Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Horror i Świat Mroku > Archiwum sesji RPG z działu Horror i Świat Mroku
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-12-2010, 00:43   #131
 
Bebop's Avatar
 
Reputacja: 1 Bebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwuBebop jest godny podziwu
Z przerażeniem patrzył jak drzwi, w kierunku których biegł, zamykają się kilka metrów przed nim. Ciężko było stwierdzić co bardziej nim wstrząsnęło, czy to, iż Selena uderzyła siekierą w mechanizm i zatrzasnęła grodź, czy też to, jak wyglądała chwilę przed tym jej twarz. Była blada i nieludzka, nie wiele różniła się wyglądem od stworów, które słyszał za sobą. Były tuż tuż, a on był całkowicie odsłonięty i bezbronny, bez sił do walki i bez jakichkolwiek szans na przeżycie. Przylgnął plecami do zatrzaśniętej grodzi, nie wiele widział przy aktualnym świetle, lecz czuł, że jego dni są policzone. Zrobił dwa kroki przed siebie, głodnych, nadchodzących zewsząd szaleńców jeszcze nie widział, ale w żaden sposób nie mógł zapomnieć o ich obecności. Potępieńcze ryki, wrzaski i kolejne odgłosy butów, zbliżali się, a on tylko czekał. Śmierć się zbliżała.

Uderzył plecami o grodź, gdy niespodziewanie zapaliło się światło, był oszołomiony, latarka wypadła mu z rąk, a kiedy mrużąc oczy starał się ją podnieść, przez pomyłkę posłał ją nogą dalej. Nie tylko on zareagował w ten sposób na nagły powrót zasilania, groźne ryki nie ustały, lecz znacząco się zmieniły, zdawało się, iż te stwory na moment wpadły w pewien popłoch, niemal dało się słyszeć przerażenie.

Oczy nie zdążyły się jeszcze całkowicie przyzwyczaić do światła, lecz Ray nie marnował czasu, w kilka chwil znalazł się przy najbliższych drzwiach prowadzących do jednego z bocznych korytarzy. Zasilanie wróciło w pełni i grodź zaczęła się podnosić od razu po naciśnięciu przycisku. Blackadder nie czekał, gdy tylko szczelina była dość duża wturlał się do środka. Miał szczęście, kątem oka dostrzegł już kilku amatorów ludzkiego mięsa, którzy wpadli na główny korytarz. Od razu wstał na równe nogi i dopadł do mechanizmu, dzięki któremu drzwi znów opadły. Wzrok wrócił do sprawności. Był bezpieczny...

[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=hQdIMRhwwZ8[/MEDIA]

Usłyszał nagle coś za sobą, powoli zaczął się odwracać, znajdował się w standardowym korytarzu, wszystkie drzwi do kwater były zamknięte i nie było by w tym miejscu nic nadzwyczajnego, gdyby nie fakt, że jakiś ubrany w kombinezon mężczyzna pochylał się nad czymś co wyglądało jak... resztki ludzkiego ciała? Głośne mlaski stawiały sprawę jasno, ten ktoś właśnie konsumował, a właściwie kończył, bowiem teraz odwracał się już w stronę Blackaddera. Ubrany był w kombinezon technika, miał podrapaną do krwi twarz i w dodatku brakowało mu jednej ręki.

Ray rozejrzał się po korytarzu, otwarcie jakichkolwiek drzwi zajęłoby mu zbyt dużo czasu, ale przynajmniej dostrzegł w pobliżu gaśnicę, która od razu pojawiła się w jego dłoniach. W zanadrzu miał co prawda pistolet elektryczny oraz swój niezawodny śrubokręt, lecz uznał, że przyda mu się coś cięższego.

W sekundę później stwór ruszył stopniowo przyspieszając, Ray chwycił swoją broń oburącz i zawartość gaśnicy poleciała w kierunku napastnika, liczył, iż na moment go to zdezorientuje i da mu szansę na wyprowadzenie własnego ataku, lecz jedynym tego efektem było to, że korytarz wypełnił się białą mgłą. Stracił przeciwnika z oczu.

Cofnąć się o kilku kroków aż jego plecy natknęły się na solidną grodź, gotowy do ataku czekał na napastnika. Wyłonił się on moment później, twarz miał zaszronioną, lecz zdawało mu się to zupełnie nie przeszkadzać. Głowa wynurzyła się dosłownie na kilka sekund po czym odchyliła się gwałtownie, kiedy spód gaśnicy trafił dokładnie w jej środek. Zachwiał się i stracił rozpęd, lecz szybko ponowił atak. Ray nie myślał o finezji i znów uderzył w identyczny sposób, tym razem usłyszał jak nos i kości policzkowe pękają pod naporem ciężaru, stwór cofnął się, lecz swa jedyną ręką zdołał złapać Blackaddera za rękaw i mocno szarpnąć go w bok.

Technik utrzymał równowagę i wyprowadził kolejne uderzenie, oszołomiony przeciwnik nie zdołał już tego wytrzymać i poleciał w kierunku ściany. Korytarz znów stał się dobrze widoczny, pył z gaśnicy opadał dość szybko. Blackadder dopadł do rywala, wziął potężny zamach i uderzył go w bok głowy, stwór prawie opadł na kolana, lecz mimo wszystko podniósł wzrok i chciał zaatakować. Ray nie dał mu tej szansy, wykorzystując resztki sił wyprowadził pierwszy i drugi cios, które przewróciły odmieńca. Chwilę później na miejscu głowy stwora znajdowała się już jedynie krwawa breja na której wyraźnie odcisnął się spód gaśnicy.

Odszedł w kierunku przeciwległej ściany i opadł na ziemię, udało się, zdołał przeżyć, choć opłacił to ogromnym wysiłkiem. Spojrzał w kierunku głównej grodzi, przez jakiś czas nie miał zamiaru wychodzić poza ten teren, miał jedynie zamiar zamknąć przy pomocy narzędzi wszystkie drzwi w korytarzu, tak, by tylko on, z tej właśnie strony, mógł je otworzyć. Najpierw jednak wyciągnął energetycznego batona, tego właśnie było mu trzeba, a gdy dołożył do tego jeszcze jedną porcję herbatki - cóż żyć nie umierać. W pogotowiu był jeszcze rym, którego parę kropli chciał łyknąć przed snem, odpoczynek był bardzo ważny, ale przecież najpierw musiał uporać się z drzwiami.
 
__________________
See You Space Cowboy...
Bebop jest offline  
Stary 21-12-2010, 00:57   #132
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
z podziękowaniami dla Szczoty za współpracę

Gdy Szczota zobaczył co się dzieje w bocznych drzwiach zamknął dziób, aktywował paralizator i przybrał pozę, którą pewnie podpatrzył na jakimś starym holofilmie o antyterrorystach.
Co gorsza zaczął imitować ich "migowe" gesty, dając Seamusowi nimi do zrozumienia... cholera jedna wie co właściwie. Nieskoordynowane ruchy lewej ręki mogły oznaczać równie dobrze "idę tam, osłaniaj mnie", jak "o kurwa, ale zajebisty karabin, zaklepuję".
O cokolwiek mu chodziło, zaczął w durnej pozie pseudokomandosa podkradać się do drzwi.
- Poczekaj... – syknął Irlandczyk, ale zamiast złapać ramię wchodzącego do środka Szczoty, przeciął tylko ręką powietrze za nim. Cholerny kozak gołowąs... Wszedł zaraz za nim. Zatrzymali się po nie całych dwóch krokach. Przez chwilę słychać było tylko ten pierdolony gwizd ciągów powietrza... i coś jeszcze... Bardzo słabo. Hełmy nie wszystko przepuszczały. Coś jak... sapanie. Obłoczek pary unoszący się z przerwy między drzwiami był teraz dużo lepiej widoczny, ale jego źródło nadal pozostawało skryte za framugą. Górnik przełknął ślinę. Chciał podnieść dłoń i przyłożyć palec do ust, by chłopak na litość boską nie robił se już jaj, bo i tak narobili wystarczająco dużo hałasu. Ale nie miało to już przecież znaczenia. Metaliczne tupaniem o kratkę podłogi jakie towarzyszyło przemieszczaniu się ciężkim kriokombinezonem obudziło by całą szychtę jego naprutych podwładnych. Cokolwiek tam siedziało, było albo zbyt zajęte, albo głuche jak pień. Choć z drugiej strony akustyka tych wielkich kombinezonów też zdrowo dawała... A jeśli to jakaś nowa cholera? Przecież tu było tak kurewsko zimno... Nic normalnego... jak człowiek... nie mogło tu przeżyć. Krew zamarza. Serce staje... No żesz cholera, jeszcze z metr przecież i zobaczą co tam siedzi, a stoją w miejscu jak idioci...

Alarm autozamykania drzwi zawył tak nagle i tak głośno, że górnik prawie dostał palpitacji serca. Na najwyższych poziomach, w celu oszczędności ciepła, wszystkie zamki miały włączone autozamykanie. Nawet te uszkodzone. Gródź dojechała do czterech piątych i zaiskrzyła snopem iskier napotykając na problem przy jakimś naruszonym obwodzie. Czerwona lampa zaczęła migotać pulsacyjnie nad wypisanym białą farbą numerem D-30.

Odwrócony przodem do drzwi górnik zmełł w ustach przekleństwo. Nie dlatego, że mitygował się przy młodzieży. Sapanie było teraz głośniejsze...
- O żeż kurwa ja pierdolę... Ciepły! - Krzyk Szczoty był wystarczająco wymowny.

Seamus zadziałał instynktownie. Nie widząc jeszcze ani jakości przeciwnika, ani jego liczebności z impetem swojego i skafandra ciężaru, wpadł na blaszane drzwi z hukiem je zatrzaskując. Cztery kawałki nienaturalnie wydłużonych palców upadły na posadzkę w miejscu gdzie domknęła się framuga, a zza drzwi doszedł ich wściekły ryk bólu. Szklany wizjer ukazał przeciwnika.


Ciepły jednak już po chwili zdawał się zapomnieć o odniesionych obrażeniach i na blaszane drzwi spadła z drugiej strony cała seria szaleńczych uderzeń. Stare zawiasy zadrgały obkruszając z siebie kryształki zamarzniętej wody.
- Ależ te skurwiele mają pary – sapnął zapierając się z całej siły plecami o drzwi – Zostajesz tam gnoju! Jebany cie...
Nie skończył. Szklany wizjer pękł rozsypując się w drobny mak, a przez rozdartą dziurę wysunęła się krwawiąca na wszystkie strony szponiasta łapa od razu chwytając nie spodziewającego się takiego obrotu spraw irlandczyka za hełm. Poluzowany przewód tlenowy zasyczał, a Seamus poczuł się jakby pomieszczenie wokół niego się zaciskało.
- Karabin Szczota! Karabin kuźwa! - Prawie nic nie widział. Krew obryzgała całą szybkę hełmu. Spróbował schwycić łapsko ciepłego, ale cwana bestia wtedy mocniej naparła na drzwi. Blacha odskoczyła na parę centymetrów. Przedsmak porażki dodał nieco siły – Takiś ty pierdolcu?! No to masz kuźwa.
Elektryczny łuk przeciął powietrze gdy górnik odsuwał się od drzwi, lądując prosto na stalowej klamce. Coś błysnęło, coś trzasnęło, łapa gwałtownie zniknęła i czymś za drzwiami rzuciło o ścianę.

I zaległa cisza.

Seamus podniósł się powoli aluminiową rękawicą przecierając zamarzającą na szybce hełmu krew. Oddychał ciężko. Spojrzał na ściskającego karabin Szczotę. Potem na niedomknięte drzwi na korytarz i na końcu na te powyginane blaszane. Jeden z zawiasów już całkiem spadł...

Za wybitym wizjerem, zdobionym przez krwawe strzępy skóry była tylko ciemność. Odetchnął. Zbyt wcześnie. Zdążył tylko zobaczyć wbiegającego w drzwi ciepłego. Ostatni zawias puścił i całość uderzyła w górnika odrzucając go daleko w kąt pomieszczenia. Z trudem otwierając oczy zobaczył teraz, że ten ciepły, mimo iż dalej podobny do człowieka, zdawał się trochę większy i jeszcze bardziej zdeformowany od pozostałych. Z jego skóry unosił się dymny opar smażeniny.

Zerwał z czoła i oczu okrwawiony opatrunek i ryknął gardłowo.
- Ciepłeeee!!!!

 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 21-12-2010, 19:50   #133
 
Baczy's Avatar
 
Reputacja: 1 Baczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumnyBaczy ma z czego być dumny
Zarówno Kamini, jak i Golas, mięli po części rację. Z jednej strony, przebadanie krwi zarażonych mogło uchronić zdrowych przed wirusem, a może nawet uleczyć lub choćby pomóc w walce z zakażonymi, znaleźć ich słaby punkt. Z drugiej jednak, ktoś na poziomie B nie był im przychylny, delikatnie mówiąc. Ten ktoś może być w stanie sabotować ich poczynania, lub co gorsza, może z tego przywileju korzystać.
Dhirajowi trudno było ustalić hierarchię obu celów, w jego mniemaniu każdy z nich musi zostać osiągnięty, żeby mogli wyjść z tego cało, i z żadnym nie można zwlekać. Szybko wykluczył inne opcje i najrozsądniejsze wydało mu się rozdzielenie na dwie mniejsze grupy, mimo iż ochroniarz nie popierał jego zdania.

- Myślę, że mimo wszystko powinniśmy się rozdzielić, sprawa badań krwi jest znacznie ważniejsza, niż się panu wydaje. Musimy je zrobić tak szybko, jak to możliwe.
- Jeśli, zgodnie z naszymi przypuszczeniami, winny jest wirus, to może on zacząć mutować, co nie tylko utrudni mi pracę nad szczepionką, ale i wzmocni zakażonych. Możliwe, że mają jakiś czuły punkt, coś, co może ich powstrzymać lub nawet unieszkodliwić, tak jak woda działa na zarażonych wścieklizną- wtrąciła pani doktor.
- Pójdziemy, jak tylko wszyscy wjadą na górę, może razem wymyślimy coś jeszcze
- zakończył hindus, a następnie zwrócił się do małżonki. - Dobrze, że teraz sobie o tym przypomniałaś.
- Właściwie, to przypomniałam sobie coś jeszcze...- Kamini oddaliła się o kilka kroków, widocznie chciała porozmawiać na osobności.- Doktor Marconi... Pamiętasz go, prawda?
- Taaaak... Taki niewysoki, starszy brunet. I co z nim?
- ponaglił małżonkę.
- Zanim wyszłam z oddziału, dzisiaj, przed końcem zmiany, zaczepił mnie i chciał ze mną o czymś porozmawiać. Wyglądał tak, jakby bardzo go to poruszyło, ale był zbyt zmęczony żeby to okazać. Mówił, że wie skąd tak dużo przypadków przejawu agresji wśród pracowników bazy. Początkowo myślałam, że chodzi mu o półmetek naszego pobytu tutaj oraz o układ planet, wiele osób ciągle o tym opowiadało tak, jakby oni jedyni o tym wiedzieli... Ale zaprzeczył, powiedział, że to konkretne informacje, potwierdzone badaniami. Szczerze powiedziawszy, wtedy nie wzięłam tego całkiem na serio, byłam zmęczona, z resztą on też, a nie wydawało mi się, żeby miało być to coś rewolucyjnego... Był jednak bardzo zdeterminowany i uznałam, że może faktycznie ma jakieś konkrety. Umówiliśmy się więc na rano, mięliśmy o tym porozmawiać bezpośrednio przed rozpoczęciem dyżuru. No a teraz... Ostatnio większość czasu spędzał w pracowni na Becie, dodając do tego niedoszłego samobójcę odstawionego na poziom B przez ochroniarzy dochodzę do wniosku, że coś niedobrego się tu działo i że Marconi brał w tym udział. Jeśli uda nam się bezpiecznie dotrzeć do sekcji medycznej, będę mogła przejrzeć jego osobiste notatki i raporty z badań, które prowadził. Będziemy wiedzieli, z czym walczymy.
- To faktycznie może nam pomóc. Ale nie sądzisz, że taka wyprawa może być niebezpieczna? Być może poziom B odciął się od zakażonych, ale nie możemy zakładać, że jest tam bezpiecznie. Musimy przekonać jeszcze kogoś, żeby z nami poszedł...
- Kogo? Młodzi mają fiu-bździu w głowach, poza tym nadal są pijani, mimo iż już tak bardzo tego po nich nie widać. To samo z resztą Seamus i Charles, żaden z nich nie wydaje mi się być dobrym towarzyszem w takiej... "wyprawie". Jedynie Nickole lub Peter, to rozsądni i opanowani ludzie, w razie niebezpieczeństwa dobrze sobie poradzą. Na tego ochroniarza nie możemy liczyć, on ma swoje priorytety i z nich nie zrezygnuje.

- Cóż, obawiam się, że masz rację, jedynie ta dwójka się kwalifikuje. Zaraz powinni wjechać.
 
__________________
– ...jestem prawie całkowicie przekonany, że Bóg umarł.
– Nie wiedziałem, że chorował.
Baczy jest offline  
Stary 22-12-2010, 18:05   #134
 
Gryf's Avatar
 
Reputacja: 1 Gryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputacjęGryf ma wspaniałą reputację

Wduszam spust, hałas że ja-jebię, Spectra wyrzuca z siebie serię pocisków. Podziurawioną pokraką rzuciło z powrotem w kanciapę z której wylazła.
Ciemno tam jak w dupie, ale słychać jakiś hałas. Piski i tłuczenie się blachą. No to jeb - kolejna seria w ciemność. Cisza. Dla pewności składam się do puszczenia trzeciej kanonady...

- Kuźwa, młody! Nie marnuj amunicji! - Seamus podźwignął się spod ściany, najwyraźniej w jednym kawałku. Skinąłem głową i ostrożnie, wyprzedzani przez laserowy punkcik celownika wleźliśmy do środka.

Myślałem, że z zombiaka już tylko mokre ścierwo z zostało. Chuja tam

- Złamas spierdolił wentylacją. - zauważyłem przytomnie, choć nie trzeba było do tego geniusza. Wylot był otwarty i cały ujebany jakąś ciemną, parującą maziają. Pokraka musiała wyrwać osłonę i wskoczyć w kanał. Oblodzoną blaszaną rurę, ciągnącą się po skosie w dół, cholera wie jak daleko. - Kij mu w odwłok, oby się zjebał na pysk.

Zanim zabraliśmy się za skafandry, przeczesaliśmy dekompresorkę i wentylatornię. Wyposażenie było raczej bidne, ale za to przy zwłokach spejskomandosa znaleźliśmy żyłę złota...

I co wybałuszacie gały? Że Szczota hiena cmentarna? A spierdalać leszcze! Pogadamy jak was kiedyś żywe trupy parę kilosów przegonią po wsi.

A wracając do sztywnego sołdaka. Jeśli wierzyć jego papierom, zanim zmienił się w mokrą plamę, facet nazywał się Roosvark. Teodor Roosvark, dowódca drugiej sekcji ochrony, niech mu ziemia lekką będzie. Po przetrzepaniu kieszeni przytuliliśmy jego okulary strzeleckie, WKP, żółtą kartę dostępu, comlink i jakiś klucz magnetyczny, cholera wie do czego. Na deser Anakonda 20 i po zapasowym magazynku do niej i do Spektry.

Nasuwający się problem natury spadkowo-majątkowej rozwiązaliśmy z Seamusem rzutem monetą. Mi się dostał karabin, jemu te obciachowe gogle i anakonda. Tyle mnie interesowało. Resztę elektronicznego badziewia i kombinezony zgarnęliśmy jak leci.

Objuczeni jak dzikie osły popierdalamy apiać do naszych - A tam kolejne zdziwko. Aż mi się skafandry z ramienia zsunęły na glebę, a druga łapa jakoś mocniej się zacisła na giwerze.

- Co wyście zrobili Plastusiowi!? I gdzie, do chuja, jest Jurgen?
 
__________________
Show must go on!

Ostatnio edytowane przez Gryf : 22-12-2010 o 18:53.
Gryf jest offline  
Stary 23-12-2010, 05:32   #135
Northman
 
Campo Viejo's Avatar
 
Reputacja: 1 Campo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputacjęCampo Viejo ma wspaniałą reputację
Łysy z zaciekawieniem patrzył na siniejącego barmana a na jego twarzy mieszała się troska, ciekawość i rozbawienie.

- Nie dygaj młody, bedzie dobrze! Mogliby włączyć jakieś ochładzanie, bo w tym kombinezonie idzie się ugottttttować... – powiedział przy końcówce nie mogąc powstrzymać szczęknięcia zębami.

Kiedy na WKP pojawił się przerażony Yurgen Chuckowi zrobiło się okropnie przykro i smutno. Zupełnie nie wiedział co ma powiedzieć błagającemu o pomoc górnikowi.

- Yurgen trzymaj się! Nie daj się! Musisz kupić nam czas! – napisał drżącą w z zimna ręką, czując jak palec drętwieje w jednej pozycji od stukania w klawisze. Zgodnie z prośbą Vinmarka, nie wybrał audio, bo górnik najwyraźniej chciał uniknąć transmisji głosowej z obawy przed odkryciem go przez „cieplaków”. Później spojrzał po obecnych przy nim ludziach.

- Co z nim zrobimy? Mmmmmamy go tak zostawwwwić?

Chuck przez chwilę zastanawiał się nad wypowiedziami doktor Kamini i Golasa. Zdecydowanie najbardziej podobała mu się opcja ucieczki na Ziemię, lecz skoro to było w chwili obecnej raczej niewykonalne, wolał być w pobliżu szczepionki jak wojować bezpośrednio z nieznanym przeciwnikiem. Już miał się odezwać, że w pełni popiera pomysł żony Macharisziego, gdy tamten wyraził swoje zdanie w tym temacie. Zważywszy na to, że miejsca w windzie doktorki nie było zbyt wiele, wykluczenie go z potencjalnych uczestników wyprawy przez psychologa dotknęło go głęboko. Zawstydził się ogromnie i żałował, że po pijaku wdał się z nim w rozmowę w Czujce. W pewnym sensie poczuł się nawet przez to wykorzystany skoro lekarz miał o nim tak marne zdanie osoby niezrównoważonej. Niemniej Fish był już na tyle trzeźwy, żeby trzymać język za zębami. Mimo wszystko takie postawienie sprawy i zrównanie go z narwanym brutalem, którym niewątpliwie był górnik Seamus zakłuło go bardziej jak przeraźliwe szpile lodowatego mrozu.

- Dzie- dzię -kuję za sz-sz-czerość Doktorze. I życzęęę poooowodzenia.... – zaszczękał z zimna zębami zaciskając oczy. Jednak mróz, ignorując maskę, najbardziej szczypał w twarz.

Pojawienie się Szczoty powitał ulgą, bo wraz z nim pojawił się kombinezon. Gramoląc się w sztywną i nieporęczną konstrukcję skafandra opowiedział chłopakowi o Yurgenie, kiedy tamten zapytał o niego i o tym, że okazuje się, że najprawdopodobniej Jakowlew z panią Ochroniarz nie mając chyba wyboru, zostawili górnika na pożarcie.

- Poczekajmy na nich. Ja nie wierzę, że ta choroba przenosi się przez ugryzienia. Jestem też za tym, żeby spróbować odbić Vinmarka, bo łazienka ma wąskie przejścia i Yurgen w tym kącie może dość długo odpierać ataki, w końcu to kawał chłopa i nie jest tam bezbronny. – powiedział widząc w rękach Szczoty karabin. – Poczekajmy na Nicole i Petera, powiedzą nam czy mamy szansę żeby to zrobić. Myślę, też że najwięcej szans na przetrwanie mamy trzymając się wszyscy razem, więc Golas ma stuprocentową rację. Kwestia tego co jest ważniejsze w tej chwili. Jak zaczniemy rozdzielać się na coraz mniejsze grupki to chyba będzie najgorsze co moglibyśmy zrobić. I co to w ogóle był za poroniony pomysł, żeby chłopa zakuć w kajdany tam w łazience? Co to za plotka, że wirus przenosi się przez ugryzienia? Przecież nawet nie wiemy o tym wirusie jeszcze nic, a jak pokazał przypadek biednego Louisa zagrożenie jest jak najbardziej gdzie indziej, bo chłopaka nikt nie ugryzł przecież...
 
__________________
"Lust for Life" Iggy Pop
'S'all good, man Jimmy McGill

Ostatnio edytowane przez Campo Viejo : 23-12-2010 o 05:33. Powód: literówki
Campo Viejo jest offline  
Stary 23-12-2010, 08:29   #136
 
Felidae's Avatar
 
Reputacja: 1 Felidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputacjęFelidae ma wspaniałą reputację
Pierwsze uderzenie Cieplaków udało jej się odeprzeć. Błyskawice wyrzucane przez paralizator raziły raz po raz rozwścieczone twarze napastników. Nie miała wyjścia. Musiała zapomnieć, że jeszcze niedawno rozmawiał z tymi ludźmi i chroniła ich. Cała ta Ymirska paranoja nie mieściła się w ramach normalności.

Raziła szaleńców tak aby kupić Jakowlewowi i sobie jak najwięcej czasu. Miała nadzieję, że uda mu się przywrócić zasilanie windy, inaczej nie mieli szans. Ale bateria paralizatora była na wyczerpaniu, więc i jej nadzieja stopniowo gasła.
Szaleńcy napierali coraz mocniej i tylko szczęście i trochę elastyki ratowało ją przed ich zębami i pazurami. A barykada trzeszczała w szwach…

Nagle, jakby wychodząc naprzeciw jej modlitwom, drzwi windy z cichym sykiem otworzyły się i… rozbłysło światło. To zdarzenie przyniosło ze sobą dwa skutki.

„Cieplaki” oślepione światłem i jakby porażone zmniejszyły napór, ale równocześnie z panela sterowania wystrzeliło wyładowanie rażąc klęczącego przy nim Petera.

- AAAArrrgghhhhhh – usłyszała tylko.

Wyładowanie z dużą siłą odrzuciło Jakowlewa w bok. Jego twarz poczerniała od oparzeń. Nicole podbiegła do niego i sprawdziła puls. Żył. Na szczęście żył. Nie było na co czekać, mieli tylko jedną szansę.
Chwyciła jęczącego Petera pod pachy i zaciągnęła w kierunku windy. Miał szansę, jeśli dotrą bezpiecznie na poziom A. Jeszcze kątem oka zdołała uchwycić jak potwory przełamują jej barykadę i wdzierają się do Sali odpraw. Szybko wskoczyła do środka „kapsułki” i wciągnęła Petera. Najtrudniej było wciągnąć jego nogi, bo Peter był dość wysoki. Złapała go za spodnie i pociągnęła. Prawie się udało, ale trzeba było poprawić. I w tym momencie neostalowe drzwi windy zamknęły się gwałtownie odcinając kończyny Jakowlewa poniżej kolan. Peter zawył jak zarzynane zwierzę, a zaraz potem ponownie, kiedy winda ruszając dopełniła reszty. Jakowlew zemdlał z bólu, a krew trysnęła fontanną zachlapując ściany, drzwi i Nicole.
Ta ostatnia stała zszokowana nie mogąc się poruszyć.
Nie mogła uwierzyć w to co się stało.
- Peter… kurwa….Peter – wytrzeszczone w przerażeniu oczy wpatrywały się w buchającą z kikutów krew.
Podróż „kapsułką” trwała około 3 minut.
Zanim Nicole zdążyła się otrząsnąć i spróbowała, bezskutecznie zatamować krwotok Jakowlew praktycznie się wykrwawił.
Umazana krwią i zapłakana dotarła wreszcie na poziom A…

Miny czekających na zewnątrz ludzi wyrażały wszystkie emocje. Szok, strach, podejrzliwość, obrzydzenie.

- Obcięło mu nogi! Winda, kurwa obcięła mu nogi… Uwierzycie? Ktoś.. coś… zatrzasnęło te cholerne drzwi – jąkała się a potem zalała ją fala mdłości….

Kiedy minął pierwszy szok i postanowiono Petera zabrać na SFZu w niedalekiej sekcji medycznej , Nicole zdecydowała się towarzyszyć Mahariszim. Ktoś musiał zająć się nimi...
 
__________________
Podpis zwiał z miejsca zdarzenia - poszukiwania trwają!

Ostatnio edytowane przez Felidae : 23-12-2010 o 10:44.
Felidae jest offline  
Stary 23-12-2010, 14:03   #137
 
Suriel's Avatar
 
Reputacja: 1 Suriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skałSuriel jest jak klejnot wśród skał
Selena wbiegła do bocznego korytarza. Strach dodawał jej skrzydeł. Panel sterowania. Upuściła siekierę, którą trzymała w zakrwawionej ręce, paralizator włożyła odruchowo do kieszeni wyciągając śrubokręt. Latarka czołowa zabrana z magazynu dawała wystarczająco dużo światła. Selena sprawnymi wyuczonymi ruchami otworzyła panel, w tle towarzyszyły jej krzyki, bełkotliwe wycia. Była coraz bliższa paniki. Miała wrażenie że wszystkie potwory z poziomu C wiedzą gdzie się znajduje i idą prosto do niej, jak Beth.

- Boże Beth – pomyślała. Przed oczami stanęła jej twarz wykrzywiona szaleństwem, chęcią mordu. To nie był ta sama Beth, którą znała, z którą dzieliła korytarz. Jej przyjaciółka i powierniczka tajemnic tu na tej bezludnej zimnej planecie. A potem siekiera zatapiająca się w jej głowie, i twarz Raya bez emocji, wykalkulowana, zimna. Zabił ją.

Myśli Seleny galopują w zastraszającym tempie. Mieszają się w nich strach i coś jeszcze, coś obcego, głos ze środka. Taki pewny, zachęcający do słuchania, do poddania się jego woli.

- Zabij! – słyszy w swojej głowie. – Jest tak zimno! A ty potrzebujesz ciepłego, by przeżyć. Zabij! Krew jest ciepła! Napij się jej. Kto ze mnie pije, żyć będzie. Kto mnie odrzuci, zginie! Ciepło jest dobre. Zimno jest złe.

Ta myśl jest dobra, daje nadzieje.

Ray zabił. Selena czuje coraz większą złość na niego, na cała sytuację, za to że zabił Polaczka, za to że zostawił tych wszystkich ludzi na poziomie więziennym, za Beth, za śmierć którą widziała wielokrotnie w jego oczach.
Kable hamulców grodzi są już na wierzchu wystarczy je przeciąć i będzie po wszystkim, będzie bezpieczna.
Selena schyla się po siekierę, słyszy odgłosy biegnących, nie dostaną jej, nie teraz, jeszcze nie teraz. Ostrze siekiery opada na kable. Grodź się zamyka.
Cisza, Selena jest bezpieczna. Osuwa się powoli na podłogę.
Myśli się uspakajają, jest bezpieczna, nie dostaną się do niej. Nikt nie otworzy tych drzwi.

- Boże co ja zrobiłam – Selena uświadomiła sobie że Ray został na zewnątrz, prawdopodobnie już nie żyje.

Po chwili korytarz rozbłyskuje światłem. Zapalają się wszystkie lampy. Zasilanie na stacji zostało przywrócone.
Selena odruchowo zasłania oczy, blask ją oślepia, oczy przyzwyczajone do mroku muszą na powrót przyzwyczaić się do światła.
Selena siedzi na podłodze, plecami oparta o zimną stal ściany, beznamiętnie wpatrując się w przestrzeń. Zimno, jak strasznie zimno. Co dalej.

KLAP, KLAP, KLAP.

Odgłos skapującej krwi wyrwał ją z zamyślenia. Spojrzała na swoją rękę, po której krew spływa na podłogę. Ugryzienie Beth.
Selena otrząsa się z szoku.

Znajdowała się w korytarzu C-440. Jak zdążyła zauważyć był to korytarz przejściowy, miała szanse się stąd wydostać. Na korytarzu porozrzucane rzeczy osobiste, ślady krwi, a na drugim końcu trup. Rozwleczone wnętrzności, ciało ogryzione do kości. Nie wstrząsnęło to nią tak jak powinno.
- Co się ze mną dzieje – pomyślała – staje się taka jak Ray, albo oni, nic nie czuje, tylko ulgę że to nie ja.
Wyciągnęła podręczny medpak. Przyłożyła urządzenie do rany. Zastrzyk przeciw zakażeniowy, neutralizujący toksyny, potem synskóra, która po przywarciu do rany nabrała koloru skóry Seleny. Leki przeciwbólowe zaczynają działać, mogła swobodnie zaciskać dłoń.
Wyciągnęła butelkę wódki, batonik energetyczny i 2 pigułki szczęścia. Postanowiła chwile odpocząć zanim zacznie się zastanawiać gdzie uciekać.
Jej uwagę przyciągnął WKP, który zaczął świecić, najprawdopodobniej wraz ze światłem przywrócona została także łączność.
Selena wklepała wiadomość na kanale otwartym i wysłała do wszystkich z listy mieszkańców Ymira A.

Tu mechanik Selena Stars, jestem na poziomie B. Czy ktoś jeszcze przeżył, gdzie jesteście. Dajcie jakiś znak życia. Czy ktoś tam jest. Uważajcie na poziom A.


Wstała i zaczęła dokładniej przeszukiwać korytarz. Jej uwagę przyciągnęły ślady krwi rozmazane na grodzi wejściowej do kwatery C-446. Wyglądało jakby ktoś chciał się do niej dostać, a więc ktoś mógł być jeszcze w środku.
Wstukała na WKP adres kwatery. Na wyświetlaczu pokazały się dane.
Damien Van Der Dunk
Inżynier.
Lat 52.

Wklepała wiadomość.

Damien, jest tam pan. Stoję przed pana kwaterą, korytarz jest bezpieczny. Żyje pan.


Po chwili na wyświetlaczu pojawiła się odpowiedź.

Odejdź stąd, ściągniesz ich uwagę. Nie chce Cię tutaj.

Wyjdź, razem mamy większe szanse. Nie przeżyjesz bez jedzenia.


Odejdź. Tutaj jestem bezpieczny, nie będę się dla Ciebie narażał. Idź sobie.

Selena nie miał siły żeby przekonywać kogoś, kto bał się równie mocno jak ona.
Musiała się przespać, ale najpierw postanowiła zabezpieczyć drugie drzwi i sprawdzić czy trup, jest nim rzeczywiście. Ruszyła w stronę drzwi z uniesiona siekierą gotowa do obrony.
 
__________________
Nie musisz być szalony żeby tutaj pracować, ale to pomaga:)
Suriel jest offline  
Stary 23-12-2010, 23:26   #138
 
Ravanesh's Avatar
 
Reputacja: 1 Ravanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputacjęRavanesh ma wspaniałą reputację

Ray Blackadder



Rozkręcenie panelu drzwi grodzi zajęło ci nieco więcej czasu, niż zazwyczaj. Ręce drżały ci ze zmęczenia, a i przed oczami wirowały jakieś plamki.

W końcu dało ci się zewrzeć obwody i zamknąć obwód. Teraz nikt nie wejdzie ani nie wyjdzie, póki nie zdejmiesz tej blokady. Poczułeś się bezpieczniej.

WKP zabrzęczał informując cię o tym, ze przyszła jakaś wiadomość.
Zerknąłeś z zaciekawieniem.

Tu mechanik Selena Stars, jestem na poziomie B. Czy ktoś jeszcze przeżył, gdzie jesteście. Dajcie jakiś znak życia. Czy ktoś tam jest. Uważajcie na poziom A.

Poczułeś, jak coś wzbiera w tobie. Jakaś zimna gula. Przez chwile miałeś ochotę rozwalić urządzenie, jakby było winne zdrady tej dziwki. I wtedy dotarł do ciebie sens wiadomości!
Jak to możliwe!? Jak Selen w tak krótkim czasie zdołała dostać się na poziom B?

Nie miałeś sił, by zgłębiać bardziej ową tajemnicę.

Rozejrzałeś się wokół zmęczonym wzrokiem. Dwa ciała. Porozrzucane po całym korytarzu rzeczy osobiste jakiś uciekających przed nieznanym zagrożeniem mieszkańców. Pewnie jakieś przydatne śmiecie znalazłyby się w tych klamotach. Może latarka, może jakieś jedzenie i podgrzewane puszki. Na dłuższą metę nie zmieniało to twojego położenia. Nadal potrzebowałeś jakiegoś planu, by wyrwać się z tego bajzlu.


Selena Stars

Trup był martwy. Jak to trup. Nie zapowiadało się, żeby wstał. No bo w sumie czemu miałby to zrobić. To nie był jakiś hollo-horror tylko makabryczna rzeczywistość, a jakiej się znalazłaś.

Chwilę zajęło ci zabezpieczenie drzwi poza korytarzem. Samopoczucie zaczynało ci się poprawiać, dzięki tabletkom szczęścia i alkoholowi. Ręce przestawały drżeć.

WKP zadzwonił, kiedy zaczęły ci się kleić oczy.

Odebrałaś z nadzieją w sercu.

- Stars, słuchaj – mężczyzna, który pokazał się na holowyświetlaczu był znany ci z widzenia. – Jestem Bill Rock. Dowódca pierwszej zmiany ochrony poziomu B. Słuchaj. Jesteśmy na tym samym poziomie. Nie potrafię cię jednak zlokalizować.

Twarz zafalowała, głos się zniekształcił niezrozumiale.

- .... jesteś nie wychodź na .... korytarze. Naj ...... nie ruszaj się z ......

Coś wyraźnie było nie tak z sygnałem.

- Czekaj na in...... Wyci.......cię z t....

Miałaś ochotę płakać ze szczęścia. Ktoś mógł ci pomóc!

I wtedy spojrzałaś na napis nad drzwiami i uświadomiłaś sobie swoja pomyłkę. Korytarz C-440! Więc jesteś na poziomie C a nie na B jak napisałaś w wysłanej wiadomości.

Jasna cholera!


Dhiraj Mahariszi i Nicole Sanders


Kamini szybko doskoczyła do Jakowlewa wyciągając medpak. Ciężki skafander ochronny nie ułatwiał jej zadania, lecz starała się jak mogła, by powstrzymać upływ krwi. W kilka sekund jej medpak wystrzelał się z całej zawartości syntskóry i chemikaliów, co zasygnalizowała czerwona lampka. Szybko sięgnęła po drugi pojemnik i zajęła się drugim kikutem.

- Musimy szybko dostać się do sekcji D – zdecydowała. – Przydały by się dryfnosze, ale nie mamy czasu. Dhiraj i ja weźmiemy pacjenta, panna Sanders będzie nas ochraniała.

Reszta spojrzała na was, ale nikt nie zaprotestował, poza „Golasem” który zmiął w ustach przekleństwo.

Nie było czasu do stracenia.

Kamini otworzyła grodź na korytarze zewnętrzne i wyszliście na oblodzony, lśniący chodnik. Niestety, pośpiech był wskazany z innego powodu. Poza poczekalnią panowała temperatura –25 stopni Celsjusza, co oznaczało, ze nie ubrany w skafander Peter może nie tyle się wykrwawić, co zamarznąć.

Do D-65 mieliście kilkaset metrów. Na szczęście można było skorzystać z ruchomego chodnika technicznego, bowiem marsz w skafandrze ochronnym naprawdę bardzo trudno zaliczyć do specjalnie przyjemnych. Szczególnie, kiedy trzeba nieść pomiędzy sobą bezwładne ciało.

W końcu dotarliście na miejsce. Kamini musiała oddać ciężar niesienia rannego na Sanders.
Sama włożyła swoją kartę magnetyczną do zamka i wstukała kod personalny. Drzwi oznaczone czerwonym krzyżem otworzyły się z sykiem.

Za nimi znajdowało się nieduże, lecz całkiem dobrze zaopatrzone ambulatorium. Tak, jak mówiła Kamini. Pani Mahariszi włączyła światło i agregaty nagrzewacze.

WITAMY DOKTOR MAHARISZI – obwieścił głos z głośników. – ZARZĄD OGŁOSIŁ ALARM CZERWONY. CAŁY PERSONEL MEDYCZNY MA UDAĆ SIĘ NATYCHMIAST DO SEKCJI B-250.

- Witaj VITELL – powiedziała Kamini ściągając osłonę hełmu. – Aktywuj Stabilizator Funkcji Życiowych numer dwa.


Na środku pomieszczenia znajdował się przypominający hibernator SFS. Lampki na jego panelu zamigotały, osłona odsunęła się na bok.

- Połóżcie go do środka – Kamini była w swoim żywiole.

Chwilę później Peter leżał już w stabilizatorze a Kamini zajmowała się ustawianiem skomplikowanego panelu sterowniczego.

- Niestety – oznajmiła po chwili przygnębionym głosem. – Nie zdążyliśmy.
 
Ravanesh jest offline  
Stary 23-12-2010, 23:30   #139
 
Armiel's Avatar
 
Reputacja: 1 Armiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputacjęArmiel ma wspaniałą reputację

Sven Szczota Lindgren i Seamus Gallagher


Podzieliliście się. Jako, że winda zmieści jedynie dwie osoby w skafandrach ochronnych wybór był prostu. Seamus oddał jednak swoją Anakondę 20 Fishowi i do kabiny wszedł uzbrojony jedynie w stalowy płaskownik. Za to „Szczota” zabrał Spectrę –50. Ciężar broni uspokajał. Dawał poczucie pewności.

Żegnani spojrzeniami Łysego, Golasa i Fisha weszliście do zachlapanej krwią Petera kabiny.


Drzwi windy zamknęły się z sykiem i „kapsułka” ruszyła w dół.

Czuliście, że wasze serca biją jak szalone.

Wasze WKP-y jednocześnie zasygnalizowały nadejście wiadomości. Jednak jedynie Seamus zerknął na wyświetlacz.

Tu mechanik Selena Stars, jestem na poziomie B. Czy ktoś jeszcze przeżył, gdzie jesteście. Dajcie jakiś znak życia. Czy ktoś tam jest. Uważajcie na poziom A.

Szczota zbyt był podrajcowany bronią.

Kabina zatrzymała się i drzwi rozwarły się ukazując wam makabryczną scenę.

Było ich tam pięcioro. Dwóch naprawdę blisko windy, trzymający w dłoniach coś, w czym rozpoznaliście nogi Jakowlewa. Kanibale szarpali zębami mięso sycząc z zadowoleniem. Trzech kolejnych zobaczyliście przy wyjściu z pokoju odpraw.

Usłyszeli wasze pojawienie się i właśnie odwracali się w waszym kierunku.

Okrwawione, bezmyślne twarze, które nawet przy dobrej wierze trudno było wziąć za ludzi.



- Cieeepłe – zawył jeden z nich i ruszył w waszą stronę.



Charles „Chuck” Fish

Pistolet podarowany ci przez Seamusa był jeszcze ciepły. Małżeństwo lekarzy oraz Sanders już wyszli w stronę D-65 by jak najszybciej położyć w stabilizatorze. Drzwi „kapsułki” właśnie zamykały się za górnikiem i twoim niedoszłym pomocnikiem.

- Dobra – Golas najwyraźniej poczuł się władny by wami dyrygować. – Idziemy do wylotu kapsułki na poziom B. Trzymamy się blisko siebie. Zobaczymy, czy kabina w ogóle da się wezwać. Chuck. Broń w pogotowiu. Idziesz w środku. Ja na szpicy, Łysy zamykasz pochód i pilnujesz tyłów.

Nie było nic do dodania.

Opuściliście poczekalnie wychodząc na wymrożony korytarz. Skafander był naprawdę nieporęczny i chodzenie w nim dłuższy czas było powodem do irytacji.

Do celu dotarliście bez przeszkód, jeśli nie liczyć nerwowego oglądania się Łysego na wszystkie strony. Zresztą i tobie głowa chodziła na boki, niczym surykatce.

Golas zatrzymał się przed drzwiami technicznymi prowadzącymi do pomieszczania, w którym miała znajdować się druga winda.

Seamus i Szczota zostawili je odblokowane, tak, że mogliście bez przeszkód z nich skorzystać.

Golas ostrożnie wszedł do środka rozglądając się na boki. Swoją Anakondę trzymał gotową do użycia.

Ujrzałeś nieduże pomieszczenie i panel windy. Widziałeś drugie drzwi i ciało koło nich.

I wtedy drzwi odskoczyły na bok i pojawił się w nich pokraczny stwór. Golas wrzasnął i strzelił, nie trafiając jednak. Stracił swoje ostatnie trzy pociski. Monstrum rzuciło się na niego z dziką furią i nim zdołaliście zareagować, obaliło na ziemię.



Okrwawione zęby zbliżały się do chronionej szyba twarzy, Łysy zareagował pierwszy.

Wrzasnął w panice i zaczął uciekać.

Zostałeś sam na sam z powalonym Golasem i rozszalałym ... czymś!




Wszyscy na poziomie D i C.


Niektórzy nie mogli zobaczyć, jak ich WKP straciły ponownie zasięg i możliwość komunikacji, bowiem zbyt zajęci byli walką lub innymi sprawami. Niektórzy jednak – tacy jak Selena, Ray, Dhiraj czy Nicole zauważyli ten fakt od razu.

Zaraz po tym głośniki zatrzeszczały i tym razem już wszyscy usłyszeli głos Dyrektora Mateo Taura.

- Pracownicy korporacji Vitell. Informuję, że zostaliśmy zaatakowani przez nieznaną siłę. Nakazuje się niezwłocznie wszystkim świadomym swoich czynów ludziom przedostać do pomieszczeń B-014 i B-016. Zarząd wdraża procedurę ewakuacji do pozostałych baz. Powtarzam. Zostaliśmy zaatakowani przez nieznaną siłę. Nakazuje się niezwłocznie wszystkim świadomym swoich czynów ludziom przedostać do pomieszczeń B-014 i B-016. Zarząd wdraża procedurę ewakuacji do pozostałych baz.

Głos Dyrektora Generalnego tez nie brzmiał zbyt wyraźnie. Co rusz przecinały go jakieś dziwne szumy i trzaski kojarzące się tym osobom, które słyszały wcześniej piski z Czujki właśnie z tymi odgłosami.
 

Ostatnio edytowane przez Armiel : 24-12-2010 o 00:10.
Armiel jest offline  
Stary 28-12-2010, 14:58   #140
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Przez chwilę przymierzał Anakondę do dłoni, ale broń ta jakoś nie leżała mu w dłoni. Odbezpieczyć, przeładować... a gdzie kuźwa cyngiel?? Vittelowskie patrzałki przymierzył tylko raz. Widoczność jednak była w nich średnia. Jakieś cyferki latały w poprzek i wzdłuż, a co się gdzieś odwrócił, to mu każdy migotał na czerwono. Krótko mówiąc o kant dupy potłuc z takim tech-nie-logicznym sprzętem. Może się komuś innemu przyda...
Okularki, oraz zapasową amunicję oddał Nicole. Dziewczyna wyprztykała się z poprzednich, a decydując się na rozdzielenie i pomoc doktorom mogła potrzebować jednego i drugiego... Po kiego kuźwa wała się rozdzielali??? Nic dobrego z tego nie wyniknie... Aaa niech robią co chcą. Teraz gdy we dwóch zjeżdżali windą pozostawało uwolnić Vinmarka i... Koniecznie uwolnić. Przecież jak nic wyglądał jakby go miało zaraz coś roznieść. A może się coś mu przewidziało? Że też kuźwa zawsze musi wpierw robić, a potem myśleć.
Jeszcze nim weszli do windy oddał Anakondę Chuckowi. Barman o ile dobrze pamiętał posługiwał się wcześniej jakimś taserem więc strzelać umiał, a i robocik, którego używali, też do niego należał więc korporacyjny gnat nie powinien stanowić dla niego tajemnic. Wręczył mu go bez słowa.
Teraz zaś w milczeniu przysłuchiwał się rytmicznemu stukotowi windy...

- O stary... ty to, kurwa, jesteś luzak - Szczota spojrzał na uzbrojenie towarzysza ze szczerym podziwem w oczach. - Mamy jakiś plan, czy po prostu wbijamy na warownię i robimy rozpierdolkę?

Parsknął krótko śmiechem w odpowiedzi.
- Się nie bój młody. Gdyby nam mus było włazić do czujki to bym nie oddawał Anakondy barmanowi. Choć te plastikowe spluwy i tak jakoś nie dla mnie są... Ale nie w tym rzecz. Zrobimy tak. Winda zjedzie na dół i automatycznie otworzy drzwi. Taki ma durny program. Ale jak wszystko na Ymirze, może być też ręcznie zamknięte, co by ciepło oszczędzać. Gdy więc drzwi się otworzą, zamykamy je od razu. Ja to zrobię, a ty w razie czego osłaniaj mnie tym swoim rozpylaczem, bo diabli wiedzą ilu ciepłych tam będzie i jak blisko będą windy. Potem - wskazał górny właz windy - wychodzimy tędy do szybu. A z szybu z kolei do wentylacji, którą mamy parę metrów do kibla. Nie wiem tylko czy się zmieszczę...
- Spokojna twoja baszka rozczochrana Szejmes... Szczota i jego nowy wierny druh dadzą radę.
Górnik ponownie parsknął. Chłopak był nie do zdarcia.
- Dobra. Ja się postaram, żeby ciepli nie wleźli w tym czasie do windy, ale ty gamoniu nie szarżuj, bo...

Tu mechanik Selena Stars, jestem na poziomie B. Czy ktoś jeszcze przeżył, gdzie jesteście. Dajcie jakiś znak życia. Czy ktoś tam jest. Uważajcie na poziom A.

- Stars? - powtórzył głośno pokazując Szczocie wyświetlacz - To nie ta kobitka z naszego segmentu?
Przez chwilę myślał nad odpowiedzią, po czym wielkimi paluchami zaczął szybko wstukiwać odpowiedź.

Seamus Gallagher elektroforeza. Umywalnia w C07. Przesyłam twój namiar ocalałym w B.

- Wygląda na to, że udało się przetrwać większej ilości osób niż myśleliśmy... - zastanowił się po czym coś sobie uświadomił. Chciał się nawet odezwać, ale w porę się zreflektował, że to może nie najlepszy pomysł. Może później, jak już uda im się uratować Yurgena... Przesłał wiadomość Seleny Stars Fishowi, który z Golasem powinien być już na poziomie B - Dobra, przygotuj się.

***

- Sięgniesz tej drabinki?!
Przyklejony do ścianki szybu Szczota nie sprawiał już wrażenia młodocianego komandosa. Seamus miał coraz mocniejsze wrażenie, że pozwolił dzieciakowi iść w najgorsze. Zmarszczył brwi. Na dole do windy cały czas dobijali się ciepli. Drzwi były gorsze niż te wejściowe do czujki, ale trochę powinny wytrzymać. Powinny. Nie mieli dużo czasu.
Przesunął się jeszcze kawałek, by mieć jakąkolwiek możliwość asekuracji młodego.
- Może jednak ja spróbuję?!
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172