Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-11-2012, 18:40   #41
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Grupa chwilowo powiększyła się o dwie osoby, przynajmniej chwilowo. Gdyby liczyć nieobecnego Agnitio, to było ich już sześciu, co przy odpowiedniej dawce myślenia i planowania mogło być dość poważną siłą w każdej sytuacji.
Z Seserem było coraz gorzej - do obecnej już gorączki i majaków dołączyły dreszcze i niekontrolowane spazmy mięśni. Stary człowiek kilka razy tak się rzucał, że groził spadnięciem z deski.
Dzięki półgigantowi, który teraz dźwigał większość ciężaru Szefa znacznie przyspieszyli. Raam, Nalfein i Beevie widzieli lepiej w mroku niż Aseir i Galain, więc prowadzili grupę do miasta. Po kilku chwilach przed ludzkimi członkami drużyny wyrosły mury miejsce Daggerford jak spod ziemi. Przy bramie paliły się dwie pochodnie, które z ich odległości wyglądały jak wyjątkowo mizerne świeczki, jednak skutecznie wskazywały kierunek drogi.

Kiedy tam dotarli, zastali Agnitio wyjaśniającego ich sytuację strażnikom. Okazało się, że gwardziści nie mogą ich wpuścić do miasta po zmroku, bo komendant “nogi z życi im powyrywa”, co zresztą mogło być prawdą. Kiedy jednak zobaczyli chorego Szefa, zaproponowali wpuszczenie ich do niewielkiej strażnicy w murach, którą oni sami wykorzystywali czasami żeby odpocząć po nocnej zmianie.
Nie mając większego wyboru, zgodzili się.


Izba nie była zbyt wyszukana, jednak niczego innego się po niej nie spodziewano. Było ognisko, nad którym ogrzewał się kociołek jakiejś strawy. Były wąskie schody prowadzące na piętro, a także stół z kresłami, oraz dwa łóżka - na jednym z nich spoczął Szef.
Kwestią sporną było jedynie kowadło, zakotwiczone w podłodze na amen.
- Było tu od zawsze. - powiedział jeden ze strażników. - To ja biegnę po kapłana. Bogowie, mam nadzieję, że nie będzie zbytnio wkurzony...
Wyszedł przez drugie drzwi, które prowadziły do miasta, a których grupie awanturników formalnie nie wolno było przekraczać do świtu.

Beevie namoczyła kawałek szmatki w misce z wodą i otarła czoło Szefa. Wszyscy byli zdani na siebie (i pozostałą trójkę strażników, którzy zostali) dopóki kapłan nie przybędzie. Ktoś zauważył, że na stole leży talia kart... a zapach z kociołka nad ogniem był też nad wyraz kuszący.

Trwało to stosunkowo długo, ale w końcu strażnik wrócił i przyprowadził ze sobą młodego kapłana, w którym wszystko - od ubioru, po wyraz twarzy - krzyczało “Jestem służbistą”.


- Przebudzony Akolita Azurth, do usług. - powiedział klecha tłumiąc potężny ziew, który następnie w nieunikniony sposób udzielił się kilku innym osobom w towarzystwie. - Co się stało i gdzie jest ta “niecierpiąca zwłoki sprawa”, za którą Shashik obiecał dodatkowy datek dla mojej świątyni?
Towarzysze spojrzęli na przybyłego strażnika z ukosa - ten z kolei zaczerwienił się nagle jak burak, jednak słowo się rzekło.
Szybko wskazano Azurthowi Sesera i w sumie tyle wystarczyło.
- Trucizna, mhm... - powiedział, kiedy tylko mu się przyjrzał i szybko zbadał. Podczas, gdy pozostali zebrani stali obok i się przyglądali (Agnitio chyba robił notatki), akolita otworzył swoją świętą książeczkę i odmówił modlitwę. Jego dłonie lekko zaświeciły, a po chwili blask ten przeszedł na Szefa.
- Już. - powiedział Azurth zamykając książeczkę.
- Już? - zdziwił się jeden ze strażników. Seser faktycznie wyglądał jakby lepiej - przestał się rzucać, a jego oddech jakby się wyrównał.
- Już. - potwierdził raz jeszcze akolita, patrząc po zebranych, ewidentnie oczekując zapłaty za swe usługi.

Starzec nie obudził się aż do rana, a i wtedy był bardzo osłabiony. Azurth uleczył go z drążących jego ciało toksyn, ale tylko po części zdołał naprawić wyrządzone przez nie szkody.
Ale wreszcie był stabilny, żywy i w miarę przytomny. A podróżnicy mieli pytania...
 
Gettor jest offline  
Stary 18-11-2012, 14:26   #42
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Ile się należy? - spytał Aseir, widząc znaczące spojrzenie młodego kapłana.
- Hmm... - Akolita zawahał się na chwilę, spoglądając ukradkiem na strażnika, który go przyprowadził. - Pięćdziesiąt złociszy.
- Galainie. - Spojrzenie Aseira spoczęło na bardzie. - Zdaje się ty ostatnio zaopiekowałeś się pewnymi funduszami. Będzie jak znalazł.
- Faktycznie, aczkolwiek nie wiem czy mam aż tyle
- powiedział ze szczerym smutkiem Galain, po czym zajrzawszy do swej sakiewki (tej mniej pękatej i jedynej na wierzchu) dodał: - Mam jedynie dziesięć czcigodny kapłanie. Czy jako dodatek do tego starczą ci nasze dozgonne modły?
Kapłan spojrzał sceptycznie na barda, jednak po chwili odchrząknął i powiedział:
- No, jeśliście faktycznie tak bez grosza, jak prawicie, to takie zadośćuczynienie wystarczy.

- Jeszcze jedna sprawa... - Aseir zwrócił się do kapłana. - Ile by kosztował pochówek naszego poległego towarzysza, krasnoluda
- Bogowie, Aseir, czy trawi cię gorączka? Przecież pochówek już się odbył? Nie pamiętasz ogni chowalnych? Czy coś się stało
- wykrzyknął z przejęciem.
- W każdym razie dziękujemy twojej dobroci przenajczcigodniejszy z kapłanów, po kres żywotów naszych błogosławić będziemy twe imię! - wykrzyknął nie przerywając, patetycznie do tego, po czym silnym ramieniem wyprowadził kapłana za drzwi, wpychając mu sakiewkę.
- Jeszcze mnie zaniki pamięci nie dopadły - odparł mag. - Ale tamten pochówek jakby nie został dokończony. Jakieś modły by się zdały albo i co. Nie znam się na obyczajach krasnoludów.
- To o to zapytajmy krasnoluda w karczmie, wątpię by czcigodny adept sztuki kapłańskiej się w krasnoludach specjalizował
- sprostował Galain - ale słusznie prawisz, trza kogoś znaleźć. Macie w mieście jakoweś krasnoludy? - zapytał strażników.
Kapłan, nieco zdezorientowany sytuacją w drużynie, został wyproszony przez Galaina, otrzymując obiecaną przez niego zapłatę za swoje usługi.
To zdecydowanie nie spodobało się czterem strażnikom, którzy byli świadkami owej sceny.
- Panie, co pan! - krzyknął jeden z nich. - Czcigodny wam kompana uratował, a wy tak mu dziękujecie?!
Wojak szybko podszedł do drzwi i otworzył je wpuszczając Azrutha do środka.
- Nie, nie trzeba. - kapłan uśmiechnął się krzywo. - Moja posługa tutaj wykonana, pozwolicie tedy że udam się na spoczynek.
Jak powiedział, tak zrobił - zniknął w głębi ulicy i zostawił drużynę ze strażnikami, którzy zaczęli krzywo na nich patrzyć - zwłaszcza na Galaina.
- Uregulujemy wszystko rankiem - zapewnił Aseir, równie krzywo spoglądając na Galaina - jak tylko nasz szef stanie na nogi. A on jest młody i głupi.
Za którą to nielojalność zarobił nieprzyjazne spojrzenie od barda.
Beevie zachichotała pod nosem, patrząc na Aseira i usiadła przy stole, zabierając się za tasowanie kart. Nalfein w tym czasie potrząsnął głową i usiadł na wolnym kawałku podłogi, obserwując otoczenie z tego poziomu. Agnitio usiadł na drugim z łóżek parterowych wciąż wpatrzony w swoje notatki, które napisał kiedy kapłan uzdrawiał Szefa.
Słowa Aseira chyba nie do końca trafiły do czwórki strażników, po trójka z nich po chwili wyszła z budynku (pomrukując i prychając pod nosami) i zostali sami z tym, który przyprowadził akolitę - Shashikiem, który to po chwili nieśmiało dosiadł się do Beevie i zaczęli w coś grać.
Bard przysiadł opodal nich i zaczął im przygrywać.
Aseir sprawdził jeszcze, jak się ma ich szef, a potem położył się. Miał nadzieję, że uda mu się zasnąć.
 
Kerm jest offline  
Stary 20-11-2012, 21:46   #43
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Jednak się udało, pomyślał nieco zaskoczony Aseir, gdy rankiem ujrzał, że ich pracodawca nie dość, że żyje, to jeszcze otworzył oczy. Ale o jego samopoczucie wolał nie pytać - na pierwszy rzut oka widać było, że Seser jest osłabiony.
- Kto to był? - spytał, po wymianie powitań. - Te jaszczuroludy. I czegóż od pana chcą?
- Ja... - Szef spróbował usiąść na łóżku, co udało mu się z najwyższym trudem. - Nie sądziłem, że tak szybko mnie znajdzie, hem, hem. Widzicie, nie wynająłem was tylko dla pokazu. Są pewne... istoty, które chcą informacji, które posiadam. I nie tylko, ale to nie wasze zmartwienie. Ci jaszczuroludzie byli najpewniej wysłani przez te istoty, żeby mnie “dostarczyć”.
Rozkaszlał się na chwilę, po czym rozejrzał po pokoju i zebranych weń osobach.
- Gdzie jesteśmy? Pamiętam niektórych z was, ale tego olbrzyma i elfki nie kojarzę.
Beevie doskoczyła do łóżka starca, spiesząc z wyjaśnieniami.
- Pewnie, że nie pamiętasz! Ja i ten olbrzym uratowaliśmy ci życie! Gdyby nasza dwójka nie zjawiła się na czas, dawno już byś wykorkował! - powiedziała z entuzjazmem, na co siedzący nieopodal Nalfein parsknął śmiechem. Sam Szef spojrzał sceptycznie na elfkę i Raama, a następnie zwrócił swój pytający wzrok na Aseira i Galaina.
- Ta mała - Aseir uśmiechnął się do Beevie - więcej gada, niż robi, ale Raam - wskazał na olbrzyma - pomógł cię nieść, gdy już cię wyciągnęliśmy z łap jaszczuroludzi. A jesteśmy w strażnicy miasta Daggerford

Raam sporzał po raz kolejny na młodą elfkę w sposób w jaki ojciec patrzy na dziecko, gdy to zrobi coś złego. Na słowa Aseira uśmiechnał się i żywo pokiwał głową, tak, to prawda. Ta dziewczyna więcej gada niż robi, ale z drugiej strony, jak już coś postanowi zrobić, to nic jej od tego nie odciągnie. Gdy mag wspomniał o jego pomocy, Raam podszedł krok bliżej i wygiągnął ogromną dłoń do starca.
- Raam, Przemierzacz Wydm. Spotkaliśmy ich towarzysza w drodze do ciebie, zmierzał tutaj aby odnaleźć kapłana. Wyszliśmy wam na przeciw, gdyż sami tez chcieliśmy się u ciebie zatrudnić, znaczy ja i Beevie. Dobrze, że czujesz się już lepiej.

- Czołem szefie, kiepski dzionek. Jak się szef trzyma? - wyrzucił z siebie Galain. Po czym dodał: - Trochę upierdliwi byli, pogrzeb trzeba zorganizować niestety, to co teraz robimy? Gdzie się szef chce udać?

- To dobrze. - powiedział Seser już nieco bardziej przytomnym głosem. - Wygląda na to, że wasza dwójka by się nam przydała. Zgoda, jesteście zatrudnieni. Ale póki co konam z głodu, co tam jest w kociołku?
W kociołku, jak się okazało, był gulasz z marchewką, papryką, grzybami i mięsem którego natury strażnicy nie chcieli wyjawić, jednakże smakowało jak wieprzowina. Czemu ktokolwiek miałby się tego wstydzić? Po posiłku Szef zdołał wstać z łóżka, choć potrzebował do tego pomocy Raama. Sięgnął dłonią do kieszeni i wyciągnął z niej sześć pobrzękujących sakiewek złota, dokładnie tak jak dzień wcześniej.
Fakt, że tyle pieniędzy za nic by mu się nie zmieściło do kieszeni został (przynajmniej na razie) zignorowany, gdyż było im to obojętne póki forsa sie pojawiała i nie znikała. Każdy z awanturników dostał swój dzienny przydział pięćdziesięciu sztuk złota, po czym Seser powiedział:
- Musimy iść na mokradła, na zachód stąd. Zdaje się, że tam jaszczury próbowały mnie zaciągnąć, jednak nie ma to znaczenia. Jeśli macie jakieś sprawy na mieście, to załatwcie je w miarę szybko, chciałbym przed zmrokiem tam dotrzeć.
- Ile czasu mamy? - spytał Aseir. - To znaczy - kiedy musimy wyruszyć? Daleko to jest? - upewnił się. - Może by trzeba jakiś transport załatwić? I czy będą jakieś fundusze na wydatki specjalne? Wypadałoby opłacić do końca kapłana.
- Dobrze by było wyruszyć za godzinę, lub dwie. - powiedział Szef po krótkim namyśle. - Jeśli ktoś z was umie powozić, to załatwcie wóz z końmi. Kapłanem sam się zajmę, pamiętam jego twarz z wczoraj. - przez ułamek sekundy patrzył groźnie na Galaina. A może tylko im się wydawało?
-Ja parę lat jeździlem z karawanami po centralnych regionach, jakoś dam sobię radę - a z kapłanem głupio wyszło, niech szef go ode mnie przeprosi, jak trzeba to kasę sam dam - powiedział z namysłem Galain.
- Ooo, a może jakieś srebro załatwić? - wyskoczyła nagle Beevie. - Noo, nie wiadomo! Możemy trafić na jakieś wilkołaki! A srebrna broń kosztuje ekstra, sami wiecie! Aaalbo! Słyszałam o czymś takim jak “mroźne żelazo”, też by się przydało! Noo!
Wyciągnęła małą rączkę do Szefa po pieniądze, jednak ten jedynie spojrzał z politowaniem to na nią, to na Raama, który miał być jej “opiekunem”.
-Beevie , srebro to my mamy, a jak chcesz więcej to pójdę i rozmienie - dowcipnie rzucił bard. Dodał tym razem poważnie: Ale może warto by opłacić ze trzech czterech mięśniaków, wyjdzie góra ze dwie dychy, a nie zaszkodziło by jakiś dodatek skołować, na czas spaceru po lesie. Możemy się zrucić, dwadzieścia na sześć osób nas nie zabije
- A ma orientacje szef, czy szanownych “nie trzeba nam wiedzieć” stać, w sensie finansowym i personalnym, co by kolejne, większe grupy od ręki wysłać, czy niespecjalnie
Seserowi chwilę zajęło zorientowanie się o czym Galain mówi, ale w końcu wzruszył bezradnie ramionami.
- Nie mam pojęcia jakimi siłami dysponuje mój rywal. Gdybym wiedział, może dobrałbym sobie odpowiedniejszą eskortę - powiedział, po czym zmierzył barda wzrokiem. - Co do mięśniaków, jeśli czujesz się za mało kompetentny do bycia częścią tego zespołu, chętnie wymienię ciebie na kilku, którzy wykażą większy entuzjazm.
Galain spojrzał na niego i rzekł zaskoczony:
- Niech szef nie będzie niemiły, ja tu tylko myślę o szefa dobrze, co by szefa bardziej w tej inwestycji dopieścić i życie mu ugładzić, a szef zaraz tu takie niemile rzeczy, kalumnie i dezyderata. Naprawde to nieuprzejme dodał obruszony.
Szef jednak na jego obruszenie jedynie prychnął.
- Jednym z czynników decydujących o mojej decyzji zatrudnienia was była mała liczebność. - wyjaśnił po chwili w taki sposób, jak małemu dziecku wyjaśnia się czemu niebo jest niebieskie. - Gdybym chciał się otoczyć, jak to określiłeś, mięśniakami, równie dobrze mógłbym sobie narysować wielki “iks” na czole dla moich wrogów. Rozumiesz?
Nalfein, przypatrujący się całej scenie z boku, uśmiechnął się pod nosem, zaś Beevie odwróciła się na chwilę plecami do Sesera i teatralnie nabrała powietrza w usta.
- Jak szef uważa, mnie tam bez różnicy. To potrzebujemy wozu rzucił bard niezbyt uszczęsliwiony i kategorycznie niedoceniony w entuzjaźmie.
Po chwilowym namyśle dodał: Skoro szef chce dyskrecji, to może przymaskujemy szefa z tyłu wozu, jakby worek z prowiantem, a w mieście rozpuścimy plotki że z racji na niebezpieczną pracę i problemy porzuciliśmy szefa i sami uciekamy. Stary numer ale może przejdzie a nic nas nie kosztuje .
Szef jednak na błyskotliwość Galaina tylko potrząsnął głową.
- Twój plan byłby dobry, gdyby moi wrogowie myśleli tak jak ty. - powiedział. - Wóz by się przydał, ale żadne maskowanie na nic się nie zda, chyba że magiczne. Wiem co mówię, stwory które mnie szukają wyczują mnie z odległości, jak mysz wyczuwa ser z drugiego końca pokoju. Tyle, że ten pokój jest znacznie większy niż to miasto.
- No dalej, compadres - powiedział Aseir - Kto zna się na powożeniu i to nie tylko z widzenia? - spytał.
-No mówię ci że ja parsknoł Galain, po czym dodał uprzejmie- No ma szef racje, a jakieś magiczne maskowanie, faktom szefa czy coś to pewnie nie do zorganziowania?
- Ty zawsze dużo mówisz - odparł Aseir. - Wolałem się upewnić. A jeżdżenie z karawanami nie oznacza jeszcze, że powoziłeś parą czy czwórką koni. Ale skoro się na tym znasz, to może wyszukasz coś, co by się nam przydało.
-Rozejrzę się trochę, może trafi się coś przywoitego. Ale głowy za to nie dam, to uczęszczany szlak, a teraz jest sezon karawanowy - może ni być nic po za nieprzydatnymi gratami i furmankami farmerów. Cóz, zobaczymy - odparł.
Raam przysłuchiwał się rozmowie po czym powiedział
- Ja zostanę tutaj z Seserem, zadbam o to, żeby nic mu się nie stało. Beevie, prosze idź kup coś na drogę. Jakieś racje podróżne, wodę. Znasz się na tym, ale błagam cię, nie wpakuj się w kłopoty. I KUP to czego potrzebujemy. - wymownie popatrzył na elfkę po czym dał jej parę sztuk złota.
- Cóż, chodźmy więc - dorzucił bard.
- Szefie... - Aseir nagle coś sobie przypomniał. - Możesz mi powiedzieć, co to za mikstura?
Pokazał Seserowi zdobyte na jaszczuroludziach mikstury i zwoje. - I może kilka słów na temat tych zwojów?
Beevie wzięła pieniądze i wystrzeliła z budynku jak z balisty, na co Nalfein delikatnie szturchnął Raama w ramię mówiąc:
- Ty wiesz, że ona przed chwilą dostała własne pieniądze, prawda?
Zaraz za nią wyszedł Galain, zaś Seser w tym czasie wziął od Aseira dwa zwoje i jedną z fiolek do zbadania.
- Hmm... “Leczenie Lekkich Ran”. - powiedział oddając magowi pierwszy zwój. - Oraz... “Przywołanie Sojusznika Natury I”.
Oddał Aseirowi drugi zwój, po czym odkorkował fiolkę i powąhał zawartość. Wywołało to u niego nagły atak kaszlu, który zmartwił wszystkich zebranych i Aseir przez chwilę pożałował, że poprosił Sesera o pomoc. Na szczęście chyba nic się nie stało, bo Szef po chwili powiedział:
- Toksyna. - powiedział w końcu. - Taka do nakładania na broń ciętą lub kłutą. Nie wiem dokładnie co robi, musiałbyś na kimś sprawdzić.

Galain wyszedłszy z budyneczku urządził sobie rajd po wozowniach, ciesielniach, osobach prywatnych lecz wozu nie nabył. Nabył za to parę innych rzeczy. Gdy powrócił pod miejsce ich postoju ujrzeć go mogli na osiołku, prowadzącego 2 inne osiołki - jeden z nich niósł na grzbiecie sporą beczkę i worek. Zsiadł podpierając się halabardą i rzekł:

- Co lepsze wozy wybrane przez kupców, tak jak się obawiałem - został sam szajs albo wozy ciężkie a to nam na nic. Szefowi pozwoliłem sobie zakupić osiołka. Wabi się Puszek, jest młody i silny. Mam też prowiant. Ten z prowiantem wabi się Szynka, a ten mój - Glonojad. To co, na kogo jeszcze czekamy?
 
vanadu jest offline  
Stary 23-11-2012, 11:42   #44
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Galain wyszedłszy z budyneczku urządził sobie rajd po wozowniach, ciesielniach, osobach prywatnych lecz wozu nie nabył. Nabył za to parę innych rzeczy. Gdy powrócił pod miejsce ich postoju ujrzeć go mogli na osiołku, prowadzącego 2 inne osiołki - jeden z nich niósł na grzbiecie sporą beczkę i worek. Zsiadł podpierając się halabardą i rzekł:

- Co lepsze wozy wybrane przez kupców, tak jak się obawiałem - został sam szajs albo wozy ciężkie a to nam na nic. Szefowi pozwoliłem sobie zakupić osiołka. Wabi się Puszek, jest młody i silny. Mam też prowiant. Ten z prowiantem wabi się Szynka, a ten mój - Glonojad. To co, na kogo jeszcze czekamy?

W przeciwieństwie do Galaina Aseir wrócił pieszo, z plecakiem lżejszym o kilka drobiazgów i odrobinę cięższą sakiewką.
Kupowaniem czegoś, co by go niosło na grzbiecie, nie zamierzał się zajmować. Fakt, że buty mniej się niszczyły, ale zdarzały się takie miejsca, gdzie koń był nie tylko zbędny, ale i przeszkadzał. No i zdecydowanie nie widział siebie wierzchem na osiołku...
- Ja już jestem gotowy - oznajmił.

- Ja czekam na Beevie. Na szczeście nie miałem za dużo roboty pilnując “szefa” - odrzekł tubalnym głosem Raam

-No widzisz, nastepnym razem pilnowanie umili ci ta beczułka miodziku - rzekł z usmiechem Galain.
- Nie za mała jak na tak dużą osobę? - uśmiechnął się Aseir.

Galain spojrzał na beczułkę sięgającą mu wysokością do kolan i odparł z uśmiechem:
- Jakoś chyba starczy

- Osiołek?... - Seser patrzył sceptycznie na barda, po czym się roześmiał. - Tak myślałem, że “wszystkie dobre wozy zabrali”.
Po chwili do budynku wpadła też Beevie niosąc worek, który bardziej wyglądał jak łup z jakiegoś napadu, niż “zakupy”. Co ciekawe, jego zawartość również nie prezentowała się zbyt... legalnie.
Były srebrne sztućce, dwa złote kielichy, trochę jedzenia (jabłka, sery, wędzone mięso, kilka bochenków chleba) i miecz, który wyglądał, jakby jeszcze niedawno należał do wysokiego rangą oficera, głównie przez inskrypcję na ostrzu i herb rodowy na rękojeści.
- No co? - spytała niewinne elfka, kiedy wszyscy zaczęli się na nią patrzyć.

- No nic. - Aseir pokręcił głową. - Prawie niczym normalne zakupy - stwierdził - chociaż niektóre przedmioty są chyba zbędne. Mam nadzieję, że strażnicy nie kontrolują bagażu osób wyjeżdżajacych z miasta.
- Spokojnie, na takie kontrole są sposoby - sztućce pójdą w wycięcie w mięsiwie, kielichy się potraktuje farbką z paru roślinek przydrożnych wymieszanych z ziemią i oliwą to wytrzyma parę godzin i nie zejdzie. Gorzej z mieczem. Ale i na to jest sposób. Beviee, skołuj trochę żywicy z sosny, nałoży się na herb, będzie udawało wstawkę żywiczną, modne są na dalekim zachodzie to jakoś się to obejdzie. Potem wystarczy trochę podgrzać, podszlifować i się rozpuści, co najwyżej trochę pośmierdzi. Z reszty żywicy i kawałka skóry zrobimy fronton na początek ostrza. Będzie trudniej odczepić ale inskrypcje ukryje z łatwością. Tylko na skórze trzeba jakiś znak wypalić, ma ktoś kawałek gwoździa? odparł z miną profesjonalisty Galain.
Po czym po chwili dodał patrząc na Aseira - Nie ma czegoś takiego jak przedmiot zbędny, są tylko jeszcze nie wykorzystane
- Oby te nie stały się przedmiotami wykorzystanymi na naszą niekorzyść - odparł Aseir.
- Widzisz mój drogi, dlatego muszą się znaleść u nas bo wtedy my mamy nad nimi kontrolę. No co, ma ktoś tego gwoździa, muszę pieczęć sfałszować i wypał herbowy dorobić. odparł zadowolony z siebie bard.

Raam sporzał na Beevie, nie miał nic do powiedzenia, w zasadzie sam sie o to prosil, posylając tą kleptomankę na zakupy.
- Jak zwykle to samo... Ehh.. Cóż, trudno. Zachowajmy te przedmioty, nie mamy czasu na szukanie ich prawowitych właścicieli. -
Po chwili wrócili również Nalfein i Agnitio. Galain i Raam zauważyli, że ten pierwszy wrócił mając na sobie nową koszulkę kolczą. Drow, zobaczywszy “łup” Beevie parsknął śmiechem, uśmiechnął się krzywo i poklepał elfkę po głowie. To był chyba pierwszy raz, kiedy Nalfein w ogóle się uśmiechnął. Agnitio z kolei nieco bardziej przejął się pochodzeniem rzeczy z worka Beevie i stwierdził, że nie chce mieć z nimi nic wspólnego.
Po kilku minutach plan barda został wprowadzony w życie - sztućce ukryte, kielichy przemalowane, zaś miecz “podrobiony”. Jednak wszyscy byli zgodni co do faktu, że gdyby faktycznie ich zatrzymano na przegląd, to takie maskowanie na niewiele się zda. Farba na kielichach była świerza i potrzebowałaby co najmniej godziny, żeby wyschnąć, a miecz wyglądał podejrzanie - niby doskonałej jakości, ale w kilku miejscach oszpecony.

Szef jednak potrząsnął głową.
- Dosyć, nie mamy na to czasu. - powiedział stanowczo, wstając z łóżka. Wyglądało na to, że już do końca wyzdrowiał. - Musimy ruszać. Galain i Raam niech przygotują osiołki, a my pozbieramy nasze rzeczy stąd i spotkamy się na zewnątrz za kilka minut.
 
Lomir jest offline  
Stary 24-11-2012, 15:36   #45
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Osiołki zostały przygotowane, tobołki spakowane (ze szczególnym uwzględnieniem dóbr, które Beevie “przyniosła”). Siedmioosobowej drużynie nie pozostało nic innego, jak wyruszyć w drogę.
Szef wsiadł na “Puszka”, który dodatkowo udźwignął jeszcze kilka tobołków, bo Seser nie był zbyt ciężki.
“Szynka” niosła na sobie pozostałe tobołki i nie protestowała zbyt głośno - Raam prowadził ją za wodze, więc biedny osiołek nie miał najmniejszych szans na zgłaszanie jakichkowiek protestów.
Galain jechał na “Glonojadzie” ze swoim dobytkiem. Ogólne zainteresowanie wzbudzała zakupiona przez barda halabarda - człowiek nie bardzo wiedział co z nią zrobić. Raz trzymał ją luźno z boku (grożąc wybiciem oka przechodniom), raz trzymał ją oburącz (grożąc zamachnięciem się na niczego nie spodziewającą się ofiarę), toteż ludzie na ulicy starali się trzymać od niego z daleka.
Aseir, Nalfein, Agnitio i Beevie szli obok osiołków próbując unikać Galainowej halabardy i nie zwracać na siebie jeszcze większej uwagi.
Agnitio próbował rozmawiać z drowem na temat jego ludu, zwłaszcza magii jakiej używały mroczne elfy, jednak na niewiele to się zdało. Nalfein był małomówny i zbywał pytania kronikarza krótkimi, wymijającymi odpowiedziami. Później nawet to mu się znudziło i zaczął zwyczajnie warczeć na mężczyznę.

Wbrew wszystkiemu proces opuszczania miasta szedł nadzwyczaj gładko. Raz, czy dwa drużyna dostrzegła (z daleka) kilkuosobowy patrol straży miejskiej, jednak ci nie wykazali awanturnikami żadnego zainteresowania. Wyglądało na to, że mimo wszystkich przeciwności uda im się bez problemu opuścić miasto. Przynajmniej tak było aż do bramy.
Senni dotąd gwardziści, podpierający się na swoich włóczniach i rozglądający się ze znudzeniem po okolicy ożywili się nagle zobaczywszy drużynę. Ktoś kogoś trącił łokciem, ktoś inny wskazał na... Galaina.
I jego halabardę.
Nie stali tam już znani z nocnej zmiany strażnicy, drużyna nie mogła więc liczyć na taryfę ulgową. Czterech żołnierzy, uzbrojonych we włócznie i miecze, zatarasowało drogę drużynie, a kolejnych dwóch nieopodal pewniej chwyciło swoje ciężkie kusze, jednak nie mierzyli nimi jeszcze do nikogo z drużyny.
- Stać! - powiedział władczo jeden z nich. - Dziesiętnik Jan Nalius, kim jesteście? Czemu ten łamaga wymachuje halabardą, jakby chciał komuś łeb ściąć? Po co ona wam w ogóle? - spytał, po czym nerwowo spojrzał na “Szynkę” obładowaną tobołkami. - Co jest w tych workach? Odpowiadać!

* * *

W końcu udało się wydostać z miasta, jednak przez ten incydent drużyna już miała opóźnienie i wizja Szefa o dotarciu na miejsce przed zmrokiem oddaliła się nieco. Jak bardzo i (co ważniejsze) dokąd właściwie zmierzali, wciąż nie było wiadome - nikt jakoś Szefa się o to nie spytał...
Podróż przez polną drogę, mijając pola, łąki i farmy, należała do jednego z przyjemniejszych aspektów ich nowej pracy. Wszyscy się rozchmurzyli i byli bardziej skłonni do rozmowy, nawet Nalfein, który w końcu zgodził się odpowiedzieć na kilka pytań Agnitio odnośnie drowiej magii. Kronikarz wszystko skwapliwie notował, zaś Raam, który akurat szedł za nim, spostrzegł że człowiek pisze cały czas tylko na jednej karcie pergaminu i to co zapisze, po kilku chwilach znika (wydawało by się) bezpowrotnie. Osobliwe.

Kolejne godziny podróży minęły bez większych przeszkód - czasami tylko jakiś zabłąkany zając przebiegł im przez drogę (raz zobaczyli jak duży sokół porywa takiego biedaka wysoko w górę!). Wiał lekki wiatr, który pozwalał się w pełni cieszyć ciepłą pogodą.

Pod wieczór, kiedy w okolicy widać było już coraz więcej błota, małych bajorek, a zapach przywodził na myśl stęchliznę, zwierzęce odchody i torf, drużyna została znowu zatrzymana.
Pojawił się nagle przed nimi - “męski”, napompowany i dumny.


- Stać! - powiedział władczo mężczyzna, w irytujący sposób przypominając podróżnikom o Janie Naliusie. - Jam jest Sir Roger z Waterdeep, wracam właśnie ze swojej świętej pielgrzymki na tych mokradłach...
- To cudownie, teraz zejdź nam z drogi. - warknął Nalfein z grymasem na twarzy.
- Bluźniercy! - krzyknął nagle Sir Roger. - Podróżujecie z tą ochydną kreaturą?! Wydajcie go natychmiast, a uznam, że zachowaliście jeszcze resztki rozsądku w sercach i nie ukarzę was wszystkich świętym gniewem Tempusa!

Paladyn wyraźnie działał na nerwy drowowi, który jak na zawołanie wyciągnął swoją broń. Sir Roger zrobił to samo. Nalfein już miał się rzucić na paladyna, jednak usłyszał coś za sobą i odwrócił się z pytającym spojrzeniem. Paladyn również się wstrzymał na chwilę.

* * *

Jakiś czas później, po rozwiązaniu sprawy z Sir Rogerem, drużyna była już w samym środku bagien. Było mokro, wilgotno, wszędzie latały owady i na domiar wszystkiego podniosła się mgła.
Wszyscy zaczęli nagle tęsknić do surowej, miejskiej strażnicy z Daggerford.
- Tu zatrzymamy się na noc. - powiedział nagle Seser, kiedy dotarli do niewielkiej i w miarę suchej polanki. Nikt się z nim nie sprzeczał, gdyż wszyscy byli zmęczeni - szczególnie Galain i Beevie, którzy od jakiegoś czasu dzielili się tymi faktami z pozostałymi.

Rozpalenie ogniska okazało się nie lada wyzwaniem w takim miejscu. Ku ogólnemu zaskoczeniu ratunkiem w tej kwestii okazał się bard, który znał kilka traperskich sztuczek i po kilku minutach ogień wesoło trzaskał w obozie. Przygotowano strawę. Każdy zajął się swoimi sprawami, lub rozmawiał z innymi.
Nagle jednak...


Coś jasnego i srebrnego rozbłysło nad ich głowami. Wszyscy się skulili, lub padli na ziemię, jednak to “coś” okazało się niegroźne - po chwili opadło powoli na wszystkich.
- Srebrny pył? - ktoś zauważył. Faktycznie, było to srebro, ale “kto” i “po co”?
Po chwili stało się to częściowo jasne. “Kto” wyszli zza krzaków. Było ich dwóch - mężczyzna i elf. Ten pierwszy wyglądał, jakby samym swoim wyglądem chciał przerażać wrogów. “Złowroga” było najlepszym określeniem noszonej przez niego zbroi, co nie miało odbicia w pogodnym wyrazie jego twarzy.


Elf natomiast wyglądał na doświadczonego trapera, który znał okolicę i wiedział dokładnie czego można by się w niej spodziewać, jednak coś w jego zachowaniu nie pasowało do typowego łowcy, jakby był też po części wojskowym.


- Dobry. - powiedział mężczyzna oszczędzając drużynie trzeciego w tym dniu powitania z serii “Stać!”. - Zwę się Astor Galahan i mam dla was dobrą wiadomość. W waszych szeregach nie ma żadnego wampira, ani wilkołaka.
Zapadła niezręczna cisza, w trakcie której Astor musiał chyba się zastanowić “dlaczego” jego stwierdzenie było dziwaczne.
- Jestem łowcą wampirów. - powiedział po chwili. - I tak się składa, że w tej okolicy grasuje ich kilka, więc bądźcie ostrożni.
- Aa, tak, to jest mój wspólnik i przewodnik po okolicy. - dodał, przypominając sobie o elfie, który jednak umiał mówić za siebie:
- Aesyn, wielki łowczy królewski. - elf skinął głową. Dopiero teraz drużyna zauważyła, że Łowczy coś niesie na plecach. - Nie jesteście aby zainteresowani kupnem sarny, lub dzika? Świerze, dzisiaj upolowałem. - faktycznie, jedną ręką trzymał na plecach aż dwa martwe zwierzęta, gotowe do patroszenia i upieczenia na ogniu. Rzucił je na ziemię pokazując drużynie.
- Trochę przedobrzyliśmy ze zdobywaniem kolacji. - powiedział Astor drapiąc się po brodzie. - Więc za opłatą chętnie odstąpimy wam jednego zwierzaka. Co właściwie tu robicie?
 
Gettor jest offline  
Stary 29-11-2012, 19:19   #46
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
Dziesiętnik:
- Stać! - powiedział władczo jeden z nich. - Dziesiętnik Jan Nalius, kim jesteście? Czemu ten łamaga wymachuje halabardą, jakby chciał komuś łeb ściąć? Po co ona wam w ogóle? - spytał, po czym nerwowo spojrzał na “Szynkę” obładowaną tobołkami. - Co jest w tych workach? Odpowiadać!
Beevie przywołała na twarz najszerszy i najszczerszy uśmiech, jaki potrafiła, po czym stanęła przed dziesiętnikiem. Bujała się lekko na boki, jak małe dziecko, które się niecierpliwi do czegoś nowego i fascynującego..
- Dzieńdoberek! - zawołała radośnie, patrząc mężczyźnie w oczy. - Mam na imię Beevie. - Rozłożyła ręce, uśmiechając się jeszcze szerzej, po czym wskazała na resztę - a moi mniej urodziwi kompani to Raam, Dziadek Seser, Agnitio, tamten ponury to braciszek Nalfein, a ten z halabardą to Galain. Swoją drogą mówiłam mu, żeby jej tak nie nosił, bo jeszcze zrobi sobie krzywdę. Idziemy uczciwie pozarabiać pieniądze, bo Dziadek jest wielkim uczonym, a musimy go dostarczyć bezpiecznie do jakiegoś tam miasta... swoją drogą ma wielkiego pecha, bo jest zbyt ciekawy świata i zawsze robi coś niezbyt mądrego... - dodała ciszej, puszczając mężczyźnie oko, jakby mówiła o czymś powszechnie znanym i nabijała się z Sesera. - W tobołach mamy jedzenie i rzeczy potrzebne na drogę, w tym więcej broni, bo ponoć tu niebezpiecznie... - Mówiła i mówiła, i nikt nie mógł jej powstrzymać, bo zbyt żywo gestykulowała, znęcając się nad dziesiętnikiem. - ...więc jeśli by nas pan mógł już puścić, żebyśmy zdążyli przed nocą, byłabym bardzo wdzięczna. Ponoć dziewczynki nie powinny chodzić po nocach, szczególnie w tak niebezpiecznych okolicach.

Ledwo Beevie zaczęła mówić, Aseir zrobił cierpiętniczą minę, uniósł wzrok ku niebu i, korzystając z tego, że elfka nie może go ujrzeć, demonstracyjnie zatkał uszy palcami.

“Braciszek” Nalfein schował twarz w dłoni, “Dziadek” Seser był o krok od zrobienia tego samego, zaś Agnitio wydawał się jak zwykle nieobecny.
- Hę? - zapytał nieco tępo Jan. - Coś niezbyt mądrego... jak zatrudnienie takich tępaków, tak? - dziesiętnik ryknął śmiechem, a jego ludzie mu zawtórowali po chwili.
Uśmiech zniknął z twarzy elfki. Opuściła ręce. Oczy jej się zaszkliły, więc mrugnęła kilka razy, obracając się w stronę towarzyszy.
- Raaaaaam! - Podbiegła do półolbrzyma i schowała się za nim, siorbiąc nosem.
Była zaskoczona, że jej wybieg nie zadziałał, jednak skoro już zaczęła grać (no, po części grać), to będzie się trzymać swojej roli do końca. Co więcej. Taka rola oddalała od niej wszystkie podejrzenia.
Już nie lubiła dziesiętnika. Obraził ją i bynajmniej było jej przykro. Obiecała sobie w duchu zemstę.
Jan Nalius splunął na bok.
- Następnym razem trzymajcie smarkulę na wodzy. - powiedział. - A teraz otwierać pakunki i pokazywać zawartość. I niech mu ktoś zabierze tą halabardę, jak babcię kocham!
Jeden ze strażników towarzyszących dziesiętnikowi podszedł powoli do Galaina.
- Proszę bardzo. - Aseir otworzył plecak i podetkał dziesiętnikowi pod nos. - Ubranie, jedzenie, mikstury i różne drobiazgi. A co się takiego stało? - spytał.
Dziesiętnik obejrzał zawartość Aseirowego plecaka, po czym jakby... warknął?
- Podejrzanie wyglądacie, to się stało. - powiedział po chwili. - Jeden wymachuje bronią na ulicy, drugi wygląda jakby jego ojciec był ogrem, albo trollem, a trzeci jest parszywym drowem. Korci mnie, żeby was do kapitana wysłać na dokładną rewizję... - wzrok dziesiętnika na chwilę przeniósł się na sakiewkę przy pasie maga.
Beevie cała aż drżała z chęci wydrapania temu bufonowi oczu, jednak dzielnie wbijała pazurki w ubranie Raama. Bardzo starała się nic nie mówić, nie wydawać dźwięków. Ten człowiek właśnie obrażał jej towarzyszy.
Raam za każdym razem zastanawiał się dlaczego, na matkę ziemię, wybrał Beevie jako swoją wiedźmę. Może dlatego, że sama pakowała się w kłopoty, a Raam raz, że lubił wyzwania, dwa miał misję do spełnienia, a elfka dostarczała wszystkiego. Z początku olbrzym starał trzymać się z tyłu i nie mieszkać się w rozmowę. Mimo, że był dość “cywilizowany” jak na przedstawiciela berserkerów z Anauroch to dyplomacja była jego słabą stroną.
Gdy dziesiętnik zaczął obrażać członków drużyny Raam odwrócił się do Beevie, ujął jej delikatne dłonie w swoje gigantyczne i “wyczepił pazurki” ze swojego odzienia. Puścił ją, uśmiechnął się, a ułamek sekundy potem jego twarz przybrała straszny wygląd. W jego oczach zapłonął ogień, pojawiły się zmarszczki złości. Odwrócił się w kierunku dziesiętnika i podszedł powoli w jego kierunku. Zatrzymał się o krok od niego, tak, że człowiek musiał patrzeć w górę aby spojrzeć w jego oczy.
- Wybacz człowieku, ale jak na MOJE oko to wy wyglądacie podejrzanie. Poza tym, trochę grzeczniej, kiedy rozmawiasz z damą, zwłaszcza z tą, która jest pod MOJĄ opieką. I dla twojej informacji, moim ojcem był pół-gigant, a nie ogr czy troll, rozumiemy się?! A JA JESTEM RAAM, PRZEMIERZACZ WYDM, Z PLEMIENIA BERSERKERÓW Z ANAUROCH, WRAAAAAAAAAAAAR ! - gigant zaczął mówić spokojnie, ale stopniowo jego głos przybierał na sile, aż w końcu przerodził się w krzyk, a w zasadzie w ryk. Wziął głęboki oddech i zaczął mówić znów spokojnie - Człeczyno, lepiej będzie jeśli nas puścisz, nie nadwyrężaj mojej cierpliwości, chyba wiesz, ze czego znani są berserkerzy - Popatrzył na niego dzikim wzrokiem, a jego dłoń spoczęła na rękojeści wielkiego miecza przytroczonego do pasa.

Jan Nalius pod wpływem “przemowy” Raama momentalnie się skurczył, a nawet zasłonił twarz rękami, jakby barbarzyńca miał go zaraz grzmotnąć pięścią. Na jego ludziach miało to podobny efekt, z jednym wyjątkiem...
Żołnierz z kuszą zaczął się nagle zachowywać bardzo nerwowo i kiedy tylko Raam skończył, tamten (przez przypadek?) wystrzelił bełt z kuszy i trafił barbarzyńcę w lewą nogę, co wywołało kolejny ryk wściekłości ze strony pół-giganta.
Widząc to, Dziesiętnik znów się skulił.
- Otworzyć bramę! - krzyknął po chwili łamiącym się głosem. - I nie pokazujcie mi się tu więcej! - dodał już na odchodnym za drużyną. Raam przez chwilę utykał na jedną nogę, jednak tuż za bramą Agnitio użył swojej magii, żeby go całkowicie wyleczyć po uprzednim wyjęciu strzały.

Gdy został postrzelony w nogę, berserker wyrwał bełt i z wyszczerzonymi zębami złamał go jedną dłonią na drobne drzazgi. - Uważaj człeczyno z tymi zabawkami ! -
Na słowa Dziesiętnika odwrócił się i powiedział spokojnym, ale dziwnie budzącym groze, głosem - To lepiej ty módl się do swoich bogów, żebyś nas więcej nie spotkał... -
Gdy Kornikarz opatrzył nogę giganta ten powiedział, zupełnie innym głosem, przyjaznym i miłym - Dziękuje ci, jesteś nieocenioną pomocą.

- Ty też, Raam, byłeś nieocenioną pomocą - powiedział Aseir. - Naprawdę nie wiem, co byśmy zrobili bez ciebie. Pewnie byśmy tam tkwili pół dnia. Albo i dłużej. - Spojrzał na worek kryjący ‘skarby’ przyniesione przez Beevie.

Paladyn:

Paladyn wyraźnie działał na nerwy drowowi, który jak na zawołanie wyciągnął swoją broń. Sir Roger zrobił to samo. Nalfein już miał się rzucić na paladyna, jednak usłyszał coś za sobą i odwrócił się z pytającym spojrzeniem. Paladyn również się wstrzymał na chwilę.
- Opanujcie się! - Aseir się zdenerwował. - Nalfein, nie możesz zaczepiać każdego, kto ci stanie na drodze.
Raam nie lubił służaców sprawiedliwości. Sam, z racji racy i wychowania kierował się bardziej ku chaosowi, a wszelkie próby narzucenia mu jakich reguł i zasad wprowadzaly go, lekka mowiać, w złość. Kolejny człowiek, których zatrzymał ich grupę nie dość, że był upierdliwym paladynem to jeszcze przyczepił się do ich towarzysza. Sam pół-gigant nie raz spotkał się z szydzeniem, strachem i nienawiścią z racji swojej rasy, więc wiedział, jak czuł się mroczny elf. Doskonale też zdawał sobie sprawę z tego, że nie należy osądzać istoty po tym skąd się wywodzi. Mimo, że był to drow, to niekoniecznie musiał być jak jego pobratymcy.
- Odpuść sobie “czcigodny” rycerzu - mówiąc “czcigodny” nie obyło się bez ironii - Nie osądzaj innych tylko po ich rasie. Słyszałeś o Drizzt’cie? To też mroczny elf, a zrobił w swoim życiu więcej dobrego niż nie jeden taki jak ty. Także albo odejdziesz w swoją stronę, albo będziesz musiał zabić naszego towarzysza. Tylko, że my pozwolimy ci na to tylko po naszym trupie. - Mówiąc to Raam podszedł do przodu, stając lekko przed Nalfeinem, trochę osłaniając go swoim ciałem, dając jasno do zrozumienia, że gotów jest bronic towarzysza broni.
- Właśnie! - zawołała bojowniczo Beevie, stając przy Nalfeinie i chwytając go pod ramię. - Chcesz braciszka, musisz przejść przez nas. - Zmrużyła groźnie oczy, jednak jej “pokaz” był niczym w porównaniu do przemowy Raama.
- Zamknijcie się łaskawie wszyscy - powiedział Aseir. - Może tak najpierw zaczniecie myśleć, a dopiero potem mówić i czynić? Ponoć to nie boli - dodał. - Myślenie - wyjaśnił uprzejmie. - Mamy co innego do roboty, niż użeranie się z każdym, kogo spotkamy na drodze.
Beevie nadęła policzki i jeszcze bardziej uwiesiła się na ramieniu drowa.
Tymczasem Galain stał sobie oparty o halabardę i popijał kubkiem z beczki miodek.
- Komuś nalać? - zapytał

- Mocnyś w gębie. - powiedział Sir Roger do Raama ignorując pozostałych, nawet (a może zwłaszcza?) Galaina, który rozdawał trunek. - Ciekaw jestem, czy w rękach jesteś równie mocny. - podniósł miecz i uderzył nim w pobliski kamień.
Agnitio stał obok Galaina z niesmakiem patrząc na sączony przez niego miód pitny, zaś Seser potrząsnął jedynie głową mamrocząc pod nosem “idiota”.
- Dalej więc, skoro tak hardo chcecie bronić plugawca, wystosujcie jego czempiona, żeby walczył o jego honor. - powiedział po chwili paladyn przewieszając swój ogromny miecz przez ramię. - Bo on sam najwyraźniej woli się chować za wątłymi ramionami małych, elfich dziewoi.
Nalfein, jak poparzony, odtrącił rękę Beevie i nie uszło jej uwadze, że mroczny elf się strasznie zarumienił.
- Dosyć tego! - powiedział, dodając przy tym jakieś drowie przekleństwo. - Sam będę walczył z tym padalcem!
- Jaja sobie robicie? - Aseir zdawał się być bardzo zaciekawiony. - Nudzisz się, szlachetny paladynie? Wrogów ci zabrakło, że niewinnych podróżnych chcesz atakować? Prawdziwego zła odnaleźć nie możesz i w zastępstwie naszego towarzysza chcesz na plasterki zamienić? Według jakiej to reguły, jeśli zechcesz powiedzieć?
- Jeśli ten wstrętny człowiek chce go skrzywzić, owszem, będę bronić braciszka! - zawołała bojowniczo Beevie, przykucając nieznacznie, jakby się prężyła do skoku.
- [i]Panowie, spokojnie. Wszyscy najlepiej. - rzekł powoli acz stanowczo Galain znad kubka.
-[i] Proponuję by wszyscy zainteresowani nie dali się nerwom ponieść. Kolega Aseir racje ma, paladynie. Sam zaczynasz, więc lepiej idź poszukać gdzieś tego zła, a nie podróżnych zatrzymujesz. - powiedział uprzejmie bard.
Przez chwilę atmosfera była wyjątkowo napięta, zaś wszyscy bardzo nerwowi. Potem jednak Sir Roger warknął z wściekłości i frustracji, po czym schował swój miecz.
Mruknął pod nosem, coś co brzmiało jak “Żyj, by walczyć innego dnia”, ale równie dobrze mogło to być “Żryj, by bajczyć zwinnego lwa”. Na pewno jedno z tych dwóch.
- Spotkamy się jeszcze - powiedział paladyn wskazując swój zakuty w stal palec w Nalfeina, po czym zszedł z drogi i teatralnym ruchem obszedł drużynę, po czym wrócił na ścieżkę i kontynuował wędrówkę ku Daggerford.
Cóż... przynajmniej można było iść dalej na moczary.
Beevie pokazała język plecom palladyna i mruknęła gniewnie pod nosem, że uciekł, bo na pewno wystraszył się właśnie jej.
Berserker odporwadził paladyna gniewnym wzrokiem. Przy nastepnym spotkaniu, które zresztą im obiecał, Raam nie odpuści i skrzyżuje ostrza z służalcem prawa.




Łowcy:
- Aesyn, wielki łowczy królewski. - elf skinął głową. Dopiero teraz drużyna zauważyła, że Łowczy coś niesie na plecach. - Nie jesteście aby zainteresowani kupnem sarny, lub dzika? Świeże, dzisiaj upolowałem. - Faktycznie, jedną ręką trzymał na plecach aż dwa martwe zwierzęta, gotowe do patroszenia i upieczenia na ogniu. Rzucił je na ziemię pokazując drużynie.
- Trochę przedobrzyliśmy ze zdobywaniem kolacji - powiedział Astor drapiąc się po brodzie. - Więc za opłatą chętnie odstąpimy wam jednego zwierzaka. Co właściwie tu robicie?

Elfie dziewczątko, kiedy otrząsnęło się z przedziwnego szoku, wystrzeliło z miejsca.
- A skąd mamy wiedzieć, że to wy nie jesteście jakimiś parszywymi krwiopijami?! - zawołała rozsierdzona, wymachując tym, co akurat miała w ręku... czyli patyczkiem z listkiem. - W ogóle to jesteście jacyś nienormalni!! Trzeba było podejść i na spokojnie zapytać, zamiast marnować SREBRO!! KTO NORMALNY MARNUJE SREBRO??!!
Astor spojrzał na nią zszokowany i wydał z siebie jedynie zdziwione “Eee” zanim odezwał się Aseir.
- Cichaj! - spróbował ją uspokoić Aseir. - Nie cieszysz się, że nie jesteś wampirem ani wilkołakiem? Bo ja tak. - Uśmiechnął się do nie kpiąco. - Poza tym, to nie było twoje srebro.
- Dobry wieczór - powiedział do nowo przybyłych. - Miło ujrzeć tutaj jakieś przyjazne twarze. Zechcecie się dosiąść? - Wskazał na miejsce przy ognisku.
- Na kilka chwil możemy się przysiąść, czemu nie. - zgodzili się łowcy, po czym usiedli na wskazanym im przez maga miejscu.

Raam na słowa Beevie zrobił wielkie oczy, szybko do niej podszedł i ujął jedną ręką w pasie a drugą położył na usta. Podniósł ją niczym piórko z ziemi, zrobił w tył zwrot i odszedł parę kroków, tak, aby była z tyłu, za wszystkimi. Gdy ją puścił pogroził jej palcem, a chwilę potem się uśmiechnął.
Elfka posłała mu obrażone spojrzenie, po czym szepnęła cicho:
- Ale mogło być moje.

- Witaj, czcigodny wielki łowczy. Zaszczyt to prawdziwy cię poznać, z radością nam przyjdzie skorzystać z tej gościnnej propozycji. Czy zechcesz spocząć i przyjąć skromny poczęstunek z naszych rąk? - zapytał w fazie pełnobardowej uprzejmości Galain, na co łowcy zareagowali rozbawionymi spojrzeniami, jednak tylko Astor przyjął “poczęstunek”. Następnie bard dorzucił z głębokim ukłonem:
- Me imię to Galain Ceadrow z Threeapletree, bard, gawędziarz i wędrowiec. - A mówił to po elficku. Ładnym, klasycznym i dobrym gramatyczne.
- Co to robimy, czcigodny elfie , lepiej ci już wyjaśni nasz czcigodny pracodawca Seser, osoba godna i prawa, gdyż nie nam wiedzieć takie szczegóły - dodał po sekundzie przypomniawszy sobie końcówkę pytania.

- Nic im nie mów! - zakrzyknęła srogo Beevie. - Skąd wiesz, czy to oni nie są wilkołakami, czy innymi krwiopijcami?!
Galain spojrzał na nią z westchnieniem i poklepał uspokajająco po głowie.
- Nie martw się, nie masz się czego obawiać, jak chcesz to daj im do ręki po srebrniku to się przekonasz po czym zachichotał dobrodusznie.
- CO?! Mam im dawać MOJE pieniądze?! Niedoczekanie!
-To nie dawaj, i zaufaj że to nie krwiopijcy - dorzucił po czym rzekł do elfa - Wybacz przerywnik czcigodny
- Ghrrr... - burknęła elfka, siadając pod jakimś drzewem na uboczu i zaczęła przyglądać się nowoprzybyłym nieufnie. - Nikt, kto marnuje srebro, nie może być dobry - powiedziała cicho, pod nosem.

Aesyn zmierzył Galaina spojrzeniem od góry do dołu.
- Nie lubię go - skomentował. - Włazi w dupę zupełnie jak tamten burmistrz w Beathev.
- Taa, chyba masz rację - przytaknął z uśmiechem Astor, po czym posłał chłodne spojrzenie Beevie. Wyjął ze swojego małego kołczanu z bełtami jeden pocisk i podał go elfce. Było inne, niż te, które łotrzyca dotąd widziała.
- Srebro alchemiczne - wyjaśnił. - Specjalnie przyrządzony rodzaj tego jakże drogiego dla ciebie kruszczu, który nie ma innego zastosowania jak tylko zwalczanie mrocznych istot, takich jak wilkołaki, czy wampiry. - Wyciągnął ku niej ramię. - Dalej, dźgnij mnie, sama się przekonaj że jestem człowiekiem z krwi i kości.
Beevie zmrużyła podejżliwie oczy, przyjeła bełt i obejrzała krytycznie. Po pełnej napięcia chwili, w której najwyraźniej rozważała, czy rzeczywiście nie dźgnąć człowieka, wstała bez słowa, odeszła jeszcze kawałek dalej, po czym ponownie usiadła pod drzewem, skrupulatnie chowając bełt do torby, na co łowca wampirów zareagował zdziwionym spojrzeniem (co najmniej).
Bacznie przyglądała się nowoprzybyłym. Wyglądała trochę niczym kot, który obserwuje wielką, tłustą mysz.

- A dużo tych wilkołaków, wampirów i inszego paskudztwa plącze się na moczarach? - Aseir zwrócił się do gości. - Warto by wiedzieć, z czym się możemy spotkać podczas wędrówki przez te tereny. I nie strzelać do wszystkiego, co się rusza - dodał.
- Informacje mam tylko o wampirach. - Astor skrzyżował ręce na piersi w zamyśleniu. - I to niestety dość sprzeczne. Może być tylko jeden zagubiony osobnik, a może być cała banda, czy rodzina. W każdym razie myślę, że nie więcej niż dziesięciu. Jeśli tak, to prawie na pewno trzymają się razem, chyba że akurat szukają pożywienia, więc zalecam wam szczególną ostrożność.

- To ktoś chce tą sarnę, lub dzika? - spytał po chwili Aesyn, zwracając uwagę wszystkich na pierwotne zagadnienie.

- Sarna, chętnie - odparł Aseir. - Chociaż może jednak... - spojrzał na Raama. - Nie, jednak lepszy będzie dzik - zmienił zdanie.

Berserker domyślił się o co chodzi Aseirowi i potwierdził
- Taaak, dzik... Będzie lepszy. A najlepiej i sarna i dzik
- zakończył zdanie uśmiechając się od ucha do ucha.
Beevie patrzyła na to wszystko z wyraźnym niezadowoleniem. Od początku łowca i jego przewodnik nie przypadli jej do gustu i bynajmniej nie miała zamiaru tego ukrywać. Po niedługim czasie wiercenia się na miejscu, wstała, chwyciła swoje rzeczy i ruszyła w głąb lasu, ignorując zdumione spojrzenia.
Astor nie zwracał już uwagi na Beevie, jej fochy, ani na bełt który najwyraźniej stracił bezpowrotnie, przez chwilę naradzał się z Aesynem. W tym czasie Raam zniknął z okolicy w poszukiwaniu elfki.
- Taak... Nie. - powiedział po chwili łowca wampirów. - Jedno z nich jest nam potrzebne na kolację. Ale jeśli chcecie, mam inną propozycję. Możemy wam odsprzedać dzika za pięć złotych monet, lub za pięćdziesiąt możemy z wami zostać na noc - oporządzimy dla was tego dzika i zapewnimy ochronę przed czymkolwiek, co się tutaj zakradnie.
- Pięć? - Aseir pokręcił głową. - Nie, jednak dziękuję. Chyba że... - Spojrzał na Sesera.
Szef jednak wzruszył jedynie ramionami i nie wtrącał się do rozmowy, zostawiając tę sprawę w rękach tych towarzyszy, którzy akurat byli w obozie. To znaczy w rękach Aseira i Galaina, bo pozostali Agnitio i Nalfein również nie wykazywali zbytniego zainteresowania tematem. Nalfein tylko przeklął pod nosem widząc, że do obozu wchodzi inny elf, zaś Agnitio (jak zwykle kiedy akurat nie pisał) analizował swoje notatki.


* * *

Poruszała się szybko i cicho, jednocześnie uważnie nasłuchując otoczenia. Zdawała sobie sprawę, że ogień odgania niektóre stwory, jednak nie wszystkie, a na dodatek nieco tępi wzrok. Kiedy nieco się oddali, będzie lepiej widzieć w ciemnościach.
Odeszła może z dwadzieścia, trzydzieści metrów? Wspięła się na pierwsze, wygodniejsze drzewo, poza zasięg ludzkich rąk i usadowiła wygodnie w gałęziach. Sprawdziła jeszcze, czy broń daje się łatwo wyciągnać, po czym okryła się kocem, żeby nie zmarznać.
Nie miała zamiaru spać w tym samym miejscu, co ci wandale! O nie! Nie byli godni jej towarzystwa!
Chociaż... nie byli gorsi od dziesiętnika, czy tamtego durnego palladyna. Nie kazali im robić niczego... ale zmarnowali srebro! Tego nie można wybaczyć. W duchu obiecała sobie, że przy najbliższej okazji nieco ich “odciąży”.

Raam wyraźnie zadowolony z szykującej się smacznej kolacji nie zwrócił uwagi na to, że jego wiedźma oddaliła się niepostrzeżenie. Jednakże długo nie zajęło mu zorientowanie się, że Beevie zniknęła. Czasami miał jej dość, ale jako część swojej dajemmy wybrał opiekę nad tą młodą elfką, a ona mu tego nie ułatwiała. Pół gigant rozejrzał się wkoło, ale nigdzie nie dostrzegł jego wiedźmy. - Gdzie jest Beevie? - Powiedział do towarzyszy i zaczął krążyć w okół obozowiska, które do tej pory udało im się zapewne rozbić. Wypatrywał śladów elfki, widział dobre w słabym świetle, więc w najbliższym otoczeniu obozowiska widział wszystko jak na dłoni. - Beevie! Gdzie jesteś? Nie ukrywaj się przedemną, proszę. - mówił olbrzym, spokojnym, ale doniosłym głosem.
Berserker bez trudu znalazł ślady elfki i podążał za nimi... aż doszedł do drzewa. Tam ślad się zwyczajnie urywał i Raam po chwili rozglądania się dookoła, spojrzał także na samo drzewo. Nic, Beevie po prostu rozpłynęła się w powietrzu.
- Beevie, wiem, że gdzieś tu jesteś. Możesz do mnie wyjść?
- Nie - odpowiedział po chwili ciszy głosik gdzieś z góry. - Idź sobie.
Barbarzyńca wytężył wzrok w kierunku głosiku i po chwili dostrzegł małą elfkę, skrzętnie schowaną pośród liści. Była zbyt wysoko, żeby mógł podskoczyć i ją ściągnąć jak dojrzałe jabłuszko z drzewa, a nie wiedział czy jak tam spróbuje wejść na górę to drzewo wytrzyma.
- Słyszałaś, że okolica jest nie bezpieczna, jeśli nie zejdziesz to będe musiał spać tutaj, pod drzewem. Nie mogę zostawić swojej wiedźmy bez opieki, inaczej nie wywiązałbym się z obowiązu, przecież wiesz. Beevie o co chodzi? -
Elfka warknęła cicho, wyraźnie niezadowolona.
- Wracaj do nich - zażądała.
- Jak chcesz. - Po tych słowach olbrzym usiadł pod drzewem, na którym siedziała elfka i wyciągnął jedzenie z plecaka, jedną z racji podróżnych. Zaczął przeżuwać suszone mięso, jednak cały czas obserwował z ukradka Beevie.
- Idź sobie. - Burczała Beevie.
Raam niezaleznie od sprzeciwów i gróźb elfki nie zamierzał się ruszyć, a w przypadku, gdyby ta chciala sie wymknąć to podążał za nią.
No i oczywiście, że spróbowała się wymknąć. Bezszelestnie zwinęła pled i oceniła, czy da radę przeskoczyć na sąsiednie drzewo. Wybierała skrupulatnie. Drzewo wystarczajaco blisko i wystarczająco solidne.
Niestety. Nigdzie takiego nie było, więc musiała się zadowolić zeskoczeniem na ziemię i wbiciem wciekłego spojrzenia w półolbrzyma. Zadarła dumnie główkę, starając się wyglądać na o wiele wyższą, niż w rzeczywistości, jednak wyglądała przy nim, jak młody kuc Falabella przy zimnokrwistym Shire.
Berserker uśmiechnał się do nabrmuszonej elfki, polozyl jej swoja wielką dłoń na plecach i delikatnie skierowal na obóz, po czym oboje wrócili do swoich towarzyszy.
- No, to co z tym dzikiem? - powiedział Raam.

***
- Jeśli wyłożysz pięć sztuk złota - odparł Aseir - będzie twój. A za kolejne czterdzieści pięć dostaniesz dzika oprawionego i będziesz mógł spokojnie spac przez całą noc.
Olbrzym na wieść o pięciu sztukach złota, skinął głową i sięgnął do sakiewki.
- Uczciwa cena za polowanie ... - ale gdy usłyszał dalszą część wypowiedzi Aseira wybuchnął śmiechem. - Za czterdzieści pięć sztuk złota wam mogę upolować i oprawić kilka dzików i saren. Niee... odkupie od was dzika, ale oprawie go sobie sam i przyrządzę według przepisu mojego plemienia, palce lizać. Chętnie was poczestuję. - Dał złoto łowcy i wziął od niego dzika i zaraz zabrał się do oprawiania zwierza.
Beevie nic nie mówiła. Siedziała pod drzewem, na uboczu obozowiska i nawet okiem nie mrugnęła, kiedy Raam pozbywał się złota. Za to dokładnie obserwowała, gdzie to złoto ląduje. Owinęła się szczelniej pledem i zamknęła oczy, burcząc jak niezadowolona kotka.
 
Lomir jest offline  
Stary 01-12-2012, 18:09   #47
 
Gettor's Avatar
 
Reputacja: 1 Gettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputacjęGettor ma wspaniałą reputację
Łowcy otrzymali zapłatę i zostawili drużynie obiecanego dzika.
- Życzymy powodzenia w czymkolwiek, co tu robicie. - powiedział na odchodnym Astor. - I nie dajcie się zabić. Zwłaszcza ty, Beevie.
Odeszli, a Raam zajął się oprawianiem dzika. Był duży, nawet bardzo duży. Nie minęło dużo czasu, jak barbarzyńca doszedł do wniosku, że nie tylko starczy im na kolację, ale także na jutrzejsze śniadanie.
Podczas gdy półgigant zajmował się kolacją, reszta drużyny nie robiła w zasadzie nic. Seser podzielił się z Agnitio swoją księgą czarów (w końcu był magiem, co wyszło na jaw przypadkiem) i od kronikarza padło w końcu pytanie, które chyba wszyscy mieli na ustach od dłuższego czasu:
- Skoro jesteś magiem, czemu się nie broniłeś czarami? W zasadzie nie widziałem, żebyś w ogóle używał magii. - uszy wszystkich zebranych skierowały się w stronę Sesera.

Szef westchnął.
- Po to właśnie zorganizowałem tą wyprawę. - przyznał. - Zrobiłem coś... głupiego. No, może nie od razu głupiego, ale w bardzo lekkomyślny sposób. Znalazłem w pewnych zapiskach sposób na zwiększenie mojej mocy i od razu zabrałem się za ten rytuał. Polega na nasączeniu moją magią czterech klejnotów i umieszczeniu ich w odosobnieniu na kilka dni. Po tym czasie klejnoty należy zebrać i złączyć na przykład na pierścieniu, albo bransolecie. To, co było lekkomyślne to fakt, że na czas rozdzielenia klejnotów moja moc magiczna kompletnie ode mnie odeszła. Spoczywa wraz z klejnotami i czeka, żebym po nią przyszedł.
W obozie zapadła długa cisza. Może to dobry moment, żeby wypytać Szefa o inne szczegóły misji? Albo poprosić o podwyżkę?

Po jakimś czasie dzik był gotowy i wszyscy byli zgodni, że Raam naprawdę dobrze się spisał.
- Jeśli kiedyś zrezygnujesz z awanturniczego życia - skomentował Agnitio z rzadko u niego spotykanym entuzjazmem - powinieneś zostać kucharzem. Poważnie!
Po sytym (i nie skończonym) posiłku, resztki dzika zostawiono na następny dzień, przydzielono warty i każdy powoli układał się do snu. Tylko z jakiegoś powodu nikt nie chciał, żeby Beevie pełniła jakąkolwiek wartę - nawet Seser był co do tego zgodny.
Jak na złość, ktoś musiał przypomnieć o wampirach, które ponoć grasowały w okolicy. Taak, z pewnością sobie pośpią tej nocy.

Najpierw Raam.
Później Agnitio.
Następnie Nalfein.
Po nim (jako ostatni) Aseir... Dziwne.
Aseir nie został obudzony przez drowa, obudził się sam z siebie. A może przez jakiś hałas? Tej nocy i tak zbyt dobrze nie spał.
Ognisko było zgaszone. Dziwne, Nalfein nie powinien do tego dopuścić, w końcu to jeden z obowiązków ludzi, którzy pełnią akurat wartę.
Mag rozpalił je na nowo. Nie było to zbyt trudne, drewno wciąż się tliło, a obok wciąż było kilka gałęzi.
Coraz dziwniejsze...

Po chwili Aseir ze zgrozą spostrzegł, że nie ma przy sobie swojej sakiewki ze złotem! Zaczął nerwowo jej szukać, przez co obudził pozostałych. Wszystkich oprócz Nalfeina, bo Nalfeina nie było nigdzie w okolicy.
- Cholerny złodziej! - ktoś krzyknął, kiedy już się wydało, że wszyscy stracili swoje oszczędności. - A myśmy go wczoraj bronili przed tym paladynem! Tfu!
Na skraju obozu Raam znalazł pewien trop - puste sakiewki po pieniądzach.


Jedno było pewne - nikt nie zamierzał już iść spać. Agnitio spojrzał gniewnie na Beevie, jakby to była jej wina, mimo iż ona też straciła wszystko. Pytanie tylko brzmiało - co teraz? Kontynuować misję, czy gonić parszywego złodzieja? Dadzą w ogóle radę go złapać, skoro wciąż było ciemno, a Nalfein miał co najmniej godzinę przewagi...
 
Gettor jest offline  
Stary 01-12-2012, 19:27   #48
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Nawet gdyby nie informacja o wampirach czy wilkołakach i tak zorganizowaliby jakieś warty. Jakby nie było, żadne moczary nigdy nie były bezpieczne, a na dodatek Seser miał wrogów.
Aseir, na którego przypadła ostatnia - teoretycznie całkiem dobra - warta, owinął się w koc i spokojnie zasnął. W końcu przed dalszą podróżą należało odpocząć.

Sam nie do końca wiedział, co go obudziło. Podświadomość?
Gdy otworzył oczy ognisko w zasadzie się nie paliło. Pospiesznie rozdmuchał żar i dorzucił nieco gałęzi. Po chwili płomienie skoczyły wysoko. I wtedy niestety się okazało, że Nelfaina nie ma.
Czyżby cholerny drow pobiegł w krzaczki za potrzebą i coś go zeżarło?
Niestety po chwili okazało się, że nie tylko Nelfain zniknął, ale i sakiewka Aseira.

- Niech cię szlag trafi! - pożyczył mu szczerze. - Niech cię dopadną wampiry i wilkołaki równocześnie.

To, że nie tylko on padł ofiarą fałszywego towarzysza, że niedaleko obozu znaleziono ich sakiewki, to niezbyt poprawiło Aseirowi humor. Ale mimo wszystko nie zamierzał uganiać się po moczarach w poszukiwaniu drowa.

- Nie warto go ścigać - powiedział. - Za dużo czasu byśmy stracili.

Odciął kawałek pozostałości z dzika, nadział na kawał patyka i zaczął podgrzewać w płomieniach niedawno roznieconego ognia.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-12-2012, 14:01   #49
 
vanadu's Avatar
 
Reputacja: 1 vanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znanyvanadu wkrótce będzie znany
Wachty wachtami, ale jakoś Galainowi ich odpuszczono. Nie martwiło go to, przebudzenie jednak było dziwne. Zresztą cały ten las był dziwny.
Zobaczywszy i usłyszawszy co zobaczył i usłyszał bard nie zareagował tak gwałtownie jak inni. Po prostu dorzucił drew do ognia, rozniecił go i zaczął robić śniadanie. I on nie zamierzał ryzykować szukania kogoś w tych chaszczach. Nie żeby w sakiewce dużo było, niewiele ponad dwie złote monety, plus garść szajsu. Ale jakby było więcej i tak by nie szukał.
Po słowach Aseira dodał:

- Masz racje, to nie ma sensu. Dobrze że nic cenniejszego nie zgarnął. - po czym wrócił do szykowania śniadania grupie.
 
vanadu jest offline  
Stary 05-12-2012, 11:49   #50
 
Lomir's Avatar
 
Reputacja: 1 Lomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputacjęLomir ma wspaniałą reputację
- NIECH JA GO TYLKO DORWĘ!! - wrzasnęła rozjuszona Beevie, bez zastanowienia rzucając się w las.
- Zgłupiała - rzucił Aseir. - Nigdy go nie znajdzie.
- Raaaaaaaaargh! - ryknał rozwścieczony berserker. - Myślałem, że można obdarzyć czarnego elfa większym zaufaniem, myślałem, że dobrze go znacie! - Pół gigant wyciągnął wielki miecz z pochwy przytroczonej do pasa (normalny człowiek taki miecz miałby na plecach) i ryknął przeraźliwie. Jeśli cokolwiek było w odległości kilkuset metrów od obozu na pewno go usłyszało. Był wściekły, mimo że nie był zwolennikiem prawa, to zdradzie albo oszustwu nigdy nie pozwalał ujść na sucho. Zwłaszcza, że wczoraj bronił tego bydlaka swoją własną piersią.
W jego oczach płonął ogień. Nie myślał teraz racjonalnie, wbiegł w las, za Beevie.
- Ciekawe, czy do rana wrócą - stwierdził z powątpiewaniem Asseir. - Będziemy na nich czekać, czy pójdziemy dalej sami? - zwrócił się do Sesera.
Szef pokręcił głową.
- Bez tego półgiganta ciężko będzie przetrwać cokolwiek, co spotkamy w tym buszu, więc lepiej na nich zaczekać. - powiedział.
- To nie ma sensu, nie znajdą go. To tylko szmal, znajdzie się inny - rzucił Galain znad ogniska. - Ale cóż, to trzeba czekać. Chce szef coś?
Szef jednak znowu pokręcił głową.
- Poczekajmy, aż wrócą. - powtórzył.

Raam biegł długo, aż dogonił elfkę, a gdy obu brakło sił, powiedział (zaraz po tym jak złapał oddech)
- Musimy go znaleść Beevie. MUSI zapłacić za zdradę. - W związku z tym, że część sił i złości spożytkował na bieg zaczął myśleć trzeźwo. - Musimy go wytropić, nie możemy biec po omacku po lesie, szukaj tropu, a w najgorszym wypadku bedziemy musieli wrócić się do obozu i szukać śladów. -
- Pamiętasz, jak mnie wytropiłeś? Starałam się patrzeć na ślady w błocku. Znajdźmy tego złodziejskiego gnojka, albo tamtych dwóch - powiedziała elfka, przystając na chwilę i przyglądając się dokładniej ziemi.
Widziała lepiej w ciemnościach niż inni, więc pójście śladem nie powinno stanowić problemu.
Raam i Beevie wybrali nietypowy sposób na szukanie Nalfeina - najpierw bieg z przeszkodami na łeb na szyję, a potem szukanie śladów. Taka taktyka była z góry skazana na porażkę, gdyż ślady (jeśli już) były przy obozie, a nie kilkaset metrów od niego.
Tak więc musieli wrócić się spory kawałek, niemalże wracając do pozostałych towarzyszy, zanim Raam dostrzegł na ziemi cokolwiek. Ruszyli tym śladem i wkrótce doszli do dziwnego, zaciemnionego obszaru, którego nawet ich oczy nie mogły spenetrować.
Weszli weń ostrożnie i Beevie potknęła się o coś miękkiego i ciężkiego. Po wytaszczeniu tego ze strefy mroku okazało się, że był to martwy Nalfein. Dwa bełty i niemalże chirurgiczne cięcia miecza musiały być przyczyną zgonu.
Na torsie drowa leżała sakiewka, a obok niej liścik.

Drodzy poszukiwacze
Polując na wampiry upolowaliśmy waszego niedoszłego towarzysza, który najwyraźniej próbował was okraść.
Gdybyście zdecydowali się nas wcześniej zatrudnić, kosztowałoby was to zaledwie 50 złotych monet. Teraz jednak stawka wzrosła do połowy waszego dobytku.
Z pozdrowieniami
Astor i Aesyn

PS. "Wykrycie Zła" to naprawdę przydatne zaklęcie


W sakiewce faktycznie były pieniądze. Więcej niż Beevie i Raam mieli przed kradzierzą - to znaczy, że albo Aseir, albo Galain mieli wyjątkowo wypchany mieszek tej nocy, skoro to była zaledwie połowa ich dobytku.
 
Lomir jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 08:15.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172