14-10-2023, 06:57 | #151 |
Reputacja: 1 |
|
15-10-2023, 09:39 | #152 |
Reputacja: 1 | ICHIKA Ichika podeszła do właściciela pensjonatu. Jego imię nie miało teraz znaczenia. Dusząc się dymem i czując żar niedalekich płomieni trawiących ściany, dach i podłogi, przeszukała mężczyzną. Nie stawiał oporu. Chyba nawet nie wiedział, ze jest obok niej. Miał klucze, które odpięła od jego pasa. Duży pęk kluczy, zapewne umożliwiających dostanie się w każde miejsce w pensjonacie. Innych przydatnych rzeczy ranny nie miał. Podczas tego przeszukiwania mężczyzna znów odpłynął w niebyt. Żył, ale takie tracenie świadomości mogło oznaczać wstrząs mózgu. Nic dziwnego bo twarz rannego została obita i zmieniona w maskę sinego, poharatanego mięcha. Fascynujący, na swój obrzydliwy sposób, widok. Potem Ichika poszła do wypełnionej dymem kuchni. Ledwie znikała w pomieszczeniu gdy z piwnicy doszedł ją głośny, wstrząsający ścianami pensjonat wybuch, a z drzwi, przy których stała, niczym ze smoczej paszczy, wystrzelił jęzor płomienia. Na szczęście Ichika była już zbyt daleko, by żarłoczny żywioł ja dopadł. Zabrała tasak i tak uzbrojona i ciepło odziana wyszła na hol. Ostatni bieg pomiędzy płomieniami, w duszącym dymie, i znalazła się na zewnętrz. Przez chwilę rozkoszowała się lodowatym, górskim powietrzem, a potem rozkaszlała się, próbując wyrzucić dym z płuc. ANDY, IVA, JOEL Byli gotowi na ucieczkę. Zajęło to chwilę, nim cała trójka, przeglądając własne jak i niezamknięte pokoje, znaleźli ciepłe stroje, znaleźli przydatne rzeczy. W pewnym momencie wydawało im się, że coś, gdzieś na dole wybuchło, ale zamarli tylko na moment, nie tracąc zbędnego czasu. Póki niebezpieczeństwo nie dotyczyło bezpośrednio ich, nie mieli powodów, by się nim przejmować. Jak na oszołomioną kobietę, ciężko rannego człowieka i osobę z okaleczoną dłonią poradzili sobie z przygotowaniami dość sprawnie. Kiedy jednak skierowali się w stronę zajścia na dół, zorientowali się, że piętro jest już całe zadymione, a hol zamienił się w płonący piekarnik. Nie widzieli Tima na schodach, ale tam, gdzie wcześniej Iva i Joel zostawili właściciela pensjonatu, żarłoczne płomienie wspinały się po drewnianych schodach, ku nim. Andy szybko ocenił sytuację. Owszem. Mieli tutaj gaśnicę, ale przebieg pożaru czynił szaleństwem próbę wydostania się przez główne wyjście. Musieli skakać z piętra. Wybić szyby – z czym poradzili sobie bez trudu – i skoczyć w dół, na śnieg i zaspy, jakie zdążyły się zrobić przy budynku. Nie wyglądało to na trudne, ale mogło zaszkodzić Joelowi. Wyboru jednak nie mieli za dużego. Wytłukli więc szyby, wpuszczając więcej tlenu, który podsycił ogień za ich plecami. Płomienie zdawały się przyspieszyć, jakby wyczuwały, ze zwierzyna zaraz im się wymknie. Kiedy przejście zostało utorowane, po kolei, dławiąc się dymem, zeskoczyli w dół. Chwila strachu. Niepewności. A potem zimny, mokry śnieg, który – o dziwo – bezpiecznie otulił uciekających swoimi ramionami. Za nimi płomienie pojawiły się na piętrze. Gdzieś, z hukiem wyleciała jakaś szyba. Ogień pożerał pensjonat, niczym wygłodzony obżartuch zasiadający do przystawki. Niszczył dowody i świadectwo tego, co wydarzyło się w środku. Byli bezpieczni. Jak długo jednak? Andy czuł się nabuzowany. Adrenalina krążyła w nim, wyostrzając zmysły i odcinając ból z okaleczonych palców. Iva oddychała łapczywie, ciesząc się każdym haustem powietrza – po raz pierwszy od bardzo dawna czując, ze naprawdę żyje. A Joel uśmiechnął się lekko, czując jak po rannym brzuchu spływa mu ciepła krew. Wiedział, że jest z nim źle. Każdy krok był torturą, ale dla Ivy był w stanie tę torturę znieść jeszcze jakiś czas. Dla niej i dla siebie. Wiedział jednak, czuł, że nie zostało mu zbyt wiele czasu. Mimo ciepłej kurtki czuł zimno rozlewające się po całym ciele i chciało mu się zasnąć. Miał ochotę usiąść gdzieś, zamknąć oczy. I odpocząć. Chociaż chwilę. Czuł się taki zmęczony. Bardzo zmęczony. NATHANIEL Ciemność wokół przepływała wokół Nathaniela, który czuł się nie tak, jakby szedł przez jaskinię, lecz pływał w jeziorze pełnym nie tylko wody, ale lodowej krupy. Zimnej, gęstej wodzie na granicy wytrzymałości nieprzyzwyczajonych organizmów. Głos wołał go. Mamił i kusił. Albo wskazywał właściwy kierunek. A potem, nagle, ciemności rozświetliły się lekko, gdy – chyba z tunelu za jego plecami – dobiegł blask płomieni. I wtedy Nathaniel ujrzał osobliwy widok. Ewa klęczała przed wielkim i grubym, lodowym stalagnatem. Czy wręcz lodową kolumną. Ręce niepełnosprawnej dotykały tafli zlodowaciany, a w niej, Nathaniel ujrzał zarys jakiejś postaci. Skurczonej. Bladej. Kobiety. Z krwistymi włosami rozpościerającymi się wokół głowy niczym kałuża rozlanej mackowato krwi. Od ciała kobiety emanował dziwny, trupio-mleczny blask. Nawet brudna tafla lodu i mrok nie zdołały ukryć urody zamarzniętej piękności. A kiedy Nathaniel przyglądał się jej, kobieta otworzyła oczy, które migotały niczym dwa rubiny. Pięknymi refleksami ognistej czerwieni. I było coś jeszcze. Skrzydła. W jaśniejącym blasku Nathaniel ujrzał, że kobieta ma za plecami złożone skrzydła. - Jestem piękna – Ewa odwróciła się do niego. Twarz młodej dziewczyny, zazwyczaj nieco pucułowata i niezbyt rozgarnięta, teraz wydawał się być jakaś odmieniona. Może to była gra światła. Może coś innego. Ale Nathaniel wiedział, że Ewa zmieniła się. Oprzytomniała. - Musicie mnie uwolnić. Wtedy wszystko się zakończy. Gdzieś z tunelu słychać było szuranie. Nathaniel wiedział, że to szaleńcy, którzy ich zaatakowali. Zostało ich co najmniej dwóch. Raczej nie więcej. Szli, wezwani głosem swojej bogini. - Przyłącz się do mnie – usta Ewy poruszały się, ale to istota – anioł – schwytany w lodzie przemawiał do chłopaka. - Rozbij ten lód. Moje więzienie. Teraz. Nie rozkazywała. Prosiła. I to było najbardziej przerażające. |
20-10-2023, 07:37 | #153 |
Reputacja: 1 |
|
20-10-2023, 08:43 | #154 |
Reputacja: 1 | Iva zawsze wierzyła, że piekło i niebo są tylko metaforami tego jak człowiek może czuć się sam ze sobą. Nigdy nie wydawały się jej prawdziwe. Przynajmniej nie do momentu, w którym przekroczyła ich ostateczną granicę.
__________________ "Najbardziej przecież ze wszystkich odznaczyła się ta, co zapragnęła zajrzeć do wnętrza mózgu, do siedliska wolnej myśli i zupełnie je zeżreć. Ta wstąpiła majestatycznie na nogę Winrycha, przemaszerowała po nim, dotarła szczęśliwie aż do głowy i poczęła dobijać się zapamiętale do wnętrza tej czaszki, do tej ostatniej fortecy polskiego powstania." |
20-10-2023, 23:46 | #155 |
Northman Reputacja: 1 | Patrzył na pożar budynku, który blaskiem żarłocznego ognia lizał jęzorami płomieni ciemność i szalone tumany śnieżnej kurzawy. Świeże powietrze otrzeźwiało chłodem, wdzierało się w usta i płuca jeszcze przed chwilą duszone smrodem gorącego dymu. Energia rozpierała od środka mieszaniną ulgi, szczęścia, strachu ale i wysokiej oktawy przeciągniętej struny, że tylu ludzi odeszło bezpowrotnie, jeszcze umrze a czas się kurczy i wkrótce skończy na zawsze jeśli zabraknie szczęścia lub pech dopisze demonicy. Popatrzył na parę młodych ludzi. Nigdy nie było dobrego momentu na bycie posłańcem złych wieści. - Joel! - spojrzał i na krótkowłosą dziewczynę. - Nie zasypiaj! - podtrzymał rannego i wskazał ciemną bryłę zabudowania szopy. Tam stary silnik spalinowy w pogodne dni do jazdy nakręcał linę wciągarki narciarskiej. Odpalona maszyna mogła pociągnąć ich po śniegu w dół stoku ale i po samej linie łatwiej byłoby schodzić w zamieci. Nie miał pojęcia co jeszcze Tim tam składował, bo nigdy nie wchodził do środka.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
22-10-2023, 14:47 | #156 |
Młot na erpegowców Reputacja: 1 |
|
23-10-2023, 04:18 | #157 |
Reputacja: 1 |
|
27-10-2023, 12:38 | #158 |
Reputacja: 1 | ICHIKA Szukanie schronienia nie było łatwe w szalejącej wokół śnieżycy. Grube płaty śniegu tańczyły wokół niej, jak dzikie, żądne krwi duszki. Wystarczyło odejść o kilka kroków w tę szaleńczą zamieć, aby stracić z oczu płonący pensjonat. Śnieg był jej wrogiem. I mróz, który mu towarzyszył. I ciemność. Wszystko było jej wrogiem w tej dzikiej zamieci śnieżnej. W tej burzy, która wydawała się dopiero zaczynać. Sztuka przetrwania była dla analityczki inwestycyjnej czymś zupełnie obcym. Pamiętała, że koło „Czystego śniegu” wdziała trzy inne budynki. Jeden mały, chyba skład na drewno – stosunkowo niedaleko od głównego budynku, drugi tuż obok – niemal przylegający do pensjonatu – chyba jakaś szopa lub skład, może na generator czy coś takiego – nie miała pojęcia i trzeci – mała budka przy niewielkim wyciągu dla narciarzy. Było jeszcze zadaszone miejsce na ognisko, ale ono raczej nie dawało żadnego schronienia przed furią żywiołów. Ichika zrobiła parę kroków i zorientowała się, że nie wie, w która stronę leży jakiekolwiek z tych miejsc, które sobie przypomniała. Dla niej śnieżyca była niczym świeca dymna skrywająca teren przed zawodnymi zmysłami. Nie bardzo miała pojęcie, gdzie ma iść dalej. Wiedziała jednak, że musi iść albo znaleźć sobie jakieś schronienie, bo jeżeli burza śnieżna potrwałaby dłużej, nawet w ciepłej kurtce, nie miała zbyt dużych szans przetrwać w lodowatych warunkach. ANDY, IVA, JOEL Trzymali się blisko siebie słuchając poleceń i sugestii Andy’ego. Szli w stronę wyciągu, o czym wiedział tylko były lekarz. Oddalili się od płonącego pensjonatu. Niezbyt daleko ale nawet taka odległość wystarczyła, aby szalejąc wokół nich zamieć skryła budynek i ogień przed ich wzrokiem, za kurtyna gęstych, lodowatych strzępów. Śnieg był miękki i całkiem głęboki. Brnęli przez niego, zapadając się w nim, czasami nawet po kolana, aż przed nimi zamajaczyła stalowa konstrukcja wyciągu. To było niecałe sto metrów, a Joel czuł się, jakby przebiegł co najmniej kilometr. Dyszał ciężko, a pot, który zrosił jego czoło był zimny, lepki, zamarzający niczym pocałunek lodowatej bestii. Wiatr szarpał nimi. Próbował wykraść resztki ciepła. Wyssać z nich życie. Sypał lepkim śniegiem w twarze. Zmarzniętymi igiełkami lodu próbował wydrapać oczy. Byli w samym epicentrum śnieżnej burzy. Burzy z wichurą, zdolną wywalić człowieka, połamać drzewa i zepchnąć lawinę. Wszyscy wiedzieli, że wyjście w takich warunkach w góry oznacza dużą szanse na śmierć. Ale czy mieli wyjście. Dla Andyego było też pewne, że z Joelem ich szanse na dotarcie gdzieś, w bezpieczne schronienie, z dala od „Czystego śniegu” spadają niemal do zera. NATHANIEL Chłopak zadał pytanie szukając jakiegoś wyjścia z jaskini, ale wydawać by się mogło, że jedyną prowadzącą do niej drogą była ta przez „Czysty śnieg”. Ta, którą nadchodziły niedobitki szaleńców. Chyba, że gdzieś tam, skryta w ciemnościach, ukryta była jeszcze jakaś inna droga, inny tunel. Stojąc przy lodowym filarze z zamkniętą w nim krwistowłosą kobietą Nathaniel nie był jednak w stanie tego zweryfikować. - Dlatego, że wtedy przeżyjesz – odpowiedź, podobnie jak wcześniejsza prośba, przekazana została ustami Ewy. – I ona też. Skrzydlata piękność miała chyba na myśli Ewę. - Nagrodzę was również za waszą pomoc. Nagrodzę dając moce o jakich marzy wielu ludzi, wśród tych, którzy znają prawdę o świecicie. Z tunelu, którym przyszedł Nathaniel wychynęły dwa cieni. Dwóch ludzi zbliżało się dość niezgrabnie do filara, Ewy, Nathaniela i istoty uwięzionej w lodzie. - Oni was nie skrzywdzą – zapewniła istota nadal korzystając z więzi z Ewą. – Oni są tutaj dla mnie. Nazywam się Itahqua i byłam tutaj od tak dawna, że zdążono o mnie zapomnieć. Ale nadszedł czas, abym wróciła do mojego domu. Rozbij ten lód i daj mi wolność. Łagodne słowa wypowiadane hipnotycznym tonem przez Ewę. Szuranie buciorów po kamiennym podłożu pieczary. Coraz bliższe i bliższe. |
28-10-2023, 01:17 | #159 |
Northman Reputacja: 1 | Śnieg sypał niczym burza piaskowa ograniczając widoczność i tak czarnej nocy. Włączył latarkę w telefonie i wsunął w kieszeń kurtki na piersi, choć biały snop ledowego światła rzucany na pożarcie żywiołu i tak niewiele dawał. W końcu mozolnie, krok za krokiem przez głęboki świeży śnieg dotarli do miejsca. Małe pomieszczenie dawało choć trochę skąpej ochrony przed wyjącym wiatrem, który przeszywał chłodem szczypiąc w policzki i nos. Pomógł posądzić rannego opierając go plecami o drewnianą ścianę. W bladym zimnym świetle latarki para z ust buchała jak kłęby dymu. - Joel, dziękuję ci. Uratowałeś mi życie wtedy. - wspomniał walkę wręcz z pierwszym nastawnikiem. - Ta rana jest niestety śmiertelna. Nie mogę ci pomóc. Jesli wcześniej nie zamarzniesz to zostało ci najwyżej kilka godzin życia. Słowa kierował do niego, lecz przy ostatnim zdaniu przeniósł wzrok na krótkowłosą. - My nie możemy tu zostać. Ta… - brakowało mu słów na opisanie postaci, która okazała się być realnym złem - ta diablica… ta… ten demon… nas wytropi i zje… tak mi to coś obiecało “U Tima”… Nie uratujemy życia Joela. - Choć ze mną w dół góry. - powiedział Andy z przekonaniem. - Może uratujemy nasze życia. Może nie.
__________________ "Lust for Life" Iggy Pop 'S'all good, man Jimmy McGill |
28-10-2023, 14:33 | #160 |
Reputacja: 1 |
|