Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 16-04-2014, 20:36   #191
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
Piromanka postanowiła sprawdzić ten wielki metal pod eskortą Glaciala. Wszak lodowy olbrzym uratował jej życie dzięki temu, że zauważył to, czego Ryo nie dostrzegła od razu. W dodatku Glacial miał teoretycznie sporo większe pole widzenia. Dobrze jednak by było, gdyby drużyna ruszyła razem z nimi, by szybko przetrzepać wschodnią odnogę, by wrócić do punktu wyjścia i ruszyć na wschód.
- Mówiąc “wielki metal” masz na myśli pułapkę? - spytała retorycznie Ryo. - Ilu waszych znajduje się w labiryncie?
Zdecydowała, że ruszą spenetrować tę część z “wielkim metalem”. Nie wiedząc dlaczego, piromanka przeczuwała, że za tym może stać coś wielkiego. Na przykład drużyna grabarska albo spora gilotyna. Oczywiście, biedny ork nie został puszczony samopas, za to został obarczony mocno ograniczonym zaufaniem i “bożą opacznością”.
- Tutaj znowu Edwin - starzec skontaktował się ponownie z resztą drużyny przez latarnię Baaka. - Obawiam się, że aby dostać się do ostatniej dźwigni będę zmuszony udać się z powrotem do północnej części podziemi w pobliżu naszego punktu startowego i odnaleźć drogę by dostać się do labiryntu północnym wejściem. Może to zająć dłużej niż przypuszczałem, jednakże postaram się unikać niepotrzebnych potyczek i jeśli spotkam drużynę C, to będę mógł przedstawić im naszą propozycję sojuszu.
- Uważaj na drużynę C. Choć w planach mamy zawarcie sojuszu z nimi, nie ma pewności, że dla korzyści nie wymierzą w nas ataku - poinformowała lokaja Ryo. - uważaj na tych od Studenta. My poszliśmy na południe, przetrzepujemy aktualnie jeden ze wschodnich korytarzy.
Jej uwaga się wyostrzyła. Ork poszedł przodem. Za nim udała się reszta zespołu. Pochód kończył Glacial, który miał największe pole widzenia z całej reszty i był jednocześnie największą i najlepszą tarczą w drużynie.
Gdy Ryo i reszta jej załogi ruszyli korytarzem, nagle cisze przeszył znajomy ton. Głos V dało słyszeć się w każdym korytarzu. - Zostaje wprowadzona zasada, drużyna która pokona jaszczura może wybrać czy chce otrzymać dodatkowe punkty, czy też uwolnić lud strzegący kluczy.
- Dyrektorowi chodzi prawdopodobnie o orków - zauważył Edwin, kontaktując się na odległość z resztą swej drużyny. - To by znaczyło, że nie będą mieli powodu by więcej z nami walczyć. Z jednej strony ułatwiłoby nam to poruszanie się po podziemiach, jednakże to samo tyczy się pozostałych drużyn. Dyrektor nie wspominał nic o tym, że orkowie mają obowiązek wspomóc swych wyzwolicieli. Radziłbym więc zapytać waszego jeńca, co on i jego pobratymcy zrobili w takiej sytuacji.
Kolejne zagrywki dyrektora, huh? V pogrywał wyraźnie życiem orków, jak i ich własnym - wszystko pod otoczką testów. Musiała uważać na to. Wyklarował się w jej zakręconej główce plan:
- Zaprośmy orki do współpracy. Pójdziemy po klucze, pójdziemy na jaszczura. W zamian damy wolność orkom - odparła Edwinowi.
Do orka zwróciła się takimi słowami:
- Co powiedziałaby twoja wataha na współpracę z naszą drużyną? Pokonujemy wspólnie jaszczuroluda, w zamian wy odzyskalibyście wolność.
Drużyna dalej penetrowała korytarz. Ryo nadal jednak korciło, by odebrać życie Fushigi`emu. W końcu złodziei się zabija, zwłaszcza takich, co to kradną imię i czyjąś godność.
Edwinowi podrzuciła pewien kontrowersyjny pomysł odnośnie rozwiązania testu. Pozwalał on na pokonanie jaszczura, zachowanie orków przy życiu i otrzymanie dodatkowych punktów z testu. Wilk syty, owce całe. Był nieco - tak, Ryo zdawała sobie z tego sprawę - idylliczny. Ale pozwalał jednocześnie na zagranie na nosie nauczycielom, zwłaszcza V, który próbował się pozbyć Ryo ukradkiem z akademii. Chciała zrealizować ten szalony plan. Byłby to najbardziej epicki i niecny sposób na odegranie się na mentorach, którzy bawili się testami i życiami wspinających się i orków.
Cień musiałby się wtenczas nieco pohamować z agresją wobec orków - ale za to nikt nie zabroni mu atakowania drużyny B. Co do C - sojusz. Choć incognito z Cieniem postanowili, iż w razie czego był plan złamania paktu - ale to w pogotowiu, gdyby nie udało się zgrać z C. Ale chodziło o unię z drużyną C i orkami. Orki pod dowództwem obu drużyn walczyłyby z jaszczurem. Drużyny razem z nimi. Przy okazji przydałoby się jednak wykosić drużynę B z testu bądź osłabić - wtedy zostałyby dwie komnaty malarzy dla obu drużyn. Dodatkowe punkty zyskaliby, gdyby członkowie obu sojuszniczych drużyn przeszły przez swoje wrota. Klucz mógłby zostać u orków (“Przecież orki powinny decydować same o swoim losie, a nie my bądź ktoś inny, nie? Poza tym nie pozwólmy, by i nauczyciele nami tak pogrywali.”), a drużyny C i A mogłyby przejść przez wrota z pomocą zwykłych kluczy.
Ale wizja z tym tęczowym kluczem w rękach drużyny A była kusząca… bardzo. Acz tego i paru innych rzeczy Ryo nie wypowiadała na głos. Kiedy ork zgodzi się na współpracę, Ryo planowała z drużyną przetrzepać korytarze, gdzie miały znajdować się klucze (co oznaczałoby, że znajdowałyby się tam również murzyni… znaczy orki), zwerbować mięso armatnie… znaczy się sojuszników. I przy okazji spytać się zielonego łucznika, co wiedzą na temat jaszczuroluda.
Ech, ciężkie było życie dyplomaty. Zwłaszcza, gdy się nie było urodzonym dyplomatą, a wcieleniem apokalipsy.
- Nie musimy oddawać tęczowego klucza orkom - zauważył Edwin. - Dyrektor wspominał tylko że po pokonaniu jaszczura możemy wybrać punkty dla swojej drużyny, bądź wolność orków. Tak więc wszelki zdobycze możemy zachować dla siebie. Nie jestem też pewien co do tego, czy orkowie uznają, że bardziej opłacalna jest dla nich walka z jaszczuroludem niż z nami. Jednakże jeśli uda wam się wynegocjować takie warunki, to znacznie zwiększyłoby to nasze szanse na zwycięstwo.
- Niedaleko wielki metal być oddział mych braci, ja z nimi porozmawiać o współpraca. -powiedział ork, gdy Cień odbił w odnoge korytarza, w której według słów przewodnika miała być skrzynia. I faktycznie po chwili zabójca wrócił z zielonym i niebieskim kluczem. Pula zasobów powoli rosła w rękach podkomendnych ognistej wiedźmy.
- Kill i Denetsu pokonali trójkę orków na północy -stwierdził Baak. - Zdobyli chyba klucze, głupcy. -dodał potrząsając lekko swoim kapeluszem, który niósł przed sobą niczym misę z wodą.
Drużyna dochodziła powoli do rozstaju dróg, gdzie znajdować miał się wielki metal gdzie ujżeli… latarnię. A przy sześcianie Lakumą rozmawiającą z trzy osobową grupa orczych łuczników. Eggo latał dookoła blondynki, która też dostrzegła zespół ognistej wiedźmy. Zmrużyła swoje jedyne sprawne oko, i machnęła na kogoś niewidocznego dla gromadki ręką.
Piromanka zachowała czujność. Natychmiast wyczarowała mur ognia odcinający Lakumie, Eggo oraz trójce orkom obie drogi ucieczki. Zostali otoczeni z trzech stron piekielną pożogą uniemożliwiającą ucieczkę bez obrażeń. Wyglądało też na to, że Ryo miała jeszcze inne asy w rękawie i wyczuwała podstęp w zagrywce drużyny B.
Jednocześnie ork został za zadanie pertraktację ze swoimi towarzyszami. Reszta drużyny miała stać na baczności i być gotowa do walki.
- Radzę wam dołączyć do nas - Ryo swoim ochrypłym głosem, twardą postawą, mocą i drużyną mogła budzić większy postrach niż blondyneczka i jajko. Słowa te skierowała do łuczników. - i niczego po drodze nie kombinować. Wiemy co planujecie.
Irria w swojej uwolnionej formie wyleciała na przeciw drużynie Ryo już z oddali krzycząc. - Poselstwo od Dullahana! Sprawa wagi królewskiej! - jej mina była poważna, choć dziecinna aparycja pozwalała wciąż kwestionować czy tego typu wypowiedź nie jest ostatecznie żartem. - Dullahan domaga się uwolnienia ludu orkowego. Za pomoc oferuje klucze, za nie mieszanie się w sprawę w ogóle, wdzięczność. Choć jak pomożecie na pewno będzie lepiej.
Ryo pokiwała głową, odsuwając lekko wróżkę na bok.
- Powiedz Dullowi, że pójdziemy na jaszczura, ale pod naszymi warunkami. Orki idą z nami. Oszczędzimy im życie, jeśli do nas dołączą. Towarzyszu - zwróciła się do zielonego łucznika z ich drużyny. - Poproś swych braci, by dołączyli do nas. Po drugie, jak Dull chce iść na jaszczura, to idzie, ale z nami, zaś po trzecie - spojrzała na Lakumę i na Eggo.
Zamierzała wykorzystać zaskoczenie, żeby Lakumę spętać paroma ognistymi łańcuchami, które wyrosły ze strony ognistego muru. Po czym poprosiła orka… by zastrzelił Lakumę!
Ork krzyknął w swoim języku do pobratymców… których zrobiło się troche więcej. Bowiem poukrywani w korytarzach siepacze odskoczyli od płomiennej ściany. Teraz blondynka i Eggo otoczona była przez łuczników ale i trzech toporników. Warkotliwa odpowiedź przeleciała przez powietrze, zaś przewodnik przetłumaczył.
- Oni mówić, że król szkieletów ich uratować. Oni chcieć mu pomóc pokonać jaszczur.
Wtedy też ze ściany strzeliły dwa ogniste łańcuchy, jeden oplątał głowę blondwłosej dziewczyny drugi natomiast, przyczepił się do jej nogi.
Jednak zamiast parzyć jej ciała… zatrzymały się na przezroczystej przypominającej dusze zbroi osłonie. Mimo, że dalej unieruchamiało to kobietę, nie wyrządziło jej to krzywdy.
Ork napiął łuk… po czym cisnął nim o ziemię i rozpoczął bieg w stronę swych braci. - Ja nie zdradzić swój lud! -ryknął jeszcze, pędząc ile sił w nogach.
Glacial ruszył biegiem, był wolniejszy od orka, ale jego potężne kroki powoli nadawały jego wielkiemu cielsku prędkości.
Baak oparł się o ścianę i przyglądał się swojemu kapeluszowi.
- Walczcie głupcy. -stwierdził, po czym zwrócił się do swojej latarni. - Głupcy znowu walczą, tym razem z jednooką głupczynia i głupim jajkiem.
Cień natomiast gdzieś zniknął.
Ryo wykorzystała okazję na bawienie się łańcuchami. Unieruchomiona Lakuma miała być potraktowana jak ruchoma tarcza do łuków, ewentualnie przeszkadzajka dla orków. Ewentualnie zabawka dla Cienia. Chociaż… może same ją załatwią? Widać, nie było lepszej okazji, żeby się pozbyć… to znaczy pobawić rywalką. Miała nadzieję, że Cień zrobi swoje. Ona miała inne zmartwienia na głowie. Z drugiej strony oznaczało to mega kłopoty.
W pewnym momencie pomyślała sobie: po co oszczędzać orki? Lepiej wszystkie wybić, wtedy jaszczura można byłoby sobie odpuścić.
Przy okazji zamierzała mieć się na baczności. Co jeśli Dullhan jest w pobliżu?
- Mędrcu, wyczaj wroga i daj znać jakby co! - krzyknęła do Baaka, nie odwracając uwagi od manipulacji Lakumą, którą chciała zatłuc za pośrednictwem orków. Albo Cienia, wszak łańcuchy swoje ograniczenia cieplne miały. Nawet Cień nie powinien się przestraszyć. - Uważaj na śmierdzących kolegów z Podziemia i Studenta!
Swoją drogą, czy wspomniała o pianiu Eggo? Raban był taki, że Ryo stwierdziła, że wykorzysta go do powiadomienia Baaka o tej własności. Jeszcze ubiją orki i Lakumę… Eggo też, i idą dalej. Nie będą się bawić w siostry miłosierdzia.

Baak z rozkazów jednak wiele sobie nie robił ,czekał i obserwował co się dzieje na polu bitwy. Jasnym było że mędrzec robi coś, gdy sam uważa, że tak należy.
Lakuma zacisnęła swoje zdrowo oko starając skoncentrować swój Shinso, jednak bliskość płomienia i nagromadzenie energii Ryo, ewidentnie jej to uniemożliwiało.
Jeden z orkowych siepaczy uderzył w ognisty łańcuch, chcąc uwolnić Lakumę. Magia za nic jednak miała sobie jego prymitywne ataki, rozcięte więzy od razu sklepiały się płomieniem na nowo.

Wtedy też, ręce ognistej wiedźmy zatańczyły w powietrzu, a łańcuchy zaczęły ciągnąć Lakumą w stronę ognistej ściany. Dziewczyna zapierała się nogami jak mogła, jednak magia okazała się o wiele silniejsza. Jasnowłosa wpadła w objęcia magicznego ognia, który otoczył jej magiczna powłokę powoli trawiąc ją w swych gorących objęciach. Zapewne duchowa zbroja nie wytrzyma długo w takich warunkach.

Drugi z toporników z krzykiem rzucił się w stronę pojmanej Shinsoitki. Jednak w tłumie i zamieszaniu potknął się samemu wpadając w płomienie. Ryknął z bólu, zaś jego szmaty zajęły się żywym ogniem.
Wtedy też na rozwidlenie dróg niczym pocisk wpadł Glacial. Lodowa góra, odbiła się bowiem lekko od ziemi, by upaść między barbarzyńców. Siepacze wykazali się zręcznością – odskoczyli na tyle by uniknąć poważniejszych obrażeń. Teraz jednak stali między ognista tarczą, a gigantem z lodu.
Łucznicy jednak nie zdążyli uskoczyć, Glacial spadł niemalże na nich. Słychać było nieprzyjemne trzaski kości i jęki bólu – jednak prymitywni żołnierze przeżyli.
- Wy się nie ruszajcie… –rzekł olbrzym dźwigając się z ziemi. – Nie… chce zabijać. –dodał.

Mniej więcej po tym spektaklu mocy olbrzyma w korytarzu z którego przybył buchnął ogień.
Wyszedł z niego olbrzymi, gnijący łeb. Zaraz potem ukazały się oślizgłe łapy, wielkie skrzydła i grzbiet. Smród martwego ciała rozległ się bez pytania po labiryncie.
Nieumarła Wyverna.
Wielkie stworzenie z gatunku jaszczurzych, wstrętne i groźne.

Baak zareagował natychmiast, ruchem laski posłał latarnie w stronę potwora, mimo że ten dopiero wychodził z portalu, blokując cielskiem cały korytarz i ledwo się w nim mieszcząc. Stór jednak od niechcenia odbił sześcian pyskiem, zaś kostka wbiła się ścianę tak silnie, że zgasła. Teraz Ryo i mędrzec zostali w półmroku, sami oko w oko z gnijący kuzynem smoków. Jedynie płomienie zza jego plecami rozświetlały okolice.
Karmin otrząsnął się natomiast z transu zaskoczenia i pewniej chwytając maczugę ruszył w stronę Glaciala z dzikim i wojowniczym okrzykiem na ustach.

Lakuma znowu skupiła swoją energię, lecz łańcuchy zacisnęły się na niej mocniej przerywając koncentracje i jeszcze mocniej naruszając magiczna osłonę. Ta powoli przestawała chronić kobietę, wszak każda magiczna osłona potrzebowała chociaż momentu na regenerację.
Wtedy jednak z dzikim wrzaskiem z ziemi poderwał się płonący ork. Jego oczy przepełniała rządza mordu zmieszana z gniewem. Topór wojownika opadł na łańcuch trzymający kostkę Lakumy… i niemal go rozciął. Jeszcze jedno takie uderzenie i blondynka byłaby wolna.
Łańcuchy jednak dalej szarpały ją przepalając w końcu na chwile barierę. Nim ta zdołała znowu je odepchnąć, ogniste więzy nadparzyły twarz jak i nogę dziewczyny.
Gdyby tego było mało Glacial ruszył w stronę unieruchomionej kobiety, biorąc szeroki zamach swoją wielka pięścią.
Jednak przeszkodziło mu małe i niepozorne jajeczko, które dotąd turlało się przerażone po podłodze. Eggo rozłożył bowiem szeroko rączki i pisnął kumulując Shinso w dwóch latarniach które znajdowały się blisko jego towarzyszy. Te natomiast błysnęły oślepiającym blaskiem. Light formation uratowało Lakumę.
Pięść oślepionego olbrzyma uderzyła bowiem w ścianę, sprawiając, że korytarze zadrżał w posadach. Ponadto taka ilość światła rozwiała cień rzucany przez jego sylwetkę… ujawniając Cienia skrytego w tym miejscu! Mroczny byt przysłaniał zakapturzony pysk ręką- widać nie lubił zbytniej jasności.
Wtedy Dullhan wpadł w ognista ścianę ze swym medalionem który sprawił że cały mur zgasł. Magiczny przedmiot pochłonął wrogie zaklęcie gasząc barierę.
O dziwo Lakume dalej otaczały łańcuchy, które okazały się być przyczepione do ziemi, w miejscu gdzie wyrastała płomienna ściana.
Problemem było teraz to iż Latarnie Eggo jak i ta należąca do Baaka nie świeciły. Jedynym źródłem światła, pozostały lego jarzące się więzy jednookiej.
Ostatni co zobaczyli wszyscy nim światło zgasło, był Karmin który potężnym wymachem maczugi uderzył w plecy lodowego giganta, tak że te popękały lekko.

Łańcuchy dalej ściskały i coraz mocniej parzyły jęcząca cicho z bólu jednooką, natomiast smok wylazł w końcu z portalu, swymi przegniłymi oczyskami zerkając na Ryo...i oddalająca się sylwetkę Baaka.
- Walczcie sami głupcy! -stwierdził mędrzec, gdy jego lekko zniszczony sześcian dryfował za nim chwijnie w powietrzu.

Wiedźma w takiej sytuacji nie widziała innego wyjścia jak kapitulację z pola bitwy. Jednak jej drużyna posiadała parę asów w rękawie. W pewnym momencie łańcuchy pętające Lakumę zniknęły, ale co za tym szło, zniknęło jedyne źródło światła. To były znakomite warunki dla cienistego, drużynowego kosyniera. Cień miał za zadanie (tak żeby wroga drużyna się nie domyśliła, o co biega) potraktowanie Lakumę futrzastymi, agresywnymi i piekielnie jadowitymi ośmionożnymi kolegami ciskając w jej kierunku słoik, w którym roiło się od żywych, rozwścieczonych i wybitnie niesympatycznych stworzonek, oraz sprzątnąć Eggo na dobre. Gdyby był tak miły schować się w cieniach i pomóc sprzątnąć resztę towarzystwa w postaci Dullahana i Karmima, byłoby to doprawdy zacne. Najważniejsza była jednak eliminacja Lakumy i Eggo.
Glacial miał szarżować na północ, potrącając po drodze Karmina i Dullahana. Może przy odrobinie szczęścia rozdepta malutkiego latarnika.
Przy sprzyjających wiatrach drużyna pozbędzie się dwójki przeciwników i trochu orków. A najważniejsze, że mogła prędzej wyjść cało z opresji.
Ryo zaś rzuciła na siebie zaklęcie magicznego przyspieszenia i zaczęła uciekać na północ. Wiedziała, że przywołana jaszczurka pobiegnie, poobija się za nią w tych korytarzach. Piromanka zaczęła biec po ścianach, odbijając się od nich z oszałamiającą szybkością i zwinnością. Biegnąc z zawrotną szybkością zamierzała skierować na sobie uwagę gadziny.
Widać, drużyna A nie zamierzała ryzykować życia w walce z drużyną B. Zgraja kierowała się do Edwina.
Oby Baak stwierdził, że lepiej wycofać się do lokaja. Choć Ryo miała teraz dosłownie większe zmartwienie na głowie w postaci dwunożnej jaszczurki. Dobrze by też było gdyby w odpowiedniej chwili przeorganizował te swoje świetliki.
Hmmm…! Hej, chyba wpadła na pomysł, co zrobić z dużą gadziną.
Dzięki Dullahan!
Wiele rzeczy wydarzyło się niemal jednocześnie.
Glacial zamachnął się w stronę Karmina który wziął równie silny zamach swoja maczugą. Cień zniknął gdzieś chichocząc, Eggo zaczął głośno płakać, Ryo niczym błyskawica ruszyła za Baakiem, uciekając jednocześnie przed trującym oparem którym zionęła olbrzymia Wywerna . Wszystko to jednak bladło w porównaniu do nagłej wiadomości która przeszyła korytarze.
- Ws…wszy…wszyscy studen..nci..iii… –przerywana transmisja, wypełniła korytarze. Trudno było dociec czyj to głos, brzmiał na tyle zdeformowanie że mógł być to równie V co Zuu. – Te…te…ttt zostaje..prz…err…e..rrrr..wany. Zaniechać…alk, ma…ma…oblemy. –trzeszcząca niczym stary odbiornik wiadomośc wypełniała kompleks, a na ziemi poczęły pojawiać się świecące strzałki.
- Po…podążajcie..z…śwa…eeł…światłami. Prz…prezjd….przejść prz..eeee…..eee…ez bramę. Cz..czek…czekać, po…pomoc. – po tych słowa wiadomość urwała się, zaś strzałki wskazywały drogę w stronę gdzie znajdowała się drużyna B. Stamtąd zaś kierowały się w stronę północnego korytarza, na końcu którego powoli otwierała się wielka metalowa brama.
Coś ewidentnie było nie tak.
Ryo zakaszlała i na moment zakręciło się jej w głowie. Czuła, że jeszcze nie umrze, Nie czuła się najlepiej, jednak wrodzona hardość i odwaga, którą uważała za swoją największą zaletę, dodała jej sił.
“Co się może dziać?”, zdziwiła się piromanka. “Tak, to może być test, jak zachowamy się w obliczu zagrożenia. Ale taki poważny test. Albo durna sztuczka Studenta. Ale wtedy to ja go załatwię tak, że popamięta!”
Wzięła w ręce metalowy kij. To równie łatwo mógł być podstęp tego Studenta, ale i równie łatwo mogło się coś stać naprawdę poważnego. Tylko co?
Laska z metalu posłużyła jej za przedłużenie ognistej rękojeści, na końcu której zalśniło ostrze kosy. Ryo machała bronią jak flagą służącą do ogłoszenia przerwania walki. Dobry patent na ewentualną walkę.
Najwyższa pora na działanie. Teraz albo nigdy...
- Dullahan, natychmiast zatrzymaj bestię i zaprzestańcie walk! Wyprowadź orki i resztę towarzystwa stamtąd do wyjścia! Nie atakujcie nas! Coś się dzieje! - huknęła do zgromadzenia złożonego z drużyny A, B i orków. Jej tubalny głos przeszył korytarz. - Eggo, przestań płakać i ogarnij się! Jesteś latarnikiem, do cholery! Masz być liderem, a liderzy nie płaczą w takich sytuacjach! - zakaszlała ponownie. - Są dzielni, i ty też masz taki być! - dodała.
Na wszelki wypadek jednak miała się na baczności. Mogła być to pułapka, a najbliższa chwila wszystko zweryfikuje. Była gotowa do uników.
- A jak okaże się, że to pułapka Studenta, to ja urządzę mu taki pogrzeb w najbliższym czasie, że ja pierdolę. Nawet nie będę baczyć na zasady akademii - dodała niezbyt zadowolonym burczeniem, mówiąc bardziej do siebie niż do kogoś.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.

Ostatnio edytowane przez Ryo : 16-04-2014 o 20:45.
Ryo jest offline  
Stary 16-04-2014, 20:49   #192
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Edwin używając swego słuchu, odkrył że w okolicy skrzyżowania nie ma żadnych wrogów. Jedynie więcej żywopłotów, które po ruszenie wybraną ścieżką ujrzał na własne oczy. Korytarz był bowiem dość krótki, a prowadził do sali w której rosły lekko falujące żywopłoty. Sięgały one aż ponad sklepienie, a Shinso wręcz z nich biło. Był to labirynt roślin, widać Zuu uznał, że jedno miejsce by się zgubić to za mało. Od strony z której przybył staruszek, prowadziła między krzakami jedna droga na południe. Latarnia, która Baak podczepił mu przed odejście do ramienia, oświetlała lekki półmrok. Widać było że roślinny korytarz kończy się rozwidleniem na dwie ścieżki. Jednak przed tym zakrętem, znajdowały się jeszcze trzy odnog. W nieregularnych odstępach, wszystkie oferowały skręcenie na wschód.
Starzec nie sądził by labirynt stworzony przez nauczycieli był na tyle łatwy do sforsowania, jak zwyczajny żywopłot, jednakże należało spróbować wszystkich dostępnych środków. Lokaj więc zamachnął się wpierw kilkakrotnie, próbując przebić się przez zieloną ścianę za pomocą swego koncerza, a w razie gdyby to nie przyniosło rezultatów, postanowił wypróbować też ogień. W tym celu stworzył w dłoni ognistą kulę, która po chwili zawirowała w powietrzu i uderzyła prosto w ścianę zielonego labiryntu.
Koncerz zaczął uderzać w zielone krzaczory, które jednak nie dawały się tak łatwo wyciąć. Kilka gałązek, które okazały się twarde jak stal, zablokowało ostrze, a rośliny zabulgotały oburzone. Kula ognista, tylko bardziej je rozsierdziła. Liście błyszczały od Shinso, więc ogień spłynął po nich jak woda po kaczce - widać Zuu nie chciał by ktoś zniszczył jego roślinki.
Ale nie bronił im niszczyć innych.
Po ognistym ataku z żywopłotu wystrzeliło kilka gałęzi, które chciały smagnąć staruszka. Ten jednak wprawnie dobił je swoim orężem, uspokajając zawistny żywopłot.
Cóż, Edwin musiał przyznać że spodziewał się tego. Gdyby przejście przez zielony labirynt było takie proste, to nie byłoby sensu go tu ustawiać. Wyglądało jednak na to, że znajdował się w centrum labiryntu, więc mało prawdopodobne żeby prowadził do wyjścia. Przypuszczał raczej, że w centrum może znajdować się komnata malarzy lub skrzynia z kluczem. Na szczęście za pomocą swojego słuchu mógł dość łatwo znaleźć odpowiednią drogę i ominąć ewentualnych przeciwników czających się w jego wnętrzu. Nie czekając długo aktywował ponownie echolokację, by ogarnąć swym słuchem jak największą część zielonego labiryntu.
- Stary głupcze, inni głupcy są niedaleko startu. -odezwał się nagle głos Mędrca z latarni przyczepionej do ramienia Edwina.
- Spróbujcie ustalić kim oni są - zasugerował lokaj. - Jeśli to drużyna C, to najefektywniej byłoby wysłać do nich cienia w celu negocjacji, bądź też udać się do nich całą grupą, by od razu ustalić pełny plan działania. Zaś jeśli zbliża się do nas drużyna B, to należałoby ominąć ją szerokim łukiem.
Wtedy też do uszu Edwina dobiegł głos piromanki wydobywający się z pudełka - Mędrcu, przekaż Edwinowi, że znaleźliśmy drużynę C w tamtym miejscu. Oni stoją za wybuchem. Prowadzą orka i mają ładunki wybuchowe. I że może mieć na ogonie Vayesa i Bezimiennego. -widać kapelusznikowi nie chciało się powtarzać słów ognistej czarodziejki.
Zaraz potem informacje zdobyte przez echolokacje zaczęły docierać do Edwina, labirynt był chyba większy niż mu się wydawało, bowiem nie udało mu się objąć go całego słuchem. Nie znalazł też wrogów, a jedynie pełno krętych zielonych korytarzy.
- Dopóki nie staną się niematerialni, powinienem z łatwością ich wykryć, więc nie przejmujcie się mną - stwierdził starzec, po czym zwrócił się do Baaka. - Mędrcu, czy mógłbyś wyłączyć światło latarni gdy cię o to poproszę?
Następnie zaś nie tracąc czasu zagłębił się w labirynt. Póki co przynajmniej łatwo było orzec że była tylko jedna droga która nie kończyła się ślepym zaułkiem i to ją właśnie obrał Edwin. Co prawda światełka Baaka były prawdopodobnie niematerialne, bądź też zwyczajnie zbyt małe by wykryć je za pomocą echolokacji, jednakże porównując swoje odkrycia z pokazaną mu wcześniej mapą domyślił się że powinien zbliżać się do jednego z nich.
- Mogę zgasić światło. Głupcze. -odparł latarnik, gdy Edwin przemierzał kolejne zielone korytarze. Gdyby nie moc echolokacji, zapewne łatwo byłoby się tu zgubić. Dobre miejsce na zasadzkę, gdy poznało się strukturę tego miejsca.
Kolejne użycie słuchu przyniosło niewiele nowych informacji, bowiem struktura labiryntu sprawiła, że starzec był w tej samej odległości od jego wschodniego krańca co na początku swej wędrówki przez wielkie zielone stepy.
Lokaj nie przerywał swojego przemarszu przez zielony labirynt. Teraz przyszło mu do głowy, że może on złużyć jako alternatywne przejścia pomiędzy różnymi częściami podziemi. Ruszył więc na wschód, by odkryć jego najdalszą część, jak również drogę do stalowych drzwi, będących prawdopodobnie wyjściem do którego mieli dojść.
-Drużyna C wysłała na zwiad Vayesa i Bezimiennego. Obaj mogą mieć pistolety, a Bezimienny czas. Skup się na szukaniu komnaty malarzy - Ryo powiadomiła Edwina przez latarnię.
Tą wiadomość usłyszał zaraz potem, gdy kolejne użycie echolokacji (które powoli już zaczynało go męczyć) odkryło przed nim resztę trawiastego labiryntu. Ponadto w górnym prawym rogu zielonej łamigłówki wykrył… jakaś dźwignię.
- Zrozumiałem - odpowiedział natychmiast lokaj Baakowi. - Mi za to udało się zbadać labirynt. Wygląda na to, że prowadzi on wyłącznie do wyjścia z podziemi, a dostać się można do niego od północy, południa, lub północnego-zachodu. W środku nie znajduje się nikt i jedyne co poza tym udało mi się odkryć to dźwignia w północno-wschodnim narożniku. Czy powinienem spróbować ją pociągnąć? Z tego co wiemy równie dobrze może to być pułapka, co sposób na odkrycie komnaty malarzy lub kolejnej skrzyni z kluczami.
-[i] Głupcze![]/I] -rozpoczął swoją wypowiedź Baak. - Wiesz jak otworzyć przejście do wyjścia głupcze? -dopytał się lokaja.
- Naturalnie - odpowiedział Edwin. - Należy posiadać klucz o kolorze który przybrała brama. Przypuszczam, że znajduje się w niej zamek do którego należy go włożyć. Czy się nie mylę?
- Głupi głupcze! Brama która widzą moje światła nie wygląda jak ta, którą nam pokazali. -oburzył się kapelusznik.
- Ah tak, teraz sobie przypominam - odparł starzec i zaśmiał się krótko. - Rzeczywiście, tamta brama była kamienna. W takim razie wygląda na to, ze udało mi się odnaleźć pokój malarzy. Dźwignia prawdopodobnie służy do jego otwarcia, więc postaram się czym prędzej do niego dotrzeć.
- Dobrze głupcze. Spiesz się głupcze! - ponaglił go Mędrzec.
Po tej krótkiej rozmowie starzec bezzwłocznie ruszył w kierunku północno-wschodniego skraju labiryntu, by odnaleźć i pociągnąć ową dźwignię którą udało mu się odkryć. Była spora szansa na to, że uda im się dotrzeć do pokoju malarzy przed innymi drużynami.
Droga nie była trudna gdy się ją znało. Limit pięciu minut był już na wyczerpaniu, jednak nikt nie mówił że wtedy muszą zacząć malować. Edwin dość szybko dotarł do wielkiej metalowej dźwigni, za która z trudem pociągnął. Gdy to zrobił od strony bramy dało słyszec się głośne szczęknięcie… jednak z tego co pamiętał z obrazów w kapeluszu, były tam trzy blokady.
- Mędrcze, czy drzwi do komnaty zostały otwarte? - starzec zapytał naprędce Baaka zaraz po tym jak pociągnął za dźwignię. - Nie udało mi się znaleźć w labiryncie więcej dźwigni, więc jeśli nie, to należy szukać ich gdzie indziej.
- Głupcze! Drzwi pozostały zamknięte, głupcze! -odezwał się Baak, chwile przed tym jak Ryo i reszta ruszyli do ataku na orków.
Nie należało tracić czasu, więc Edwin czym prędzej zaczął się wracać. Wiedział już że do zielonego labiryntu nie dało się się dostać północnym wejściem, więc należało jedynie zapamiętać drogę od północno-zachodniego do południowego i od południowego do pokoju malarzy. Nie było sensu malować całej mapy. Wyciągnął więc zza pazuchy notatnik i szybko zapisał w nim wszystkie zakręty które musiał wykonać by dotrzeć do południowego przejścia. Dodatkowo w drodze powrotnej zatrzymywał się na moment przy każdym z rozgałęzień, by zaznaczyć na posadzce wielką białą strzałką drogę która miała być zmyłką dla członków innych drużyn którzy wkroczyliby w labirynt, przez co optymalnie straciliby więcej czasu na dojście do celu. Trzymały się one jednak prostego kodu, który lokaj łatwo mógł przekazać pozostałym członkom swojej drużyny gdyby zaszła taka potrzeba - wszystkie strzałki naprzemiennie wskazywały raz prawidłową, a raz niewłaściwą drogę. Zaś gdyby i tych utrudnień było mało, Edwin postanowił wykorzystać to że znajdowali się w podziemiach i postawić w kluczowych miejscach prowadzących do dźwigni i do pokoju malarzy, dwie kamienne ściany łudząco podobne do tych z których składały się prawdziwe ściany podziemnego labiryntu.
Lokaj wędrował przez labirynt, dalej nawigując sobie zmysłem słuchu. Nie było to trudne, tka samo jak zaznaczanie strzałek białą kredą, chociaż lekko wydłużyło podróż przez zielone gęstwiny. Jednak w połowie drogi na południe, do uszu starca dotarło coś niezwykłego. W labiryncie pojawił się nowy kształt...kolejna dźwignia której wcześniej nie wykrył! Znajdowała się ona niedaleko południowego wejścia do gęstwiny. W ślepym zaułku do którego można było dotrzeć, wybierając północny zielony szlak .
Starzec zaś czym przyspieszył swe kroki, dalej zmierzając w kierunku południowego wejścia. Po drodze starał się jednak jeszcze mocniej skupić, by wykryć trzecią dźwignię która niechybnie również musiała się znajdować w labiryncie.
Na nic jednak były starania… widać dźwignie pojawiały się dopiero po poruszeniu poprzedniczek. Było to dość sprytne, wszak dzięki temu starzec niemal nie opuścił labiryntu by szukać ich w innej części kompleksu.
Kiedy staruszek zbliżał sie do południowego wyjścia z wewnętrznego labiryntu, tego podziemnego kompleksu z latarni koło jego ucha odezwał się Baak.
- Orki zostały pokonane głupcze. Głupia wiedźma jest ranna, ale to głupia mała rana. -skomentował ich kompan.
- Mi natomiast udało się odkryć, że pozostałe dźwignie również znajdują się w labiryncie - zameldował lokaj. - Niebawem otworzę wejście do komnaty malarzy, ale obecnie zmierzam w kierunku południowego wejścia do labiryntu, więc jeśli poszliście w tamtym kierunku, to możecie spotkać się ze mną by uleczyć Ryo. Sugerowałbym jednak byśmy poczekali z wyznaczeniem malarza. Dopóki brama wyjściowa jest koloru białego, żadna z drużyn nie będzie mogła opuścić lochów, a nadanie jej przedwcześnie koloru może umożliwić im wygraną. Dodatkowo utrudniłem właśnie innym drużynom przejście przez labirynt, rozstawiając kamienne ściany oraz mylne drogowskazy i zamierzam pozakładać w nim jeszcze kilka pułapek. Tak więc przejście do komnaty malarzy będzie przez nas dobrze zabezpieczone, a jeśli ktoś wkroczy do labiryntu, to jest spora szansa że uda nam się go zaskoczyć, przyprzeć do muru i wyeliminować. Mając to na uwadze proponowałbym byście kontynuowali eksplorację południowej części podziemi, podczas gdy ja sprawdzę ich północną część, nie oddalając się przy tym zbytnio od labiryntu i unikając niepotrzebnych potyczek, dopóki nie odnajdziemy bramy wyjściowej.
Wiedźma podeszła do orka, trzymając bezpieczny dystans od niego. Natychmiastowo odebrała mu łuk, a Cień resztę ekwipunku. Dziewczyna mierzyła w bestię ognistym mieczem. Ostrze znajdowało się niebezpiecznie blisko szyi zakładnika. Tylko odpowiednia odległość pozwoliła na to, że odzienie się nie zapaliło, a ciało dzikusa nie doznało oparzeń, ale wystarczyło jedno machnięcie, by tubylca pozbawić głowy. Oczy Ryo błysnęły złowieszczą czerwienią, a jej i tak zwyczajowo szorstki, ochrypły głos spotęgował wrażenie demoniczności wiedźmy. Jej dominująca postawa pokazywała, że to ona w tej drużynie jest od stawiania ultimatum.
- Pomagasz nam odnaleźć w tym labiryncie klucze oraz bramę do wyjścia i zabić przynajmniej jednego uczestnika tego testu. Nikogo z naszej watahy. Jeśli to uczynisz, postaram się, byś odzyskał wolność. Jeśli odmówisz nam, zdradzisz nas lub uciekniesz nam, to jesteś trupem - nie pytała się nawet czy mu pasuje. Jeniec nie miał tu nic do gadania. - Idziesz z nami.
I tak oto drużyna zyskała jednego pomocnika.
- Edwinie, oberwałam strzałą, a nie bombą czy tam armatą. Póki chodzę i żyję, jest dobrze. Najgorsze, co mi się dzieje, to wali ode mnie krwią. Nic więcej gorszego się na razie nie dzieje.
- W takim razie możecie kontynuować eksplorację, a ja zajmę się zabezpieczeniem labiryntu i pokoju malarzy - odparł lokaj. - Skontaktujcie się ze mną gdyby nastąpiły jakieś problemy, bądź któreś z was doznało znacznych obrażeń. Ja zrobię podobnie.
Po tych ustaleniach Edwin gdy poszedł do południowego wejścia, od razu umieścił pośrodku drogi ognisty glif. Następnie zaś ruszył w kierunku dźwigni którą miał zamiar pociągnąć w dół, a następnie zacząć z powrotem wędrować po labiryncie dopóki nie uda mu się odnaleźć ostatniej dźwigni.
Magiczna pieczęć pojawiła się na posadzce, a zaraz potem dźwignia opadła w dół. Edwin nie musiał iść daleko, jego uszy od razu wykryły, gdzie pojawiła się trzecia - zapewne ostatnia dźwignia. Wyrosła ona spod ziemi… w północnej części labiryntu. Tej do której można było wejść tylko przy pomocy północnego korytarza.
- Tutaj znowu Edwin - starzec skontaktował się ponownie z resztą drużyny przez latarnię Baaka. - Obawiam się, że aby dostać się do ostatniej dźwigni będę zmuszony udać się z powrotem do północnej części podziemi w pobliżu miejsca z którego zaczynaliśmy i odnaleźć drogę by dostać się do labiryntu od północnym wejściem. Może to zająć dłużej niż przypuszczałem, jednakże postaram się unikać niepotrzebnych potyczek i jeśli spotkam drużynę C, to będę mógł przedstawić im naszą propozycję sojuszu.
- Uważaj na drużynę C. Choć w planach mamy zawarcie sojuszu z nimi, nie ma pewności, że dla korzyści nie wymierzą w nas ataku - lokaj poprzez latarnię otrzymał wiadomość od Ryo. - uważaj na tych od Studenta. My poszliśmy na południe, przetrzepujemy aktualnie jeden ze wschodnich korytarzy.
Po tej wymianie zdań lokaj zaczął ponownie przemierzać labirynt, by opuścić go północno-zachodnim wyjściem, którym oryginalnie się do niego dostał. Zostawił jednak przy nim kolejną pułapkę w postaci czterech naładowanych energią magiczną noży tworzących prostokąt o szerokości około 1 metra i długości równej szerokości korytarza, zaś na ścianie tuż za pułapką (patrząc od strony wejścia do labiryntu) umieścił ognisty glif strażniczy, który działał niemalże jak świetliki Baaka. W dłoni starca pojawił się płomień niewiele większy od świecy w którym mógł zobaczyć wizję korytarza prowadzącego do labiryntu i sprawdzić czy ktoś nie wchodzi w obszar jego pułapki.
Zaraz potem udał się w kierunku okrągłej sali przez którą przechodziła drużyna Kil. Edwin spodziewał się, że wszelacy orkowie którzy mogli się w niej znajdować zostali wyeliminowani, więc postanowił na jakiś czas wstrzymać się z korzystaniem z echolokacji. Jako środek ostrożności poprosił jednak Baaka, by ten wyłączył światło przyczepionej do niego latarni w momencie gdy znalazł się na prostej drodze do okrągłej sali. W ten sposób powinien pozostać w ukryciu, podczas gdy jakakolwiek obca drużyna z aktywną latarnią byłaby dla niego widoczna jak na dłoni.
Kiedy Edwin zbliżał sie do północnego wyjścia z korytarza, powietrze zafalowało.
Głos V dało słyszeć się w każdym korytarzu. - Zostaje wprowadzona zasada, drużyna która pokona jaszczura może wybrać czy chce otrzymać dodatkowe punkty, czy też uwolnić lud strzegący kluczy.
- Dyrektorowi chodzi prawdopodobnie o orków - zauważył Edwin, kontaktując się na odległość z resztą swej drużyny. - To by znaczyło, że nie będą mieli powodu by więcej z nami walczyć. Z jednej strony ułatwiłoby nam to poruszanie się po podziemiach, jednakże to samo tyczy się pozostałych drużyn. Dyrektor nie wspominał nic o tym, że orkowie mają obowiązek wspomóc swych wyzwolicieli. Radziłbym więc zapytać waszego jeńca, co on i jego pobratymcy zrobiliby w takiej sytuacji.
- Zaprośmy orki do współpracy. Pójdziemy po klucze, pójdziemy na jaszczura. W zamian damy wolność orkom - Edwin otrzymał takową wiadomość.
Po wysłuchaniu planu Ryo, lokaj zastanowił się przez chwilę.
- Nie musimy oddawać tęczowego klucza orkom - zauważył. - Dyrektor wspominał tylko że po pokonaniu jaszczura możemy wybrać punkty dla swojej drużyny, bądź wolność orków. Tak więc wszelki zdobycze możemy zachować dla siebie. Nie jestem też pewien co do tego, czy orkowie uznają, że bardziej opłacalna jest dla nich walka z jaszczuroludem niż z nami. Jednakże jeśli uda wam się wynegocjować takie warunki, to znacznie zwiększyłoby to nasze szanse na zwycięstwo.
Edwin dotarł w końcu do okrągłej sali, gdzie na początku testu wyczuł gwardzistę. Z tego co słyszał w latarni od Baaka, których chyba wolał gadać niżeli brać czynny udział w czymkolwiek drużyna Ryo wpadła właśnie na zespół Dullhana.
Staruszek natomiast unosząc wzrok dostrzegł… Kill oraz Denetsu wychodzących z północnej ścieżki. Widać mędrzec tak zafascynował się obserwowaniem nadchodzącej potyczki, iż zaniedbał swój kapelusz.
Ręka rycerza od razu powędrowała w stronę miecza, jednak póki co go nie dobył.
- Witam, panienko Kil, paniczu Denetsu - przywitał się starzec z niskim ukłonem, po czym wyciągnął przed siebie otwarte ręce by pokazać że nie ma wrogich zamiarów. - Mam nadzieję że nie zaskoczyła was mocno moja obecność. Wierzę że nie uszły waszej uwadze oczy naszego drogiego Mędrca - rzekł, wskazując ręką na świetlika unoszącego się nad głowami dziewczyny oraz rycerza. - Otóż przybyłem tutaj na spotkanie z wami, by złożyć wam ofertę sojuszu przeciwko drużynie B. Na potwierdzenie naszych pokojowych zamiarów, wyjawię wam że udało nam się odkryć znajdujący się w centrum labiryntu pokój malarzy, jak również sposób na jego otwarcie. Dodatkowo udało nam się zbadać już prawdopodobnie trzecią część labiryntu. Jeśli zgodzicie się na współpracę, oferujemy podzielenie się zdobytymi przez nas informacjami, sojusz militarny, oraz to że obie nasze drużyny przekroczą bramę wyjściową w tym samym czasie. Prosiłbym jednak abyście nie zwlekali z podjęciem decyzji, gdyż wygląda na to że reszta mojej drużyny niebawem podejmie walkę z drużyną B. Obawiam się jednak, że bez wsparcia mogą sobie nie poradzić.
Lokaj po przedstawieniu swej oferty splótł ręce za plecami w oczekiwaniu na odpowiedź.
- Edwin! - nawet, jeśli niezbyt pasowało to do wizerunku przeważnie poważnego dowódczyni swego zespołu, latarniczki, która była w stanie oddać wszystko dla sukcesu swego zespołu, to dziewczyna podskoczyła wysoko z radości.
- Jak widzę wszystko u ciebie w porządku - stwierdziła uśmiechnięta, gdy jej stopy w pełnym delikatności ruchu stykały się z podłoga olbrzymiego labiryntu. Widok twarzy pokrytego siwizną lokaj zawsze był dla niej mniejszą lub większą dozą przyjemności. Tym razem jednak znaleźli się wewnątrz niebezpiecznego labiryntu, a kilka słów mogło sprawić, że znajdą się po jednej stronie konfliktu.
- My znamy położenie bramy, oraz jaszczura. - podzieliła się tym, co drużyna C mogła zaoferować. Jej wzrok na kilka chwil zatrzymał się na błękitnym świetliku mędrca.
- Umiejętności Baaka sprawiają, że w tym właśnie zadaniu może każdego nazwać głupcem. - westchnęła po chwili rozbawiona.
Starzec również uśmiechnął się momentalnie, jednakże zaraz spoważniał.
- Też jestem szczęśliwy że udało nam się spotkać, aczkolwiek sytuacja jest naprawdę poważna. Czy możemy dopracować szczegóły sojuszu po drodze? Z moją i waszą pomocą powinniśmy być w stanie wesprzeć na czas Ryo i pokonać drużynę panicza Dullahana znim zdołają dotrzeć do wyjścia przed nami.
Jedna z latarni dziewczyny zatańczyła wokół niej, zaś gdy jej ruch wokół własnej osi powoli ustał, dłoń dziewczyny oparła się na niej, niczym na ścianie. Kil stała przed nie tyle trudną, co raczej ważną decyzją, a pojedynczy wybór nie powinien nosić ze sobą tak wielkich konsekwencji. Westchnęła ciężko, jakby pod wpływem kładzionego na jej barki ciężaru. Każda jej decyzja będzie teraz decydować o losie kilku kolejnych osobników.
- Współpracujemy z zespołem Ryo. - dziewczyna oznajmiła krótko, zaś magiczna, dla większości niezrozumiała energia przeniosła jej słowa do zaklętego w przerażającej zbroi dziecka czasu. - Nasze spotkanie przy jaszczurze nieco się opuści, musimy im pomóc pokonać Dullahana. - dodała po chwili.
Gdy wzrok wychowanki apokalipsy skierował się w kierunku blondwłosego szermieża, którego wartość mogła zostać sprowadzona do metek na jego potężnej garderobie, na jej usta wypłynął prowokujący uśmiech.
- Wygląda na to, że twoje prośby zostały spełnione - stwierdziła, zaś ciężar podjętych decyzji zdawał się powoli ustępować miejsca narastającemu podnieceniu.
- Prowadź - stwierdziła w końcu, patrząc w kierunku swego lokaja. Dla orczego przewodnika pozostał tylko blady uśmiech, miała nadzieję że będzie za nimi podążał.
[i]- Tylko bym panienkę opóźniał. Poprowadzi ją moja przyjaciółka, a ja i panicz Denetsu dołączymy do was niebawem[i] - oznajmił Edwin, po czym pospiesznie zaczął wykonywać dłońmi czarodziejskie gesty i wypowiadać melodyjnym głosem magiczną formułę. - O furious one, the fearful maiden of glorious battle, hear my plea and lend me your blade to strike my foes with your ferocious wrath.
W trakcie inkantacji, tuż obok lokaja zaczął otwierać się portal z którego wyleciała chmara trzepoczących skrzydełkami motyli, a zaraz za nimi pojawiła się kilkunastocentymetrowa postać, która wyskoczyła ze szczeliny międzywymiarowej z groźnym, acz dość piskliwym okrzykiem bojowym.


Wróżka przeleciała przez całą salę, aż w końcu zatrzymała się tuż przed twarzą blondwłosej dziewczynki i zmierzyła ją od góry do dołu płonącym spojrzeniem.
- Czy to ona jest wrogiem, Edwinie!? - zawołała gromko, nie odwracając wzroku od Kil.
- Wrogowie są na południu, Marigold - odparł spokojnie starzec, wskazując ręką właściwy kierunek. - Byłbym wdzięczny gdybyś zabrała tam panienkę Kil. Na pierwszym skrzyżowaniu prosto, potem w prawo, prosto, w prawo, prosto i w lewo. Po naszej stronie walczą tyciego wzrostu ognista wiedźma, biały człowieczek z laską i cylindrem, cienisty stwór i lodowy olbrzym.
- Zrozumiałam! Wszystkich innych potnę na plasterki! - oznajmiła głośno cienkim głosikiem, po czym wskazała swym ostrzem na wychowankę apokalipsy. - Idziesz ze mną, dziewczyno! Ale jak się zgubisz, to nie będę na ciebie czekać!
Zaraz potem, nie czekając na kogokolwiek zrobiła salto w powietrzu i z wielką prędkością wyleciała z okrągłej sali zachodnim wyjściem.
- Wybacz jej, nie jest zbyt dobra w kontaktach z ludźmi - rzekł starzec, drapiąc się po szyi w wyrazie zakłopotania. - Z innymi wróżkami zresztą też nie. Ale zapewniam cię że jest równie honorowa, co waleczna. Możesz na niej polegać.
Chwilę później dało się słyszeć z oddali kilka piskliwych jęków w rodzaju: “Dlaczego tu tak cholernie ciemno!?”, “Auć! Co za idiota postawił tutaj ścianę!?”, “Prosto, prawo, lewo, prosto…niech to diabli! Gdzie jest ta przeklęta dziewucha!?”. Zaś niedługo potem z korytarza ponownie wyłoniła się wróżka, z rozeźloną miną masując sobie głowę.
- Ruszaj się, dziewczyno! - zawołała rozkazująco do Kil. - Potrzebne mi twoje lampiony!
- Zrozumiałem. - odezwał się Bezimienny. - Potrzebujecie też naszej pomocy, czy mamy kontynuować drogę do jaszczura? Prosiłbym też, by Eggo nic się nie stało.
- Wygląda na to że utraciłem kontakt z resztą swojej drużyny - stwierdził ponuro lokaj, zbliżając się do latarni Kil. - Ale postaramy się zrobić wszystko co w naszej mocy by dotrzeć do nich jak najprędzej i uratować twojego przyjaciela.
- Ws…wszy…wszyscy studen..nci..iii… –przerywana transmisja, wypełniła korytarze. Trudno było dociec czyj to głos, brzmiał na tyle zdeformowanie że mógł być to równie V co Zuu. – Te…te…ttt zostaje..prz…err…e..rrrr..wany. Zaniechać…alk, ma…ma…oblemy. –trzeszcząca niczym stary odbiornik wiadomośc wypełniała kompleks, a na ziemi poczęły pojawiać się świecące strzałki.
- Po…podążajcie..z…śwa…eeł…światłami. Prz…prezjd….przejść prz..eeee…..eee…ez bramę. Cz..czek…czekać, po…pomoc. – po tych słowa wiadomość urwała się, zaś strzałki wskazywały drogę w stronę gdzie znajdowała się drużyna B.
Edwin zareagował natychmiast ruszając ku wyjściu z sali.
- Jeśli nauczyciele przerwali test, to znaczy że sama akademia musi być zagrożona - oznajmił mocno wstrwożonym głosem, jednak jego mina był skupiona i czujna. - Panienko Kil, trzymaj się blisko mnie. Będzie najbezpieczniej dla nas wszystkich jeśli wszyscy przekroczymy bramę wyjściową w tym samym momencie. Poinformuj o tym Bezimienngo i poleć mu dotrzeć jak najkrótszą drogą do wyjścia. Użycz też Marigold jednej ze swych latarni. Przekaże ona drużynom A i B, że niebawem do nich dołączymy.
Zaraz potem lokaj zaczął recytować następną inkantację:
- O merciful sprite of benevolence and goodwill, please aid me in the times of peril and protect things that I bestowed my love upon.
Chwilę potem otworzył się następny międzywymiarowy portal, z którego tym razem wyleciała wróżka dzierżąca tarczę.


- Witaj Edwinie. Miło cię… - zaczęła uprzejmie, jednak lokaj zaraz jej przerwał.
- Obecnie znajdujemy się w wielkim niebezpieczeństwie, Lily. Ochraniaj panienkę Kil całą swoją mocą - rozkazał stanowczym tonem.
- Tak zrobię - odparła nieco przestraszona wróżka, po czym zaczęła krążyć dookoła blondwłosej dziewczyny, wypatrując czujnie jakichkolwiek zagrożeń. - Możesz na mnie liczyć, panienko Kil. Prędzej sama zginę, niż pozwolę, by stała ci się jakakolwiek krzywda.
 
Tropby jest offline  
Stary 16-04-2014, 22:34   #193
 
Fiath's Avatar
 
Reputacja: 1 Fiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputacjęFiath ma wspaniałą reputację
Pojedynek na rozstaju dróg: oczami Dullahana.
- Ja móc wyjaśnić, ja im powiedzieć, że ty chcieć poskromić bestia. -stwierdził barbarzyńca.
- Idź i to zrób, zostaniemy za tobą. Przyjdziesz nam powiedzieć, że zrozumieli...A jeżeli zamiast nich zobaczysz jaszczura, uciekaj i krzycz. Przyjdziemy na pomoc. - poinstruował Dullahan. - Oddacie się na chwilę pod moją komendę? To nie pierwsza taka bestia w mojej historii. - zapytał niezbyt pewny, czy może zacząć się naprawdę rządzić. Spokojnym krokiem ruszył za orkiem.
- Chce swoje okulary skoro tu się rozdzielamy. -stwierdził Fushigi zagradzając drogę bezgłowemu. Ork natomiast przestrzegł wszystkich przed kolejna pułapką, i ruszył przodem. Nikt jakos nie wyrażał sprzeciwów co do nowego dowódcy.
Dullahan przytaknął skinieniem głowy i oddał je Fushigiemu. Nie lubił go, ale nie opłacało mu się z nim teraz walczyć. Poza tym, to nie wina geniusza, że wylądował z nim w drużynie. - Powodzenia. Choć pewnie go nie potrzebujesz. - wzruszył ramionami.
Łysol odebrał swoje okulary, po czym odwrócił się na pięcie i ruszył korytarzem z którego przybyła wcześniej drużyna.
Ork natomiast przeprowadził kompanię przez spora kwadratową salę, a następnie korytarzem do okrągłego pomieszczenia. Tam też czekało trzech siepaczy i dwóch łuczników, którzy po wysłuchaniu swego brata zgodzili się pomóc w polowaniu na smoczą bestie. Wielki metal być na koniec ten korytarz.[/i] -stwierdził przewodnik, gdy stanęli na rozdrożu. Faktycznie w oddali majaczyła olbrzymia metalowa brama.
Dullahan przytaknął skinieniem głowy. Wskazał na łuczników. - Trzymajcie się blisko wiedźmy. Powinniście być z nią bezpieczni. - po czym spojrzał na toporników. - Chrońcie medyka i nasze tyły. Jeżeli spotkacie innych podróżnych, proście ich o nie podnoszenie broni. Nie walczcie z jaszczurem. Nie ma sensu, abyście w ogóle próbowali. - stwierdził jak najbardziej szczerze.
Wolnym krokiem zaczął skradać się w stronę metalu. - Karmin, obok mnie. Eggo, oświetlaj przed nami. - chciał sprawdzić, czy brama jest otwarta i gdzie względem niej jest teraz jaszczur. Przy szczęściu nie zobaczy ich natychmiast.
Grube metalowe wrota przypominające wejście do zamku były zamknięte. Ciężkie i widać, że ostatnie nieruszane. Nie było na nich zamka, czy sztab, jedynie szklana szybka, za która znajdował się chyba jakiś przedmiot. Jednak nim Dullhan zdążył się zbliżyć do odrzwi, na jego latarni pojawiła się wiadomość.
Ryo i jej drużyna nadchodzą z drugiego korytarza.” - zobaczył też ruch ręki Lakumy, dający znak, że to ona napisała wiadomość. Dziewczyna skupiona obserwowała, odnogę z której drużyna jeszcze nie miała szansy skorzystać.
- Tch. Ta mniej komunikatywna. - zaklął Dullahan, po czym wskazał Irii korytarz. - Pokój. My smok, oni klucze. Może się uda. - poinsturował Duszkowi.
Irria w swojej uwolnionej formie wyleciała na przeciw drużynie Ryo już z oddali krzycząc. - Poselstwo od Dullahana! Sprawa wagi królewskiej! - jej mina była poważna, choć dziecinna aparycja pozwalała wciąż kwestionować czy tego typu wypowiedź nie jest ostatecznie żartem. - Dullahan domaga się uwolnienia ludu orkowego. Za pomoc oferuje klucze, za nie mieszanie się w sprawę w ogóle, wdzięczność. Choć jak pomożecie na pewno będzie lepiej.
Kiedy Irra leciała z postulatem w stronę drużyny wiedźmy, ognisty mur otoczył półokręgiem Lakumę, Eggo i orków. Odciął drogę powrotną z której przybyli, jak i korytarz w którym znajdował się Dullhan. Jednak płomień nie dosięgał członków grupy, było to chyba jedynie działanie refleksu.
Po chwili Irra przedstawiła swoja ofertę, Dullhan nie słyszał rozmowy, ale jej przebieg był raczej jasny. Od strony korytarza dobiegł orczy krzyk, w języku barbarzyńców. Orkowie Dullhana coś odpowiedzieli, unosząc wyżej broń.
Wtedy też ze ściany ognia wystrzeliły dwa łańcuchy stworzone z czystego ognia. Jeden otoczył głowę Lakumy, drugi jej kostkę. Gdyby nie zbroja samej śmierci, dziewczyna zostałaby mocno poparzona, tak zaś, jedynie miała ograniczone pole widzenia oraz była unieruchomiona.
Korytarz zaczął trząść się w posadach, to oraz wyraz twarzy orków mógł oznaczac raczej tylko jedno - Glacial rozpoczął bieg w ich stronę.
Dullahan machnął natychmiast ręką. Nie myślał. Czuł, co ma robić.
Olbrzymi płomień zapłonął naprzeciw wejścia do komnaty drużyny bezgłowego. Wyszedł z niego olbrzymi, gnijący łeb. Zaraz potem ukazały się oślizgłe łapy, wielkie skrzydła i grzbiet. Smród martwego ciała rozległ się bez pytania po labiryncie.
Nieumarła Wyverna.
Wielkie stworzenie z gatunku jaszczurzych, wstrętne i groźne.
Bezgłowy był nieco zirytowany sytuacją. Lakuma jako jedyna posiadała zdolności magiczne, a nikt z nich nie posiadał nic na...chwila.
Medalion na piersi bezgłowego zabłysł, gdy ten wskoczył w ogień aby zniwelować ścianę.

Baak z rozkazów jednak wiele sobie nie robił, czekał i obserwował co się dzieje na polu bitwy. Jasnym było że mędrzec robi coś, gdy sam uważa, że tak należy.
Lakuma zacisnęła swoje zdrowo oko starając skoncentrować swój Shinso, jednak bliskość płomienia i nagromadzenie energii Ryo, ewidentnie jej to uniemożliwiało.
Jeden z orkowych siepaczy uderzył w ognisty łańcuch, chcąc uwolnić Lakumę. Magia za nic jednak miała sobie jego prymitywne ataki, rozcięte więzy od razu sklepiały się płomieniem na nowo.

Wtedy też, ręce ognistej wiedźmy zatańczyły w powietrzu, a łańcuchy zaczęły ciągnąć Lakumą w stronę ognistej ściany. Dziewczyna zapierała się nogami jak mogła, jednak magia okazała się o wiele silniejsza. Jasnowłosa wpadła w objęcia magicznego ognia, który otoczył jej magiczna powłokę powoli trawiąc ją w swych gorących objęciach. Zapewne duchowa zbroja nie wytrzyma długo w takich warunkach.

Drugi z toporników z krzykiem rzucił się w stronę pojmanej Shinsoitki. Jednak w tłumie i zamieszaniu potknął się samemu wpadając w płomienie. Ryknął z bólu, zaś jego szmaty zajęły się żywym ogniem.
Wtedy też na rozwidlenie dróg niczym pocisk wpadł Glacial. Lodowa góra, odbiła się bowiem lekko od ziemi, by upaść między barbarzyńców. Siepacze wykazali się zręcznością – odskoczyli na tyle by uniknąć poważniejszych obrażeń. Teraz jednak stali między ognista tarczą, a gigantem z lodu.
Łucznicy jednak nie zdążyli uskoczyć, Glacial spadł niemalże na nich. Słychać było nieprzyjemne trzaski kości i jęki ból – jednak prymitywni żołnierze przeżyli.
- Wy się nie ruszajcie… –rzekł olbrzym dźwigając się z ziemi. – Nie… chce zabijać. –dodał.

Mniej więcej po tym spektaklu mocy olbrzyma w korytarzu z którego przybył buchnął ogień.
Wiwerna przybyła na pole bitwy

Baak zareagował natychmiast, ruchem laski posłał latarnie w stronę potwora, mimo ,że ten dopiero wychodził z portalu, blokując cielskiem cały korytarz i ledwo się w nim mieszcząc. Stór jednak od niechcenia odbił sześcian pyskiem, zaś kostka wbiła się ścianę tak silnie, że zgasła. Teraz Ryo i mędrzec zostali w półmroku, sami oko w oko z gnijący kuzynem smoków. Jedynie płomienie zza jego plecami rozświetlały okolice.
Karmin otrząsnął się natomiast z transu zaskoczenia i pewniej chwytając maczugę ruszył w stronę Glaciala z dzikim i wojowniczym okrzykiem na ustach.

Lakuma znowu skupiła swoją energię, lecz łańcuchy zacisnęły się na niej mocniej przerywając koncentracje i jeszcze mocniej naruszając magiczna osłonę. Ta powoli przestawała chronić kobietę, wszak każda magiczna osłona potrzebowała chociaż momentu na regenerację.
Wtedy jednak z dzikim wrzaskiem z ziemi poderwał się płonący ork. Jego oczy przepełniała rządza mordu zmieszana z gniewem. Topór wojownika opadł na łańcuch trzymający kostkę Lakumy… i niemal go rozciął. Jeszcze jedno takie uderzenie i blondynka byłaby wolna.

Łańcuchy jednak dalej szarpały ją przepalając w końcu na chwile barierę. Nim ta zdołała znowu je odepchnąć, ogniste więzy nadparzyły twarz jak i nogę dziewczyny.
Gdyby tego było mało Glacial ruszył w stronę unieruchomionej kobiety, biorąc szeroki zamach swoją wielka pięścią.
Jednak przeszkodziło mu małe i niepozorne jajeczko, które dotąd turlało się przerażone po podłodze. Eggo rozłożył bowiem szeroko rączki i pisnął kumulując Shinso w dwóch latarniach które znajdowały się blisko jego towarzyszy. Te natomiast błysnęły oślepiającym blaskiem. Light formation uratowało Lakumę.
Pięść oślepionego olbrzyma uderzyła bowiem w ścianę, sprawiając, że korytarze zadrżał w posadach. Ponadto taka ilość światła rozwiała cień rzucany przez jego sylwetkę… ujawniając Cienia skrytego w tym miejscu! Mroczny byt przysłaniał zakapturzony pysk ręką- widać nie lubił zbytniej jasności.

Wtedy Dullhan wpadł w ognista ścianę ze swym medalionem który sprawił że cały mur zgasł. Magiczny przedmiot pochłonął wrogie zaklęcie gasząc barierę.
O dziwo Lakume dalej otaczały łańcuchy, które okazały się być przyczepione do ziemi, w miejscu gdzie wyrastała płomienna ściana.
Problemem było teraz to iż Latarnie Eggo jak i ta należąca do Baaka nie świeciły. Jedynym źródłem światła, pozostały lego jarzące się więzy jednookiej.
Ostatni co zobaczyli wszyscy nim światło zgasło, był Karmin który potężnym wymachem maczugi uderzył w plecy lodowego giganta, tak że te popękały lekko.

Łańcuchy dalej ściskały i coraz mocniej parzyły jęcząca cicho z bólu jednooką, natomiast smok wylazł w końcu z portalu, swymi przegniłymi oczyskami zerkając na Ryo...i oddalająca się sylwetkę Baaka.
- Walczcie sami głupcy! -stwierdził mędrzec, gdy jego lekko zniszczony sześcian dryfował za nim chwijnie w powietrzu.
Cholera. – zakął Dullahan – Glacial, Karmim, Cień. Przestańcie się bić. W tym momencie. – rozkazał jak gdyby nigdy nic. - Nie mogę pozwolić aby łowcy przegrywali w teście. Uspokujcie Ryo to nic się tu nie będzie działo. – zaproponował wycofując się do Lakumy. Szybkim cięciem shonsoo strike chciał uwolnić ją od łańcuchów. Potem planował czekać na pierwszy objaw agresji od jakiejś z ukrytych w cieniu sylwetek, aby zestrzelić ją falą swojego miecza. - Ta przeklęta wiedźma nic, tylko problemy robi.
Liczł, że wciąż uda mu się uratować sytuację, nim cel jego polowania ucieknie.

Wiele rzeczy wydarzyło się niemal jednocześnie.
Glacial zamachnął się w stronę Karmina który wziął równie silny zamach swoja maczugą. Cień zniknął gdzieś chichocząc, Eggo zaczął głośno płakać, Ryo niczym błyskawica ruszyła za Baakiem, uciekając jednocześnie przed trującym oparem którym zionęła olbrzymia Wywerna . Wszystko to jednak bladło w porównaniu do nagłej wiadomości która przeszyła korytarze.
- Ws…wszy…wszyscy studen..nci..iii… –przerywana transmisja, wypełniła korytarze. Trudno było dociec czyj to głos, brzmiał na tyle zdeformowanie że mógł być to równie V co Zuu. – Te…te…ttt zostaje..prz…err…e..rrrr..wany. Zaniechać…alk, ma…ma…oblemy. –trzeszcząca niczym stary odbiornik wiadomośc wypełniała kompleks, a na ziemi poczęły pojawiać się świecące strzałki.
- Po…podążajcie..z…śwa…eeł…światłami. Prz…prezjd….przejść prz..eeee…..eee…ez bramę. Cz..czek…czekać, po…pomoc. – po tych słowa wiadomość urwała się, zaś strzałki wskazywały drogę w stronę gdzie znajdowała się drużyna B. Stamtąd zaś kierowały się w stronę północnego korytarza, na końcu którego powoli otwierała się wielka metalowa brama.
Coś ewidentnie było nie tak.

Laska z metalu posłużyła jej przedłużenie ognistej rękojeści, na końcu której zalśniło ostrze kosy. Ryo machała bronią jak flagą służącą do ogłoszenia przerwania walki. Dobry patent na ewentualną walkę.
- Dullahan, natychmiast zatrzymaj bestię i zaprzestańcie walk! Wyprowadź orki i resztę towarzystwa stąd! Nie atakujcie nas! Coś się dzieje! - huknęła do zgromadzenia złożonego z drużyny A, B i orków. Jej tubalny głos przeszył korytarz. - Eggo, przestań płakać i podleć do mnie! - zakaszlała ponownie.
Na wszelki wypadek jednak miała się na baczności. Mogła być to pułapka, a najbliższa chwila wszystko zweryfikuje. Była gotowa do uników.
- A jak okaże się, że to pułapka Studenta, to ja urządzę mu taki pogrzeb w najbliższym czasie, że ja pierdolę. Nawet nie będę baczyć na zasady akademii - dodała niezbyt zadowolonym burczeniem, mówiąc bardziej do siebie niż do kogoś.

Restrospekcja: przed testem
- Nie jest tak źle. -stwierdził Fushigi rozglądając się po swojej drużynie. - Chociaż wolałbym Baaka i Cienia, z nimi było by to banalne.- dodał bez ogródek samozwańczy geniusz. - Macie wielkie szczęście, że trafiliście do mnie. Dzięki temu bez problemu wygram… a wy ze mną. -dodał zacierając ręce. Lakuma jedynie ostentacyjnie przewróciła swoim okiem nie komentując tego.
- Nie będziemy walczyć sami. - stwierdził Dullahan. - Kil będzie nam pomagać. Choć może jeszcze o tym nie wie. - poinformował swoją drużynę, lustrując zebranych wzrokiem. Zatrzymał się na Eggo. - Masz trzymać się blisko mnie. - polecił patrząc na stworzenie z góry. - Jeżeli jakiś ork cię rozbije, to Ryo nie da mi spokoju do samego szczytu. Unikaj czegokolwiek co nie wygląda jak uczeń akademii.
- Pomoc od wrogów to ryzykowna sprawa. Zwłaszcza, że niewiadomo jak nauczyciele ocenią taki fortel. -mruknęła Lakuma.
- Widzę iż Dullhan, bez tłumaczenia zrozumiał, że to ja zostanę malarzem a Eggo ruszy z wami. Bardzo dobrze. -ucieszył się Fushigi. - Mimo to, musimy uważać, jeżeli chodzi o kontrole labiryntu Baak ma dużą przewagę. Te jego światełka, które widzieliście na pierwszym teście, działają jak kamery. -przestrzegł wszystkich łysol. - Na pewno będzie chciał wejść do korytarzy, by je tam umieścić. Wraz z Cieniem w drużynie to zabójcza kombinacja. -wysnuł szybki wniosek geniusz.
- Nie było zasady zabraniającej współpracy. Nie mogę nam za to nawet punktów obniżyć. - stwierdził Dullahan. - Zasady to dla nich wszystko. - mruknął z pewnością w głosie. - Tak, cień będzie największym problemem. Światła można niszczyć jak tylko je dostrzeżemy. Będzie wiedział gdzie jesteśmy, ale nie co robimy. Wszystko leży w kwestii oświetlenia labiryntu.
- A więc jaki mamy mniej więcej plan? -zapytała Lakuma zakładając nogę na nogę.
- Już tłumaczę. -stwierdził Gakusei poprawiając okulary. - W tym teście ukrytych jest kilka pułapek, które zwykły osobnik może przeoczyć. Na szczęście macie mnie. Przede wszystkim nie obrona bramy jest tutaj najważniejsza. -zauważył łysol. - Przy dobrym rozegraniu strategicznym, malarz jest wstanie obronić przejście, zmieniając jego kolory. Obserwując malarza wroga, można łatwo wywnioskować jakie klucze posiadają przeciwnicy. -wyjaśnił okularnik.
- Dlatego posiadania klucza w każdym kolorze to najważniejsza rzecz. Druga sprawa to unikanie smokoida, walka z nim nie będzie nam potrzebna. -stwierdził, pocierając w zamyśleniu podbródek. - Jedna osoba pójdzie szukać bramy, reszta kluczy, uważam ze to najrozsądniejsze. -zadecydował, chyba tylko przez grzeczność, zerkając po innych oczekując ich zdania na ten temat.
- Popieram plan unikania jaszczurokształtnego. - zgodził się Dullahan. - Fakt, strzeże on najlepszego z kluczy. Problem w tym, że tylko jednego. Nikt z nas nie skorzysta na samotnym opuszczeniu labiryntu. - przy tych słowach zerknął odruchowo na ego. W sumie osoby z wysoką punktacją nie musiały się tym przejmować. Mogły iść same. - Obawiam się jednak, że wczesny bieg do bramy może być złym pomysłem sam w sobie. - dodał po chwili. - Nauczyciele nie lubią wyścigów szczurów. Domyślnie zajęcie bramy ułatwiło by za bardzo walkę wszystkich o wysokim potencjale na pułapki...Zakładam, że brama znajduje się w leżu jaszczura.
- Pamiętaj że gdy pierwsza osoba przejdzie przez bramę, to liczy się tak jak gdyby cała drużyna ukończyła mecz. Czyli nawet jeżeli nas wtedy pokonają, dostaniemy zapewne punkty. -zauważyła Lakuma.
- Limit czasowy. -zauważył Fushigi. - Malarze zaczynają malować pięć minut po starcie reszty. To musi mieć jakiś związek z bramą.
- Gdyby była zamknięta przez pięć minut, to nic by nie znaczyło. - stwierdził po namyśle Dullahan. - Będzie zwykłym odbiciem na ścianie, da się łatwo wydedukować jak wygląda arena wokół niej…. - na moment jednak, zawachał się. - Zaraz. Drużyny zaczynają razem, czy oddzielnie? - spytał. - Jeżeli wszyscy zaczną razem, lub poblisko jakiegoś kotła...możliwe, że brama jest na samym początku labiryntu. Nikt nie powiedział, że mamy wyjść wyjściem.
- Nie sądzę by wszyscy zaczęli w tym samym miejscu. Za duże ryzyko by od razu sprowokować walkę. -odparła blondynka.
- Celem tego testu jest sprawdzenie czego nauczyliśmy się na pierwszym i drugim. Zauważ, że szukanie klucz jest podobne do zadania z kuponami, natomiast labirynt tak jak w teście drugim - sprawia, że trzeba podejmować wybory i nie ma się pewności na co się trafi. - przedstawił swoje wnioski Gakusei.
- Gdy zobaczymy mapę, będziemy pewni. A przynajmniej będzie jakiś trop. - stwierdził bezgłowy. - Jeżeli ktoś ma resztki pieniędzy, niech załatwi jakieś pułapki. Też się o to postaram. - poprosił. - Po co zostawiać skrzynię pustą po otwarciu? - uśmiechnął się. - Zarazem otwierać je będą moje szkielety. W ten sposób może zaoszczędzimy nieco ran.
- Mamy nie całą godzinę, nie ma czasu na wycieczki do sklepu. -odparł milczący dotąd Karmin, swym rechotliwym głosem.
- Mapę? -zdziwiła się Lakuma. - Nie sądzę, by dali nam mapę w labiryncie. -dodała z pobłażliwym uśmiechem wobec nawiności króla umarłych.
- Sami ją nakreślimy. - wyjaśnił Dullahan. - Nie sądzę, aby to był jakiś kłopot. Możliwe, że w kształcie będzie jakiś klucz. Jeżeli zaczniemy w różnych miejscach, mapa powinna być symetryczna dla uczciwości. Wtedy brama może być w centrum labiryntu...bądź dodatkowej ścieżce, którą odsłoni właśnie symetryczne ułożenie mapy.
- To brzmi...zadziwiająco logicznie. -przyznała Lakuma. Fushigi natomiast uśmiechnął się z dumy nad użyciem przegniłego mózgu, przez Dullhana.
- Ponadto mamy jeszcze jedną przewagę. -dodał geniusz, zdejmując swoje okulary i podając je umarłemu. Jednak nim ten je wziął cofnął rękę. Odsłonięte, bystre niebieskie oczy spojrzały na bezgłowego. - Pożyczę Ci je na czas testu, ale podpiszemy umowę, że mi je oddasz. Pasuje? -zapytał, po czym szybko dodał. - To mały sekret naszego powodzenia na pierwszym teście. Te szkła, pozwalają patrzeć przez ściany. Dzięki temu poruszanie się po labiryncie stanie się prostsze, to dzięki nim mieliśmy czas gdy wchodziliście do biblioteki, by przygotować ostrzał. -wytłumaczył łysol.
- Oh? - Dullahan spojrzał na fushigiego zdumiony. - To dość...potężne. - przyznał. - [i]Z czymś takim to faktycznie powinno być proste. Ominiemy wszystkie puste zaułki.
- Jest jeden problem, może prześwietlić tylko jedną ścianę. Potem trzeba chwilę odczekać. -dodał instrukcję. - To spisujemy umowę?
- Zgoda.
Geniusz szybko spisał na kartce fachową umowę o wypożyczenie swojego sprzętu, by po chwili podsunąć ją bezgłowemu do podpisania. - Wy też podpiszcie, jako świadkowie transkacji. -poprosił resztę drużyny.
Dullahan z uśmiechem podniósł papier aby go przeczytać. Fushigi był mądry. Za mądry. W pewnym sensie przygłupiemu Dullahanowi wydawał się groźniejszy od Yorsteda. Z mrocznym bytem najwyżej musiałby się bić. Z okularnikiem może skończyć w beznadziejnej sytuacji całkiem przypadkiem, jak tylko coś przeoczy.
Papier był dość prosta umową, po za wstępem głoszącym “Ja Dullhan dalej nazywany Wypożyczającym…” i innym formalnym bełkotem, główna treść umowy zawierała się w kilku linijkach.

Wypożyczający, zobowiązuje się do oddania okularów należących do Posiadacza, zaraz po zakończeniu testu. W wypadku uszkodzenia lub zniszczenia przedmiotu, Wypożyczający zobowiązany jest opłacić naprawę lub równowartość przedmiotu.

Pod spodem zaś znajdowało się miejsce na podpis obu stron i świadków zawarcia umowy.
Dullahan przytaknął. Złapał pióro i postawił trzy krzyżyki nad swoim miejscem na podpis. Nie lubił pisać za pomocą magicznej kulki którą otrzymali na początku testu. Nie rozumiał jej magicznych właściwości.
- Proszę. - oddał kartkę reszcie. - Poza tym, jakieś idee?
- Co to z akrzyżyki? -zdziwił się okularnik. - Nie mów mi że nie umiesz pisać… -chłopak był lekko załamany ta informacją, wręczając kartkę reszcie drużyny.
- Umiem...umiałem….zapomniałem gramatyk. No i tak nie rozczytasz pisma z królestw karpackich, co za różnica? - naburmuszył się
- Dobra niech będzie… -mruknął Gakusei dając Dullhanowi okulary.
- Ja będę wstanie zabezpieczyć bramę o ile ją znajdziemy. -zauważyła Lakuma. - Przynajmniej na jakiś czas.
- Też jestem w stanie przywołać przy nie jakiegoś wartownika, to nie problem. - odparł Dullahan. - Założyłbym, że drużyna która pierwsza odnajdzie bramę będzie miała ją na własność przez dłuższy okres. Ktoś na pewno spróbuje wykraść klucze wracającym do bramy.
- W takim razie chyba wszystko ustalone. -zarechotał żaboczłek. - Najpierw znajdziemy bramę, zapewnimy jej defensywe a potem będziemy szukać kluczy? -upewnił się.
- Wstępnie, można to tak skrótowo określić… -mruknął geniusz, który za wielką ropuchą chyba nie przpepadał.
- Błąd. - westchnął Dullahan. - Szukamy kluczy i kreślimy mapę, póki zegar tyka. Gdy brama się pojawi, zobaczymy czy możemy z mapy wydedukować jej pozycję. Jeżeli tak, zajmiemy się nią. Jeżeli w tym czasie zdobędziemy jakieś klucze, ekonomiczniejszym może okazać się próba zebrania kompletu. - zawtórował Dullahan. - No chyba, że to mi się pomieszało?
- Wszystko zależy od tego w jakiej sytuacji będziemy w 3 minucie. -stwierdził Fushigi. - Jeżeli do tego czasu nie będziemy mieli kluczy, lepiej będzie znaleźć bramę i obserwować by inni przez nią nie przeszli. Łatwiej nawet wtedy będzie zabrać klucze innym drużyną, które zmęczone po poszukiwaniach, będą chciały ukończyć test. -zauważył łysol.
 

Ostatnio edytowane przez Fiath : 16-04-2014 o 22:37.
Fiath jest offline  
Stary 16-04-2014, 23:37   #194
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Team C: pączkowe randevouz

Kill
Odziany w ciemny pancerz wojownik kroczył obok latarniczki. Zerkał na nią z góry, by w końcu zagadnąć. - Nie boisz się ze przez rozdzielenie jesteśmy łatwiejszym celem? My nie możemy sobie pozwolić na stratę punktów.
Gdy stanęli przy pierwszym skrzyżowaniu, w dalszej części korytarza coś zdawało się lekko drgnąć.
Przewidzenia czy nie?
-Będąc na dole rankingu nie możemy sobie pozwolić na zwyczajne, najbardziej “optymalne” zagrania. Bo właśnie o nich pomyślą wszyscy. - Blonndwłosa nie potrzebowała zbyt wiele czasu, by z jej ust wypłynęła ta właśnie odpowiedź. Jeśli tylko labirynt jest wystarczając duży, dzieląc się na dwa zespoły nie ryzykują aż tak wiele. W dodatku dzieki temu mogą połączyć siły z każdym z pozostałych zespołów niezależnie.
Przywołała trzecią latarnię, wysyłając ją w kierunku potencjalnego źródła zagrożenia. Nie musięli ryzykować spotkania z nieznanym już na samym początku testu..
Sześcian poszybował we wskazaną stronę, oświetlając stwora który nieudolnie chciał uciec za winkiel, prowadzący na północ. Bez wątpienia był to jeden z dzikich strażników tego miejsca.
- Pierwszy z pomniejszych pomiotów. -prychnął Denetsu, ręka sięgając za plecy, z których zdjął tarczę.
Nad głową Denetsu pojawił się mały, niezbyt znaczący zarówno względem wpływu walki, jak i zasobów energii magicznej jego twórcy, pączek. Dziewczyna wykorzystała smakołyk, który ludzie próbowali odtworzyć na długo po apokalipsie. Może wydaje się to zabawne, a jedzenie nigdy nie było uznawane za specjalnie ważne w życiu wszystkich. Zwłaszcza gdy zarówno ono, jak i komfortowe miejsca, w których były podawane, zniknęły.
Nie trudno jest wyobrazić sobie świat bez restauracji podających szybkie, przeważnie śmieciowe jedzenie. Nieco ciężej jest odnaleźć się w świecie, w którym największe korporacje zniknęły, a każdy żyjący stał się prawdziwie wolny - zarówno od wszelakich zależności finansowych, jak i zwyczajnie - obowiązków.
Zarówno “Mr.Donut” jak i “Ms.Donut” były czymś, co można było odnaleźć w każdym większym mieście. Na Aceroli nie było problemów z różnicami między poszczególnymi krajami, cały świat był jedną wielką wspólnotą, ale nawet w razie pojawienia się ewentualnych granic, fenomem smaku i dostępności smakołyków nie zostałby przez nie zatrzymany.
Ms. Donut’s Revelado było jednym z podstawowych ciast, które praktycznie nie posiadało smaku, gdy pozostawimy je bez towarzystwa innych składników. Dopiero, gdy wykorzysta się je do wyciągnięcia najlepszych elementów z nadzienia, można zrozumieć, dlaczego spora część pozostałych przy życiu młodych próbowała odnowić chociaż ten element normalności. Zyskać coś, co wskaże innym, że to współpraca jest słuszną drogą.
Twór już w momencie kreacji zdawał się być wadliwy, bowiem jego konstrukcja rozpadła się w ciągu ułamka sekundy, a magiczna energia miała spłynąć po ciele Denetsu.
Mężczyzna zerknął na swoje ciało po którym spłynęła magiczna energia, otaczająca jego miecz i ramiona. Wojownik machnął kilka razy swym orężem, zerkając spod przyłbicy na blondynkę.
- Jesteś zaklinaczem? -zdziwił się, pędem ruszając w stronę gdzie ork krzyczał coś w swoim języku. Widać, rycerz chciał jak najlepiej wykorzystać powierzoną mu magiczną energię.
Uzbrojny w topór barbarzyńca cofnął się o kilka kroków, trzymając w swych włochatych łapskach rękojeść olbrzymiego topora.
- Jeśli w twoich stronach nazywacie podobne mi osobie w ten właśnie sposób - odpowiedź Kil wypłynęła z jej ust szybko i dźwięcznie. W pewien sposób poczuła się zazdrosna o wypełniony magią świat Denetsu, o miejsce, w którym głównym elementem życia nie jest zapewnienie sobie możliwości ujrzenia kolejnego wschodu słońca, a rozwijanie swych umiejętności było w stu procentach skupione na tym właśnie elemencie.
Sama skupiła się na czytaniu ruchów skazanego na wymarcie barbarzyńcy. Uwierzyła w możliwości blondwłosego szermierza i zamierzała się skupić na tym, co znajduje się w jej wewnątrz zakresu jej umiejętności.
- Powodzenia. - dodała z uśmiechem na ustach.
Wojownik o blond włosach ukrytych pod hełmem, zgrabnym cięciem przesunął po piersi orka. Krew trysnęła z rany wytworzonej przez wzmocnione energią ostrze. Ork warknął gniewnie biorąc szeroki zamach swoim toporem. Ostrze broni brudnego stwora, zostało jednak odbite przez tarcze wojownika.
Ruchy bestii były wolne, zaś Kill była niemal pewna że mogłaby machnąć jego bronią mocniej. Wróg nie powinien być wyzwaniem dla jej sprzymierzeńca.
Jednak okazało się, że bestia wcale nie była sama! Zza winkla, za który próbowała wcześniej wskoczyć, wypadł nagle drugi z potwornych wojowników. Jego topór opadł na ziemię, gdzie przed chwilą był jeszcze Denetsu. Wojownik mimo ciężkiego pancerza, poruszał się naprawdę lekko i z gracją. Obrócił się, plecami stając do ściany, delikatnie uniósł tarczę czekając na akcję przeważających teraz w liczbie wrogów.
Latarniczka wysłała jeden ze świetlistych sześcianów nieco dalej, najwyraźniej chcąc zobaczyć, co dokładnie znajduje się za rogiem. Barbarzyńcy poznali już wcześniej wnętrze całego labiryntu, co z cała pewnością wpływało w ten czy inny sposób na miejsca, w których się znajdowali. Nie podejrzewała ich o wyjątkową inteligencję, ciężko było jednak z góry zakładać, że wrogowie nie posiadają nawet grama takowej.
Dziewczyna oświetliła duże kwadratowe pomieszczenie, przypominające dawną jadalnie. Na Ziemie leżały połamane meble, oraz sporo gruzu. Co większe drewniane elementy, zebrano na kształt prostej barykady. Właśnie w jej kierunku kierowało się teraz dwóch orków, uzbrojonych w potężne refleksyjne łuki. Z tej pozycji będą miały niemal czystą pozycję do strzału na rycerza.
W ciemności za plecami łuczników majaczył kolejny korytarz, jednak patrząc przez latarnie trudno było określić dokąd prowadzi.
Kil lubiła łączyć poznane zdolności. Przypominało jej to o współpracy, którą tak cenili niemalże wszyscy pozostali przy życiu mieszkańcy jej ojczystego świata. Zebrała nieco energii, a między łucznikami pojawiły się dwa pączki “Mr. Donut’s Classico” - Power. Ich struktura rozpadła się błyskawicznie, a wybuch miał pokryć całe pomieszczenie.
Gdy dziewczyna skupiała energię w latarni, miecznik mierzył się z dwoma wrogami. Jeden z jego oponentów, wyprowadził kolejny cios toporem, jednak rycerz bez problemu zbił atak tarczą. Wykorzystał też tę okazję do kontrataku. Kolejna głęboka rana rozorała ciało wroga, sprawiając, że ten ryknął jak zarzynany prosiak. Brzuch przeciwnika niemal otworzył się, od siły wzmocnionego magia smakowitych pączków ostrza.
Jednak nie było czasu na rozluźnianie się, drugi topornik wykorzystał bowiem sytuację, a jego broń uderzyła w nogi blondyna. Topór jednak niesforsował ciemnego pancerza, odłamał jedynie kawałek ciemnego materiału, który odpadł na ziemię.
Wtedy jednak oczom skupionej Kil ukazało się dziwne zjawisko. Chwilę po tym, jak ork odłamał kawałek zbroi, ta zniknęła z ziemi a miejsce zniszczone przez atak zostało odbudowane. Widać pancerz wojownika nie był zwykła zabawką.
Miecz Denetsu rozciął gardziel rannego orka, który charcząc gruchnął o ziemię. Blondyn natomiast obrotem, który sprawił że jego peleryna zafalowała, stanął przed drugim z wrogów.
Łucznicy powoli naciągali potężne cięciwy, jednak wtedy z cichym pyknięciem koło ich głów pojawiły się dwa puszyste pączki. Jednak tym razem to nie one miały zostać pożarte. Wybuch czytej energii otoczył łuczników, niczym paszcza wygłodniałego potwora. Huk zalał pomieszczenie i pobliskie korytarze - jeżeli ktoś był w pobliżu na pewno to usłyszał. Pył i szczątki barykady zostały rozrzucone na wszelakie strony, zaś ciała przeciwników zostały dosłownie rozerwane. Szczątki ich broni, oraz kawałki ciała, niczym deszcz poczęły opadać na podłogę dawnej jadalni.
Ostatni z żywych barbarzyńców widząc ten spektakl mocy, opuścił broń, i opadł na kolana unosząc w górę brudne łapska.
- Czy widziałeś cokolwiek, co przypominało klucz? - dziewczyna spytała wykorzystując nieograniczoną potęgę daru zwanego ATS-em. Była zła na siebie, wybuch był znacznie głośniejszy, niż się tego spodziewała. Jej wyobraźnia widziała jak przydzielone jej punkty właśnie spadają z zawrotną prędkością. Musiała przekuć swoją pomyłkę w coś dobrego, nawet jeśli będzie miała zawdzięcać to tylko i wyłącznie potędze przypadku.
Denetsu strzepnął krew z ostrza, po czym schował je do pochwy. Ork patrzył chwile tempo na blondynkę, po czym upadł przed nia nisko, bełkocząc w swym prostym języku. - Skrzynia być niedaleko, tam my chować klucze. Niech nie zabija, ja chcieć żyć.
- Prowadź. - odpowiedziała krótko. Nie wiedziała, czy przerażenie barbażyńcy było autentyczne, czy może należało do wspaniałej gry aktorskiej przedstawiciela skazanego na śmierć plemienia, jednak z całą pewnością bardziej prawdopodobnym było to pierwsze.
Kil podniosła topór orka, nie spuszczając tymczasowego przewodnika z oczu.
Stwór podniósł się w górę, zakładając ręce na kark- widać wiedział jak ma zachowywać się więzień.
- Ten pomiot chyba nie wie, że mim owszystko zostanie zgładzony. -mruknął cicho Denetsu w stronę Kill, gdy ork prowadził ich przez popękaną od wybuchu posadzkę.
- Moi bracia bronić skrzynia, oni i mędrzec, oni na pewno chcieć walczyć. -dodał ork do swych poprzednich słów.
Dziewczyna wzruszyła ramionami. Nie tyle nie wiedziała, jak odpowiedzieć na pytanie uzbrojonego w jakże interesujący pancerz chłopaka, co raczej zwyczajnie nie zamierzała ryzykować sytuacji, w której ich przewodnik zrozumiałby jedno ze słów i odważył się na akt heroizmu, za sprawą którego odda swe życie dla dobra kamratów.
- Ilu was tam będzie? - spytała krótko.
- Opowiedz o waszym mędrcu. - Kil już po chwili zadawała kolejne pytanie. Jej głos był silny, stanowczy, z całą pewnością nie pasujący do wizerunku młodej dziewczyny. Nie podobała jej się ta rola, jednak zamierzała ją odegrać.
-Dwóch mych braci i mędrzec. -wyjaśnił prymityw. - Mędrzec ma wielka wiedza, władać czary. Ale nie tak potężne, jak wybuchy. -dodał na wspomnienie eksplozji wywołanych przez Kil. Drużyna została przeprowadzona przez kwadratową salę, po drodze ork ostrzegł ich o pułapce. W przejściu prowadzącym z sali, przewieszona była metalowa linka, która potrzymywała pod sufitem spory topór. Prymitywna acz groźna pułapka.
Kill i Denetsu zostali wprowadzeni do okrągłego pomieszczenia, którego ściany nosiły znaki dawnych czasów. Pęknięcia, oraz dodatkowa warstwa pyłu która przywiał tu wybuch. Gdzieś tam pod brudem kryły się jakieś obrazy, jednak nie dało się ich odczytać przy takim zabrudzeniu. Dwie drogi prowadziły z pomieszczenia, jedna dalej na zachód, druga zaś w stronę zmieszania tego kierunku z północą.
Jednak w pomieszczeniu był coś jeszcze, obiekt znany Kil. Nad drogą prowadzącą w stronę górnej części labiryntu wisiała...świecąca kulka. Taka sama jak te których w pierwszym teście używał Baak.
- Stój - usta dziewczyny wydały krótkie polecenie, a sama znalazła się w… wielkim donucie.


Wyjątkowy kształt bazy danych był czymś, co wyrożniało dziewczynę na tle innych.
Aktywowała jedną z bardziej praktycznych zdolności swych latarni, a otoczenie każdej z nich zostało skąpane w przepięknej, wyjątkowo ciekawej świata energii. Póki co wspaniałe zdolności zawarte w podręcznikach przedstawicieli jej klasy nie odzwierciedlały wszystkiego, co zostało o nich napisane.
- Czy są tutaj jakieś ukryte przejścia? - spytała orka.
Dłoń dziewczyny pomachała w kierunku kuli energii stworzonej przez największego z głupców, czy tez najmniejszego z tych inteligentych. Do swoistego skrzata, którego własne mniemanie o sobie prześcigało nawet pragnienie współpracy goszczące w sercu Kil, czy paranoję Ryo.
Latarnia przeskanowała pomieszczenie, jednak nic znaczącego nie wykryła. Jedynie to, że ktoś stał tu dłuższy moment, po czym szybko ruszył ścieżką na której stała lampka. Jednak sądząc po zapachu i śladach w pyle, był to ork przerażony wybuchem który stworzyła.
Jednak gdy Kill wpatrzyła się w liczby które pojawiły się w jej bazie danych, znalazła coś jeszcze. Drobinki Shinso, które ciągnęły się od świetlika w stronę południowego traktu - to stamtąd musiał nadlecieć, stróż skrzata.
Ork zaś pokiwał niezdecydowanie całą swoja sylwetką. - Ja nie wiedzieć, ja nie znaleźć. - wytłumaczył
Kil uśmiechnęła się wyrozumiale. Wiedziała, że jej przewodnik nie kłamie. Jedynym problemem była drużyna Edwina, która znajdowała się w niedalekim otoczeniu blondwłosej dwójki. Możliwość współpracy z jednym z zespołów była czymś, czemu nie zamierzała odmówić. Zwłaszcza, gdy w ten czy inny sposób mogła dopiec Dullahanowi za jej poprzednie znieważenie.
Jej emocje były na tyle dobrze usytuowane, że sama nie przepadała również za Ryo, a co za tym idzie - nie miała szczególnych oporów, by współpracować z każdą ze znalezionych drużyn.
- W którą stronę? - spytała orka. Jeden z magicznych sześcianów przysunął się nieco bliżej, zaś na jego ścianie pojawił się wizerunek jaszczuropodobnej istoty.

- Wiesz coś o tej istocie? - zadała kolejne pytanie.
Nie czekając na odpowiedź spojrzała w kierunku osobnika będącego jej prywatnym rycerzem, tymczasowym księciem w niesamowitej zbroi. - Jesteś blisko z kimś z drużyny Baaka? - spytała.
- Ja znać ten stwór tylko z legend. Mędrcy mówić, że on straszny. -wyjaśnił ork, lekko odsuwając się od sześcianu. Po czym wskazał palcem w stronę północnego korytarza- Tam.
Denetsu zamyślił się chwile, by w końcu odpowiedzieć. - Nie mogę powiedzieć, że jestem tam z kimś blisko. Aczkolwiek mam dług wdzięczności wobec Glaciala, pomógł wydostać mi się z potańcówki. -wyjaśnił ,stosując przy tym dość nietutejsze słownictwo.
Latarniczka pstryknęła palcami, a tworzona przez wyjąkowo przyjemny dla kubków smakowych, oraz podobnie wrogi wobec stanu uzębienia, donut baza operacyjna zniknęła. Nogi dziewczyny delikatnie, niemalże bezdźwięcznie upadły na ziemię, ukazując że jej zepchnięte ostatnio na dalsze plany, ciało ciągle było w dobrej, z całą pewnością wystarczającej dla “zaklinacza” formie.
- Prowadź dalej. - usta malutkiej, niepozornej dziewczyny zostały zmuszone do wypowiadania słów w ostrym, dominującym nad słabszymi istotami tonem. Nie zastanawiała się zbyt głęboko nad tą zmianą, była wymagana.
- Myślisz, że twoi bracia są na tyle mądrzy, by postąpić tak jak ty? - spytała swego przewodnika. Jeśli zdoła wykorzystać wszystkich, lub chociaż część populacji orków do celów jej drużyny - zyskają zapewne nie docenioną przez pozostałe drużyny przewagę.
- Czy sądzisz że mędrzec będzie w stanie pójść na ugodę? - zapytała.
Jej wzrok na kilka chwil zwrócił się w kierunku uzbrojonego w magiczny pancerz szermierza. - Co jest powodem twojej zwady z Dullahanem? - kolejne pytanie wypłynęło z jej ust.
- My musieć zabijać by przeżyć, tak mówić silni. -odparł ork, prowadząc dwójkę na północ. Denetsu natomiast milczał krótką chwilę, po czym odparł.
- To raczej sprawa prywatna, Panienko.
- Widziałeś gdzieś wielkie drzwi, wrota, które mogły zdawać się prowadzić do nikąd? - zapytała jeszcze. Liczyła, że już za chwilę znajdą się przy mędrcu. Ciekawość czy znajdujące się tam klucze są jeszcze w przeznaczonym dla nim przez barbarzyńców miejscu zaczynała rosnąć w coraz większym tempie.
- Ty mówić o wielki metal? -dopytał się ork, kiedy dotarli do skrzyżowanie dróg, na którym poprawdził ich na północny wschód.
Dziewczyna przywołała na jedną ze ścian latarni pokazany jej wcześniej wizerunek drzwi.
- Tego ja nie widzieć, ja wiedzieć tylko gdzie być wielki metal.- odparł niewolnik.
- Mhm. - odparła krótko. - Wiesz jak tam dojść z miejsca z mędrcem? - zapytała jeszcze spoglądając na swego przewodnika.
- Przez wielkie trawy, lub południowymn szlakiem. -wyjaśnił wojownik, natomiast w długim korytarzu ktyórym szli, dostrzegli kolejne ze światełek Baaka.
- Jak ma na imię twój mędrzec i pozostała trójka? - dziewczyna zapadała pozornie zbędne pytanie. Nawet celowo wypowiedziała całość dodając jeden błąd - chciała sprawdzić, czy ork zmyśli pozostałe imiona, oraz, co najważniesjze - jak szybko je poda.
Ork uniósł tylko rękę w górę nakazując ciszę. I faktycznie, gdy na chwile wszyscy przystanęli zza winkla dało słyszeć się ciche modły w prymitywnym języku. Cel ich podróży był tuż obok. Jednak dalej pozostawali w obszarze świetlika Baaka.
- Jeśli będzie to potrzebne, zwyczajnie ich zabijemy. - tekst na ścianie jednej z latarni bezsłownie zadał pytanie Denetsu. Nie była zbyt szczęśliwa z wykonywania czynności, do których zmuszała ją wieża, jednak nie miała zbyt wielkiego wyboru. Może właśnie dlatego potrafiła przeć do przodu, nawet jeśli będzie to oznaczać coś niezbyt dla niej przyjemnego. Wschodzące słońce, którego wspaniałe promienie doświadczała każdego poranka, było idealną motywacją. Czymś, co sprawiało że system wartości mógł zmienić się, by zapewnić przetrwanie. Przynajmniej do pewnego stopnia.
- Podniesiesz na nas rękę? - przewodnik blondwłosej dwójki z całą pewnością usłyszał to wypowiedziane szeptem pytanie.. - Czy może spróbujesz przemówić do swoich pobratymców? - kolejne pytanie wypłynęło z jej ust. Tym razem jednak jej wzrok wpatrywał się, a przynajmniej próbował, w oczy orka. Przez kilka chwil nie wpatrywała się w niego jak w jeńca, nie patrzyła na niego z góry. Odnosiła się do niego, jak do istoty jej równej.
- Mędrzec się nie poddać, on bronić pamięć przodków. -odparł siepacz, łatwo było zobaczyć że przepełniają go mieszane uczucia. Z jednej strony strach o życie, z drugiej wiara we wszystko dla czego dotychczas żył.
- Denetsu, zdław ich. Jeśli sytuacja będzie tego wymagać, lub zwyczajnie się znudzę, wkroczę. - stwierdziła krótko. Spróbowała ocenić swe siły, zacisnęła dłoń na toporze nieco bardziej. Wypuściła za winkiel latarnię, chcąc zyskać dokładny pogląd sytuacji, oraz zapewnić Denetsu znacznie przyjemniejsze, bezpieczniejsze warunki do prowadzenia walki.
- Czy boicie się śmierci? - dźwięk wypłynął ze złotego sześcianu, dominując całe otoczenie.
- Czy pragniecie żyć? - kolejne pytanie wypłynęło z nieistniejących ust stworzonego z shinshoo przekaźnika, katalizatora wszystkich zdolności latarników. - Czy ukorzycie się przez niepokonanym? - dodała, dając sygnał Denetsu, by wszedł w tym właśnie momencie.
Peleryna wojownika załpotoała cicho gdy ten wkroczył za słowami latarni. Uniesiona tarcza, obnażony miecz i lekko ugięte kolana by w razie czego przyjąć na siebie siłę szarży - woj wiedział co robi.
- Przodkowie nas prowadzić! Jedynie oni być nieukiełznani! Chwała przodkom! -odparł stary ork, unosząc laską. Uderzył nią o ziemię, zaś broń jednego z jego pobratymców zaświeciła jasnym blaskiem.
Topornicy wsparci moralnie obecnością swego duchowego opiekuna ruszyli wściekła szarża na Denetsu.
Broń która lśniła os Shinso uderzyła w tarczę blondyna, zostawiła na niej lekkie pęknięcie, które zaczęło jednak powoli zarastać. Jednakże wojownik nie był wstanie blokować dwóch wrogów naraz. Topór drugiego wyłupał spory kawał napierśnika, zapewne gdyby nie zbroja broń połamałaby kilka żeber szermierza.
Co ciekawego Kill zobaczyła, iż zbroja nie zrastała się -czyżby tylko jeden element pancerza nara zmógł się rengenerować? Denetsu nie marnował chwili, wykonał sztych, rozcinając mocno bok jednego z orkowych barbarzyńców.
Następnie zgrabnie poodbijał nadchodzące ostrza toporów swoim mieczem i tarczą, wykonał obrót na pięcie, a jego miecz wbił się w rannego orka kończąc jego żywot.
Z kosturu szamana wystrzeliła magiczna flara, jednak Denetsu rozciął ją swoim ostrzem, neutralizując tym samym atak.
- Czemu wy z nami walczyć? -zapytał Kill ich przerażony przewodnik. - Takie zadnie dać wam silni?
- Ja i zapewne większość mi podobnych pragną tylko i wyłącznie kluczy. - dziewczyna wytłumaczyła krótko przekazane im zadanie. Nie musiała wspominać o tym, że całe jego plemię jest przeznaczone na wymarcie, a jedyną szansą dla nielicznych przedstawicieli jest zamordowanie któregoś z regularnych.
- To, czy zrobiliście coś złego, nie jestem elementem mojej wiedzy, ale ty z całą pewnością jesteś tego świadom. - wspomniała po dłuższej chwili. Wpatrywała się w orków-barbażyńców, szukając sposobu na pozostawienie ich przy życiu.
- Oddajcie nam skrzynię, a pozostawimy was nietchniętych. Nie ma powodu, byście dzielili los swego pobratymca - dodała po chwili, wydobywając na powierzchnię głęboko ukryte podczas tego typu zadań pokłady współczucia.
Nieco przecząc swoim słowom, stworzyła pączek “Ms. Donut’s - Revelado: Czekolada”, tak by jego moc pokryła Denetsu wspaniałą pomocniczą substancją.
Kiedy pączek rozsypał płatki czekoladowego Shinso po ciele blondyna, ten dwoma szybkimi ruchami pozbawił drugiego orka głowy. Przewodnik zadrżał widząc ten pokaz siły, zaś korytarz wypełnił nagle magicznie wzmocniony głos mentora łowców.
Głos V dało słyszeć się w każdym korytarzu. - Zostaje wprowadzona zasada, drużyna która pokona jaszczura może wybrać czy chce otrzymać dodatkowe punkty, czy też uwolnić lud strzegący kluczy.
- Jeśli teraz zechcesz z nami współpracować, możliwe, że uda ci się wydostać z labiryntu. - słowa blondynki bez wątpienia skierowane były do ostatniego pozostałego przy skrzyni strażnika, którego współplemienni nazywali mędrcem.
Kil przywołała jedną z latarni tak, by ta znajdowała się tuż przy niej. Wykonała kilka niezbyt skomplikowanych informacji, a między nią a sześcianem tuż obok Bezimiennego wytworzyła się specyficzna więź.
- Słyszałeś? Chcesz coś z tym zrobić? - spytała krótko.
- Nie tylko słyszałem, ale sam prosiłem o mniej więcej coś takiego… I tak… zamierzam to zrobić i ich uwolnić. Mam nadzieję, że panienka nie ma mi tego za złe.
- Właściwie, to sama korzystam z pomocy jednego z orków - jest dla nas przewodnikiem. Nie wiem tylko, czy ich szaman wyrazi chęć współpracy - odpowiedź dziewczyny została byłstawicznie przetransportowana przez czeluście labiryntu.
- Też mam… przyjemność rozmawiać z jednym z ich szamanów. Są bardzo uparci, ale wydaje mi się, że powoli udaje mi się go przekonywać do współpracy z nami.
- Wy zabić mych ludzi, a teraz chcieć nas ratować. My być dla was nic innego jak zabawki. Tak jak dla silnych. -rzekł szaman do Kill, gdy Denetsu strzepał z ostrza ślady krwi.
- Walka była waszym wyborem. - dziewczyna odparła krótko, ale i szczerze.
- Nasze życia nic dla was nie znaczyć! -ryknął ork, na lasce którego powoli formowała się magiczna flara. - Ja woleć zginąć, niż służyć wam dla zabawa!
- Denetsu! - dziewczyna wezwała podległego jej piechura, skupiając całą jego uwagę na obecnej sytuacji. Nie zamierzała marnować więcej energii na to spotkanie. Jej wzrok zaczynał krążyć wokół zaklęcia, które tkał jeszcze żywy mędrzec.
- Wybacz - dziewczyna wzruszyła ramionami, jakby próbując usprawiedliwić się przed swoim przewodnikiem.
Rycerz kiwnął głową, wskakując przed magiczną flarę skierowaną na dziewczynę. Jego zregenerwoana tarcza, przyjęła na siebie uderzenie magicznej energii. Szaman był za wolny, bu uciec od miecza, który rozciął powietrze jak i pierś starca. Gdy barbarzyńca opadał na ziemię, miecz wojownika opadł z góry przyszpilając go do kamiennej posadzki.
- Wybacz. -mruknął szermierz, wyrywając ostrze z truchła. Szybkim ruchem otworzył skrzynie, wydobywając z niej dwa klucze czerwony oraz niebieskie. Ich przewodnik jęknął przerażony widząc śmierć swego szamana. Emocje wzięły górę, dzikus osunął się na kolana łkając cicho.
- Gdzie teraz? -zapytał Denetsu, nie zważając na zahcowanie orka.
- Czy musisz być lojalny wobec swego, zmarłego już, mędrca? Czy może nauki innego, nie koniecznie równego temu będą w stanie prowadzić cię dalej? - zapytała rozpaczającego na kolanach przewodnikach. Jej wzrok nie kierował się na orka, nie chciała ostatecznie zauważyć pełnego wyrzutów wzroku. Nawet jeśli w tym właśnie momencie miała nad barbarzyńcą niemalże ostateczną przewagę, możliwość decydowania o żywocie drugiej istoty, to jeden szloch za dużo mógł być czymś, co przeleje wypełnione goryczą naczynie.
- Mamy dwa klucze, czerwony i niebieski. - dziewczyna poinformowała noszące niewiarygodny pancerz dziecię czasu. Rozdzielanie się w wypadku braku posiadania takich możliwości komunikacji było czymś… przynajmniej głupim. - Powinniśmy przejść do was? Zapewne przydamy się w starciu z jaszczurem - kolejne pytanie wypłynęło z jej ust.
- Nam niestety nie udało się zdobyć jeszcze żadnego klucza. - padła odpowiedź. - Jeśli waszą wolą jest mi pomóc, nie zamierzam się temu sprzeciwiać. Niech panienka poprosi waszego przewodnika, by prowadził do wielkiego metalu. My się tam właśnie udajemy.
- Mę….mędrcy być sobie równi. -jęknął w odpowiedzi ork, ocierając oczy. - Ja..ja pomóc inny mędrzec. -dodał prowadząc drużynę z powrotem do okrągłej sali. - Wejścia do wysokich traw pilnuje kolejny mędrzec. -dodął, po czym szedł już w milczeniu.
Kiedy latarniczka i jej rycerz, wkroczyli do okrągłej sali gdzie dalej paliło się światełko Baaka dostrzegli… Edwina! Staruszek, wchodził właśnie do pomieszczenia od południowej strony. Blondyn w magicznej zbroi od razu sięgnął po miecz, lecz póki co nie wydobył go z pochwy.
- To twój lokaj? -szepnął w stronę pączkożernej istotki.
 
Zajcu jest offline  
Stary 17-04-2014, 00:10   #195
 
Zajcu's Avatar
 
Reputacja: 1 Zajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znanyZajcu wkrótce będzie znany
Ponoć romanse zaczynają się w kłótniach


- Dullahan, natychmiast zatrzymaj bestię i zaprzestańcie walk! Wyprowadź orki i resztę towarzystwa stamtąd do wyjścia! Nie atakujcie nas! Coś się dzieje! - potężny głos Ryo rozebrzmiał z końca zachodniego korytarza do zgromadzenia złożonego z drużyny A, B i orków. - Eggo, przestań płakać i ogarnij się! Jesteś latarnikiem, do cholery! Masz być liderem, a liderzy nie płaczą w takich sytuacjach! - zakaszlała ponownie. - Są dzielni, i ty też masz taki być! - dodała, kaszląc od trującego oddechu nieumarłej gadziny.
Dullahan szybkim machnięciem ręki posłał swoją wyvernę spowrotem na jej grobowe jaskinie. - Odczaruj Lakumę! - polecił po czym odwrócił się w stronę korytarza. - MEDYK! - zawołał po swojego przywołańca, który ukrywał się w korytarzu. - Co się dzieje do cholery?
- Tego nie wiadomo. A Lakuma już jest wolna od pewnej chwili, jeśliś nie zauważył. Nie atakujcie nas! - Ryo powtórzyła prośbę.
Podeszła do towarzystwa, choć już wcześniej walczący ze sobą dostrzeli coś długiego i połyskującego.
Ryo dzierżyła w dłoniach ognistą kosę, której część rękojeści stanowił metalowy kij. Piromanka była blada, ale harda jak zawsze zresztą. Jednooka blondynka została już uwolniona.
- Z mojej strony lecą przeprosiny, Lakuma. Choć przyznam, że to był mój najlepszy blef - mruknęła z pewnym uznaniem do drużyny Dullahana. - Potraktuj to jako rewanż za pierwszy test.
- Nie macie za co się przepraszać, na tym polega rywalizacja. - skomentował Dullahan, wskazując swojemu medykowi Lakumę, która była najbardziej ranna w towarzystwie. Na szczęście dzięki magicznym zbrojom bezgłowego, nie aż tak bardzo. - Studenta z nami nie ma, pogoniłem go bo wchodził nam w rachubę. Wy jesteście w pełnym składzie? - zapytał nie mogąc doszukać się ani Baaka, ani Edwina.
- Jak widzisz nie, ale nie ma czasu na pogaduchy - rzuciła Ryo. - Jeśli Lakuma jest w stanie chodzić, nie marnujcie czasu, trzeba stąd wyjść jak najszybciej. Jeśli uważa, że potrzebuje leczenia, to spoko. Musimy być przygotowani. Dullahan, w twoje ręce powierzam orków. Przywołaj swoich maruderów, niech ich stąd wyniosą. Eggo, przestań płakać i chodź do mnie. Poczekajmy na resztę naszego towarzystwa.
Medyk przyjrzał się dziewczynie lekko mrużąc oczy. - Nie widzę tu ran. -stwierdził po chwili namysłu. Wszak bransolety chroniły ciała uczestników od ranienia siebie nawzajem. Królewski doktor spojrzał po wszystkich. - Jedyne czym mogę się zając to, to. -stwierdził, wskazując bark Ryo, który wcześniej raniony był orkową strzałą.
- Shhh co się dzieje… -mruknął Cień którego głowa wynurzyła się z mroku, chwile po tym jak Eggo znowu rozpalił swoje latarnie. Mały latarnik ocierając łzy podleciał do Ryo, lądując na jej ramieniu i chowając się we włosach, które rozwiały się w czasie biegu na magicznych dopalaczach.
- Gdybyś mógł, byłabym wdzięczna. Walka z raną to nie jest coś, co lubię najbardziej - Ryo zwróciła się do medyka.
- Trzeba...chyhba słuchać...nauczycieli. -stwierdził Glacial zerkając w strone otwierającej się metalowej bramy. Podniósł delikatnie ranny orków, widać gigant sam mógł ich przenieść. Medyk natomiast, stanął przy Ryo i począł zalewać jej ramie lecznicza energią.
- Nic z tych rzeczy. - ostrzegł Dullahan. - To pułapka. Możliwe, że jakiś zwiadowca był przy konsoli… - stwierdził przypominając sobie o ich brzuchomóstwie. - Odsuńcie się od drzwi, to za nimi jest ten chędorzony jaszczur! - przypomniał informacje od orków.
- Głupcze! -rozległo się z korytarza gdzie wcześniej była drużyna Ryo. - Nikt nie mógłby tak głośno krzyczeć, głupcze. -stwierdził Baak wchodząc na rozwidlenie. - Zresztą spójrz! -dodał, pokazując wnetrze swego kapelusza. Jego świetliki pokazywały, iż wszędzie w labiryncie pojawiły się swiecące strzałki, a przynajmniej w miejscach które oczy latarnika obserwowały.
- No. To stań pod drzwiami i poczekaj aż z nich wyskoczy. Jest awaria, ktoś na nas znowu poluje. Pewnie tak samo jak na dyskotece. Odsuńcie się, przygotujcie do walki i czekajcie aż drzwi się otworzą. - doradził, samemu biorąc kilka kroków w tył od wielkiego metalu. - Chociażby zapobiegawczo, bo może przypadkiem mam racje. Wiem, że za mądry nie jestem...ale jednak… - przełknął ślinę przyglądając się otoczeniu. Łatwo mogli schować się po obu stronach korytarza i z dwóch stron zaatakować jaszczura, jeżeli faktycznie tam był.
Metal powoli rozsuwał się z zgrzytem. Baak spojrzał na bezgłowego… po czym ruszył w jego stronę. Jego latarnia zaczęła niemrawo świecić, widać że dalej była uszkodzona. Ten blask jednak wystarczył by oświetlić pokryte łuskami cielsko, długi ogon oraz skrzydła. Jaszczur znajdował się za ogromnym metalowym wejściem...martwy. Rozpłaszczony na ziemi, z wieloma dziurami w cielsku. Krew była zaschnięta… stwór nie żył już jakiś czas.
- Głupcy… -mruknął kapelusznik, szturchając łeb martwego stwora. Za nim znajdowała się zas kamienna brama która świeciła delikatnie na żółto. Tego koloru nie obejmował żaden klucz, zapewne był to mechanizm awaryjny.
Nieco zdziwiony Dullahan skrzywił usta i kopnął truchło. - Ano, głupcem jestem….ale od kiedy jest awaria, jak on już wysechł? - zdziwił się Dullahan patrząc na portal. - To jak...czekamy na wszystkich? Czy chcecie tu wskakiwać?
Ryo rzuciła okiem na ciało jaszczura. Jej oko się zwęziło.
- Pytanie, przez kogo został zabity ten gad. Proponuję poczekać na większość i przygotować się do walki.
- Aidan? Albo ktoś nowy...raczej nauczyciele nie mieli broni palnej. - podrapał się w głowę Dullahan. - No to czekamy. - wzruszył ramionami.
- Hmmm… Nie wykluczam takiej opcji. Choć byłoby to dziwne… Dziękuję za pomoc - rzekła do medyka od Dullahana. Sama zaś stała na warcie. Wszystko wskazywało na to, że cały test mógł być podpuchą. Jej kosa lśniła od energii.
- Nie podoba mi się to… kto mógł zagrozić naszym mentorom? -mruknęła Lakuma. - To dość podejrzana i raczej mocno niebezpieczna sytuacja. Poczekajmy na wszystkich, nikt nie powinien zostać tu samemu.
- Nie wiem, albo podejrzewam kto, ale nie chce mi się mówić - odparła Ryo, jakby gdzieś w głębi jej słów kryła się utajona uraza do nauczycieli. - Zresztą mniejsza o to. Ważniejsze, byśmy my cało stąd wyszli, a potem przetrwali.
Lakuma odpowiedziała ruchem głowy po czym oparła się o ścianę. Nastały chwile ciszy i oczekiwania, minęło trochę czasu nim z korytarza wyleciała malutka wróżka. Zaraz po niej na miejscu pojawili się Edwin, Kill i Denetsu. Koło blondynki latała druga wróżka, uzbrojona w tarczę.
Na Bezimiennego, Vayesa i Draugdina nie było trzeba długo czekać, dotarli na miejsce wraz z siwym orkiem.
- Wszyscy razem, bęzie chyba nieźle nie? -zagadnął wesoło zwiadowca o białych włosach, odpalając kolejnego papierosa.
Draugdin przewrócił tylko oczami, widac powoli miał dość wielkiego dzieciaka jakim był Vayes.
- Howgh, wodzu. Ho, Vayes. Kopsnij mi szluga. - zwróciła się z prośbą do Vayesa. - Coś się podziało po drodze, towarzyszu Draugdin?
- A ty nie miałas rzucać palenia? -prychnął łysol, który wyszedł nagle ze otworu, który otworzył tajne przejście w ścianie. - Wolałem poczekać, aż wszyscy tu dotrą. -dodał, jak gdyby chciał usprawiedliwić, to że był ostatni.
- Kij cię to obchodzi, łysa pało. Ty się martw swoją abstynencją od alkoholu - odparła Ryo nonszalancko, odpalając siłą woli papierosa, który już wetknęła sobie do ust.
- Radziłbym byście zostawili tego typu spory na inną okazję - wtrącił się lokaj. - Nauczyciele kazali nam czym prędzej przekroczyć bramę wyjściową. Zgłaszam się na pierwszego ochotnika, jako że moje życie jest prawdopodobnie najmniej warte ze wszystkich tu zebranych.
- Co tutaj się stało? - zapytał Bezimienny wskazując na zwłoki smoka. - Ktoś z was go zabił?
- Poleciłbym do tego cienia. - przerwał Edwinowi Dullahan. - Przy szczęściu unika ataków fizycznych...albo wejdźmy wszyscy na raz - stwierdził Dullahan, drapiąc się po brodzie. - Choć fakt, twoje życie w porównaniu z moim… - nieumarły kopnął jaszczura po raz drugi. - To już było martwe. Ktoś wszedł przez bramę, zabił i wyszedł. Na długo nim otworzyli ją dla nas. - powiedział, co wiedział
- Technicznie rzecz biorąc i tak jesteś martwy? - Kil wtrąciła się, chcąc zaznaczyć swą obecność w rozmowie. Jej słowa nie były szczególnie ambitne, ot, zwyczajne pytanie retoryczne, które w pewien sposób naciskało na stworzony przez wygrane w poprzednim teście buty odcisk..
- Wszyscy są? - Ryo spytała towarzystwo, zaś z jej ust wyleciał wielki dymny smok. - Jeśli tak, medycy niech uzdrowią tych, co trzeba.
- Pójdę.. z tobą. -stwierdził Glacial zerkając na Edwina. - W razie niebezpieczeństwa, będę...mógł zatrzymać wroga aż do przybycia...reszty. -stwierdził swym tubalnym i zamyślonym głosem. Następnie zerknął na bramę. - Jestem...trochę duży...więc… - to mówiąc przymknął oczy, które niemal trzasnęły jak metalowe zasuwy. Z jego ciała, buchnęła spora ilość ciepła, woda poczęła spływać na ziemię gdy olbrzym kurczył się i chudł z sekundy na sekundę. Po chwili przybrał rozmiary wysokiego mężczyzny, o długich chudych ramionach i kwadratowej szczęce.



- Ja też idę. - odparł Bezimienny wysuwając się na przód grupy. - Pięć sekund opóźnienia z waszej strony powinno wystarczyć bym w razie czego przemienił się lub nie zginął jeśli będzie to ktoś potężny.
- Jeśli przemienisz się w czekającego na nas wroga, to od razu będzie znał twoje słabości - zauważył Edwin. - Możesz więc zginąć dużo łatwiej niż ktokolwiek inny.
- Równie dużo łatwiej mogę być tym, który zabije. Moim zdaniem warto zaryzykować.
- Eggo idzie z Bezimiennym! -stwierdziło jajeczko podlatując i siadając na głowie dziecięcia czasu. - Eggo pomoże! Eggo być dzielnym liderem! -stwierdził stworek.
- Rzeczywiście możemy natychmiast potrzebować wsparcia latarnika - pokiwał głową lokaj. - W takim razie nasza czwórka pierwsza przekroczy bramę.
- Myślę, że podzielenia się za piecioosobowe zespoły w czasie przechodzenia to niezły pomysł. -stwierdził Fushigi. - Wiemy że przeniesiono nas tu piątki, więc brama pewnie zdoła przenieść tyle osób naraz. A pojawienie się w miejscu zbiórki grupkami, zwiększy nasze szanse na ewentualne zapobiegnięcie zagrożeniu. -dodał geniusz. - Cień mógłby schować i w razie czego zaskoczyć wroga. To dobry materiał na osobę przechodząca jako pierwsza. -dodał łysol.
- Skoro tak uważasz, to jestem zmuszony się z tobą zgodzić - przytaknął Edwin, po czym dobył zza pasa swego czarnoprochowego pistoletu, wziął głęboki wdech i zrobił krok w kierunku bramy. - Życzcie nam szczęścia - rzucił jeszcze za siebie, zanim przestąpił próg labiryntu wraz z Glacialem i Bezimiennym na którego ramieniu siedział Eggo.
- Przejdę później - stwierdziła Ryo. - Bardziej atakuję na dystans. I mogę stać się bronią masowego rażenia. Jakby ktoś chciał, mogę komuś opchnąć łuk na jakiś czas, ja mam sporo broni. Medycy i strzelcy muszą być chronieni przed szybką anihilacją. I mogę zasadzić komuś kopa na szczęście, ale to zbyteczne w tym momencie. - dodała tumiwistycznie.
- Ja, pozostali łowcy i ktokolwiek z potencjałem bojowym powinniśmy przejść jako drudzy. Możemy opanować sytuacje, jeżeli pójdzie źle..a na pewno jakoś namieszać. Latarnie i magowie faktycznie lepiej się spiszą, jak pole walki będzie już pełne. - przytaknął Ryo.
- Powinniśmy się podzielić w taki sposób, by bojowi nie zostali wystawieni na łatwy odstrzał. Jakiś w miarę równomierny podział sił by się przydał, żeby też zbyt słabi nie zostali wystawieni na odstrzał. Magowie, strzelcy i medycy powinni pójść później jako wsparcie…
- I tak wchodzimy jedni po drugich. - zauważył Dullahan. - Jakoś damy radę.
- Wejdę później - zadeklarowała Ryo. - Co robimy z orkami? Mogłyby pomóc? - pomyślała na głos. - Dullahanie, porozmawiaj z wodzem. Student - zerknęła na Fushigi`ego. Nie lubiła go i nie kryła zazwyczaj niechęci względem niego, ale teraz zwróciła się do niego jako do speca od tych strasznych matematycznych rzeczy. - Ponoć dobry jesteś w organizacji. Masz jeszcze jakiś pomysł co do podziału drużyn? Masz okazję się wykazać.
- Denetsu, Karmin i Dullhan, jako druga drużyna. Są najlepiej wyposażeni, w wypdku wpadnięcia w ogień walki poradzą sobie i odepchnąc przeciwników w tył.
- Nie , nie i nie. Karmim idzie pod koniec. - przerwał nagle Dullahan. - Chcę wojowników, nie pałkarzy. - skomentował agresywnie.
- Słuchaj zamknij się w końcu Dullhan i daj używać mózgu tym, którym on jeszcze nie przegnił. Chcesz iść z Draugdinem, którego główną zaleta jest zwinność w czasie walki? W czym Ci on pomoże, w razie zagrożenia, gdy będziecie zbici w ciasną grupkę. Co najwyżej w szybkim postradaniu głowy po raz drugi. Więc bierz swój przegniły łeb pod pachę i słuchaj tego co mówię. -warknął okularnik.
- Dull, idź porozmawiaj z wodzem! A ty zajmij się, czym masz się zająć, a nie pouczaj! - zgromiła Ryo zarówno głosem jak i spojrzeniem, kolejno: króla umarłych i genialnego studenta. - Nie ma czasu na pierdolenie głupot! Czas nam ucieka!
Dullahan zdjął z dłoni rękawicę i rzucił pod nogi mądrali. - Po teście jesteś mój. - zagroził, po czym odwrócił się spokojnie do Ryo. - Nie ma tu wodza. Zamknęli go poza labiryntem. Tutaj rozsiane są tylko pojedyńcze odzdziały.
- To zorganizuj orki. Teraz ty jesteś ich wodzem podobno, prawda? - Ryo ucięła dyskusję z Dullahanem, a jej dominujący wzrok przejechał sylwetkę nieumarłego łowcy.
Fushigi spojrzał na rękawice. - Proszę bardzo. Jutro pokaże Ci czemu w tym świecie nie masz szans byc królem. A teraz wynoś się tam gdzie reszta. -stwierdził wskazując na bramę.
Chłopak zginorował puste groźby Fushigiego, po czym podszedł do orków tak jak zalecała Ryo. - Przejdźcie przez cały labirynt, zbierzcie swoich braci i prześlijcie ich przez ten portal. - wskazał kamień z żółtą poświatą. - Czas abyście wywalczyli swoją wolność. Pomagając nam.
- Dociera do ciebie, co do ciebie mówię? - zwróciła się zimnym, gniewnym głosem do Studenta. Energia wzburzyła się lekko wokół jej postaci, a ręka na moment błysnęła od ognia. Widać, była bliska przyłożenia Studentowi. - Na razie mamy poważniejsze rzeczy na głowie niż wasze małżeńskie kłótnie. Zresztą... rób co chcesz. Wcale jednak nie jesteś taki inteligentny, jak o sobie twierdzisz. Poradzimy sobie bez ciebie.
- Zauważyłaś, że to ty głównie wszczynasz wszystkie spory? Kto rozpoczął walkę z Dullhanem zanim wszczęto alarm, oraz kto ciągle szuka okazji do pokazania swych mikrych mocy? -prychnął student. - Zresztą wszyscy jesteście siebie warci. -dodał, nieoczekiwanie ruszając w stronę bramy.
Trzask rozległ się po korytarzu.
Fushigi po raz pierwszy dostał tak silny cios w twarz!
To Ryo lewym sierpowym powaliła zwiadowcę na podłogę, dając upust gniewu. Widać Student przekroczył granice cierpliwości kurduplatego napaleńca, który już nie raz prosił go o pomoc w organizacji zgromadzenia, a zamiast tego tracił czas na puszenie się, wywyższanie albo użeranie się z Dullahanem.
Spory siniak wykwitł na prawym policzku Fushigiego. W tym momencie w Ryo coś pękło.
- Tak dla twojej wiadomości, ty niewydarzony pseudogeniuszu, nie porównuj siebie tutaj do kogokolwiek. Każdy tutaj jest więcej wart niż legion takich jak ty. A teraz podkul ogon i zjeżdżaj. Dupa jesteś, a nie zwiadowca - wycedziła zimno Ryo, omiatając studenta spojrzeniem i nie poświęcając mu już więcej uwagi.
- Dość! - zawołała w końcu rozeźlona wróżka Edwina i podleciała ustawiając się dokładnie pomiędzy wiedźmą, studentem i królem umarłych. Wskazała na wszystkich po kolei swoim mieczykiem wielkości wykałaczki i hardym głosem krzyknęła:
- Następna osoba która się odezwie zostanie pocięta przeze mnie na kawałki! Przechodzicie wszyscy przez bramę w takiej kolejności w jakiej ustaliliście wcześniej i ani słowa sprzeciwu!
- Mari, proszę, nie bądź na nich zła… - zaczęła druga wróżka, okrążająca głowę Kil.
- Lilly! - zawołała niebieskowłosa wróżka, wskazując czubkiem swego ostrza tarczowniczkę. - Mówiłam że wszyscy mają stulić pyski! Ciebie to też dotyczy! Tak więc zdechlak i dwaj szermierze idą ze mną! Za nimi nadgorliwa wiedźma, jednooka czarodziejka i złotowłosa dziewczynka razem z Lilly! Potem mądrala, zielonek i albinos! A na końcu biały stworek w cylindrze i reszta!
Fushigi tylko prychnął w odpowiedzi i masując policzek puścił się sprintem w stronę bramy. Marigold ruszyła wściekle za nim, okrążając studenta i przystawiając miecz przed jego twarz. Ten jednak zniknął tuz przed wróżką i pojawił się za nią. Niczym cień czy inne widmo. Po chwili błysnęło, gdy okularnik zniknął w bramie.
- Niech to szlag - zaklęła wróżka, jednak zaraz odzyskała swój rezon i zatrzymała się tuż przed bramą z wystawionym przed siebie mieczykiem. - Dalej przechodzimy wedle kolejności! - zakomenderowała. - Zdechlak i dwaj szermierze idą ze mną! Nie będę się więcej powtarzać!
Ryo odparłaby coś wróżce, bo nie wyglądało na to, żeby dziewczyna się jej bała. Dla świętego spokoju jednak nic nie odpowiedziała. Nie chciała niepotrzebnie obrywać od władczego duszka, a może po prostu dziewczyna odpuściła sobie dalszą władczość, może kwestia głupców i tego typu rzeczy. Nie wiadomo do końca. Sęk, że skinęła głową ku wojowniczej wróżce z aprobatą. Ze spokojem zgasiła papierosa i spaliła go na popiół w swoich dłoniach.
Spłynęło na nią coś w rodzaju kosmicznej ulgi. Spoliczkowanie zarozumiałego Studenta zadziałało na jej psychikę lepiej niż najlepszy medykament z apteki. Wbrew pozorom nie była to kwestia okazania siły, a uwolnienia napięcia spowodowanego nerwami z bezowocną rozmową z Fushigim.
Poczuła się silna. Czuła, jakby po raz pierwszy pokonała Fushigi`ego, tak fizycznie jak i mentalnie - ponieważ ona pokonała coś, czemu Student nie podołał nawet mimo boskiego daru intelektu. Pokonała pewne bariery wrogości, potrafiąc pójść na kompromis z przeciwnikiem. Umiała podjąć współpracę, by ocalić swoich przyjaciół i resztę towarzystwa. Była w stanie odłożyć chęć likwidacji rywali na bok w obliczu zagrożenia i zjednoczyć się w walce.
Student tego nie potrafił. Okazał słabość. Ryo również, jednak w tym momencie to nie było ważne. Czuła, że to był przełom w jej wspinaczce. Skinęła głową w kierunku Lakumy posyłając jej po raz pierwszy od pobytu w wieży uśmiech; tak samo w przypadku Kil i Lily, po czym wzięła głęboki wdech i spoglądała przed siebie. Kij przeładowany energią Ryo ukrył magiczną, ognistą kosę w swoim wnętrzu.
- No to co, naprzód marsz - stwierdziła wiedźma, zerkając na portal.
Była gotowa. Kiedy nadszedł czas wymarszu, zamierzała ze spokojem przyjąć wyzwanie od enigmatycznych przeciwników.
- Pójdę w drugiej grupie. - wychowanka apokalipsy nie brała udziału w poprzedzającej jej słowa farsie. Ignorowała dziecinne zabawy wszystkich zgromadzonych. Są momenty, w których kłócenie się może być przyjemne, jednak z całą pewnością nie narażają one żywota uczestników. Tym razem każdy powinien patrzeć na siebie, wykorzystać umiejętności pozostałych, by zwiększyć swoje możliwości przetrwania.
- Wsparcie powinno zostać udzielone błyskawicznie. Wcześniejszy podział już nie istnieje, a nawet jeśli nie zgłębiłam historii części z was, w miarę swych możliwości pomogę każdemu.- nie była pewna czemu, jednak czuła, że wciąż skłócona ze sobą drużyna potrzebowała podobnych do tej wypowiedzi. Czegoś, co zapewni że w tym właśnie momencie nie liczą się poprzednie podziały. Że lepiej jest wpsierać każdego, z kim ma się jakiekolwiek pozytywne relacje.
Wrogość często jest uznawana za lepszą od ignorowania. Każda ofensywna akcja jest formą dialogu, zaproszenia do stworzonego z obron oraz kontrataków tańca. Niekończące się zmiany sytuacji, konflikty często trwające niemalże wiecznie. Rywalizacja równie często nazywana jest najwyższą formą koleżeństwa, a najbardziej zażarci konkurenci niemalże zawsze są również przyjaciółmi.
Kil nie miała nic przeciwko temu, by wykorzystać właśnie te więzi do uzasadnienia podejmowanych w niedalekiej przyszłości działań. Coś wewnątrz jej umysłu z radością przywitało powrót do znanych jej sytuacji. Do pełnych niepewności i strachu chwil.
Ruszyła w kierunku bramy, by przejść z wybraną przez siebie grupą.
 

Ostatnio edytowane przez Zajcu : 17-04-2014 o 00:14.
Zajcu jest offline  
Stary 17-04-2014, 00:16   #196
 
Ajas's Avatar
 
Reputacja: 1 Ajas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie cośAjas ma w sobie coś
OST


Dwóch brodatych mężczyzn stało naprzeciwko siebie, ich długie i mocno stereotypowe szaty powiewały na wietrze. Mała farma na drugim planie, była jedynie pejzażem, cała sztuka miała rozegrać się między nimi. Dwóch magów w ciszy tkało zaklęcia, w głowach śmigały im tajemnicze i starożytne formuły. Pierwszy zaatakował ten po lewej, kula ognia opuściła jego palce, lecąc w kierunku oponenta. Ten jednak był na to przygotowany, tarcza z many zablokowała atak, a druga ręka wystrzeliła błyskawicę.
Piorun nie dotarł jednak do celu, bowiem drugi starzec zniknął w chmurze fioletowego dymu.
Walka między starymi magami rozgorzała na dobre. Zaklęcia śmigały w powietrzu, ogień, elektryczność, powietrze i wszelakie żywioły były im posłuszne. Był to pojedynek godny utworów najlepszych bardów.
Jednak to nie na nim powinniśmy się skupić.
Jedno zaklęcie które nie dotarło do celu, pofrunęło daleko ponad łąką. Magiczna energia skakała między kwiatami, wiedziona zaś ręką losu omijała drzewa rosnące na skraju farmy. Moc uderzyła w malutkie okienko, wpadając do środka dość zaniedbanego pomieszczenia.
Kury podniosły wrzask, gdakanie przeszyło cały kurnik, a pióra rozleciały się na wszelakie strony.
Żaden z ptaków jednak nie ucierpiał. Zmęczone i osłabione droga zaklęcie, opadło jedynie na samotne jajko, które w czasie tego całego harmideru sturlało się na ziemię. Magia otoczyła skorupkę, zogniskowała się w ziemi i z cichym pyknięciem w końcu straciła cały ładunek.
Wszystko jednak zostawia po sobie jakiś ślad. W tym wypadku manifestacją egzystencji zaklęcia był dźwięk delikatnego pęknięcia.
Jajeczko otworzyło malutkie oczka, a z otworów po bokach skorupki wyskoczyły cienkie rączki.
- Eggo? –zapytało zdezorientowane i unikalne stworzonko, chwiejnie wstając na nogi.

~*~

Kamienna brama po kolei pochłaniała regularnych. Mimo sprzeczek i problemów z organizacją w końcu każdy przekroczył magiczny portal. Jednak coś było nie tak. W przeciwieństwie do przenoszenia na test, tutaj trwało to dłużej. Podróżnicy czuli, jak ich wnętrzności skręcając i rozluźniają się ze sobą. Ponadto co jakiś czas jakaś osoba znikała, a zastępowała ja inna. Powoli jednak zbliżał się moment lądowania… jednak nie taki jak można by się spodziewać.

Tymczasem w akademii



Oko wpadł w jeden korytarzy cały pokryty kropelkami potu. Jego latarnie były popękane i ledwo co krążyły dookoła jego sylwetki. Lewitował tka szybko jak tylko mógł, nisko przy ziemi by pokonać opory powietrza. Jedno z jego czółek obróciło się by sprawdzić czy wróg dalej był z tyłu.


Chuda postać dzierżąca w dłoniach dwie katany, pędziła niczym błyskawica. Omijała desperacko wystrzelone przez latarnika promienie, nie było to dla niej problemem. Popękana maska, zasłaniała jej twarz, odkrywając jedynie wielkie czerwone oko. Wpatrywało się ono w mentora latarników, kiedy z każdą sekunda wróg zmniejszał dystans.
Związane w mały kok włosy zadygotały, kiedy zamaskowany odbił się od ziemi. Jego czarne, skórzane buty, zostały podciągnięte pod samą pierś, zaś katana ustawiona czubkiem ku podłodze. Wróg znalazł się nad okiem, opadając wprost na latarnika, by przygwoździć go do ziemi.
Stary Beholder ostatkiem sił, wykrzesał ze swych latarni trochę mocy. Bariera połączyła wszystkie sześciany, tworząc trójkątną energetyczną zaporę.
Miecz wroga uderzył w nią, krzesząc wyładowania Shinso na wszystkie strony, oraz wywołując podmuchy powietrza. Defensywa mentora latarników nie wytrzymała, pękając pod naporem ataku wroga. Obserwator został rzucony o ścianę, podmuchem jakim wywołało to zderzenie mocy.

Główne z oczu nauczyciela uniosło się w górę, kiedy ten z jękiem bólu zsunął się po ścianie. – Pierwszy z głowy. –zakomunikował zamaskowany do małej fioletowej latarni która krążyła dookoła niego. Uniósł katanę nad głowę, a jego czerwone spojrzenie skrzyżowało się z wzrokiem beholdera. – Twoja zabawa w rankery kończy się tutaj. –obwieścił z mściwa satysfakcją gdy ostrze przecinając powietrze opadło z góry na obserwatora.

Ziemia popękała, zaś trzask starych gałęzi zabrzmiał niczym wybuch bomby. Katana została zatrzymana przez setki cienkich pędów które wystrzeliły z posadzki między Okiem a jego przeciwnikiem. Czerwonnoki odskoczył w tył, gdy wyrastające z posadzki wielkie drzewo, pochłonęło jego broń.
Spojrzenie Zuu było jeszcze zimniejsze niż zwykle. Oparty jedna ręką o pień olbrzymiego drzewa, stał na najgrubszej gałęzi rośliny która, stała się żywą tarcza dla Oka.
- Dziękuje że się nim zająłeś przyjacielu, powiadomiłem już kogo trzeba. –rzekł swym wypranym z emocji głosem, w stronę obserwatora. Ten tylko uśmiechnął się niemrawo, powoli tracąc tę resztkę sił która pozwalała mu nie zemdleć.

- Zuu postanowiłeś wyjść z nory? –zachichotał zamaskowany, podrzucając w dłoni druga katanę. – Szczerze to chciałem cie tu spotkać. –dodał, machnięciem wysyłając falę shinso w stronę zwiadowcy.
Energia rozbiła się jednak o gałęzie drzewa, które zasłoniło swego ogrodnika. Roślina zaskrzypiała głośno, niczym jęcząc z bólu.
- Przerwałeś test, oraz zaatakowałeś nauczyciela. W tym mojego przyjaciela. – odezwał się Zuu. – To kwalifikuje cie jako wroga a mi daje pełnoprawne prawo zlikwidowania cie. –dodał wyjmując zza pasa krótki nóż.
- Zapraszam. –zaśmiał się zamaskowany ruszając pędem w stronę olbrzymiej rośliny, z której zeskakiwał Zuu.

~*~

Aki odgarnęła włosy z czoła, krew spływała po jej wiszącej bezwładnie, lewej ręce. Rzuciła okiem w bok gdzie leżał zakrwawiony i nieprzytomny V. Zaklnęła pod nosem, spojrzeniem wracając do swego przeciwnika.


Humanoid o rybiej twarzy, obserwował ją. Zgarbiony i na mocno ugiętych nogach, kiwał się lekko na boki, jak gdyby nie mógł się zdecydować co teraz zrobić. Jego skrzela poruszały się rytmicznie, tak samo jak delikatne małe płetwy za uszami. Z koszuli którą miał na sobie, zostały już tylko strzępy, zaś ciało parowało w kilku miejscach od spotkania z lancami energii. Mim oto zdawał się być w lepszym stanie niż blondynka.
- Jeżeli zrobiliście coś moim studenta to was zabije. –warknęła złotowłosa w stronę rybo człeka, gdy ten ruszył w jej stronę. Jego bose, pokryte błoną stopy wydawały cichy chlupoczący dźwięk przy każdym kroku.
Kobieta zareagowała natychmiast, jej ręce wykonały skomplikowany gest, a z powietrza nad rybą zaczął spadać deszcz złotych igieł. Każda w momencie dotknięcia jego ciała, czy też ziemi wybuchała niczym mały granat. Salę przeszyła kaskada wybuchów, zaś dym pokrył niemal cały obszar.

To jednak nie zatrzymało wrogiego Rankera, wyłonił się on z kłębów kurzu i pyłu niemal nic nie robiąc sobie z ataku kobiety. Jego pięść gruchnęła w brzuch złotowłosej, podrywając ją do góry, tak że od razu spotkała się z kopniakiem rybo stwora.
Coś głośno trzasnęło, a krzyk bólu wyrwał się z ust nauczycielki, gdy koziołkowała po ziemi. Uszkodzona wcześniej ręka, złamała się już całkowicie i to w paskudny sposób. Kość przebiła skórę, sprawiając że krew płynęła nieprzerwanym strumieniem, a krzyk wypływał nieustanie z ust Aki.

Przeciwnik chciał to chyba zakończyć, bowiem ruszył znowu w jej kierunku, jednak zatrzymał się w połowie drogi, przysłaniając twarz ramieniem. Od shinsoitki biła silna energia, skondensowana i nieokiełznana.
- Jutro będę miała paskudnego kaca… – jęknęła, powoli podnosząc się z ziemi. Jej oczy błyszczały złotym kolorem, a ziemia dookoła pękała sama z siebie. Ze zdrowej ręki z cichym brzdękiem wypadła malutka buteleczka, która potoczyła się po podłodze.
- Kończmy to szybko, muszę odebrać swoich uczniów z miejsca zbiórki. –warknęła, gdy nad wrogiem znowu pojawiły się igły. Tym razem jednak, każda z nich była gruba niczym solidna gałąź…


Bezimienny & Edwin


Grupa w końcu dotarła do miejsca przeznaczenia… jednak nie cała. Edwin i Bezimienny niemal upadli na ziemię, pojawiając się kilka centymetrów nad nią. Udało im się jednak zachować równowagę, a stopy obu dotknęły trawy.
Znajdowali się na polance w lesie, otaczały ich drzewa i trudno im było określić gdzie dokładnie się znajdowali.
- Eggo niedobrze.. –jęknęło jajeczko, niemal zturlując się z gładkiej szklanej głowy. W ostatniej chwili Bezimienny zdołał podtrzymać je dłonią.
Po niedługiej chwili z cichym pyknięciem opadł obok nich Draugdin oraz Baak. Oczywiście, mędrzec nie miał zamiaru lądowac na zimnej trawie, więc wylądował na mistrzu katany, powalając go tym samym na ziemię.

- Cel zlokalizowany. Potwierdzenie zgodności danych, lustrzana zbroja uznana jako cel. Reszta organizmu żywych do zlikwidowania. –mechaniczny głos, napłynął z drzew niedaleko grupki. Wyłoniła się z nich chuda sylwetka.



Mężczyzna, czy kobieta- trudno było ocenić. Jedynie dłonie zdawały się być organiczne, reszta zbudowana była z białego metalu, oraz dziwnej masy. Twarz nieznajomego stanowił hełm bez przyłbicy, w którego oczodołach błyszczały czerwone punkty. Z ciała dziwnego robota, wystawały, przypominające puszki wypustki. Mogły to być równie dobrze generatory mocy, granaty albo po prostu element wystroju.
- Organizmy niepotrzebne dla operacji należy zlikwidować. –padła kolejna pozbawiona emocji wypowiedź, gdy jedna z rąk została wycelowana w głowę Baaka. Z czerwonego oczodołu strzeliło światło, które niczym celownik znalazło się między oczyma mędrca. Kawałek przedramienia przy nadgarstku odsunął się, odsłaniając wynurzającą się z niego lufę pistoletu.
Teraz było już pewne nawet dla idioty- to nie był sojusznik.

Ryoku Nightblade


Piromance Shinso aż trzeszczało w uszach, gdy w końcu skończyła się ta nieprzyjemna podróż. Wraz z Lakumą, upadły delikatnie na zimną betonową podłogę. Wiedźma zdążyła pomasować obolały tyłek, gdy dotarło do niej, że ktoś tu prowadzi rozmowę.
-…dla tego powtarzam, nie stać cie na to by mnie przekupić. –nieznajomy i szyderczy głos doszedł do uszu Ryo. Zaraz potem w nozdrza uderzył zapach papierosowego dymu.
Pierwsza osoba którą zauważyła był jednak …Fushigi. Geniusz zaciskał bezsilnie pięści, patrząc spod łba na swego rozmówcę.



Był nim młody mężczyzna, który mógł być uznany za całkiem przystojnego, wyznawcę buntowniczych stylów ubioru. Paznokcie pomalowane miał na czarno, o dziwo pasowały one do jego oczu. Te bowiem wbrew logice były całe ciemne niczym noc, jedynie źrenice niczym rubiny błyskały inteligentną czerwienią.
Nadgarstki obwieszone bransoletami, palce zaś okute w zbroje z pierścieni. Wyróżniał się z nich przede wszystkim czarny, z dużym krwawym kamieniem osadzonym na środku.
By dopełnić kompletu ozdóbek, w uszach kołysały się kolczyki, zaś szyje otaczał tatuaż przypominający szwy Dullhana.
Ubiór był już mniej zaskakującym, czerwono czarna koszula, elegancka i dopasowana w komplecie z kamizelką. Do tego eleganckie spodnie i buty. Idealny wręcz kandydat na partnera dla bogatej i zbuntowanej księżniczki.
- To chyba już wszyscy… – stwierdził z uśmiechem, przesuwając w ustach papierosa na lewą stronę. Wtedy jednak portal otworzył się znowu na chwilę, wypuszczając pędząca wróżkę uzbrojona w tarczę. Lily, rozejrzała się po okolicy szukając Kill która miała chronić.
- Teraz już na pewno. –dodał wesoło chłopak, odpychając się dłońmi od ściany.

Dopiero teraz Ryo zdała sobie sprawę gdzie się znajdują. To była ta sama sala w której trzymał ich Gaar. Teraz jednak wyczyszczona i opróżniona, zapewne przez Zuu lub innego odpowiedzialnego ze śledztwo osobnika.
- Jak już wytłumaczyłem waszemu koledze… –to mówiąc spojrzał z pogardą na okularnika, który cofał się do swojej grupy. –… zostaniecie tu zabici. Tak samo jak zresztą reszta waszej zgrai, którą zajmą się moi towarzysze. Trochę szkoda, że takie sexowne łasiczki się zmarnują. –dodał zerkając na Lakume i Ryo. – Na szczęście tego kwiatu i tak dalej i tak dalej. To co teraz zaczniecie bezskutecznie i bezcelowo walczyć o życia? –zaproponował, ruchami dłoni zachęcając zebranych do ataku.

Kil


Blondwłosa zjadaczka pączków z gracją wylądowała na ziemi. Jej stópki dotknęły wilgotnej trawy, która otaczała małe jeziorko. To tutaj swego czasu Ryoku, Bezimienny i ich przyjaciele spędzili cały dzień na rozmowach i relaksowaniu się.
Jednak to nie oni towarzyszyli latarniczce, jej kompanem okazał się lodowy gigant, w swej zmniejszonej postaci, uzbrojona w mieczyk wróżka, która hardo rozglądała się po okolicy oraz białowłosy strzelec. Zdawać by się mogło, że tylko a czwórka tu trafiła, jednak na scenie zwanej życiem miało pojawić się jeszcze dwóch aktorów.
Pierwszym był przyjaciel, mroczny i bezkształtny, lecz jednak przyjaźniący się przynajmniej z latarniczką. Cień, wyłonił się zza niej ze swymi kocimi uszkami na głowie.
- Shahah widać, trafiliśmy na miejsce dobre do pikniku. –mruknął rozglądając się dookoła. – A to chyba nasz gospodarz. –dodał, wskazując podnoszącego się z trawy jegomościa.

Był to wielki mężczyzna w białym garniturze. Jego ramiona były szerokie niczym u zawodowego kulturysty, zaś nogi tak potężne, że Kill miałaby problem by objąć je dwoma dłońmi. Każdy widoczny spod stroju obszar skóry mężczyzny, pokrywały blizny. Małe, średnie, przecinające się ze sobą i rozmieszczone całkowicie osobno. Na ciele tego mężczyzny wypisana była naprawdę brutalna historia.
Spod okularów spojrzał na przybyłych, a papierosowy dym opuścił jego nozdrza.



W jego wzroku było cos dziwnego, brakowało tam ciepła czy współczucia. Nie było w nich jednak też zła i rządzy mordu. Czaiło się w nich cos co Kil po części znała- rządza sukcesu.
- Tylko tyle? –mruknął grubym głosem rozglądając się po okolicy, gdy elegancki but zgasił odrzuconego peta. – Ty musisz być Glacial, ponoć jesteś silny. –dodał wskazując lodowego olbrzyma. – Chce się przekonać jak bardzo. Jak silni jesteście wszyscy. –dodał powoli ruszając w ich stronę. Vayes od razu wycelował w niego ze swych pistoletów lecz jegomość jakoś się tym nie przejął. – Walczycie o życia, więc pokażcie mi swoja prawdziwą siłę. –dodał, zaciskając mocno jedną pięść.

Dullhan

Bezgłowy, pojawił się wraz z Denetsu I Karminem w nieznanym mu budynku. Była to okrągła i zaniedbana sala, na środku której znajdował się lekko popękany piedestał. Na jego środku jarzyła się lekko latarnia czerwonego koloru. Ogromne skrzynie z licznymi przełącznikami i guzikami buczały cicho w katach. Popękane ekrany wyświetlały z trudem rządki cyfr i współrzędnych. Nekromanta ani jego towarzysze nie znali tego miejsca, ale była regularna która je odwiedziła.
To była wieża kontrola, do której Makai zabrał niegdyś Kill, tylko, że teraz działała.

- A więc przybyli ostatni. –suchy i obojętny głos, napłynął od strony krzesła. Na małych kółkach przesunęło się ono po ziemi, gdy właściciel fotela odepchnął się od jednego z monitorów. – Powysyłanie was gdzie trzeba trochę trwało, dobrze że ta maszyneria ruszyła na czas. –dodał, bardziej do siebie niż do trójki łowców.

- Jestem Dro, przeniosłem tu by was zabić… –mówiąc to obrócił się na fotelu w ich stronę i wskazał palcami na Karmina i Denetsu. – A jegozabrac ze sobą. –dodał mając na myśli jedyną niewskazana osobę. – Nie martwcie się, reszta regularnych też aktualnie umiera. –dodał, jak gdyby było to wymagane do utrzymania dobrego humoru.


Jeżeli chodziło o jego aparycję to w słowniku Dullhana pasowało do niej określenie –szlachecka. Wysoki cylinder, dopasowany niebieski surdut , oraz pewna arystokratyczność ruchów które zaprezentował wstając z krzesła. Twarz miał młodą i nienaturalnie gładką, zaś fioletowe oczy kryły w sobie pewną bystrość.
- A może oszczędzicie mi pracy i zabijecie się nawzajem? –zaproponował z wyczuwalną szczerością blondynowi i przerośniętej żabie. – Szczerze, chciałbym zdążyć wypić dziś popołudniową herbatę. –dodał uśmiechając się w lekko proszący sposób.
Widać jedną rzecz miał wspólną z Dullhanem – brakowało mu wyczucia sytuacji
 
__________________
It's so easy when you are evil.

Ostatnio edytowane przez Ajas : 17-04-2014 o 00:23.
Ajas jest offline  
Stary 17-04-2014, 00:55   #197
Ryo
 
Ryo's Avatar
 
Reputacja: 1 Ryo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputacjęRyo ma wspaniałą reputację
"Całe życie mija mi przed oczami, czyli retrospekcje sprzed testu"


Ryo & Aki

Piromanka jeszcze lizała rany, po pierwszym ataku Paranoi w rzeczywistym świecie, gdy drzwi do jej pokoju otworzyły się z hukiem. Zawiało alkoholem i Shinso w ilościach, tak obfitych że nawet mała władczyni ognia się wzdrygnęła.
- Czemu ty jesteś taka głupia!? -ryknęła blondwłosa nauczycielka, której obcasy gniewnie stukały o ziemię z każdym krokiem. Złapała za krzesło i przysunęła je na środek pokoju. - Siadaj! -krzyknęła w stronę dziewczyny, niczym rozgniewana matka. Widać mentorka nie miała zamiaru tolerować sprzeciwu.
Przyszła fala szoku spowodowana niespodziewanym wtargnięciem jej mentorki do jej pokoju.
Ryo bez słowa i komentarza, nawet bez westchnięcia, powlokła się na krzesło. Stwierdziła, że nie czuje trzewi - wszystkie już poleciały do nieba. Krew odpłynęła z twarzy, nadając piromance schorowany wygląd. Poczucie winy gwałtownie wzrosło, a rany po stracie Sharrath i Aidana, które zdołały się w ciągu miesiąca wygoić, otwarły się na nowo. Stan ten pogorszył niemożność opowiedzenia czegokolwiek na temat tajemniczego mister Menela jak i wspomnienia z pojmania w klubie.
Skuliła się, siedząc na krześle i starając się jak najspokojniej przetrwać oblężenie wkurzonej nauczycielki, jak i swoje obrażenia. Oszczędzi sobie niepotrzebnych nerwów. Chociaż sama nie miała pewności, czy uda się jej nie wybuchnąć czy tak beznamiętnie przeżyć tę sytuację.
- Czy ty naprawdę nie umiesz usiedzieć spokojnie?! -warknęła w stronę Ryo, chwytając ją za ramiona i lekko potrząsając.- Pozwoliliśmy Ci tu się bawić w jakieś swoje rytuały, bo mieliśmy zaufanie że wiesz co robisz. A ty co? Nie dość, że zostałaś zraniona przez niekontrolowane wybuchy Shinso to jeszcze zaatakowałaś Bezimiennego. - blondynka miotała się po pokoju jak wściekły komar. - Zdajesz sobie w ogóle sprawę, że gdyby nie Zuu już byś wyleciała, i to na stałe? Udało mu się namówić V by dać Ci jeszcze jedną szansę, ale ile się natrudził to inna sprawa. - dodała znowu stając przed Nightblade. - I co tak siedzisz! Zawsze taka wyszczekana, a teraz! Co masz do powiedzenia!
Ryo milczała. Zdała sobie sprawę, że przegięła strunę. Musiała uważać na to, co mówi.
Kiedy część zszokowania i emocje nieco opadły, racjonalizm dał się we znaki. Po pierwsze, dlaczego dopiero dwa dni po ataku na Bezimiennego mistrzyni Aki raczyła zareagować i to z takim gniewem? Dlaczego od razu po przemianie w Paranoję (czy też opętania) nie została spacyfikowana? Jeżeli mieli w akademii coś w rodzaju monitoringu, to którykolwiek z Rankerów musiał zauważyć dziwne zachowanie jednego ze wspinaczy. Po drugie: Yortsed chcący i świadomie zabił Arthasisa, za co przyznano mu coś w rodzaju darmowego pobytu na Bahamach. Ryo natomiast wbrew swojej woli i niecelowo zaatakowała zmiennokształtnego. Dlaczego więc jej groziła wylotka, a Yortsed nie wyciągał żadnych konsekwencji ze swych czynów? Dziewczyna uznała to za jawną niesprawiedliwość. Trzecie to, co ją najbardziej zaskoczyło i czego się nie spodziewała - Zuu naprawdę stanął w jej obronie?! Czy może była to zagrywka Aki polegająca na zaszantażowaniu władczyni ognia i wyciągnięciu z niej prawdy? A może Aki namówiła Zuu do interwencji? Trudno powiedzieć.
Piromanka mimo wszystko szczerze nie miała pojęcia, czego od niej oczekuje mentorka. W normalnych warunkach nie pozwoliłaby na takie traktowanie siebie przez kogokolwiek, ale typ rozmówcy, jaki jej przypadł jak i moc samej Wieży sprawiły, że musiała się inaczej zachować. Dochodził też fakt, że nie wiedziała, czy powiedzieć prawdę czy nie mówić nic. Już bez tej pogadanki gnębił ją podły nastrój.

Miała nie tak mało do powiedzenia. Ale tylko niektóre słowa mogły opuścić jej gardło. Dopadły ją wątpliwości co do postępowania mistrzyni. Mogło tu nie chodzić o samą Ryo, ale też o Zuu, do którego Aki miała pewną słabość. Przez poczucie winy i nerwy dziewczyna z trudem wydobyła z siebie głos, toteż przez chwilę panowała cisza pomieszana z nerwową, zagęstniałą przez shinsoo i alkohol atmosferą.
- Mocno ubolewam z powodu Bezimiennego, jak i tego że tak beznadziejnie zawiodłam wszystkich - nie spoglądała prosto w twarz ani oczy Aki, nie czując się do tego na siłach. Wspomnienia z historii Bezimiennego sprawiały, że Ryo widziała siebie jako zagrożenie dla innych i nie potrafiła po tym spojrzeć nikomu w oczy ani spokojnie do kogokolwiek podejść. - Chciałam naprostować pewne sprawy w swoim umyśle, ale ostatnio nic nie poszło dobrze. Straciłam kontrolę nad sytuacją i wszystko uderzyło we mnie. Nie chciałam, by tak źle się to skończyło. Nie mam jak bardziej się usprawiedliwiać z tego wszystkiego. Chciałabym przeprosić Koryu i resztę, jak i naprawić szkody, które narobiły skutki mojej ostatniej sesji - stwierdziła fakt ze zbolałym głosem.
Chciała powiedzieć “To nie ja, to Ona”, ale jej zdaniem brzmiałoby to infantylnie, na zasadzie “Samo się zrobiło, mistrzyni Aki”. Mimo upłynięcia dwóch dób, rana na policzku nie przestała krwawić, opatrunek przeciekał od krwi. Aż dziwne, że się jeszcze nie wykrwawiła. Ryo poczuła również bardziej dotkliwą zmianę we własnej duszy. Nie widziała tej w lustrach, ale dała się we znaki już po pierwszej podróży astralnej. Teraz dopadł ją syndrom Denetsu, a rozgniewana, rozszalała Paranoja czaiła się tam na dnie umysłu i ducha, oczekując chwili upadku Ryo, by zdobyć z powrotem władzę nad ciałem.
Piromanka szczerze zastanawiała się teraz nad opcją samotnej wspinaczki. Żal zrobiło się jej drużyny Ognia i Czasu. Bolało ją to, że Paranoja użyła jej ciała i groziła zabiciem Eggo, zaatakowała i igrała Bezimiennym, a ją samą o mało co nie posłała do grobu. Ale ani nie chciała umrzeć, ani zagrażać życiu swoich przyjaciół, i nie chciała rezygnować ze wspinaczki. Za słaba na to była.
Nie była również świadoma tego, że jej spojrzenie zostało napiętnowane obecnością Paranoi. Czasem można było dostrzec jej cień w jasnych oczach piromanki. Ryo podświadomie unikała wzroku innych stworzeń, również swojej mentorki. Przeczuwała jednak, że zostanie przymuszona do patrzenia jej w oczy i słuchania kolejnego potoku przykrych słów i przygan.
- I myślisz, że ubolewanie coś tu da? -prychnęła mentorka. - V i tak był mocno poddenerwowany po wydarzeniach w klubie, a teraz już w ogóle przelała się szala goryczy. Gdybyśmy wszyscy go nie powstrzymali byłabyś już martwa dziewczyno. Nawet teraz Oko robi mi przysługę, że wyłączył obserwacje twojego pokoju. - Aki łupnęła dłonią o blat stołu. - Tak trudno było przyjść do kogoś zaradniejszego gdy odkryłaś, że coś w tobie siedzi? Weszłybyśmy tam razem a ja wyciągnęłabym z Ciebie to paskudztwo. Bo teraz to jest NIEMOŻLIWE. -zaakcentowała ostatnie słowa. - Jeżeli coś zaczęło przełazić z twojej głowy do wieży, to jesteś w sytuacji w której faktycznie jesteś zdana tylko na siebie. -dodała Aki ,siadając na łóżko, ale zaraz się z niego poderwała nie mogąc usiedzieć w miejscu. - Czemuś ty jesteś taka głupia! -dodała po raz kolejny. - Od teraz żadnych wyskoków, jasne? Masz być najposłuszniejszą i najbardziej przestrzegającą zasad osobą na tym piętrze. Dociera? -zapytała wskazując palcem ognistą wiedźmę.
Piromanka słuchała w milczeniu wściekłej mentorki. W środku sama się gotowała ze złości i goryczy, choć na zewnątrz prezentowała raczej kamienną twarz. Kazanie Aki było jej niepotrzebne, bo i bez niego Ryo czuła się winna.
Jej własny cień silnie drgał, szarpał się z drżącym z nerwów ciałem, do którego był przytwierdzony, jakby chciał się uwolnić i uciec z tego pokoju. Wcześniej podobne sytuacje się zdarzały, ale wtedy cień co najwyżej lekko falował. Teraz jakby został opętany przez żądną krwi bestię lub sam dostał szału. Bądź odzwierciedlał to, co się w umyśle i duszy Ryo działo. A był to potężny galimatias.
Shinsoistka była zdania, że Aki za dużo od niej oczekuje. Ryo uznawała, że nie było nawet mowy, żeby mentorkę prosić o pomoc. Sama miała sobie z tym poradzić. Nie miała ochoty, by ktoś plądrował jej umysł nawet kosztem wywalenia Paranoi na dobre. Miała zbyt wiele do ukrycia. Zresztą jeśli, jak dobrze zrozumiała, Aki widziała wcześniej co się działo, to dlaczego ona sama nie zaproponowała pomocy, tylko teraz krzyczała na nią i miała pretensje?
Owszem, po tym wszystkim Ryo nikogo o pomoc nie poprosi. Na pewno nie nadpobudliwą nauczycielkę, która wiedząc o tym wszystkim ignorowała sygnały, że coś się jej dzieje. Miała nawet sama ochotę się spytać zgryźliwym tonem: “Jak tam u Yortseda? Dobrze mu na wakacjach po sprzątnięciu Arthasisa?”, ale darowała sobie.
Nie mówiła prawie nic, bo cokolwiek powiedziała, to wszystko się tylko na złe obracało. Obiecała przestrzegać regulaminu, bo o ile to mogła wziąć z pocałowaniem ręki, to bycie posłusznym niezbyt leżało w jej naturze.
Odpowiedziała krótko i ku swojemu zdziwieniu - beznamiętnie:
- Tak. Zrozumiałam. Wiem, że to wszystko moja wina. Dociera i bez tego - miała ochotę odpowiedzieć: “Nie, jestem głupia, nic nie rozumiem, więc nie dociera. Jasne?”, ale w tej sytuacji nie zamierzała zgrywać chojraka. Byłoby to chamskie i pretensjonalne jak Student.
Chyba wolałaby teraz rozmawiać z Zuu, którego dystans do emocji nie raz się przydawał, bo Aki powodowała tylko wzrost frustracji z każdą sekundą i wrażenie, że wszyscy ją nienawidzą, chcą zabić i że sama zmieni się z powrotem w Paranoję. Te infantylne, choć uciążliwe i niebezpieczne myśli non-stop krążyły jej w głowie, nakręcane przez złość nauczycielki.
Z drugiej strony Aki była Rankerem i shinsoistą. Jakim zatem problemem mogła być anihilacja marnego widma?
Blondynka w końcu uspokojona opadła na łóżko i westchnęła głośno. Wyciągnęła z torebki butelkę sake, a drugą rzuciła piromance. - Napij się. - mruknęła, otwierając swoją i biorąc mocny haust, ryżowego trunku.- Kiedy byłam młodsza, była prawie tak samo nierozważna jak ty. -stwierdziła niespodziewanie Rankerka.- Chociaż ja więcej krzywdy robiłam swoim bliskim, u mnie głównie kończyło się na rzyganiu. -westchnęła.
Rzucona butelka trunku wylądowała zgrabnie w małych dłoniach Ryo. Przez dłuższą chwilę dziewczyna trzymała naczynie, nie otwierając go i nie odzywając się. Wzrok jej wbity był w podłogę, a cień Ryo dalej szarpał się z obciążającymi go prawami fizyki i shinsoo. Dopiero po ciągu nieudanych prób uwolnienia się, cień zaprzestał szarpaniny, ale nadal drgał gwaltownie. Ryo powoli otwierała butelkę bez pomocy otwieracza i tego typu narzędzi. W przeciwieństwie do swojej mistrzyni piromanka nie tankowała w siebie napoju jak spragniony słoń, a pociągała małymi łyczkami, jakby zamierzała sprawdzić empirycznie, czy sake nie zawiera jakichś dodatków pacyfikujących.
Ryo milczała przez chwilę, nie komentując odpowiedzi Aki, która dawała jej do zrozumienia, że "gdy byłam w twoim wieku nie byłam tak głupia jak ty". Albo nie spieszyło się jej do opowiadania.
Gdy Aki nie spodziewała się raczej ze strony Ryo kontynuacji rozmowy, dziewczyna rzekła cichym głosem:
- Za starych czasów ja raczej rzadko sprawiałam kłopoty swoim bliskim.
- To dobrze. -odparła blondynka. - Ale tym samym nie powinnaś teraz krzywdzić siebie. -dodała mentorka pociągają zdrowo z butelki.
Ryo nie odparła na to. Nie wiedziała jak na to odpowiedzieć. Zamiast tego łyknęła nieco sake zastanawiając się nad przebiegiem rozmowy. Chciała odpowiedzieć, że to nie ona siebie krzywdzi, tylko Paranoja, ale te słowa jakoś nie chciały wyjść z jej ust. Zamiast tego, przeszła do pytania:
- Wspominała mistrzyni, że kiedy Ona - nawet imię Paranoi nie chciało się wydostać na zewnątrz. - przedostała się tutaj, to nie jest już możliwe jej unieszkodliwienie i że jestem zdana na siebie w tej sytuacji. Dlaczego? - bała się o to zapytać, oczekując ze strony nauczycielki kolejnej porcji bury. Nerwy zaczęły dochodzić do głosu, a cień Ryo zaczął wydłużać się nienaturalnie i drżeć jak płomień świecy wystawiony na wiatr. - Czemu Jej udało się przedrzeć się tutaj, skoro nie powinna? To nie tak to miało się skończyć.
Po czym rzuciła następną kwestię:
- Bezimiennemu udało się pokonać tego złego, co w nim siedział. A ja nie mogę nawet tknąć tej głupiej mary. Czemu? - wstrzymała oddech na kolejne ewentualne krzyki mistrzyni Aki.
- Bo teraz złączona jest z tobą na stałe. -odparła blondynka na pierwsze pytanie. - Mogłabym ją zniszczyć, ale to by skończyło się i twoja śmiercią. Dla tego tylko ty możesz sobie z nią poradzić w tym momencie. -dodał ciągnąc potężny łyk, opróżniając tym samym butelkę.
- Przedarła się bo nie wiedziałaś co robisz. Bezimienny podszedł do sprawy profesjonalnie, załatwił wszystko za jednym zamachem. Ty zaś tak wiele razy otwierałaś przejście, że i ona nauczyła się z niego korzystać. -wyjaśniła po czym westchnęła, opierając dłonie na pościeli i patrząc w sufit. - Nie wiem czemu, powodów mogą być setki. Ale zawsze gdzieś jest wskazówka, w sposobie zachowania, mowy,miejscu w którym żyje. To coś co musisz odkryć teraz sama.
- Czyli jestem teraz jakby takim drugim Yortsedem? - mruknęła Ryo, która nie wypiła nawet połowy zawartości butelki, tak powoli ją sączyła. Jej własny cień się uspokoił, ale ani wcale nie zastygł w miejscu, ani nie zachowywał się jak normalne, grzeczne cienie. Sposób mówienia Ryo zdradzał raczej, że raczej nie cieszy się z obecnej sytuacji. - Ale gdybym nauczyła się korzystać z jej mocy i żyć z nią we względnej zgodzie w razie, gdyby nie udało mi się jej pokonać ani wygonić, może byłoby to lepszym rozwiązaniem. Jeśli nie mogę jej zabić, bo jest nieśmiertelna, może nie w walce z nią tkwiłoby rozwiązanie problemu.
Chciała coś dodać, ale miała jakąś dziwną pewność, że Aki nie będzie tym zainteresowana. Ryo drżała, a Paranoja sprawiała, że władczyni ognia czuła coraz większy mętlik w głowie; jednocześnie zaczęła doświadczać czegoś po raz pierwszy od dawien dawna, odliczając niedawny incydent - dziewczyna czuła dotyk na swojej skórze na barkach, które masował jakiś wprawny masażysta. Było to… mile, choć mimo wszystko szokujące. Nie czuła niczego poza tym masażem rozchodzącym się powoli na kark i resztę ciała. To sprawiało, że ciarki przechodziły po ciele. Do jej uszu docierało, jak Paranoja nuciła melodię, której nie wygrałyby nawet najlepsze orkiestry, jak i nie skomponowałby mistrz kompozycji, i to jeszcze nie fałszując ani razu, kiedy dla Ryo byłoby to w każdym przypadku niewykonalne. Piromanka zamiast się zastanawiać, jak to było możliwe, poddała się chwili wytchnienia.
Paranoja zyskała to co chciała. Wygrała tę wojnę.
Z biegiem czasu masaż wydawał się coraz przyjemniejszy, muzyka kojąca, a Ryo odpływała i zapominała, co miała powiedzieć Aki: że Paranoja nienawidzi jej ojca, że łączy je coś jeszcze więcej ponadto - obecnie wydawały się dla niej nic nieznaczącymi dyrdymałami.
Wypiła sake, po czym po raz pierwszy podczas rozmowy spojrzała na swoją mentorkę. Nagle znienawidziła Bezimiennego i Aki. Nabrała straszliwej ochoty rozszarpania ich oboje na strzępy, śmiejąc się przy tym szaleńczo; muzyka zaczęła wdzierać się do mózgu Ryo. Było jej nieziemsko dobrze, dopóki nie poczuła zdecydowanego szarpnięcia ramion i czegoś w rodzaju kopnięcia prądem z paralizatora. Powróciła ogólna beznadzieja, a oczy ją zaswędziały, gdy spojrzała na mistrzynię. Zrozumiała, że miało to coś wspólnego z wpływem Paranoi na samą Ryo. Pokój był w stanie nienaruszonym, nic się nie rozwaliło. Mentorka musiała tym razem zauważyć anomalię i zareagowała, lecz Ryo tym razem była niezadowolona. Rozum podpowiadał się za słusznością postępowania Aki, a druga strona miała ochotę ją zabić. Mała shinsoistka odruchowo zasłoniła się ręką, jakby mistrzyni chciała ją zbić. Myślała bowiem, że znów będzie musiała przechodzić przez tyradę.
- Przepraszam, mistrzyni Aki - rzuciła szybko przestraszonym tonem. - Wiem, że jestem głupsza od buta z lewej nogi i nie nadaję się na shinsoistę. - emocje zaczęły brać tu górę w akcie obrony i świadectwa, że Ryo nie nadawała się na żadną tutejszą frakcję.
Ryo nadawała się więc do jednej profesji. Jeźdźca apokalipsy. Tu w Wieży żaden inny zawód nie nadawał się dla istot z jej wykształceniem i spaczeniem. Żaden tam shinsoista, łowca, latarnik i zwiadowca. Była nieregularnym wśród regularnych.
Ryo jęknęła cicho gdy dłoń mistrzyni uderzyła w tył jej głowy. Cichy plask rozszedł się po pokoju, po tym uderzeniu, zaś mentorka wypuściła głośniej powietrze nosem. - Masz nie tracić skupienia. -poleciła surowym tonem. Po czym o dziwo otuliła wiedźmę ręką i delikatnie przytuliła do siebie. - A po za tym nie zamartwiaj się. Ta wieża ma rozwiązywać problemy. W końcu sobie z tym wszystkim poradzisz. -stwierdziła, głaskając delikatnie głowę dziewczyny. Niemal tak jak powinna robić to matka córce, którą właśnie rzucił chłopak.
Piromanka nie skomentowała tego w żaden sposób. Mimo że nie czuła kontaktu fizycznego z nauczycielką, doceniała ten gest bardziej niż wszelkie nagrody z testów, które jej się nie należały.
- Dziękuję - skinęła głową. - Czy mogę rozmawiać z innymi mistrzami czy lepiej, bym im się nie pokazywała na oczy?
- Na pewno nie zbliżaj się do V. On aktualnie zrobi wszystko by cię wyrzucić. Jeżeli chcesz z innymi możesz porozmawiać...ale Zuu raczej nie jest mistrzem w kontaktach międzyludzkich. -stwierdziła blondynka, wypuszczając dziewczyne z objęć.
- Będę o tym pamiętać - warto było sobie przyswoić do wiadomości, żeby tym bardziej dyrektorowi nie podpadać. A najlepiej omijać go szerokim łukiem jak agresywnego, jadowitego węża.
Aki kiwnęła głową i złapała za klamkę. - Tyle chciałam powiedzieć. I pamiętaj - pilnuj się. -dodała, powoli opuszczając pokój dziewczyny.
- Dobrze - odparła Ryo, dodając. - Dziękuję jeszcze raz, mistrzyni Aki. - to były ostatnie słowa, które usłyszała nauczycielka wychodząc z pokoju.

Której prawdopodobnie już nie zobaczy...


Ryo & Zuu


Zgodnie z zaleceniami swej mistrzyni Ryo zachowywała się nad wyraz grzecznie i regulaminowo, omijając równie wzorowo mentora łowców i jednocześnie jej wielkiego nieprzyjaciela w osobie mistrza V. Postanowiła też porozmawiać z dwójką pozostałych nauczycieli i przeprosić ich za problemy związane z jej osobą. A to już niestety nie było takie proste. Najwyraźniej pan V poprzysiągł sobie dopaść Ryo, bo dziewczyna często widywała go w towarzystwie innych nauczycieli, jak na złość wtedy, gdy sama chciała z nimi porozmawiać.
Zdarzenia, które ją dopadły w ostatnim czasie, wywołały kolejną drastyczną zmianę w jej zachowaniu i postawie do świata. Bliżej jej było do Arthasisa i choć minął miesiąc od jego śmierci dziewczyna nadal go pamiętała jak na zerowym teście. Teraz doskonale go rozumiała i nawet trochę żałowała, że nie zamieniła z nim słowa (pomimo że miał takie towarzystwo). Zaczęła też pojmować funkcjonowanie Yortseda, zwłaszcza, że jej samej było jej do niego najbliżej wśród tutejszych wspinających; tylko Cień był w kolejce przed nią. Piromanka zniknęła całkowicie ze szkolnego życia. Kiedyś popularna, łatwo rozpoznawalna i wesoła była nadal łatwo rozpoznawalna… o ile ktoś ją w ogóle miał zaszczyt spotkać. Dziewczyna bowiem unikała innych wspinających się; nie z powodu strachu o nich, tylko o swoje życie i ich, a także poprzez wzgląd na nieprzyjazne nastawienie pana V do jej persony. Nawet Eggo dostając prezent od Ryo w postaci paczuszki cukierków nie mógł zrozumieć, dlaczego dostał ją od pośrednika w postaci Bezimiennego, a nie prosto od jego kompanki z drużyny. Nikt poza dziecięciem czasu i mentorami nie miał pojęcia, dlaczego Ryo się izoluje od innych; jednych to interesowało, drudzy mieli to w głębokim poważaniu, a byli też tacy, co się z tego cieszyli, bo przynajmniej gwiazdka trochę przyblakła i przestała piździć po oczach plebsu swą jaśnie doskonałością.
Gdyby Ryo należała do podopiecznych mistrza zwiadowców, ten mógłby postawić jej ocenę celującą z maskowania się i ukrywania. Ale nie była, zresztą sam jej wspomniał nie dosłownie, że z niej taki zwiadowca jak z pewnej części kozy trąbka, więc kwita - co nie przeszkadzało jej liznąć tajemnych sztuk zwiadowczych, co do niektórych dostała coś w rodzaju palca bożego.
A ileż trzeba było się natrudzić przy tym! To jego królewska wredność Student Fuehrerem nazwany, to V, to Student, to inni wspinający się, to V, to V, to Student - kawał ciężkiej roboty. Ale wkrótce wysiłki się opłaciły. Bowiem po dwóch kwadransach czajenia się w krzaczorach i otulania się ciemnością nadszedł mistrz Zuu bez towarzystwa V. Ryo nie sądziła, że ten nie zauważy jej obecności, więc siedziała cicho jak ten gryzoń pod miotłą, póki wielki zwiadowca nie znajdzie się wystarczająco blisko wielkiego krzewu.
- Dzień dobry, mistrzu Zuu. Dziękuję za pomoc i przepraszam za ostatnie problemy - tak oto krzew gorejący (od obecności Ryo) przemówił do Zuu.
Nie, mistrz święcił przykładnością, niczego nie palił i nie zażywał podejrzanego. A że krzak przemówił to nic dziwnego, w końcu w niektórych światach istniała gadająca roślinność. Tutaj była to naturalna hybryda cyrylika, niebiańskiego ciernia, ciemności i jego problematycznego niedoszłego kadeta, którego musiał bronić przed Jego Prezesowstwem Królem V pogromcą wariatów.
- Czy mogę w czymś pomóc? - przemówił ponownie krzew, nie szeleszcząc niczym innym poza głosem.
I tak się nie da nabrać, że to krzew.
- Nie widzę rzeczy w której potrzebowałbym pomocy. Nie ma za co. -odparł swoim znudzonym głosem, stając przy krzaku. Całkowicie naturalnie klęknął przy nim by obejrzeć liście i udawać iż pielęgnuje roślinę. - Według regulaminu nie można było cie jeszcze wyrzucić, dlatego musiałem to wyjaśnić. -dodał bez emocji.
- Mimo wszystko dziękuję - odparła. - Gdyby nie mistrz, nie byłoby mnie już tutaj. Nie można więc powiedzieć, że nie ma za co - uśmiechnęła się lekko, choć wiedziała, że Zuu jej tego nie odwzajemni.
Ryo twierdziła zawsze, że Zwiadowca ma w poważaniu wszystkich studentów, a co dopiero taką podpalaczkę, która była wszak tylko jednym z wielu żółtodziobów i sama sprawiała więcej problemów ‘wychowawczych’ niż wielu wspinających się /razem wziętych.
Olewała ciszę nocną, pomagając w pracach ogrodniczych bez względu na to, czy Zuu sobie tego życzył czy też nie, zdawała się nic sobie nie robić z jego braku potrzeby pomocy w ogrodzie czy upomnień. Jednak szczęśliwie nie musiał ani zaganiać ani wynosić jej do łóżka, bo po skończeniu roboty po prostu sobie szła. Nie okazywała mu należytego szacunku, lekceważyła go, a rozmowa ograniczyła się do powitań i pożegnań. Może wina leżała po prezentacji mentora i nie potrafił przekonywać w odpowiedni sposób, może student należał zwyczajnie do tych piekielnych. Nie wiadomo - Zuu nigdy nie pokazywał po sobie czegokolwiek. Mógł równie łatwo być typowym urzędasem i pilnować zasad jak święta trójca, jak i być wyrozumiałym, i jednocześnie surowym, wymagającym nauczycielem.
Dawno nie rozmawiali ze sobą w taki sposób.
- Jeśli przeszkadzam, odejdę - dodała po chwili, a uśmiech znikł z jej twarzy. - I tak pewnie sprawiałam ostatnio zbyt dużo kłopotów, za które mistrza również przepraszam - skinęła głową w przepraszającym geście.
- Moją pracą jest kontrolowanie przepisów, więc nie możesz mnie przepraszać, za to że wykonuje swoja pracę. -odparł czarnowłosy, odrywając jeden listek z krzaka. - Regularni powinni uważać, bowiem w dotarciu na szczyt nie przeszkadzają tylko testy. -dodał niejednoznacznie.
W jednym podpalaczka na pewno miała racje- uśmiech nie został odwzajemniony. Wyraz twarzy jednookiego był taki sam jak wtedy gdy nowo przybyli zobaczyli go po raz pierwszy.
- Mam aktualnie czas, więc nie mogę powiedzieć, że przeszkadzasz. -dodał.
- Brzmi to tak, jakby mistrz niekoniecznie życzył sobie mojej obecności. I raczej nic więcej nie mam do załatwienia.
- To ja pójdę swoją drogą i nie będę już mistrzowi zawracała głowy. Nie mogę jednak obiecać, że nie rozkopię ogródka, to zbyt przyjemna praca - uśmiechnęła się lekko szaleńczo, ale prędko spoważniała. - Jeszcze taka prośba z mojej strony: gdyby coś się stało bądź było coś nie tak, proszę o kontakt - widać, dziewczyna zbierała się do wyjścia. - Jeśli będę czegoś potrzebować, zaczepię mistrza. Postaram się to zrobić w jak najmniej nachalny sposób.
- Co masz na myśli mówiąc stało się? -upewnił się Zuu, kierując pytanię w stronę krzaka.
- Przez “stało się” mam na myśli niebezpieczeństwo, sytuację zagrożenia, sytuację nietypową, podejrzaną et cetera. Generalnie to, co odstaje od tego, co istoty żywe lub bezcielesne nazywają ‘normą’ lub ‘bezpieczeństwem’. Ewentualnie też regulaminem, bo obiecałam Aki, że postaram się go przestrzegać w większym stopniu niż wcześniej.
- Aktualnie nie musisz się martwić o swoje bezpieczeństwo na terenie ośrodka. Obserwujemy was i jesteśmy w każdej chwili gotowi do interwencji.
Ryo nie zgodziła się do końca z tym zdaniem, ale nie zamierzała się kłócić z Zuu. Dla świętego spokoju potwierdziła jego wersję.
- Mimo wszystko taka prośba z mojej strony idzie. Ja już nie przeszkadzam. Chyba tyle z mojej strony. Ze strony mistrza z pewnością wszystko.
Zuu kiwnął głową i wstał z klęczek. Nie kłopotał się nawet pożegnaniem, po prostu ruszył dalej. Ryo zaś “zdeportowała” się z krzaków i szybko zniknęła z oczu Zwiadowcy.

Którego również już nie zobaczy...


Rozmowa w yyyyileś tam oczu - Ryo & Oko


Pozostał ostatni bastion do podbicia. Ryo przyczaiła się w jego pobliżu, aż V oddali się daleeeko od świątyni książek i tomisk, po czym sama przekradła się z biegłością godną shinobi (czy raczej kunoichi). Otworzyła drzwi do biblioteki i wślizgnęła się do środka.
Fort Biblioteka został podbity. Victory!
Mistrz Oko znajdował się tam, gdzie zawsze. Pykał fajkę i przeglądał gazetę. Ryo była pewna, że wielki latarnik ją zauważył, więc tak czy siak ładnie się przywitała. Dzień dobry pomieszane z dystansem. Pamiętała, że Oko też się przez nią naraził panu dyrektorowi.
- Ja przeprosić chciałam za problemy, mistrzu Oko - kawa na ławę i z koksem. - Mistrzyni Aki ze mną rozmawiała - dodała konspiracyjnym szeptem.
Fajka uniesiona mocą telekinezy wysunęła się z ust beholdera, a dym został wypuszczony przez nozdrza. Wszystkie gałki odwróciły się w stronę dziewczyny, gdy latarnik uśmiechnął się ciepło.
- Nie ma za co dziecko. Mam tu OKO na wszystko. - zaśmiał się ze swego wyśmienitego żartu mentor, po czym dodał. - Nie mógłbym pozwolić by taki talent się zmarnował. Do Shinso i pakowania się w kłopoty. -dodał, unosząc swoją mocą kubek z kawą. - Rozrabiasz prawie tyle co niegdyś Zuu.
- Zuu? - zdziwiła się Ryo. Jej nieograniczona wyobraźnia nagle natrafiła na bariery. Nie potrafiła sobie wyobrazić najsztywniejszego mentora, jakiego w swoim dziwnym i ciężko-powiedzieć-jak-długim życiu spotkała. - Znaczy się mistrz Zuu? - poprawiła się. - Aż ciężko w to uwierzyć. To znaczy że on kiedyś był tak skrajnie inną osobą niż jest teraz?
Czy może przez wzgląd na stare czasy profesor Zuu jej dopomógł, nie tylko przez obowiązki?
- Taaak. -odparł bibliotekarz tłumiąc ziewnięcie. - Kiedyś był zupełnie inny. Znaczy ja znam go od kiedy stracił już trochę swojej energii, ale z tego co słyszałem to kiedyś niezłe było z niego ziółko. Nawet ubierał się bardziej elegancko. -zaśmiał się ponownie zaś na stole wylądował jakiś gruby i zakurzony album. - O tutaj gdzieś...no gdzieś… o jest! -mruczał chwile pod nosem gdy jego macki wertowały pełne zdjęć tomiszcze. - To zdjęcie kiedy wsadziłem go w końcu w garnitur. Pamiętam to jak dziś, byliśmy wtedy na prezentacji nowego typu strażników. Ehhh stare dobre czasy. -westchnął Oko podsuwając Ryo, lekko już wyblakłe zdjęcie.


- Nie był zbyt zadowolony z tego formalnego ubioru. -dodał wesoły jak zawsze stwór.
- Całkiem przystojny - stwierdziła Ryo, przyglądając się mężczyźnie z fotografii. Jakoś mało przejmowała się tym, co inni pomyślą o jej gadaniu. Dobrze wszak prawiła.
Zuu prawie nic się nie zmienił, poza tym, że wtedy lepiej wyglądał, jak był młodszy. Dużo lepiej. NIe rozumiała natomiast, co sprawiło, że zmienił się w takiego mruka.
- Lepiej wyglądałby w tym garniturze - nie zdążyła w porę ugryźć się w język, więc spojrzała przepraszająco na mistrza Oko.
- Coś mu się stało, że się tak drastycznie zmienił? - cóż, przestała się dziwić mistrzyni Aki, że miała na niego chrapkę. W głosie Ryo rozebrzmiało nawet coś, co brzmiało jak nuta współczucia.
- Przykro mi ale nie wiem. Straciłem z nim kontakt na pewien czas. Gdy znowu się spotkaliśmy już jako Rankerzy, to taki był. -westchnął stary latarnik. - A wypytać się go o to nie da.
Piromanka pokiwała głową ze zrozumieniem. Skoro stary dobry Oko nie był w stanie wyciągnąć niczego z Zuu, to czego mógł dokonać na tym polu jakiś mało znaczący shinsoista? Przyczyn mogło być bardzo wiele.
Ryo przyjrzała się jeszcze chwilę zdjęciu, po czym oddała je mistrzowi Latarników.
- Proszę, mistrzu.
Zastanawiała się nad pewną kwestią. Bała się ją zadać mistrzowi, ale ktoś obdarzony tak dużą wiedzą był prawdziwą kopalnią wiedzy.
- Codziennie istoty dowiadują się czegoś nowego - stwierdziła nieco filozoficznie na kwestię o Zuu, po czym przeszła na inny temat. - Pan dyrektor ponoć bardzo wściekł się na to, co zaszło między mną i Bezimiennym parę dni temu.
- Owszem V był bardzo zirytowany. -odparł dyplomatycznie latarnik. - Można powiedzieć, że Vił się ze złości! - dodał na rozluźnienie atmosfery dowcip, przez który wybuchnął głośnym śmiechem.
- I chciał mnie Vivalić na zbity pysk - przyznała z delikatnym przekąsem. - Nie sądziłam, że aż tak podpadnę panu dyrektorowi. Tylko dlaczego z drugiej strony pan dyrektor rozgniewał się do tego stopnia o ten incydent, mistrzu Oko?
Po czym dodała:
- Mam pytanie, mistrzu Oko, jako że miał mistrz do czynienia z wieloma różnymi istotami w Wieży. Czy spotkał mistrz a może słyszał o pożeraczach lub władających duszami? Jeśli tak, to jak się przed nimi bronić, odliczając unikanie ich?
- Niestety nie mogę powiedzieć, co dokładnie tak go rozgniewało. -stwierdził obserwator delikatnie kręcąc swym cielskiem, w przeczącym geście. Kolejny łyk kawy spłynął do jego gardła… czy co tam beholdery miały.
- W wieży są setki milionów różnych stworów. Cięzko być bestiologiem, czy raczej rasologiem w takim miejscu. Nawet jeżeli słyszałem, to zapewne takiego typu istot są tysiące odmian. -wyjaśnił mentor.
- Rozumiem - pokiwała głową Ryo. Pytanie to było podyktowane przypadkiem Paranoi, do którego rozwiązania szukała klucza. Najpierw w… sobie. W najbardziej plugawych częściach własnej przeszłości…
- A czy mógłby mistrz opowiedzieć o tych, z którymi mistrz miał do czynienia? Czy wie mistrz, jak bronić się przed nimi w chwili ataku?
- Osobiście nigdy nikt na moją duszę się nie czaił. -odparł Oko. - Ale z tego co wiem, to raczej nie istnieje forma obrony skuteczna na każdego. Na pewno Shinso oraz różnorakie umacnianie swej woli pomaga. -odparł dość ogólnie ranker.
Piromanka skinęła głową na znak zrozumienia. Jak zwykle zbyt pochopnie działała i pytała. Była to jedna z jej licznych wad, ale ponoć nikt nie jest doskonały.
- To dobrze, że nikt nie czyhał na mistrza - odpowiedziała po chwili wahania. Jakby myślała wiele nad odpowiedzią. - Wiem, że walka z nimi kończy się często w beznadziejny sposób, gorszy od śmierci. A w wieży znajduje się wiele istot. Wśród nich wiele może posługiwać się shinso w sposób jeszcze gorszy albo niespotykany dotąd przez kogokolwiek.
Od kiedy Ryo podpadła panu dyrektorowi, czuła, że jej życie nagle znalazło się w poważnym zagrożeniu, podobnie jak pozycja na piętrze i szansa dostania się wyżej. Dodatkowo Paranoja spowodowała, że piromanka zaczęła obawiać się bardziej o siebie i swoje “stado”. Demon zagnieździł się gdzieś w jej duszy i tylko czekał na chwilę słabości, by się wydostać i ugrać dla siebie coraz więcej. To nie tylko sprawiło, że Ryo bardziej uważała na wszystko niż zwykle i na to, co mówi. Bała się, że pewnego dnia nie obudzi się jako Ryo, ale jako Paranoja. Cały czas czuła w sobie jej obecność, choć ona póki co siedziała cicho.
Jednocześnie ta refleksja podsunęła jej kolejne pytanie. Ryo spoglądała na gazetę, którą czytał Oko, po czym skierowała na niego spojrzenie i zapytała:
- Co charakteryzowało najsilniejszego przeciwnika, z jakim przyszło się mistrzowi mierzyć? Mam na myśli zarówno moce, jak i ogólne osobiste cechy.
- Latarnicy nie często biorą bezpośredni udział w walkach. -odparł beholder przerzucając stronę czasopisma. - Ja uważam że najgroźniejszy wróg, to ten inteligentny. Pamiętam, że kiedyś w czasie testu miałem wiele problemów z rogryzieniem latarni drugiej drużyny. Mój oponent był prawdziwym mistrzem strategii. Chociaż jednak, wtedy ja zatriumfowałem. -odparł, upijając ciemnego naparu z kubka. - Nawet pchła może być groźna, jeżeli umie wykorzystać swój potencjał. -dodał filozoficznie.
Skinęła po raz kolejny głową. Nie wiedząc zbytnio, o co spytać mistrza, powędrowała po bibliotece, przynosząc ze sobą spory bestiariusz. Nietypowe jak na użytkownika shinsoo. Ryo stosunkowo mało czytała książek traktujących bezpośrednio o shinsoo.
W spisie pożyczonych książek było może pięć tomiszczy o shinso na dwanaście pozycji. Reszta składała się z woluminów z działów zwiadowców i łowców. Trucizny, anatomia, bestie, artefakty, techniki przyswajania informacji, obserwacji, tu gdzież światoznawstwo. Teraz doszła trzynasta, kolejny bestiariusz. Usiadła na fotelu i zagłębiła się w lekturze.
- Dziękuję mistrzu za pomoc i wsparcie - przypomniało się jej w samą porę i zreflektowała się. - nie będę już przeszkadzała mistrzowi. Zapewne ma mistrz dużo do roboty. Zwłaszcza po aferze klubowej.
- Trochę pracy jest, ale dla żądnych wiedzy studentów zawsze znajdę chwile. -odparł beholder nie dorywając trzech z wielu gałek ocznych od literek w gazecie.
- To dobrze, bo ja chyba raczej od tych zachłannych na wiedzę - mruknęła, wertując książkę. - Szkoda, że bardziej kłopoty są zachłanne na mnie niż ja na książki.
Przed jej oczami skakał obraz młodego profesora Zuu. Stopniowo zaczęła mieć problemy z koncentracją na treści książki. Kiedy wczytywała się we wstęp do rozdziału o cienistych istotach, jej myśli natrętnie krążyły wokół jego postaci.
- Czy będę mogła mistrza poprosić o pomoc w paru sprawach? - zaczęła, mając pewien pomysł. Rankerzy mieli wpływ na wielu piętrach. Może mistrz Oko byłby w stanie coś załatwić z wyższej półki.
- Zależy o co chodzi. Jako nauczyciel nie mogę nikogo faworyzować, więc na informacje o testach nie licz. -przestrzegł dziewczynę obserwator. - Jednak, jeżeli będzie to coś co będzie w moim zasięgu chętnie pomogę. Powiedziałbym, że przez NOGĘ ale tych nie posiadam! -ryknął śmiechem.
Ryo ani nawet w głowie było pytać cokolwiek odnośnie testów, a żartu o nodze nie załapała. Chyba miała na to zbyt ograniczone horyzonty. Spojrzała ze zdziwieniem na mistrza Oko. Nie umiała nawet udać w tym momencie, że zrozumiała kawał.
- Nawet nie śniłoby mi się cokolwiek na temat testów pytać. Wiem, że mistrz nic by o nich nie powiedział. Miałam na myśli wypożyczenie ksiąg odnośnie kilku zagadnień, których nie udało mi się znaleźć na tym piętrze. Szukam odpowiedzi na kilka pytań, które mnie dręczą od dawna, ale skoro prędzej mnie czeka figa z makiem albo kopniak w miejsce, gdzie plecy tracą swą szlachetną nazwę... - zachmurzyła się.
- Ja kopniaka Ci nie dam. Bo nie mam czym! -ciągnął żart o dolnej kończynie beholder, gdy kilka z jego macek aż płakało ze śmiechu. - A jakich książek dokładnie szukasz? - udało mu się w końcu zapytać, między jednym chichotem a drugim.
Kiedy mistrz Oko wyśmiał się porządnie, na twarzy Ryo pojawiło się coś między skrępowaniem a zażenowaniem, pośrednio okazując dezaprobatę wobec nauczyciela latarników. Dopiero po chwili niezręcznej ciszy udało się jej przełamać i wyszeptać coś do beholdera. Widać, nie chciała się czymś chwalić na głos, może była to jakaś wstydliwa tajemnica.
- ...tak to właśnie wyglądało - podsumowała minutowy tajemniczy monolog. - na te tematy szukam ksiąg.
Ku jej uciesze blef się udał. Mistrz Oko orzekł co prawda, że nie na wszystkie problemy znajdzie rozwiązanie, ale o dziwo Los dał jej szansę otrzymania ksiąg na niektóre tematy.

Których pewnie już nigdy do końca nie zagłębi...

***

Tym razem podaruje sobie powitanie. Prędzej zginie niż uraczy się ją bukietem chwastów. A wiązankę to prędzej rzuci na jej grób.
Poddanie się nie wchodziło w rachubę. Średnio ją cieszyło to towarzystwo, które się jej nadarzyło, ale jak umierać to chyba lepiej nie w samotni, nie? Ryo otaksowała spojrzeniem tego diabelnego gostka. Miała jakieś dziwne wrażenie, że wcześniejsze spotkanie z Gaarem to ledwie rozgrzewka przed spotkania z takimi ciemnymi typkami.
Miała dziwne wrażenie, że cały sęk tkwi w piekielnym pierścionku oraz w tym, że gość mógł być bardziej uodporniony na Shinsoo. Pewnie zszedł z 10 piętra bądź wyżej - ale niewiele wyżej. Szefowie od Tych Takich nie kwapiliby się posyłać lepszych ludzi do takich robaczków jak zebrani.
Pora oszukać przeznaczenie po raz kolejny.
 
__________________
Every time you abuse Schroedinger cat thought's experiment, God kills a kitten. And doesn't.

Na emeryturze od grania.
Ryo jest offline  
Stary 17-04-2014, 20:21   #198
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Retrospekcja

Edwin, Ryo i Bezimienny w gabinecie Aki

Następnego dnia po sesji hipnotycznej, w której trakcie trójce lokajowi, czarownicy i lustrzanemu bytowi udało się częściowo nagiąć wiążącą ich obietnicę milczenia, cała trójka udała się po swych zajęciach do gabinetu Aki. Edwin w skupieniu przeglądał jeszcze raz swe notatki z poprzedniego wieczora, pozwalając prowadzić się Ryo i Bezimiennemu, którzy jako magowie znali lepiej drogę do gabinetu swej mistrzyni.
- Jeśli zmieniłaś zdanie, bądź masz jakieś zastrzeżenia, to mów śmiało - rzekł starzec do Ryo, gdy po następnym zakręcie na końcu korytarza ukazały się drzwi do gabinetu alkoholiczki.
- No, mam takie zastrzeżenia: wy mówicie i wyjaśniacie, co i jak, a ja stoję i ładnie wyglądam. Nie mam kaca. Nie zażywałam i nie robiłam nic niestosownego, ale i tak nie dam rady niczego wyjaśnić, jak do tego doszło - oznajmiła mała wredota, wyliczając na palcach, co należy do powinności towarzyszy. - Wyjaśniacie wy, bo wy lepiej wiecie, co się podziało.
Szczerze? Tej wizyty obawiała się w równym stopniu, co wędrówki na dywanik u pana dyrektora. Może nawet bardziej?
Nie poznawała siebie. Jeszcze do niedawna miała wszystko gdzieś, była w takim samym stopniu frywolna co Jax, wyglądała jak chuligan. Teraz bliżej było jej do yakuzy niż ulicznika. Nie latała tak jak po przedawkowaniu pewnych niedozwolonych substancji. Stawiała spokojne, równiutkie kroki jak wytworna dama, ciche jak u wprawnego skrytobójcy. Ciemne włosy sięgające nie dalej jak do ramion nie były rozwalone na wszystkie strony ani związane byle jak, byleby były. Zaczesała je w kitkę.
Wdziała czyste, ciemne ubrania, buty, choć były to te same, poczciwe pancerniaki od początku pobytu w Wieży, lśniły od zadbania i czystości. Była teraz ułożoną, ale na pewno nie grzeczną panienką. W ogóle nie była ani grzeczna, ani panienka.
Przejęła inicjatywę w pukaniu do drzwi gabinetu pani Aki. Zapukała trzy razy, stojąc w spokoju razem z Bezimiennym oraz panem Edwinem i czekała na odpowiedź mistrzyni. Żołądek wraz z resztą trzewi podchodziły jej do gardła z nerwów, a po jej plecach przeszły dreszcze.
- Nie musisz się tak denerwować. Mistrzyni Aki cię nie zje. Moim zdaniem wręcz się ucieszy, że jej najbardziej rozwydrzona studentka zechce zmienić swój charakter na lepszy. - Zmiennokształtny przyglądał się spod kaptura Ryo. Jakoś nigdy nie mógł zrozumieć jej irracjonalnej obawy przed spotkaniami z mentorką shinsoistów.
- Mogę mówić w twoim imieniu, ale znając naszą nauczycielkę i tak nie unikniesz rozmowy.
- Nie mówiłam, że uniknę - spojrzała na Bezimiennego. - chodzi o to, że będę najbardziej problematyczna w wyjaśnianiu, jak udało mi się nagiąć coś, co nie powinno mi się udać nagiąć - dodała to zdanie po chwili, spoglądając z powrotem na drzwi od gabinetu mistrzyni i oczekując odpowiedzi ze strony nauczycielki.
- Obawiam się, że żadne z nas nie jest w stanie tego wyjaśnić - zauważył Edwin, odrywając wzrok od swych notatek. - Dlatego właśnie zwracamy się z prośbą o pomoc do mistrzyni Aki. Skoro potrafiła odkryć, na jakiej zasadzie działa moc Bezimiennego i zatrzymać jej nieporządane skutki uboczne, to być może zdoła również odkryć jakie zagrożenia czychają na nas w związku z przełamywaniem naszych blokad pamięciowych i zminimalizować grożące nam ryzyko.
- Kogo tam znowu niesie? Wchodzić, otwarte. -zakrzyknęła w końcu kobieta z wnętrza gabinetu.
- Dzień dobry - wybąkała Ryo, która weszła pierwsza do pomieszczenia. I… nic więcej nie dodała. Wyraźnie trzymała się swego planu, który założyła przed zapukaniem do drzwi gabinetu.
Gabinet jak zawsze przypominał bardziej kawalerkę niżeli miejsce do pracy naukowej. Co prawda stała tutaj tablice na mazaki, ale więcej miejsca zajmowały porozwieszane ubrania, kwiatki obrazki inne rzeczy codziennego użytku. No i oczywiście pełno butelek z alkoholem, tak samo zapełnionych trunkami, jak i pustych.
Blondynka poprawiła włosy, zapewne była w czasie tworzenia fryzury, gdy Ryo załomotała w drzwi. Zerknęła na całą trójkę i siorbnęła głośno przez słomkę drinka, który tym razem znajdował się w połówce kokosa. - A wy co wycieczka? Czy trójka klasowa?
- Niestety obawiam się, że sprawa, z którą się do mistrzyni zwracamy, jest znacznie bardziej poważna - odparł z niewesołą miną Edwin. - Czy mistrz Zuu podzielił się z mistrzynią informacjami, odnośnie naszych zeznań w sprawie tego, co wydarzyło się na dyskotece?
Ryo zaś początkowo wydawała się bardziej zainteresowana obrazami i innymi artefaktami w pokoju niż samą rozmową. Nie odzywała się kompletnie nic, zapatrzona w skarby zgromadzone przez nauczycielkę. Stała i ładnie wyglądała. Nie miała jednak pojęcia, jak wyglądało przesłuchanie u mistrza Zuu, a reakcja na tę kwestię dała znak rozmówcom, że piromanka ani nie lekceważyła tak całkowicie spotkania i istot w niej uczestniczących, ani nie odpłynęła całkowicie umysłem z tego miejsca.
Po chwili skanowania spojrzeniem pomieszczenia, jej spojrzenie zmierzyło się ze wzrokiem mistrzyni Aki. Niziołka starała się przygotować na lawinę pytań ze strony mentorki, której mogłaby nie umieć udzielić odpowiedzi.
- Owszem rozmawiałam z nim o tym. -stwierdziła Aki. - Z tego, co wiem, jeżeli coś znajdzie miał wam o tym powiedzieć. -dodała.
- W takim razie zdaje sobie mistrzyni sprawę z blokady, którą na nas nałożono - stwierdził z zadowoleniem lokaj. - Otóż to nam udało się czegoś dowiedzieć na ten temat i właśnie z tą sprawą zwracamy się do mistrzyni. Wczoraj przeprowadziłem sesję hipnotyczną z udziałem Ryo i zdołała ona przekazać nam kilka faktów, o których normalnie nie powinna być w stanie komukolwiek mówić. W trakcie nastąpiły jednak pewne… komplikacje, o których chcieliśmy się z mistrzynią skonsultować - wytłumaczył, po czym wręczył blondynce swój notatnik. - To są moje wczorajsze zapiski z całego zajścia. Spisałem wszystko, najlepiej jak udało mi się to zinterpretować za pomocą relacji Ryo i własnych przemyśleń. Być może mistrzyni uda się wyciągnąć z tego coś, co by nam pomogło przy następnej próbie wyciągania zakazanych informacji.
- Po co się w to bawicie? -zapytała szorstko Aki, nawet nie zerkając na kartki. - Nie macie zaufania do waszych nauczycieli? Skoro powiedzieliśmy, że się tym zajmiemy, to tak zrobimy.
- Skąd taka reakcja, mistrzyni Aki? Mistrzowie nie mają jednak zaufania do uczniów? - spytała retorycznie, ostentacyjnie zdziwionym tonem Ryo, która dotychczas milczała, stała i ładnie wyglądała.
Bezimienny wyczuł bez problemu, że na doskonały pozór spokojna Ryo nie przyjęła tej wiadomości obojętnie. Temperatura powietrza w pomieszczeniu wzrosła gwałtownie o dobre ponad kilka stopni.
Ryo kontynuowała swoją odpowiedź.
- Ma mistrzyni przed sobą osobę, która na własne oczy widziała, co stało się z Aidanem i Sharrath. Chcieliśmy się podzielić informacjami, by mistrz Zuu miał więcej informacji. A mistrzyni, zamiast nam pomóc, traktuje nas jak natrętne muchy. Coś tu jest nie tak. Nie sądzicie, panowie? - zwróciła się do Bezimiennego i do Edwina.
Piromanka odsunęła się od Aki. Dziewczyna najwyraźniej pomyślała sobie, że nauczyciele są wmieszani w to bagno, bardziej niż mogłoby się wydawać, a Aki strzegła jakiejś tajemnicy albo sama była częścią tej misternej układanki.
- Po pierwsze uważaj na słowa moja droga, bo w każdej chwili z regularnej możesz stać się zwykła barmanką. -prychnęła Aki. - Po drugie, jesteście zwykłymi niczym niewyróżniającymi się wspinającymi klasy E. Nawet nie jesteście w czołówce, czy w połowie, jeżeli chodzi o umiejętności. Nosy pchacie zaś, gdzie popadnie, szczególnie ty Ryo. Wiecie, ile takich osób znam? -zadała retoryczne pytanie, na które sama odpowiedziała. - Żadnej. Wszyscy o takim charakterze poginęli za szybko jak na swój wiek. Bo nie umieli pohamować ciekawości i nie pakowali się w bagno a płynna lawę. -gdy Aki odczuła zwiększająca się temperaturę, delikatnie machnęła ręką, a Shinso Ryo zostało stłamszone w zarodku. Rankerka zrobiła to z taka mocą, że cała trójka aż zachwiała się na nogach. Staruszek i wiedźma przy okazji pobladli niczym po zjedzeniu czegoś paskudnego.
- Ledwo machnięcie dłonią prawie powala was do nieprzytomności. Więc może zajmijcie się tym, co dla was ważne. Droga na szczyt. -dodała, i osuszyła wściekle drinka.
- Zajmujemy. - odparł Bezimienny, starając się trzymać w miarę prosto. Głos miał wyzbyty z wszelkich emocji. - Przyjaciele są dla nas ważni. Poza tym… - Aki mogła zobaczyć pod płaszczem wyzywające spojrzenie - zarówno mistrz Zuu, jak i mistrzyni zbywacie próby przekazania informacji o pewnej osobie, zupełnie jakbyście doskonale zdawali sobie sprawę z jej istnienia. Sądząc po tym, co już pokazała, jest potężnym… zagrożeniem czy sojusznikiem? - pytanie zostało wyraźnie skierowane do nauczycielki. - Wnioski wysnute ze strzępków informacji z reguły sprawiają więcej kłopotów niż pełna wiedza na dany temat.
Edwin w pierwszej chwili wyglądał na dość zaskoczonego odpowiedzią nauczycielki, jednakże szybko odzyskał swój rezon i odchrząknął głośno.
- Cóż, niezależnie od tego, co mistrzyni nam powie, zamierzamy powtórzyć nasz wczorajszy eksperyment - rzekł, spoglądając z niewzruszoną determinacją na Aki. Widać lokaj zmienił zdanie odnośnie nieprzeprowadzania dalszych sesji hipnotycznych bez nadzoru doświadczonej shinsoistki. Zachowanie nauczycielki musiało wzbudzić również i jego podejrzenia. - Jak już mówiłem, przyszliśmy prosić panią o pomoc. W pełni rozumiem, że wmieszanie regularnych naszej rangi w tego typu sprawę może być dla nas groźne, więc nie proszę mistrzyni o wyjawianie nam jakichkolwiek dalszych informacji, których już teraz nie posiadamy. Chcemy jedynie potwierdzić to, co każde z nas wie z osobna i Ryo oświadczyła, że gotowa jest podjąć związane z tym ryzyko. Więc jeśli nie obchodzi mistrzyni co się stanie z jej uczennicą, to obiecuję, że niezwłocznie opuścimy jej gabinet i nie będziemy więcej niepokoić żadnego z nauczycieli w tej sprawie.
Starzec uznał, iż postawienie mistrzyni takiego ultimatum było najsensowniejszym wyjściem i zarazem najlepszym sposobem na potwierdzenie oskarżeń Ryo. Jeśli Aki rzeczywiście zależało na ich bezpieczeństwie, to zgodziłaby się na asystowanie przy wydobywaniu informacji, podczas gdy odmowa wskazywałaby na potencjalnie nieczyste intencje i dalsze próby przekonywania jej mogły się okazać dla nich znacznie groźniejsze niż same sesje hipnotyczne.
Piromance przez chwilę dudniło w głowie i prawie by zasłabła. Kiedy jej stan się poprawił na tyle, by stanąć pewniej na nogach bez ryzyka omdlenia, wzięła głęboki oddech. Jej spojrzenie wyrażało wyraźną dezaprobatę wobec mistrzyni, może nawet niesmak. Ciężko było ją tak łatwo zastraszyć. Odpowiedziała chłodno:
- Cały czas uważam na słowa i zajmuję się tym, czym trzeba. Treningami i wspinaczką na szczyt wieży. Zaginieni są moimi przyjaciółmi, więc chcę im pomóc, jak tylko mogę. Nie rozumiem, co mistrzynię aż tak ugryzło w mojej wypowiedzi, że wyczułam w odpowiedzi groźbę i szantaż. Z mojej perspektywy mistrzyni zachowuje się tak, jakby miała coś do ukrycia albo kogoś kryła. Przyszliśmy z informacjami i z prośbą o pomoc, a zostaliśmy potraktowani jak niewygodne dla władzy jednostki. Dalej ciągniemy temat o zaufaniu ucznia do nauczyciela? - było to pytanie retoryczno-prowokujące. Tak bezpieczne, jak skalpel jak w rękach zdolnego i porządnie wstawionego chirurga.
Zachowanie Aki potwierdziło jej podejrzenia, że nauczyciele są w to zamieszani, a teraz jedni próbują kryć drugich. Nie rzucała oskarżeniami w nikogo. Powiedziała wprost, bez owijania w bawełnę, co o tym wszystkim sądziła, a Aki dobitnie pokazała, że nie jest osobą godną zaufania, toteż nie zamierzała zdradzać jej żadnego ze swoich planów, podczas gdy Edwin chyba oczekiwał po Ryo czegoś wręcz odwrotnego.
- Panie Brightsight, poprosi pan mistrzynię, by panu zwróciła zapiski? - niziołka zwróciła się do Edwina z uprzejmą prośbą, piromanka odchodziła w tym momencie w kierunku drzwi, zła i rozczarowana.
Nie zamierzała zostawiać niczego pod opieką Aki. Prawdopodobnie ta albo skonfiskuje notatki, albo je zniszczy na ich oczach. Żadnych szantaży ani ultimatum. Piromanka była o krok od opuszczenia gabinetu, nie spoglądając na mistrzynię. Najwyraźniej tylko czekała na reakcję nauczycielki albo na oddanie tych zapisków. Stwierdziła, że nigdy już nie poprosi tej mentorki o pomoc.
Aki westchnęła ciężko, po czym machnięciem ręki zagrodziła bariera droga Ryo. - Kiedy ze mną rozmawiasz, nie odwracaj się plecami Ryoku. - powiedziała zimno, pierwszy raz używając pełnego imienia wiedźmy.
- Dobrze moje dociekliwe robaczki, wyjaśnię wam coś. Mimo że nic wam to nie da, a zapewne narazi was tylko na więcej kłopotów. Ale to wasz wybór. Jeżeli chcecie umrzeć, nie będę wam zabraniać, wsadzania sobie głowy pod gilotynę. Aczkolwiek jestem zdumiona, głównie tobą Bezimienny. Myślałam, że ktoś, kto ma tyle lat istnienia na karku, wie, kiedy należy zawrócić. -stwierdziła, oddając kartki Edwinowi. - Mogę postawić cały swój alkohol na to, że informacje na tych kartkach są bezużyteczne. Jeżeli myślicie, że wasze zabawy w hipnozę są odkrywcze i jesteście jedynymi, którzy coś robią, to musicie być niezwykle w sobie zadufani. -stwierdziła, zalewając całą łupinę kokosa po brzegi mocną odmianą sake.
- Pierwsza rzecz, która przeoczyliście. Nie zebraliście wszystkich, którzy mieli nieprzyjemność zostać porwanymi. Macie Zuu za głupca? Zobaczył, iż liny były przecięte, w którego sposób żadna związana osoba nie mogłaby zrobić, zwłaszcza z szalejącym w ciele Shinso. Wiemy, że ktoś wam pomógł. -dodała, siadając za swoim biurkiem.
- Kiedy wy snuliście teorie spiskowe, Zuu wydobył z Gaara, co się dało. Ten jednak nie wiedział nic o tym, kto was uwolnił. Według niego po prostu w pewnym momencie wyzwoliliście się z więzów. Nikt nie widział, by ktokolwiek wchodził do sali, mimo że wejście prowadziło przez salę, gdzie walczyli Dullhan i zresztą też ty, Bezimienny. -mówiąc to, skarciła lustrzany byt wzrokiem. - Oczywiście zaraz powiecie coś o niewidzialności czy teleportacji, co tylko świadczył oby o waszej ignorancji. W pomieszczeniu, w którym byliście, Shinso poruszało się inaczej, dobrze tego doświadczyłeś dziecię czasu. Radio, które zniszczyliście, było dość potężnym przedmiotem, mogło zakłócać wykrywanie i ogólne użycie energii. Innymi słowy, nikt niewidzialny nie przedarłby się przez pomieszczenie niewykryty. Chyba że byłby naprawdę potężną osobą. -potężna dawka alkoholu trafiła do gardła nauczycielki, zaś ta kontynuowała.
- Pan Fushigi został przez nas dokładnie wypytany i bardzo długo próbowaliśmy wydobyć z niego informacje o sobie która was uwolniła. Nie udało się to. Tak więc wasze zabawy w hipnozę to jedynie dziecinne rozrywki. Używałam z Zuu, V i Okiem naprawdę skomplikowanych metod, by spróbować otworzyć umysł czołowego zwiadowcy. Ponadto, gdy jakaś wysoko postawiona osoba wchodzi na tak niskie piętro, pozostają po niej rejestry. W tym wypadku nie zostało, czy nigdy nie było niczego. Myślicie, że dlaczego sam Jax zainteresował się sprawą? Uważacie, że ktoś taki jak on ruszyłby szukać zwykłych porywaczy, którym dowodził regularny z 10 piętra? Nie poszedł, bo uznał, że to sprawa, która może wymagać jego umiejętności. Więc teraz wy zrozumcie, że aktualnie możecie tylko przeszkadzać. Albo władować się w jeszcze większe kłopoty. -zakończyła ten ostry potok słów. - Myślałam, że tym razem w końcu przybyła do nas obiecująca grupa studentów. Ale chyba się myliłam. -dodała na zakończenie.
I panowała przez chwilę taka niezręczna cisza. Wydawało się, że słowa Aki u Ryo przeszły jednym uchem, a wyleciały drugim. Wtem jednak mała wiedźma odezwała się:
- No, jakby mistrzyni od razu tak przeszła do rozmowy jak teraz, bez zbędnych nerwów i straszenia, to cała nasza rozmowa wyglądałaby całkiem inaczej, nieprawdaż? - Ryo okazała większe zadowolenie pod maską naburmuszonej dziewczynki. Po czym odwróciła się w kierunku nauczycielki... opierając się o barierę, którą Aki wyczarowała. - Z drugiej strony nikt z nas nie wspominał, że tylko my się tym zajmujemy, albo że Zuu jest głupcem. I nie myśleliśmy wcale, że jesteśmy tacy fajni i tak dalej. To mistrzyni tak powiedziała - po czym uśmiechnęła się obłędnie, jakby na złość przekręcając słowa mentorki, a markotne oblicze zniknęło. Ognista kontynuowała.
- I tak znowu zostałam i zostanę pewnie znowu zlinczowana, ale się przyzwyczaiłam do tego. Po pierwsze, została porwana czwórka regularnych: Fushigi, Draugdin, Edwin, no i ja - wyliczała na palcach. - To jest czwórka, a z tego, co mistrzyni mówi, wynika że tylko Fushigi był tak dokładnie przesłuchany. No, chyba że ta reszta z czwórki to same zera albo gorzej, albo Fushigi robi za czwórkę. Ale jaki sens ma w takim razie ten wywiad? Mnie przepytywał tylko Makai i pan Brightsight. Nie wiem jak z Draugdinem, czy został przesłuchany. Edwin musi sam za siebie odpowiedzieć, czy jego przesłuchano w takim stopniu jak Studenta. Bezimienny - tak samo. Moim zdaniem o klęsce można powiedzieć jedynie wtedy, gdy z pozostałej czwórki po tych samych zabiegach też się nic nie wydobędzie na temat tego kogoś. Po drugie, Fushigi`ego czołowym zwiadowcą ja bym go nie nazwała. Czołowym zwiadowcą to jest profesor Zuu. Tak samo ja nie jestem czołowym shinsoistą, tylko mistrzyni. Ja mam tylko dużo punktów... ale za to więcej od Studenta - dodała z tumiwisizmem, jakby nie wprost żartując sobie z systemu punktowego, który jednych wznosił na laury, a innych mieszał z błotem jedynie, dlatego że ten ktoś miał taką a taką liczbę punktów. - A, swoją drogą, Fushigi był ponoć nieprzytomny, gdy go porwano, więc albo musiał udawać nieprzytomnego tam w podziemiach, albo rzeczywiście taki był, a w tym przypadku trudno byłoby z niego faktycznie coś wydobyć. Trzecie, mistrzyni nie usłyszałaby od nas żadnej teorii o niewidzialności czy teleportacji, a już na pewno nie po tym, gdy mistrzyni wspomniała nam o tym radiu. Bezimienny wykroił inną teorię na ten temat. Jasne, że nie musimy mieć racji i wbrew pozorom nie uważamy się za wszechwiedzących. Ale to mogłoby wyjaśnić, dlaczego nic i nikt tego kogoś nie zarejestrował - wzruszyła ramionami. - Po czwarte, kłopoty i tak będziemy mieć wszyscy, więc jak mistrzyni powiedziała, czy władujemy się w kłopoty, czy nie, to zbyt wielkiej różnicy nie zrobi.
Po chwili opierania się o ściankę z energii Ryo odepchnęła się od niej nogą.
- Poza tym, czy reszta regularnych została przesłuchana, ta poza naszą czwórką? Nie wiem, czy wie mistrzyni, że wcześniej nie byłam w stanie powiedzieć niczego o Aidanie i Sharrath, bo również byłam i jestem zablokowana, a teraz jestem w stanie powiedzieć, że oni odeszli z tym kimś?
I dodała:
- Owszem, ten ktoś to jest potężna persona. Nie chcę dewaluować umiejętności mistrza Jaxa czy coś, ale wątpię, czy zdoła tak łatwo tego kogoś odnaleźć. No cóż, ale my jesteśmy tylko nieobiecującą grupą studentów - spojrzała na Bezimiennego. - Zwłaszcza ty, Koryu. Taki stary, a taki głupiutki - uśmiechnęła się wrednie. - Albo taka jedna szurnięta wiedźma i niewysokie zaburzenie przestrzeni i czasu, takie tu - wskazała na siebie.
- Wiem, mistrzyni, kiedy się wycofać i wiem, że nie nadszedł jeszcze ten moment. Ta osoba dysponowała pewnymi informacjami o mnie, tak samo, jak czymś, co może mi zaszkodzić. Rozmawiałem z nią. Być może zjawiła się w klubie z mojego powodu. - głos zmiennokształtnego nie zmienił się nawet o jotę. Najwyraźniej lustrzany byt nie przejął się słowami kobiet - Sądzę, że wiem, w jaki sposób ta osoba pozostała niezauważona. Wiem również, jakie nosi miano, a raczej przydomek, choć to akurat może być kłamstwem. Jeśli w czymś to może pomóc, mogę o tym przekazać informacje… poprzez skojarzenia.
- Koryu, powiesz mistrzyni, do czego doszedłeś w związku z tym ktosiem? Czy mam przekazać za ciebie? - Ryo spytała lustrzanego towarzysza.
- Jeśli ktoś nie jest czymś zainteresowany, nie widzę powodu, by zamęczać tego kogoś wiedzą. - odparł Bezimienny - Poza tym pewnie nauczyciele doszli do dużo bardziej wartościowych informacji w tej kwestii.
Wiedźma zamilkła na ten czas, by poczekać na odpowiedź paru stron. Nie wyglądała na osobę przekonaną co do drugiej „racji” Bezimiennego. Z tego wszystkiego trójca dowiedziała się o radiu, Studencie… Gakusei jako jedyny przesłuchiwany świadek, sprawa zdaniem Ryo nieźle komiczna.
Synonim wiarygodności? Chyba parodii wiarygodności.
Ryo spojrzała na zmiennokształtnego.
- W sumie masz rację. Chyba nic tu po nas.
- Zgadzam się - przytaknął Edwin po wysłuchaniu obydwu kobiet. - Dodam tylko, że to iż mi samemu udało się przeżyć spotkanie z Gaarem, miało swoją cenę, zaś osoba, o której mówimy, jest zainteresowana niezwykłymi właściwościami powłoki Bezimiennego. Tak więc niezależnie czy podejmiemy w tej sprawie jakieś działania, czy też ją zignorujemy, ta osoba z pewnością po nas wróci. Nasze życia są zagrożone od momentu spotkania z nią. Jeśli więc próba podjęcia walki, miast biernego czekania na nieuniknione jest przejawem głupoty, to niniejszym oświadczam, iż jestem największym z głupców.
- Fushigi zrobił to, co każdy zwiadowca powinien na jego miejscu. Czyli w obliczu niebezpieczeństwa zrobił wszystko by przeżyć jak najdłużej i zdobyć informacje. Dla tego udawał odurzonego. -odparła Aki, powoli wstając z krzesła. - Przesłuchaliśmy tylko jego z prostego powodu, Draugdin był zbyt ciężko ranny, by stosować na nim silne metody, Pan Brightsight z racji na swój wiek byłby gorsza osoba do tego typu analizy a ty… -tu spojrzenie mentorki przeniosło się na ognistą wiedźmę. -[i]... po prostu się nie nadajesz Ryoku. Nie jesteś w stanie panować nad myślami, więc zgodnie stwierdziliśmy, że nie ma po co ryzykować z twoim umysłem. Przez chwilę zdawało się, iż blondynka chce odpowiedzieć, też na słowa Bezimiennego, ale jak gdyby powstrzymała się w ostatniej chwili.
- I jest Pan głupcem lub osoba, której po prostu brakuje doświadczenia. -przerzuciła uwagę na Edwina. - Niczego się Pan tu jeszcze nie nauczył? Powinieneś umieć patrzyć na to, czego nie widać. Czemu od razu zakładasz, że to walka jest potrzebna oraz to, że wasze życia są w zagrożeniu. Czy osoba tak potężna, by obejść zabezpieczenia piętra miałaby problem z zabiciem was w klubie? Niech Pan nie zastanawia się nad tym, co on robił, a czego nie zrobił. I dlaczego tego nie uczynił. Tak postępują zwiadowcy. -skarciła staruszka, posyłając mu twarde spojrzenie. - To wszystko? Jeżeli tak proszę, byście opuścili mój gabinet. -dodała, ponownie opadając na krzesło. Bariera blokująca drzwi natomiast zniknęła.
- Tak mistrzyni. - Bezimienny nie pozwalając nawet otworzyć ust Ryo, chwycił ją za kołnierz i pociągnął w stronę drzwi. - Już wychodzimy. - spojrzał znacząco w twarz piromanki, nie puszczając jej ubrania. - Dziękuję za pouczającą rozmowę mistrzyni. Na pewno wyciągniemy z niej wnioski i na pewno będą inne niż te, których się po nas oczekuje.
Nie wiedział dokładnie, dlaczego wypowiedział ostatnie zdania. Najwyraźniej coś (być może szacunek dla nauczycieli) w nim pękło.
Edwin wciągnął mocno powietrze, umiejętnie tłumiąc swe emocje od wyjścia na wierzch, jak tylko starszy człowiek potrafi, a gdy je wypuścił jego twarz była ponownie bezkresnym oceanem spokoju i opanowania.
- Być może jestem już zbyt sędziwy na naukę. Jednakże wiem, że bycie kukiełką w cudzych rękach może być znacznie gorszym losem niż śmierć - stwierdził krótko, po czym odwrócił się i z dłońmi splecionymi za plecami udał się za Ryo i Bezimiennym w kierunku wyjścia, zaś zanim zamknął drzwi, rzucił jeszcze tylko krótkie: - Do zobaczenia, mistrzyni Aki.
Ryo nie raczyła niczego skomentować. Nie miała na to komentarza. Pomijając uwagę Aki, która uderzyła w jej dumę, jak i wyraźne zlekceważenie pozostałych świadków, nie była zła. Była wściekła. Dla piromanki było to oczywiste, że nauczycielom wcale nie zależy na sukcesie śledztwa ani na życiu regularnych. Phi, przecież byli tylko kolejnymi wspinaczami w wieży, którzy dostaną się dalej albo nie. Albo zginą jak Arthasis. A to całe gadanie o bezpieczeństwie tylko sprawiało, że Ryo miała ochotę parsknąć śmiechem na odpowiedź Aki prosto w jej oczy. Każdy mówił: “Tak, zajmiemy się”, ale praktyka życiowa Ryo nauczyła ją tego, że przeważnie to się na słowach i zapewnieniach kończyło. Na pewno nie będą szukać Aidana i Sharrath albo nie odnajdą co więcej, pokazało to dobitnie, że coś mają za karkiem.
Stwierdziła, że nie ma po co ciągnąć tej rozmowy dalej. To przekonało natomiast Ryo tylko do tego, że jeżeli umie się liczyć, to nie powinno się liczyć na nauczycieli. Postanowiła sama wziąć sprawy w swoje ręce.
Nie pożegnała się z mistrzynią. Dała się poprowadzić Bezimiennemu, który słusznie ją wyprowadził natychmiastowo z gabinetu, nie dając jej dojść do słowa. Pewnie Ryo wybuchnęłaby śmiechem albo ciągnęłaby ostrzejszą szarpaninę słowną, co skończyłoby się dla niej źle.
Bez słowa opuściła gabinet razem z towarzyszami.
Kiedy zaś towarzystwo oddaliło się daleko od drzwi pokoju Aki, Ryo dała upust nerwom w postaci pogardliwego prychnięcia.
- Jasne. Ja się nie nadaję! - przedrzeźniała ton Aki, gdyby na podłodze leżałby kamień, Ryo kopnęłaby go, nadając mu zabójczą siłę i prędkość. Miała wyraźną ochotę wtłuc komuś. Widać, słowa Aki bardzo ją rozsierdziły. - Oni sami utrudniają sobie to śledztwo! Jak przy głupiej hipnozie udało się nam dociec do tego, że Aidan i Sharrath odeszli z tym kimś, to może nawet udałoby się wyciągnąć informacje o tym ktosiu! Ale nieee, po co przepytywać resztę? Jeszcze coś wyskoczy mi z głowy i ich zje. Albo starość Edwina przejdzie na Aki. Albo ty kogoś zlustrujesz, Bezi. Pf, założę się, że nawet jakby Draugdin wyzdrowiał, to by go nie przepytali.
Po chwili złorzeczenia powiedziała Bezimiennemu i Edwinowi:
- Wiecie co? To przekonało mnie, że na nauczycielach nie warto polegać. I miałam rację, że coś kryją i nie zależy im na naszych żywotach. Róbcie, co uważacie, ja zamierzam kontynuować śledztwo. Ale na własną rękę. Nie potrzebuję pomocy tych zadufanych rankerów - prychnęła gniewnie.
Dłoń okryta lustrzanym tworzywem ponownie chwyciła kołnierz Ryo.
- Nie pomniejszając lekceważącego podejście Aki do tej sprawy, w jednym miała rację. Jesteśmy tylko niewyróżniającymi się regularnymi klasy E. Ten, kto porwał Aidana i Sharrath jest od nas wszystkich o wiele potężniejszy i posiada umiejętności, które zapewne dają mu łatwe zwycięstwo nawet nad kimś silniejszym od niego. - Wzrok Bezimiennego wwiercał się w oczy dziewczyny, zupełnie jakby zmiennokształtny chciał zobaczyć jej duszę. - Śledztwo, na którego końcu jest śmierć… jest bezsensowne. Zginiesz, jeśli wpadniesz na trop. Czy pomoże to w czymś porwanym?
Dziewczyna odtrąciła rękę Bezimiennego od swego kołnierza. Zrobiła to trochę zbyt silnie dla siebie, przez co poczuła ból w przedramieniu jak po mocnym uderzeniu o coś twardego. Pomasowała sobie rękę, po czym odpowiedziała:
- Zginąć mogę w każdej chwili, a jeśli mam zginąć, to wolę przed tym coś zdziałać niż stać bezczynnie i przyglądać się temu wszystkiemu. A skoro tak przeszkadzam naszym mentorom, to proszę bardzo, niech się tym zajmują beze mnie. Sama się zajmę swoimi sprawami. Nawet rankerzy nie są w stanie wszystkiemu zapobiec. Zrozum jedno i to, co ci kiedyś powiedziałam. Gdyby nie Irria, to Aki i Zuu ani by się nami nie przejęli, ani pofatygowali po nas. Jesteśmy dla nich nic nieznaczącymi mróweczkami tak jak dla tych z wyższych pięter, tak dla rankerów, a dla nieregularnych tym bardziej. Jesteśmy tylko kolejną partią armatniego mięsa. Ot jesteśmy, a po nas będą następni i nie ostatni, póki Wieża egzystuje. Nawet dla istot z tego piętra nie znaczymy nic. Skrycie nas nienawidzą, a gdyby tylko mogli, wypatroszyliby nas żywcem - następnie dodała szorstko. - A na następny raz prosiłabym uprzejmie, byś przestał mnie szarpać za ubranie.
- To idź. Droga wolna. Jakie kwiaty przynieść na twój grób? - padła odpowiedź, której Ryo prawdopodobnie nie spodziewała się po Bezimiennym.
Ryo nie wyglądała na ani trochę zdziwioną odpowiedzią przyjaciela. Może jednak się spodziewała?
- Kwiaty to zaniesiesz Aki z podziękowaniami za eliminację niebezpiecznej puli genowej, i ode mnie za to, że zostawiła mnie samą z problemami. A tak na marginesie, to wara mi z chwastami od mojego grobu. Tam będzie stała świątynia. Jak zmartwychwstanę albo odrodzę się, to nie zamierzam budzić się w sianie - Ryo odparła niemal natychmiastowo.
Burknęła gniewnie, rozmowa z nauczycielką tłukła się jej w głowie.
- Jak rozmawiałam z Makai`em, to jakoś wtedy byłam najlepszą studentką, co najwięcej widziała ze wszystkich. A teraz nagle jestem nieodpowiednią osobą, bo “nie panuję nad myślami”. Niech odpowie mi ktoś na pytanie: kto tu powinien się leczyć na sklerozę, kto na głowę, a kto na nogi, bo na głowę za późno? - rozjuszyła się na to pytanie.
Piromanka wyrzucała z siebie morze wściekłości, wszystko to, co się w niej zgromadziło w ciągu ostatnich kilkunastu minut.
- Zaczynam mieć tego serdecznie dość. Nie będę już nikogo ostrzegać ani nikomu nic mówić. Wkurwia mnie piekielnie to, że mnie nikt nigdy nie słucha ani nie traktuje poważnie, albo traktuje jak wariatkę. Nawet mentorzy. Więc od teraz mam wszystkich gdzieś. Nie interesuje mnie cudze, żałosne życie - marna namiastka egzystencji, co kończy się tylko i wyłącznie śmiercią. Wyjątek robię tylko dla moich towarzyszy. Dla nikogo innego. Tak będzie najlepiej.
- Uważaj, żebyś nie stała się kimś, kogo potem znienawidzisz - ostrzegł poważnym głosem Edwin, po dłuższej chwili również włączając się do rozmowy, choć wyglądał na dość wyczerpanego debatą z nauczycielką i prawdopodobnie najchętniej położyłby się do łóżka. - Jeśli opinia kogoś, kim gardzisz ma na ciebie taki wpływ, że postanowiłaś zmienić swój charakter, to być może rzeczywiście powinnaś popracować nad opanowaniem swych emocji. Szczerze obawiam się, że podejmowanie pochopnych decyzji w czasie nadmiernego uniesienia może cię kiedyś zgubić, Ryo.
- Nie postanowiłam zmienić charakteru z powodu kogoś, bo jestem egoistą i hedonistą. Nie interesują mnie inni. Może inaczej: dla kogoś to czynię. Nie z powodu kogoś.
Kto wie, może to Ryo była kimś, kogo nienawidziła, a potem przekładała to na resztę świata? Czy pod obliczem twardej, nieustępliwej jędzy kryła się inna osoba, z masą kompleksów i lęków?
- A jaką to tak charyzmatyczną osobowość miałabym gardzić, że dla niej chciałabym zmienić charakter? - spytała Edwina.
- Chodziło mi o mistrzynię Aki - wyjaśnił starzec. - A wcześniej z pewnością nie zachowywałaś się jak egoistka. Może jak hedonistka, ale z pewnością nie egoistka - dodał i zastrzygł wąsami w lekkim uśmiechu. - Nie wiem, jakie są wasze cele, ale ja przybyłem do Wieży po to, żeby uratować życia. Setki tysięcy żyć nieznanych mi osób. A każde z nich warte więcej niż życie takiego słabego i nieudolnego starca jak ja. Jednakże z powodu jakiegoś boskiego zrządzenia losu, to ja zostałem wybrany, by je wszystkie zbawić i bez wahania przyjąłem na siebie to brzemię. Zaś ze wszystkich regularnych z tego piętra, których miałem okazję poznać, ty oraz panienka Kil wydałyście mi się jedynymi osobami, które na moim miejscu postąpiłaby dokładnie tak samo. Pragnąłbym wierzyć, że nie pomyliłem się w swym osądzie.
- Jeśli nie chcesz być traktowana jak rozwydrzony bachor, to się tak nie zachowuj. - Bezimienny skomentował zachowanie dziewczyny w typowy dla siebie sposób. - Pan Edwin ma rację, jeśli chodzi o twoje emocje. Jeśli zachowasz się głupio… zginiesz. Tylko zginiesz. Nic więcej. Nie będzie żadnego odkrycia, żadnej wskazówki. Tylko śmierć. - zmiennokształtny wyciągnął w stronę małej wiedźmy rękę. Początkowo mogło to wyglądać, jakby chciał ją uderzyć w głowę, lecz skończyło się jedynie na lekkim rozczochraniu włosów. - Też nie chciałbym poznawać wnętrza twojego umysłu. Musi tam być duży bałagan zważywszy na twoje wchłanianie informacji z otoczenia.
- Jestem rozwydrzonym bachorem i mam wzrost rozwydrzonego bachora. Jak mam się inaczej zachowywać? - odparła Bezimiennemu z przekorą, wzdychając teatralnie. - Z bałaganem w mym umyśle, jest jak z bałaganem na zewnątrz. Łatwiej mi w nim wszystko znaleźć.
Spojrzała na obu towarzyszy hardym wzrokiem, jednak w nim było coś zmieszanego z pokorą.
- Może i jestem szalona, przyznając każdemu z was po trochu racji. Ale na moje postrzeganie otoczenia niewiele poradzę. Tak samo, jak Koryu na swoją zbroję. Jestem jednoosobowym Chaosem. Ale żeby pomóc naszym kompanom, chcę i z tym coś zrobić. Jednak niech mnie pan źle nie zrozumie, panie Brightsight. Ja nie zmieniam charakteru z powodu mistrzyni Aki - wzruszyła ramionami. - Nie czynię tego dla żadnego z nauczycieli. Żeby tak było, trzeba byłoby mieć do nich, choć odrobinę serca. A we mnie nie ma go już ani trochę.
- Nad chaosem pozastanawiasz się jak będziesz mniej emocjonalnie myśleć. - Bezimienny spojrzał z politowaniem na Ryo. - Wiesz co, chodź się napić. Tym razem ci pozwolę. Nawet ci coś postawię. Idzie pan z nami, panie Edwinie?
- Po ostatniej przygodzie z alkoholem zrobiłem się dość sceptyczny wobec trunków - odparł z uśmiechem starzec. - Jednak kieliszeczek lub dwa zawsze dobrze robiły mi na trawienie. Myślę, że z miłą chęcią przyjmę ofertę.
Mała wiedźma poparła pomysł Bezimiennego. Trójka towarzyszy udała się do niezwykłej stołówki Homi`ego, gdzie można było sobie zamówić, co dosłownie tylko dusza pragnęła. <!--DOCTY-->
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.
Karmazyn jest offline  
Stary 18-04-2014, 22:37   #199
 
Tropby's Avatar
 
Reputacja: 1 Tropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skałTropby jest jak klejnot wśród skał
Walka w klatce

- Ha… haha… hahaha… - niemal szalony śmiech wyrwał się z ust Bezimiennego. “Jesteście zwykłymi niczym nie wyróżniającymi się wspinającymi klasy E”. Jak na takich nie wyróżniających się to niezłe zamieszanie tutaj panuje z naszego powodu. - Zmiennokształtny szybko ochłonął i się uspokoił. - Radziłby się zastanowić czy strzelanie to dobry wybór. W końcu mogę wejść na linię strzału. I co wtedy? Pogniewasz się, prawda ciulu? Może byś się tak pokazał, a nie tylko obserwował z ukrycia jak tchórz, gdy podwładni odwalają za ciebie brudną robotę?
Płaszcz okrywający lustrzane ciało poruszył się co mogło świadczyć o przygotowaniu dziecięcia czasu do skoku. Jego towarzysze natomiast usłyszeli głos, który zdawał się docierać do ich mózgu bez użycia dźwięku. - Nie grajcie bohaterów i uciekajcie. Mnie tylko pojmie. Was zabije. Zatrzymam go najdłużej jak dam radę.
Edwin przytaknął w skupieniu. Nie było sensu się sprzeczać. Musieli się wycofać, zdobyć więcej informacji o swoim przeciwniku i ocenić jego siłę zanim będą mogli wykonać odpowiedni ruch.
- Będziemy cię wspierać z ukrycia. Wybierzcie różne kierunki i rodzielcie się. To utrudni mu ewentualny pościg - rzucił jeszcze do Bezimiennego i reszty na tyle cicho, by stwór na skraju polanki go nie dosłyszał. Następnie zaś puścił się pędem w przeciwnym kierunku, szybko oddalając się od ich wroga, by jak najprędzej skryć się między drzewami.
Baak nie czekał od razu ruszył biegiem w stronę lasu. Draugdin jednak nie ruszył się nawet o krok. - Wybacz Bezimienny ale nie jestem z tych co zostawiają przyjaciół. -stwierdził wojownik, dobywając swej katany.
- Eggo też nie zostawi! -pisnęło jajeczko.
Robot zerknął po uciekających, a jego oczy błysnęły jaśniejszą czerwienią.
- Organizmy żywe próbują ucieczki. Aktywować procedurę trzecią. -wyrecytował, a parę wypustek na jego ciele schowało się do środka.
Na skraju polany z ziemi poczęły wyskakiwać metalowe kijki. Widać wróg był dobrze przygotowany, bowiem pręty zaczęła łączyć energetyczna sieć. Całą polane otoczyła kopuła z Shinso, nie można było uciec w las, czy też w niebo.
- Organizmy żywe muszą zostać zlikwidowane, cel musi zostać pojmany. - kolejna komenda padła z wnętrza hełmu gdy robot opadł z drzewa, prosto na polankę,uginając delikatnie nogi przy lądowaniu.
- To nieco utrudnia sprawę - stwierdził Edwin, zatrzymując się w połowie drogi między drużyną, a zaporą, po czym od razu zaczął wypowiadać magiczne słowa: - O vengeful spirit of law and justice, holy executioner of Faerie Kingdom, come to this realm and deliver your righteous judgement upon all perpetrators who stand in our way.


Po chwili zaś z otwierającego się nieopodal portalu wyleciała już trzecia wróżka, tym razem uzbrojona w łuk.
- Witaj Edwinie - przywitała się skinieniem głowy ze starcem, jednak jej głos był dziwnie obojętny w porównaniu do pozostałych wróżek. - Dawno się nie widzieliśmy. Czyżby twoje magiczne moce zostały nadwątlone w trakcie podróży między wymiarami?
- Na to wygląda - przytaknął lokaj, jednak wróżka już przeniosła swą uwagę na przedziwnego robotycznego stwora. - Ciebie również miło widzieć, Violet.
- Czy to jest łotr z którym przyszło ci się zmierzyć? - zapytała z wyraźnie rosnącym zainteresowaniem.
- Owszem. Jak sam twierdzi, przybył tu by nas wyeliminować i pojmać naszego Bezimiennego kompana - potwierdził Edwin.
- Cudownie! - zapiszczała wróżka, z lubością nakładając strzałę na cięciwę swego malutkiego łuku, który w teorii nie mógłby zagrozić żadnemu stworowi większemu od wiewiórki. - W takim razie natychmiast wymierzę mu zasłużoną sprawiedliwość.
Violet naciągnęła swój łuk i wecelowała w robota. Podobnie uczynił Edwin, dobywając zza pasa swego czarnoprochowego pistoletu. Zanim jednak oddał strzał postanowił wyostrzyć swój słuch i za pomocą echolokacji zbadać nietypowe ciało ich przeciwnika. Z pewnością znajdowało się w nim wiele nietypowych broni, które starzec próbował zidentyfikować. Ciekawiło go również czy posiada on ludzkie organy, czy też całe jego wnętrze jest zmechanizowane.
- On jest tutaj z mojego powodu. Oczekiwanie, że pozwolicie się zabić walcząc ze mną ramię w ramię nie ma nic wspólnego z przyjaźnią. - lustrzany osobnik rozejrzał się przyglądając kopule z shinso. - No ale i tak chyba nie mamy już o czym mówić. Eggo trzymaj się z dala. Dzielny lider nie stoi w pierwszej linii i dowodzi innymi z dystansu. Draugdin trzymaj się blisko, najlepiej tuż za mną, by nie mógł w ciebie strzelać.
Zmiennokształtny przyjrzał się robotowi. Na myśl nasunęli mu się strażnicy z pierwszego testu. Wtedy nie mógł przemienić się w jednego z nich. Czy było to spowodowane faktem, że to roboty, czy może coś blokowało moce zbroi? Nie wiedział i zamierzał się tego dowiedzieć.
Przymknął na chwilę oczy, a gdy je ponownie otworzył… świat wokół przestał być widoczny w sposób normalny dla ludzi. Każdy obiekt rozbił się najpierw na cząsteczki, a później na atomy.
- Powiedz mi robociku, ile istot zabiłeś?
Jego dłonie w tym czasie schowane za plecami wycelowały w Edwina. Odmładzająca energia shinso poczęła płynąć w stronę starca, jednak w każdej chwili przepływ mógł zostać zatrzymany, gdyby przeciwnik coś wyczuł.
Draugdin przytaknął słowom Bezimiennego, stając kawałek za nim. Eggo okrył się ciasno płaszczem Dziecięcia czasu, tak ze tylko jego oczka wystawały znad czoła shinsoity. Zmysły lustrzanego bytu zbadały przeciwnika, którego budowa była niezwykle podobna do robotów z pierwszego testu. W jego głowie znajdowało się duże skupisko energii Shinso, tak samo jak w niektórych wypustkach. Bezimienny nie wyczuwał życia od tego stworzenia.
Energia popłynęła w stronę staruszka, który kończył właśnie rytułał przyzwania. Edwin poczuł coś dziwnego, jak gdyby pewien ciężar zszedł z jego barków. Włosy zatraciły siwy kolor, a zarost skurczył się. Mężczyzna odmłodniał o dobrych parę lat.
Baak odczepił latarnię od Edwina, tka ze teraz dwa pudełka krążyły dookoła niego, mędrzec póki co nie podejmował żadnych działań.
- Dane niedostępne, brak komendy. -odparł robot na pytanie bezimiennego, a celownik z jego oka, został skierowany na Edwina. Pistolet znowu wyskoczył z przegub, tylko że tym razem od razu wystrzelił w stronę lokaja. Ten instynktownie rzucił się na ziemię, a werwa wynikająca z odmłodzonego ciała, pozwoliła mu uniknąć pocisku. Ten uderzył o energetyczną ścianę otaczająca polanę, zmieniając się w proch.
- Wszyscy mają być w ruchu! -krzyknał Draugdin i ruszył slalomem w stronę robota.
Edwin zaś objął wroga swym słuchem wroga istotę. Tak jak wcześniej dostrzegł to Bezimienny, nie był to żywy organizm. Mężczyzna wyczuł jednak w jego wnętrzu sporo rzeczy. Znajdował się tam minimum jeszcze jeden pistolet, jakieś łańcuchy, zaś na plecach ukryte były jakieś podłużne tuby, których przeznaczenia staruszek nie znał.
Robot zerknął na pędzącego szermierza, a jeden z wypustków ze świstem poszybował w stronę mężczyzny.
Ten rzucił się na bok, turlając się po trawie z dala od przedmiotu. Był to dobry ruch, bowiem wypustka została rozerwana przez silną eksplozję, jej szczątki rozsypały się po okolicy, zaś dym uniósł wysoko w górę. Był to naprawdę silny granat.
Mistrz miecza podniósł się z ziemi ruszając dalej w stronę ich przeciwnika.
Wtedy tez garłacz Edwina wystrzelił, jednak robot poruszał się tka szybko, że kula smignęła z dala od jego obecnej pozycji.
Jednak nie był to bezużyteczny strzał, pozwolił on bowiem katanie Draugdina dosięgnąć celu. Ostrze opadło na prawa rękę robota… odbijając się od jego pancerza. Co prawda delikatnie uszkodziło metalowa powłokę, ale nie wyglądało na to by wyrządziło to istocie szkody.
- Głupcze mam plan. Potrzeba mi Ciebie głupcze. -Baak podkicał w stronę Edwina, przekrzykując wystrzały.
Robot bowiem wysłał jeszcze dwa pociski w stronę szermierza. Pierwszy z nich Draugdin odbił kataną, drugi zaś wyminął zgrabnym piruetem. Zrobił to na tyle wprawnie, że jego katana uderzyła o lufę malutkiej broni, rozcinając ją na pół...oręż wroga stał się bezużyteczny.
- Mów jaki masz plan, Mędrcze - odparł Edwin, zaczesując ręką do tyłu swe kruczoczarne włosy. Tak, młode ciało z pewnością było dużo silniejsze i zwinniejsze niż to pamiętał, jednakże wyćwiczonych refleksów się nie zapomina. - Do czego potrzebne ci me zdolności?
- Wykorzystajmy barierę przeciwko niemu. Przyczepmy twej wróżce moja latarnie głupcze, jemu drugą. Zamienimy ich miejscami gdy twoja głupia wróżka wleci w barierę, głupcze. -zaproponował mędrzec.
- To mogłoby zadziałać - stwierdził lokaj, gładząc się po swej gęstej brodzie. - Dalsza walka z nim może źle się dla nas skończyć. Wyczułem na jego plecach trzy ogromne pociski. Violet, co o tym sądzisz?
- Jeśli jest to jedyny sposób by ukarać tego łotra za jego występki, to jestem gotowa podjąć każde ryzyko - odparła pewnie wróżka, opuszczając swój łuk. - Zrobię co będzie trzeba.
Po tym jak Baak przyczepił swą latarnię do Violet, ta miała zamiar zbliżyć się do bariery na odległość kilkunastu metrów, po czym ponownie naciągnęła strzałę i wycelowała jeszcze raz w robota, gotowa by w chwili gdy Mędrzec zacznie przygotowywać się do teleportowania jej natychmiast rozpędzić się i ruszyć w jej kierunku.
Edwin natomiast w tym samym momencie krzyknął do szermierza:
- Draugdinie! Za wszelką cenę musisz zajać uwagę naszego wroga! To jedyny sposób żebyśmy zwycieżyli! Jeśli nasz plan się nie powiedzie, to wszyscy możemy tu zginąć!
Słowa te zaś były przesycone shinso, które miało zmotywować towarzysza do bardziej zaciekłej walki. Zaraz potem lokaj przeładował swój pistolet z zamiarem ponownego oddania strzału w robota.
- Ilość zabitych? - Bezimienny bez specjalnego entuzjazmu próbował odgadnąć właściwe polecenie. W sumie w swoim obecnym ciele nie mógł nic zrobić robotowi bez zbliżania się do niego na odległość wyciągniętej ręki. A nóż układy sterujące przeciwnikiem stwierdzą, że mają dość i zwyczajnie się wyłączą.
- Eggo… mógłbyś najszybciej jak umiesz polecieć do pana Edwina i Baaka i im pomóc? Z pewnością przydadzą im się dodatkowe latarnie. Ja muszę coś zrobić i możesz się na mnie nie utrzymać.
- Eggo pomoże! -stwierdziło jajeczko wznosząc się w górę i ruszając w stronę wskazanej przez Bezimiennego dwójki.
- Draugdin przydałbyś mi się teraz! - zmiennokształtny zwrócił się do szermierza, ruszając nieśpiesznym krokiem w stronę robota. Nie zanosiło się, by musiał się spieszyć. Nie miał być zabity.
Słowa Edwina napłynęły do uszu Draugdin napełniając go dodatkową motywacją do walki. To magiczne wsparcie, dodało chyba wojownikowi werwy, bowiem zaatakował ze zdwojoną zaciekłością. Miecz znowu opadł na mechaniczna rękę, pogłębiając pęknięcie w pancerzu, oczy robota błysnęły mocniej gdy spod przyłbicy wypłynęły kolejne słowa.
- Istota stanowi zagrożenie, rozpoczynam procedurę eksterminacji.

Eggo podleciał do Baaka i Edwina zerkając pytająco to na mędrca, to na staruszek.
- Ja chcieć pomóc! –pisnęło jajeczko, zaś Baak machnął energicznie w jego stronę swoja laską.
- Dobrze głupcze, przygotuj swe latarnie, odwrócisz nimi uwagę! –zadecydował kapelusznik
Ręka robota zaczęła obracać się, gdy z jej czubka wyskoczyło kilka ostrzy. Rotacja sprawiła iż ramię zmieniło się w potężne i zapewne śmiercionośne wiertło. Draugdin jednak jak zawsze pokazywał swe umiejętności. Uniknął pchnięcia przeciwnika, odskakując o krok do tyłu, gotowy do kontrataku.
Edwin przeładował swoją broń, wróżka naciągnęła łuk a główna walka trwała w najlepsze. Katana Draugdina zalśniła energią gdy ruszył do kolejnego ataku. Robot chyba jednak szybko się uczył, bowiem okręcił się tak, że katana przecięła powietrze. Zrobił to w ostatnim momencie, tak że Draugdin stracił na moment równowagę. Przeciwnik wykorzystał to bez cienia litości. Wiertło uderzyło w umięśniony brzuch, rozrywając tkanki i mieląc wszystko na swej drodze. Krew strzeliła jak z fontanny a wojownik ryknął z bólu, plując krwią w ogromnych ilościach.
Edwin oddał desperacki strzał w stronę zabójcy, lecz ten poruszył tylko głowa pozwalając pociskowi by go wyminął, podobnie było ze strzałą wypuszczoną przez Violet.
Bezimienny dobiegł na wystarczająca odległość by zrzucić swój płaszcz, w momencie gdy wiertło przebiło wojownika na wylot. Mistrz miecz spojrzał jeszcze ostatkiem sił na Dziecię czasu, tak ze jego twarz odbiła się w lustrzanej zbroi. Sylwetka lustrzanego bytu zafalowała, kiedy przybierał kształt wojownika.
Draugdin jednak już tego nie zobaczył, jego oczy zasłoniła biel a katana wypadła z dłoni. Ciało zsunęło się z zwalniającej obroty dłoni. Łowca był martwy.
Baak opuścił wzrok, wspierając się na swojej lasce. – Głupie jajko bądź gotowe na mój sygnał. mruknął tylko mędrzec.
 

Ostatnio edytowane przez Tropby : 18-04-2014 o 22:42.
Tropby jest offline  
Stary 18-04-2014, 22:44   #200
 
Karmazyn's Avatar
 
Reputacja: 1 Karmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputacjęKarmazyn ma wspaniałą reputację
Walka w klatce part II: Zgiń!

- Ty pieprzony… - Bezimienny wysyczał przez zaciśnięte zęby, tłumiąc w sobie przekleństwo. - Nie myśl sobie, że ujdzie ci to na sucho. Wyłącz się chuju! Aktywuj autodestrukcję! Zgiń!
Wyciągnał przed siebie rękę z zamiarem naznaczenia robota odpowiednim znakiem. Czy zostanie przez wroga zaatakowany? Teraz go to nie obchodziło. Liczyła się jedynie zemsta. To przez niego się tutaj pojawili. On był współwinny śmierci przyjaciela. Zaryzykowanie życiem w celu wyeliminowania tego, który zabił Draughina, nie wydawało się wysoką ceną.
Pewniej chwycił w świecące od energii dłonie katanę, której ostrze również zaczęło pokrywać się shinso.
- Zginiesz! - powtórzył i z szalonym uśmiechem na ustach ruszył na robota z zamiarem dokończenia dzieła, które rozpoczął martwy szermierz.
Edwin tymczasem ze spokojem odwiesił swój pistolet i wyczarował trzy ogniste kule, które popędziły na spotkanie z robotem, z zamiarem krążenia dookoła jego głowy, dopóki się o nią nie rozbiją. Fioletowowłosa wróżka natomiast naciągnęła kolejną strzałę, jednak nie wystrzeliła od razu, zamiast tego skupiając się na dokładnym wycelowaniu.
- Bezimienny! - starzec zawołał do swego lustrzengo kompana. - Nie pozwól, by poświęcenie pana Draugdina poszło na marne! Musisz za wszelką cenę utrzymać jego uwagę jeszcze chwilę dłużej!
Robot nawet nie zerknął na truchło Draugdina, jego wzrok od razu przeniósł się na grupkę regularnych przy skraju polany.
- Duże zgrupowanie organizmów żywych. Rozpoczynam procedurę czwartą. - wypłynęło spod przyłbicy, a coś na plecach wroga zaskrzypiało głośno. Niewidoczne dotąd dla regularnych płyty odsunęły się, ukazując wykryte wcześniej przez Edwina pojemniki. Okazało się, że były to rakiety. Dwie z nich uniosły się w górę, wycelowane sponad barków robota w stronę odmłodzonego staruszka i dwóch latarników. Głośno zasyczało, gdy ogień trysnął z dysz, wysyłając dwa pociski w stronę niepożądanych przez robota celów.
Nim którykolwiek z regularnych zdołała zareagować, pierwsza trafiła już między nich. Sylwetki całej trójki zostały wyrzucone w górę, a ziemia dookoła nich została rozerwana, tworząc potężny krater.
Mędrzec miał wielkiego pecha, siła odrzutu cisnęła nim bowiem prosto w drugi z nadlatujących pocisków. Jedynie jego melonik opadł na ziemię… tak samo, jak i latarnie, które zgaszone wbiły się w grunt.
Edwin i Eggo żyli, jednak byli mocno poturbowani, skorupka jajeczka była cała popękana, natomiast ciało Edwina pokryte było poparzeniami oraz głębokimi ranami, które wywołały u niego skalne odłamki.
- Pozostały trzy cele organiczne oraz przedmiot operacji do schwytania. -zadeklarował robot, gdy na jego piersi zaiskrzył znak wywołany przez Bezimiennego. Ten w ciele Draugdina doskoczył do wroga, wściekle tnąc swoja katana od góry. Podwójnie wzmocniona mocą Shinso broń rozcięła pancerz wroga oraz kilka kabli wewnątrz jego torsu. Było to jednak zbyt mało by go zatrzymać, hełm przekręcił się w stronę Bezimiennego.
- Rozpoczynam procedurę schwytania.
Po tych słowach w stronę przemienionego dziecięcia czasu wystrzeliły dwa pokryte Shinso łańcuchy. Wyłoniły się z otwartych dysz w piersi wroga. Pierwszego zdołała on uniknąć, jednak drugi otoczył szyję lustrzanego bytu. Mocnym pociągnięciem sprowadził go na kolana, przed robotem.
Violet, która zestresowała się całym tym wydarzeniem, chybiła ze swego łuku, po czym z krzykiem ruszyła w stronę swego Pana. - Edwinie, nic ci nie jest!? -krzyknęła zatroskana.
Staruszek leżący w kraterze po wybuchu zdołał wyczarować trzy ogniste kule, jednak z trafieniem w takim stanie było gorzej. Dwie nawet nie doleciały do celu, gasnąć w powietrzu, z powodu braku koncentracji. Tylko jedna śmignęła koło robota, chybiając. Zaczęła jednak zawracać, zapewne by niebawem spróbować znowu.

[media]http://www.youtube.com/watch?v=VlhO5zPpzgI[/media]

Lustrzany osobnik wiedział, co stało się z jego towarzyszami. Nie musiał się nawet oglądać. Gniew, nienawiść i jeszcze kilka innych emocji, o których posiadanie się nie podejrzewał, zaczęły w nim narastać. Gdzieś z głębi dobiegł dobrze znajomy śmiech…
Sylwetka Bezimiennego zaczęła… trzeszczeć, zupełnie jak źle wyregulowany telewizor. Coś działo się nie tylko z jego zbroją, lecz również z nim samym. Walka z robotem nie była jedyną, w której brał udział. W tej drugiej na razie wygrywał. Trudno było powiedzieć jak długo. Wygląd Draugdina nie zniknął.
- Umrzesz. - wysyczał przez zaciśnięte zęby, zmuszając się do chwycenia powietrza. Jego zmysły wyczuły niedaleko niego żołądź zagrzebany odrobinę w ziemi. Sięgnął ręką, zbierając go wraz z odrobiną gleby. - Rozpoczynam procedurę zniszczenia. - powiedział mieszaniną trzech głosów. Jeden bez wątpienia był szermierza. Drugi najbardziej na myśl przywodził warczenie. Trzecim był normalny głos Bezimiennego.
Zaciśnięta ręka ruszyła w stronę pęknięcia pozostawionego na torsie robota. Czas zaczął płynąć, przyspieszając płynięcie życiodajnych soków.
- Nie zbliżaj się - ostrzegł wróżkę Edwin, zatrzymując ją wyciągniętą przed siebie dłonią. - Poradzę sobie. Postaraj się wesprzeć Bezimiennego, a ja spróbuję umożliwić nam ucieczkę. Eggo, na razie zostajemy w leju. Tu będziemy bezpieczniejsi.
Violet przytaknęła i bez wahania nałożyła kolejną strzałę na cięciwę łuku. Lokaj zaś podniósł się jedynie do siadu, nie wychodząc z leju po wybuchu bomby, który robił za naturalną osłonę. Jego zasoby many były już na wyczerpaniu, jednak istniała szansa, że uda mu się otworzyć dla nich wyjście, bądź też całkowicie rozproszyć otaczającą ich barierę. Skupił się więc po raz kolejny i zaczął wypowiadać magiczne słowa, które mogły równie dobrze być jego ostatnimi.
Mimo duszącego Bezimiennego łańcucha wściekłość wzięła górę. Rzucił się on do przodu, wpychając malutkie nasionko w szczelinę w zbroi robota. Nim kolejne łańcuchy zdążyły wystrzelić z ciała wroga, potężny dąb począł rosnąć w jego wnętrzu. Pancerz został rozerwany od środka przez wijące się gałęzie, z miejsca na pistolet wystrzeliły liście, rakiety zostały otoczone korą.
Robot został uniesiony w górę, a tabliczka z jego numerem seryjnym opadła u stóp lustrzanego bytu. Napis na niej głosił „ Z 15673349
To jednak jeszcze nie był koniec, kawałek hełmu pochłoniętego przez drzewo, dalej błyskał czerwonym okiem. Celownik został wycelowany w stronę Edwina i reszty ukrywającego się w leju towarzystwa.
- Bzt…proes…bzt…pięć…bzt… -przerywana transmisja opuściła obszar spod przyłbicy, która otworzyła się, odsłaniając olbrzymią lufę. Źródło Shinso, które wcześniej Bezimienny wyczuwał, zostało skupione w środku tego działa. Jeżeli rakiety miały potężną siłę destrukcji, to ten pocisk zapewne byłby jak dziesięć takich.
Energia zbierała się u ujścia lufy, jednak dziecię czasu było szybsze od wystrzału. Ściana z Shinso zatkała wylot borni. Efekt można było łatwo przewidzieć.
Eksplozja rozerwała drzewo i odrzuciła lustrzana istotę kilka metrów w tył. Odzyskał on swój dawny kształt, ostatni ślad po Draugdinie zniknął wraz z eksplozją. Metalowy kawałek zbroi robota. zawirował w powietrzu i wbił się u stóp Edwina.
Mniej więcej wtedy zniknęła energetyczna bariera, staruszek nie musiał marnować mocy. Zwłaszcza że powoli wracały mu lata.
- Brawo, przyjacielu! - zawołał starzec, ociężale gramoląc się w górę leja, a gdy wreszcie stanął ponownie na zielonej trawie i rozejrzał się dookoła, zdołał wreszcie ogarnąć ogrom zniszczeń oraz strat, jakie poniosła ich drużyna. Mina momentalnie mu zrzedła, a w tym samym momencie włosy ponownie mu posiwiały, a na twarz powróciły zmarszczki. - Wielka szkoda, że straciliśmy dwóch tak znakomitych towarzyszy, jednakże czas nas nagli. Eggo, czy mógłbyś wzlecieć tak wysoko, jak jesteś w stanie i wysłać swoją latarnię jeszcze wyżej, aby sprawdzić, w którą stronę musimy się skierować, by dotrzeć do akademii?
Bezimienny leżał w miejscu, w którym rzuciła go siła eksplozji, nie poruszając w ogóle ciałem. Przez dłuższy czas wpatrywał się w niebo. Coś w jego wyglądzie się zmieniło, lecz teraz powoli wracało do wyglądu sprzed walki. Złoto ponownie stawało się srebrem.
- Czy… wszystko… z… wami… w… porządku? - dobiegło od niego. Zdawać by się mogło, że ma problemy z mówieniem wywołane obrażeniami po wybuchu. Jednak tak naprawdę na każde słowo przypadała chwila wewnętrznej walki, by nie zacząć wyć niczym dziki zwierz.
W końcu lustrzany byt stanął na nogach. Niepewnym krokiem ruszył po swój płaszcz.
- Którędy… do… akademii?
Eggo z trudem wzleciał do góry widać, że wybuch rakiety wywarł na stworzonku mocny efekt. Jajeczko leciało bowiem powoli i zygzakiem, trochę na pewno zajmie mu wydostanie się ponad poziom drzew.
Edwin zaś tymczasem zbliżył się do miejsca, gdzie życie swe zakończył Baak.
- Był zaiste przedziwną istotą - stwierdził, schylając się po melonik, który uniósł z namaszczeniem. - I bez wątpienia w pewnym sensie również wielkim mędrcem. Wielka szkoda, iż spotkał go taki koniec.
Lokaj podniósł także dwie latarnie, którym przyjrzał się uważnie i po zastanowieniu schował do swojego ATSa. Nigdy nie wiadomo kiedy mogły się przydać. Zaraz potem zaś skierował się w stronę linii drzew i zawiesił melonik Baaka na jednej z gałęzi, po czym złożył ręce jak do modlitwy i zaczął nucić pod nosem jakąś smutną melodię. Prawdopodobnie w ten sposób żegnano w jego świecie poległych towarzyszy.
Bezimienny bez słowa podszedł w miejsce, gdzie przed wybuchem znajdowało się ciało Draugdina i z ziemi podniósł jego katanę.
- Przynajmniej nikt nie naruszy jego ciała. - westchnął ze smutkiem. Przyjrzał się dokładnie katanie. Wyczuwał, że nie była to zwykła broń. Pewnie swoje kosztowała, a i w walce z pewnością była użyteczna. Tylko, że…
Broń samuraja była jego częścią. Jednak gdyby tutaj została, ktoś z pewnością by ją sobie przywłaszczył.
- Nie martw się przyjacielu. Zniszczę ją przy najbliższej okazji. Tych, przez których zginąłeś, spotka zasłużona kara. - lekkie drżenie ręki trzymającej ostrze świadczyło, że lustrzany osobnik mógł mieć przez chwilę na myśli samego siebie. - Obiecuję.
Eggo w końcu wrócił z góry i wylądował, dysząc ciężko na głowie Bezimiennego. Rozłożył się na niej, delikatnym ruchem rączki wskazując na północ. - Tam jest miasto. -wydyszało jajeczko, chowając skrzydełka do środka skorupki.
- Bardzo dobrze. W takim razie nie traćmy czasu - rzekł Edwin, kończąc składanie hołdu zmarłemu Baakowi i Draugdinowi, po czym ruszył czym prędzej we wskazanym przez Eggo kierunku. - Jednak gdy wkroczymy do miasta, musimy się upewnić czy nie czyha tam na nas więcej wrogów. Skoro byli w stanie zmienić miejsce naszej teleportacji, to znaczy, że mogli przejąć również kontrolę nad akademią. Więc jak to lubi mówić Ryo, miejmy się na baczności i nie dajmy się nikomu podejść.
- Dobra robota Eggo, a teraz odpocznij. Zasłużyłeś na paczkę cukierków. Ale powiedz mi jak daleko to miasto? - zapytał zmiennokształtny swojego przyjaciela, sięgając jednocześnie po porzucony na samym początku starcia kij.
- Umm...dużo? -zgadło jajeczko, dla którego pojęcia odległości było dość abstrakcyjne.
- Dobrze. - najwyraźniej orientacja w terenie była kolejną rzeczą obok alfabetu, przy której musiał pomóc Eggo. - Ruszajmy. Trzeba sprawdzić co z resztą.
 
__________________
Dłuższy kontakt może zagrażać Twojemu zdrowiu lub życiu.
Toczę batalię z życiem. Nieobecny na długi czas.

Ostatnio edytowane przez Karmazyn : 18-04-2014 o 22:59.
Karmazyn jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 05:11.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172