Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy Oznacz fora jako przeczytane

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 21-11-2012, 19:15   #31
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Rozsiedli się w miarę wygodnie przy płonącym w niewielkiej jaskini ognisku. I zasypali włochacza pytaniami...
- Czy jest gdzieś w pobliżu jakaś wioska? - spytał Kevin. - Albo jeszcze lepiej miasto?
Kudłaczek pokręcił głową.
- A w jakim kierunku trzeba iść by dojść do ludzi?
Włochacz zamrugał oczami i pokazał kierunek.
- Czy żyjesz tu samotnie? - kolejne pytanie zadała Shane.
Kudłacz skinął głową.
- Czy są tu inni ludzie prócz ciebie i nas? - chciał się dowiedzieć Kevin.
Dla odmiany ‘tubylec’ pokręcił głową.
Dokąd nas ten cholerny Profesor wysłał? Głusza jakaś... - mruknął Kevin.
Kudłaczek albo nie zrozumiał, albo nie miał nic do powiedzenia na ten temat, bo tylko obrzucił mówiącego spojrzeniem.
- Przyszliśmy tu z ruin jakiejś budowli. Czy wiesz co to za ruiny? - spytała Shannon
Kudłacz widać nie wiedział, bo pokręcił głową.
- To nie jest tak daleko stąd - nalegała dziewczyna. - Nie wyprawiałeś się nigdy w dalszą wędrówkę?
Włochaczek tylko rozłożył bezradnie ręce, jakby nie dało się odpowiedzieć tak prosto na to pytanie.
- Kogo więc widzieliśmy w ruinach, jeśli nie jego? Szliśmy tropem jakiegoś stworzenia podobnego do człowieka i sądziliśmy, że to ty. Czy wie kto to mógł być? - Shane uparcie trzymała się tematu ruin.
Kudłacz wskazał dłonią na siebie.
- On zna ruiny, ale nie wie, do czego służyły - Kevin skomentował wymianę pytań i gestów, za co został nagrodzony uśmiechem i skinięciem głowy.
- Chciałeś nas skłonić wtedy, żebyśmy za tobą poszli?
Kudłaczek energicznie okręcił głową. Wstał, rozstawił szeroko nogi, zakołysał się, jak marynarz, a widząc, że pantomima nie zrobiła na nikim wrażenia, dodał do gestów parę pomruków i wskazał na dół, w stronę sąsiedniej jaskini.
- Na dole są misie - wtrącił Ari.
- Chodzi o niedźwiedzia? - spytał Kevin.
Kudłacz gwałtownie pokiwał głową.

Wymiana poglądów trwała.
Dowiedzieli się, że Kudłaczek z własnej i nieprzymuszonej woli złożył swemu bogu ślub milczenia, obejmujący również zdaje się i pisanie. Mnich i skryba, według Shane wyglądający na jakieś trzydzieści-czterdzieści lat, przybył tu jakieś dwa, trzy lata temu i od tego czasu nie spotkał ludzi, z jednym wyjątkiem - myśliwym, który uciekając przed niedźwiedziem wpadł do studni i skręcił sobie kark.
W pobliżu nie było żadnego innego schronienia prócz jego jaskini i tej zamieszkałej przez niedźwiedzie. Za to wędrowcy dowiedzieli się, gdzie leży najbliższa miejscowość i gdzie leży wioska Czarne Stawy, którą to nazwę Shane odkryła na znalezionej w gnieździe sroki obrączce. Co ciekawsze jednak dzięki owemu drobiazgowi poznali też, choć w pewnym tylko przybliżeniu, obecną datę, a konkretnie rok swojego lądowania na “tym zadupiu”, jak uroczo określiła ich “tu i teraz” Shannon. Albowiem po chwili namysłu swego miłego, choć dość niechętnego do dyskusji gospodarza ustalili, iż mają właśnie anno Domini 879 albo i nawet 880.
Niewiele więcej się dowiedzieli. Zmęczony nagabywaniem Włochaczek zakopał się w futra i przestał reagować na jakiekolwiek zapytania. Po chwili zaczął całkiem przekonująco chrapać.
- Idziemy spać - Kevin zwrócił się do kompanów, którzy zdążyli przykolegować sobie jakieś futra z włochaczkowego stosu - czy przydzielimy jakieś warty?
- Zastosowanie zasady ograniczonego zaufania jest tu moim zdaniem jak najbardziej na miejscu - orzekła Shan. - Wolę mieć go na oku.
- Spoczniesz u mego boku pod skrzydłem mego płaszcza? - spytał Kevin.
Z marsem na czole, godnym lepszej sprawy, przyglądała się przed chwilę najpierw Kevinowi, by z kolei rzucić okiem na kokoszących się coraz niemrawiej w futrzanym posłanku dwom pozostałym panom. On przynajmniej był jako tako ubrany i przytulenie się do niego nie groziło natychmiastowymi konsekwencjami. Poza tym podejrzewała, iż w futerkach spało o wiele więcej żywego inwentarza niż było widać na pierwszy rzut oka. Nie specjalnie zależało jej, by zapewnić tej menażerii darmowy wikt na najbliższe dni.
Chyba jednak lepszy był jeden Kevin do towarzystwa, niż nieznana bliżej liczba spragnionych jej krwi stworzonek. Z pewnością głodowały, mając za towarzystwo szczuplutkiego Kudłacza, ale ona ich nie żałowała i nie miała zamiaru ulżyć ich ciężkiej doli. Wróciła do świdrowania wzrokiem potencjalnego współlokatora. Zasada ograniczonego zaufania miała zastosowanie niemal wszędzie. Jeśli dobrze pamiętała, stosowała ją zawsze wobec wszystkich. Także wobec siebie. Ufała, ale nie bezgranicznie. Zawsze zostawiała sobie margines na to, że ktoś nadużyje jej zaufania. Nawet ci najbliżsi. Nie można powiedzieć, że nie ufała, po prostu dopuszczała myśl o ewentualnym nadużyciu. Ufała, że są normalnymi ludźmi, a normalni ludzie również miewali wady, złe skłonności i słabości. Ona też je miała, dlaczego miałaby więc wymagać od kogoś bycia nadczłowiekiem? Tak, była w stanie podejrzewać go o chęć skorzystania z okazji, ale postanowiła zaakceptować podejmowane ryzyko.
- Jeśli odstąpisz mi dokładnie połowę posłania, to schronię się pod... Jak to powiedziałeś? Skrzydłem twego płaszcza - zacytowała.
- To nie jest sprawiedliwy podział - zaprotestował. - Jestem trochę większy.
- A ja mądrzejsza.
- I oddaj tu człowieku, ostatnią koszulę - westchnął Kevin.
Wyciągnął z worka całą zawartość i starannie ułożył ją na ziemi. Sam worek zamierzał wykorzystać jako prowizoryczną namiastkę posłania.
 
Kerm jest offline  
Stary 21-11-2012, 22:43   #32
 
dzemeuksis's Avatar
 
Reputacja: 1 dzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputacjędzemeuksis ma wspaniałą reputację
Przy akompaniamencie ulewnego deszczu i tremolo piorunów przybysze z innego świata zaskakująco łatwo zapadali w sen. W pewnym momencie deszcz zelżał, pioruny słabły, aż wszystko ucichło. Wielki jasny księżyc wyszedł zza chmur i ganiał się z nocą w swojej odwiecznej wędrówce po nieboskłonie.

Obudzony przez Rondona Kevin rozpoczął swoją wartę niedługo po północy. Powietrze było świeże, noc ciepła. Jedynie marsz grany przez skręcone z głodu kiszki zakłócał przyjemność z czuwania. W pewnym momencie do uszu Kevina dobiegł przeciągły, jakby wilczy skowyt. Po chwili dołączył do niego kolejny z nieco innego kierunku, za nim następne.

Kevin zorientował się, że nie jest sam. Obudzony Kudłacz siedział na posłaniu wsłuchując się w noc. Po chwili skoczył w kierunku wyjścia z jaskini a znalazłszy się przed nią przysiadł na czworakach, podniósł głowę do góry i zawył, dołączając do wilczego chóru. Wył, póki powietrza w płucach, po czym zniknął z pola widzenia.

Kev zerwał się na równe nogi i podbiegł do wyjścia. W świetle księżyca gdzieś między drzewami mignął mu znajomy kudłaty kształt, na wilczą modłę używający w biegu wszystkich czterech kończyn. Dalsza część nocy mijała spokojnie, mimo to Kevin był pewien jednego: nie ma obawy, żeby zasnął na warcie. Kiedy przyszedł czas, obudził Ariego i w krótkich słowach zdał relację z nocnych wydarzeń, polecając mu mieć się na baczności.

Ari postanowił, że będzie dzielny. Dniało, kiedy usłyszał chrobot osypywanych kamyków oznaczający, że ktoś się wspina w kierunku wejścia do jaskini. Dłonie zacisnął na pozostawionej mu pałce, aż do białości knykci. Udało mu się nie rozpłakać, kiedy w wejściu ukazał się Włochaczek niosący królika.

Kudłacz rozniecił ogień i na zamiprowizowanym rusztowaniu zaczął opiekać oskórowany i przygotowany łup. Pokazał Ariemu na migi, żeby doglądał potrawy, sam wyszedł na chwilę, by wrócić z naręczem drewna. Jakimś sposobem udało mu się znaleźć nawet niezbyt wilgotne, ale zostawił je jeszcze blisko ognia na doschnięcie.

Trzaskanie drewna i zapach pieczeni sprawił, że jeden po drugim wszyscy się pobudzili. Podczas jedzenia nikt nic nie mówił: głód był zbyt silny, żeby rozmawiać. Potem odpoczywali i leniwie łapali ciepłe promienie słońca, które wznosząc się powoli nad lasem zaglądało do jaskini przez szpary między gałęziami drzew.

Kiedy wszyscy zgodzili się co do tego, że najlepiej będzie skierować się do monastyru, Kudłaczek, pocierając ropiejące oko, nieoczekiwanie, acz jednoznacznie, dał do zrozumienia, że będzie im towarzyszył. Co biorąc pod uwagę łatwość pobłądzenia w nieznanych, obcych górach przyjęli z niemałą ulgą. Jako że brzuchy mieli pełne, samopiąt bez zwłoki ruszyli w drogę.
 
dzemeuksis jest offline  
Stary 29-11-2012, 17:49   #33
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Kevina obudziło zimno. Z jednej tylko strony, to musiał szczerze przyznać. Z drugiej przytulona do niego Shane grzała niczym mały piecyk. Mięciutki piecyk.
Gdy usiłował odebrać jej choćby kawałek swojej części płaszcza dziewczyna otworzyła zaspane oczy.
- Śpij, śpij - mruknął uspokajająco Kevin. - Do świtu daleko.
- To dobrze - cichutko zamruczała dziewczyna. Zamknęła oczy i poprawiła się, robiąc sobie z ramienia Kevina poduszkę.

- Słyszeliście w nocy to wycie? - Na ‘dzień dobry’ Ari poczęstował ich ciekawą informacją. - To między innymi nasz gospodarz - wyszeptał konspiracyjnie. - Przywoływał wilki. On jakiś dziwny jest - wysyczał Kevinowi wprost do ucha.
- Pewnie zamienił się w wilkołaka. Pełnia była - stwierdziła autorytatywnie Shane. - Dzień dobry.
- Dzień dobry - powtórzył za nią Kevin.
- Psst! - Ari zerkając koso na Kudłacza szturchnął Kevina łokciem. - Jesteście pewni, że tego... w studni, to nie on?
- Eee... chyba nie. Nie porzuciłby takiego ładnego kawałka mięsa, nie skonsumowawszy - odparła, niemal całkiem serio, Shane. - A nawet go nie nadgryzł.
Ari głośno przełknął ślinę krzywiąc się, jakby mu coś nagle zaśmierdziało pod nosem.
- Nie żartujcie sobie - jęknął.
- Grunt, że nas nie zeżarł - pocieszył go Kevin.

Ich kudłaty gospodarz nie dość, że nie skonsumował ich w nocy, to jeszcze przyniósł i królika do podziału, i wiązkę drewna, żeby nie musieli wcinać mięsa na surowo. A trzeba było przyznać, że króliczek, odpowiednio podpieczony, mimo braku soli był, dosłownie, palce lizać. A jedyną wadą śniadania było to, że zostało z niego tylko kilka kosteczek.
- Dziękujemy za gościnę - powiedziała Shane, która jako pierwsza skończyła jedzenie i napiła się wody z kamiennego substytutu misy - ale będziemy musieli ruszać w drogę.
- Może... - spojrzała na Kudłaczka. - Może poprowadziłbyś nas kawałek w stronę klasztoru?
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 29-11-2012, 17:51   #34
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Czy to dar przekonywania, czy Kudłaczek wolał dopilnować, by goście nie wrócili... Trudno orzec. W każdym razie zdecydował się, że wskaże im drogę.

Po godzinie wędrówki przez las trafili na dość szeroki strumień. Kudłaczek przekroczył go z marszu, nie zważając na to, że woda sięga dużo powyżej kolan. Shane natychmiast poszła w jego ślady, lekko tylko podwijając swoją dość kusą ‘sukienkę’. Kevin, nie chcąc narażać swych nowych butów ani przemoczyć spodni, ściągnął jedno i drugie, woląc narażać się na spojrzenia jedynej w tym gronie niewiasty. Zresztą... i tak już się widzieli nago.
Przystanęli na moment na drugiej stronie, by, idąc za przykładem ich przewodnika, zaspokoić nieco pragnienie. I napić się na zapas.
- Obiadek! - ucieszyła się Shane, widząc całkiem pokaźny, machający płetwami kształt, z wolna przemieszczający się między głazami, którymi dno strumienia było wprost usiane.
- Oszczep by się przydał - stwierdził Rond.
- Mam haczyki i linkę. A wędzisko się wytnie z leszczyny - dodał Kevin.

Ich łupem padło siedem dość sporych, pstrągopodobnych rybek. Dwie złowiła Shane, łapiąc ryby gołymi rękami, jeden, największy, padł łupem Ronda, który w charakterze ościenia wykorzystał odpowiednio zaostrzony kij z zadrami, zaś pozostałe wpadły w ręce spółki Kevin-Ari, przy czym rola tego ostatniego skupiła się przede wszystkim na komentowaniu paskudnego gustu ryb, lubujących się we wstrętnych dżdżownicach.

Ryby najlepsze były w ziołach, pieczone w glinie. No i, oczywiście, gorące. Do obiadu zostało jednak trochę czasu - lepiej było ruszyć w drogą, co Kudłaczek niedwuznacznie dawał do zrozumienia. Trzeba było wypatroszone ryby nawlec na jakieś witki i zostawić gościnny potok za plecami.


Szyszek, kamyczków, gałęzi i korzeni miał w końcu dosyć nie tylko Ari, ale również i Rond, i Shane. Tylko Kevin, któremu trafiło się chyba całkiem wygodne i w miarę dopasowane obuwie, nie narzekał. Za to na ich przewodniku owe przeszkody na drodze nie robiły większego wrażenia. Z pewnością przez te trzy lata pobytu w dziczy już się uodpornił i przywykł do biegania boso po leśnych ostępach. Tak więc, po kilku godzinach marszu, opóźniani przez Ariego, a poganiani przez Kudłacza, marzyć poczęli o odpoczynku.
Ten ostatni zapewne w końcu się zorientował, że członkowie jego małej trzódki są bliscy buntu, Zatrzymał się na moment i zaczął, na migi, przekazywać informacje, które miały na pozostałych wpłynąć uspokajająco.
- Woda? - usiłowała odgadnąć Shane.
- Dużo wody? - dorzucił Ari,
- Będziemy musieli wskoczyć do wody? - wysnuł wniosek Rond, widząc jak dłoń Kudłaczka wykonuje gest z góry w dół.
Przewodnik najpierw chwycił się za głowę, potem nią potrząsnął w uniwersalnym geście przeczenia. Widząc, że machanie rękami nie przynosi skutku, wziął w dłonie garść piasku i sypnął nim w dół.
- Wodospad? Zrobimy sobie prysznic? - ucieszyła się Shane.
Kudłaczek najpierw energicznie skinął głową, a potem wytrzeszczył oczy na dziewczynę.
- Nic, nic. Nieważne - powiedziała szybko Shane.
 
Kerm jest offline  
Stary 30-11-2012, 14:51   #35
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś

Do wodospadu dotarli po ponad godzinie, przy wtórze licznych jęków, narzekań i marudzenia, ale okazało się, że jednak było warto.
- Jaki śliczny - powiedziała Shane, z zachwytem wpatrując się w spadającą z wysoka wodę. Unoszone podmuchami wiatru kropelki lśniły w promieniach słońca niczym miniaturowe diamenciki, mieniąc się wszystkimi kolorami tęczy.

Podeszła bliżej małego rozlewiska i dotknęła wody palcami stóp.
- Strasznie zimna - powiedziała odwracając się do chłopaków.
- Górski potok - stwierdził Kevin. - Ale chyba powinniśmy się powoli zacząć hartować.
- Zimna woda, zdrowia doda - podchwyciła temat uchachana od ucha do ucha dziewczyna, coraz intensywniej rozbryzgując stopą drobne fale docierające do brzegu.
- Mycie nóg, to twój wróg - odparł równie znanym cytatem Rond.
- A za chwilę znów będziemy brudni - dorzucił Ari. - Zbyt częste mycie skraca życie - dodał.
- Tak, tak - Rond był gotów potwierdzić tę teorię. - Wielcy ludzie, żyli w brudzie.
- Ale chyba niezbyt długo, hę? - ostudziła jego zapał Shannon. Nie mogła przeżyć, że nawet Ari w źle pojętym sojuszu z Rondem sieje takie herezje. - Kto pierwszy się wykąpie dostąpi zaszczytu umycia mi pleców - dodała na zachętę.
- W takim razie wy rozpalcie ognisko - zaproponował natychmiast Kevin - a my się pójdziemy wykąpać. O, tam.
Wskazał niezbyt odległe miejsce, osłoniętą nieco krzewami zatoczkę.
- Czego tam szukasz? - zainteresowała się Shan, widząc gmerającego w trawie Ronda.
- Poczekajcie chwilę, to coś wam pokażę. O! - ucieszył się. - O to mi właśnie chodziło - powiedział zrywając i podnosząc w górę niepozorną roślinkę z różowym kwieciem. - Szkoda, że nie mamy jak zrobić odwaru, ale nawet w zimnej wodzie powinna się z tego ładna pianka zrobić.


Przyklęknął i zaczął rozkopywać ziemię wyciągając z niej korzonki znalezionej rośliny.
- Rozbijcie je na kamieniu i dodajcie kapkę wody. Doskonale umyją włosy i całą resztę - powiedział zadowolony z siebie. - Na razie niczego lepszego pewnie nie zdobędziemy. Tylko czasem tego nie jedzcie - dodał. - I uważajcie na ewentualne skaleczenia.
- Trujące? - zapytała Shan.
- Jeśli to to, o czym myślę - powiedział Kevin - to trochę. Kiedyś nasionkami truto ryby. W takich ilościach - wskazał na korzonki wykopane przez Rondona - z pewnością nie.
- Zgadza się - potwierdził Rond. - Ale, jak mówią, przezorny... zawsze... cośtam, cośtam - potrząsnął zdziwiony głową. - Zapomniałem, jak to szło.

Woda rzeczywiście była lodowata. Jednak po wielu godzinach marszu Shan z ulgą zanurzyła w niej nogi.
- Naprawdę chcesz się wykąpać? - spytał Kevin, ściągając buty.
- Nie wiem, czy zdobędę się na odwagę - rozwiała jego wątpliwości co do swej determinacji w sprawie kąpieli.
- Chcesz zmarnować ciężką pracę naszego kolegi? - Kevin pokazał garstkę korzonków.
- Ależ nie - sprostowała. - Umyć muszę się koniecznie. Tyle, że raczej nie zamierzam tu nurkować, ani urządzać zawodów pływackich. Daj to zielsko. Zobaczymy czy coś da się z tym zrobić.
Znalezienie odpowiednich narzędzi nie stanowiło zbyt wielkiego problemu. Kamulców różnego autoramentu był w okolicy dostatek.
- Ty pierwszy. - Spojrzała na Kevina wyczekująco. I z pewnym, widocznym, brakiem wiary w jego odwagę i zdecydowanie.
Robiąc dobrą minę do złej Kevin rozebrał się, a potem bohatersko wkroczył w wodną toń. Dno było piaszczyste, nie było zbyt głęboko. Jedyną wadą była temperatura wody, zdecydowanie zbyt niska jak na gust Keva. Aż nim wstrząsnęło. Powietrze jednak było dużo cieplejsze.
- No dalej, na co czekasz? - obrócił się w stronę Shane. Zaciskając zęby, które nagle nabrały ochoty na szczękanie, dodał: - Uprzejmie zapraszam.
Zrzuciła koszulę i ułożyła własne rzeczy w bezpiecznym, suchym miejscu. Nabrała w dłonie nieco rozbitych na kamieniu roślin i weszła do wody zaciskając zęby, żeby nie piszczeć. Do połowy ud jakoś poszło.
- Plecy, już! - wycedziła.
O mały włos nie uciekła, czując na plecach lodowaty dotyk dłoni Keva. Na miejscu powstrzymała ją tylko myśl o słodkiej i równie zimnej zemście, jakiej dokona za chwilę. Na szczęście tortura nie trwała długo, chociaż i tak miała wrażenie, że Kevin złośliwie się grzebie. Całkiem jakby jemu stanie w lodowatej wodzie sprawiało przyjemność. Na dodatek zdawał się zapominać, gdzie kończą się plecy...
Po chwili nie była już w stanie opanować szczękania zębami.
- Teraz ty - zęby zaterkotały jej jak werble. - Odwróć się.
Nabrała wody w dłoń i roztarła ją na plecach Kevina. Aż jęknął.
- Aaale faaajnie... - powiedział prężąc łopatki.
Zmiażdżone korzonki rzeczywiście zaczęły się pienić, kiedy tylko sok połączył się z wodą. Przesuwała dłonie po jego skórze czując grę napiętych mięśni pod jej powierzchnią.
Bardzo przyjemne uczucie, musiała to przyznać. Nawet jakby trochę zapomniała o przenikliwym zimnie.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 30-11-2012, 14:53   #36
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Umyć ci coś jeszcze? - spytał, odwracając się w jej stronę. - Zostało mi jeszcze trochę tego Rondowego mydełka.
W jego oczach ujrzała oczywistą prowokację.
- Coś jeszcze? - powtórzyła, udając że się zastanawia. - Z przyjemnością.
Stanęła na jednej nodze, z kpiącym uśmiechem podsuwając mu stopę do umycia. Nim jednak Kevin zdążył skorzystać z oferty (lub ją demonstracyjnie odrzucić) Shane zachwiała się...
W ostatniej chwili chwycił ją wpół ratując przed efektownym pluśnięciem w fale.
- Dzięki, rycerzu - powiedziała.
- Cała przyjemność po mojej stronie - odparł.
- Domyślam się - mruknęła. - A mógłbyś mnie już puścić? - spytała po chwili.
- Zastanowię się, czy to rozsądne wypuszczać z rąk taki skarb - odparł.
- Kev? Czy ty aby troszkę nie przesadzasz? - spytała, dla odmiany, zupełnie poważnym tonem. - Puść mnie już proszę.
- Nacieszyć mi się nie pozwalasz? - spytał, odsuwając się o krok. Posłał jej łobuzerski uśmiech. - Byłaś taka cieplutka - dodał z udawanym wyrzutem.
- Mhhmm - mruknęła przyglądając mu się podejrzliwie. - Jakoś tak dziwnie się czuję w roli twojego prywatnego podgrzewacza.
- Nigdy bym ci nie uchybił porównaniami do podgrzewacza - zapewnił ją Kevin. - Nie mówiąc już o zawłaszczeniu. Przywłaszczeniu - poprawił się. - Poza tym masz mnóstwo innych... walorów, dla których cię cenię.
- Naprawdę?! - Uniosła brwi w wyrazie zaskoczenia. - Mianowicie jakich? - spytała z przesadnym zainteresowaniem.
- Może najpierw skończymy ablucje - zaproponował - a potem dokończymy rozmowę? Inaczej zamarzniemy, zanim skończę cię wychwalać.
- Jestem jak najbardziej za. - Wolno pokiwała głową nie spuszczając z niego podejrzliwego wzroku.
Kevin uśmiechnął się niewinnie.
- Ty mnie, a ja ciebie? - zaproponował, pokazując substytut mydła.
- Taa... jak sobie narysujesz. - Zmarszczyła groźnie brwi. - Za bardzo się grzebiesz - dodała z czarującym uśmiechem, który zniknął w następnym momencie, gdyż musiała powstrzymać szczękanie zębami.

Po chwili zmarznięci, ale olśniewająco czyści, stanęli na brzegu. Chociaż zdecydowanie bardziej pasowałoby tu określenie, iż na ów brzeg wyskoczyli. Jak oparzeni, gdyby pominąć temperaturę wody.
-TTeraz by się pprzydał ppodgrzewacz - powiedział Kevin, z trudem i nie do końca powstrzymując szczękanie zębami. - Może trochę gimnastyki?
- Tty mmi ggimnastyką oooczu nie zzamydlaj - odparła Shane, rozcierając niektóre, co bardziej zmarznięte fragmenty anatomii. I żałując, że rąk ma jakby za mało. - Co z tymi moimi licznymi walorami, hmmm?
- Co? - spytał Kevin, idąc w ślady dziewczyny i starając się rozgrzać. - Aha. Już, już.
- Jesteś mądra, jesteś zgrabna, wiotka, słodka i powabna...* - zaczął. Nie dokończył, gdyż Shane ruszyła w jego stronę w celach, na pierwszy rzut oka przynajmniej, niezbyt przyjaznych. Całkiem jakby chciała zaprzeczyć przedostatniemu z wymienionych walorów.

_____________________________________
* Na motywach wiersza “Samochwała” Jana Brzechwy
 
Kerm jest offline  
Stary 01-12-2012, 13:56   #37
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
- Ty seksisto! - warknęła, przez moment zastanawiajac się, skąd wzięła to słowo. Ale spodobało się jej.
Kevin zatrzymał się i spojrzał na nią nieco zdeorientowany. Shane bezwględnie wykorzystała chwilę zaskoczenia, podłożyła mu nogę i przewróciła na trawę.
- Co ty sobie myślisz, zbereźniku? - spytała, patrząc na niego z góry. - Co to za głupie pomysły z tym przytulaniem? - wyjaśniła, widząc że Kevin nie rozumie. Lub udaje, że nie rozumie.
- Ale co? Chciałem się przytulić i ogrzać - odparł. - Jesteś cieplejsza niż powietrze. - Rozłożył ręce w geście niesprawiedliwie osądzanej niewinności.
- W niektórych kręgach kulturowych to się nazywa “gra wstępna”. - Nie pamiętała, skąd to wie, ale była tego pewna.
- Chyba kolejny etap, bo zaczyna się od spojrzeń i słów - wyjaśnił uprzejmie. Całkiem jakby się chwalił, że jego wiedza stoi co najmniej na tak samo dobrym poziomie.
- To już mamy za sobą?
- Mamy za sobą nawet spędzoną noc - wyszczerzył się radośnie opierając się na łokciach.
- Wielkie słowa - odpowiedziała. - Szumne dość.
- Spokojnie spałaś całą noc - stwierdził, udając obrażonego. - To się powinno liczyć dla na plus.
- Ktoś ci powinien utrzeć tego zadartego nosa.
- Zadartego? - Podniósł rękę, udając, że chce się przekonać o prawdziwości jej słów.
Znowu dał się zaskoczyć. Zanim zrozumiał, że ten błysk w zmrużonych oczach zapowiada coś paskudnego, już klęczała nad nim przyciskając go do ziemi. Odruchowo odwrócił twarz, krzywiąc się lekko. Kiedy jednak po chwili uchylił jedną powiekę stwierdził, że jednak trochę przesadził, bo aż tak paskudnie w efekcie to nie wyglądało.
Prawdę mówiąc wyglądało dużo lepiej, niż się spodziewał. Ciekawiej, można by rzec.
- Czy oskarżony ma prawo do obrony? - spytał.
- Nie. - Unieruchomiła mu ręce nad głową. - Ani słowa więcej - warknęła, pochylając się nad nim.
Nawet gdyby chciał nie byłby już w stanie nic powiedzieć.

- Podobało Ci się? - zapytała, kiedy wreszcie mógł złapać oddech.
- Mowa - westchnął rozcierając nadgarstki.
- Więc zapamiętaj dobrze, bo to się już nie powtórzy - zapewniła go, podnosząc się z kolan.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 01-12-2012, 14:05   #38
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
- Już myślałem, że trzeba po was wysłać ekspedycję ratunkową - powiedział Rond, gdy wreszcie (już ubrani) wrócili do obozu. Ognisko wesoło wysyłało iskry w niebo, stos gałęzi leżał obok, gotów do podsycania ognia, a Ari i Rond powoli gromadzili materiał do budowy szałasów. Kudłaczek wziął na swe barki szykowanie kolacji - pozawijał ryby w jakieś liście i przymierzał się do pieczenia ich w popiele.
- Woda była przeurocza. - Shane bohatersko rozminęła się nieco prawdą. - Oddajcie mój toporek, to naścinam jeszcze trochę gałęzi. Kev, pomożesz mi nosić - zadysponowała.

Nim minęło pół godziny niedaleko rozlewiska stanęły się dwa szałasy - kilkanaście odpowiednio ustawionych kijów, przykrytych gałęźmi.


Nie były zbyt okazałe i nie można się było spodziewać, by wytrzymały choćby tydzień, ale żadna solidniejsza konstrukcja nie była im do szczęścia potrzebna. Jedna noc na posłaniach z liści, paproci i w drogę.
W jednym od biedy mogły się zmieścić dwie osoby, a Kudłaczek wolał wyraźnie spać pod gołym niebem.
- Shane powinna spać ze mną - stwierdził Ari. - Rond jest za duży. Jeśli nie, to bierzemy z Rondem większy pałac.
Dziewczyna obrzuciła Arivalda uważnym spojrzeniem, a potem przeniosła wzrok na Kevina. Całkiem jakby chciała porównać powierzchnię grzewczą jednego i drugiego. Tudzież charakter.
Troszeczkę ciapowaty Ari tym razem wydał jej się bezpieczniejszym towarzystwem na dzisiejszą noc. Co prawda w jaskini Kev zachowywał się nienagannie, poza tym był posiadaczem cieplutkiego płaszcza. No i oddał jej ostatnią można by rzec koszulę, ale... Sama nie potrafiła wyjaśnić, co ją nagle zaniepokoiło. Że też nie można było połączyć tych dwóch rzeczy - towarzystwa Ariego i płaszcza...
- Oczywiście, Ari. Masz rację. Oddamy im - wskazała Ronda i Keva - większy szałas.
- Mam nadzieję, Rond, że nie chrapiesz. - Kevin spojrzał na wymienionego. - I że się nie rozpychasz.
- Ja? - Rond zaprzeczył energicznie kręcąc głową. - W życiu.

- Zobaczę, czy uda mi się coś upolować - powiedział Kevin, gdy z ryb pozostały tylko ości.
Nie miał na myśli bieganie z pałą po lesie. Proca, którą wcześniej usiłował skonstruować, niezbyt nadawała się do użytku. Pozostawały sidła. - Rond, pomożesz mi?

Rozstawili cztery wnyki na drobną zwierzynę, na ścieżkach którymi, według nich przynajmniej, mogły do wody wędrować króliki czy zające. Na jednej ze ścieżek, gdzie Rond dostrzegł ślady niezbyt dużych kopytek, przygięli młode drzewko i wykorzystując grubszą linę zastawili sidła na nieco większą zwierzynę, wcześniej starannie usuwając ślady i resztki zapachu człowieka.
- Darz bór - mruknął Rond.
 
Kerm jest offline  
Stary 02-12-2012, 14:22   #39
 
Lilith's Avatar
 
Reputacja: 1 Lilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie cośLilith ma w sobie coś
Ledwo Rond i Kev zniknęli w lesie, Shane podeszła do Kudłaczka. Przycupnęła cichutko niemal naprzeciw niego, przyglądając mu się ciekawie.


Kudłaczek odpowiedział niepewnym spojrzeniem. Chyba peszyła go trochę ta jawna obserwacja, bo po chwili odwrócił wzrok pomrukując pod nosem.
- Przepraszam, że taka namolna jestem - zorientowała się Shanon. - Prawie wcale nie widać ci twarzy spod tych kudłów.
Odpowiedziało jej ponure burknięcie.
- Jasne. Nie podoba się to nie patrz, tak? - spytała domyślnie.
Kudłaczek wzruszył ramionami, jednak nie raczył na nią spojrzeć.
- Chyba coś ci się stało w to oko - przerwała niezręczną ciszę.
- Pewnie tarł brudnymi rękami - wtrącił się Ari, zapominając o swych niedawnych słowach i niechęci do zimnej wody.
- Mogę to obejrzeć? - zapytała.
- Może jednak ja? - odezwał się Ari. - Znam się trochę na tym.
- Najpierw sam byś umył ręce - uprzejmie skomentowała jego propozycję Shane.
- Myłem, myłem - burknął Arivald. - Nie jestem aż takim brudasem. Dziesięć razy zdążyłbym się umyć zanim wy raczyliście wrócić.
Kudłaczek obrzucił mówiących wzrokiem świadczącym o mieszaninie braku zaufania i nadziei.
- Pewnie trochę boli i utrudnia życie, co? - drążyła temat dziewczyna. - Pozwól chociaż zerknąć. Może dałoby się temu jakoś zaradzić. - Przesuwała się w czasie tej przemowy powolutku w jego stronę.
Kudłaczek, jakby mimochodem, odsunął się.
- Nawet nie będę dotykać - przekonywała spokojnym tonem. - Tylko obejrzę. - Znów przysunęła się o pół kroku.
Jej przyszły pacjent gestem ręki dał znać, że nie powinna się zbliżać.
- No, nie... - zaczęła.
Kudłaczek energicznie pokręcił głową i pokazał na Ariego.
- No nie! - powtórzyła Shane, zdecydowanie innym tonem. - Dyskryminacja kobiet - mruknęła. - Męski szowinizm - dodała obrażona, lecz polubownie ustąpiła miejsca Arivaldowi, który zrobił dumną, wprost zarozumiałą minę.
- Nie pusz się tak, kogucie jeden - fuknęła na mijającego ją z zadartym nosem i wypiętą klatą medyka domowego chowu.
Obiektywnie jednak musiała przyznać, że Ari znał się na swojej robocie. Po krótkiej chwili Kudłaczek ukazał światu zadowoloną twarz.
- Nie wolno dotykać brudnymi rękami - perorował Ari.
Shane przestała słuchać. Po chwili jednak podeszła do Kudłaczka.
- Trzeba ci te włosy trochę podciąć. Nie będą w oczy wpadać. - Tym razem nie czekając na pozwolenie przysiadła się od razu do przewodnika i odgarnęła zakrywający mu pól twarzy zmierzwiony kołtun. Poklepała dłonią swój niedawno zdobyty nóż. - Mam wprawę - zapewniła, mijając się nieco z prawdą.
Kudłaczek popatrzył na nią niepewnie, a kiedy wydobyła nóż capnął ją zapobiegawczo za uzbrojoną rękę.
- Daj spokój. Chyba nie sądzisz, że taka drobna dziewczynka może ci zrobić tym nożykiem coś złego? - Wzruszyła ramionami patrząc mu z niewinnym uśmiechem prosto w oczy.
- Krótkie włosy to podstawa - zapewnił go Ari, demonstrując swoje włosy, znacznie krótsze niż jego rozmówcy. - A kobieca dłoń jest do tego najlepsza, bo delikatna.
Shane obrzuciła go morderczym spojrzeniem. Kolejny, co jej delikatność wymawia. Zaraz jednak powróciła do uśmiechania się do Kudłaczka.
Ten, po dość długiej chwili namysłu, skinął przyzwalająco głową.

W zabieg przycinania włosów rzeczywiście włożyła, jak jej się zdawało, najgłębsze pokłady delikatności, jakie udało jej się kiedykolwiek z siebie wydobyć. Poniekąd z obawy o to, co może znaleźć w ich gąszczu. Dość przyjemnie się jednak rozczarowała, w czuprynie swego klienta nie zauważyła bowiem ani śladu bytności wielonogich osobników.
Nóż, chociaż ostry, nie był idealnym narzędziem dla początkującej w gruncie rzeczy fryzjerki. Mimo to Shane była bardzo zadowolona ze swego dzieła. Kudłaczek co najmniej w połowie przestał zasługiwać na taką nazwę. Może obcięty był dość nierówno, ale wyglądał znacznie, znacznie lepiej. Aż żałowała, że nie ma lusterka, by mógł zobaczyć swój nowy wygląd.
Kudłaczkowi nowa fryzura chyba również się podobała, bowiem dotknął włosów, gdy skończyła swoją pracę i z zadowoleniem pokiwał głową.
Kiedy jednak, uskrzydlona powodzeniem, chciała zabrać się za porządkowanie zarostu na twarzy delikwenta, napotkała niespodziewanie na stanowczy opór. Widać jego wiara w nią miała swoje granice. Może, mimo wszystko, obawiał się, że delikatna kobieca dłoń może podciąć mu gardło równie dobrze, jak męska. W końcu nie kto inny, niż ona już raz mu tym groziła. Pokazał na nóż, na swoją brodę i na siebie. A potem wyciągnął rękę po nóż. Oddała mu go, rozkładając ręce w geście potwierdzającym, iż mimo głęboko odczuwanego zawodu jego postawą, daje mu wolny wybór.
A może i lepiej... A nuż by jej drgnęła ręka...
Odwróciła się plecami nie chcąc być świadkiem tego, jak Kudłaczek podrzyna sobie gardło. Przypadkiem oczywiście.
Nic takiego jednak się nie stało i ich przewodnik, cały i zdrowy, z wyraźnym żalem oddał jej narzędzie, którym dokonał zabójstwa na swojej, hodowanej długie miesiące brodzie.

Musiała przyznać, że mimo dość topornych, grubo ciętych rysów twarzy, wcale nie był brzydki. Na upartego, gdyby się jeszcze tak nie garbił i nie kołysał na boki podczas chodzenia, może nawet byłby całkiem przystojny. Chociaż nieco zaniedbany. I nie wahała się powiedzieć mu tego wprost. Tak na wszelki wypadek, żeby zdawał sobie z tego sprawę na przyszłość. Mężczyzna nie może wyglądać jak menel jakiś.
 
__________________
"Niebo wisi na włosku. Kto wie czy nie na ostatnim. Kto ma oczy, niech patrzy. Kto ma uszy, niech słucha. Kto ma rozum, niech ucieka" (..?)
Lilith jest offline  
Stary 02-12-2012, 14:35   #40
Administrator
 
Kerm's Avatar
 
Reputacja: 1 Kerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputacjęKerm ma wspaniałą reputację
Noc minęła spokojnie. Nikt nie zakłócił spokoju wartowników, nikomu też pospiesznie zbudowany szałas nie zwalił się w środku nocy na głowę.
Wczesnym rankiem Rond i Kevin wybrali się na obchód sideł. Nawet gdyby nic się nie złapało, to i tak trzeba było je zabrać. Po pierwsze dla nich, grupki bezdomnych wędrowców, były bezcenne, po drugie - żaden prawdziwy myśliwy nie zabija niepotrzebnie zwierząt, a czymś takim byłoby pozostawienie działających sideł, których nikt by już nie sprawdził.
Tym razem szczęście im sprzyjało. W sidłach znaleźli dwa wyrośnięte króliki, zaś w dużej paści...
- Ale się nam pofarciło. - Rond pokiwał głową, rozluźniając pętlę, w której tkwiła okazała sarenka. - Mamy nie tylko śniadanie.
Nadmiar dobrobytu, można by rzec. Gdyby nie to, że była wczesna wiosna, straciliby pewnie dużo czasu na pieczenie całego mięsa. A tak - wystarczyło upiec oba króliki i oprawić sarnę, zostawiając jej upieczenie na wieczór.

- Hej idę w las... - podśpiewywała Shane, z toporkiem w dłoni realizując słowa piosenki.
Wróciła po kilkunastu minutach. Solidny kij, trzymany w dłoniach zdawał się świadczyć o tym, że zniknęła w lesie w celach niekoniecznie takich, o jakich wszyscy w pierwszej chwil myśleli.
- Tęga pała cuda zdziała. - Rond pokiwał z uznaniem głową. - Po drodze muszę znaleźć sobie taką samą.
- I ja też - dorzucił Ari.
- Znaleźć, znaleźć. - W głosie przedrzeźniającej ich Shane zabrzmiała ironia. - Trzeba się napracować. Temi ręcamy! - dorzuciła kpiąco, demonstrując swoje nieco przybrudzone dłonie.

***

Wychodzili już z lasu, gdy zobaczyli drzewo, wokół którego kręciło się kilkanaście pasiastych owadów.


- O nieba, pszczoły! Uciekajmy! - krzyknął Ari.
- Pszczoły! Macie ochotę na miód? - spytał Kevin.
- No wiesz, jeśli Ty chcesz, to Ci nie zabraniam - odparła Shane, na wszelki wypadek robiąc krok w stronę przeciwną do miejsca, gdzie znajdowała się potencjalna barć.
- Chyba cię pogięło, Kevin! - Ari nie stał się nawet o włos spokojniejszy. - Nie będę z was wyciągać żądeł, ani wam robić okładów!
- Prawdę mówiąc nie sądzę, by wiosną warto było zabierać się za sprawdzanie barci - odparł z żalem Kevin. - Ale pomarzyć o czymś słodkim można.
Niby przypadkiem spojrzał na Shane i oblizał się.
- Na mnie nie licz. - Shane skrzyżowała ramiona. - Znajdź sobie inny ul.
Rond wyszczerzył zęby w uśmiechu i natychmiast spróbował przybrać poważną minę w chwili, gdy spoczął na nim wzrok dziewczyny.
- Chodźmy już - pogonił ich Ari.
Kiwający energicznie głową Kudłaczek zdawał się podzielać jego zdanie.

***

- Pies by nam się przydał. - Shane chwyciła za ramię Kevina, zatrzymując go w miejscu. - Albo łuk. Popatrz tam!


“Tam” kręciło się kilka ptaków, na oko aż się proszących, by je wsadzić do gara.
- Może się podkradniemy z różnych stron - zaproponował Rond, który podobnie jak wszyscy zatrzymał się i obserwował ptaki.

Prawdopodobnie w podchodach nie byli zbyt dobrzy, bowiem ledwo się nieco zbliżyli obiekty ich zainteresowań wzięły nogi za pas i nie zdołał ich dogonić nawet szybkonogi Kudłaczek.
Za to bystrooka Shane dostrzegła coś innego - kilka ukrytych w trawie gniazd, pełnych dużych, nakrapianych jaj.


- Mniam, mniam - oblizał się Ari. - Szkoda że nie mamy patelni.
- I soli - dodał z poważną miną Rond.
Shane, nie zważając na delikatną ironię kryjącą się w słowach jej współtowarzyszy podróży, ze spokojem zaczęła zbierać jaja, po parę z każdego gniazda.
Kudłaczek, najwyraźniej mniej myślący o przyszłości, natychmiast wypił zawartość kilku jajek.
- Dobre na chrypkę - skomentował Ari. Uznał widocznie, że jemu taka kuracja nie jest potrzebna, bowiem nie poszedł w ślady Kudłaczka.

***

Południowy postój urządzili przy niewielkim źródełku, otoczonym wysokimi krzewami i paroma drzewkami. Istna oaza wśród morza traw, przez które wędrowali od dawna. Nie dane im jednak było rozkoszować się zbyt długo upieczonym rano królikiem, bowiem Kudłaczek zdecydowanie dawał im do zrozumienia, że trzeba się zbierać jak najszybciej w drogę.
Popiwszy więc posiłek źródlaną wodą ruszyli dalej.

***

Trzecia noc w nowym świecie nie była już taka przyjemna jak poprzednia.
Wśród traw dość trudno było znaleźć coś, co nadawało się na ognisko, zaś o budowie szałasów nie można było nawet marzyć. Może to sprawiło, że Shane ponownie przykolegowała się do Kevinowego płaszcza.

Rankiem ruszyli w drogę niewyspani i zmarznięci.
 
Kerm jest offline  
 


Narzędzia wątku
Wygląd

Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 14:13.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172