jakiego powodu odległy dobroczyńca Davida nagle zdecydował się na osobiste spotkanie? Jak na razie nie było wiadomo, ale patrząc po ilości żołnierzy dookoła sprawa była poważna, choć nijak nie pasowała ani do prawnika, ani do hazardzisty. - David Akerman - donośny głos, ten który przez dwa tygodnie słyszał na nagraniach wyjaśniających jego nową sytuację, rozległ się z zaplecza - Wejść! -
__________________ W styczniu '22 zakończyłem korzystanie z tego forum - dzięki! Ostatnio edytowane przez TomBurgle : 29-10-2015 o 01:03. |
26-10-2015, 20:19 | #3 |
Reputacja: 1 | David nadal nie odnalazł się w nowej sytuacji. Niesamowicie szybko przeszedł na nocny tryb życia. Przerzucił fundusze akcji z NASDAQ do Nikkei. Trzynastogodzine przesunięcie czasu między T&T a Japonią pozwalało na kontynuowanie gry na giełdzie. Przynajmniej z tej przyjemności w wolnych chwilach nie musiał rezygnować. Jeszcze tylko te podatki... Później odpowiedzi na maile. Genialna funkcja Outlooka, żeby wysyłać maile o wyznaczonych godzinach. Współpracownicy zdawali się nie podejrzewać jeszcze chwilowej niedyspozycji dyrektora Whetstone'a. Pomagało w tym nagrane na poczcie głosowej powitanie: "Niestety nie mogę odebrać telefonu. Przebywam na ważnym spotkaniu. Proszę o kontakt mailowy, postaram się odpowiedzieć najszybciej jak to możliwe" Cóż. To by było tyle, jeśli chodzi o udawanie, że żyje. Z żoną nie próbowała się kontaktować odkąd powiedział jej, że jest znudzony i musi od niej odpocząć. Tak było lepiej. Czuł jej krew gdy się na niego wydzierała. Chciał z niej pić, ale mu nie pozwolono. Trudno. Szykował się rozwód i wydatki na prawnika. Teraz przygotowywał się na spotkanie. Carolina ich wezwała. Musiał wyglądać dobrze. Przymierzał kolejny garnitur i w końcu doszedł do wniosku, że odpuści krawat. Nie chciał sprawiać wrażenia spiętego. Zresztą miał wrażenie, że Devon dziwnie na niego patrzy zawsze, gdy David ma krawat. Poprawił spinki w mankietach wyłączył laptopa i spokojnym krokiem ruszył na spotkanie. Nie orientował się jeszcze w klanowej nomenklaturze, ale Carolina była jego szefem. Nie chciał jej rozczarować.
__________________ Wszelkie podobieństwo do prawdziwych osób lub zdarzeń jest całkowicie przypadkowe. ”Ludzie nie chcą słyszeć twojej opinii. Oni chcą słyszeć swoją własną opinię wychodzącą z twoich ust” - zasłyszane od znajomej. Ostatnio edytowane przez Mi Raaz : 27-10-2015 o 13:55. |
26-10-2015, 20:31 | #4 |
Reputacja: 1 | https://www.youtube.com/watch?v=_GoCtp7qM0c Ich podły wzrok. Zawistne spojrzenia pełne igieł. Obserwują go. Ciągle go obserwują. (Zawsze) Tak, tak. Jest tego pewien. Odkąd stał sie Dzieckiem Nocy to wszyscy na niego czychają. Sprawdzają co robi. Dlaczego to robi. (Czemu wszystko chcą wiedzieć?) Narzucili mu zasady, a teraz sprawdzają, by móc się doczepić. Nim otrzymał Ostatnie Tchnienie to też tak było. (Zawsze) W firmie wszyscy patrzyli na niego. Wtedy się przejmował tym. Wtedy naiwnego wykorzystywali go. Oh, gdyby mógł wtedy mieć otwarte oczy. Teraz jest dużo lepiej. (Jest cudownie) Zawsze miał stać się Dzieckiem Nocy. Teraz jego oczy są otwarte. Gdy Królowa Ciemności przybyła do niego wiedział, że los tak chce. Ciemność wzywała go, a Królowa z uśmiechem czerwieni na ustach uchwyciła jego dłoń, aby się nie bał. (Otuliła go) Nie bał się. Był szczęśliwy jak nigdy dotąd. Głodny i samotny posród jasności Tych, Którzy Znają Tylko Zło to ona była objęciem kochanki. A gdy napoiła go Ambrozją Rozkoszy już wiedział, że nie opuści swej Damy. Takie było przeznaczenie. (Taki był jego los) Okrutny jest jednak czasami. Gdy zabrała go do swego Pałacu uważał, że jeśli się postara może stanie się Królem...? (Giermkiem może) Tam jednak czekały Śliniące się Ogary Rozpusty, które broniły jej. Nie był jednak głupcem. Nie był Rycerzem co walczy z wiatrakami. Co to to nie. Nie zdobędzie serca Władczyni Podziemi rzucając się na jej Ślepe Dzieci. Chciał. Oj chciał i prawie to zrobił. (Niemądry gniew, bardzo niemądry, niemądry) Cerbery nie odstępowały jej, więc musiał współpracować z nimi. Oni jednak patrzą. Oni widzą. (Nie potrzebujesz wrogów) Nie będzie miał w nich wrogów. Pomoże im, a wtedy ich zęby nie staną mu na drodze. Bądź przebiegły niczym Księżycowy Lis, lecz uśmiechaj się niczym Prezydent Dżibutti w Dzień Odrodzenia - tak mawiali w firmie.
__________________ Great men are forged in fire it is the privilege of lesser men to light the flame |
26-10-2015, 21:03 | #5 |
INNA Reputacja: 1 | "Zbyt ona piękna, zbyt mądra zarazem, zbyt mądrze piękna, stąd istnym jest głazem." ~ William Shakespeare Lisa była przesłodką i przeuroczą kobietą o średnim wzroście, który jedynie podkreślał jej niewinność. Była czymś pomiędzy ideałem każdego mężczyzny, a ukłuciem zazdrości wśród innych kobiet, co czyniło z niej kochaną i nienawidzoną. Jednocześnie. Cudowne, gęste i miękkie blond włosy spływały po jej ramionach i piersiach z gracją podobną do chodu Lisy, który był niesamowicie hipnotyzujący. To samo można by powiedzieć o jej lazurowych oczach, w których topiła niejedno, gorące serce, dodatkowo wbijając w nie swoje nieczułe szpony. Czyż ona nie była słodziutka?
__________________ Discord podany w profilu |
27-10-2015, 12:40 | #6 |
Reputacja: 1 |
|
27-10-2015, 16:33 | #7 |
Reputacja: 1 | Pamiętał jakby to było wczoraj. Kolejny występ, kolejna burza oklasków, kolejna fala spojrzeń pełnych uwielbienia. Tak, to było to czym oddychał. Zadowolony i upojony kolejną dawką zachwytu jego osobą zszedł ze sceny i udał się do swej garderoby odprawiając obie pomocnice. To miała być chwila dla niego, na opanowanie emocji i delektowanie się kolejnym udanym przestawieniem. Wtedy do pokoju wszedł on. Matt odwrócił się ze swoim typowym, estradowym uśmiechem do mężczyzny. - Pan po autograf? - zapytał wstając do przybysza. I jakież było jego zdziwienie słysząc odpowiedź. A potem wszystko potoczyło się szybko. Tak szybko, że z trudem sobie przypominał, ale to już nie miało znaczenia. Znaczenie teraz miało tylko to, że mentor go wezwał do siebie. Nie zwlekał długo tylko od razu wsiadł do samochodu i ruszył do rezydencji starszego wampira. Skoro sam ich wzywał to na pewno miał ku temu dobry powód. Zawsze to oni mieli dowolność w przychodzeniu do swego opiekuna o każdej porze nocy, z każdym problemem jaki uznają za stosowny. A teraz to mentor odezwał się pierwszy i poprosił o spotkanie. Droga do posiadłości ojca nie była długa, a zauważył też, ze nie tylko on został wezwany. Stephen jechał tuż za nim w swoim aucie. A powód spotkanie był rzeczywiście zaskakujący. Matthew stał przez chwile przetwarzając informacje jaką właśnie usłyszał. Od razu zrozumiał, że to musiała być sprawka któregoś z wampirów, po co inaczej mentor wzywałby ich do siebie? Teraz na pewno chciał się dowiedzieć czy któryś z jego podopiecznych miał z tym związek. - Witaj ojcze - postanowił jednak wpierw przywitać się należycie ze swym stworzycielem - Po co coś takiego robić? Przecież zaraz wybory? - zapytał szczerze zaskoczony obrotem spraw - Może to jednak ludzie? Tylko oni mogliby być tak niecierpliwi - dodał z uśmiechem pełnym politowania. Ludzie.. Jeszcze nie tak dawno sam był jednym z tego gatunku, a już zdążył nabrać do nich chłodnego dystansu i przekonania, że teraz stał się czymś lepszym, potężniejszym.. A na te śmieszne istoty należy patrzeć z politowaniem i współczuć im ich malutkiej głupoty.
__________________ Once upon a time... |
27-10-2015, 23:17 | #8 |
Reputacja: 1 | Na podjazd zajechał wysoko zawieszony peugeot 504 kombi wysiadł z niego na oko młody, dość wysoki brunet ubrany w biały t-shirt i jeansy słysząc powitanie skłonił się z szacunkiem ale nie odezwał się Kiedy weszli do środka szybkim spojrzeniem policzył ilość nakryć po czym przysiadł na stole w końcu odezwał się po raz pierwszy tego wieczoru. - Coś było w radiu, ale nie przywiązywałem do tego większej wagi. Czemu nas to interesuje?
__________________ A Goddamn Rat Pack! |
28-10-2015, 11:31 | #9 |
Reputacja: 1 | Przestronna sala atakowała zmysły dźwiękami automatów oraz pijanymi przez emocje rozmowami. “Gold Coin” nie opływało w luksusy, więc próbowano zamaskować ten fakt feerią barw i fluorescencyjnymi światłami. Niemniej wciąż było to jedno z lepszych kasyn w okolicy. Gdyby ktoś przedarł się przez tłuszczę, żeby podejść do jednego ze stolików z ciemnego hebanu, ujrzałby ożywioną scenę. Zbici w ciasnym kręgu mężczyźni w posezonowych kamizelkach i garniturach z odzysku, nachylali się nad blatem. Ich przeszywający wzrok oceniał każdy gest, byle ruch. Jeden zdradził się kroplą potu. Sąsiadujący mu nerwowo pocierał krogulczy nos. Tylko ostatni z nich, blady i tyczkowaty wyróżniał się od reszty. Nie pozwalał sobie na byle jaki wygląd i takie obycie. Przynajmniej do czasu. - Dwie pary - zaanonsował jeden z graczy. - Pas. - U mnie strit. David odsłonił na chwilę zęby w drapieżnym uśmiechu. - Ful. Mała rada. Ty - wskazał przeciwnika na przeciwko siebie - Nie strzelaj wzrokiem jak pieprzona salamandra. Chromy i ślepy dziad czyta z ciebie jak pastor świętą księgę. - Kareta - przerwał mu ostatni z graczy, uderzając ręką o stół. Twarz Akermana natychmiast stężała. Spojrzał na karty, potem na uśmiechającego się złośliwie gogusia. - Ty zasrana kanalio. Ty oszuście! Wlepił weń palec wskazujący. Karzący gest wpinał się w niewyprasowaną koszulę. - Ze mną tak się nie pogrywa! Sprawdźcie jego kieszenie! - opryskał tamtego kropelkami śliny - KURWA! - ujął wolne krzesło i uderzył nim o podłogę, odłamując jedną z nóg. Wstał ze swojego miejsca, ostentacyjnie rzucając niedopałek papierosa na środek stołu. Ledwie minął połowę sali, a obok jednego z wejść wykwitło kilka wysokich postaci. I co z tego. Chuj mu zrobią. Jak się później okazało, to nie ochrona ruszyła mu na spotkanie. Kwadrans później pędził na tylnym siedzeniu czarnego Cherokee. Spoglądał na pogrążone w nocy Port-of-Spain. Miasto wzbijało wokół siebie aurę tysiąca świateł i neonów, rozświetlając atrament nieba. Wiedział że na ma sensu pytać po co jest wzywany. Równie dobrze mógł odpowiedzieć sobie sam: miał dowiedzieć się w swoim czasie. Przyprowadzono go do niewielkiego lokalu. Jako miejsce spotkania kojarzyło się raczej z knajpką dla zakochanych niż miejscem narady. Obecnie panował tu spory rozgardiasz. David miał czekać na spotkanie. Zajął ciasny, obity boazerią korytarz. Prócz parcianego fotelu znajdowało się tutaj stojące lustro. Podszedł do zwierciadła. Przeczesał ciemne włosy poprzetykane pasmami siwizny, strzepnął ślady kurzu z marynarki, wreszcie poprawił chryzantemę w klapie. Niektórzy twierdzili że wybór grobowego kwiatu był aż nazbyt oczywisty. Ale jemu ten dodatek zwyczajnie się podobał. Jeszcze raz otaksował suchą twarz z lekkim zarysem ciemnej szczeciny. Minęło niewiele dni, tymczasem on tak mocno się zmienił. Oczodoły były mocniej osadzone w czaszce, podobnie kości policzkowe. Nos nabrał ostrych rysów, stał się spiczasty i prosty jak strzała. Rumiana niegdyś skóra nabrała trupiobladego koloru, który David nasycił warstwą talku. - Seksowny z ciebie skurwiel - powiedział do swojego odbicia. Widząc że ma jeszcze chwilę czasu, wyjął z kieszeni swoją ulubioną talię i wybrał asa pik. Obserwując mężczyznę o aparycji wojskowego, począł bawić się kartą. Przekładał nią szybko między palcami, aby wreszcie wykonać szybki ruch za ucho sugerujący zniknięcie asa. Soldat zdawał się kompletnie ignorować te sztuczki. - Nudziarz. - David Akerman. Wejść! - rozległ się tubalny głos. Natychmiast ruszył do wejścia. Miał w poważaniu większość szych Trynidadu i Tobago, ale na ocenie generała mu zależało. Kiedy minął progi pomieszczenia, wykonał delikatny ukłon. Składając ręce za siebie cierpliwie czekał na to, co Travis miał mu do powiedzenia. Ostatnio edytowane przez Caleb : 28-10-2015 o 17:24. Powód: kosmetyka |
28-10-2015, 13:35 | #10 |
Reputacja: 1 | Pablo niezmordowanie spacerował w tę i z powrotem po zamkniętym pomieszczeniu Fundacji. Jednocześnie w jego głowie walczyły ze sobą sprzeczne myśli. Tak, zamach na prezydenta był poważnym naruszeniem Maskarady ale co on miał z tym wspólnego. Od dawna był trzymany na krótkiej smyczy więc jak mulat mógłby wywinąć taki numer? Gdy na jego drodze pojawiło się lustro Rael zatrzymał się na chwilę. W lustrze ukazała się twarz ciemnoskórego mężczyzny średniego wzrostu. Pablo wiedział że nie był mocno zbudowany ale jak na swoje ciało był dość silny. Poza tym wyglądał całkiem ludzko... jak na wampira rzecz jasna. Ale wiedział też że to nie wygląd sprawił że stał się członkiem "Rodziny"- jego ostry jak brzytwa umysł i głód wiedzy zwróciły na niego uwagę gdy jeszcze był żywy. Jednak szybko wrócił do przemierzania pomieszczenia w tę i z powrotem. Zasadniczo Pablo był cierpliwą osobą ale tym razem nie mógł opanować lekkiego zdenerwowania. Wiedział co najprawdopodobniej oznacza wizyta regenta fundacji. Czyżby oznaczało to co myśłał że oznacza? Jak tak to byłby zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Wizyta regenta oznaczało jedną z dwóch rzeczy, to było pewne. Albo stanie się dla niego coś dobrego albo coś złego. Nic pośredniego. |