|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
13-03-2006, 16:01 | #81 |
Reputacja: 1 | John John zadowolony że już nikt mu nie przyszkadza, przewrócił się na drugi bok i zasnął, ingorując wspaniałe gwiazdziste niebo, które migało tysiacami gwiazd. Przyjedzcie tutaj, bo mamy w cholere gwiazdeczek na niebie. Jak wszędzie na świecie.
__________________ Mroczna wydawnicza małpa przedstawia Gindie, czyli wydawnictwo fabularnych gier karcianych. Uuuk. |
21-03-2006, 21:39 | #82 |
Reputacja: 1 | Drugi z czerwonoskórych został na dole najdłużej chyba z wszystkich gości. Wpierw biorąc klucz z numerem 4, siedział przy ladzie, spoglądając tylko na krzątającego się pastora. Co jakiś czas tylko odwracał wzrok na wychodzących gości... gdy został już tylko on sam, skinął głową ojcu na znak pożegnania po czym udał się do swego pokoju na pierwszym piętrze. Pokoik jak pokoik. Żadnych luksusów. Zwykłe, drewniane drzwi. Wnętrze pachnące zatęchłym drewnem. Dahdii Uadad rzucił swoje rzeczy na łóżko, po czym robiąc sobie posłanie z koca położył się na podłodze. Wiedział, że nie zdoła usnąć inaczej. Próbował kiedyś spać w łożu - skończyło się tylko bólem krzyża i bezustannym wierceniem się. Cóż... lata podróży robi swoje.
__________________ "All those moments will be lost... In time... Like tears... In the rain. Time to die." |
21-03-2006, 21:41 | #83 |
Reputacja: 1 | Maqua Noc była piękna, a niebo usypane milionem jasnych punkcików. W końcu Maqua poczuł się śpiący więc postanowił wrócić do pokoju. Ścisnął w ręku klucz z numerem 8 i poszedł na piętro. Ostrożnie by nie narobić hałasu wszedł do pokoju zamknął za sobą drzwi i rzucił się na łóżko. Gdzieś w innym pokoju słychać było chrapanie. |
21-03-2006, 23:26 | #84 |
Reputacja: 1 | Gdy miasteczko zasypiało bezchmurne do tej pory niebo pokryło się chmurami. Z trudnością przedzierające się przez gęstą warstwę chmur światło księżyca sprawiało, iż widoczność znacznie się pogorszyła. Kilka podmuchów chłodnego wiatru bezbłędnie odnalazły wszelkie szczeliny w ubraniu walczącego ze snem człowieka. Tom, bo o nim mowa wzdrygnął się gdy lodowata ręka zimna sięgała w jego kierunku i głaskała czule niczym bezwstydna kochanka wszystkie najbardziej wrażliwe miejsca. Możliwe, iż odpoczynek na świeżym powietrzu nie był najlepszym pomysłem. Z drugiej strony perspektywa wchodzenia do ponurego mieszkania także nie działała na niego kojąco. Nagle jego uwagę przykuł jakiś ruch po lewej. Odwrócenie głowy było wszystkim co zdołał zrobić nim włochaty kształt z błyszczącymi w mroku oczami wylądował na jego kolanach. Jak można spokojnie spać gdy interesy nie idą tak jak powinny. Przypominały mu się czasy, gdy wprowadził się do miasteczka. Wykorzystał wtedy fakt, iż inny sklepikarz wyjeżdżał z miasta. W sumie to mu się nawet śpieszyło i sprzedawał towar po wyjątkowo korzystnych cenach. Powoli zaczynał go rozumieć. Co więcej dziwił się jak długo jemu samemu udało się tu wytrzymać. Ech to będzie długa noc. Tymczasem w zajeździe panowały zgoła inne nastroje. Tutaj nikt o niczym nie myślał gdyż potworna kakofonia skutecznie to uniemożliwiała. Dwaj Indianie śpiący na pierwszym piętrze nie mogli się nadziwić jak to się dzieje, iż pomimo całego piętra, jakie ich dzieli słychać go tak dokładnie. Zupełnie jakby spał tuż za ścianą. Za ścianą natomiast słychać było jakąś cichą rozmowę. To para Francuzów, którzy debatowali nad czymś zaciekle. Nagle cicha rozmowa została przerwana kilkoma okrzykami w nieznanym Indianom języku. Cisze, jaka panowała w Saintsvile przerwał huk rewolwerowego wystrzału. Po sekundzie dołączył do niego drugi i trzeci. Przez chwilę wydawało się jakby miasto nadal spało, lecz już po kilku sekundach w oknach zaczęły pojawiać się światła wskazujące iż coponiektórzy bardziej czujni mieszkańcy także to słyszeli. W tym momencie na dużym zegarze w oddalonym Denver wskazówka przesunęła się równając z drugą. Była północ. |
22-03-2006, 12:30 | #85 |
Reputacja: 1 | Maqua Strzały obudziły Indianina, który ukradkiem poczał zerkać przez okno nie wychylając się. Nie wiele jednak zobaczył więc uprzednio sprawdziwszy strzelbę wyszedł z pokoju i postanowił zejść na dół w nadziei spotkania pastora lub kogokolwiek kto mógłby coś wiedzieć o obecnej sytuacji. Chwilę jednak odczekał czy ktoś jeszcze nie wyjdzie z pokoju. |
22-03-2006, 17:49 | #86 |
Reputacja: 1 | Rodriguez .......Chhhrrrrrrrrrrr....Chhrrrr.............Chhh hhrrrrrrrrrrrrr...... ehm..........Chrr....... Rodriguez przewrócił się na drugi bok. Chrapanie ustało. Ale tylko na chwilę. .........Chhrrrrr...........Chrrrr....... |
29-03-2006, 22:10 | #87 |
Reputacja: 1 | Kroki na schodach. Szybkie kroki. Indianin zobaczył jak wielebny bez swojej marynarki biegiem skacząc po dwa schody wkracza na górę. - Co tu się stało? Jeżeli to nie Ty to znaczy, że albo Twój indiański towarzysz albo Ci Francuzi. Obydwoje spoglądacie w głąb korytarza i waszą uwagę przykuwa wstążka dymu wydobywająca się z pod drzwi pokoju sąsiadującego z pokojem Maquy. - Na klucze świętego Piotra pożar. Szybko pomóż mi wywarzyć drzwi to pokuj Brigitte. Jeżeli jej nie pomożemy spłonie żywcem. Pastor czym prędzej ruszył w stronę drzwi. Było po nim widać, że jest strasznie zdenerwowany jednak nie stracił zimnej krwi a potrzeba pomocy była silniejsza niż zagrożenie.
__________________ It`s not a vengance, It`s Punishment |
30-03-2006, 08:57 | #88 |
Reputacja: 1 | Maqua Irokez przerzucił czym prędzej strzelbę przez plecy i ruszył z pomocą pastorowi. Teraz do niego dotarło, że przecież strzały wyrwały go z głębokiego snu i nie był wcale pewny iż padły na zewnątrz. Może właśnie w tym pokoju ale któż mógłby tam strzelać?? No cóż najlepiej jak tam wejdą i sie dowiedzą. Był zły, że ktoś się "tłucze po nocy". Więc otworzy te przeklęte drzwi i wejdzie tam, a jeśli komuś przyjdzie do głowy strzelić do niego to chyba się nie powstrzyma i rozłupie mu łeb kolbą jak świezy melon. Spokojnnie trawił do trzech kul na dobę, więcej to już przegięcie. Nie wiedział jeszcze czy pastor ma klucze i czy trzeba będzie wywalić drzwi siłą. |
30-03-2006, 10:41 | #89 |
Reputacja: 1 | John John obudził się z lekkiego snu, z którego wyrwało go coś nieokreślonego. Może to dlatego że, to w czym trwał nie było snem ale powolnym dryfem gdzie między rzeczywistością a jawą. Taaak... Zerwał się z łóżka, zdajac sobie sprawę że w każdej chwili Oni mogą nadjeść. Przecież plotka o nowo odkrytym złożu w labiryncie rozchodzi sie niesamowicie szybko. ~Cholera jasna! Porwali mnie do siebie? Gdzie ja jestem?~ Dezorientacja jednak szybko się skończyła. Nie jest już w labiryncie, gdzie w każdej chwili można zginąć. Jestem w spokojnej wiosce, gdzie ludzie nie giną w każde południe, i nie zdychają każdej nocy z cichym jękiem przypominającym pełną żalu skargę do boga. Jednak na ulicy coś się działo. Ubrany w kalesony i pogniecioną koszule, trzymając dubeltówkę wyjrzał na ulicę...
__________________ Mroczna wydawnicza małpa przedstawia Gindie, czyli wydawnictwo fabularnych gier karcianych. Uuuk. |
30-03-2006, 13:21 | #90 |
Reputacja: 1 | Rodriguez Łup...Łup...Łup...Łup.... Powoli regularne łupanie w drzwi zaczęło przesączać się przez grubą czaszkę meksykańskiego bandyty. Niby nieprzeszkadzające, ale bardzo upierdliwe. W końcu otworzył jedno oko, chwilę później drugie. Wstał. Przypiął sobie pas z obrzynami. I wkurzył się na dobre. Otworzył drzwi swojego pokoju z numerem trzynastym z takim impetem, że aż cyferka 3 zachwiała się i zawisła do góry nogami. Wyciągnął obrzyna, i trzęsąc nim krzyknął gniewnie - Dosyć tego gringos! Ja tu spać chcę a ktoś wali po nocy! Teraz lepej uciekajcie, bo Rodriguez schodzi na dół wysłać wasze dupy do los diablos! - |