Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 17-08-2016, 22:00   #171
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Shavri w zdumieniu śledził poczynania Orgilla, nie sugerując jednak ani nie komentując niczego. Zdał się na maga, który zdawał się czuć jak ryba w wodzie, kiedy szło do wielkich miast i wydawania pieniędzy. Już sam jego nowy służący sprawił, że Shavri zatęsknił za Klekotem, który był przynajmniej zabawny. Ten tutaj zdawał się być zabawny tylko na polecenie i na dodatek zapewne bardzo hm… dziwnym poczuciem humoru.
Dlatego tropiciel ograniczył się do obserwacji i pierwsze, co zauważył, to to, że w orszaku Orgilla czuł się… jak najemnik. Wystarczyło tylko przybrać tępy wyraz twarzy znudzonego osiłka… aż się o to prosiło. Shavri jednak zamiast tego uśmiechnął się, rozbawiony tą myślą i pogładził szyję Mirry, która grzecznie szła obok lektyki. Od czasu do czasu musiał jedynie hamować jej łakomstwo, jako że skłonna była wepchnąć pysk do środka i ukraść magowi jedno z pięknie pachnących ciastek.

Sam Shavri w myślach z wytęsknieniem czekał wizyty w świątyni Sune, którą obiecał sobie po zakończeniu sprawy dzieci. Obiecał sobie też małe zakupy za ciężką pracę, które polegać będą zapewne głownie na kupieniu rodzinie jakichś drobiazgów. Czekała go też wizyta u kowala, ponieważ potrzebował rady i trzech nowych rękojeści. W tym jednej dość niedużej…
Bowiem jeszcze w Luskan udało mu się na dziedzińcu karczmy złamać demonią kość udową, a dzięki technicznym wskazówkom Orgilla - pękła wspaniale wzdłuż, ukazując kanał szpikowy w obu kawałkach. Shavri wyskrobał z niej szpik i wygotował ją w slonej wodzie z mydłem. Udało się pozbyć tak tłuszczu, jak i spalenizny, aczkowleik smród w obejściu był niezgorszy i tropiciel musiał się potem kajać przed karczmarką. Kość schła bardzo długo, a kolor, jaki finalnie otrzymała był daleki od typowego mleczno-żółtego. Gnat zrobił się brzydko szaro-biały. Miejscami nawet z lekka niebieskawa? Tropiciel jednak nie zniechęcał się, uznając, że to może dodać nawet charakteru ostrzom, które zamierzał z niej wystrugać. Posłuszny dalszym zaleceniom Orgilla, zaopatrzył się w garnek i wielkie ilości kwaśnego mleka, którym zalał kości i zostawił takie w gospodzie. Według maga gnat miał zmięknąć do tego stopnia, że będzie w nim można rzeźbić nawet zwykłym kozikiem. Shavriemu trudno w to było uwierzyć, ale nie miał powodu nie wierzyć towarzyszowi, więc z niecierpliwością czekał na powrót do gospody i wyniku tego eksperymentu.
Kość, nawet kość demona, była zbyt krucha, żeby mogła na dłuższą metę stawiać opór stali w bitewnej wrzawie. Nie. Broń musi kłuć, a nie siec. Dlatego Shavri szybko zdecydował, że wystruga z niej sztylety. W ten sposób będzie miał dość materiału, żeby wystrugać coś nie tylko dla Evana i Marva, a może także i dla Hugo. Kto wie?

No właśnie chłopiec. Shavri w czasie przepytywanek wuja Rose zachował niespotykaną jak na niego ciszę, chociaż sposób, w jaki na początku człowiek ów wyrażał się o Kainie powodował w nim gniew. Powstrzymał się jednak przed jakimkolwiek komentarzem. Ale kiedy Evan poprosił o rozmowę na osobności, Shavri nie mógł dłużej czekać.
- Jeśli jedna z tych spraw dotyczy Hugo, to ja także chciałbym o tym porozmawiać – powiedział spokojnie.
Shavri wiedział, że Rose, nawet gdyby miała być tu z początku nieszczęśliwa sama, to wuj da jej możliwości i perspektywy na przyszłość. Da jej możliwość bycia, kim będzie chciała. Byłoby świetnie, gdyby w tym świecie zaraz obok, na wyciągnięcie ręki, był też Hugo i też miał się wspaniale, ale to może okazać się nierealne. Shavri w duchu miał pomysł na każdą ewentualność, jaka dla chłopca wyniknie po rozmowie z wujem Rose. Był spokojony. Pierwszy raz od dawna.
 
Drahini jest offline  
Stary 18-08-2016, 22:22   #172
 
Proxy's Avatar
 
Reputacja: 1 Proxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputacjęProxy ma wspaniałą reputację
Obecność w Silvermoon dobrze robiła na samopoczucie kapłanki. Opuszczenie największego miasta Królestwa i tułanie się po mniejszych mieścinach sprawiło tęsknotę za domem. Tutaj, pomimo że nie było to Darrow, to przez wielkość miasta Franka mogła poczuć się prawie jak w domu. Wszędzie dużo się działo, uliczki kipiały energią. Będąc tego świadkiem nie dało się smęcić pod nosem i nie wyjść do ludzi.

Nie mniej nerwowość Rose jak i Hugo udzielała się przejętej kapłance. By sobie z tym poradzić lathandrytka wzięła sobie za punkt honoru sprawienie, by dzieciaki nie miały czasu myśleć o zmartwieniach. Miejskie atrakcje wypełniły wszystkie luki. Z początku niechętna Rose dała się przekonać do tańców i śpiewania. Naburmuszony Hugo nie był zainteresowany babską zabawą, ale na szczęście miał swoje zajęcia. Akrobaci i plucie ogniem było widowiskiem, które ściągało jego uwagę. Sam też, gdy nacieszył oczy, wziął jedno jabłko i począł nim żaglować "na sucho". Gdy już po paru razach nabrał zuchwałej pewności, sięgnął po drugie. Niestety od tamtego momentu jabłka tylko obijały się o ziemię. Czas był miło spędzony.

Jedynie zadziorem pod paznokciem był... Orgill. Wszystko, co tyczyło się jego osoby i jego otaczało, było wręcz oburzające i niesmaczne. A ten jego służący...? Powinien zostać potraktowany uświęconą wodą, tak jak demon na terenach pani Seriny, zanim nie zacznie wpływać swoją naturą na innych. Najgorszym w osobie Orgilla była jego podstępność. Z całych sił próbował zamaskować swoje poczynania jako pomocne i niewinne, mydląc wszystkim przed oczyma i pokazując, jakie to jego umiejętności są pożyteczne. Miarka powoli się przebierała. Choć poza Królestwem nie mogła mu za dużo zrobić, tak już po powrocie... Po powrocie do Królestwa byłoby to już całkowicie coś innego.
 
Proxy jest offline  
Stary 19-08-2016, 12:26   #173
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
Sinara delektowała się każdą chwilą spędzoną w Silverymoon. To miasto było piękne i postanowiła sobie, że kiedyś tu wróci i zamieszka. Cudowna kuchnia, smaczne trunki, uprzejmi ludzie... Taki malutki raj w porównaniu do Esper. Cieszyła się też, że pomimo wielkości miasto, dosyć szybko udało się odnaleźć wuja Rose. Teraz dziewczyna będzie bezpieczniejsza niż biegając z nimi po jaskiniach.

Sinarze było obojętnie gdzie ruszą dalej. Miała tylko nadzieję, że grupa się nie rozpadnie. Już od dawna z resztą podążała przede wszystkim za Evanem, pójdzie tam gdzie on zechce się wybrać. Czy będzie to Mirabar, czy Luskan, czy jeszcze inne miejsce, nie miało to dla niej znaczenia. Teraz, tak daleko od rodzinnego miasteczka, mając przed sobą tak wiele dróg, w końcu czuła się wolna.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 23-08-2016, 12:30   #174
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Domostwo Belmorna Oussndara

Gdy już załatwili sprawę Rose (a przynajmniej na to wyglądało) Evan podjął się trudniejszego zadania.
- Mamy jedną prośbę. Jest z nami chłopiec Hugo, jego rodzice zginęli od naszych mieczy, gdyż byli bandytami, ale sam chłopiec nie jest zły, nawet dość mocno zżył się z Rose, która ma na niego dobry wpływ. Gdy pomógł nam pan znaleźć mu jakiś kąt do mieszkania i może jakiegoś mistrza, który przyjąłby go do terminu, to bylibyśmy bardzo wdzięczni. Chłopiec potrzebuje stabilności by wyrósł na ludzi, a przy naszym najemniczym trybie życia, jest to niewykonalne.
- Jeśli byłby to problem, uzbieraliśmy trochę złota, by nie było to obciążeniem, póki Hugo nie nauczy się przydatnych panu zajęć - podjęła za Evanem pełna nadziei kapłanka.
- Rzezimieszek? Możecie go oddać do cechu złodziei, ale to nie w Silverymoon.
- N~nie, nie rzezimieszek...! Hugo to dobry chłopak. Szybko się uczy. Od tamtego czasu z Rose trzymają się razem. To będzie jedyna osoba, którą będzie znała w tym nowym miejscu... Dla jej dobra. Dla dobra ich obojga... Nie można obwiniać ich za poczynania rodziców. To dzieciaki. Trzeba dać im szansę... Parę dekadni temu zmieniło się ich całe życie. Nie mamy wpływu na to, co się już stało. Ale mamy wpływ na to, co się dzieje teraz. Dzieciaki przebyły tu taką drogę, my wszyscy przybyliśmy tu taką drogę, właśnie do pana. Hugo nie jest złodziejem. W drodze Shavri - tu wskazała łowcę - powierzył mu swoje wszystkie oszczędności. Były przechowane jak w skarbcu... Panie Oussndar, proszę z całego serca, proszę tego nie robić, proszę dać mu szansę. Tutaj, razem z Rosę, będzie miał wszystko, by wyrosnąć na dobrego człowieka, jakiego oczekuje pan, że będzie - produkowała się, dwoiła i troiła kapłanka walcząc o najlepszy los dla sieroty.
- Litości, chyba nie spodziewasz się, że ktokolwiek przyjmie pod swój dach bandyckie dziecko - zakpił Orgill, bawiąc się jak zwykle przy potknięciach kapłanki - za to z pewnością w Silvermoon jest sierociniec, gdzie rózgą wybiją mu z głowy wszelkie głupie pomysły.
Nie wziął tylko pod uwagę tego, że uderza w pomysł własny Shavriego, który na słowa maga, aż syknął.
- Ano jest. A Rose i tak wydam za mąż jak tylko zakwitnie - wzruszył ramionami mag. Dziewczynka stała obok niego, tępo patrząc przed siebie. - Niby co mam z nią innego zrobić? Mam swoje życie. Chłopaka mogę… polecić znajomemu. Lubi młodych chłopców, poradzi sobie z nim.
Shavri zamrugał. Nie był pewny, czy dobrze zrozumiał...
Franka osłupiała patrzyła z wielkimi oczami na maga. Była przerażona podejściem i znieczulicą człowieka. Stała przy nim dziewczynka, która straciła wszystko. Pozostał jej tylko on. Ten na wszystko tylko wzruszył ramionami. Myśli kapłanki nawet nie chciały zrozumieć, co chciał przekazać mówiąc o znajomym i Hugo.
- I wszystko jasne. Dziewczynka zostaje z rodziną, z pewnością w przyszłości znajdzie dobrą partię, a chłopaka oddajemy do sierocińca. Dziękujemy za gościnę! - Orgill odetchnął, bo miał już serdecznie dość dzieciaków. A tej cholernej wazy do tej pory im nie wybaczył. Dziewki bał się obsobaczyć, bo na widok Marva ciarki mu po plecach przechodziły, ale gdyby uszło mu to płazem, z chęcią wybatożyłby oboje. To znaczy - kazał wybatożyć, bo to strasznie męczące zajęcie.
- Przepraszam - wyrzucił z siebie Shavri, który starał się zagłuszyć słowa Orgilla o sierocińcu. - A czy masz Panie, jakiegoś… znajomego, który pomógłby chłopcu wyjść na ludzi? - dodał z naciskiem, dając do zrozumienia, że czeka na poważne propozycje.
Sune światłolica, może powinniśmy sami poszukać tu dla chłopaka terminu…, pomyślał ze zgrozą. “Lubi młodych chłopców”..., “poradzi sobie z nim”? Sam nie zauważył, kiedy od zaciskania pięści zbielały mu knykcie w prawej ręce. Nakazał sobie spokój.
Oussnder westchnął z irytacją.
- Jestem czarodziejem i mam znajomych głównie w tym fachu. Jeśli dzieciak nie ma talentu to niewiele mogę pomóc. Więcej służby nie potrzebuję, nawet darmowej.
Kapłanka składając dłonie pod szyją spojrzała na Shavriego błagalnym i zszokowanym wzrokiem. Jej wyraz twarzy nie miał nawet cienia poparcia dla wspaniałej idei, która na samym końcu została całkowicie zniszczona. Rose natomiast stała cicho i powstrzymywała płacz. Franka również była temu bliska. Nie takiego losu chciała dla małej, ani dla małego. Dla wierzącej położnej dzieci były kwestią najważniejszą. Nie mogła tak po prostu jej porzucić.
- Dobrze. Rozumiem. - stwierdził sucho Shavri. - W takim razie sami zajmiemy się chłopcem. To znaczy ja się zajmę, zabieram go ze sobą do domu, do Futenbergu - od razu zaznaczył grupie na wypadek, gdyby bali się, ze zamierza im ściągnąć dzieciaka na głowę.
Shavri kucnął obok Rose. Wiedział, ze bez względu na to jak apodyktyczny bedzie jej wuj, Rose nigdy nie bedzie chodzić głodna i zmarznięta. A to w tych niespokojnych czasach bylo więcej niż mogła liczyć jego rodzina.
Przytulił dziewczynkę i powiedział jej to, na koniec dodając:
- Bedzie Ci tu dobrze i z czasem wszystko się ułoży. Ale chcę, żebyś wiedziała, że możesz iść też ze mną. Poza bardzo ciężką pracą i głodem moge Ci obiecać Dom i rodzinę. Nic więcej nie mam - dodał z prostotą.

Rose rozpłakała się. Widać, że rozstanie z ostatnią namiastką rodziny jaką miała było dla niej ciężkie, ale sama nie potrafiła podjąć decyzji. Koczownicze życie najemników nie przypadło jej go gustu; w swoim życiu doświadczyła też powojennej tułaczki - choć niewiele. Luksusy silverymoońskiego domu z pewnością były dla niej kuszące. Stojący z tyłu Hugo głośno pociągał nosem.
Przyglądający się tej łzawej scenie Oussndar sapnął zniecierpliwiony.
- No to bierzecie ją czy zostawiacie? Nie mam całego dnia!
- Zostawiamy. Dziękujemy za gościnę, życzę samych udanych zaklęć - orzekł Orgill, zerkając tylko na Evana, po czym podszedł do dziewczynki i powiedział - Bądź grzeczna i uważaj ze wszystkim co magiczne. Ta Waza, co ją przez Was straciliśmy wystarczy. No, to powodzenia młoda damo, życzę Ci udanej przyszłości i wspaniałego męża.
Uścisnął jej rączkę i aż się uśmiał w duchu z samego siebie. Kilka głupich, nieszczerych słów do nic nie wartej smarkuli i proszę: Jaki ładny obraz dobrego nekromanty!
- Rose tu będzie ci o wiele lepiej niż z nami na szlaku - powiedział z troską Evan. - Wiesz że życie najemników jest ciężkie, nie raz byliśmy o włos od śmierci. W ostatniej walce kwas jakiejś bestii o mały włos nie wypalił duszy ze mnie. Tak więc dla młodej damy takiej jak ty, to nie jest dobry wybór. Ucz się pilnie wszystkiego, słuchaj wuja i bądź dzielna. Los będzie bardziej łaskawy dla ciebie tutaj, niż pośród pyłu drogi.
Rose pokiwała głową, próbując powstrzymać płacz. Tego natomiast nie była w stanie wytrzymać Franka. Podeszła do dziewczynki, uklęknęła przed nią i mocno objęła.
- Rose, kochanie... - wycisnęła cicho po czym jej oczy zalały łzy. - Nie chcę cię tutaj tak zostawiać... Nie chcę, byś znowu była sama... Jeśli tylko zechcesz możesz wracać z nami... Tylko mi to powiedz...
- Przyjedziemy do Ciebie za rok o tej porze z Hugo - obiecał zaś Shavri. Czuł pod skórą, że i tak Cori wyląduje w tym mieście. Równie dobrze mógł go tu odwieźć osobiście.
Widok płaczącej Franki przeważył szalę - z nikim Rose nie była tak związana jak z nią. Dziewczynka rzuciła się na szyję swojej opiekunce wychlipując jak bardzo chce z nią zostać, a Franka uświadomiła sobie, że jeśli chce matkować sierocie to ta najemnicza wyprawa jest jej ostatnią na bardzo długi czas.

Shavri, gdyby mógł złapałby się za głowę albo zaczął wrzeszczeć na bogom ducha winną Frankę. Nie wytrzymał i przywalił sobie w czoło otwartą dłonią. To było czyste szaleństwo i skazywało Rose na biedę! Tu byłoby jej najlepiej, a czuł, że podjęła te decyzje nie sama, lecz dlatego, że Franka się rozpłakała. Nic to, przepadło. Pytanie dziewczynki, która była w takim stanie, czy jest pewna, że tego chce, mijało się z celem.
Inną sprawą było, że Shavri skłamałby mówiąc, że nie cieszy się na to, że Rose jednak nie zostanie z tym bucem. Co nie zmienia faktu, że wyszło FATALNIE, lecz przedłużanie tej sceny wcale sytuacji nie poprawi. Przeciwnie.
- Ot i jest odpowiedź - stwierdził tropiciel z westchnieniem rezygnacji. - Może jednak pozwolisz - tu spojrzał bezpośrednio na Frankę - żeby w Futenbergu Rose zajmowała się jednak moja rodzina. Będzie im łatwiej niż tobie w pojedynkę… - bardziej owinąć w bawełnę słów o życiowej niezaradności Franki nie potrafił.
Przejechać tyle, żeby wyszło na to, że zupełnie niepotrzebnie… Traffo już widział minę Marva. Nie musiał się nawet odwracać.
- Bogowie! - warknął Oussndar. - Nie mogliście tego ustalić wcześniej! Marnujecie mój czas i swój! W takim razie szczęść ci bogowie, dziewczyno i obyśmy się już nigdy nie spotkali - ostatnie słowa skierował do najemników. Sinara usłyszała, jak burczał jeszcze o tym, że dziewczyna wyraźnie wdała się w matkę.
- A od kiedy dzieci mają cokolwiek do gadania - powiedział na to Orgill. - Częściej można spotkać takie cudo jak Złoty Jednorożec jak mądre dziecko! Rose, nie tak się umawialiśmy. Przeproś wuja, to miejsce jest dla ciebie najlepsze. Z nami będzie brud i niebezpieczeństwo. Słuchaj wujka Orgilla, bo wiesz, że ma rację. Ten Złoty jednorożec odnosi się też do Ciebie, Franko!
- Przepraszam! - jak na komendę powiedziały obie niewiasty.
- Franko, uspokój się. Wiem, że nie ufasz memu sercu, ale zaufaj rozumowi pozostałych. Zgodziliśmy się, że to najlepsze dla dziecka, a za dzieci czasem trzeba podjąć trudną decyzję. To właśnie rzecz kapłańska, brać na siebie ciężar odpowiedzialności, nawet jeżeli to boli, a jest słuszne. Masz w sobie taką siłę - łagodnie powiedział jej Orgill i odwrócił się do Rose - A ty chciałabyś mieć rodzinę. Masz ją, dlatego musisz zgodzić się zostać z wujem.
Oczarowana prostym zaklęciem Rose powoli pokiwała głową, ale Franka nie była przekonana. Dla niej odpowiedzialne było zabranie dziecka od wuja; dodatkowo niechęć i nieufność do Orgilla mocno osłabiały efekt czaru.
- Dziecko się zgodziło, uszanuj choć jej wolę! - wywrócił oczami nekromanta - Skoro nie słuchasz niczego innego.
- Zdaje się, że “dziecko” podjęło decyzje, już ładując się France w ramiona. Widocznie bardziej niż na pełnym brzuchu zależy jej na nas i na Hugo - stwierdził Shavri i uśmiechnął się do oszołomionej dziewczynki spokojnym, ciepłym uśmiechem, mierzwiąc jej jednocześnie włosy. Nie miał żalu do Orgilla, który najwyraźniej nie rozumiał, czym jest rodzina. Poza tym Shavri z chwili na chwile cieszył się coraz bardziej z wizji dwójki dzieciaków mieszkających pod jego dachem. Twarz zmarłych braci zamajaczyła mu przed oczami, gdy o tym myślał. Dom Traffo w końcu może zrzuci żałobę, gdy te dzieci wniosą do niego swoją radość i siłę.
Franka potrząsnęła lekko głową mrużąc oczy. Zaciągnęła lekko nosem i przetarła łzy Rose, a później swoje. Poprawiła kosmyki jej włosów uśmiechając się do niej szczęśliwie, choć wciąż mając całe mokre oczy.
- Ty nie masz serca, Orgillu, i nie masz pojęcia na czym polega kapłaństwo - odpowiedziała z nieufnym wzrokiem. W głowie miała też myśl wskazującą iż według niego najlepszym wyjściem byłoby, gdyby dziewczynka była martwa. Kapłanka miała w sobie siłę. Do tego, by Rose kochała i była kochana. Przy wuju nie miałaby ani tego ani tego. Zerkając po towarzyszach zebrała się w sobie i powstała rozprostowując habit.
- Um... Chyba nie będziemy panu zabierać więcej czasu... - zwróciła się do maga uświadamiając sobie nieco niezręczną sytuację. - Przepraszamy za najście... - dodała starając się załagodzić nieco miłym uśmiechem.
- Żegnam - rzekł zimno gospodarz. Wyglądał na tak wściekłego, że jeszcze chwila, a pewnie sam by ich wyrzucił.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 25-08-2016 o 20:16.
Sayane jest offline  
Stary 23-08-2016, 23:01   #175
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Gdy reszta drużyny zebrała się do wyjścia Evan został jeszcze w salonie z wyprowadzonym z równowagi Oussnderem.
- Panie, w wyniku zajść, w których zginął Kain, w podziemiach nawiedzanych przez cienie, znaleźliśmy to oto pismo - Evan podał czarodziejowi zwój z pieczęcią Luskańskiej gildii - Myślałem że jest on jakoś powiązany z moim przodkiem, którego grób znajdował się niedaleko tego miejsca i dlatego go otworzyłem. Niestety nie potrafiłem go odczytać, a później dowiedziałem się, że należy do Bractwa Tajemnic. Zauważyłem panie list na twym stole z taką samą pieczęcią i pomyślałem, że to dobry pomysł byś ty panie otrzymał ten list.
- Aha… I co mam z nim zrobić? Zwłaszcza otwartym? - dość obojętnie spytał mag, bębniąc palcami w blat stolika.
- List jest zaszyfrowany, a ja nie pozwoliłem moim ludziom na więcej prób złamania kodu. No ale skoro złamana pieczęć to taki problem, to dostarczę list bezpośrednio do bractwa. Dziękuję za wysłuchanie mnie.
Evan zabrał pismo i zamierzał skierować się do wyjścia.
- Pytałem co mam z nim zrobić; ale rób pan jak chcesz - wzruszył ramionami Oussndar na kolejny przejaw najemniczego niezdecydowania.
- Myślałem że jest pan jakoś powiązany z bractwem i wie pan co z nim zrobić, ale widać pomyliłem się.
Mag roześmiał się sucho. Wydawał się rozbawiony, ale i zaniepokojony faktem, że Evan najpierw otworzył list, a teraz pozbywa się go jak zgniłego jaja.
- Mogę im odesłać wraz z moją korespondencją i adnotacją kto i gdzie go zdobył. Nie mam zamiaru go czytać; to nie moja sprawa. I tak jest bezpieczniej.
- Oto mi chodziło panie. Życie najemnika nie jest proste, lepiej żeby korespondencja magów nie trafiła w niepowołane ręce lub zginęła gdzieś w bitewnym błocie. Dziękuję za wszystko.
Evan ukłonił się i wyszedł.

 
Komtur jest offline  
Stary 24-08-2016, 08:04   #176
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Silverymoon
Kythorn Roku Orczej Wiosny, południe

Najemnicy wrócili do “Flying Blades” ze szczęśliwą parą dzieci u boku. Wszyscy prócz Franki zdawali sobie sprawę, że Rose może dość szybko pożałować tej decyzji; póki co dziewczynka była jednak tak zdezorientowana kołomyją, jaką urządziła jej Franka i zaklęcie Orgilla, że nie protestowała. Hugo był zaś wniebowzięty faktem, że jednak nie został porzucony i od razu zaproponował Shavriemu, że będzie szkolił się na jego giermka. Gdy Traffo zauważył, że tropiciele raczej giermków nie miewają przeniósł swe plany na Evana i Marva. W końcu płytowa zbroja zobowiązuje!

Mimo zadowolenia dzieci i Franki droga do gospody minęła minorowych nastrojach. Odbyli tak daleką podróż na darmo. Nikt nie przewidział, że wuj Oussndar może być nieodpowiednią - przynajmniej w opinii niektórych - osobą do zajmowania się dziećmi; a raczej nie sprecyzowali co kto za “odpowiednie” uważa. Koniec końców zapewne wrócą razem na Północ - ku radości dzieci i ich opiekunów, a irytacji pozostałych. Obecność nieletnich wykluczała wszelkie ryzykowne zlecenia po drodze, a i jako ochroniarze nie byli teraz zbyt wiarygodni z parą niedorostków u boku. Jak Hugo mógł od biedy uchodzić za giermka któregoś z wojowników (a nawet na prawdę pracować jako taki; w końcu był w odpowiednim wieku), to Rose nie bardzo. Póki co Franka nie miała pomysłu na przyszłość dziewczyny. Na pewno nie nadawała się ona do stany kapłańskiego; Kain już tej opcji próbował.

We "Flying Blades" Sinara zamówiła drużynie wczesny obiad, lecz nikt (prócz Orgilla) nie miał ochoty jeść. Nieoczekiwane zakończenie podróży do Klejnotu Północy zmuszało najemników do rewizji dotychczasowych planów. No, wszystkich prócz Marva - wyskok Franki przyklepał i tak silne postanowienie jak najszybszego dołączenia do zgranej drużyny Leny Marple. Reszta zaś musiała dogadać się, co robić dalej.

 
Sayane jest offline  
Stary 25-08-2016, 19:27   #177
Patronaty i PR
 
Redone's Avatar
 
Reputacja: 1 Redone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputacjęRedone ma wspaniałą reputację
"Jaka cholerna strata czasu!" myślała Sinara wracając do karczmy. Miała ochotę dosłownie rozszarpać Frankę, ale nie wiele by to dało. Oczami wyobraźni widziała jak oderwane członki kobiety pełzają do Rose by ją chwycić i przytulić. A mała mogła mieć dostatnie życie...

Przynajmniej po powrocie do Królestwa Franka zostanie zapewne z tyłkiem na miejscu. Kapłan się przydaje, owszem, ale nie taki jak ona. Gdyby nie jej leczenia chyba już dawno by ją gdzieś zostawili po drodze, same z nią problemy od samego początku.

Ale gdy już wrócą do Królestwa może najmą się do jakiejś nowej roboty? Jeśli Evan postanowi wrócić kiedyś do ich niezakończonych spraw, chętnie uda się z nim. Sinara nie wychodziła myślami dalej niż kilkanaście dni w przód. Zobaczymy co los przyniesie.
 
__________________
Courage doesn't always roar. Sometimes courage is the quiet voice at the end of the day saying, "I will try again tomorrow.” - Mary Anne Radmacher
Redone jest offline  
Stary 28-08-2016, 09:48   #178
 
Komtur's Avatar
 
Reputacja: 1 Komtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputacjęKomtur ma wspaniałą reputację
Cicho się jakoś zrobiło przy karczemnym stole, każdy jadł w w milczeniu zagłębiony w swoje własne myśli. Nawet dzieciaki w końcu wyczuły, że ich obecność stała się dla najemników problemem. W końcu nie po to tłukli się przez pół świata, żeby wracać z niczym. W końcu ciszę przerwał Evan.
- Nierozsądnie postąpiłaś Franko. Czy jesteś pewna że tego chciałby Kain? Co teraz zrobicie? Wrócisz z Rose do Futenbergu na przedmurze wojny z orkami? Te pytania też tyczą się ciebie Shavri i … Hugo.
Marv bębnił palcami po stole. Gdyby nie bracia i wychowanie zakazujące mu bicie kobiet, trzasnąłby Frankę po głupim łbie już przy magu, choć cała ta sprawa i tak była wtedy przegrana. Sam rudowłosy nie miał w planach wracać do rodzinnej wsi, a tym bardziej robić tego w towarzystwie jakiegoś podlotka. Wykonał też cichy rachunek sumienia odnośnie tego, ile winien był Kainowi i wyszło mu, że nie tak wcale wiele. To była raczej czysta chęć zapewnienia dziewczynce jakiegoś życia. Co Franka zniszczyła ot tak, bez zastanowienia. Chłopak świdrował ją spojrzeniem, lecz korzystając ze słów Evana sam się nie odezwał. Jeszcze.
- Kain chciał dla Rose jak najlepiej. Po tym, co przytrafiło się ich rodzinie w Browntown... - Franka westchnęła ze smutkiem. - Tak, Kain chciał, by Rose trafiła do Silvermoon. Ale trafiłaby tutaj razem z nim. Miał przecież tutaj pozostać i uczyć się magii. Mieszkaliby zapewne u wuja, ale to Kain by się nią opiekował, jak to robił zawsze. A tak...? - spojrzała po towarzyszach. - A tak zostałaby porzucona. Jak ciężar, którego każdy chce się pozbyć albo zrzucić na kogoś innego. Pan Oussndar to osoba, dla której rodzina się nie liczy, a na innych ludzi patrzy z góry. Mimo, że jest jej wujem to ona i tak byłaby sama samiusieńka. Rose potrzebuje kochającej rodziny.
W końcu dziewczynie przerwała Sinara, wyraźnie rozdrażniona.
- Co ty pieprzysz kobieto? Czy ty się w ogóle słyszysz? Na razie odebrałaś jej rodzinę, dach nad głową, godne życie i zapewne ciekawy ożenek w niedługim czasie. W zamian dałaś jej chłód i niebezpieczeństwa drogi. Zakładając że w czasie tej długiej drogi do Futenbergu nie napadnie nas banda orków i nie wyrżnie w pień. Naprawdę, gratulacje Franka, świetna robota. I nie mam zamiaru wdawać się z tobą w dyskusję, bo to jak rzucanie grochem o ścianę. Idę do pokoju - kuszniczka odsunęła gwałtownie krzesło i wyszła z sali.

Franka spojrzała się na Sinarę po czym lekko opuściła głowę. Przecież z całego dobrego serca robiła wszystko, by pomagać i robić jak najlepiej dla innych. Podważanie tego było trochę bolesne. Shavri upił ze swojego naczynia. Ciężko było odmówić kuszniczce racji. Sam tak przecież myślał. Lojalnie ostrzegał. Ale pomimo całej fatalności sytuacji, którą zauważył jeszcze przy starym magu, Shavri widział przyszłość w nieco lepszych barwach.
- Zgadzam się z Sinarą, tu Rose byłaby bezpieczniejsza i najedzona nawet jeśli nieszczęśliwa. Ale jest tak, a nie inaczej. Tak, jak powiedziałem, przygarnąłem i odtąd biorę odpowiedzialność tak za Hugo, jak i za Rose. Jeśli Hugo będzie chciał, dam mu nawet moje nazwisko. Chce ich odwieźć do Futenbergu, do mojej rodziny. Owszem, to niebezpieczna okolica, ale coraz mniej jest miejsc bezpiecznych. Co nie zmienia faktu, że ani ja ani mój ojciec nie jesteśmy szaleńcami. Jeśli zrobi się tam zbyt niebezpiecznie, przeniesiemy się znowu. Nie po raz pierwszy i pewnie nie ostatni. Hugo mogę zapewnić naukę własnego zawodu. Liczę też na wsparcie finansowe Franki. Przykro mi, że tak wyszło - dodał szczerze. - Nie planowałem tego. Zakładałem taką możliwość, ale aż takim szaleńcem nie jestem, żebym miał sądzić, że u mnie Rose będzie lepiej niż tu. Inaczej powiedziałbym o tym wcześniej. Nic to. Będziemy wracać strzeżonymi szlakami. Nie musicie jechać z nami, ale czujcie się zaproszeni - upił kolejny łyk i odstawił naczynie na blat.
Przez sekundę zamyślił się nad tym, jaką drogę przebył jego ród od szlachty po włóczęgów...
- Nie jestem szalona... - odpowiedziała cicho ze smutkiem kapłanka. - Chce dla niej jak najlepiej...
- Frania, proszę… - mruknął niecierpliwie tropiciel. - Wszyscy tu chcemy…
- Mam propozycję, jeżeli zechcecie mnie wysłuchać - nieśmiało wypiszczał Orgill zza swojej eleganckiej zastawy. Jak zwykle używał wielu dziwnych sztućców, których większość drużyny nie umiała nawet nazwać i robił to niezwykle zręcznie.
- Pewnie - powiedział Shavri przyjaźnie, zanim Franka zdążyła go powstrzymać.
- Jak rozumiem, macie odłożone coś dla dzieciaków. Nie wiem dokładnie jak to jest tutaj, ale w większości cywilizowanych miejsc dzieci w ich wieku oddaje się do terminu, by uczyły się fachu. Pieniądze to dobry początek, nikt ich za darmo nie wychowa i nie nauczy. A gdy skończą termin będą mieli swoją własną przyszłość i fach w ręku. Mogą zostać w Silvermoon, Rose może czasem odwiedzić wuja i ułożyć sobie z nim normalne relacje. A terminatorzy zazwyczaj mieszkają przy warsztatach swoich mistrzów. Tym sposobem zapewnicie dzieciakom bezpieczeństwo, Rose opiekę... no i nie zabierzemy ich na niebezpieczny szlak...
- To jest całkiem sensowne i faktycznie o terminie dla nich myślałem - przyznał Shavri - Ale w Futenbergu. Chodzi o to, żebym mógł mieć pieczę nad tym, czy im się krzywda nie dzieje. Silvermoon jest cholernie daleko.
- Oczywiście, że to sensowne, w końcu to powiedziałem - oburzył się delikatnie nekromanta. - A Silvermoon dlatego, że jest bezpieczniejsze. Nie wiem co prawda nic o Futenbergu, ale obiło mi się o uszy, że możliwe jest objęcie tamtego terenu działaniami wojennymi. To miasto jest dobrze zabezpieczone, przynajmniej przed magią. Nie wiem jak to wygląda przed wrogim wojskiem, ale nikła szansa, że ktoś tu wpuści kwasową mgłę i żywcem rozpuści mieszkańców.
- O czym wy tu pieprzycie - wściekł się Evan. - Najpierw jedziecie dziecku po uczuciach, a potem postanawiacie je porzucić?! Chcecie zamienić spokojny żywot u bogatego i szlachetnie urodzonego maga, na siennik i miskę kaszy na jakimś zadupiu albo w komórce u kowala? I ty Franka nie zamierzasz się zajmować Rose? To niesłychane! I ty masz czelność mówić co jest dla niej dobre? Dość tego jutro pójdę z Rose do wuja, ładnie go przeproszę i tam ją zostawię.
Kowalowi mieszkającemu na zadupiu zrobiło się całkiem zwyczajnie głupio. I zabolało go to, choć ciężko odmówić Evanowi racji. Shavri nie zamierzał jednak porzucić Rose i dlatego nie chciał oddawać jej do terminu w Silvermoon. Ale, zaskoczony wybuchem Evana, milczał.
- Nie przyjmie cię - nieśmiało wtrącił Orgill - Jest zły, że zmarnowaliśmy jego cenny czas. Jeżeli chcesz, by cię wysłuchał, napisz list i każ go dostarczyć posłańcowi. Będzie to uprzejme i nienachalne, okażesz szacunek dla jego czasu. Jest szansa, że przyjmie przeprosiny pisemne i zaprosi Rose do ponownych odwiedzin. Mogę pomóc, jeżeli chcesz, mam zręczną rękę do pióra.
- Nie możemy zostawić jej - Marv zawsze odnosił się wyłącznie do Rose, bowiem Hugo w pełni ignorował - w Silverymoon, skoro Franka postanowiła być skończoną idiotką. - Nie przebierał w słowach, bo to co się wydarzyło było przelaniem się czary goryczy, jaką żywił do kapłanki. Jak na jego gust Lathander powinien zesłać jakieś gromy czy coś za to, jak obraża go swoim jestestwem. - Nie możemy jej też zostawić France, z tym zgadzamy się wszyscy. Shavri, sam nie pojedziesz do Futenbergu, Kain zginął mimo, że byliśmy w karawanie, strach pomyśleć co będzie jak będziecie sami. Orgill, z ciekawości, słyszałem kiedyś o portalach do kupienia u magów. Czy dałoby się przenieść ich do Futenbergu magicznie? Ile by to kosztowało? Tutaj w cechu, gdy mistrz się wkurzy to wywali ją na bruk i dziewczyna nie będzie miała gdzie pójść.
- Taniej wyjdzie najęcie solidnej eskorty. Lub zapewnienie jej kilku lat wygodnego życia. Ceny zaczynają się od około stu sztuk platyny i potrafią szybko urosnąć - Mag był już od dawna zaznajomiony z lokalnym cennikiem zaklęć. - Nie sądzę by było kogoś tutaj na to stać.


 
Komtur jest offline  
Stary 28-08-2016, 16:57   #179
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Post wspólny

Rzucane słowa gryzły duszę kapłanki, która we całych swoich staraniach robiła, by wszystkim było jak najlepiej. Nie rozumiała czemu na nią naskakują. Nie robiła nikomu krzywdy a w zamian za pomoc, oddanie i poświęcenie była skrzyczana i zwyzywana. Pod naporem chowa się w sobie coraz bardziej, jakby była winna czegoś, czego nie zrobiła.
- Chcę, żeby miała kochającą rodzinę, która się nią zaopiekuje... Żeby nie czuła, że jest ciężarem, którego wszyscy chcą się pozbyć... By miała przyjaciół, na których mogłaby polegać... Chcę dla niej jak najlepiej... Wiem, czego potrzebuje... Robię dobrze... - powtórzyła jakby w mantrze potrzebnej do upewnienia się, co do racji swoich poczynań.
- Oczywiście, że robisz dobrze, Franko. Tylko zwyczajnie głupio - pojednawczo powiedział Orgill - Już dawno powinnaś zauważyć, że u Ciebie serce zastąpiło mózg i gdy sprawa wymaga myślenia, powinnaś zdać się na innych.
Jesteś skończoną kretynką, dodał w myślach nekromanta, i to czysta przyjemność widzieć jak pogrążyłaś się sama. Nawet nie musiałem Ci mocno pomagać. No, może odrobinkę...
Już dawno nekromanta nie był w tak dobrym humorze. Pozostało jeszcze upewnić Evana, że nie postradał zmysłów,
- Evanie, JA miałbym nie doceniać wygodnego i luksusowego życia? Oczywiście, że wolałbym dla Rose - tu nekromanta celowo użył imienia, zamiast zwykłego "bachor" czy "dziewka" - najlepsze rozwiązanie, po to tu przybyliśmy, dlatego udaliśmy się do jej wuja. Termin zaproponowałem jako alternatywę, gdyby obrażony Oussandr jej nie przyjął - zostając tutaj, i to nie w komórce kowala, znaleźlibyśmy jej godny termin, miała by okazję naprawić stosunki i w końcu mieć rodzinę, o której mówi Franka i Shavri. A chłopakowi kowalski termin by nie zaszkodził, zahartowałoby go to i nauczyło uczciwej pracy.
Po czym Orgill nałożył sobie (służbę odesłał na czas wspólnego posiłku, zauważając że inni krępują się nieco) placek z brzoskwiniami, obficie posypał cukrem i zaczął jeść go malutkim widelczykiem. Jak dobrze pójdzie pozbędzie się obu gówniarzy i będzie mógł skupić się na odzyskaniu mocy.
- Pieprzycie! - wrzasnął naraz Hugo, kopiując wybuch Evana. Dzieciaki przysłuchiwały się kłótni najemników i o ile Rose, jak zawsze, siedziała cicho ze sztywną, obojętną miną, to chłopak robił się coraz bardziej czerwony ze złości. - Przecież Shavri chce nas zabrać do siebie, zamieszkamy z nim i z jego rodziną, da mi termin i pracę, więc o co wam w ogóle chodzi?! Przecież i tak nas nie chcecie! My też się za wami włóczyć nie będziemy, o! Chodź! - szarpnął Rose za rękaw.
- Myślałam, że to Franka chce, żebyśmy razem mieszkały w Futenberg, a ty obok, z Shavrim - wyjąkała dziewczyna powstrzymując łzy i patrząc na kapłankę jakby oczekiwała, że ta przestanie powtarzać w kółko banały o jej szczęściu i przedstawi wreszcie konkretny plan.
- Jakby chciała to by to powiedziała już dawno - burknął Hugo. Oussnderówna wstała ciężko i elegancko dygnęła przed całą drużyną, a potem przed Shavrim. Kapłanka zaskoczona spojrzała na dziewczynkę słysząc o tym po raz pierwszy.
- Dziękuję wam za pomoc i opiekę. Chętnie zamieszkam z twoją rodziną, Shavri, jeśli tylko nas przyjmą. Znam się trochę na handlu, ale wyuczę się czegokolwiek co mi każesz. Nie będę ciężarem.
- Jakby co to się z tobą ożenię i nie będziesz potrzebowała posagu!
- solennie obiecał maluch.
Shavri, który chciał odpowiedzieć Rose, ale nie zdążył, po słowach Hugo zaniemówił z wrażenia. Dzieci obroniły się same. Trzeba było dać im wcześniej przemówić.
- Dokładnie tak samo myślałem Rose, że Franka zechce z tobą zamieszkać - powiedział już spokojniej Evan - Nie myślałem że odbierając ci wygodne życie u wuja zechce cię porzucić.
- Wygodne życia miałam z rodzicami. Już nawet… nie pamiętam... - łza stoczyła się po policzku dwunastolatki i nie do końca było wiadomo, czy zapomina dostatnie życie w Browntown czy rodziców i braci.
- Rose... Czemu mi o tym nie powiedziałaś... - wtrąciła ze smutkiem i przejęciem lathandrytka.
I młody tropiciel z siłą gromu poczuł, że tak, jak najbardziej, jest w stanie te dzieci pokochać. O ile już tego nie zrobił… Tymczasem głos na nowo zabrał Evan.
- Posłuchajcie oboje, jesteśmy najemnikami i żyjemy z miecza, pewnie chętnie byśmy się wami zajęli ale niestety walka to nasze jedyne źródło utrzymania. Chcemy mimo to wam pomóc, a wy myślicie że chcemy dla was źle. Co by się stało z tobą Hugo, gdyby nie my, pomyślałeś o tym? Co stałoby się z synem bandytów gdyby nie my?
- No wiem… - burknął Hugo. - Żreć… znaczy jeść co mam i w ogóle… Ale Shavri chce nas wziąć, a wy chcecie w Silverymoon zostawić… a tam ma rodzinę, a Rose przyjaciół… w Futenberg znaczy… A wy Gildię…
- Chcemy ci pomóc, bo większość z nas uważa, że dzieci nie powinny płacić za błędy rodziców. Myśleliśmy...ja myślałem że z wujem magiem i jego protekcją, oboje mielibyście większe szanse na spokojne życie. No dobrze niech tak będzie, odwieziemy was do Futenbergu, a tam zajmie się wami Shavri i jego rodzina. Będziemy wam pomagać, bo was bardzo lubimy z tym, że nie często będziemy się widzieć. Rose zgadzasz się na taki plan?
Dziewczyna pokiwała głową, nie patrząc na Frankę, a Hugo się szeroko uśmiechnął. Na chwilę zniknęła jego poza wiecznie naburmuszonego gówniarza i wyglądał po prostu na szczęśliwe dziecko, które wreszcie wie na czym stoi. Rose też wyraźnie ulżyło, że nie zostanie pozostawiona sama sobie w Silverymoon, ale rozstanie się z marzeniami o wspólnym życiu z lathandrytką zapewne zajmie jej pewien czas.
Shavri wolno wstał od stołu, zrobił kilka kroków i przytulił oboje do siebie. Całując w ciemię najpierw jedno, potem drugie. Nic nie powiedział. Ani słówka. I to chyba było najdobitniejszym dowodem na to, jak bardzo był szczęśliwy i poruszony.
A Orgill wzruszył ramionami i jadł dalej. Pewnie coś jeszcze kotłowało się w nekromanckiej głowie, ale ani tego nie powiedział, ani nie okazał.
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 29-08-2016, 05:26   #180
 
Drahini's Avatar
 
Reputacja: 1 Drahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumnyDrahini ma z czego być dumny
Światło...
Shavri był tak szczęśliwy, że nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio odczuwał taką radość. Kiedy szli przez koboldzie las, a on, po pierwszym magicznym leczeniu cieszył się z odratowanego życia? Tak… Chyba wtedy. Ale to światło, które odczuwał w sobie teraz, było dużo jaśniejsze i czuł, że zostanie z nim na dłużej. Nagle wszystkie te niepowodzenia, złe decyzje i chwile zgrozy okazały się być przeszkodami na drodze prowadzącej do tego. Wszystkie śmierci, złamane obietnice, które za sobą zostawili. Nagle zrozumiał, że nawet Bijak, która została mu dana na pocieszenie, uciekła od niego, kiedy znalazł Hugo, któremu Frnaka groziła wodą. Wtedy nie przyszło mu do głowy patrzeć na to w ten sposób. Dziś dziwił się sam sobie, że był taki ślepy.

Młody mężczyzna uniósł twarz znad otwartych dłoni, na których zostawił wilgoć swoich łez i oszołomiony ulgą i szczęściem, zadarł głowę do góry. Spojrzeniem odpowiedział mu wyobrażony jak zwykle w tarczy słonecznej o wspaniałych, płomiennych włosach wizerunek Sune

- Światłolica – szepnął i uśmiechnął się. – Jestem Twój. Rozporządzaj… - Nie znajdował w sobie słów, żeby wyrazić swoją wdzięczność. Dlatego spróbował wycieszyć się, by być może dać dojść do słowa patronce. Sune wydarła jego i jego matkę ze szponów śmierci w pewną bardzo czarną noc. I chroniła ich dom – młody Traffo był tego pewien. Teraz z kolei dała im nowy powód do radości. Dwoje dzieci, za dwoje, które odeszły… Najwyraźniej jednak nie miała nic do dodania w tej konkretnej chwili. W świątyni bowiem nic się nie działo. Shavri jednak zamierzał pozostawać w gotowości. I nie miał na myśli tylko tej chwili, ale wszystkie kolejne, jakie przyniesie mu życie. Za mnogość łask, jakimi obdarzała jego i jego rodzinę, Shavri był gotów być narzędziem sensu w Jej rękach. Miał wrażenie, że im dłużej patrzy, tym bardziej z pozoru bezsensowne rzeczy zaczynają sięga Jej sprawą sklejać w sprawy ważne.

Miał nadzieję... Wierzył, że w jakiś sposób wiedza ta dotrze do Kaina, gdziekolwiek był. Jego siostra trafi pod dach, może biedny, ale taki, który chroni swoich domowników ich wzajemnym ciepłem i wsparciem. Mieli tylko siebie, musieli sobie jakoś radzić.

Spędził całą godzinę, nim udało mu się z serca wypuścić całe swoje dziękczynienie. I dopiero, gdy przy wyjściu wrzucił datek do świątynnej skarbony, poprosił w duchu, aby pozwoliła mu dalej chronić jego rodzinę. Po czym wyszedł ze świątyni i uderzony pięknem świata, które wraz z gwarem miejskim czekało nazewnątrz, wybuchnął radosnym śmiechem. Przyszłość zapowiadała się wspaniale!
 

Ostatnio edytowane przez Drahini : 29-08-2016 o 22:45.
Drahini jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 06:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172