Spis Stron RPG Regulamin Wieści POMOC Kalendarz
Wróć   lastinn > RPG - play by forum > Sesje RPG - Inne > Archiwum sesji z działu Inne
Zarejestruj się Użytkownicy

Archiwum sesji z działu Inne Wszystkie zakończone bądź zamknięte sesje w systemach innych (wraz z komentarzami)


 
 
Narzędzia wątku Wygląd
Stary 05-05-2008, 21:18   #41
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karla Bijoux

Po pięknej twarzy Karli nieprzerwanie płynęły łzy. Akwamaryna zawyła.
Ale gdy ludzie Cyryla zaczęli zabierać ciało Dona, malarka zdobyła się na działanie.
- Koń jest mój – pokazała na karego ogiera Dona – użyczyłam chłopcu i teraz odbieram – nie odda tym zbójom na zatracenie zwierzęcia, które widać było Don kochał, będą na nim jeździć po leśnych wertepach jak ci głupcy, którymi się teraz zaprezentowali, aż wspaniałe zwierzę połamie kończyny lub dostanie jakimś bełtem.
- Proszę na mnie tak nie patrzeć. To, że rozpaczam nie oznacza, że jestem głupia. Jak zabierzecie ciało Dona z moim koniem nigdy więcej go nie zobaczę. – nie ocierała wciąż płynących łez.
- Te osoby mogą zaświadczyć, że koń jest mój – pokazała na Feide , Dersitto i Brandisa.
- Nie jestem pewna czy Pan wiedźmin był przy naszej umowie? Mojej i Dona Fiasco – przy wymawianiu imienia załamał jej się głos.
Ale działała dalej. Sięgnęła po sakiewkę chłopaka.
Trzeba przeliczyć jego pieniądze. Napiszę do banku by zajęli się pochówkiem. Jeśli zabraknie, wydam polecenie by dołożyli z mego konta. Jeśli jest nadmiar będzie to datek dla świątyni Melitele.
-Myślę, że wszyscy się zgodzą?

Jak zapowiedziała tak zrobiła. Napisała list obficie skrapiany łzami, w którym prosiła bank o pieczę nad pogrzebem. Oczywiście odpłatną. Na szczęście ta szacowna instytucja szczerze oddana była idei zarabiania pieniędzy i opłacalne prośby klientów zawsze wypełniała skrupulatnie.
Gdy skończyła pisać list zwróciła się z prośbą do kapłanki.
- Pomódlmy się chwilę. Za naszą podróż i za Dona. Zadymka nie zając nie ucieknie. Prawda szlachetny Rodericku?

Nie mogła znieść wszystkich tych nic nie wartych rycerzy. Ale zabawa, napadli na nas zbóje, nic im nie zrobiliśmy, zginęły tylko trzy osoby, chodźmy teraz zabić smoka.

***

Podróż aż do momentu dojechania do wsi spędziła cicho płacząc. Nie śmiała się z przypowieści Jaśmina, może dlatego, że jej nie słyszała. Mysli i uwagę poświęciła zmarłym.
Przestała płakać dopiero gdy Trumniarz znęcał się nad poetą. Sięgnęła po twarde kawałki marchewki w swojej sakiewce zwierzęcych przysmaków. Podała po jednym Feide, Brandisowi i wiedźminowi, oraz trzy Dersitto – wszak to halfling, jeden zje, a trafi dwoma. A swoim wycelowała w głowę Trumniarza, który w tym upale zdążył już pozbyć się hełmu.
Rzuciła.
 
Hellian jest offline  
Stary 06-05-2008, 20:06   #42
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Krasnolud był zdecydowanie najbardziej odważny i najmocniejszy w gębie w całej świcie. Feide uśmiechnęła się do niego po jego irytacji. Miała nadzieje, ze ktoś w końcu pokaże temu zapyziałemu rycerzykowi gdzie jego miejsce, ale niestety do niczego nie doszło.
- Wielka szkoda - pomyślała kobieta i ruszyła do swojej czarnej kulbaki, ta przywitała ją parsknięciem.

- Ruszymy do tej waszej Zadymki. Wiedźmin jeśli chce może nam towarzyszyć, ale to Ja ubije gada – powiedział Roderick
-Następny szlachetny rycerz się znalazł, wiedzmin odwali brudną robotę ,a on będzie zbierał honory... -pomyślała, była zła, miała już dość wszystkiego, nic nie układało się tak jak trzeba, umarł porządny złodziej, prawdopodobnie przez spisek, bo sam pewno nie byłby taki głupi by nażreć się jakiś trujących jagód. Ta sprawa intrygowała ją i postanowiła mieć się na baczności.

Miasto wyglądało dość przyjaźnie, Feid próbował wypatrywać wszędzie gdzie tylko mogła cos pozytywnego cieszącego oko ,co mogłoby dać choć na chwilę zapomnienie jej zdenerwowaniu. Próbowała się oddali8ć, od wrzeszczącego na Jaśmina Trumniarza. Gdy nagle zjawiła się Karla, jakby czytając w jej myślach podała jej marchewkę . Oczywiście o myśli związane z niezaspokojonym głodem nie chodziło, lecz o myśli związane ze zdenerwowaniem.
Malarka rzuciła pierwsza, zaraza nia rzuciła z całej siły Feide. W jedne chwili zaskoczyła z konia i wzięła największy kamień jaki miała pod ręką.
Uśmiechnęła się wesoło, jak dziecko.
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...

Ostatnio edytowane przez Asmorinne : 06-05-2008 o 20:10.
Asmorinne jest offline  
Stary 14-05-2008, 03:33   #43
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dersitto Bumblebee

- Jagody… hmpf. Też mi coś. Żarł wczoraj wieczorem to samo, co i ja jadłem. – Dersitto z ulgą wrócił na wóz i zaczął gawędzić z woźnicą gdy cała karawana miała już ruszać z felernej polany. Niziołek równie szybko zdawał się tracić co i odzyskiwać animusz i odwagę. Słowa wiedźmina o tym, że to nie żaden smok, a jeno oszluzg wcale go co prawda nie pocieszyły, ale jak to bywa w niziołkowym zwyczaju – żadna zła emocja długo w tych duszach miejsca nie zagrzewa. – Nie mniej szkoda go, bo morowy się wydawał. Pewnie go, któryś z ziomków Lisa jakąś strzałką zatruł. Poza tym powiem ci Imć Kmita, że zdawać by się mogło, że jak na wyprawę na Festiwal Kwiatów okropecznie dużo zbójów i innych gadzin zdarza nam się napotykać – tu Niziołek począł szelmowsko zezować na Cyryla - o rzekomym smoku rzecz jasna mowa. Swoją drogą mój kuzyn Lecitto też kiedyś twierdził…

Imć Kmita zapewne dowiedziałby się co też ciekawego twierdził Niziołek imieniem Lecitto gdyby nie wezwanie kapłanki do wspólnej modlitwy za zmarłych mężczyzn. Dalsze pośpieszne przygotowania do wyruszenia sprawiły, że Dersitto zapomniał już o czym chciał opowiedzieć więc chwilowo w milczeniu wóz rozpoczął dalszą podróż. Niziołek przywykły już nieco do monotonii drogi przymknął oczy i zaczął nucić z początku cicho, lecz potem nieco głośniej sklecaną na prędce piosenkę:

Raz na Festiwalu dziewczę mnie poznało
I po kilku tańcach całusa mi dało
No i jeszcze coś coś
Ale o tym sza sza
Jedną małą rzecz rzecz Tralalalala

Teraz dziewczę płacze, roni łzy w rozterce,
Bo żem ja niecnota odebrał jej serce
No i jeszcze coś coś
Ale o tym sza sza
Jedną małą rzecz rzecz tralalalala

Porzuć dziewczę płacze, porzuć dziewczę dąsy,
Obetnij mi wolność, tylko zostaw wąsy,
No i jeszcze coś coś
Ale o tym sza sza
Jedną małą rzecz rzecz tralalalala

Nawet z zamkniętymi oczami słyszał, że piosenka wywołała chichot co bystrzejszych i rechot co rubaszniejszych dookoła. Od razu jakoś tak weselej. Rozpiął kaftan i zdjął rękawiczki schowawszy je do kieszeni, a następnie oparł wygodnie o beczkę z tyłu wsłuchując w ciszę przerywaną łoskotem kół i posępnym szeptaniem Rodericka. Z zadumy jednak wyrwał go przyjemny zapach dojrzałego sera żółtego. Woźnica okazał się człekiem zacnym podwędzając spory kawał ze skrzynki przed którą siedział i dzielą się nim z mniejszym od siebie bliźnim. Zajadając się ze smakiem i w ukryciu tym smakołykiem ledwo zdążyli wyhamować przed wozem z przodu, który gwałtownie stanął, a wystraszone konie cofnęły się o krok do tyłu…

- Ohooo. – woźnica uspokoił konie – Oby nie ośka, bo dłużej tu ostaniem.

Dersitto przełknął resztkę sera i niczym niewiniątko zaczął przyglądać się uwijającym się żołnierzom, którym Jaśmin niczym dziki bębniarz nadawał tempo pracy swoją opowieścią.

Gdy skończył, Niziołek plasnął rękoma o kolana i zaśmiał się głośno.
- A to dobre! Nie znałem tego – rzekł uradowany. Po przerażonym Niziołku nie zostało ani śladu. – Choć z drugiej strony nasuwa się pytanie techniczne, na które odpowiedź wiedźmin powinien znać. Panie Beres! Jak to jest? Bo skoro pewnym jest, że bekanie smoka przez nieuków zianiem nazywane powodowane jest przez jego płonące wątpia, to czy i pierdnięcie nie powinno się palić ogniem żywym?

Naukowa ta dysputa nie trwała jednak długo gdyż wóz po sprawnej naprawie mógł ruszyć dalej do widocznej już w oddali wsi. Swojski powiew gnojówki dał wszystkim do zrozumienia, że pola uprawne, a może raczej osiedla ludzkie są już blisko. Dersitto gdy wkraczali do wsi ziewał już przeciągle po tak pracowicie spędzonym dniu. Coraz tęskniej wypatrywał owego smoka, w którego coraz mniej wierzył zwłaszcza po tym jak się okazało, że go nikt nie widział.

Okazja do hecy nadarzyła się jednak szybciej niżby się spodziewał. Karla podjechała dostojnie do wozu, którym poruszał się Dersitto i równie dostojnie, co konfidencjonalnie podała mu trzy kawałki soczyście wyglądającej marchewki. Spojrzał na nią przez chwilę jak na kogoś komu słonce zaszkodziło. Co ona jak królika chce mnie dokarmiać??? Dopiero jej gest wskazujący dziesiętnika Trumniarza podpowiedział mu przeznaczenie tegoż warzywa. Jak mógł nie zauważyć, że ta menda goni Jaśmina? Mrugnął wesoło do malarki orzechowym okiem i zagryzł odruchowo pierwszy kawałek oceniając odległość i trudność trafienia tego ruchomego celu. Gdy dziewoje z różnych stron rzuciły już swoje pociski, nadgryzł jeden z kawałków i odrzucił resztę pod nogi Bratka, który z niezbyt mądrym wyrazem twarzy gapił się na pogoń za Jaśminem. Następnie wycyrklował ukradkiem w czerep Trumniarza i również rzucił weń pozostałymi kawałkami, poczym jakby nigdy nic zagaił głośno do woźnicy:

- A wiecie imć Kmita. Chętnie się z wami założę, że tu nie ma żadnego smoka.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin

Ostatnio edytowane przez Marrrt : 14-05-2008 o 09:40.
Marrrt jest offline  
Stary 17-05-2008, 13:25   #44
 
Hawkmoon's Avatar
 
Reputacja: 1 Hawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputacjęHawkmoon ma wspaniałą reputację
Wiedźmin skrzywił usta w grymasie złości. Wiedział dlaczego zginął Fiasco i domyślał się czyja to sprawka. Denerwowało go, że nie mógł nic zrobić, a już na pewno nie chciał. To by było zupełnie jak w Blaviken. Nie wolno dopuścić do tego. Po prostu ten Cyryl i jego kumpel rycerz byli zbyt naiwni by okazało się to prawdziwe. Jagody? Żadne jagody nie powodują TAKIEJ śmierci.

Beres w złym humorze wszedł na wóz i wysłuchał opowieści barda oraz piosenki niziołka. Roześmiał się serdecznie po obu opowieściach i zdał sobie sprawę, że podróżując samotnie dawno już nie słyszał ludzkiego śmiechu. Wszystkim poprawiły się humory i zaczęli rozprawiać o niewątpliwie zabójczych gazach smoczych. Pierwszy raz od dawna wiedźmin odezwał się:

- [i]Jestem pewien, że gdyby smoki pierdziały, to ich gazy byłyby zabójcze nie tylko spalając na popiół, ale także zaduszając ofiarę. nie spotkałem jednak jeszcze pierdzącego smoka. Ich przemiana materii jest inna niż nasza.

Wiedźmin uśmiechał się cały czas, tak, że było widać, że mimo naukowej wymowy, po prostu jaja sobie robił. Zaczynał lubi już swoją kompanię, szczególnie barda, który właśnie lawirował wśród ludzi uciekając przed Trumniarzem. Wiedźmin dołączył się do ludzi pomagających Jaśminowi. Wziął kamień i przymierzył. Po chwili rzucił trafiając trumniarza prosto w czerep.

Odwrócił się w drugą stronę i pogwizdując postanowił sobie, że za nic nie zabije smoka, jeśli to będzie smok, jeśli bazyliszek bądź oszluzg, to i tak zostawi go rycerzykowi. Kto wie, może dostanie on za swoje?

Gdy znów ruszyli Beres usadowił się na wozie obok niziołka i rozmawiał z nim o różnych sprawach błahych, ale zajmujących czas. Chłopi cały czas towarzyszyli ich barwnemu korowodowi, a pasażerowie śmiali się z dowcipów opowiadanych przez barda i niziołka. Tylko malarka trzymała się z boku. Było widać, że śmierć przyjaciela dotknęła ją bardzo. Była posępna i szlochała a nikt nie zamierzał jej pocieszyć. Łącznie z wiedźminem.
 

Ostatnio edytowane przez Hawkmoon : 17-05-2008 o 13:28.
Hawkmoon jest offline  
Stary 07-06-2008, 18:36   #45
 
DrHyde's Avatar
 
Reputacja: 1 DrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłośćDrHyde ma wspaniałą przyszłość


- Tak się dać chlasnąć zwykłej strzydze. Coś ty ją chciał wychędożyć?






Wieść o nowoprzybyłych rozeszła się lotem błyskawicy. Dzieci z zaciekawieniem biegały po placu przyglądając się wojsku. Strudzeni żołnierze ściągnęli ze zmęczonych koni pakunki i osobiste rzeczy. Roderick zarządził obóz w baraku drwali, o czym poinformował naprędce sołtysa Zadymki. Konie wstawiono do zagrody pod lasem i zarządzono warty nocne, czym zając się mają wojownicy pod dowództwem Bratka. Roderick, Trumniarz, Bratek i Fabio zajęli chatę należącą do sołtysa, wyganiając go do chłopskich domostw.
Większość ludzi nieco zniesmaczona „goszczeniem” się wojska, schowała się do domów w nadziei na przetrwanie w spokoju tej nocy.

Gdy wszyscy się rozpakowali i znaleźli miejsce na posłanie, zwołano radę w skład, której weszli: sołtys, Roderick, Trumniarz, Bratek, Fabio, Brandis, Beres – jako wiedźmin i znawca potworów wszelakich i oczywiście dwóch chłopów co to świadkami „łakomego zżerania bydła” byli. Na początku rozmowa rozstrzygała się przy głównym palenisku na środku wsi, ale z czasem przeniosła się pod las – prawdopodobnie by pokazać miejsce, w którym zła bestia atakowała.

Sołtys stanął w zaparte pod drzewem i nakazał chłopom mówić, co by nie stać i nie tracić czasu. Takoż przemówił pierwszy z drabów.

- Mości panowie. Com widział to się ani naszej światłej nie śniło, ani dziady pradziady, ani stare rasy tego nie widzioły Com ja widzioł…

Drugi plasnął go ręką w tył głowy i mówi.

- Głupiś i stuł pysk bo gadasz tempoku jak na mowie pańskiej w Aldersbergu! Ja wam powiem. Było to tak. Zabrał żem go ze sobą ostatniego wieczora, żeby bydło spędzić do zagrody. Patrzem a tam cosik wielkiego nam krowy wpierdala! To my hyckiem … hyckiem… na tyły gada. Ten jak majtnął ogonem to aż czapki spadły i drzew ze cztery na raz zwalił na ziemię. Ooo tam… - wskazał miejsce, gdzie leżą dwa wyrwane z korzeniami drzewa. – Suczy syn w powietrze uleciał jak ptak i Tylem go widzieli. Chłopy z okolic mówią, że łąki popalone i też im bydło ginie.

Roderick rzucił spojrzeniem po wszystkich i rzekł w te słowa.

- Mus nam ubić potwora. Nie godzi się chłopom w potrzebie nie pomóc. Co radzisz wiedźminie?


* * *


Karla, Feide i Dersitto zajęli się strawą, gdyż żołądki domagały się jedzenia. Kapłanka również zajęła się posiłkiem i zaczęła przyglądać się dziewczyną z uśmiechem na twarzy. Ognisko oświetlało cały plac wsi, więc i w oddali dało się widzieć co się dzieje.

- Co was nakłoniło, aby jechać do Dol Blathanna, gdzie w ostatnie czasy stało się niebezpiecznie?
– odezwała się kapłanka.

Nim odpowiedzieli w dali dostrzegli konnego, który dojechał do żołnierzy, stojących na warcie przy wjeździe do wsi. Żołnierze skierowali go w głąb wsi. Ten z wolna ruszył do ogniska.

 
DrHyde jest offline  
Stary 09-06-2008, 23:44   #46
 
Hellian's Avatar
 
Reputacja: 1 Hellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwuHellian jest godny podziwu
Karla Bijoux

Gdy dotarli do wsi, a Dersitto i Feide poparli ją w marchewkowym puczu poczuła się trochę lepiej. Trumniarz pobladł z wściekłości jako że marchewki (i wcale spore kamyki miotane zręcznie przez rozochoconą Feide) precyzyjnie waliły w jego nie przykrytą hełmem czaszkę. Do tego próbując rzucić w ich stronę stek przekleństw tak się zapluł, że zakrztusił się własną śliną. Jego właśni żołnierze nie potrafili powstrzymać wybuchu ożywczego śmiechu, co chyba świadczyło o małej popularności dowódcy. I dopiero gdy zrobił się naprawdę siny jakiś zbyt wrażliwy młodzieniec walnął go w plecy. Trumniarz odzyskał oddech.
- Szkoda – powiedziała nie kryjąc się z adresem komentarza Karla. Uśmiechała się przy tym promiennie. Opuchnięta od płaczu buzia, tworzyła z tym uśmiechem niepokojące połączenie.
Nie była głodna, ale miała zamiar zapukać do drzwi pięknie wybielonego domu z ogródkiem pełnym tulipanów, by poprosić gospodarzy o posiłek, oczywiście odpłatny. Niestety chamskie wojsko narobiło takiego zamieszania, że miejscowi pozamykali się w domach. Pukanie mogło nie pomóc.
Tak już im się układało w tej drodze, że za grosz nie mieli zaufania do otaczających ich wojaków. I nic dziwnego, że po otruciu Dona nie mieli też zaufania do wojskowych racji. Dlatego sami sobie przygotowywali posiłek. W niewielkim kociołku, pożyczonym od kowala, rosłego chłopa, który mniej niż inni wystraszył się wojska, z warzyw i kawałka mięsiwa kupionego przez Karlę gotowali gulasz. I trzeba ze smutkiem przyznać, że w tej kobiecej czynności Karla nie osiągała imponujących wyników. Cóż, właściwie nie pamiętała kiedy ostatnio sama sobie przyrządzała posiłek.
- Zastanawiam się nad kilkoma sprawami. – odezwała się do towarzyszy – Po pierwsze myślałam o koniku Dona. Sprzedamy go w Dol Blathanna raczej bez trudu i zyskiem podzielimy się po równo. Tylko chciałabym – w jej oczach znowu zaszkliły się łzy – żebyśmy, go sprzedali komuś zacnemu, szkoda zwierzaka dla byle łachmyty.
- A może ty Dersitto wolałbyś dalszą drogę odbyć konno, w sumie to niezbyt duży konik. Bo to jest druga sprawa o której myślę. Chętnie odłączyłabym od tej podejrzanej kompanii.
- Może wiedźmin, by z nami pojechał? Też chyba nie pała sympatią do tych ... – szukała właściwego słowa – bandytów w mundurach.
- Co o tym myślicie?

- No tak my tu pracujemy, a inni chcą jeść z naszego garnka – powiedziała już cicho, gdy podeszła do nich kapłanka.
- Szczerze mówiąc chyba licho – odpowiedziała na jej pytanie – Proszę, odstąpię Wam Pani swoją porcję, po dzisiejszych wydarzeniach nie jestem głodna.
I wtedy do ich ogniska podszedł nieznajomy mężczyzna. Dobrze świadczyło o jego intuicji, że wybrał mniejsze ognisko, za to z zacniejszą kampanią.
 

Ostatnio edytowane przez Hellian : 10-06-2008 o 12:58. Powód: chodzący jeźdźcy ;)
Hellian jest offline  
Stary 10-06-2008, 11:07   #47
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Lubił kwiaty. Nawet bardzo. Według niego, nawet paskudne łóżko z baraniej skóry, na którym niekiedy przychodziło mu spać, obstawione kilkoma dzbanami kwiatów zmieniało się w coś całkiem użytecznego. Przynajmniej, jeżeli chodzi o spędzenie kilku miłych chwil z krasną dziewoją. Cóż dopiero, jeżeli zamiast łoża korzystało się z pięknej leśnej polany, albo wiejskiej łąki? Tam dopiero trawa była niczym puchowa kozetka, a kwiaty, jak rozsypane wokół klejnoty. Wprawdzie w tak pięknym otoczeniu trzeba było czasem uważać, co by nie wpaść na krowskie gówna, jak mu się to onegdaj zdarzyło, ale co tam, po owym zdarzeniu miał nauczkę, żeby sprawdzać, co jest pod nogami, a nie tylko pomiędzy nimi. No, ale bynajmniej nie kwiaty były powodem, że jechał do Doliny Kwiatów, ani nawet festiwal. Juści, liczył na to, że w owej Dalii podczas uroczystości znajdzie się co do roboty dla byłego kapitana lekkiej kawalerii jego królewskiej mości. Zasadniczo, nie pogardziłby żadną, jako tako przyzwoitą pracą. Niby honor oficerski honorem, ale nim głodnego żołądka nie napełnisz. Liczył na jakiego możnego kupca, który będzie chciał ochrony, albo szlachcica. Służba taka pozwoliłaby mu się jakiś czas zadekować, dopóki huczek po jego romansie z hrabianką nieco nie ucichnie, a jej ojciec przestanie wreszcie rzucać mięsem, jakby był jakimś prostym kmieciem, tylko zniesie to z godnością prawdziwego szlachcica.

Cóż, szczęśliwie dawny dowódca, który lubił go z dawnych czasów nieco poratował eks-kapitana w sytuacji.
- Mości panie – wyrzekł. – I tak miałem wysłać pismo do znajomej mojej, Czcigodnej Kapłanki Lilien z Ellander, która przy Wielebną Nenneke sługuje dostojnej bogini Melitele. Dawna to znajoma, ale zarówno ja, jak i brat mój Cyryl z Guletty, któren gdzieś na służbie rycerskiej, dowodząc oddziałem zacnej jazdy, walczy za najjaśniejszego pana, nie widzieliśmy jej od lat. Dawien dawna planowałem napisać do niej kilka słów szacunku, na które bez wątpienia zasługuje. Tyle, że tu ciągle jakieś zamieszanie, ponadto pismo powierzyć komuś trzeba zaufanemu. Dam ja ci ten list. Toż wolę zawierzyć go pewnej osobie niż jakiemuś hultajowi, co to sprzedałby pisanie na kilka koron w karczmie jakowej. Dostaniesz też wikt na drogę i opierunek oraz trochę grosiwa. Potem zaś może ona ci pomoże, czy służbę na czas jakiś u niej mieć będziesz? Nie sumituj się, bom naprawdę chciał owo pismo wysłać, to będzie i lepiej dla mnie, że pojedziesz. Ty zaś dzięki temu na czas jakiś uchylisz się z oczu dworzan. Jak zaś będzie jaki nowy pobór, to przybywaj. Bez wątpienia bowiem znowu dostaniesz patent oficerski.

Dlatego właśnie jechał do tej wioszczyny, która na jakiś czas królewskim kaprysem miała stać się miejscem zjazdu ludu z całego kraju, albo nawet i spoza niego. Lilien z Ellander bowiem, jak poinformowano go w Aldersbergu właśnie w tamtą stronę zmierzała towarzysząc sporej gromadzie udającej się na Festiwal Kwiatów. Niezbyt mu się wprawdzie chciało, ale cóż, głupio by mu było teraz wrócić do swojego dobrodzieja mówiąc, że mu się odmieniły zamiary. Toteż pędził swoją srokatą Stokrotkę, jak nazwał młodą, nieco narowistą klaczkę, by jak najszybciej połączyć się z nimi licząc, że znajdując ich odnajdzie i ową szacowna kapłankę.

Ostrzegano go wprawdzie przed banitami, grasującymi po duktach, lecz jego obawy okazały się przesadzone. Droga okazała się spokojna, a po zbójach zostały tylko niedobitki, jak to przedstawił mu rycerz Cyryl, którego oddział minął podążając za śladami kół wozów karawany. Dopiero później uzmysłowił sobie, iż tak nazywa się wszak brat jego dawnego dowódcy i przyjaciela, ale nijak wracać mu się było milę, by wspomnieć Cyrylowi, że zna jego najbliższych. Zresztą, liczyło się, że wyczyścił trakt ze zbójców. I dobrze, bo Edwin w niezłym nastroju przyjechał do miejsca, gdzie, jak ujrzał, gromada ludzi się ulokowała z wozami oraz całkiem niezłym tabunem koni. Żołnierzy także sporo było.
- Szukam czcigodnej Lilien z Ellander. Jestli może w tym siole? – Zapytał strażników, którzy wpatrywali się przed siebie z miną równie inteligentną, co przeciętne owce, tyle, ze zamiast „be” mówili „”.
- ? – Odparli chórem, dodając jeszcze kilka błyskotliwych „”.
- Kapłanki Lilien z Ellander szukam. Jest tu taka? Co to za wioska?
- Musi, że jest. Znaczy kapłanka?
- Tak, kapłanka Melitele
.
Znowu padło wielokrotnie „”.
- Zadymka się zowie. Idźcie panie – po dłuższej chwili odpowiedział jeden, którego umysł otarł się przynajmniej o zdolność do jakiegokolwiek myślenia, - do środka, tam gdzie gromada ludzi. Pewnie wśród nich znajdziecie waszą kapłankę – to mówiąc zdjął hełm i wygrzebał z włosów sporej wielkości wszę:
- Ła wiedziałem, że jakiesić licho mnie podciachuje, he – Widać było, że swoją zręcznością zdobył niepodzielną uwagę towarzysza, który patrzył na niego z dużym uznaniem. Przestali przejmować się Edwinem, który skwapliwie skorzystał z okazji oddalenia się.

Grzbiet koński ma tą zaletę, ze nie drałuje się na piechotę, jednak kolejnym plusem takiej sytuacji jest to, że dojrzeć można z wysokości trochę więcej. Edwin na po przejechaniu kilkunastu metrów przystanął by się rozejrzeć. Wieś jak wieś. Ot, nie za biedna, nie za bogata, ani za duża ani za mała, za to wypełniona po brzegi ludźmi, końmi, wozami. Chłopi, wojacy, podróżni. Acz miał wrażenie, ze znaczna część miejscowych, przestraszona takim nagromadzeniem zbrojnych pozamykała się w domach. Jednak ogólnie, sporo było tego. Ba, dostrzegł nawet kompletnie niespodziewanych w tych stronach krasnoluda i niziołka. Ten ostatni, to widocznie o0dgrywał rolę zapiewajły, bo całkiem ładnie podśpiewywał od czasu do czasu przerywając tekst melodyjnym gwizdaniem. Wprawne oko Edwina odruchowo wyłapało kilka ładnych panienek. Znaczy, biorąc pod uwagę fakt, że te zaobserwowane skończyły już trzynaście lat pewnie panienkami dawno nie były, przynajmniej sądząc po urodzie. Starszej cizi, co to by wygląd miała gładki, a chłopu jeszcze nie dawała, nie widział, a te wyglądały na takie, że barabara z nimi na stogu siana nie byłoby bynajmniej przymusem, ale miłą rozrywką dla stron obydwojga.
- Nawet nie spodziewałem się, że takie spotkam na tej pipidówce, ale ... - nagle przerwał rozmyślanie spuszczając głowę. Patrzył na nie przez moment. Miał wrażenie, że kiedy wyczuły, że im się przygląda, uniosły głowę i ich wzrok spotkał się zderzając niczym rozpędzony buhaj ze ścianą obory. – Trzymaj się, Edwinie, - perorował w swoich myślach naciskając ostrogami Stokrotkę, - baby to zło świata. Niedawno patent straciłeś, bo cię w konia zrobiono i obiecałeś sobie, że dasz sobie na czas jakiś spokój z kobietami. Pamiętaj, kobiety są nadzwyczaj niebezpieczne.
Cóż, perora do samego siebie była słuszna może, ale kompletnie nie przekonała odbiorcę dobrych rad. Nie mniej, pozwoliła w jakim takim spokoju dojechać do środka wsi.

- Tu jest może gdzieś kapłanka Melitele, którą zowią Lilien? – Zapytał jakieś czupiradłowate dziecko, które stanęło obok niego. Zeskoczył z konia gdy tylko otrzymał potwierdzenie.
- Ano tam, panie, za wozami, bodaj przy ognisku. Wedle mojego pomyślunku, na pewno z pozostałymi rychtuje jakieś specyjały. Pewno magiczne na tego smoka, co to go nasi widzieli. Ba, nawet wiedźmina śmy znaleźli by ubił ta bestię ... – mały nieproszony przedstawiał wszystkie nowiny dotyczące wioski, co chwila dopytując: „czy to miecz prawdziwy?”, „czy brał udział w jakiejś walce?” etc. Edwin lubił dzieci, toteż chwilę poznosił chłopaka zaspokajając jego ciekawość, po czym udał się we wskazanym kierunku.

Kapłanka stała przy ognisku. Jak wszystkie służki Melitele była ubrana w długa białą szatę przewiązaną w pasie, a włosy nosiła splecione w warkocz. Wpatrywała się w wielki gar zawieszony na kilku drążkach ustawionych w kształt namiotu. Rozmawiała z niziołkiem i owymi ładnymi dziewczynami, na które zerkał przed chwilą z siodła. Przystanął na chwilę, jakby zastanawiając się co robić i właśnie wtedy minęła go jakaś niewiasta w widocznej ciąży, która zapewne przyszła do służki bogini po lekarską poradę. Nie chciał przerywać. Stał wpatrując się spod oka w młode kobiety oraz słuchając słów kapłanki, póki ta nie podniosła ku niemu zaciekawionego wzroku.
- Witajcie, mości państwo, dnia dobrego życzę. Wybaczcie, że przeszkadzam w rozmowie – skłonił się leciutko zebranym przy ognisku. Grzeczność to grunt, uważał zawsze, która pozwala na wywarcie dobrego wrażenia, ponadto zawsze lepiej spotykać ludzi miłych niż aroganckich. On starał się należeć do tej pierwszej grupy. - Wyście, pani, czcigodna Lilien z Ellander? – Zapytał kapłankę, gdy skinęła głową, wyciągnął zza pazuchy list wręczając jej. – Pani znajomy przesyła pozdrowienia oraz pismo łączące wyrazy szacunku, które to dał mi do przekazania na pani ręce.
 

Ostatnio edytowane przez Kelly : 10-06-2008 o 11:10.
Kelly jest offline  
Stary 13-06-2008, 02:47   #48
 
Marrrt's Avatar
 
Reputacja: 1 Marrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputacjęMarrrt ma wspaniałą reputację
Dersitto Bumblebee

Niziołek gryzł z rozmysłem zerwane nieopodal duże czerwone jabłko. Bardzo lubił jabłka, lecz łupem nie omieszkał podzielić się z towarzyszkami.

- Stanowią one dla mnie niezbity dowód na to, że bogowie w gruncie rzeczy nie istnieją. Bo czyż nie byłoby oczywistym, że gdyby istnieli, zabraliby wszystkie te jabłka dla siebie? Spójrzcie tylko jakie to idealne owoce. - Pokaźne jabłko dość szybko znikało w buzi niziołka, która musiała mieć zastraszającą przerobowość - Można się nimi spokojnie najeść, można je bezpiecznie i długo przenosić... ba! Można nawet komuś łeb rozpłatać jak dobre jabłko... Na przykład takie jak to. -

Z przedmiotu jego rozważań został niestety tylko smutnie wyglądający chudy ogryzek, który po chwili wylądował w palenisku. Dersitto wytarł brodę rękawem i rozsiadł się na tyle wygodnie na ile było to możliwe na przytaskanym wcześniej konarze z, najpewniej, wiśniowego drzewa. Gdy Karla pokroiła mięso z pewnym ociąganiem zsunął się z konara na ziemię i zaczął obierać i krajać czerwoną cebulę. Skończywszy zabrał się za marchewki.

- Zastanawiam się nad kilkoma sprawami. – odezwała się w końcu Karla Po pierwsze myślałam o koniku Dona. Sprzedamy go w Dol Blathanna raczej bez trudu i zyskiem podzielimy się po równo. Tylko chciałabym – w jej oczach znowu zaszkliły się łzy – żebyśmy, go sprzedali komuś zacnemu, szkoda zwierzaka dla byle łachmyty. A może ty Dersitto wolałbyś dalszą drogę odbyć konno, w sumie to niezbyt duży konik. Bo to jest druga sprawa o której myślę. Chętnie odłączyłabym od tej podejrzanej kompanii. Może wiedźmin, by z nami pojechał? Też chyba nie pała sympatią do tych ... – szukała właściwego słowa – bandytów w mundurach. Co o tym myślicie?

Dersitto rzucił okiem na przywiązanego obok karej klaczki Karli, równie karego Poborcę należącego do nieodżałowanego Dona Fiasco. Konik faktycznie do wielkich nie należał i po podwiązaniu strzemion zdaje się, że nadawałby się na niezbyt forsowną jazdę nie zgorzej niż kuc.

- Tylko głupi odmawia gdy mądry nalega Pani Karlo - uśmiechnął się radośnie do malarki - A co do kompanii, to co fakt to fakt. Humorem nie grzeszą gbury chędożone. Ale Jaśmina bym jeszcze zgarnął. Śpiewak z niego trochę smętny, ale nasza Feide go chyba trochę może rozweselić i nadać weselszych tonów, co Feide? - ponownie rzucił filuterny uśmiech tym razem do drugiej kobiety.

Obie polubił i mimo, że Feide nie należała do równie wylewnych co on, Karla, czy Brandis, miał nadzieję, że po spłataniu jej jakiegoś figla, dziewczyna przestanie się zachowywać tak oficjalnie. Rozejrzał się też, czy nie ma gdzieś w okolicy Jaśmina, jednak z rozczarowaniem zauważył, że niewesoły grajek, albo gdzieś przepadł, albo motywuje swoje zdolności z jakąś wiejską dziewuchą. Swoją drogą to drugie mogło być dość problematyczne zważywszy na fakt, że jedyni wieśniacy, którzy otwarcie podchodzili do obcych to usmarkane dzieciaki, które wymykały się rodzicom. Pierwsze bulgotliwe odgłosy dochodzące od kociołka wyrwały go z zamyślenia na temat Zadymki i towarzystwa, w którym spędził dzisiejszy dzień. Zapach uduszonego mięsa dał wyraźnie do zrozumienia, że gulasz jest już gotowy. Nie czekając więc dłużej rozlał zawartość do trzech misek. Tymczasem zbliżyła się do nich kapłanka.

- No tak my tu pracujemy, a inni chcą jeść z naszego garnka – powiedziała już cicho Karla, gdy podeszła do nich kapłanka. - Szczerze mówiąc chyba licho – odpowiedziała na jej pytanie – Proszę, odstąpię Wam Pani swoją porcję, po dzisiejszych wydarzeniach nie jestem głodna.

Dersitto z paniką spojrzał na ten heroiczny gest malarki. Gulasz co prawda zostawiał wiele do życzenia, ale jak na ciepłą strawę przygotowywaną delikatną kobiecą ręką, był całkiem znośny i odstąpienie go nieznajomemu było ostatnią rzeczą na jaką mógłby zdobyć się Dersitto nawet w akcie największej odwagi i bohaterstwa. Nie mógłby jednak przełknąć ni kęsa przy kimś kto by nie jadł mimo głodu na skutek zrzeczenia się praw do swojej porcji dla innej nieznajomej osoby. Walczył przez chwilę bezskutecznie by z kolei swoją porcję oddać malarce, lecz jedyne na co się zdobył to sprawiedliwy podział.

- O nie! Na to nie pozwolę. Weź pół ode mnie.
- Dziękuję Dersitto, ale naprawdę nie za bardzo w sumie czuję głód.
- Oj nie pleć głupot. -
To powiedziawszy rozpiął kaftan ku lekkiemu zaniepokojeniu kobiet. Odetchnęły dopiero gdy wyjął z wewnętrznej kieszeni niewielką flaszkę w wiklinowym uchwycie - Gwizdnęliśmy z woźnicą po jednej z wozu. To oryginalna nalewka ze śliwek verdenek. Mus nam coś zjeść przed degustacją.

Karla więcej nie protestowała, a uwadze niziołka nie umknęło, że Feide wzdrygnęła się na widok nierównej, szklanej flaszeczki z wybitym godłem Verden.
- A wracając do pytania Pani kapłanki, to cóż. W moim przypadku można powiedzieć, że powodem jest złoto... i po części babski upór, której jak się uprze to i wołami nie odciągniesz, żeby głupstwa nie robiła.

Pierwsza łyżka znieruchomiała w jego ustach gdy podszedł do nich nieznany jak dotąd mężczyzna, który z pewnością nie był członkiem karawany. Bardzo grzecznie przywitał się ze wszystkimi, a szczególnie z kapłanką, której następnie wręczył list. Jego nie częste acz wyraźne spojrzenia na wszystkie kobiety, a nawet na ciężarną wieśniaczkę, która widać wyjść z chaty po coś mocno musiała, nie uszły uwadze Dersitta.

- Witaj Panie Nieznajomy w skromnych progach Zadymki. Niestety z prowiantem u nas krucho, ale jeśli masz chęć na parę jabłek i łyczek nalewki, siadaj z nami i mów jak cię zwą. Ta Pani to Feide Corbonne pieśniarka, tutaj jest malarka Karla Bijoux, a ja jestem po prostu Dersitto Bumblebee. Naszą czcigodną kapłankę już znasz - Niziołek najwyraźniej nie rozumiał pojęć tajemnica, sekret i przemilczenie. Wskazał natomiast nowo przybyłemu swój przytaskany konar, a sam uraczył się ociosanym pieńkiem stojącym między kapłanką, a Karlą.
 
__________________
"Beer is proof that God loves us and wants us to be happy"
Benjamin Franklin
Marrrt jest offline  
Stary 14-06-2008, 19:43   #49
 
Asmorinne's Avatar
 
Reputacja: 1 Asmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemuAsmorinne to imię znane każdemu
Jak małe dziecko, którym sprawiają przyjemności najmniejsze i najmniej znaczne rzeczy cieszy się i krzyczy wesoło, tak czuła się w tym momencie Feide. Gdy najpierw marchewki a zaraz po nich kamyki zgrabnie leciały w stronę Trumiarza i odbijały się w niezwykłej harmonii.
Co prawda mina jego miała nie wiele wspólnego z sielanka i delikatnością. Feide śmiała się wesoło zapominając już całkowicie o mdłościach i bólach głowy dręczących ja od początku dnia. Udało jej się wtopić w tłum i ukraść trochę chleba i sera, myślała że nigdy więcej nie będzie musiała tego robić. Skrzywiła się i wróciła do „marchewkowych” znajomych z postanowieniem, ze więcej tego nie zrobi.

Trafiła idealnie, akurat gdy malarka kończyła przygotowywanie czegoś co ładnie pachniało, i na pierwszy rzut oka nie mogła nazwać mikstury, lecz jej gęsta konsystencja wskazywała na gulasz.
-...i zyskiem podzielimy się po równo – Feide uśmiechnęła się, była pierwsza która chętnie weźmie swoją cześć, nie pojmowała tylko malarki dlaczego nagle się chce dzielić, może chciała czegos w zamian? Może próbowała ich przekupić? Chwile się zastanawiała aż przeszło jej przez myśl, iż Karla postradała zmysły z rozpaczy.
Nie maiła jej tego za złe w ręcz przeciwnie ucieszyła się ogromnie.
Podzieliła się chlebem i serem gdy tylko dostała swoją cześć gulaszu.

-Jestem również za tym aby się odłączyć, lecz droga do Dol Blathanna jest niebezpieczna, jedyną naszą osłoną jest mała liczebność, może bandytom nie będzie chciało się tracić sił i czasu dla małego zysku, a karawany ich przyciągają... Wolałabym ruszyć jaj najszybciej, lecz jak ma z nami jechać wiedźmin to musimy poczekać aż ubije smoka...
- mówiła od czasu do czasu przerywając, aby zjeść nieco gulaszu. Wcale nie przeszkadzało jej ,ze był gorący, dlatego skończyła go zanim, niczym sęp do padliny przybyła kapłanka. Feide nie odpowiedziała jej zajęła się układaniem włosów.

-Tylko głupi odmawia gdy mądry nalega Pani Karlo A co do kompanii, to co fakt to fakt. Humorem nie grzeszą gbury chędożone. Ale Jaśmina bym jeszcze zgarnął. Śpiewak z niego trochę smętny, ale nasza Feide go chyba trochę może rozweselić i nadać weselszych tonów, co Feide?

Kobieta spojrzała wrednie na niziołka
- Phe..Jasmin? To darmozjad , na nic się nie przyda... – powiedziała pogardliwie, tak naprawdę zazdrościła mu tak pięknego głosu, którego sama nie maiła, lecz była pewna , ze nie umie grać tak dobrze jak ona. Wyjęła skrzypce i zaczęła grać jakąś melodie, lecz widząc że skupia na siebie uwagę żołnierzy szybko przerwała. Nie miała zamiaru umilać czasu tym paskudnym knurom w mundurach.

-Witajcie, mości państwo, dnia dobrego życzę. Wybaczcie, że przeszkadzam w rozmowie- - i w ten następny sęp zjawił się na strawę, Feide cieszyła się iż zjadła tak szybko przynajmniej nie musiała się z nikim dzielić.

Niziolek ma zdecydowanie za długi język, pomyślała w duchu Feide gdy ten grzecznie przedstawił ja i malarkę nowoprzybyłemu, a następnie kazał mu się przysiąść.

- Feide Corbonne , skrzypiacza... . –dumnie poprawiła szybko kobieta
 
__________________
Cisza barwą mego życia Szarość pieśnią brzemienną, którą śpiewam w drodze na ścieżkę wojenną istnienia...
Asmorinne jest offline  
Stary 19-06-2008, 14:41   #50
 
Kelly's Avatar
 
Reputacja: 1 Kelly ma wyłączoną reputację
Ogień i jedzenie wabiło nozdrza zapachem, który wywoływał u mężczyzny chętkę na skorzystanie z okazji do przyłączenia. Wprawdzie owa dziewoja, która muzyką się zajmowała patrzyła na niego dość koso, ale cóż, miał nadzieję, ze przełamie lody. Druga, malarka, jeszcze się nie odezwała, ale obydwie mu się ...
- Nie, Edwin – powiedział sobie w myślach. – Z daleka od kobiet, rozumiesz!

Na głos zaś wyrzekł:
- Edwin Swanman, do usług twoich, mości niziołku, lecz przede wszystkim, zacnych i pięknych panien, które przebywają w twoim towarzystwie. Nic tak nie zdobi tego świata jak niewieścia uroda, a ślepym musiałbym byś, by jej nie dostrzegać – ukłonił się lekko dziewczynom. - Podróżnym jestem, kurierem, a żołnierzem także, chwilowo wprawdzie nie w czynnej służbie,. Dziękuję za zaproszenie do wspólnego ogniska. Tego się nie odmawia, ale ja jestem wojak i wiem, że nieładnie to tak z pustymi rękami. Kiedy się nic niema, to trudno, trzeba dziękować życzliwym, jako wy, ale kiedy się coś ma, niehonorowo to objadać kogoś ukrywając swoje. Toteż, jeżeli nie macie nic przeciwko, dorzucę się do wspólnego jadła. Chętnie podzielę się tym, co mam. Wprawdzie niedużo tego, ale kawałek wędzonego boczku, niewielka gomółka sera i kilka sucharów się znajdzie – powiedział wykładając przed nimi jedzenie.

Jednocześnie zerkał na Lilien z Ellander, która kończyła czytać list i zagadnęła go swoim niskim, ale dziwnie delikatnym głosem:
- Wyście Edwin Swanman, który w liście został wspomniany, jak rozumiem?
- Tak, czcigodna matko, choć nie wiedziałem, że przyjaciel mój oraz dawny zwierzchnik wspomniał cokolwiek o mojej osobie.
- Wspomniał, dodam, ze nie mało. Opisał waści, jako dzielnego kapitana dragonii królewskiej, któren na skutek pewnych okoliczności musiał służbę porzucić na czas jakiś i chciałby trzymać się pewien okres daleko od dworu. Wspomina także, że jeżeli mogłabym cię przyjąć na służbę lub gdzieś zaprotegować, byłby wdzięczny. A cóż to się stało mości kawalerze, ze nagle z patentu oficerskiego zrezygnowałeś
? – Wyraźnie była ciekawa i zbyt prostolinijna, by zrozumieć, ze takie sprawy lepiej powinny zostać ukryte.
- Och, to było nieporozumienie. Drobiazg niewart dyskusji, zwłaszcza, gdy jadło czeka.
- Może i tak, ale pozwól mnie to osądzić. Jeśli masz mi służyć, bądź mam cię zaprotegować, ważną rzeczą jest wiedzieć, dlaczego opuściłeś służbę. Wedle tego, co zostało napisane, masz chlubną przeszłość w bitwach oraz potyczkach, kiedy to stawałeś za nasze królestwo oraz najjaśniejszego pana.
- Och, nie opuściłem. To chwilowa przerwa, czcigodna
– Edwin wykręcał się jak mógł. – Pewien hrabia zapałał do mnie zupełnie nieuzasadnioną zaciekła niechęcią suponując, że jakoby uwiodłem mu córkę. Tymczasem, mogę przysiąc na Melitele oraz jeszcze świadków dostawić, że absolutnie nie zalecałem się do niej, ani nie usiłowałem zdobyć jej cnoty. Niemniej, mimo, ze nic się faktycznie nie stało z mojej przyczyny doradzono mi chwilowe opuszczenie wojska. Dlatego jestem tutaj.

Rzeczywiście, Edwin jej nie uwiódł. Był o tym absolutnie i całkowicie przekonany. Przecież sama mu wlazła do łóżka i to zamieniwszy się po ciemku ze służącą, kiedy on miał nieco procentów we krwi. Czy to można nazwać uwiedzeniem? Absolutnie nie.

- Skoro tak mówisz, wierzę ci. Bywaj na razie przy moim boku w tej gromadzie ludzi jadącej na festiwal. Zapewnię ci też wikt i spanie w wozie należącym do świątyni wraz z resztą sług. Teraz nie ma potrzeby czynienia nic więcej, ale któż wie, czy twe wojackie umiejętności się nie przydadzą? Mieliśmy napad zbójów, których pobiła odsiecz, któż wie ... – zawiesiła głos.
- Dzięki ci, panienko – zwróciła się do malarki, - ale ja nie jadam zbyt wiele. Tak, ze niech ci Melitele odpłaci za życzliwość. Musze iść, a wy bywajcie. Mój wóz stoi po lewej stronie, taki oznaczony symbolami bogini - dodała do Edwina na odchodnym.

Tymczasem Edwin zwrócił się do pozostałych:
- A wy, moi państwo, jedziecie bawić się i radować nimi, czy przy organizacji festynu pracować? Może wiecie, jak to ma wyglądać? Wybaczcie te pytania, alem ciekaw po prostu, bo sam gnając za czcigodną nie miałem czasu wypytywać ludzi o ów Festiwal Kwiatów.
 
Kelly jest offline  
 



Zasady Pisania Postów
Nie Możesz wysyłać nowe wątki
Nie Możesz wysyłać odpowiedzi
Nie Możesz wysyłać załączniki
Nie Możesz edytować swoje posty

vB code jest Wł.
UśmieszkiWł.
kod [IMG] jest Wł.
kod HTML jest Wył.
Trackbacks jest Wył.
PingbacksWł.
Refbacks are Wył.


Czasy w strefie GMT +2. Teraz jest 23:00.



Powered by: vBulletin Version 3.6.5
Copyright ©2000 - 2024, Jelsoft Enterprises Ltd.
Search Engine Optimization by vBSEO 3.1.0
Pozycjonowanie stron | polecanki
Free online flash Mario Bros -Mario games site

1 2 3 4 5 6 7 8 9 10 11 12 13 14 15 16 17 18 19 20 21 22 23 24 25 26 27 28 29 30 31 32 33 34 35 36 37 38 39 40 41 42 43 44 45 46 47 48 49 50 51 52 53 54 55 56 57 58 59 60 61 62 63 64 65 66 67 68 69 70 71 72 73 74 75 76 77 78 79 80 81 82 83 84 85 86 87 88 89 90 91 92 93 94 95 96 97 98 99 100 101 102 103 104 105 106 107 108 109 110 111 112 113 114 115 116 117 118 119 120 121 122 123 124 125 126 127 128 129 130 131 132 133 134 135 136 137 138 139 140 141 142 143 144 145 146 147 148 149 150 151 152 153 154 155 156 157 158 159 160 161 162 163 164 165 166 167 168 169 170 171 172