Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-09-2008, 18:58   #271
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Toyota ruszyła gwałtownie omijając kilku przechodniów, którzy zaciekawieni biegli w stronę wybuchu. Niewątpliwie, huk pewnie było słychać w całej dzielnicy. Zaraz mogły się tam zjawić jakieś władze, a Antoine nie chciał się pakować w kłopoty.

- Jak się podobał koncert? – Zagadnął.
- Wspaniały. - odpowiedziała Toreadorka dość swobodnie zważywszy, czego świadkami właśnie byli - Żałuję, że nie mogliśmy zostać na bisy. Pan Lipiński wychwycił zapewne każdą fałszywą nutę. Ja skupiłam się na ogólnym efekcie i muszę przyznać, że był bardziej niż zadowalający. Ale chyba powinniśmy pomówić o sprawach wyższej wagi, prawda panowie?

- Dobrze
.- odparł Lasalle poważanie - Ale uważam, iż szczególnie pierwsza część Per Gyntu stała na bardzo wysokim poziomie. Zresztą, przyznaję, że bardzo lubię Griega i dobre wykonanie cieszy mnie nie mniej, niż zdobycie nowych informacji. Ale rozumiem, już, już – powiedział szybko przerzucając biegi. - Przejdźmy więc do rzeczy, skoro nalegasz – wesoło mrugnął się do dziewczyny. - Jak przyjmujecie rewelacje Marry?

- Wszystko jest z pewnością prawdą
…- wreszcie odezwał się Lipiński, który siedział do tej pory zasępiony i ani słowem nie zająknął się na temat koncertu. – A przynajmniej prawdą, w którą wierzy Marry. Nie wiem co się stało między panią a Marry, ale odkąd poznałem tą kobietę ani razu mnie nie okłamała i nie mam powodów żeby teraz wątpić w jej słowa. Co niestety oznacza tylko same kłopoty, jednak po coś mnie przysłali do tego miasta.

- Nie twierdzę, że Marry kłamie. jakkolwiek mnie nadal ciężko jest oswoić się z tematem
. - Ortega uniosła lekko brwi - Gehenna? Smoczyca? Otwarcie wrót piekieł? Z jednej strony ciężko mi w to wszystko zaakceptować, z drugiej zaś otrzymaliśmy ostatnio aż nazbyt dużo dowodów, że ta wersja jest prawdopodobna. Ale zmusza nas to do postawienia kolejnego ważnego pytania. Co my w związku z tym mamy zrobić? Zapobiec zagładzie świata? - zaśmiała się lekko.

- Żebym to ja wiedział? - zastanawiał się Antoine - Na pewno nie mam ochoty pozwolić wiedźmie realizować jej planu. Nie ma się co czarować. Ten babsztyl chciał nas załatwić bez mydła na cacy, tymczasem ja nie mam zamiaru dać się jej zjeść jak słodki kisielek i raczej wolę kością stanąć w gardle. Także dla ciebie Mercedes, bo ona po prostu nie da ci spokoju. Dla nas wszystkich zresztą. Ale Marry, Marry – zamyślił się na moment. – Wariatka? Niewątpliwie, ale czy w jej szaleństwie jest jakaś metoda? – Zastanowił się naśladując Szekspira. - Najpierw zażądała informacji od nas, potem zaczęła zaczepiać niewinna dziewczynę, wreszcie dała drapaka zawiadamiając, ze coś musi ważnego zrobić. Ponadto uratowała kelnerkę. Czy fakt uratowania dziewczyny jednak coś zmienia?

-Pewnie nie, choć może świadczyć to o tym, że Marry posiada i swoją dobrą stronę, o której niektórzy nie powinni zapomnieć
- tu Karol zerknął znacząco w kierunku Mercedes. - Ja mam wobec niej wielki dług wdzięczności, gdyby nie ona to moja ciekawość zaprowadziłaby mnie prosto w łapy czarownic. A ratowaniem świata nie ma co sobie głowy zawracać i tak jak mówi Antoine, robić swoje i pozbyć się hrabiny.

- Dobra strona Marry... Czy pan jej aby za bardzo nie broni panie Lipiński
? - powiedziała Mercedes rozbawiona - Cóż, trzeba wyjątkowo głęboko kopać aby doszukać się w Marry zalet, jakkolwiek nie twierdzę, że jest to absolutnie niemożliwe... - jej śmiech był nieprzyjemny. Nagle jednak spoważniała i zmieniła temat - Wtedy w kawiarni... - zawahała się spoglądając na Nosferatu – wniknęłam w umysł Marry. Nie jestem święta, ale to co tam znalazłam zupełnie mi się nie podoba. Nie będę zdradzać szczegółów, bo to nie nasza sprawa, ale pewna... - przez chwilę szukała właściwego słowa, aby jednak nie zdradzić sekretu wampirzycy – trauma odcisnęła na niej swe jakże bolesne piętno. Marry potrafi gorąco i żarliwie nienawidzić. Racja, uratowała tamtą dziewczynę, ale chwilę wcześniej była gotowa rozerwać ją na strzępy z powodu nieistotnego papierosa. Dlaczego ją uratowała? Może z twojego powodu, Antoine? Nie chciała byś sam rzucił się w płomienie? A może dlatego, że pozostały w niej resztki człowieczeństwa, o które nawet ona sama nie mogła by się podejrzewać? Nie wiem. Marry mogłaby się okazać pożytecznym sprzymierzeńcem, ale ... – zawahała się, - wydaje się niebezpieczna, nie mniej dla sojuszników, jak i wrogów. Ponadto pamiętajcie, że Marry jest owładnięta obsesją zdobycia kamieni. Uwierz mi Antoine – dotknęła delikatnie dłoni Archonta – Przez cały ten czas ona balansowała na granicy poczytalności, aby cię nie dopaść i nie odebrać ci kamienia. Ona jest szalona. Nieobliczalna. I tylko jednego w tym wszystkim nie pojmuję. Dlaczego Marry chce powstrzymać Gehennę? Przecież sama jej pragnie. Może mydli nam oczy? Byłam w jej głowie i czułam wyraźnie jej bezkresną nienawiść. Ona pragnie mocy żywiołów, którą dają kamienie w pewnym konkretnym celu. Sama chce stać się żywiołem i zmieść wszystko co żyje z powierzchni ziemi. A także to, co nie żyje, gwoli ścisłości. W tym, oczywiście, naszą szacowną wampirzą rodzinkę. Jeśli więc Marry pragnie końca wszystkiego, dlaczego tak mocno usiłuje powstrzymać ową Smoczycę? To nielogiczne. Widziałam też w jej głowie obraz. Jej kamień. Naznaczony dziwnym symbolem, o nieregularnych kształtach. Przywodzi na myśl kawałek układanki, do którego powinien wpasować się kolejny. Myślicie, że kamienie łączą się w jedną integralną całość? A kiedy już się połączą co się wtedy może stać?
 
Kelly jest offline  
Stary 28-09-2008, 20:00   #272
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
- Sądzę, że zebranie wszystkich kamieni w jednym miejscu może wywołać coś…wielkiego i nieprzewidywalnego. - zamyślił się Lipiński - Chyba nie uważacie, że przypadkiem już dwa z nich, a przynajmniej o tylu mi wiadomo, znalazły się w tym samym mieście? Pozostali użytkownicy kamieni również zapewne dadzą o sobie znać w niedługim czasie. Wszystko łączy się w integralną całość, lecz posiadamy za małą wiedzę, żeby się czegoś więcej domyślić. A Marry jest zbyt nieobliczalna żeby mogła posiadać jeden z tych kamieni. Kiedy nadarzy się ku temu okazja, spróbuje go jej odebrać. Zaznaczam jednak, że nie życzę sobie, aby choć włos spadł jej z głowy i nie pozwolę na to. Pozbawiona mocy kryształu już nie będzie tak niebezpieczna. A czytanie w umysłach swoich rozmówców, zdecydowanie nie zachęca do dzielenia się z panią informacjami, pani Ortego. – z jego wciąż bezuczuciowego tony ciężko było wyczytaj jakiekolwiek emocje.

- Dzielenia się ze mną informacjami? Jak na razie to chyba tylko ja się nimi dzielę, panie Lipiński. A wcale nie muszę. Czyżby pan potępiał moje metody? - Mercedes uśmiechnęła się z niedowierzaniem – Zwyczajnie się panu dziwię. Czyż to nie szacowny klan Nosferatu zna najlepiej siłę i wartość informacji? Czy pan sam ogranicza się jedynie do etycznych i legalnych sposobów ich pozyskiwania? A może znajduje pan wytłumaczenia własnych działań, ale cudze jawią się już panu bardzo nieuczciwie? To, że grzebałam w głowie Merry nie było, z pewnością, do końca szlachetne, ale dzięki temu wiemy więcej, a o to chyba nam chodzi, nieprawdaż? Nie mam zamiaru wierzyć komuś na słowo, szczególnie komuś tak nieobliczalnemu jak Marry, jeśli mogę mieć pewność co do jej intencji i prawdomówności. Pan miał zamiar po prostu ślepo jej zaufać? Tylko dlatego, że uratowała panu życie? - Prychnęła lekceważąco. – Dobra, swoją wagę to ma, ale mogła zrobić to z tysiąca powodów i bynajmniej nie kierować się prawymi pobudkami, panie Lipiński. Gustav też jej ufał i widzi pan, do czego go to doprowadziło? Może pan mieć mi za złe nieczystą grę. Ale to brutalny świat i zasady fair play tu nie obowiązują. Jeśli jednak mam już się panu wytłumaczyć, to powiem tylko, że niezbyt często nieproszona pakuję się do czyjegoś umysłu. Ale w przypadku Marry uznałam to za konieczność. I całe szczęście. To wariatka, która pragnie zagłady całego świata. Jej nie ma pan tego za złe i nie pozwoli, by włos spadł jej z głowy, ale ma za złe mnie naruszenie czyjejś prywatności? To jawna kpina. - Mercedes zazwyczaj była bardzo opanowana, ale teraz drobne zmarszczki na czole zdradzały jej wzburzenie.

- Mercedes, Karolu, proszę, dajcie spokój. Może przypomnę, że mamy kłopot nie tylko z Marry, ale z Brujahami, którzy mogliby, gdyby chcieli, stanowić główną część naszej siły uderzeniowej, nieobliczalnym księciem oraz nie wiemy, w co grają Malkavianie. Jeszcze tylko brakuje, żebyśmy się pokłócili między sobą. Odłóżcie to na potem, dobra? – Użył całej swojej osobistej charyzmy i autorytetu, żeby opanować niemiłą wymianę zdań.

Natomiast co do kamieni. Nie wiem, czy tworzą jakąkolwiek układankę – głos Lasalle’a znowu spadł do przeciętnej, rzeczowej tonacji - Tak naprawdę dowiedziałem się nie tak dawno, że takie kamienie istnieją. Ale, jak odbierasz, że Marry nagle zmieniła zdanie? Najpierw chciała wiedzieć wszystko, później zaś powiedziała co wiedziała, natomiast nie otrzymała niczego? Jakby straciła zainteresowanie rozmową. Czy to oznacza, że kłamała, zwodziła?

- Nie kłamała. - odpowiedziała niezwłocznie Mercedes - Byłam w jej głowie i wiedziałam, że mówi prawdę. Inna kwestia, że parę faktów pominęła. A dlaczego odeszła nie otrzymawszy nic w zamian? Wspomniała, że nie może pojawić się w Elizjum. Dlaczego? Może obawia się spotkania z kimś? Albo po prostu pojawiły się ważniejsze okoliczności. Mówiła, że musi coś załatwić.

- Ciekawa rzecz ci MalkavianieAntoine nagle zmienił temat.

- Właśnie, Malkavianie. - Ortega podjęła temat - Dziwnym trafem pojawiają się w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Czy to nie podejrzane? Oni wiedzą więcej niż nam się zdaje. I nawet wiem, z kim trzeba rozmawiać, jeśli chcemy zadać kilka pytań. Z jedyną osobą wśród tej bandy szaleńców, z którą można dojść do porozumienia. Z Czarnym Dżejem ...

-Również zamieniłem z nim kilka uwag i jestem podobnego zdania. Ponadto na forum rady zaproponuje wprowadzenie spisu tych szaleńców. Ktoś wie ilu ich w ogóle jest?Lipiński powoli sączył słowa, przypominając sobie nieszczęsną bitwę jaką rozegrał z byłym władcą. - Próbowałem porozmawiać z Rolandem, ale oczywiście oprócz skołatanych nerwów nic z niej nie wyniosłem. Jest również jeszcze jedna rzecz, która mnie intryguje w samym budynku Elizjum oprócz oczywiście jego stukniętych mieszkańców. Moje szczury wywęszyły jedno miejsce, z którego biła dziwna złowroga aura. Same jednak nie znalazły do niego dostępu. Zlekceważyłem to, ale teraz po nieoczekiwanym zniknięciu Briana, zamierzam sprawdzić to osobiście tak na wszelki wypadek.

- Niedobrze – wprawdzie Antoine nie darzył Gangrela jakąś estymą, ale też nie uważał go za durnia. Teraz zaś, biorąc pod uwagę stan wojny, jego zniknięcie nie było dobrą nowiną. – Rzeczywiście warto sprawdzić, a co do owego gościa, to trzeba będzie porozmawiać z nim. - przytaknął Lasalle - Osobiście doszedłem do wniosku, iż to może szurnięte, ale całkiem niezłe towarzystwo. Ale masz rację, oni nas uratowali. Przed Lalkarzem. Byłem przekonany, ze ten pomagier wiedźmy oberwał na dobre wypadając z naszej gry.
 
liliel jest offline  
Stary 28-09-2008, 20:35   #273
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Mercedes pokręciła przecząco głową:
- Lalkarz posiada tą niezwykłą umiejętność przejmowania umysłów postronnych ludzi. Kieruje nimi jak lalkarz pociąga za sznurki swoich marionetek. To, że ostatnio zniszczono jedną z jego powłok wcale nie znaczy, że zniszczono jego samego. Myślę, że aby unicestwić samego Lalkarza należy znaleźć jego pierwotną formę, to właściwe ciało, w którym przyszedł na świat. O ile oczywiście jest człowiekiem. Nie mamy przecież pojęcia co jest źródłem jego niezwykłych umiejętności. Istnieje też możliwość, że sam Lalkarz jest bytem całkowicie pozbawionym cielesnej formy. Typem pasożyta, który dowolnie przenosi się do coraz to kolejnych ludzkich umysłów, pozbawia ludzi własnej woli i wykorzystuje ich ciała jako swoje narzędzia. Mogłoby to oznaczać, że w ogóle nie da się go zabić. Nie zapominamy jeszcze o owej tajemniczej księdze, w której posiadaniu jest wiedźma. Może poprzez księgę nabył tą dziwną moc? Jeśli atak na hrabinę się powiedzie zbadamy bliżej czym jest owa księga.

- Ech, Lalkarz przejmuje może cudze ciała, ale proponuję wam obydwojgu inną formą uderzenia w niego. - Antoine oderwał wzrok od drogi i na ułamek sekundy obrzucił ich spojrzeniem swoich diabolicznych oczu - Nie możemy mu zniszczyć ciała, zniszczmy ducha, albo jeszcze lepiej przejmijmy. Od czego prezencja, dominacja etc. Od czego możliwości Malkavian przyprawienia uczynienia go szalonym. Przecież nie może odłączyć swojego pierwotnego umysłu od ciała, które przejął, bo inaczej nie miałby go pod kontrolą. Dorwiemy gościa, zwłaszcza, jeżeli kilku z nas skupi na nim swoje moce.

- Optymista. - zaśmiała się nerwowo Mercedes Optuję za wersją, że nasze moce będą bezużyteczne w konfrontacji z Lalkarzem. Ale spróbować, oczywiście ,warto.

- A Gustav nie próbował wytropić ciała Lalkarza?Nosferatu zwrócił się niespodziewanie do Mercedes.Jeśli jemu pozbycie się ciała tego czarodzieja nie powiodło się przez tyle lat to śmiem twierdzić, że jedynie pozostaje nam wypróbować pomysł Antoine’a. Nie znałem Gustava, jednakże kto jak kto, ale Nosferatu potrafią przekraść się niepostrzeżenie w najlepiej pilnowane miejsca.

- Dokładnie. Pewnie dorwać jego prawdziwe ciało byłoby lepiej, jednakże malutka szansa, że udałoby się nam. Natomiast atak na jego zmysły oraz umysł ... możliwe, ze nie wypali, ale póki co nikt na to nie wpadł oraz nie próbował. Może nawet sam Lalkarz nie zdaje sobie sprawy z takiego zagrożenia - pozostał przy swoim Antoine - Musi mieć silny umysł, ale wątpię, by potrafił się oprzeć większej liczbie wampirów. Jeżeli by się to udało, niewątpliwie nasza strategia wojenna otrzymałaby całkiem nowe, oraz zaskakujące dla czarownicy, możliwości. Hm, ale jest jeszcze pytanie. Co powiemy księciu oraz innym członkom rady?

- Nie wiem, Antoine. - głos Mercedes zdradzał, że tak naprawdę jest jej wszystko jedno czego dowie się książę, a co przed nim zatają - To zależny od ciebie. To ty ewentualnie zdemaskujesz się przed księciem, że jesteś posiadaczem kamienia. Ty najwięcej ryzykujesz więc sądzę, że ty powinieneś podjąć decyzję. Oczywiście coś powiedzieć będzie trzeba. Pytanie tylko ile?

- Wolałbym, żebyśmy sprawę kamieni zostawili dla siebie. - odparł po namyśle Toreador - Rozumiecie, Robert bywa nieco nieprzewidywalny i nie wiadomo, co może mu nagle strzelić do jego łba, więc pewne informacje mogą stanowić dla niego zbyt silną pokusę. Mógłby je wykorzystać nie dla dobra rodziny, lecz wyłącznie własnego, natomiast inne rzeczy przekazałbym księciu oraz pozostałym członkom rady.

- Pozwólcie, że ja się tym zajmę. – wtrącił Karol. – Książę ufa mi, a przynajmniej jest niejako ode mnie uzależniony. Przekażę mu informację, pomijając istnienie kamieni, lecz wspomnę o tajemniczej księdze, która pojawiła się w opowieści Marry. Na pewno artefakt tak cenny pobudzi wyobraźnie naszego szanownego Księcia a przynajmniej jego apetyt zdobycia większej władzy i może to zaowocować powstaniem wreszcie planu ataku.Lipiński poprawił swój szal uciszając się jedynie na moment. – Nie będę was jednak okłamywał, prędzej czy później, przekażę Księciu informację o kamieniach, kiedy uznam to za konieczne. Prawdopodobnie po ataku na siedzibę czarownic, więc bądźcie na to przygotowani.

- Dziękuję za uprzedzenie, choć nie rozumiem, dlaczego chcesz przekazać księciu tą informację. - odparł chłodno Lasalle - Jednak skoro tak, to sam rozumiesz, Karolu, obawiam się, że to bardzo negatywnie wpłynęłoby na nasze relacje. Chyba, ze miałeś na myśli opowiedzenie księciu ogólnie o kamieniach, a nie to, ze ja mam taki. Ten mój nie został mi dany, raczej użyczony i choć podobno są potężne, nigdy go jeszcze nie użyłem oraz, jeżeli będę mógł tego uniknąć, nie planuję używać. Dlatego nie widzę potrzeby rozgłaszania tej informacji, która może mi ściągnąć na głowę kopę albo dwie chętnych na ten piękny artefakt. Dlatego, wybacz, wolałbym raczej, żebyś akurat tę informację zachował dla siebie.

-Oczywiście, że nie zamierzam na ciebie ściągać kłopotów. – odpowiedział szybko Karol. - Lecz pragnę poinformować Księcia o istnieniu kamieni, ponieważ uważam, że on może nam się przydać w zrozumieniu tego co się tutaj dzieje. Nie sądzę, żeby został wybrany na takie stanowisko, jedynie przez swoje zapatrzenie w siebie. A jeżeli to nadal negatywnie wpłynie na nasze relację, to przykro mi Antoine, ale powiem wprost. Zazwyczaj osobiste uczucia odkładam na bok, kiedy stawka jest tak wysoka.

Książę miał niezłego nosa i akurat w tej chwili postanowił zadzwonić do Lipińskiego. Jakby szczwany lis przeczuwał, że o nim rozmawiali. Wampir wpatrywał się przez moment w drgającą komórkę przypominając sobie szybko instrukcję i wreszcie zdecydował się przycisnąć zielony guzik. Robert mówił jak zwykle swoim denerwującym tonem, a Karol nie chcąc wchodzić z nim w dyskusję krótko odparł:
- Jesteśmy właśnie w drodze do Elizjum Książę, za kilkanaście minut porozmawiamy już na spokojnie. A teraz proszę wybaczyć, pilna sprawa. - Rozłączył się nie czekając nawet na reakcję przełożonego.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 30-09-2008 o 22:56.
mataichi jest offline  
Stary 01-10-2008, 15:25   #274
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Wszyscy


Książę Aligarii przechadzał się po swoim gabinecie, stukając co jakiś czas o nowe panele nieodzowną laską. Lada moment miało odbyć się spotkanie wampirów z miasta. Pierwsze ogólne spotkanie, na którym to miały zostać poczynione ustalenia, co do wojny z hrabiną. To była trudna partia - nawet dla tak zaprawionego stratega, jak Stańczyk, bo nie tylko nie znał swojego przeciwnika, ale i nie wiedział do końca jakimi figurami sam dysponuje.
Musiał to rozegrać naprawdę mądrze, nie było wszak miejsca na pomyłki...

Zza drzwi, od strony sali tronowej dochodziły podniesione głosy. To z pewnością George i Vengador już przybyli. Ci dwaj po krótkim starciu zakumplowali się nadzwyczaj dobrze. Wielki zapaśnik zresztą wspomniał przy krótkim powitaniu z księciem o tym, że planuje wyprowadzić się z Elizjum do "klubu" Brujahów. O ile Robert dobrze zrozumiał, wampir zaczął brać udział w jakichś półlegalnych walkach zapaśniczych, budząc swoją posturą podziw i respekt zarazem. Tak, to była idealna dlań rola...

Kolejne trzaśnięcie drzwi i kolejni goście, przyprowadzeni przez skrupulatnego kamerdynera. Tym razem byli to Archont, Karol i oczywiście piękna Mercedes. Książę zwalczył w sobie chęć przywitania od razu tej powabnej damy, wszak to by burzyło jego plan. Chciał czekać tak długo, aby mógł zrobić efektowne ‘enter’ na końcu, gdy wszyscy już przybędą, i zasiadłszy w pozłacanym tronie rozpocząć obrady, a następnie wprowadzić swą nową córkę, która czekała teraz na górze, aż Sing wprowadzi ją na rozkaz księcia... To miało zrobić odpowiednie wrażenie, wszak przedstawienie oraz gra pozorów były dla Ventrue nieodzowną częścią władzy.

Jednak wciąż nie zjawiał się ani Brian, ani żaden z przedstawicieli Malkavian. Tych ostatnich szczególnie Aligarii miał nadzwyczajną wręcz ochotę pousadzać na palach z powodu wybryku w Filharmonii. Niech no tylko któryś pojawi się w zasięgu wzroku... Dłoń Roberta zacisnęła się na złotej gałce.

Tymczasem, dokładnie jak zdążył usłyszeć książę, w wyremontowanej sali tronowej pojawili się już George, Vengador, Antoine, Mercedes, Karol oraz tajemniczy Toreador zwany Nożownikiem, który stał cały czas w kącie pomieszczenia bez słowa. Nawet na pozdrowienia odpowiadał jedynie skinieniem głowy.

Oczywiście zmiana wyglądu sali, która wcześniej była typową, szkolna „klasą” największe wrażenie zrobiła na Toreadorach, którzy odruchowo już oceniali dobór barw, światło, wykonanie mebli...


Lipiński również miał ochotę bardziej przyjrzeć się pomieszczeniu, jednak jego uwagę przykuł teraz przede wszystkim niewielki gryzoń, który wrócił z poszukiwania Briana. Szczur wspiął się po ramieniu Nosferatu i w swym piskliwym języku opowiadał mu o wielkim lesie, o przemianie Briana w wilka, o bestii, która czając się w pobliżu zaatakowała Gangrela i w końcu o ludziach w długich sukniach, którzy wystraszyli potwora i zabrali ciało do powozu na szybkich kółkach... Wtedy też zwierze straciło trop wampira. Nie było też w stanie określić, czy ów żył jeszcze, wszak normalny człek przy takich ranach dawno wyzionąłby ducha...

„Kolejna zagadka...” – pomyślał Karol i zamyślony wyjrzał przez okno – „Och, a może jednak nie!”

Reakcja zwykle spokojnego Kainity zwróciła uwagę pozostałych. Teraz wszyscy patrzyli przez okno na zbliżającą się postać w ogromnym kapeluszu z jakimś ogromnym tobołkiem na rękach.


- To... toż to Roland przecież! – krzyknął George impulsywnie i wybiegł na spotkanie Malkavianowi.

Gdy doń dotarł, przystanął wyraźnie wstrząśnięty, po czym wziął od byłego księcia niesiony tobołek i niemal biegiem wrócił do posiadłości. Roland zaś ruszył za nim spacerowym tempem, które aż do złudzenia przypominało malkontenckie poruszanie się Aligariego.

- Krwiii!
– krzyczał od progu Brujah Musimy mu dać krwi! Dzieciak stracił rękę i chyba nogę... kurwa, nie wiem, jest cały poszarpany!

- Kto?
– hałas zwabił nawet Roberta.

Zamiast odpowiadać, Kainita położył „pakunek” na ogromnym stole, rozwijając ostrożnie zaschłe od posoki płachty materiału. To, co znajdowało się w środku w pierwszej chwili wyglądało jak ogromny ochłap mięsa. Dopiero po chwili zebrani dostrzegli ludzkie kształty, a także zmasakrowaną twarz... twarz Briana.

- Pewnego wieczora mały chłopiec wspiął się na drzewo – odezwał się za ich plecami Roland Wspinał się i wspinał na najwyższą gałąź, bo chciał dosięgnąć gwiazd. Chciał wyrwać się z objęć ziemi, lecz zamiast podążać w górę, tak naprawdę spadał w dół. Każda kolejna gałąź pogrążała go w otchłani ciemności, trującej umysł i serce. Chłopiec jednak nie chciał tego widzieć, zbyt mocno zafascynowany blaskiem gwiazd. Dlatego, gdy jego dusza została pożarta przez demony, Bóg postanowił ukarać małego chłopca, łamiąc gałąź pod jego stopą. Chłopiec krzyczał przejmująco i spadał w dół, aż uderzył o ziemię, która - mimo że chciał sie jej wyrzec - przygotowała dla chłopca dar odrodzenia.

Nie zwracając uwagi na to, czy ktoś słuchał jego paplania, Roland skierował się ku schodom, pragnąć zapewne wrócić do „szachowego” pokoju.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
Stary 02-10-2008, 22:03   #275
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Książę Robert miał szczęście, dużo szczęścia. Szczęśliwym przypadkiem było to, że wybrali w ogóle go księciem. Zdaniem Antoine’a Andrzej Deresz nadawał się na to stanowisko tak klasę lepiej. Przynajmniej z tych informacji, które posiadał o tych osobach. Jednakże Deresz zmienił się w pyłek i wyparował. To było kolejne szczęście księcia, czysty fuks, który normalnie nie mógł się zdarzyć, ale akurat ów Ventrue stał pod ścianą, która podczas wybuchu się na niego zawaliła. Oraz na ową dziwną Malkaviankę. Lasalle zastanawiał się, co by było, gdyby Deresz żył? Niewątpliwie książę miałby godnego siebie rywala, równie ambitnego, inteligentnego, a może mającego większe predyspozycje do rządzenia, większą charyzmę, której obecny książę nie posiadał wcale, oraz umiejętność współpracy z ludźmi, która także stanowiła piętę achillesową Roberta. Bez tych dwóch ostatnich każdy książę balansował na krawędzi, jak obecnie Aligarii. Był wkurzający, a nie dowcipny, był drażniący, a nie motywujący, wreszcie zachęcał do olewactwa własnym przykładem, a nie do wspólnej pracy, która niezwykle była potrzebna. Robert miał niezwykłą zdolność do zrażania sobie innych, szczególnie zaś swojej rady, zdolność niebywałą, skoro praktycznie zniechęcił do siebie Lasalle’a, który naprawdę chciał mu po prostu pomóc. Antoine przybył do Reykiawiku tyleż na placówkę, co żeby odpocząć. Skłonny był więc mocno zaangażować się po stronie księcia, by jak najszybciej przywrócić jaki taki spokój w mieście i by można było się zamknąć w swoim domku delektując muzyką. Jednakże teraz miał go po prostu w głębokim poważaniu. Bycie księciem to nie znaczy tylko tytuł, to nawet nie znaczy być najsilniejszym lub najsprytniejszym. Być księciem, to być poważanym i szanowanym przez wampiry. Tymczasem Georg podsumował go dosyć interesująco: „No dobra mysie - pysie. Trafił nam się książę-wygodniś, ale ja nie zamierzam przez to wysyłać moich braci na zatracenie.” Była to i tak najlżejsza możliwa krytyka fatalnego zachowania księcia podczas poprzedniej narady. Ale książę był szczęściarzem, który fuksem został podniesiony na to stanowisko i fuksem został uznany przez poprzedniego księcia bez żadnego oporu. Może też fuksem uda mu się pokonać wiedźmę. Antoine życzył mu tego szczerze, bowiem choć nie miał zamiaru angażować się specjalnie po jego stronie, to przecież wolał dupkowatego księcia niż wariatkę, która pragnęła zniszczyć świat.

Jeszcze Karol. O, ludzie! To jakieś szaleństwo. Jakieś groźby i dziwne sugestie? Przecież wyraźnie powiedział Lipińskiemu, iż chce, by się powstrzymał tylko od wskazania, iż on ma ów klejnot.
- Mam cię? – Zapytał w myślach Szafira. – Chyba nie. Po prostu jesteśmy obok siebie. Czy bliscy, czy obojetni sobie. Po prostu tak się zdarzyło, ze jesteśmy. Dziadek prosił bym starał się nie wykorzystywać twojej mocy, nie prosić cię o pomoc. Prosił, by cię ukrywać, ale jak widzisz, jedno już wzięło w łeb, a drugie pewnie weźmie.

Wyciągnął komórkę.
- Stephen?
- Tak, panie hrabio?
- Jak sytuacja z domem?
- Ekipy się nim zajmują. Jak zwykle. Proszę mi wierzyć, kiedy będziemy się stąd wyprowadzać odsprzedamy go z dużym zyskiem. Szczególnie ze względu na ogród i gorące źródła
Stephen zajmował się ich finansami i znał ceny nieruchomości znacznie lepiej niż Antoine.
- Tak – wyszeptał. – Kiedy odjedziemy ... odjedziemy.
- Mówił pan coś? Przepraszam, nie dosłyszałem.
- Nie, nie, to do siebie. Chciałem się tylko upewnić, jak sobie radzisz.
- Czyżby pan wątpił we mnie.
- Nie ... chciałem po prostu wiedzieć. To wszystko. Ochrona?
- Obecnie remontu pilnuje sześciu miejscowych. Jednakże, jak zwykle, skontaktowałem się z Executive Outcomes. Mają szybko przysłać kilku chłopaków. Razem z miejscowymi dadzą sobie radę.
- Świetnie, jak zwykle. Życzę miłej pracy.
- Do usług
Stephen wyłączył się pierwszy.

Tak naprawdę Antoine wiedział, ze jego kamerdyner sobie poradzi. Jednakże chciał zabić myśli na temat pięknej panny Ortegi. Ponadto jeszcze ta rozmowa z Mercedes sprzed wyjścia. Konieczne, niekonieczne? Nieważne. Jeszcze teraz widział, jak zareagować. Raczej wiedział, ale uczucia walczyły ze zdrowym rozsądkiem, jak zwykle wygrywając. Zwłaszcza, że widział dziewczynę rozmawiającą wyjątkowo miło z George’m. Tak! Tak trzeba. Tylko co z tego.
- Zawołaj mnie, proszę, kiedy coś konkretnego się zacznie. Ale nie popisy, tylko narada na temat walki. Będę tuż pod oknem – rzucił do osoby najbliżej stojącej obok okna. Nawet nie wiedział do kogo i niewiele, mówiąc szczerze, obchodziło go, czy prośba zostanie spełniona. Praktycznie mógłby powiedzieć tylko tyle, ze uderzyć należy dokładnie za sześć dni. Ale to powiedział już Mercedes i Lipińskiemu. Równie dobrze wiec oni mogli to zrobić. Poczuł się tutaj po prostu kiepsko.

Chciał wyjść, ale nie zdążył. Okno. Wszyscy przez nie patrzyli. Też zdziwiony podszedł. Szedł Roland z jakimś tobołem. George pomógł mu go wnieść, potem zaś odkrył kawałki materiału. Gangrel, niewątpliwie Gangrel. Zmasakrowany, zniszczony niemal. Przy takiej sytuacji wszelkie osobiste problemy wydawały się nieco mniejsze, chociaż dalej wielkie. Wszyscy się gapili, Roland coś gadał, natomiast Antoine zapytał:
- Jakaż istota mogła tak zmasakrować tak silnego osobnika? – Pytanie rzucone w próżnię uleciało. Niepewne, poszybowało gdzieś w przestrzeń obok członków rodziny.
 
Kelly jest offline  
Stary 03-10-2008, 10:37   #276
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
Zatrzymała się na moment przed drzwiami do Elizjum.
- Antoine – zignorowała niejako obecność Karola, ale wiedziała, że w środku nie będzie miała już okazji zamienić z Lasallem słowa. Przynajmniej w nieoficjalny sposób – Wybacz mi, ale zastanawiałam się nad tym w samochodzie i postanowiłam, że powinnam jednak ułagodzić Georga. Jest nam potrzebny i jeśli ja stoję na przeszkodzie aby pomógł nam w walce z wiedźmą to powinnam przełknąć własną dumę i zagrać chwilowo tak jak on sobie tego życzy. Jest asem w rękawie, którego nie możemy stracić. Wiesz, dla mnie on nic nie znaczy ale ty... ty inaczej podchodzisz do życia. Podziwiam cię za to i szanuję, ale nikt poza mną nie może odegrać tej roli więc... - urwała nagle. Z trudem dobierała słowa - Mam tylko nadzieję, że to zrozumiesz...

- Tak, Mercedes, rozumiem. Rozumiem. - odpowiedział Lasalle - To niezwykle ważne skaptować naszego giganta harleyowca, którego niechcący obraziliśmy. I teraz ty musisz pić to piwo, którego wspólnie nawarzyliśmy. Przykro mi, bardzo przykro, przepraszam – powiedział układnie z uśmiechem zbyt cudownym, by mógł być naturalny i nie dodając dlaczego mu przykro i za co przeprasza.

Gdy weszli do sali obrad Lasalle od razu się oddalił, co nie pozostawało Mercedes złudzeń jak przyjął jej rewelacje. Wampirzyca przez ułamek sekundy wyglądała na kompletnie zdruzgotaną, ale za moment przywdziała znów swój ujmujący uśmiech i ruszyła z gracją przed siebie.

Dawna szkolna klasa przeszła znaczną metamorfozę, ale Mercedes nie była teraz w stanie docenić wysiłków księcia. Żal ściskał ją za gardło i nie miała ochoty przyznać przed sobą, że gust Aligarii'ego nie był taki znowu fatalny.

Opinia Toreadora jest na wagę złota i pochlebstwa nie rzuca się, ot tak sobie – pomyślała w przypływie złości - Trzeba sobie na nie solennie zapracować, a mimo iż sala wyglądała nieźle nie zmienia to faktu, że cała rezydencja wciąż jest ruiną. To tak, jakby uznać kobietę za piękność tylko dlatego, że ma zgrabne nogi, albo obraz oszacować jako wybitny ponieważ oprawiony jest w cenną i gustowną ramę.

Mecedes odeszła ochota na wszystko. Ich relacja z Antoinem zapowiadała się tak obiecująco a teraz to najprawdopodobniej przepadło. I to dlaczego? Ponieważ zdecydowała się na słuszny krok? Podjęła się zadania, które ktoś przecież wykonać musiał?

Dziś mieli się tutaj zgromadzić niewątpliwie wszyscy Kainici, by radzić na temat wojny. Ale póki co trwało nieformalne spotkanie. Księcia nie było, a nikt jeszcze nie zajął swojego miejsca przy długim dębowym stole.

Jej wzrok skrzyżował się niespodziewanie ze spojrzeniem George'a i ten nie ucieszył się raczej widząc, że Mercedes przybyła w towarzystwie Lasalla. Za to z ulgą mógł przyjąć to, że Toreador oddalił się tak pośpiesznie jakby sam widok Mercedes był dla niego nie do zniesienia. Uśmiechnęła się lekko do Georga. Chyba nie powinna irytować go bardziej niż jest to konieczne. W końcu w interesie ich wszystkich leży, aby wziął udział w tym starciu. Istotnie musi się poświęcić i udobruchać szefa miejscowych Brujah. Choć cena za to jest aż nazbyt wysoka. Nie będzie w każdym razie udawać, że płaci ją z entuzjazmem.

Mercedes poddała się chwilowo tej grze. Bo była to dla niej niewątpliwie gra, szczególnie teraz gdy z szachownicy zniknął, na własną prośbę, jedyny pionek jaki miał dla niej znaczenie. Była Toreadorką z krwi i kości i nawet do takiego spotkania miała swoje własne podejście, aby poprzez kilka gestów i, zdawało by się niepozornym i nic nie znaczącym zachowaniem, dać wyraz swoim uczuciom. A co do jej uczuć przewyższało w nich zniechęcenie i niezadowolenie z faktu, że ona będzie musiała zająć się kwestią Georga. Dlatego nie podbiegła najpierw rozpromieniona do Brujaha aby zacząć go od progu urabiać. Przyjmując jednak strategię zachowawczą nie zerkała nawet na Lasalla. To mogłoby Georga do reszty rozsierdzić, a po co zapewniać sobie dodatkowe kłopoty?

- Karolu, przeproszę cię na moment – uśmiechnęła się jak zwykle czarująco do Lipińskiego i skierowała się wprost do rogu sali gdzie oparty o ścianę stał Nożownik. Był on z pewnością najbliższą jej osobą w całym Elizjum. Znali się już tyle lat, i choć znajomość ta podszyta była niedomówieniami, i nawet nie była do końca pewna, czy mogliby nazwać siebie nawzajem przyjaciółmi, to Tyler zajmował bardzo wysokie miejsce w hierarchii Mercedes. Także teraz nie omieszkała tego podkreślić, witając się z nim jako pierwszym, ignorując jawnie pozostałych gości księcia.

Nożownik stał samotny, jak to miał w zwyczaju. Jego poza, jak zwykle niedbała i swobodna, czyniła z niego jednak ucieleśnienie klasy i niebezpiecznego uroku. Dokładnie taki typ, za jakim kobieta poszłaby w ogień aby spędzić jedną noc, ale nie związałaby się na dłużej, bo na dłużej takich mężczyzn się po prostu nie da przy sobie zatrzymać. Mimo całej jego charyzmy Mercedes zawsze postrzegała go jako brata. A może bratnią duszę? Tyler stronił od słów, ale razem potrafili dobrze czuć się w swoim towarzystwie.

- Witaj mój drogi – pocałowała go w policzek.
- Witaj Mercedes – usłyszała w odpowiedzi jego matowy wyprany z emocji głos.
Oparła się plecami o ścianę, tuż obok niego, i lustrując salę rozpoczęła rozmowę. A raczej monolog. Mercedes przyzwyczaiła się, że tak zazwyczaj wyglądają ich wspólne relacje. Ona mówi, on słucha. Obojgu odpowiadał ten podział, nikt też niczego nie oczekiwał od drugiej strony.

- Cieszę się, że jesteś kontynuowała przyciszonym głosem – i jak widzisz zebrała się tutaj cała śmietanka Reykjaviku. Widzisz tego Nosferatu, który z nami wszedł? To Karol Lipiński. Kompozytor za życia, miłośnik szczurów po śmierci. Chyba za mną nie przepada. Jestem dla niego za mało moralna – zaśmiała się lekko. Miało to zabrzmieć frywolnie, ale wyszło nader gorzko – A poza tym darzy zbyt dużą, jak dla mnie, sympatią tą wariatkę, Marry. Wiesz już, że pobiła Simona? Miałam ochotę ją za to nawlec na pal i zostawić przed świtem na świeżym powietrzu. Poszperałam trochę w jej głowie. Wiesz, dziewczyna ma uraz i z tego powodu chce zniszczyć świat. Zabawne, nie sądzisz? Dość konkretny plan jak na prywatną zemstę. - jej uśmiech był paskudny. Prawda była taka, że Mercedes faktycznie nie była aniołem, a Nożownik to doskonale wiedział. Nie musiała więc sprawiać przy nim pozorów, że jest odwrotnie i dlatego lubiła te ich szczere „rozmowy”. Nigdy też niczego przed nim nie ukrywała i teraz też nie miała zamiaru. - Jakby nie mogła po prostu pozabijać zgrai żołnierzy, którzy zabawili się z nią wbrew jej woli. Mogłaby odpłacić im się pięknym za nadobne. Ale pragnąć od razu zagłady świata? Nie sądzisz, że jej reakcja jest odrobinę przesadzona?

Mercedes nie czekała nawet na odpowiedź. Nawet jeśli Tyler by odpowiedział, pewnie rzuciłby coś enigmatycznego i mało konkretnego, dlatego ciągnęła dalej.
- Chciałam ci jeszcze zdać relacje kto jest kim, żebyś wiedział na czym stoimy. Sporo ostatnio w Reyku nowych twarzy i my, jako stara gwardia powinniśmy się doinformować – oczywiście miała na myśli, że to ona powinna doinformować jego, bo on raczej nie podzieliłby się swoimi spostrzeżeniami, chyba że te okazały by się wyjątkowo istotne – Tam dalej stoi Lasalle. Poznałeś go już przecież. Zresztą jak wiesz zamieszkał tymczasowo z nami, choć nie jestem pewna czy po dzisiejszej nocy nie zmieni zdania.
Nożownik zerknął na nią z zainteresowaniem i lekko uniósł brwi.
- Mamy chyba zgoła odmienne zdanie co do tego, jak powinnam zachować się wobec Pietrova.. Osobiście uważam, że jestem skazana na to, by za wszelką cenę utrzymać z nim dobre relacje. Jeśli będę musiała stać u jego boku, aby włączył się do tej cholernej wojny, to zrobię to. Ale to może przekreślić moje i Antoina... - zawahała się aby nie użyć zbyt górnolotnego słowa i nie ranić się tym jeszcze bardziej – naszego małego zauroczenie. - skwitowała.
- Dalej Vegandor. - ciągnęła bez zająknięcia - Jest porywczy i niezbyt rozsądny. Uważaj na niego. Brakuje jeszcze Gangrela. Śliczna buzia jak na faceta, który woli towarzystwo zwierząt niż ludzi. Nic konkretnego na jego temat nie mogę niestety powiedzieć. I oczywiście jeszcze nasz szacowny książę. Zjawi się zapewne jako ostatni. Jak sam wiesz nie mam o nim jak na razie najlepszej opinii. Co prawda to dobrze, że wprowadza pewne zmiany w mieście. Nawet zaczął odnawiać ten stary obskurny budynek. Choć nie jest to chyba najlepszy ku temu czas, nie sądzisz? - wszystkie jej pytania zazwyczaj trafiały w próżnie, także z czasem Mercedes przestała w ogóle czekać na odpowiedzi ze strony Nożownika - Wisi nad nami widmo nieuniknionej walki a on w najlepsze zajmuje się tak mało istotnymi detalami jak remont. No ale zobaczymy co dziś będzie miał nam do powiedzenia. Mam nadzieję, że jednak okaże się rozsądniejszy niż zakładam. No dobrze, a teraz jak już okazałam Georgowi odrobinę lekceważenia czas się z nim wreszcie przywitać. Nie mogę w nieskończoność wystawiać jego cierpliwości na próbę. W końcu znów się wyczerpie i draka murowana. - poklepała Nożownika po ramieniu i poszła w głąb sali.

Jak gdyby nigdy nic podeszła do Georga i pocałowała go leciutko w usta. Było to co najwyżej muśnięcie. Równie dobrze mogło uchodzić za braterski pocałunek, jak i taki, zarezerwowany dla pary kochanków.
Teraz też dopiero skinęła na powitanie Vegandorowi. Za wszelką cenę zachować hierarchię społeczną. Trzeba być dokładnym i skrupulatnym jeśli chodzi o etykietę. Tak ją zawsze uczono. A witanie rozpocznij od osoby najważniejszej, stopniowo kierując się do tych nieistotnych.
- Witaj kochanie – szepnęła do Pietrova. Ta gra wiele ją kosztowała, ale nie dała mężczyźnie najmniejszego powodu do podejrzeń, że jej zachowanie jest sztuczne i wymuszone – Mieliśmy zdaje się ten wieczór spędzić razem. Zabierzesz mnie gdzieś gdy to małe spotkanie dobiegnie końca? - kokieteryjnie zatrzepotała rzęsami i ściągnęła usta jakby faktycznie była mocno znudzona – Mam ochotę się zabawić. Może pojeździmy na twoim motocyklu a później zabierzesz mnie do tej waszej uroczej speluny i spijemy jakąś mocno wstawioną lalunię? - objęła go w pasie i uśmiechnęła się do niego promiennie.

Ten gest chyba go ośmielił, bo usiadł na krześle wyraźnie zadowolony i silnym zdecydowanym ruchem ręki posadził ją sobie na kolanach. Nie broniła się nawet. Założyła nogę na nogę tak, że fałdy materiału jej wieczorowej kreacji znów się rozstąpiły ukazując długą zgrabną nogę i kusząc Brujaha jeszcze mocniej swoim ponętnym widokiem. Miała też wrażenie, że George z wyższością zerka na Antoina. Coś wewnątrz niej zadrżało ale zmusiła się by sama nie spojrzeć w tamtą stronę.
Jakie to dla niego typowe – pomyślała z pogardą – mały popis, aby dać wszystkim do zrozumienia kto posiadł najpiękniejszą damę w towarzystwie.

- W porządku aniołku – odparł Pietrov - Jeśli chcesz się zabawić, to kto dostarczy ci lepszych rozrywek niż George? - a później demonstracyjnie pogładził ją po kasztanowych włosach.

- Zgadza się. Wiesz doskonale czego potrzebuje taka dziewczyna jak ja. - przyznała, choć w głosie można było wyłowić nutę smutku.

Nagle uwagę Brujaha przykuło coś innego. Roland przechadzał się po ogrodzie ściskając przy piersi jakiś pakunek. George wybiegł do niego aby zaraz wrócić z.... no właśnie. Mercedes beznamiętnie przyglądała się ochłapowi mięsa, który pozostał po Gangrelu.

Dać mu krwi? - pomyślała – jemu nie pomogłaby nawet krew Matuzalem. Na głos powiedziała jednak coś innego:

- Jeśli coś w ogóle ma mu pomóc to krew wampirza, nie ludzka. - a później wpiła kły w swój nadgarstek aby zaraz przyłożyć go ust Briana i pozwoliła by rubinowy płyn swobodnie spływał mu do gardła – Może to postawi go na nogi? - zważając, że Gangrel pozbawiony był jednej z nóg było to może bezlitosne skwitowanie sprawy, ale Mercedes była w parszywym humorze i chwilowo pozwoliła sobie na mały wyciek dekadenckiego stanu ducha. Dodała jeszcze w ramach wyjaśnień – Nie ma obawy, że go do siebie przywiąże. Jeden raz mu nie zaszkodzi.
 
liliel jest offline  
Stary 07-10-2008, 15:59   #277
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński

„Wszystko wygląda niezwykle obco…to tak, jakby piękną starą melodię zagrać na nowo zmieniając cały pierwotny sens jej twórcy.”Lipiński skwitował w myślach nowy wygląd sali konferencyjnej. Była ładna, lecz brakowało w niej według Nosferatu czegoś, co nadawałoby jej nietypowego klimatu. Nie miał jednak czasu dłużej się nad tym zastanawiać, czy choćby przywitać się z kimkolwiek, gdyż jeden ze szczurków mających za zadanie śledzić Briana właśnie wrócił zdać piskliwy raport.

Zgubiliśmy go, oj zgubili
Sił nie szczędzili
W środku lasu wreszcie dopędzili
Miał on wtedy cztery łapy
No i łeb kudłaty
Bestia na niego czatowała
Ślinka jej aż leciała
Szarpali się okrutnie
Białe szaty im przerwały
Resztki wampira pozbierały
A Bestia susa dała
I zwiała…


Obrazy żywcem wyciągnięte z główki swojego pomocnika pojawiały się przed oczyma wampira[animalizm]. Ten nie miał czasu nawet na przeanalizowanie nowych informacji, gdyż do Elizjum zawitał nie kto inny, jak Roland niosący okrwawiony tobołek.

Ciekawe, po raz pierwszy widzę go, poza jego dziwacznym pokojem.” – pomyślał lekko zaskoczony Karol, który nie musiał nawet zbliżać się do pakunku wniesionego przez Georga do sali, żeby wiedzieć co jest jego zawartością. Nie pchał się nawet w jego pobliże, tylko stanął nieopodal wreszcie mając nieco czasu na rozmyślenia.

Zebrani tymczasem zdecydowanie ożywili się a Mercedes pośpieszyła z pierwszą pomocą ofiarując dawkę swojej krwi. Lubił młodego Gangrela, dzięki czemu Ortega zyskała sporo w jego oczach. - „Szlachetnie i sprytnie zarazem, lecz przede wszystkim skutecznie.”

- Ech Biedny chłopak…według relacji mojego posłańca, dopadł go wilkołak prawdopodobnie Malkavianie go uratowali w ostatnim momencie. – stwierdził zupełnie obojętnie tuż za plecami zebranych.

Nie sądziłem, żeby pobliżu żyły jakieś, a jedyny, o jakim mi było wiadomo istniał jedynie w opowieść. Najwyraźniej tutaj nawet dziwne historyjki są istotnym źródłem informacji. – Zerknął najpierw na Antoine’a a później na Rolanda. Pierwszy wiedział coś o zbuntowanej córce wiedźmy i jej wilczym synu, drugi był zapewne odpowiedzialny za jej ochronę.

„Niesamowite, opowieść, którą przekazała mi Marry zawiera w sobie więcej prawdy niż przypuszczałem. Co jeśli…” – Aż wzdrygnął się, nagle ucinając własne myśli, które jak na złość wypływały na powierzchnie. – „…jeśli przepowiednia o zbliżającym się końcu świata również jest prawdziwa?”

Jeszcze jak zwykle enigmatyczna wypowiedź Rolanda nie pomogła im ani trochę. Lipiński gdyby tylko było to możliwe z wielką chęcią poszperałby mu w jego pokręconym umyśle, a był święcie przekonany, iż były książę wiedział niejedno.

- Rolandzie zaczekaj. – Rzucił Nosferatu za odchodzącym mężczyzną a przed oczami stanęła mu ich wczorajsza bezowocna „rozmowa”. Zamierzał spróbować tym razem nieco inaczej.

- Co za demony pożarły duszę chłopca z opowieść? One są tutaj w tej posiadłości, prawda? – spytał nie zwracając uwagi na pozostałych, a jego melodyjny głos ani przez chwilę nie zadrżał. Chciał wiedzieć i pozna odpowiedzi na swoje pytania, prędzej czy później.

- Jako pierwszy punkt w dzisiejszej dyskusji proponuje zastanowienie się nad sporządzeniem dokładnego spisu naszych „świętych” braci. – dodał nieco głośniej, nie robiąc sobie za wiele z faktu, iż Brian był w bardzo poważnym stanie i na razie wszelkie dyskusje mijały się z celem. Teraz ciekawiła go reakcja Króla Szaleńców.

Patrząc się ciągle w swojego rozmówcę, szepnął do swojego szczurzego kompana.
- Zbierz wielu swoich braci i razem przeszukajcie bardzo dokładnie piwnice pałacu, ruszaj.

„Czas poznać przyczynę tajemniczego zachowania Briana i przyczyny jego nieszczęścia.”
 
mataichi jest offline  
Stary 07-10-2008, 18:45   #278
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Stał dokładnie przed drzwiami. Wyprostowany jak wtedy, gdy oczekiwał na cara Piotra wielkiego w sali, którą zwykli zwać szachownicą. Z równo ułożonym pod pachą pudełkiem z figurami, co partie nowymi, by władcy nie znudziło się prowadzenie tych samych wojowników, z rozpuszczonymi i zaczesanymi do tyłu włosami, w stroju na tyle skromnym, by nie uchodzić za pysznego, i na tyle zadbanym, by nie urazić nim pana. Teraz to jednak on był panem – miast pozłacanych figur trzymał w dłoni wysadzaną kamieniami szlachetnymi laskę, jego włosy przez blisko dwa wieki spędzone w rosyjskiej studni straciły kolor platyny na rzecz szarości, a hiszpańską koszulę i wypastowane skórzane buty zastąpił czerwona delia ze złotymi haftami. Nie szachista – książę. Teraz on był tu panem. Lecz denerwował się równie mocno, co przed spotkaniami z Piotrem Wielkim.

„Nie boję się wcale tych grubych i długowłosych ludzi. Boję się raczej tych innych, bladych i wysmukłych”, wspomniał słowa, które Plutarch przypisał Cezarowi. Konflikt z Hrabiną nie napełniał jego serca przerażeniem, wierzył bowiem nie tylko w szanse swych podwładnych, ale i w swoje słowa, którymi w razie problemów pragnął załagodzić gniew w sercu wiedźmy. Bał się wyłącznie tych, do których za moment zwróci się słowami „przyjaciele”. Nie szalonych i, jak dowiodły ostatnie wydarzenia, Dżejów, nie tajemniczego Rolanda, nie opętanego żądzą walki Georga... Bał się tych najspokojniejszych, odzianych w płaszcze, o przyjaznych uśmiechach i potężnych rozumach…

Poprawił jeden z kosmyk włosów, który opadł mu na czoło. To będzie teatr, teatr jednego aktora, który będzie musiał oczarować widownię. Będzie recytował monolog, równie porywający co słowa Antygony, równie ważny dla historii, co rozważania Hamleta dla literatury. A oni będą spijać kolejne słowa z jego ust, poddając się tej magii. Tak jak uczył go Dominik. Lecz czy jego metody są nadal skuteczne? Czy w epoce mechanizmów zakładanych na ucho, przez które można porozumiewać się z całym światem, w chwili gdy do obejrzenia wschodu słońca na drugim w Australii wystarczy tylko małe urządzenie, komputer, czy w takich czasach dostojne i potężne słowa nadal potrafią porwać ludzi?

Okaże się.

Wtem za drzwiami zaczęła się zawierucha. Podniesione głosy, szybkie kroki, wyraźny dźwięk towarzyszący położeniu ciała na stole… Zapach krwi. Czuł też zapach krwi…

Brian. Wychwycił to imię ze słów wampirów, natychmiast zrozumiał, co się stało. Cóż, monsieur Lipiński nigdy nie należał do szczególnie rozważnych, więc i tym razem poszedł o krok za daleko. Czy rolą księcia ma być zajmowania się takimi podwładnymi? A z drugiej strony jego opowieść o tym, co doprowadziło go do takiego stanu, mogła okazać się naprawdę istotna dla wielu spraw, które dotyczą bytności wampirów w tym mieście.

Powolnym krokiem udał się do ukrytej części swego gabinetu, znów z pełnym uznania uśmiechem korzystając z tajnego przejścia. Z biurka wziął jedną z przenośnych lodówek (tą oznaczoną jako zwykła – w końcu Gangrele nie przejmują się tak smakiem szlachetnego napoju jakim jest krew) i niespiesznym, dostojnym krokiem ruszył ku sali tronowej, gdzie odbywała się pierwsza oficjalna narada kainitów miasta.

Wiekowy Ventrue przekroczył powolnym krokiem próg pomieszczenia. Wyprostowany, poważny, chłodny. Ubrany bogato, acz ze smakiem. Obojętny, lecz przy tym uprzejmy. Postawił lodówkę z krwią na stole, zaraz obok Briana, spoglądając przy tym na pojącą go własną krwią Mercedes.

- Cóż, myślałem, że tak będzie łatwiej. – stwierdził, patrząc na kolejne krople krwi wyciekające z jej nadgarstka. Pragnął chociaż skosztować tej cieczy, wyobrażając sobie przy tym jej smak, podobny najlepszym winom z Francji, ale tego pragnienia był świadomy tylko on. Chłód i opanowanie, powtarzał sobie w myślach książę Jeżeli monsieur Lipiński po przebudzeniu zgłodnieje, będzie czym zaspokoić jego pragnienie. Zresztą, to dobra okazja, by samemu się posilić – jeżeli ktokolwiek z was, przyjaciele, odczuwa taką potrzebę – zachęcam.

Spojrzał jeszcze raz na zmasakrowane ciało Briana, po czym ruszył w kierunku jednego z Brujahów stojących pod ścianą. Dość zmieszane miny świadczyły o tym, że nie przywykli oni do tego typu spotkań. Ciekawe, jakie narady – jeżeli w ogóle takie pojęcie istniało za czasów jego rządów – organizował Roland

Szepnął kilka słów wampirowi, ten zaś po krótkim „Pewno!”, zniknął za drzwiami. Po chwili wszyscy usłyszeli dźwięk nieodłącznie towarzyszący każdemu kopnięciu, a przez otwarte drzwi do sali wleciała leżanka z gabinetu Roberta. Cóż, w prawdzie nie o takie przeniesienie jej tutaj chodziło Stańczykowi, ale czego innego mógł oczekiwać…

Gdy po chwili Brian leżał już wygodnie parę metrów od stołu, a Aligarii powitał wszystkich gości i stanął przed swoim tronem, zaczął swą przemowę.

- Jeszcze raz chciałbym was wszystkich uroczyście powitać na tym spotkaniu. Wiedzcie, iż goszczenie tak wielu ważnych person tego miasta jest dla mnie prawdziwym zaszczytem. I chociaż doskonale wiem, że czeka nas wiele naprawdę ważnych spraw, pozwolę sobie na kilka słów z tematem wojny niezwiązanych – a przynajmniej nie bezpośrednio. – uderzeniem laski Aligarii tradycyjnie oddzielił od siebie wypowiedzi – Po pierwsze, po rozmowie prosiłbym, by mademoiselle Ortega i monsieur Lipiński po tym spotkaniu zgodzili się na krótką rozmowę w moim gabinecie, związaną ze sprawą niezwykle ważną dla naszej bytności w mieście.
Kolejne uderzenie laską – ale tym razem inne, niż zwykle. Mocniejsze, wyraźniejsze – jakby coś oznaczające.

- I rzecz druga, moi drodzy. Otóż, jak już zapewne wiecie, zakaz tworzenia potomków, który miał na celu ułatwienie przejęcie władzy przez obecną Radę, został ostatecznie zniesiony. Nie od dziś bowiem wiadomo, że nawet najpotężniejsi bohaterowie w pojedynkę nie zawsze potrafią pokonać przeciwności. Nasi wrogowie to istoty o ogromnej mocy, potrzebujemy więc przyjaciół. Bez zbędnego przedłużania – chciałbym przedstawić wam właścicielkę znanej i zyskownej galerii obrazów, młodą, piękną i powoli przygotowującą się do stawianych przed nią zadań Finney Haarde! – niczym w dobrze przygotowanym widowisku, drzwi do pomieszczenia otworzyły się w chwili, gdy Robert skończył mówić.

Finney wzbudzała zainteresowanie zgromadzonych na sali. W prawdzie brakowało jej uroku Mercedes, ale była z pewnością kobietą nieprzeciętnej urody, a jej przerażenie sytuacją zamiast wzbudzać w Stańczyku gniew, zmusiły go do uśmiechu. Obojętne, czy te odczucia były prawdziwe czy udawane, było to naprawdę dobre rozwiązanie, godne Ventrue.

Powolnym krokiem doszła na sam koniec stołu, by zająć miejsce obok tronu Aligariego, po drodze już coraz pewniej odpowiadając na kolejne powitania. Gdy szepty przy stole ucichły, Robert wyprostował się na swym tronie i znów zaczął przemawiać.

- Wszyscy wiemy, do czego dojdzie już niedługo. Wojna z hrabiną Munk nie przybrała jeszcze formy regularnych starć, lecz słyszałem, iż niektórzy z was mieli już okazję spotkać się z jej poddanymi. Przede wszystkim zależy mi na dokładnych relacjach z tych spotkań. Jak mniemam, George i jego przyjaciele podczas swych miejskich podróży także natknęli się na jakiś ślad jej działalności… Czy się mylę?

- Wojna nadciąga, to pewne. Gdyby były to normalne starcia, z pewnością najlepiej byłoby spróbować się bronić na naszym terenie – lecz możemy być pewni, iż hrabina osobiście nie odwiedzi nas podczas walk, a to głównie o jej usunięcie chodzi. Jeżeli zaś ufać opowieściom o jej magicznych zdolnościach, to właśnie ona, a nie jej obrońcy będzie największym wyzwaniem podczas potencjalnej bitwy. To my musimy więc zaatakować – tylko jak? Każdy z nas zapewne ma swój własny plan, w jego mniemaniu – idealny. Nie mam jednak zamiaru, i mniemam, iż poprzecie mnie w tym postanowieniu, posyłać nikogo na śmierć spowodowaną moimi błędami. Najlepszą strategię działania otrzymamy wybierając dobre elementy z pomysłów wszystkich zgromadzonych tu, przy tym stole. I pamiętajmy, że nie zawsze taktyka generała okaże się lepsze od twórczości otwartego umysłu… - ostatnie zdanie wypowiedział spoglądając na archonta.

- By dobrze przygotować się do bitwy, trzeba znać stan swych wojsk. Podczas naszej ostatniej rozmowy dowiedzieliśmy się, ilu kainitów znajduje się w mieście – a inni? Zapewne nie tylko ja zdołałem stworzyć Ghula, niektórzy z was mają zamiar stworzyć potomka, inni zaś zdołali poznać już kogoś, kto jest w stanie nam pomóc. Albo zdobyli coś, co może ułatwić nam osiągnięcie tego celu.

- Mimo przejęcia wojną, nie można zapomnieć również o wydarzeniach bieżących. Chciałbym tu, wśród nas wszystkich, omówić każde niepokojące zdarzenie, które miało miejsce na okolicznych ulicach od początku naszych rządów.

Uderzył laską o ziemię, na znak zakończenia swej wypowiedzi. Nie miał zamiaru prowadzić obrad – z pewnością od razu ktoś próbowałby pozbawić go tej funkcji. To jednak, że nie udziela głosu i nie narzuca tematów, nie oznacza, że nie może sterować całą rozmową…

Finney obróciła swą głowę w kierunku Roberta, uśmiechając się delikatnie. Podziw przepełniał jej oblicze. A to był dopiero początek…
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.
Kutak jest offline  
Stary 09-10-2008, 21:37   #279
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
- Niezbyt rozumiem, książę, o co ci chodzi z tym generałem. Widocznie mój prosty toreadorski umysł nie pojmuje głębokości ventrueowskiej aluzji. Ponadto, przyznam, że nie próbuje nawet pojąć, bo też nie żebraliśmy się na aluzje, tylko na naradę wojenną. Zresztą całkiem to sensowne, że osoba, która czuje, iż nie jest do końca kompetentna, jeżeli chodzi o wojenne i wojskowe sprawy, poddaje taktykę pod ogólne rozważanie. Choć nie mnie, skromnemu urzędnikowi Rady Camarilli, który przybył tu tylko jako obserwator oraz rozjemca w sporach, mówić ci książę, jak masz prowadzić tą sprawę, uważam, że akurat to dobry pomysł.
- Pozwolę sobie zwrócić uwagę na kilka elementów, które może ci się, książę, przydadzą przy podjęciu decyzji. Rzeczą szczególnie ważna jest, aby atak nastąpił dokładnie za sześć dób. Wybaczcie państwo, ale to informacja absolutnie zastrzeżona i pewna. Uderzając wtedy będziemy mieli jakąś szansę, kiedy indziej, nie, po prostu nie. Skąd ją posiadam? Nieistotne, a raczej, rozumiem ciekawość, ale swoich źródeł informacji nie mogę podać. Jednak wierze im na tyle, że jeżeli zdecydujesz, książę, o ataku w innym dniu, to ja stąd wyjeżdżam, bowiem jestem pewien, że nie będzie z reykiawickiej rodziny co zbierać potem. Proponuję także zastanowienie się nad następującymi możliwościami osłabienia czarownicy. Kwestia Lalkarza. Jego ciała nie możemy dosięgnąć, ale umysłu, jeżeli spróbuje się do nas zbliżyć, jak najbardziej. Przecież jego myśli możemy spokojnie dosięgnąć przez lalki, którymi steruje. Dominacja, prezencja, czyli to, co Ventrue mają najsilniejsze, może przełamałaby jego obrony oraz uczyniła sojusznika. Ba, może nawet ten fakt pozostałby ukryty przed czarownicą. Może ewentualnie kilku z nas by spróbowało? Skutek wprawdzie niepewny, ale szansa jakąś istnieje. Ponadto jak widzicie możliwość potraktowania budynku hrabiny ze Stingera? Obok mamy bazę amerykańskiej armii. Dlaczego by nie opanować jakiegoś żołnierza i nie poczęstować przeciwnika takim pociskiem? To broń bardzo precyzyjna, zagrożenie dla innych żadne. Potem zaś wręcz moglibyśmy tam pójść nawet udając, że będziemy kogoś ratować. Taki pocisk natomiast jeżeli by nie zabił, to przynajmniej mocno poranił oraz ogłuszył. Rzecz jasna, można to osiągnąć także prostszą metodą, typu cysterna z benzyną, ale wtedy mogłoby się coś za bardzo palić.
 
Kelly jest offline  
Stary 10-10-2008, 13:01   #280
 
liliel's Avatar
 
Reputacja: 1 liliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputacjęliliel ma wspaniałą reputację
To ciągłe stukanie laską było niezwykle irytujące.
Czy Alligarii naprawdę sądzi, że ten kawałek drewna dodaje mu autorytetu? Za to, w jakie tarapaty nas wpakował ktoś powinien mu tą laską spuścić lanie. - pomyślała niechętnie Ortega - Przerzucić przez kolano jak krnąbrne dziecko i trzepać ile wlezie. Dotychczas układ z hrabiną nie był może idealny ale jakoś dawaliśmy sobie radę. A ten przemądrzały Ventrue myśli chyba, że wyświadcza nam przysługę zaprowadzając w mieście porządek.
W mniemaniu Mercedes zaś, wraz z jego przybyciem pojawił się jedynie chaos i niepewność.

- Nie mam co prawda doświadczenia w kwestiach wojennych, ale zgadzam się z panem Lasallemzabrała głos Mercedes bawiąc się kosmykiem swoich kasztanowych włosów. Wyraz twarzy miała odrobinę znudzony ale bacznie obserwowała wszystkich na sali i nie spuszczała z nikogo oczu - Myślę, że najlepiej byłoby zniszczyć na dobry początek posiadłość hrabiny. Nie sądzę, żeby szczęście dopisało nam aż tak bardzo, by ona sama przy tym wyzionęła ducha. W końcu zupełnie nie znamy jej możliwości, niewątpliwie jednak jest potężna. Kilka pocisków ziemia-powietrze powinno załatwić chociaż sprawę córek, bądź ludzkich pomagierów wiedźmy, tym bardziej, że nie mamy informacji ilu takich może znajdować się na terenie jej posiadłości. Ewentualnie moglibyśmy podłożyć pod dom ładunki wybuchowe i zrównać go z ziemią, co daje podobny efekt. Tutaj jednak potrzebowalibyśmy kogoś zdolnego, by niepostrzeżenie zaminować budynek. A później pozostaje wkroczyć tam i, że tak powiem, dokończyć sprawę bardziej tradycyjnie. Stinger to dobre rozwiązanie. Działanie na odległość byłoby bezpieczniejsze i mniemam, bardziej skuteczne.
Pan Lasalle zapewnia nas, że za 6 dni jest odpowiedni moment by zaatakować. Ja wierzę, że ma solidne podstawy by tak twierdzić i nie widzę potrzeby aby mu nie ufać. Zresztą, w ciągu 6 dni powinniśmy zdążyć zająć się sprawami organizacyjnymi.
 

Ostatnio edytowane przez liliel : 10-10-2008 o 13:07.
liliel jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 03:30.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172