Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 29-10-2007, 23:05   #41
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Brian odsunął się od drzwi, mierząc nowoprzybyłego wzrokiem spod uniesionych brwi. Wyglądał tyleż ciekawie, co dystyngowanie. Brian dostrzegł charakterystyczny kształt futerału na skrzypce pośród bagaży niesionych przez jego służebnego.
Ach... Artysta.
Pierwsze wrażenie kazało raczej mało przejąć się delikatnym niemal archontem, z drugiej jednak strony, któż mógł wiedzieć co kryje się pod tą jego powierzchownością? W gruncie rzeczy jednak, szósty mieszkaniec ich apartamentu w hotelu Borg wywołał na nim całkiem pozytywne wrażenie.
Wysłuchał przemowy Lasalle'a i następującej po niej przemowy Aligariego. No, nasz książę wykazuje się w końcu jakimś kunsztem dyplomatycznym... Choć dopiero co nie omieszkał wyraźnie wskazać młodszemu współklanowcowi, gdzie jest jego miejsce.
Brian uśmiechnął się słysząc niewinne przekolorowywania w wypowiedzi Lipińskiego, a zaśmiał się lekko, gdy ten mrugnął do niego, wspominając coś o obowiązkach.
- W istocie... - odezwał się, z lekka rozbawionym głosem - Wybieraliśmy się właśnie z z panem Lipińskim na przechadzkę. - uśmiechnął się do zgromadzonych, po czym obrócił wzrok ku Archontowi - Monsieur Lasalle, ogromnie miło mi pana poznać. - Skłonił się, nieco niżej niż przy poprzednich okazjach - Na imię mi Brian, tylko Brian. Do usług, jeśli by pan jakichś potrzebował. A teraz... - znów zwrócił się do wszystkich zgromadzonych - Jeśli zechcecie państwo wybaczyć...
Brian skinął do Nosferata, obrócił się i ruszył w kierunku rozwartych drzwi.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 01-11-2007, 15:45   #42
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Brian/Karol

Skrupulatnie zamknęli za sobą drzwi, po czym obaj, Gangrel i Nosferat, ruszyli wzdłuż korytarza.
- Chodźmy schodami - zaproponował Brian, gdy zbliżyli się do windy. Karol skinął tylko głową i obaj ruszyli dłuższą drogą. Po chwili milczenia, Gangrel zwrócił się do swego towarzysza, raptownie przechodząc z języka angielskiego na polski:
- Jest pan z Polski, panie Lipiński, prawda? Nazwisko pozwala tak przypuszczać - zauważył, uśmiechając się do niego lekko.

Lipiński słysząc ostatnie słowa Briana zaśmiał się uradowany.
- Cóż za niespodzianka – również przeszedł na swój ojczysty język– nie pamiętaj już, kiedy ostatnio używałem polskiego… A to taki piękny język – zadumał się przez chwilę.
- Tak pochodzę z Polski, kiedyś nawet byłem szanowanym muzykiem i kompozytorem w swoim kraju, ale wszystko to przeminęło bezpowrotnie. – Zrobił krótka pauzę jakby próbował sobie coś przypomnieć - Pana nazwisko też świadczyło o pochodzeniu słowiańskim, nie mylę się?

- Tak... Nie inaczej. Ale to taka moja mała... Tajemnica - Brian mrugnął do Karola. Obaj doszli właśnie do końca korytarza, skręcili i ruszyli w dół marmurowych schodów. Po chwili Brian indagował:
- Mówi pan, iż był pan muzykiem? W takim razie najwyraźniej znajdzie pan wspólny język z naszym drogim Archontem... Najwyraźniej gra on na skrzypcach! Ciekawe, czy obecność Antoine'a Lasalle zdoła ostudzić nieco zapędy naszych dwóch Ventrue. Za to my obaj nie powinniśmy mu chyba przysporzyć zbyt wiele trosk - wydaje mi się bowiem, że pan, panie Lipiński, podobnie jak i ja woli... - Brian wykonał dłonią w powietrzu nieokreślony gest, jakby szukając odpowiedniego wyrażenia - ...mniej pompatyczne sposoby załatwiania swoich interesów, nieprawdaż? - Gangrel spojrzał na swego towarzysza z lekkim, cwanym uśmiechem na ustach.


-Rzeczywiście niepotrzebne kłótnie to nie w moim stylu, są dużo skuteczniejsze metody osiągania własnych celów. Nie sądzę jednak żeby obecność archonta pomogła w przypadku naszych dwóch kogucików, którzy przy byle okazji będą sobie skakać do gardeł.- Karol wzruszył jedynie ramionami- Osobiście o wiele bardziej sobie cenie otwartego wroga niż fałszywego przyjaciela. Zależy mi tylko na jednym, aby rada w oczach Archonta działała sprawnie.
Szli przez chwilę w milczeniu aż znaleźli się w głównym holu hotelu, dopiero wtedy Lipiński podjął rozmowę.
-Mam, co do naszego Archonta złe przeczucia, o ile kłótnie Ventrue mnie nawet bawiły, o tyle Antoine zdecydowanie od pierwszej chwili nie przypadł mi do gustu, szczególnie jego nadmierne poczucie własnej wartości. – Najwyraźniej Nosferatu chciał dorzucić coś bardziej dosadnego, ale w ostatniej chwili się zreflektował i poprzestał na wskazaniu jednego z bocznych korytarzy. Oboje skręcili w lewe skrzydło hotelu.
- Jak pan myśli, jaki powinniśmy podjąć kolejny krok? Odwiedziny u Rolanda wydają mi się najbardziej wskazane w naszej sytuacji.

- Cóż, z całą pewnością należałoby zacząć właśnie od tego... Któż jednak wie, jakie niespodzianki mógł naszykować dla nas były książę? Będziemy musieli się do nich dobrze przygotować! - zaśmiał się Brian. PO chwili spoważniał nieco i kontynuował, uśmiechając się przyjaźnie do swego rozmówcy:
- Wie pan co, panie Lipiński? Może dajmy sobie już spokój z tym "pan-owaniem". Przyjemnie byłoby wiedzieć, że ma się przynajmniej jedną pokrewną duszę w tym obcym miejscu, jeśli oczywiście nie miałbyś nic przeciwko... Karolu.

-Oczywiście, że bym nie miał, co więcej, również zależy mi na tym żebyśmy dali sobie spokój z grzecznościami i przeszli na Ty. Ale jak mniemam wolałbyś żebym nie używam twojego prawdziwego imienia Brianie? – po raz kolejny Nosferatu się zamyślił- ja do swojego tak się przywiązałem, że chyba nie mógłbym przybrać jakiejś innej tożsamości, ale przypuszczam, że jest to kwestia przyzwyczajenia. – Wskazał ręką kolejne schody prowadzące z powrotem na górę.

Proponuje powolutku wracać trochę okrężną drogą, Książe pewnie będzie chciał naradzić się, co do dalszych działań. A co do Rolanda, to Malkavianie są tak nieobliczalni, że możemy spodziewać się wszystkiego. – Karol jedynie westchnął, cieszyło go, że zyskał sprzymierzeńca a może nawet kogoś więcej, ale wiedział, że z resztą wampirów kontakty nie będą się układały tak przyjaźnie.
- A przede wszystkim zastanawia mnie nieznajoma w kapeluszu i to, w jaki sposób znikła, ale przeczucie podpowiada mi, że jeszcze ją spotkamy.

- Cóż, spotkamy ją na pewno - jestem przekonany, że nie była ona osobą gotową zniknąć tak po prostu. A co do moich imion... Cóż, używam ich wielu. I jakoś nie jestem do większości z nich przywiązany. Na tą okazję niech więc będzie właśnie "Brian".
Gangrel splótł dłonie na płaszczu za plecami i powoli ruszył w kierunku wskazanym przez Lipińskiego. Zdawał się być jeszcze bardziej zrelaksowany i uśmiechnięty niż jeszcze przed chwilą. Zyskał właśnie kolejnego sprzymierzeńca, czy przyjaciela - jak zwał tak zwał. Teraz wspólnie mogli sobie pozwolić na śmielsze granie w karty w tym obcym mieście...
- I, tak, myślę że pora nam już wracać powoli. - zgodził się z Karolem.
powoli. - zgodził się z Karolem.
 
mataichi jest offline  
Stary 01-11-2007, 23:34   #43
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
- Bardzo się cieszę, że nasz zacny archont w końcu przybył, by zaprowadzić prawo i sprawiedliwość. – rzekł Andrzej, spoglądając wymownie na stojącego bliżej drzwi Księcia. – Nazywam się Andrzej Deresz i jestem primogenem Ventrue w tym mieście. Miło mi poznać pana, sir Lasalle. Ta urocza dama, obok mnie...

Skinął ruchem głowy na Machę, którą podtrzymywał dyskretnie, kiedy ta zachwycała się otrzymanym bukietem.

- ...To przedstawicielka rodu Malkaviana, madame Macha Komarenko.

Słysząc własne imię, wampirzyca podniosła głowę i po raz pierwszy spojrzała na oblicze nowoprzybyłego. Twarz pozbawiona emocji przybrała wyraz strachu, aż wreszcie przerażenia. Usta rozwarły się w niemym krzyku, zaś niewidzące oczy niemal wybałuszyły na zewnątrz, tak szeroko zostały otwarte.

- Kapelusz...

- Macho, co się stało?
– zaniepokojony Andrzej potrząsnął ramieniem kobiety. Ku swojemu przerażeniu, zobaczył, że znów ścieka po nim krew.

***

Akurat, gdy Brian i Karol postanowili zakończyć przechadzkę i wrócić do pozostałych Kainitów, ich uszu doleciały dziwne huki dobywające się z przewodu klimatyzacyjnego. Jakby setki małych ziarenek uderzało o dno... a może łapek?

Nasłuchując uważnie zbliżających się odgłosów, Nosferatu wyłowił spośród nich szczurze piski. W otworze kratki, która się znajdowała nad ich głowami, ujrzał znajomy pyszczek.

- Mozart! – wykrzyknął imię ulubieńca.

Obserwujący scenę Gangrel podświadomie niemal nastroił swój umysł na szczurzą mowę i kiedy dotarł do niego sens wypowiedzi zwierzęcia, przerażony szarpnął towarzysza za rękaw. Ruch był tak gwałtowny, że szal, skrywający twarz Karola, zsunął się, ukazując potworne oblicze Upiora z Opery. Nie to jednak przeraziło Briana.

- Musimy uciekać, to wszystko zaraz wybuchnie!

Nie zastanawiając się ni chwili dłużej, dwaj Kainici popędzili z powrotem w dół schodów. Jak odruchowo zauważył były kompozytor, towarzyszący im akompaniament szczurzych nóżek, tylko wzmagał poczucie grozy.

***

Przed oczami Malkavianki przepływały obrazy zdające się nie mieć ze sobą żadnego powiązania, żadnego poza jednym – wszystkie naznaczone były piętnem zniszczenia. Apokaliptyczne wizje raz po raz nakładały się na rzeczywistość, mimo to wciąż wyraźnie widziała mężczyznę w białym garniturze, a raczej.... jego kapelusz.

Andrzej siłą woli hamował odruchy drapieżcy, patrząc na broczącą krwią kobietę. Czerwień w kąciku jej ust wyglądała tak kusząco... Nie, nie mógł pozwolić Bestii na przebudzenie się!

- Macho, mów! Jak ci pomóc?

- Kapelusz... zupełnie taki jak jej. –
mówiła Malkavianka słabym głosem.

Wyciągnęła dłoń w kierunku Antoine’a, który odruchowo cofnął się, wiedząc cóż klan szaleńców może poprzez taki dotyk zdziałać.

- Na jej kapeluszu było moje imię, tu też ono jest. – majaczyła dalej. – Muszę umrzeć, teraz już... To smutne, bo nie rozumiem ciągle...

Bukiet kwiatów wypadł z rąk wampirzycy, a ona zdziwionym wzrokiem powiodła za nim. Dopiero, kiedy spadł u jej stóp, a kwiaty skąpały się w plamach jej krwi, na wargi kobiety wypełzł uśmiech.

- No tak, Wrota Piekieł. Kapelusz ich pilnuje. Nie możecie ich...

BOOOOOOOOOOOOOOOOOOOM!!!



Antoine, Robert, Andrzej, Macha

Trudno powiedzieć czy do eksplozji doszło na ich piętrze, czy też gdzie indziej. Wybuch na pewno był blisko i choć nie był na tyle mocny, aby zawalić kondygnacje Hotelu Borg, to jednak Kainici musieli się znaleźć w jego centrum. Na szczęście same płomienie były dość sporadyczne, jedynie gruz ze zwalonych ścian i wszechobecny pył, utrudniały orientacje.

Korzystając z wampirzych mocy, Archont przyskoczył do Roberta, biorąc za swój punkt honoru uratowanie Księcia. Okazało się to jednak, że, jak na starego Ventrue przystało, Robert Aligarii zgłębił tajniki nadludzkiej odporności. Teraz Antoine rozejrzał się w poszukiwaniu swego służącego, na szczęście ghula ocaliła solidna framuga drzwi, o którą się opierał, a która teraz stała się podparciem dla ściany. Dzięki czemu ta, zamiast się zawalić, stworzyła swoiste schronienie wampirzemu słudze.

Tymczasem Książe wsparłszy się na swej lasce i otrzepawszy upranie, rozejrzał się w poszukiwaniu pozostałych Kainitów. Niestety Andrzej i Macha nie mieli tyle szczęścia. Zawał runął prosto na nich.

Na zewnątrz słychać już było wycie karetek pogotowia i straży pożarnej, więc pomoc była w drodze. Co jednak jeśli w trakcie odgrzebywania Ventrue i Malkavianki wyjdą ich nadludzkie właściwości? Wtedy nici z zaskoczenia czy Maskarady.

Archont odesłał ruchem dłoni Stephena, by ten uciekał, po czym sam zaczął odkopywać gruzy tam, gdzie jeszcze niedawno stała dwójka Kainitów. Po chwili wahania, Robert przyłączył się do niego.

Jak się okazało, na szczęście warstwa nie była zbyt gruba. W niedługim czasie dostrzegli kawałek ludzkiego ciała - były to plecy Deresza. Podczas gdy jego nogi wciąż były uwięzione, wspólnymi siłami Archont i Książę odkopywali tułów. Wychodziło na to, że drugi Ventrue również posiadł umiejętność nadludzkiej odporności na uszkodzenia i własnym ciałem osłonił Machę. Kiedy już Antoine miał nazwać go bohaterem, spojrzał niżej i... słowa uwięzły mu w gardle.

Andrzej Deresz nie pochylał się nad ciałem Malkavianki, lecz nad kupką popiołu!

Jego oczy dziko spojrzały na Roberta, po czym z ust wysunęły się wampirze kły. Kainita wyglądał tak, jakby chciał się rzucić na Księcia, lecz uniemożliwiały mu to przygniecione nogi.
Bestia zawładnęła nim całkowicie.


Brian, Karol

Dzięki ostrzeżeniu zwierząt, dwóm wampirom udało się odbiec od centrum wybuchu tak, że jego siła jedynie ścięła ich z nóg, nie czyniąc żadnej krzywdy.
Zdezorientowani spojrzeli na siebie. Musieli zdecydować, co teraz uczynić.
 
__________________
Konto zawieszone.

Ostatnio edytowane przez Mira : 01-11-2007 o 23:54.
Mira jest offline  
Stary 02-11-2007, 00:08   #44
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Co się...- zaczął już krzyczeć Aligarii, po czym wybuch całkowicie zagłuszył jego całkiem donośny w tamtej chwili głos. Spadający sufit, opadający ledwie parę centymetrów od głowy Roberta żyrandol- chaos, czysty chaos- to, czego stary Ventrue nienawidził chyba najbardziej. Szybkim i zręcznym ruchem, czymś tak rzadkim dla niego, skoczył za sporą kanapę, na której wcześniej siedział Andrzej wraz z Machą i modlił się do wszelkich bóstw o przetrwanie. Największym strachem w życiu Roberta był bowiem lęk o jego własną egzystencję... Słowa doktor Komarenko zdawały krążyć się po jego głowie, lecz nie były ważne, nie były istotne... Przetrwać...

Gest Archonta ucieszył go- nawet jeżeli była to chłodna kalkulacja, to zdawał się być oddany sprawie, lojalny Camarilli. Możliwe, iż ta cecha połączy ich w przyszłości. Wstając z ziemi, Aligarii odruchowo zaczął otrzepywać strój z gruzu, by po chwili zorientować się, że w tej czynności brak sensu- dziury i spore, krwawe plamy nie dadzą się tak łatwo "unicestwić". Cóż, konieczne będą pewne zakupy...

Podczas odrzucania kolejnych kamieni zawalonych na dwa wampiry Stańczyk powoli wracał już do normy- jego twarz na powrót "kamieniała", co chwilę też wykonywał kolejne ruchy laską, do niczego w prawdzie w tej sytuacji niepotrzebne, acz zdawałoby się- czynione odruchowo, mimowolnie. I gdy już miał zamiar zacząć mówić, dokopali się do drugiego Ventrue...

Odruchowo odskoczył. A później, przez ułamek sekundy, jego twarz wypełniła się strachem. Diabolizm. Umysł Roberta jednak szybko zaczął działać, przedstawiając mu plusy tej sytuacji i to, co teraz może zrobić... Co teraz musi zrobić...

Spojrzał na Archonta, spojrzeniem prosząc go o odstąpienie od Deresza.

- Andrzeju Dereszu z Ventrue!- zakrzyknął Książę patetycznie i wynośle, za nic mając sobie aktualną sytuację- Z powodu niezaprzeczalnego złamania jednego z najważniejszych przykazań Camarilli, korzystając z praw przysługujących mi jako księciu miasta Reykjavik, w obliczu szanownego Archonta, skazuję cię na karę śmierci poprzez wystawienie na działalność światła słonecznego!- stuknął mocno laską o ziemię, zmieniając przy tym chwyt- lecz tym razem nie był to tylko zwyczajny gest...

Końcówka laski "otworzyła" się, a z wnętrza wysunął się doskonale wykonany kołek. Wyprostowawszy rękę, książę powolnym krokiem zbliżył się do wściekłego wampira. Powoli i dokładnie, jakby czerpiąc z tego powodu przyjemność, przyłożył mu końcówkę swej broni do piersi, w miejsce serca. W momencie gdy Deresz mocnym ruchem chwycił laskę, zapewne z celem wyrwania jej z ręki starszego wampira, Aligarii ścisnął przedmiot jeszcze raz.

Andrzej opadł na gruz.

- Cóż, inne wyjście nie wchodzi w grę.- rzucił ni to do siebie, ni to do Antoine- A teraz trzeba stąd się zbierać, jak najszybciej. Byłbym wdzięczny, gdyby zdecydował się pan przywołać i poprosić swego sługę o zabranie prócz bagaży także ciała pana Deresza, bądź też wysłał go celem odnalezienia pana Lipińskiego oraz Borowicza.

Twarz Aligariego znów była zimna, jego dłoń spokojnie spoczywała na lasce, będącej na powrót niepozornym podparciem kaleki. Tylko jego dusza zdawała się świętować, umysł zdawał się krzyczeć. Tak kończą podobni do niego, myślał spoglądając na Andrzeja.

Później przyjdzie czas na świętowanie. Teraz nadal są w niebezpieczeństwie...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 02-11-2007 o 01:08.
Kutak jest offline  
Stary 02-11-2007, 00:45   #45
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
"O wiele bardziej sobie cenie otwartego wroga niż fałszywego przyjaciela..."
Tak powiedział Lipiński. Brian przez chwilę zastanowił nad tym.
Cóż... - odpowiedział po chwili sam sobie I to nas jednak różni, Karolu, to nas jednak różni...

Gdy spośród pisków przerażonego gryzonia, zwanego Mozartem, udało się Gangrelowi wyłonić nieco chaotyczne, za to niezwykle jasne przesłanie, natychmiast przestał być tym czarującym, wiecznie uśmiechniętym młodzieńcem. Źrenice rozszerzyły mu się z przerażenia - tak, był przerażony. W podobnych sytuacjach znalazł się ledwie kilka razy w swym nieżyciu, a nauczyły go one z całą pewnością jednego - wobec pewnych wydarzeń instynktowne działanie sprawdza się lepiej od wystudiowanych gestów.
Szarpnął Karola za rękaw, zrywając przy okazji szal skrywający jego twarz.
- Musimy uciekać, to wszystko zaraz wybuchnie!
Popędzili w dół schodów, w kierunku, zdawałoby się, bezpieczniejszym.

*
Wybuch ściął ich z nóg. Napięcie odpłynęło, jakby powodowane spokojem pewności, że najgorsze już minęło. Brian podniósł się z ziemi, zakaszlał, poczuwszy w gardle pył, który unosił się teraz wszędzie wokół. Odwrócił się.
Korytarz hotelu, wraz z całą swą ekskluzywnością, dekoracjami, drogim wystrojem, wyglądał teraz... Cóż, jak po wybuchu. Wszędzie był gruz, odłamki szkła... Ściany pozostały jednak względnie całe. Oznaczało to tylko tyle, iż epicentrum wybuchu musiało znajdować się gdzieś indziej.
Brian zacisnął dłonie w pięści.
- Pozostali... - syknął, nie oglądając się nawet na Nosferata - Szybko, musimy sprawdzić co z nimi!
Biegiem, powiewając czarnym płaszczem ruszył w kierunku schodów. Stukot jego podeszew odbijał się pośród tej nienaturalnej ciszy, zaległej po wybuchu.
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...

Ostatnio edytowane przez Hael : 07-11-2007 o 15:39.
Hael jest offline  
Stary 02-11-2007, 11:29   #46
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Wybuch, huk, krew, szczątki.
- "Tak, jak kiedyś" – pomyślał Antoine. – "Kiedyś, kiedy jeszcze prowadziłem swoją dywizję pod rozkazami mego cesarza. Chyba zniszczyli mi skrzypce" – ta myśl mu się wyraźnie nie spodobała, ale biorąc pod uwagę fakt, że w miejscu, gdzie Stephen ułożył skrzypce znajdowała się ściana, której metalowe dźwigary sterczały na boki wyrwane siłą wybuchu, niczym ramiona jakiejś olbrzymiej ośmiornicy, skrzypce należało uznać za stracone. Dobrze, ze wszystkie dokumenty zawsze nosił przy sobie, pozostawiając w bagażu praktycznie tylko ubranie. – "Cóż, jak to wojna" – uznał. – "Roland się broni. Szkoda tylko, że tak szybko się o nas dowiedział. Trzeba też będzie kupić nowy garnitur oraz bieliznę" – rzekł do siebie.

Dla niego obraz ruin był niczym doskonale znany dla żebraka zaułek, miejsce, chociaż niebezpieczne, ale oswojone. Umysł niemal odruchowo reagował. Pomóc, podeprzeć, podciągnąć, wziąć, zrobić, wykonać. Może nie było to to, co lubił, w końcu nawet generałowie nie dowodzący od setek lat żadnym wojskiem zmieniają nieco swoje upodobania, ale w przeciwieństwie do wielu ludzi czy wampirów wiedział co robić, nie tylko, żeby przeżyć, nie tylko, żeby pomóc innym, ale także po to, by zachować twarz. Czy to była jego słabość? Prawdopodobne, tyle, że dla niego owo działanie było tak naturalne, że praktycznie nie myślał przyskakując do księcia, potem zaś pomagając ratować przygwożdżonych przez ścianę Machę i Andrzeja Deresza. Tak, stanowczo, wybuch nie był dla niego szokiem, natomiast widok młodego Ventrue nad resztką, która pozostała z Malkavianki, owszem. Andrzeja Deresza opanował bestia. Owszem, tylko, że archont wcale nie był pewny, czy nastąpił akt diabolizmu. Czy możliwy był rozwój sytuacji, że po prostu Macha została rozbita w drobny mak przez spadające konstrukcje. Wprawdzie Deresz ją zasłonił, ale przecież nie osłaniał ją dokładnie. Być może krucha Malkavianka zresztą została zgnieciona pomiędzy podłogą, a utwardzonym ciałem Ventrue, co mogło go wprowadzić w szaleństwo. Wydawało się bowiem, ze pomiędzy Dereszem a Machą był jakiś głębszy związek. Rzecz jasna, diabolizm wydawał się prawdopodobniejszy. Przygnieciony Ventrue potrzebował na gwałt krwi by się ratować i wręcz odruchowo, kierowany instynktem zniszczył Machę. Jakkolwiek jednak było, archont nie protestował. Nie był w tym mieście po to, by rządzić, lecz doradzać i obserwować. Książę był jeden i on decydował, chyba, że zamiast niego postanawiała coś większością jego rada. Tak to sobie Rada wiedeńska wymyśliła. No cóż, Antoine był zwolennikiem demokracji tylko wtedy, gdy można było rządzić w całkowitym spokoju, ale wojna wymagała jednolitego oraz sprawnego dowództwa. Dlatego nie zrobił nic, co podważałoby pozycję księcia. Miał tylko nadzieję, ze Robert potrafi nie tylko czerpać z nadanej mu pozycji, ale również czynić ją wartościowszą. Słaby to bowiem generał, który chlubi się tylko tym, że jest generałem, dobry zaś ten, kto owa pozycję zdobywa dzięki zwycięstwom. Póki co Robertowi kiepsko szło. Wprawdzie miał zdecydowanego pecha i archont nie osądzał go negatywnie, lecz sytuacja, gdzie na wejściu traci się połowę swojej rady nie wyglądała świetnie. Wprawdzie Macha od początku zdawała się najsłabszym punktem owej grupy, zaś sądząc z niechętnych min Andrzeja Deresza rzucanych w stronę Roberta, on stanowił główną opozycję wobec niego, ale tak czy siak, obydwoje, jako sprzymierzeńcy byliby niezwykle cennymi współpracownikami.
- Znajdź, Stephen, panów Lipińskiego oraz Borowicza. Musimy się stąd zbierać. Wracając zabierz skądś jakąś butelkę alkoholu. Tylko coś mocniejszego - wydał bezgłośne polecenie posługując się siła umysłu. Kamerdyner, który oddalił się wcześniej, odebrał telepatyczny przekaz, znali się już tyle lat, że Antoine wiedział, iż Stephen wykona polecenie dokładnie. Następnie podszedł do telefonu hotelowego, który jakimś cudem ocalał. Zdecydowanie nie chciał używać swojej komórki. Wykręcił numer:
- Taxi Express – rzucił po islandzku. – Proszę natychmiast przysłać dwie limuzyny. Tak, niech staną pod knajpą „Tiffany”. Proszę jak najszybciej.
- Będę musiał wynająć jakiś samochód
– rzucił do siebie. – Póki co, chyba jednak lepiej taksówką. Wsiadając z ciałem pana Deresza do taksówki zawsze możemy powiedzieć, ze to nasz pijany kolega, a targając go po mieście nie za bardzo – rzekł do księcia. - Skropimy mu trochę ubranie czymś mocniejszym, tudzież nasze i będzie wyglądało, jakbyśmy chcieli po prostu zwiać z knajpy po tym, jak niedaleko był wybuch. Widziałem ową „Tiffany” jadąc tutaj jakieś 150 metrów od hotelu. Wystarczy, żeby ten wybuch narobił szkód, ale nie tyle żeby tłum, który się na pewno gromadzi dotarł aż tam. Samochody powinny podjechać oraz spokojnie nas zabrać. Potem zaś zobaczymy. Proponuję jeździć jakiś czas po mieście potem zaś zainstalować się w jakimś motelu, który będzie trudniejszy do namierzenia, niżeli ten hotel. Nie ma się bowiem co łudzić, były książę nie ma ochoty podporządkować się decyzjom Wiednia. Mości książę - zwrócił się bezpośrednio do Roberta, - jeżeli pana rada głosowałaby nad sytuacją dotyczącą pana Deresza, czyli praktycznie panowie Lipiński i Borowicz, to: jeśli obydwaj przedstawią jednolity pogląd, decyzja zostanie powzięta, jednak jeżeli obydwaj będą mieli zdania odrębne, poprę pańskie stanowisko. Chociaż przyznam, że żałuję, iż stało się tak, jak się właśnie stało.

Wśród okrzyków, płaczu oraz jęków rozlegających się z korytarza hotelowego po chwilowej ciszy wyczulony słuch Antoine wyłowił charakterystyczny szybki chód Stephena. Widocznie spotkał Briana oraz Karola i teraz wracał z nimi do zniszczonego apartamentu hotelowego.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 02-11-2007 o 12:58.
Kelly jest offline  
Stary 06-11-2007, 22:08   #47
 
mataichi's Avatar
 
Reputacja: 1 mataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie cośmataichi ma w sobie coś
Karol Lipiński


Powoli nie śpiesząc się wstał i otrzepał płaszcz z kurzu, upewnił się, że każdy kawałek jego ciała był na powrót ukryty pod ubraniem. Jego zmysły były wyczulone do granic możliwości, wybuch mógłby być jedynie początkiem….bądź ostrzeżeniem.

Z pomiędzy gruzów wyłoniły się trzy małe kształty i nie czekając na zezwolenie swojego pana szczury wskoczyły na płaszcz Karola.

- Już dobrze, już dobrze, nic mi nie jest – oznajmił z zadowoleniem Lipiński a jego podopieczni jakby rozumiejąc jego słowa natychmiast zastygli w bezruchu wpatrując się w niego swoimi małymi ślepkami czekając na polecenia. Mozart, Beethoven i Bach jego stała widownia, byli gotowi do wszelkich poświęceń dla swojego ulubionego artysty.

Nosferatu zdjął okulary, w których pękło lewe szkiełko tworząc mozaikę kształtów na jej powierzchni, po czym popatrzył swoimi wielkimi oczami na trójkę gryzoni. Rozumieli się bez słów, ale Karol z przyzwyczajenia wydawał im ustne polecenia.

-Bądźcie moimi oczami i uszami, a teraz idźcie i uważajcie na siebie. – Szczury po tych słowach momentalnie rozpierzchły się w trzy różne strony. Dopiero teraz Lipiński ruszył biegiem za Braniem.

Szybko pokonywał kolejne zniszczone pomieszczenia, przysłuchując się odgłosom tragedii…dźwięk płaczącego dziecka, krzyk wołającego o ratunek mężczyzny, który prawdopodobnie utknął gdzieś pod gruzami i piszczenie pobliskich samochodów, którym uruchomił się alarm pod wpływem wybuchu.

O mało nie wpadł rozpędzony na plecy Briana i Stehpena. Razem dotarli do miejsca, które kiedyś było ich apartamentem. Widok zakołkowanego Deresza i brak pani doktor jednoznacznie nasunął pierwszą myśl: diabolizm. Nie było jednak czasu żeby podjąć ten temat.

- Musimy stąd jak najszybciej znikać – głos Karola mimo całej sytuacji nie zmienił się choćby na sekundę, dalej był spokojny jakby zupełnie nic się nie stało. – Uważam, że powinniśmy udać się do siedziby Rolanda. Nawet jeśli to jego sprawka, w co wątpię, to nie ośmieli się wystąpić przeciwko nam otwarcie. Tutaj jesteśmy cały czas narażeni na kolejny atak. – Spotkanie z byłym księciem teraz mogło być niebezpieczne, ale Karol był gotów podjąć to ryzyko.

Spojrzał na nieruchomego Ventrue i kupkę popiołu nieopodal…część muzyków najwyraźniej nie wytrzymała presji i wyleciała z orkiestry - pomyślał i wzruszył jedynie ramionami- cóż i tak strasznie fałszowali.
 

Ostatnio edytowane przez mataichi : 06-11-2007 o 22:12.
mataichi jest offline  
Stary 07-11-2007, 21:02   #48
 
Hael's Avatar
 
Reputacja: 1 Hael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodzeHael jest na bardzo dobrej drodze
Gruz, krzyki, migające lampy. Odgłosy syren policyjnych, niebezpiecznie bliskie. Brian przemierzał zrujnowany korytarz szybki krokiem, prawie biegnąc. Karol został nieco z tyłu. Po chwili Brian ujrzał kogoś równie pospiesznie zmierzającego w jego kierunku. Zmarszczył brwi. Dopiero gdy nieznajomy znalazł się na kilka kroków przed nim, udało mu się w nim rozpoznać sługę Archonta - w końcu, gdy widział go ostatnio, był cały przysłonięty bagażami swego pana.
- Wszystko w porządku? - natychmiast zapytał Gangrel. Gdy w odpowiedzi usłyszał, że nie całkiem, rzucił się do przodu, ku drzwiom ich apartamentu.

Urządzona z przepycham sala przedstawiała teraz jedynie obraz totalnej ruiny. Lasalle w swoim teraz już pobrudzonym, białym outficie stał przy ścianie, trzymając w dłoni telefon komórkowy. Deresz leżał przebity kołkiem na stercie gruzu, a Aligari stał nad nim ze zmarszczonym czołem, oparty na lasce.
Brian raptownie zatrzymał się w progu. Chwilę później dołączyli do niego Stephen i Karol. Młody Ganrel rzutem oka ogarnął całą sytuacje. W głowie czuł chaos. Co się tak naprawdę stało? Gdzie Macha? Dlaczego...
- Dużo się wydarzyło przez czas naszej nieobecności... - stwierdził, płynnie przechodząc na swój lekki ton dyplomaty. Gdy odezwał się Karol, Brian dodał jeszcze:
- Cóż, trudno się z tym nie zgodzić. Jednak najpierw... Co się stało?
 
__________________
Ich bin ein Teil von jener Kraft
Die stets das Böse will
Und stets das Gute schafft...
Hael jest offline  
Stary 07-11-2007, 23:03   #49
 
Kutak's Avatar
 
Reputacja: 1 Kutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwuKutak jest godny podziwu
Aligarii wysłuchał spokojnie zdań wszystkich zebranych w pomieszczeniu- niczym kapitan tonącego okrętu, który nie zważając na wodę zalewającą kolejne pokłady wysłuchuje ostatnich nut orkiestry. Tyle, że zamiast wody był tu ogień i nadjeżdżająca policja, a jedyną osobą związaną jakoś z muzyką był Karol Lipiński. Gdy wszyscy skończyli swe wywody, nie podejmując przy tym żadnej konstruktywnej decyzji, przyszła chwila na Stańczyka.

Podwójne mocne uderzenie laską o ziemię. Nawet w sytuacjach kryzysowych o tym nie zapominał.

- Wyjaśnieniem tego zdarzenia zajmiemy się zaraz po wydostaniu się z tego miejsca, panowie.- zwrócił się głównie do Briana i Karola- Tymczasem jednak musimy się stąd zbierać. Staramy się nie rzucać w oczy, poruszać jak najszybciej i unikać służb porządkowych- nie muszę mówić, iż z tymi ostatnimi nie wchodzimy w żaden kontakt. Udamy się do limuzyn zamówionych przez pana Lasalle i pojedziemy, jak dobrze radził pan Lipiński, do naszego ex-księcia, Rolanda. Jeżeli to jego sprawka, to starcie tak czy inaczej jest nieuniknione, a tak zyskamy na zaskoczeniu. Jeżeli zaś, jak mam nadzieje, wybuch nie może być powiązany z aktualnym księciem, to kto wie- może dowiemy się czegoś ciekawego...- ponowne uderzenie- Nie muszę chyba dodawać, iż odmowa przyjęcia nas będzie odbierana jako akt wrogości...- drapieżny uśmiech przemknął przez twarz niemłodego już wampira.

Nie było czasu niczego zabierać. Szybkim krokiem ruszył w kierunku wyjścia, po czym- wraz z towarzyszami- począł iść tymi "rzadziej uczęszczanymi" korytarzami hotelu Borg, mając nadzieję, iż przynajmniej z budynku uda im się wymknąć bez większych komplikacji.

Islandia powitała go bowiem w bardzo brutalny sposób...
 
__________________
Kutak - to brzmi dumnie.

Ostatnio edytowane przez Kutak : 07-11-2007 o 23:07.
Kutak jest offline  
Stary 08-11-2007, 18:53   #50
Konto usunięte
 
Mira's Avatar
 
Reputacja: 1 Mira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputacjęMira ma wspaniałą reputację
Odgłosy syren mieszały się z nawołaniami ludzi. Ktoś był ranny, kogoś przywaliło. Naprawdę Kainici mieli więcej szczęścia niż przypuszczali... przynajmniej niektórzy.

Chcąc poruszać się jak najszybciej, najsilniejszy z nich – przynajmniej z wyglądu – Brian uniósł ciało zakołkowanego Deresza na ramię. To znacznie przyspieszyło tempo ewakuacji.

Niestety, kiedy już mieli odetchnąć, podbiegła do nich kobieta w stroju obsługi hotelowej.

- Nic państwu nie jest? Och macie rannego, proszę za mną do karetki, tam się zbieramy.

Wszyscy spojrzeli zmieszani na pracowniczkę obsługi, po czym Książę podniósł rękę, jakby chcąc przystopować wszelkie reakcje. Stukając majestatycznie swą laską, podszedł wolno do kobiety.

- Ja się tym zajmę. – rzucił jeszcze cicho do Archonta.

Kiedy stanął naprzeciwko, zajrzał drobnej blondynce głęboko w oczy, po czym rzekł głosem słodkim niczym miód (prezencja: zauroczenie).

- Jak pani na imię, jeśli mogę spytać?

- Ja... eee... Ingeborge.

- O proszę, bardzo piękne skandynawskie imię. –
kobieta rozpromieniła na tę pochwałę, uśmiechając do tego odrobinę wstydliwie. Ingeborge, tak się składa, że tu zaraz obok mieszka mój znajomy lekarz, pójdziemy wiec do niego, żeby nie trudzić panów doktorów z pogotowia.

- Ale...

- Nie martw się moja droga. Przekaż proszę, że mieszkańcom Bursztynowego Apartamentu nic nie jest. Gdy tylko sprawa nieco ucichnie, zgłoszę się do ciebie w sprawie rzeczy i innych takich, dobrze?


Stańczyk pochylił się odrobinę nad kobietą, a ona zarumieniona podziwiała jego zdecydowane, pełne mądrości i godności oblicze.

- Dobrze... Tak będzie najlepiej, oto moja wizytówka. - podała karteczkę Robertowi.

- A teraz idź, jesteś tam potrzebna.

- Tak... do zobaczenia?

- Do zobaczenia Ingeborge.


Kobieta odbiegła, zawracając po drodze jakiegoś innego pracownika, dzięki czemu już bez przeszkód dotarli do położonej niedaleko hotelu ekskluzywnej restauracji "Tiffany”. Wtem od strony "Borga" doleciał huk kolejnego wybuchu. Naprawdę właściciel musiał się czymś narazić, a może to oni byli celem?

Gdy wreszcie dotarli na parking, czekały już tam na nich dwie oliwkowe limuzyny. Antoine spojrzał na samochody, spuszczając na moment ciemne okulary na nos. Zaprawdę, w Londynie takie auta nie klasyfikowały się nawet na średni standart luksusu, ale cóż wybrzydzać? Trzeba wiać.

- Proponuję, aby panowie Karol i Brian wraz z... naszym pijanym kolegą zajęli drugi samochód. Podczas gdy ja, Książę, oraz mój kamerdyner zajmiemy ten pierwszy. Tak się akurat składa, że już byłem obejrzeć posiadłość Rolanda, więc wiem dokąd jedziemy... tylko z zewnątrz, oczywiście.- wyjaśnił Toreador z uśmiechem przyklejonym do ust.

Nie chciał podróżować z ropiejącym Nosferatu czy - co gorsza - zakołkowanym wampirem, który mógłby zabrudzić swą posoką jego biały garnitur.


Antoine, Robert

Kiedy wszyscy zajęli miejsca w samochodach, Archont opatrzoną w białą rękawiczkę dłonią, podał kierowcy karteczkę z adresem.

- Ciekawy wybór panie Aligarii. - skomentował, kiedy ruszyli.

Stańczyk tylko skinął głową na te słowa, świadom ironii, jaka w nich dźwięczała. Był jednak zbyt skupiony na analizie sytuacji i rozważaniu ewentualnych ścieżek, jakimi mogły potoczyć się jego losy na Islandii, by wdawać się w dyskusje. Dawno już przestał rozmyślać o tych, których cierpieniem naznaczyła jego egzystencja. Kiedyś był on i Bóg, teraz... teraz pozostał on sam i nawet przez myśl mu nie przeszło, że ten drugi postanowi się o niego upomnieć.

Nie minął kwadrans, kiedy jadąca ze spora prędkością limuzyna gwałtownie zahamowała. Ventrue i Toreador zdążyli przytrzymać się swych siedzeń, podczas gdy Stephen runął głową do przodu, zderzając się boleśnie z siedzeniem kierowcy.

Mimo jednak gwałtownej reakcji i pisku hamulców, nie udało się zatrzymać samochodu na czas. Coś głucho stuknęło o maskę, przelatując na bok. Jak zdążyli zauważyć Kainici, był to ubrany w białą, długą koszulę człowiek.
Ponieważ potrącony upadł po lewej stronie limuzyny, to Aligarii – siedzący bliżej – uchylił szybę i wyjrzał na zewnątrz.

- I jak on wygląda? – zapytał Antoine, starając się ocucić swego kamerdynera.

Przez chwilę Ventrue nie odpowiadał.

- Jak? Jak... Jezus. – rzekł w końcu, spoglądając na szczupłego mężczyznę z brodą, który starał się unieść znad ziemi.


Brian, Karol

Z jednej strony zadowoleni byli, że nie mieszano ich w rozgrywki między archontem a księciem, z drugiej jednak... towarzystwo pana Deresza nagle stało się bardzo niemiłe, szczególnie, że wąsaty kierowca raz po raz spoglądał w lusterko, by przyjrzeć się pochylonej postaci Andrzeja.

- A państwa kolega to widzę nieźle zabalował...

- Tak, niestety.
Brian przytaknął,uśmiechając się głupio do ciekawskiego kierowcy.

- Może go do szpitala odwieźć? Coś marnie wygląda.

- Nie, nie trzeba.

- On pewnie zaraz zacznie rzygać. Jak zrobi to w aucie...


- Nie, nie, nie zrobi.

- No, bo kiedyś to mi taki jeden...Ossssz!!!


Przez swoje gapiostwo, kierowca ledwo zdążył wyhamować, gdy pierwsza z limuzyn nagle zatrzymała się niemal środku dwupasmówki. Dobrze, że nad ranem był jeszcze znikomy ruch.

Starając się utrzymać Deresza we wcześniejszej postawie, Nosferatu nie zdążył przytrzymać się siedzenia i bezwładnie poleciał do przodu. Gdyby nie szybka reakcja, zapewne skończyłby na szybie, udało mu się jednak uczepić fotelu pasażera.
Nieszczęśliwie jednak szal odsunął się zupełnie, ukazując człowiekowi za kierownicą straszliwą twarz Karola.


Przerażony wąsacz odruchowo zerknął jeszcze do tyłu, by tam zobaczyć wygiętego do tyłu Deresza, z którego klatki piersiowej pośród krwawej plamy wyrastał osikowy kołek.

- AAAAAAAAA!!!!!!!

Mężczyzna nerwowo odpiął pas i otworzył drzwi, by uciec jak najdalej od potworów z limuzyny.

- No to mamy problem. – pomyślał Brian, wciąż uśmiechając się sztucznie.
 
__________________
Konto zawieszone.
Mira jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:07.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172