Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 28-03-2015, 21:43   #251
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Rardas był niespokojny. Było to spowodowane tym, co stało się w nocy. Cięgle nie wiedział, czy postąpił właściwie pozwalając gadzinom odejść. Wszakże mogły ich zauważyć i ruszyć po wsparcie, by było ich tyle, że mogłyby ich bez trudu zgładzić. ~ A może ruszyły do Przesieki?~ ta nowa myśl zmartwiła go jeszcze bardziej. Widział bowiem, że w tym oddziale nie tylko były wielkie łasice, ale także chyba czarodzieje, czy szamani. Wnioskował to po dziwnym wyglądzie, a zwłaszcza po obwieszających ich ciała amuletach, czy talizmanach. Tak bowiem to interpretował. Westchnął głęboko, po czym spojrzał na leniwie płynące chmury.
~ Nic już na to nie poradzę. Stało się jak się stało. Beshabo odwróć swój wzrok od tej małej osady. Niczym ci nie zawiniła. Proszę... okaż jej łaskę~ nie czuł się dobrze, gdy zwracał się do tej bogini, lecz często już bywało, że nie mógł nic innego poradzić. Chciał bowiem cokolwiek zrobić i to chyba była w tej chwili jedyna możliwość.

Wkrótce Athlen skończył swoje wojaże z pułapkami i ruszyli w górę. Wspinaczka nie była zbyt ciężka, gdyż jego ekwipunek mało ważył, a on sam był zwinny i dość silny. Wszystko to złożyło się na to, że łatwo i w miarę szybko poruszał się po skalnej ścianie.

Na widok leżących kości twarz Rardasa wykrzywił grymas. Do tego jeszcze śmierdzące odchody potęgowały efekt. Poczuł, że tak nie można. Nie wiedział czemu, ale odezwał się w nim wewnętrzny sprzeciw dla czegoś takiego. Odczekał chwilę, by wzrok dostosował się do ciemności i zaczął oglądać jaskinię. Ta zaś prowadziła dalej. Ruszył więc kawałek w stronę przejścia. Za tymże dostrzegł wielkie pomieszczenie, którego końca nawet on nie mógł dostrzec. Ginęło w przepastnym mroku. ~ Wyczuwam zasadzkę...~ pomyślał zaraz, po czym pośpiesznie zbliżył się do swoich towarzyszy. Wtem wokół nich pojawiły się cztery jaśniejące punkty, które unosiły się nad ziemią. Na ich widok Rardas poczuł się nieswojo. Nie chodziło tylko o magię do, której tak jak dotąd za bardzo nie przywykł, lecz raczej o fakt, że zrobiło się tak jasno. Jego żywiołem jest mrok oraz cienie. W świetle zaś poczuł się odsłonięty. Wziął się jednak w garść. Trzeba bowiem działać i im prędzej tym lepiej.


- Masz rację Taar. Pójdę przodem, a wy za mną, lecz dopiero, gdy dam wyraźny znak. Takie światło będzie widoczne z daleka, a jaskinia przed nami jest spora. Świetne miejsce na zasadzkę. Najlepszym wyjściem jest trzymanie się jednej ściany. Sprawi to, że będziemy mieli ochronę jednej flanki oraz to, że nie tak łatwo będzie się pogubić w razie czego - postanowił dać pozostałym kilka rad, gdyż był właściwie pewien, że części z nich groty mogą być obce. Podczas lat tułaczki zdarzało mu się bywać w naprawdę różnych miejscach.

- Byłbym zapomniał, przechowajcie mi to - powiedział do pozostałych dając im swoją tarczę. - W tych warunkach będzie mi tylko przeszkadzać - rzekł, po czym ostrożnie, starając się stąpać niczym kot ruszył w mrok. Zamierzał trzymać się prawej ściany i przeskakiwać od jednej kryjówki do następnej. ~ Koboldy też chyba lubią mrok. Nie miały wczoraj światła~
 
Zormar jest offline  
Stary 29-03-2015, 14:28   #252
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
Zobaczenie czegoś TAKIEGO z całą pewnością wystarczyło by odpędzić od pół elfki senność. Jeśli wysilić się na dokładność - miała wątpliwości czy w ogóle będzie w stanie usnąć. Kiedy jednak przez dłuższą chwilę nic się nie stało, a sen Taara się uspokoił zdecydowała się podnieść słój i bliżej przyjrzeć się jego zawartości. Gdy tylko Ami dotknęła grubego szkła, istotka w środku zastygła w bezruchu. Chwilę później słój rozbłysnął jaskrawym, zielonym blaskiem, a z ziemi uniosły się szalone błędne ogniki. Magia zaczęła wirować w całej okolicy, zalewając najbliższą okolicę zaklinaczki tajemniczym światłem.
Dziewczyna była tak zaskoczona, że nie wiedziała co robić. Co się stało? Te zawirowania magi, skąd one się wzięły? Co jest źródłem tego światła? O co właściwie chodzi? Czemu kapłan trzyma coś takiego w plecaku?!
- Kim jesteś?

Istota o zaszytych oczach i ustach przyłożyła maleńkie dłonie do szkła. Wirujące w powietrzu ogniki zaczęły gromadzić się w jednym miejscu, formując kształt maleńkiej, skrzydlatej wróżki. Świetliste stworzenie zaczęło fruwać w koło, rozsypując skrzący się pył.


Ami wpatrywała się jak zaczarowana w świetlisty kształt przyglądając się każdemu jego ruchowi, każdemu trzepnięciu skrzydeł. Wydał się taki delikatny i ulotny.
Później spojrzała na upiorną istotkę w środku. Na jej zaszyte usta i oczy. Zniszczone skrzydełka. Ile to już czasu...?
Nie zauważyła kiedy jej dłoń nalazła się na wieku słoja. Chciała odkręcić zakrętkę i wypuścić to stworzenie na wolność, zobaczyć jak lata, wynagrodzić mu czas jaki spędziło w zamknięciu. W ostatniej chwili się powstrzymała. Czemu Taar tego do tej pory nie zrobił? Czy nie będzie na nią zły?

Wieko słoja było zapieczone. Ami włożyła w to więcej siły, ale pokrywa nawet nie drgnęła. Filigranowa kreatura zwinęła się w kłębek, wracając do swojej zwyczajnej pozy. Jej poszarpane skrzydełka przestały drgać, a subtelna magia zgasła jak zdmuchnięty płomień świecy. Jeszcze tylko przez chwilę skrzący się pył utrzymywał się na leśne ściółce, po czym zniknął bez śladu.

- No dalej... - stęknęła i jeszcze raz spróbowała otworzyć słój.

W końcu pokrywa ustąpiła. W powietrzu uniósł się zapach środków balsamicznych oraz inna, trudna do zidentyfikowania woń. Istotka znajdująca się w środku nie zareagowała na blask księżyca, który padł na nią bezpośrednio, być może pierwszy raz od wielu lat.
- Maleństwo? - szepnęła do wnętrza słoja. Może nie oczekiwała, że tajemnicza istotka wyleci i poszybuje w powietrze, ale liczyła na trochę więcej... entuzjazmu? Sądząc po tym jak zapamiętale uderzała w szybę.
Delikatny szept Ami musiał nieść ze sobą własny czar, gdyż zasuszona istotka powoli podniosła głowę. Sięgnęła filigranowymi rączkami do szwów szpecących jej piękne niegdyś oblicze i spróbowała je zerwać. Na nic zdały się jej wysiłki.
Zaklinaczka stworzyła niewielką świetlną kulę, która oświetlała małą istotkę i powoli przekręciła słój, tak, żeby mogła bez problemu wyjść.
- Chodź do mnie - zachęciła ją, podstawiając rękę pod naczynie. - Postaram się ci pomóc.

Filigranowy więzień wypełzł na zewnątrz. Po chwili dźwignął się na wątłych, zasuszonych nóżkach. Drobne ręce wyciągnęła do przodu, jak ktoś kto brodził w mroku.
- Nie ruszaj się przez moment - poleciła, odkładając naczynie na ziemie. Zamiast niego chwyciła za nóż, który dostała od czarodzieja i przysunęła bliżej kulę światła. - A najlepiej się połóż. Nie chciałabym zrobić ci krzywdy.
Po czym uniosła ostrze z zamiarem otworzenia istotce oczu. Z należytą ostrożnością.

Szwy okazały się zaskakująco mocne. W końcu jednak wszystkie puściła, a zamarła w bezruchu istotka zatrzepotała skrzydłami. Jej usta rozwarły się i dało się słyszeć bolesne, przeciągłe westchnienie. Jej oczy były niczym dwie bryłki antracytu - delikatnie skrzyły się w blasku ogniska.
- W końcu wolna... - wyszeptała we wspólnej mowie.

Ami przyglądała się jej zafascynowana. Miała w głowie mnóstwo pytań (Kto Ci to zrobił? Jak długo byłaś zamknięta? Czy masz jakieś imię? Gdzie teraz pójdziesz?), ale wybrała z nich tylko jedno, najprawdopodobniej najgłupsze.
- Jak się czujesz?

Filigranowa istotka wbiła swoje nienaturalnie czarne ślepia w Ami i przez długą chwilę milczała. Potem odezwała się ponownie, chociaż nie odpowiedziała na pytanie kobiety:
- Obiecaj, że nie zamkniesz mnie tam z powrotem - jej głos był rozmyty, dochodził jakby zza ściany. Jednocześnie wydawał się głośniejszy niż sugerowałoby to jej niewielkie rozmiary. Zupełnie jakby ktoś szeptał bezpośrednio to ucha zaklinaczki.

- Nie zamknę cię, jeśli to nie będzie absolutnie konieczne - obiecała. - A nie wydaje mi się, żeby była taka potrzeba. Jesteś... głodna?

Istotka zaczęła dotykać ściółki leśnej z zainteresowaniem godnym dwulatka. Wysuszone igły były niewiele mniejsze od jej dłoni.
- Spędziłam tak wiele czasu w ciemności, że zdążyłam zapomnieć co to jest głód. Chociaż... Coś głęboko w środku mnie łaknie. Nie wiem. Może? Kim jesteś? Gdzie jesteśmy? Jak... ile lat... To bez sensu - jej głos nakładał się wielokrotnie, brzmiąc jak szept dobiegający zza płyty sarkofagu. - Nie ważne na ile pytań udzielisz mi odpowiedzi i tak nigdy nie wypłynę z tego ciemnego bajora. Jedyne ważne pytanie to co zamierzasz ze mną uczynić?

Ami podeszła do swojego plecaka i ze swoich racji żywnościowych odłamała kawałek suchara. Wróciła do tajemniczej istotki i wręczyła go jej, po czym usiadła na ziemi. Jak pomyśli o tym, że jutro znów czeka ją wędrówka...
W sumie powinna pomyśleć o tym co zrobić z istotką zanim otworzyła słój.
- Um... więc... - zastanawiała się, ale po chwili zadała pytanie, które wydawało jej się dość istotne w podjęciu decyzji. - Zsyłałaś koszmary na kapłana? - zapytała, ale raczej z ciekawością niż z naganą.

- Nie wiem czy jestem w stanie uczynić coś takiego. Nie wydaje mi się. Chociaż z drugiej strony, granica między jawą o snem jest dla mnie bardzo mglista. To co czyniłam, myślałam, czy nawet śniła, mogło znaleźć ujście TUTAJ. Czy teraz śnię? Czy wizja wolności jest kolejną torturą, którą zgotowała dla mnie mroczna magia? Nie wiem - dotknęła okruszka suchara, wkrótce jednak zostawiła go niezainteresowana.
- Wiem jednak, że ktoś znęcał się nade mną. Ktoś zsyłał na mnie piekący ból. Może to był właśnie ów kapłan?
Zaklinaczka spojrzała na Taara, ale... nie mogła uwierzyć, że mógłby się znęcać nad kimkolwiek. Ale z drugiej strony, po co trzymał ją w słoiku? Tyle niewiadomych. Tyle pytań.
- Nie wydaje mi się, żeby był w stanie znęcać się nad kimkolwiek. Mówiłaś o mrocznej magii... kto ci to zrobił?
- Karagas. Tego imienia nie zapomnę nigdy.

Karagas? Ami zaczęła się zastanawiać czy już kiedyś nie słyszała tego imienia...
- W każdym razie... Teraz jesteś wolna. Tak myślę. Co chcesz zrobić?
A później będzie musiała się tłumaczyć Taarowi...
- Nie wiem - odpowiedziała po chwili zastanowienia. - Wydaje mi się, że powinnam jakoś się tobie odwdzięczyć. Nie ma dokąd pójść, mój las już dawno nie istnieje. Nie znam świata, w którym się znalazłam. Mogłabym zostać - chociaż przez jakiś czas - z tobą?

Kłamstwem byłoby stwierdzenie, że Ami zastanawiała się nad odpowiedzią. Możliwe, że początkowa fascynacja sprawiła, że pół elfka bardzo liczyła na to, że z nimi zostanie.
Złapała za słoik, który przez tyle lat był więzieniem dla tej upiornej istotki i cisnęła go daleko w las.
- Nie będzie już potrzebny - stwierdziła, po czym zerknęła w stronę towarzyszy. Wyglądało na to, że wszystko jest w porządku.
- Jestem Ami. Razem z prz... towarzyszami... - poprawiła się. Nie miała przyjaciół i na chwilę obecną miało się to nie zmienić. -... zostaliśmy najęci do zlikwidowania koboldów nękających pobliską wioskę - wytłumaczyła w skrócie jak wygląda sytuacja. - Więc jeśli nie masz lepszych planów to będę bardzo rada, jeśli z nami zostaniesz.

- Dobrze... Ami. Jestem twoją dłużniczką i szczerze mówiąc, nie mam pojęcia jak spłacę swój dług. Zawsze będę przy tobie, choć skryta. Na razie chcę wrócić do cienia, odpocząć, wybudzić się i przypomnieć sobie do czego służą p r a w d z i w e zmysły. Gdy będziesz mnie potrzebować - po prostu wypowiedz me imię - niech brzmi ono Bławatek. Dobre jak każde inne, prawda? Możliwe, że zniknę na jakiś czas, ale nie bój się - zawsze usłyszę twoje wezwanie. Możliwe też, że będę miała do ciebie prośbę, ale wszystko nastąpi w swoim czasie. Teraz wracaj do swoich przy... towarzyszy - zasuszona szczelina na jej twarzy wygięła się w łuk. Chociaż miał to być uśmiech, wyglądało raczej upiornie i groteskowo.
- Bywaj, Ami - zarówno głos, jak i sylwetka Bławatka rozpłynęły się. W pewnym momencie po prostu zlały się w jedność z otaczającym was lasem.

Przez jakiś czas wpatrywała się w miejsce, w którym zniknęła Bławatek, zastanawiając się jak wytłumaczy się z tego co się stało. Jeśli będzie miała szczęście to Taar nawet nie zauważy zniknięcia słoika - i co najważniejsze jego zawartości.
Chyba najwyższy czas na zmianę warty.
 

Ostatnio edytowane przez Kaeru : 29-03-2015 o 14:39.
Kaeru jest offline  
Stary 31-03-2015, 22:35   #253
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Ami wzdrygnęła się za plecami Athlena, gdy zdała sobie sprawę o co pyta Taar.
O, nie. Zauważył.
Przypomniała sobie jak ojciec z niezadowoleniem odkrył, że zniknęła gdzieś droga ozdoba, którą miał wszyć w suknie klientki. Stała wtedy przed nim w lakierowanych pantofelkach, unikając jego wzroku i wiercąc się niespokojnie w miejscu. Dokładnie tak samo czuła się teraz, tak samo znalazła sobie ciekawy kamień na którym warto było zawiesić wzrok na dłużej. Zaczęła kręcić niespokojnie kostką, tak jakby chciała zrobić butem dziurę w ziemi i nieśmiało uniosła rękę do góry.
Taar nie bardzo wiedział, co rzec. Gdyby to był Athlen... Ale to nie on, tylko Ami zachowywała się co najmniej dziwnie. Całkiem jakby chciała się schować do mysiej norki... Czy to z powodu jej braku postanowiła się przyznać? Sama? Z własnej woli? Bez używania zaklęcia prawdy?
- Czy możemy porozmawiać? W cztery oczy? - spytał.
Ami, nie odrywając wzroku od ziemi, podeszła do Taara, zastanawiając się jakież to straszliwe męki i katusze będzie musiała znieść. To była jakby kradzież, prawda?
- Dobrze - mruknęła ugodowo. - Prowadź.

- Gdzie to masz? - spytał, gdy znaleźli się poza zasięgiem słuchu innych członków antykoboldowej ekspedycji.
- To? W sensie słoik? Wrzuciłam go do lasu… o gdzieś tam. - Wskazała Taarowi odpowiedni kierunek i zrobiła w jego kierunku kilka kroków.
Taar spojrzał na nią z zaskoczeniem.
- Po to wzięłaś, żeby wyrzucić? - spytał. - Dlaczego?
Ami poczuła, że robi się czerwona na twarzy.
- To twoja wina. Sam to kopnąłeś przez sen - burknęła, ale sama zdawała sobie sprawę z tego jak dziecinnie to brzmi. Tym bardziej, że była to wina kapłana w najmniejszym stopniu. - W każdym razie, nie wydaje mi się, żeby ci się przydał. Pewnie się potłukł.
- Kpisz, czy o drogę pytasz? - zdenerwował się Taar. - Wszak to pełne magii naczynie. Nie mogło się potłuc. Pokaż mi, gdzie leży. Proszę...
Dość łatwo było zauważyć, że owo “proszę” nie zawierało ani grama prośby.
Mruknęła tylko ciche “przepraszam” zanim weszła do lasu. Próbowała sobie przypomnieć w którym miejscu dokładnie stała i w którą stronę rzuciła. Trudno było powiedzieć jak daleko mógłby leżeć.
- To gdzieś tutaj… ale jej i tak nie ma.
Taar ciężko westchnął. Bardzo ciężko.
- Co jej zrobiłaś? - spytał.
- Wypuściłam ją - przyznała się i jakby skuliła się w sobie. Przez chwilę nawet pomyślała, że rozgniewany kapłan mógłby ją uderzyć.
Taar przez moment milczał.
- Nie wiem, czy jesteś bardziej głupia, czy może bardziej odważna - powiedział cicho. - Nawet nie wiesz, kogo, lub co, uwolniłaś - dodał. - Jak można było zrobić coś tak głupiego?
- Ale… - zaczęła, żeby się bronić, chociaż Taar mógł mieć trochę racji. Mogła być głupia, ale koniec końców Bławatek była całkiem miła. Gdyby chciała zrobić coś złego zrobiłaby to, gdy reszta drużyny spała. - A ty zdajesz sobie z tego co lub kogo więziłeś? - odpysknęła, ale szybko się poprawiła. - Ktoś zrobił jej krzywdę… ile lat wytrzymałbyś zamknięty w słoju z zaszytymi ustami i oczami? Nie mogłam na to patrzeć i… przepraszam. Wiem, byłam głupia, ale wcale nie żałuję.
- Odebrałem słój koboldom - powiedział Taar. - A dokładniej, jakiś truposz miał to przy sobie. I nie wiem, dlaczego ją zamknięto - by ją ukarać czy by kogoś chronić. Rozmawiałem na jej temat z Orą. Powiedziała, że to zło. Że trzeba to zakopać lub zniszczyć. Może i miała rację. W każdym razie chciałem ją zawieźć do Neverwinter. Tę panienkę oczywiście, a nie Orę.
Pokręcił głową.
- Mam tylko nadzieje, ze nie ściągnęłaś na nas jakiegoś nieszczęścia. Rozbiłaś słoik?
- Sam powiedziałeś, że to pełne magii naczynie i nie powinno się potłuc - wypomniała mu Ami, ale zaczęła zastanawiać się nad tym w jakim może być stanie. - Nie wiem jaką magię wyczułeś od słoika. Rzuciłam wczoraj zaklęcie i wykryłam magię od Bławatka, ale nie od słoika. W każdym razie… nie wydaje mi się, żeby słoik przetrwał nienaruszony, jeśli nie jest magiczny - odpowiedziała i zaczęła rozglądać się w poszukiwaniu naczynia lub chociaż jego szczątków.*
- Uwięziłabyś kogoś w naczyniu, które tak łatwo mogłoby się stłuc? - spytał Taar, podobnie jak Ami rozglądając się w poszukiwaniu słoja.
- O, tam leży - powiedział Taar, który dojrzał błysk szkła.
Pół elfka spojrzała w stronę słoja. Może gdyby nie bała się kapłana tak bardzo byłaby dumna z tego, że rzuciła go aż tak daleko?
- No i zobacz... Nie potłukł się. Możesz rzucić wykrycie magii? - spytał.
- Dobrze, że nie robiliśmy zakładów… - podeszła do Taara i wzięła do rąk znany jej już słój. Rzuciła na niego zaklęcie, takie samo jak wczoraj. I z dokładnie takim samym skutkiem.
- Szkoda - powiedział Taar. - Słój, w którym można by zamknąć demona, byłby wiele wart. I co było dalej?
- Porozmawiałyśmy, powiedziała, że chce nam towarzyszyć. Była zmęczona, chciała odpocząć i… rozpłynęła się w powietrzu? W każdym razie powiedziała, że mogę ją zawołać, jeśli będzie taka potrzeba.
- Mam nadzieję, że taka potrzeba nie zajdzie - odparł Taar. - Ale w razie czego pozdrów ją ode mnie i przeproś. Gdyby nie ty, to by posiedziała w tym słoiku aż do Neverwinter.
- Aha... Mówiła może, kto ją zamknął? I kiedy to było? - spytał. - I gdzie?
- Tak, mówiła o kimś o imieniu “Karagas” - odpowiedziała, próbując przypomnieć sobie jak najwięcej szczegółów z rozmowy. - Nie mówiła kiedy to się stało, ale powiedziała, że jej las już dawno nie istnieje. Wydaje mi się, że stało się to dawno temu.
Taar pokręcił głową.
- Nic mi nie mówi to imię. Ale skoro to było dawno temu, to mam nadzieję, że ten mag, czy kto jej to zrobił, od dawna nie żyje. Ale tego się możesz dowiedzieć dopiero po powrocie do jakiegoś większego miasta.
- Ciekawe, co się stało z jej lasem - zmienił odrobinę temat.
Ami przytaknęła w odpowiedzi.
- I jak słoik trafił w ręce koboldów.
- Pewnie się nie dowiemy - odparł Taar. - Uratowałaś jej życie. Teraz jesteś za nią odpowiedzialna. Powinnaś ją odwieźć tam, skąd pochodzi - dokończył ze śmiertelną powagą.
Półelfka momentalnie zbladła.
- T-to… może najpierw koboldy?
Taar przez moment zastanawiał się.
- Bez wątpienia koboldy są bliżej - powiedział. - Chodźmy więc zobaczyć, jak idzie Athlenowi. Jak już załatwimy się z nimi, to będziesz musiała porozmawiać ze swoją nową... przyjaciółką. No i dowiedz się, czy nie potrzebuje się leczenia.
“Ja nie mam przyjaciół” - chciała powiedzieć, ale ugryzła się w język. Nikt nie musiał o tym wiedzieć i nikt takich informacji potrzebował. A tym bardziej oni.
- Oczywiście, zrobię jak mówisz.
Taar uśmiechnął się lekko.
- Panie przodem.
Razem wrócili do pozostałych.
 
Kerm jest offline  
Stary 03-04-2015, 00:58   #254
 
Googolplex's Avatar
 
Reputacja: 1 Googolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputacjęGoogolplex ma wspaniałą reputację
Najpierw było przebudzenie, zbyt wczesne i zbyt zimne, mokre i niewygodne. I oczywiście od razu zaczęły się w "obozie" zgiełk i krzątanina. Alistair po raz nie wiadomo który już zatęsknił za spokojem akademickich murów. Jakiż tam panował o świcie spokój. Jakim optymizmem napawały twarze studentów i profesorów zgodnie zmierzających do jadalni by wspólnie spożyć ciepłe, pożywne i smaczne śniadanie. Jaki piękny dźwięk miał dzwon obwieszczający początek zajęć.
- Ach! - Westchnął do własnych myśli i w skupieniu zaczął studiować księgę przeżuwając podróżnego suchara.
Kliknij w miniaturkę
Jaskinia jakich wiele, na pierwszy rzut oka nie wyróżniała się niczym szczególnym. Na drugi rzut oka nie zasługiwała... a przynajmniej tak uważał mag. I bardzo żałował, że nie ma przy sobie silnie eksplodującego zaklęcia albo chociaż tego egzotycznego proszku z Lantan. Tego co to go gnomy w swym szaleństwie czy też geniuszu wymyśliły i strzegą zazdrośnie receptury.
Porządny zawał i już problem jaskini się rozwiązuje na długie lata.
"No tak Crowley tylko jak chcesz potem wydobyć ogony? Na słowo Ci nie uwierzą, że było tam sto koboldów." I to był fakt, musiał się sam ze sobą zgodzić. Nie było wiec innego wyjścia jak ostrożnie, tak powolutku i bardzo ostrożnie, kroczek za kroczkiem, iść przez mrok jaskini.

- A mówili naucz się zaklęć światła...- Marudził pod nosem i starał się nie skręcić kostki pogrążając się w mroku.
 
Googolplex jest offline  
Stary 04-04-2015, 09:41   #255
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Taar skrzesał iskry i pochodnie z suchy trzaskiem zajęła się. Zasłaniając usta przed fetorem, weszliście do jaskini. Prowadził Rardas, którego nadnaturalny wzrok potrafił przeszyć mrok. Tuż zanim szła Athlen, potem kapłan Tempusa - tak, aby blask pochodni służył mniej więcej po równo członkom drużyny. Później Ami, Alistair, zaś pochód zamykał Draugdin. Jaskinia wymuszała na was marsz gęsiego. Nad waszymi głowami wisiały niezliczone stalaktyty, wśród których dostrzegliście smacznie śpiące nietoperze. Tunel prowadził przez jakieś dziesięć metrów w dół, pod kątem około trzydziestu stopniu. Musieliście naprawdę uważać na każdy krok.

Korytarz kończył się gwałtownie, wpadając do kolejnej - wielkiej kawerny. Tak jak spostrzegł to wcześniej Rardas, jej ściany były tak oddalone od siebie, że właściwie nie byliście w stanie określić jej całkowitych rozmiarów. Tam gdzie kończył się przedsionek, zaczynał się chybotliwy, drewniany mostek. Po obu jego stronach rozpościerała się czarna, bezdenna przestrzeń. Wiódł on wprost do gigantycznego stalaktytu, do którego został przymocowany. Ostrożnie przeszliście kilkanaście kroków i okrążyliście stalaktyt. Stamtąd rozpościerał się lepszy widok. Taar zniżył nieco pochodnię i dostrzegliście dalszy bieg mostku - w szczególności Rardas widział już całkiem nieźle.

Stara konstrukcja rozpięta była na stalaktytach i opasała je, niczym wspinające się po pniu pnącze. Niższe partie trapy wisiały na starych, masywnych łańcuchach, które wspierały się na jego wyższym odcinku (tym na którym aktualnie staliście).

[media][/media]

Idący przodem Rardas w pewnym momencie nadepnął na wyjątkowo niepewny szczebel. Rozległ się krótki trzask i tylko błyskawiczny refleks uchronił go przed upadkiem w mrok. Drewno przełamane idealnie w połowie pofrunęło w dół. Po niepokojąco długim czasie lotu usłyszeliście plusk wody. Chmara nietoperzy nad waszymi głowami zaczęła nerwowo popiskiwać i poruszać się, niczym jeden wielki organizm.
 
ObywatelGranit jest offline  
Stary 07-04-2015, 17:21   #256
 
Zormar's Avatar
 
Reputacja: 1 Zormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputacjęZormar ma wspaniałą reputację
Mrok okalał ich, lecz czy bardziej jako płaszcz, czy może szczęki pułapki? Rardas stawiał kolejne kroki ostrożnie. Konstrukcja nie wyglądała na nową, tak więc właściwym odruchem była jeszcze większa ostrożność. Gdy zaś weszli do wielkiego pomieszczenia na chwilę przystanął. Wprost z niedowierzaniem spoglądał na wielki stalaktyt, który prezentował się mu w niemalże całej okazałości. Pozostali zapewne nie widzieli tyle co on, lecz był pewien, że również przyciągnęło to ich uwagę. Po chwili ruszył dalej ostrożnie stawiając krok za krokiem.

~ Łańcuchy? Chyba naprawdę mamy do czynienia z Duergarskimi ruinami. Wątpię, by koboldy same potrafiłby zrobić coś takiego. Są zbyt prymitywne~ pomyślał Rardas, gdy tylko spostrzegł liny z metalowych kółek. Wtedy to też nastąpił trzask. Noga zaczęła mu się zapadać, więc błyskawicznie spiął mięśnie. Udało mu się cofnąć w ostatniej chwili. Dwa kawałki deski spadały i spadały, by wreszcie zakończyć swój lot lądowaniem w wodzie. ~ Woda? To by było logiczne. Chyba tylko woda potrafi coś takiego stworzyć pod ziemią... ~ pomyślał, gdy usłyszał plusk. Odruchowo zerknął na dziurę po feralnej desce. ~ Czy ona nie przełamała się w połowie? Była podpiłowana, czy tak zniszczona czasem? Muszę być ostrożniejszy~ Wtem nad ich głowami zaczynało się lekko kotłować. Nietoperze się zbudziły.

- Na dole musi być jezioro. Musimy być jeszcze ostrożniejsi. Koboldy chyba zastawiły kolejne pułapki - szepnął do idącego za nim Athlena. Sam zaś chwycił pewniej w dłonie swoją włócznię i jej tępym końcem zaczął do tej pory sprawdzać kolejne deski. Wiedział, że to ich spowolni, lecz lepiej iść dłużej, niż spadać kila chwil i skończyć nadzianym na kamienny pal.
 
Zormar jest offline  
Stary 07-04-2015, 18:42   #257
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Wiszący most spodobał się Taarowi od pierwszego spojrzenia, jednak tylko jako ciekawostka architektoniczna, a nie jako obiekt, po którym trzeba będzie chodzić.
Ten, kto wybudował tę konstrukcję, musiał się odznaczać i wielką fantazją, i wielką odwagą. Taar nie bardzo wyobrażał sobie siebie w charakterze kogoś, kto wisi w powietrzu, na linie, i wbija haki, do których później mają być przyczepione łańcuchy. Nawet jeśli w grę wchodziła magia, zabezpieczająca zdrowie i życie budowniczych, to i tak trzeba było mieć stalowe nerwy.
Ciekawe, kto to zbudował, pomyślał. Bez wątpienia nie było to dzieło koboldów.


Wstrzymał oddech, gdy pod ich "przewodnikiem" zarwała się jedna z desek tworzących mostek. Rardas nie wyglądał na ciężkiego, a jednak deska pękła...

- Może użyjemy linę do asekuracji? - zaproponował.

Zdecydowanie nie miał zamiaru osobiście sprawdzać, czy upadek do wody z takiej wysokości ma takie same skutki, jak upadek na ziemię.
 
Kerm jest offline  
Stary 08-04-2015, 06:38   #258
Wiedźmin Właściwy
 
Draugdin's Avatar
 
Reputacja: 1 Draugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputacjęDraugdin ma wspaniałą reputację
Pochód zamykał milczący Draugdin.
Jak ustalili ostatnio mieli zachować tym razem wyjątkową ostrożność i wojownik obiecał sobie, że zrobi wszystko aby tego dopilnować. Jedynie w ten sposób mogli przeżyć tą przygodę tak aby wyjść z niej mniej więcej w jednym kawałku i mieć w przyszłości o czym opowiadać dziatkom.

Posępne myśli wojownika rozświetliła nagła myśl, a raczej wspomnienie. Uzmysłowił sobie, że po raz pierwszy będzie w stanie przetestować pomysł, który dane mu było zasłyszeć kiedyś przy piwie w karczmie. Podsłuchał - nie można było nie słyszeć - gromkie rozmowy grupy krasnoludów.
Jeden z nich tłumaczył, że podczas zwiedzania jakichkolwiek jaskiń czy też tuneli drużyna zazwyczaj jest skupiona na tym co przed nimi ewentualnie a tym co mogą kryć boczne korytarze. Natomiast jest niemalże całkowicie ślepa i głucha na to co zostawiają za plecami. W związku z tym opracowały metodę, że ostatni z pochodu co jakiś czas obraca się wokół własnej osi kontrolując korytarze za drużyną czy coś ich nie zachodzi od tyłu.
Nazwali to metodą na "szalonego krasnoluda"

Draugdin uśmiechnął się pod nosem. Co prawda nie był krasnoludem, ale miał zamiar przetestować tą szaloną metodę.
 
__________________
There can be only One Draugdin!

We're fools to make war on our brothers in arms.
Draugdin jest offline  
Stary 13-04-2015, 22:18   #259
 
Kaeru's Avatar
 
Reputacja: 1 Kaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumnyKaeru ma z czego być dumny
(Tu będzie gdybanie)


Na propozycję Taara pokręcił głową.
- Przy zwyczajnej wspinaczce, czy czymś podobnym miałoby to sens, lecz tutaj może nam to przynieść więcej szkody niż pożytku, bowiem gdyby ktoś zaczął spadać to nie mamy niczego czego można by się złapać i tym samym zatrzymać upadek. Moim zdaniem pozostaje nam tylko wzmożona ostrożność - powiedział Rardas, po czym sprawdził końcem włóczni kolejne deski.
- W takim razie może lepiej nie iść po deskach, a po łańcuchach? - zaproponował Taar. - Łańcuch wytrzyma większy ciężar, niż stara deska.
-Tak, ale nie zapomnij, że najwyraźniej mamy pod sobą jezioro, tak więc na łańcuchach może osiadać wilgoć. Do tego wy potrzebujecie światła, a podczas takiego schodzenia raczej dłonie będzie się miało zajęte. Do tego dochodzi jeszcze trudność takiej wspinaczki jako takiej - spojrzał na czarodzieja.
- Ze światłem można sobie jakoś poradzić - odparł Taar. - No ale skoro uważasz, ze lepiej iść normalnie... Może masz rację.
I w razie czego będziesz mieć nas na sumieniu, pomyślał z ironią.
Ami przysłuchiwała się rozmowie towarzyszy, blednąc coraz bardziej, po czym bez słowa wyjaśnienia przyklękła i zaczęła kontynuować wyprawę przez most na czworaka.
Widok dziewczyny z tak zwanej “drugiej strony medalu” był bardzo ciekawy i Taar z zainteresowaniem przyglądał się wędrówce dziewczyny.
Zaklinaczka szła/pełzła do momentu w którym mogła zobaczyć nitkę tworzącą szew na spodniach kapłana. Spojrzała na niego z okolic jego kolan. “Boję się, że spadnę”, pomyślała, ale zamiast tego przez jej gardło przeszło tylko:
- Rozkładam ciężar ciała.
- Dobrze, że nie masz lęku wysokości - odparł. - Nie boisz się tak patrzeć w dół? W tę pustkę?
- Obiecuję, że będę podziwiać twoje kolana - jęknęła zrezygnowana. - Możemy iść dalej?
Rzuciła szybkie spojrzenie Alistairowi, któremu przypadło w szeregu miejsce tuż za nią. Gdy się zniżyła, przestała się czuć tak chybotliwie, można nawet powiedzieć, że była odrobinę pewniejsza siebie.
 
Kaeru jest offline  
Stary 14-04-2015, 09:51   #260
 
ObywatelGranit's Avatar
 
Reputacja: 1 ObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnieObywatelGranit jest jak niezastąpione światło przewodnie
Ruszyliście dalej. Chybotliwy mostek trzeszczał pod waszymi stopami, a całość konstrukcji lekko bujała się na starych łańcuchach. Schodziliście coraz niżej, aż w blasku pochodni dostrzegliście dno kawerny. Zgodnie z waszymi przypuszczeniami znajdowało się tam niewielkie jeziorko. W wątłym świetle wyglądało jak wielki zbiornik ze smołą. Jedynie rozchodzące się na nim kręgi upewniały was, że jest to jednak zwyczajna woda. W głębi ducha czuliście wdzięczność wobec Rardasa, który wziął na swe barki ryzyko lotu w dół. Wlot do jaskini całkowicie zniknął wam z oczu - nawet diable nie było w stanie przeniknąć atramentowych ciemności.

[media]
[/media]

Co ciekawe, ostatni odcinek trapu znów piął się w górę, otaczając spiralą stalagmit. Wiódł on wprost do niewielkiego wylotu - szybu, wykutego w skale, pod którym znajdowała się ciemna smuga. Być może niegdyś spływały z niego jakieś nieczystości. Kiedy zbliżyliście się do ciasnego tunelu na zasięg blasku pochodni, dostrzegliście skorodowane resztki krat. Niegdyś musiały one strzec wejścia. Omietliście wzrokiem okolicę i nie dostrzegliście żadnego innego przejścia, ścieżki czy korytarza. Zdawało się, że klaustrofobiczny tunel stanowił jedyną drogę.

Na szczęście nieprzyjemny odór gniazdujących nietoperzy całkowicie ustąpił woni wilgotnego kamienia. Z wylotu ciągnął przenikający kości chłód - na twarzach wyraźnie czuliście lekki przeciąg. Nie zastanawiając się dłużej weszliście w mrok.

Ciasnota korytarza wymuszała na was marsz na czworaka, gęsiego. Prowadził pod lekkim kątem, obniżając się w kierunku z którego szliście. Przypominało to jakiś odpływ. Pochodnia w wszechobecnej wilgoci zaczęła mocno kopcić, przez co osoby z tyłu miały załzawione oczy i podrażnione gardła. Po pokonaniu około trzydziestu kroków, tunel otwierał się na niewielką jaskinię o regularnych, ociosanych krawędziach. Sufit znajdował się na wysokości półtorej metra, więc mogliście nieco wyprostować zgięte karki. Dostrzegliście w nim sześć okrągłych otworów, położonych w regularnych odstępach wzdłuż ścian. Nim jednak zdołaliście odetchnąć, znad waszych głów dobiegły was chrapliwe głosy.

Koboldzie poszczekiwanie.

Rozpoznaliście głosy należące do dwóch osobników. Kwestią czasu było to, kiedy dostrzegą majaczący blask pochodni dobiegający spod podłogi. Znajdowali się nad waszymi głowami, a dźwięk dochodził do was dzięki okrągłym otworom w suficie.
 
ObywatelGranit jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 15:52.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172