Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 25-11-2007, 18:11   #181
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
-A więc to wszystko sprawka Veriene? - słuchał uważnie co ma do powiedzenia Lanoreth.

-To prawda, że momentami wydawało się że coś skrywała ale żeby coś takiego..-kiwał ze zrezygnowaniem głową.

Tek szedł w milczeniu, śmierć towarzyszy mogła wywrzeć na nim większe piętno niż chciał okazać. Ale winą za ich śmierć nie obarczał ani nikogo z ocalych ani z tych co poległych.
To wina tych co nas tu wysłali, na pewną śmierć, żebyśmy rozbroili wszystkie pieprzone pułapki. No cóż jeśli przeżyjemy to gówno w które nas wpakowali to trzeba będzie poszukać kilku odpowiedzi. Nagle tunel skończył się gwałtownie i doszli do miejsca gdzie olbrzym zawrócił wcześniej.

Genoshian stanął jak wryty mając za plecami Lanoretha i Teka. To ta komnata do której prawie wszedł, było wielce prawdopodobne patrząc na starą kobietę że to ona mogła wciągnąć go w ten dziwny trans naginając ku sobie jego wolę. Gdy tylko mgła przerzedziła się trochę mógł się jej przyjrzeć bliżej, bąble na twarzy, siwe włosy, przygarbiona sylwetka i kolor skóry przypominający rozkładające się ciało. Tak, zdecydowanie coś w tej kobiecie budziło niepokój olbrzyma. Nie dało się dojrzeć jej ukrytych pod spiczastym kapeluszem oczu i.. przemknęło mu przez myśl to mogło być dość niebezpieczne. Słyszał o takich istotach najprawdopodobniej przed nimi znajdowała się wiedźma. Z tego co słyszał wiedźmy były utrapieniem zwykłych ludzi, którzy trzymali się od nich z daleka czy to ze względu na ich paranie się czarną magią której nie rozumieli czy może po prostu przez głupie przesądy. Nie wiadomo ile było prawdy w tych opowieściach ale lepiej zawczasu ostrzec resztę. Odwrócił się do towarzyszy by powiedzieć im o swoich przypuszczeniach. I nagle zatrzymał się, czując na sobie spojrzenie jakiś innych oczu. Pewnie to wyobraźnia.. tak na pewno.

-Wydaje mi się że w tej kobiecie jest.. coś dziwnego. Jeżeli znajdziecie się blisko to nie patrzcie jej w oczy. Poza tym.. - urwał spoglądając na latające zewsząd bestie - to mogą być jej strażnicy. Myślę, że nie powinniśmy podchodzić za blisko by nie prowokować tych stworów. Z drugiej strony wygląda to na kolejną próbę której nie da się uniknąć...

Olbrzym nie bał się walki, wiedział że czasem jest ona jedyną metodą do osiągnięcia celu. Kiedy zawodzą argumenty trzeba przeciwstawić pięści, twardo udowadniając swoje racje. Z jednej strony stworzeń takich jak te demony zazwyczaj nie da się przekonać do racjonalnego wyjścia z sytuacji, z drugiej nie raz już podczas tej wyprawy przekonał się, że w tym dziwnym miejscu nie wszystko jest takie na co wygląda i złudnie jest zaufać oczom. Poza tym nauki Zakonu były jasne, używać siły tylko w ostateczności. Może najpierw trzeba było się upewnić do intencji tych stworzeń. Spojrzał po swoich towarzyszach jeżeli przetrwali tak długo znaczyło to jedno, byli najlepsi. Może ich misja wcale nie skazana z góry na niepowodzenie? Nie miał czasu w tej chwili przejmować się Veriene czy jakimś zagrożeniem z jej strony. W tej chwili mieli inne rzeczy na głowie. I jeszcze ta cholerna mgła.

-Cholerna mgła.. nic nie widać. Nieważne co zrobimy lepiej trzymać się tu blisko siebie.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 25-11-2007 o 18:18.
traveller jest offline  
Stary 27-11-2007, 08:52   #182
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
- Jakieś propozycje panowie?

Na zapytanie Teka odezwal sie jedynie Genoshian rzucajac:

-Wydaje mi się że w tej kobiecie jest.. coś dziwnego. Jeżeli znajdziecie się blisko to nie patrzcie jej w oczy. Poza tym.. To mogą być jej strażnicy. Myślę, że nie powinniśmy podchodzić za blisko by nie prowokować tych stworów. Z drugiej strony wygląda to na kolejną próbę której nie da się uniknąć...


I jakby na potwierdzenie jego slow dziwne stwory przyblizyly sie do kobiety, ktora zdawala sie do nich cos szeptac skrzekliwym glosem. Niestety zrozumienie jej slow przekraczalo wasze mozliwosci sens jednak nie pozostawal watpliwosci. Stworzenia zebraly sie wokol niej tworzac swoista bariere. Okrazajac ja wokolo i przysiadajac u jej stop wygladali niczyczym male aniolki strzegace nowo narodzonego dziecka... dosc piekielne aniolki. Z cala pewnoscia kobieta wiedziala, ze tu jestescie choc wygladalo na to iz nie miala pojecia w ktorym dokladnie miejscu. Od czasu do czasu jej glowa obracala sie raz w prawo raz w lewo chcac wychwycic najmniejszy szmer jaki wydadza wasze ubrania czy tez kroki. Z kazdym razem gdy cos uslyszala mocniej chwytala miotle, ktora sie podtrzymywala. Chwila zdawala sie przeciagac, a wy niczym zolnierze przeciwnych armi lub pojedynkujacy sie wrogowie, wyczekiwaliscie na kazdy, najdrobniejszy ruch przeciwnika.
Patowa sytlacje przerwal Lanoreth. Nie wiedziec czym kierowany, mezczyzna nagle wysunal sie do przodu i przybrawszy postac mgly zaczal zblizac sie do kobiety. Cieka smuzka mgly na poczatku nie zwrocila uwagi ani jej ani tez jej straznikow. Gdy wy wstrzymywaliscie oddech wyrzucajac w myslach nieodpowiedzialnosci Lanoretha, lecz nie chcac zabierac glosu aby nie sprowokowac staruchy, mezczyzna brnal dalej i dalej kierowany jakas przedziwna moca wprost ku chatce czarownicy. Wkrotce zlal sie z otaczajaca was mgla tak dokladnie iz nie dalo sie wychwycic gdzie sie znajduje. Powrociliscie zatem do sytlacji patowej, z tym ze juz bez Lanoretha przy boku.


Veriene.

Szlas gora trzymajac sie mniej wiecej kierunku w jakim udali sie mezczyzni. Nie bylo to proste ani tez przy jemne gdyz ostre krawedzie skal ranily zarowno nogi jak i rece. Od czasu do czasu nachodzila cie wiec jakas dzika chec aby rozlozyc skrzydla i wzniesc sie w gore szybujac tunelem w przyjemny i szybki sposob. Za kazdym jednak razem w umysle pojawial ci sie jej obraz. Obraz na ktorym to ona rozposciera skrzydla i z okrutnym smiechem wzbija sie w powietrze. Zacisnelas wiec zeby i dalej meznie choc bolesnie brnelas do przodu.
W pewnym momencie korytarz nagle sie urwal. Na szczescie baczenie zwracalas uwage na droge gdyz w innym wypadku spadla bys w przepasc i zapewne rozbila sie gdzies w dole. Twoim oczom ukazala sie scena dosc dziwna i nieco przerazajaca. Otoz trojka mezczyzn za ktorymi podazalas stala w pewnym oddaleniu od slodziutko wygladajacej chatki przed ktora stala mloda dziewczyna otoczona przez stado bialych golebi.



Obraz byl tak zachecajacy i kojacy iz zupelnie naturalnie przyjelas to, ze Lanoretch (bo chyba to byl on) przeslizgnal sie do srodka. Tylko dlaczego w postaci smozki mgly? Czy nie mogl zwyczajne poprosic nieznajomej o wejscie do srodka czy cos w tym stylu? Najwyrazniej nie, skoro tego nie zrobil. Pozostala dwojka pozostala na swoich miejscach.
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 29-11-2007, 17:09   #183
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Tek nerwowo przyglądał się kobiecie. Wydawała się ich nie widzieć, i nasłuchiwać głosów. Być może była ślepa, jak zwykle wiedźmy w ludzkich bajkach dla dzieci.
W myślach strażnik klął na nieodpowiedzialność Lanoretha który próbował wślizgnąć się do domku. Jak osoba z takim spokojnym, logicznym umysłem mogła zrobić coś takiego? Zupełnie jakby stracił rozum. Nie mógł zrozumieć zachowania towarzysza, jednak miał większe zmartwienie w postaci staruchy. Wyjątkowo, nie miał ochoty walczyć z niczym, dlatego szybką myślą uciszył swoje otoczenie. Nie wątpił w umiejętności bojowe swoje i Genoshiana, jednak uznał to za mądrzejsze wyjście, przynajmniej chwilowo. Następnie szturchnął delikatnie olbrzyma i klasnął mocno, aby zaprezentować mu, że mogą się poruszać bezszelestnie. Nie miał pomysłu na dalsze akcje, najwyraźniej wykorzystał swój limit błyskotliwych myśli, albo ostatnie wydarzenia go tak oszołomiły. Czekał na działania Genoshiana i miał zamiar trzymać się blisko niego, aby nie powodować hałasu, ewentualnie 'rozproszyć' ciszę, gdyby dał taki znak.
"Masz wolną rękę wielkoludzie." Pomyślał. "Tylko nie zrób czegoś głupiego."
 
Julian jest offline  
Stary 29-11-2007, 18:45   #184
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
To co się przed chwilą wydarzyło nie napawało optymizmem. Nie był przekonany czy stracili Lanoretha czy może jest jeszcze cień szansy dla strażnika. Mógł jedynie spróbować domyślić się czemu zachował się właśnie tak jak sie zachował.
Wyglądało na to że najprawdopodobniej ta wiedźma mogła manipulować ludzkimi umysłami. Sam doświadczył podobnego uczucia porzucając wcześniej grupę i.. niewiele brakowało a pewnie byłby teraz na miejscu Lanoretha. Na szczęście jednak dla nich ta dziwna moc wydawała się mieć swoje ograniczenia, których w tej chwili nie mógł jasno określić. Nie mógł także porozumieć się bezpośrednio z Tekiem ostatnim członkiem grupy który stał u jego boku.
Pewne było to, że znajdują się w sytuacji patowej ale z chwilą kiedy życie jednego z nich stało się zagrożone nie mieli już innego wyboru, nie mogli po prostu odejść zostawiając Lanoretha samemu sobie. Nawet jeżeli nie żyje to obaj nie mieli co to tego żadnej pewności. Wyglądało na to czy chcą tego czy nie to niedługo czeka ich walka. Nagle Tek klasnął w ręce przyciągając tym ruchem jego uwagę, nie miał chwili do stracenia jeśli ta wiedźma i jej sfora reagowali na każdy dźwięk to za chwile mogą mieć kłopoty.
Ze zdziwieniem jednak stwierdził, że na klaśnięcie to nie zareagowały istoty przed nimi. Wygląda to na jakąś umiejętność w tym przypadku bardzo użyteczną.
W głowie zakiełkował mu plan, trochę samobójczy ale cóż w takiej chwili mogło nie wydawać się samobójstwem. Dodatkowo przecież był Berserkerem, co prawda porzucił swoją naturę pod wpływem nauk Zakonu jednak "wilk zawsze będzie wilkiem nawet kiedy nauczy się latać".
Kiwnął głową Tekowi żeby ten zaufał mu w tym krytycznym momencie po czym złapał go za nogi by zaraz wyrzucić go wysoko w powietrze tak żeby ten swobodnie spadł na chatkę staruchy. To było za mało i doskonale zdawał sobie z tego sprawę, gdy tylko Tek dotknąłby ziemi cała ta piekielna wylęgarnia rozszarpałaby go nie dając szans na obronę.
Nie miał wyjścia, nawet jeżeli sam zginie liczył na to, że Tek zdoła wykonać zadanie.
Tak, tylko w imię czego? W imię czego i wielcy z Konsorcium każecie umierać wolnym ludziom tych światów?
Nie znalazł odpowiedzi na własne wątpliwości, nie było nawet czasu bardziej się nad tym wszystkim zastanawiać.
Zaprał się mocno nogami w pozycji obronnej i zaczął z całych sił krzyczeć. Jego ogromne płuca raz po raz wydawały z siebie kanonadę kłujących w uszy dźwięków.

RRrrrrrRRrrAAAaaa

Kalghstorm, okrzyk wojenny Berzerkerów mający skłaniać przeciwników do ucieczki. Wątpił, żeby sprawdził się w tym przypadku działo się tak raczej z bardziej normalnymi wrogami a do tych na pewno nie można było zaliczyć demonów. Jednakże jeśli jego przeciwnik jest tak wrażliwy na dźwięk jak mu się zdawało to powinien kupić Tekowi wystarczająco czasu, żeby ten zajął się staruchą, która wydawała się być kluczowa w tej rozgrywce. Pamiętał także o jego mocy, która pozwoli mu samemu ochronić się przed działaniem krzyku olbrzyma.
Właśnie zrobiliśmy szach, teraz czas na wasz ruch przystojniaczki.

 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day

Ostatnio edytowane przez traveller : 29-11-2007 o 19:27.
traveller jest offline  
Stary 30-11-2007, 22:20   #185
 
Odyseja's Avatar
 
Reputacja: 1 Odyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputacjęOdyseja ma wspaniałą reputację
Veriene z niepokojem szła przed siebie. Przysięgła sobie, że nie użyje tych przeklętych skrzydeł. Bardzo jej to wszystko utrudniało, ale co miała zrobić? Nie mogła zawrócić, bo drogi powrotnej nie było. Nie mogła im się ujawnić, bo by ją zabili. Nie mogła zostać, bo niechybnie spotkała by ją śmierć. Śmierć... Młoda dziewczyna tak się jej bała, że nie potrafiła pozbyć się Verene. Nieraz próbowała. Chciała się zabić, jednak nie potrafiła... To ten lęk, straszny, nieprzewidywalny i opanowujący wszystkie komórki ciała. Nie potrafiła pchnąć przyłożonego do serca miecza. Bała się śmierci i jednocześnie jej pragnęła. Chciała zginąć. W Konsorcjum miała taką szansę. Wiele wskazywało na to, że ta misja będzie jej ostatnią... W takich rozmyślaniach dotarła do końca tunelu. W ostatniej chwili się zatrzymała, zwinnie chwytając się najbliższego pewnie wyglądającego kamienia. Na dole ujrzała ślicznie wyglądającą dziewczynę, białe gołębie i chatkę z piernika. Veriene najchętniej weszłaby do środka, ale wolała nie ryzykować spotkania z Tekiem i Genoshianem. Nie miała pojęcia, dlaczego rozpoczęli atak. Czekała więc tylko na rozwój sytuacji...
 
__________________
A ja niestety nie mam nic na swoje usprawiedliwienie. Co spróbuję coś napisać, nic mi nie wychodzi. Nie mogę się za nic zabrać, chociaż bardzo bym chciała. Nie wiem, co się ze mną dzieje. W najbliższym czasie raczej nic nie napiszę. Przepraszam.
Odyseja jest offline  
Stary 02-12-2007, 22:32   #186
Konto usunięte
 
Midnight's Avatar
 
Reputacja: 1 Midnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputacjęMidnight ma wspaniałą reputację
Groty zla

"Masz wolną rękę wielkoludzie." Pomyślał. "Tylko nie zrób czegoś głupiego."

Coz.. wielkolud najwyrazniej nie uslyszal rozsadnych mysli Teka gdyz w zaistanialej sytlacji wykonal rzecz dokladnie im przeciwna. Mocny chwyt dloni Genoshiana poderwal mezczyzne z ziemi sprawiajac iz wzniosl sie wysoko w gore, zatrzymal na sekunde w powietrzu, a nastepnie szybko poczal spadac w dol dokladnie na spadzisty dach chatki czarownicy. Jednakze w tym krotkim momencie gdy zawisl zdolal dostrzec kobieca postac wylaniajaca sie z jamy ponad miejscem spotkania ze staruszka. Kobieta ta, doskonale mu juz znana, z uwaga obserwowala polane lecz raczej nie wygladala ani na gotowa do zaatakowania pozostalego Genoshiana od tylu ani tez wyzadzenia druzynie wiekszych szkod. Wlasciwie to sprawiala wrazenie dziecka zagubionego w lesie, ktore nie ma pojecia gdzie moga znajdowac sie jego rodzice i dom. Tyle zdolal pomyslec nim z poteznym impetem lecz w calkowitej ciszy zwalil sie na dach chatki.

Genoshian

RRrrrrrRRrrAAAaaa

Zadzialal tak jak powinien gdy tylko Tek oddalil sie od niego na odpowiednia odleglosc. Staruszka, ktora jak sadzil byla czarownica z bajan ludowych uniosla dlonie do uszu skrzeczac przerazliwie do wtoru besti kolo niej krazacych. Jedyne co ja w tym momencie zajmowalo to ochrona uszu i szeptanie niby do siebie slow, ktorych nie sposob bylo odgadnac. Nagle mezczyzna z rodu Berzerkerów poczul jak jego cialo twardnieje niczym oblane zaprawa murarska. Czlonki staja sie niemrawe i jakby nalezace do kogos obcego. Gesta mgla unoszaca sie jeszcze chwile temu gdzies za chatka przybyla teraz na ratunek staruszce unieruchamiajac go mlecznobialymi wiezami.

Veriene

Obserwowalas mezczyzn z daleka bezpieczna w wylocie korytarza gdy nagle Genoshian uczynil rzecz calkowicie dla ciebie niepojeta. Wyrzucenie Teka w powietrze zaskoczylo cie tak bardzo iz nie pomyslalas nawet o tym iz bedac tak wysoko mezczyzna mogl cie dostrzec i rozpoznac. Mysl ta przyszla do ciebie dopiero gdy wasze oczy sie spotkaly. Mimo dzielacej was odleglosci bez trudu wyczulas jego nienawisc. Lecz czy mozna sie mu dziwic...
Nim kolejna mysl zdazyla uformowac sie w twojej udreczonej glowie potworny okrzyk rozbrzmial od strony mlodej dziewczyny sprawiajac iz jedyna rzecza jaka bylas w stanie uczynic bylo odpowiedzenie okrzykiem bolu i skulenie sie na niewygodnej i naznaczonej ostrymi wystepami podlodze korytarza.
W pewnym momencie wszystko pograzylo sie w calkowitej ciszy. Nie bylas tylko pewna czy to twoj zmysl sluchu nie wytrzymal czy tez stalo sie cos o wiele gorszego....


Center

Konsorcjum upadalo. Widac to bylo na kazdym kroku, a najwidoczniejsze stalo sie zaraz po wyruszeniu ostatnij gupy. Cos zniknelo. Sila, ktora do tej pory zdawala sie powstrzymywac napor zla odeszla wraz z Posv'em, Veriene, Tek'iem, Lanoreth'em, Ashur'em, Alemir'em i Seiya'nem. Niektorzy przebakiwali iz chodzi tu bardziej o lustro, ktore nagle zniknelo ze swych komnat. Inni szeptali iz ktos (cos) wdarlo sie i przejelo kontrole nad zarzadem. Jedno i drugie bylo prawda lecz wiedza ta nie byla jeszcze w waszym posiadaniu. Niezadowoleni ze sposobu w jaki ostatnimi czasy byliscie traktowani znajdowaliscie sie w swoich pokojach gdy nagla wizyta zaklucila wasza samotnosc.

Kobieta pojawila sie znienacka. Odziana w dosc skapy stroj stanela wsrod rozblysku zielonego swiatla zwracajac sie do was nastepujacymi slowami.

- Badzcie pozdrowieni. Przybywam aby zabrac was do druzyny takich jak wy, ktorzy nie tak dawno tworzyli liczna grupe lecz teraz zdziesiatkowani przez zlo, z ktorym przyszlo im walczyc potrzebuja waszego wsparcia. Przygotujcie sie. Czas ucieka.

W milczeniu przygladala sie waszym poczynaniom nie odpowiadajac na pytania, a jedynie od czasu do czasu ponaglajac wzrokiem. Sprawa wygladala dosc nietypowo. Jeszcze nigdy bowiem nie slyszano o takich dzialaniach. Czyzby plotki mowily prawde? Zatem kim jest owa nieznajoma? Czy ta grupa, o ktorej wspominala to ostatnia ktora wyruszyla czy tez chodzi o inna zaginiona w czasie i przestrzeni. Czy ta istota istanieje naprawde, a moez to tylko rojenia spowodowane jakim eksperymentem? Duzo pytan, malo czasu.


Gdy byliscie juz gotowi skinela wam glowa i z nieznacznym usmiechem na ustach znikla wsrod zielonej poswiaty, a wy juz calkiem bezceremonialnie zostaliscie wciagnieci za nia w chwile pozniej pograzajac sie w czarnej otchlani umyslowego niebytu.


Pobudka. ( Groty zla)



Lezeliscie na czyms twardym. Dwie zupelnie nieznane sobie uprzednio choc czasem mineliscie sie w korytarzu czy na sali cwiczen. Jedno bylo pewne. Komnata, w ktorej obecnie sie znajdowaliscie z cala pewnoscia nie byla waszym pokojem. Nie bylo tez owej nieznajomej, ktora was tu sprowadzila. W zamian za to mieliscie calkiem ciekawy widok. Ujzeliscie bowiem mezczyzne slusznej postury otoczonego przez kilka polnagich dziewczat radosnie sie do niego smiejacych i kokieteryjnie strzelajacych ku niemu oczami. Obiekt ich zalot wydawal sie jednak niekoniecznie z tego zadowolony. Jego mina wyrazala bardziej wscieklosc i... bol (?) niz przyjemnosc. Znaliscie go, to jeden z grupy, ktora wyruszyla przed wami... Genoshian... Czyzby zatem waszym zadaniem bylo wyswobodzenie go z ramion rozochoconych pieknosci?!
 
__________________
[B]poza tym minął już jakiś czas, odkąd ludzie wierzyli w Diabła na tyle mocno, by mu zaprzedawać dusze[/B]
Midnight jest offline  
Stary 04-12-2007, 18:04   #187
 
John5's Avatar
 
Reputacja: 1 John5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłośćJohn5 ma wspaniałą przyszłość
Solen szybko podniósł się z podłogi i rozejrzał po otoczeniu odruchowo przyjmując pozycję obronną, jednak jak dość szybko się okazało nie było ku temu potrzeby, przynajmniej chwilowo. Znajdował się w jakiejś komnacie o dość dziwnym wystroju jak na jego gust. Bogato zdobiony kominek oraz przeszklone drzwi rzucały się w oczy ale nie zauważył nic co mogłoby stanowić zagrożenie. Obok niego leżał jego plecak z pospiesznie spakowanymi zapasami żywności i wody, szczotką, zapasowymi spodniami oraz latarką z zapasem baterii. Solen ubolewał jedynie nad tym, że nie zabrał żadnej broni poza nożem, na moment spojrzał na osobę, która nadal leżała na podłodze ale niemal natychmiast przeniósł zainteresowanie na mężczyznę otoczonego wianuszkiem półnagich dziewczyn. Brwi Solena lekko się uniosły. Co dziwniejsze mężczyzna wcale nie wydawał się być zadowolony, wręcz przeciwnie.

"Co to wszystko ma znaczyć przecież mieliśmy uzupełnić poprzednią grupę? Nawiasem mówiąc ta twarz kogoś mi przypomina. Już wiem! Genoshian... tak chyba tak, tylko co on robi w takim miejscu i czemu ma taką minę?"

Kiedy młodemu Alenowi udał się przypomnieć imię mężczyzny cała sytuacja wprawiła go w jeszcze większe zakłopotanie. Z tego co wywnioskował z rozmowy, a raczej monologu nieznajomej wiedział, że część drużyny już nie żyje i oni mieli być uzupełnieniem. Spodziewał się wiele, nawet lądowania na polu walki ale nie czegoś takiego. Sytuacja zdawała się przeczyć temu co niedawno usłyszał i odrobinę zachwiała pewność siebie Solena.

Tak właściwie to ciekawe ile czasu już tu jesteśmy. Nie wiadomo ile leżeliśmy na tej podłodze. A zresztą co za różnica!

Wzruszył ramionami i ruszył ku Genoshian’owi. Przystanął ok.3m od niego utrzymując dystans pozwalający mu na obronę w razie gdyby jednak okazało się, że jest w pułapce. Może i pochodził ze słabo zaawansowanej planety ale nie był idiotą. Miał na sobie jedynie proste spodnie oraz buty zaś przy łydce dostrzec można było przypasaną pochwę z długim myśliwskim nożem- pamiątką jeszcze z Velariusa V. Solen był odrobinę ciekawy reakcji Genoshiana, w końcu niecodzień widzi się potężnie zbudowanych mężczyzn, pokrytych pomarańczowo-brązowym futrem z czarnymi pręgami. Nie miał jednak czasu na zastanawianie się nad takimi błahostkami, chciał jak najszybciej dołączyć do reszty drużyny. Nie bawił się dłużej w domysły i zapytał wprost:

-Jak się domyślam ty jesteś Genoshian? Ale gdzie jest reszta grupy? -
 
__________________
Jeśli masz zamiar wznieść miecz, upewnij się, że czynisz to w słusznej sprawie.
Armia Republiki Rzymskiej

Ostatnio edytowane przez John5 : 04-12-2007 o 18:13.
John5 jest offline  
Stary 05-12-2007, 22:08   #188
 
Julian's Avatar
 
Reputacja: 1 Julian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie cośJulian ma w sobie coś
Kiedy Tek znalazł się w powietrzu, nie do końca wiedział co się z nim dzieje, ale był pewien, że Genoshian zrobił coś głupiego. Na początku wznosił się, niewiele widząc i niewiele wiedząc. Utrzymywał jednak ciszę, żeby nie robić hałasu kiedy połamie się o ziemię, co było jego zdaniem nie uniknione.

Przez moment kiedy zawisł w powietrzu dojrzał Veriene. Wszystkie złe wydarzenia, o których zapomniał dzięki nowym problemom powróciły do jego świadomości. Śmierć Posva, Alemira i Ashura. Głaz który o mało go nie zabił. Przemiana Veriene. W głowie dudnił mu jej śmiech. Przyglądał się jej i nie wierzył oczom, wyglądała jakby była przestraszona i zdezorientowana. To było niemożliwe, ta zdzira była zawsze aż nazbyt pewna siebie, musiała grać. Mimowolnie wyciągnął lewą rękę w jej stronę. Dla kogoś postronnego mogłoby to wygladać jakby wyciągał rękę w geście pomocy, ale on próbował raczej sięgnąć jej szponami. I zauważył jeszcze jedną rzecz... Nie miała tatuaży, co się z nimi stało?

Potem zaczął spadać, zobaczył krzyczącego Genoshiana, skuloną wiedźmę i małe potworki nie wiedzące co się dzieje. Jemu też miał ochotę przywalić, za ten rzut. Jednak bardziej zajmowały go tatuaże Veriene, czemu zniknęły? Nie miał wiele czasu na przemyślenia, gdyż już po chwili zderzył się z dachem w dość nieprzyjemny sposób i poczuł potężny ból w plecach. Cieszył się, że trzymał ciszę, bo narobiłby niezłego huku. Lewą ręką chwycił szczyt dachu, żeby nie zjechać, a prawą plecy i jęczał bezgłośnie. Podciągnął się i usiadł na dachu, nie miał czasu na użalanie się nad sobą, ani przejmowanie się bólem. Widział spętanego olbrzyma i wiedźmę która dochodziła do siebie, nie mógł czekać, miał najlepszy moment na atak.

Zjechał po dachu w ciszy i spadł, tym razem na nogi, po czym rzucił się w stronę wiedźmy z zamiarem złapania i przystawienia jej szponów do gardła. Cóż, miał nadzieję, że uda mu się coś osiągnąć takim banalnym zagraniem.
 
__________________
Watch your back,
shoot straight,
conserve ammo,
and never, ever, cut a deal with a dragon.
Julian jest offline  
Stary 05-12-2007, 23:04   #189
SG
 
SG's Avatar
 
Reputacja: 1 SG nie jest za bardzo znanySG nie jest za bardzo znanySG nie jest za bardzo znanySG nie jest za bardzo znany
Nagle w powietrzu pojawiło się małe, czerwone, wrzeszczące coś. Wrzask szybko się jednak urwał, gdy coś zderzyło się z twardym podłożem. Istota straciła przytomność. Pobudka nie należała do najprzyjemniejszych, co można było wnioskować po nowych dźwiękach – wcześniejszy pisk zamienił się bowiem w ciche pojękiwanie.
- Uch… Au… Aua… Do pioruna, chyba porządnie się obiłam, ech… - narzekała, rozmasowując obolałe mięśnie.
- Aaa… i jeszcze sejmitar werżnął mi się w pl… - Hesper podniosła głowę i zauważyła, gdzie wylądowała.
- Ognista zarazo, chyba wpadliśmy w niewłaściwym momencie! – krzyknęła, śmiejąc się dziko i zerwała się na nogi.

W pomieszczeniu stanęła emanująca dzikością lekko zminiaturyzowana osoba, sięgająca 120cm. Skąpo odziana istota, mająca na sobie zwiewne szatki przypominające strój dżina ozdobiony niemożliwą ilością złotej biżuterii z rubinami, nosiła na plecach dwa skrzyżowane miecze arabskie. W przywieszonej do pasa sporej sakwie coś chrzęściło złowrogo. Na jej ciele dały się zauważyć ciemniejsze kolorem tatuaże przywodzące na myśl płomienie. Nie nosiła obuwia. A włosy… jej włosy były jak żywy ogień.

Jej kompan zajął się kimś, kogo kojarzyła z Genoshianem, Hesper postanowiła więc nie spuszczać z oka urodziwych panien, zachowujących się co najmniej podejrzanie, skoro obiekt ich zainteresowania nie wyglądał na specjalnie pocieszonego. Niespiesznym krokiem dopadła do swojego plecaka, i, wciąż uważnie obserwując pięknookie dziewczęta, zbliżyła się do towarzyszy. Kontrast pomiędzy emocjami malującymi się na twarzy Genoshiana a rozanielonymi uśmiechami kokietek wydał się jej absolutnie przezabawny, mimo to jej dłonie były w gotowości, by w każdej chwili sięgnąć po miecze… albo skorzystać z zawartości sakwy. Samo miejsce też było dość osobliwe, bo Hesper z pewnością nie spodziewała się wylądować w przytulnym pokoju, w którym stał zapewne wygodny, obity wcale ładnym materiałem staromodny fotel, a ogień trzaskał wesoło w kominku, jakby uważał, że w pomieszczeniu jest za cicho, albo brak mu klimatu.

Chęć uzyskania odpowiedzi na zadane przez Solena pytanie potwierdziła skinieniem głowy. Musiała trochę zadrzeć głowę do góry, by spojrzeć na olbrzymią postać Genoshiana.
„To jest wybitnie irytujące” – skrzywiła się w myślach.
Wylewitowała nieco ponad ziemię, by zrównać się z postaciami, z którymi rozmawiała. Z odrobinę kpiącym uśmiechem na twarzy – cała sytuacja naprawdę ją śmieszyła – dodała coś od siebie:

- No i, po pierwsze, co się tutaj w ogóle dzieje… ech, i co to, u licha, za miejsce?

Przez cały ten czas bacznie obserwowała łaszące się do wielkiego Genoshiana panny.

--------------------------
To jest strój (tylko strój!) Hesper, ale bez tego, co ma na głowie i twarzy, i tych tiuli, które trzyma w rękach ta postać:


Jeden z sejmitarów:
 
__________________
Do zobaczenia w maju!

Ostatnio edytowane przez SG : 09-12-2007 o 19:27.
SG jest offline  
Stary 08-12-2007, 16:55   #190
 
traveller's Avatar
 
Reputacja: 1 traveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputacjętraveller ma wspaniałą reputację
Przyglądał się temu wszystkiemu z narastającym zdziwieniem i wściekłością. Krzyk zamarł mu w piersiach, nagle coś zupełnie pozbawiło go tchu i unieruchomiło wszystkie mięśni. Zachował co prawda przytomność ale czuł że nabuzowana w nim w środku krew zwalnia swój bieg. Przez chwilę był na łasce wiedźmy bo to co go otoczyło wyglądało na podobną mgłę, która zabrała Lanoretha. Nie miał pojęcia czy Lanoreth czuje sie teraz podobnie. Może jakaś cząstka jego wciąż zachowuj świadomość uwięziona w tej mgle.. W głębi duszy podejrzewał, że może już być za późno żeby uratować Lanoretha. Zresztą i tak nie miał chwilowo pola do manewru. Dodatkowo podeszły do niego dwie osoby. Wydawały mu się dziwnie znajome z wyglądu, coś było tu nie tak. Chyba widział je w budynku Konsorcium. Strażnicy, zdecydowanie byli jednymi z nich. Posiłki? A może kolejna sztuczka działająca na ich umysły. Zadawali jakieś pytania. Olbrzym słuchał i nie mógł uwierzyć własnym uszom. To raczej nie było na miejscu z ich strony. Podeszli spokojnie do niego jak jakaś arystokracja na spacerku w lesie. Co u diabła? Czemu oni nic nie robią? Próbował dać im jakiś znak, chociaż wykrzyczeć jakąś sylabę. Głupcy ruszcie s..
Nagle mgła się rozwiała z głośnym świstem nie dając mu żadnych szans na kontynuowanie daremnych wysiłków. Siła, która przed chwilą go zniewoliła ustąpiła tak samo nagle z dużą prędkością wycofując się za chatkę czarownicy. Ciężko dysząc Genoshian padł na kolana starając się dojść do siebie, czuł że krew znów przyspiesza swój bieg i po chwili był już w pełni sprawny. Wyglądało na to, że Tekowi się jednak udało. Uśmiechnął się na myśl, jaką minę musiał mieć wylatując w powietrze.
No cóż, rozstrzygniemy to pewnie kiedyś przy piwie twardzielu. O ile któryś z nas to w ogóle dobiegnie do mety na tym torze przeszkód.
 
__________________
"Tak, zabiłem Rzepę." - Col Frost 26.11.2021
Even a stoped clock is right twice a day
traveller jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 13:45.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172