Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - DnD > Archiwum sesji z działu DnD
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu DnD Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemie DnD (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 30-07-2011, 12:10   #341
 
Lynka's Avatar
 
Reputacja: 1 Lynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemuLynka to imię znane każdemu
Odchodzili wgłąb korytarza jaśniejącego od kryształów, a Tua czuła jakby wszystkie patrzyły na nią z wyrzutem. Źle się czuła pozostawiając za sobą osłabioną kępkę, z którą się zaznajomiła. Była odpowiedzialna za ich osłabienie i miała wobec nich dług. Poza tym teraz, gdy wiedziała, że one wszystkie żyją... Nie można pozwolić do tego by zniszczyć im dom, by je zabić! Tylko jak to zrobić, by jednocześnie zniszczyć Pathoxa? Jest ich coraz mniej. Kalel już poległ...

***



- Mamo... - wyszeptała cicho widząc znajome twarze, miejsce, prace... I chorą matkę. Co z tego, że ona nie chciała pozwolić jej spełniać marzeń, niechętna była nawet jej nauce i nigdy się nie rozumiały? Cóż z tego, skoro była to kobieta, która ją urodziła, przytulała, uspokajała w niespokojne noce... Łączyła je nierozerwalna więź. Sam widok rodzicielki sprawił, że oczy napełniły jej się łzami, a krew i kaszel spowodowały, że czuła jak pęka jej serce.

Tui nawet nie przyszło na myśl wątpliwości czy obraz jest prawdziwy, czy może to tylko odzwierciedlenie ich głębokich obaw. Widok matki ją zszokował, rozpoczął krótkotrwałą, ale intensywną lawinę uczuć.
Ból, strach, smutek, żal, olbrzymia tęsknota, zniechęcenie i ogromne poczucie, że zrobiła coś źle. Nie tak to miało wyglądać. Nie powinno jej tu być. Nie powinna pozwolić umierać matce. Nie powinna błąkać się po podziemiach pełnych nieumarłych w beznadziejnej misji ratowania Królestwa poprzez zabijanie niesamowitych, niewinnych niczemu istot. Miało być przecież inaczej... Bezradność, zawiedzione nadzieje, złość, wściekłość. Cholerni bogowie pozwolili, by myślała, że jej przeznaczeniem jest bycie tu, pozwolili by tu umarła wierząc, że robi to z ich woli! Oszukali ją zwyczajnie. Naiwną dziewczynę ze wsi, której zamarzyło się niemożliwe dla kogoś takiego jak ona - poznanie magii, a potem uratowania Królestwa. Złość na samą siebie. Jak mogła być tak głupia, pozwolić sobie myśleć w taki sposób? Taka nawiność... Trzeba było zostać w wiosce z rodziną, pracować z nimi. Pomagać w domu i na polu. Może matka by wtedy nie zachorowała...

Trzeba było. Ale mimo wszystko wciąż była w tym samym miejscu. Pod Pyłami, gdzie magia aż trzaskała w powietrzu. Tam, gdzie niedługo pewnie umrze, jak każdy inny głupiec. Ale dobrze. Niech będzie. Skoro już to zaczęła nie wycofa się i zrobi wszystko co w jej mocy, by nie zginąć niewykorzystując wszystkiego czego się do tej pory nauczyła. Da z siebie ile tylko może. A gdy już będzie po wszystkim, gdy umrze, to porządnie nawrzeszczy na Lathandera.
 
__________________
"A może zmieszamy wszystko razem i zobaczymy co się stanie?"
Lynka jest offline  
Stary 31-07-2011, 14:13   #342
 
baltazar's Avatar
 
Reputacja: 1 baltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znanybaltazar wkrótce będzie znany
Nie miał wiele czasu dlatego też starał się nie stracić ani minuty. Idąc na miejsce spoczynku podszedł do najemników szykujących się w stajni. - Cześć chłopaki, co tam u was dobrego słychać... nie cieszycie się, że mnie widzicie?

- Bah! Jasne! - parsknął Kerstan - Może ty przemówisz do rozsądku temu kretynowi! Najpierw chciał wracać, teraz chce tam znowu jechać! Popieprzyło mu się we łbie kompletnie - wyrzucił ręce w górę w geście skrajnego oburzenia. Najwyraźniej o to pieklił się wcześniej.

- Mam nadzieję, że nie sprzedałeś się jak tania dziwka i zażądałeś grubej kasy od tych magusów... Uśmiechnął się krzywo do najemnika, który po sekundzie wahania skinął głową. - A tak przy okazji to rezerwuję tą dzikuskę dla siebie... - Nagle spoważniał jakby coś sobie przypomniał. - Aha, Herso pewnie nie wiesz... ale już nie będziesz najlepszym łucznikiem w tej ekspedycji. I nagle się wyszczerzył, dając do zrozumienia Kerstanowi, że jest miękką pytą i zostanie w strażnicy sam z sobie podobnymi. Może i było to najrozsądniejsze co mógł zrobić, to jednak na tę chwilę rozsądek nie był w zbytnim poważaniu. Potem wypił z nimi kuśtyczka, opowiedział im o Kalelu i Izydorze, powiedział najemnikowi hasło do łuku... tak “na wszelki wypadek”, nim poszedł spać wysłał jeszcze wiadomość do kapłana. Czasem zazdrościł bardowi jego hiperaktywności... tropek był na to za cienki... chwila snu, chociaż tyle musiał wycisnąć z danego mu czasu.

Szybka kąpiel, ciepłe śniadanie i kilka kwadransów snu nie wróciły mu pełni sił to jednak przy najmniej nie kleiły już mu się powieki. Kolczuga nie wydawała się ciężka jak zbroja płytowa, a wbiegnięcie po schodach nie powodowało zadyszki… kiedy to wszystko się skończy pójdzie spać… a zaraz potem do burdelu. Tak sobie postanowił. Kiedy zjawił się na dziedzińcu przygotowania szły pełną parą. Tor z równą ciekawością przyglądał się im co Helfdan… obaj lekko odżyli. Teraz jednak prezentowali się o niebo lepiej. Może nie tak zjawiskowo jak cali umorusani w krwi, błocie i resztkach jakiejś flory wyłonili się o świcie z mgły. Teraz wyglądali po prostu jak ze świata żywych. Ubranie już nie pokrywała zakrzepła jucha ani warstwa błota. Twarz była czysta a natłuszczone łojem włosy trzymały się blisko głowy. Mistrzowski oręż już nie był skrywany pod warstwą brudu i teraz sprzęt prezentował się w całej krasie. Kilkukrotnie zauważył, iż adamantytowy sejmitar na milę pachnący drowami nie wzbudzał u co poniektórych zaufania. Ale Helfdan już przyzwyczaił się do tych uprzedzeń na równi jak do tej broni, w kilku przypadkach zawdzięczał kunsztowi jej wykonania życie.

Żeby nie spowalniać całej wesołej gromadki zajął się tym co musiał zrobić… pogadać z psiakiem. Usiadł przy stajni i związał magię by móc skutecznie się porozumiewać ze zwierzakiem. W nieskomplikowanych słowach wyjaśnił mu jak wyglądała sytuacja z jego panem i dlaczego Helfdan zdecydował się zaprzestać poszukiwań. Dodatkowo nakreślił mu jego plan na najbliższe godziny… a może dni. Dość rozrywkowy. Na koniec rozkazał Torowi pozostać w strażnicy i ruszyć w drogę powrotną jak zbierze się jakaś grupa. Nie zamierzał brać go na taką imprezę tym bardziej, że wedle słów Melchiora będzie jednym z gryfich jeźdźców… skargi, zażalenia i groźby czworonoga zostały olane. Trzeba mu przyznać, że lata spędzone nie poszły na marne i ten sierściuch znał zadziwiająco dużo zadziwiająco obelżywych nazw na przedstawicieli elfiego rodu. Nie szedł z powrotem do Pyłów, postanowione… po prostu szkoda było tropicielowi posyłać go na zatracenie.

Wykorzystując czar podszedł jeszcze zakomunikować to i owo swojemu nowemu wierzchowcowi. W końcu dzisiaj miał stracić dziewictwo i dosiąść po raz pierwszy skrzydlatego rumaka… więc rozsądek nakazywał mu poprosić gryfa „o bycie delikatnym”. Jako, że wiedział w jaki sposób reagują konie na różne sytuacje a nie miał pojęcia jak te skrzydlate bestie to musiał się jakoś podzielić swoimi obawami. Ten jednak sprawiał wrażenie mocno otumanionego tak jakby to był najskuteczniejszy sposób na zbyt narowiste wierzchowce. Helfdan tego nie lubił… wolał móc polegać na zmysłach zarówno swoich jak i zwierzaków z którymi podróżował. No ale w tej sytuacji nie miał co się skarżyć. Zamienił parę słów z pozostałą dwójką jeźdźców gryfów posłuchał ich wskazówek i ustalił pewne znaki tak, żeby ułatwiło im to współdziałanie.

Nie omieszkał oczywiście podroczyć się z jego nową koleżanką… ale jednak bez większego zapału. Będzie miał na to czas w drodze. Przepakował zatem sprzęt, żeby mieć swoje gadgety do miotania pod ręką. Sprawdził, rzemienie przy orężu upewniając się że mu nic nie spadnie przy bardziej karkołomnych ewolucjach. Sam też dla siebie wziął linę bo do końca nie ufał temu siodłu… no i jeszcze przygotował woskowe zatyczki bo co nieco słyszał o tym latającym stworze i z cała pewnością nie chciał usłyszeć wydawanych przez niego dźwięku. Zadbał o wierzchowce zapasowe… rację żywności na dwa dni i coś do picia.
 
baltazar jest offline  
Stary 03-08-2011, 22:32   #343
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Dysputa nad tym jak pokonać czterech strażników trwała dość długo, zwłaszcza że usiany glifami i wielkimi kryształami korytarz mocno ograniczał pole manewru. Pomysł Iulusa by przebrać się za kapłanów Shar został odrzucony - przeciwnicy z pewnością mieli odliczoną ilość kapłanów, a na hożą dziewoję Manorian też nie wyglądał. Aesdil eksperymentalnie sprawdził, czy magia działa wewnątrz glifu tworząc niewielką kulę światła, ale żadna z dziewcząt nie chciała zmarnować ofensywnego zaklęcia by przekonać się, czy przechodzą one pomiędzy osłonami. Koniec końców stanęło na tym, że dziewczęta oślepią i uśpią przeciwników magią, potem reszta zaatakuje z kusz, po czym może wezmą jeńców jeśli się uda. Oczywiście wszystko dyskretnie i po cichu.

- Jeszcze chwila a ocipieje od tych waszych “genialnych” rozważań - parsknął Atoli. Najemnicy stali w trzecim glifie, od dłuższej chwili dyskutując cicho między sobą. Teraz Rado i Atoli dzierżyli w rękach po malutkiej, ręcznej kuszy, a Kario wąskie sztylety do rzucania. Wszystko przydatne do szybkiego rozprawiania się z przeciwnikami w wąskich uliczkach miasta i ciasnych pomieszczeniach. - Tak to jest, jak amatorzy zabierają się za brudną robotę. Chyba zapomniałeś kogo nająłeś - zwrócił się szyderczo do paladyna.
- Tuo, nie pozwolę ci na tak ryzykowny plan, a już na pewno nie na to, byś szła na pierwszą linię. - Kario poważnie spojrzał na czarodziejkę, a potem z naganą na Laure. - On nie zadziała, to przecież oczywiste. Glify stworzono żeby chronić elfy przed czarami z zewnątrz, żaden tego typu atak nie przejdzie przez ścianę. Doświadczyliśmy przecież ich mocy idąc tutaj. Natomiast zwykłe ataki już tak, jeśli tylko przebijemy się przez sanktuarium. Potwory atakujące strażników nie miały - według barda - z tym większych problemów, a my mamy motywację... i doświadczenie - dokończył z lekkim wstydem w głosie.
- No właśnie! - rzekł pewnie Atoli, choć dyskretne spojrzenia rzucane koledze świadczyły, że i on jest zaskoczony zachowaniem młodzieńca. - Rzućcie pomiędzy glify iluzję korytarza, a my zrobimy resztę - wygłosił dumnie nietypowy jak na niego pomysł, zezując na Sorg.
- Nikt z nas nie przygotował iluzji... - szepnęła zaskoczona Tua. Atoli przewrócił oczami.
- Rzućcie tańczące światła o ludzkim kształcie, najlepiej dwa razy - rzekł Kario. - Zanim się zorientują, że to nie sprawka kryształów, a za iluzjami stoją prawdziwi ludzie nie będą już dychać.

Aesdil spokojnie wytrzymał spojrzenia zdradzieckiego Atolego, którego jasność umysłu jakoś nie objawiła się w momencie, gdy wyciągał nóż by dźgnąć Silvercrossbowa, oraz Rado i Kario - zaskakujących znawców glifów strażniczych, poczynając od znajomości kształtu chroniącej bariery generowanej przez zmodyfikowane zaklęcie i jego działanie. Nie zgadzał się z ich tokiem rozumowania i szybko wywiązała się na ten temat żywa dyskusja. Kario powoływał się na ich dotychczasowe doświadczenia z glifami, a Laure na nieprzewidywalność tutejszej magii. Dziwniejszy niż zwykle - bo gadający do rzeczy - Kario na pewno nie był autorytetem w kwestiach zaklęć. Ponieważ ani paladyn, ani kapłan nie poparli głośno skrytobójczego planu - no i nie można by wtedy wziąć jeńców - koniec końców stanęło na wcześniejszych ustaleniach. Kario westchnął boleśnie.
W podróży się nie wtrącaliśmy, ale w pomieszczeniach na prawdę wiemy lepiej - chwycił Tuę za rękę i mocno ścisnął. Wiedział jednak, że ufa ona słowom elfa, nie jego. - Będę z tobą aż do końca - Nie zabrzmiało to optymistycznie. - Wykorzystaj choć magiczne światła...
- My nie piszemy się na samobójstwo - parsknął Atoli. - Zostaniemy tutaj. Może koniec końców przyda wam się wsparcie...
- Może zostaw nam te kapłańskie szaty... - mruknął Rado do Manoriana. Widać było, że waha się co zrobić, ale w końcu wycofał się wraz z Atolim. Nie za daleko, za następny załom, ale też nie za blisko by nadchodzący wróg ich nie spostrzegł.

Pozostała grupa ustawiła się w odpowiedni szyk i ruszyła. Z powodu kryształów więcej niż jedna osoba nie mogła skryć się za załomem, a magia wymagała widzenia przeciwnika... Na tańczące światła straźnicy nie zwrócili większej uwagi, toteż Maeve i Sorg wyszły na środek i zaczęły splatać zaklęcia oślepienia oraz uśpienia; mając nadzieję, że oponenci wezmą śpiew bardki za kolejny wytwór wolnej magii. Niestety bez efektu; choć ciężko było powiedzieć czy z powodu glifów czy odporności mężczyzn. Pozostawała broń miotana. Niestety ruch towarzyszący wymianie atakujących i celowaniu nie uszedł już uwadze strażników. Mimo że sztylet Karia trafił w cel kończąc życie jednego z mężczyzn, a bełt paladyna skutecznie utrudnił poruszanie kolejnemu, to pozostałe pociski chybiły.
- Intruziii!! Alaaarm!! - rozdarł się jeden z oponentów. Wszyscy spuścili cięciwy kusz na chybił trafił (na szczęście niecelnie), wycofując się za odrzwia by stamtąd kontynuować ostrzał. Jeden z nich machnął różdżką i drzwiach pojawiły się dwa śmierdzące, metrowe stwory, które zaczęły kroczyć w stronę wycofującej się drużyny.





Raydgast miał wątpliwości i do planów elfa i do planu najemników. Przede wszystkim nie był pewny, czy jemu najemnikom uda się ubić wartowników za jednym ciosem. Może jednak trzeba było zaryzykować? Cóż, teraz pozostało ostrzeliwać powolne stwory, a potem ciąć je mieczem.

Wszyscy skupili się w miejscu z naciągniętymi cięciwami. Było ciasno i niebezpiecznie, ale i niemrawe istoty stanowiły dość łatwy cel. Podobnie jak stojący w grupie bohaterowie. Żadna ze stron nie marnowała czasu, splatając ochronne zaklęcia i wypuszczając pociski. Naszpikowane strzałami potwory zwaliły się na ziemię, ale za nimi szedł już kolejny, a po chwili pojawiły się jeszcze dwa. Strażnik z różdżką nie oszczędzał na zaklęciach, a schowany za ścianą był praktycznie niemożliwy do trafienia. Pozostali dwaj osłaniali go ogniem z kusz. Jeden z pocisków drasnął Iulusa w ramię; reszta odbiła się od kryształów, którym nie spodobało się takie traktowanie. Magia zaiskrzyła w powietrzu, przerabiając wystające z glifów fragmenty trupów na pieczyste. Walka zmieniła się w serię rozpaczliwych uników przed niematerialnymi pociskami. Większość drużyny wylądowała za zakrętem, gdzie było spokojniej. Kario nakrył Tuę swoim ciałem. Nawet żywe potwory skuliły się przy ziemi.

Gdy wszystko w końcu przycichło z głębi sali dał się słyszeć stanowczy męski głos:
- Co tu się do ciężkiej cholery wyprawia?!
- Atakują nas! Jest ich co najmniej szóstka! I mają kobiety!
- Więc wiecie co macie robić - głos nie wydawał się poruszony atakiem. Mówił we wspólnym, ale z mocnym akcentem osoby, która rzadko się nim posługuje. Elfim akcentem. W świetle padającym z sali widać było ledwie słaby zarys sylwetki. - Mężczyzn zabić, półelfkę przynieść żywą. Z resztą kobiet możecie się zabawić do woli. Potem zlikwidować.
- Nas jest tylko trzech...
- Milczeć. Kretyni... - obelgi dowódcy przerwał inny, zirytowany głos. Nie zrozumieliście słów, ale czułe na dźwięki ucho Sorg wychwyciło znajomy tembr głosu. Zadrżała. - Umowa się zmieniła. Możesz wziąć jego trupa; i tak dostaniesz za niego krocie. Chyba że masz lepszy pomysł, to zapraszam. A wy macie...! - głos wyskandował kilka słów-haseł i powietrze rozbrzmiało brzęczeniem dwóch gigantycznych os. A w górze, przy suficie zaczęło się poruszać coś ciemnego, ostrożnie omijając wiszące tam kryształy. - One i różdżka powinny wam starczyć. Do roboty!
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 07-08-2011 o 21:04.
Sayane jest offline  
Stary 04-08-2011, 20:54   #344
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Kierowanie gryfem było... dziwne. Podstawowy lot do przodu był co prawda prosty (wystarczyły wodze), ale już pikowanie, wzlatywanie, lądowanie, uniki i akrobacje stosowane w walce wymagały użycia przeróżnych kombinacji szturchnięć piętami. Nijak się to miało do powożenia koniem - bo i jak ścisnąć łydką tak szerokie stworzenie? - ale było do opanowania. Helfdan od dłuższego czasu marzył o posiadaniu takiego drapieżnego wierzchowca, toteż świadomość, że za chwilę on sam będzie szybował w przestworzach tak, jak widziane czasem dzikie gryfy, sprawiało mu niekłamaną przyjemność.





Aida ze stoickim spokojem wpięła się w uprząż przy drugiej części siodła, nie komentując kilku niepewnych manewrów, jakie Helfdan przećwiczył z nią w locie nad strażnicą.
- Gdy będę rzucać czar każ mu szybować; inaczej mogę zahaczyć zaklęciem o skrzydło - tylko tyle miała do powiedzenia. Zazdrosny i rozczarowany Tor ponuro spoglądał na nowych towarzyszy jego pana.

Pierwszy test lądowania - całkiem udany - odbył się na granicy miasta, gdzie wszyscy zebrali się w docelowym szyku. Melchior i Felix rozwijali zwój za zwojem, recytując kolejne zaklęcia ochronne, choć nic nie zwiastowało zmiany. Do czasu. Nagle wszyscy zniknęli, ogarnięci czarem niewidzialności. Tylko zaskoczone piski i westchnienia zwiastowały położenie grupy. Nestorzy rzucili kolejne zaklęcia i wreszcie, nareszcie dali sygnał do wymarszu. Konie ruszyły galopem - najbliższy patrol nieumarłych nie był daleko, ale czary miały to do siebie, że zawsze kończyły się wcześniej niż później. Helfdan i Aida obstawiali południowe skrzydło, ale ingerować mieli - podobnie jak reszta gryfich jeźdźców - dopiero gdy pojawi się latający przeciwnik. Jedynie pierwszy ze zwiadowców leciał daleko na przedzie objęty czarem “swojego” maga, szukając niespodzianek. Podążali więc wzdłuż grupy - a raczej śnieżnej kurzawy, jaką wzbijały podkute kopyta - pilnując, by nie oddalić się od niej na więcej niż 50 metrów i obserwowali zmagania.

A te zaiste były spektakularne i błyskawiczne. Natrafiając na patrol - a te widać było z daleka - magowie atakowali go serią ognistych kul, które roznosiły szkielety na kawałki. Melchior zajmował się magiem, jego ochroniarze - wargulcami. Zaślepione boską osłoną truposze nie wiedziały nawet co je zniszczyło. Helfdan zauważył, że kule zawsze wylatują z tych samych miejsc - najwyraźniej tego typu zaklęcia (lub różdżki) posiadali tu jedynie nieliczni adepci sztuk tajemnych. Kilka razy Melchior zarządzał postój by konie odsapnęły, odnawiał zaklęcia i ruszano dalej. Tylko puste pergaminy znaczyły miejsce ich pobytu. Ta wyprawa z pewnością kosztowała Gildię ciężką skrzynię złota.

Dwie godziny przed dotarciem do miasta zauważono płaszczowca. Bestia była olbrzymia, solidnie przekraczając rozpiętością “skrzydeł” skrzydła gryfa; przykryła by go z łatwością. Nie był to potwór, którego tropiciel się spodziewał i na pewno stanowił odrębną podrasę. Białe podbrzusze połyskiwało w rytm leniwych machnięć czarnymi skrzydłami. Siedzący w głębokim siodle mag miał parszywą - i jak najbardziej żywą - fizjonomię; nie mogli więc polegać na ukryciu przed nieumarłymi. I z pewnością znał się na swojej robocie.

 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 04-08-2011 o 20:58.
Sayane jest offline  
Stary 07-08-2011, 22:03   #345
 
Sayane's Avatar
 
Reputacja: 1 Sayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputacjęSayane ma wspaniałą reputację
Chwila przerwy spowodowana pojawieniem się dowódcy strażników - Patoxa, Sticka czy bogowie wiedzą kogo - dała atakującym szansę na szybkie przegrupowanie i użycie niezbędnych zaklęć ochronnych. I całe szczęście, gdyż kolejny atak nadszedł ze wzmożoną siłą. Ponieważ drużyna cofnęła się za zakręt “różdżkomiot” poczynał sobie znacznie śmielej, przyzywając drechty dużo bliżej zakrętu. Pozostali strażnicy zaprzestali ostrzału by nie drażnić kryształów, ale pozostali czujni, strzelając gdy tylko ktoś wyłonił się zza ściany. Zresztą ciężko było przejść do kontrataku; czarcie osy szybko pokonały korytarz i latały wokół dziewcząt jak oszalałe (nie tyle atakując co utrudniając ofensywę i cofanie się), na zmianę obniżając lot i wzlatując gdy czarodziejki próbowały trafić je sztyletami. Kobiety nie mogły spełnić ani prośby Aesdila by porozmawiać z kryształami, ani rozejrzeć się za ostatnim przyzwanym stworzeniem niewiadomej rasy. Sherim syczał i piszczał na ramieniu Tui, kłapiąc pyszczkiem na osy; nie ośmielił się jednak wzlecieć i zaatakować dwumetrowe giganty. Rado i Atoli wypuścili zza następnego załomu, gdzie się skryli, kilka bełtów - jeden wbił się w odwłok większego owada, jednak reszta przeleciała nie czyniąc szkody. Robale były zbyt szybkie by trafić je z kuszy.

Sorg z zaciśniętymi zębami obserwowała zmagania towarzyszy. Demony nadchodziły i nadchodziły parami, trójkami lub pojedynczo; korytarz był wąski i nie sposób było zgładzić wszystkich li tylko bronią strzelecką. Chcąc nie chcąc Raydgast i Iulus musieli wejść w zwarcie, robiąc mieczami na prawo i lewo, chroniąc nawzajem swoje plecy i próbując zepchnąć paskudztwa w stronę kryształów. Obaj musieli dobrze wymierzać ciosy - dopiero głębokie rany robiły na potworach wrażenie. Sami dorobili się już kilku ran; niestety nie było możliwości pomóc im w tej chwili. Wyglądało na to, że właściciele kłótliwych głosów nie biorą udziału w walce, gdyż zza odrzwi nie nadleciało ani więcej bełtów, ani robali. Laure skończył śpiewać (po raz kolejny półelfka zdumiała się jak dziwnie i nie na miejscu brzmią bardowskie pieśni w ogniu walki) i filował z łukiem starając się trafić demony, a równocześnie nie trafić sprzymierzeńców. Kilka razy próbował przekraść się do załomu, by ustrzelić różdżkomiota, lecz drechty i rosnąca góra trupów skutecznie mu to utrudniały. Co gorsza umierające paskudy wydzielały chmury śmierdzącego dymu, od którego wszystkim zbierało się na mdłości.

- Dość tego. Szarżujemy - Silvercrossbow i Manorian mieli dość defensywy.
- Pójdę na wabia - to o mnie im przecież chodzi - Sorg nie pytała o pozwolenie i błyskawicznie narzuciła na siebie lustrzane odbicia. Nie interesował ją krótki protest Laure, który szybko musiał skupić się na wspomaganiu Raydgasta, by w tym czasie Iulus mógł rozwinąć zwój z rozproszeniem magii. Czar zadziałał połowicznie - wymazał wszystkie leżące poza glifami potwory, oraz te którym choć kawałek ciała wystawał poza ścianę. Zlikwidował również uciążliwe chmury, które utrudniały skupienie się na walce. Zostały dwa drechty, z którymi we czwórkę rozprawili się szybko, po czym ruszyli biegiem za zakręt, by zdążyć przed pojawieniem się kolejnych demonów. Laure zanucił szybko celny cios - miał zamiar załatwić problem różdżki raz na zawsze.
- Hej, nie strzelajcie! To o mnie wam przecież chodzi, chcecie mnie żywą, prawda! -Sorg wysforowała na przód, zasłaniając towarzyszy iluzorycznymi barkami. Blef zadziałał - zaskoczeni strażnicy nie spuścili cięciw, różdżkomiot zamarł o sekundę za długo. Laure napiął łuk i magiczny przedmiot wyleciał z dłoni oponenta. Ciężko było powiedzieć czy został zniszczony, ale na pewno był na chwilę unieszkodliwiony. Iulus i Ray nacisnęli spusty kusz - niestety niecelnie - i ruszyli do szarży.

Cała czwórka skupiła się na ludziach w głębi sali, toteż nikt nie zauważył wodnistobiałych nici, które przecięły jedną z iluzji. Kolejna trafiła w cel; przez zimowy strój Sorg ledwie poczuła oblepiającą jej plecy sieć; dopiero gdy jej stopy oderwały się od ziemi wrzasnęła z zaskoczenia i przerażenia. Laure skoczył by ją złapać, lecz jego palce chwyciły powietrze. Bardka szarpała się rozpaczliwie, lecz gdy tylko czuła, że nici puszczają, napastnik oplatał ją kolejnymi. A gdy spojrzała w górę zaczęła krzyczeć jeszcze bardziej - jakieś trzy-cztery metry od futryny siedział jeden z jej największych koszmarów: niemal trzymetrowy, jadowity pająk.






Paniczne krzyki Sorg odbijały się echem wśród ścian, docierając aż do uszu pozostałych dziewcząt i najemników; a lęk o dziewczynę sprawiał, że sekundy ciągnęły się w nieskończoność. Bardka szarpała się i wiła, próbując przerwać nici lub sięgnąć po nóż lecz na próżno - lepka pajęczyna krępowała ruchy i dziewczyna coraz bardziej zaplątywała się w sieć. “Jeszcze chwila, a skończę jak owinięta w kokon mucha!”, przebiegło jej przez myśl.
- Zamknij oczy! - Laure biegł za nią, równocześnie trzymając łuk i grzebiąc w plecaku. Półelfka posłusznie zacisnęła powieki. Usłyszała trzask tłuczonego szkła, a w następnej chwili uczuła że leci; leci bezwładnie w dół i - niestety - do przodu, w stronę drzwi.

Raydgast i Iulus biegli tymczasem w stronę wejścia do komnaty. Strażnicy zręcznie przeładowywali kusze, spokojnie cofając się w stronę grubej kolumny stojącej na środku sali; różdżkomiot zniknął gdzieś w głębi, w pogoni za swą bronią. Kapłan znał przyczynę ich zimnej krwi - na progu sali wyrysowano duży glif strażniczy; wyrysowano wręcz bezczelnie, nawet nie starając się go ukryć. Przeciwnicy liczyli najpewniej, że mężczyźni nie przeżyją wejścia do sali. Czy mieli jednak wyjście? Paladyn z bólem serca słuchał krzyków Sorg, ale wiedział, że jeśli zawczasu nie unieszkodliwią strzelców, to rzucanie się dziewczynie na ratunek będzie zupełnie bezcelowe. Trzask rozbijanej fiolki i deszcz śmierdzącego alchemicznego kwasu nie zrobiły na nim wrażenia - ale na kryształach już tak. Po raz kolejny te rzeczy-istoty pokazały jak nie lubią brutalnego traktowania, zamieniając ten odcinek korytarza w elektryczne piekło. Laure wyhamował na jednym z glifów ochronnych, ale pozostali nie mieli już takiej możliwości; jedyne co mogli to wybrać: obrażenia od glifu, lub kamieni. A glif nie mógł być przecież groźniejszy od tych magazynów magii... prawda?

Wszystko działo się na raz: glif, który wybuchł nawałnicą lodowych igieł, raniąc boskich rycerzy nawet przez stalowe zbroje; Sorg, która zahaczyła o framugę, czując jak przeszywa ją seria bolesnych wyładowań, i półprzytomna potoczyła się w głąb sali; pająk, który ogłuszony atakiem kryształów zwalił się Aesdilowi niemal na głowę... i strażnicy, czatujący na dogodny moment do wykończenia przeciwników.
 

Ostatnio edytowane przez Sayane : 13-08-2011 o 07:48.
Sayane jest offline  
Stary 11-08-2011, 13:42   #346
 
Vantro's Avatar
 
Reputacja: 1 Vantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie cośVantro ma w sobie coś
Wracając w ciszy wraz z Raydgastem do miejsca w którym pozostawili wspóltowarzyszy Sorg z niepokojem wspominała moment gdy upuszczona przez nią tarcza zmieniła się galaretę. “Gdyby nie te ochronne gryfy, pewnie i my byśmy tak wyglądali jak ta tarcza” myślała spoglądając na ubranie Raya i swoje. Na szczęście oprócz ubrań i straty tarczy nic więcej im się nie stało. Wstrzymała gwałtownie oddech kiedy dotarło do niej że doszli na miejsce w którym powinni czekać na nich inni a nikogo tu nie było. Zaniepokojona zaczęła się rozglądać wokoło poszukując jakichkolwiek oznak, że coś się tu wydarzyło podczas ich nieobecności. “Przecież nie dali by się schwytać bez walki. Gdyby taka się zawiązała powinniśmy ją usłyszeć? Co się stało? Gdzie mogą być?” jedna niespokojna myśl goniła drugą. Jednak nim zdążyła je uformować w pytanie Ray ruszył dalej w stronę z której przyszli tu wszyscy razem. Odetchnęła z ulgą widząc współtowarzyszy całych i zdrowych, nikogo nie brakowało. Dla pewności jeszcze raz przesunęła wzrokiem po twarzach i wypuściła oddech , który nieświadomie wstrzymywała. A potem krótka narada i szybka decyzja by podążyć drogą którą sprawdził Laure. Ruszyli więc i napotkali strażników, naradzali się i naradzali nie mogąc podjąć decyzji co zrobić dalej. Mogli zawrócić, mogli zaniechać, bardka już miała na końcu języka propozycję by wrócić, by poszukać innego przejścia, ale przypomniał jej się obraz który widziała, kuzyn i ludzie którzy za nim podążali.



Te oczy... dzieci, tak podobnych do niej gdy była w ich wieku. Może od tej decyzji właśnie zależy czy to się spełni czy będzie ułudą. Już się nie wahała, już była gotowa zaryzykować starcie ze stojącymi na straży mężczyznami. Zrobiła to co uważała że jest słuszne, a potem razem ze współtowarzyszami cofnęła się w bezpieczne miejsce aby ponownie zebrać siły do kolejnego ataku, tym razem może bardziej udanego niż pierwszy.

Jednak słysząc ten głos, który tyle przywodził wspomnień, który wyraźnie dał do zrozumienia, że tylko jedna osoba jest im potrzebna żywa, bardka postanowiła zaryzykować to życie. “Może to ich wyciągnie z ukrycia, może w ten sposób pomogę się ich pozbyć i uda się nam przeżyć to starcie”, kołatały się po głowie dziewczyny myśli. A potem ona sama wyszła z zakrętu korzystając z lustrzanego odbicia i prowokując strażników do reakcji. Skoncentrowana na strażnikach nie zauważyła niebezpieczeństwa, które się do niej zbliżało... aż było za późno. Gdy opleciona czuła jak jej stopy odrywają się od ziemi Sorg spojrzała w górę na koszmar, którego najbardziej się bała przez całe swoje życie. Zaczęła krzyczeć, krzyk narastał i narastał a ona sama miotała się starając się uwolnić. Przypomniał jej się widok z dziecinstwa, który wywołał jej fobię.


Przypomniało jej się jak stała i patrzyła na miotającego się w sieci pajęczej motyla. Jak nie umiała mu pomóc, a on walczył tak jak ona teraz starając się uwolnić z oplatających nici. Jemu nikt wtenczas nie pomógł, bo ona uciekła z krzykiem do domu, kiedy wyrwała się z hipnotycznego wpatrywania w przegraną walkę o wolność motyla. Krzyczała, miotając się i bojąc że tak jak ten motyl z dzieciństwa i ona wreszcie ulegnie pająkowi.
 
__________________
W chwili, kiedy zastanawiasz się czy kogoś kochasz, przestałeś go już kochać na zawsze.
Vantro jest offline  
Stary 11-08-2011, 15:29   #347
 
Romulus's Avatar
 
Reputacja: 1 Romulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputacjęRomulus ma wspaniałą reputację
Nie spoglądał na ukazujące się w ścianach korytarza obrazy, wystarczał mu rzut oka na innych. Po bladości oblicza, podświetlonego blaskiem kryształów, odgadywał co dzieje się w duszy oglądającego i odwracał wzrok. Tylko wtedy gdy Alariele wraz z Larissą pojawiły się w migoczącej tafli, przystanął i wpatrzył się w scenę jak zahipnotyzowany. Krew nagle zadudniła mu w skroniach, niemal zagłuszając głosy. Tego się nie spodziewał, nie dziś. Machinalnie zarejestrował jak duża jest już Riela, jak ładnie i składnie mówi i ciężko mu było na sercu. Pół roku. Pół roku, jak nie więcej, nie widział córki i mógł się domyślić jak smutno jest Alariele. I żadna zabawka nic tu nie zmieni, niezależnie od tego ile ich zaściełało dywany.



Cóż jednak miał począć? Doskonale wiedział że ojciec Larissy go nie cierpi, parę razy gdy gościł w domu kupca już po kilku dniach temperamenty obu sprawiały że skakali sobie do oczu. Nie nadawał się też do roli kupca i człeka osiadłego, a ożenek z kobietą której nie kochał byłby jeszcze gorszą decyzją. Poza tym ... choć urazę ukrył głęboko w sercu nigdy tak do końca nie wybaczył wyniosłemu kupcowi że ten próbował się pozbyć "plamy na honorze rodziny" w osobie kłopotliwego barda...

Westchnął ledwo słyszalnie. Choć córka nie miała przy sobie obojga rodziców to otoczona była miłością i troską matki i dziadków. A to było więcej niż miało szczęście otrzymać wiele innych dzieci. Co nie sprawiło by Aesdil lepiej się czuł ze świadomością jak bardzo Riela za nim tęskni, oddalona o pół kontynentu.

"Dość tego przeklętego Królestwa, trzeba wrócić jak najszybciej do Scornubel" - postanowił w duchu gdy obraz zblakł i zniknął, a on sam podjął marsz. Miasto Kupców było najbliższe pojęciu domu, którego nigdy nie miał. Zastanawiał się dlaczego Larissa nie wyszła za mąż. I jak córka zareaguje na jego widok. By to jednak miało nastąpić musiał przeżyć. Miał w tym praktykę. Ale nawet on wolał nie myśleć jak trudne ich czeka zadanie.

“Ciekawe co po mnie odziedziczyła...” - mruknął w myślach uśmiechając się mimo tęsknoty za małą i odtwarzając w pamięci obraz pulchnego berbecia. Mógł nie kochać Larissy, ale doceniał jak dobrą jest matką. Miał nadzieję że przywiezie obu coś ciekawego i niezwykłego. I że w ogóle wróci. Może razem z pewną osobą … ale to była przyszłość i zaklinacz nie odwrócił głowy by spojrzeć do tyłu, zamiast tego prowadził grupę w kierunku Pathoxa i ostatecznego starcia. Żałował że nie ma czasu by porozmawiać z kryształami, ale nic jeszcze nie było stracone. Po raz kolejny wyciągnął kosz z chowańcem, upewniając się że wszystko z Kullem w porządku i jest na tyle dobrze zabezpieczony by przy nieuniknionych wstrząsach nie ucierpiał niepotrzebnie.



Aesdil wiedział że zwycięstwo nie przychodzi łatwo - sam odczuł to nie raz na własnej skórze, jednak co się działo w podziemnym korytarzu przechodziło nawet jego najgorsze przewidywania. Gdyby był skłonny do czarnowidztwa właśnie popadałby w desperację. Wszystko szło nie tak.

To nie był jego plan. To nie był jakikolwiek plan. Magia w tych warunkach sprawiała się tak że był szczęśliwy że ma dryg do łuku. Strażnicy zajmowali osłonięte pozycje i korzystali z dobrodziejstwa posiadania zdałoby się niwyczerpanych zasobów “mięsa armatniego”. Rozdzieleni członkowie grupy, atakowani z różnych stron i wrażliwi, nie pilnowali wystarczająco dobrze osoby naprawdę ważnej. Chwila nieuwagi i Sorg była w niebezpieczeństwie.

- Nigdy więcej - warknął sięgając po kolejny przedmiot. Po raz kolejny trzeba będzie zacisnąć palce na szyi niebezpieczeństwa i wyszarpać mu zwycięstwo prosto z gardła. A nawet na Płomień nie mógł liczyć, palący go niczym lawa. Trudno, niech i tak będzie. Gdy pająk uderzył ciężko o ziemię, z pancerzem jeszcze błyskającym od elektrycznych wyładowań, wiedział że sam będzie musiał sobie z nim poradzić. Samo bydlę nie budziło w nim strachu - napatrzył się w czasie swoich wypraw na przeróżne stwory - ale instynktownie czuł że walka będzie trudna. To również było najzupełniej w porządku. Wiedział na co się pisze gdy zdecydował się na wyruszenie do Levelionu.
- Zeżryj to, ścierwo - wyszczerzył zęby i warknął gdy ranny pająk spojrzał na niego świecącymi ślepiami. Jeden z nich za chwilę będzie się pławił w osobistym oceanie cierpienia.
 
__________________
Why Do We Fall? So We Can Rise
Romulus jest offline  
Stary 11-08-2011, 18:44   #348
 
abishai's Avatar
 
Reputacja: 1 abishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputacjęabishai ma wspaniałą reputację
Czy się Raydgast bał patrząc na pojawiające się obrazy? Tak.
Przerażało go to co widział w kryształach, przerażały go też wcześniejsze widoki.
Pyły były przerażającym miejscem. A los tutejszych istot godny współczucia i żalu.
Niemniej paladyn nie przybył tu w tym celu. To miejsce było koszmarne, myśli przygnębiające, podobnie jak towarzystwo... z małymi wyjątkami.
Tyle, że Raydgast nie miał czas na żal, na ból i na strach. Nie miał czasu się rozczulać, nie miał czasu, na uczucie strachu.
Liczyła się misja, liczyło się zadanie, które należało wykonać za wszelką cenę, nawet jeśli zapłatą było życie Raydgasta.
Należało przeć do przeć, przeć nie zatrzymując się i nie zwalniając. Przeć nie rozmyślając o tym co się zdarzyło w ciągu ostatnich. Rozważanie uczuć i wydarzeń, mogło wywołać wątpliwości. Te zaś mogły przerodzić w wahanie.
A on nie mógł się wahać. Można sobie pozwolić na wątpliwości podczas, planowania, ale podczas działania nie można sobie pozwolić na wahanie. Bo takie błędy decydują o życiu i śmierci.

Pozostało zdusić w sobie strach, skupić się na zadaniu i jedynie na nim. Proste myślenie w kategoriach cel i droga do celu, ułatwiało zadanie. Raydgast więc nie przyglądał się specjalnie mijanym obrazom. Starał się nie zwracać uwagę na pokazywane obrazy, jak i na wyrzuty swego sumienia. Teraz nie miał czasu na takie rozważania. Podczas tej drogi, należało się spodziewać trudnych wyborów. Tak jak kwestia nieumarłych duchów elfów jakie napotkali. Nie mógł się nimi przejmować, nie miał czasu na żal i współczucie, zresztą czy żal i współczucie przyniosło by im ulgę. Albo żywym kryształom?
Nie mogli przekazać wieści tym którzy tu lecieli, o tym co odkryli. Nie mogli pomóc kryształom. Tua je ostrzegła, to wszystko co mogli zrobić. Czasami trzeba się pogodzić z własną bezsilnością. Poświęcić się jest łatwo, tyle że poświęcenie, które nie przyniesie nikomu pomocy, które jest tylko dramatycznym krzykiem rozpaczy. Jest głupotą.
Jest traceniem życia na darmo.

Wybory czasami bywają trudne i gorzkie. Jak teraz. I najemnicy i Laure mieli plany. Oba miały wady. Oba nie gwarantowały szybkiego uciszenia przeciwników. Paladyn i Iulus przychylili się do pomysłu elfa, cóż... Raydgast na magii się nie znał, więc nie potrafił ocenić jej skuteczności.
Ostatecznie najemnicy się zbuntowali, a plan elfa nie wypalił. Rozpoczęła się mozolna i ciężka walka, której trudy wzięli na siebie wszyscy. Przy czym Iulus i Raydgast wzięli owe trudy dosłownie na klatę. Strzelanie z kusz, a potem mozolne rąbanie wroga.
Miecz paladyna przecinał powietrze, od czasu do czasu przecinając ciało demonicznego przeciwnika.

Pojawienie się pająka było nieprzyjemną niespodzianką, pochwycenie przez niego Sorg, zmroziło serce Raydgasta strachem. Na chwilę jeno, w bitwie nie ma czasu na uczucia.
Strach o bliskie osoby nie może przysłonić chłodnej kalkulacji i zdrowej oceny sytuacji.
W tej chwili Raydgast nawet gdyby chciał, nie mógłby pomóc bardce. Pozostało więc ruszyć naprzód i natrzeć, na głównych przeciwników, a dopiero potem zająć się pająkiem.
W innym przypadku... nikomu nie pomoże.
 
__________________
I don't really care what you're going to do. I'm GM not your nanny.

Ostatnio edytowane przez abishai : 12-08-2011 o 11:40.
abishai jest offline  
Stary 11-08-2011, 22:07   #349
 
Glyph's Avatar
 
Reputacja: 1 Glyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwuGlyph jest godny podziwu
Iulus wraz z paladynem zaszarżował w stronę strażników. W połowie drogi dobiegł ich krzyk Sorg. Mężczyzna odwrócił na chwilę głowę, by zobaczyć oplątaną w pajęcze sieci bardkę. Odruchowo chciał zatrzymać się i pomóc jej, duchową bronią przeciąć więzy, ale świst bełtów przywołał rozsądek. Biegł więc dalej.

Spostrzeżony u wylotu tunelu glif niepokoił. Zapewne zostawiony przez równie wprawnego maga, jak ten w podziemiach dworu i równie niebezpieczny po jego przekroczeniu. Wybuch kwasu i burza iskier nie dały się jednak długo zastanawiać. Chroniąc się wraz z Raydgastem wbiegli w barierę, jak po chwili odczuli, lodowych igieł. Szok spowodowany nagłym bólem i przeszywające zimno ostrzy zwaliły kapłana z nóg. Zdołał jedynie chwycić mocniej tarczę i zasłonić się nią, gdy padły kolejne strzały. Wciąż zasłonięty postanowił działać, jeszcze przed kolejnym ostrzałem.

Przywoławszy duchową broń skierował ją na najbliższego z kuszników, by związało go walką nim skończy ładowanie. Ostrze jak przedłużenie dłoni kapłana zawsze trzymało się pomiędzy nim, a przeciwnikiem nie godząc się choćby na ataki z flanki. Niewidzący bóg był prawy, takoż i ostrze jego uczciwie do walki stawało. Manorian również ruszył szarżą na spotkanie strażnikowi. Kusznik jednakże był jedynie pośrednim celem. Boski sługa zamierzał zamachnąć się mieczem i wykorzystując impet uderzenia okręcić się wokół przeciwnika. Znalazłszy się za nim oraz wykorzystując osłonę swej tarczy i duchowego oręża chciał jak najszybciej dotrzeć do różdżkarza.
 
Glyph jest offline  
Stary 12-08-2011, 10:22   #350
 
Callisto's Avatar
 
Reputacja: 1 Callisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znanyCallisto wkrótce będzie znany
W tym czasie za zakrętem...

… dziewczęta z trudem opędzały się przed atakami owadów, które - jakby rozdrażnione porażką drechtów - przestały tylko przeszkadzać, a zaczęły atakować. To zupełnie zmieniło obraz walki; sztylety obu kobiet były zbyt krótkie by skutecznie parować ciosy żądeł, a Kario mdlały już ręce od wymachiwania swoim mieczem. Nie mógł zresztą zasłaniać się przed obiema - żądło jednej z os rozdarło mu rękaw na ramieniu, a rana błyskawicznie zaczęła puchnąć, przybierając brzydki, zielonkawy odcień. Zaklinaczce to wszystko bardzo się nie podobało. Wiedziała, że to prawdopodobnie nie koniec, czeka ich jeszcze zapewne wiele starć. Miała motywację i to dodawało jej siły. Jednak nie przeszkodziło jej to być przy okazji złą jak osa na wszystkie te wydarzenia. Dość zabawne biorąc pod uwagę, że osy właśnie ją atakowały. W swoich podróżach rudowłosa nigdy nie widziała tylu dziwnych stworzeń jak w Pyłach. Gryzące grzyby, wielkie osy. To miejsce naprawdę miało złe działanie. Jak widać nie tylko na ludzi.
- A niech was piekło pochłonie, do jasnej cholery! - wrzasnęła Maeve, wściekła zarówno na osy, jak i na resztę najemników, których strzały pomagały niewiele. Wiedziała, że nie powinna się na nich gniewać, ale było to dość trudne biorąc pod uwagę sytuację w jakiej się znaleźli. Na szczęście wściekłość zawsze dodawała jej siły. Już po chwili z dłoni wystrzeliły jej magiczne pociski, a Tua poszła w jej ślady. Grzeczna dziewczynka. Obie celowały w brzęczące skrzydła - jeśli osy spadną na ziemię, będą już łatwym celem, no może nie łatwym, ale na pewno będzie łatwiej je dobić. I rzeczywiście - jeden z owadów spadł na ziemię, niezdarnie przebierając nogami. Szybko jednak przewrócił się na plecy i pieszo ruszył do ataku. Zaklinaczka zaklęła szpetnie widząc, że potwór nie miał najmniejszego zamiaru się poddać. Te siły wyższe, czy jak to tam zwać, mogłyby już sobie odpuścić. To już stawało się nudne. Potwór za potworem, pułapka za pułapką. Świetnie, naprawdę świetnie. Jakby nie mieli nic lepszego do roboty niż rozbrajać kolejne pułapki i zwalczać potwory. U drugiej paskudy pociski uszkodziły tylko jeden rząd skrzydeł - ta kręciła się w kółko, nie potrafiąc wyrównać lotu. Jej rozpaczliwe bzyczenie zagłuszył niemal szczęk kusz - Rado i Atoli szyli z kusz bełt za bełtem, tworząc z bezradnej osy gigantyczną poduszkę na igły. Kobieta uśmiechnęła się z satysfakcją. Jeden przeciwnik mniej. Z dłoni Maeve i Tui ponownie wystrzeliły magiczne pociski, skierowane w kierunku poruszającej się pieszo osy. Chwiejący się na nogach Kario skoczył na osę, usiłując wbić jej zatrute sztylety w pokryte chitynową powłoką cielsko. Owad szarpnął się i chłopak potoczył się na bok. Maeve starała się nie odrywać wzroku od przeciwnika i ponownie potraktowała osę magicznymi pociskami, mając zamiar robić to tak długo jak tylko może. Potwór wbił w zaklinaczkę - a przynajmniej tak jej się wydawało - spojrzenie swoich fasetkowatych oczu i ponowił atak. Kobieta odbijała się w wielookim spojrzeniu jak w krzywym zwierciadle - wiele pokrwawionych, umorusanych panien Talaudrym machało do niej dłońmi gdy splatała czar. To był chyba jeden z najdziwniejszych widoków jakie miała okazję zobaczyć w swoim życiu. Natomiast Tua skorzystała z tego, ze owad był skoncentrowany na towarzyszce i doskoczyła do niego, chwytając dłonią za czułki. Potwór zadrgał od potężnego wyładowania magicznej energii i zwalił się na ziemię. Maeve odetchnęła z ulgą i uśmiechnęła się z dumą do przyjaciółki. Dobrze było ją mieć po swojej stronie. Teraz kiedy wreszcie udało im się pozbyć tych paskud, można było wreszcie zerknąć co z Kario, zanim ruszą dalej. Jego rana nie wyglądała najlepiej, ale Maeve nie była ekspertem od tego, choć biorąc pod uwagę wszystkie przejścia chyba niedługo nim się stanie.
 
Callisto jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:31.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172