|
Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami) |
| Narzędzia wątku | Wygląd |
22-10-2007, 18:53 | #201 |
Reputacja: 1 | Sumar zaniemówił. Właśnie zwątpił z jakiego powodu pobił ważniaka... A golem chyba nawet nie wiedział, czemu Veren jest nie przytomny. - O co tu do cholery jasnej chodzi?! - wypalił krasnal. To wszystko było za bardzo zagmatwane dla takiego krasnala jak On. Sam nie wiedział co robić. Stał po prostu i gapił się w golema. Zapomniał o Sandorze. Dopiero, gdy dziewczynce zaczęło się coś dziać, krasnal szybko doskoczył obok niej i patrzył bezradnie. Chciał jakoś pomóc, ale raczej nie był w stanie nic wskórać. To podniósł ręce i przykucnął, to opuścił je bezradnie. A "pieprzony" Sandor dalej się uśmiechał.
__________________ Question everything. |
02-11-2007, 17:23 | #202 |
INNA Reputacja: 1 | Alfred Nie wiedząc co możesz zrobić podbiegasz do Verena z zamiarem ocucenia go. - Obudź się - Po chwili zastanowienia uderzasz maga w policzek otwartą dłonią myśląc, że to go obudzi. Niestety, żadne bicie Verena po twarzy nie sprawiło, że się obudził. Prawdopodobnie nawet gdybyś go kopnął, nic by to nie dało. Tak naprawdę zaczynało Cie to wszystko niepokoić i całe te zajście było ponad Twoje siły. Nie nadawałeś się na tak emocjonujące przygody, byłeś tylko prostym szczurołapem. Przypomniało Ci się, że twoim priorytetem było znalezienie swojej kochanej Burzy, a nie konflikt z towarzyszącymi Ci osobami, bądź branie udziału w jakiejś bójce, kłótni. Twoją uwagę, jako jedynemu ze wszystkich, przykuła nie cierpiąca dziewczynka tylko pełen woreczek, który golem położył na ziemi. Johann -Hej! Obudź się! Słyszysz? Wstawaj!- trzymałeś dziewczynę lekko za ramię. - Słyszysz mnie?! - dodałeś głośniej i delikatnie poruszyłeś jej ramieniem. Wtedy to podbiegł Sandor i ukucnął przy niej z drugiej strony. Dziewczyna nagle wydarła się na cały głos i pchnęła Cię. W momencie gdy jej dłonie zetknęły się z Twoją klatką piersiową przeszła przez nią fala elektryczności, która poraziła Ciebie i sprawiła iż upadłeś na ziemie. Prąd odepchnął dziewczynę od Ciebie a ta upadła na Sandora. Przez chwilę miotała nimi elektryczność po czym stracili przytomność. Sandor Twoja twarz została trochę uszkodzona. Podziękuj Sumarowi, teraz wyglądasz nieco gorzej. Prawie straciłeś swój cenny, piękny ząb. Najszybciej podbiegłeś do małej Ann. Znaczy byłbyś najszybszy gdyby nie to, że Johann już przy niej był. -Hej! Obudź się! Słyszysz? Wstawaj!- Johann trzymałe dziewczynę lekko za ramię. - Słyszysz mnie?! - dodał głośniej i delikatnie poruszyłeś jej ramieniem. - Spokojnie, to zaraz przejdzie obudzimy Verena i wszystko będzie jak wcześniej . . . - rzekłeś jednak nie zdążyłeś dokończyć gdy nagle dziewczyna zaczęła krzyczeć przeraźliwie na cały głos i pchnęła Johanna. W momencie gdy jej dłonie zetknęły się z jego ciałem zauważyłeś jakąś fale elektryczności która pchnęła go zaś ją odrzuciła. Dziewczyna upadła na Ciebie a Ty objąłeś ją odruchowo. Przeszła Cie ogromna fala elektryczności, w Twoich oczach zaczęło migać światło. Rzuciło Tobą kilka razu i straciłeś przytomność. Sumar Zanim doskoczyłeś do dziewczyny dostrzegłeś jak pcgnęła ona Johanna który mimowolnie został odrzucony. Następnie dziewczyna upadła na Sandrora i oboje stracili przytomność. Zatęskniłeś za swoim toporem i za życiem prostego wojownika, prawdziwego krasnoluda. Spojrzałeś w stronę wyjścia oraz na twarz Alfreda, któremu cała ta sytuacja wydawała się równie obca i nierealna jak Tobie. Wyczuwałeś, że w całym tym cyrku nie ma za grosz racjonalizmu. Może i nie byłeś uczonym, ale nie byłeś i kompletnym głupkiem. Garret - A skoro tak już rozmawiamy to mogłabyś mi wyjaśnić gdzie ja jestem i kim jesteś? Nie pogardzę też opowieścią o tym jakim cudem udało mi się przeżyć i znależć tutaj, a także o tym jak wpadłaś w tarapaty z których próbowałem cię wyciągnąć. - Nazywam się Juliette Schatte i . . . mieszkam tu. Miałeś zaszczyt spać w moim łóżku. Pytasz także jakim cudem przeżyłam? No to będzie krótka historia. Jak już pewnie zauważyłeś bądź raczej nie, bo przecież mam ubranie, ale zostałam zraniona nożem w tors, mam więcej bandaz dookoła klatki piersiowej i trochę na brzuchu. Zginęłabym gdyby nie mój ochroniarz, którego mój ojciec pewnie zwalnia w tym momencie... - rzekła dziewczyna a zaraz po tych słowach zauważyłeś jak z drzwi z korytarza wylatuje jakiś mężczyzna z wielkim hukiem po czym daje się słyszeć wrzask drugiego mężczyzny, którego po pewnym czasie wychodzi z tych samych drzwi i daje kopniaka potężnemu mężczyźnie który z hukiem wyleciał zza drzwi. - Wynoś się stąd kretynie i nie wracaj! Takich jak Ty powinno się na stosie spalić za niedołężność! Gorzej z Twoją potencją niż z moją Ty bęcwale!! - darł się gdy ochroniarz uciekał z domu. Nagle odwrócił się w Twoją stronę i wszedł do pokoju w którym się znajdowałeś. - Julio, proszę Cię zostaw nas samych. - rzekł starszy mężczyzna z siwym wąsem i fajką w ustach. Dziewczyna ukłoniła się i wychodząc dodała - Topór jest pod łóżkiem. Mężczyzna wyglądał bardzo srogo. Z Twoich domyśleń wynikało, że był to ojciec Juliette, zaś mężczyzna który uciekł z tego domu był ochroniarzem, który stracił swoją robotę. - Witam Cię serdecznie w mojej rezydencji młodzieńcze. Jestem Gerard Schatte, Pan i Władca oraz ojciec słodkiej Juliette. Chciałbym poznać Twoją godność jak i preferencję. - przedstawiając się ścisnął Ci przyjaźnie dłoń. Ogólny jego ton był bardzo oficjalny, ale wydawał się nawet sympatyczny. Sandor Przebudziłeś się w dziwnej białej przestrzeni, gdzie nie było odróżnienia nieba od ziemi. Przez pewną chwilę nie mogłeś utrzymać równowagi, strasznie bolała Cię głowa. Niedaleko dojrzałeś dziewczynę, łudząco podobną do małej Ann, tylko, że znacznie bardziej dojrzalsza oraz piękniejsza. Serce zabiło Ci mocniej, gdyż była atrakcyjną młodą damą, a nie dziewczynką, taką jaką widziałeś w świecie realnym. Jednak swoje myśli musiałeś odłożyć na później. Dostrzegłeś, że owa dziewczyna walczy z jakimś demonem. W okół niego bucha ogień zaś jego skrzydła wyglądają na spalone, niezdolne do lotu. Dopiero teraz dostrzegasz że leżysz na popielnej ziemi. Pod nią czuć jak huczy lawa. Dziewczyna w walce z demonem nie ma szans, bynajmniej w Twoich oczach. Dostrzegasz, że i demon i dziewczyna są bardzo zdeterminowani. Wyglądało to tak jakby dziewczyna walczyła sama ze sobą.
__________________ Discord podany w profilu |
02-11-2007, 17:51 | #203 |
Reputacja: 1 | - Nazywam się Juliette Schatte i . . . mieszkam tu. Miałeś zaszczyt spać w moim łóżku. Pytasz także jakim cudem przeżyłam? No to będzie krótka historia. Jak już pewnie zauważyłeś bądź raczej nie, bo przecież mam ubranie, ale zostałam zraniona nożem w tors, mam więcej bandaz dookoła klatki piersiowej i trochę na brzuchu. Zginęłabym gdyby nie mój ochroniarz, którego mój ojciec pewnie zwalnia w tym momencie... Zdziwiło go to, że ojciec dziewczyny zwalnia ochroniarza który przecież uratował im obu życie. Widocznie tatuś był bardzo troskliwy i ta rana którą otrzymała dziewczyna bardzo go rozsierdziła. Ochroniarz musiał być bardzo silny skoro poradził sobie z tymi bandytami. A moze miał łuk albo kuszę? Zobaczył jak ochroniarz zostaje dosłownie wykopany. Wtedy wszedł ojciec dziewczyny. - Julio, proszę Cię zostaw nas samych. - Topór jest pod łóżkiem. Wyciągnął topór spod łóżka zastanawiajac sie dlaczego jeszcze go dźwiga licząc na to, że spotka ponownie właściciela. Szczególnie, że własciciel należał do barbarzyńskiej rasy krasnoludów. Z drugiej storny jak go spotka to mu odda. A jak nie to się sprzeda i będzie parę sztuk złota. Jego rozmyślenia przerwały słowa: - Witam Cię serdecznie w mojej rezydencji młodzieńcze. Jestem Gerard Schatte, Pan i Władca oraz ojciec słodkiej Juliette. Chciałbym poznać Twoją godność jak i preferencję. - Jestem Garret i jestem wojownikiem. Jeśli słyszał pan jakieś dalekie plotki to może słyszał pan o bandzie Święcibora. To ja ją właśnie wybiłem. A tak w ogóle to pan i władca czego? |
02-11-2007, 18:28 | #204 |
Reputacja: 1 | Veren nadal był nieprzytomny. Alfred jeszcze raz uderzył go w twarz, lecz i tym razem nie było reakcji. "Na bogów co teraz" - zastanawiał się zagubiony w tej całej sytuacji, niczym dziecko w gęstym lesie. Tak od dziecka i lasu przecież się zaczęło to całe nieszczęście. Niziołek klęczał przy magu i patrzył zdezorientowanym wzrokiem na Ann, Johanna i Sandora. Nigdy by nie przypuszczał, że życie szczurołapa może być tak obfite w nie wytłumaczalne zjawiska. Ta historia była bardziej niesłychana niż te która opowiadał mu dziadek. "Co ja tu robie" - przyszło mu na myśl. Dziewczynka zaczęła krzyczeć, ale uwagę Alfreda zwrócił ruch golema. W momencie, gdy Ann odepchnęła Johanna i straciła przytomność, niziołek zauważył jak golem na ziemię kładzie jakiś woreczek. Nie wiedzieć czemu, ale nagle Alfredowi przypomniała się Burza. Wstał i ostrożnie, tak by nie wzbudzić podejrzeń kamiennego stwora podszedł do worka. Spoglądając kontem oka na olbrzyma otworzył woreczek i zajrzał do środka. Miał nadzieję, że znajdzie tam wybawienie. Coś co przypomni mu dawne dobre czasy i sprawi, że wróci jego pewność siebie.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane, Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |
02-11-2007, 19:22 | #205 |
Reputacja: 1 | - Spokojnie, to zaraz przejdzie obudzimy Verena i wszystko będzie jak wcześniej . . . - powiedział nieco obłudnie Sandor, co można by jednak zakwalifikować do normalnie, gdyż u niego z prawdomównością było bardzo kiepsko. W geście podzięki jednak Ann "strzeliła" Johanna, tamten odleciał na tyle, że szlachcic aż gwizdnął. Następnie dziewczynka opadła mu w ramiona i rezolutne postanowiła go także "ukąsić" strumieniem energii. Stracił przytomność. Fajnie. Obudził się. Przecierał oczy i już zaczął mówić: - Sumar, chodź tu a odwdzięczę Ci się za moje piękne uzębienie. - warknął. Kiedy jednak zaczął słyszeć jakieś niepokojące dźwięki otworzył oczy i znów je zamknął z powodu oślepiającego blasku na około. - O losie... - mruknął - Gdzie ja do jasnej cholery... Wtedy zaniemówił bo już wiedział gdzie do jasnej cholery jest. ( tzn. zdawał sobie sprawę ) Zacna młoda dama walczyła z jakimś upiorzyskiem, zdawało się, że nie ma szans. " Co z tego ? Czy to moja sprawa ? " - wzruszył ramionami. Podniósł się nadzwyczaj spokojnie, otrzepał się z domniemanego kurzu i pomasował po opuchniętej skórze szpecącej nieco jego lico. Ruszył w stronę walczących. Zatrzymał się w bezpiecznej odległości i rzucił zdawkowo: - Ekhem, panienko, gdzie tu jest wyjście ? - wydawał się na lekko oszołomionego.
__________________ Młot na czarownice. |
03-11-2007, 17:57 | #206 |
Reputacja: 1 | Johann przez moment leżał na ziemi po czym wstał i otrzepał ubranie. Nie do końca widział co się stało. Ostatnie co pamiętał, to że Ann krzyczał i popchnęła go. Z niezadowoleniem najemnik machnął kilka razy rękoma by pozbyć się nieprzyjemnego mrowienia. Spojrzał w stronę dziewczynki, która upadła na Sandora i wspólnie stracili przytomność. Johann ostrożnie podszedł do nich zatrzymując się jednak w odległości 2 metrów, jedno porażenie na dzień zupełnie mu wystarczało. -Szlag by to trafił. O co tu chodzi? Najpierw ten golem a potem jeszcze to. Oj szkoda, że mag też jest nieprzytomny. Nic to panowie, myślę, że nie ma co ich ruszać, jeszcze znowu ktoś oberwie bez powodu. Poczekamy i zobaczymy co z tego wyniknie.- Najemnik położył się na trawie kilka metrów dalej, niewiele go obchodziło co dzieje się z szlachciem i dziewczynką zwłaszcza, że chwilowo i tak niewiele mogli na to poradzić.
__________________ Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie. Armia Republiki Rzymskiej |
08-11-2007, 21:05 | #207 |
Reputacja: 1 | - Co tu, psia mać, się dzieje, do cholery jasnej? - wyjęknął krasnolud. Sumar już sam nie wiedział co ma robić. Miło by było znów móc trzymać w ręce swój topór i iść walczyć w imię honoru i odwagi. A tu? "Tu gówno się dzieje" - pomyślał. Krasnal sam nie wiedział co miał robić, więc nic nie robił Przyglądał się całej tej sytuacji z niedowierzaniem i myślał. Myślał... i wymyślił. - Dziewczynka... - wyszeptał. Krasnal od pewnego czasu ciągle widział w umyślę dziewczynkę, która zakazała im deptać liście... następnie nazawała podejmować trudne decyzję... aż dotarli tutaj. "Niech Cię licho, ale ja naprawdę mam tego dość" myślał "Jak żeś słyszysz, to zapomóż, albo choćby podpowiedz choć słówko." - prosił Sumar w myślach.
__________________ Question everything. |
17-11-2007, 17:50 | #208 |
INNA Reputacja: 1 | ALFRED Małymi kroczkami z niepokojem w oczach podszedłeś do niewielkiego, skórzanego woreczka. Spojrzałeś spode byka na Golema, który patrzył na Ciebie z niewielkim uśmiechem nie czyniąc niczego złego. Nie wyglądało też na to by miał on zaraz zerwać się na równe nogi i podeptać was wszystkich, o nie. Był nadzwyczaj miły na swój cichy sposób. Spojrzałeś to na Verena to na Golema a potem na woreczek. Ten spokój mimo wszystko napawał Cię niepokojem. Wprawił Twoje serce w niekontrolowane przyspieszenie, wydawało Ci się, że puls, który przechodzi przez Twoje żyły, rozerwie je. Pociągnąłeś za wstążeczkę, którą był obwiązany worek. Wstążeczka opadła na podłoże a Twoim oczom okazało się kilka artefaktów. Pierwszym z nich był pierścień z pięcioma wysadzanymi kamyczkami. Zewnętrzne cztery prezentowały się danymi kolorami: czerwony, niebieski, przezroczysty i brązowy. Środkowy kamień miał kolor głębokiej czerni mieniącej się tajemniczym odcieniem fioletu. Kolejnym artefaktem był srebrny naszyjnik z wisiorkiem przedstawiającym oko łzawiące kroplą krwi. Niby nic dziwnego w końcu naszyjnik to naszyjnik. A ten „Pan”, ten cały właściciel tego był pewnie jakimś nekromantą. Włożyłeś rękę głębiej do worka i mieszając dłonią napotkałeś na coś idealnie pasującego do niej o perfekcyjnych kształtach. Wyciągnąłeś szlachetny kamień koloru dyni. Trzeba przyznać, że dość ładny. Spojrzałeś, na Golema --> ^__^ <-- uśmiechnął się XD SANDOR Walka jakiejś kobiety ze spaczeniem chaosu nie była nadzwyczaj fascynująca. Mógłbyś rzec nawet, że żenująca imitacji potrzebującej pomocy kobiety. Jednak zdanie zmieniłeś…znacznie później. - Ekhem, panienko, gdzie tu jest wyjście? – zapytał jednak nie otrzymał odpowiedzi. „No świetnie!” – przeszło mu przez myśl a mina nabrała kształtu naburmuszonego dziecka, które pomimo swojego grzecznego zachowania nie dostało upragnionej zabawki. Poczuł się zignorowany. Suche ziemi, które go otaczały były nadzwyczaj twarde a zarazem kruche. Stąpanie po nich było przepełnione niepewnością ruchów. Dość spore pęknięcia informowały zapewne o niekontrolowanych i gwałtownych ruchach ziemi. Wokół Ciebie ani jednego drzewa, żadnej roślinności ziemia zaś wydawała się rozpościerać w nieskończoność. Rozejrzałeś się dokładnie po okolicy (nie ma co, twórczo i malowniczo XD). Gdzieś w oddali, nawet niedaleko, mogłeś to stwierdzić, dostrzegłeś wielkie, czarne wrota, mieniące się tajemniczym fioletem. Spojrzałeś na dziewczynę. - Nie przejmuj się, już znalazłem! – krzyknąłeś w odpowiedzi rozbawiony i pewnym krokiem ruszyłeś w stronę wyjścia. Szedłeś sobie spokojnym krokiem podziwiając otaczające Cię widoki. Ach, te suche powietrze, ten duszący podmuch wiatru, te suche piaski i twarde, wręcz skamieniałe podłoże. Idziesz i idziesz i idziesz i…idziesz. Wydawałoby się, że przeszedłeś cały Atlantyk plus dwa Imperia, a jednak im bardziej zbliżałeś się do wyjścia tym bardziej ono zaczęło oddalać się od Ciebie. Zacząłeś biec, a wrota zamiast bliżej były coraz dalej aż w końcu zaczęły znikać Ci z oczu. Poddany i lekko zirytowany oparłeś wyprostowane ręce o kolana i spuściłeś głowę w dół oddychając ciężką i kaszląc na zmianę. - Jeśli chcesz bym pomogła Ci wyjść pomóż mi, proszę. Jeśli to zrobisz nie będziesz musiał prosić mnie o pomoc tak jak ja muszę prosić Ciebie. – w Twojej głowie zadudnił piękny kobiecy głos Spojrzałeś jeszcze raz na walczącą z demonem dziewczynę. Nawet radziła sobie jakoś, co było dość dziwne. Taki duży stwór i taka niewielka dziewczynka. A jednak… Swoim spostrzegawczym okiem dostrzegłeś leżący nieopodal Ciebie miecz. Jakby nie patrzeć swojego już nie miałeś...głupi Veren! JOHANN Położyłeś się na miękkiej trawce wśród ogrzewającego Cię słoneczka. Jego ciepło było nadzwyczaj miłe lecz nagle coś zasłoniło Ci upragnione promienie słoneczne. "Głupi Golem" - przeszło Ci przez myśl i leniwie otworzyłeś oczy. Dostrzegłeś, że nad wami zaczynają się kłębić ciemne chmury z których niedługo lunie niezły deszcz. Od razu skojarzyło Ci się to ze śliskim i lepkim błotem oraz z dłuższym siedzeniem w jaskini ! Ukradkiem spojrzałeś na jeszcze otwarte wyjście z jaskini. Zauważyłeś, że dobrą godzinę temu było ona zdecydowanie dłuższe. Kolejny centymetr wyjścia zsunął się niżej. Sumar "Niech Cię licho, ale ja naprawdę mam tego dość" myślał "Jak żeś słyszysz, to zapomóż, albo choćby podpowiedz choć słówko." - prosił Sumar w myślach. Myśli milczały. Krasnolud myślał, że zaraz go szlag trafi! Nie po to jest mały aczkolwiek silny by wylegiwać się na trawie i zrywać kwiatki ! Gdzie walka?! Gdzie jakaś misja?! Gdzie akcja?! GDZIE ŻARCIE?! - zawrzało jego wewnętrzne JA XD - Sumarze . . . - zabrzmiało w Twoich myślach jakby z opóźnieniem. Rozejrzałeś zmieszany z miną szepczącą niemie "Cii Cii" z palcem wskazującym nieopodal ust jednak zorientowałeś się że nikt poza Tobą tego nie słyszy. Ten dziewczęcy głos był w Twoim umyśle. - . . . jest jeden sposób by znikło to czego nie ma. Bo właśnie taka jest prawda, ale tylko człowiek o nieskazitelnie czystym sumieniu potrafi ją dostrzec. Powiem Ci coś, ale w wielkim skrócie. I wytłumaczę Ci coś, lecz to łatwe nie będzie więc słucha uważnie . . . - rzekła spokojnie. Znacząco kiwnąłeś głową, a ona kontynuowała. - Kiedyś, nie pamiętam kiedy, zostałam zamknięta w tym lesie przez złośliwego arcymaga. To dlaczego to zrobił i w jakim celu zostawmy na później. Ten wielki mag, tak go pozwoliłam sobie nazwać, miał jedną bardzo istotną rzecz, jednak nie pamiętam do końca gdzie ona jest. Uwięził mnie w fioletowym chyba kamieniu. Świat który was otacza jest wytworzony przez mój dziecięcy umysł. Kiedy się smucę, pada deszcz. Kiedy jestem rozbawiona świeci słońce, gdy popadam w melancholię pada śnieg . . . mogłabym wymieniać tak długo, ale to nie istotne. Musisz znaleźć ten kamień i ściskając go w ręce rzec "Ancilla le vecticum im ego mori ". Jednak jeśli ktoś o złych intencjach będzie go miał przy sobie dłużej niż 2 dni, nie pomożesz mi. - zrozumiałeś i miałeś już przeanalizować te słowa jednak ona jeszcze dodała - Jest jedna tego konsekwencja - na zawsze pozostane w Twoim umyśle. - rzekła i poczułeś na nosie samotną kropelkę deszczu... Garret - Jestem Panem i Władcą tego królestwa naturalnie - rzekł spokojnie poprawiając siwy wąs. Usiadł na krześle po arystokracku i ze stoickim spokojem dodał - Chciałbym zatrudnić Cię jako ochroniarza dla mojej córki...tym bardziej, że ona zadaje się z tymi idiotami, z rodu Wertyness! Agrh, nieważne. Co powiesz na 500zk miesięcznie plus premia za trudne zadania? - spytał patrząc na Ciebie wnikliwie.
__________________ Discord podany w profilu Ostatnio edytowane przez Nami : 17-11-2007 o 17:54. |
17-11-2007, 18:32 | #209 |
Reputacja: 1 | Alfred czuł się niepewnie. Czuł wzrok golema na sobie i to powodowało, iż trzęsły mu się ręce. Jednak olbrzym nic nie robił jakby czekał albo pozwalał niziołkowi zajrzeć do worka. Szczurołap otworzył worek i z przykrością musiał stwierdzić, że nie było w nim jego ukochanego psa. Tak na prawdę sam nie wiedział, czemu miałby go tu znaleźć. Po kolei obejrzał kosztowności zgromadzone w woreczku. Pierścień była ładny i na pewno bardzo cenny, ale nie odpowiadał gustowi prostego niziołka. Naszyjnik źle się kojarzył Alfredowi, przypominał mu opowieści o czarnoksiężnkiach. Kamień jaki znalazł na dnie wprawił Alfreda w zachwyt. Jego ciepły kolor przepiękny i kojarzył się tylko z dobrymi wspomnieniami. Bez dwóch zdań ten kamień najbardziej spodobał się niziołkowi. Po spenetrowaniu worka Alfred zerknął na golema. O dziwo uśmiechał się. Wydawało się to Alfredowi dziwne. Myślał, że skoro to są rzeczy tego jego "pana" - bo chyba tak było, to golem nie pozwoli jakiemuś niziołkowi ich dotykać. Uśmiech golema spowodował, że w głowie szczurołapa pojawiła się nie oczekiwana myśl: "A gdyby tak zabrać coś z tego worka? Golemowi chyba sie nie przydadzą te kosztowności" Patrząc na golema Alfred ostrożnie, będąc przygotowany do natychmiastowego porzucenia znaleziska, wziął pierścień i nie patrząc na niego schował go do kieszeni. Natychmiast sięgnął po pomarańczowy kamień i go także schował. - Czy nie wiesz gdzie jest mój pies? - zapytał golema myśląc, że to nie oczekiwane pytanie zbije go z tropu i nie rozdepcze on go widząc jak niziołek zabiera kosztowności.
__________________ Nic nie zostanie zapomniane, Nic nie zostanie wybaczone. Księga Żalu I,1 |
17-11-2007, 19:46 | #210 |
Reputacja: 1 | "Do czorta, zaraz mnie jaki szlag trafi. Albo nawet pierun jakiś." - myślał Sumar "Gdzie walka?! Gdzie jakaś misja?! Gdzie akcja?! GDZIE ŻARCIE?!" - o żarciu chyba pomyślał najgłośniej. Wtedy usłyszał znany mu głos: - Sumarze . . . Rozejrzał zmieszany z miną szepczącą nieme "Cii Cii" z palcem wskazującym nieopodal ust... dopiero po chwili zrozumial co tu grane. Ten dziewczęcy głos był w jego umyśle. - . . . jest jeden sposób by znikło to czego nie ma. Bo właśnie taka jest prawda, ale tylko człowiek o nieskazitelnie czystym sumieniu potrafi ją dostrzec. - "Psia, cholerna, krew, czemu akurat człowiek?" - Powiem Ci coś, ale w wielkim skrócie. I wytłumaczę Ci coś, lecz to łatwe nie będzie więc słucha uważnie . . . - mówiła dziewczynka spokojnie. Krasnal kiwnął głową na znak, by ona kontynuowała. - Kiedyś, nie pamiętam kiedy, zostałam zamknięta w tym lesie przez złośliwego arcymaga. To dlaczego to zrobił i w jakim celu zostawmy na później. Ten wielki mag, tak go pozwoliłam sobie nazwać, miał jedną bardzo istotną rzecz, jednak nie pamiętam do końca gdzie ona jest. Uwięził mnie w fioletowym chyba kamieniu. Świat który was otacza jest wytworzony przez mój dziecięcy umysł. Kiedy się smucę, pada deszcz. Kiedy jestem rozbawiona świeci słońce, gdy popadam w melancholię pada śnieg . . . mogłabym wymieniać tak długo, ale to nie istotne. Musisz znaleźć ten kamień i ściskając go w ręce rzec "Ancilla le vecticum im ego mori ". - Sumar uważnie słuchał i starał się jak najdokładniej wszystko zapamiętać. Szczególnie słowa, które ma rzec. - Jednak jeśli ktoś o złych intencjach będzie go miał przy sobie dłużej niż 2 dni, nie pomożesz mi. - zrozumiał i miał już dokładniej przeanalizować te słowa jednak dziewczynka jeszcze dodała - Jest jedna tego konsekwencja - na zawsze pozostanę w Twoim umyśle. - rzekła, na nosie nosie krasnala pojawiła się samotna kropelka deszczu... Sumar westchnął. Zaczął myśleć... Zrozumiał już, że nie chodziło do słownie o człowieka, że dziewczynka się przejęzyczyła najwidoczniej. "Jeno co ten parszywy mag, sobie upierniczyl. Biednom małom dziewczynkę..." - myślał krasnal. "Musisz znaleźć ten kamień... Musisz znaleźć ten kamień..." - przypominały mu się słowa dziewczynki... "Musisz znaleźć ten kamień..." - TAK! Muszę znaleźć ten kamień! - powiedział na głos do siebie. Niepokoiła go myśl, że dziewczynka na zawsze zostanie w jego umyśle, nie rozumiał tego, jednak był to dobry krasnolud, który w głębi serce miał sporo miłości. Krasnoludzkiej, ale zawsze.. Nie chciał zostawić biednej dziewczynki samej. Przypomniał sobie dni, w których padało i od razu zrobiło mu się smutniej. - Hejże! Który widział który jakikolwiek kamień fioletowy!? - wykrzyknął do wszystkich. Nie baczył już na Golema, nie interesował go w tej chwili tak bardzo, jak kamień, który musiał znaleźć. - Joki kolwiek... kamień nie wiem jakiej wielkości, jeno jakiś fioletowy! Myśleć i dawać jak mocie! Ino biegiem. Krasnal zrozumiał już czemu to wszystko wydawało mu się tak dziwne. To nie było realne. Było to wyobraźnia małej dziewczynki, uwięzionej... Sumar od początku żywił jakąś sympatię do tej dziewczynki. Owszem był na nią czasem zły, lub obrażony. Ale teraz, gdy wszystko mu wytłumaczyła, całkiem zmienił sposób myślenia... Pragnął ją uwolnić, skoro Ona tego chce. W sumie dziwiło to go jego samego... ale cóż, od czasu gdy wygnano go z miasta, musiał udać się do tajemniczego lasu z nieznajomymi, a potem przebyć z nimi strasznie dziwną drogę... Coraz mniej rzeczy buło tak jak dawniej.
__________________ Question everything. |