Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 02-02-2012, 21:58   #111
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Trupy w podłodze trupami w podłodze, a robota się sama nie wykona. Cathak Stella, pomimo zaszczytnej roli świadka w sprawie morderstwa, nadal pozostawała członkinią legionu i jako taka powinna stawić się rano w koszarach. Stawiła się, klnąc na nieprzespaną noc, wstawanie o oburzających godzinach i słońce, które z racji na porę roku coraz śmielej wyglądało zza chmur. Oraz na to, że Feng oczywiście planował zapewne odsypiać całą imprezę co najmniej do południa, więc nie miała żadnych szans porozmawiania z nim przed powrotem.

- Dziecko, ty tutaj? – dobiegł ją gromki głos Aresa – Postradałaś zmysły? Jesteś ważnym świadkiem, niech panienka wraca, bo jeszcze ktoś będzie próbował się do panienki dobrać!
Obrzuciła dowódcę zdziwionym spojrzeniem.
- Ależ, kapitanie... Gdzie miałabym być bezpieczniejsza, niż w koszarach legionu? - uśmiechnęła się. - Naprawdę nie wydaje mi się, żeby bycie świadkiem sprawiało, że nie mogę się nikomu do niczego przydać. Chyba, że naprawdę zupełnie nic się nie dzieje i nie ma nic konkretnego do roboty?
- Bzdury – prychnął Ares – Patrolować trza. A Osiłek, którym panienka dowodzi, to leń, i prędzej by zasnął niż panienki bronił. Nie mówiąc już o Trollu, Wałkoniu i ich dwudziestu nic nie wartych kompanach...
- No widzi pan, jak trzeba, to trzeba... Chociaż nie będę ukrywać, że po kompletnie nieprzespanej nocy chętnie bym sobie dzisiaj darowała - ziewnęła, niby przypadkiem.
- Więc szybko uciekaj, cholero, zanim popsujesz imię legionu do reszty - Takumi mruknął - Ziewający oficer, kto to widział...
- Jeśli ktoś nie widział, to znaczy, że się bardzo starał nie zauważać! - wyszczerzyła ząbki w uśmiechu. - Ale dobrze, w takim razie idę odsypiać... Jutro się tu pojawię i poznam tych wałkoni i leni, jak pan ich nazywa. Nie pozbędzie się mnie pan tak łatwo!
- I siedź tam ostrożnie, bo ostatnio szamba chodzą po domach porządnych ludzi! – odkrzyknął, kiedy Gwiazdka zaczęła się oddalać – Satrapa, porządny chłop, tylko se po pałacu przeszedł, to szambo mu już wlazło...
Satrapa?... Zaraz, zaraz, ona nie słyszała nic o żadnych kłopotach w pałacu! Odwróciła się gwałtownie i popatrzyła na dowódcę z zainteresowaniem.
- A właściwie to co tam się dokładnie stało? Bo mój drogi kuzyn nie bardzo chciał takie nieprzyjemne tematy poruszać przy kolacji...
- Nu, nic ważnego, tylko banda przemyciuchów uwiła sobie gniazdo – żachnął się Ares. – Żadnej świętości już dla nich nie ma, więc pewnie aż nazbyt uciesznie czmychali przed świętymi mnichami – dokończył.
- Oburzające! - przyznała. - Ale... Złapaliście odpowiedzialnych?
- Kogoś wczoraj łapaliśmy, więc pewno odpowiedzialnych
- odpowiedział dowódca z prostotą, ucinając dyskusję.
- Cieszę się, że szybko uporaliście się z problemem w takim razie! - pogratulowała, szykując się do wyjścia. Będzie musiała pamiętać, żeby dowiedzieć się czegoś więcej o osobach, które miały czelność urządzić sobie bazę w takim miejscu, ale na razie nie było sensu zawracać głowy kapitanowi.

***

Kiedy wróciła do domu, Feng oczywiście nadal smacznie spał. Farciarz. Gwiazdka nie miała zamiaru koczować pod jego drzwiami, aż będzie łaskaw się ruszyć z łóżka, zresztą rzeczywiście chętnie odespałaby poprzednią noc... Zamiast tego zdecydowała się jednak na napisanie bardziej rozbudowanego raportu z ostatnich wydarzeń. Poprosiła tylko fengową służbę, żeby koniecznie powiadomiła ją, kiedy lord Ledaal zdecyduje się wstać. Nie zamierzała zawracać mu głowy natychmiast po przebudzeniu, ale wolałaby też, żeby nie zniknął jej gdzieś z oczu (na przykład w celu przywołania ragarowego ducha). Upewniwszy się, że informacja szybko do niej dotrze, sięgnęła po pióro i pergamin. Nie chciało jej się. Strasznie jej się nie chciało, ale informacje same się przecież nie przekażą. Z cichym westchnieniem zabrała się do pisania.

Kochany pamiętniczku!
Pomyślałam, że mogłabym dokładniej opisać wczorajsze wydarzenia. Na bal u szanownego Chaleki Quianga dotarłam około godziny...


Biurokracja była doprawdy najnudniejszym wynalazkiem cywilizacji - a przynajmniej Gwiazdka była o tym głęboko przekonana. Jakoś tak wyszło, że oczy same zaczęły się jej zamykać, więc w końcu położyła głowę na pergaminie, tak na trzy minutki...

***

Feng ziewnął. Sądząc po odgłosach, pewnie jest dobrze po południu. Jak dobrze mieszkać z kimś innym. Nie trzeba się nigdzie śpieszyć, można spokojnie wstać. Poprzedni dzień nie należał do udanych, a najlepszym lekarstwem na nadmiar towarzystwa jest książka. Poderwał się z łóżka odnajdując części swej garderoby, jedząc w biegu leżące śniadanie z talerza. Następnie, nie chcąc być łatwo wytropionym, wziął tomiszcze z półki i ruszył w dom. Raz w lewo, raz w prawo a potem znowu w lewo i dwa razy w prawo. Oczywiście zacierał za sobą ślady Esencji, demony miały niemiły zwyczaj zaznaczania swej obecności. Gdy zdał sobie sprawę, że się zgubił, wszedł do pierwszego lepszego pokoju i zamknął za sobą drzwi, uprzednio sprawdzając czy nikogo nie ma w środku. Z westchnieniem ulgi opadł na ziemię i oparł się o ścianę. Cisza i spokój...

***

Gwiazdkę obudziły czyjeś kroki. Gwałtownie podniosła głowę, rozglądając się i analizując sytuację. Najwyraźniej udało jej się zasnąć na dobre, a sądząc po rozmazanym na ręce tuszu i nieładnym kleksie na pergaminie, pewnie jeszcze miała ciekawy wzorek na twarzy. Tuż przed nią stała jej ochmistrzyni i mierzyła ją pełnym nagany wzrokiem.

- Jeśli panienka była zmęczona, to trza się było do łóżka położyć, a nie tak! - prychnęła, widząc, że dziewczyna się obudziła. - W ogóle panienka o siebie nie dba, sen jest konieczny dla urody|! - biadoliła, załamując ręcę. - A jeszcze ci od lorda Ledaala koniecznie chcieli panienkę budzić...

O w mordę, Feng!

- Poprosiłam ich... - mruknęła Stella, ale Rumianek nie zamierzała dać jej dojść do słowa.
- Odesłałam do stu demonów, za przeproszeniem panienki, panienka taka zmęczona, a ci budzić chcą! Sprawy nie zając, nie uciekną, naprawdę nie powinna panienka się tak forsować!

To był ten jeden z nielicznych momentów, kiedy dochodziła do wniosku, że jednak powinna swoją służbę trzymać nieco krócej. Feng równie dobrze mógł się w tym czasie wypuścić w sobie (i jinowym szpiegom) tylko znanym kierunku, a naprawdę powinna z nim poważnie pogadać! Zanim wykona kolejny krok w podejrzanym kierunku.

- Rumianku, następnym razem bardzo prosiłabym, żeby egzekwowano moje polecenia, niezależnie od twojej troski o mnie - westchnęła. - I czy mogłabyś mi powiedzieć, czy lord Ledaal opuszczał dzisiaj dom?
- Chyba nie wychodził, chociaż właśnie podano obiad, na który postanowiłam panienkę obudzić... A jego służba twierdzi, że nigdzie go nie ma!

Ups. Nie zapowiadało się najlepiej...

- Obiad? A tak obiad, już idę... Ale koniecznie powinniśmy znaleźć Fenga, jak się zaczyta, to zapomina o całym świecie, będzie przecież głodny! Gdybyś mogła przekazać to jego ludziom...
- Nie trzeba, i tak go wszędzie szukają - machnęła ręką ochmistrzyni, wyraźnie dając do zrozumienia, że tym magiem to nic, tylko kłopoty. - A panienka niech się najpierw umyje z tego tuszu...

Próbując doszorować policzek, Gwiazdka stanowczo stwierdziła, że wzorem Jina powinna przydzielić Fengowi jakąś obstawę lokalizującą. Możliwie zaufaną i możliwie dyskretną... Chociaż nie, znacznie bardziej efektywne i dyskretne będzie poważne porozmawianie z jego służbą, że powinni mieć na swojego lorda większe baczenie...
 
Serika jest offline  
Stary 02-02-2012, 22:13   #112
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
Obstawa obstawą, lecz Ledaal został zlokalizowany w zupełnie inny sposób. Pierwsze skrzypce przy jego odnalezieniu grała garderobiana Stelli, Pokrzywa, kiedy niosła kosz brudnej bielizny do komórki. Drzwi się uchyliły, a pokrzywowym oczom ukazał się mag czytający książkę przy świetle ukradzionej ze świecznika świecy... idealny scenariusz na pożar!

- Myślał kiedyś panicz, że bielizna się pali? - fuknęła z miejsca. Prychać mogła cicho, lecz głos niósł jej się daleko... aż do uszu Stelli, dwa pokoje dalej! - Pytam panicza! - uniesiona zimną furią, najwyraźniej zapomniała o jakichkolwiek resztkach taktu.

Jedząca obiad Gwiazdka zamarła z widelcem w połowie drogi do ust, po czym odłożyła sztućce i wstała od stołu. No proszę, zguba się odnalazła, i to znacznie bliżej, niż się spodziewała! Będzie musiała koniecznie go zapytać, co robi w pomieszczeniach gospodarczych...

Ledaal nie odrywał spojrzenia z książki, dopóki jego wzrok nie dobiegł końca strony. Następnie podniósł wzrok dziwiąc się kogo widzi.
- Dzień dobry - odpowiedział - Mogę wiedzieć, gdzie ja jestem?
- W komórce na bieliznę, którą panienka Stella zarezerwowała dla brudów – nie traciła rezonów służąca – Niektórzy by powiedzieli, że dla pana godności to nieładnie, lecz każdy się widać ceni, jak się ceni – prychnęła.
- Oh - stwierdził - Mogę wiedzieć, dlaczego ktoś na mnie krzyczy? Za kogo Pani mnie ma aby dopuścić do pożaru? - Feng uniósł brew, po czym wrócił do lektury - Ah, bo zapomniałbym, proszę nikomu nie mówić że tu jestem.
- Za osobę, co leżąc cały dzień w gaciach nie umie własnych porządnie założyć – błyskawicznie zripostowała służąca, patrząc na lekkie niedociągnięcia ubioru Fenga – Cud, że dom jeszcze niespalony – i żaden cud, że panicz własnego domiszcza nie ma!
- Pokrzywo, proszę, miarkuj co i do kogo mówisz! - Dwójka rozmówców usłyszała poirytowany głos Stelli. Gwiazdka w pełni zgadzała się ze swoją garderobianą, ale mówienie w ten sposób do arystokraty było zwyczajnie niebezpieczne! - I Feng, co ty do licha wyrabiasz? Obiad ci wystygnie! I nie byłoby ci wygodniej czytać w jakimś normalnym miejscu?
Feng uniósł jedynie rękę.
- Zabierz tą kobietę bo mnie zje. Nie jestem głodny. Bo mi tu dobrze - odpowiedział. Podniósł wzrok, w końcu kultura wymaga - Swoja drogą dzień dobry - uśmiechnął się po czym wrócił do lektury.

Gwiazdka gestem dała znać Pokrzywie, że naprawdę powinna się oddalić. Kobieta przez chwilę chciała zaprotestować, ale widząc wyjątkowo zdecydowany wzrok dziewczyny, machnęła ręką, mruknęła coś pod nosem o dzisiejszej młodzieży i odeszła, zapewne podzielić się spostrzeżeniami z resztą służby. Stella uznała, że będzie musiała z nią poważnie porozmawiać na temat instynktu samozachowawczego, ale na razie czekała ją zupełnie inna rozmowa.

Dziewczyna oparła się o ścianę i uniosła brwi.
- Serio, Feng, przecież nikt by ci nie przeszkadzał, jakbyś czytał przy normalnym świetle.
- Możesz mi powiedzieć, jak miałbym powstrzymać twoją służbę? “Źle panicz siedzi, jak panicz wygląda, cóż to za maniery”. Takich to tylko barierą bym odgrodził- odpowiedział, zerkając z niepokojem na płomień, który niebezpiecznie się zakołysał. Żeby tylko nie zgasł!
- Pogadam z nimi. Za bardzo sie przyzwyczaili do mnie - roześmiała się cicho, siadając koło Fenga na podłodze. - Szczerze mówiąc w sumie to też cię szukałam. Mam ochotę z kimś opić wczorajsze znalezisko, na trzeźwo to nie idzie... Ciebie też przesłuchiwali prawie do rana? - skrzywiła się.
- Nie do końca się zrozumieliśmy, to nie twoja służba jako taka, ale ten tłum ludzi w twoim domu. Nie mówiłaś że prowadzisz zajazd - wyjaśnił. Westchnął przy tym - Więc rozmowa o balu mnie nie minie - popatrzył tęsknie na książkę, zamykając ją. No to koniec.
- Bo nie wiedziałam, że prowadzę zajazd! - przewróciła oczami. Miała dziką ochotę wbić mu szpilę i wyjaśnić, że to dlatego, że niektórzy ludzie jakoś tak zwalają jej się na głowę bez uprzedzenia, bez pokazywania palcami oczywiście, ale uznała, że woli nie ryzykować, że Feng się obrazi i sobie pójdzie. - Naprawdę nie przewidziałam, że będę miała dodatkowych gości. Gdybym wiedziała, na pewno bym ostrzegła, że nie można się ruszyć, żeby na kogoś nie wpaść. Zresztą ciebie też się nie bardzo spodziewałam, myślałam, że zatrzymasz się gdzieś u rodziny... Bo masz tu chyba jakąś rodzinę w mieście, nie? Tam też takie tłumy?
- Nie mam tu rodziny. Przynajmniej jako takiej, tylko jakaś tam kuzynka ze szczyptą talentu do kontrolowania Esencji - odpowiedział - Jeśli jakaś inna tu mieszka, to nawet o niej nie wiem - wzruszył przy tym ramionami.
- O, kuzynkę? Szczerze mówiąc myślałam o Ledaal Seirenie, wielebna Meyumi wspominała, że się u niego zatrzymywała. Ale skoro masz tu jeszcze kogoś, to może powinieneś się kiedyś spotkać i pogadać, w razie, jakbyś kiedyś potrzebował jakiejś pomocy rodziny? Zupełnie jej nie znasz?
- Nie znam żadnego Seirena. Kuzynkę już spotkałem, w dniu w którym weszliśmy do miasta - wyjaśnił Feng, poprawiając się na ziemi. Odłożył przy okazji książkę na stertę ubrań.
- Chciałeś się u niej zatrzymać, ale się pożarliście? - Gwiazdka wysunęła pierwszą teorię, jaka przyszła jej do głowy.
- Po co miałbym u niej mieszkać? - zapytał patrząc na nią ze zdziwieniem - Moje bagaże były już tutaj kiedy z nią rozmawiałem.
- No tak... - Logika Fenga była po prostu powalająca. - Cieszę się, że się integrujesz z rodziną, koniecznie musisz mi ją przedstawić! Szczerze mówiąc trochę się zdziwiłam, bo normalnie raczej unikasz ludzi... Zaprosiła cię?
Feng uniósł brew. Stella jest ciekawska, ale raczej o rodzinę go nie wypytywała, raczej cieszyła się jak dziecko, kiedy gdzieś wychodził...
- Stello, czy ja jestem przesłuchiwany? - zapytał przyglądając się jej z zainteresowaniem.
Popatrzyła na niego z niepomiernym zdziwieniem w oczach.
- Nie, po prostu właśnie dowiedziałam się, że się z kimś spotkałeś towarzysko! I nawet się nie pochwaliłeś! Chociaż... Może mi się wczorajsza noc rzuciła na mózg, w ogóle nie przypominaj... - skrzywiła się. - Albo przypominaj, wisisz mi trochę wyjaśnień, wiesz? - mruknęła ponuro.
Feng przemilczał pierwszą część wypowiedzi. Przesłuchanie źle na niego wpłynęło, a wcześniej bal, za dużo ludzi jak dla niego. Może czas opuścić miasto? Wiedząc jednak, że najpierw musi zakończyć rozmowę i się wytłumaczyć, odpowiedział:
- Tia, spodziewałem się, że zechcesz porozmawiać na temat trupa i rzeczy z nim związanych - westchnął.
- Iść po coś mocniejszego? - zaproponowała. - Skoro i tak siedzimy w komórce, przynajmniej nikt nie będzie widział.
- Hmm, może ktoś nam przyniesie? - zastanowił się mag, po czym rzekł w powietrze - Jak by się dało, poproszę tą matową butelkę, co leży w mojej skrzyni. Tak, tą znalezioną - głos lekko wsparł Esencją dzięki czemu był pewien, że ktoś usłyszy - Zaraz powinno być.
- Można i tak... - uśmiechnęła się Gwiazdka. Wizja nieszczęsnej Fengowej służby kombinującej, gdzie właściwie mają dostarczyć butelkę, była dość zabawna. - Ale taaaak, biorąc pod uwagę, że jacys ludzie przepytywali mnie prawie do rana, naprawdę chciałabym wiedzieć, co ty do licha kombinowałeś.
- Spokojnie, są w tym dobrzy - odpowiedział niezrażony - Co do trupa... Cóż... Jakby nie patrzeć, jest powiązany z Liangiem, w końcu był w tamtym obozie. Co do moich badań: może ten trup coś wiedział? - zastanowił się drapiąc w podbródek.
- [i]Czekaj... Właściwie to skąd miałeś namiary na tego trupa?
- No właściwie to nie wiedziałem, że to będzie trup - wyjaśnił.
- No bo mówiłeś, że z kimś się miałeś spotkać...
- No prawdopodobnie to miał być ten mężczyzna. Ale co zrobię że się rozkładał.

Gwiazdka na chwilę zamarła. Tok myślenia Fenga był tak niewiarygodnie absurdalny, że chwilami dochodziła do wniosku, że przebijał nawet niektórych jej “znajomych” z poprzedniej pracy. No i to, co mówił, było zupełnie nieinformatywne...

- No ale trup chyba się z tobą nie umawiał, nie? Czekaj, od początku. W ogóle to skąd wiedziałeś, że na tym balu coś będzie? Sam odkryłeś, czy ktoś ci powiedział?
- Mistyczna więź - odpowiedział, jakby to było najbardziej oczywiste pod słońcem.

Świetnie... Mistyczna więź, czyli połączenie pomiędzy osobą, a... czymś. Jakimś miejscem, przedmiotem z nią związanym. O ile się orientowała, nie było szans, żeby na coś takiego wpaść zupełnym przypadkiem.

- Ale... Chyba jakoś na nią musiałeś wpaść? Słuchaj, ja cały czas mam wrażenie, że ktoś cię w coś próbował wrobić, nie wpada się na trupy ot tak sobie.
- Co śmieszne, ten typek co mnie przesłuchiwał sądzi, że mam z trupem coś wspólnego, myślałem że parsknę śmiechem. Na idiotę nie wygląda, ale sam pomysł ukazania mojej własnej zbrodni na oczach służbistki i całej armii bab z balu jest tak absurdalny... - roześmiał się przy tym Feng - No ale wracając. Więź można otrzymać lub samemu ją stworzyć, nie da się natknąć przypadkiem. Tak, chciałem ją otrzymać bo miała prowadzić do źródła z którego miałem się więcej wywiedzieć na temat badań. No ale informator to trup.
- Feng, pomyśl... Następnym razem ktoś ci może podsunąć coś, co będzie w mniej oczywisty sposób podejrzane! Teraz nas puścili i co najwyżej będą męczyć dalszymi pytaniami, ale co, jeśli następnym razem ktoś lepiej pomyśli? Gdzie się natknąłeś na tę więź? Sam znalazłeś, czy ktoś ci podsunął? - zmarszczyła brwi.
- [i]Mówiłem, że samemu nie da się “znaleźć”. Więź dostałem od osoby, która poinformowała mnie pokrótce o pewnej ciekawostce, a dokładniejsze informacje miałem otrzymać od tego martwego mężczyzny - wyjaśnił.

Osoby! No proszę, do czegoś dochodzimy...

- Czekaj, czekaj... Ta osoba zaproponowała Ci jakieś badania i podsunęła więź do kogoś, z kim mógłbyś je prowadzić, tak?... I ten ktoś okazał się trupem w podłodze?...
- Tak. Nie, nie powiem Ci kto to był, ani gdzie ją otrzymałem. - powiedział.

Gwiazdka już miała coś powiedzieć, kiedy zabrzmiało pukanie do drzwi. Po chwili uchyliły się, a w szparze pojawiła się ręka dzierżąca matową butelkę - dokładnie taką samą, jak te, które leżakowały w jej piwnicy.
- Czy o tę butelkę chodziło, lordzie Feng? - zabrzmiał zza drzwi beznamiętny męski głos.
- Nooo, dzięki wielkie - rzucił Feng w stronę niewidzialnego służącego i odebrał butelkę - Możesz odejść.
- Oczywiście, lordzie Feng - odpowiedział głos zza drzwi, po czym ktoś cicho zamknął je za znikającą w szparze ręką.
Gwiazdka gwałtownie przestała się dziwić, że mag nie zauważa swojej służby. Ona naprawdę była niewidzialna! W gruncie rzeczy dziewczyna była pełna podziwu, jak wiele cierpliwości musieli mieć do Fenga, ale chwilowo miała ważniejsze sprawy do rozpatrywania.

- Feng! Przecież ten ktoś ewidentnie próbuje cię wkopać w coś paskudnego! - zaprotestowała. - I ta osoba powiedziała ci, że link prowadzi do kogoś zamieszanego w śmierć Lianga i nie wydało ci się to podejrzane? Niebezpieczne?
- Powiedziała, że mogła mieć z tym coś wspólnego, to raz. Dwa, mimo wszelakim pozorom, nie jestem taki bezbronny jak mnie maluje twoja służąca czy ty - odpowiedział z przekąsem - Kwalifikacje w końcu jakieś mam, a porzucenie badań to jawny sprzeciw przeciwko prawom Akademii.
- Wyobraź sobie, że Liang też nie był bezbronny! - Stella fuknęła rozdrażniona. Czy on naprawdę kompletnie nic nie rozumiał?! Nic a nic?

- Nie do końca, umarł w wannie. Był bezbronny tak właściwie... - Nagle coś mu się przypomniało. Wyciągnął butelkę w stronę Stelli. - Proszę.
 
necron1501 jest offline  
Stary 02-02-2012, 22:19   #113
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Dziewczyna wzięła butelkę z ręki maga i pociągnęła solidny łyk z gwinta. Na trzeźwo to naprawdę nie szło... Feng może i był dorosły, i posiadał moc, ale był też skrajnie nieodpowiedzialny. Do tego stopnia, że dochodziła do bardzo nieprzyjemnego wniosku, że może stanowić poważne zagrożenie dla otoczenia. Przy całej sympatii do roztrzepanego chłopaka, zaczynała coraz bardziej zgadzać się z Liao Jinem. W tej chwili naprawdę z trudem powstrzymywała chęć dania Fengowi po mordzie na otrzeźwienie... Może by dla odmiany zaczął myśleć nie tylko o własnych interesach?

- Liang, o ile mi wiadomo, potrafił walczyć zapewne równie dobrze jak ty. A ty się może nigdy nie kąpiesz? Słuchaj, nie neguję tego, że jesteś potężny, ale nikt nie jest nieśmiertelny. Ta sprawa straszliwie śmierdzi i naprawdę obawiam się, że jeśli się dalej będziesz w to pakował, to coś ci się stanie. Tobie, albo komuś innemu. Czy te badania są aż tak kluczowe, żeby zatajać dla nich fakt, że kręcił się tu ktoś podejrzany w sprawie morderstwa generała?

Feng westchnął. Dawno nie musiał tego robić, ostatnim razem było to...? Na studiach prawdopodobnie.

- Dobrze więc, panienko Cathak Stello, co w takim razie proponujesz? Zakładając racjonalnie, życzysz sobie, abym utrzymał kontakt z mężczyzną, od którego dostałem dane informacje, aby móc nawiązać z nim dokładny kontakt, dzięki czemu wywiem się więcej na temat tej waszej głupiej wojny? - Ledaal uniósł brew. Dotychczasowy uśmiech zszedł z jego twarzy, patrzył na Gwiazdkę zupełnie beznamiętnie. Więc w Akademii mieli rację, będzie kiedyś musiał zrzucić świetny sposób odstręczania upierdliwych ludzi. Smutne.

No nareszcie! Gwiazdka z ulgą doszła do wniosku, że może jednak istnieje szansa, że Feng potrafi podejść do życia odrobinę bardziej przytomnie. Wolałaby jednak, żeby zdarzało mu się to częściej, niż od wielkiego dzwonu...

- Głupiej wojny? No proszę, więc jednak zdawałeś sobie sprawę, w jak poważną kabałę się pakujesz?... - prychnęła. - Nie patrz tak na mnie, każdemu zdarzają się błędy! Ale zrozum, jeśli dojdzie do wojny domowej, to z twojego ukochanego Heptagramu i jego biblioteki zostanie prawdopodobnie wielka dziura w ziemi. To nie jest zabawa.
- W Heptagramie, przynajmniej do czego miałem dostęp, nie zostało za wiele ciekawego do przeczytania
- zbył ją. - Wojna nijak mnie nie interesuje, kto ma racje, czy Cesarzowa wróci czy nadal będzie się kryć, dopóki nie wpływa to na moje badania.
- Feng, jesteś tak skrajnym egoistą, czy po prostu masz umysł zbyt ograniczony, żeby ogarnąć cokolwiek poza własnymi interesami?!
- Tym razem nie zapanowała nad podniesionym głosem. - Jak ci zabiją parę bliskich osób, to też ci będzie zwisać i powiewać?
Mag przemilczał to pytanie. Nie widział sensu odpowiadać. Cała rozmowa spływała na kwestie których wolał nie poruszać.
- Czego oczekujesz w takim razie? - kontynuował niezrażony.

Gwiazdka westchnęła cicho. Jej sympatia do maga właśnie bardzo zdecydowanie topniała. Naprawdę miała nadzieję, że ten rozpieszczony dzieciak kiedyś się czegoś nauczy, ale póki co jej subiektywne odczucia były mało istotne. Miała robotę do wykonania.

- Słusznie zauważyłeś, że głupio by było, jakby ten człowiek się ulotnił, skoro już nawiązałeś z nim kontakt. Masz na niego jakieś namiary?
- Nie, to on skontaktował się ze mną, podczas wizyty u kuzynki - odpowiedział.
- Myślisz, że to jakiś jej znajomy?
- Wątpie. Ona prawdę powiedziawszy jest w kręgach Heptagramu nikim, a ten mężczyzna był na naprawdę wysokim poziomie.
- Hm... To może ktoś z Heptagramu mógłby go znać. Przedstawił się jakoś? Albo przynajmniej był w jakiś sposób charakterystyczny?
- Właściwie niezbyt się wyróżniał... Daj mi się zastanowić... - Feng odruchowo wziął flaszkę z ręki Stelli ciągnąc porządnego łyka - Wyglądał na południowca, taki trochę ciemnawy, ubrany jak typowy mag, może lekko ekscentryczny wygląd... - mówił powoli - Znasz kogoś takiego? Tak sobie myślę, że raczej po drogach on nie chadza, ciężko go będzie znaleźć...
- Ja nie znam, ale myślę, że można by popytać... Poza tym, może w takim razie prościej było poszukać pod kątem jego zainteresowań magicznych. Te twoje bardzo tajne badania dotyczyły czegoś konkretnego?

Feng uśmiechnął się lekko.

- Nie będą takie tajne jak Ci je wyjawię, czyż nie? - spodziewając się jednak reakcji wściekłej Stelli, kontynuował :
- Dotyczyły koniunkcji planarnych oraz potworologii stosowanej.
- Czy dobrze mi się wydaje, że to jak mniej-więcej co drugie magiczne badania?
- Nie brzmiało konkretnie. Bardzo zdecydowanie. Zresztą i tak miała dość mgliste pojęcie, czego mogłyby dokładnie dotyczyć: najprawdopodobniej stworów z innych planów, a więc demonów, ostatecznie duchów. Ale to tyle. - To może inaczej: w jaki sposób on się z tobą skontaktował? Po prostu przyszedł do tej kuzynki, kiedy tam byłeś?
- Mniej więcej. Pojawił się.
- Tak... po prostu? I tej twojej kuzynki, swoją drogą jak ma na imię?, w ogóle to nie zdziwiło?
- Hmm jak ona miała na imię... Coś na J? Tak czy siak, w momencie w którym się pojawił, runęła na podłogę. Spokojnie, żyje. Zasnęła - wyjaśnił, chwilę wahając się przy prezentacji.
- I to w ogóle nie było podejrzane...- mruknęła Stella pod nosem, a głośniej powiedziała:
- Ale to by oznaczało, że musiał skądś wiedzieć, że tam będziesz. Pewnie cię obserwował od jakiegoś czasu... - zamyśliła się na chwilę. - Skoro tam był, może umiałbyś złapać taką mistyczna więź do tego maga?
- Odpada. Nie mam jakiegoś przedmiotu tej osoby, części ciała, nawet włosa. Powinien wysłać jakiegoś posłańca, w końcu mu też zależy na tym badaniu, albo przynajmniej tak twierdził - odpowiedział Feng, zmęczony rozmową. Stella jednak nie była w humorze na narzekanie...
- To wiesz co... Może poczekajmy na tego posłańca, a w międzyczasie spróbujmy się zorientować, czy nikt przypadkiem o Panu Ekscentrycznym nie słyszał. Tylko Feng... To naprawdę może być niebezpieczne, więc obiecaj mi, że nie zrobisz nic zupełnie sam. Dobrze? - popatrzyła na na maga z troską.

Feng znów przemilczał tą sprawę. Nie było sensu obiecywać, skoro się nie było tego pewien. Jedynie mniej więcej przytaknął, jednocześnie biorąc kolejny łyk.

- Feng, proszę... - Wbiła w niego spojrzenie wielkich, czerwonych oczu. - Może chodzić tylko o badania, a może ktoś na przykład chce ukraść twoją tożsamość, tak jak z tym oficerem? A może chce po prostu ukraść wyniki twoich badań?
- Nie ma żadnych wyników - mruknął ponuro - Mój kontakt to śmierdzący trup... - Westchnął, po czym kontynuował: - Dobrze, postaram się nie pakować w żadne kłopoty, tylko potem nie krzycz, jak to one się na mnie rzucą …
- To się im wtedy utrze nosa! - Stella wyszczerzyła ząbki w uśmiechu i sięgnęła po butelkę, by pociągnąć z niej solidny łyk. - A właściwie... Bo miałam zapytać... Dlaczego ty, do licha, rozwaliłeś tamtą podłogę?
Feng zaczął wyjaśniać, że myślał, że zastanie tam jakis tajny schowek bądź ukryty pokój, gdy rozległo się pukanie do drzwi.
-Panienko, paniczu... Lady V’neef Wei Ling przybyła w odwiedziny. Czy zechcecie ją przyjąć? - zabrzmiał głos, który Stella zidentyfikowała jako jednego z jej strażników.

Dziewczyna zmarszczyła brwi. Dość zdecydowanie nie słyszała o takiej osobie, a już na pewno nikt nie umawiał się z nią na spotkanie tego dnia. Co oznaczało, że sprawa albo jest bardzo pilna, albo szanowna pani V’neef dość luźno podchodziła do protokołu towarzyskiego. Tak czy inaczej, wypadało się pojawić i powitać gościa. Gwiazdka wstała z podłogi, otrzepała sukienkę z nieistniejącego kurzu (wszak Pokrzywa nawet w komórce utrzymywała wzorowy porządek) i rzucając krótko Fengowi, żeby pamiętał, że coś jej obiecał, wyszła z komórki na powitanie nieznajomej.
 

Ostatnio edytowane przez Serika : 02-02-2012 o 22:26.
Serika jest offline  
Stary 03-02-2012, 10:26   #114
 
Sasayaki's Avatar
 
Reputacja: 1 Sasayaki nie jest za bardzo znany
Postanowiła, że odwiedzi go następnego dnia, a tym czasem wypocznie po podróży i zapozna się ze służbą. Nienawidziła sytuacji, gdy otaczają ją ludzie, których nie zna z imienia i nazwiska (a zwykle lubiła wiedzieć jeszcze więcej), zwłaszcza gdy mają jej podawać jedzenie. Na szczęście miała dobrą pamięć.

Już w pierwszym momencie rozmowy przykry charakter nadzorcy dał się Wei Ling we znaki. Co prawda nie robił niczego co wprost, lecz jego krótkie, wyburczane odpowiedzi, specyficzny ton i z trudem skrywana wzgarda w spojrzeniu, posyłanym pozostałym służącym, dużo mówiły o jego braku poszanowania dla innych osób oraz całkowitej antypatii względem nowej właścicielki posiadłości. Pewnie myślał, że Smoczyca tego nie zauważa, lecz była ona wyczulona na takie subtelne znaki.
„Na szczęście jutro będę w mieście, czyli nie muszę go wtedy oglądać.” Myślała, popijając obfity posiłek winem „Może przy okazji rozejrzę się za kimś na jego miejsce.”


Jednak ranek przyniósł ze sobą tyle spraw do załatwienia. Po pierwsze, jak tu się traktuje niewolników?! Plantacja plantacją, ale fakt, że rąk do pracy jest za mało to żaden argument do ucisku. Z resztą najedzony i wypoczęty pracownik jest o wiele wydajniejszy niż taki zaharowujący się od świtu do nocy o misce wodzianki. Po drugie, kto dał tym bucom nahajki do łap?! Używanie czegoś takiego wobec konia wydawało jej się okropne, a co dopiero grzmocenie tym po grzbietach ludzi? Zanim udało jej się wstępnie opracować nowy podział pracy i wmówić nadzorcom, że za używanie bicza mogą stracić pracę, południe dawno minęło.

Nie, by to rozwiało wątpliwości samych zainteresowanych. Któryś z bardziej ogładnych zwołał nawet je zwokalizować:

- Ale pany, są takye dzikusy, co agresyję we krwy mają – wskazał ręką bez środkowego palca na jakiegoś spracowanego niewolnika ze wschodu – Ten z Linowanu je, stary Krzemień był miękki z nym, to starego Krzemienia zarżnął. – przeszedł ręką na kolejnego. Tym razem padło na muskularnego osiłka o paskudnej mordzie - A ten to cosię zrobił złego, i go uwięzili. To go odkupili. Spod cyemnej gwiazdy... Jak się przede takymi bez nahajki bronić? – dokończył.

Wei podeszła do wskazanego zabójcy Starego Krzemienia.
-Dlaczego go zabiłeś?- spytała wprost.

Otumamione narkotyczną mieszanką oczy dzikusa spoczęły na Wei. Dopiero po dwóch powtórzeniach, dotarło do niego pytanie.

- Nazwał źle mać... – stwierdził głucho. Musiało to być dawno – teraz już przecież był pod ilomaś względami wrakiem człowieka, któremu niedługo wypadło zejść z tego świata.
Sprawa najwyraźniej była bardziej skomplikowana niż się wydawało. Nie będzie łatwo uzyskać ład na plantacji skoro roi się tu od takich brutali. Od czego zacząć?

-Dobrze, posłuchajcie mnie. Postaram się, by było wam tu dobrze, będziecie syci, będziecie mieli gdzie spać, nie będziecie pracować ponad siły… ogólnie, to miejsce stanie się lepszym niż wszelkie inne plantacje, czy kopalnie, do których możecie trafić.- zaczęła spokojnie, wymawiając wszystkie słowa głośno i wyraźnie, by trafiły do każdego.- Ale musicie przestrzegać zasad. Zero przemocy, rozumiemy się? Nieposłusznych…- zawiesiła głos na chwilę. Teraz miała nadejść groźba. Nie miała zamiaru jej realizować, ale musiała jakoś rozegrać tę partię.- Nieposłusznych po prostu się pozbędę.

„Pozbyć się”. Dobre sformułowanie. Pozostawia co nieco dla wyobraźni. Oczywiście miała na myśli co najwyżej sprzedaż delikwenta do jakiejś sprawdzonej placówki, ale to jak oni zinterpretowali ich słowa to już inna bajka.

Po tym wszystkim usiadła pod drzewem, z Moczymordą, swoim wybitnie brzydkim kotem na kolanach, chcąc zrobić w myślach bilans całego dnia. Wszystkie sprawy dotyczące posiadłości wydawały się być już załatwione.

-Senzo- zwróciła się do swojego archonta.- Myślę, że możemy spokojnie wybrać się teraz do miasta.

Cherak wydawał się czarujący, pomimo zniszczeń, które spowodowała niedawna rebelia. Wei Ling uśmiechnęła się gdy znalazła się w otoczeniu tłumu. Tęskniła za miejscami tak tętniącymi życiem. Ostatnie miejsca jej pobytu… cóż było ich tak wiele, a żadne z nich nie warte zapamiętania. W końcu jednak nastał czas, gdy mogła „zrobić sobie wolne”, osiąść, zająć się życiem plantatora, zabawić się, odwiedzić starych znajomych… A zwłaszcza jednego, szczególnego młodzieńca.

Wiedziała, że Feng jest gdzieś tutaj. Nie wiedziała tylko gdzie konkretnie. Jednak z pozoru znalezienie kogoś tak… oryginalnego nie powinno być trudne. Z pozoru. W rzeczywistości samo poszukiwanie punktu zaczepnego może się okazać wybitnie trudne. Antytowarzyscy socjopaci nie uczęszczają przecież na przyjęcia.
Najlepszym miejscem by zacząć mogła się okazać miejscowa księgarnia.

Kazała woźnicy zawieść się tam. W sklepie zaczęła się rozglądać, z udawanym zainteresowaniem przeczesywała półki wzrokiem, aż w końcu natknęła się na jakieś opasłe, oprawione w czerwoną skórę tomiszcze. Wypisany złotymi literami tytuł sugerował, że książka jest traktatem o magii. Świetnie. Podeszła z nią do sprzedawcy. W czasie dokonywania transakcji zagadnęła go, niby mimochodem.

-Jak pan sądzi, mogę to sprezentować początkującemu?

-Och, nie sądzę, pani. To dla bardzo zaawansowanych.

-Ach tak? Wobec tego, mojemu znajomemu, znakomitemu magowi powinno się spodobać… Nazywa się Ledaal Feng. Słyszał pan o nim?

-Wszyscy słyszeli! Nie zna pani tej historii?!- człowiek wydawał się zaskoczony.

-Niestety, jestem w mieście od niedawna…

-Moja pani, to się ponoć wydarzyło w czasie przyjęcia w rezydencji Chaleków. Podobno udał się od do prywatnych komnat na małe te-a-te…

- Tête---tête.
- poprawiła go, starając się zapanować nad kącikami ust, by nie zacząć chichotać. To było wyzwanie. Jak tu się nie śmiać wyobrażając sobie Fenga na przyjęciu? W dodatku w w czasie jego trwania miał się znaleźć w intymnej sytuacji z kobietą! Co za parodia!

-No tak właśnie, dziękuję pani. Tête---tête. Z trzema kochankami. Na zdrowie!

To ostatnie dotyczyło udawanego kichnięcia, którym Wei Ling zamaskowała parsknięcie śmiechem.

-Dziękuję. Kontynuuj, proszę.

-Wtedy nagle z podłogi wyszedł zombie! Doszczętnie ją rozwalając. Mistrz bohatersko stanął w obronie swoich dam i zabił stwora. Dobił, znaczy się… Podobno to był niesamowity pojedynek! Później jednak okazało się, że ten zombie to nikt inny jak sam generał Liang Tepet!

-Niesłychane!

-To szczera prawda! Wiem to od siostrzenicy, która usłyszała to od przyjaciółki, której chłopak ma kuzyna, będącego kolegą wojskowym gościa, którego babcia chodzi do sauny z matką młodzieńca, zalecającego się do córki lokaja z tamtej rezydencji!

-Coś takiego! Muszę koniecznie wypytać o wszystko mojego odważnego przyjaciela. Nie wiesz gdzie go znajdę?

-Podobno aktualnie mieszka w domu pani Stelli z klanu Cathak.

-Czyżby to…?
- przedłużyła pytanie, sugerując tym, że należy je dopełnić słowami „jedna z jego kochanek”.

- Nie rozsiewam plotek, łaskawa pani.

Po wyjściu z księgarni natychmiast kazała woźnicy skierować się w stronę rezydencji Cathak Stelli. Przez całą drogę myślała o tym co powiedział jej księgarz. Nawet jeśli wyciągnąć z tego pierwiastek przesady i podzielić przez pogłoskę, to wciąż wiele wskazywało na to, że Feng wpakował się w coś śliskiego i pokręconego. I z całą pewnością interesującego. Szelmowski uśmiech zagościł jej na twarzy. Co tam plantacja! Szykuje się zabawa!

Dopiero, gdy powóz zajechał pod bramę zdała sobie sprawę, co jej umknęło. Cathak Stella? Jak mogła to przegapić? O tej dziewczynie było przecież ostatnio dość głośno wśród członków klanu V’neef. Oficjalna wersja była taka, że przekazała ona należne Farasowi przeprosiny, za znieważenie go przez mistrza Avaku- swojego brata. Nieoficjalna wersja, znana tylko kilku V’neefom, nieco bardziej zorientowanych w społecznych i dworskich zawiłościach, brzmiała „W końcu ktoś załagodził tę sprawę, zanim coś głupiego strzeliło temu nadąsanemu bufonowi do głowy…”. Oczywiście, sposób w jaki Faras został potraktowany przez Avaku był niedopuszczalny (tak przynajmniej wynikało, z jego sprawozdania), ale Wei wiedziała, że jej brat ma spore braki w dystansie do samego siebie, a przy autorytecie, którym cieszył się w ich rodzie, mógł bardzo łatwo rozpętać straszną awanturę, na dużą skalę. Skoro udało jej się uporać z tą sytuacją, Stella zdawała się być sprytną osóbką, z pewnością wartą bliższego przypatrzenia się.
 
__________________
Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
Sasayaki jest offline  
Stary 08-02-2012, 20:21   #115
 
majk's Avatar
 
Reputacja: 1 majk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodzemajk jest na bardzo dobrej drodze
Nieruchomość wymagała wkładu większego niż samo kupno, toteż Cathak cieszył się z bezproblemowego załatwienia formalności. Skromny mnich okazywał się coraz bardziej pomocny, choć jeszcze nie przeważało to o zaufaniu czy -jak w przypadku Stelli i Avaku- zwyczajowej lojalności krwii. Niemniej Mibu cicho odetchnął, gdy mnisia błękitna szata oddalała się. Odprowadzał go wzrokiem wciąż analizując słowa Jina dotyczące ‘mistrza’ Deleda, jego subiektywności i twardości poglądów. Mnich szczególnie podkreślił, że wszystkie miejskie służby są lojalne wobec Szkarłatnego Tronu i namiestnika. To zdanie racjonalnie stawiało Deleda po drugiej stronie barykady. Wcześniej jednak sam Deled sformułował tezę, że miasto istotnie- funkcjonuje, ale nie tak jak powinno. Stosik spraw ‘do rozważenia i analizy’ rósł od dnia przybycia, a miał urosnąć jeszcze. Świadczyła o tym choćby wiadomość- zaproszenie do Pałacu Białego Lotosu.

Tymczasem miejsce sprawowania urzędu nadal nie było zdatne do użytku. Zdając sobie sprawę, że bez odpowiednich narzędzi zgromadzonych właśnie w siedzibie nie jest w stanie zarządzać prowincją zadecydował zostać w pałacu dłużej. Choć sam budynek był utrzymany w świetnym stanie to jednak wymagał zmian pod profil nowej funkcji. Słudzy znosili z różnych zakamarków gmachu przedmioty i meble różnej jakości przed główne wejście. Wystawka na prykas samego Mibu, który wpierw oceniał je bystrym okiem. Jak się szybko okazało było ich więcej niż wyglądało na początku toteż trwało to dłuższą chwilę. Było już późne popołudnie, gdy satrapa wyszedł przed pałac by ostatni raz rzucić okiem na odfiltrowane fanty. Wtedy przybyli Baku i Zikkur wraz z posiłkami służby. Pierwszego Mibu szybko skierował dalej w miasto, by wypisał listę instytucji publicznych potrzebujących które można “obdarować” rzeczmi odzyskanymi z pałacyku oraz zorganizował całe przedsięwzięcie łącznie z transportem. Poza powierzchowną -choć nie pozbawioną wartości- charytatywnością kryły się względy bardzo proste- polityczne. Rozdawanie czegokolwiek ‘za darmo’ szybko przychodziło ludziom na języki, a Mibu chciał, by jego przybycie i działalność została nie tylko zauważona, ale i trwale zapamiętana przez mieszkańców. Co więcej o ile On sam -jako namiestnik, reprezentant władzy- miał jeszcze związane ręce to już jego ministrowie nie- i zamierzał to wykorzystać by nie tracić czasu. Baku miał również znaleźć odpowiednią grupę rzemieślników oraz zatroszczyć się o nowe- odpowiednie dla majestatu reprezentanta Cesarzowej- wyposażenie pałacu. Pierwsze zadanie -nie wątpił- nie sprawi jego doradcy trudności, a z pewnością zaowocuje wiedzą i kolejnymi “opiniami”- którym Mibu przyznawał znaczącą rolę w funkcjonowaniu społeczeństw.
Słudzy z wynoszenia nieużytków zmienili modus na wnoszenie podstawowych bagaży, które przyjechały na wozie wraz z resztą niewolników.

* * *

Nie wszystko jeszcze w nowej siedzibie zostało przyporządkowane swemu miejscu i funkcji, ale dzień kończył się ustępując nocy. Zważywszy, że ważniejsze pakunki zostały w posiadłości kuzynki oraz sam fakt, że urząd nie nadawał się jeszcze do zamieszkania- zdecydował jeszcze przez tę jedną noc użyć gościnności Stelli, by z samego rana dokończyć dzieła przeprowadzki i wdzięcznie podziękować. Niestety samej panienki-kuzynki nie zastał. Ochmistrzyni zwana Rumiankiem poinformowała go, że Stella udała się na bal z szlachetnym Fengiem z Ledaalów, jednocześnie zapewniając, że z pewnością nie miałaby nic przeciwko daniu Mibu i jego towarzyszom gościny. Mrok za oknami gęstniał- pozostawało skorzystać z propozycji, bo wszak ochmistrzyni miała w domu coś do powiedzenia pod nieobecność gospodarza. Nie oszczędzała słów również w środku nocy, gdy na teren posiadłości wpadła grupa żołdaków. Nie zdążył usłyszeć wszystkiego, ale wyglądało na to, że kuzynka podczas balu wplątała się w jakąś kabałę. Wyraźnie zamieszanym był również Ledaal.

Reszta nocy minęła już spokojnie- przynajmniej z perspektywy Mibu. Nie zasnął już- raczej nie przez samo zajście na dziedzińcu, a stres towarzyszący mu nieustannie od momentu zejścia na ląd Cheraku. Nie taki stres powodujący drżenie rąk, przywołujący pot na skronie. Stres poczucia odpowiedzialności, narastającego na barkach ciężaru. Miał wiele czasu na własne rozterki.
Panienka Cathak nie zeszła na śniadanie. Nieco go to zmartwiło jednak jako że nikt nie zwrócił się do niego bezpośrednio on sam również nie podejmował tematu nocnych zajść. Gdy tylko towarzysze satrapy zebrali się do przeprowadzki, a słudzy załadowali pozostałe rzeczy na wozy postanowił kontynuować swoją misję. Zostawił Rumiankowi krótki list adresowany do Stelli:

Mam nadzieję, że wczorajszy bal przysporzył więcej rozrywki niż problemów Tobie i Twojemu towarzyszowi. Liczę również, że wraz z moimi kompanami nie nadużyliśmy Twej gościny. Zdołałem ustanowić oficjalną siedzibę do której właśnie wyruszamy. Jeszcze raz dziękuję za gościnę i zapraszam do nowego pałacu.


Mibu


* * *

Do miasta dotarli grubo przed południem. Na ulicach już było gwarno, każdy pochłonięty własnymi sprawami. Zgiełk i łoskot niechętnie ustępujący przed szlachetnymi jeźdźcami. Mimo tego Mibu z zadowoleniem zauważał pojedyncze pokłony, które odwzajemniał uprzejmym skinieniem. Wszak o to chodziło- o rozpoznawalność.

-Znakomicie się spisałeś, przyjacielu.. - pochwalił jadącego obok Baku

-Wypełniam jedynie Twoje polecenia, namiestniku. - doradca uśmiechnął się szeroko świadom tego co zaraz nastąpi.

Na niewidoczny dla satrapy, zapewne ustalony wcześniej gest, ktoś z tłumu krzyknął, że to cesarski namiestnik, a liczba pochylonych głów na ulicy podwoiła się. Nieco dalej z podłużnego budynku migiem wyległy ze dwa tuziny młodych i dzieci. Za nimi, w skromnej szacie, przygarbiony mężczyzna w podeszłym wieku. Na widok jeźdźców i karawany na twarz starca wstąpił poczciwy uśmiech, a grupka młodzieży jak na komendę opuściła rozczochrane łepetyny.

-To sierociniec do którego trafiły komody, sienniki, lampy oliwne z zapasem oliwy, a także wyposażenie do stołówki- garnce, zastawa, krzesła i stoły. -wyjaśniał Baku, gdy mijali wychowanków domu sierot - To niesłychane, że w stolicy prowincji pali się ławami w piecach zimą, by przez resztę roku jeść na podłodze. Pozwoliłem sobie również zakupić nieco żywności dla tych nieboraków- wszak znaczna ich część straciła rodziców podczas przewrotu. Nie chcemy, by żywili urazę do namiestnika za politykę jego poprzedników, prawda? - nie bez powodów Baku był pierwszym wyborem Mibu na funkcję doradcy.

Cathak z uwagą słuchał Nellensa rozważając kolejny aspekt złożoności sytuacji wewnętrznej Cheraku. Niedawny przewrót bez wątpienia zostawił po sobie wiele ran. Jedne zasklepią się same z biegiem czasu, a inne będą rozdrapywane- umyślnie lub przez przypadek. Jednych od drugich nie sposób zaś odróżnić do momentu skutku, kiedy to może być już za późno. Wsparcie sierocińca było dobrym krokiem. Jednym z pierwszych na długiej ścieżce. Pozbawieni rodzin, nadziei, wiary- dziś wychowankowie starca mogą być najedzeni i wdzięczni satrapie. Jutro, gdy spiżarnie się opróżnią, stare rany mogą się otworzyć.

-Masz pełną rację. To jednak nie wystarczy, by im pomóc naprawdę. Znasz już ich wychowawcę- przekaż mu, że chcę zatrudnić jego najstarszych wychowanków przy pałacu. -polecił zwieźle i z wolna ruszył dalej.

Nieco dalej w głąb ulicy, gdy Neleen już dołączył do namiestnika z robiącego miejsce dla karawany tłumu wystąpiła dwójka starszych, acz nie starych jeszcze mężczyzn. Na pierwszy rzut oka znać było, że to uczeni w pismach- szaty, nakrycia głowy i przede wszystkim naręcza woluminów. Księgi niemal rozsypali pod kopyta koni, gdy klękali przed zdziwionym satrapą. Dopiero, gdy ten spojrzał na Baku doradca począł wyjaśniać.

-Garla i Zeg- oddani Cesarzowej obywatele, mędrcy i właściciele tutejszej księgarni. - przedstawił dwójkę Baku, a ci jeszcze pogłębili pokłon. - Z Twego polecenia, Panie, przekazałem zbiór rękopisów znalezionych w komnatach pałacu. Zaś to co z takim trudem dźwigają to zapewne księgi do nowo-pałacowej biblioteki- geografy, kroniki i traktaty dotyczące samego Cheraku - na skinienie Baku słudzy odciążyli uczonych z ksiąg, które starannie odłożyli na wozy.

-Znakomicie, znakomicie... -Mibu skinął lekko głową dając mędrcom znak, że to na razie wszystko czego się od nich oczekuje.

Orszak zrobił jeszcze kilka przystanków w drodze do nowego pałacu, a na każdym Baku niczym tutejszy już przewodnik wyjaśniał zaszłości, obecną sytuację i własne wnioski. Przedstawiał mniej lub bardziej ważne persony, sugerował nawiązanie znajomości samemu Mibu w przypadku tych najistotniejszych nie-smoków, zaskakując tym samym Czerwonookiego jak wiele zdołał osiągnąć w ciągu niecałego dnia.
.
* * *

Z wnętrz świeżo odrestaurowanego pałacyku wychodzili ostatni pracownicy. Sam Mibu nie zamierzał zarywać nocy przed pierwszym dniem urzędowania. Z tego samego powodu pozwolił też dobrze wypocząć swojej świcie. Nie szczędził za to monety, by placówka była gotowa “nazajutrz rano” dając tym samym okolicznym ślusarzom, cieślom, tragarzom i kupcom do niezłego zarobku za jedną noc. W szerokich wrotach minął dwójkę -zaspanych nieco- strażników salutujących mu, szukających w gestach Zikkura nadziei na zmianę warty. Satrapa ruszył przez salę oczekiwań. Mijał prostokątne kolumny z jasnego, misternie rzeźbionego kamienia. Sześć ozdobnych podpór łączących czerwone, wyszywane żółtą i pomarańczową nicią dywany z jednolicie białym, wysokim sufitem. Może przez to łukowate i dość niskie meble z ciemnego, lakierowanego drewna mogły wydawać się nieco małe. Zatrzymał się przed drzwiami do auli.

-Przyjaciele.. - zwrócił się do Nellensa i Cathaka - rozgośćcie się w swoich gabinetach, rozdysponujcie służbę. Przed południem ruszamy do Pałacu Białego Lotosu - na przytaknięcie doradców odwrócił się.

Baku i Zikkur rozeszli się w przeciwnych kierunkach twierdzy. Mibu przekroczył centralne -podwójne- drzwi po czym zamknął wykonany według precyzyjnych zaleceń zamek. Aula była więcej niż przestronna. Była olbrzymia- zarówno szersza jak i wyższa niż sala oczekiwań razem z obydwoma skrzydłami. Wypucowana na błysk podłoga wyłożona ciemno-granatowymi płytami z przebijającymi się białymi żyłkami i cienkimi smugami. Dwie podobne poprzednim jednak znacznie potężniejsze kolumny wspierające strzeliste, ozdobne łuki i częściowo przeszklony sufit. Ustawiona pod owe światło wielka ława na dziesięć miejsc siedzących. Dalej nieco zabudowany stół-pulpit namiestnika. Za nim na podwyższeniu katedra satrapy- u samych niemal stóp wysokiego na niemal pięć metrów pomnika Szkarłatnej Cesarzowej.

Cathak zbliżył się do pulpitu, z wewnętrznej kieszeni szaty wydobył krwiście czerwoną pałkę. Szpikulec na biurku zatopił się w podstawie wykonanej wedle specjalnej receptury świecy, a na jej szczycie po chwili już nieśmiało podskakiwał smukły płomień.

~ Jestem Twym słowem w milczeniu obojętności.., krótkim przebłyskiem Twej woli w bezmiarze ciemności. Jestem napiętym ramieniem Twym i okiem bystrym, a gdy wzywasz Ty to na niebie pustym jasnym jawi się lot sokoła. - formuły o błogosławieństo wyuczył go jeszcze Obarskyr.

Modły często kończyły się rozmyślaniami o starym mentorze, który nagle i bez wyjaśnienia opuścił dwór Cathaków na Wyspie. Mibu wielokrotnie wszczynał śledzenie plotek i słuchów na ten temat i mimo, że większość wskazywała zupełnie rozbieżne kierunku świata to te bardziej rzetelne za cel stawiały Cherak. Długo czekał na tę okazję, ale też poczucie priorytetów Cathaka uległo ostatnimi dniami wyśrubowaniu.
Zagasił płomień, w dymku zgaszonego knota unosił się przyjemny zapach. Wziął głęboki oddech.

- Czas na konkretne działania..., Pałac Białego Lotosu. - rzucił sam do siebie kierując się do wyjścia, gdzie już powinni czekać doradcy i osiodłane konie.

 
__________________
"His name is Dr. Roxso..., he's a rock'n'roll clown, he does cocaine..., I'm afraid that's all we know..."
majk jest offline  
Stary 10-02-2012, 12:44   #116
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Siedziba cherackiego oddziału Gildii prezentowała się... skromnie. Oczywiście, jak na standardy organizacji. W tym przypadku oznaczało to tyle, że nie zignorowano praw miejscowych, nakazującą osobom spoza Szkarłatnej Dynastii i rodów patrycjuszowskich należytą skromność. Ot, zrezygnowano choćby z nadmiaru zdobień fasady, a wydawane czasami gildyjne bankiety miały limitowany rozmiar... w teorii, gdyż starożytne prawodawstwo Cheraku precyzowało jedynie maksymalną liczbę talerzy, z których mieli jeść goście. Regulacje jednak nie mówiły nic o tacach w roli talerzy, więc goście swobodnie z nich jedli.

Regulacje nie docierały również do prywatnych komnat faktora w posiadłości ulokowanej kilkadziesiąt metrów wewnątrz kompleksu Gildii. Ich wyposażenie przyćmiewało zawartość posiadłości niejednego arystokraty z Wyspy. Zresztą... czy można było się temu dziwić? Gildia była przecież największym konsorcjum handlowym Stworzenia, czerpiącym nieliche zyski zarówno z rozprowadzania produkcji rękodzielniczej swoich rzemieślników, płodów rolnych... jak handlu z innymi sferami egzystencji oraz trzech niesławnych filarów Gildii: najemnictwa, narkotyków i niewolnictwa. Ba!, przez stulecia ugruntowała swoją rolę sponsora Konfederacji Rzek, czyli politycznej przeciwwagi Imperium. Trudno się dziwić, że kupieccy książęta byli krezusami... choć oczywiście, raczej nie na terenie Błogosławionej Wyspy – Szkarłatna Cesarzowa nałożyła obostrzenia na handel gildyjny.



***

Gdzieś w trzewiach tej posiadłości, wspólnik Fenga przebijał się przez kolejne drzwi, w drodze do sypialni przełożonej przybytku. Jak zwykle, miał na sobie lekki czar iluzyjny – choć nie przypuszczał, żeby posiadłość była obłożona szpiegami. Wreszcie, stanął przed drzwiami bogatej komnaty faktorki. Dopiero tutaj się zawahał. Bezczelność w takiej intruzji była najwyższej klasy, ale wieści były ważne...

Wreszcie, ignorując czujne pchnął ciężkie drzwi i wszedł do wymoszczonego atłasami pomieszczenia. Kobietę obudziło to niemal natychmiast. Lekko syknęła z dezaprobatą, gdy zorientowała się w sytuacji. Szybko jednak dała ręką znak, zwiastujący rozpoczęcie swoistej „audiencji”.

Mógł dostrzec jedynie plecy Agii – co najzwyczajniej w świecie go denerwowało. Co to, faktorka myśli, że jak się obróci każdy mężczyzna ulegnie chuci i padnie jej w ramiona? Oczywiście, zdawał sobie sprawę, że poza była uzasadniona. Przecież, dla ścisłości, to nawet nie musiała być faktorka – czarnoksiężnik kojarzył przynajmniej dwa jej simalkra i trzy sobowtórki. Konsorcjum posiadało zadziwiającą kreatywność w zakresie bezpieczeństwa. Gdyby nie dowiedział się o przyjeździe faktorki bezpośrednio z góry, wciąż sądziłby, że sprawy obsługuje jakaś pośredniczka. A im mniejszą część ciała pracodawczyni widział, tym mniejsza była szansa na rozróżnienie...

- Środki zawiodły – wycedził przez zęby – Magik nie tylko nie potrafił znaleźć niczego wartego uwagi, ale okazał się mało subtelnym idiotą. Powinienem się spodziewać po kimś, kto wierzy w takie bajeczki...
- Ktoś się dowiedział...?
– padło pytanie.
- A jakże, całe miasto gwarzy już o tym, jak rozdziewiczył podłogę powietrznym pociskiem i odsłonił jakieś truchło! – odparował, lecz widząc, że kobietą wiadomość wstrząsnęła tak, że aż odwróciła się, prędko dodał – Mnie nie znajdą, ale trzeba znaleźć jakieś inne sposoby, żeby odzyskać zgubę... Jak jej nie odnajdziemy, to nam nie zapłacą... – zironizował.
- Wiesz, że chodzi o więcej – kobieta prychnęła – To coś zabiło strażnika Gildii...

***

Cathak Mibu

Składając wizytę w swej nowej rezydencji, mógł ocenić, że restauracja pałacyku udała się nad podziw, choć niektórzy złośliwcy już zarzekali się, że jego odrestaurowanie przez okres jednej nocy kosztowało miasto więcej niż wybudowanie nowego budynku. Drzwi można było bez większej trudności wymienić, okna wstawić... ale fanaberia satrapy – ustawienie w jedną noc pięciometrowego pomnika Szkarłatnej Cesarzowej - była karkołomna! Musiano się chyba odwołać do pomocy czarnoksiężników, aby przenieść ów pomnik... Szacunek kosztów musiał jednak poczekać – Cathak miał naglące spotkanie w mieście...

***

Pałac Białego Lotosu była miejscem wcale niemałym, a i okazałości jej nie zbywało. Odnalezienie strzelistej pagody górującej nad okolicznymi budynkami nie wymagało od satrapy niemal żadnych pytań – charakterystyczny biały dach herbaciarni przykuwał wzrok. W miarę zbliżania się, mógł ocenić stan przybytku – jak należało się spodziewać, przybytek był ekskluzywny, jednak bystre oczy Smoka dojrzały ślad zniszczeń... czyżby przybytek przemalowano na biało, aby ukryć zniszczenia?

Kiedy satrapa ze świtą przekroczył bramy herbaciarni, momentalnie poraził go tłok. Miejsce musiało być naprawdę popularne – wyglądało to, jakby cała tutejsza śmietanka towarzyska uczęszczała do Pałacu. Wielu rozpoznało twarz satrapy, lecz nim tłum otoczył Mibu, do satrapy dotarł jakiś pocieszny człeczyna. Stanął między tłumem a namiestnikiem Cesarzowej, zagrodził drogę i z wyraźną nerwowością począł krzyczeć.

- Przejście, satrapa nie życzy sobie zakłóceń! – głos miał piskliwy oraz nieskłaniający do posłuchu. Przez moment zdawało się, że będzie musiał rozdawać na prawo i lewo uderzenia laską, aby utorować drogę, ale bywalcy wreszcie rozstąpili się i umożliwili przejście – Proszę za mną, proszę...

Człowiek poprowadził go w jedne z rozsuwanych drzwi, do – najwyraźniej – zarezerwowanej na spotkanie prywatne części Pałacu Białego Lotosu...


Pokój był skromny, wręcz ascetyczny. Ze sprzętu obecny był tylko cenny serwis, kilka lamp, szafki oraz maty. Zważywszy na kontrast między miejscem spotkania a główną częścią herbaciarni, pozwalało to domniemywać, że jego doradcy celowo wybrali taką scenerię dla ich spotkania.

Na dwóch matach już czekali na niego doradcy.

Hedes okazał się niemłodym Dynastą, wręcz kipiącym od skrywanej energii. Był stosunkowo niski – pięć i pół stopy, lecz nieustannie się poruszał i przez to wydawało się, że zajmuje znacznie więcej miejsca. Golił przód głowy, lecz z tyłu miał długie, czarne włosy, które w tyłu wiązał w warkocz. Wiek odcisnął na nim ślad – włosy były miejscami pokryte siwizną, a twarz pokrywała się siateczką drobnych zmarszczek. Nie ujmowało to jego obliczu ani trochę srogości – starannie przystrzyżone wąsy, wiecznie zmarszczone brwi, kształt ust... wszystko układało się w wyraz jakiegoś zacięcia.

- Powitać was, powitać – Tepet gwałtownie się podniósł i złożył szybki ukłon. Cathak już teraz mógł ocenić, że gwałtowność gestów jest dla tego wyniesionego charakterystyczna – Zaczynaliśmy się lękać, że nasi kuzyni z Cheraku nawet porządnych dróg w mieście zbudować nie potrafią – zażartował, choć ani usta, ani jego niebieskie oczy nie zmieniły wyrazu – Moje imię zapewne znacie z listu, pozwólcie sobie więc przedstawić: tą damą jest czcigodna Sheila – skłonił się lekko w stronę niewiasty, noszącej szaty z monem pomniejszego rodu – A ów nic niewart nicpoń, który was tu wprowadzał, to Kamon, mój wnuk – cmoknął z dezaprobatą, gdy tylko dokończył.

Doradczyni z pewnością nie była najpiękniejszą kobietą, którą oglądały oczy Mibu. Niemniej, nie sposób było jej odmówić pewnej elegancji. Trzymała się nieźle, pomimo że widać było już wiek średni.
 

Ostatnio edytowane przez Velg : 12-07-2012 o 22:10. Powód: Literówka dostrzeżona teraz dopiero.
Velg jest offline  
Stary 12-02-2012, 14:03   #117
 
Sasayaki's Avatar
 
Reputacja: 1 Sasayaki nie jest za bardzo znany
Wei Ling została powitana przez służbę. Ciężko byłoby nawet w przybliżeniu opisać wyrazy zdziwienia jakie obmalowały się na ich twarzach, gdy powiedziała z kim pragnie się zobaczyć. Niemniej czym prędzej ruszyli w poszukiwaniu Ledaala oraz swojej panienki. Nagle dosłyszała jak jeden z lokai, mówi pozostałym, że ich znalazł.Jednak informacja o ich aktualnym położeniu była… dość szokująca. Z tego co dosłyszała Feng i Stella siedzieli razem. W komórce. Na bieliznę. Umysł Wei usilnie starał się jakoś zracjonalizować tę informację, podczas gdy mięśnie twarzy starały się powstrzymać jej szczękę przed opadnięciem. Już sam fakt, że Feng znajdował się sam na sam z młodą dziewczyną był dość niewiarygodny, ale to miejsce? W dodatku zasłyszane w księgarni plotki potęgowały wrażenie.

Wei nie musiała długo czekać. Gwiazdka uznała, że nie ma sensu kombinować i specjalnie się przygotowywać, skoro gość nie zdecydował się uprzedzić o przybyciu - szybko tylko skontrolowała w lustrze, czy wygląda przyzwoicie (wyglądała) i wyruszyła zobaczyć się z panną V’neef. Nie minęły dwie minuty (podczas których służba pomagała Wei zdjąć płaszcz i zaprowadziła do pokoju dziennego), gdy na jej powitanie wyszła właścicielka posiadłości.

Stella nie bardzo wiedziała, czego spodziewać się po niespodziewanej wizycie. Panna V’neef była młodą, bardzo urodziwą osóbką i wyglądała na raczej zaciekawioną, niż zaaferowaną, Gwiazdka wstępnie uznała więc, że to raczej nic bardzo pilnego. Dopiero więc po wymianie standardowych, grzecznościowych formułek powitalnych, kiedy obie panie rozsiadły się wygodnie w salonie, a służba przyniosła herbatę, zdecydowała się zapytać pannę V’neef, co właściwie sprowadza ją z tą bardzo miłą, niezapowiedzianą wizytą.

Wei upiła łuk herbaty. Wiedziała, że jej zachowanie nie jest do końca zgodne z zasadami etykiety towarzyskiej, lecz uznała, że może sobie pozwolić na odrobinę impertynencji, choćby ze względu na niedawną awanturę wywołaną przez jej bubkowatego brata. Nie wypadało jednak nadużywać tego “immunitetu”:

- Mam nadzieję, że nie sprawiłam pani kłopotu swoją wizytą... Tak się jednak składa, że to nie z panią pragnę się spotkać. Z tego co słyszałam mieszka u pani szlachetny Feng z rodu Ledaal, mam rację?
- Nie, skąd, to dla mnie zaszczyt, móc podejmować tak szacownego gościa! - Gwiazdka uśmiechnęła się szeroko. - Nawet, jeśli spotykamy się nieco przypadkiem... Owszem, ma pani rację, szlachetny Feng zatrzymał się u mnie i rzeczywiście zastała go pani. Jeśli pani sobie życzy, poproszę służbę, żeby powiadomiła go, że pragnie pani z nim pomówić. Mam nadzieję, że nie odmówi, szlachetny Feng bywa nieco... Nieśmiały - wyjaśniła. W jej oczach błyskały ogniki rozbawienia i sporo ciekawości. Ktoś z wizytą do Fenga? Naprawdę interesujące!
-Och, widzę wiec, że zna pani jego... usposobienie. Zrozumie więc pani, dlaczego zdecydowałam się nie zapowiadać swojej wizyty. Czcigodny Ledaal Feng ma to do siebie, że najpewniejszym sposobem na spotkanie z nim, jest zaskoczenie.
- Element zaskoczenia? - kąciki ust Stelli jakoś same powędrowały w górę. O cokolwiek chodziło pannie V’neef, chyba już zaczynała ją lubić. - W takim razie obawiam się, że element zaskoczenia zdążyła już pani w sporej mierze utracić. Może trzeba było obstawić wszystkie wyjścia i przygotować się na łowy? - zachichotała. - A poważnie mówiąc, Feng jest w domu i niewątpliwie już go powiadomiono o pani wizycie. Myśli pani, że sam zdecyduje się pojawić, czy powinnam zastosować wobec niego jakieś środki przymusu bardziej bezpośredniego?
-Może dajmy mu szansę - Wei roześmiała się. Panna Cathak przypada jej do gustu, była miłym powiewem świeżości, wśród tych wszystkich napuszonych, sztywnych dam i dżentelmenów, przewrażliwionych na punkcie protokołu i samych siebie, od których roją się dwory. - W ostateczności, możemy przecież zapolować - zażartowała.
- W takim razie poczekajmy. Może przyjdzie jak zgłodnieje, o ile mi wiadomo nie załapał się na dzisiejszy obiad. - W gruncie rzeczy przypomniało jej to, że swój ledwo zaczęła, ale trudno, poważne rozmowy w komórce na bieliznę zdecydowanie były priorytetem. Chociaż... W sumie może da się to jeszcze nadrobić. - A może pani da się poczęstować czymś ciepłym? Na pewno droga tutaj zajęła pani sporo czasu.
- Z wielką chęcią, dziękuję - odpowiedziała. Faktycznie, dość dawno nie jadła i jej żołądek mógł lada chwila upomnieć się o posiłek niezbyt eleganckim burczeniem.
Gwiazdka dała znać służbie, żeby przygotowała posiłek. Przy okazji delikatnie napomknęła, że panna V’neef wciąż oczekuje na spotkanie z lordem Ledaalem i można by było mu o tym grzecznie przypomnieć.
- No to załatwione! - Stella uśmiechnęła się radośnie do gościa. - Może Feng jednak da się skusić... A właściwie... Proszę wybaczyć bezpośredność, ale przyznam, że nieco dręczy mnie ciekawość. Wspominała pani, że zna zwyczaje szlachetnego pana Ledaala. Czy to znaczy, że dobrze się znacie?
Pytanie Stelli było zastanawiające. Czy rzeczywiście, jego powodem była czysta ciekawość? W świetle tego, co powiedział jej księgarz oraz faktu, gdzie panna Cathak znajdowała się, zanim spotkała się z Wei, mogła kierować nią zazdrość o kochanka. Jeśli faktycznie tak było, świetnie to ukrywała. Wei Ling dopijając herbatę, przyjrzała się gospodyni spod rzęs, najdokładniej jak potrafiła. Jej strój i fryzura były ułożone, czyste, guziki zapięte... nic nie wskazywało na to by przed chwilą znajdowała się w czyiś ramionach. Cóż, wszystko będzie jasne, gdy Feng w końcu się zjawi... A tymczasem...
- Owszem, znamy się od dawna - odpowiedziała nieco wymijająco. Nie chciała zdradzać zbyt wiele, to by mogło prowadzić do dalszych, mniej przyjemnych pytań.
Gwiazdka skinęła uprzejmie głową, notując w myślach, że ktoś tu wyraźnie unika odpowiedzi. No nic, później może pomęczyć o to Fenga, a na razie należało subtelnie zmienić temat.
- Cieszę się, że Feng ma tak miłych znajomych. Wydawało mi się, że zwykle raczej unika ludzi... Tak jak teraz na przykład, jeszcze chwila, a sama po niego pójdę! Swoją drogą, od dawna jest pani w mieście? Kiedy wyruszałam wraz z legionem kilka tygodni temu, w Cheraku nie mieszkał chyba nikt z rodu V’neef, jeśli nie liczyć szlachetnego pułkownika Farasa.
- Zgadza się, przyjechałam niedawno. Mój brat poprosił mnie o zaopiekowanie się rezydencją i plantacją na obrzeżach miasta
 
__________________
Gdy w czarsmutśleniu cichym stał,
Płomiennooki Dżabbersmok
Zagrzmudnił pośród srożnych skał,
Sapgulcząc poprzez mrok!
Sasayaki jest offline  
Stary 12-02-2012, 15:35   #118
 
necron1501's Avatar
 
Reputacja: 1 necron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodzenecron1501 jest na bardzo dobrej drodze
W tym czasie, ich temat rozmów, siedział dumając na stercie bielizny, odgarniając któryś z kolei stanik i inne klamoty, co za syf!
Mrucząc do siebie całe swoje nieszczęście, spojrzał wilkiem na głowę sługi Stellki. Jeśli znów ktoś mu będzie zwracać co do jego miejsca pobytu, rozsmaruje go na ścianie naprzeciwko.
- Mistrzu Ledaal, Panienka Cathak informuje, że obie czekają na Pana w jadalni, spożywają tam posiłek - wyrecytował szybko nieszczęśnik, zastanawiając się czy może już sobie pójść. Nie widząc reakcji ze strony Fenga, szybko wycofał się z pomieszczenia.
Mag patrzył na swoje ręcę złorzecząc.
- Głooodny jestem - jęknął z rozpaczą. Powoli podniósł się z podłogi, narzekając na swój nieszczęsny los, siorbając nosem aby podkreślić swą niedolę. Ruszył nieszczęśliwie na spotkanie kolejnej walki w formie konwersacji.
-Walki część druga- mruknął do siebie, człapiąc przed siebie.

W końcu, w drzwiach pojawił się długo wyczekiwany panicz Ledaal. Wei podniosła się z krzesła, złapała go delikatnie za ramiona i uściskała lekko.
-Feng! Jak się cieszę, że cię widzę! Wyprzystojniałeś. A tak w ogóle, to mam dla ciebie prezent!- zniknęła na chwilę za drzwiami, gdzie poprosiła przechodzącego sługę, by przyniósł pakunek z jej powozu. Po chwili służący zjawił się z powrotem i wręczył jej to o co prosiła; prostokątną, owiniętą w ozdobny papier paczkę. Ona zaś podała ją Fengowi z promiennym uśmiechem na twarzy.- Proszę.
Ledaal zamarł. Patrzył na stojącą przed nim kobietę, nie wierząc własnym oczom. Szybko przebiegł wszystkie zasady które wpoiła mu Stella, lecz żadna nie mówiła co zrobić z kobietą tulącą nieznajomego na dzień dobry. Może niepełnosprawna? Chociaż nie, to jest Smok. Stojąc sztywno tam gdzie go zatrzymano, przyjrzał się badawczo.
- Ekhem - zaczął niepewnie - Też się wielce cieszę, że Cię widzę... Ale kim jesteś? - zapytał najuprzejmniej jak potrafił. W końcu etykieta wymaga.
Dziewczyna stanęła jak wryta. On jej naprawdę nie pamiętał? Poważnie? Ani odrobinę? Potrząsneła lekko głową z niedowierzaniem.
-Feng, nazywam się Wei Ling, z klanu V’neef. Naprawdę nic ci to nie mówi?
Mag przyglądał się dziewczynie. Nie stara, gdzieś w jego wieku, pewnie dość ładna, nie znał się, i twarz jakby mu kogoś przypominała... Włożył rękę pod szaty, niby w odruchu dotykając kamienia pamięci. Błyskawicznie zaczął przekopywać się przez zawarte w nim dane. O, jest. Wei Ling, z klanu V’neef, jego narzeczona... Feng znieruchomiał.
- Wei? - zaczął niepewnie, uśmiechając się z zakłopotaniem.
-Tak lepiej.- odpowiedziała lodowatym głosem.- Skoro, w końcu, wiesz kim jestem, może otworzysz prezent?- zrobiła chwilę przerwy, patrząc jak młodzieniec odwija ostrożnie papier.- I wytłumaczysz mi przy okazji w co się ostatnio wpakowałeś? Wiesz, że miasto aż huczy od plotek na twój temat?

Gwiazdka obserwowała scenę, zwijając się w kłębek na fotelu i rozpaczliwie usiłując się nie roześmiać na głos. Nie chciała przeszkadzać w bardzo nieromantycznej scence rodzajowej, zwłaszcza, że im dłużej trwała, tym większą jej ciekawość budziła. Kim właściwie była dla Fenga panna V’neef, skoro twierdziła, że dobrze się znali, a mag niemalże jej nie pamiętał? Poza tym naprawdę chciała usłyszeć, jak Feng zamierza wybrnąć z ostatniego pytania.

Feng rozpakował książkę, przyglądając się jej z uwagą. Niezły wybór, sam miał się wybrać w jej poszukiwaniu, było parę zagadnień, które go interesowały. Popatrzył na nią ze smutkiem dając sobie sprawę, że najpierw musi zjeść. Ehh, życie.
- Jestem bardzo rad z prezentu, panienko Wei - odpowiedział jeszcze mniej pewnie. Jak właściwie miał ją tytułować? Pominął ten problem, przechodząc do kolejnego pytania.
- Możliwe - jedynie wzruszył ramionami - Tak szczerze, to nic nowego, zawsze ludzie byli dziwnie wścibscy - wyjaśnił. Przyjrzał się jeszcze raz rozmówczyni, zastanawiając się nad czymś.
- Co Cię tu sprowadza? - zagadnął, robiąc lekki znak w stronę stołu, gdzie Stella umierała ze śmiechu, dobrze że gość stał tyłem.
Zanim Wei zdążyła coś powiedziać, odezwał się jej brzuch. Odruchowo położyła na nim dłoń, jakby chcąc go zagłuszyć, po czym nieco zarumieniona, odrzekła:
-Może... opowiem przy posiłku...- odwróciła się by zasiąść przy stole.- A potem ty, wyjaśnisz może, dlaczego według mieszkańców Cheraku, walczysz z zombie wychodzącymi spod podłogi.- zastanowiła się. Dodać resztę? Może lepiej nie, w końcu, mogła się znajdować w domu jednej z tych trzech kochanek. Trzeba ująć to jakoś subtelniej.- Słyszałam też, że masz... bogate życie towarzyskie.

Tego było za dużo nawet dla Gwiazdki. Zaksztusiła się lekko, usiłując zamaskować prychnięcie śmiechem. Feng i bogate życie towarzyskie! Chyba rzeczywiście w towarzystwie zombie... Nawet pasuje. Na jej szczęście, niemal w tej samej chwili służba wniosła do pokoju półmiski pełne gorącego jedzenia.

Dźwięczny śmiech Stelli dowodził jednej rzeczy: plotki były przesadzone, tak jak sądziła ... aż usłyszała o komórce. Jednak, ciężko było uwierzyć, zwłaszcza po tym jak została przywitana, że jakaś kobieta okazała się dla Fenga tak... zajmująca, że oderwała go od czytania. Nawet tak ładna jak Stella. No, chyba, że to w ramach badań.
Feng jedynie się skrzywił kiedy zauważył zachowanie Stelli, będzie się z niego nabijać przez kolejne parę dni. Wzdychając z lekka, zasiadł do stołu, po czym gdy już wszyscy byli gotowi, zaczął jeść. Niech Stella się męczy konwersacją. Zapadła ta znana wszystkim, krępująca cisza, którą ktoś powinien przetrwać. Niestety, zaszczyt ten zapewne powinien należeć do gospodyni.
- Cieszę się, że w końcu dane było się wam spotkać - Stella uśmiechnęła się delikatnie i uprzejmie do Wei. - Rzeczywiście musicie się dobrze znać, skoro padacie sobie w ramiona na powitanie. Muszę jednak przyznać, że nieco mnie pani zaskoczyła... Nie sądziłam, że jestem aż tak nieuważna, by przegapić bogate życie towarzyskie szlachetnego Fenga - spuściła wzrok, ukrywając wesołe ogniki tańczące w oczach. Jeśłi panna V’neef najpierw dawała jej do zrozumienia, że wobec osoby Fenga gospodyni jest mało ważna, a następnie nie zamierzała podzielić się jakimikolwiek informacjami związanymi z tym faktem, to ona mogła sobie pozwolić na odrobinę złośliwości.
Wei roześmiała się.
-Rzeczywiście. Ciężko w to uwierzyć, prawda? To przecież taki odludek. A swoją drogą… nie uwierzy panienka co też potrafi wymyśleć ludzka wyobraźnia…- postanowiła jednak opowiedzieć co usłyszała od księgarza. W miarę wiernie powtórzyła całą historię o balu, zombie oraz trzech kochankach, dokładnie przy tym obserwując reakcje obojga. A nuż dowie się dzięki temu czegoś interesującego?
Stella tym razem nie próbowała powstrzymać śmiechu. Historyjka i bez ubarwiania plotkami była absurdalna, a wersja, którą powtórzyła panna V’neef na tyle zabawna, że dziewczyna popłakała się ze śmiechu. Wciąż usiłując złapać oddech, odpowiedziała w końcu:
- W każdej historii kryje się ziarnko prawy, ale przyznaję, że gdybym go nie znała, chyba nie zdołałabym go dojrzeć. Osoba, która to wymyśliła, powinna zająć się pisaniem powieści, z pewnością nie brak jej wyobraźni. Może zawarła tam jeszcze jakąś romantyczną bitwę tych trzech kochanek o uczucia mistrza? - wybuchnęła śmiechem po raz kolejny.
- Niestety. A wielka szkoda, to z pewnością byłaby zażarta i pełna żywych trupów walka.
Mag zakrztusił się, panicznie próbując złapać oddech. Na samo wyobrażenie o siedzeniu w JEDNYM pokoju z trzema harpiami wydawało się gorsze niż walka z chodzącymi trupami.
Wciąż lekko się trzęsąc, zaczął powoli pochłaniać zupę dla uspokojenia nerwów.
- Feng, ale spokojnie, jeszcze się o ciebie nie zabijamy! - wyszczerzyła się szeroko Gwiazdka, a widząc przerażenie w oczach maga dodała:
- I jakoś nie sądzę, żebyśmy zaczęły...
Znów prawie się zakrztusił. Na myśl, że KTOKOLWIEK miałby tak ingerować w jego życie jak rodzina bądź o zgrozo! żona, przerażała go.
Tym razem to Wei o mało się nie zakrztusiła, gdy zobaczyła ten nagły strach w oczach narzeczonego.
-Swoją drogą, już sama wzmianka o tym, że Feng uczestniczył w balu jest dość nieprawdopodobna.- dodała.
Gwiazdka zamierzała pozostawić odpowiedź Fengowi, ale zrobiło jej się go prawie żal. Naprawdę wyglądał na osaczonego.
- Zdarza się nawet najlepszym - odpowiedziała pannie V’neef. - I może przestańmy męczyć biednego Fenga, zanim przestanie nas lubić do reszty. Ostatnio mieliśmy wystarczająco dużo wrażeń...
Dziewczyna spojrzała na gospodynię z niedowierzaniem.
-Przepraszam, to znaczy, że Feng NAPRAWDĘ uczestniczył w wydarzeniu towarzyskim?! Jaką torturą osiągnięto ten zadziwiający efekt?
- Nijaką - odparł Feng chcąc zabić temat w zarodku - Wybrałem się tam z własnej woli, czyż jest coś lepszego niż przemiła grupa ludzi z szerokim wachlarzem zainteresowań? To było tak ekscytujące doświadczenie, że aż do dziś je wspominam.
- Oboje wspominamy - dodała Gwiazdka, skrzętnie skrywając zaskoczenie. Feng i sarkazm? Doprawdy, ten człowiek się uczy! - Wie pani, nie co dzień wpada się na balu na zwłoki...
- Panienko Wei nie ma powodu do obaw, gdy tylko trup wyrósł z ziemi niczym przebiśnieg, w trudzie i znoju pokonałem go - dodał Feng, kończąc zupę.
- Czy mam przez to rozumieć, że część o zombie również jest prawdziwa?
- Trup był, magia była, więc sądzę, że tak, jest to prawda - Ledaal odparł, patrząc wyczekująco na służkę. Był głodny, a chwilowo dostał tylko wodę.
- I rzeczywiście wylazł spod podłogi?
- W pewnym sensie - zachichotała Gwiazdka. - Tak naprawdę, to Feng po prostu wyczuł coś dziwnego i okazało się, że podejrzanym miejscu znajdowało się ciało. Zupełnie martwe i dość zdecydowanie się nie ruszające.
- Nie wiesz tego, możliwe, że się ruszało, dopóki go nie uziemiłem, muszę napomnieć, że trzymał się mocno i nie chciał się poddać - wyjaśnił. Nie chciał aby były niedomówienia.
- Fascynujące! Ale skąd tam ten trup? To był jeden z gości? Zabito go na balu?
- Ach, to jest dopiero zagadka, na szczęście Szanowny Liao Jin przejął tą zajmującą sprawę. Oczywiście ja, jak i tu obecna Panienka Stella, rzekoma podejrzana towarzyszka, zostaliśmy dokładnie przesłuchani w celu odkrycia zbrodni - wyjaśnił.
- Och, to ekscytujące! Jaki był kolor skóry trupa? Był wiotki czy sztywny? Miał widoczne rany?- wszystkie trzy pytania zostały zadane niemal jednym tchem.
Gwiazdka usiłowała zachować względnie poważną minę i nie przerywała konwersacji. Była bardzo ciekawa, co Feng może jeszcze wymyślić i jak długo panna V’neef da sobie robić wodę z mózgu. Przy okazji użyła trochę mocy, by zbadać intencje stojące za tą serią pytań. Były odrobinę zbyt sensowne i szczegółowe jak na osobę, która nie miała o sprawie pojęcia, ale wszystko wskazywało na to, że panna Wei rzeczywiście jest tylko ciekawa.
Feng zastanowił się chwilę.
- Ciało już zrobiło się szare, z widocznym rozkładem, aż dziw że nikt nie wyczuł zapachu! Raczej sztywny, lecz nie spięty, w końcu mięśnie się spinają po czym rozkurczają, ran nie zaobserwowałem - odpowiedział również jednym tchem.
- Mięśnie nie rozkurczają się, tylko rozmiękają. I błagam Feng, bez błazeństw. Ja naprawdę jestem ciekawa! Nie łudzę się, że to pamiętasz, ale zawsze mnie takie sprawy interesowały.
- Ehh, panienko Wei, przecież oczywistym jest, że mięśnie nie mogły ulec totalnemu rozkładowi, lub gniciu jak kto woli, przecież trup się ruszał, ruch nie jest możliwy bez ścięgien, mięśni i więzadeł - wyjaśnił.
 
necron1501 jest offline  
Stary 12-02-2012, 21:41   #119
 
Serika's Avatar
 
Reputacja: 1 Serika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodzeSerika jest na bardzo dobrej drodze
Stella westchnęła cicho. Trochę nieładnie było tak się nabijać z gościa.

- Feng, dajże spokój! Owszem, trup się ruszał. Nawet latał, pionowo w dół - w momencie, kiedy podłoga się zawaliła - dziewczyna przewróciła oczami. - Tak jak powiedziałam, Feng wyczuł jakąś dziwną energię. Nie chcieliśmy nikogo niepokoić, więc postanowiliśmy najpierw sprawdzić to sami, a ewentualnie później, gdy będziemy mieć pewność, że to naprawdę coś podejrzanego, alarmować władze. Okazało się, że w miejscu, które wskazał Feng pozornie nie było nic interesującego, jednak kiedy Feng przyjrzał się temu bliżej, okazało się, że w podłodze ukryte było ciało. W stanie zaawansowanego rozkładu. A potem wiadomo - straże, przesłuchania, te sprawy... Trochę się przez to nie wyspaliśmy.

Ledaal nie skomentował wypowiedzi Stelli, cała jego uwaga skupiła się na parującym drugim daniu. Gwiazdka uśmiechnęła się do Wei:

- Proszę się nie przejmować, po prostu mamy nieco dosyć przesłuchań. Ale za to doceniłabym finezję opowieści Fenga! - roześmiała się.
- Och… - Wei zawiesiła na chwilę wzrok na łyżce trzymanej w dłoni, myśląc o tym co właśnie usłyszała. Następnie pochwyciła siedzącego obok niej młodzieńca i mocno udramatycznionym gestem przycisnęła go do siebie. - Feniu, ja wszyściutko rozumiem! - zaszlochała teatralnie. - Jesteś taki kochany, taki opiekuńczy! Mój ty bohaterze! Tak bardzo się mną opiekujesz! Dlatego chciałeś mnie przestraszyć tym paskudnym żywym trupem. Nie chciałeś bym się zamieszała w tak niebezpieczne sprawy! Ach, jakiś ty troskliwy. Chyba zaraz się popłaczę ze wzruszenia…

Nim Fengowi udało się do końca wyswobodzić z jej uścisku, Wei ponownie zaatakowała. Cios był jeden, szybki, prosty i precyzyjny. Prosto w usta. Jej ustami.

Ledaal jedynie siłą woli powstrzymał się przed pociskiem Esencji. Błyskawicznie wyłączył bodźce zewnętrzne, poświęcając się zajmującym traktatom o magii. Lecz nagłe ciepło na JEGO ustach wybiło go totalnie medytacji. Kto to widział, aby nieznana mu prawie osoba rzucała się na niego z ustami. Popatrzył z przerażeniem na doczepiony obiekt, po czym błyskawicznie przeniósł wzrok na Stellę. Błagalny wzrok, wyrażający tak skondensowane cierpienie i smutek, że nawet Stellę powinno ruszyć.

Gwiazdka, która do tej pory kuliła się na fotelu, dusząc się ze śmiechu w sposób, którego pomimo najszczerszych chęci nie udawało się ukryć, uznała, że coś jednak powinna zrobić, zanim osaczony mag wykona jakiś dramatyczny gest. Na przykład wyskoczy przez okno w ramach najbliższej drogi ewakuacyjnej. Bądź co bądź, Feng był jej potrzebny - cały, zdrowy i gotowy do kontynuowania swoich badań, a najlepiej także trzymający się jak najbliżej niej. Panna V’neef wykonała świetną robotę w sprowadzaniu go do pionu i należało jej później pogratulować, na razie jednak trzeba było popracować nad utrzymaniem i wzmocnieniem zaufania, które, jak przypuszczała, mag zaczynał do niej żywić.

- Panienko Wei, nie chciałabym ingerować w wasze stosunki, ale Feng naprawdę miał ostatnio bardzo dużo wrażeń. Obawiam się, że jeśli nie damy mu spokojnie zjeść, to za chwilę ewakuuje się z obiadem do jakiejś komórki - powiedziała, rozpaczliwie siląc się na powagę, wstając i delikatnie odsuwając dziewczynę od skamieniałego maga.
- Oczywiście, oczywiście… Jedz, Feniu. Na zdrowie - wyszczebiotała mierzwiąc mu jeszcze włosy, jakby ostrzegawczo. Po czym zwróciła się do Stelli:
- Swoją drogą, faktycznie, niefortunnie wybrałam dzień na odwiedziny… Musicie być wykończeni, a ja się nagle wpraszam… Moje najszczersze przeprosiny. Najlepiej zrobię, jeśli pożegnam się zaraz po obiedzie, w końcu należy wam się odpoczynek. Jednak nalegam byście oboje odwiedzili mnie w najbliższym czasie w mojej posiadłości - powiedziała, dodając na końcu żartobliwie: - Najlepiej niespodziewanie.
Mag nawet nie spojrzał w jej kierunku, wbijając wzrok w talerz. Miał uczucie jakby Sesselja robiły mu miazgę wewnątrz. Lekko zzieleniały, z bladymi policzkami, zabrał się powoli do jedzenia. Nie był pewien, czy zaraz nie zwróci obiadu. Drżąc niczym w febrze, powoli konsumował swoją porcję.

- Jasne, że odwiedzimy. Nie zna pani dnia ani godziny! - uśmiechnęła się szeroko Stella. - Swoją drogą, jeśli dopiero co pani przyjechała, z pewnością nie zna pani miasta. Możemy się kiedyś umówić na wspólne zwiedzanie... Wiem, gdzie mieszka najlepszy krawiec w Cheraku - zaproponowała, zmieniając temat.
- To by było cudowne z pani strony! … A właśnie, może przejdziemy na ty? Proszę mi mówić po prostu Wei.
- Jasne!
- rozpromieniła się Gwiazdka. - A wracając do miasta...

Naprawdę należało już dać Fengowi spokój. To zadziwiające, ale sytuacja zestresowała go znacznie bardziej, niż cała afera z trupem i przesłuchaniami. Właściwie, to był w najgorszym stanie, w jakim Stella go kiedykolwiek widziała. Zupełnie, jakby ta całkiem miła dziewczyna stanowiła dla niego jakieś potworne, śmiertelne zagrożenie... Gwiazdka uznała, że koniecznie musi zapytać później Fenga, kim właściwie jest dla niego panna Wei. Tymczasem jednak zajęła się konwersacją na różne, mało zobowiązujące tematy.
Po deserze i filiżance herbaty Wei zebrała się do wyjścia. Umówiła się ze Stellą na wspólne wyjście, pomachała skwaszonemu Fengowi na do widzenia i wyszła. Księżyc już dawno zdążył rozgościć się na niebie, a ją czekała dość długa droga. Wsiadła więc z Senzo (który również spędził przyjemny i chyba nieco zakraplany wieczór w towarzystwie sług panny Cathak) do powozu i ruszyli w stronę domu.

***

Kiedy Wei wyszła, Stella wyciągnęła z barku butelkę dobrego wina i postawiła przed Fengiem.
- Wyglądasz, jakbyś pilnie potrzebował się napić... Swoją drogą, skąd właściwie się znacie?
Ledaal popatrzył pustym wzrokiem na kobietę, nie reagując na pojednawczy gest. Jedynie pokręcił głową, po czym wstał od stołu.
- Mój Potwór- odparł lakonicznie, po czym ruszył w stronę wyjścia.

To zabrzmiało nieco enigmatycznie. Niewątpliwie się znali i niewątpliwie nie byli w najlepszych stosunkach - choć Gwiazdka odniosła wrażenie, że Wei nie jest do Fenga specjalnie wrogo nastawiona, a wyskok z pocałunkiem było po prostu odegraniem się za opowieść o zwłokach. To mogła być jakaś znajoma na przykład z którejś szkoły, córka przyjaciół rodziny... No chyba, że chodziło o coś znacznie bardziej osobistego.

- Mam z nią porozmawiać, żeby odpuściła? - rzuciła za odchodzącym magiem.
- Wątpię, aby to podziałało, ona jest... przywiązana przez pewne... konwenanse... - odparł. - Różne nieprzyjemne instytucje wywierają na to wpływ, rodzina i tym podobne … - wymamrotał.
- Narzeczona? - zapytała współczującym tonem, wtykając Fengowi w rękę butelkę. Niech ma na pocieszenie.
Mag aż się wzdrygnął na to słowo. Odebrał butelkę od Stelli, po czym ruszył do pokoju.

***

Było dobrze po północy, kiedy Gwiazdka skończyła pisać ten cholerny raport. Był długi, szczegółowy i śmiertelnie nudny, zawierał paskudnego kleksa w ramach pamiątki po spaniu z nosem w papierach oraz prośbę o jakieś informacje na temat panienki V’neef. Oraz, jeśli to możliwe, wszelkich bardziej znaczących okolicznych magów, ze szczególnym uwzględnieniem tych o południowym pochodzeniu. Prośba skierowana była personalnie do Yrgatha - zapewne nadal czuł się jej zobowiązany za akcję z Farasem i zamierzała to dobrze wykorzystać. Jego pomocnice najwyraźniej były naprawdę świetne w wyszukiwaniu kłopotliwych informacji o różnych osobach (jak choćby tych o związkach Jina z Enumami), niech się wykażą.
Na koniec napisała dwie krótkie notki: do Mibu, z podziękowaniem za wiadomość oraz zapewnieniami, że goszczenie go było zaszczytem oraz do Jina - z sugestią, że jako bliscy sąsiedzi mogliby się kiedyś spotkać przy dobrym winie i porozmawiać. Powinien się domyślić, że ma dla niego trochę informacji.

Miała poważnie mieszane uczucia co do dzisiejszego dnia. Z jednej strony zabawnie było poczuć się znowu jak beztroska mała dziewczynka, paplająca o krawcach i nabijająca się ze skradzionego ukradkiem pocałunku. Prawie, jakby ostatnie kilka lat jej życia nigdy się nie wydarzyło i wciąż była radosną, rozpieszczoną księżniczką spod Greyfalls. Z drugiej strony, to było niebezpieczne. Bardzo nieprzyjemnie niebezpieczne. Czuła narastający gniew nieumarłych potęg, zdecydowanie potępiających tak bezczelne bratanie się z żywymi i doskonale zdawała sobie sprawę, że jeśli go nie ułagodzi, to może się to bardzo źle skończyć. I to nie tylko dla niej samej - a zdecydowanie nie chciała, żeby wściekłość Niezrodzonych uderzyła w jej najbliższe otoczenie. Cóż, najwyżej nie wyściubi nosa z domu, dopóki Otchłań nie upomni się o swoje prawa.

Otchłani najwyraźniej niespecjalnie się spieszyło. Skoro do rana kara od Niezrodzonych nie nastąpiła, Gwiazdka machnęła ręką na środki ostrożności i normalnie zeszła na śniadanie. Jak zwykle miała nadzieję, że kara będzie względnie mało widowiskowa - i jak zwykle się przeliczyła. Tyle dobrego, że dziewczyna, która usługiwała jej przy posiłku, właśnie wyszła na chwilę po kolejną potrawę i Stella miała okazję zmyć się z jadalni, zanim ktoś zauważył wielką, krwawą plamę na jej plecach. Bolało jak jasna cholera. I najwyraźniej nie zamierzało szybko przestać krwawić... Szybka inspekcja w łazience wykazała, że nic dziwnego.

- Szkoda, że, kurna, nie na czole - mruknęła ponuro, podziwiając w lustrze kostne wyrostki wyrastające z kręgosłupa i malowniczo przebijające skórę. Czy to naprawdę zawsze musi być takie... kiczowate? Pierdolone byłe szefostwo i jego pierdolone pomysły. - Nienawidzę was i mam nadzieję, że to doceniacie - warknęła pod nosem, rozpaczliwie zastanawiając się, co właściwie powinna z tym fantem zrobić. Łażenie z czerwoną plamą na plecach po mieście zdecydowanie nie wchodziło w grę, a to nie było coś, co mogła pokazać jakiemukolwiek uzdrowicielowi. Za niewygodne pytania zdecydowanie podziękuje. Po raz kolejny żałowała, że wielebna Meyumi wyjechała z miasta, wtajemniczona w jej sekrety uzdrowicielka byłaby na wagę złota. Niestety, musiała poradzić sobie sama, a biorąc pod uwagę jej dość mizerną wiedzę z gatunku medycyny, bandażowanie sobie pleców mogło okazać się mocno karkołomnym zadaniem. Gwiazdka obiecała sobie, że jeśli kiedykolwiek jeszcze zobaczy kapłankę, poprosi ją o podstawowe szkolenie medyczne. Ale to kiedyś.

Na razie trzeba było cholerstwo jakoś unieruchomić. Po kilku próbach poddała się w kwestii bandażowania sobie pleców i mrucząc pod nosem słowa, które zdecydowanie nie powinny wypływać z ust dobrze wychowanej panienki, zaczęła kombinować nad jakimś rozwiązaniem alternatywnym. Ostatecznie gruby opatrunek unieruchomiony porządnie zaciśniętym gorsetem zdawał się spełniać funkcję w stopniu względnie zadowalającym... O ile, oczywiście, nie próbowała zbyt gwałtownie się ruszać.

Po chwili namysłu uznała, że kilka dziur w plecach to nie jest wystarczająca wymówka, żeby przez cały dzień nic nie robić. A przecież obiecywała kapitanowi Takumi, że stawi się w koszarach i dla odmiany zajmie czymś pożytecznym. Miała w końcu swój własny oddział i ktoś powinien się nim zająć. Gwiazdka miała głęboką nadzieję, że nie będzie to wymagało zbyt dużo zachodu, zdecydowanie nie była dziś w nastroju na fajerwerki.
 

Ostatnio edytowane przez Serika : 12-02-2012 o 22:18.
Serika jest offline  
Stary 15-02-2012, 18:15   #120
Konto usunięte
 
Velg's Avatar
 
Reputacja: 1 Velg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetnyVelg jest po prostu świetny
Cynis Yuugo
Szlachetny Yuugo

Dnia tego, wysłani zostajecie do satrapii Cheraku. Niegdyś miasto kwitło pod naszym światłym przewodnictwem. Niedawno, zdradzieckie podszepty buntowników położyły kres erze, w której sława okolic cherackich jako przebogatej satrapii Cynisów rozciągała się wszędzie pomiędzy brzegami Wyspy.

Zdrada zawsze rodzi szkodę - i zdradźcy, i zdradzonym. Dlatego posiadłości satrapy i jego rodziny, przynależące do nas na mocy prawa zwyczajowego i statutów Cesarzowej, popadły w nierząd. Nadto, ród Cynis popadł w jakąś straszną niełaskę - i skłócony został z władzami lokalnymi, niechybnie przez złe podszepty.

Zadaniem, jakie Wam stawiamy, jest przeto przywrócenie naszych włości do poprawnego funkcjonowania oraz przygotowanie ich do objęcia przez prawych zarządców. Ponieważ zaś pomyślność naszych interesów to więcej aniżeli administracja, Wasze zadanie będzie obejmować więcej aniżeli oczekuje się od administratorów.

Zwrócić powinieneś uwagę, aby odeprzeć wszystkie potwarze, jakie miotać będą przeciw czci Cynisów. Ufam, że Wasze doświadczenie aktorskie przełoży się na znajomość ludzkich temperamentów oraz skuteczność. Byłoby bowiem niewiarygodne, że Smoki zapomniały obdarzyć Was pożytecznymi umiejętnościami.

Oczywiście, natłok obowiązków nie oznacza, że będziecie zwolnieni z przestrzegania przykazów kierujących życiem każdego syna i każdej córki naszego Rodu. Cesarzowa przyznała nam przywileje handlowe po to właśnie, abyśmy pilnowali właściwego działania wszelkich innych rodów – przez dostarczanie im potrzebnych niewolników oraz wszelki inny handel, który mieści się w rodowych przywilejach.

Niech Pięć Smoków ma Was w swej opiece
Cynis Rokura


List był długi i zawierał sporo formuł dodanych całkowicie pro forma. Jednak już sama pieczęć, którą go opatrzono - odcisk cynisowego monu, świadczyła o powadze listu. Dodatkowo, rodowy sługa, który dostarczał list, był zdeterminowany należycie poinformować młodzieńca o przyłożeniu należytej wagi do wiadomości.

***

Dotychczas pomagał zarządcy teatru, na przedmieściach samego Miasta Cesarskiego. Komendując objęcie przez niego pieczy nad interesami Rodu w Cheraku, starsi udzielili mu pewnej nobilitacji. Lecz Smok musiałby być ślepym, żeby nie zauważyć w tej decyzji również wyzwania. W wiadomości ramy jego obowiązków zostały nakreślone aż nadto luźno i zgrubnie, ale...

No właśnie, „ale”. Kontekst był, jaki był – tego samego dnia, w którym przyszedł do niego list, przy rodzinnej kolacji otrzymał kilka mocnych sugestii. Ot, choćby: „przywrócenie pełnego poziomu płac powinno być trywialne, każdy Cynis powinien być w stanie rozwinąć te przybytki w ciągu roku...”. Ewidentnie postawiono przed nim pewne wymogi, którym musiał sprostać.

Niby mógłby narzekać na trudne warunki. Tyle, że nic lepszego wśród Dynastii spotkać go nie mogło. Cynisowie go adoptowali – ocalając przed normalnym losem zagubionych jaj. Zwykle wyniesionym spoza Dynastii dawano prosty wybór – „brzytwa albo moneta”. Jeśli wybrali brzytwę, odsyłano ich do Krużganka Mądrości, gdzie szukali oświecenia w służbie Nieskalanego Zakonu. Moneta, z obliczem Szkarłatnej Cesarzowej na rewersie, oznaczała służbę Imperium – w legionach, poczynając od niższych stopni. Przyuczała ich do tego specjalna szkoła: sławetne Pasiapowe Schody.

Chłopak nigdy nie przekroczył progów Pasiapowych Schodów czy Krużganka Mądrości, ale dużo słyszał o surowości tych uczelni... o tym, że służba Nieskalanej Wierze wymaga ascetycznej wręcz surowości i wielkiej sumienności w dążeniu do celu. Mniej słyszał o rygorach szkoły świeckiej – ale w latach, które spędził w służbie Cynisów, zdążył już usłyszeć opowieści dotyczące iście lookshańskiego rygoru godzin. Sześć godzin na sen i dziewiętnaście na ćwiczenia w ciężkiej zbroi... Miał też podstawy sądzić, że nauczyciele oraz ogólny poziom dyscypliny nie ustępują surowością planowi dnia.

Nie mógł mięć też żadnej wątpliwości, że pomyślnie przeszedłby którąkolwiek z tych szkół.

***

Jak się okazało, w podróży morskiej towarzyszyć mu miała odległa kuzynka, nosząca imię Rayary, oraz Dwadzieścia Gromów, stary guwener. Bytność guwenera związana z jego celem wizyty – starzec miał służyć za jego mentora podczas czasu spędzonego w mieście.

Zupełnie inaczej miała się sprawa w przypadku Cynisówny, która – jeśli wierzyć jej zapewnieniom - zwyczajnie chciała zwiedzić Północ. W takim wypadku uroki miejskie Cheraku powinny jej się znudzić nie dalej niż po kilku miesiącach.

***


Gdy tylko Smoki zeszły po trapie na ląd, natrafiły amalgam przeróżnych mas ludzkich. Dwadzieścia Gromów już wcześniej ostrzegał, że po niedawnym buncie wciąż wiele tysięcy ludzi jest bezdomnych... ale ostrzeżenia nie mogły ich przygotować na widok najgorszej dzielnicy, czyli doków. Setki stłoczonych ludzi koczowały wokół ognisk, aby się ogrzać. Przybicie statków do portu niektórzy z nędzarzy traktowali jako okazję - więc dżonkę, która przywiozła Yuugo, odroczył mały tłum. Niejeden próbował wyzyskać sytuację...

- Pany, zaświećcie kilkoma jenami, a wszędzie was oprowadzę, pany... - kilku aż rzuciło się z propozycjami, lecz wnet strażnicy ich rozepchnęli, czyniąc Cynisom jako-taką drogę przejścia.
 
Velg jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 20:04.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172