Przez chwilę Marcus myślał że to jakiś wielki kosmiczny żart. Że sama Gaja razem z Luną zmówiły się razem że żeby nie ważne za co się brali, kończyło się to jednym... wielkim... gównem. I to śmierdzącym na kilometr. “Noż kurwa mać. Jak natrafię na tego gościa następnym razem to odbiorę moją kasę z nawiązką. Kurwa.” Z myśli wybiło go szturchnięcie w ramię. “Może jednak nie jest tak źle.” - Dzięki, wiesz, trochę praktyki i sam byś mógł tak wiosłować. Słuchaj stary, szukam kogoś. Ponoć gdzieś w okolicy ma być jakiś facet który załatwia nie typowe sprawy. Nie pamiętam jak go nazywali. - Bokor. - wtrącił Arthur. - Właśnie. Wiesz, jedna laska ześwirowała, wiesz jak jest. Ponoć gość mógłby nauczyć ją manier tak żeby nie było na mnie. Wiesz coś o tym? |
- Wracaj do pokoju. - powiedziała podchodząca kobieta. Dzieciak zmył się bez słowa. - Przychodzisz po kłopoty - powiedziała do Marcusa. - Twój kompan nie wyjaśnił ci, że wszytko kosztuje więcej niż zechcesz zapłacić. - Skinęła głową w kierunku Artura. - Po co przychodzisz z tym do mnie? On nie potrafi? |
Arthur uśmiechnął się nieco , jednak przeczucie go nie myliło. - Nie przybywamy w tej sprawie. - odrzekł ucinając wątek rozpoczęty przez Markusa. -Biali wyznają zasadę, że kłamstwo jest dobre na wszystko. Nie cenią swych słów ani tego co za sobą niosą. Nie cenią prawdy i mało który stojąc przed wyborem kłamstwa lub przemilczenia wybiera to drugie... Indianin spoglądał w oczy kobiety. Pierwsze jej słowa rozwiały pokłady lęków jakie żywił na myśl o spotkaniu z bokorem, wynikających chyba głównie z czarnobiałych horrorów jakie miał okazje obejrzeć w swym krótkim ludzkim życiu. większość z kapłanów, albo bodaj wszyscy byli zdrowo szurnięci na rozumie , ta kobieta jednak od razu wykazała się zdrowym rozsądkiem i nie owijała prawdy w bawełnę. - Przybywamy na tą dzielnicę w poszukiwaniu Elieny , szamanki. - Kolejne dłuższe spojrzenie w oczy bokora wystarczyło by kobieta zrozumiała iż Arthura skierowała tu jego własna moc. Szamani , kapłani , wszyscy którzy korzystali z mocy duchów i zaświatów w pewnych rzeczach porozumiewali się bez słów. Tak było i w tym przypadku oboje wiedzieli o co chodzi i nie było potrzeby wnikać w szczegóły. - Niestety nie jestem w stanie zawęzić obszaru poszukiwań i uznałem za naturalne w pierwszej kolejności odwiedzić legendarnego bokora. Zarówno z szacunku , wkraczamy bowiem na teren który duchowo znajduje się pod twoją opieką i strażą, jak i z potrzeby pomocy w odszukaniu naszej mentorki - indianiec zawahał się na moment przy tym słowie , jakby sam je rozważał w głębi serca , ale po chwili skinął głową uznając, że może tak nazywać Eliene. Mimo, że nie była jego bezpośrednią przełożoną czy nauczycielką, to jednak pewnych rzeczy się od niej nauczył i szanował ją podobnie jak swoich mentorów z plemienia. Chwilę później, nieco niezgrabnie wyciągnął butelkę whiskacza w geście podarku , który jak na wilka przystało nie był należycie zapakowany. Widać było po Arthurze że chyba nie miał w swym życiu wielu okazji do wręczania prezentów , być może podłapał ten gest niedawno. Łatwiej mu chyba było upolować zwierzynę i rzucić jak ochłap komuś pod nogi niż stosownie wręczyć prezent. Po prawdzie w tym geście było jednak coś pięknie naturalnego, pierwotnego, jak pierwsze kroki stawiane przez dziecko - być może niezdarne , potykające się, a jednak na swój sposób bardzo urocze. Reszta należała juz do kapłana - czy raczej kapłanki. Miał nadzieje że ta faktycznie zdoła im dopomóc inaczej pozostawali z niczym... Choć może niekoniecznie , zawsze jeszcze mogli poszukać jej w inny sposób , wilczy , albo też rozejrzeć się w Umbrze. To wszystko jednak wymagało czasu i oba sposoby wydawały się dość niebezpieczne. Było to wszak miasto a nie puszcza by wilki mogły swobodnie po nim biegać , a i Umbra nie była nigdy bezpiecznym zakątkiem świata, zwłaszcza w miastach. |
- Czyli jednak dobry adres? Nareszcie coś poszło dobrze…. - reszta zdania została przerwana przez Arthura. - No tak. Bo mądrze jest wyjść na ulicę i zagadywać do ludzi mówiąc “Cześć. Szukam Bokora bo zgubiłem swoją szamankę mentorkę.” Jak myślisz ile czasu bym musiał chodzić żeby KTOKOLWIEK się do mnie odezwał inaczej niż “Spierdalaj czubie”? A tak to sprzedaje się ciemnej masie bajeczkę w którą łatwo uwierzą, naprowadzą dzięki niej na jakiś trop, a potem u celu powie się o co chodzi. My biali, nie jesteśmy tak otwarci jak indiańce i u nas za takie gadanie zamyka się do psychiatryka. Odwrócił się z powrotem do kobiety u progu. - Sorki za najście. Ale jak kumpel powiedział szukamy kogoś. Eilen, nie Elieny jeśli już. No a reszta się zgadza. Ostatnio jak sprawdzaliśmy kręciła się na tej dzielni, telefonu nie odbiera, a sprawa jest nagląca. Znów odwrócił głowę do szamana. - Swoją drogą nie wiedziałem że czegokolwiek uczyła kogoś jeszcze poza mną. Ale to sprawa na później. - przeniósł wzrok na gospodynię - To jak będzie? Będziemy takie sprawy omawiać na progu czy masz jakiś tajny gabinet? - znów w Marcusie zaczynała się odzywać ta część charakteru która mniej zważa na słowa i ton... |
Michael stanął przy wilkach. Kiedy dzieciak został pognany przez.? Bokora? Był mocno zdziwiony, że to kobieta. Ale w stanach męskie imiona używali i faceci jak i kobiety i na odwrót. Po krótkiej konwersacji druhów przyjrzał się kobiecie, w jakże często używany ostatnio sposób, czyli wyszukując magii. Zastanawiał się ponad to czy magowie ją znają i czy w ogóle nie powinni się szefowie nią zainteresować. Ta sprawa teraz była najmniej ważna. Najważniejsze jest znalezienie Eilen. Liczył, że pomoże im. |
- Chodźcie do kuchni - powiedziała kobieta i poszła nie oglądając się. - Wytrzyjcie buty. Gdy tylko przestąpili próg Banhi wyczuł, że nie są sami w domu. Na razie wyczuł uprzejme zainteresowanie ich osobami. Ale miał pewność, że może się ono zmienić w coś bardziej nieprzyjemnego. - Herbaty? - zapytała gdy weszli do kuchni… która wyglądała całkiem zwyczajnie. Nie czekając na odpowiedź zalała herbatę w kubkach i postawiła na stole. Usiadła na krześle i gestem wskazała im by usiedli. - Cukru? |
Arthur rzucił tylko krótkie spojrzenie towarzyszom z pewnym wyrazem ulgi malującym się na twarzy , gdy jednak przekroczyli próg nieco zesztywniał. Duchy były tu obecne i były z pewnością na skinienie bokora. Przekraczając skinął głową w geście przywitania choć towarzysze - tak jak i on sam zresztą - nie widzieli komu się skłania , na pewno nie plecom kobiety. Jeszcze jedno krótkie spojrzenie mówiąc jakby "bądźcie czujni" , albo "uważajcie" , najpewniej raczej "proszę nie mówcie ani nie róbcie niczego głupiego "... Byli na terenie bokora a zgromadzone tu duchy świadczyły o tym że nie był tu sam. Indianiec usiadł na krześle choć wolałby nie. Przysunął kubek herbaty do siebie i uchwycił ją oburącz ogrzewając sobie dłonie. W mieście takim jak Miami może i wyglądało to dziwnie , jednak zwyczajnie lubił to uczucie ciepełka ogrzewającego jego łapki. Brakowało mu tego gdy był wilkowi. Czekał , w zasadzie wszystko co było do powiedzenia powiedział już na zewnątrz. |
Młody mag wszedł za Arthure. Rozglądał się wokół szukając dziwnych elementów, które by zdradzały profesję gospodyni. Niestety nic takiego nie rzucało się w oczy. Mieszkanie było zwykłe jak tysiąca innych mieszkańców Miami i pochodzących z wysp na południu. Czuł czyjąś obecność, ale nie mógł sprecyzować czyją i kogo. Kiedy weszli do kuchni zajął najdalsze miejsce. Zarazem takie by mieć wgląd na całą kuchnię. Podziękował za postawioną mu herbatę i skinął potwierdzająco na pytanie o cukier. Czekał co też się wydarzy. Dziwnie czół się w tym miejscu, ale nie przejmował się tym. Ostatnimi czasy ciągle był na obcym terenie. |
Cass pokręciła łebem nie kryjąc swojego rozczarowania i niezrażona odpowiedzią ratownika kontynuowała: - Szkoda, Peter, że masz tak pokręcony kręgosłup moralny. Aaaaale jakbyś potrzebował pomocy w znalezieniu DOWODÓW, to mogę pomóc. Co ty na to? - siorbnęła kolejny łyk herbaty. - Jesteś w końcu RATOWNIKIEM, a to się chyba nie ogranicza jedynie do tego kawałka plaży? |
Peter spojrzał na nią z ukosa i powiedział: - Ja tylko wyciągam ludzi z wody - wyjaśnił szczegóły swojego powołania, widać z telewizyjnym Słonecznym patrolem łączył go tylko strój i pomarańczowa boja - Nie bawię się w policjantów i złodziei. Wiesz co wiesz i rób jak chcesz. - zakończył do rymu, raczej nieświadomie. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:16. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0