Sand wstał z hamaka z chwilą gdy nosacz i orkoid uciekli na górę, i samemu ruszył ku schodom. Z pewnym zażenowaniem rzucił okiem na szabrujących w najlepsze współtowarzyszy niedoli. |
Taloman percepcja d20+7 vs 10= 13 sukces Dziewczyna percepcja d20+8 vs 10= 11 sukces Mimo początkowych przepychanek, w końcu poszło im szybko i sprawnie, iście jak zawodowym szabrownikom. Resztki szans na przebudzenie odebrali śpiącym piratom sprzedając im parę mocnych ciosów, czy to za pomocą własnych rak i nóg, czy poręcznego, znalezionego nieopodal naczynia. Pewnym było, że zbiry się szybko nie obudzą, a gdy już do tego dojdzie, nie będą zbyt piękni. Wodnica przy "swoim" piracie odnalazła malutki kluczyk o miedzianej barwie, zdawał się nie pasować do masywniejszych kłódek, które wisiały na większości skrzyń w pomieszczeniu. Poza tym było tam jeszcze parę monet, razem naliczyła ich siedem. Na końcu odnalazła jeszcze zwiniętą fioletową chustę z miękkiego, przyjemnego materiału. Chusty tego typu niektórzy korsarze zwykli byli nosić na głowie. Ta o dziwo wydawała się prawie nieużywana. Hobgoblin zaczął od ściągania pierścieni z paluchów swojej ofiary. Nie było tam nic ze szlachetnych metali, ale garść tanich błyskotek mogła być coś warta. Poza tym znalazł jeszcze niewielki woreczek z jakimś zielem. Również nie sprawiało wrażenia towaru najwyższych lotów, ale używki na pokładzie pirackiego statku mogły być warte jakieś sensowne pieniądze. Ruszyli pospiesznie na górę. *** Wydarzenia specjalne Wodnica/Perła d2= 2 Perła Sand/Taloman d2= 1 Sand Gdy Perła weszła do kambuzy, by podjąć się tego dnia swoich obowiązków, zastała zupełnie zaskoczonego kucharza. Oczy miał czerwone i przekrwione, mordę skapciałą jak zwykle, ale mimo wszystko dało się po nim poznać troszkę wyższy poziom świadomości. - Ty.... One... - wydukał, pokazując na zmianę to górę, to dół jej ciała paluchem. - Dziewko! Co u licha stało się z twoimi nogami! - rzucił wreszcie, robiąc wielkie oczy. Najwyraźniej poprzedniego dnia zupełnie nie zwrócił uwagi na ten drobny szczegół. Chwilę później, nadal lekko zmieszany, oznajmił jej, że kapitan ma zamiar uczcić wieczorem jedno ze świąt dedykowanych pirackiej bogini Besmarze i w związku z tym zmuszeni będą ubić i przygotować oficerom soczystego świniaka. Zanim jednak zdążyli zabrać się za przygotowania, czy rozmowy do kambuzy zajrzał brodaty chudy mężczyzna ubrany w stolarski fartuch, w jego bujnej brodzie widoczne były drewniane wióry. Kojarzyła go, był jednym z oficerów, których widziała zeszłego dnia na pokładzie. To zapewne on był również pokładowym lekarzem. Poprosił ją o rozmowę na osobności, pokazując kucharzowi, że zaraz wrócą. - Słyszałem opowieści o twoim ludzie i możesz mi się przydać. Pamiętasz marynarza, którego kapitan kazał przeciągnąć pod kilem? Tego pokładowego złodzieja? Wczoraj zauważyłem, że brakuje mi pewnego cennego medalionu. Podejrzewam, że mógł ukraść również i moją własność! Kazałem przeszukać już wszystkie możliwe miejsca, w których był przetrzymywany przed egzekucją, ale nigdzie go nie znaleźliśmy. Dopiero później przypomniałem sobie, że widziałem na jego szyi mały rzemyk! Ten bezczelny gad miał go na sobie zanim umarł! Szansa jest minimalna, ale chciałbym byś zanurkowała i sprawdziła kadłub statku od dołu. A nuż wisiorek zaklinował się między porastającymi kadłub muszlami, gdy został tamtędy przeciągnięty? Jeśli się zgodzisz, spotkamy się o Krwawej Godzinie, załatwię to odpowiednio z pierwszym matem, byś nie miała kłopotów. *** Scourge był tego dnia nadal wściekły, być może nawet bardziej niż poprzedniego dnia, o dziwo jednak rozpromienił się trochę, gdy przyszło mu przydzielić dzienne zadanie Sandowi. Zęza, koszmar na większości pirackich statków. Czarodziejowi dano chwilę czasu, by wpierw zebrał narzędzia do skrobania i wydobywania zalegających tam nieczystości, mógł więc rozejrzeć się za bosą dziewczyną, która pomogła im poprzedniego dnia. W końcu ją wypatrzył, gdy jednak chciał do niej podejść, ta cofnęła się i o krok i opuściła głowę, zawstydzona i zmieszania. Dostrzegł liczne siniaki na jej twarzy. Być może mimo wszystko byłby w stanie nawiązać z nią więź i zachęcić do współpracy... Ale wtedy akurat władowało się tam pełno marynarzy niosących liny, beczki i sieci. Zrobiło się zamieszanie, w którym czmychnęła mu na górę. Cóż, była szansa, że jeszcze tego dnia ją gdzieś dorwie, wszak będzie musiał pewnie co jakiś czas wynosić nieczystości w wiadrach na górę. . Nie pozostało mu nic innego jak tylko podjąć się smrodliwego, odrażającego zadania. Klapa prowadząca do śmierdzącej otchłani otwierała się z wyraźnym oporem i obrzydliwym mlaskiem. W środku było zupełnie ciemno, smród jaki buchnął z dołu o mało co nie odebrał mu zmysłów. Wskoczył do środka, a smrodliwa nieprzyjemnie ciepła woda zakryła go aż do pasa... i dalej... gdy jego buty zaczęły zapadać się w szlamie. Począł mozolnie czyścić zasyfione dno i kanaliki odprowadzające płyny z pokładów w to miejsce. Nie wiedział czemu ale poza samą lepką substancją było tam od cholery zatopionej w niej śmieci, a samo dno zdawało się posiadać ukryte w sobie niby-kieszenie o różnej gęstości i sprężystości substancji. Niektóre obszary wydawały się wręcz skamieniałe, gdy inne zapadały się pod najmniejszym nawet obciążeniem. Na szczęście, z tego co było pod poziomem cieczy niewiele było widać, słabe światło latarenki nie przebijało bowiem odmętów smrodliwej wody. Gdzieś tam widać też było korpus prymitywnej zęzowej pompy, jednak ta była zaprojektowana do wypompowywania wody, a nie kleistej, lepkiej mazi, wydawała się zapchana. Sand perception d20+2 vs 15 = 13 W pewnym momencie jakieś zardzewiałe żelastwo, którego nie zauważył w porę i które tkwiło w podłożu rozcięło mu na domiar złego but, śmierdząca, ciepła breja dotknęła bezpośrednio jego stopy wywołując odruch wymiotny. Wyciągał ze szlamu po kolei wszystko, od zgniłych warzyw, po martwe szczury... Była to obrzydliwa i bardzo wyczerpująca praca, szczególnie, że przez wilgoć i smród prawie nie dało się tam oddychać. Sand strenght d20-1 vs 12 = 16 sukces Sand constitution d20 +3 = 23 sukces Jakimś cudem nadal jednak nie opadał z sił. W końcu zakończył pracę w jednej części zęzy i omal nie dostał zawału, gdy oświetlił sobie drugą, by i tam posprzątać. W rogu na zawieszonych na stropie kajdanach wisiała piękna, śpiąca najwyraźniej kobieta. Choć z tego piękna niewiele było widać, cała obklejona była otaczającymi ją nieczystościami. Wyglądała jakby więziona była tam już co najmniej parę dni. |
Sand omiótł ciasne, zatęchłe pomieszczenie wątłym płomieniem latarni. Mężczyzna przewiązał dolną część twarzy mokrą szmatą, zasłaniając swoje jak zwykle beznamiętne oblicze i pozostawiając tylko lśniące w niepewnym świetle oczy, i bez zwłoki zabrał się do pracy. |
Perła przewróciła oczami, kiedy kucharz oznajmił jej, jakie zadanie ich dziś czeka. Wyglądało na to, że o rozmowie z cudownie wytrzeźwiałym kukiem nie ma co marzyć, skoro czeka ją nawał nieprzyjemniej pracy. Swoją drogą zwyczaje kulinarne nadwodnych były zaiste egzotyczne dla mermenki - wszystkie oddychające powietrzem stworzenia miały jakąś niezdrową obsesję psucia zdrowiutkiego, świeżego mięska przez gotowanie, smażenie czy opiekanie. Przygotowane w ten sposób posiłki smakowały okropnie i miały konsystencję stwardniałego gluta. Dla mermenki, która jak większość podwodnych stworzeń zawiły się surową rybą lub innymi, nieprzetworzonymi owocami morza, to były zupełnie niezrozumiałe porządki. Pieczony świniak... szczerze wątpiła, czy żucie potraktowanego ogniem brudnego lądowego zwierza jest lepsze dla podniebienia niż na przykład wyssanie z muszli podniesionego z dna morskiego ślimaczka. Na samą myśl o tym, co mogłaby właśnie zjeść z morza, zamiast rybiej kupy, jaką serwowano w kambuzie, zaczęła cieknąć jej ślinka. Ale nie miała możliwości oddawania się dalej tym kulinarnym fantazjom, bo do kuchni zajrzał jeden z oficerów, który najwidoczniej chciał zrobić prywatny użytek z mermeńskiego ogona. |
Taloman tym razem dostał, nie wiedzieć czemu, najbardziej odpowiedzialne zadanie. Miał zająć się olinowaniem głównego masztu, co wymagało nie lada siły. Ogromne podmuchy wiatru coraz to uderzały w żagiel powodując, że liny, mimo częściowego prowadzenia przez kabestany, o mało co nie wyrywały mu rąk ze stawów. Jeden błąd i kalectwo na całe życie gotowe. Taloman sailor/strength check d20+7(-2) vs 10 = 20 sukces Szybko jednak przyzwyczaił się do rytmu pracy w ożaglowaniu Goryczy, choć praca nadal była skrajnie wyczerpująca i każdy błąd oznaczać mógł obrażenia, bądź uszkodzenie jednego z najważniejszych elementów statku. Taloman constitution check d20+3(-2) vs 10 = 16 sukces Jego ciało podołało jednak wysiłkowi i czuł, że tego dnia nadal ma znaczny zapas sił. Znając już rytm pracy mógł pod koniec jej urwać parę chwil na zajrzenie do pokładowego magazynu, by rozmówić się z kwatermistrzynią. Prawie wpadł na odchodzącego gwałtownie od kantorku pół-orczycy pirata, który klął na czym świat stoi, nie uzyskawszy zapewne planowanej ceny, czy możliwości wykupu. Mężczyzna ze złości wyraźnie poczerwieniał na twarzy i wyglądał jakby już rozważał, czy nie odwrócić się i nie rzucić czegoś obraźliwego w stronę kwatermistrzyni, gdy rozbrzmiało charczące zawołanie. - NASTĘPNY!!! - wrzasnęła - Nie będę tu sterczała całego dnia, u licha! Nie było wyboru, wszak orczyca słynęła z tego, że ciężko ją było dorwać. Taloman podszedł do opuszczonej klapy w ścianie magazynu, za potężną zieloną postacią poza jej obusiecznym toporem stojącym w rogu ujrzał też całe rzędy skrzyń. Pół-orczyca była brzydka jak noc, nawet jak na standardy hobgoblińskie. Widząc kolor skóry przybysza uśmiechnęła się jednak szeroko, ukazując krzywe zębiska, oparła się o deski lady wyraźnie taksując go wzrokiem i pociągając nosem. Taloman intimidate d20+10 vs 14= 27 sukces Grok indifferent > helpful +400xp dla każdego z drużyny Wydała z siebie dziwny charkot, jakby podobało jej się to, co widziała, być może dostrzegła też drobne plamy krwi pozostałe na odzieniu hobgoblina po porannej bójce i rozkwaszeniu przeciwnikowi nosa. A może słyszała już coś o jego osiągnięciach na pokładzie? - Podobasz mi się, mężczyzno, czego chcesz? - warknęła w końcu, dając do zrozumienia, że jej prywatne sympatie niekoniecznie przekładają się na wykonywanie obowiązków. *** Wodnicy tego dnia przypadła zaszczytna rola bycia kurierem. Na pokładzie zawsze ktoś musiał roznosić wiadomości między oficerami, a oni ciągle pałętali się po całym statku nadzorując prace w różnych jego częściach. Nabiegała się jak głupia. Co gorsza, czasem puszczali ją też na górę na olinowanie! Najgorsze było to, że nie przekazywali nic istotnego! Można było się spodziewać, że w ten sposób da się usłyszeć jakieś tajemnice, czy plany zarządzającej statkiem kadry, ale nic z tego. To była codzienna techniczna gadanina związana z pokładową pracą. Przy okazji przemykania między różnymi grupkami marynarzy usłyszała tylko krótko coś o jakimś magazynie, z którego podobno udawało się wykupić różne rzeczy. Dziewczyna acrobatics d20+8(-2) vs 10 = 25 sukces Dziewczyna constitution d20+2(-2) vs 10 = 16 sukces Szybko podłapała rytm tej pracy, zwinne wdrapywanie się po olinowaniu po początkowych oporach również przestało sprawiać jej problemy. Wyczekała odpowiedniego zadania, które poprowadzi ją na środkowy pokład i postanowiła wykorzystać je, by zajrzeć do tego tajemniczego magazynu. *** Sand tymczasem próbował delikatnie wybudzić śpiącą w zęzie niewiastę. Ta nagle rzuciła się do przodu z wrzaskiem i kłapnęła zębami, jakby próbowała odgryźć czarodziejowi ucho, zadzwoniły kajdany. - Wy w rzyć pierdolone morskie kutasy! - zaczęła momentalnie po przebudzeniu z zaskakująco dziką pasją, próbując wyrwać się z okowów - Chuje zawszone! Ten psi syn, w mordę chędożony Scourge znowu przysłał was mnie gnębić?! No chodźcie, podejdźcie! Już ja was brudnych popaprańców tak oprawię, że was własna matka portowa zdzira nawet od rzyci strony nie rozpozna! W końcu zamilkła nabierając tchu. - Wy...!!! Nie, zaraz... A ty kto? - zmrużyła opuchnięte oczy, przyglądając się przybyszowi. - Nie kojarzę cię. Czyżby nałapali nowych? - wyprostowała się dumnie, na tyle na ile pozwalała jej sytuacja. - Jestem Sandara Quinn, kapłanka bogini Besmary. Z pewnością poczciwy z ciebie człowiek i nie zostawisz tak niewiasty w potrzebie, nie? - zrobiła niewinną minkę. - Zostałam uwięziona zupełnie bezprawnie i niezgodnie z morskim obyczajem! No dobra... może trochę, ale to kwestia interpretacji! Ty co byś zrobił gdyby Scourge próbował się do ciebie zalecać, hmm? - zmierzyła go wzrokiem. Sand intimidate check: d20-2 vs 17 = 12 porażka - Ale co ja gadam, co ty marny majtek, sam poradzisz, przecież, gdy mi pomożesz wylądujesz tu koło mnie. - zwiesiła bezradnie głowę. *** Pokładowy medyk zmierzwił brodę zafrasowany. Najwyraźniej rozumiał z grubsza o co syrenie w tym wszystkich chodziło i nie za bardzo podobał mu się taki układ. - Dostaniesz złoto, godziwe wynagrodzenie. Pierwszy mat niezbyt przychylnie patrzy na układanie się z załogą. - westchnął - I ma do tego prawo. - rzekł stanowczo, jak stary służbista. - Po skończeniu tego zadania i wypłacie więcej się ze sobą nie rozmówimy, marynarzu - dodał oficjalnie, chrząkając. |
Taloman wykładał fanty na stół. Pierścionki, ziele, skórzaną zbroję, jeden z pirackich wielkich noży. Sam przejechał wzrokiem po pół orczycy. Brzydka jednak Taloman miewał kobiety hobgoblińskie i ludzkie, każda dawała inną przyjemność. Orczych nie miewał ale mu sie nie spieszyło. -Dorodna z Ciebie samica - uśmiechnął się nawet szczerze. -Potrzebuję odkupić mój łuk I strzały . I może coś ze szpargałów nowych. Zależy co tam mieli, można zobaczyć?- podpytał - I miałem na tym poprzestać ale wieczorem napiłbym się z tobą kolejkę. Lubię słuchać skocznej muzyki, a ponoć są tu skrzypce tej tfuuu niziołczycy. - powiedział z odrazą - Urwę, jej ten pierdolony łeb i poprzestawiam kulosy jeśli nam nie zagra.- zakończył. Łącząc wszystkie swoje interesy w całość. Kwatermistrz wie wszystko o potrzebach załogi. Więc warto pogadać. |
Wodnica oklepała jednego, nietomnego marynarza i przywłaszczyła sobie drobne oraz chustę. Chciała sięgnąć po kolejnego, ale hobgoblin zagroził, że ją potnie, jak spróbuje. Przełknęła tylko głośno ślinę, wspominając, jaki numer mu wywinęła pierwszego dnia. Mogła co prawda spróbować opluć mu rękę, żeby puścił broń, ale nie warto było ryzykować dla kilku fantów kosę pod żebra. Na czym jej najbardziej zależało, miała przy sobie: sztylet, który może przydać się do później do bardziej dyskretnych czynności, jak podrzynanie gardeł. Obawiając się konfrontacji z hobgoblinem, czmychnęła na górę po swoją porcję sucharów i by dowiedzieć, jakie tego dnia czaka ją zadanie. |
"Jest jeszcze kapłanka, pani Sandara, ale ona... Ma teraz kłopoty. Nie mieszajcie się do tego, proszę..." W głowie czarodzieja rozbrzmiał głos bosej piratki. |
Pół-orczyca skrzywiła swoją i tak już niezbyt foremną facjatę spoglądając na marny łup wyrzucony na ladę. Widać było, że chciałaby móc spełnić jego życzenie, ale oferta była zbyt licha. - Czuję na tobie resztki zapachu walki... - westchnęła zamiast tego, przymykając oczy, jakby nie mogła się nasycić obrazami, które ta woń wywoływała w jej głowie. W końcu jednak niechętnie wróciła do rzeczywistości. - Twój łuk jest wspaniałą bronią, wartą dużo więcej niż zgromadziłeś. Bronią godną prawdziwego wojownika... - orzekła w końcu z przejęciem, spoglądając na niego wymownie. - Przechowam go dla ciebie... Ale teraz mogę dać ci za to jakiś prostszy. Pokazała mu zamiast tego zupełnie przeciętny krótki łuk, jakich pełno wytwarzali prości rzemieślnicy w tych stronach, do tego dołożyła kołczan z dwudziestoma strzałami. Po jej minie jasnym było, że przy stawkach obowiązujących na pokładzie i tak szła mu na rękę i na nic więcej nie pozostawało funduszy. Taloman intimidate prośba d20+10 vs 9 automatyczny sukces. Gdy zaś wspomniał o niziołce pół-orczyca zawarczała groźnie. - Bezczelna, mała... - złorzeczyła pod nosem. - Nawet tu już jakichś swoich pomagierów przysyłała, myślała, że nie dowiem się, że dla niej chcieli wykupić to pudło... - syknęła. - Ale ty... Taki rosły, dumny wojownik, z pewnością nie miałbyś z tym złośliwym potworkiem niczego wspólnego... - odwróciła się do skrzyń, otwierając jedną z nich zawieszonym na pasie kluczem wiszącym na dużym żelaznym kółku. Wyjęła skrzypki, kładąc je na blacie. Faktycznie wyglądały na instrument bardzo dobrej jakości, choć ostatnio niezbyt dobrze traktowany. - Drogi chyba - rzekła, wyraźnie dając do zrozumienia, że choć uznaje wartość przedmiotu, to dla niej jest bezużyteczny. - Nie mogę go tak po prostu oddać. W końcu stanęło na tym, że może mu je wypożyczyć, by mógł pognębić nimi niziołkę, a potem zwróci je orczycy, bądź spłaci wtedy, kiedy będzie miał na to brzdęk albo fanty. A wyraźnie liczyła na to, że tak szwarny samiec jak on niebawem stanie się na pokładzie bogaty. Na koniec mrugnęła mu okiem. - Widzimy się wieczorem. - warknęła namiętnie. *** Tymczasem Błękitna Perła po usłyszeniu odpowiedzi oficera jedynie przytaknęła, przystając na warunki oficera. Szybko wróciła do kambuzy, chcąc kontynuować pracę. Wszak według zapowiedzi kucharza mieli tego dnia wyjątkowo ambitne zadanie, a ona nie chciała znów odczuć fizycznych konsekwencji gniewu bosmana. Gdy weszła do środka potężny mężczyzna właśnie ostrzył tasak, rozmawiając jak gdyby nigdy nic z rudawą kurą siedzącą mu na ramieniu. Iście dziwaczny to był widok i można by pomyśleć, że Rybieflaki miał jakieś specjalne moce, bądź mistyczne łącze ze światem zwierząt, gdyby nie to, że wyglądało to po prostu jakby ewidentnie pomieszało mu się w głowie. Wydawane przez niego gdakanie było zupełnie nieskładne i przerywał je mocnymi pociągnięciami ze stojącej obok flaszki. Gdy tylko do niego dołączyła zabrali się jednak porządnie do roboty. Najpierw trzeba było wyciągnąć z ładowni najbardziej dorodną świnię i pozbawić ją życia. Starczy powiedzieć, że było to wielce hałaśliwe, chaotyczne i niezbyt przyjemne zajęcie. Perła cook/survival d20 +4 vs 10 = 23 sukces Poszło im jednak więcej niż przyzwoicie. Syrena nie była wszak wegetarianką i podwodne stworzenia służące za pokarm jej rodakom również miewały smaczniejsze miejsca, które po zabiciu należało umiejętnie wypreparować z ich ciał, nierzadko spomiędzy części które mogły być po spożyciu zabójcze. Następnie przyszedł czas na bardziej subtelne działania, trzeba było odpowiednio przygotować mięso, dobrać coś sensownego ze skromnych składników dostępnych na pokładzie, poszukać przypraw, zmieszać sosy. Na szczęście Perła nie musiała tu polegać na swoich skromnych doświadczeniach dotyczących ludzkich gustów, bowiem Rybieflaki w pewnym momencie ruszył ku jednej z hałd rupieci zalegających w kuchni, wyszarpując z niej wielką księgę o dumnym tytule "Kuchnia Morska" tomisko było iście gargantuiczne, a sama skórzana oprawa wyglądała jakby przetrwała tuziny abordaży, pożarów i niejedną krótką podróż za pokład. Wyszarpnął ją, rozrzucając na wszystkie strony stłoczony w kącie bałagan. Wypadło stamtąd coś, co początkowo wyglądało na dziwną miskę, ale po odwróceniu okazało się starym bojowym puklerzem. Perła percepcja d20 vs 15= 4 porażka Perła cook/INT d20+7 vs 15 = 17 sukces W końcu, po długich bojach ze skomplikowanym świątecznym posiłkiem kucharz siadł ciężko na taborecie, wypuszczając powietrze z płuc. Pociągnął łyka z flaszki. Po chwili zaszkliły mu się oczy, choć o dziwo chyba nie z dumy, a z żalu. - Ach do czorta... - wskazał dania, które przygotowali i załamał ręce. - Dobrześ się sprawiła ty... Czymkolwiek jesteś. To wszystko i tak na nic. Czuję ja w kościach, że i tak nie pozostało mi tu zbyt dużo czasu. Gdy tylko znudzę się Harriganowi, zdepcze mnie niczym młodego kraba, a i ty pewnikiem sczeźniesz na tej przeklętej łajbie, jak nie od wroga, to od jakiegoś psi-syna bliźniego! - pociągnął z flaszki, tłumiąc łkanie. - Kiedyś było inaczej! Na biały szkwał, kiedyś żyłem jak człek! Wiele lat temu, gdy byłem jeszcze silnym młodzikiem ...- zaczął opowiadać, nie bacząc zupełnie na to, czy jego pomocnica wyglądała na spragnioną opowieści... - ...pracowałem jako kucharz w Port Peril. Ludziska gromadziły się tłumnie tylko po to by raczyć się moimi strawami! Na zew lewiatana! Powiadam ci, że wtedy wydawało mi się, iż jestem panem świata! Miałem też pełno złota... Aż nie zacząłem pić... - czknął, po czym zasłonił się zawstydzony. - przechlałem niemal wszystko, więc zacząłem grać, by zdobyć więcej. Wtedy spotkałem Kapitana... - spojrzał ze strachem w stronę dziobowego kasztelu mieszczącego kajutę dowódcy. - Przegrałem wszystko... poza jedną rzeczą. Moim własnym życiem, które w końcu, otumaniony trunkami również postawiłem! Przegrałem! Teraz ten wcielony diabeł może zrobić ze mną, co tylko chcę! On jest niczym morski demon, mógłbym się założyć, że trzyma mnie przy życiu tylko dlatego, iż żywi się moim strachem! Powiadam ci, że czasem myślę, iż słyszy on myśli każdego z członka załogi... widzę to w jego oczach... on... on wszystko widzi... słyszy... ech... - dopił trunek do końca, opierając się ciężko o burtę. Wydawało się, że butelczyna zrobiła swoje. Skutecznie się znieczulił, spoglądając przed siebie pustym, niewidzącym wzrokiem zniszczonego człowieka. Tymczasem Perła zdała sobie sprawę z dwóch rzeczy. Po pierwsze chyba zbliżała się Krwawa Godzina, a po drugie wyglądało na to, że w hałdach mogło się kryć znacznie więcej rzeczy niż tylko kuchenne utensylia i śmieci. Wszak jeśli wcześniej nie zauważyła nawet tej księgi, to można tam było ukryć i małego kozła. Co jeśli w hałdach kryły się jakieś poznoszone tam przez miesiące skarby? Trzeba by było jednak wyczekać na moment, gdy kucharza tam nie było i nikt nie kręcił się w pobliżu. Udała się w umówione miejsce, wcześniej zerkając za siebie na kucharza, który nadal ignorował ją patrząc przed siebie pustym wzrokiem, tym razem miał koło nóg jednak nową pełną flaszynę, którą musiał przyciągnąć do siebie, gdy nie patrzyła. - Marynarzu - pokładowy lekarz chrząknął, wyraźnie czując się niezręcznie. - Musisz się pospieszyć, jeśli zrobi się ciemno nic pod wodą nie zobaczysz. Powodzenia! - najwyraźniej nie miał pojęcia o jej wyjątkowym wzroku, choć po prawdzie to i dla niej zbyt dużo mroku mogło być przeszkodą. Byli na rufie Goryczy, gdzie do relingu przywiązana była już solidna drabina linowa mająca ułatwić ponowne dostanie się na pokład. W oddali trwały ostatnie chwile dziennej pracy, Pan Plugg patrzył w ich stronę poirytowany i z wyraźnym wyrzutem, jakby miał pretensje za zakłócanie mu tak pieczołowicie ułożonego porządku dnia. Warknął na jakiegoś marynarza, który również odważył się przerwać pracę i spojrzeć ku kombinującej coś dwójce. *** W smrodliwym mroku zęzy czarodziej próbował przekonać tajemniczą kapłankę do - lekko naciąganej - wartości jego nowej kompanii. Kapłanka słysząc skład owej grupy parsknęła. - Menażeria iście jak z jakiegoś marnego portowego dowcipu. - skomentowała z przekąsem, próbując rozruszać skute nadgarstki. - Uch... zaraza... Wszystko mi się zastało... Ale... Sandzie jak ci tam... możesz coś dla mnie zrobić. Raz, nie dajcie się zabić, bo może jeszcze się sobie przydamy. Znaczy ty... Ty... i ta twoja dziwaczna kompania jeśli jej nie zmyśliłeś pod wpływem tego, co tu uchodzi za grog... A dwa... dwa... - widać było, że adrenalina pierwszych chwil przemijała i dziewczyna znów stawała się słaba. - Dwa... Odszukaj Giffera Tibbsa, to gnom z jednym okiem... Na pewno... Na pewno... On ma monetę, świętą, niech nic jej się nie stanie... Ona... Nagle klapa na górze otworzyła się i do środka zajrzał łysy pirat o nieprzyjemnej nalanej mordzie i małych świdrujących oczkach, kojarzył go jako poplecznika bosmana. - No dobra! Dzisiaj święto Karmazynowego Przypływu! Wielebna kapłanka zechce wyjść na pokład odprawić odpowiednie modły! - rzucił na dół rechocząc szyderczo. I wtedy zza niego, wśród innych piratów, wyłonił się i znany już Sandowi typ. Facet z wielkim nosem, obecnie gębę miał obwiązaną szmatą, najwyraźniej krwawienie było spore, bowiem nawet po tylu godzinach widać było na niej wilgotne plamy czerwonej wilgoci. Spojrzał na Sanda, a w jego oczach widać było furię i sadystyczną żądzę zemsty. Już chciał coś powiedzieć do towarzyszących mu piratów, ale wtedy najwyraźniej ktoś zjawił się za nimi. Może Plugg albo inny oficer? Piraci zupełnie zignorowali czarodzieja i szybko wynieśli stamtąd nieprzytomną kobietę. Na odchodnym ten z nosem pokazał czarodziejowi wymowny gest palca przejeżdżającego po gardle. Na tym etapie oczyścił przyzwoitą część zęzy, choć przyznać musiał, że by była czysta musiałby tam chyba harować codziennie przez co najmniej tydzień. Pokłady brudu z dna można by czerpać chyba w nieskończoność. Obecnie była przynajmniej drożna... w miarę. Pozostało już tylko wytargać kubły ze szlamem na górny pokład i opróżnić je za burtą. Mógł próbować wykorzystać te chwile, by poszukać gdzieś bosej dziewczyny, którą chciał zagadać z rana. Ujrzał ją przy schodach prowadzących do kajuty oficerskiej. Klęczała przy jakimś wielkim mężczyźnie o wyjątkowo głupawej twarzy. Wielkolud ślinił się jak bobas, gdy podawała mu wodę z chochli. Na koniec pogłaskała go po głowie i chciała już odchodzić, gdy zobaczyła czarodzieja. - Nie powinniśmy rozmawiać... - spuściła głowę, szykując się do wyminięcia człowieka. |
Mordęga w kuchni opłaciła się... o tyle, o ile nie zebranie batów można nazwać zyskiem. Przy okazji Perła dowiedziała się co nieco o kucharzu i kapitanie, a kubryk okazał się nie aż tak nieciekawym miejscem, jak początku sądziła. Może kiedy nie będzie musiała robić aż tak wykwintnych i czasochłonnych dań faktycznie uda się jej coś upolować w śmieciach? Perła: Dancing Lights |
Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:05. |
Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0