Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Fantasy > Archiwum sesji z działu Fantasy
Zarejestruj się Użytkownicy


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 15-11-2015, 13:53   #71
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
KAMIENNE PIECZĘCIE


Pierwsza noc w Zamku ostrogóra, krótko przed świtem
Dziedziniec zamkowy, okolice Domu Możnych


Noc powoli odchodziła w zapomnienie. Nie była Wam potrzebna klepsydra, po prostu czuliście, że zbliża się świt. Oczywiście w tym dziwnym zamku poczucie czasu szwankowało, a chłodna, duszna mgła jeszcze to pogłębiała. Sprawdzaliście krok po kroku resztę dziedzińca, gubiąc się przynajmniej trzykrotnie. Byliście przy studni i chlewiku. Zwierzaki, niedawno uwolnione ze stajni zdawały się być w miarę zdrowe, pomimo niedużych, acz dobrze opatrzonych zadrapań, zadanych jakby szponami. Były tylko ciche i przestraszone. Nie tylko one...

- No to mamy kłopot - powiedziała cicho Zoa Adamov patrząc na powyginany wytrych, który wyciągnęła z zamka chronionego marmurową pieczęcią. Ten sam marny skutek odniosło użycie łomu Gregora i walterowego topora. Drzwi i zamek prowadzące do części zamku zamieszkałej przez wysoko urodzonych i ważniejszą służbę ani drgnęły, ale całe szczęście mgła wytłumiła hałasy i nikt nie zainteresował się walącymi w nie bohaterami.


Klepsydrę wcześniej, pod Stołpem

- Cuchnie opalanym wieprzkiem - oznajmił Walter Rzeźnik nosem fachowca wciągając odór, który wisiał we mgle. Wszyscy pozostali raczej wstrzymywali oddech. Byli prawie przy drzwiach Stołpu. Jak zwykle pierwsza dostrzegła źródło owego smrodu bystrooka Zoa, ale nim coś powiedziała, zwyczajnie zbladła i stłumiła odruch wymiotny. Źródłem zapachu był żywcem spalony człowiek, leżący pośród resztek ubrań i ekwipunku na plamie sadzy.



Teoria Magii
Walter 57/55% - oblany!
Jakub 11/95% - zdany!
Niemój 56/65% - zdany!

Zapach dymu i siarki ulotnił się dawno, ale obaj czarodzieje rozpoznali bezbłędnie Ognistą Kulę.
- To był mag, Mistrz Magii Żywiołów. Ścieżka sadzy wskazuje, że cisnął to stąd w drzwi... - zaczął Niemój, a Jakub dokończył - ...za to po śladzie na drzwiach wnioskuję, że czar dotarł. Tylko wybuch nastąpił później. Tu. To zaklęcie odbiło się od drzwi i zabiło tego, kto je cisnął. Nie zalecałbym rzucania zaklęć na chronione pieczęcią przejścia. Nie wiadomo jakie to może mieć skutki...
Zaklęć więc nie użyli. Za to Niemój w popalonych resztkach ekwipunku znalazł wahadełko na łańcuszku, które ocalało z pożogi. Ostrogóra zdawał się nie wybaczać błędów, więc ucieszył się, że następne pomiary, jakich dokona będą porządne.


Lochy, do których zamierzali się udać miały dwa wejścia - pierwsze w Stołpie, drugie - właśnie na parterze Domu Możnych. Były i mniejsze loszki, takie jak skład pod koszarami czy spiżarnia pod kuchnią, ale właściwy loch, który służył jako więzienie, miejsce kaźni i do przechowywania cennych rzeczy krył się głęboko w ostrogórskiej skale i były do niego tylko te dwa wejścia. Tyle że zarówno drzwi kamiennego stołpu, jak i wrota siedziby pana zamku były zamknięte marmurową pieczęcią, identyczną jak ta na wejściu do koszar. A klucz doktora nie pasował. Nie pasował także do drzwi prowadzących do czeladnej części mieszkalnej, przez którą można było dostać się na wysoki zamek, a które także zdobiła pieczęć.

Wcześniej, przy okutych drzwiach do Stołpu myśleli o zaklęciach, ale ostatecznie rozmyślili się. Ryzyko było zbyt duże, aż ciarki przechodziły na myśl czym może to się dla nich skończyć.
- I co teraz? - spytał Gregor. Wraz z pytaniem, które zawisło w powietrzu mgłę przebiły pierwsze promienie słońca.





ŚWIT PIERWSZY

Zabił dzwon.
Mgła może nie pierzchła, jednak rozrzedziła się na tyle, że można było zobaczyć więcej niż własną dłoń. Towarzysze skryli się za pustymi beczkami stojącymi pod murem zamkowym, gdy na dziedzińcu usłyszeli ludzi. Nie wiedzieli kogo, jednak z pewnością większą grupkę.
- Wyszli z części czeladnej - zawyrokowała złodziejka - idą do Stołpu.
A w powietrzu pojawiły się skrzydlate cienie. Gargulce powróciły.



- Szybko, do drzwi, może przemkniemy się do środka! - Zoa szybko poinstruowała towarzyszy jak się poruszać Gdzieś tam, widoczni za parawanem rzednącej mgły szli ludzie, w milczeniu, powolnym krokiem. Skrzydła w powietrzu wciąż mąciły mgłę, ale najwyraźniej nie zniżały lotu. Odnieśliście wrażenie, jakby czekały na coś.
Minęliście chlewik i kurnik, przycupnęliście przy belach siana ułożonych w zgrabny stosik gdy dobiegł do was donośny głos.


- WYBRAŃCY!
Ze strony stołpu dobiegł głos, przebijający mgłę niczym nóż papier.

- WASZA WOLA JEST NIEWZRUSZONA, A CHĘĆ ŻYCIA WIELKA!
RAZEM PRZETRZYMALIŚMY KOLEJNĄ NOC!
Było to dziwne, po takich słowach można by się spodziewać wiwatów, okrzyków, nawet oklasków. Choćby małych, wymuszonych, jednak właścicielowi upiornego głosu odpowiedziała cisza. A on się tym nie przejął.

- Ruszajmy dalej! Cokolwiek robią, nie gapią się tutaj! - instynkt złodziejki podpowiedział jej właściwe rozwiązanie. Pobiegli przez mgłę do wrót niskiego zamku.


- MACIE SIŁĘ, BY ZROBIĆ CO TRZEBA,
NAWET JEŻELI TO BOLESNE.
DZIĘKUJĘ WAM. RAZEM PRZEŻYJEMY!
NASZE SZEREGI ROSNĄ Z DNIA NA DZIEŃ,
ZNÓW ZNALEŹLIŚMY OCHOTNIKÓW,
KTÓRZY PRZYNIEŚLI WIĘCEJ ZBAWCZEGO KRWAWEGO MARMURU.
ZABIERZCIE ICH DO MEDYKÓW, ZAOPIEKUJCIE SIĘ NIMI...

Dopadliście drzwi, na szczęście nikt ich nie pilnował. Obok nich stał pusty drewniany wózek, pachnący rzeźnią i zgniłym mięsem. Znów pieczęć, drzwi były zamknięte na głucho. Zaklęliście plugawie.

- ... POWIADAM WAM, TO NIE JEST OSTATNI DZIEŃ!
JUTRO NIE BĘDZIE OSTATNIEJ NOCY.
MOŻE BOGOWIE POWIEDZIELI, ŻE TO KONIEC ŚWIATA,
ALE MY PRZETRWAMY!
I ZBUDUJEMY ŚWIAT NA NOWO!
- Przetrwamy i zbudujemy świat na nowo - odparł tłum unisono, mechanicznie i nienaturalnie - Przetrwamy i zbudujemy świat na nowo
Gdzieś tam w oddali coś skrzydlatego obniżyło lot, i znów o kostkę wyściełającą dziedziniec zadudniły kroki, wiele kroków. Wracali, a łopot skrzydeł ustał.

Jakub zaś wyglądał dziwnie, jakby rozważał na myśli coś niepasującego do reszty. Zresztą - wszyscy wyglądaliście jakbyście zjedli coś wyjątkowo paskudnego. W końcu ktoś zadał pytanie, które wisiało w powietrzu.
- Czy ON powiedział "Koniec Świata"?
Podświadomość:
Gregor 83/50% - oblany!
Zoa 47/25% - oblany!
Walter 01/55% - zdany szczęśliwie!
Jakub 81/80% - oblany!
Niemój 10/75% - zdany!

W tym momencie w głowie Niemoja z Galenowa pojawiło się silne uczucie deja vu, zaś u Waltera... Walter Rzeźnik był pewien, że sytuacja jest mu znajoma. Był tu wcześniej. To z pewnością jego nie pierwszy dzień w tym zamku! Ta sytuacja, te miejsca... byli tu wcześniej, możliwe że więcej niż raz.
A tymczasem kroki zbliżały się, były coraz bliżej. Tłumek szedł w kierunku drzwi, które mieliście nadzieję, że będą otwarte... więc ktoś miał klucz!


 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 16-11-2015, 17:25   #72
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
WCZEŚNIEJ POD STOŁPEM

Jakub de Farin obserwował chwilę jak Niemój przygląda się znalezionemu magicznemu wahadełku, po czym wyciągnął z worka niewielki kawałek krwawego marmuru.

- Proszę o przysługę, panie Niemój – kapłan zwrócił się do czarownika, postępując parę kroków w jego stronę– Intryguje mnie natura tego minerału. Suponuję, że mógłby on służyć za silny magiczny katalizator, lub odwrotnie, być hmm... w znaczący sposób wspomagany przez magię. Czyż nie byłoby wskazane zbadać inklinację wahadełka w obrębie krwawego marmuru? – Jakub de Farin podał Niemojowi owinięty kamień.
- Dość interesujący jest zbieg przypadków, który doprowadził obecność tego minerału w miejsce tak hmm... odmienione. - mówił dalej - Wiemy, że można kształtować nim ludzkie tkanki i posiada moc sprawczą w dziedzinie transmutacji. Chciałbym dowiedzieć się o ewentualnej mocy sprawczej w innych dziedzinach w tym tej, w której jest Pan specjalistą.

CHWILĘ PÓŹNIEJ
Niemój: różdżkarswo 99/65 - oblany.

Ruchy wahadełka nie pasowały jednak do wzorców znanych Magowi Wymiarów.

- Niestety nie udało mi się odkryć żadnych związków z rodzajem magi jaki uprawiam, a czerwonym marmurem. - powiedział Niemój nachylony nad minerałem

- Hmmm… - Jakub spojrzał podejrzliwie na wahadełko, jakby samemu próbując coś zeń wyczytać, jednak kompletnie nie znał się na tym.- Trudno. - uciął krótko - Zatem mój list gotowy. Poczekajcie.

Kapłan Setha wyjął zza płaszcza skrawek papieru. Był to list, który musiał napisać jakiś czas temu. Rozwinął go na podłodze i podpisał się pod listem zamaszystym ruchem i postawił niewielki, prosty znak obok drugiej litery imienia, mający swój umówiony, ukryty przekaz.

Do Arwida Marick’a i Edmunda Est

Sprawa jest pilna, toteż odrzucam wszelkie epistolograficzne konwenanse. Wraz z listem zamieszczam sporządzone wcześniej notatki, uzupełnione o istotne informacje i relacje z pominiętych wydarzeń.
Zebrane informacje i wykonane przemyślenia na drodze dedukcji prowadzą do konkluzji, o której śpieszę powiadomić.

Do czynienia mamy z nieznaną od przynajmniej ośmiuset lat magią. Pisałem o tym w jednej z moich notatek. Niedawno wróciło do mej pamięci, że czytałem o magii utkanej z wystarczająco zbliżonej osnowy, o łudząco podobnej strukturze magicznej. W pierwszej kolejności należy sprawdzić „Grimoire Antiquis” nieznanego autora. Druga księga to „Occultum Naturae Magicae” Biteriasza Pierwszego. Obie pozycje znajdziecie w moim księgozbiorze. Jest jeszcze Mysterium Temporis, autora nie pamiętam. Czytałem ją dawno temu. Niestety nie pamiętam gdzie.

Magia ta przeplata ze sobą dwa światy, Niemój z Galenowa stwierdził jednak brak pęknięć wymiarów. Za przykład przytoczę tu cmentarz przed zamkiem, o którym również dzięki Niemojowi z Galenowa, mogę stwierdzić, że nie jest to bynajmniej aberracja temporalna. Niemniej jednak osobliwa niestabilność czasu towarzyszy temu miejscu.

Od kilku lat prowadzono tu prace nad krwawym marmurem, lecz w notatkach nie znaleziono żadnej informacji z czasów, nim pojawiła się mgła. Występuje tu czasowy zgrzyt, co sugeruje, że prace te, to także twór wspomnianej niestabilności. Element powołany do istnienia przez efekt aktywowania klątwy. Kontynuacja z przeszłości, z jakiegoś powodu wcześniej przerwana?

Teoria ta znajduje potwierdzenie w konstatacji, że na Ostrogórze, po tylu latach znów pojawiła się Diablotrawa. To oraz sama obecność bytu pośmiertnego, opisanego w "De Exorcismus Grandi" przez Biteriasza Starego jako Biała Dama, wskazuje również, że do czynienia mamy z silną klątwą. Prawdopodobnie klątwą dormant. W mojej kolekcji nie znajdziecie „De Exorcismus Grandi”, więc nie marnujcie czasu na jej poszukiwania.

Byt ten przez miejscowych zwany Marildą, był za życia z pewnością żoną Tezuwiana Ostrogóry. Historia tego miejsca wymaga głębszego zbadania. Jest ona bowiem kluczem do zagadki. Należy szczegółowo zbadać okoliczności zgonu Gideona Ostrogórego i towarzyszący temu wątek trzech muzykantów. Nie jestem w stanie powiedzieć na ich temat nic więcej, prócz tego że, jeśli wierzyć Białej Damie, przebywają na zamku.

Na uwagę zasługuje też fakt, że przez cały pobyt w tym miejscu, ani razu nie usłyszałem imienia barona, Ramona Ostrogóry. Może to być zwykła koicydencja.

Znajdźcie informacje o mgle i jak ją zdjąć, zdobądźcie dla mnie informacje o historii tego miejsca i… na Bogów pośpieszcie się! Potrzebna nam pomoc.


Jakub de Farin



List odłożył po swej prawicy i przysunął pudełko z dwiema myszami polnymi. Jakub de Farin odsunął drewnianą pokrywę i wyjął jedną z dwóch białych myszek. Uniósł ją na wysokość oczu, najwyraźniej coś sprawdzając, po czym gładząc stworzenie uspakajająco, ułożył ją na drewnianych deskach, przytrzymując lewą dłonią.
- Spokojnie przyjacielu… - powiedział cicho- hmm… wracasz do domu, czyż nie?
Jakub rzuca zaklęcie mniejsza polimorfia
Magia transmutacji (38/70% +10% zaklęcie uczniowskie) zdany!

Jakub przymknął powieki i nakrył stworzenie obiema dłońmi. Przez kilka chwil nie działo się nic, lecz po jakimś czasie, blade i nikłe światło zaczęło uciekać przez szpary między jego palcami. Światło narastało powoli, przyjmując zieloną barwę. Przez chwilę słychać było nerwowe popiskiwania myszki. Popiskiwania te płynnie przechodziły w inne dźwięki. Słychać było szelest piór i ciche gruchanie ptactwa. Dłonie Jakuba, stopniowo ustępowały pod naporem nowo ukształtowanego ciała zwierzęcia. Światło zblakło, a kiedy jego oślepiający blask minął, wszyscy ujrzeli w dłoniach kapłana białego gołębia, z niewielką, czarną plamką przy dziobie. Był to ten sam gołąb, którego cała drużyna miała okazje oglądać w wynajętym przez Jakuba pokoju na piętrze Rogatego Łba, kiedy omawiali szczegóły wyprawy. Z tymże w klatce znajdowały się tam wtedy dwa białe gołębie.

Jakub owinął wokół nogi chwilowo zdezorientowanego ptaka swój list i zawiązał prawidłowo.
- Zaniesie wiadomość do kapłanów Setha- odezwał się do pozostałych- Jeśli gołąb dotrze na miejsce i na podstawie przesłanych przeze mnie informacji, moi bracia będą mogli nam pomóc, zrobią to. W taki czy hmm… inny sposób.

Jakub zerknął na gołębia, który powoli wracał do siebie i podszedł do zachodniego okna wypuszczając posłańca. Patrzył za nim przez chwilę powątpiewając czy odnajdzie drogę. W końcu miał do pokonania nie tylko przestrzeń, ale i czas.

Jakub stał tak przy oknie dość długo. Jego usta poruszały się w pełnej nadziei modlitwie.
Potężny Vayu, patronie podróżników
Miej w opiece zwierzęcego posłańca
Chroń go od powietrznych przeciwników

Kieruj przez wiatry północy!

Wskaż drogę przez mgłę
Wskaż drogę przez czas

Kieruj przez wiatry zachodnie!

Vayu potężny, dla którego czas nie stanowi barierę,
dla którego nie ma ograniczeń, odwieczny podróżniku,
Doprowadź posłaną wiadomość do pomyślnego kresu

Kieruj przez wiatry południa!

Wskaż drogę w ciemności
Wskaż drogę w obłędzie

Kieruj przez wiatry ze wschodu!

Potężny Vayu wyprostuj ścieżki, usuń drapieżców,
co na ptactwo czekają, poprowadź przez mgłę
Uczyń, wysłuchaj moją modłę.

Kieruj przez wiatry świata.

 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 16-11-2015 o 17:33.
Rewik jest offline  
Stary 21-11-2015, 17:28   #73
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację



REWELACJE WALTERA RZEŹNIKA. DECYZJA

Drugi dzień na Zamku, świt
Dziedziniec zamkowy, pod Domem Czeladzi



- Ludzie zbierają się tu co rano, wówczas gargulce służące kasztelanowi przynoszą ludzi, którzy ruszyli na poszukiwanie marmuru. Ochotników, oraz tych którzy uważają się za twardych na tyle, by to przetrwać. Często ochotnicy są martwi, a jeżeli nie - to szaleni, opowiadają o innym, lepszym świecie za mgłą, jakby przenieśli się do przeszłości, gdy świat jeszcze istniał. Grunt, że mają sakiewki wypełnione kamykami, w mniejszej lub większej ilości. Zwykle Doktor stawia ich na nogi, ale nie jest to takie pewne. Czasami wariują tak, że trzeba się ich pozbyć, by Maestro mógł sprowadzić ich z powrotem. Byłem tu już chyba ze trzy razy... - Walter wyrzucił z siebie jak pozytywka, wszystko co mu przyszło do głowy gdy słyszał głos zwracający się do zgromadzonych ludzi. Zaraz potem dał sobie w twarz kilka razy na orzeźwienie ze wspomnienia. Tylko czy to aby na pewno było jego wspomnienie? Rozejrzał się dookoła dzikim wzrokiem, kładąc ręke na topór. – Schowajmy się po bokach drzwi i spróbujmy wmieszać w tłum, załóżcie amulety jeśli jakieś przy sobie macie. Te krwawe. – Rzucił przytomnie Rzeźnik. Zacisnął zęby i zaczął się zastanawiać. Czy faktycznie to miejsce było wyrwane w czasie i przestrzeni, przeniesione na koniec świata, czy tylko wariat z zapędami wykorzystywał magię i ludzi do swoich celów. Gdzie byli, kiedy byli... o co chodziło białej damie, kiedy mówił o zbawczych i przeklętych właściwościach marmuru. Przeklinał w duchu okoliczności i chaos w swojej głowie, chociaż wątpił, by jakiekolwiek klątwy cokolwiek tu zmieniły.
- Wydaje mi się że Walter ma rację - rzekł Niemój - Też mam wrażenie że już tu byłem. Załóżmy amulety i udajmy że jesteśmy jednymi z nich, a zwierzaki na razie ukryjmy w wózku.
- Nie ma mowy. Zwierzaki idą ze mną. - Stwierdził kategorycznie Gregor. - Lulu wskakuj - Wskazał plecak. - Elena Cii... - Nakrył ją połą płaszcza. - Amulet już mam. Wchodzimy z tłumem? - Zapytał retorycznie.
- Zbytnio będę się wyróżniać. Na wszelki wypadek pójdę oddalony od was. - powiedział zamyślony Jakub, mając na myśli swoją przypadłość bielactwa. - Pójdę zaraz po was.
Kroki zbliżały się, a wam spływał pot po plecach. Założyliście wisiorki z krwawym marmurem i zaczailiście się by wmieszać się w tłum. Oddźwierny który kroczył na czele, widzieliście wyraźnie marmurowy klucz przykuty łańcuchem do jego zbroi.



Tak, oddźwierny był opancerzony, niczym jeden z wielu z bogatych rycerzy, których nieraz widzieliście na północy, jednak zbroja była jakaś inna, obca i dziwaczna. Czy był to dawny pan zamku? Kto wie, zbroja mimo że bojowa, nie miała na sobie znaków ni barw, w których lubują się wysoko urodzeni, tylko czerń i czerwień. Nie odzywal się, podobnie jak pozostali, szary tłum w prostych ubraniach pałacowej służby. Wkrótce stłoczeni w ciżbie ciał przepychaliście się do drzwi mając nadzieję, że nikt was nie zauważy...
Mgła przestała mieć znaczenie. Tu, pośród kotłowaniny ludzi i tak widoczność była bardziej ograniczona niż w białych oparach i wkrótce straciliście siebie z oczu. Pozostało mieć nadzieję, że odnajdziecie się w środku.



- Są tutaj! - z ciszy nagle wyrwał się głos, wysoki, prawdopodobnie kobiecy. Tłumek zatrzymał się i zafalował, wszyscy zaczęli rozglądać się wokół. Było kwestią chwili, kiedy zobaczą obcych. Dziesiątki oczu zwróciły się na Was, a chwilę potem sięgnęły po was dziesiątki dłoni. W tym tłoku, nie mieliście nawet jak sięgnąć po oręż. Ludzka fala poniosła Was do przodu, ku ciemnemu otworowi drzwi, a klucznik, wyższy od każdego, odprowadzał Was wzrokiem, wciąż nic nie mówiąc. Gdy przenoszono Was obok, poczuliście w powietrzu zapach i ciepło rozżarzonego pieca oraz obojętność pancernej postaci. Jakby było jej wszystko jedno, co stanie się za drzwiami, gdzie was poniesiono...



Co stanie się dalej, gdy za bohaterami zamkną się chronione pieczęcią drzwi niskiego zamku?
Czy to już koniec, czy dopiero początek odkrywania tajemnicy Ostrogóry?

Akt II: Przez Korytarze Szaleństwa
już wkrótce!
 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 08-01-2016, 14:59   #74
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
Ludzie potrzebują szaleństwa,
by z większą gorliwością akceptować to,
co poddaństwo im przynosi

.................................................. ..........................Maestro











Krótko po świcie
Sala jadalna Niskiego Zamku


Rzucono was na kamienną podłogę, nieco boleśnie. Wokół byli ludzie, cały tłum, gapili się, przepychali się by was otoczyć. Sala była nisko sklepiona, duszna od zapachu ciał, świec palących się na krzyżaku wiszącym pod sufitem i jakiegoś jedzenia. Gdzieś wokół były sprzęty typu stół czy krzesła, ale nikły pod ludzką masą. W zamieszaniu gregorowe zwierzaki wyślizgnęły się mu spod ubrania i do zamieszania dołączyły zwierzęce skrzeki i piski, furkot skrzydeł i latające pióra...
Zrobiło się na tyle luźno, że daliście radę wyszarpnąć noże...

Gregor: Atak nożem myśliwskim 31/70% -20% (lekko ranny) - Zdany!
Sługa unika 83/20% +10% (Wycofanie się o K6=5 kroków) - oblany!
Obrażenia: 15+3=18, Rana! Rozprucie 42/25% - oblany!
Lulu i Elena atakują: 30, 02 - oba zdane
Rzuty na obrażenia: 02, 12, bez obrażeń (różnica rozmiaru)
Zoa: Atak mizerykordią 12/70% (lekko ranna) - Zdany!
Sługa unika 00/20% +10% (Wycofanie się o K6=5 kroków) - krytycznie oblany
Obrażenia: 2+3=5, Lekka rana! +K10 (krytycznie oblany) 5+9=14, Rana!
Walter: Atak nożem rzeźnickim 53/80% - Zdany!
Sługa unika 07/20% +10% (Wycofanie się o K6=5 kroków) - Zdany!
Jakub: Atak skalpelem 78/70% -30% (ranny) - oblany!
Niemój: Atak sztyletem 69/60% -20% (lekko ranny) - oblany!



Polała się krew, ludzie zaczęli wrzeszczeć i uciekać jeden przez drugiego. Nikt nie oddał ciosu, ni ręką, ni nożem, jakby nie spodziewali się że stawicie opór. Widzieliście zaskoczenie na ich twarzach, ale tylko przez chwilę, potem wszyscy zaczęli uciekać z krzykiem. Stanęliście w kręgu, osłaniając się wzajemnie plecami. Większa broń - taka jak szponton Gregora czy walterowy topór gdzieś pogubiła się po drodze, zobaczyliście ją porzuconą gdzieś pod nogami uciekających. Ostry, żelazisty zapach krwi i strachu przepędził precz mdłość stęchlizny i objął w swe panowanie komnatę.
- Dość! Przestańcie! - ostry kobiecy głos przebił się przez zgiełk, nie wiadomo czy kierowany do was, czy do zamkowej czeladzi, którą przepędziliście w skuteczny, krwawy sposób. Znajoma postać, stara mniszka pojawiła się jakby znikąd i spojrzała błagalnie na bohaterów - Dość mordowania...










Tymczasem...
Zamek Ostrogóra, Stołp


Stał blankach ostrogórskich fortyfikacji, a nad jego głową krążyły bestie, wściekle trzepocząc skrzydłami. Od podmuchów jego szata łopotała, a tumany mgły niczym żywe zmieniały kształty i gęstość.

Maestro. Czerwony Kasztelan.

Jego domena, znaczona przez opary mgły była nie do zdobycia. Liczba poddanych rosła z dnia na dzień. To był Jego świat i Jego prawa tu obowiązywały. Nie aby przeszkadzało to słabym ludziom z drugiej strony próbować przejść i pozbawić go władzy.
Żałosne. Nie wiedzieli co ich czeka i nie byli na to przygotowani. A fakt, że wciąż próbowali jedynie świadczył o ich głupocie. Tak jak Ci teraz.


Nie aby nie był pod wrażeniem, kolejna grupa była całkiem rozsądna. Nieduży oddział doborowej, ciężkiej piechoty, dwóch kapłanów. Całością dowodził ktoś doświadczony, widać było że nietypowe niebezpieczeństwa nie były mu obce.
Od kiedy odetchnęli mgłą, z łatwością mógł wyczuć ich emocje, strach i niepewność. Żarliwą wiarę w obu kapłanach. Och, myśli ich wszystkich były jak podane na talerzu. Czytał z nich jak z otwartej księgi. Mógł oczywiście włożyć im do głowy własne myśli, zmusić ich do wszystkiego, nawet by się powybijali. Ale taka kontrola z czasem mogła osłabnąć. Lepiej zajrzeć i przygotować coś specjalnego...

Umysł przewodnika wiele mu powiedział. Kariv pochodzący z miasta Bregovia. Bękart kupca, wychowany przez jego sługę. Ochraniał karawany, potem był przewodnikiem, ostatnie dziesięć lat spędził na grabieniu grobowców w piaskach Kir-Duru. I przeżył.
Ubrany na zamorską modłę, uzbrojony i posiadający sporą wiedzę i umiejętności. Tacy jak on zasługiwali na schronienie w Ostrogórze. Pozostali może nie, ale Maestro nie był specjalnie wybredny. Nie rzekł nic, jedynie zmrużył lekko oczy, a gargulce pomknęły we mgłę.




Gdzieś we mgle, kilka minut później...

Kariv z Bregowii nie ufał mgle i był ostrożny. Nakazał żołnierzom mieć naładowane kusze, jego własna też była w gotowości. Żołnierze podążali przed siebie w dwóch kolumnach, gotowi by w razie czego rozproszyć się lub skupić. Z oczu każdego z nich biła determinacja, każdy był gotów na śmierć. Baron Zottik zwany Uszatym rodzinie każdego z nich obiecał ziemię i opiekę, zaś pierworodnemu synowi - zwolnienie z poddaństwa. Ci którzy wrócą mieli otrzymać stanowiska, jednak na to nikt nie liczył. Weszli we mgłę by umrzeć dla swoich bliskich.
Kariv wszedł bo złoto. Uniósł rękę zatrzymując pochód.



- Coś jest nad nami - cicho szepnął do żołnierza za sobą - Skrzydlate, kryje się we mgle. Gotować się. Na mój znak lewa kolumna strzela w górę, by sprowokować, prawa zabija to co z mgły wyleci. Przekazać rozkaz.
Obaj braciszkowie towarzyszący wyprawie padli na kolana i zaczęli żarliwie się modlić.
Spokojnie braciszkowie, pomyślał przewodnik, jeszcze nawet się nie zaczęło. Dopiero na zamku zaczną się kłopoty, teraz mamy przedsmak.
Uniósł rękę i krzyknął
- Teraz!
Z mgły wypadł gargulec przepłoszony ogniem z kusz, skrzydlata pokraka lecąc prosto na strzelców. Jednak druga połowa była gotowa, bełty pomknęły z niskim pomrukiem i potwór rażony trzema pociskami rozpadł się w proch i gruz, który obsypał żołnierzy i zadzwonił na ich zbrojach.
Pokazały się kolejne gargulce, żołnierze utworzyli krąg, włócznie i topory były gotowe, wewnątrz kusznicy napinali kusze gotowi do kolejnej salwy.
Wtem otulił ich cichy głos, a wraz z nim opar zaczął pulsować hipnotyzującym, bladym światłem. Kariv poczuł magię, ale nie mógł już nic zrobić.


Kiedy los mój zaćmiony mgłą smutnych wydarzeń,
Gdy żalu z duszy wygnać na jawie nie zdołam;
Chciałbym jeszcze ją poić roskoszą tych marzeń;
Zamykam łzawe oczy i znowu snu wołam



 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 17-01-2016, 13:11   #75
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
Jakub de Farin z przestrachem spojrzał na swoje dłonie przyodziane w delikatne, skórzane rękawiczki. W prawej dłoni wciąż leżał jego skalpel. Nie było na nim krwi, tak samo jak nie było krwi na jego dłoniach, lecz patrzył na nie co najmniej jakby dopiero kogoś zabił. Jakub podniósł się z kamiennej posadzki z niejakim przestrachem patrząc na oddalających się ludzi. Potem jego zbłądzony wzrok, zogniskował się na mniszce- najprawdopodobniej wyznawczyni Hallasa. Boga Strażnika, boga praw i obrońcy życia. Kapłan Setha, nie darzył duchownych Hallasa szacunkiem. Nie negował istnienia Hallasa, ani nie tępił przypisywanych mu wartości. Bynajmniej. Sam je wyznawał. Chodziło o ich fałsz. Długo patrzył tak, zbierając myśli.
- Sami zaczęli - Odwarkną jej Gregor. Nachylił się i wyciągną rękę w kierunku łasicy i cmokną. Lulu już po chwili owijała szyję zwiadowcy ogonem. Drugie nieco inne gwizdnięcie przywołało sowę która usiadał mu na ramieniu uzbrojonym w nóż. Pogładził zwierzęta przekazując im uspokajające uczucia.
Kapłan postanowił, przynajmniej tymczasowo odsunąć swoje uprzedzenia. Stan psychiczny jego umysłu, niepokoił go.
- Nie po to tu jesteśmy.- Jakub de Farin gorzko się uśmiechnął i z trudem wykrztusił kolejne słowa, czasem, znów, popatrując przy tym na swoje dłonie - Wielebna Juta, jeśli mnie pamięć nie myli? Obawiam się hmmm… że mgła odcisnęła na mej osobie pewne piętno. Popadam w obłęd, nie ma wątpliwości, lecz proszę mnie wysłuchać. Możemy pomóc sobie nawzajem. Tylko proszę najpierw odpowiedzieć na jedno pytanie… który mamy rok po wyniesieniu?
- Nikt nie wie - zrezygnowana odpowiedziała - wiem, że to dla was szok, ale nie jesteście pierwsi, co zadają to pytanie. I sami też nie raz i nie dwa je zadaliście. Dobrze, że jesteście z powrotem, ale widać, że szaleństwo zaczyna Was dotykać. Jeszcze trochę i będziecie tacy jak...
Nie dokończyła.
Kapłan spodziewał się raczej unikania odpowiedzi na to pytanie i reakcji jak u nieszczęsnego wartownika. Być może nie wszyscy na zamku byli pod wpływem klątwy milczenia. Było jednak za wcześnie by o tym rozstrzygać.
- Tacy jak? - zapytał z naciskiem. - Dość mam półsłówek. Mamy dowiedzieć się co tu się wyprawa. Napadli nas, pokroili, pozszywali, okradli, a teraz znów napadli więc co się dziwisz że nerwowi jesteśmy.
- Pan Cauer ma racje. Z pewnością sami jesteśmy pod wpływem mgły, lecz wygląda na to, że i wy nie potraficie jej zaradzić. Usiądźmy przy stole i wyjaśnijmy wszystko, co może zostać wyjaśnione. Z niejedną klątwą miałem do czynienia. Z pomocą bogów, znajdziemy rozwiązanie. Dobrym początkiem będzie, jeśli hmmm… wszyscy obecni zdradzą ostatni rok przed mgłą, jaki pamiętają. Zgoda?
Wokół uspokoiło się. Pojawiła się też młodsza z zakonnic, zajęła się opatrywaniem pochlastanych przez drużynę ludzi. Kilkoro podeszło do Juty i przysłuchiwać zaczęło się rozmowom.
- Tu ciężko spamiętać kilka dni wstecz - parsknęła poirytowana - wy już zapomnieliście, bo już zbyt wiele razy we mgłę was nosiło, ale wspomnienia tu są jak klejnoty, prawie niespotykane i drogocenne. I mało kto to posiada. Podobno na zamku wiedzą więcej...

Teoria Magii:
Walter 31/55% -40% - oblany!
Jakub 68/95% -20% (minus o połowę niższy, specjalizacja) - zdany!
Niemój 82/65% -40% - oblany!


Biegły w tych sprawach de Farin zobaczył dziwne zamglone spojrzenie wśród ludzi, gdy zaczął ich wypytywać o czas. Tu działała inna klątwa, subtelniejsza. Oni wierzyli w to co mówią. Tego typu uroki zakłada się długo i nie ma tu szybkich metod, zaś działać trzeba u źródła.
Tymczasem siostra Juta kontynuowała - Tak to wygląda. Na zewnątrz służą ci najodporniejsi i Ci, dla których brak nadziei. Tutaj jesteśmy już w lepszym stanie. Ci najzdrowsi są ponoć na zamku, ale nie mam pewności, nie byłam tam. Maestro tam mieszka. W końcu znajdzie sposób aby nas uratować - mówiąc o Czerwonym Kasztelanie złapała się za wisiorek z krwawego kamienia - Tymczasem rozgoście się. To parter jest bezpieczny, ale pozostałe piętra już nie. Zamykamy je, by szaleństwo się nie rozprzestrzeniło.

De Farin nieznacznie uniósł brew. Nie uszedł bowiem jego uwadze, mimowolny ruch siostry Juty, kiedy mówiła o tajemnicznym Maestro. Kamień i Kasztelan, Gideon i Kasztelan, czuję powiązanie, jakby namacalne, słowa Mirildy Ostrogóry natychmiast wróciły do jego pamięci. Kasztelan w czerwieni, mnie nie wolno na zamek…
- Rozumiem - odpowiedział siostrze Jucie. Nie zamierzał o nic dalej pytać. Nie było sensu. Cokolwiek od niej wyciągną nie będzie wiarygodne. Nawet Walter i jego “siła perswazji” nic tu nie zdziała. Ci ludzie wierzą w to co mają wierzyć. Czuł przemożne zmęczenie, w dodatku w głowie pojawił się mętlik. Co z tego, co widział było prawdą, a co mgielnym urojeniem? W dodatku ten Maestro. Dlaczego akurat Maestro? Troje grajków jest na zamku... , słowa Białej Damy znów zakołatały w jego umyśle. Czyżby Maestro był jednym z nich? Zamierzał udać się na odpoczynek, poukładać myśli, jednak najpierw rozejrzał się po sali. Szukał zwojów lub ksiąg, czegoś co mogło przetrwać próbę niestabilnego czasu i zapomnienia. Niczego tu jednak nie znalazł - ot większa izba ze stołami, stołkami, jakimiś szmatami. Bez luksusów i zaawansowanych sprzętów. Widać było, że są w części zamku przeznaczonej dla niższej służby. Jadalni, na jego oko. Lub sali wspólnej. Zoa pewnie wiedziałaby lepiej. Na razie nie interesowało go to jednak. Oddalił się od reszty zebranych i pogrążył się w cichej modlitwie oraz odpoczynku.
- Ja za to czegoś nie rozumiem, no dobrze, nie czegoś, wiele nie rozumiem. - Powiedział podnosząc swój topór i chowając go bezpiecznie w uchwycie, całej reszcie rozdając ich cięższy oręż. - Po co czerwonemu kardynałowi marmur i czym właściwie jest. Marmur i kardynał oraz gdzie są pomordowani grajkowie. - Walter spojrzał hardo w oczy kapłanki. - Ja… pamiętam sporo. - Stwierdził cicho, biorąc się pod boki i stając prosto.
Niemój stanął za Walterem, zastanawiając się jakie zaklęcie będzie dobre w przypadku kolejnej walki. Coś tu bardzo nie grało, przecież nie byli agresywni, a ten tłumek zaatakował ich bez powodu. Ktoś ewidentnie nie chciał by drużyna włóczyła się po zamku.
- On raczej nie jest kardynałem - trzeźwo orzekła zakonnica, a kilkoro spośród gapiów pokiwało głowami - Właściwie on sam też chyba nie wie kim jest. Ale to on pierwszy wyszedł we mgłę i przyniósł czerwony kamień. Dzięki temu kamieniowi żyjemy jeszcze. To łaska zesłana nam przez opatrzność w tych ostatecznych czasach - tu złapała się za własny wisiorek, jakby czerpiąc z niego siłę - O co wam chodzi z tymi grajkami? Jedyny którego kojarzę, to ten, co go słychać na dziedzińcu czasem. Kilka osób tutaj też umie grać na instrumentach. To ważne?
- Ten na dziedzińcu i tych, których słychać a nigdy nie widać tak, i to bardzo. - Nie powiedział jej że możliwe, że grajkowie wiedzieli coś o samej klątwie, miejscu i jak to wszystko odkręcić. Chociaż to pewnie byłoby mocno na wyrost i tak, mogli się spodziewać co najwyżej wskazówek i tego, że trupy ciężko uciszyć.
- Później spróbujemy ich znaleźć, obawiam się, że pora chyba odpocząć. - Stwierdził Walter, byli na nogach już dość długo.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 17-01-2016, 22:40   #76
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
KILKA GODZIN PÓŹNIEJ

- Źródło to jest sprzężone z czwartym wymiarem... – powiedział cicho kapłan, kiedy wybudził się z trwającego blisko dwie godziny snu.

Po odbytej modlitwie i wypoczynku umysł kapłana oczyścił się i zapłonął nową siłą. Każda istota magiczna posiada wewnętrzne źródło mocy. Każda istota z darem magii, wie o jego istnieniu.

Jakub de Farin przymknął powieki raz jeszcze. Starał się skoncentrować i sięgnąć do mocy. Przez chwilę coś analizował, wreszcie spojrzał szeroko otwartymi oczyma w poszukiwaniu swoich rzeczy. Uniósł się na przedramieniu i wyciągnął pióro oraz kawałek pergaminu. Wstał i usadawiając się wygodnie przy stole zaczął pisać.


17 rujenia, roku po Wyniesieniu 1163, przed południem
Niski Zamek Ostrogóra

Wbrew temu co głosi się na zamku, minęły dwa dni, odkąd tu jesteśmy. Wmawiano nam, że nie pamiętamy części dni. Praeterea – Walter Rzeźnik tuż przed wejściem do zamku miał silne odczucie zapętlenia przestrzeni czasu. Uczucie to podzielił Niemój z Galenowa. Sam nic takiego nie odczułem i obawiam się, że to efekt powoli nakładanej klątwy. Tej samej, której ofiarą padli mieszkańcy zamku.

Jeszcze przed wejściem w mgłę, sięgnąłem do mocy danej mi przez Wielkiego Setha, potem jeszcze kilkakrotnie użyłem magii. Stan mojego źródła mocy wskazuje, że upłynęły dwa dni, od wkroczenia w mgłę. Jestem tego pewien. Jeszcze nie jest za późno. To nie my zostaliśmy dotknięci mgielnym szaleństwem i nawet jeśli rzeczy, które dostrzegamy wydają się nierealne, nawet jeśli część z nich jest ułudą umysłów, wciąż dostrzegamy prawdę i kroczymy ku zwycięstwu na chwałę Odwiecznego Setha.

Lecz musimy się śpieszyć. Jak pokazuje incydent na zamkowym dziedzincu, klątwa zawiązuje się także na nas.

Jakub de Farin


Kapłan Setha, schował pergamin i podzielił się swoimi spostrzeżeniami z resztą. Zgodzili się co do tego, że należy czym prędzej dostać się na górny zamek.
 

Ostatnio edytowane przez Rewik : 17-01-2016 o 22:44.
Rewik jest offline  
Stary 19-01-2016, 22:33   #77
 
TomaszJ's Avatar
 
Reputacja: 1 TomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputacjęTomaszJ ma wspaniałą reputację
NIESPOKOJNE SNY


Czas nieznany, prawdopodobnie krótko po poranku
Sala jadalna Niskiego Zamku


Zmęczenie było obezwładniające, tym bardziej, że w brzuchach była pustka. Głód nigdy nie był dobrym sojusznikiem w odpoczynku. Towarzysze spoczęli by zregenerować siły po zarwanej nocy. Ciężko jednak im było spać, gdy wokół czaiło się potencjalne niebezpieczeństwo. I szaleństwo. Czeladź zamkowa przyniosła im pledy, by mogli rozłożyć w jadalni obok, się blisko skąpego ognia - a palono głównie suszonymi odchodami i tylko czasem drewnem.


Do zapachu przezwyczaili się szybko. Do tego, że obok były wąskie, drewniane drzwi do kuchni, zamknięte złowrogą, czerwoną pieczęcią - już nie.
Warty brali na zmianę, krótkie, gdyż głęboko i tak nikt z nich nie był w stanie spać. Zostawiono ich w spokoju w ciemnym pomieszczeniu, rozjaśnianym tylko skąpym światłem z kilku wąskich okien i ogniem paleniska. Do jadalni nikt nie zaglądał, tylko czasem słyszeli jakąś krzątaninę w pokoju wspólnym lub zza kuchennych drzwi. W końcu zasnęli.

Sen Gregora
Był ptakiem. Wroną, siedzącą na gzymsie wąskiego okna, krytego kolorowym szkłem. Witraż był nieduży i w dodatku stłuczony. Niewiele było przez niego widać - tyle tylko, że była to zamkowa kaplica. Wyglądała na niezmienioną - puste, drewniane ławy, rzeźbione siedziska dla Pana i Pani zamku, ambona, ołtarz Hallasa Sprawiedliwego i kapliczki innych bogów w niszach.



Na dole paliła się pojedyncza świeca, oświetlająca jednego, jedynego modlącego się - młodego człowieka o oczach płonących fanatyczną wiarą, którego szaro-biało-czarne szaty oznaczały kapłana służącego patronowi tej kaplicy. Modlił się cicho. Nagle światło świecy zrobiło się jaśniejsze
- OTO ZSYŁAM KLĘSKI I KATUSZE NA TYCH, CO SĄ MI WIERNI, I TYCH, KTÓRZY NIE SĄ. NIECH ZIARNO ZOSTANIE ODDZIELONE OD PLEW, SŁABI OD SILNYCH, PRAWI OD NIEGODZIWYCH. CI KTÓRZY WYTRWAJĄ, BĘDĄ NAGRODZENI.
A TY, MÓJ WiERNY SŁUGO, DOPILNUJ BY NIKT NIE PRZESZKODZIŁ.

Wrona poczuła czyjąś straszliwą obecność i odleciała z dzikim wrzaskiem, by po chwili skończyć w szponach czegoś wielkiego i skrzydlatego.


Niemój usłyszał zza okna cichy skrzek, coś śmignęło i czarne piórko wleciało do pomieszczenia, razem z białym tumanem. Gdzieś obok Gregor ruszył się niespokojnie we śnie i odetchnął głęboko. Nie tylko on jednak spał niespokojnie.

Sen Waltera
Pomieszczenie tonęło w ciemności i słabe światło sączące się spomiędzy wiszących u sufitu krwawych połci niewiele dawało.



Rzeźnik czuł się dziwnie, nie miał nóg, mógł jedynie czołgać się pomagając sobie rękoma.
- Gdzie jesteś gówniany pokurczu? - mocny głos doleciał gdzieś od strony światła wzbudzając trwogę w walterowym-niewalterowym sercu - Cho no tu, robota czeka!
Rzeźnik złapał zręcznie wiszący obok łańcuch, zwinnie, używając samych rąk wspiął się pod sufit i niczym małpa po hakach i łańcuchach przesuwał się w kierunku kuchni ze sprawnością cyrkowego akrobaty. Gdy tylko minął ostatnie ciało potężny drab o nieludzkim wyglądzie złapał go za gardło i i rzucił na stół na którym leżał już trup mężczyzny, potężnie zbudowanego, jasnowłosego wojownika, w którego głowie tkwił kuchenny tasak.
- Tuszka sama się nie oprawi, akrobato, podaj noże!
Wiedział, że nie warto dyskutować z kucharzem, który tasakiem rzucał tak celnie, że trafiał uciekającego karalucha...


Coś stuknęło za chronionymi pieczęcią drzwiami, Niemój podskoczył, łapiąc za sztylet, ale po chwili był spokój. Odetchnął i uznał że czas obudzić kolejną osobę, Zoę i poszedł spać.

Sen Niemoja


U bram ostrogórskiego zamku stała Śmierć. Wyglądała mizernie, wychudzona postać w postrzępionym chałacie, z kosą. Chciałoby się rzec wręcz, aby zrzucić jej kosz kamieni na głowę lub choć obrzucić odpadkami... tyle że nikt nie mógł znieść patrzenia na Kostuchę. Aura śmierci była wyraźnie wyczuwalna, i nawet nie widząc jej każdy kto miał w sobie choć odrobinę czucia, drżał. Z wyjątkiem Czerwonego Kasztelana, który słuchał bez oporów, co mówi.
- POWINIEN BYŁ UMRZEĆ DAWNO TEMU
Blada postać kostuchy była nieruchoma, jedynie szczęka się poruszała, gdy wysłanniczka śmierci wygłaszała swoją kwestię.
- JEST POD MOJĄ OPIEKĄ. TWOJA WŁADZA TUTAJ NIE SIĘGA - odpowiedziała postać w czerwieni stojąca na blankach, pełnym, czystym głosem, w którym czuć było nutę Potęgi. Przez duże "P". Kostucha nie dawała jednak za wygraną.
- WŁADZA MOJEJ PANI SIĘGA WSZĘDZIE. NAWET BOGOWIE MUSZĄ SIĘ POGODZIĆ, GDY PRZYCHODZĘ PO NICH.
- NIE JA. I NIKT Z TYCH, KTÓRZY MI SŁUŻĄ

Wysłanniczka dalej się nie poddawała
- NIE SŁUŻY CI...
- JESZCZE NIE. WKRÓTCE BĘDZIE. JEŻELI ZAŚ NIE... BĘDZIE TWÓJ.
Gdyby trupie czaszki mogły się uśmiechać, z pewnością grymas kostuchy można by za takowy uznać.
- WRÓCĘ WIĘC NIEBAWEM.


Nikt nie spał spokojnie przez te kilka godzin, jednak tylko Walter, Niemój i Gregor zapamiętali swoje sny. A może tylko oni je mieli? Sny były dziwne, bogate w szczegóły i bardzo realistyczne, czuli w nich smaki i zapachy oraz coś jeszcze, coś nieuchwytnego. Ktoś walnął głośno w drzwi od kuchni, aż się zatrzęsły, to ostatecznie rozbudziło drużynę. Pora wstawać.





Czas nieznany, południowy dzwon
Sala jadalna Niskiego Zamku


Gdy wszyscy zażyli nieco snu, na zewnątrz zabił dzwon, co - jak się dowiedzieli - oznaczało południe. Do izby zaczęli przychodzić mieszkańcy niskiego zamku. Jakaś kobieta ścierała stoły, inna zamiatała. Powoli wstali i gotowi do dalszej penetracji zamku zebrali swoje rzeczy oraz uważnie słuchali Zoi, która opowiadała im o rozkładzie pomieszczeń.


- A teraz wyższe piętra - zaczęła złodziejka i już miała zacząć opowiadać o tym co znajduje się nad nimi, gdy w drzwiach stanęła młodsza z zakonnic i bezceremonialnie podeszła do członków drużyny.
- Nie warto strzępić języka o tym co wyżej - powiedziała poważnie - na wyższych piętrach jest istne szaleństwo. Nie idźcie tam, bo nie wrócicie. Ludzie, którzy tam mieszkają, są całkowicie opanowani przez mgłę, ich szaleństwo sprawia, że nikt z tamtąd nie wraca. Siostra Olleana chodziła nosić tam jedzenie, ale wczoraj nie wróciła. Zabarykadowaliśmy drzwi i nie wiemy w sumie co dalej.
Zakonnica nie wydawała się wam być ani trochę przyjazna. Tym bardziej zaskakujące było to, co powiedziała potem.
- Słyszałam, że chcecie coś zrobić. Dobrze, że nie tylko Maestro walczy z mgłą. Jeżeli chcecie się coś dowiedzieć, lub dostać się do górnego zamku powinniście pogadać z Brendą. Chyba jej umysł trzyma się najlepiej. Była chyba praczką przed... sami wiecie przed czym. Tak przynajmniej mówi.
Brzmiało to co najmniej obiecująco.



BRENDA


- Mówicie na Zamek? Do Domu, tfu, Możnych? - szczerbata kobieta, której pierwsza młodość minęła dawno, a resztki urody już dawno odleciały gdzieś w siną dal - No to łatwo nie będzie. Ale może i dobrze. Warto zobaczyć co tam się dzieje - dodała cicho na koniec, rozglądając się czy nikt nie słucha. W końcu stwierdziła że chyba nie.


Brenda roztarła sobie kolana dłońmi, widać było spracowane ręce z połamanymi, brudnymi paznokciami. Wyjęła zza pazuchy cebulę i ugryzła resztką zębów z chrzęstem.
- Wejście jest od dziedzińca, ale nie pamiętam, by kiedykolwiek je rozwarto. Stąd można. Przy wejściu do kaplicy są schody którymi jaśnie państwo przychodzili na obrządki, tyle że czerwoną pieczęcią zamknięte, nie do ruszenia. No i są kuchenne schody do jadalni jaśniepaństwa... przez kuchnię tamtędy. Kuchnia takoż zawarta pieczęcią, jednak w piwnicach, tam gdzie spichlerz i magazyny jadła jest winda, co nią podajemy kuchcikom zapasy, a oni spuszczają posiłki. Do kuchni nikogo nie wpuszczają, ale tak se myślę, że do Domu Możnych też jedzenie muszą dawać. Więc kuchenne schody na pewno zawarte nie są. Albo są, ale ktoś je otwiera.
Tyle że kluczniczką była ta świętoszka Oleana, a bez jej klucza do windy się nie dostaniecie, bo też zapieczętowana tym cholernym kamieniem hehehe!
- stara służąca zarechotała paskudnie, plując przy tym kawałkami cebuli i śliną.
No tak, w końcu to zamek, na który rzucono klątwę, nie mogło być zbyt łatwo...


 
__________________
Bez podpisu.
TomaszJ jest offline  
Stary 07-02-2016, 14:19   #78
 
Plomiennoluski's Avatar
 
Reputacja: 1 Plomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputacjęPlomiennoluski ma wspaniałą reputację
- Brendo, czy jest tam gdzieś chłodnia, w której przechowywano półtusze? Zakładam że już dawno się skończyły, tak jak dziczyzna, ale na zamku pewnie coś takiego było, tylko w którym miejscu, bo lepiej to miejsce unikać z daleka coś mi się zdaje. - Zapytał kobietę. - Na początek, idziemy sprawdzić windę, czy faktycznie jest zapieczętowana. Zawsze można się zastanowić, czy nie otwiera się co jakiś czas na posiłki, albo czy nie można do niej wejść z innego poziomu. - Rzucił do reszty. Po śnie, jakoś nie śpieszyło mu się w okolice spiżarni, w żaden sposób.
- Koło kuchni jest komnata rzeźnicka, wiesz, haki, pieniek, rynienka w podłodze, takie tam. A w piwnicy miejsce, gdzie wiszą szynki i kiełbasy - odparła stara służąca.
Jakub de Farin, który nie znał snu Waltera Rzeźnika zdziwił się słysząc to pytanie
- Panie Walter, nie rozumiem… Skąd takie pytanie? Dlaczego unikać akurat tego miejsca? - zapytał podejrzliwie.
- Nazwijmy to złym przeczuciem. - Stwierdził krótko Rzeźnik, który nie miał zamiaru się ze swoim snem obnosić. Wystarczyło że był całkiem rozbudzony na samą myśl. - Nic to, najpierw się rozejrzyjmy, gdzie faktycznie damy radę dojść. Ruszmy się, bo siedzenie w miejscu nic nam nie da. - Przejechał dłonią, po miejscu, gdzie zamiast ziejącej rany, miał obecnie kawałek marmuru. Podrapał się tam przez koszulę, nieco bezwiednie.
- Byle się już z tego wariatkowa wyrwać. Może za tą pieczęcią będzie lepiej albo chociaż znajdzie się ktoś komu będzie można dać w zęby i się nieco do rozwiązania przybliżyć - zaproponował Gregor
- Za kuchnią jest kaplica, co w niej się teraz znajduje? - zapytał praczkę Niemój. - No i gdzie można spotkać Maestro?
- Kaplica nie jest za kuchnią, głuptasy! - machnęła ręką Brenda - A może i jest, ale przez kuchnię tam nie dojdziesz, trzeba korytarzem. Są tam też schody, którymi Ci kurcze lepsi schodzili na nabożeństwa, ale zapieczętowane marmurem. Kaplicy nie zapieczętowano, ale jest tam jeden wariat, co się zabarykadował, wymalował symbole po ścianach i strzela w każdego co mu się nawinie. Ale przywykniecie, to miejsce jest pełne wariatów. Ten jest chyba najmniej groźny, bo jego szaleństwo nie obraca się w prawdę.
Służąca zamilkła na chwilę i zastanowiła się nad odpowiedzią na kolejne pytanie. W końcu zaczeła.
- Ma... hmmm... On zwykle siedzi w Stołpie. Ale można go spotkać wszędzie. Lepiej nie leźć mu w oczy. Pomaga ludziom, to on dał ten kamień co robi cuda, ale jakoś lepiej nie leźć mu w oczy. Tak myślę. - mówiła poważnie, po czym dodała - Ale co ja wiem, ja tylko głupia praczka jestem!
Tyle że nie zabrzmiało to specjalnie wiarygodnie.
- Jego szaleństwo nie obraca się w prawdę? Chcesz powiedzieć, że w innych przypadkach już tak nie jest? - de Farin poruszył temat człowieka w kaplicy - Ciekawe… hmmm… może to jego szaleństwo nie jest prawdą?- zwrócił się do pozostałych, a następnie postarał się wszystko podsumować - Jeżeli dobrze rozumiem… Do kuchni dostaniemy się tylko kuchennym dźwigiem, ale dźwig ten jest zapieczętowany. Musielibyśmy czekać, aż pojawi się ktoś z kluczem. Druga opcja to kaplica. Jeśli uda nam się przemówić do tego człowieka, Niemój z Galenowa przeprowadzi nas dalej.
- Tu też są drzwi do kuchni - Brenda wskazała drzwi za wami, obok kominka. - Tyle że jak widzicie taka sama pieczęć. Ten klucz ma tylko kucharz i nigdy ich chyba nie otworzył, ale do tego w spiżarni, do windy ma też siostrzyczka - kluczniczka. Ta co po polazła jak głupia na piętra nakarmić wariatów. Od wczoraj słuch po idiotce zaginął, a my myślimy już nad tym, jak kucharzowi dostarczać żarcie. Bo jest tu nas sporo, a organizacja polowej kurna kuchni to nie tak prosto. Nawet durnych garów brakuje, nie mówiąc o żarnach czy porządnym chlebowym piecu.
Kapłan Setha słuchał Brendy z niemałym zainteresowaniem, jednak uwagę jego zaprzątały także inne sprawy. Powinien w końcu doprowadzić do porządku swoje rany. Jak będzie tak dalej chodzić z rozerwanymi szwami, jeszcze wda się jakieś zakażenie. Akurat on wiedział czym to grozi, tym bardziej nie godziło się by dłużej zwlekał. Przeprosił praczkę i oddalił się.
- A co się dzieje jak w kogoś za dużo tego marmuru wpakują, czyli tego czerwonego kamienia? Co go na amuletach nosicie? - Zapytał żywo zainteresowany Walter. - Jak jest mięso, to mogę pokucharzyć, to nie będzie problem, ale potrzebuję zapasów i chociażby paleniska, bez garów wiadomo, też się choćby głupiej kiełbasy nie zrobi. Okna większe tu gdzie są, czy wszędzie tylko te szpary strzelnicze? - Dopytał jeszcze, może one nie były wszystkie popieczętowane, ale na takie szczęście nie liczył. - No a nas chyba czeka pogawędka z wariatem, jak na tutejsze standardy, wariactwo nie jest takim złym wyznacznikiem. Przynajmniej wiemy od razu że idziemy na wariata. Stół przed nami, coby się miały strzały w co wbijać i będzie dobrze. - Rzucił do swoich towarzyszy Rzeźnik.
 
__________________
Wzory światła i ciemności pośród pajęczyny z kości...
Plomiennoluski jest offline  
Stary 07-02-2016, 18:26   #79
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Po skończonej rozmowie z Brendą, Jakub de Farin przyjrzał się swoim ranom. Wyglądały lepiej, choć wciąż nie zaszkodziłoby, gdyby ktoś zszył go w paru miejscach. Nie był w stanie zrobić tego samemu, mimo że przecież próbował, toteż przezwyciężając wewnętrzną niechęć do zakonnicy, podszedł do niej i zapytał:
- Pani… nie pamiętam imienia... - Jakub skłonił się lekko w wyrazie szacunku- mam ze sobą narzędzia potrzebne do zszycia ran, lecz sam swojej osoby hmmm… nie poskładam. Krnąbrny ze mnie pacjent. Mieliśmy leżeć i odpoczywać, lecz ma dociekliwa natura na to nie zezwala. Leżąc i odpoczywając nie dowiemy się czym jest meritum mgły. Czy mogę liczyć na pomoc w zszyciu ran?

- Tylko skończę z tymi, których pochlastaliście. -
widać było dezaprobatę na jej twarzy. Mgła mgłą, ale nożowa robota potrafi przysporzyć niechęci - Nazywam się Delina.

- Jakub de Farin, kapłan Setha. - Jakub sięgnął do swych bagaży i wyjął potrzebne specyfiki - Choć wiem, że to nas hmmm… nie tłumaczy, miałem wrażenie, że nas atakują. Teraz wydaje się to niedorzeczne, lecz wtedy efemery... hmmm… chwilowo było całkowicie realne. Za pozwoleniem, pomogę przy opatrunkach Szanowna Delino.

W zasadzie tylko jedna osoba, raniona przez Zoe wciąż potrzebowała opieki. Jakub nie ingerował za bardzo w działania zakonnicy. Czasem coś przytrzymał, czasem coś podał. Raz czy dwa razy, nie omieszkał doradzić według swojej wiedzy.
W końcu Delina zszyła na nowo rany kapłana Setha, które ten wcześniej dokładnie przemył.
Zakonnica: Medyk 04/50 Zdany!

- Była z nami pewna elfka... - Jakub znów odezwał się po dłuższym milczeniu - ...Zirimesz z Kadoru…

- Nieludzie źle znoszą pobyt tutaj - wzruszyła ramionami mniszka i odpowiedziała zwięźle - to ta mgła.

Kapłan zmarszczył swe blade czoło, nie drążył jednak tematu. Dowiedział się tego, co chciał, choć zagranie było ryzykowne. Mniszka albo nic nie wiedziała o wydarzeniach związanych z Zirimesz i jej śmiercią, albo faktycznie wierzyła w swoje słowa. W każdym razie nikt raczej nie będzie wypominał im śmierci jej jak i szalonego doktorka. Przynajmniej ta jedna korzyść płynęła z tej mgielnej klątwy. Była jeszcze trzecia możliwość, a mianowicie, jeśli dobrze zrozumiał Brendę, szaleństwo człowieka tutaj, było prawdą. Zirimesz naprawdę była tym martwym konstruktem, a Doktor naprawdę czynił haniebne eksperymenty, pchnięty przez mgielne szaleństwo.
- Ekhm… Dziękuję siostro Delino, wrócę teraz do moich hmmm… przyjaciół. - Jakub wstał i skłoniwszy się wrócił do reszty, by usłyszeć co postanowili, lub samemu podjąć decyzję co dalej. Pożegnał go chłodny wzrok zakonniczki. Stanowczo go nie lubiła, można było to wyczuć. Ale czy tylko jego, czy każdego z obcych - nieobcych?
 
Rewik jest offline  
Stary 14-02-2016, 12:40   #80
 
Rewik's Avatar
 
Reputacja: 1 Rewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputacjęRewik ma wspaniałą reputację
Zorganizowanie stołu, który miał osłonić ich przed ostrzałem nie było problemem. Wąskim korytarzem ruszyli w kierunku zapieczętowanych schodów na górę, mijając je i kierując się w kierunku zamkowej kaplicy. Siedliska wariata... dlaczego nikogo to nie dziwiło?

W korytarzu nie napotkali nikogo, najwyraźniej po porannej rąbaninie ludzie woleli schodzić towarzyszom z drogi, dlatego ich jedynymi towarzyszami była cisza i półmrok, z rzadka przerywany wąską smugą światła wpadającą przez wąską strzelnicę po lewej stronie korytarza.
W pobliżu schodów spostrzegli krew.
Nie była świeża, raczej stare plamy, których nikt nie starł.
Gregor: Tropienie 18/60% - zdany!

Okiem tresera wyglądało to, jakby ciężko ranna osoba starała się wyczołgać w kierunku bezpiecznego korytarza, ale nie zdołała. Smugi krwi kończyła spora kałuża. Teraz trupa już dawno nie było, tylko rdzawe plamy opowiadały ponurą historię kolejnej ofiary ostrogórskiego szalenstwa.
Drzwi kaplicy nadal nie było widać, ale nie zatrzymali się. Niosący stół Walter Rzeźnik, najsilniejszy i obecnie najzdrowszy z nich jakby zwolnił i wyraźnie zaczynał ciężej oddychać.

Minęliście kratę, którą marmur obrósł niczym bluszcz, tu także znajdowała się pieczęć i miejsce na klucz. Zamknięte na głucho przejście prowadzące prosto do serca wyższego zamku, na wyciągnięcie ręki a jednak niedostępne niczym górski szczyt.

Minęliście je depcząc starą krew i w końcu zobaczyliście wejście do kaplicy.
Bielone wapnem ściany przedsionka pokryte były symbolami bóstw, głównie tych przyjaznych. Hallasa było najwięcej, ale przewijali się i inni - Vahagn, Freya, Inari. Czerń węgla, którym narysowano ikony odcinała się od rdzy krwi, której ślady i smugi były tu wszędzie. Podłoga zaś pokryta była metalowym i glinianym śmieciem. Nie było szans na ciche lub szybkie podbiegnięcie do drzwi. Niby tylko kilka kroków, ale...

- Hej ty w kaplicy - krzyknął Niemój - Ktoś ty i czemu strzelasz do ludzi?

- Słyszę cię diable! - odpowiedział ktoś ze srodka, stłumiony głos zza grubego drewna. Drzwi kaplicy zamkowej podobnie jak wszystkie tutaj były wykonane z okutej żelazem i nabijanej guzami dębiny, osadzone głęboko w murze, co rąbanie ograniczało do mniejszych siekier. Na wysokości piersi otworzył się żelazny judasz i za nim można było dostrzec parę rozbieganych, szalonych oczu... oraz kuszę!
- Nie będzie sługa piekła wchodził do Domu Niebieskiego! Jam jest wolą Pana i Orężem Jego! Won, albo zastrzelę!

- Z nimi tak, zawsze - wymamrotał do siebie zrezygnowany kapłan Setha, myśląc o wyznawcach Arkadii.

A Waltera zamurowało. Czuł że dałby radę nadludzkim wysiłkiem zrobić jeszcze kilka kroków, ale nie więcej. Żelazne cęgi strachu i obaw trzymały go jak najdalej od tych PRZERAŻAJĄCYCH DRZWI!
Nie aby ktokolwiek inny poczuł zagrożenie większe niż w obecności zwykłego szaleńca z kuszą.

- Jam jest Niemój z Galenowa - kontynuował czarodziej - A ty to kto, że jużeś mnie za diabła wziął?

- Ojciec Durak, opiekun tej kaplicy i ostatni sługa Boski w tym zakazanym miejscu. Póki żyję nie postanie noga diabła w świętej kaplicy! - zaskrzeczał kapłan.

- Szanuję prawa Świętego Hallasa i jego sprawiedliwość... Dlaczego odmawiasz nam dobrego imienia przed sprawiedliwym osądem? Dlaczego rzucasz oskarżenia nim prawda ujrzy światło? Jeśli jesteś prawdziwym sługą Bożym poddaj nas próbie, by dostrzec wolę Bogów! - głos Jakuba de Farin rozległ się w korytarzu z wielka mocą. Miał dość tego bluźnierstwa.

Oczy za judaszem rozszerzyły się tak, że niemal wyskoczyły z oczodołów. Usłyszeliście głęboki wdech, po czym otwór zamknął się z trzaskiem.
Zmysły:
Gregor 03/70 - zdany!
Walter 26/50 (-30 za bliskość kaplicy) - oblany!
Jakub 78/30 - oblany!
Niemój 96/60 - oblany!

Ardnirski treser był pewien, że słyszy stłumione głosy zza drzwi, jakby ktoś cicho powtarzał jakąś mantrę - on coś gada - powiedział.

Kapłan Setha, w prawdzie nie słyszał nic zza drzwi, ale domyślał się, że ojciec Durak, będzie musiał ochłonąć i przemyśleć jego słowa. Czekał więc cierpliwie na jego reakcję.

- Ojcze nie musisz nam otwierać, jeno odpowiedz nam na kilka pytań - mówił spokojnie Niemój - Przyjaciel mój co obok mnie stoi także kapłanem jest, a my jeno jesteśmy ludźmi wysłanymi z zewnątrz by problem klątwy na zamku rozwiązać. Pomóż nam bo błądzimy jak ślepcy w tej przeklętej mgle.

- Ludzka moc tu na nic! - rozległo się zza zamkniętych drzwi - Na nic! Jeno modły zostały, niech dobre Bogi z pomocą przyjdą!
Musieliście się dobrze wsłuchiwać, by usłyszeć co mówi, grube mury i szczelnie zamknięte drzwi dobrze tłumiły dźwięki.

- A pierdolić kleche i świątynie. - Zakłął pod nosem Rzeźnik i postawił stół przed sobą. Jeszcze w rodzinnych stronach zawsze w pobliżu kaplicy czuł się jakby ktoś mu przebiegał po niewykopanym jeszcze grobie, a co dopiero tutaj. Gdzie cała okolica była równie plugawa jak jedna z linii w jego rodzinie. Tym bardziej na myśl o kaplicy skręcało go w żołądku. Powoli zaczął się cofać. - Ja tam nie wchodzę jak nie będzie trzeba. - Splunął pod nogi.

- Ojcze - krzyknął Niemój - Jak długo już tu siedzicie?

- Za długo! - odkrzyknął zza drzwi opiekun kaplicy - dobry Hallas próbę na mnie zesłał, zło z każdego zakątka wypełza, ale będę nieugięty. Słyszycie?! NIEUGIĘTY!!!
I zza drzwi rozległa się religijna pieśń chwaląca sprawiedliwy osąd Sędziego Arkadii wydarta chrapliwym głosem niemłodego kapłana.

- Mogę rzucić czar na drzwi i przejdziemy tak jak wtedy - szepnął Niemój towarzyszom - Kwestia czy znajdziemy tam bezpieczne przejście na pokoje szlachty, bo z tego co widzę to chyba nie?

- A może tak spróbujemy… - rzucił cicho Gregor i po chwili zaczął najpierw cicho potem coraz głośniej wtórować kapłanowi w śpiewie. … - Prawdę powiadasz - Gregor rzucił uroczystym tonem - W tym przeklętym miejscu tylko u sprawiedliwego boga można obrony szukać i pod poły płaszcza jego głowę skryć u wyznawców jego i kapłanów ochrony szukać. Ze złym słowem nas spod drzwi jego domu odprawisz? - zakończył płaczliwie.
Gregor: Ogłada 15/40% (-20% mówi do szaleńca!, +10%, trafny argument) - zdany!

Kapłan przestał śpiewać. Z drugiej strony drzwi zrobiło się cicho. Po chwili judasz otworzył się ze zgrzytem ponownie i znów wyjrzały szalone oczy.
- Na Ostrze Sprawiedliwego! Może jeszcze jest nadzieja!?
Klecha zniknął i przez chwilę było słychać, jakby coś szurało i zgrzytało, jakby odsuwał spod drzwi coś ciężkiego, ale chwilę później stanowczo powiedział.
- Nie, nie mogę Was wpuścić. To mój test, moja próba wiary. Ale możecie zostać wierne owieczki w przedsionku, tu bezpiecznie. Słudzy złego wiedzą że bogowie kierują mym orężem i trzymają się z daleka.

- Niech będzie błogosławiony sługa i miecz jego.
- Odparł Gregor gdy jakieś argumenty zaczęły docierać do pomieszanego szaleństwem umysłu. - Teraz wasza kolej - szepnął do pozostałej trójki. - Wam idzie lepiej zabawa w te zagadki. Potem zapytał kapłana.
- Zaglądają tu jakieś ptaki?

- Ptaki? - zdziwił się kapłan - tu nie ma ptaków. Ani jednego zwierzaka, po za tym kotem z piekła rodem. Przyplątał się tu raz, chciałem go ustrzelić, ale był za szybki. I te skrzydlate potwory z mgły…

- Ojcze a da się przejść z kaplicy do krypt zamkowych? - zapytał Niemój - Ponoć jest tam klucz do tego, by moce piekielne odegnać z tego miejsca.

- Krypta Ostrogórych jest pod kaplicą. Leżą tu wszyscy władcy zamku od jego powstania.

- Modlitwa ma ogromną moc bracie Durak...
- zaczął kapłan Setha - ...czasem jednak to nie wystarcza… Czyż Bogowie nie oczekują od nas chwalebnych czynów? Prawy Hallas, sprawiedliwości, Waleczny Vahagn odwagi i męstwa, Inari trudu pracy i pokory. Czyż Zervan nie obdarza czasem ludzi wskazówkami i mądrością by mogli podołać wyznaczonemu zadaniu? Potrzeba modlitwy i czynu! Nie możemy mieć pewności, co do zamiarów Bogów, lecz grzechem byłoby zlekceważenie naszej powinności. Ojcze Duraku, modlimy się razem z tobą. Czyń razem z nami. Chcemy odczynić klątwę, a hmmm… klucz do jej poznania być może skrywa owa krypta. Czy wpuścisz choć jedną osobę, lub sam zejdziesz, gdy powiemy czego szukać?

- Pomodlę się o wskazówki -
z powagą odrzekł zza drzwi ojciec Durak.

Jakub de Farin odczekał chwilę, aż zza drzwi zaczęły dobiegać kolejne modlitwy ojca Duraka. Nie był w stanie uwierzyć w upór tego człowieka, wziąłby to za dobry żart, gdyby nie jego niechęć do kapłanów Arkadii. W osądzie kapłana Setha mieli do czynienia z głupcem i tak postanowił z nim postępować. Zirytowany podwinął rękawy i zaczął formować zaklęcie. Było to zaklęcie jakiego używał już w obecności Gregora, Waltera, Zoi i Niemoja.
Jakub de Farin rzuca zapach życia 31/70


Po chwili zewsząd nadleciały czerwone smużki, którymi kapłan Setha głęboko odetchnął. Czeladź w zamku, koło trzydziestu dusz... i jedna osoba w kaplicy. I chyba kot... gdzieś na dachu za oknem.
To odkrycie zupełnie odwróciło uwagę Jakuba. Pierwotnie liczył w swej ignorancji wobec ojca Duraka, że smuga biegnąca od kapłana Hallasa do jego osoby, zostanie odebrana jako znak od bogów. Jednak...
- Hmmm… kot? - zdziwił się na głos. - za oknem - wpatrywał się na lewo, w kierunku okienka strzelniczego.

- Kot? Już raz tu widzieliśmy sierściucha. Koty są… inne. Jak by się do niego zbliżyć może dało by radę coś od niego wyczuć. Może dało mu się oprzeć magi albo wejść tam gdzie pieczęci zamykają drzwi. Tyle że ten tam nikogo nie wpuści a jeszcze by go przepędził. - Zamyślił się Gregor.

- Trzeba przyznać, coś jest na rzeczy hmmm… - de Farin podjął temat, jakby zupełnie nie przejmując się tym, że ojciec Durak najwyraźniej nie złapał przynęty- ...nawet w …grimuarze el-Hazreda hmm... wspomniano o potencjalnej, dymensyjnej naturze kotowatych. Sam raczej w to powątpiewam i nie dostrzegam jak miałoby to nam teraz pomóc, ale mam jeszcze jednego gołębia w morfie myszy. Jeśli mamy go złapać… Na razie jednak wróćmy do kaplicy. - ściszył głos- Zróbmy to wedle pańskiego zamysłu. - zwrócił się do Niemoja

- Czyli wszyscy są za tym bym rzucił czar na drzwi i wpadamy do kaplicy? - Niemój spojrzał wymownie na Waltera, który z dziwną niechęcią odnosił się do tego miejsca.

- Wyrzucimy go hmm… z okna - zachęcił Jakub de Farin i był to chyba pierwszy raz, kiedy usłyszeli coś na kształt żartu z jego zawsze poważnych ust, a może nie żartował? Przez maskę ciągle skrywającą twarz ciężko było odczytać jego zamiary.

- Panowie, jest jeden problem. - Stwierdził Walter cichym, niemalże grobowym głosem. - Ja do tej kaplicy nie wejdę, chyba że wszyscy chcecie skończyć pocięci na drobne kawałki. Nie to że chcę, ale… wiecie, niektórzy kichają, jak jest za dużo kurzy w powietrzu, a… a ja, jak mnie zaciągną do jakiejś jasnej kaplicy, to nagle tracę przytomność, toczę pianę z ust i niszczę wszystko co jest na mojej drodze do wyjścia, w tym ludzi. - Zamilkł na chwilę. - Tak, taaak, ja do tej kaplicy nie wchodzę i lepiej żebyście mnie tam nie ciągali. Mogę przejść nad, obok, chyba pod, ale nie przez. - Stwierdził w końcu. - Możecie wpaść do kaplicy, mogę poczekać tutaj, albo pomyśleć nad przejściem na linie po murze za oknem, to jak się powiększy okno, ale nie przez środek. - Ostatnie trzy słowa powiedział dobitnie, chociaż cicho, żeby kapłan w środku go przypadkiem nie usłyszał.

- Jak będzie trzeba, bo inaczej się nie da... myślę że dam rade bezpiecznie cię przeprowadzić. - powiedział spokojnie - Sposób pewnie ci się nie spodoba ale da rade. Niedzwiedzka kiedyś poskromiłem i żywego do lasu zatargałem to i z tobą pewnie dam rade. Zwiąże cię tak że palcem nie kiwniesz, węzłów nie sięgniesz, i nawet jak się będziesz ciskał to za wielu obtarć nie będzie.

- Dobra dość gadania, nie chce wchodzić to nie, ale nam kaplicę trza sprawdzić
- powiedział mag i zaczął rzucać zaklęcie przenikalności na drzwi.

- Sprawdźcie najpierw kaplicę, jak będzie trzeba, pomyśli się o sposobie ze sznurem. Niedźwiedź niedźwiedziowi nie równy, pamiętaj o tym. - Rzucił cicho Walter i został w bezpiecznej odległości.

Wszyscy umilkli w oczekiwaniu na efekty czaru.
 
Rewik jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 12:01.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172