Przez chwilę oobdarzył Sanda chłodnym spojrzeniem. Które przerodziło się w uśmiech i szczerze kłów, gdy zwrócono mu jego własność. -Dziękuję, honorowy człowiek - pokiwał głową. - Gdyby udało się odzyskać monetę o której pan wspominał... chciałbym zakraść sie do kapłanki. Pod osłoną nocy, potrzebowałbym wspólnika. Kogoś kto stanie na czatach a jest godny zaufania. Potrafię się skradać, mam też dar przekonywania. Sądzę, że zdobyłbym dla nas korzystną umowę. Co pan na to? Rybka być może już ja zdobyła. O jest tam zapytajmy ja wspólnie.- powiedział po czym ruszyli w jej stronę. |
Paskudni złodzieje, przywiało ich w sprawie monety, bo dlaczego inaczej mieliby rozmawiać z nią? Tylko, jak coś chcą. Po Sandzie wiele się więcej nie spodziewała, był podejrzanym typem, ale hobgoblin? Biznes to biznes, skoro nie potrafią inaczej. |
- Kapłanka jej potrzebuje. Po co? Dowiem się podczas rozmowy z nią. Jeśli mi zaufasz dowiemy się, zakradnę się tam w nocy. Wycisnę z niej odpowiedzi. Moneta wróci do ciebie lub wrócę ja I dobra umowa dla naszej grupy. - zasugerował. |
Wodnicy jakoś nie podobało się takie wytłumaczenie. Zaproponowała, że hobgoblin wypyta kapłankę, może nawet powie, że ma monetę, ale tak naprawdę będzie miała ją wodnica, czekająca na warcie. Na końcu ziewnęła donośnie, gdyż była zmęczona jak diabli, podobnie zresztą do innych. Dzisiejsza noc nie była najlepszym momentem do knucia, powinni przestawić spotkanie na kolejną. Kapłanka przecież nigdzie im nie pójdzie. |
- Nie lubię tracić czasu. Mam tam łazić i ryzykować dwa razy? Przecież to mocno karane. Jesteś mi dłużna Rybko, za próbę zabicia mnie na maszcie. Nie oddam monety albo przyniosę dobra umowę. My natomiast będziemy kwita.- wytłumaczył. |
Zaczęło się ciągnięcie „za dłużnika”. Czy była mu naprawdę winna przysługę? Mogła dać mu miksturę leczenie albo rubin, ciężko będzie mu o cenniejsze przedmioty na statku. Albo kawałek czekolady. Zresztą, co on mówił o dwóch razach? Czy pójdzie teraz, czy później, co to za różnica? Dla ryby matematyka wynosiła jeden, nie rozumiała, jak hobgoblin zrobił z tego dwa. Nie trzeba było chodzić dwukrotnie. |
Ryba musiała najwyraźniej przegryźć sprawę. Machnął rękę i poszedł dalej. Zasugerował Perle, żeby przekonała do siebie kucharza. Pracują razem może jej się to przydać. W przyszłości zaś kuchnia... może być przydatna dla buntu. Sam skierował się do bosonogiej dziewczyny. Włazila do hamaka człowiekowi bosmana. Mogła coś o nich wiedzieć. Potrzebował punktu zaczepienia, jeśli chciał przełamać ich niechęć. -Dziewczyno, jestem Taloman. Tak z tych nowych. Sądzę, że możemy się lepiej poznać. Chłopak bosmana niezłe ci chyba przyłożył. Za co to odznaczenie? |
Kwatermistrzyni spróbowała podarowanego jej kawałka stwardniałej brązowej masy. Przeżuła parę razy, krzywiąc się, gdy rzadki przysmak pod wpływem śliny zaczął się rozpuszczać i spływać jej do gardła. - Należycie kleiste. Ale z mięchem byłoby lepsze. - odparła w końcu, mlaszcząc. *** Na pokładzie atmosfera nie była najlepsza, co więcej, wielu marynarzy spoglądało na nich wyraźnie spode łba. Ciężko było stwierdzić, czy to dlatego, że uważali, iż zaszczyt zostania obdarowanym przez kapitana trafił im się niezasłużenie, czy dlatego, że wszyscy inni musieli przez to pracować ze zdwojonym wysiłkiem. Wszak ludzi i tak było coraz mniej, a nowi w ich oczach "wylegiwali" się na hamakach zamiast pracować. Być może takie postrzeganie sprawy podkręcił też sam niezadowolony z obrotu spraw bosman, który coraz to patrzył na nich wilkiem. Zapewne był wściekły, że to nie jego "podopieczni" zostali wyróżnieni. -2 do testów przekonywania nieprzyjaznych załogantów. Lecz nie tylko to zwracało uwagę. Coraz to słyszeli jak tu i ówdzie szemranym głosem wspominało się o nieobecnej papudze. - Jakom żyw! Ten sztorm... Dwóch matrosów z rybami śniada, to nie przypadek! Opuściła nas, bośmy nie byli godni i teraz wszyscy pomrzemy! - Od grogu we łbie ci się chyba poprzewracało, skąd wiesz, że przed sztormem jej się coś stało? Przecie mógł ją nad ranem wiatr porwać, ino nikt nie zważył. - Ha! A pamiętasz jak Flipps rzucił w nią wtedy kością? A ten mały brzydki, jak jej złorzeczył, gdy ptaszysko obsrało mu nową kurtę? Ino ich trafiło! Gadam ci, to nie przypadek! - Oszty do murwiej rzyci, ty masz rację! Teraz jak tak o tym myślę, to ja też o niej źle gadałem, co jeśli i ja... Zaniepokojenie spowodowane brakiem szczęśliwego zwierzaka było wyraźnie widoczne wśród załogi. W końcu, nie wiadomo kiedy, na forkasztelu pojawiła się micha pełna lekko przejrzałych owoców, orzechów i innych rzadkich przysmaków. Niektórzy musieli przejąć się do tego stopnia, iż poświęcili na to najlepsze zapasy. Brakowało tam tylko paru świec, improwizowanej podobizny ptaka i kapliczka byłaby gotowa. Wielki Rahadoumi - Maheem wyglądał na zupełnie załamanego tym absurdalnym cyrkiem. I wtedy nad statkiem pojawił się cień tajemniczej uskrzydlonej istoty, spłynęła majestatycznie w dół, wśród promieni zachodzącego słońca. Wylądowała lekko na relingu, centralnie nad miską, rozpościerając długie skrzydła i prezentując feerię soczystych kolorowych piór. Marynarze zamarli. A potem tłum dosłownie eksplodował dziesiątkami bzdurnych teorii. - On się odrodził, jako ten, no... no wiesz, ptak taki, z opowieści, co się odrodził! - Skorupę zrzucił rzeknę wam! Za łaską Besmary plugawą skorupę rzucił, okazując no... wnętrze.. szlachetne... Nie to bez sensu... - Głupiście, to pewnikiem morskie panny odmieniły go gdy za sprawą sztormu spadł do ich królestwa! Żywą Wodą obmyły wymładzając magicznie! Tymczasem, Balzacc nic sobie z tych opowieści nie robił, zeskoczył z relingu w pobliże miski i zaczął siłować się dziobem z bananem. *** Po drugiej stronie pokładu nie było za bardzo wiadomo co dzieje się na forkasztelu, zagadana przez hobgoblina dziewczyna spuściła głowę. - On nie żyje... Pan Flipps, porwało go morze... - wydawała się szczerze zasmucona śmiercią swojego oprawcy, bo to chyba z nim widziano ją w hamaku. - Nie był dobrym człowiekiem, bił mnie za wiele rzeczy, wtedy za to, że spędziłam czas z wami, gdy byłam mu potrzebna... Uniosła duże oczy, spoglądając na twarz zielonego wojownika. - Czy to źle że się cieszę? Że chciałabym by jego śmierć nie była przypadkowa, tylko by to bogowie ukarali go wreszcie za... za mnie? I to co mi robił? W jej oczach pojawiły się łzy, jej warga zaczęła drżeć. Wbrew temu co mówiła, zdecydowanie nie wyglądała jakby się cieszyła. Była rozgoryczona i załamana, tak jakby zbir, jaki zły nie był, przynajmniej dawał jej jakiś punkt oparcia w okrutnym pirackim świecie. - Ja... ja nie wiem, co zrobię... - załamała ręce. - Teraz pewnie jakiś inny... ktoś z ludzi bosmana... będzie mnie chciał. Ja... już nie mogę. Nie wytrzymam. - cała drżała, być może na tragiczne przeżycia nakładało się też skrajne zmęczenie po sztormie, nie myślała trzeźwo. - Ja... Ja chyba będę chciała to zakończyć, gdyby znowu... ja chcę mieć wyjście... nie masz jakiegoś ostrza? Chce coś mieć, niewielkiego, do schowania, chcę czuć, że mogę... |
Hobgoblin zbaraniał gdy usłyszał co dziewczyna mówi. Nie brzmiało to jak próba oporu, raczej myśli samobójcze ewentualnym ostrzem. - Zakładam, że kapitan nie pozwala na gwałty. Oni wykorzystują twój strach dziewczyno. Weź się kurwa w garść. Oni chcą żebyś była słaba, żeby Cię ruchać. Żeby mieć z Ciebie jebaną służąca i dziwkę. Spójrz na mnie i moich kamratów. Jak po nas przyszli dostali w ryj. Który to dzień czwarty na statku? Zobacz ile mam przy sobie.- pokazał sakiewkę, broń i zbroje. - To jeszcze nie wszystkie szpargały. Jak ci dam broń to nie po to żebyś ze sobą skończyła. Tylko żebyś się umiała kurwa bronić. Twoi rodzice niechcieliby żebyś się poddała! Walcz dla nich i kurwa dla siebie. Nauczę cię nie bój żaby. To jak chcesz przetrwać? Trzymać się z nami? Ochronie Cię ale i sama musisz się bronić. - nie był kurwa najlepszy w poradach układajacych komuś we łbie. Ludzi zabijać potrafił. Mógł nauczyć. |
Wodnica wracała od kwatermistrzyni obładowana sprzętem. Obok nowego szalika, solidnie wyglądającej torby oraz kołczanu, najbardziej wyróżniała się kusza. Wielka, wręcz ogromna, przyrównując z dziewczyną; wykonana z ciemnego, niemal czarnego drewna, starannie zdobionego zmyślnymi wzorami. Mieli wybrać po dwa, prywatne przedmioty, więc albo rybka miała potworne chody u orczycy, albo naprawdę posiadała jeden z najbardziej wartościowych przedmiotów na statku, na pewno w ścisłej czołówce tych najładniejszych. |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 22:28. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0