Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 01-07-2012, 16:33   #71
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Już po tobie, skurwysynu.
To była pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy, gdy zobaczył mordę Belottiego.
Po drugim uderzeniu jechał chwilę równo z nim, po czym nagle gwałtownie zahamował, wypuszczając go do przodu.
Wtem pojawił się trzeci pojazd. Kevin instynktownie rozłożył się na przednich fotelach, myśląc, że bandzior wziął ze sobą kumpli, którzy mieli dokończyć dzieła, czyli zabić go, ostrzeliwując jego samochód.
Nic takiego się jednak nie stało, a zamiast huków wystrzałów, usłyszał łomot zderzających się samochodów.
Podniósł się nieco i spojrzał przez szybę. Trzeci pojazd walnął właśnie w auto Belottiego.
Kevin nie czekał dłużej. Zmienił bieg i ruszył z piskiem opon, coraz to przyspieszając. Miał zamiar wyprzedzić makaroniarza i zajechać mu drogę, zmuszając do zatrzymania, albo samodzielnego, albo na jego własnym samochodzie.
A potem pozbędzie się tego śmiecia na dobre.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 03-07-2012, 15:26   #72
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
[MEDIA]http://www.youtube.com/watch?v=vt8iZMgwyQA[/MEDIA]

Kevin mocno wcisnął pedał hamulca. Napastnik był już zbytnio rozpędzony, aby zareagować. Spod kół auta wydostał się dym, gdy ten wykonywał autem nierówny łuk, w celu nawrócenia. W tym momencie na ulicy pojawił się jeszcze jeden pojazd. O'Donnell zdążył tylko zobaczyć jak za kierownicą mignęła mu twarz, przez którą przemawiała determinacja. Co dziwne, ten samochód wyraźnie mierzył nie w niego, ale by uderzyć w bok Buick'a [Matthew - test Prowadzenia Pojazdów]. Auto przyspieszyło i doganiając już Belott'iego - mocno uderzyło w tylnią część, jednocześnie uniemożliwając mu powrót w stronę Kevina. Bandyta nie spodziewał się takiego obrotu spraw. Wykonał bardzo niezręczny manewr, próbując odzyskać kontrolę nad pojazdem, jednak szło mu coraz gorzej. Po niełatwej walce z kierownicą, udało mu się wyrównać trasę jazdy. Kevin uznał to za dobrą kartę. Przeciwnik był wciąż zdezorientowany - mógł to wykorzystać. Natychmiast dodał gazu. Tłumek gapiów, które jak zwykle zebrał się tam, gdzie działo się coś ciekawego aż odskoczył od krawędzi chodnika. Kevin przemierzył przez ulicę i zaczął zajeżdżać Belotti'emu drogę, który akurat starał się wykręcić w uliczce po prawej stronie głównej drogi [Kevin - Test Prowadzenia Pojazdów (łatwy - działanie Matthew wyprowadziło przeciwnika z równowagi)].
Belotti miał wykręcać z powrotem w stronę, od której nadjechał, gdy wtem - przed jego maską pojawił się Austin. Nie będąc rozpędzonym, taranowanie auta mijało się z celem. Jednak pijany przestępca nie uznawał porażki, resztki rozumu zniknęły wraz z ostatnimi kroplami na dnie butelki. Gdy Matthew podjechał do auta kompana i obaj wysiedli ze środka, Belotti również wyskoczył na ulicę. Oczywiście, należało się tego spodziewać. W jego dłoni lśnił srebrny TT (rosyjski model pistoletu, tzw. Tulski Tokariewa). Dla gości jego pokroju załatwienie sobie nowej broni w Greytown było kwestią godziny.
- Ej ty tam gogusiu! A ty to kto?! Ten stary śmierdziel Kevin boi się sam po mieście jeździć, co? - krzyknął do Palantine'a - O'Donnell, słyszysz mnie? Mi już nie zależy. Ludzie, którzy zlecili mi wczorajszy skok i tak mnie dorwą. Ale umrę ze świadomością, że pierwszy poszedłeś gryźć piach!
Uniósł broń i skierował ją na detektywa. Jego wzrok nieco błądził na muszce pistoletu, jednak facet zdawał się być zaprawiony w pijackich bojach, także złym pomysłem byłoby lekceważenie zagrożenia.


Stoicie przy swoich autach, przy czym Austin Kevina zajechał przeciwnikowi drogę i znajduje się przed maską Buick'a - prostopadle do niego, czyli wspólnie tworzą jakby literę T. Równolegle do Autsina znajduje się wóz Matthew. Kropkami oznaczone są wasze postaci.

- Witam. Ten Pan jest tutaj pewnie w tej samej sprawie co ja. Po prostu różne ścieżki nas tu doprowadziły - stwierdził Ezra, natomiast Jonathan tylko skinął lekko głową, dając znać, aby na razie to on mówił.
Dziennikarz popatrzył nieco trwożliwie na kilka par oczu, błyszczących podejrzanie wokół niego, tuż przy sąsiednich stolikach. Ściszył głos.
- W każdym razie chodzi nam o ordynatora szpitala psychiatrycznego. Podobno był tu. Mike powiedział, że mógłbyś być pomocny w zebraniu jakiś informacji o nim. Chciałbym wiedzieć gdzie jest ten typ i czy nie kręcił jakiś lewych biznesów? Wiem głupie pytanie bo każdy kręci coś na boku, ale bardziej chodzi mi o to w kontekście tej ucieczki ze szpitala.
Zielony popatrzył na kartę, gdyż wyraźnie nie w smak mu było wypowiadanie się w tym temacie. Przedmiot zdawał się posiadać jednakże bodaj sakramentalne znaczenie dla tutejszych, gdyż westchnął i zaczął mówić.
- Ta. Tylko dureń nie wie, co ten Pattinson tutaj robi. Przy tylu świrusach facet ma prawdziwą fabrykę wspomagaczy, odstraszaczy, rozweselaczy... Który głupi by przepuścił taką okazję? W końcu dostaje tyle tego od państwa, że nawet dla tych srających w gacie gnojków jest za dużo. Rozumiesz o czym mówię. A gdzie jest? A co, nie ufasz pośrednikom? Przychodzisz tu i sugerujesz, że zostaniesz wydymany? - zdenerwował się nagle, gdy wtem zjawił się barman z kuflem piwa.
Zielony ujął trunek i łapczywie wypił kilka większył łyków. To go wyraźnie uspokoiło.
- Może i masz rację. Słuchaj, zrobiło się u niego ostatnio gorąco i poprosił mnie, żebym mu tutaj załatwił jakieś miejsce na kilka dni. Miałem go nie niepokoić, także działasz na własną rękę. To niedaleko stąd. Browner Street. 36. Pukasz do niego: trzy razy szybko i dwa razy powoli. Więcej nie wiem i co złego to nie ja.
Teraz spojrzał na Jonathan'a.
- No dobra. A ty?
 
Caleb jest offline  
Stary 04-07-2012, 01:19   #73
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
-Dzięki - Ezra wiedział, że tyle wystarczy.
Wiedział tez, że cierpliwość Zielonego na pewno nie jest z gumy, więc gdy ten zaczął podpytywać profesora o jego cel wizyty, Lewis wtrącił się krótko:
-On pewnie w tej samej sprawie co ja, więc skoro już wszystko jasne to chyba oboje spadamy co nie? - spojrzał na naukowca sugerując, ze czas się zmywać.
Niezależnie czy profesor zabrał się z nim czy nie, Ezra szybko udał się do auta i podjechał pod wskazany adres.
Kamienica była ruderą z tynkiem odłażącym od ścian i powybijanymi szybami. Ledwo dwie ostatnie kondygnacje zachowały się w jako takim stanie (pewnie tylko dlatego że nie dosięgały ich kamienie). Klatka schodowa nie wyglądała lepiej. Już po otwarciu bramy musiał przesunąć jakieś śmieci zagracające wejście, po drodze minął dwóch pijaków śpiących na schodach a na koniec szukał po omacku numeru mieszkania. Dopiero zapalona zapalniczka rozmyła ciemność na tyle, że odnalazł wspomniane mieszkanie.
-Dobry wieczór. Ja od Zielonego - zapukał w umówiony sposób
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 06-07-2012, 19:30   #74
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Kevin, schowany za własnym samochodem, wychylił się nieco, spoglądając przez przednią szybę.
Belotti był na skos od niego, a więc przynajmniej do pasa jego także osłaniał własny pojazd, ale poza tym nie krył się, nie schylił się nawet.
I dobrze, bo Kevin nie zamierzał celować w nogi. Utwierdził się w przekonaniu, że tę gnidę czas już posłać do piachu.
Wychylił się przez maskę, przymierzył i strzelił cztery razy w Belottiego, w tors i głowę.
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 06-07-2012, 22:25   #75
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Matthew zareagował błyskawicznie, wyskoczył zza samochód i uchwycił w dłoń zimną stal broni. Lubił swojego Smith & Wessona. Przyjemnie ciążył w dłoni, jednak teraz nie miał chwili do stracenia, wiedział, że Kevin będzie próbował zastrzelić tego człowieka. Sam nie miał nic przeciwko temu jednak chciał najpierw dostać parę informacji od tego pijanego gnojka. Dlatego ruszył szybko w stronę tyłu swojego wozu, słyszał huk wystrzału broni O'Donnela, miał jednak nadzieję, że ten nie zabił bandziora. Gdy tylko znalazł się na tyłach swojego wozu wyjrzał przyglądając się co robi Belloti. Gdy tylko ten skrył się za samochodem ruszył szybkim schylonym biegiem do drzwi jego samochodu. Gdy się przy nim znalazł wycelował swoją broń w dłoń dzierżącą pistolet i nacisnął spust dwukrotnie, po czym przeniósł celownik na kroczę krwawiącego osobnika.
-Opowiedz więcej gnojku o swoich mocodawcach, albo cóż... - uśmiechnął się perfidnie cały czas mierząc w genitalia bandyty
 
Matemaru jest offline  
Stary 10-07-2012, 14:36   #76
 
Caleb's Avatar
 
Reputacja: 1 Caleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputacjęCaleb ma wspaniałą reputację
Kevin natychmiast zanurkował w dół, odczekał chwilę, po czym wyłonił się na krótką chwilę, by wymierzyć w przeciwnika. Tamten jeszcze moment zwlekał, nie mając dostatecznej widoczności do strzału. Natomiast Matthew wykorzystał zamieszanie, aby chyłkiem przebiec do auta Belottiego. [Wszyscy - test Broni palnej].
Pierwszy wystrzelił Kevin - Colt wypluł donośnie ogień, zaś ułamek sekundy później oponent chwycił się za bark, z którego popłynęła gęsta struga krwi. Detektyw jednakże za szybko zaatakował, rana nie była nader poważna jak na tego bydlaka. Zamroczony alkoholem umysł stłumił ból, tym samym Belotti podniósł raz jeszcze broń w geście kontrataku. Ale w tym momencie pojawił się obok niego Palatnine, mierząc w krocze mężczyzny. Belotti zatrzymał się w pół ruchu, niczym mim po kilku głębszych.
- Opowiedz więcej gnojku o swoich mocodawcach, albo cóż...
Belotti tym razem poważnie się zafrasował, ręka w której dzierżył broń, poczęła mu drżeć.
- E... tego. Co ty? Gdzie ty do cholery mierzysz?! Czekaj, czekaj - wyraźnie miękł, gdy uświadomił sobie, że za chwilę może stracić klejnoty.
Ale Matthew nie ustępował. Pewna siebie mina policjanta świadczyła, że nie żartuje.
- Dobra. I tak mam przerąbane. Nie wiem kim są, zawsze komunikowaliśmy się przez pośredników. Niektórzy mówią na nich Triada, Trójca, Trio... Różnie. Dwóch facetów i jedna babka. Serio, to wszystko, co wiem. Dobra, wygraliście. Zapomnijmy o całej sprawie.
Huk. Belotti wywraca oczy pod powieki. Jego ciało upada na ziemię w rosnącej kałuży krwi. Kevin jeszcze przez chwilę wpatrywał się w dymiącą lufę pistoletu po czym schował go, podszedł do truchła i dla pewności kopnął mężczyznę. Tak. Martwy jak amerykański sen.


Jeśli chodziło o przybycie reszty policji, nie trzeba było czekać specjalnie długo. Ba, nie było nawet potrzeby ich powiadamiania. Dziesiątki ciekawych głów, które pojawiły się zaraz w oknach czynszówek wokół, przeświadczały o przybyciu na miejsce kolegów po fachu już za parę chwil. I tak, po ledwie piętnastu minutach na sygnale zajechały trzy radiowozy. Z jednego wyszedł wspólny znajomy dwójki, podinspektor Malcolm Deer. Jak zwykle spokojny i opanowany otaksował tylko okolicę wzrokiem i rzucił cicho parę komend kilku ludziom wokół. Następnie podszedł do Matthew i Kevina, kiwając głową na powitanie.
- Sprawa ma się tak. My zostajemy na miejscu i sprzątamy. Deryl wie już o wszystkim. Macie natychmiast jechać na posterunek i z nim pogadać. Auta sprawne? Ah, widzę, że twoje Kevinie mocniej jednak urządził. W takim razie weźcie pojazd Palantine'a i jedźcie od razu na miejsce.
Nie pozostawało nic innego jak spełnić rozkaz szefa. Deryl był nieobliczalny. Najgorszym jednak zostawało czekać na jego wybuch, także podróż na miejsce obydwaj kompani spędzili w ciszy. Tymczasem zaczęło już zmierzchać. Chmury nad miastem nabrały smolistego odcienia, zaś narastający deszcz obwieścił, że i tej nocy miasto zostanie dosłownie skąpane.
Matthew zaparkował pod budynkiem, dwójka udała się do środka, a tam - bezpośrednio do gabinetu Deryla. Zastali go, siedzącego głęboko w swoim fotelu, z przewieszonym na blat stołu nogami. Z ust wypuszczał gęste obłoki dymu. Palił jedne ze swoich lepszych cygar, a zarazem mocniejszych cygar, co mogło tylko oznaczać, że jest nader przejęty.
- A zatem Belotti nie żyje - stwierdził na razie ze stoickim spokojem - Zaatakował jednego z was i po prostu uznaliście, że macie prawo, żeby go skasować, ot tak - pstryknął palcami i zrzucił nogi ze stołu, nachylając się nad nim i marszcząc brwi - Myślisz Kevinie O'Donnel, że na mojej zmianie będziesz bezkarnie zabijać? I nie obchodzi mnie, jak to się zaczęło! Bo wiecie co? - tu odczekał chwilę, patrząc na kamienne twarzy postaci przed nim - Bo bardzo dobrze zrobiliście! Mamy sytuację szczególną i taki burdel, jakiego dawno nie było. Tylko wam mogę tu jeszcze ufać i od teraz, biorę wszystko na siebie. Nie obowiązuje was prawo, bo wy jesteście prawem! I to wy macie przeżyć, a nie te szuje, bo w waszym zasranym interesie jest doprowadzić mi tą sprawę ze świrusem do końca! Powiem więcej, za skasowanie tego gnoja, który tylko wszystko by mi komplikował, dostaniecie mały prezent! - tu sięgnął po kasetkę, pod blatem i wyrzucił z niej dwa pliki banknotów po 50$ - Dobra, słuchajcie mnie teraz uważnie. Mamy trupy. Dużo, bo aż trzydzieści. Dzisiejszego wieczoru w hotelu Albatros urządzał bankiet sam właściciel, Lucas Dalloan. W ponczu jaki serwowano na wejście dla gości i gospodarza była trucizna. Gdy doszło do odsłonięcia popiersia właściciela, co miało stanowić jeden z gwóździ programu - okazało się, że ten jest on wymalowany czerwoną farbą. Napis głosił: vergeltung. Nie wiadomo kto się tego dopuścił, podobnie jak dodatku w trunkach. W każdym razie wtedy trucizna już dawno krążyła po krwi Lucasa i jego gości. Służba mówiła, że padali jak muchy. Nie muszę chyba mówić, że to wygląda na dzieło wyrafinowanego, ale szaleńca, co zdaje się pokrywać z ostatnimi wydarzeniami...
Deryl wstał z siedziska i podszedł do rolet na oknach. Nacisnął jedną z nich, wpatrując się na zalewane strugami deszczu miasto.
- Mówiłem, że mam nosa do takich spraw. Co za chore zwierzę, biega teraz po Greytown... - zamyślił się głośno, po czym wrócił za biurko.
- Jeszcze jedno. Ponoć koło całej sprawy kręci się jakiś dziennikarzyna i ten stary, Jonathan. Chcę, abyście mieli na nich oko. Dziadka pamiętam, kiedyś pomógł przy paru sprawach. Jeśli jego legenda jeszcze się nie zatarła, to może być przydatny. Ale pismaków nie lubię. Wasza w tym głowa, aby nie napisał za dużo. Co do Michaela, odsuwam tego niedorajdę od was. Wiecie, że ten idiota sam się postrzelił? Dobra, teraz wy? Co udało wam się dowiedzieć?

Ezra wskazał kciukiem na doktora.
- On pewnie w tej samej sprawie co ja, więc skoro już wszystko jasne to chyba oboje spadamy co nie?
Stary tylko kiwnął głową. Nie palił się widocznie, aby sprawdzać cierpliwość Zielonego, toteż wstał i razem z dziennikarzem skierowali się w kierunku wyjścia.
Reporter słusznie spodziewał się na wskazanym adresie zniszczonego budynku, który jak się okazało, niegdyś był motelem. Kilka liter w neonach nadal świeciło, a właściwie uwalniało spięcia w instalacji. Pierwsze krople deszczu spadały nań, coraz odzywając się sykiem. Budynek był w tak opłakanym stanie, że potrzebaby dopłacać, jeśli turyści mieli tu mieszkać.
Ezra i Jonathan ruszyli do przejścia przez drzwi, które leżały dwa metry dalej, wyrwane z zardzewiałych zawiasów. Korytarz był mroczny i chłodny. Panowała tu cisza, słychać było jedynie narastający deszcz na zewnątrz, który nadszedł wraz ze zmrokiem.
Przyświecając sobie zapalniczką Ezra znalazł właściwe mieszkanie i zapukał odpowiednio.
- Dobry wieczór. Ja od Zielonego.
Zza drzwi dało się słyszeć jakieś szuranie, przerzucanie bałaganu, jaki niechybnie tam panował. Ktoś chrząknął i podeszedł bliżej.
- Eee? Kto tam? Nie znam twojego głosu. Od Zielonego? Sprzedał mnie drań! Wiedziałem, że koniec końców nie należy ufać temu szakalowi! - nagle głos się złamał - Przyszliście mnie zabić prawda? Nie ma mowy! Zanim się tutaj dostaniecie, sam opuszczę ten świat - nerwowy chichot na kończy świadczył, że mężczyzna nie był w pełni sił umysłowych.
Jonathan spojrzał porozumiewawczo na Ezrę i nacisnął na klamkę. Stare drzwi lekko się uchyliły - były otwierane do wewnątrz pokoju. Okazało się jednak, że są blokowane przez komodę.
 
Caleb jest offline  
Stary 11-07-2012, 22:30   #77
 
Volkodav's Avatar
 
Reputacja: 1 Volkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwuVolkodav jest godny podziwu
Ezra już nie raz miał do czynienia z ludźmi na krawędzi, desperatami, którzy mogli nacisnąć spust w każdej chwili. Jedynym co ich różniło między sobą było to, że niektórzy celowali broń w swoją głową inni zaś w cudzą.
Lewis przyparł do drzwi, ale nie zerkał przez szparę. Gdyby facetowi się odmieniło i nagle zechciał strzelać do innych lepiej było być za drzwiami.
-Proszę Pana. Proszę się dobrze zastanowić. Jeśli ktoś chciałby Pana skrzywdzić to nie rozmawialibyśmy tutaj. Jestem dziennikarzem i interesuje mnie jedynie zadanie panu kilku pytań. Proszę się zastanowić czy warto z tego powoodu strzelać sobie w głowę!? - przestał mówić, czekał aż desperat coś odpowie - Może zabrzmi to banalnie, ale nie ma takiego bagna, z którego nie da się wygrzebać. Wiem o tym dobrze bo nie raz widziałem ludzi w pozornie beznadziejnych sytuacjach, którzy wyszli na tzw. prostą. [test perswazji]
Lewis liczył, że uda mu się zagadać typa na tyle by ten zaczął myśleć. Tyle powinno wystarczyć. Decyzje o skutecznym samobójstwie podejmuje się w sekundę i jeszcze szybciej wykonuje. Jeśli ktoś nie ściska spustu od razu to z każdą chwilą maleją szansę na przeciąg w głowie. To dziennikarz wiedział, znał takie sytuacje zbyt dobrze.
 
__________________
Regulamin jest do bani.
Volkodav jest offline  
Stary 12-07-2012, 01:15   #78
 
Issander's Avatar
 
Reputacja: 1 Issander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodzeIssander jest na bardzo dobrej drodze
Jonathan nie szarżował. Nie ma co na siłę pchać się do środka, zwłaszcza, że człowiek wewnątrz prawdopodobnie ma broń no i nie wiadomo co mogło mu przyjść do głowy. Oczywiście, od razu w głowie pojawiły się pytania - co tego człowieka skłoniło do tego kroku? Jonathan znacznie lepiej rozumiał ciągi przyczynowo-skutkowe niż emocje, które targają ludźmi.

Na razie jednak pytania musiały poczekać. Zostawił inicjatywę dziennikarzowi, wydawało się, że on poradzi sobie z tym lepiej... Choć według Jona zdążył już on popełnić jeden błąd, przez który może osiągnąć zupełnie inny efekt od zamierzonego - mianowicie, wygadał się, że jest dziennikarzem i chce porozmawiać, więc pewnie nie ma broni. Człowiek zza drzwi mógł uznać, że chwilowym rozwiązaniem jego problemów będzie pozbycie się tych, którzy go niepokoją...
 
Issander jest offline  
Stary 12-07-2012, 18:24   #79
 
Cohen's Avatar
 
Reputacja: 1 Cohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputacjęCohen ma wspaniałą reputację
Kevin nie odczuwał jakiś większych emocji po zabiciu Belottiego. Ot, kolejny wymieciony śmieć, którego natychmiast zastąpi kilku nowych.
Bandzior sam był zresztą sobie winien. Nie przestrzegał reguł gry, więc został z gry usunięty. I tyle.

O'Donnell bez słowa zgarnął plik banknotów i schował do wewnętrznej kieszeni płaszcza.
Wysłuchawszy Deryla do końca, zerknął na Matthew, po czym zaczął mówić.
- Zacząłem od uniwersytetu, gdzie czubek był rzekomo widziany ostatni raz. Chciałem przeszukać teren kampusu, może zostawił jakieś ślady, może sam nadal się tam chował, ale większość mundurów zajmowała się pierdolnikiem w Chinatown, więc zostawiłem to nowemu, Matthew i profesorkowi, a sam pojechałem do wariatkowa.
W domu wariatów coś się stało i chyba nadal dzieje. Baba w recepcji spławia ludzi bzdurą o epidemii, na polecenie zastępcy ordynatora Petera Gershalla.
On powiedział mi, że zniknął też sam ordynator, niejaki George Pattinson. Po prostu zabrał się rano ze szpitala i od tamtej pory nie ma z nim kontaktu.
Sprawdziłem pokój zbiega - kompletny czub. Typ wymyślił jakąś teorię spiskową.
Podejrzewam, ale to niepotwierdzone, że to jeden z naszych, Josh Cornell. Prosiłem o papiery klienta, ale zastępca wyrzucił mnie, po tym jak jeden z wariatów wyrwał się osiłkom i rzucił na mnie.
W naszym archiwum akta Cornella ktoś usunął, zostały tylko skrawki. Ostatnio kręcili się koło nich jacyś odpicowani ważniacy, ale Dziadek nie wie, kim byli.
Potem od uchola zdobyłem namiary na ordynatora, ale kiedy miałem się tam przejechać, pojawił się Belotti i narobił syfu.
Ordynator to dobry, a póki co jedyny, trop, szefie. Nie ma opcji, żeby czubek kim by tam nie był, zwiał sam. Ktoś mu musiał pomóc. Stawiam na Pattinsona.
Jest też
- zawahał się, bo sam uznawał to za brednie, dlatego postanowił zostawić to na koniec. - sprawa zaraźliwej szajby. Jak w czasie pełni albo World Series. Już dwie osoby wspomniały dzisiaj o Trójce, wie szef, o co chodzi.
Co prawda jednym był wariat, a drugim pijak i to makaroniarz, ale jednak to trochę za dużo na zbieg okoliczności.

Co do masakry w hotelu, to szef jest pewny, że to masowe otrucie? Może dolali sobie jakiegoś szpanerskiego gówna, które było przeterminowane, czy coś?
 
__________________
Now I'm hiding in Honduras
I'm a desperate man
Send lawyers, guns and money
The shit has hit the fan
- Warren Zevon, "Lawyers, Guns and Money"
Cohen jest offline  
Stary 16-07-2012, 21:56   #80
 
Matemaru's Avatar
 
Reputacja: 1 Matemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodzeMatemaru jest na bardzo dobrej drodze
Matthew tylko lekko przymknął oczy gdy Kevin zabijał Bellotiego. Nie miał nic przeciwko, tamtego sprawa co robi.

Gdy przyjechali na posterunek rewelacje Deryla zbył lekkim prawie nie zauważalnym rozszerzeniem źrenic. Jednak zachował kamienną twarz. Gdy Kevin skończył swoją relacje rzucił tylko:
-Z profesorem podążyliśmy do pewnego baru za tropem, tam spotkaliśmy dziwnego faceta, który odradzał nam śledztwo w związku z tym szaleńcem. po tym ruszyłem tropem za nim. A profesor podążył za tropem podrzuconym przez tamtego człowieka. Sam zaś doszedłem za nim do pewnej willi, dowiedziałem się, że jest on własnością ETO, chwile potem ruszyłem za Kevinem.
Gdy skończył spojrzał na rozmówców czekając na reakcje.
 
Matemaru jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 19:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172